Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Nottinghamshire
Sherwood [I]
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Sherwood
Tajemnicze, pełne magii lasy Sherwood przynależą do hrabstwa Nottinghamshire. Od stuleci znajdują się one pod opieką Nottów, którzy dbają o bezpieczeństwo na jego granicach oraz pilnują, by nikt niepowołany nie zakłócał spokoju żyjącym tam istotom ani nie niepokoił driad zamieszkujących osławiony dąb Major Oak. Czyjakolwiek obecność bez uzyskania pozwolenia ze strony opiekunów Sherwood skończy się tragedią, bowiem lasy te same potrafią się obronić przed niepotrzebną ingerencją. Każdy nieupoważniony zabłądzi w gęstwinach i nie znajdzie drogi powrotnej, dlatego lepiej uważać, czy rzeczywiście pragnie się móc podziwiać to piękno po raz ostatni.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 19.08.16 15:07, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Percival Nott' has done the following action : rzut kością
'k100' : 70
'k100' : 70
Zacisnął palce na wodzach mocniej, kiedy ogier szarpnął głową w bok, chcąc już odejść w kierunku linii startu. Był niecierpliwy, ale wziął to za dobrą kartę. Albo uplasuje się w czołówce, albo — co zdecydowanie mniej prawdopodobne — wypadnie z siodła. Pozostał jednak spokojny, upewniając się, że różdżka jak zawsze jest wepchnięta z tyłu za spodnie. Cmoknął i ruszył stępem przez śnieg w kierunku linii startu. Dojrzał jeszcze w towarzystwie znajome twarze, Katyę, Druellę, Tristana, skinął im głową, przygotowując się do gonitwy.
Wysłuchał czarodzieja, który się pojawił i obrzucił wzrokiem chorągiewki. Gra fair play? Użycie magii podczas sportowej rywalizacji zawsze kusiło do czynów niezgodnych z zasadami, ale może nie będzie miał czasu aby o tym myśleć.
Pochylił się jeszcze, aby sprawdzić, czy popręg jest dobrze zapięty, poprawił w siodle i oczekiwał na sygnał, a kiedy ten się pojawił — ruszył; gwałtownie zrywając się z miejsca.
Wysłuchał czarodzieja, który się pojawił i obrzucił wzrokiem chorągiewki. Gra fair play? Użycie magii podczas sportowej rywalizacji zawsze kusiło do czynów niezgodnych z zasadami, ale może nie będzie miał czasu aby o tym myśleć.
Pochylił się jeszcze, aby sprawdzić, czy popręg jest dobrze zapięty, poprawił w siodle i oczekiwał na sygnał, a kiedy ten się pojawił — ruszył; gwałtownie zrywając się z miejsca.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : rzut kością
'k100' : 39
'k100' : 39
Titus... albo raczej jego koń, bo zwierz i tak robił co chciał (jego jeźdżcowi zdecydowanie brakowało doświadczenia) ustawił się grzecznie na linii startu, co rusz wysoko podnosząc nogi. Machnął łbem, głośno sapiąc, na co Ollivander delikatnie poklepał go po grzywie, szepcząc kolejne prośby i błagania. Naprawdę nie chciał zaliczyć bliskiego spotkania z ziemią już na starcie, a błysk w czarnych oczach bestii zdawał się trochę niepokojący... Niemniej Tytus starał się wyglądać pewnie, gdy po raz kolejny elegancko wyprostował plecy. Och, Godryku! Miej w opiece swe najmłodsze dziecko!
Wbił spojrzenie w czarodzieja, który pojawił się na starcie, ze zmarszczonymi brwiami wysłuchując jego słów - skłonił nieznacznie głowę w momencie, w którym wszyscy milczeli, zaś gdy mężczyzna zapowiedział start, mocno zacisnął palce na lejcach, w duchu wciąż powtarzając, że jeśli to konisko nie będzie współpracować to przerobi je na salami. Różdżka, droga, chorągiewki... Nie ma problemu! - wszystko wydawało się jasne, Ollivander pokiwał głową, wbijając wzrok w gęstwinę przed sobą.
...start!
Wzmocniony głos czarodzieja odbił się echem w głowie Titusa, więc czym prędzej ścisnął konia piętami w tym samym czasie machnąwszy lejcami. Oby tylko ruszył!
Wbił spojrzenie w czarodzieja, który pojawił się na starcie, ze zmarszczonymi brwiami wysłuchując jego słów - skłonił nieznacznie głowę w momencie, w którym wszyscy milczeli, zaś gdy mężczyzna zapowiedział start, mocno zacisnął palce na lejcach, w duchu wciąż powtarzając, że jeśli to konisko nie będzie współpracować to przerobi je na salami. Różdżka, droga, chorągiewki... Nie ma problemu! - wszystko wydawało się jasne, Ollivander pokiwał głową, wbijając wzrok w gęstwinę przed sobą.
...start!
Wzmocniony głos czarodzieja odbił się echem w głowie Titusa, więc czym prędzej ścisnął konia piętami w tym samym czasie machnąwszy lejcami. Oby tylko ruszył!
Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,
why not us?
If they can do it,
why not us?
The member 'Titus F. Ollivander' has done the following action : rzut kością
'k100' : 15
'k100' : 15
Benjaminowi nie dane było długie zaprzyjaźnianie się ze Smokiem w samotności, bowiem zanim zdążył wskoczyć w siodło, obok niego przystanął nieznajomy jeździec, zerkający na niego z wysokości swego rumaka. Wright zerknął na niego w lekkim zdezorientowaniu, przez dłuższą chwilę przekonany, że zjazd z wysokości naćpania serwuje mu jakąś dziwną wizję. Stereotypowy arystokrata w idealnie czystym wdzianku, rękawice, okrągła mowa, ostre spojrzenie i tytułowanie jego - człowieka z Nokturnu - panem. Właściwie nie pamiętał już, kiedy ktokolwiek zwracał się do niego tymi uprzejmymi słowy a już z pewnością nie padały one z ust kogoś, kto mógłby stanowić idealną definicję błękitnokrwistego mężczyzny na wysokim stanowisku. Także dosłownie, choć na szczęście Benjaminowe gabaryty pozwalały mu na spokojne obserwowanie bruneta bez zadzierania głowy jak wyrwany do odpowiedzi uczniak.
- Yyyy - odparł niezwykle elokwentnie na kulturalne zagajenie a przez otumaniony nieco umysł z trudem przepływały bodźce. Skądś kojarzył jegomościa, tylko skąd? Z opowieści Inary? Konie plus Inara plus wielkopańska atmosfera? Książka do opieki nad magicznymi stworzeniami? Najlepsze hodowle w Wielkiej Brytanii? Tak, bank rozbity, a złoto leprokonusów obsypało mózg Wrighta odpowiedzią. Miał do czynienia (zapewne) z lordem Carrowem, który właśnie witał go jak równego sobie. Ściągając rękawicę...by rzucić mu ją pod nogi? Uścisnąć dłoń? Sięgnąć po różdżkę i unieszkodliwić mieszańca jeszcze przed startem? Dziwne rzeczy, ale nie takie widywał w ostatnich koszmarach.
- Dzięki - odparł w końcu, ściskając mocno prawicę Deimosa (bo czyż nie tak nazywał się krewny przeklętej Inary?), prawie miażdżąc silną rękę w swych przemrożonych palcach. - To znaczy...dzięki, sir. To też zasługa aetonana, na jakim jechałem. Wspaniałe stworzenie - dodał szczerze, bez manii uległości, ślepy na manipulacyjną gierkę, jaką mógł mu właśnie sprzedawać Carrow. Mimo wszystko wierzył w szczere intencje...a przynajmniej w słabym stanie psychicznym niezbyt koncentrował się na ewentualnych subtelnościach, głównie walcząc z chęcią odwrócenia się na pięcie i roztłuczenia głowy Percivala o oblodzony głaz, leżący tuż niedaleko. Ta wizja okazała się na tyle interesująca, że znów na brodatej twarzy zakwitł wyraz niezwykłej frustracji. - Zobaczymy. Wolę polować niż się ścigać - odpowiedział jeszcze, zanim życzył Deimosowi powodzenia i szarpnął Smoka za uzdę, prowadząc go w bok. Jeszcze bardziej do ściany lasu, by w samotności zapalić lub nabrać pełne garście śniegu i wepchnąć go sobie do ust, by powstrzymać wściekłe mdłości. Nie odwracaj się, nie patrz w jego stronę, nie patrz w ich stronę. Powtarzał sobie jak mantrę. Od wpadnięcia w krótkie szaleństwo powstrzymało go tylko nagłe pojawienie się obok Bleach.
Najpierw lekki dotyk, potem niedorzecznie jasne włosy, następnie wysoka sylwetka i twarz na odpowiedniej wysokości. I tak patrzył na nią z góry, ale nie musiał schylać karku, by zajrzeć w jej oczy. O szerokich źrenicach? Czyżby połakomiła się na przyjemności bez niego? Uśmiechnął się do niej krzywo, poprawiając uzdę Smoka. - Po co nam łóżko - ni to spytał, ni oznajmił, zerkając kontrolnie na Pistone z ukosa. I już-już miał zapytać, czy może nie kryje czegoś wspaniałego w zakamarkach płaszcza, ale od dyskwalifikacji z przyczyn narkotycznych uratował go głos organizatora. Ruszył więc ku linii startowej, zadziwiająco zgrabnie wskakując na grzbiet konia. Poklepał go po karku i gdy gonitwa się rozpoczęła, spiął go do jak najszybszego ruszenia z miejsca.
- Yyyy - odparł niezwykle elokwentnie na kulturalne zagajenie a przez otumaniony nieco umysł z trudem przepływały bodźce. Skądś kojarzył jegomościa, tylko skąd? Z opowieści Inary? Konie plus Inara plus wielkopańska atmosfera? Książka do opieki nad magicznymi stworzeniami? Najlepsze hodowle w Wielkiej Brytanii? Tak, bank rozbity, a złoto leprokonusów obsypało mózg Wrighta odpowiedzią. Miał do czynienia (zapewne) z lordem Carrowem, który właśnie witał go jak równego sobie. Ściągając rękawicę...by rzucić mu ją pod nogi? Uścisnąć dłoń? Sięgnąć po różdżkę i unieszkodliwić mieszańca jeszcze przed startem? Dziwne rzeczy, ale nie takie widywał w ostatnich koszmarach.
- Dzięki - odparł w końcu, ściskając mocno prawicę Deimosa (bo czyż nie tak nazywał się krewny przeklętej Inary?), prawie miażdżąc silną rękę w swych przemrożonych palcach. - To znaczy...dzięki, sir. To też zasługa aetonana, na jakim jechałem. Wspaniałe stworzenie - dodał szczerze, bez manii uległości, ślepy na manipulacyjną gierkę, jaką mógł mu właśnie sprzedawać Carrow. Mimo wszystko wierzył w szczere intencje...a przynajmniej w słabym stanie psychicznym niezbyt koncentrował się na ewentualnych subtelnościach, głównie walcząc z chęcią odwrócenia się na pięcie i roztłuczenia głowy Percivala o oblodzony głaz, leżący tuż niedaleko. Ta wizja okazała się na tyle interesująca, że znów na brodatej twarzy zakwitł wyraz niezwykłej frustracji. - Zobaczymy. Wolę polować niż się ścigać - odpowiedział jeszcze, zanim życzył Deimosowi powodzenia i szarpnął Smoka za uzdę, prowadząc go w bok. Jeszcze bardziej do ściany lasu, by w samotności zapalić lub nabrać pełne garście śniegu i wepchnąć go sobie do ust, by powstrzymać wściekłe mdłości. Nie odwracaj się, nie patrz w jego stronę, nie patrz w ich stronę. Powtarzał sobie jak mantrę. Od wpadnięcia w krótkie szaleństwo powstrzymało go tylko nagłe pojawienie się obok Bleach.
Najpierw lekki dotyk, potem niedorzecznie jasne włosy, następnie wysoka sylwetka i twarz na odpowiedniej wysokości. I tak patrzył na nią z góry, ale nie musiał schylać karku, by zajrzeć w jej oczy. O szerokich źrenicach? Czyżby połakomiła się na przyjemności bez niego? Uśmiechnął się do niej krzywo, poprawiając uzdę Smoka. - Po co nam łóżko - ni to spytał, ni oznajmił, zerkając kontrolnie na Pistone z ukosa. I już-już miał zapytać, czy może nie kryje czegoś wspaniałego w zakamarkach płaszcza, ale od dyskwalifikacji z przyczyn narkotycznych uratował go głos organizatora. Ruszył więc ku linii startowej, zadziwiająco zgrabnie wskakując na grzbiet konia. Poklepał go po karku i gdy gonitwa się rozpoczęła, spiął go do jak najszybszego ruszenia z miejsca.
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : rzut kością
'k100' : 57
'k100' : 57
-Życzę więc powodzenia- pożegnał się z panem Wrightem przy odwracaniu się starając nie skrzywic z powodu zniszczonej ręki. Jeszcze podczas tej krótkiej pogawędki zauważył, że Benjamin ma wyjątkowo męskie przywitanie i nie omieszkał go za to pochwalić. Teraz jednak nieco bolą go palce, oby to nie udaremnilo wygranej Carrowa.
Ustawiając się na lini startowej, Deimos czuje niejaka radość, która już dawno nie pulsowała w jego żyłach. Rozgląda się po raz ostatni, by dojrzeć swoją kuzynkę oraz Adriena. Posyła im pozdrowienie spod kapelusza. Dostojnie i z klasą, bez zbednych dołeczków w policzkach. Adrien już dawno nie odwiedzał go wraz z córką, należało to zmienić. Ale czas na pogawędki będzie po wyścigu.
Tymczasem należało zacząć gonitwę. Przygotowani do startu, a konie niecierpliwie. Wiedzą co też takiego ich czeka. Swojego wierzchowca Deimos dotyka w szyję. Ale nie chce go uspokoić, chce mu przekazać, że ten ma być posłuszny, a jego dzikość ma go wynieść po złoty medal. Cóż to by była za kompromitacja, jeżeli znów skończyłby wyścig na samym początku. Ale czasami i takie rzeczy się zdarzają. Ujmuje lejce i na znak startu spina konia by ten ruszał.
Ustawiając się na lini startowej, Deimos czuje niejaka radość, która już dawno nie pulsowała w jego żyłach. Rozgląda się po raz ostatni, by dojrzeć swoją kuzynkę oraz Adriena. Posyła im pozdrowienie spod kapelusza. Dostojnie i z klasą, bez zbednych dołeczków w policzkach. Adrien już dawno nie odwiedzał go wraz z córką, należało to zmienić. Ale czas na pogawędki będzie po wyścigu.
Tymczasem należało zacząć gonitwę. Przygotowani do startu, a konie niecierpliwie. Wiedzą co też takiego ich czeka. Swojego wierzchowca Deimos dotyka w szyję. Ale nie chce go uspokoić, chce mu przekazać, że ten ma być posłuszny, a jego dzikość ma go wynieść po złoty medal. Cóż to by była za kompromitacja, jeżeli znów skończyłby wyścig na samym początku. Ale czasami i takie rzeczy się zdarzają. Ujmuje lejce i na znak startu spina konia by ten ruszał.
The member 'Deimos Carrow' has done the following action : rzut kością
'k100' : 2
'k100' : 2
- Mam ułatwione zadanie. Wystarczy, że rozejrzę się za najlepiej ubraną osobą w towarzystwie. - Przyznaje, posyłając Emery perskie oko. - Dawno nie galopowałam na koniu, który pod kopytami miałby grunt, ale nie mam zamiaru pozostać w tyle. - Nie boi się zaufać zwierzęciu, którego nie zna. Musiała chyba zawrzeć kiedyś pakt z Panem, który ukrył gdzieś na Ziemi cały jej strach, przy okazji ograbiając ze zdrowego rozsądku i instynktu samozachowawczego. Gdy koń skubie kopytem przyprószoną śniegiem powierzchnię już wie, że nie znajduje się w swoim żywiole. Nie dba o to, pozwalając się zahipnotyzować magii płynącej z Sherwood. Nie przysłuchuje się słowom powitania, nie zauważa, kiedy polana wypełnia się martwą ciszą. Stojąc na skraju świata materialnego wpatruje się w leśną gęstwinę, słuchając melodii niesionej przez drzewa, zupełnie jakby dojrzała gdzieś orszak magicznych stworzeń. Chce już dać wierzchowcowi sygnał do startu. Dzisiaj będzie jej Pegazem, który na skrzydłach pomknie przez gąszcz niczym strzała, bez strachu, prosto do mety.
Z letargu wyrywa ją dopiero głos Emery – w samą porę, bo chwilę później rozlega się sygnał do startu.
- Powodzenia. - Rzuca krótko, napinając łydki, tym samym skłaniając współtowarzysza gonitwy do ruszenia.
Z letargu wyrywa ją dopiero głos Emery – w samą porę, bo chwilę później rozlega się sygnał do startu.
- Powodzenia. - Rzuca krótko, napinając łydki, tym samym skłaniając współtowarzysza gonitwy do ruszenia.
I'm drifting in deep water
No matter how far I drift deep waters won't scare me tonight
Nemesis Valhakis
Zawód : pomaga ojcu w interesach, wytwarza amulety i wtyka nos w czarnomagiczne księgi
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nothing is softer or more flexible than water, yet nothing can resist it.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Nemesis Valhakis' has done the following action : rzut kością
'k100' : 44
'k100' : 44
— Naturalnie. Porozmawiamy po wyścigu — odparł cicho w stronę Emery, ściągając wodze. Jego klacz najwyraźniej interesowała się ogierem kuzynki, a nie mógł sobie pozwolić na konne romanse tuż przed wyścigiem, toteż oddalił się nieco, nie chcąc podsłuchiwać rozmowy dwóch dam. Nadal bił się z myślami, pragnąc uciec jak najdalej od Sherwood. Wychował się w tych okolicach, bywał tutaj jako dziecko do pewnego momentu. Później przeżył własne, straszne spotkanie z lasem i od tego czasu nie wracał tu, trzymając się od wszelakich tego typu forma z dala. Dziś jednak ponownie stanął przed swoim koszmarem, instynktownie dociskając łydki do boków konia. Prychnięcie zwierza na moment wyrwało go z rozmyślań. Przesunął palcami skrytymi pod rękawiczkami po grzywie i ponownie złapał za wodze, połowicznie wsłuchując się w słowa gospodarza turnieju. Nie oczekiwał niczego innego niż przedstawienie zasad oraz napomknięcia o tragedii na Sabacie. Niestety nie myślał o tym tak, jak powinien. Przez cały ten czas analizował wszystkie za i przeciw, zastanawiając się nad wycofaniem się z wyścigu. Pogrążył się w tym tak głęboko, iż nie usłyszał tego jednego słowa, bowiem klacz Cassiusa szarpnęła się, ruszając.
We're not cynics, we just don't believe a word you say
We're not critics, we just hate it all anyway
We're not critics, we just hate it all anyway
Cassius P. Nott
Zawód : Urzędnik Ministerstwa Magii
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am the tall dark stranger
those warnings prepared you for
those warnings prepared you for
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Cassius P. Nott' has done the following action : rzut kością
'k100' : 28
'k100' : 28
Darcy spoglądała wprost w oczy Inary, licząc na to, że dziewczyna jedynie w typowy dla siebie sposób dzieliła się swoim niezrozumiałym żartem. Poruszyła się ledwie na wierzchu względnie spokojnie jak na niepokój jaki rozbudził w niej komentarz Carrowówny.
— Tak mi też mówiono… — odegrała scenę pod tytułem: „wcale nie brałam wierzchowca, który wydawał mi się najmniej groźny”. Cóż to by było, gdyby duma Darcy pozwoliła jej się przyznać do błędu. Nagle Rosier nabrała większej trwogi do konia, głaszcząc go na szyi. Bo gdyby tak szarpnął się już na początku wyścigu, nie wróżyłoby to dobrze dla jej godności. Odetchnęła z wolna, korzystając z okazji, że Inarka posyłała komuś swój uśmiech. Dopiero tchnięta przeczuciem, po momencie zerknęła w tamtym kierunku. Wyprostowała się, dostrzegając jego twarz. Skinęła mu ledwie co głową. To będzie ciekawa gonitwa. Mięśnie Darcy zdawały się jeszcze bardziej ściśnięte, niż kiedy wsiadała na swojego rumaka. Ten, wyczuwając jej rosnące spięcie, potrząsnął głową.
— Lady Ollivander — przeniosła swoją uwagę na kogoś znacznie bardziej przyjaznego.
— Trochę się nie widziałyśmy. Musisz mi kiedyś opowiedzieć, czy to jakaś podróż Cię zatrzymała, czy sprawy w kraju?
Zagadnięcie, wydawało się wspomagać Rosier w odganianiu złych, natrętnych, niesprzyjających jej w trakcie gonitwy myśli. Uśmiechnęła się do dziewczyny kątem ust, nie słuchając słów rozpoczynających gonitwę.
Bardziej niż to interesowało ją, kiedy będzie mogła się ruszyć. Jej koń wyraźnie ciągnął do przodu.
— Tak mi też mówiono… — odegrała scenę pod tytułem: „wcale nie brałam wierzchowca, który wydawał mi się najmniej groźny”. Cóż to by było, gdyby duma Darcy pozwoliła jej się przyznać do błędu. Nagle Rosier nabrała większej trwogi do konia, głaszcząc go na szyi. Bo gdyby tak szarpnął się już na początku wyścigu, nie wróżyłoby to dobrze dla jej godności. Odetchnęła z wolna, korzystając z okazji, że Inarka posyłała komuś swój uśmiech. Dopiero tchnięta przeczuciem, po momencie zerknęła w tamtym kierunku. Wyprostowała się, dostrzegając jego twarz. Skinęła mu ledwie co głową. To będzie ciekawa gonitwa. Mięśnie Darcy zdawały się jeszcze bardziej ściśnięte, niż kiedy wsiadała na swojego rumaka. Ten, wyczuwając jej rosnące spięcie, potrząsnął głową.
— Lady Ollivander — przeniosła swoją uwagę na kogoś znacznie bardziej przyjaznego.
— Trochę się nie widziałyśmy. Musisz mi kiedyś opowiedzieć, czy to jakaś podróż Cię zatrzymała, czy sprawy w kraju?
Zagadnięcie, wydawało się wspomagać Rosier w odganianiu złych, natrętnych, niesprzyjających jej w trakcie gonitwy myśli. Uśmiechnęła się do dziewczyny kątem ust, nie słuchając słów rozpoczynających gonitwę.
Bardziej niż to interesowało ją, kiedy będzie mogła się ruszyć. Jej koń wyraźnie ciągnął do przodu.
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Darcy Rosier' has done the following action : rzut kością
'k100' : 59
'k100' : 59
Sherwood [I]
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Nottinghamshire