Sala przesłuchań
AutorWiadomość
Sala przesłuchań
To jedna z niewielu sal, nieprzypominająca typowych zimnych klit więzienia. Pokój nie jest przeznaczony do przesłuchiwań najgroźniejszych przestępców, ale - zwykle - czarodziejów z nieskazitelnym aktem urodzenia, którzy z jakichś powodów muszą złożyć zeznania. Świadkowie mają się tam czuć jak najbardziej komfortowo, co zapewnia w miarę domowy wystrój i styl mebli. Dobrze ogrzewane pomieszczenie pełni swoją funkcję w każdej porze roku, niezależnie od godziny. Centrum stanowi stół z czterema krzesłami dookoła, które znajdują się na małym podwyższeniu. Lustro weneckie odgradza znajdujących się w pokoiku obok magicznych policjantów od przesłuchiwanych. Mimo wszystko pomieszczenie służy pracownikom, a nie wygodzie ludzi wewnątrz.
2 lutego
- Carter. Carter! Gdzie on jest?! No, w końcu! Ile można cię wołać, na Merlina!
- Jestem, panie McGregor. Sądzę, że nawet mojej świętej pamięci babcia, by pana usłyszała.
- Zachowaj te swoje żarciki dla panienek z Ministerstwa. Mam sprawę dla ciebie.
Głośny mężczyzna usiadł za swoim biurkiem i spojrzał w papiery, które trzymał w dłoniach. Jonathan McGregor był przełożonym Raidena i pomimo kilku, jeśli nie kilkudziesięciu, wad był człowiekiem, który wiedział więcej o pracy w policji niż można było się domyślać. Przystrzyżony w taki sposób jakby przejechała po nim kosiarka, siwiał po obu stronach głowy, chociaż na czubku dalej widać było że kiedyś był szatynem. Wiecznie palił cygara, nosił kraciaste koszule i narzucał na to kamizelki. Kiedyś musiał być wyprawnym agentem wywiadu, ale stopień jak i Ministerstwo Magii zapuszkowało go do odpowiedzialności za ich jednostkę i równocześnie podcięło skrzydła. Nic dziwnego, że był wiecznie zły na ludzi dookoła.
- Lubię cię, synu – zaczął lub właściwie wykrzykiwał słowa. – Przez ten miesiąc pracy zapracowałeś na moją wdzięczność, ale nie oczekuj kwiatków z gratulacjami. Góra suszy mi głowę starą sprawą sprzed dwóch lat. Chodzi o zaginięcie grupy czarodziejów, z którego wrócił tylko szef tej terapii grupowej.
Tutaj rzucił aktami w stronę Raidena, który podniósł je z biurka i otworzył uważnie, marszcząc brwi. Miał nieprzyjemne przeczucie, że to sprawa, której nie powinien prowadzić.
- Szef tych ludzi siedział w wariatkowie, gdzie pomagali mu odzyskać wspomnienia. Skurczybyk przesiedział dwa lata i dopiero tydzień temu zaczął mówić! Ha! Życie jest niesprawiedliwe.
- Rozumiem – powiedział Raiden, zamykając dokumenty i przenosząc spojrzenie na McGregora. – Jednak wolałbym się nie zabierać za tę sprawę. Jest zbyt osobista…
- Osobista?! – huknął mężczyzna. – Jesteś agentem, Carter i to ja decyduję co jest dla ciebie odpowiednie! Jesteś dobry w przesłuchaniach i całej reszcie tego bagna. Znasz te akta na wskroś. I to się liczy. Nie obchodzi mnie cała reszta. To twoja robota, więc rusz tyłek i przesłuchaj świadka!
Raiden westchnął i zabrał dokumenty, wychodząc z gabinetu przełożonego i kierując się w kierunku sali przesłuchań. Nie chciał brać tej sprawy i ten stary dziad o tym doskonale wiedział. Każdy byłby do tego bardziej odpowiedni. Wchodząc do pokoiku obok odpowiedniej salki, zobaczył stojącego przy szybie McKennę, a także osobę po drugiej stronie. Zatrzymał się w pół kroku, patrząc na Peony, którą właśnie przesłuchiwał Ramirez. Szybko jednak się ocknął i rzucił:
- Długo już tutaj jest?
- Jakieś pół godziny. Carlos uważa, że ma z tym związek – odpowiedział McKenna, patrząc uważnie na swojego kolegę z pracy.
- Co za kretyn. Odwołaj go. Już – rzucił Raiden, patrząc uważnie na mężczyznę, po czym otworzył drzwi i wszedł do sali przesłuchań. Stanął przed kuzynką i odczekał, aż policjant wyjdzie. - Witaj, Peony - mruknął, położył akta na blacie przed nią i zdjął marynarkę, po czym usiadł naprzeciwko niej. - Mam nadzieję, że wytłumaczono ci dlaczego tutaj jesteś. I wierz mi, wolałbym, żeby nasze ponowne spotkanie odbywało się w przyjemniejszych okolicznościach.
- Carter. Carter! Gdzie on jest?! No, w końcu! Ile można cię wołać, na Merlina!
- Jestem, panie McGregor. Sądzę, że nawet mojej świętej pamięci babcia, by pana usłyszała.
- Zachowaj te swoje żarciki dla panienek z Ministerstwa. Mam sprawę dla ciebie.
Głośny mężczyzna usiadł za swoim biurkiem i spojrzał w papiery, które trzymał w dłoniach. Jonathan McGregor był przełożonym Raidena i pomimo kilku, jeśli nie kilkudziesięciu, wad był człowiekiem, który wiedział więcej o pracy w policji niż można było się domyślać. Przystrzyżony w taki sposób jakby przejechała po nim kosiarka, siwiał po obu stronach głowy, chociaż na czubku dalej widać było że kiedyś był szatynem. Wiecznie palił cygara, nosił kraciaste koszule i narzucał na to kamizelki. Kiedyś musiał być wyprawnym agentem wywiadu, ale stopień jak i Ministerstwo Magii zapuszkowało go do odpowiedzialności za ich jednostkę i równocześnie podcięło skrzydła. Nic dziwnego, że był wiecznie zły na ludzi dookoła.
- Lubię cię, synu – zaczął lub właściwie wykrzykiwał słowa. – Przez ten miesiąc pracy zapracowałeś na moją wdzięczność, ale nie oczekuj kwiatków z gratulacjami. Góra suszy mi głowę starą sprawą sprzed dwóch lat. Chodzi o zaginięcie grupy czarodziejów, z którego wrócił tylko szef tej terapii grupowej.
Tutaj rzucił aktami w stronę Raidena, który podniósł je z biurka i otworzył uważnie, marszcząc brwi. Miał nieprzyjemne przeczucie, że to sprawa, której nie powinien prowadzić.
- Szef tych ludzi siedział w wariatkowie, gdzie pomagali mu odzyskać wspomnienia. Skurczybyk przesiedział dwa lata i dopiero tydzień temu zaczął mówić! Ha! Życie jest niesprawiedliwe.
- Rozumiem – powiedział Raiden, zamykając dokumenty i przenosząc spojrzenie na McGregora. – Jednak wolałbym się nie zabierać za tę sprawę. Jest zbyt osobista…
- Osobista?! – huknął mężczyzna. – Jesteś agentem, Carter i to ja decyduję co jest dla ciebie odpowiednie! Jesteś dobry w przesłuchaniach i całej reszcie tego bagna. Znasz te akta na wskroś. I to się liczy. Nie obchodzi mnie cała reszta. To twoja robota, więc rusz tyłek i przesłuchaj świadka!
Raiden westchnął i zabrał dokumenty, wychodząc z gabinetu przełożonego i kierując się w kierunku sali przesłuchań. Nie chciał brać tej sprawy i ten stary dziad o tym doskonale wiedział. Każdy byłby do tego bardziej odpowiedni. Wchodząc do pokoiku obok odpowiedniej salki, zobaczył stojącego przy szybie McKennę, a także osobę po drugiej stronie. Zatrzymał się w pół kroku, patrząc na Peony, którą właśnie przesłuchiwał Ramirez. Szybko jednak się ocknął i rzucił:
- Długo już tutaj jest?
- Jakieś pół godziny. Carlos uważa, że ma z tym związek – odpowiedział McKenna, patrząc uważnie na swojego kolegę z pracy.
- Co za kretyn. Odwołaj go. Już – rzucił Raiden, patrząc uważnie na mężczyznę, po czym otworzył drzwi i wszedł do sali przesłuchań. Stanął przed kuzynką i odczekał, aż policjant wyjdzie. - Witaj, Peony - mruknął, położył akta na blacie przed nią i zdjął marynarkę, po czym usiadł naprzeciwko niej. - Mam nadzieję, że wytłumaczono ci dlaczego tutaj jesteś. I wierz mi, wolałbym, żeby nasze ponowne spotkanie odbywało się w przyjemniejszych okolicznościach.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Ostatnio zmieniony przez Raiden Carter dnia 27.08.16 11:52, w całości zmieniany 1 raz
Od powrotu do Londynu Peony ma wrażenie, że los uparcie chce jej przypomnieć o przeszłości jaką tutaj miała. Tak jakby wracając do miasta swojej młodości skreśliła swoją szansę na nowe życie. Z każdym dniem żałowała co raz bardziej, że wrócili. Pewnie gdzieś daleko nikt nie zainteresowałby się nią i tym co się kiedyś działo pod jej dachem. Nigdy by się nie dowiedziała, że jej mąż „prawdopodobnie” żyje, a w całej Dolinie Godryka mówi się tylko o tym, że z tęsknoty nie potrafi zajmować się synem. Tęsknota ją ogarniała, ale tylko i wyłącznie za domem i rodziną. Długo nie mogła się zebrać, żeby wziąć ponownie list od wścibskiej sąsiadki w dłonie. Długo też nie mogła później zapomnieć jego treści. Chciała coś zrobić. Nie tyle dla siebie co dla swojego syna, który tęsknił za ojcem i choć w głębi serca miała nadzieje, że mężczyzna jednak nie żyje to nie mogła schować listu do szuflady i nigdy już na niego nie patrzeć. Nie wybaczyłaby sobie tego. I pewnie właśnie tym zajęłaby się dzisiejszego dnia gdyby nie fakt, że przyleciała do niej sowa z nowym listem. Pieczątka Ministerstwa sprawiła, że po plecach przeszedł jej dreszcz. Czego mogli od niej chcieć? Wezwanie na przesłuchanie było dla niej ogromnym zaskoczeniem. Co się mogło zmienić? W końcu dwa lata temu już wszystko powiedziała. Bez większej zwłoki dzięki środkowi Fiuu przeniosła się najpierw do matki kobiety zostawiając jej Nate'a pod opieką, a następnie do Ministerstwa. Nie mogła ukryć zdenerwowania. Teraz mieli zamiar co rok zwoływać ją na ponowne przesłuchanie? W głębi duszy wiedziała, że to wcale nie o to chodzi. Musieli się dowiedzieć czegoś nowego i ta myśl przerażała ją do kości. Jeden z pracowników zaprowadził ją do pokoju przesłuchań. Mężczyzna, który ją przesłuchiwał nie bawił się w uprzejmości. Wiedziała co myśli. Wszyscy myśleli, że ona mu pomagała i żadne jej słowa nie działały. Po jakimś czasie mężczyzna zniknął za drzwiami, a jego miejsce zajął Raiden. Nie mogła ukryć zdziwienia. Zapomniała o tym, że mężczyzna jest członkiem wiedźmiej straży. - Wytłumaczono? - prychnęła zirytowana. - Dostanie podkreślono mój udział w całej sprawie. Nie wiedziałam, że tak łatwo wyciągacie wnioski. Szczególnie skoro tak mało wiecie o sprawie jaką przyszło Wam prowadzić.
do not cry because it is over
smile because it happened
smile because it happened
Peony Sprout
Zawód : własna hodowla Mandragor & warzenie eliksirów
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
nie widziałam cię już od miesiąca. nic.
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie chciał, żeby źle ją traktowano. Dlatego gdy tylko usłyszał, co powiedziała i to z takim wyrzutem, spojrzał w stronę lustra weneckiego, za którym stali McKenna i Ramirez i posłał wymowne spojrzenie oznaczające policzenie się w najbliższym czasie. Przeniósł ponownie uwagę na swoją kuzynkę, otwierając notes, w którym zamierzał notować wszelkie uwagi. Nie lubił samopiszącego pióra. Wolał tradycyjne podejście do sprawy.
- Przepraszam cię za wszystkie nieprzyjemności w imienia Ministerstwa i swoim – zaczął. – To tylko przesłuchanie. Nikt nie rzuca oskarżeń, a jeśli nawet… Zostaną wyciągnięte konsekwencje.
Umilkł, analizując jej dalsze słowa. Fakt. Nie wiedzieli praktycznie nic o tej sprawie i opierali się na raportach sprzed dwóch lat. I to cudzych. Gdyby od początku Raiden nad tym pracował, byłoby inaczej. Tutaj musiał zacząć od początku. Wyjął papier, długopis i położył je na stole przed Peony.
- Rozumiem, że wiesz o tym znacznie więcej od nas. A może się mylę? – zadał pierwsze pytanie, a prawdziwe przesłuchanie właśnie się rozpoczęło. Skończyło się bycie kuzynem i kuzynką. Carter zaczął podchodzić do tego profesjonalnie. Musiał odłożyć prywatne relacje na bok. – Proszę opowiedzieć o dniu, w którym zaginął pani mąż. Był jednym z członków grupy czarodziejów, którzy nie wrócili dwa lata temu z wyprawy. Znała pani resztę tych ludzi?
- Przepraszam cię za wszystkie nieprzyjemności w imienia Ministerstwa i swoim – zaczął. – To tylko przesłuchanie. Nikt nie rzuca oskarżeń, a jeśli nawet… Zostaną wyciągnięte konsekwencje.
Umilkł, analizując jej dalsze słowa. Fakt. Nie wiedzieli praktycznie nic o tej sprawie i opierali się na raportach sprzed dwóch lat. I to cudzych. Gdyby od początku Raiden nad tym pracował, byłoby inaczej. Tutaj musiał zacząć od początku. Wyjął papier, długopis i położył je na stole przed Peony.
- Rozumiem, że wiesz o tym znacznie więcej od nas. A może się mylę? – zadał pierwsze pytanie, a prawdziwe przesłuchanie właśnie się rozpoczęło. Skończyło się bycie kuzynem i kuzynką. Carter zaczął podchodzić do tego profesjonalnie. Musiał odłożyć prywatne relacje na bok. – Proszę opowiedzieć o dniu, w którym zaginął pani mąż. Był jednym z członków grupy czarodziejów, którzy nie wrócili dwa lata temu z wyprawy. Znała pani resztę tych ludzi?
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Ludzką cechą jest wyciąganie wniosków. Robimy to cały czas patrząc powierzchownie i tworząc swój własny obraz danej osoby w głowie. Tak jest po prostu łatwiej. Nie ma przecież powodów by dłużej zajmować swoje myśli daną osobą. Jednakże istnieją takie sytuacje i tacy ludzie przy których ta prosta czynność się nie sprawdza. Wszelkie powierzchowne oceny należy zachować dla siebie. I choć naprawdę nie chciała wyładować swoich nerwów na kuzynie to ta cała sytuacja była dla niej już wystarczająco stresująca. Tym bardziej gdy czuła, że grunt pali jej się pod nogami, a oskarżenia spadają na nią. Westchnęła pocierając nerwowo czoło chcąc wyrzucić wcześniejsze „przesłuchanie” z głowy. Spojrzała na leżące przed mężczyzną akta i na usta cisnęło jej się pytanie dlaczego po prostu nie przeczyta tego co powiedziała dwa lata temu. Wiedziała dlaczego. Chodziło o powtórzenie istotnych szczegółów. Gdyby miała coś na sumieniu poszłoby jej o wiele łatwiej. Znałaby prawdopodobnie własne słowa na pamięć. Teraz miała tylko wszystko do stracenia. - Dobrze. - mruknęła kiwając głową jakby przekonując samą siebie, że powrót do tych wspomnień nie będzie ani bolesny ani przykry. To tak jakby opowiadała o życiu kobiety, z którą kiedyś miała do czynienia. Dawno temu. Nic więcej. - Nie powiedziałam, że wiem o sprawie o wiele więcej. Za to otwarcie mówię, że rzucanie oskarżeniami na prawo i lewo jest nieprofesjonalne, powierzchowne i na Merlina krzywdzące. - powiedziała spokojniej przyglądając się mężczyźnie. Wiedziała, że w tym momencie jest on tylko pracownikiem Ministerstwa. Pewnie nawet gdyby łączyły ich dobre relacje to nie miałaby co liczyć na wsparcie. - Nie znałam przyjaciół mojego męża. Obracał się on w różnych kręgach i często nie wracał do domu na noc więc zgaduje, że miał wielu przyjaciół o których istnieniu nie miałam pojęcia. - odetchnęła głębiej przenosząc wzrok na swoje dłonie. - Ostatni raz widziałam go przed wyjazdem. On, jego szef i kilku pracowników mieli wybrać się wspólnie na mecz Quidditcha. Wiedziałam, że nie jest to cel ich podróży, bo wiedziałam, kiedy mój mąż kłamie mi prosto w oczy. Nie pytałam bo… - nie pytała bo nie chciała znowu przez tydzień chodzić z siniakiem pod okiem. - Bo nie było to mi do niczego potrzebne. Od lat nam się nie układało. - mruknęła. Jeżeli chciał cokolwiek się od niej dowiedzieć musiał ją ciągnąć za język.
do not cry because it is over
smile because it happened
smile because it happened
Peony Sprout
Zawód : własna hodowla Mandragor & warzenie eliksirów
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
nie widziałam cię już od miesiąca. nic.
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Podziękował jej w duchu za to, że tak spokojnie odpowiedziała. Przesłuchania różnie wpływały an ludzi i wolał się nie zastanawiać, co by było gdyby jego kuzynka postanowiła nieco zawalczyć o siebie. Na pewno nie pomogłoby to jej sytuacji, a im w pracy. Nie chciał pozbawiać jej syna matki na parę dni, gdyby skończyła w areszcie. Zresztą to by było już powyżej wszelakich oczekiwań. Akta wciąż przed nim leżały, ale nie chciał ich otwierać. Jeszcze nie. Wiedział, co było tam napisane. W końcu nie był początkującym pracownikiem magicznej policji. Nie zareagował, gdy zgodziła się mówić. Po prostu jej słuchał i zapisywał parę najbardziej istotnych elementów. Wyciągał z jej słów to co chciał, ale wiedział, że wszystko było ważne. Skryci za lustrem weneckim Ramirez i McKenna mieli tego dopilnować.
- Wie pani w jakich w jakich kręgach obracał się jej mąż?
Kolejne pytanie. Potrzebował tego i zdawał sobie sprawę, że oboje stąd nie wyjdą, jeśli Peony nie powie mu wszystkiego. Chyba krew Skamanderów, a u niego również i Carterów kazała trwać przy swoim. To nie miał być łatwy wieczór i chciałby zakończyć to jak najszybciej, ale nie mógł. To był dopiero początek. Ile takie przesłuchania zwykle trwały? Godzinę? Pięć? Sześć? A może i cały dzień…. Trudno było oceniać. A Ministerstwo naciskało na tę sprawę, podobnie jak McGregor, którego oddech Raiden dosłownie czuł na swoim karku. To było ważne. i to bardziej niż ktokolwiek mógł przypuszczać. Musiał wiedzieć, dlaczego.
- Może pani rozwinąć ostatnią kwestię? – spytał, nie odrywając spojrzenia od notesu. Notował, układając sobie wszystko w swój jedynie znany schemat. Powoli musiał go tworzyć, by później mieć pogląd na całą sprawę. Przez chwilę wyłączył fakt, że byli krewnymi i skupił się na jej słowach. Chociaż to, co usłyszał, sprawiło, że poczuł przypływ emocji. Peony się zmieniła. I to o wiele bardziej niż sądził. Nie chciała wyjawiać sekretów swojego małżeństwa, a na pewno nie przed nim. Ale nie miała wyjścia. Albo on albo Ramirez. Komuś z nich musiała.
- Wie pani w jakich w jakich kręgach obracał się jej mąż?
Kolejne pytanie. Potrzebował tego i zdawał sobie sprawę, że oboje stąd nie wyjdą, jeśli Peony nie powie mu wszystkiego. Chyba krew Skamanderów, a u niego również i Carterów kazała trwać przy swoim. To nie miał być łatwy wieczór i chciałby zakończyć to jak najszybciej, ale nie mógł. To był dopiero początek. Ile takie przesłuchania zwykle trwały? Godzinę? Pięć? Sześć? A może i cały dzień…. Trudno było oceniać. A Ministerstwo naciskało na tę sprawę, podobnie jak McGregor, którego oddech Raiden dosłownie czuł na swoim karku. To było ważne. i to bardziej niż ktokolwiek mógł przypuszczać. Musiał wiedzieć, dlaczego.
- Może pani rozwinąć ostatnią kwestię? – spytał, nie odrywając spojrzenia od notesu. Notował, układając sobie wszystko w swój jedynie znany schemat. Powoli musiał go tworzyć, by później mieć pogląd na całą sprawę. Przez chwilę wyłączył fakt, że byli krewnymi i skupił się na jej słowach. Chociaż to, co usłyszał, sprawiło, że poczuł przypływ emocji. Peony się zmieniła. I to o wiele bardziej niż sądził. Nie chciała wyjawiać sekretów swojego małżeństwa, a na pewno nie przed nim. Ale nie miała wyjścia. Albo on albo Ramirez. Komuś z nich musiała.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
- Na początku nie wiedziałam… - zaczęła zgodnie z prawdą. - Zaraz po naszym ślubie, kiedy dostał pracę w porcie zaczął znikać. Nie wracał nocami do domu, zachowywał się dziwnie i zagadkowo. Jak każda kobieta… pomyślałam, że ma romans. W przekonaniu potwierdzał mnie zapach damskich perfum na jego koszuli. On… zdenerwował się. Chciałam od niego odejść. Ale wtedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Na jakiś czas w naszym domu zapanował spokój i próbowałam zapomnieć o tym jaki był wcześniej. Tylko, że to wróciło. Z większą siłą. Nagle mieliśmy jakieś oszczędności, nagle on więcej zarabiał. Niepokoiło mnie to, ale każda nasza kłótnia kończyła się… ja naprawdę nie mogłam znowu tego znosić. - wiedziała, że nie mówi wprost o sytuacji jaka była w ich domu, ale nie przechodziło jej to przez gardło. Mogłaby nazwać swojego byłego męża tyranem czy katem, ale nie mogła wprost powiedzieć, że przez wiele lat była po prostu ofiarą przemocy domowej. Tym bardziej on nie powinien o tym wiedzieć. Jedno wielkie „a nie mówiłem” rozbrzmiewało jej w głowie. - W końcu pewnego dnia znalazłam w pracowni męża jakieś… dziwne przedmioty. Nie znam się na tym, ale wiedziałam, że nie ma w tym nic legalnego. Czasami naprawdę próbowałam z nim walczyć. Spakowałam siebie i Nate'a. Wiedziałam, że to już jest koniec. Tylko… Raiden znałeś go. Wiedziałeś jaki jest. - wstała przechadzając się po pomieszczeniu. - Może i był katem we własnym domu, ale potrafił oczarować wszystkich. Powiedział, że zabierze mi syna, że zrobi ze mnie wariatkę. - odwróciła się patrząc na niego półprzymkniętymi oczami przesuwając dłonią po szyi na wspomnienie tamtego dnia. - I zrobiłby to. Nie byłam mu do niczego potrzebna. - dodała wiedząc, że tak naprawdę odbiega od tematu przesłuchania, ale musiała się bronić. W końcu skoro wiedziała czym się zajmował i co robił to tak jakby mu pomagała, a przecież tak nie było. Ona chroniła syna. - Tak jak już powiedziałam. Po ślubie strasznie się zmienił, a przynajmniej ja chciałam wierzyć, że przed ślubem taki nie był. Nie bez powodu nie mogłam wychodzić zbyt często z domu. - powiedziała przenosząc wzrok na ścianę obok. Nie chciała o tym mówić.
do not cry because it is over
smile because it happened
smile because it happened
Peony Sprout
Zawód : własna hodowla Mandragor & warzenie eliksirów
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
nie widziałam cię już od miesiąca. nic.
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Raiden nigdy nie musiał tego robić i miał nadzieję, że ten zaszczyt ominie go, gdy dojdzie do takiej sytuacji. Okazało się inaczej i przesłuchiwał własną kuzynkę w sprawie zaginięcia jej męża i jego towarzyszy. Fakt, że Ramirez miał ją za winną lub przynajmniej współpracującą z odpowiedzialnymi za to ludźmi nie pomagał. Słuchanie o jej małżeństwie było wyjątkowo niezręcznym momentem, chociaż nie pokazywał tego w swoim zewnętrznym zachowaniu. Wolałby, żeby ktoś inny to robił. On mógłby przesłuchiwać całą resztę świadków, ale nie ją. Sądził, że to będzie jednak nie najgorsze słuchać o szczęściu młodej pary, ale jak się mylił… Z każdym kolejnym słowem Peony zdziwienie, gorycz i gniew wzrastały nim jak w zegarku. Romans, tik. Spokój, tak. Większe zarobki, tik. Kłótnia, tak. Nie powinien był o tym wiedzieć, ale za każdym razem gdy słyszał o przemocy wobec kobiet, otwierał mu się nóż w kieszeni. A teraz nie siedziała przed nim tylko nieznajoma. Słuchał jednak jej słów dalej i zapisywał w odpowiednim schemacie. W głowie obijało się jedno pytanie, które musiał zadać, ale w tym momencie Peony zaczęła mówić dalej. I kolejne pytanie, które zachował w myślach. Widział, że kuzynka zaczynała przeżywać wszystko na nowo. Nie chciał zadawać jej bólu, ale fakt, że wróciła do tego był dobry dla sprawy. Chodziło w końcu o jej rozwiązanie. Gdy zwróciła się do niego po imieniu, spojrzał na nią uważnie. Pozwolił wstać i przechodzić po sali, wodząc za nią spojrzeniem. Mimo że nigdy za sobą nie przepadali, świadomość, że jedno stanęłoby murem za drugim była pokrzepiająca i miał nadzieję, ze tym razem nie zawiedzie nikogo z rodziny. Już nigdy. Gdy oznajmiła, że wychodzi za tego człowieka, od początku mówił, co o nim sądzi. Potem pocieszał się myślą, że może się zmienił. A teraz Peony w okrutny sposób wyrywała go z tej ułudy. Nie chciał mówić A nie mówiłem. Nie dzisiaj. Podczas jej wyznań, odwrócił twarz w stronę lustra weneckiego i ruchem głowy nakazał wyjście stojącym tam magicznym policjantom. Wiedział, że go posłuchają. W końcu przez lata pracy zdobył doświadczenie i równocześnie pewien status. Raiden wrócił wzrokiem do kuzynki i przymknął oczy, czując, że to było naprawdę dużo. Dla niego i dla niej. Nie spodziewał się, aż takich rewelacji. Wstał, podszedł do niej i po prostu ją przytulił. Nie wyczuł, żeby się opierała. Instynktownie chciał ją pocieszyć, ale nie znalazł odpowiednich słów. Po chwili ciszy odsunął ją od siebie i powiedział spokojnym głosem:
- Musimy dokończyć przesłuchanie. Dasz radę?
I wskazał ponownie stolik, przy którym siedzieli wcześniej. Gdy znaleźli się naprzeciwko, znowu złapał pióro i przyłożył je do kartki papieru. Zerknął po raz ostatni na Peony i mruknął:
- Bił cię? Co masz na myśli, mówiąc dziwne przedmioty? Możesz je opisać?
- Musimy dokończyć przesłuchanie. Dasz radę?
I wskazał ponownie stolik, przy którym siedzieli wcześniej. Gdy znaleźli się naprzeciwko, znowu złapał pióro i przyłożył je do kartki papieru. Zerknął po raz ostatni na Peony i mruknął:
- Bił cię? Co masz na myśli, mówiąc dziwne przedmioty? Możesz je opisać?
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Właściwie spodziewała się od niego wszystkiego. Krzyków, pretensji, zawodowego spokoju. Wszystkiego oprócz przytulenia. Nie lubiła kiedy ludzie się nad nią rozczulali. Sama wybrała sobie życie i to była tylko i wyłącznie jej wina, że tak to wszystko się potoczyło. Przez pewien czas naprawdę było jej z tym źle. Jej oczy ciągle mokre od łez nie widziały tego, że w życiu nie ma nic prostszego niż decyzje jakie się podejmuje. Teraz kiedy ją przytulił czuła, że naprawdę to w niej siedziało. Za głęboko by na co dzień o tym mówić, ale chwilami po prostu bolało. Była zła i ta złość przenoszona na wszystko i wszystkich obezwładniała ją. Położyła mu dłoń na ramieniu kręcąc lekko głową. Nic nie powiedziała bo słowa w tym momencie były po prostu zbędne. Kiedy zapytał czy da radę pokiwała głową. To nie był pierwszy raz kiedy o tym opowiadała. Nie pierwszy, ale tak samo ciężki jak każdy poprzedni. Westchnęła. - Dlaczego tak właściwie mnie przesłuchujecie? - zapytała zdając sobie sprawę z tego, że odkąd została tutaj wezwana oprócz oskarżeń nie otrzymała żadnego wyjaśnienia. - Dowiedzieliście się czegoś? Znaleźliście ciało? - w jej głosie zabrzmiała mała nuta nadziei choć wiedziała, że w tym momencie wyjdzie na najgorszą żonę na świecie. Naprawdę miała nadzieje, że jej koszmar już się skończył. Dręczył ją list znaleziony w skrzynce, dręczyło ją to przesłuchanie i fakt, że po dwóch latach znowu otworzono tę sprawę. Na jego pytanie pokiwała głową i szybko odwróciła wzrok. Jeżeli potrzebował potwierdzenia to je dostał, ale już spojrzeć mu w oczy nie potrafiła. To ją za bardzo bolało. - Czaszki, księgi na których narysowane były dziwne znaki, kości i woreczki z jakimiś ziołami. Na pewno nie pochodziły stąd bo bym je poznała. W jednej mniejszej szkatułce znajdowały się monety. Dziwne. Jedne przedstawiały numery, a inne zwierzęta. Był tam chyba też talizman w kształcie wagi, ale nie jestem już pewna. - dodała i choć zaklinała się, że nigdy nie zapomni tego widoku to jej podświadomość wyrzucała to co złe z głowy. - Potem… kilka razy widziałam jak przynosił jakieś skrzynie do domu, ale nie miałam już tyle odwagi by do nich zajrzeć. Tym bardziej, że to nie ja bym ucierpiała, a Nate. - odparła wracając do mężczyzny wzrokiem. Kochała syna ponad wszystko i dla niego przeszłaby przez to piekło jeszcze raz.
do not cry because it is over
smile because it happened
smile because it happened
Peony Sprout
Zawód : własna hodowla Mandragor & warzenie eliksirów
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
nie widziałam cię już od miesiąca. nic.
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Wycofał się i usiadł, patrząc uważnie na przesłuchiwaną. Tak. bo teraz znowu Peony nie była jego rodziną, a świadkiem. Musiała im powiedzieć wszystko, co wie. Spokojnie kiwnął głową jakby na potwierdzenie nigdy nie zadanego pytania.
- Szef twojego męża - ten który jako jedyny wrócił - spojrzał na nią, czekając na zrozumienie w jej oczach lub kiwnięcie głową. Cokolwiek co znaczyłoby, że przyjęła tę informację. - Na razie siedział w specjalnym ośrodku. Teraz zaczął sobie przypominać. Nie mamy nic konkretnego. Jedynie imiona osób, obrazy. Wszystko co wiemy lub jest rozmyte w dziwaczny sposób. To szaleniec – skwitował. Widział go i to, co zobaczył wcale go nie przekonało. Może ten człowiek podświadomie chciał wyprzeć te wspomnienia. Dlaczego? Były tak brutalne? Carter chciał poznać odpowiedź, chociaż wolałby, żeby nie miało to związku z Peony. Cokolwiek tyczyło się jej, w jakiś sposób również i łączyło się jego osobą. Notował jej wypowiedź z zimnym profesjonalizmem. - Teraz ostatnie pytanie – ktokolwiek się z tobą kontaktował? Przesyłał cokolwiek? Nic? Jakieś dziwne sytuacje? – spytał, patrząc na nią uważnie i próbując coś dostrzec. Wydawało mu się, że był to jedynie czubek góry lodowej. Sprawa śmierdziała na kilometr. Nagle jeden z uczestników przypomina sobie po dwóch latach, co się wydarzyło? To nie mógł być zbieg okoliczności. Miał jeszcze kilka żon do przesłuchania tego dnia i miał nadzieję, że coś go trąci. Jak na przykład teraz. Przeczuwał, że jego kuzynka nie mówiła mu całej prawdy. Coś było na rzeczy. Na rzeczy, którą poruszył jako ostatnią.
|zt
- Szef twojego męża - ten który jako jedyny wrócił - spojrzał na nią, czekając na zrozumienie w jej oczach lub kiwnięcie głową. Cokolwiek co znaczyłoby, że przyjęła tę informację. - Na razie siedział w specjalnym ośrodku. Teraz zaczął sobie przypominać. Nie mamy nic konkretnego. Jedynie imiona osób, obrazy. Wszystko co wiemy lub jest rozmyte w dziwaczny sposób. To szaleniec – skwitował. Widział go i to, co zobaczył wcale go nie przekonało. Może ten człowiek podświadomie chciał wyprzeć te wspomnienia. Dlaczego? Były tak brutalne? Carter chciał poznać odpowiedź, chociaż wolałby, żeby nie miało to związku z Peony. Cokolwiek tyczyło się jej, w jakiś sposób również i łączyło się jego osobą. Notował jej wypowiedź z zimnym profesjonalizmem. - Teraz ostatnie pytanie – ktokolwiek się z tobą kontaktował? Przesyłał cokolwiek? Nic? Jakieś dziwne sytuacje? – spytał, patrząc na nią uważnie i próbując coś dostrzec. Wydawało mu się, że był to jedynie czubek góry lodowej. Sprawa śmierdziała na kilometr. Nagle jeden z uczestników przypomina sobie po dwóch latach, co się wydarzyło? To nie mógł być zbieg okoliczności. Miał jeszcze kilka żon do przesłuchania tego dnia i miał nadzieję, że coś go trąci. Jak na przykład teraz. Przeczuwał, że jego kuzynka nie mówiła mu całej prawdy. Coś było na rzeczy. Na rzeczy, którą poruszył jako ostatnią.
|zt
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Po dwóch latach? Nagle odzyskał pamięć? Nie bała się tego. Wiedziała, że szef jej męża sprawował pieczę nad całą sprawą i od początku dziwił ją fakt, że to właśnie on jedyny został odnaleziony. Niby z wyczyszczoną całkowicie pamięcią, niby w całkowicie innym miejscu niż powinni się znajdować. Przestała się zadręczać myślami na ten temat już dawien dawna. Widocznie mężczyzna zasłużył sobie właśnie na taki koniec. Jeżeli był z charakteru choć w jednym procencie taki jak jej mąż to na pewno sobie na to zasłużył. Nowe fakty ją nie interesowały chyba, że niosły ze sobą informacje dotyczące jej męża. Martwego miała nadzieje. Pokiwała głową jakby starając się zapamiętać powiedziane przez kuzyna słowa. Jakby miało jej się to kiedykolwiek do czegoś przydać. Wierzyła w jego szaleństwo. Tak jak i wierzyła w nie już wcześniej. Nie trzeba stracić pamięci aby zwariować. Więc nie znaleźli ciała. Nie wiedziała czy powinna czuć ulgę czy większe zmartwienie. Z jednej strony ulga, że nie musiała ponownie odgrywać roli zatroskanej żony, która chce w końcu pochować zwłoki męża, ale z drugiej… porównując ten fakt ze znalezionym przez nią listem nie wróżył jej nic dobrego. Spojrzała na niego zamyślona słysząc ostatnie pytanie. Powinna powiedzieć o znalezionym w skrzynce liście, powinna dać mu szansę pracować, a nie działać na własną rękę. Tylko, że ona nie mogła. Musiała sama dowiedzieć się prawdy nawet jeśli musiała go w tym momencie okłamać. Nie mógł od niej wymagać, że powie całą prawdę. Nie była jeszcze na to gotowa. Pokręciła głową. - Od tamtego momentu cisza. Nie miałam żadnych wieści ani od mojego byłego męża ani od jego kompanów, ale jeżeli… przypomnę sobie cokolwiek to dam znać. - powiedziała rozglądając się po pomieszczeniu. - Mogę już iść? - zapytała unosząc brew. Potrzebowała chwili by sobie to wszystko poukładać. Chwili daleko od męża, kuzyna, syna i problemów. Kiedy skinął głową wyszła z pomieszczenia zaraz przenosząc się do domu. Usiadła w fotelu i sięgnęła po leżący pod stołem list.
z.t
z.t
do not cry because it is over
smile because it happened
smile because it happened
Peony Sprout
Zawód : własna hodowla Mandragor & warzenie eliksirów
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
nie widziałam cię już od miesiąca. nic.
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
| 29 lutego
Miał ochotę zgrzytać zębami. Od dłuższego czasu sterczał nad mężczyzną w sali przesłuchać i dokładnie tyle czasu słyszał powtarzane w kółko, niby mantra słowa.
- Może za mnie poświadczyć. Tylko go wezwijcie. Na mocy ustawy mam prawo do jednej wizyty - złowroga cisz, która zapadała po każdym podobnym wersie była równa tej, w której Skamander miał ochotę rzucić czymś ciężkim w głowę schwytanego - Zobaczymy - I początkowo wydawało się, że rola aurora zakończy się na pochwyceniu i krótkim przesłuchaniu podejrzanego. A jednak niewysoki brunet o spojrzeniu szczurzych oczu zapierał się na każde stawiane pytanie. I niestety w takich chwilach, konieczna była biurokracja. I dlatego niefortunnie pojawić miał się Cassius Nott, przydzielony odgórnie i dokumentarne sprawdzenia prawdomówności słów mężczyzny. Z jego dłoni auror wciąż nie ściągnął magicznych kajdan, które krępowały i nie pozwalały na swobodę ruchów.
A Skamander wiedział, że złapany Arthur Kruger był winny. Zbyt często jego nazwisko i persona pojawiało się w krótkich doniesieniach. Zbyt łatwo umykał kolejnym dochodzeniom. Zbyt często trafiał "przypadkowo" w miejsca, które znajdowały się pod aurorską obserwacją. I w końcu wpadł. Tylko i tym razem znalazł prawny druczek, którym zasłaniał swoją obecność. I w końcu padło nazwisko.
Samuel był niemal ciekaw, jak na wizytę zareaguje szlachcic, ale nawet taka myśl nie poprawiała mu nastroju. Skazany był na ciasną przestrzeń Ministerialnych pomieszczeń skazany (zapewne) na uzupełnienie dokumentacji, z której wywinąłby się, gdyby nie pan Kruger. Dlatego czekał niecierpliwie, obserwując zaniepokojonego (sytuacją?) mężczyznę. Cokolwiek jednak sobie wymyślił, Skamander miał zamiar zatrzymać do końca przesłuchania i przetransportować do Tower. Musiał tylko zaczekać. Cierpliwość - w podobnych przypadkach - nigdy nie była jego mocną stroną. Tym bardziej, że miał ochotę zapalić, a to była ostatnia rzecz, którą mógł tutaj zrobić.
Usiadł naprzeciw skutego, przesuwając palcami po blacie prostego biurka. Obok stało puste jeszcze krzesło, a Samuel miał ochotę ułożyć tam swoje nogi i patrzeć na skrzywioną minę arystokraty. Pomysł odegnał, skupiając się na leżącym przed nim papierem. I dopiero, gdy sięgnął rozczytując biurokratyczny druczek, usłyszał zbliżające się kroki.
W końcu.
Miał ochotę zgrzytać zębami. Od dłuższego czasu sterczał nad mężczyzną w sali przesłuchać i dokładnie tyle czasu słyszał powtarzane w kółko, niby mantra słowa.
- Może za mnie poświadczyć. Tylko go wezwijcie. Na mocy ustawy mam prawo do jednej wizyty - złowroga cisz, która zapadała po każdym podobnym wersie była równa tej, w której Skamander miał ochotę rzucić czymś ciężkim w głowę schwytanego - Zobaczymy - I początkowo wydawało się, że rola aurora zakończy się na pochwyceniu i krótkim przesłuchaniu podejrzanego. A jednak niewysoki brunet o spojrzeniu szczurzych oczu zapierał się na każde stawiane pytanie. I niestety w takich chwilach, konieczna była biurokracja. I dlatego niefortunnie pojawić miał się Cassius Nott, przydzielony odgórnie i dokumentarne sprawdzenia prawdomówności słów mężczyzny. Z jego dłoni auror wciąż nie ściągnął magicznych kajdan, które krępowały i nie pozwalały na swobodę ruchów.
A Skamander wiedział, że złapany Arthur Kruger był winny. Zbyt często jego nazwisko i persona pojawiało się w krótkich doniesieniach. Zbyt łatwo umykał kolejnym dochodzeniom. Zbyt często trafiał "przypadkowo" w miejsca, które znajdowały się pod aurorską obserwacją. I w końcu wpadł. Tylko i tym razem znalazł prawny druczek, którym zasłaniał swoją obecność. I w końcu padło nazwisko.
Samuel był niemal ciekaw, jak na wizytę zareaguje szlachcic, ale nawet taka myśl nie poprawiała mu nastroju. Skazany był na ciasną przestrzeń Ministerialnych pomieszczeń skazany (zapewne) na uzupełnienie dokumentacji, z której wywinąłby się, gdyby nie pan Kruger. Dlatego czekał niecierpliwie, obserwując zaniepokojonego (sytuacją?) mężczyznę. Cokolwiek jednak sobie wymyślił, Skamander miał zamiar zatrzymać do końca przesłuchania i przetransportować do Tower. Musiał tylko zaczekać. Cierpliwość - w podobnych przypadkach - nigdy nie była jego mocną stroną. Tym bardziej, że miał ochotę zapalić, a to była ostatnia rzecz, którą mógł tutaj zrobić.
Usiadł naprzeciw skutego, przesuwając palcami po blacie prostego biurka. Obok stało puste jeszcze krzesło, a Samuel miał ochotę ułożyć tam swoje nogi i patrzeć na skrzywioną minę arystokraty. Pomysł odegnał, skupiając się na leżącym przed nim papierem. I dopiero, gdy sięgnął rozczytując biurokratyczny druczek, usłyszał zbliżające się kroki.
W końcu.
Darkness brings evil things
the reckoning begins
Ministerstwo Magii było ponoć ostoją bezpieczeństwa i spokoju. Było, powtarzał Nott w myślach za każdym razem, kiedy dostawał informację o konieczności interwencji jego osoby, zupełnie tak jakby nikt inny nie pracował w tym przeklętym Urzędzie. Nie chciał myśleć o tym, kto zarządzał takim bałaganem, bowiem byłby więcej niż rad, aby ukrócić życie kogoś tak niekompetentnego. Nie pierwszy raz odciągano go od jego bardzo ważnych obowiązków, żeby doradzał i rozwiewał prawne wątpliwości. Urząd Niewłaściwego Użycia Czarów spełniał w tym samym czasie stanowczo zbyt wiele funkcji, by funkcjonował we właściwy sposób. Tylu pracowników zatrudnionych na tylu stanowiskach robiło wszystko, byleby nie przyłożyć choćby palca do wykonywania narzuconych obowiązków. A wszystko przez przeklętą Wilhelminę Tuft; to ją Cassius uważał za zło błędów, niesubordynacji oraz wszelakich pomyłek w Ministerstwie. Obwiniał Minister Magii za każde niepowodzenie, będąc przekonanym, że to jej stanowisko było korzeniem, który należało jak najszybciej uleczyć; i dało się tego dokonać tylko w jeden sposób, zabijając ją. Chęć dokonania mordu na przełożonych towarzyszyła mu nie pierwszy raz, głównie wtedy, gdy wymagano od niego niemożliwego, a czymś takim niewątpliwie była konieczność współpracy z Biurem Aurorów (znajdującym się na tym samym piętrze!).
Korytarze Departamentu przemierzał tempem tak szybkim, że na miejscu znalazł się szybciej niż przypuszczał. W myślach jednak trwało to zdecydowanie dłużej, skoro poświęcał tyle czasu na rzucanie marsowej miny mijanym po drodze pracownikom piętra. Nie omieszkał obdarzyć także obrzydzeniem miejsca, do którego rzeczywiście zmierzał. Nienawidził sal przesłuchań, choć teraz bez najmniejszego oporu otworzył drzwi z niemałym rozmachem i wparował do pomieszczenia, zatrzymując się w pół kroku. Powiódł obojętnym wyrazem twarzy, strzelając jedynie rozzłoszczonym spojrzeniem raz na Skamandera, a raz na przesłuchiwanego Krugera. Dłoń niemal sama pomknęła ku włosom, które przeczesał, po czym nonszalanckim ruchem zamknął drzwi i pozwolił sobie w ten sam sposób oprzeć się o ścianę. — Będę niezmiernie wdzięczny za wyjaśnienie mi, w jakiż to cudowny sposób mógłbym ci pomóc, Skamander — rzekł cicho, ignorując obecność tego drugiego. Nie chciał widzieć przed sobą kogoś takiego. Sama obecność Krugera oraz wezwanie do sali Notta wyjaśniała wszystko. Wiedział, dlaczego został wezwany. Chciał jednak usłyszeć to na głos.
Korytarze Departamentu przemierzał tempem tak szybkim, że na miejscu znalazł się szybciej niż przypuszczał. W myślach jednak trwało to zdecydowanie dłużej, skoro poświęcał tyle czasu na rzucanie marsowej miny mijanym po drodze pracownikom piętra. Nie omieszkał obdarzyć także obrzydzeniem miejsca, do którego rzeczywiście zmierzał. Nienawidził sal przesłuchań, choć teraz bez najmniejszego oporu otworzył drzwi z niemałym rozmachem i wparował do pomieszczenia, zatrzymując się w pół kroku. Powiódł obojętnym wyrazem twarzy, strzelając jedynie rozzłoszczonym spojrzeniem raz na Skamandera, a raz na przesłuchiwanego Krugera. Dłoń niemal sama pomknęła ku włosom, które przeczesał, po czym nonszalanckim ruchem zamknął drzwi i pozwolił sobie w ten sam sposób oprzeć się o ścianę. — Będę niezmiernie wdzięczny za wyjaśnienie mi, w jakiż to cudowny sposób mógłbym ci pomóc, Skamander — rzekł cicho, ignorując obecność tego drugiego. Nie chciał widzieć przed sobą kogoś takiego. Sama obecność Krugera oraz wezwanie do sali Notta wyjaśniała wszystko. Wiedział, dlaczego został wezwany. Chciał jednak usłyszeć to na głos.
We're not cynics, we just don't believe a word you say
We're not critics, we just hate it all anyway
We're not critics, we just hate it all anyway
Cassius P. Nott
Zawód : Urzędnik Ministerstwa Magii
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am the tall dark stranger
those warnings prepared you for
those warnings prepared you for
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Ministerstwo potrafiło być upierdliwe z dokumentacją, której - Skamander nie znosił. Odkładał zawsze na ostatnią chwilę moment, w którym miał uzupełnić irytujące rubryczki. Ale - wykonywał je, chyba, że miał do dyspozycji kilku kursantów, którzy z chęci lub...za karę wykonywali to nieszczęsne, chociaż konieczne dzieło zniszczenia. Dziś nie mógł się wywinąć. Właściwie - nawet nie chciał, kiedy wiedział - kto w końcu wpadł w jego ręce. Kruger był jednostką zbyt często pojawiającą się na radarze aurorskich dochodzeń, by mógł zbyć całość na papierkologię. Chciał dorwać skubańca, a jego zaparte tłumaczenia tylko podjudzały Skamandera. Był jednocześnie tak blisko, a drań wciąż - jak wąż - próbował się wyślizgnąć. Tym razem nie mógł pozwolić mu na ominięcie. I jeśli tylko ten fircyk z biura ruszy tyłek i jasno powie na czym stoją - będzie mógł radośnie przetransportować Krugera do Tower. Za kratkami, powinien inaczej rozmawiać, bez zasłaniania się głupimi kodeksami.
Drzwi gwałtownie uchyliły się, a do środka wpełzł w końcu szlachcic. Skamander zmierzył go wzrokiem, ale nie poruszył się, wciąż stojąc z zaplecionymi przed sobą ramionami. Czekał. Na wyznania i pierwsze pytanie, które oczywiście paść miało z ust Notta. Powiódł wzrokiem za szlachcicem, gdy ten w końcu zamknął drzwi i stanął niedaleko aurora. Kącik ust drgnął, gdy Samuel pomyślał, jak bardzo nieswojo musiał się czuć arystokrata w sali przesłuchań.
Może kiedyś tutaj trafisz Nott i będziesz na miejscu tego śmiecia
- teoretycznie nie dla mnie Nott - zaczął, odwracając się profilem ku biurokracie - Ktoś bardzo się upierał, że Twoja obecność jest niezaprzeczalnie konieczna. Dlatego - bardzo chętnie posłucham jak dzielnie bronisz podejrzanego o nielegalny handel czarnomagicznymi artefaktami - możliwie, ze zabrzmiał tak, jakby i przybyłemu sugerował uczestnictwo, ale - w gruncie rzeczy, zależało mu teraz tylko na Krugerze - ...ale będę niezwykle rad, jeśli twój przyjaciel okaże się zwykłym kłamcą, którego będę mógł osadzić w końcu w Tower - przeniósł wzrok z arystokraty, na zakutego mężczyznę. Początkowe rozdrażnienie ustępowało miejscu zwykłej, aurorskiej czujności. Cassius mógł okazać się tu kluczowym rozwiązaniem. I miał zamiar bezczelnie go wykorzystać, byleby zamknąć ściganego tyle czasu drania.
Drzwi gwałtownie uchyliły się, a do środka wpełzł w końcu szlachcic. Skamander zmierzył go wzrokiem, ale nie poruszył się, wciąż stojąc z zaplecionymi przed sobą ramionami. Czekał. Na wyznania i pierwsze pytanie, które oczywiście paść miało z ust Notta. Powiódł wzrokiem za szlachcicem, gdy ten w końcu zamknął drzwi i stanął niedaleko aurora. Kącik ust drgnął, gdy Samuel pomyślał, jak bardzo nieswojo musiał się czuć arystokrata w sali przesłuchań.
Może kiedyś tutaj trafisz Nott i będziesz na miejscu tego śmiecia
- teoretycznie nie dla mnie Nott - zaczął, odwracając się profilem ku biurokracie - Ktoś bardzo się upierał, że Twoja obecność jest niezaprzeczalnie konieczna. Dlatego - bardzo chętnie posłucham jak dzielnie bronisz podejrzanego o nielegalny handel czarnomagicznymi artefaktami - możliwie, ze zabrzmiał tak, jakby i przybyłemu sugerował uczestnictwo, ale - w gruncie rzeczy, zależało mu teraz tylko na Krugerze - ...ale będę niezwykle rad, jeśli twój przyjaciel okaże się zwykłym kłamcą, którego będę mógł osadzić w końcu w Tower - przeniósł wzrok z arystokraty, na zakutego mężczyznę. Początkowe rozdrażnienie ustępowało miejscu zwykłej, aurorskiej czujności. Cassius mógł okazać się tu kluczowym rozwiązaniem. I miał zamiar bezczelnie go wykorzystać, byleby zamknąć ściganego tyle czasu drania.
Darkness brings evil things
the reckoning begins
Thomas Hessler miał dzisiaj wyjątkowe szczęście. Nie dość, że kończył się ten przeklęty luty, w czasie którego musiał wyrabiać karne nadgodziny za biurkiem - a wszystko przez jedną, zaledwie jedną, zepsutą misję! okrucieństwo góry nie znało granic i było niewytłumaczalne - to jeszcze tego poranka powołano go do prawdziwej akcji, nie polegającej na przerzucaniu papierów z jednej strony biurka na drugą. W końcu godziny bez przybijania pieczątek, sprawdzania, czy reszta aurorów spisała się w odpowiednie tabelki, zapisywania powrotów z akcji i wydawania pozwoleń. Rozprostował swoje niewysokie ciało, zarzucił na plecy pelerynę i nawet przetarł sztywną, złotą szczecinę, zarastającą młodziutką buzię pierwszą falą zarostu. Mimo skończonych dwudziestu siedmiu lat ciągle wyglądał młodo i rześko.
Zapewne dlatego magiczni policjanci, pracujący na miejscu zbrodni - ach, chciałby tak bardzo, by była to prawda - to znaczy przestępstwa zatrzymali go zanim jeszcze zdołał wyciągnąć swoje dokumenty. Wyglądał na gapia, ot, wesoły chłopaczek, chcący zobaczyć, co to za ludzie wpełzają do mieszkania drogiego sąsiada. Drogiego sąsiada, okazującego się parszywym dilerem Śnieżki. Na szczęście policja, zabezpieczająca mieszkanie, uwierzyła legitymacyjnemu zdjęciu i już po chwili Thomas mógł znaleźć się w melinie. Widocznie nikt nie mieszkał tutaj na stałe a kawalerka pełniła funkcję magazynu. Opustoszałego, ale technicy i alchemicy z wydziału odwalili kawał dobrej roboty, odnajdując w tym na szybko wyczyszczonym burdelu dowody obciążające właściciela mieszkania. Tom sporządził dokładną służbową notatkę, odebrał kopię dokumentów i z kartonem dowodów powędrował z powrotem do Ministerstwa Magii, wykorzystując na szybko stworzoną u sąsiada sieć Fiuu do zadań specjalnych. Na miejscu oddał odpowiednie rzeczy do odpowiednich osób, po czym, dowiedziawszy się o pokoju, w którym przebywa obecnie podejrzany, ruszył w jego stronę, pogwizdując z radością.
Kulturalnie zapukał, nie chcąc przeszkadzać Skamanderowi, ale gdy usłyszał zgodę na wejście, przekroczył próg, wypinając dumnie pierś.
- Ten skurczygarboróg się już nie wywinie! - rzucił w ramach groźnego powitania, wskazując palcem na siedzącego z boku Krugera. Nieznajomego, przylizanego (na pewno szlachcic) mężczyznę obrzucił krytycznym spojrzeniem, po czym uśmiechnął się do Samuela. - W jego mieszkaniu znaleźliśmy to - powiedział, podsuwając brunetowi notatkę i spis dowodów.
Zapewne dlatego magiczni policjanci, pracujący na miejscu zbrodni - ach, chciałby tak bardzo, by była to prawda - to znaczy przestępstwa zatrzymali go zanim jeszcze zdołał wyciągnąć swoje dokumenty. Wyglądał na gapia, ot, wesoły chłopaczek, chcący zobaczyć, co to za ludzie wpełzają do mieszkania drogiego sąsiada. Drogiego sąsiada, okazującego się parszywym dilerem Śnieżki. Na szczęście policja, zabezpieczająca mieszkanie, uwierzyła legitymacyjnemu zdjęciu i już po chwili Thomas mógł znaleźć się w melinie. Widocznie nikt nie mieszkał tutaj na stałe a kawalerka pełniła funkcję magazynu. Opustoszałego, ale technicy i alchemicy z wydziału odwalili kawał dobrej roboty, odnajdując w tym na szybko wyczyszczonym burdelu dowody obciążające właściciela mieszkania. Tom sporządził dokładną służbową notatkę, odebrał kopię dokumentów i z kartonem dowodów powędrował z powrotem do Ministerstwa Magii, wykorzystując na szybko stworzoną u sąsiada sieć Fiuu do zadań specjalnych. Na miejscu oddał odpowiednie rzeczy do odpowiednich osób, po czym, dowiedziawszy się o pokoju, w którym przebywa obecnie podejrzany, ruszył w jego stronę, pogwizdując z radością.
Kulturalnie zapukał, nie chcąc przeszkadzać Skamanderowi, ale gdy usłyszał zgodę na wejście, przekroczył próg, wypinając dumnie pierś.
- Ten skurczygarboróg się już nie wywinie! - rzucił w ramach groźnego powitania, wskazując palcem na siedzącego z boku Krugera. Nieznajomego, przylizanego (na pewno szlachcic) mężczyznę obrzucił krytycznym spojrzeniem, po czym uśmiechnął się do Samuela. - W jego mieszkaniu znaleźliśmy to - powiedział, podsuwając brunetowi notatkę i spis dowodów.
I show not your face but your heart's desire
Sala przesłuchań
Szybka odpowiedź