Sala przesłuchań
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Sala przesłuchań
To jedna z niewielu sal, nieprzypominająca typowych zimnych klit więzienia. Pokój nie jest przeznaczony do przesłuchiwań najgroźniejszych przestępców, ale - zwykle - czarodziejów z nieskazitelnym aktem urodzenia, którzy z jakichś powodów muszą złożyć zeznania. Świadkowie mają się tam czuć jak najbardziej komfortowo, co zapewnia w miarę domowy wystrój i styl mebli. Dobrze ogrzewane pomieszczenie pełni swoją funkcję w każdej porze roku, niezależnie od godziny. Centrum stanowi stół z czterema krzesłami dookoła, które znajdują się na małym podwyższeniu. Lustro weneckie odgradza znajdujących się w pokoiku obok magicznych policjantów od przesłuchiwanych. Mimo wszystko pomieszczenie służy pracownikom, a nie wygodzie ludzi wewnątrz.
|22 kwietnia (wieczór)
To był naprawdę pracowity i wyczerpujący dzień. Najpierw nieprzespana noc u boku Grace, później dość niecodzienna pobudka, jeszcze później wycieczka z Raidenem do Oxfordu w sprawie zaginionego wykładowcy, gdzie nie dowiedzieli się w zasadzie nic. Co ich czekało po powrocie? Wizyta u Pana Valhakisa, a później przesłuchania. Niczym wisienka na torcie.
Raiden wydawał się być raczej zadowolonym, że to właśnie Sproutowi przypadł znikomy zaszczyt przesłuchania lorda Burke. Szlachta jest dość... ekscentryczna. Ich zasadny, kultura, etykieta, są niezrozumiałe w jego oczach, ale szanuje to, gdyż jest to ich tradycja. Najprawdopodobniej właśnie z tego powodu przydzielono go do tego przesłuchania.
Otrzymanie tak doniosłej i raczej dziwnej wiadomości od szefa też nie było pocieszające. Wiedział dobrze, że często zdarzało się, iż to sprawy szlachty były stawiane na pierwszym miejscu, ale sprawa o napaść nie była raczej na tyle ważna, że musieli składać raporty osobiście w biurze przełożonego.
Sama sprawa była interesująca. Mało kiedy można było słyszeć o tego typu ekscesach. szlachta się pilnowała. Nie chcieli oni zhańbić dobrego imienia swych rodzin. To było zrozumiałe. A jednak sytuacje takie jak ta były najwyraźniej nie do uniknięcia.
Westchnął cicho pojawiając się w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów, po czym skierował swoje kroki do przedsionka umieszczonego przed salą przesłuchań. zabrał stamtąd akta i zaparzył kawę, po czym wszedł do sali przesłuchań.
- Dobry wieczór Lordzie Burke. - Oznajmił na wstępnie uśmiechając się uprzejmie do mężczyzny siedzącego przy stole. - Nazywam się Aspen Sprout i będę dziś pana przesłuchiwał. - Przedstawił się kiwając lekko głową i podchodząc w głąb sali.
-Nie jest może szczególnie wybitna, ale da się wypić. - Nawet dla niego ta kawa smakowała gorzej niż... coś na pewno.Postawił jeden kubek przed Lordem Burke drugi przed swoim miejscem, gdzie po chwili usiadł.
- Postaram się, aby to nie potrwało długo. - Zapewnił kładąc przed mężczyzną dokumenty oraz pióro.
- To są zarzuty, które stawia pan podejrzanemu. Proszę je przejrzeć i jeśli zgadza się pan z ich treścią podpisać oraz umieścić na nich dzisiejszą datę. - Oparł się na krześle upijając łyk kawy. chciał już wrócić do domu. Zapewne Lord Burke również, więc cicho liczył na współpracę i że uwiną się z tym wszystkim w miarę szybko.
To był naprawdę pracowity i wyczerpujący dzień. Najpierw nieprzespana noc u boku Grace, później dość niecodzienna pobudka, jeszcze później wycieczka z Raidenem do Oxfordu w sprawie zaginionego wykładowcy, gdzie nie dowiedzieli się w zasadzie nic. Co ich czekało po powrocie? Wizyta u Pana Valhakisa, a później przesłuchania. Niczym wisienka na torcie.
Raiden wydawał się być raczej zadowolonym, że to właśnie Sproutowi przypadł znikomy zaszczyt przesłuchania lorda Burke. Szlachta jest dość... ekscentryczna. Ich zasadny, kultura, etykieta, są niezrozumiałe w jego oczach, ale szanuje to, gdyż jest to ich tradycja. Najprawdopodobniej właśnie z tego powodu przydzielono go do tego przesłuchania.
Otrzymanie tak doniosłej i raczej dziwnej wiadomości od szefa też nie było pocieszające. Wiedział dobrze, że często zdarzało się, iż to sprawy szlachty były stawiane na pierwszym miejscu, ale sprawa o napaść nie była raczej na tyle ważna, że musieli składać raporty osobiście w biurze przełożonego.
Sama sprawa była interesująca. Mało kiedy można było słyszeć o tego typu ekscesach. szlachta się pilnowała. Nie chcieli oni zhańbić dobrego imienia swych rodzin. To było zrozumiałe. A jednak sytuacje takie jak ta były najwyraźniej nie do uniknięcia.
Westchnął cicho pojawiając się w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów, po czym skierował swoje kroki do przedsionka umieszczonego przed salą przesłuchań. zabrał stamtąd akta i zaparzył kawę, po czym wszedł do sali przesłuchań.
- Dobry wieczór Lordzie Burke. - Oznajmił na wstępnie uśmiechając się uprzejmie do mężczyzny siedzącego przy stole. - Nazywam się Aspen Sprout i będę dziś pana przesłuchiwał. - Przedstawił się kiwając lekko głową i podchodząc w głąb sali.
-Nie jest może szczególnie wybitna, ale da się wypić. - Nawet dla niego ta kawa smakowała gorzej niż... coś na pewno.Postawił jeden kubek przed Lordem Burke drugi przed swoim miejscem, gdzie po chwili usiadł.
- Postaram się, aby to nie potrwało długo. - Zapewnił kładąc przed mężczyzną dokumenty oraz pióro.
- To są zarzuty, które stawia pan podejrzanemu. Proszę je przejrzeć i jeśli zgadza się pan z ich treścią podpisać oraz umieścić na nich dzisiejszą datę. - Oparł się na krześle upijając łyk kawy. chciał już wrócić do domu. Zapewne Lord Burke również, więc cicho liczył na współpracę i że uwiną się z tym wszystkim w miarę szybko.
Aspen Sprout
Zawód : Funkcjonariusz policji
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
"Every Night & every Morn
Some to Misery are Born
Every Morn & every Night
Some are Born to sweet delight"
Some to Misery are Born
Every Morn & every Night
Some are Born to sweet delight"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Sytuacja była wyjątkowa. W normalnych warunkach nigdy nie wziąłby udziału w zwykłej bójce - to zdecydowanie uwłaczało jego godności. A nawet jeżeli jakimś cudem zostałby pobity, z pewnością nie zgłosiłby tego na magiczną policję. Nie lubił ministerstwa ani tej całej biurokracji, dlatego też wolał go unikać, o ile tylko było to możliwe. Tylko w tym wypadku chodziło o Asteriona Valhakisa, więc Edgar był w stanie zrobić wszystko, co tylko mogłoby mu zaszkodzić. Nawet złożyć zarzut pobicia i tym samym narazić się na plotki i krzywe spojrzenia szlachty, choć umówmy się, akurat tym Burkowie najmniej się przejmowali. Większym poświęceniem było chwilowe schowanie swojej dumy, cały czas pamiętając o wyższym celu.
Wszedł do sali i od razu usiadł na wyznaczonym miejscu. Rozejrzał się pobieżnie po pomieszczeniu, nie znajdując w nim jednak nic godnego uwagi. - Dobry wieczór - odpowiedział nieznanemu funkcjonariuszowi, mając nadzieję, że nie jest to żaden gadatliwy typ. Chciał jak najszybciej opuścić to miejsce. - Dziękuję - odparł, spoglądając na postawiony przed nim kubek z kawą. Nie miał zamiaru pić żadnej lury. - Cieszę się - kolejna zdawkowa odpowiedź nie miała na celu zniechęcenia pana Sprouta do wykonywanej pracy, Edgar po prostu nie był szczególnie rozmowny, a już na pewno nie nadawał się do wstępnych pogawędek o niczym. Odebrał od mężczyzny dokument z zarzutami i przeleciał go szybko spojrzeniem. Wszystko się zgadzało. O dziwo, nawet nie musiał zbyt wiele kłamać. Złapał za pióro, zanurzył je w kałamarzu i złożył pod zeznaniami elegancki podpis z dzisiejszą datą. Odsunął wszystko bliżej funkcjonariusza, oczekując kaskady pytań. Wątpił, by obeszło się bez niej.
Wszedł do sali i od razu usiadł na wyznaczonym miejscu. Rozejrzał się pobieżnie po pomieszczeniu, nie znajdując w nim jednak nic godnego uwagi. - Dobry wieczór - odpowiedział nieznanemu funkcjonariuszowi, mając nadzieję, że nie jest to żaden gadatliwy typ. Chciał jak najszybciej opuścić to miejsce. - Dziękuję - odparł, spoglądając na postawiony przed nim kubek z kawą. Nie miał zamiaru pić żadnej lury. - Cieszę się - kolejna zdawkowa odpowiedź nie miała na celu zniechęcenia pana Sprouta do wykonywanej pracy, Edgar po prostu nie był szczególnie rozmowny, a już na pewno nie nadawał się do wstępnych pogawędek o niczym. Odebrał od mężczyzny dokument z zarzutami i przeleciał go szybko spojrzeniem. Wszystko się zgadzało. O dziwo, nawet nie musiał zbyt wiele kłamać. Złapał za pióro, zanurzył je w kałamarzu i złożył pod zeznaniami elegancki podpis z dzisiejszą datą. Odsunął wszystko bliżej funkcjonariusza, oczekując kaskady pytań. Wątpił, by obeszło się bez niej.
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Małomówność Lorda Burke w żaden sposób go nie zniechęciła. Nie wszyscy ludzie na świecie byli pogadani, a i okoliczności nie za bardzo sprzyjały przyjemnej rozmowie. Zresztą, nie takie było jego zadanie. Mężczyznę siedzącego przed sobą miał przesłuchać i to aktualnie było jego priorytetem.
- Dobrze więc. - Przerwał na chwilę biorąc do ręki inne kartki pergaminu leżące na stoliku i skanując je dość szybko wzrokiem.
-Nazywa się pan Edgar Theodore Augustus Burke urodzony dwudziestego czwartego grudnia tysiąc dziewięćset dwudziestego drugiego roku. Zamieszkały w Durham. Stan cywilny: żonaty. - Bardziej stwierdził niż zapytał przenosząc wzrok na mężczyznę.
- Wszystko się zgadza? - Nie znosił tych formalności. Wiedział to wszystko, a i tak musiał się o to pytać, bo miał tak w wytycznych.
- Dnia dwudziestego trzeciego kwietnia zjawił się pan w Sklepie z Amuletami należącego do Asteriona Valhakisa na Ulica Pokątnej, prawda? - Raiden właśnie go przesłuchuje. Oby mężczyzna przyznał się do winy, bo jeśli zeznania tej dwójki nie będą się ze sobą pokrywać, to ta sprawa może trwać naprawdę długo.
- Z jakiego powodu się pan tam poszedł? - Raczej pan Burke nie spodziewał się tego dnia, że wda się w bójkę, prawda? Raczej też z tego powodu się tam nie zjawił. Arystokraci nie lubili rozgłosu, a ta sprawa na pewno zostanie wzięta na języki przez wielu z nich. Żaden rozsądny człowiek nie pakowałby się specjalnie w takie kłopoty, a już szczególnie gdy ma się z tyłu głowy wciąż patrzącego na wszystkie twoje poczynania nestora. Nie łatwe jest t ich życie...
- Dobrze więc. - Przerwał na chwilę biorąc do ręki inne kartki pergaminu leżące na stoliku i skanując je dość szybko wzrokiem.
-Nazywa się pan Edgar Theodore Augustus Burke urodzony dwudziestego czwartego grudnia tysiąc dziewięćset dwudziestego drugiego roku. Zamieszkały w Durham. Stan cywilny: żonaty. - Bardziej stwierdził niż zapytał przenosząc wzrok na mężczyznę.
- Wszystko się zgadza? - Nie znosił tych formalności. Wiedział to wszystko, a i tak musiał się o to pytać, bo miał tak w wytycznych.
- Dnia dwudziestego trzeciego kwietnia zjawił się pan w Sklepie z Amuletami należącego do Asteriona Valhakisa na Ulica Pokątnej, prawda? - Raiden właśnie go przesłuchuje. Oby mężczyzna przyznał się do winy, bo jeśli zeznania tej dwójki nie będą się ze sobą pokrywać, to ta sprawa może trwać naprawdę długo.
- Z jakiego powodu się pan tam poszedł? - Raczej pan Burke nie spodziewał się tego dnia, że wda się w bójkę, prawda? Raczej też z tego powodu się tam nie zjawił. Arystokraci nie lubili rozgłosu, a ta sprawa na pewno zostanie wzięta na języki przez wielu z nich. Żaden rozsądny człowiek nie pakowałby się specjalnie w takie kłopoty, a już szczególnie gdy ma się z tyłu głowy wciąż patrzącego na wszystkie twoje poczynania nestora. Nie łatwe jest t ich życie...
Aspen Sprout
Zawód : Funkcjonariusz policji
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
"Every Night & every Morn
Some to Misery are Born
Every Morn & every Night
Some are Born to sweet delight"
Some to Misery are Born
Every Morn & every Night
Some are Born to sweet delight"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Mogłoby się wydawać, że Edgar kompletnie nie interesuje się poczynaniami funkcjonariusza, ale tak naprawdę bacznie go obserwował. Taki nawyk z Nokturnu, by jak najlepiej poznać swojego rozmówcę. Do sklepu zawsze przychodziły podejrzane typy i wynajdowanie informacji między wierszami często okazywało się niezwykle przydatne. - Tak - zgodził się, zaczynając cicho bębnić palcami o swoje kolano. Nie stresował się ani nie nudził - po prostu nie lubił spędzać czasu wśród osób odpowiadających za przestrzeganie prawa, co było logiczne, i spieszył się do domu. Jeszcze przed wejściem do budynku obiecał sobie, że nie spędzi tutaj więcej czasu niż to konieczne. - Tak, zgadza się - zgodził się po raz kolejny. - Poszedłem tam z zamiarem zakupu biżuterii dla swojej żony - odpowiedział spokojnie, choć to wcale nie była prawda. Przyszedł z zamiarem rozdrażnienia Valhakisa, co z resztą mu się udało, ale przecież nie będzie o tym otwarcie mówił. Szczególnie, że złamał swoje wszelkie niepisane zasady, by jeszcze trochę uprzykrzyć życie Asteriona. Nigdy nie przejmował się opinią reszty szlacheckich rodów, rzadko w ogóle zaszczycając oficjalne imprezy swoją obecnością, w tym wypadku kompletnie o tym nie myśląc. Tak samo z nestorem, Edgar wierzył, że i on wszystko zrozumie - w końcu Valhakis naraził się całej jego rodzinie.
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie tylko lord Burke chciał wrócić szybko do domu. To był paskudnie długi dzień, a jeszcze dłuższa noc. Jedyną rzeczą o jakiej aktualnie marzy Aspen to ciepłe łóżko w jego małym mieszkanku. Nic innego aktualnie do życia nie jest mu potrzebne.
Słysząc potwierdzenie mężczyzny kiwnął jedynie głową i wyciągnął notes, w którym miał zamiar robić notatki. Będzie musiał sporządzić później z ich przesłuchania raport, ale to na szczęście może zrobić już jutro. Zanotował informację o zamiarze zakupu biżuterii, a następnie ponownie przeniósł spojrzenie na mężczyznę.
Przesłuchania nie były mocną stroną Aspena. Nie znał się za bardzo na ludziach. Trudno szło mu odczytanie ich zamiarów, czy intencji, choć próbował być w tym coraz lepszy. Jakby nie patrzeć spostrzegawczość jest niezwykle ważną umiejętnością w jego zawodzie, więc powinien przykładać jak najwięcej uwagi i wysiłku w szlifowaniu jej.
- Przed wizytą w sklepie znał pan pana Valkavisa? Jeśli tak, to jakiego typu była to relacja i jakie stosunki państwa łączą? - Wątpił, aby poznali się wtedy w sklepie i od razu na przywitanie się pobili. No chyba, że o jakimś nowych trendzie, panującym w Anglii jeszcze nie wie.
Naprawdę nie znosił tego typu spraw. Ludzie powinni takie sprawy załatwiać między sobą, a nie mieszać w nie osoby trzecie. Z Raidenem jak trzeba było nieraz się trochę poobijali, a później było dobrze. Jednakże w ich przypadku sytuacja była jednak zupełnie inna. On i Rai są dla siebie jak bracia, a jeśli chodzi o lorda Burke i pana Valkavisa to nie wiadomo jaka łączy ich relacja. Jeszcze...
Słysząc potwierdzenie mężczyzny kiwnął jedynie głową i wyciągnął notes, w którym miał zamiar robić notatki. Będzie musiał sporządzić później z ich przesłuchania raport, ale to na szczęście może zrobić już jutro. Zanotował informację o zamiarze zakupu biżuterii, a następnie ponownie przeniósł spojrzenie na mężczyznę.
Przesłuchania nie były mocną stroną Aspena. Nie znał się za bardzo na ludziach. Trudno szło mu odczytanie ich zamiarów, czy intencji, choć próbował być w tym coraz lepszy. Jakby nie patrzeć spostrzegawczość jest niezwykle ważną umiejętnością w jego zawodzie, więc powinien przykładać jak najwięcej uwagi i wysiłku w szlifowaniu jej.
- Przed wizytą w sklepie znał pan pana Valkavisa? Jeśli tak, to jakiego typu była to relacja i jakie stosunki państwa łączą? - Wątpił, aby poznali się wtedy w sklepie i od razu na przywitanie się pobili. No chyba, że o jakimś nowych trendzie, panującym w Anglii jeszcze nie wie.
Naprawdę nie znosił tego typu spraw. Ludzie powinni takie sprawy załatwiać między sobą, a nie mieszać w nie osoby trzecie. Z Raidenem jak trzeba było nieraz się trochę poobijali, a później było dobrze. Jednakże w ich przypadku sytuacja była jednak zupełnie inna. On i Rai są dla siebie jak bracia, a jeśli chodzi o lorda Burke i pana Valkavisa to nie wiadomo jaka łączy ich relacja. Jeszcze...
Aspen Sprout
Zawód : Funkcjonariusz policji
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
"Every Night & every Morn
Some to Misery are Born
Every Morn & every Night
Some are Born to sweet delight"
Some to Misery are Born
Every Morn & every Night
Some are Born to sweet delight"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
I ruszyła lawina niewygodnych pytań. Edgar był na nie przygotowany, choć i tak wizja wymyślania na nie odpowiedzi nieszczególnie mu się podobała. Niemniej już wcześniej sobie postanowił, że zrobi co będzie trzeba, żeby pozbyć się Valhakisa. A to, że faktycznie przyszedł do Ministerstwa składać zeznania mówiło samo za siebie, że nie rzucał tych słów na wiatr. - Tak, był mężem mojej ciotki - odpowiedział, o dziwo na razie zgodnie z prawdą. Choć tak naprawdę nie będzie musiał wiele łgać w tej sprawie, szczególnie, że to Asterion zaczął całe zajście. Nieświadomie bardzo mu się tym przysłużył. - Nigdy nie łączyły nas bliskie relacje, lecz po śmierci mojej ciotki uległy one znaczącemu ochłodzeniu - dodał i aż zachciało mu się gorzko zaśmiać na przypomnienie sobie odległych czasów dzieciństwa z wujem Asterionem, ale oczywiście tego nie zrobił. Dalej zachowywał swoją kamienną twarz, spoglądając odważnie na funkcjonariusza, oczekując kolejnych pytań.
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Niewygodne pytania stety, bądź niestety były w czasie przesłuchania nie do obejścia. Taka praca. Wbrew wszelkim pozorom zadawanie takowych pytań nie sprawiało mu żadnej przyjemności. Nie lubi wściubiać nos w nie swoje sprawy, ale tak już wyglądała jego praca. Więc, czy mu się to podobało, czy nie musiał wykonywać swoje obowiązki. Nawet te niezbyt wygone i będące mu na ręke.
- Rozumiem. - Kiwnął zdawkowo głową myśląc nad odpowiedzią mężczyzny. To dziwne jak w rodzinie relacje mogą momentalnie ulec zmianą. On nigdy tak diametralnych zmian na szczęście nigdy nie uświadczył i oby nigdy nie musiał.
- Wróćmy do dnia pobicia. Zjawił się Lord w sklepie i co było dalej? O czym państwo rozmawiali? Co się działo później? - Wylał z siebie tok słów obserwując dokładnie reakcje Lorda. Ta sprawa była z góry przesądzona. Nawet jeśli Lord Burke zapoczątkowałby całe to zajście, to i tak wszystko rozeszłoby się po kościach i dość szybko ucichło. szlachta miała wiele przywilejów, można by powiedzieć, że chronił ich pewnego rodzaju immunitet. Taka już jest ta sprawiedliwość na tym świecie. Bez nazwiska i sporej ilości galeonów można jedynie utonąć, a nawet najszczersze starania nie pomogą w wypłynięciu na powierzchnie.
- Ważne jest, aby opowiedział mi pan wszystko z wszelkimi detalami. - Szczegóły są niezwykle ważne, niekiedy okazują się być wręcz kluczowe. Już nieraz miał okazję się o tym przekonać. Sprawa pobicia może nie była jakoś niezwykle ważną, ale przez te wszystkie lata nauczył się traktować je wszystkie równo. Dla niego może to nic, ale dla kogoś innego... Różnie to bywa.
- Rozumiem. - Kiwnął zdawkowo głową myśląc nad odpowiedzią mężczyzny. To dziwne jak w rodzinie relacje mogą momentalnie ulec zmianą. On nigdy tak diametralnych zmian na szczęście nigdy nie uświadczył i oby nigdy nie musiał.
- Wróćmy do dnia pobicia. Zjawił się Lord w sklepie i co było dalej? O czym państwo rozmawiali? Co się działo później? - Wylał z siebie tok słów obserwując dokładnie reakcje Lorda. Ta sprawa była z góry przesądzona. Nawet jeśli Lord Burke zapoczątkowałby całe to zajście, to i tak wszystko rozeszłoby się po kościach i dość szybko ucichło. szlachta miała wiele przywilejów, można by powiedzieć, że chronił ich pewnego rodzaju immunitet. Taka już jest ta sprawiedliwość na tym świecie. Bez nazwiska i sporej ilości galeonów można jedynie utonąć, a nawet najszczersze starania nie pomogą w wypłynięciu na powierzchnie.
- Ważne jest, aby opowiedział mi pan wszystko z wszelkimi detalami. - Szczegóły są niezwykle ważne, niekiedy okazują się być wręcz kluczowe. Już nieraz miał okazję się o tym przekonać. Sprawa pobicia może nie była jakoś niezwykle ważną, ale przez te wszystkie lata nauczył się traktować je wszystkie równo. Dla niego może to nic, ale dla kogoś innego... Różnie to bywa.
Aspen Sprout
Zawód : Funkcjonariusz policji
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
"Every Night & every Morn
Some to Misery are Born
Every Morn & every Night
Some are Born to sweet delight"
Some to Misery are Born
Every Morn & every Night
Some are Born to sweet delight"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Edgar usadowił się wygodniej na krześle, czując, że będzie musiał spędzić w tym miejscu jeszcze trochę czasu. - Jak już wspomniałem, chciałem kupić w prezencie biżuterię dla swojej żony - przypomniał, rozpoczynając krótką i nieciekawą historię. - Pan Valhakis powiedział, że dzisiaj wcześniej zamyka sklep, niemniej chciałem zdążyć z zakupem przed godziną zamknięcia - westchnął, opisując wszystko zgodnie z prośbą funkcjonariusza. - Zaczęliśmy rozmawiać aż temat zszedł na partnerkę pana Valhakisa - i tu zaczyna się najciekawsze, niemniej Edgar nie miał najmniejszego zamiaru dzielić się ze Sproutem wszystkimi szczegółami. Zresztą nie wnosiłyby niczego szczególnego do tej sprawy - niepodważalnym faktem było zainicjowanie bójki przez Asteriona. - Okazało się, że ją znam. Słyszałem również, że pracuje w Wenus, więc podzieliłem się tą informacją z panem Valhakisem. Może nie powinienem był tego robić - kontynuował. - Jednak ja na jego miejscu wolałbym o czymś takim wiedzieć, pan nie? - Zapytał, ale wcale nie oczekiwał odpowiedzi na to pytanie. - W każdym razie pan Valhakis oburzył się na moje słowa i wszczął bójkę, zmuszając mnie do podjęcia obrony - dodał. W końcu Asterion był równie obity co on, nie mógł więc wmawiać, że tylko biernie stał i przyjmował ciosy. Zresztą każdy normalny człowiek podjąłby w takim momencie próbę kontrataku.
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Naprawdę nie był za dobry w rozgryzaniu ludzi. Jego praca nauczyła go tego, że nie powinien ufać i wierzyć nikomu, ale czy na pewno mógłby on być właśnie takim typem człowieka? Nie potrafi po prostu, tak jak powinien, spodziewać się po ludziach najgorszego.
Raczej każdy chciałby znać tego typu prawdę o swojej kobiecie. Wątpił jednak aby Lord Burke był odpowiednią osobą do przekazywania tego typu nowin panu Valhakisowi. Jeśli mieli wcześniej ze sobą konflikt, tak jak wspomniał mężczyzna, zapewne oskarżony nie przyjął tych wiadomości za dobrze, czego efektem było to, że siedzą dzisiejszego wieczoru właśnie tu, a nie u siebie w domach. To wszystko jednak nie było rzeczami, które powinny Aspena obchodzić. To była tylko i wyłącznie sprawa tej dwójki, a on sam nie miał prawa nikogo oceniać, czy osądzać. To nie leżało w jego kwalifikacjach.
- Rozumiem. - Powiedział notując słowa lorda Burke. Można by powiedzieć, że mężczyzna wykończył temat. Bo o co miał innego zapytać? Wiedział już wszystko co zaczynało się i kończyło na tej sprawie. Jeśli zeznania pana Valhakisa i lorda Burke będą się ze sobą pokrywały nie będzie też żadnego problemu i sprawa dość szybko zostanie rozwiązana, na czym wszystkim raczej dość mocno zależy.
Niestety, ale nawet gdyby doszło do ewidentnej prowokacji, prawo nie uznaje czegoś takiego, a liczy się jedynie i wyłącznie to, kto pierwszy uderzył. Nic aktualnie nie przemawiało na korzyść pana Valkahisa.
- Co było później? - Zapytał jeszcze w ramach uzupełnienia. Lord Burke udzielił mu bardzo wyczerpującej odpowiedzi, więc nie ma co tu za bardzo więcej dopowiadać. Już niedługo przesłuchanie się zakończy i każdy z nich będzie mógł udać się w swoją stronę.
Raczej każdy chciałby znać tego typu prawdę o swojej kobiecie. Wątpił jednak aby Lord Burke był odpowiednią osobą do przekazywania tego typu nowin panu Valhakisowi. Jeśli mieli wcześniej ze sobą konflikt, tak jak wspomniał mężczyzna, zapewne oskarżony nie przyjął tych wiadomości za dobrze, czego efektem było to, że siedzą dzisiejszego wieczoru właśnie tu, a nie u siebie w domach. To wszystko jednak nie było rzeczami, które powinny Aspena obchodzić. To była tylko i wyłącznie sprawa tej dwójki, a on sam nie miał prawa nikogo oceniać, czy osądzać. To nie leżało w jego kwalifikacjach.
- Rozumiem. - Powiedział notując słowa lorda Burke. Można by powiedzieć, że mężczyzna wykończył temat. Bo o co miał innego zapytać? Wiedział już wszystko co zaczynało się i kończyło na tej sprawie. Jeśli zeznania pana Valhakisa i lorda Burke będą się ze sobą pokrywały nie będzie też żadnego problemu i sprawa dość szybko zostanie rozwiązana, na czym wszystkim raczej dość mocno zależy.
Niestety, ale nawet gdyby doszło do ewidentnej prowokacji, prawo nie uznaje czegoś takiego, a liczy się jedynie i wyłącznie to, kto pierwszy uderzył. Nic aktualnie nie przemawiało na korzyść pana Valkahisa.
- Co było później? - Zapytał jeszcze w ramach uzupełnienia. Lord Burke udzielił mu bardzo wyczerpującej odpowiedzi, więc nie ma co tu za bardzo więcej dopowiadać. Już niedługo przesłuchanie się zakończy i każdy z nich będzie mógł udać się w swoją stronę.
Aspen Sprout
Zawód : Funkcjonariusz policji
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
"Every Night & every Morn
Some to Misery are Born
Every Morn & every Night
Some are Born to sweet delight"
Some to Misery are Born
Every Morn & every Night
Some are Born to sweet delight"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie lubił miniserstwa. Przychodził tu tylko wtedy, kiedy naprawdę był do tego zmuszony, a już w szczególności na to konkretne piętro. Może było to z jego strony nieroządne, może powinien był załatwić to po cichu tak jak miał w zwyczaju. Jednak tym razem sprawa wyglądała całkiem inaczej, chodziło o Valhakisa i Edgar chciał mieć pewność, że zgnije tam gdzie powinien się znaleźć już dawno temu. Jednocześnie zdawał sobie sprawę, że napaść, nawet na szlachcica, nie równała się morderstwu. Asterion nie spędzi w więzieniu reszty swoich dni, ale ten krótki pobyt już będzie dla Edgara swego rodzaju zwycięstwem. Może nie kończącym ich wieloletnią wojnę, ale na pewno wysuwającym go w niej na prowadzenie. I z tej nieodpartej chęci postanowił złamać wszelkie zasady jakim się kierował i wmieszać w to wszystko służby prawa. W tej chwili był zbyt pochłonięty wizją Asteriona za kratkami, by przejmować się ewentualnymi konsekwencjami. - Pan Valhakis kategorycznie wyprosił mnie ze sklepu, więc wyszedłem. Wróciłem do domu i złożyłem skargę - odpowiedział, będąc zafascynowany całą sytuacją również dlatego, że nawet nie musiał za dużo kłamać. - Czy to już wszystko? - Upewnił się, zerkając na wiszący na ścianie zegar. Wierzył, że jakiekolwiek postanowienia wyślą mu listownie, chociaż podejrzewał, że wieści rozejdą się jeszcze szybciej.
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Raczej nikt nie przepadał za salami przesłuchań. Nawet sam Aspen, choć był funkcjonariuszem policji nie lubił tego miejsca. Przebywanie w nim wiązało się niestety z faktem czyjegoś nieszczęścia, bądź niezbyt fortunnych zdarzeń. Jedynym pocieszeniem dla niego było to, że siedział po tej lepszej stronie stolika, na tym bardziej uprzywilejowanym krześle i bez światła skierowanego w jego stronę.
- Rozumiem. - Jeśli miał być szczery to całe złożenie skargi jest dość dziwne. Szlachetnie urodzeni czarodzieje przeważnie chcą hańbiące ich sprawy raczej zamiatać pod dywan, a złożenie skargi równa się temu, że informacja o tym dotrze do niepożądanych osób. Pan Valhakis musiał naprawdę zajść za skórę Lordowi Burke.
- Tak, to wszystko. Proszę tylko jeszcze to podpisać i jest pan wolny. - Uśmiechnął się uprzejmie podsuwając Lordowi Burke pergamin oraz kałamarz z piórem. Poczekał jeszcze na złożenie podpisu przez mężczyznę, następnie zabrał papiery ze sobą i odprowadził mężczyznę do drzwi. Jakiekolwiek nie byłyby pobudki tej kłótni z zeznań wynika, że to Pan Valhakis jako pierwszy przeszedł do rękoczynów. Nawet jeśli zostałby sprowokowany to w jakiś większy sposób i tak nie zadziała na jego korzyść. Podsumowując: Jeśli między zeznaniami Pana Valhakisa, a Lorda Burke nie będzie większych niezgodności sprawa będzie prosta i szybka. Pan Valhakis odsiedzi swoje, a Lord Burke będzie zadowolony z finalnego rozwoju sytuacji. Wszyscy szczęśliwi? Powiedzmy... Jeszcze dodatkowo jego i Raidena czeka inne, małe przesłuchanie. Nawet szczerze mówiąc nie chce zastanawiać się czego dokładnie ich szef od nich chce, ale nijak się to mu podoba.
|ztx2
- Rozumiem. - Jeśli miał być szczery to całe złożenie skargi jest dość dziwne. Szlachetnie urodzeni czarodzieje przeważnie chcą hańbiące ich sprawy raczej zamiatać pod dywan, a złożenie skargi równa się temu, że informacja o tym dotrze do niepożądanych osób. Pan Valhakis musiał naprawdę zajść za skórę Lordowi Burke.
- Tak, to wszystko. Proszę tylko jeszcze to podpisać i jest pan wolny. - Uśmiechnął się uprzejmie podsuwając Lordowi Burke pergamin oraz kałamarz z piórem. Poczekał jeszcze na złożenie podpisu przez mężczyznę, następnie zabrał papiery ze sobą i odprowadził mężczyznę do drzwi. Jakiekolwiek nie byłyby pobudki tej kłótni z zeznań wynika, że to Pan Valhakis jako pierwszy przeszedł do rękoczynów. Nawet jeśli zostałby sprowokowany to w jakiś większy sposób i tak nie zadziała na jego korzyść. Podsumowując: Jeśli między zeznaniami Pana Valhakisa, a Lorda Burke nie będzie większych niezgodności sprawa będzie prosta i szybka. Pan Valhakis odsiedzi swoje, a Lord Burke będzie zadowolony z finalnego rozwoju sytuacji. Wszyscy szczęśliwi? Powiedzmy... Jeszcze dodatkowo jego i Raidena czeka inne, małe przesłuchanie. Nawet szczerze mówiąc nie chce zastanawiać się czego dokładnie ich szef od nich chce, ale nijak się to mu podoba.
|ztx2
Aspen Sprout
Zawód : Funkcjonariusz policji
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
"Every Night & every Morn
Some to Misery are Born
Every Morn & every Night
Some are Born to sweet delight"
Some to Misery are Born
Every Morn & every Night
Some are Born to sweet delight"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Kiedy Bones zgodziła się na zaproszenie łamaczki klątw, by udzieliła aurorom prelekcji, zaczął się denerwować. Przeważnie nie zajmował się kwestiami organizacyjnymi, lepiej wykonywał dyspozycje, niż je wydawał i łatwiej było mu się odnaleźć w trakcie wydarzeń jako ich uczestnik, niż organizator. A jednak, przyszło mu zająć się kwestiami takimi jak - ta była chyba najtrudniejsza - zaproszeniu wszystkich chętnych - Bones dała jasną liczbę minimalnej ilości uczestników, by finansowo całe przedsięwzięcie okazało się opłacalne, Malfoy na stanowisku Ministra zapewniał lepszą kontrolę wydatków, ale bynajmniej nie większy skarbiec dla biura aurorów, ale też kwestiami znalezienia odpowiedniego specjalisty, ustalenia z nim daty oraz - od kontaktowania się z działami księgowymi aż do pertraktacji z samą zainteresowaną - kwestiami finansowymi. Nie było łatwo, nie bardzo się w tym odnajdywał - jednak z pomocą usłużnych sekretarek krzywiących się spod zbyt dużych okularów ostatecznie dopiął wszystko na ostatni guzik.
Prawie wszystko, dopiero w ostatniej chwili przypomniał sobie, że musiał też zorganizować salę - mieli pokoje służące do narad i prac operacyjnych, ale wszystkie albo były zajęte albo miały rozłożone na stołach ważne, tajne dokumenty, których nie zdążyłby pochować - a takich nie mógł pokazać zaproszonej specjalistce. Cisza i spokój zawsze zalegały w salach przesłuchań, dlatego kiedy dostrzegł, że najprzytulniejsza z nich była pusta - odetchnął z ulgą. Przez chwilę krytycznie przyglądał się weneckiemu lustrze, ale ostatecznie było nawet rozsądnym rozwiązaniem dla czarodziejów, którzy będą rozmawiać w trakcie wykładu - można ich było wyprosić bez szkody dla ich uczestnictwa w zajęciach. Nie kierując się żadnym szczególnym schematem - idąc za przyzwyczajeniem - jedno krzesło dla ich przyszłej wykładowczyni zostawił po stronie przesłuchiwanego. Przyniósł też tablicę oraz kredę, które zabrał z sal operacyjnych - dla jej użytku. I kilka dodatkowych krzeseł dla uczestników spotkania, by ci, którzy się spóźnią - zawsze tacy byli, aurorzy byli czarodziejami zajętymi - nie robili po czasie zbędnego zamieszania. Poza tym, wśród nich mieli być kobiety - Jackie zadeklarowała swój udział. W sekretariacie zostawił odpowiednią informację, wszyscy powinni zostać przekierowani w to miejsce. W oczekiwaniu na nich, póki był sam, zataczał koła, stąpając wokół pomieszczenia, nie mogąc pozbawić się wrażenia, że nie o wszystkim pamiętał. Coś mu umykało - ale co? Dopiero, kiedy próg przestąpiły pierwsze persony, przeniósł się pod ścianę, z założonymi rękoma oczekując przybycia wszystkich. Dopiero wtedy w zasadzie przypomniał sobie, że nie przygotował dla wykładowczyni nic do zwilżenia gardła - szybko uzupełnił ten brak, nagłym krokiem opuszczając pomieszczenie i powracając ze szklanką wody, którą postawił na biurku.
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
19.11
Michael zwykle wyręczał się pomocą łamaczy klątw przy wszystkich sprawach, które wymagały znajomości run - nawet tych najprostszych. Na początku listopada pożałował nagle swojej niefrasobliwości, gdy z powodu swojej niewiedzy musiał na oślep wybierać bezpieczną drogę w Hotelu Transylwania. Chociaż jakimś cudem mu się udało, znajomość run mogłaby ocalić Marcellę od niebezpiecznej i nieprzyjemnej kąpieli w rwącej rzece. Właśnie wtedy Tonks postanowił nauczyć się chociaż podstawowej wiedzy o runach i łamaniu klątw. Niedawno zaopatrzył się w podręcznik w księgarni, a teraz jak z nieba spadło mu zorganizowane przez Weasleya szkolenie.
Było też miłą odmianą od dusznej atmosfery wprowadzonej przezMinistra Malfoya, nudnych obowiązków w archiwum i ciężkiej pracy w terenie na dwa etaty - ten oficjalny i ten dla Bones.
Wszedł do sali jako jeden z pierwszych - zawsze był solidnym aurorem, ale odkąd wrócił do pracy jako wilkołak, robił wszystko doprawdy podręcznikowo. Zawsze był wszędzie pięć minut wcześniej i wypełniał akta bardzo dokładnie, jakby nie chciał dać nikomu pretekstu do irytacji, upomnienia ani zwolnienia za swoją likantropię i mugolską krew.
Czasami dziwnie było mu pracować ze szlachcicami, którzy zrzekali się części społecznego przywileju aby razem z pospólstwem łapać przestępców. Z Arturem Longbottomem się zaprzyjaźnił, Weasleya nie miał okazji poznać dobrze. Był od niego kilka lat starszy, zwykle brali inne sprawy. W trakcie wyjazdu Michaela do Norwegii Brendan zdążył awansować, zacząć szkolić nowych aurorów i stwardnieć. Biła od niego aura zdecydowania i zdrowego rozsądku, a Tonks był mu wdzięczny za skuteczne uciszenie Priscilli na spotkaniu z Bones i byłym ministrem Longbottomem. Sam nie był jednak pewny, co sądzi o nim auror, ani czy w ogóle miał czas i energię wyrobić sobie jakąkolwiek opinię na temat pierwszego wilkołaka w Departamencie Przestrzegania Prawa. Mike był świadom, że ludzie, którzy znali go pod...w pełni ludzką postacią, potrafili nagle zmienić o nim opinię gdy dowiadywali się o jego likantropii. Miał nadzieję, że nie było tak z Weasleyem. Skinął mu głową i postanowił podziękować za szkolenie. Może Brendan potrzebował namawiać innych uczestników, ale Mike zgodził się od razu. Nie był zachwycony jeszcze jedną rzeczą w swoim napiętym rozkładzie godzin, ale korzyści płynące z wiedzy przeważały nad jego zmęczeniem.
-Dobry pomysł, od dawna potrzebowałem motywacji aby podszkolić się w tym temacie. - skomplementował inicjatywę Weasleya i usiadł wygodnie, z notatnikiem na kolanach.
Michael zwykle wyręczał się pomocą łamaczy klątw przy wszystkich sprawach, które wymagały znajomości run - nawet tych najprostszych. Na początku listopada pożałował nagle swojej niefrasobliwości, gdy z powodu swojej niewiedzy musiał na oślep wybierać bezpieczną drogę w Hotelu Transylwania. Chociaż jakimś cudem mu się udało, znajomość run mogłaby ocalić Marcellę od niebezpiecznej i nieprzyjemnej kąpieli w rwącej rzece. Właśnie wtedy Tonks postanowił nauczyć się chociaż podstawowej wiedzy o runach i łamaniu klątw. Niedawno zaopatrzył się w podręcznik w księgarni, a teraz jak z nieba spadło mu zorganizowane przez Weasleya szkolenie.
Było też miłą odmianą od dusznej atmosfery wprowadzonej przez
Wszedł do sali jako jeden z pierwszych - zawsze był solidnym aurorem, ale odkąd wrócił do pracy jako wilkołak, robił wszystko doprawdy podręcznikowo. Zawsze był wszędzie pięć minut wcześniej i wypełniał akta bardzo dokładnie, jakby nie chciał dać nikomu pretekstu do irytacji, upomnienia ani zwolnienia za swoją likantropię i mugolską krew.
Czasami dziwnie było mu pracować ze szlachcicami, którzy zrzekali się części społecznego przywileju aby razem z pospólstwem łapać przestępców. Z Arturem Longbottomem się zaprzyjaźnił, Weasleya nie miał okazji poznać dobrze. Był od niego kilka lat starszy, zwykle brali inne sprawy. W trakcie wyjazdu Michaela do Norwegii Brendan zdążył awansować, zacząć szkolić nowych aurorów i stwardnieć. Biła od niego aura zdecydowania i zdrowego rozsądku, a Tonks był mu wdzięczny za skuteczne uciszenie Priscilli na spotkaniu z Bones i byłym ministrem Longbottomem. Sam nie był jednak pewny, co sądzi o nim auror, ani czy w ogóle miał czas i energię wyrobić sobie jakąkolwiek opinię na temat pierwszego wilkołaka w Departamencie Przestrzegania Prawa. Mike był świadom, że ludzie, którzy znali go pod...w pełni ludzką postacią, potrafili nagle zmienić o nim opinię gdy dowiadywali się o jego likantropii. Miał nadzieję, że nie było tak z Weasleyem. Skinął mu głową i postanowił podziękować za szkolenie. Może Brendan potrzebował namawiać innych uczestników, ale Mike zgodził się od razu. Nie był zachwycony jeszcze jedną rzeczą w swoim napiętym rozkładzie godzin, ale korzyści płynące z wiedzy przeważały nad jego zmęczeniem.
-Dobry pomysł, od dawna potrzebowałem motywacji aby podszkolić się w tym temacie. - skomplementował inicjatywę Weasleya i usiadł wygodnie, z notatnikiem na kolanach.
Can I not save one
from the pitiless wave?
Ostatnio zmieniony przez Michael Tonks dnia 03.04.19 20:59, w całości zmieniany 1 raz
Sophia dowiedziała się o planowanym spotkaniu dokształcającym od Brendana Weasleya. Auror nie musiał namawiać jej długo; Carter wiedziała, że podszkolenie się i poznanie przynajmniej najbardziej fundamentalnych podstaw rozpoznawania run może się bardzo przydać, choćby po to, by mogli w porę zauważyć zwiastuny możliwie ciążącej na danym miejscu lub przedmiocie klątwy. Istniało prawdopodobieństwo, że podczas planowanej wyprawy do Azkabanu również natkną się na runy, więc musieli być przygotowani.
Wciąż pamiętała tamten dzień sprzed miesiąca, wyprawę do starego warsztatu, w którym były obecne runy i klątwy, a ona nie potrafiła rozpoznać żadnej z nich, i gdyby nie Vera i jej ogromna wiedza o starożytnych runach, mimo swoich umiejętności w magii obronnej mogłaby łatwo wpaść w pułapkę przez swoją niewiedzę, ale w Hogwarcie nigdy nie uczęszczała na starożytne runy i nie uczyła się ich również później, zbyt zajęta doskonaleniem umiejętności w obronie przed czarną magią i urokach, a także szlifowaniem swojego zmysłu spostrzegawczości oraz zwinności i sprawności fizycznej.
Spiesząc na spotkanie z łamaczem myślała przelotnie o Verze, której nie widziała od tamtego dnia w warsztacie i nie miała pojęcia, co się z nią stało. Choć wróciła później na gruzy po warsztacie nie znalazła żadnego ciała. Przeklęte miejsce przestało istnieć kiedy pokonali anomalię i Sophia również ledwo uszła stamtąd z życiem, ale żyła i mogła działać, mimo że obecny ład temu nie sprzyjał. Ministerstwo zostało jednak odbudowane i mimo tego, że nie zgadzała się z obecną władzą, nie wychylała się i dostosowywała się do wytycznych Bones i Longbottoma przedstawionych im podczas tamtego deszczowego spotkania na wzgórzu.
Nieco dziwnie było znajdować się w miejscu, z którego kilka miesięcy temu uciekała przed szatańską pożogą, ale nowy gmach został odbudowany bardzo szybko i z pewnością zapewniał aurorom lepszy komfort pracy niż Tower, aczkolwiek musieli stale uważać na to, co mówią i robią, bo tu nawet ściany mogły mieć oczy i uszy. Ale najwyraźniej dokształcanie się nie budziło większego zainteresowania i podejrzliwości.
Zgodnie ze swoim zwyczajem pod prostą czarodziejską szatą miała na sobie sweter i ciemne spodnie. Włosy kilka dni temu ścięła na krótko, a metamorfoza ta została niejako wymuszona okolicznościami – pod wpływem niefortunnej anomalii przy zaklęciu podczas akcji parę dni wstecz spora część jej włosów uległa spaleniu i pozbyła się ich, odkrywając, jak wygodne i praktyczne są krótkie. Poza tym nie zależało jej na byciu atrakcyjną, nie chciała podobać się mężczyznom i wygląd stanowił dla niej bardzo mało istotną kwestię.
Została skierowana w odpowiednie miejsce i tam właśnie się udała.
- Zdążyłam na czas? To dobrze – rzekła, wsuwając się do pokoju przesłuchań, w którym nie było jeszcze runistki, a dopiero Weasley oraz starszy Tonks. Sophia skinęła im obydwóm głową. Była ciekawa, kto będzie ich nauczał, ale miała nadzieję, że jej umysł okaże się chłonny na wiedzę w tym zupełnie obcym jej zakresie. Przysiadła w jednym z wolnych miejsc; w torbie również miała notatnik i coś do pisania, żeby zanotować najważniejsze informacje, choć nie wiedziała jeszcze, jak ta nauka dokładnie będzie wyglądać. Czy podobnie jak niektóre zajęcia teoretyczne na kursie aurorskim?
Wciąż pamiętała tamten dzień sprzed miesiąca, wyprawę do starego warsztatu, w którym były obecne runy i klątwy, a ona nie potrafiła rozpoznać żadnej z nich, i gdyby nie Vera i jej ogromna wiedza o starożytnych runach, mimo swoich umiejętności w magii obronnej mogłaby łatwo wpaść w pułapkę przez swoją niewiedzę, ale w Hogwarcie nigdy nie uczęszczała na starożytne runy i nie uczyła się ich również później, zbyt zajęta doskonaleniem umiejętności w obronie przed czarną magią i urokach, a także szlifowaniem swojego zmysłu spostrzegawczości oraz zwinności i sprawności fizycznej.
Spiesząc na spotkanie z łamaczem myślała przelotnie o Verze, której nie widziała od tamtego dnia w warsztacie i nie miała pojęcia, co się z nią stało. Choć wróciła później na gruzy po warsztacie nie znalazła żadnego ciała. Przeklęte miejsce przestało istnieć kiedy pokonali anomalię i Sophia również ledwo uszła stamtąd z życiem, ale żyła i mogła działać, mimo że obecny ład temu nie sprzyjał. Ministerstwo zostało jednak odbudowane i mimo tego, że nie zgadzała się z obecną władzą, nie wychylała się i dostosowywała się do wytycznych Bones i Longbottoma przedstawionych im podczas tamtego deszczowego spotkania na wzgórzu.
Nieco dziwnie było znajdować się w miejscu, z którego kilka miesięcy temu uciekała przed szatańską pożogą, ale nowy gmach został odbudowany bardzo szybko i z pewnością zapewniał aurorom lepszy komfort pracy niż Tower, aczkolwiek musieli stale uważać na to, co mówią i robią, bo tu nawet ściany mogły mieć oczy i uszy. Ale najwyraźniej dokształcanie się nie budziło większego zainteresowania i podejrzliwości.
Zgodnie ze swoim zwyczajem pod prostą czarodziejską szatą miała na sobie sweter i ciemne spodnie. Włosy kilka dni temu ścięła na krótko, a metamorfoza ta została niejako wymuszona okolicznościami – pod wpływem niefortunnej anomalii przy zaklęciu podczas akcji parę dni wstecz spora część jej włosów uległa spaleniu i pozbyła się ich, odkrywając, jak wygodne i praktyczne są krótkie. Poza tym nie zależało jej na byciu atrakcyjną, nie chciała podobać się mężczyznom i wygląd stanowił dla niej bardzo mało istotną kwestię.
Została skierowana w odpowiednie miejsce i tam właśnie się udała.
- Zdążyłam na czas? To dobrze – rzekła, wsuwając się do pokoju przesłuchań, w którym nie było jeszcze runistki, a dopiero Weasley oraz starszy Tonks. Sophia skinęła im obydwóm głową. Była ciekawa, kto będzie ich nauczał, ale miała nadzieję, że jej umysł okaże się chłonny na wiedzę w tym zupełnie obcym jej zakresie. Przysiadła w jednym z wolnych miejsc; w torbie również miała notatnik i coś do pisania, żeby zanotować najważniejsze informacje, choć nie wiedziała jeszcze, jak ta nauka dokładnie będzie wyglądać. Czy podobnie jak niektóre zajęcia teoretyczne na kursie aurorskim?
Never fear
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
Ubiegłego wieczoru otworzyłem trzymany pod łóżkiem stary kufer. Jego zawartość to kilka rodzinnych pamiątek, w tym jedna z najcenniejszych jakie posiadam - dziennik mojego ojca. Oprawione w skórę opasłe tomisko mogące uchodzić za książkę. Większość zapisków dotyczyła starożytnych run. Ich tłumaczenie, znaczenie, dokładne opisy. Wiele stron znałem niemal na pamięć, ciągle jednak wracałem do dziennika, moja fascynacja runami nie osłabła z biegiem lat, brakowało mi jedynie czasu, by zgłębić tę dziedzinę wiedzy tak jak marzyłem o tym, gdy byłem dzieckiem. Przy szklance whisky z lodem przejrzałem dziennik, odkurzając to, co już wiedziałem i doczytując jeszcze trochę. W szkole i podczas kursu zawsze starałem się być przygotowany, a dzisiejsza prelekcja przypominała mi właśnie lata młodości. Uśmiechnąłem się z rozbawieniem do obrazu podsuniętego przez wyobraźnię - aurorów z dłuższym stażem, dorosłych czarodziejów i czarownic, w szkolnych ławkach. Choćby i dla tego, by ujrzeć to na własne oczy warto było wpisać swoje nazwisko na listę chętnych.
Usłyszawszy o tym przedsięwzięciu, którego prowodyrem był Brendan Weasley, nie planowałem wziąć w nim udziału. Z tego, co udało mi się zrozumieć, runistka miała przekazać zgromadzonym podstawy starożytnych run, a ja - mówiąc nieskromnie - sądziłem, że je posiadałem. By sfinalizować ten plan brakowało jednego chętnego. Co mi szkodzi?, pomyślałem. Miałem nadzieję, że uda porozmawiać mi się z zaproszoną specjalistką o czymś więcej, niż jedynie podstawach.
Korytarz Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów przemierzałem pośpiesznym krokiem. Nigdy się nie spóźniałem, jednakże przesłuchiwanie świadków w Dorset trwało dłużej, niż sądziłem. Późno wróciłem z pracy w terenie i - dopytawszy sekretarki o konkretne miejsce spotkania - z niecierpliwością zerkałem na swój kieszonkowy zegarek, gdy ministerialna winda zaczęła szwankować. Ostatecznie udało mi się zdążyć na czas.
- Sophio, panowie - zwróciłem się wpierw do czarownicy, a później do Brendana i Michaela, ściągając kapelusz; zsunąłem z ramion płaszcz mokry od lejącego jak z cebra deszczu. Nie zająłem miejsca siedzącego, dopóki wszystkie uczestniczki prelekcji nie uczyniły tego jako pierwsze.
- Przypomnij mi, proszę, nazwisko naszej dzisiejszej prowadzącej - wyrzekłem do Brendana, ciekaw, czy je kojarzę - może czytałem jej artykuł w Horyzontach Zaklęć, może jej nazwisko widniało na grzbiecie książki, którą miałem na półce.
Usłyszawszy o tym przedsięwzięciu, którego prowodyrem był Brendan Weasley, nie planowałem wziąć w nim udziału. Z tego, co udało mi się zrozumieć, runistka miała przekazać zgromadzonym podstawy starożytnych run, a ja - mówiąc nieskromnie - sądziłem, że je posiadałem. By sfinalizować ten plan brakowało jednego chętnego. Co mi szkodzi?, pomyślałem. Miałem nadzieję, że uda porozmawiać mi się z zaproszoną specjalistką o czymś więcej, niż jedynie podstawach.
Korytarz Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów przemierzałem pośpiesznym krokiem. Nigdy się nie spóźniałem, jednakże przesłuchiwanie świadków w Dorset trwało dłużej, niż sądziłem. Późno wróciłem z pracy w terenie i - dopytawszy sekretarki o konkretne miejsce spotkania - z niecierpliwością zerkałem na swój kieszonkowy zegarek, gdy ministerialna winda zaczęła szwankować. Ostatecznie udało mi się zdążyć na czas.
- Sophio, panowie - zwróciłem się wpierw do czarownicy, a później do Brendana i Michaela, ściągając kapelusz; zsunąłem z ramion płaszcz mokry od lejącego jak z cebra deszczu. Nie zająłem miejsca siedzącego, dopóki wszystkie uczestniczki prelekcji nie uczyniły tego jako pierwsze.
- Przypomnij mi, proszę, nazwisko naszej dzisiejszej prowadzącej - wyrzekłem do Brendana, ciekaw, czy je kojarzę - może czytałem jej artykuł w Horyzontach Zaklęć, może jej nazwisko widniało na grzbiecie książki, którą miałem na półce.
becomes law
resistance
becomes duty
Sala przesłuchań
Szybka odpowiedź