Wydarzenia


Ekipa forum
Ukryta Komnata
AutorWiadomość
Ukryta Komnata [odnośnik]07.08.16 19:33
First topic message reminder :

Ukryta Komnata

O ukrytej komnacie w całej Wywernie wie tylko jedna osoba - właściciel przybytku i jego skrzat, który sekretu musi pilnować pod groźbą śmierci, jeśli piśnie choćby słowo niepowołanej osobie. Oprócz nich o pomieszczeniu wie Tom Riddle i ci z jego popleczników, którym zdecyduje się o nim powiedzieć. Pomieszczenie obłożone potężnymi zaklęciami nienanoszalnymi i wyciszającymi oddzielone od korytarze jest obrazem, który przedstawia atakującego węża. Strażnik otwiera przejście jedynie na hasło. Brzmi ono Morsmordre.
Komnata jest spora, wysoka, szczególnie jak na fakt, że znajduje się pod ziemią. Bogato zdobionych ścian i wygodnych krzeseł nie powstydziłaby się żadna szlachecka rezydencja. Na środku znajduje się masywny stół, który oświetlają ustawione w niewielkich odległościach świeczniki. U jego szczytu stoi duże drewniane krzesło obite skórą, znacznie większe niż inne, podobne ustawione przy dłuższych bokach. Świetna akustyka pomieszczenia pozwala usłyszeć nawet najcichszy szept. Jedynym źródłem światła w komnacie są świece ustawione na stole i duży żyrandol zwieszający się z sufitu. Sprawia to, że jasno jest jedynie w okolicach stołu, ściany, a już w szczególności kąty giną w mroku.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ukryta Komnata - Page 9 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Ukryta Komnata [odnośnik]16.08.21 12:27
10.01

Była wtedy w drodze. Wracała do domu z Biblioteki Londyńskiej, w której spędziła kilka godzin studiując książki z dziedziny starożytnych run, licząc na to, że enigmatyczne znaki w końcu odsłonią przed nią choć rąbek swoich tajemnic. Wchodziła już na dzielnicę mieszkalną Pokątnej, gdy w pół kroku pociemniało jej przed oczami, zachwiała się i upadła na kolana, w ostatniej chwili podtrzymując się dłońmi o bruk. Przez ułamek sekundy przeszło jej przez myśl, że umiera. Przez ułamek sekundy jej gardło ścisnęło się w strachu tak wielkim, że sama doprowadziła się do tachykardii. Potem nadszedł głos. Władczy głos i sylwetka w mlecznym obrazie, który nijak nie przypominał brukowanej kostki londyńskich uliczek. Miała udać się do Białej Wywerny, taki padł rozkaz, a choć nie zdołała skupić świadomości na oczach mężczyzny, nie miała najmniejszej wątpliwości kim jest. To nie była halucynacja ani wizja, czarodziej wdarł jej się do głowy za pomocą legilimencji tak potężnej, że dalece przekraczała wszystko, co Elvira wiedziała na temat tej dziedziny magii. Kiedy wróciła do siebie, zdała sobie sprawę, że leży na deptaku z rękami wykręconymi pod nienaturalnym kątem. Choć była przekonana, że nagle straciła przytomność, nic jej nie bolało, nie znalazła na kolanach żadnych siniaków. Poprawiła gruby materiał szaty, zarzucając go z powrotem na kostki. Było cholernie zimno, wydychane powietrze zmieniało się w obłoki pary. Obejrzała się kilka razy na dwie strony ulicy, zastanawiając, czy ktokolwiek ją widział, ale jeżeli nawet tak było, musieli zignorować samotnie leżącą kobietę. Nic dziwnego, zapewne przypominała trupa, a do trupów w tych czasach nie było bezpiecznie podchodzić.
Wstała, poprawiła torbę i przełknęła ślinę. Mimo mrozu cała się spociła i nie była już pewna, czy miała czas zajrzeć jeszcze do mieszkania i właściwie przygotować się na... cokolwiek, co miało zajść. Po pół minuty zastanowienia uznała, że nie. Jeżeli Czarny Pan ją wzywał, musiała się tam znaleźć natychmiast. Drogę na Nokturn pokonała na przemian truchtając i biegnąc, a gdy w końcu wpadła do Białej Wywerny, jej policzki były zaróżowione, włosy rozwiane, a nogi dygotały, choć nie z powodu biegu. Posępny i blady barman musiał ją rozpoznać - od razu wskazał jej drogę do piwnic. Ciężka atmosfera oraz milczenie barmana stawiały włoski na ciele, a Elvira - choć instynkt samozachowawczy próbował wymusić na niej gwałtowny odwrót - konfrontowała się ze strachem, przygotowując na najgorsze.
W tajemniczej komnacie chronionej hasłem nie spotkała jednak swojego Pana. Nie skrywał się w cieniach; jeśli nie próbowałby wprowadzić jej w błąd, zapewne poczułaby tę charakterystyczną, duszną aurę potęgi. Z niepokojem rozejrzała się po stole, po ścianach, aż wreszcie jej spojrzenie zatrzymało się na nieprzytomnym ciele. Ostrożnie podeszła bliżej, mały kroczek po kroczku, a z każdym pokonywanym calem narastał odór spalenizny. Zwłoki? Ciało do wyleczenia? Nie zwróciła uwagi na to, czy barman pozostał, czy wyszedł, w pełni skupiła się na przydzielonym jej zadaniu. Uklęknęła na jedno kolano i bez zawahania przechyliła przytuloną do chłodnej podłogi głowę, aby przyjrzeć się twarzy. Mężczyzna bez wątpienia oddychał, był tylko ranny, a z bliska zdała sobie sprawę, że jest jej znany. Craig.
Craig, z którym udali się na misję do Locus Nihil, Craig, którego okrzyk "wywłoko" wciąż wyraźnie odbijał się echem w jej pamięci. Craig, śmierciożerca. Przełknęła podchodzącą do gardła żółć i delikatnie odwróciła go na plecy, przytrzymując kark dla ustabilizowania kręgosłupa.
- Diagno haemo - zaintonowała melodyjnym głosem, wyciągając różdżkę zza pazuchy i wodząc nią blisko sponiewieranego ciała. Było jej gorąco, chętnie zdjęłaby płaszcz, ale czuła, że nie ma czasu. Miała zadanie.
Według czaru Burke nie doznał żadnych wewnętrznych obrażeń poza przedramieniem, na które zwróciła uwagę już wcześniej. Zaklęcie podpowiedziało jej tylko jedno; że to właśnie to miejsce było ogniwem, źródłem, z którego czarna magia dostawała się do całego ciała, czyniąc je słabszym, niż było wcześniej. Wiedziała, że obrzydliwe czarne oparzenie, pełne złuszczających się kawałków poszarzałej skóry, wyciekającego osocza i brunatnoczerwonych śladów pod popękanymi powłokami, dawniej musiało być Mrocznym Znakiem. Czy Mroczny Znak w ogóle dało się zniszczyć? A jeżeli tak, dlaczego...?
Mentalnie wymierzyła sobie lekki policzek. Nie powinna o tym myśleć, nie powinna się do tego mieszać. To nie jej sprawa. Miała zadanie.
Wyciągnęła przedramię prostopadle do ciała, aby mieć lepsze pole do manewru, a gdy zauważyła, że Burke zaczął coś do siebie mamrotać i postękiwać, zapobiegawczo przyłożyła mu różdżkę do skroni, by rzucić Ignominię. Niech śpi, tylko by jej przeszkadzał, musiała się skupić, aby poradzić sobie z tak ciężkim obrażeniem - choć nie zajmowało imponująco dużej powierzchni ciała, było oparzeniem trzeciego stopnia, poważnie uszkodziło rękę do głębokich tkanek i rezonowało czarną magią, do której nawet ona obawiała się zbliżać. Tyle, że nie miała wyjścia. Co jeżeli to był test, jeżeli była obserwowana? Czarny Pan chciał, żeby uzdrowiła Craiga, czy miała... miała go dobić? Nie miała pojęcia, nie wiedziała, dlaczego odebrał mu Mroczny Znak, miała mętlik w głowie. Zdecydowała się jednak bezpiecznie założyć, że musi go uleczyć. To był jej zawód, jej specjalność, gdyby chodziło o torturę, wybrałby kogoś innego. Musiała mieć rację.
- Cauma Sanavi Horribilis - wybrała najpotężniejszą odmianę zaklęcia, zawsze od nich zaczynała, gdy wciąż jeszcze nie czuła wyczerpania swojej magicznej energii. Przesuwana nad czarną skórą różdżka zgrabnie pozbywała się martwicy, tworzyła świeżą ziarninę na wydrążonym dnie rany, ale to wciąż było za mało dla takich zniszczeń. - Cauma Sanavi Horribilis - Za drugim razem jeszcze potężniejsze zaklęcie dopełniło dzieła, popękane warstwy naskórka na brzegach oparzenia zaczęły się złuszczać, cieniutka i niezwykle blada warstwa skóry pokryła przedramię, nawarstwiając się pomarszczoną tkanką bliznowatą. Nie wyglądało to dobrze, pokusiłaby się nawet o stwierdzenie, że wyglądało gorzej niż jej własne rany odniesione w wyniku wybuchu.
Co najgorsze, nie było pod tym oparzeniem widać śladów Mrocznego Znaku. Trzymała się myśli, że taki był cel Czarnego Pana, cel wyższy niż mogłaby pojąć - a jeżeli nawet nie, najpotężniejszy czarnoksiężnik poradzi sobie z czarną magią znacznie lepiej niż ona.
Jej misja jeszcze się nie zakończyła, nie mogła pozostawić Burke'a w takim stanie. Sam z siebie był jej obojętny, właściwie darzyła go niechęcią, ale miała obowiązki wobec niego i wobec Czarnego Pana. Craig był blady jak śmierć, zimny i lepki w dotyku, więc przy pomocy zaklęcia Sango circum spróbowała pobudzić jego krążenie. Na marne, różdżka z drewna tabebuji w końcu ugięła się pod dręczącym Elvirę stresem i wyrzuciła z siebie jedynie marną iskierkę. Zacisnęła zęby, skupiła się - to już prawie koniec, nie jest tak źle, przecież w drodze do Białej Wywerny obawiała się najgorszego, przewijając w głowie wszystkie ostatnie dni w poszukiwaniu uczynku, którym mogłaby zawieść Jego zaufanie.
- Sango circum - powtórzyła z większym spokojem. Zarumień się, odetchnij głębiej, możesz już otworzyć oczy.
Uważała swoje zadanie za skończone, ale gdy się odwróciła, nie zobaczyła już barmana. Ze stołu zgarnęła jedną z karafek i powąchała zawartość, dochodząc do wniosku, że mieści się w niej zwyczajna woda. Nalała trochę do szklanki i uklęknęła przy Craigu raz jeszcze, aby gdy tylko się zbudzi, podsunąć mu krawędź pod usta. Uzupełnienie płynów wpływało łagodząco na gardło i było konieczne przy każdym oparzeniu, zwłaszcza tak wyniszczającym.
Chcąc nie chcąc zastanawiała się, dlaczego akurat ona. I dlaczego on. Co zaszło dziś w Białej Wywernie? Czarny Pan nie zamierzał udzielić żadnej odpowiedzi, nawet się tutaj nie pokazał, a ona nie była pewna, czy czuje się z tym lżej czy gorzej.
Kiedy była już pewna, że Craig zdoła dotrzeć do rezydencji o własnych siłach, odetchnęła z ulgą i wróciła do domu.

/zt
[bylobrzydkobedzieladnie]


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon

Strona 9 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9

Ukryta Komnata
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach