Gabinet wschodni
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Gabinet wschodni
Znajdujący się we wschodnim skrzydle gabinet jest drugim co do wielkości indywidualnym pokojem w pałacu. Z własną kolekcją książek, do której trzeba wejść po wąskich, krętych schodach i potężnych rozmiarów kominkiem stanowi idealne miejsce do pracy, jak i wypoczynku. W gabinecie głównym źródłem światła jest słońce, które wpada przez dziewięć okien ułożonych na dwóch sąsiadujących ścianach. Wcześniej zajmowany przez lorda Yaxley'a przeszedł w ręce jego syna, gdy Leon przeniósł się do większego gabinetu centralnego. Pomieszczenie posiada wiele tajnych przejść, które ciężko odnaleźć. Na ścianie za biurkiem nestora znajduje się obraz przedstawiający ostatnie pożegnanie lorda Manwë Yaxleya i jego żony Vardy z domu Malfoy.
Na pomieszczenie nałożone jest: muffliato[bylobrzydkobedzieladnie]
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Ostatnio zmieniony przez Morgoth Yaxley dnia 11.04.19 14:26, w całości zmieniany 3 razy
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Pismo z Ministerstwa Magii, a konkretnie z Biura Aurorów nie było zaskoczeniem. Rycerze Walpurgii wiedzieli, że wśród łowców czarnoksiężników znajdowali się potwierdzeni członkowie przeciwnej im organizacji i to na jednych z ważniejszych stanowisk. Ich reputacja ich wyprzedzała, dlatego też nie obawiali się podejmować tak śmiałych i bezczelnych kroków, wchodząc na tereny szlachciców o konserwatywnych poglądach. Morgoth musiał przyznać, że postępowali odważnie, lecz bezmyślnie. Nie mogli niczego wymagać od kogoś wysoko urodzonego, kto obejmował od niedawna również urząd seniora rodu. Wystosowane przez młodego Skeetera nie wzbudziło w Yaxleyu żadnych obaw, bowiem kto miał lepiej znać swoje ziemie niż on sam? Nie było żadnej anomalii i obie strony o tym wiedziały. Mimo to podjął się gry, w którą zamierzali grać ministerialni wysłannicy, a upokorzenie ich miało wybrzmieć mocno i dosadnie. Czy czerpanie z tego satysfakcji było wpisane w jego działania? To nie o nią chodziło sprawującym pieczę nad rodziną znawcy magicznych stworzeń — brak odpowiedzi, odmowa zostałaby uznana za słabość, a ukazanie siły tym, którzy planowali rodzinny spokój zaburzyć, miało ich skutecznie zniechęcić. Wiedział jednak, że młot na czarownice, jak mówiono o aurorach, lubił rozgrzebywać najmniejsze ze spraw, a teraz gdy wszyscy znali poglądy każdej rodziny, mieli być jeszcze śmielsi. Nie patrzyli jednak na fakt, że za rodami konserwatywnymi stało samo Ministerstwo Magii z Malfoyem na czele. Chociaż marionetkowy Minister samym swoim nazwiskiem wzbudzał odpowiednią uwagę, a porozstawiani na znaczniejszych stanowiska urzędnicy wspierali go w najmniejszym działaniu. Sam fakt istnienia jeszcze Biura Aurorów miał dać nikłe poczucie bezpieczeństwa reszcie społeczeństwa, które albo miało wesprzeć panujących, albo ich wrogów. Morgoth liczył na to, że Malfoy nie postąpi w żaden szalony sposób i nie da nikomu pretekstu do zwątpienia. Nie dzielił się z nikim swoimi uwagami tyczącymi się szaleństwa Lorda Voldemorta ani tego, że jego postępowanie na szczycie w Kamiennym Kręgu było błędne i nielogiczne. Nie zamierzał się jednak przeciwstawiać, przekładając dobro swojej rodziny nad własnymi przemyśleniami, chociaż wiedział, że Yaxleyowie prędzej zginą stojąc, niż będą służyć na kolanach, wyrzekając się swoich przekonań. Ten czas wewnętrznej walki jeszcze nie nadszedł, chociaż Morgoth prowadził go indywidualnie niezliczoną ilość razy, zastanawiając się, czy postępował słusznie. Wszystko dla rodu i przez ród. Te słowa pozwoliły mu jednak zawsze iść naprzód, a nawet dokonywać rzeczy wykraczających poza zwykłe rozumowanie. Dokonywał rzeczy strasznych, jednak nie był to jeszcze koniec. A wizyta aurorów nie miała tych planów zaburzyć.
Nie zamierzał pozwalać kręcić się dwóm petentom po swoim domu, dlatego służba od razu zaprowadziła przybyłych do gabinetu nestora. Morgoth kończył właśnie spotkanie z mentorem i skrybą języka anglosaksońskiego, dlatego wchodząc do wielkiej sali, zarówno jeden, jak i drugi z czarodziejów mogli usłyszeć twardy język przodków Yaxleya. Dopiero gdy tamten opuścił pomieszczenie, młody senior podniósł spojrzenie na tych, których wysłało Ministerstwo. Zielone oczy uważnie śledziły, a umysł analizował, zbierając wszystkie informacje. Patrzył na starszego o ponad dekadę mężczyznę i jego towarzysza, przypisując nazwiska do twarzy. Chociaż poruszali się ramię w ramię, to blondyn wysuwał się lekko na przód, a drugi mu na to pozwalał. Był niewiele starszy od Morgotha, może nawet w jego wieku, jednak śmiałość w konfrontacjach nie była jego mocno stroną. Wilk we wnętrzu nestora zawarczał, lecz mimika mężczyzny niczego nie ujawniała. Zamiast tego odszedł od okna, przy którym przed momentem się znajdował i usiadł niespiesznie w fotelu zdobionym symbolami jego rodu. Dwa krzesła po drugiej stronie biurka odsunęły się, sugerując aurorom zajęcie miejsc; tak, aby senior mógł ich widzieć i kontrolować. Odmowa nie miała być przyjęta, bo nie tak rozmawiali gentlemani. Nie odezwał się; ustępował pola i czekał, aż to oni podejmą pierwszy ruch, tłumacząc się ze swoich poczynań.
Nie zamierzał pozwalać kręcić się dwóm petentom po swoim domu, dlatego służba od razu zaprowadziła przybyłych do gabinetu nestora. Morgoth kończył właśnie spotkanie z mentorem i skrybą języka anglosaksońskiego, dlatego wchodząc do wielkiej sali, zarówno jeden, jak i drugi z czarodziejów mogli usłyszeć twardy język przodków Yaxleya. Dopiero gdy tamten opuścił pomieszczenie, młody senior podniósł spojrzenie na tych, których wysłało Ministerstwo. Zielone oczy uważnie śledziły, a umysł analizował, zbierając wszystkie informacje. Patrzył na starszego o ponad dekadę mężczyznę i jego towarzysza, przypisując nazwiska do twarzy. Chociaż poruszali się ramię w ramię, to blondyn wysuwał się lekko na przód, a drugi mu na to pozwalał. Był niewiele starszy od Morgotha, może nawet w jego wieku, jednak śmiałość w konfrontacjach nie była jego mocno stroną. Wilk we wnętrzu nestora zawarczał, lecz mimika mężczyzny niczego nie ujawniała. Zamiast tego odszedł od okna, przy którym przed momentem się znajdował i usiadł niespiesznie w fotelu zdobionym symbolami jego rodu. Dwa krzesła po drugiej stronie biurka odsunęły się, sugerując aurorom zajęcie miejsc; tak, aby senior mógł ich widzieć i kontrolować. Odmowa nie miała być przyjęta, bo nie tak rozmawiali gentlemani. Nie odezwał się; ustępował pola i czekał, aż to oni podejmą pierwszy ruch, tłumacząc się ze swoich poczynań.
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Michael nie lubił siadać na niczyją komendę i chętnie przeprowadzał rozmowy na stojąco - nie tyle dla wygody, co korzystając ze swojego wysokiego wzrostu. Nigdy nie chroniło go nazwisko ani przywilej społeczny. Piął się po szczeblach kariery dzięki swojej ciężkiej pracy i smykałce do magii, nie wahając się wykorzystywać predyspozycji fizycznych. Gdy był kilka lat młodszy (a zapewne nawet teraz, gdyby odbudował trochę pewność siebie), ładny uśmiech pomagał mu przesłuchiwać spłoszone dziewczęta albo flirtować z tymi wulgarniejszymi. Przy mężczyznach zwykle przybierał pokerową twarz, szczególnie jeśli mógł na nich patrzeć z góry. Nie miałoby to akurat miejsca w przypadku lorda Yaxleya, ale Tonks nie zdążył się o tym przekonać, bo szlachcic zajął miejsce za biurkiem i bez słowa zasugerował im to samo. Pomimo etykiety, Michael chętnie przeciągnąłby moment spełnienia tego niewerbalnego rozkazu, ale ku jego irytacji Skeeter od razu skierował się na swoje miejsce. Aurorowi nie pozostało więc nic innego, jak podążyć za młodszym kolegą. W końcu próbował namówić Petera aby to on przejął inicjatywę, nie tylko ze względu na swój status krwi, ale też aby sprawdzić się w każdej sytuacji.
-Ehem, dziękujemy za pański czas, lordzie Yaxley. Jestem Peter Skeeter z Biura Aurorów... - już przy pierwszym odchrząknięciu Skeetera, Michael pojął, że nic z tego nie będzie i sam będzie musiał poprowadzić całą rozmowę. Nie mogli grać przy lordzie Yaxleyu złego i dobrego policjanta. Zresztą Peter nie był teraz nawet dobrym policjantem, a nieudolnym policjantem, onieśmielonym samą wizytą w Yaxley's Hall. Tonks wiedział, że Peter z ulgą pozwoli mu mówić i nie mógł pojąć, czemu ten zdolny czarodziej z zimną krwią potrafi rzucić Avadą w zwolenniczkę Grindelwalda, ale wciąż zmaga się z chorobliwą nieśmiałością.
Niektórym imponowały takie szlacheckie rezydenckie, niektórzy idealizowali życie tej kasty panów. Nie Michaelowi. Już jako jedenastolatek w Hogwarcie spotkał się ze strony Ślizgonów (czyli w dużej mierze arystokratów) głównie z pogardą, w najlepszym razie z obojętnością. W rezultacie i on zaczął podświadomie gardzić nimi,nieco zazdrosny nieco zirytowany, że jakiś gówniarz młodszy od niego o dekadę uważa się za pana świata. Poczuł do młodszego szlachcica niewytumaczalną antypatię od pierwszego wjerzenia, zapewne z powodu jego wieku, poglądów i pozycji społecznej. Wilk w jego wnętrzu czuł się nieswojo na cudzym terenie, ale Mike rzadko dopuszczał go do głosu, więc nie umiał nazwać tego uczucia.
-Michael Tonks, Biuro Aurorów. Przyjęliśmy zgłoszenie o potencjalnej anomalii na terenie posiadłości i przybyliśmy ją zabezpieczyć. - powiedział konkretniej i o wiele bardziej szorstko niż Skeeter, choć na potrzeby okazji zmusił się do uprzejmego tonu. Przynajmniej nie zwieńczył zdania jakimś idiotycznym ozdobnikiem w stylu "za pozwoleniem jego lordowskiej mości." Wiedział, że pozwolenia nie będzie (podobnie jak anomalii) i wiedział, że mogą nalegać w interesie bezpieczeństwa mieszkańców.
-Ehem, dziękujemy za pański czas, lordzie Yaxley. Jestem Peter Skeeter z Biura Aurorów... - już przy pierwszym odchrząknięciu Skeetera, Michael pojął, że nic z tego nie będzie i sam będzie musiał poprowadzić całą rozmowę. Nie mogli grać przy lordzie Yaxleyu złego i dobrego policjanta. Zresztą Peter nie był teraz nawet dobrym policjantem, a nieudolnym policjantem, onieśmielonym samą wizytą w Yaxley's Hall. Tonks wiedział, że Peter z ulgą pozwoli mu mówić i nie mógł pojąć, czemu ten zdolny czarodziej z zimną krwią potrafi rzucić Avadą w zwolenniczkę Grindelwalda, ale wciąż zmaga się z chorobliwą nieśmiałością.
Niektórym imponowały takie szlacheckie rezydenckie, niektórzy idealizowali życie tej kasty panów. Nie Michaelowi. Już jako jedenastolatek w Hogwarcie spotkał się ze strony Ślizgonów (czyli w dużej mierze arystokratów) głównie z pogardą, w najlepszym razie z obojętnością. W rezultacie i on zaczął podświadomie gardzić nimi,
-Michael Tonks, Biuro Aurorów. Przyjęliśmy zgłoszenie o potencjalnej anomalii na terenie posiadłości i przybyliśmy ją zabezpieczyć. - powiedział konkretniej i o wiele bardziej szorstko niż Skeeter, choć na potrzeby okazji zmusił się do uprzejmego tonu. Przynajmniej nie zwieńczył zdania jakimś idiotycznym ozdobnikiem w stylu "za pozwoleniem jego lordowskiej mości." Wiedział, że pozwolenia nie będzie (podobnie jak anomalii) i wiedział, że mogą nalegać w interesie bezpieczeństwa mieszkańców.
Can I not save one
from the pitiless wave?
Spojrzenie Morgotha wyrażało dokładnie to, czego oczekiwał od aurorów działających na jego terenie; którzy pomimo lśniących odznak z Ministerstwa Magii, nie mieli tu władzy. W hrabstwie najważniejszą osobą był nestor i pomimo młodego wieku nie wydawał się zagubiony w swojej roli. Wiedział, czego miał chronić i jak postępować, dlatego najście dwójki nieznanych mu czarodziejów nie wybiła go z naturalnego rytmu codziennych zajęć. Wręcz przeciwnie — zdawali się wdrożeni w plan aktualnych spotkań, pomimo że Yaxley miał pełne prawo odmówić im wizytacji. Zawsze mogli dalej badać obrzeża posiadłości, a gdy tylko zamarzyłoby im się postawić stopę nie tam gdzie trzeba, spotkaliby się z rozwścieczonymi trollami, które patrolowały teren. Te masywne stworzenia były toporne i mozolne, lecz nie można było im odmówić siły ani refleksu. Leśne trolle różniły się od swoich kuzynów w wielu aspektach, dlatego potencjał, które skrywały był niewątpliwie jedną z ciekawszych rzeczy, na które czekał Morgoth, skupiając się przy budowie Wicken Fen. Czy właśnie to chcieli sprawdzić przybyli? Szczerze w to wątpił, że w trosce o bezpieczeństwo obywateli zainteresowali się hodowlą; zresztą nie do tego służyło ich biuro. Nietrudno było złączyć nazwisko Tonks, które tak wiele razy jawiło się na spotkaniach Rycerzy Walpurgii. Z jego nosicielką spotkał się tylko raz i wiedział, że była zatwardziałą zwolenniczką Zakonu Feniksa; więcej nie musiał wiedzieć. Miał przed sobą kogo? Jej brata, kuzyna? Sądząc po pewności siebie i butą, z jakimi się tu znalazł, nie było wątpliwości, że należeli do jednej rodziny. A Skeeter... Kolejny pionek, który bezmyślnie szastał przyzwoleniem Longbottoma na używanie Avady Kedavry. Gdyby twarz Morgotha wyrażała jakiekolwiek emocje, mogliby dojrzeć teraz obrzydzenie i pogardę. Jak nisko upadli? Jak żałośni byli w swojej desperacji? Jak słabi i odkryci? Kilka tygodni wcześniej nie spotykaliby się z nim, a z jego ojcem. Ten jednak idealnie przygotował sobie następcę i Yaxley nie potrzebował za plecami rodzica, żeby zmierzyć się z intruzami na własnym terenie. I to wyjątkowo słabo przygotowanymi.
- Anomaliami zajmuje się Oddział Kontroli Magicznej - odpowiedział, pomijając początkowo kwestię rzekomej anomalii. Co więc miałoby robić tutaj biuro aurorów? - Niczego nie zgłaszałem - zaakcentował, wpatrując się w mężczyznę, który jako drugi zabrał głos i równocześnie wywoływał nieprzyjemne uczucie w seniorze. Morgoth nie bał się jednak parować jego spojrzenia. To w nim miał wyczytać to, czego potrzebował. Czy Tonks wiedział już, że postąpił lekkomyślnie? Wystarczyło zadać odpowiednie pytania. Czyje zgłoszenie zostało przyjęte? Nie Yaxleya, nie członków rodziny ani służby. Każdy z nich oddałby życie za swojego pana, dlatego nie skłamaliby tak okrutnie. Ani nie wystawiliby go na pożarcie płotek. A więc kto? Wyjściem były trolle lub całe to zajście było jedną, wielką mistyfikacją. Auror odnalazł to w oczach swojego gospodarza? Cokolwiek się tam czaiło, nie mógł znaleźć pogardy wobec swojego statusu krwi. Morgoth nie traktował mugoli jako upadłą nację — posiadał wobec nich tyle samo szacunku, co do każdego obcego sobie człowieka. To do wrogów był nastawiony nieprzyjaźnie, a próba zdominowania przez nich magicznego świata kazała mu postawić mur obronny wobec tradycji swojej rodziny i jej przyszłości. Czarodzieje nie ingerowali w tamtejszą rzeczywistość, dlatego niemagiczni nie powinni robić tego samego z tą częścią lustra. A gdy już się tam znaleźli, robili takie rzeczy jak Tonks — wchodzili z brudnymi butami do czyjegoś domu bez poparcia, bez wiedzy, ale z ignorancją. A pana tego domu nie można było lekceważyć.
- Anomaliami zajmuje się Oddział Kontroli Magicznej - odpowiedział, pomijając początkowo kwestię rzekomej anomalii. Co więc miałoby robić tutaj biuro aurorów? - Niczego nie zgłaszałem - zaakcentował, wpatrując się w mężczyznę, który jako drugi zabrał głos i równocześnie wywoływał nieprzyjemne uczucie w seniorze. Morgoth nie bał się jednak parować jego spojrzenia. To w nim miał wyczytać to, czego potrzebował. Czy Tonks wiedział już, że postąpił lekkomyślnie? Wystarczyło zadać odpowiednie pytania. Czyje zgłoszenie zostało przyjęte? Nie Yaxleya, nie członków rodziny ani służby. Każdy z nich oddałby życie za swojego pana, dlatego nie skłamaliby tak okrutnie. Ani nie wystawiliby go na pożarcie płotek. A więc kto? Wyjściem były trolle lub całe to zajście było jedną, wielką mistyfikacją. Auror odnalazł to w oczach swojego gospodarza? Cokolwiek się tam czaiło, nie mógł znaleźć pogardy wobec swojego statusu krwi. Morgoth nie traktował mugoli jako upadłą nację — posiadał wobec nich tyle samo szacunku, co do każdego obcego sobie człowieka. To do wrogów był nastawiony nieprzyjaźnie, a próba zdominowania przez nich magicznego świata kazała mu postawić mur obronny wobec tradycji swojej rodziny i jej przyszłości. Czarodzieje nie ingerowali w tamtejszą rzeczywistość, dlatego niemagiczni nie powinni robić tego samego z tą częścią lustra. A gdy już się tam znaleźli, robili takie rzeczy jak Tonks — wchodzili z brudnymi butami do czyjegoś domu bez poparcia, bez wiedzy, ale z ignorancją. A pana tego domu nie można było lekceważyć.
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Aurorzy czasami zajmowali się zbyt błahymi sprawami jak na swoje kwalifikacje i powagę zawodu, ale częścią działania Biura było uspokajanie nadmiernie zatroskanych obywateli. Mike wychodził z założenia, że lepiej dmuchać na zimne niż przeoczyć kiełkujące zagrożenie. Co nie znaczyło, że ze swoim stażem pracy i doświadczeniem wziąłby się w ogóle za sprawę skargi sąsiadki, której trolle przeszkadzały na tyle aby rzucać podejrzenia o czarnej magii. Kiedyś skierowałby to do świeżaków po kursie, takich jak nieokrzesany Skeeter. To nazwisko Yaxleya i potajemne spotkanie z Bones skłoniło go do działania, do wzięcia w swoje ręce śliskiej sprawy - sprawy, o której on sam wiedział, że jest głupia. Głupia, jak większość rzeczy, które miały priorytet u ministra Malfoya - tyle, że tym razem dotycząca kogoś ważnego. Tonks interesował się polityką, chciał zobaczyć i poznać młodego Yaxleya. Poinstruowany przez Bones odnośnie nieoficjalnego zbierania dowodów przeciw zwolennikom Czarnego Pana, chciał się przekonać czy nowy nestor to obiecujący trop czy ślepy trop. Nie chodziło o poglądy Morgotha, bo nie były tajemnicą. Chodziło o to, czy można go na czymś złapać - kiedyś, bo dziś aurorom patrzono za ręce. Szczerze mówiąc, Michaela zachęcił do działania młody wiek nestora. Wiedział, że lord musiał sobie zasłużyć na nominację, ale wiedział też, że młodzieńcy w jego wieku bywają nadmiernie pewni siebie i lekkomyślni.
Teraz widział, że się mylił i nie powinien lekceważyć swojego gospodarza. Sam był przepracowany, harując właściwie dwa etaty przy wykonywaniu oficjalnych zadań i zbieraniu informacji dla Bones. Młody lord był zaś o wiele bardziej opanowany niż zakładał Mike, a jego zachowanie i nieprzenikniona mina świadczyły o całkowitej kontroli nad sytuacją. Po samym tonie głosu i mowie ciała Tonks zrozumiał, że pewnie nic tu nie znajdą - gdyby było cokolwiek do znalezienia, Yaxley byłby minimalnie mniej spokojny. Tonks pamiętał, że za poprzednich rządów Bones irytowały niekontrolowane trolle, ale możliwe, że dzisiaj nawet one były trzymane w ryzach. Na pewno gdzieś się wałęsały, ale nie widział ich po drodze, więc będzie musiał rozczarować szefową. Szukanie anomalii byłoby dobrym pretekstem do obejrzenia terenu, ale czy będzie im dane wyjść poza hall i ten gabinet? W antypatię wkradał się szacunek, a Tonks musiał grać do końca. Bez mrugnięcia okiem odwzajemnił przenikliwe spojrzenie nestora, ignorując dziwne wrażenie pod skórą. Gdyby miał sierść, chciałby ją zjeżyć, ale zwykle takie nastroje nachodziły go tuż przed pełnią, a nie w środku miesiąca.
-Wyślemy tu oddział, jeśli znajdziemy anomalię i zajdzie taka potrzeba. Anomalie wymykają się spod kontroli, jeśli już po powstaniu mają styczność z czarną magią i wtedy najpierw sprawdza się nasza pomoc. - wyjaśnił Mike, zawieszając głos. Nie mógł jednak otwarcie niczego insynuować, więc dodał pojednawczo. -Oczywiście niczego nie insynuujemy, to ogromny teren, a tego rodzaju energia mogła znaleźć się tu na zasadzie działania obszarowego. - czasami w pracy lepiej było milczeć, ale czuł, że wizyta tutaj wymaga argumentów. Chociaż osobiście podejrzewał wszystkich Yaxleyów o czarnoksięstwo, grał obecnie aurora zatroskanego tym, że ktoś nieznajomy poza granicami posiadłości mógł zagrozić cennym włościom rodowym.
-Zgłoszenie dotyczy południowo-wschodnich obrzeży posiadłości. - wyjaśnił krótko, nie zamierzając zdradzać swojego źródła. Ostatnim czego potrzebowała tamta kobieta było więcej problemów, a wścibskiego sąsiada trudno zidentyfikować bez nazwiska w przypadku takiego terenu. -Przybyliśmy po zgodę lorda na sprawdzenie tego terenu. - idealnie byłoby oczywiście przeczesać całą posiadłość, ale kompromis bywa efektowniejszy niż upór. Tonks nie lubił i nie umiał rozmawiać ze szlachcicami, bo zwykle czuł pogardę z ich strony. Teraz też czuł się niekomfortowo, ale z powodów, których nie umiał do końca wyjaśnić - od młodego lorda nie biła pogarda, jedynie chłodna irytacja. I coś jeszcze, coś co drażniło wilkołaka. Michael na tyle nienawidził jednak swojej wilczej natury, że zwykle zduszał w sobie wilcze instynkty. Musiał skupić się na pracy, zwłaszcza, że milczący obecnie Skeeter był marną pomocą w dyplomacji.
Teraz widział, że się mylił i nie powinien lekceważyć swojego gospodarza. Sam był przepracowany, harując właściwie dwa etaty przy wykonywaniu oficjalnych zadań i zbieraniu informacji dla Bones. Młody lord był zaś o wiele bardziej opanowany niż zakładał Mike, a jego zachowanie i nieprzenikniona mina świadczyły o całkowitej kontroli nad sytuacją. Po samym tonie głosu i mowie ciała Tonks zrozumiał, że pewnie nic tu nie znajdą - gdyby było cokolwiek do znalezienia, Yaxley byłby minimalnie mniej spokojny. Tonks pamiętał, że za poprzednich rządów Bones irytowały niekontrolowane trolle, ale możliwe, że dzisiaj nawet one były trzymane w ryzach. Na pewno gdzieś się wałęsały, ale nie widział ich po drodze, więc będzie musiał rozczarować szefową. Szukanie anomalii byłoby dobrym pretekstem do obejrzenia terenu, ale czy będzie im dane wyjść poza hall i ten gabinet? W antypatię wkradał się szacunek, a Tonks musiał grać do końca. Bez mrugnięcia okiem odwzajemnił przenikliwe spojrzenie nestora, ignorując dziwne wrażenie pod skórą. Gdyby miał sierść, chciałby ją zjeżyć, ale zwykle takie nastroje nachodziły go tuż przed pełnią, a nie w środku miesiąca.
-Wyślemy tu oddział, jeśli znajdziemy anomalię i zajdzie taka potrzeba. Anomalie wymykają się spod kontroli, jeśli już po powstaniu mają styczność z czarną magią i wtedy najpierw sprawdza się nasza pomoc. - wyjaśnił Mike, zawieszając głos. Nie mógł jednak otwarcie niczego insynuować, więc dodał pojednawczo. -Oczywiście niczego nie insynuujemy, to ogromny teren, a tego rodzaju energia mogła znaleźć się tu na zasadzie działania obszarowego. - czasami w pracy lepiej było milczeć, ale czuł, że wizyta tutaj wymaga argumentów. Chociaż osobiście podejrzewał wszystkich Yaxleyów o czarnoksięstwo, grał obecnie aurora zatroskanego tym, że ktoś nieznajomy poza granicami posiadłości mógł zagrozić cennym włościom rodowym.
-Zgłoszenie dotyczy południowo-wschodnich obrzeży posiadłości. - wyjaśnił krótko, nie zamierzając zdradzać swojego źródła. Ostatnim czego potrzebowała tamta kobieta było więcej problemów, a wścibskiego sąsiada trudno zidentyfikować bez nazwiska w przypadku takiego terenu. -Przybyliśmy po zgodę lorda na sprawdzenie tego terenu. - idealnie byłoby oczywiście przeczesać całą posiadłość, ale kompromis bywa efektowniejszy niż upór. Tonks nie lubił i nie umiał rozmawiać ze szlachcicami, bo zwykle czuł pogardę z ich strony. Teraz też czuł się niekomfortowo, ale z powodów, których nie umiał do końca wyjaśnić - od młodego lorda nie biła pogarda, jedynie chłodna irytacja. I coś jeszcze, coś co drażniło wilkołaka. Michael na tyle nienawidził jednak swojej wilczej natury, że zwykle zduszał w sobie wilcze instynkty. Musiał skupić się na pracy, zwłaszcza, że milczący obecnie Skeeter był marną pomocą w dyplomacji.
Can I not save one
from the pitiless wave?
Nigdy nie popełniał tego błędu, jakim było bagatelizowanie przeciwnika. A tym właśnie był dla niego zarówno jeden, jak i drugi auror, którzy intensywnie wpatrywali się w młodego nestora, próbując coś z niego odczytać. Morgoth jednak należał do najstarszego na angielskich ziemiach rodu, który słynął z silnego zamknięcia, co równało się z wyciszeniem wszelkich emocji. Był niczym posąg, nieulegający zmianom pogody. Opierał się nie tylko im, lecz również wielu przed nimi, którzy próbowali zrozumieć, co znajdowało się we wnętrzu umysłu Yaxleya. Uważnie patrzył i czekał, wiedząc, że starszy z łowców czarnoksiężników miał poważniejszy cel niż jego młodszy kolega. Nie było łatwo dostrzec ideały, którymi mógł się kierować, a wyraźnie brzmiące nazwisko naprowadzało arystokratę dokładnie w to miejsce, w jakim chciał się znaleźć. Sfingowana bajeczka o pojawiającej się anomalii nie była prawdziwa i jedna oraz druga strona doskonale o tym wiedziała, chociaż pracownicy Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów starali się jeszcze coś na niej ugrać. Ich obecność w pobliżu domu nigdy nie była niczym dobrym, jednak nie oznaczało to, że Morgoth miał sobie z nimi nie poradzić. Być może przewyższali go umiejętnościami z niektórych dziedzin magii, lecz to nie na zaklęcia miał się toczyć ten bój. I chociaż kiedyś auror znaczył wiele, dzisiaj to Yaxley był na silniejszej pozycji, pozwalając mu na to, by silny instynkt obrony własnego domu powiódł nim naprzeciwko tych, którzy pragnęli zburzyć należyty rodzinie spokój. Spokój, na który zasługiwali, bo Morgoth wiedział, że nigdy nie miał na niego zasługiwać. Popełnił zbyt wiele wykroczeń w imię tego rodu, w imię antycznego motto, by jeszcze się łudzić. Wiedział o tym już w momencie stanięcia twarzą w twarz z Riddlem. Miał zaledwie osiemnaście lat, gdy stało się to po raz pierwszy i zaprowadzony na spotkanie Rycerzy Walpurgii przez własnego ojca nie mógł znać przyszłości, w której stawał u boku potężnego czarodzieja w rozpadającym się Stonehenge. Gdyby istniała inna droga, wybrałby ją, lecz nie miał takiej sposobności. Już dawno temu podjął decyzję o tym, że odda wszystko dla dziedzictwa Yaxleyów bez względu na cenę i tą ścieżką miał podążać niezależnie od wewnętrznych konfliktów. Nie miał się ich pozbyć, ale czy miało to jakiekolwiek znaczenie, jeśli na końcu widnieli bezpieczni bliscy?
Podejrzewał, że aurorzy również tego pragnęli — pokoju dla swoich rodzin i chociaż łączył ich cel, dzieliło wszystko inne. Morgoth ostrożnie podejmował kolejne kroki, nie pozwalając na to, by chociażby zdradziła go zastygła poza, w której obserwował dwójkę czarodziejów naprzeciw siebie. Słuchał uważnie padających między nimi słów, nie przerywając w wypowiedziach, lecz nie traktując żadnego z nich po macoszemu. Wiedział, że nie mogli nic wskórać bez jego przychylnych słów, jednak i nawet bez tego był w tym przypadku bez winy. Podejmując się działań na terenie Fenland, nie znaleźliby nic, co wskazywałoby na użycie czarnej magii, bo co jak co, ale Yaxley nie był głupcem. Nie narażałby swoich bliskich na niebezpieczeństwo związane z kapryśnymi wyładowaniami magii, gdy i tak cała Wielka Brytania w nich tonęła. Może i pochodził z rodu, który nie krył się z podobnymi praktykami, jednak nie widział w zakazanych praktykach władzy, samemu preferując inne dziedziny magii. Czy wprawiłby tym w zdziwienie swoich gości?
- Jeśli, panie Tonks - odezwał się wkrótce po tym, jak wysoki blondyn zabrał głos. - Nie pozwolę obcym wchodzić na moją ziemię na podstawie pogłosek. Rozumie pan. - Czy jakby próbowano przedrzeć się do jego prywatnego domu, Michael Tonks również byłby ochoczy do współpracy? Morgoth nie zamierzał jednak wytykać oczywistych insynuacji, które nie były nawet zawoalowane w sprzedajną otoczkę. Nie. W tym starciu nie byli sobie nigdy równi, a aurorzy nie mając wsparcia od strony swojego Ministra, mogli jedynie skomleć o próbę powrotu na szczyt. Czy naprawdę byli aż tak zdesperowani, żeby rzucać się na wodę, która nie była nie tylko głęboka i nieznana, lecz kryjąca w sobie wiele stworzeń wychodzących poza ich pojęcie? Ich naiwność mogła przynieść im tylko i wyłącznie zgubę. Dlatego wykazali się niebywałą ignorancją, przychodząc tego dnia do niego. Przybyliśmy po zgodę lorda na sprawdzenie tego terenu.- Odmawiam - uciął krótko, chociaż jego głos był spokojny i nie naznaczał się odruchami pośpiechu. Chłód nie przestawał się zmieniać od początku spotkania, jednak zarówno Michael, jak i jego partner, mogli wyczuć finalną decyzję. - Jeśli cokolwiek znajdowałoby się w granicach Cambridgeshire, wiedziałbym o tym. - Morgoth nie popełnił błędu niedocenienia przeciwnika, lecz oni już tak.
Podejrzewał, że aurorzy również tego pragnęli — pokoju dla swoich rodzin i chociaż łączył ich cel, dzieliło wszystko inne. Morgoth ostrożnie podejmował kolejne kroki, nie pozwalając na to, by chociażby zdradziła go zastygła poza, w której obserwował dwójkę czarodziejów naprzeciw siebie. Słuchał uważnie padających między nimi słów, nie przerywając w wypowiedziach, lecz nie traktując żadnego z nich po macoszemu. Wiedział, że nie mogli nic wskórać bez jego przychylnych słów, jednak i nawet bez tego był w tym przypadku bez winy. Podejmując się działań na terenie Fenland, nie znaleźliby nic, co wskazywałoby na użycie czarnej magii, bo co jak co, ale Yaxley nie był głupcem. Nie narażałby swoich bliskich na niebezpieczeństwo związane z kapryśnymi wyładowaniami magii, gdy i tak cała Wielka Brytania w nich tonęła. Może i pochodził z rodu, który nie krył się z podobnymi praktykami, jednak nie widział w zakazanych praktykach władzy, samemu preferując inne dziedziny magii. Czy wprawiłby tym w zdziwienie swoich gości?
- Jeśli, panie Tonks - odezwał się wkrótce po tym, jak wysoki blondyn zabrał głos. - Nie pozwolę obcym wchodzić na moją ziemię na podstawie pogłosek. Rozumie pan. - Czy jakby próbowano przedrzeć się do jego prywatnego domu, Michael Tonks również byłby ochoczy do współpracy? Morgoth nie zamierzał jednak wytykać oczywistych insynuacji, które nie były nawet zawoalowane w sprzedajną otoczkę. Nie. W tym starciu nie byli sobie nigdy równi, a aurorzy nie mając wsparcia od strony swojego Ministra, mogli jedynie skomleć o próbę powrotu na szczyt. Czy naprawdę byli aż tak zdesperowani, żeby rzucać się na wodę, która nie była nie tylko głęboka i nieznana, lecz kryjąca w sobie wiele stworzeń wychodzących poza ich pojęcie? Ich naiwność mogła przynieść im tylko i wyłącznie zgubę. Dlatego wykazali się niebywałą ignorancją, przychodząc tego dnia do niego. Przybyliśmy po zgodę lorda na sprawdzenie tego terenu.- Odmawiam - uciął krótko, chociaż jego głos był spokojny i nie naznaczał się odruchami pośpiechu. Chłód nie przestawał się zmieniać od początku spotkania, jednak zarówno Michael, jak i jego partner, mogli wyczuć finalną decyzję. - Jeśli cokolwiek znajdowałoby się w granicach Cambridgeshire, wiedziałbym o tym. - Morgoth nie popełnił błędu niedocenienia przeciwnika, lecz oni już tak.
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Obaj - wilk i wilkołak - kierowali się teraz właściwie obroną swojego stada, choć konfrontacja aurora ze szlachcicem była przecież tylko pretekstem, kryjącym ich prawdziwe motywy. Mike w końcu nie poszedłby tutaj sam z nieśmiałym Skeeterem, gdyby miał naprawdę poważne podejrzenia co do bezpieczeństwa okolicznych mieszkańców. Z kolei lord nestor z pewnością miał środki, by pozbyć się intruzów bez oglądania ich na oczy. A jednak spotkali się - Yaxley i Tonks, każdy przyciągnięty reputacją własnego nazwiska. Każdy stający w obronie własnych rodzin - Morgoth po stronie ideałów, które przysparzały mu niepokoju ducha; a Michael po stronie, o której istnieniu nawet jeszcze nie wiedział. Czyż bezpieczeństwo bliskich nie było dla nich największą motywacją? Tonks w końcu nie był zbyt zaangażowany w politykę, zanim zabito jego matkę. Był karierowiczem, który nie poświęciłby własnego bezpieczeństwa w imię sekretnej misji dla Edith Bones. A jednak teraz, mając do zaryzykowania jeszcze więcej niż kiedyś, bez wahania oddał się tajnhym zadaniom zleconym przez szefową Biura Aurorów. Ślepo i nawet nie wiedząc konkretnie czego szuka. A może wystarczym znaleziskiem będzie ocena jednego z przeciwników?
Spokojnie obserwował młodego lorda, szukając oznak agresji, słabości, lub niefrasobliwości. Znajdował jednak tylko zimne opanowanie, ba - miał wrażenie, że Morgoth sobie z nimi pogrywa. Na razie nie mógł i nie chciał z tym nic zrobić (poza gorzkim wspominaniem czasów, gdy aurorzy byli szanowani) i tylko wilk w jego wnętrzu warczał bezgłośnie.
Zacisnął lekko usta, rozbijając się o mur odmowy Yaxleya. Skeeter zerknął na Michaela nerwowo, jakby był zdziwiony tą decyzją. Tonks nie był, ale niepowodzenie i tak zabolało.
-A zatem ślepo wierzy lord w swoją wiedzę, a potencjalna anomalia stanowi niebezpieczeństwo nie tylko dla mieszkańców Yaxley Hall, ale także dla wszystkich sąsiadów posiadłości. Z pewnością nie zaszkodzi podwójnie sprawdzić, czy wszystko gra, nieprawdaż? Jesteśmy specjalistami w obronie przed czarną magią, przebyliśmy długą drogę i możemy pracować pod nadzorem służby Waszej lordowskiej mości lub innych zaufanych osób. - odparł, zmuszając się do dyplomatycznego tonu i użycia lordowskiego tytułu. Apelował do rozsądku i troski o bezpieczeństwo nestora nie tyle wierząc w powodzenie własnej retoryki, co chcąc wpisać w biurowe papiery "odmówił wstępu, lekceważąc dobro sąsiadów."
Spokojnie obserwował młodego lorda, szukając oznak agresji, słabości, lub niefrasobliwości. Znajdował jednak tylko zimne opanowanie, ba - miał wrażenie, że Morgoth sobie z nimi pogrywa. Na razie nie mógł i nie chciał z tym nic zrobić (poza gorzkim wspominaniem czasów, gdy aurorzy byli szanowani) i tylko wilk w jego wnętrzu warczał bezgłośnie.
Zacisnął lekko usta, rozbijając się o mur odmowy Yaxleya. Skeeter zerknął na Michaela nerwowo, jakby był zdziwiony tą decyzją. Tonks nie był, ale niepowodzenie i tak zabolało.
-A zatem ślepo wierzy lord w swoją wiedzę, a potencjalna anomalia stanowi niebezpieczeństwo nie tylko dla mieszkańców Yaxley Hall, ale także dla wszystkich sąsiadów posiadłości. Z pewnością nie zaszkodzi podwójnie sprawdzić, czy wszystko gra, nieprawdaż? Jesteśmy specjalistami w obronie przed czarną magią, przebyliśmy długą drogę i możemy pracować pod nadzorem służby Waszej lordowskiej mości lub innych zaufanych osób. - odparł, zmuszając się do dyplomatycznego tonu i użycia lordowskiego tytułu. Apelował do rozsądku i troski o bezpieczeństwo nestora nie tyle wierząc w powodzenie własnej retoryki, co chcąc wpisać w biurowe papiery "odmówił wstępu, lekceważąc dobro sąsiadów."
Can I not save one
from the pitiless wave?
Gdy tylko obcy pojawili się w Yaxley’s Hall wiedzieli o tym wszyscy domownicy. Rzadko kiedy mury posiadłości przekraczali obcy ludzie. Nie byli oni zbyt mile widziani, a wizyty ich były zazwyczaj krótkie. Dlatego służba tak bardzo dziwiła się, gdy dwaj aurorzy po wejściu do gabinetu nestora nie opuścili go po dosłownie kilku minutach. Skrzaty kręciły się w pobliżu, aby gdy tylko nadejdzie odpowiednia pora móc odprowadzić nieproszonych gości do drzwi wyjściowych i zadbać o to, aby opuścili tereny Fenland.
Jeden ze służących skrzatów został zawołany do gabinetu Fortinbrasa Yaxley’a, który znajdował się niedaleko pomieszczenia należącego do nestora. Jeszcze niedawno biuro to zajmowane było przez jego brata, nic więc dziwnego, że sąsiadowali oni ze sobą. Odkąd stanowisko głowy rodu objął najmłodszy z Yaxley’ów jego wuj postanowił pozostać w pobliżu, aby w razie zaistniałych sytuacji móc służyć swoją radą. Fortinbras nigdy nie przepadał za wizytami aurorów, uważał je za stratę czasu i wtrącanie się rządu w prywatne sprawy najstarszego szlacheckiego rodu. Powinni cieszyć się szacunkiem i zaufaniem, takie kontrole były nie na miejscu. Mieli swojego ministra magii, a aurorzy robili co chcieli. Takie miał zdanie. Dlatego gdy tylko się pojawili w posiadłości był zirytowany. Dlatego gdy skrzat doniósł mu, że jeszcze nie opuścili ich terenów zdecydował się zainterweniować.
Skrzat pojawił się w gabinecie nestora z cichym trzaśnięciem, gdy tylko jeden z aurorów kończył swoją wypowiedź na temat sprawdzenia terenów pod nadzorem zaufanej służby Yaxley’s Hall. Skłonił się nisko swojemu panu i gdy tylko otrzymał pozwolenie, przekazał swoją wiadomość.
- Lordzie nestorze, lord Fortinbras Yaxley prosi o pilną rozmowę. Otrzymał list i prosi o lorda opinię w tej sprawie. Prosi o informację, czy skończył lord nestor rozmowę ze swoimi szanownymi gośćmi - poinformował swojego pana, ponownie kłaniając się nisko.
Skrzaty wiedziały, że nie należy przeszkadzać swojemu panu, chyba że coś będzie bardzo pilne. Skoro lord Fortinbras stwierdził, że to pilne, to skrzat nie miał prawa podważać jego zdania.
- Czy pan sobie życzy, aby odprowadzić gości? - zapytał.
Jeden ze służących skrzatów został zawołany do gabinetu Fortinbrasa Yaxley’a, który znajdował się niedaleko pomieszczenia należącego do nestora. Jeszcze niedawno biuro to zajmowane było przez jego brata, nic więc dziwnego, że sąsiadowali oni ze sobą. Odkąd stanowisko głowy rodu objął najmłodszy z Yaxley’ów jego wuj postanowił pozostać w pobliżu, aby w razie zaistniałych sytuacji móc służyć swoją radą. Fortinbras nigdy nie przepadał za wizytami aurorów, uważał je za stratę czasu i wtrącanie się rządu w prywatne sprawy najstarszego szlacheckiego rodu. Powinni cieszyć się szacunkiem i zaufaniem, takie kontrole były nie na miejscu. Mieli swojego ministra magii, a aurorzy robili co chcieli. Takie miał zdanie. Dlatego gdy tylko się pojawili w posiadłości był zirytowany. Dlatego gdy skrzat doniósł mu, że jeszcze nie opuścili ich terenów zdecydował się zainterweniować.
Skrzat pojawił się w gabinecie nestora z cichym trzaśnięciem, gdy tylko jeden z aurorów kończył swoją wypowiedź na temat sprawdzenia terenów pod nadzorem zaufanej służby Yaxley’s Hall. Skłonił się nisko swojemu panu i gdy tylko otrzymał pozwolenie, przekazał swoją wiadomość.
- Lordzie nestorze, lord Fortinbras Yaxley prosi o pilną rozmowę. Otrzymał list i prosi o lorda opinię w tej sprawie. Prosi o informację, czy skończył lord nestor rozmowę ze swoimi szanownymi gośćmi - poinformował swojego pana, ponownie kłaniając się nisko.
Skrzaty wiedziały, że nie należy przeszkadzać swojemu panu, chyba że coś będzie bardzo pilne. Skoro lord Fortinbras stwierdził, że to pilne, to skrzat nie miał prawa podważać jego zdania.
- Czy pan sobie życzy, aby odprowadzić gości? - zapytał.
I show not your face but your heart's desire
Zmroził skrzata lodowatym spojrzeniem. Stworzenie nie było niczemu winne (poza spełnianiem rozkazów), ale jakie to wygodne, że służący pojawił się właśnie teraz. Tonks zastanawiał się, czy "pilna rozmowa" jest prawdziwa, czy też Morgoth zaplanował interwencję służby aby szybko pozbyć się niewygodnych gości. Zacisnął lekko usta, czekając, czy lord Yaxley powie coś jeszcze - po minie gospodarza widział jednak, że spotkanie dobiegło końca.
Miał związane ręce. Peter posłał mu niespokojne spojrzenie, jakby chcąc ostrzec starszego aurora, by ten nie dał się ponieść nerwom. Mike nie potrzebował jednak napomnień szczyla, doskonale wiedział, że w tym miejscu musi zachować spokój i pozory etykiety. Samo traktowanie przez młodego nestora uświadomiło mu, jak bardzo podupadł autorytet aurorów, a zwłaszcza aurorów-mugolaków. Za dawnych, lepszych czasów, przyjęto by go tutaj z większą uwagą, a teraz to on musiał się płaszczyć.
Nie miał zamiaru zostać odeskortowany niczym plebs, choć w ich oczach był przecież plebejuszem. Przełykając upokorzenie i usiłując zachować resztki honoru, wstał i zmusił się do uśmiechu przez zaciśnięte zęby.
-Nie ma potrzeby, już skończyliśmy. - wiedział wszystko, co chciał wiedzieć - że nowy nestor jest aroganckim dupkiem, wspierającym nowego Ministra i Czarnego Pana, ale zarazem irytująco przebiegłym i opanowanym.
Nie miał tu już czego szukać, bo wiedział, że niczego nie znajdzie.
-Dziękujemy za czas lorda nestora. - skłonił się, spuszczając wzrok, aby lord Yaxley nie dojrzał w jego oczach szyderstwa. Następnie wyprostował się i wyszedł z gabinetu, wyobrażając sobie dzień, w którym autorytet i potęga szlachty upadną, a sprawiedliwość zetrze z ich ust te cyniczne uśmiechy.
Wiedział, że Yaxleyowie nie pozwolą aurorom kręcić się po zamku bez obstawy, więc pozwolił odprowadzić się skrzatom. Po drodze podziwiali z Peterem haftowane gobeliny, rzeźbione kolumny i kamienne sklepienia. Tonks pasjonował się historią magii i widział, ile historii i cudów skrywają te mury.
A zarazem ile podłości, sekretów i czarnej magii. Opuścił zamek z ciężkim sercem, usiłując stłumić w sobie gorycz.
/zt
Miał związane ręce. Peter posłał mu niespokojne spojrzenie, jakby chcąc ostrzec starszego aurora, by ten nie dał się ponieść nerwom. Mike nie potrzebował jednak napomnień szczyla, doskonale wiedział, że w tym miejscu musi zachować spokój i pozory etykiety. Samo traktowanie przez młodego nestora uświadomiło mu, jak bardzo podupadł autorytet aurorów, a zwłaszcza aurorów-mugolaków. Za dawnych, lepszych czasów, przyjęto by go tutaj z większą uwagą, a teraz to on musiał się płaszczyć.
Nie miał zamiaru zostać odeskortowany niczym plebs, choć w ich oczach był przecież plebejuszem. Przełykając upokorzenie i usiłując zachować resztki honoru, wstał i zmusił się do uśmiechu przez zaciśnięte zęby.
-Nie ma potrzeby, już skończyliśmy. - wiedział wszystko, co chciał wiedzieć - że nowy nestor jest aroganckim dupkiem, wspierającym nowego Ministra i Czarnego Pana, ale zarazem irytująco przebiegłym i opanowanym.
Nie miał tu już czego szukać, bo wiedział, że niczego nie znajdzie.
-Dziękujemy za czas lorda nestora. - skłonił się, spuszczając wzrok, aby lord Yaxley nie dojrzał w jego oczach szyderstwa. Następnie wyprostował się i wyszedł z gabinetu, wyobrażając sobie dzień, w którym autorytet i potęga szlachty upadną, a sprawiedliwość zetrze z ich ust te cyniczne uśmiechy.
Wiedział, że Yaxleyowie nie pozwolą aurorom kręcić się po zamku bez obstawy, więc pozwolił odprowadzić się skrzatom. Po drodze podziwiali z Peterem haftowane gobeliny, rzeźbione kolumny i kamienne sklepienia. Tonks pasjonował się historią magii i widział, ile historii i cudów skrywają te mury.
A zarazem ile podłości, sekretów i czarnej magii. Opuścił zamek z ciężkim sercem, usiłując stłumić w sobie gorycz.
/zt
Can I not save one
from the pitiless wave?
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
Gabinet wschodni
Szybka odpowiedź