Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja
Highlands
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Highlands
To tereny na północnej Szkocji, gdzie pasma gór i pagórków ciągną się aż po horyzont. Różnorodność flory i fauny jest wręcz zachwycająca. Zielone wzgórza ciągnące się kilometrami urozmaicone są przez liczne jeziora, jak i okalające je lasy. O tych terenach krąży wiele plotek, jednak nie bez przyczyny mugole rzadko zapuszczają się w zalesione tereny okalające jedną z zamkowych ruin bowiem błąka się po nich szyszymora, której jęki i zawodzenie skutecznie odstraszają niemagicznych ludzi. I choć szyszymory to niegroźne magiczne stworzenia, to ich przeszywający jęk z pewnością sprawia, że najodważniejszemu czarodziejowi jeżą się włoski na karku.
[bylobrzydkobedzieladnie]
The member 'Amelia Bell' has done the following action : Rzut kością
'k3' : 1
'k3' : 1
Może odrobinę wariowała z tego wszystkiego. Najbardziej chyba jednak ze stresu z powodu zbliżającego się wydarzenia. Tak miało być, prawda? Powinna się stresować. Czemu nikt jej wcześniej nie ostrzegł?!
Nie zerkała już w kierunku Herewarda i Sally, całą swoją uwagę poświęcając mandragorowemu zaprzęgowi, który tworzyła razem z Pomoną. Humor też jej się poprawił – słowa Pomony podniosły ją na duchu i upewniły, że nie będzie musiała do końca liczyć sama na siebie, że ma obok siebie ludzi, na których wciąż może polegać.
– Nie jestem zazdrosna! – chciała okłamać sama siebie, ale jej głos, chociaż nakreślony tak pewnym siebie tonem, wcale nie brzmiał przekonująco. – Naprawdę!
Wcale nie musiała wzmacniać swojego przekazu, ale poczuła taką potrzebę – potrzebę przekonania siebie samej do tego, co powiedziała. Bo przecież była zazdrosna. Zazdrosna jak jasna cholera.
– Wygrajmy to, Pom! Mam nadzieję, że nagrodą są jakieś domowej roboty pyszności – zmarszczyła usta, przybierając groźną, wojenną minę, gdy siadała wygodnie na tylnym siedzeniu saneczek. – O krzyk nawet nie musisz prosić! Wystarczy, że pojawi się pierwsza większa górka! Mam iść wtedy do przodu, żebyś nas pchała? – zaśmiała się cicho. – Wiem, wiem, jesteśmy drużyną, damy sobie radę!
Facere pomknęło srebrnymi iskrami pod płozy ich sankomobilu, ale zamiast jechać prosto, ich trajektoria zmieniła się pod wpływem jednej chwili. Zachybotało nimi na boki i Eileen poczuła w tym czasie nagły skurcz żołądka, ale nim jej ciało zdążyło pomknąć, kierowane fizjologicznymi odruchami, znów jechały prosto, główną drogą ograniczaną przez błękitne światła. Zamrugała kilkakrotnie, odganiając spod powiek uczucie otępienia. To na pewno było tylko chwilowe. Teraz będzie już lepiej.
Mogła nie jeść tych brokułów.
- Ś-świetnie, Pom, naprawdę ś-świetnie! - zawołała do niej, klepiąc ją po ramieniu.
Kiedy mknęły przed siebie, wsłuchując się w pędzące obok nich sanki, wyjrzała ponad ramieniem profesor Sprout, żeby sprawdzić, jaki widok się przed nimi rysował. Nim zdążyła się zorientować, jechały już po moście. Znała go, tak! A może… te zdobienia na balustradzie. One z czymś jej się kojarzyły, tylko z czym? Próbowała skonfrontować tę smugę wspomnienia z wiedzą o Anglii, jaką do tej pory posiadła.
| próbuję sobie przypomnieć, co to za most - historia magii na I
Nie zerkała już w kierunku Herewarda i Sally, całą swoją uwagę poświęcając mandragorowemu zaprzęgowi, który tworzyła razem z Pomoną. Humor też jej się poprawił – słowa Pomony podniosły ją na duchu i upewniły, że nie będzie musiała do końca liczyć sama na siebie, że ma obok siebie ludzi, na których wciąż może polegać.
– Nie jestem zazdrosna! – chciała okłamać sama siebie, ale jej głos, chociaż nakreślony tak pewnym siebie tonem, wcale nie brzmiał przekonująco. – Naprawdę!
Wcale nie musiała wzmacniać swojego przekazu, ale poczuła taką potrzebę – potrzebę przekonania siebie samej do tego, co powiedziała. Bo przecież była zazdrosna. Zazdrosna jak jasna cholera.
– Wygrajmy to, Pom! Mam nadzieję, że nagrodą są jakieś domowej roboty pyszności – zmarszczyła usta, przybierając groźną, wojenną minę, gdy siadała wygodnie na tylnym siedzeniu saneczek. – O krzyk nawet nie musisz prosić! Wystarczy, że pojawi się pierwsza większa górka! Mam iść wtedy do przodu, żebyś nas pchała? – zaśmiała się cicho. – Wiem, wiem, jesteśmy drużyną, damy sobie radę!
Facere pomknęło srebrnymi iskrami pod płozy ich sankomobilu, ale zamiast jechać prosto, ich trajektoria zmieniła się pod wpływem jednej chwili. Zachybotało nimi na boki i Eileen poczuła w tym czasie nagły skurcz żołądka, ale nim jej ciało zdążyło pomknąć, kierowane fizjologicznymi odruchami, znów jechały prosto, główną drogą ograniczaną przez błękitne światła. Zamrugała kilkakrotnie, odganiając spod powiek uczucie otępienia. To na pewno było tylko chwilowe. Teraz będzie już lepiej.
Mogła nie jeść tych brokułów.
- Ś-świetnie, Pom, naprawdę ś-świetnie! - zawołała do niej, klepiąc ją po ramieniu.
Kiedy mknęły przed siebie, wsłuchując się w pędzące obok nich sanki, wyjrzała ponad ramieniem profesor Sprout, żeby sprawdzić, jaki widok się przed nimi rysował. Nim zdążyła się zorientować, jechały już po moście. Znała go, tak! A może… te zdobienia na balustradzie. One z czymś jej się kojarzyły, tylko z czym? Próbowała skonfrontować tę smugę wspomnienia z wiedzą o Anglii, jaką do tej pory posiadła.
| próbuję sobie przypomnieć, co to za most - historia magii na I
Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że
Nasze serca świecą w mroku
Nasze serca świecą w mroku
The member 'Eileen Wilde' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 58
'k100' : 58
- Minnie, Amelio - odparła spokojnie, ciepło, dziewczynce. - Po prostu Minnie. - Żadna z niej pani, jeszcze wczoraj sama była dzieckiem, a jeśli zdrobnienie było prostsze do wymówienia dla dziewczynki (i jeśli, jak przyznała, bardziej jej się podobało), mogła się nim posługiwać. Było miłe, lubiła je, choć kultura wymagała od niej przedstawiania się pełnym imieniem. Uniosła kąciki ust w szerokim uśmiechu na zawoalowany komplement dziewczynki - urocza, grzeczna i słodka kilkulatka. Czasem żałowała, że miała tylko młodszych braci - i ani jednej młodszej siostry, dzięki temu potrafiła sobie jednak radzić z dziećmi. Nie spodziewałaby się tego samego po Billym, którego ruchy obserwowała z łagodnym uśmiechem, kiedy poprawiał ubranko dziewczyny i opiekuńczo pomógł jej wejść na pokład sań. Nie wiedziała o nim wiele. Nie odpowiedziała mu nic na wspomnienie o zainteresowaniach dziewczynki, jedynie przenosząc wzrok - lekko naznaczony nostalgią - na tył jej głowy. To przykre, jeśli w tak drobnej posturze już tliło się tak okrutne doświadczenie, jak widok śmierci - a właśnie tak musiało się wydarzyć, jeśli dziewczynka widziała testrale. Zostawiła to jednak dla siebie, za cel postanawiając sobie zapewnienie małej dobrej zabawy.
- Twoja moneta z pewnością ucieszy jakiegoś małego testrala - dodała zamiast tego, przenosząc uśmiech na Billy'ego, który wkrótce zniknął, uczciwie oddając puszkę prawowitym właścicielom. Mowa była o zbiórce na zwierzęta, które marzną pod śniegiem - czy nie to samo dotyczyło kościanych koników? Minnie wątpiła, by te odczuwały chłód, ale miało to w tym momencie niewielkie znaczenie. Z pewnością cierpiały na brak pożywienia.
- Słuszna uwaga - przytaknęła, odruchowo sięgając krawędzi sań dłońmi, podarte rajstopy to nic przyjemnego - a już zwłaszcza w taką pogodę. - Na zdrowie - dodała uprzejmie, kiedy mała kichnęła; lekko rozchyliła usta, gdy dziewczynka chwyciła Billy'ego za rękaw, kierując sanie w co najmniej niepokojącym kierunku, nie powiedziała jednak nic - przecież sobie poradzą. - W porządku, Billy? - upewniła się, rozglądając się na boki, kamienna konstrukcja, na którą wsunęły stanie była... mostem? Wydawało się jej, że już go wcześniej widziała. - Chwila, którędy jedziemy?
Rzucam na historię magii!
- Twoja moneta z pewnością ucieszy jakiegoś małego testrala - dodała zamiast tego, przenosząc uśmiech na Billy'ego, który wkrótce zniknął, uczciwie oddając puszkę prawowitym właścicielom. Mowa była o zbiórce na zwierzęta, które marzną pod śniegiem - czy nie to samo dotyczyło kościanych koników? Minnie wątpiła, by te odczuwały chłód, ale miało to w tym momencie niewielkie znaczenie. Z pewnością cierpiały na brak pożywienia.
- Słuszna uwaga - przytaknęła, odruchowo sięgając krawędzi sań dłońmi, podarte rajstopy to nic przyjemnego - a już zwłaszcza w taką pogodę. - Na zdrowie - dodała uprzejmie, kiedy mała kichnęła; lekko rozchyliła usta, gdy dziewczynka chwyciła Billy'ego za rękaw, kierując sanie w co najmniej niepokojącym kierunku, nie powiedziała jednak nic - przecież sobie poradzą. - W porządku, Billy? - upewniła się, rozglądając się na boki, kamienna konstrukcja, na którą wsunęły stanie była... mostem? Wydawało się jej, że już go wcześniej widziała. - Chwila, którędy jedziemy?
Rzucam na historię magii!
Kto pierwszy został królem? A kto chciał zostać bogiem? Kto pierwszy był człowiekiem? Kto będzie nim
ostatni?
ostatni?
The member 'Minnie McGonagall' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 67
'k100' : 67
Penny była kompletnie uroczą niewiastą, albo przynajmniej takie sprawiała wrażenie i chociaż sam chciałem poprowadzić Zawieruchę ku zwycięstwu, to ostatecznie pozwoliłem jej usiąść z przodu, zajmując miejsce tuż za nią.
- Jak przegramy to ja stawiam całą butelkę, trzeba będzie utopić w czymś smutki. - kiwam głową, ponownie poprawiając czapkę żeby już nam nie zaburzać aerodynamiki czy cokolwiek. Moszczę się w miejscu, wodząc wzrokiem dookoła, po naszych rywalach również powoli zajmujących miejsca i dopiero kiedy Penny wykrzykuje kolejne słowa to powracam do niej spojrzeniem, a zaraz mkniemy przed siebie wyznaczoną trasą, pęd chłodnego powietrza barwi mi policzki na czerwono, ale dawno nie czułem się tak dobrze jak w tej chwili. Płozy zaklekotały, a ja miałem wrażenie, że tor nagle uległ zmianie, więc z uwagą rozglądnąłem się naokoło. Chyba wjechaliśmy na most, tylko co to był za most? Nieznacznie się wychyliłem, chcąc lepiej się przyjżeć - miałem wrażenie, że nie jest to taki zwykły most, tylko jakiś... niezwykły taki. I dziwnie znajomy, czyżbym widział go już wcześniej?
- Chyba wjechaliśmy na most...! - krzyczę do mojej towarzyszki jakby nie zauważyła (co raczej było niemożliwe). Brawo, Johhny, genialny jesteś...
/malarstwo na III
- Jak przegramy to ja stawiam całą butelkę, trzeba będzie utopić w czymś smutki. - kiwam głową, ponownie poprawiając czapkę żeby już nam nie zaburzać aerodynamiki czy cokolwiek. Moszczę się w miejscu, wodząc wzrokiem dookoła, po naszych rywalach również powoli zajmujących miejsca i dopiero kiedy Penny wykrzykuje kolejne słowa to powracam do niej spojrzeniem, a zaraz mkniemy przed siebie wyznaczoną trasą, pęd chłodnego powietrza barwi mi policzki na czerwono, ale dawno nie czułem się tak dobrze jak w tej chwili. Płozy zaklekotały, a ja miałem wrażenie, że tor nagle uległ zmianie, więc z uwagą rozglądnąłem się naokoło. Chyba wjechaliśmy na most, tylko co to był za most? Nieznacznie się wychyliłem, chcąc lepiej się przyjżeć - miałem wrażenie, że nie jest to taki zwykły most, tylko jakiś... niezwykły taki. I dziwnie znajomy, czyżbym widział go już wcześniej?
- Chyba wjechaliśmy na most...! - krzyczę do mojej towarzyszki jakby nie zauważyła (co raczej było niemożliwe). Brawo, Johhny, genialny jesteś...
/malarstwo na III
The member 'Johnatan Bojczuk' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 58
'k100' : 58
Z kąśliwej propozycji Oscara wybawił mnie mały chłopiec, szybko jednak okazało się, że trafiłem z deszczu pod rynnę, zupełnie tak, jakby piętno nazwiska uczepiło się mnie niczym rzep psiego ogona. Czy też może raczej – Lisiego. Jakkolwiek rozpościerała się właśnie przede mną być może jedyna okazja na poznanie bratanka – o czym Brutus nie mógł wiedzieć – podskórnie czułem, że drugi z chłopców nie jest szczególnie zadowolony z natężenia osobników o nazwisku Malfoy w saneczkach, do których właśnie mieliśmy wsiadać.
- Sławnym? - Zdziwiłem się stwierdzeniem b r a t a n k a, marszcząc brwi, choć zupełnie nie wyczuwałem podstępu. - Niestety muszę cię zmartwić, ale moim autografem nie ma się co chwalić
- odparłem, posyłając chłopcu uśmiech, by zaraz przenieść wzrok na Oscara, który dla odmiany wskazał na niewątpliwą gwiazdę, jaką był Billy. - To Billy. - Potwierdziłem. - Chcesz do poznać? - Zaproponowałem, patrząc na Reida z ukosa. Wydawał się mocno zaafeorwany obecnością szukającego Jastrzębi na wyścigu, co nieszczególnie mnie dziwiło. W jego wieku sam miałem swoich sportowych idoli, a zamiana słowa z jednym z nich wydawała mi się wówczas ziszczeniem największych marzeń. Ostatecznie musiałem w końcu znaleźć sposób na znalezienie nici porozumienia między mną a Reidem – i wiedziałem, że czekała mnie droga pełna ślepych zauków i ścian, o które przyjdzie mi się nieprzyjemnie rozbić. Był jednak tutaj, na wyścigu, mimo rzekomej niechęci – choć może tak naprawdę to wizja wyrwania się ze szoły skłoniła go do uczestnictwa, nie zaś perspektywa kolejnego spotkania ze mną. Nie potrafiłem jeszcze rozgryźć tego chłopaka, z drugiej strony czy ktokolwiek wiedział, jak należało dochodzić do porozumienia z trzynastolatkami?
Słuchałem pełnej podekscytowania wypowiedzi Brutusa, spoglądając na niego z lekkim niedowierzaniem, podczas gdy jego twarz stopniowo zmieniała się nie do poznania. Nie potrzebowałem więcej dowodów, aby zrozumieć. Syn mojego brata był m e t a m o r f o m a g i e m.
- To przecież nic złego. - Przyznałem, zaskoczony zmieszaniem Brutusa. Czyżby Abraxas miał żal do własnego dziecka z tytułu, że urodziło się równie wyjątkowe, co jego własny b r a t? - Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że jest przeciwieństwem złego. No, kiedy już nauczysz się, jak nad tym panować. Dopóki trochę nie urośniesz, może być to trudne. Ale to przejdzie. Słowo. - Mrugnąłem Brutusowi porozumiewawczo, nie zdradzając jednak, skąd sam posiadałem taką wiedzę.
Zaproponowana przez chłopca nazwa nie spotkała się z protestem z żadnej strony. Najwyraźniej ani ja, ani Oscar nie mieliśmy wystarczająco odwagi, by konkurować z dziecięcą kreatywnością. Usadowilśmy się w saniach – oczywiście, że z Oscarem na czele (czy i ja nie przejawiałem podobnej skłonności, wyrywając się zawsze przed szereg?) - i ruszyliśmy, trochę poprzez mrok, a ja czujnym okiem starałem się rozpoznać, dokąd w zasadzie zmierzały sanie.
- Wydaje mi się, że znam ten most... - wyrzuciłem z siebie, próbując przywołać w pamięci związaną z nim historię, a byłem niemal pewien, że tkwił w niej jakiś kruczek.
Historia magii na poziomie I
- Sławnym? - Zdziwiłem się stwierdzeniem b r a t a n k a, marszcząc brwi, choć zupełnie nie wyczuwałem podstępu. - Niestety muszę cię zmartwić, ale moim autografem nie ma się co chwalić
- odparłem, posyłając chłopcu uśmiech, by zaraz przenieść wzrok na Oscara, który dla odmiany wskazał na niewątpliwą gwiazdę, jaką był Billy. - To Billy. - Potwierdziłem. - Chcesz do poznać? - Zaproponowałem, patrząc na Reida z ukosa. Wydawał się mocno zaafeorwany obecnością szukającego Jastrzębi na wyścigu, co nieszczególnie mnie dziwiło. W jego wieku sam miałem swoich sportowych idoli, a zamiana słowa z jednym z nich wydawała mi się wówczas ziszczeniem największych marzeń. Ostatecznie musiałem w końcu znaleźć sposób na znalezienie nici porozumienia między mną a Reidem – i wiedziałem, że czekała mnie droga pełna ślepych zauków i ścian, o które przyjdzie mi się nieprzyjemnie rozbić. Był jednak tutaj, na wyścigu, mimo rzekomej niechęci – choć może tak naprawdę to wizja wyrwania się ze szoły skłoniła go do uczestnictwa, nie zaś perspektywa kolejnego spotkania ze mną. Nie potrafiłem jeszcze rozgryźć tego chłopaka, z drugiej strony czy ktokolwiek wiedział, jak należało dochodzić do porozumienia z trzynastolatkami?
Słuchałem pełnej podekscytowania wypowiedzi Brutusa, spoglądając na niego z lekkim niedowierzaniem, podczas gdy jego twarz stopniowo zmieniała się nie do poznania. Nie potrzebowałem więcej dowodów, aby zrozumieć. Syn mojego brata był m e t a m o r f o m a g i e m.
- To przecież nic złego. - Przyznałem, zaskoczony zmieszaniem Brutusa. Czyżby Abraxas miał żal do własnego dziecka z tytułu, że urodziło się równie wyjątkowe, co jego własny b r a t? - Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że jest przeciwieństwem złego. No, kiedy już nauczysz się, jak nad tym panować. Dopóki trochę nie urośniesz, może być to trudne. Ale to przejdzie. Słowo. - Mrugnąłem Brutusowi porozumiewawczo, nie zdradzając jednak, skąd sam posiadałem taką wiedzę.
Zaproponowana przez chłopca nazwa nie spotkała się z protestem z żadnej strony. Najwyraźniej ani ja, ani Oscar nie mieliśmy wystarczająco odwagi, by konkurować z dziecięcą kreatywnością. Usadowilśmy się w saniach – oczywiście, że z Oscarem na czele (czy i ja nie przejawiałem podobnej skłonności, wyrywając się zawsze przed szereg?) - i ruszyliśmy, trochę poprzez mrok, a ja czujnym okiem starałem się rozpoznać, dokąd w zasadzie zmierzały sanie.
- Wydaje mi się, że znam ten most... - wyrzuciłem z siebie, próbując przywołać w pamięci związaną z nim historię, a byłem niemal pewien, że tkwił w niej jakiś kruczek.
Historia magii na poziomie I
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
The member 'Frederick Fox' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 78
'k100' : 78
Piękny był ten dzień. Tyle kolorów, które wyłapywała jakby były muśnięciami palców o kolejne struny harfy. Tyle barw łączących się ze sobą w pięknym tańcu. Tata tym razem brzmiał świeżym, zielonym igliwiem zerwanym i zaplecionym w gustowny wieniec świąteczny. Były tam też elementy czerwonych kwiatów, które wyglądały jak gwiazdy zerwane z nieba. Gdy dołączyła do nich ciocia Neala, brzmiała już jak czekolada mieszana z mlekiem, słodka i aromatyczna, która smakowała najlepiej przed kominkiem, dokładnie w momencie, gdy tata czyta bajkę na dobranoc.
Uśmiechnęła się szeroko, przy okazji pokazując światu, że na miejscu starej, mlecznej prawej jedynki zaczęła jej rosnąć nowa. Była zaledwie białą plamką przy dziąsłach, ale r o s ł a, a to było najważniejsze.
- To nie możemy im dać for! – zawołała wojowniczo, mimowolnie ciągnąc tatę za płaszcz, żeby zgodził się z jej postanowieniem. Miriam tylko czasami chciała być najlepsza – i zazwyczaj wtedy chciała być najlepsza, bo walczyła o coś z Winniem. On miał talent do wszystkiego, a ona tylko do kilku rzeczy. Więc jak ścigali się od stawiku z żabami do domu, zawsze przegrywała, bo dostawała zadyszki już na początku drogi. No ale teraz miała jechać z tyłu, zmęczenie nie wchodziło w grę. – Biedronkowóz jest pięknie!
Niemal pisnęła z ekscytacji, kiwając energicznie głową. Zabrakło już jej czasu, żeby zobaczyć, kogo witał papa i zamiast rozglądać się na prawo i lewo, całą uwagę poświęciła ich sankom. Usiadła z tyłu, między ciocią Nealą a papą i mocno chwyciła się podłokietników, gotowa na przygodę życia.
- Szybko, papciu, szybko, bo będą pierwsi! Szybko, szybko, może zobaczymy demibombozy! – usłyszała to słowo absolutnie przypadkiem. I taką formę zapamiętała. A to pech! – Facere! Łoioioiiuiuiuouui!
Tak. Dzieci miały to do siebie, że kiedy była okazja do radości, wykorzystały ją aż do ostatniej kropli.
A Miriam. Cóż. Miriam zaklinała rzeczywistość.
Uśmiechnęła się szeroko, przy okazji pokazując światu, że na miejscu starej, mlecznej prawej jedynki zaczęła jej rosnąć nowa. Była zaledwie białą plamką przy dziąsłach, ale r o s ł a, a to było najważniejsze.
- To nie możemy im dać for! – zawołała wojowniczo, mimowolnie ciągnąc tatę za płaszcz, żeby zgodził się z jej postanowieniem. Miriam tylko czasami chciała być najlepsza – i zazwyczaj wtedy chciała być najlepsza, bo walczyła o coś z Winniem. On miał talent do wszystkiego, a ona tylko do kilku rzeczy. Więc jak ścigali się od stawiku z żabami do domu, zawsze przegrywała, bo dostawała zadyszki już na początku drogi. No ale teraz miała jechać z tyłu, zmęczenie nie wchodziło w grę. – Biedronkowóz jest pięknie!
Niemal pisnęła z ekscytacji, kiwając energicznie głową. Zabrakło już jej czasu, żeby zobaczyć, kogo witał papa i zamiast rozglądać się na prawo i lewo, całą uwagę poświęciła ich sankom. Usiadła z tyłu, między ciocią Nealą a papą i mocno chwyciła się podłokietników, gotowa na przygodę życia.
- Szybko, papciu, szybko, bo będą pierwsi! Szybko, szybko, może zobaczymy demibombozy! – usłyszała to słowo absolutnie przypadkiem. I taką formę zapamiętała. A to pech! – Facere! Łoioioiiuiuiuouui!
Tak. Dzieci miały to do siebie, że kiedy była okazja do radości, wykorzystały ją aż do ostatniej kropli.
A Miriam. Cóż. Miriam zaklinała rzeczywistość.
Zgubiła swe kropki na łące
a może w ogródku na grządce
a może w ogródku na grządce
W sumie to trudno było, żeby humor Mirki się nie udzielał i sama jakoś tak chętniej i weselej na wszystko patrzyłam. Trochę żałowałam, ze nie ma tutaj Brendana, bo penwie – choć na głos by nie przyznał że tak – sam by też się świetnie na tych sankach bawił. No ale zaparł się jak ostatni gumochłon, że sanki to dla dzieci, że nie dla niego takie zabawy i inne tego typu sprawy i poszedł gdzieś z tą swoją marsową miną. Może sprawdzić czy jakiś czarnoksiężnik nie czai się gdzieś na sankach, bo byłam niemal pewna że mi mignął gdzieś. Ale znów zdawać mi się mogło tylko. W końcu wgramoliłam się do sań i usiadałam zaraz obok Miriam, pozwalając, by to kuzyn Archie zajął się kierowaniem pojazdem, bo ja to w sumie jakoś tak nieśmiało jeszcze na to patrzyłam - chyba trochę się obawiałam, że pokierują nas prosto w zaspę. Może potem się wezmę i zabiorę i odważę, ale na razie zajęłam się oglądaniem tego, co wokół nas się działo, i ludźmi którzy też do sań się gramalolili i ogólnie tak biało było i tak ładnie.
-Oczywiście Mirka, że nie damy nikomu forów. – zapewniam ją, bo wiem, że będziemy się starać najmocniej jak umiemy, bo każde z naszej trójki wygrać chciało no i w sumie to całkiem niezła przygoda. Zdecydowanie lepsza, niźli ta na wraku Golden Hild, bo tam się trochę bałam, a tutaj z kuzynem i Mirką to chyba bać się nie ma czego. Ale pewna jakoś tak na pewno też nie jestem. Więc rozglądam się jak tylko mogę uważnie, żeby – jeśli jakieś się pojawi – niebezpieczeństwo dostrzec je i w porę o tym kuzynowi powiedzieć, wtedy może unikniemy jakiś nieprzyjemności. Jeśli jakieś mogłby być, no bo przede wszystkim mam nadzieję, że jednak żadnych nie będzie. No ale nikt nie wie, co to się zdarzyć może, ale uważnym powinno się być zawsze, wszędzie i ciągle.
|rzucam na Historię Magii
-Oczywiście Mirka, że nie damy nikomu forów. – zapewniam ją, bo wiem, że będziemy się starać najmocniej jak umiemy, bo każde z naszej trójki wygrać chciało no i w sumie to całkiem niezła przygoda. Zdecydowanie lepsza, niźli ta na wraku Golden Hild, bo tam się trochę bałam, a tutaj z kuzynem i Mirką to chyba bać się nie ma czego. Ale pewna jakoś tak na pewno też nie jestem. Więc rozglądam się jak tylko mogę uważnie, żeby – jeśli jakieś się pojawi – niebezpieczeństwo dostrzec je i w porę o tym kuzynowi powiedzieć, wtedy może unikniemy jakiś nieprzyjemności. Jeśli jakieś mogłby być, no bo przede wszystkim mam nadzieję, że jednak żadnych nie będzie. No ale nikt nie wie, co to się zdarzyć może, ale uważnym powinno się być zawsze, wszędzie i ciągle.
|rzucam na Historię Magii
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Neala Weasley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 63
'k100' : 63
Perspektywa wyścigu po zaśnieżonych szkockich wzgórzach oblała policzki Brutusa różowym rumieńcem podniecenia, zgrabnie łącząc się z towarzystwem Gryfona. T r z y n a s t o l e t n i e g o, który w mniemaniu Malfoya był już praktycznie dorosły, miał swoją różdżkę, potrafił czarować i mieszkał zupełnie sam w wielkim zamku. Sam, znaczy bez mamy, taty, Septimusa i Marianne... Brutus zorientował się, że troszkę pomieszał wątki, lecz nie przeszkadzało mu to z zachwytem obserwować przygotowania do zabawy obu swych opiekunów. Pan Lis był równie sympatyczny, co Oscar i nie denerwował się wcale, że zadaje za dużo pytań.
-Co to znaczy prawie bezgłowy? - zdziwił się ogromnie, a pełne usta ułożyły mu się w idealnie okrągłe O - w korytarzu u wujka Cygnusa wiszą głowy skrzatów, ale takiego prawie bezgłowy to nigdy nie widziałem - powiedział poważnie, zastanawiając się, czy Oscar z niego nie żartuje. Tylko dlaczego miałby to robić? Brutus odargnął srebrne włosy za uszka, świdrując przy tym podejrzliwym wzrokiem pana Fredericka, bo wcale nie wierzył w jego historyjkę.
-Jeśli nie jest pan sławny, to dlaczego wszyscy do pana kiwają? - spytał, krzyżując ręce na piersi i patrząc na mężczyznę spojrzeniem w pełni zasługującym na miano Malfoy'owego - i wujek Archie też się z panem przywitał. Tata mówił, że arystokraci mogą podawać rękę tylko temu, kto coś znaczy - powiedział, zadzierając dumnie brodę do góry. Szybko jednak pożałował tych butnych słów - nie chciał się wywyższać, bo przecież i Oscar i pan Lis byli dużo więksi od niego. I straszliwie mili!
-Ja... przepraszam, panie Lisie - wymruczał zawstydzony, opuszczając oczka na dół i wpatrując się w swoje buciki - wydaje mi się, że pana znam, ale nie mogę sobie przypomnieć skąd. A czy pan mnie zna? - spytał, z szybkim błyskiem nadziei, że może wcale nie uroił sobie znajomości z ekspałkarzem.
-Niuchacz to takie zwierzątko. Małe i futrzaste. Mój nazywa się Kudłacz i jest najmilszy na świecie. Bardzo lubią błyskotki i wykorzystuje się je do odnajdywania zakopanych skarbów. Kiedy Kudłacz był niuchaczątkiem porwał mamie jej ulubiony naszyjnik ze szmaragdami i schował go tak, że już go nie znaleźliśmy. Tatko się zdenerwował i chciał go komuś oddać, ale mu nie pozwoliłem - opowiedział Oscarowi, zaskoczony, że czarodziej nie wie takich rzeczy.
-Obiecuje pan? Tato się martwi i mówi, że będzie mu wstyd, jeśli podczas Ceremonii Przydziału będę wyglądać jak Weasley - przyznał, kręcąc stopą w śniegu i wydeptując małą norkę, do jakiej miał ochoty się wcisnąć, żeby nikt nie mógł zobaczyć jego zawstydzenia - mogę mówić do pana wujku? - spytał nagle, impulsywnie przytulając się do Foxa i zapominając o całym podręczniku do etykiety, leżącym na honorowym miejscu na jego biurku. Tata tego nie lubił, a siostrzane uściski nie zawsze wystarczały Brutusowi, łaknącemu więzi z ojcem. Którego... zastąpił nieznajomy, fundując chłopcu pocieszenie oraz niesamowitą atrakcję. Brutus samodzielnie wdrapał się na sanki i usadowił tuż za Oscarem, wychylając się niespokojnie, gdy dany został sygnału startu. Pomknęli szybko, bardzo szybko, a chłopczyk chciał oglądać widoczki, więc wyginał się nieustannie, z przyjemnością obserwując śnieg sypiący się spod płóz. Kiedy w ręku Oscara niespodziewanie pojawił się kubek z gorącym kakao, Brutus wziął je z jego rąk i sam z przyjemnością ocieplił zmarznięte paluszki, dopiero po chwili biorąc małego łyka czekoladowego napoju, lądującego w brzuszku, który był bardzo z tego zadowolony. Młody lord pociągnął przy tym Oscara za prawy rękaw, by pomóc mu z utrzymaniem saneczek na torach.
-Hurra - zawołał, zachwycony stromym zjazdem i tym, że może pomagać.
-Co to znaczy prawie bezgłowy? - zdziwił się ogromnie, a pełne usta ułożyły mu się w idealnie okrągłe O - w korytarzu u wujka Cygnusa wiszą głowy skrzatów, ale takiego prawie bezgłowy to nigdy nie widziałem - powiedział poważnie, zastanawiając się, czy Oscar z niego nie żartuje. Tylko dlaczego miałby to robić? Brutus odargnął srebrne włosy za uszka, świdrując przy tym podejrzliwym wzrokiem pana Fredericka, bo wcale nie wierzył w jego historyjkę.
-Jeśli nie jest pan sławny, to dlaczego wszyscy do pana kiwają? - spytał, krzyżując ręce na piersi i patrząc na mężczyznę spojrzeniem w pełni zasługującym na miano Malfoy'owego - i wujek Archie też się z panem przywitał. Tata mówił, że arystokraci mogą podawać rękę tylko temu, kto coś znaczy - powiedział, zadzierając dumnie brodę do góry. Szybko jednak pożałował tych butnych słów - nie chciał się wywyższać, bo przecież i Oscar i pan Lis byli dużo więksi od niego. I straszliwie mili!
-Ja... przepraszam, panie Lisie - wymruczał zawstydzony, opuszczając oczka na dół i wpatrując się w swoje buciki - wydaje mi się, że pana znam, ale nie mogę sobie przypomnieć skąd. A czy pan mnie zna? - spytał, z szybkim błyskiem nadziei, że może wcale nie uroił sobie znajomości z ekspałkarzem.
-Niuchacz to takie zwierzątko. Małe i futrzaste. Mój nazywa się Kudłacz i jest najmilszy na świecie. Bardzo lubią błyskotki i wykorzystuje się je do odnajdywania zakopanych skarbów. Kiedy Kudłacz był niuchaczątkiem porwał mamie jej ulubiony naszyjnik ze szmaragdami i schował go tak, że już go nie znaleźliśmy. Tatko się zdenerwował i chciał go komuś oddać, ale mu nie pozwoliłem - opowiedział Oscarowi, zaskoczony, że czarodziej nie wie takich rzeczy.
-Obiecuje pan? Tato się martwi i mówi, że będzie mu wstyd, jeśli podczas Ceremonii Przydziału będę wyglądać jak Weasley - przyznał, kręcąc stopą w śniegu i wydeptując małą norkę, do jakiej miał ochoty się wcisnąć, żeby nikt nie mógł zobaczyć jego zawstydzenia - mogę mówić do pana wujku? - spytał nagle, impulsywnie przytulając się do Foxa i zapominając o całym podręczniku do etykiety, leżącym na honorowym miejscu na jego biurku. Tata tego nie lubił, a siostrzane uściski nie zawsze wystarczały Brutusowi, łaknącemu więzi z ojcem. Którego... zastąpił nieznajomy, fundując chłopcu pocieszenie oraz niesamowitą atrakcję. Brutus samodzielnie wdrapał się na sanki i usadowił tuż za Oscarem, wychylając się niespokojnie, gdy dany został sygnału startu. Pomknęli szybko, bardzo szybko, a chłopczyk chciał oglądać widoczki, więc wyginał się nieustannie, z przyjemnością obserwując śnieg sypiący się spod płóz. Kiedy w ręku Oscara niespodziewanie pojawił się kubek z gorącym kakao, Brutus wziął je z jego rąk i sam z przyjemnością ocieplił zmarznięte paluszki, dopiero po chwili biorąc małego łyka czekoladowego napoju, lądującego w brzuszku, który był bardzo z tego zadowolony. Młody lord pociągnął przy tym Oscara za prawy rękaw, by pomóc mu z utrzymaniem saneczek na torach.
-Hurra - zawołał, zachwycony stromym zjazdem i tym, że może pomagać.
Gość
Gość
The member 'Brutus Malfoy' has done the following action : Rzut kością
'k3' : 3
'k3' : 3
Most się urwał, wszystkie pary zdołały perfekcyjnie odnaleźć się w tej sytuacji i w porę zorientować się, że most urwie się w połowie - dzięki czemu zgrabnie go przeskoczyły. Tylko dwie pary sań - Kościane Koniki i Przyczajacze - zakończyły swój skok nieszczęśliwie, wbijając sanie w zaspę, która uniemożliwiła im przez moment dalszą drogę - musieli się z niej wygrzebać. Sanki zaczynały się rozjeżdżać w różne strony i na różnej długości - powoli zaczął formować się ranking.
Gwiazdozbiór nie dojechał do mostu, wciąż może rozegrać poprzednią turę.
WILKI MORSKIE, ZAWIERUCHA
KOŚCIANE KONIKI
NAUKOWCY
ŚNIEŻNE KOTY, PRZYCZAJACZE, DEMIBOMBOZY
LISY Z HIGHLANDS
BIEDRONKOWÓZ
MANDRAGORY
Ranking
Sprostowanie
JAK DZIAŁA KAKAO?
Zgodnie z opisem łyk kakao pozwala nabrać energii, którą można później wykorzystać do małego oszustwa. Żadna z tych czynności nie wymaga rzutu kością i można jej dokonać w poście niezależnie od innych podejmowanych akcji. Akcję należy jednak wyraźnie zaznaczyć. Z kakao można wciąż łyk i nie oszukać, uniemożliwiając tym samym oszustwo dalszym parom (ilość łyków przewidziana jest na cały wyścig). Decyzję należy podjąć szybko: następna osoba, która wylosuję tę anomalię, odbiera kubek poprzedniej parze - wówczas para nie może już się z niego napić. W tej sytuacji liczy się kolejność dodania postów.
Gwiazdozbiór nie dojechał do mostu, wciąż może rozegrać poprzednią turę.
WILKI MORSKIE, ZAWIERUCHA
- Zdarzenie #1:
- Tor saneczkowy wiedzie przez drogę, gdzie spod grubej fałdy śniegu wystają ostre skały. Płozy najeżdżają na nie, sanie wibrują, skaczą i wywołują u was szczękanie zębów; nagle tylne oparcie saneczek pęka. Druga osoba z pary nie jest w stanie się utrzymać i nie zrobi tego, jeśli szybko nie chwyci obu kawałków drewna. Trzeba je szybko naprawić - anomalie drżące w powietrzu są jednak zbyt niebezpieczne, by robić to przy pomocy magii. Możecie spróbować wykorzystać skrawek materiału, sznurówkę, fragment ubrania, szal lub cokolwiek innego do związania oparcia i jego naprawienia.
Rzut na biegłość zręczne ręce, ST 30.
Rzut może wykonać wyłącznie postać niekierująca saneczkami w tej turze, chyba, że postać kierująca posiada poziom biegłości zręczne ręce na poziomie przynajmniej III.
Powodzenie: zapewnia dalszą bezpieczną drogę.
Niepowodzenie: pozostawia sanie złamane, należy je trzymać do końca drogi (pamiętać o tym w narracji, inaczej saneczki się wysaneczkują i para otrzyma -50 do rankingu ogólnego), do każdego rzutu osoba jadąca z przodu otrzyma -1 do rzutu k3 długo, jak długo saneczki nie zostaną naprawione zaklęciem reparo (któraś z osób musiałaby w tym celu poświęcić turę przeznaczoną na coś innego).
KOŚCIANE KONIKI
- Zdarzenie #2:
- (Kiedy już wygrzebaliście się z zaspy i pojechaliście dalej) Śnieg zmieszany z błotem bryzga na boki, a wy suniecie przed siebie w dół, zjeżdżając z większej skarpy. Nagle nad saneczkami pojawia się żmijoptak, zlatuje coraz niżej i już czujecie na głowach smagnięcia jego skrzydeł - wydaje z siebie głośny skrzek. Musicie go przegonić, nie rozdrażniając go. Wiecie, że skrzywdzenie stworzenia oznaczać będzie dyskwalifikację.
Rzut na biegłość ONMS, ST 60
Rzut może wykonać wyłącznie postać niekierująca saneczkami w tej turze, chyba, że postać kierująca posiada poziom biegłości ONMS na poziomie przynajmniej III.
Krytyczne powodzenie (wynik >80): nie zdążyłeś zareagować, zanim ptak zacisnął szpony na oparciu sań i uniósł je w górę; potrafisz jednak pokierować stworzeniem w taki sposób, by obrócić tę sytuację na waszą korzyść. Kawałek trasy pokonacie uniesieni w powietrze przez żmijoptaka i, przecinając powietrze z zawrotną prędkością, otrzymujecie +30 do ogólnego wyniku.
Powodzenie: Udało wam się odpędzić żmijoptaka, stworzenie wzleciało w powietrze, dając wam podziwiać się jeszcze przez chwilę i wkrótce zniknęło z okolicy.
Niepowodzenie: Żmijoptak szarpnął sanie, zakłócając wasz kurs i szybko stracił wami zainteresowanie, otrzymujecie -15 do ogólnego wyniku.
Krytyczne niepowodzenie (wynik <0): Żmijoptak porwał w szpony wasze sanie i wyrzucił do najbliższej (kolejnej) zaspy, potrzebujecie czasu, żeby się z niej wydostać. Otrzymujecie -30 do ogólnego wyniku.
NAUKOWCY
- Zdarzenie #3:
- Osoba siedząca z tyłu nagle zauważa, że w płozy sań wplątały się pnącza.
Rzut na biegłość zielarstwa, ST 50.
Rzut może wykonać wyłącznie postać niekierująca saneczkami w tej turze, chyba, że postać kierująca posiada poziom biegłości zielarstwo na poziomie przynajmniej III.
Krytyczne powodzenie (wynik >80): Wiesz, że jest to rzadka roślina rosnąca na tym terenie, Pnącza Maddocka, która nie odpuści waszym saniom, póki nie wystraszy jej hałas. Potrafisz wyklaskać melodię, która zmusi pnącza do utorowania saniom prostszej, bardziej śliskiej drogi, otrzymujecie +30 do rankingu ogólnego.
Powodzenie: Wiesz, że jest to rzadka roślina rosnąca na tym terenie, Pnącza Maddocka, która nie odpuści waszym saniom, póki nie wystraszy jej hałas. Wystarczy, że klaśniesz w ręce - a sama się zgubi. Możecie kontynuować dalszą drogę bez przeszkód.
Niepowodzenie: Nie rozpoznajesz pnączy i nie wiesz, jak sobie z nimi poradzić. Zostaną wplecione w płozy, hamując was, póki któraś osoba z pary nie przeznaczy swojej kolejki na pozbycie się ich. Do tego czasu otrzymujecie -10 do ogólnej punktacji co turę. Pnącze odpadną same, jeżeli pojawi się hałas (spotkacie jakieś magiczne stworzenia, które wydają głośne dźwięki lub poświęcicie turę na śpiew, nie mając biegłości śpiew).
ŚNIEŻNE KOTY, PRZYCZAJACZE, DEMIBOMBOZY
- Zdarzenie #5:
- Na waszej drodze pojawia się troll - zaczyna do was mówić; jest jeszcze daleko, ale wiecie, że na wydarzeniu poświęconym ochronie magicznych zwierząt nie wolno wam go skrzywdzić nawet, jeżeli nie jest gatunkiem zagrożonym. Powinniście go przekonać do zejścia wam z drogi - postarajcie się, żeby was zrozumiał. Troll milczy - nie jest głośno.
Rzut na biegłość język trollański, ST 20.
Rzut może wykonać wyłącznie postać niekierująca saneczkami w tej turze, chyba, że postać kierująca posiada poziom biegłości język trollański na poziomie przynajmniej I.
Brak poziomu skutkuje karą -50, poziom I oznacza +50, poziom II +100 do rzutu.
Powodzenie: Troll usuwa się z drogi, możecie przejechać.
Niepowodzenie: wjeżdżacie prosto w trolla. Na szczęście to wytrzymałe i powolne stworzenie, zanim zorientuje się, co się właśnie stało, zdążycie naprostować sanie na właściwy kurs. Otrzymujecie -30 do ogólnego rankingu.
LISY Z HIGHLANDS
- Zdarzenie #6:
- Otaczają was chochliki, które zaczynają śpiewać - jednym uchem wyłapujecie w tym szczebiocie coś o pogodzie. Unoszą się nad wami jak chmara szarańczy uniemożliwiając sterowanie saniami; skrzywdzenie chochlików będzie oznaczało dyskwalifikację - pozostaje przyłączyć się do chóru i liczyć na to, że w podzięce za piosenkę dadzą wam spokój.
Rzut na biegłość śpiew, ST 20.
Rzut może wykonać wyłącznie postać niekierująca saneczkami w tej turze, chyba, że postać kierująca posiada poziom biegłości śpiew na poziomie przynajmniej II.
Wysokie powodzenie (wynik > 60): chochliki dołączają się do twojej piosenki, szczebioczą razem z tobą i w pewnym momencie radośnie - całą chmarą - z impetem popychają sanie, niemal was z nich zrzucając. Otrzymujecie +30 do ogólnego rankingu.
Powodzenie: Chochliki ucieszyły się z powodu piosenki i zrobiły do was zabawną głupią minę, po czym odleciały.
Niepowodzenie: Chochliki kradną wam czapki i szaliki.
Wysokie niepowodzenie (wynik < -50): jeżeli jakiekolwiek sanie (również wasze) oplatały pnącze Maddocka, w tej turze odpadają. Chochliki kradną wam czapki i szaliki.
Uwaga: zadanie nie zostanie zaliczone, jeśli w poście postaci śpiewającej nie pojawią się śpiewane przez nią wersy (przynajmniej cztery) zmyślonej piosenki o pogodzie. W takim wypadku sanie - za sprawą chochlików - się wysaneczkują w pobliską zaspę, a para otrzyma -30 do ogólnego rankingu.
BIEDRONKOWÓZ
- Zdarzenie #9:
- Droga wzniosła się lekko wzwyż. To będzie mało oszustwo, ale jeśli nikt nie zauważy, możesz pomniejszyć wagę saneczek prostym zaklęciem libramuto - i pomóc im lżej pokonać tę drogę.
Powodzenie: +20 do ogólnego rankingu.
Rzut może wykonać wyłącznie postać niekierująca saneczkami w tej turze, chyba, że postać kierująca posiada poziom statystykę transmutacji na poziomie przynajmniej 20.
MANDRAGORY
- Zdarzenie #10:
- Śnieg zaczyna coraz mocniej zacinać - wieje wam prosto w oczy. Musicie się przed nim osłonić. Pomoże zaklęcie Caelum.
Niepowodzenie: -20 do ogólnego rankingu.
Niepowodzenie, jeżeli postaci nie mają czapek: robi się naprawdę zimno, otrzymujecie -30 do ogólnego rankingu.
Rzut może wykonać wyłącznie postać niekierująca saneczkami w tej turze, chyba, że postać kierująca posiada poziom statystykę OPCM na poziomie przynajmniej 20.
L.p. | Nazwa | Pkt | Dodatkowe |
1. | Demibombozy | 145 (+10 +30 +5) | - |
1. | Śnieżne Koty | 145 (-10 +20 +30 +5) | Niebieski kubek z kakao (zostały 2 łyki) |
2. | Lisy z Highlands | 140 (+10 +30) | Zielony kubek z kakao (zostały 2 łyki) |
2. | Naukowcy | 140 (+10 +30) | - |
2. | Zawierucha | 140 (+10 +30) | - |
3. | Biedronkowóz | 120 (-10 +30) | - |
3. | Mandragory | 120 (-10 +30) | - |
3. | Wilki Morskie | 120 (-10 +30) | - |
4. | Przyczajacze | 115 (-20 +30 +5) | - |
5. | Kościane Koniki | 110 (-20 +30) | - |
6. | Gwiazdozbiór | 100 | - |
JAK DZIAŁA KAKAO?
Zgodnie z opisem łyk kakao pozwala nabrać energii, którą można później wykorzystać do małego oszustwa. Żadna z tych czynności nie wymaga rzutu kością i można jej dokonać w poście niezależnie od innych podejmowanych akcji. Akcję należy jednak wyraźnie zaznaczyć. Z kakao można wciąż łyk i nie oszukać, uniemożliwiając tym samym oszustwo dalszym parom (ilość łyków przewidziana jest na cały wyścig). Decyzję należy podjąć szybko: następna osoba, która wylosuję tę anomalię, odbiera kubek poprzedniej parze - wówczas para nie może już się z niego napić. W tej sytuacji liczy się kolejność dodania postów.
Highlands
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja