Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja
Highlands
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Highlands
To tereny na północnej Szkocji, gdzie pasma gór i pagórków ciągną się aż po horyzont. Różnorodność flory i fauny jest wręcz zachwycająca. Zielone wzgórza ciągnące się kilometrami urozmaicone są przez liczne jeziora, jak i okalające je lasy. O tych terenach krąży wiele plotek, jednak nie bez przyczyny mugole rzadko zapuszczają się w zalesione tereny okalające jedną z zamkowych ruin bowiem błąka się po nich szyszymora, której jęki i zawodzenie skutecznie odstraszają niemagicznych ludzi. I choć szyszymory to niegroźne magiczne stworzenia, to ich przeszywający jęk z pewnością sprawia, że najodważniejszemu czarodziejowi jeżą się włoski na karku.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Klaskała cały czas, śpiewając pod nosem swoją piosenkę o leśnych zwierzakach, które urządziły sobie świetny bal w środku las. Obejrzała się za sankami, które ich wyprzedziły, a potem obejrzała się za siebie. Pusto jakoś było. Ale zabawa była przednia!
Szeroki uśmiech zagościł na jej usteczkach, kiedy tata pochwalił jej manualne wyczyny. W gruncie rzeczy to wcale nie było takie trudne – trudniejsze było zachowanie równowagi przy skaczących saneczkach, na których trzeba było zawiązać wstążkę. Może to zasługa jej drobnych dłoni, a może łut szczęścia? Nie miała pojęcia, ale to nie było ważne – najważniejszy był efekt!
Zanim zdołała się pozachwycać tak konkretnie swoim dziełem, na nieboskłonie pojawiła się najprawdziwsza…
- Papciu, popatrz! – wskazała na to cudo paluszkiem. – To latająca jaszczureczka, papciu! – piszczała podekscytowana, podziwiając zwierzę w całej swojej okazałości. Moment później zrobiło się już bardziej niebezpiecznie, a przez to mniej wesoło, na co Miriam zareagowała wczepieniem się w papowy rękaw jak magiczny magnes. Otworzyła jedno oko, słuchając cioci Neli. – Ciociu, ja wiem tylko, że są bardzo straszne!
A wiedziała, bo właśnie tego doświadczała, a jak wiadomo – eksperymenty na żywo dawały najwięcej materiałów do życiowego portfolio.
- Papciu, nie tu, ojejusieńkuuuuu! - pociągnęła tatę za rękaw, próbując kontynuować wypełnianie swojego zadania.
Szeroki uśmiech zagościł na jej usteczkach, kiedy tata pochwalił jej manualne wyczyny. W gruncie rzeczy to wcale nie było takie trudne – trudniejsze było zachowanie równowagi przy skaczących saneczkach, na których trzeba było zawiązać wstążkę. Może to zasługa jej drobnych dłoni, a może łut szczęścia? Nie miała pojęcia, ale to nie było ważne – najważniejszy był efekt!
Zanim zdołała się pozachwycać tak konkretnie swoim dziełem, na nieboskłonie pojawiła się najprawdziwsza…
- Papciu, popatrz! – wskazała na to cudo paluszkiem. – To latająca jaszczureczka, papciu! – piszczała podekscytowana, podziwiając zwierzę w całej swojej okazałości. Moment później zrobiło się już bardziej niebezpiecznie, a przez to mniej wesoło, na co Miriam zareagowała wczepieniem się w papowy rękaw jak magiczny magnes. Otworzyła jedno oko, słuchając cioci Neli. – Ciociu, ja wiem tylko, że są bardzo straszne!
A wiedziała, bo właśnie tego doświadczała, a jak wiadomo – eksperymenty na żywo dawały najwięcej materiałów do życiowego portfolio.
- Papciu, nie tu, ojejusieńkuuuuu! - pociągnęła tatę za rękaw, próbując kontynuować wypełnianie swojego zadania.
Zgubiła swe kropki na łące
a może w ogródku na grządce
a może w ogródku na grządce
The member 'Miriam Prewett' has done the following action : Rzut kością
'k3' : 3
'k3' : 3
Z większym lub mniejszym powodzeniem suniecie trasą, w oddali dostrzegając już jej koniec. To ostatnia runda - wyścig zaraz zostanie rozstrzygnięty.
Zawierucha się wysaneczkowała, ale wciąż może nadrobić poprzednią turę z karą -1 do facere.
* W zasadach zostało wspomniane, że punkty za pierwsze odpisy otrzymają cztery pierwsze pary, otrzymywały jednak tylko trzy. Zaległe punkty zostały dodane w tej turze.
Ostatnie zdarzenia
ŚNIEZNE KOTY, MANDRAGORY
KOŚCIANE KONIKI
BIEDRONKOWÓZ, WILKI MORSKIE
DEMIBOMBOZY, GWIAZDOZBIÓR
NAUKOWCY, LISY Z HIGHLANDS
PRZYCZAJACZE
Zawierucha się wysaneczkowała, ale wciąż może nadrobić poprzednią turę z karą -1 do facere.
L.p. | Nazwa | Pkt | Dodatkowe |
1. | Lisy z Highlands | 235 (+30 +5) | Skradzione czapki |
2. | Kościane Koniki | 205 (+10 +30 +20 -20) | pusty zielony kubek |
3. | Gwiazdozbiór | 195 (+20 +5) | - |
4. | Naukowcy | 190 (+10 +5*) | Marchewka, skradzione czapki |
5. | Demibombozy | 175 (+10 +5 +5*) | - |
6. | Śnieżne Koty | 170 (-10 +20 +5*) | Pusty niebieski kubek |
6. | Wilki Morskie | 170 (-10 -15 +5*) | - |
7. | Przyczajacze | 155 (-20 +20 +20) | Pomarańczowy kubek z kakao (2 łyki) |
8. | Mandragory | 150 (-10 -30 +5) | - |
9. | Zawierucha | 140 (-20) | Marchewka |
10. | Biedronkowóz | 95 (+10 -15) | - |
* W zasadach zostało wspomniane, że punkty za pierwsze odpisy otrzymają cztery pierwsze pary, otrzymywały jednak tylko trzy. Zaległe punkty zostały dodane w tej turze.
ŚNIEZNE KOTY, MANDRAGORY
- Zdarzenie #2:
- Śnieg zmieszany z błotem bryzga na boki, a wy suniecie przed siebie w dół, zjeżdżając z większej skarpy. Nagle nad saneczkami pojawia się żmijoptak, zlatuje coraz niżej i już czujecie na głowach smagnięcia jego skrzydeł - wydaje z siebie głośny skrzek. Musicie go przegonić, nie rozdrażniając go. Wiecie, że skrzywdzenie stworzenia oznaczać będzie dyskwalifikację.
Rzut na biegłość ONMS, ST 60
Rzut może wykonać wyłącznie postać niekierująca saneczkami w tej turze, chyba, że postać kierująca posiada poziom biegłości ONMS na poziomie przynajmniej III.
Krytyczne powodzenie (wynik >80): nie zdążyłeś zareagować, zanim ptak zacisnął szpony na oparciu sań i uniósł je w górę; potrafisz jednak pokierować stworzeniem w taki sposób, by obrócić tę sytuację na waszą korzyść. Kawałek trasy pokonacie uniesieni w powietrze przez żmijoptaka i, przecinając powietrze z zawrotną prędkością, otrzymujecie +30 do ogólnego wyniku.
Powodzenie: Udało wam się odpędzić żmijoptaka, stworzenie wzleciało w powietrze, dając wam podziwiać się jeszcze przez chwilę i wkrótce zniknęło z okolicy.
Niepowodzenie: Żmijoptak szarpnął sanie, zakłócając wasz kurs i szybko stracił wami zainteresowanie, otrzymujecie -15 do ogólnego wyniku.
Krytyczne niepowodzenie (wynik <0): Żmijoptak porwał w szpony wasze sanie i wyrzucił do najbliższej (kolejnej) zaspy, potrzebujecie czasu, żeby się z niej wydostać. Otrzymujecie -30 do ogólnego wyniku.
KOŚCIANE KONIKI
- Zdarzenie #3:
- Osoba siedząca z tyłu nagle zauważa, że w płozy sań wplątały się pnącza.
Rzut na biegłość zielarstwa, ST 50.
Rzut może wykonać wyłącznie postać niekierująca saneczkami w tej turze, chyba, że postać kierująca posiada poziom biegłości zielarstwo na poziomie przynajmniej III.
Krytyczne powodzenie (wynik >80): Wiesz, że jest to rzadka roślina rosnąca na tym terenie, Pnącza Maddocka, która nie odpuści waszym saniom, póki nie wystraszy jej hałas. Potrafisz wyklaskać melodię, która zmusi pnącza do utorowania saniom prostszej, bardziej śliskiej drogi, otrzymujecie +30 do rankingu ogólnego.
Powodzenie: Wiesz, że jest to rzadka roślina rosnąca na tym terenie, Pnącza Maddocka, która nie odpuści waszym saniom, póki nie wystraszy jej hałas. Wystarczy, że klaśniesz w ręce - a sama się zgubi. Możecie kontynuować dalszą drogę bez przeszkód.
Niepowodzenie: Nie rozpoznajesz pnączy i nie wiesz, jak sobie z nimi poradzić. Zostaną wplecione w płozy, hamując was, póki któraś osoba z pary nie przeznaczy swojej kolejki na pozbycie się ich. Do tego czasu otrzymujecie -10 do ogólnej punktacji co turę. Pnącze odpadną same, jeżeli pojawi się hałas (spotkacie jakieś magiczne stworzenia, które wydają głośne dźwięki lub poświęcicie turę na śpiew, nie mając biegłości śpiew).
BIEDRONKOWÓZ, WILKI MORSKIE
- Zdarzenie #5:
- Na waszej drodze pojawia się troll - zaczyna do was mówić; jest jeszcze daleko, ale wiecie, że na wydarzeniu poświęconym ochronie magicznych zwierząt nie wolno wam go skrzywdzić nawet, jeżeli nie jest gatunkiem zagrożonym. Powinniście go przekonać do zejścia wam z drogi - postarajcie się, żeby was zrozumiał. Troll milczy - nie jest głośno.
Rzut na biegłość język trollański, ST 20.
Rzut może wykonać wyłącznie postać niekierująca saneczkami w tej turze, chyba, że postać kierująca posiada poziom biegłości język trollański na poziomie przynajmniej I.
Brak poziomu skutkuje karą -50, poziom I oznacza +50, poziom II +100 do rzutu.
Powodzenie: Troll usuwa się z drogi, możecie przejechać.
Niepowodzenie: wjeżdżacie prosto w trolla. Na szczęście to wytrzymałe i powolne stworzenie, zanim zorientuje się, co się właśnie stało, zdążycie naprostować sanie na właściwy kurs. Otrzymujecie -30 do ogólnego rankingu.
DEMIBOMBOZY, GWIAZDOZBIÓR
- Zdarzenie #6:
- Otaczają was chochliki, które zaczynają śpiewać - jednym uchem wyłapujecie w tym szczebiocie coś o pogodzie. Unoszą się nad wami jak chmara szarańczy uniemożliwiając sterowanie saniami; skrzywdzenie chochlików będzie oznaczało dyskwalifikację - pozostaje przyłączyć się do chóru i liczyć na to, że w podzięce za piosenkę dadzą wam spokój.
Rzut na biegłość śpiew, ST 20.
Rzut może wykonać wyłącznie postać niekierująca saneczkami w tej turze, chyba, że postać kierująca posiada poziom biegłości śpiew na poziomie przynajmniej II.
Wysokie powodzenie (wynik > 60): chochliki dołączają się do twojej piosenki, szczebioczą razem z tobą i w pewnym momencie radośnie - całą chmarą - z impetem popychają sanie, niemal was z nich zrzucając. Otrzymujecie +30 do ogólnego rankingu.
Powodzenie: Chochliki ucieszyły się z powodu piosenki i zrobiły do was zabawną głupią minę, po czym odleciały.
Niepowodzenie: Chochliki kradną wam czapki i szaliki.
Wysokie niepowodzenie (wynik < -50): jeżeli jakiekolwiek sanie (również wasze) oplatały pnącze Maddocka, w tej turze odpadają.
NAUKOWCY, LISY Z HIGHLANDS
- Zdarzenie #9:
- Droga wzniosła się lekko wzwyż. To będzie mało oszustwo, ale jeśli nikt nie zauważy, możesz pomniejszyć wagę saneczek prostym zaklęciem libramuto - i pomóc im lżej pokonać tę drogę.
Powodzenie: +20 do ogólnego rankingu.
Rzut może wykonać wyłącznie postać niekierująca saneczkami w tej turze, chyba, że postać kierująca posiada poziom statystykę transmutacji na poziomie przynajmniej 20.
PRZYCZAJACZE
- Zdarzenie #10:
- Śnieg zaczyna coraz mocniej zacinać - wieje wam prosto w oczy. Musicie się przed nim osłonić. Pomoże zaklęcie Caelum.
Niepowodzenie: -20 do ogólnego rankingu.
Niepowodzenie, jeżeli postaci nie mają czapek: robi się naprawdę zimno, otrzymujecie -30 do ogólnego rankingu.
Rzut może wykonać wyłącznie postać niekierująca saneczkami w tej turze, chyba, że postać kierująca posiada poziom statystykę OPCM na poziomie przynajmniej 20.
W jednej turze oddalili się od Archibalda, Miriam i Neali. Ich sanki ślizgiem przeleciały obok kilku innych par wywołując delikatny uśmiech zawziętości na twarzy Herewarda.
- Bartius - poprawił odruchowo, bez urazy w głosie. - I ma pani zupełną rację, wyścig jeszcze trwa.
Dalej kierował saneczkami skupiając się na drodze.
- Facere - skierował różdżkę na mknący pojazd i zaraz zasłonić musiał ręką oczy. Na Merilna, czy on oślepł? Miał szczerą nadzieję, że nie, na długiej liście nieprzyjemnych rzeczy, które go spotkały tej konkretnej keszcze nie odnotował. Co gorsza, nie odnotuje jak straci wzrok. Miał więc nadzieję, że to tylko sypiący w oczy śnieg, a nie spadająca z nieba ślepota.
- Caelum - dodał do poprzedniego zaklęcia.
- Bartius - poprawił odruchowo, bez urazy w głosie. - I ma pani zupełną rację, wyścig jeszcze trwa.
Dalej kierował saneczkami skupiając się na drodze.
- Facere - skierował różdżkę na mknący pojazd i zaraz zasłonić musiał ręką oczy. Na Merilna, czy on oślepł? Miał szczerą nadzieję, że nie, na długiej liście nieprzyjemnych rzeczy, które go spotkały tej konkretnej keszcze nie odnotował. Co gorsza, nie odnotuje jak straci wzrok. Miał więc nadzieję, że to tylko sypiący w oczy śnieg, a nie spadająca z nieba ślepota.
- Caelum - dodał do poprzedniego zaklęcia.
Ocalałeś, bo byłeś pierwszy
Ocalałeś, bo byłeś
Ocalałeś, bo byłeś
ostatni
Hereward Bartius
Zawód : Profesor w Hogwarcie
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Na szczęście był tam las.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Hereward Bartius' has done the following action : Rzut kością
#1 'k3' : 1, 1
--------------------------------
#2 'Saneczki' :
--------------------------------
#3 'k10' : 7
--------------------------------
#4 'k100' : 65
#1 'k3' : 1, 1
--------------------------------
#2 'Saneczki' :
--------------------------------
#3 'k10' : 7
--------------------------------
#4 'k100' : 65
Kiedy przyjrzałem się bliżej atakującej nas roślinie z ulgą stwierdziłem, że znam to zielsko.
- To pnącza Maddocka - odpowiedziałem Helene, lekko zamyślony. - Nie dadzą nam spokoju, dopóki nie zaklaszczemy im piosenki - wyjawiłem małej czarownicy sposób na uratowanie naszego występu w saneczkowym wyścigu, po czym w końcu przestałem wychylać się przez barierkę. W odpowiednim momencie, bowiem zaraz w tamtym miejscu śmignęła gałąź. Czyżby Magnus próbował zrzucić mnie z sanek? Posłałem średnio zadowolone spojrzenie w jego stronę, lecz poza tym zostawiłem Rowle'a w spokoju, dla odmiany poświęcając trochę uwagi jego córce.
- Zaintonuje lady piosenkę dla pnączy? - zapytałem z uprzejmym uśmiechem na twarzy. Zaraz sam zacząłem też klaskać w rytm, a z każdym kolejnym taktem pnącza coraz słabiej czepiały się płóz. Fantastycznie! - powiedziałem zadowolony, kiedy rośliny zostały za nami. Obejrzałem się jeszcze za siebie, widząc jak wpełzają na powrót w ścianę lasu.
Spojrzałem znów do przodu i zauważyłem dwie rzeczy. Pierwszą - zbliżającą się powoli metę. Odetchnąłem z ulgą, ponieważ widok ten oznaczał koniec mojej wątpliwej przyjemności przejażdżki z Magnusem. Zaraz jednakże meta zniknęła mi z oczu, przesłonięta chmurą. Czy też raczej chmarą. Całe stado chochlików zmierzało prosto na nas. - Uwaga na głowy! - rzuciłem, bo wiedziałem do czego te małe bestyjki były zdolne, jeśli zostały zirytowane. Sam więc szybko osłoniłem głowę ręką. Ale... te konkretne chochliki wydawały się po prostu rozbawione i lecąc rozśpiewaną hordą chyba szukały towarzystwa. Albo zaczepki. Z chochliczego jazgotania udało mi się jednak wychwycić kilka słów, które wyraźnie mówiły o pogodzie. Niewiele myśląc przyłączyłem się do śpiewu - gdy jest się wśród wron należy przecież kraczeć jak one.
- Kieszenie mam pełne słońca, co stopi lód serca do końca; nie straszne mi słoty i deszcze, pokonam te lody złowieszcze, bo słońca mam pełne kieszenie, ukryty dzień lata w nich drzemie - zaśpiewałem po francusku. Choć nie grałem tej piosenki od końca szkoły - czy też raczej od rozstania z Annabelle, nakreślając emocjonalny kontekst okoliczności wykluczenia tego utworu z mojego repertuaru - takty były wciąż żywe z mojej głowie, a palce lekko zadrżały, jakby szukając klawiszy fortepianu. - Niczego mi więcej nie trzeba, w kieszeni mam błękit nieba; kieszenie mam pełne słońca, co stopi lód serca do końca.
| Rzut na biegłość śpiewu, poziom I
- To pnącza Maddocka - odpowiedziałem Helene, lekko zamyślony. - Nie dadzą nam spokoju, dopóki nie zaklaszczemy im piosenki - wyjawiłem małej czarownicy sposób na uratowanie naszego występu w saneczkowym wyścigu, po czym w końcu przestałem wychylać się przez barierkę. W odpowiednim momencie, bowiem zaraz w tamtym miejscu śmignęła gałąź. Czyżby Magnus próbował zrzucić mnie z sanek? Posłałem średnio zadowolone spojrzenie w jego stronę, lecz poza tym zostawiłem Rowle'a w spokoju, dla odmiany poświęcając trochę uwagi jego córce.
- Zaintonuje lady piosenkę dla pnączy? - zapytałem z uprzejmym uśmiechem na twarzy. Zaraz sam zacząłem też klaskać w rytm, a z każdym kolejnym taktem pnącza coraz słabiej czepiały się płóz. Fantastycznie! - powiedziałem zadowolony, kiedy rośliny zostały za nami. Obejrzałem się jeszcze za siebie, widząc jak wpełzają na powrót w ścianę lasu.
Spojrzałem znów do przodu i zauważyłem dwie rzeczy. Pierwszą - zbliżającą się powoli metę. Odetchnąłem z ulgą, ponieważ widok ten oznaczał koniec mojej wątpliwej przyjemności przejażdżki z Magnusem. Zaraz jednakże meta zniknęła mi z oczu, przesłonięta chmurą. Czy też raczej chmarą. Całe stado chochlików zmierzało prosto na nas. - Uwaga na głowy! - rzuciłem, bo wiedziałem do czego te małe bestyjki były zdolne, jeśli zostały zirytowane. Sam więc szybko osłoniłem głowę ręką. Ale... te konkretne chochliki wydawały się po prostu rozbawione i lecąc rozśpiewaną hordą chyba szukały towarzystwa. Albo zaczepki. Z chochliczego jazgotania udało mi się jednak wychwycić kilka słów, które wyraźnie mówiły o pogodzie. Niewiele myśląc przyłączyłem się do śpiewu - gdy jest się wśród wron należy przecież kraczeć jak one.
- Kieszenie mam pełne słońca, co stopi lód serca do końca; nie straszne mi słoty i deszcze, pokonam te lody złowieszcze, bo słońca mam pełne kieszenie, ukryty dzień lata w nich drzemie - zaśpiewałem po francusku. Choć nie grałem tej piosenki od końca szkoły - czy też raczej od rozstania z Annabelle, nakreślając emocjonalny kontekst okoliczności wykluczenia tego utworu z mojego repertuaru - takty były wciąż żywe z mojej głowie, a palce lekko zadrżały, jakby szukając klawiszy fortepianu. - Niczego mi więcej nie trzeba, w kieszeni mam błękit nieba; kieszenie mam pełne słońca, co stopi lód serca do końca.
| Rzut na biegłość śpiewu, poziom I
The member 'Alexander Selwyn' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 33
'k100' : 33
Kierowanie znowu może nie poszło im najlepiej, ale dzięki szybkiej reakcji Charlie i jej zaklęciu udało im się zmniejszyć wagę sań i łatwiej pokonać niewielkie wzniesienie. Miała przeczucie, że były już blisko końca trasy i spostrzeżeniem tym podzieliła się z Lunarą. Choć świetnie się bawiła, już nie mogła się doczekać otulenia się grubym kocem i kubka gorącej czekolady, który nie zniknie z jej ręki.
- To co, ostatnia zamiana? – zapytała jej, kiedy pokonały wzniesienie i zaczęły zjeżdżać w dół. Gdy się zmieniły, Charlie znowu wyszeptała: - Facere!
Niedługo później jednak zauważyła jakiś cień, a potem błysk koloru i skrzek. Nad nimi pojawił się najprawdziwszy żmijoptak; do tej pory nigdy nie widziała żadnego z nich z aż tak bliska, choć oczywiście o nich czytała. Stworzenie było przepiękne i niezwykle ubarwione, ale zdawała sobie sprawę, że nieumiejętne obejście się z nim może pokrzyżować im szyki. Żmijoptak może nie wyglądał na agresywnie nastawionego, ale był dość duży, żeby w przypadku rozdrażnienia zepchnąć ich sanie w zaspę lub je popsuć.
- Jest piękny... Ale chyba musimy go jakoś stąd przepędzić – szepnęła do Lunary. Jako opiekunka magicznych stworzeń zapewne dobrze wiedziała, co robić i nie musiała jej o tym mówić. Mogła się skupić na próbie utrzymaniu kursu sań... i zerkaniu z ukosa na magiczne stworzenie, które upodobało sobie ich sanki. Zapewne był to jeden z tych żmijoptaków, które wypuszczono na początku.
- To co, ostatnia zamiana? – zapytała jej, kiedy pokonały wzniesienie i zaczęły zjeżdżać w dół. Gdy się zmieniły, Charlie znowu wyszeptała: - Facere!
Niedługo później jednak zauważyła jakiś cień, a potem błysk koloru i skrzek. Nad nimi pojawił się najprawdziwszy żmijoptak; do tej pory nigdy nie widziała żadnego z nich z aż tak bliska, choć oczywiście o nich czytała. Stworzenie było przepiękne i niezwykle ubarwione, ale zdawała sobie sprawę, że nieumiejętne obejście się z nim może pokrzyżować im szyki. Żmijoptak może nie wyglądał na agresywnie nastawionego, ale był dość duży, żeby w przypadku rozdrażnienia zepchnąć ich sanie w zaspę lub je popsuć.
- Jest piękny... Ale chyba musimy go jakoś stąd przepędzić – szepnęła do Lunary. Jako opiekunka magicznych stworzeń zapewne dobrze wiedziała, co robić i nie musiała jej o tym mówić. Mogła się skupić na próbie utrzymaniu kursu sań... i zerkaniu z ukosa na magiczne stworzenie, które upodobało sobie ich sanki. Zapewne był to jeden z tych żmijoptaków, które wypuszczono na początku.
Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
The member 'Charlene Leighton' has done the following action : Rzut kością
#1 'k3' : 3, 1
--------------------------------
#2 'k10' : 10
--------------------------------
#3 'Saneczki' :
#1 'k3' : 3, 1
--------------------------------
#2 'k10' : 10
--------------------------------
#3 'Saneczki' :
-Nie. Mów. Do. Mojej. Córki - wycedził Rowle przez zaciśnięte zęby, wciąż doskonale panując nad odruchami: czy raczej, nie chcąc po prostu wypuścić z rąk ani swej różdżki, ani Helene, którą obejmował pod dziwacznym kątem. Siedział bokiem do kierunku jazdy, by cały czas mieć dziewczynkę na oku, za grosz nie ufał Selwynowi i szczerze obawiał się o szerzenie demoralizacji. Jego przypadek mógłby ozdobić okładkę Walczącego Maga i tylko dla niego powinno się wznowić czystokriwsty ostracyzm. Na całe szczęście jechali prędko - na tyle, by znaleźć się w pierwszej trójce, aczkolwiek za żałosnym jąkałą, który mimo zgłoszonego oszustwa zdołał wyforsować do przodu. Magnus zazgrzytał zębami ze złości, ale nie powiedział już nic na ten temat, unosząc różdżkę i wypowiadając wyraźnie:
-Facere - zawołał, smagając powietrze zdecydowanym ruchem nadgarstka. Meta była blisko, a on żywo pragnął wydostać się z tej krępującej sytuacji, odesłać gdzieś Helene i po męsku po prostu obić Selwynowi mordę. W zwyczajnych pojedynkach miał raczej mierne szanse, a czarna magia za zniewagę wyrządzoną na saneczkowym wyścigu jednak wydawała się przesadą. Plan psuła tylko obietnica złożona Helene - Magnus jako wzorowy ojciec zamierzał jej dotrzymać. Szlag by to trafił.
Nagle, majacząca przed nimi linia mety została przysłonięta chmarą skrzydlatych chochlików, akompaniujących im piosenką, by nieco później zaczepnie siadać im na ramionach, muskać włosy, zasłaniać widok, unosząc w górę szaliki. Ja pierdolę - pomyślał Rowle, odganiając się ręką od tych cholerstw i równocześnie czując pulsującą na skroni żyłkę, słysząc francuski akcent dobiegający z gardła Alexandra. Oby udławił się tym swoim śpiewaniem; Rowle nie rozumiał żadnego słowa.
-Kiedy śnieg leciutki pada
Dobry dzień, by ubić gada
po ziemi mugolska krew spłynie
z tego ród Rowle właśnie słynie
- zanucił własną wersję, zmieniając jedynie melodię, by pasowała do rytmu nadanego przez Selwyna. Oby Helene podchwyciła jego piosenkę, słowa znała wszak doskonale z czasów, kiedy czasami chrypiał jej tę jakże uroczą kołysankę tuż przed zaśnięciem.
-Facere - zawołał, smagając powietrze zdecydowanym ruchem nadgarstka. Meta była blisko, a on żywo pragnął wydostać się z tej krępującej sytuacji, odesłać gdzieś Helene i po męsku po prostu obić Selwynowi mordę. W zwyczajnych pojedynkach miał raczej mierne szanse, a czarna magia za zniewagę wyrządzoną na saneczkowym wyścigu jednak wydawała się przesadą. Plan psuła tylko obietnica złożona Helene - Magnus jako wzorowy ojciec zamierzał jej dotrzymać. Szlag by to trafił.
Nagle, majacząca przed nimi linia mety została przysłonięta chmarą skrzydlatych chochlików, akompaniujących im piosenką, by nieco później zaczepnie siadać im na ramionach, muskać włosy, zasłaniać widok, unosząc w górę szaliki. Ja pierdolę - pomyślał Rowle, odganiając się ręką od tych cholerstw i równocześnie czując pulsującą na skroni żyłkę, słysząc francuski akcent dobiegający z gardła Alexandra. Oby udławił się tym swoim śpiewaniem; Rowle nie rozumiał żadnego słowa.
-Kiedy śnieg leciutki pada
Dobry dzień, by ubić gada
po ziemi mugolska krew spłynie
z tego ród Rowle właśnie słynie
- zanucił własną wersję, zmieniając jedynie melodię, by pasowała do rytmu nadanego przez Selwyna. Oby Helene podchwyciła jego piosenkę, słowa znała wszak doskonale z czasów, kiedy czasami chrypiał jej tę jakże uroczą kołysankę tuż przed zaśnięciem.
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Magnus Rowle' has done the following action : Rzut kością
#1 'k3' : 3
--------------------------------
#2 'k10' : 2
--------------------------------
#3 'Saneczki' :
#1 'k3' : 3
--------------------------------
#2 'k10' : 2
--------------------------------
#3 'Saneczki' :
Niestety okazało się, że byłem dość miernym kierowcą. Za szybko skręciłem, utrzymując zbyt dużą prędkość sań, przez co wypadliśmy nieco z drogi. Płozy otrzymały solidny cios z nierównej powierzchni. Za to obyło się bez suszenia głowy na temat oszukiwania, które oczywiście było bardzo złe, ale czasem trzeba było pomóc szczęściu. Tak uważałem. Na szczęście nie zamierzałem dzielić się swoimi spostrzeżeniami z siedzącą z tyłu Poppy. Musiałem całkowicie skupić się na jeździe, która całkowicie mi nie szła.
Gorzej jednak prezentowała się sprawa nadlatującego żmijoptaka. Nie mogliśmy, i na pewno nie chcieliśmy, go skrzywdzić, ale jeśli zacząłby atakować, musielibyśmy podjąć drastyczne kroki. Mimo wszystko zdrowie oraz życie nasze, jako czarodziei, uważałem za ważniejsze. Obejrzałem się najpierw za siebie, potem nad siebie, chcąc obserwować to magiczne stworzenie. I jego gwałtowne ruchy.
- Może żmij, żmij, żmij – rzuciłem głupio, nie bez śmiechu. Tak naprawdę to nie miałem pojęcia jak mówi się do tego gatunku. Możliwe, że w ogóle się nie mówi. W każdym razie warto było spróbować.
Niestety zmagania Poppy ze żmijoptakiem nie powiodły się, ten jednak zdążył szarpnąć saniami. Starałem się je potem wyprostować, kiedy zwierzę odleciało, ale już zboczyliśmy z kursu. Westchnąłem ciężko, dopiero po długich zmaganiach odzyskując kontrolę nad saneczkami. Nie dało się ukryć, że nie byłem zbyt obeznany w prowadzeniu takiego pojazdu.
Tak jak przewidywałem, wyścig się kończył. Została ostatnia prosta. Gdzieś w oddali dostrzegłem metę. Starałem się więc pospieszyć, ale jednak wyhamowując na ostrzejszych zakrętach.
- Facere – mówiłem wtedy, pełen nadziei na nabranie wprawy, choć nie miałem już na to czasu. Kiedy tak sądziłem, że zaraz dojedziemy do celu, to przed nami jak spod ziemi wyrósł troll. Przełknąłem ślinę, szukając w pamięci jakiegokolwiek rozwiązania, ale nie znalazłem. – Z trollami też się nie umiem dogadać – zastrzegłem pannie Pomfrey, tak na wszelki wypadek, gdyby łudziła się, że posiadam od niej większe zdolności. Choć może niepotrzebnie się martwiłem i czarownica doskonale znała język tych stworzeń. Na przykład miała ekscentryczne hobby.
Gorzej jednak prezentowała się sprawa nadlatującego żmijoptaka. Nie mogliśmy, i na pewno nie chcieliśmy, go skrzywdzić, ale jeśli zacząłby atakować, musielibyśmy podjąć drastyczne kroki. Mimo wszystko zdrowie oraz życie nasze, jako czarodziei, uważałem za ważniejsze. Obejrzałem się najpierw za siebie, potem nad siebie, chcąc obserwować to magiczne stworzenie. I jego gwałtowne ruchy.
- Może żmij, żmij, żmij – rzuciłem głupio, nie bez śmiechu. Tak naprawdę to nie miałem pojęcia jak mówi się do tego gatunku. Możliwe, że w ogóle się nie mówi. W każdym razie warto było spróbować.
Niestety zmagania Poppy ze żmijoptakiem nie powiodły się, ten jednak zdążył szarpnąć saniami. Starałem się je potem wyprostować, kiedy zwierzę odleciało, ale już zboczyliśmy z kursu. Westchnąłem ciężko, dopiero po długich zmaganiach odzyskując kontrolę nad saneczkami. Nie dało się ukryć, że nie byłem zbyt obeznany w prowadzeniu takiego pojazdu.
Tak jak przewidywałem, wyścig się kończył. Została ostatnia prosta. Gdzieś w oddali dostrzegłem metę. Starałem się więc pospieszyć, ale jednak wyhamowując na ostrzejszych zakrętach.
- Facere – mówiłem wtedy, pełen nadziei na nabranie wprawy, choć nie miałem już na to czasu. Kiedy tak sądziłem, że zaraz dojedziemy do celu, to przed nami jak spod ziemi wyrósł troll. Przełknąłem ślinę, szukając w pamięci jakiegokolwiek rozwiązania, ale nie znalazłem. – Z trollami też się nie umiem dogadać – zastrzegłem pannie Pomfrey, tak na wszelki wypadek, gdyby łudziła się, że posiadam od niej większe zdolności. Choć może niepotrzebnie się martwiłem i czarownica doskonale znała język tych stworzeń. Na przykład miała ekscentryczne hobby.
i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Glaucus Travers' has done the following action : Rzut kością
#1 'k3' : 1, 2
--------------------------------
#2 'k10' : 10
--------------------------------
#3 'Saneczki' :
#1 'k3' : 1, 2
--------------------------------
#2 'k10' : 10
--------------------------------
#3 'Saneczki' :
nie wiem, co mogę zrobić bez Johnatana (czy rzucać Facere za dwie tury, czy odpędzać się od żmijoptaka), więc jeśli robię właśnie coś, czego nie mogę, to popraw mnie, Mistrzu!
Fortuna, jak to fortuna, zwyczajnie miała ją gdzieś.
W jednej chwili już czuła smak wygranej gdzieś na końcu języka; pęd rozwiewał jej włosy, mrozem malując policzki na czerwono, szarpał za poły płaszcza i pozbawioną buta stopę, jednak wygrywała, na Merlina! Zanim jednak zdążyła wydać z siebie radosny okrzyk zwycięstwa, sanie zaczęły niepokojąco chwiać się i zwalniać.
-Onie- wyrzuciła z siebie na gniewnym wydechu, pochylając się do przodu w dość rozpaczliwej próbie nadania pojazdowi pędu.- Onienienienie, co się dzieje?
Kątem oka widziała, jak inne sanie wyprzedzają ich, obsypując confetti złożonym ze śniegu i maleńkich okruchów lodu, które osiadły na jej włosach i przekrzywionej czapce. Zmarszczyła gniewnie brwi, czując nagły przypływ adrenaliny i nagląco potrząsając johnatanowym ramieniem.
-Zmiana!- Zarządziła z upartym postanowieniem wygrania, mimo wszystko! Poczekała, aż jej partner ujmie złamane siedzenie sanek i przesunie się na tył, a sama pospiesznie przepchnęła się koło niego, z sapnięciem sadowiąc się na przednim siedzeniu.
-Ja nie przegrywam- Oznajmiła, niemalże oburzona, po czym ze skupieniem zmarszczyła brwi.- Facere!
Wykonawszy zamaszysty gest różdżką, poprawiła zsuwającą się czapkę (aerodynamika, na Merlina!), i ze skupieniem wbiła wzrok przed siebie, oczekując cudu. I pucharu.
Fortuna, jak to fortuna, zwyczajnie miała ją gdzieś.
W jednej chwili już czuła smak wygranej gdzieś na końcu języka; pęd rozwiewał jej włosy, mrozem malując policzki na czerwono, szarpał za poły płaszcza i pozbawioną buta stopę, jednak wygrywała, na Merlina! Zanim jednak zdążyła wydać z siebie radosny okrzyk zwycięstwa, sanie zaczęły niepokojąco chwiać się i zwalniać.
-Onie- wyrzuciła z siebie na gniewnym wydechu, pochylając się do przodu w dość rozpaczliwej próbie nadania pojazdowi pędu.- Onienienienie, co się dzieje?
Kątem oka widziała, jak inne sanie wyprzedzają ich, obsypując confetti złożonym ze śniegu i maleńkich okruchów lodu, które osiadły na jej włosach i przekrzywionej czapce. Zmarszczyła gniewnie brwi, czując nagły przypływ adrenaliny i nagląco potrząsając johnatanowym ramieniem.
-Zmiana!- Zarządziła z upartym postanowieniem wygrania, mimo wszystko! Poczekała, aż jej partner ujmie złamane siedzenie sanek i przesunie się na tył, a sama pospiesznie przepchnęła się koło niego, z sapnięciem sadowiąc się na przednim siedzeniu.
-Ja nie przegrywam- Oznajmiła, niemalże oburzona, po czym ze skupieniem zmarszczyła brwi.- Facere!
Wykonawszy zamaszysty gest różdżką, poprawiła zsuwającą się czapkę (aerodynamika, na Merlina!), i ze skupieniem wbiła wzrok przed siebie, oczekując cudu. I pucharu.
Penny Vause
Zawód : ścigająca Jastrzębi z Falmouth
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Holy light, oh, burn the night, oh keep the spirits strong
Watch it grow, child of wolf
Keep holdin' on
Watch it grow, child of wolf
Keep holdin' on
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Penny Vause' has done the following action : Rzut kością
#1 'k3' : 2
--------------------------------
#2 'k3' : 3
--------------------------------
#3 'Saneczki' :
--------------------------------
#4 'k10' : 5
#1 'k3' : 2
--------------------------------
#2 'k3' : 3
--------------------------------
#3 'Saneczki' :
--------------------------------
#4 'k10' : 5
Highlands
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja