Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja
Highlands
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Highlands
To tereny na północnej Szkocji, gdzie pasma gór i pagórków ciągną się aż po horyzont. Różnorodność flory i fauny jest wręcz zachwycająca. Zielone wzgórza ciągnące się kilometrami urozmaicone są przez liczne jeziora, jak i okalające je lasy. O tych terenach krąży wiele plotek, jednak nie bez przyczyny mugole rzadko zapuszczają się w zalesione tereny okalające jedną z zamkowych ruin bowiem błąka się po nich szyszymora, której jęki i zawodzenie skutecznie odstraszają niemagicznych ludzi. I choć szyszymory to niegroźne magiczne stworzenia, to ich przeszywający jęk z pewnością sprawia, że najodważniejszemu czarodziejowi jeżą się włoski na karku.
[bylobrzydkobedzieladnie]
The member 'Brutus Malfoy' has done the following action : Rzut kością
'k3' : 3
'k3' : 3
Była już bliska momentu, w którym sądziła, że gorzej być nie może; wizja zwycięstwa umykała tuż sprzed czubków jej zmarzniętych palców wraz z wyprzedzającymi ich saniami, pozostawiając na języku gorzki smak porażki. I złości. W bezsilnej próbie walki ze złośliwym światem gniewnie potrząsnęła sankami, niecierpliwie oczekując, że miało to przyspieszyć ich wciąż zwalniający zjazd. Jednakże nic z tego. Pozbawiona innych możliwości, zaczęła gorączkowo majtać w powietrzu pozbawioną buta stopą, próbując nadać saniom pędu i postanawiając wspaniałomyślnie zignorować świadomość, że w tym stanie wyglądała cokolwiek żałośnie.
I to stosunkowo szybko przyniosło efekt w postaci lekcji, że absolutnie zawsze mogło być gorzej.
Szybciej wyczuła obecność żmijoptaka, niż faktycznie ją dostrzegła; nagła zmiana pędu powietrza skłoniła ją do rozejrzenia się dookoła dokładnie w tym momencie, w którym dziwaczne stworzenie zaczęło pikować w ich kierunku.
-Zmiataj stąd, paskudna cholero- Warknęła, w popłochu poszukując ręką różdżki. Zamiast tego natknęła się jednak tylko na marchewkę; w akcie desperacji zamachnęła się i wyrzuciła ją w powietrze, celując w bezpieczną przestrzeń obok żmijoptaka.- No, dalej, ptaszynko, bądź tak miła i zjedz marchewkę, zamiast mnie, dobrze?
Szanse na powodzenie tej akcji były dość marne- ale jednak były. Dlatego tylko asekuracyjnie pochyliła się nieco niżej, wciskając się mocniej w siedzenie sanek, na wypadek, gdyby jej durna głowa okazała się być jednak znacznie bardziej interesującym pożywieniem od bałwaniego nosa w postaci marchewki.
| ONMS na poziomie I
I to stosunkowo szybko przyniosło efekt w postaci lekcji, że absolutnie zawsze mogło być gorzej.
Szybciej wyczuła obecność żmijoptaka, niż faktycznie ją dostrzegła; nagła zmiana pędu powietrza skłoniła ją do rozejrzenia się dookoła dokładnie w tym momencie, w którym dziwaczne stworzenie zaczęło pikować w ich kierunku.
-Zmiataj stąd, paskudna cholero- Warknęła, w popłochu poszukując ręką różdżki. Zamiast tego natknęła się jednak tylko na marchewkę; w akcie desperacji zamachnęła się i wyrzuciła ją w powietrze, celując w bezpieczną przestrzeń obok żmijoptaka.- No, dalej, ptaszynko, bądź tak miła i zjedz marchewkę, zamiast mnie, dobrze?
Szanse na powodzenie tej akcji były dość marne- ale jednak były. Dlatego tylko asekuracyjnie pochyliła się nieco niżej, wciskając się mocniej w siedzenie sanek, na wypadek, gdyby jej durna głowa okazała się być jednak znacznie bardziej interesującym pożywieniem od bałwaniego nosa w postaci marchewki.
| ONMS na poziomie I
Penny Vause
Zawód : ścigająca Jastrzębi z Falmouth
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Holy light, oh, burn the night, oh keep the spirits strong
Watch it grow, child of wolf
Keep holdin' on
Watch it grow, child of wolf
Keep holdin' on
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Penny Vause' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 39
'k100' : 39
Kiedyś gdzieś czytałem, że za ciasne nakrycie głowy może blokować dopływ krwi do mózgu i właśnie tego doświadczyłem, serio. Doznałem nagłego zaćmienia - w jednej chwili mknęliśmy gdzieś na przedzie, w drugiej już nie wiedziałem co się właściwie dzieje, a w trzeciej ocknąłem się gdzieś na końcu i to tylko dlatego, że Penny mnie szturchnęła jak się tak wychylała do...
- OŻESZ W MORDĘ, CO TO MA BYĆ!... - a był to żmijoptak, który wcale nie wydawał się nader przyjazny. No dobra, nie sądziłem, że zaraz zacznie częstować nas herbatką, ale czułbym się bardziej komfortowo gdyby nie wyglądał jakby chciał odgryźć mojej towarzyszce rękę przy samym ramieniu. Wydałem z siebie kolejny zduszony okrzyk i czym prędzej ściągnąłem czapkę - szybkie dotlenienie mózgu na pewno mi pomoże; albo przynajmniej taką miałem nadzieję. I właściwie trochę nawet pomogło. Patrzę jeszcze chwilę na Penny i choć w pierwszej chwili chcę odganiać od nas to stworzenie to ostatecznie zaciskam mocniej palce na saneczkach i ponownie wprawiam różdżkę w ruch; na której pozycji byśmy nie byli, musimy przekroczyć linię mety.
- Facere!
- OŻESZ W MORDĘ, CO TO MA BYĆ!... - a był to żmijoptak, który wcale nie wydawał się nader przyjazny. No dobra, nie sądziłem, że zaraz zacznie częstować nas herbatką, ale czułbym się bardziej komfortowo gdyby nie wyglądał jakby chciał odgryźć mojej towarzyszce rękę przy samym ramieniu. Wydałem z siebie kolejny zduszony okrzyk i czym prędzej ściągnąłem czapkę - szybkie dotlenienie mózgu na pewno mi pomoże; albo przynajmniej taką miałem nadzieję. I właściwie trochę nawet pomogło. Patrzę jeszcze chwilę na Penny i choć w pierwszej chwili chcę odganiać od nas to stworzenie to ostatecznie zaciskam mocniej palce na saneczkach i ponownie wprawiam różdżkę w ruch; na której pozycji byśmy nie byli, musimy przekroczyć linię mety.
- Facere!
The member 'Johnatan Bojczuk' has done the following action : Rzut kością
#1 'k3' : 3, 3
--------------------------------
#2 'k10' : 10
--------------------------------
#3 'Saneczki' :
#1 'k3' : 3, 3
--------------------------------
#2 'k10' : 10
--------------------------------
#3 'Saneczki' :
Nad ich głowami pojawiły się dziwne stworzenia. Tym razem Antonin nie wiedział czym są, więc jedynie wzruszył ramionami w odpowiedzi na pytanie matki. Nic nie rozumial rowniez z wypowiedzi pana aatronoma - orbity, planetoidy? Coz to za dziwny jezyk. - Po co temu Marsowi i Jowiszowi orbity - powiedział jakby wiedział co mówi, ale nie miał zielonego pojęcia. I wtedy do jego uszu dotarł śpiew matki, więc zatkał mocno uszy, bo był okrooopny! Papa to jednak lepiej śpiewał, dużo lepiej. - A PRZED NAMI I ZA NAMI WIRUJE TYLE GWIAZD! - zaśpiewał rozbawiony, pomagając w prowadzeniu i tym samym zauważając jak w rękach pana astronoma pojawia się kakao. - Oooo, kakao - wyciągnął po nie rękę, a kiedy dostał i je wypił i po jego ciele rozeszlo się takie przyjemne ciepło, poczuł, jak nabiera sił. - Łuhuuu! - krzyknął, wychylajac się mocno z san, żeby sięgnąć stopa do ziemi i pomoc trochę saniom w jeździe.
The member 'Antonin Dolohov' has done the following action : Rzut kością
'k3' : 3
'k3' : 3
Trolle. Nie mógł w to uwierzyć, kiedy zobaczył obok jednego z nich. Od razu pomyślał o Julii i jej lingwistycznym zacięciu, choć zapewne nie skorzystałby z jej pomocy nawet gdyby miał mu temu okazję. Może i zachowywali się jak dzieci w tej swojej kłótni, ale temat był poważny i Archibald nie zamierzał odpuścić. - To co, dziewczyny? Porozmawiacie po trollańsku? - rzucił rozbawiony, już nawet nie próbując zbyt szybko jechać, bo i tak byli na końcu i raczej się to miało nie zmienić. Rozsiadł się więc wygodniej, spoglądając na oblesnego przedstawiciela trollowego gatunku. - Dzień dobry - powiedział jak na lorda przystało, zdejmujac przed nim wyimaginowany cylinder. - Facere! - rzucił zaraz potem, już chyba zbliżali się do mety.
Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning
and began again in the morning
The member 'Archibald Prewett' has done the following action : Rzut kością
#1 'k3' : 1
--------------------------------
#2 'k10' : 4
--------------------------------
#3 'Saneczki' :
#1 'k3' : 1
--------------------------------
#2 'k10' : 4
--------------------------------
#3 'Saneczki' :
Wszystkie sanie dojechały do mety; na miejscu oczekiwał komitet powitalny złożony z organizatorów, z którymi do czynienia mieliście na starcie. Przy dźwiękach zaczarowanych trąbek pomogli wysiąść i stanąć o własnych siłach zwycięzcom, którymi byli Lisy z Highlands. Zwycięzcy zostali zaproszeni na podium i wręczone zostały im nagrody: para świergotników, samiec i samica, które w klatkach wręczone zostały Frederickowi i Oscarowi. Kiedy ktoś zorientował się, że na saniach jechał również Brutus, wręczone zostało mu jajko: z zapewnieniem, że pewnego dnia z niego również wykluje się mały świergotnik. Zwycięzcy, razem z ptakami, pozostawieni zostali na podium i poproszeni o przemowę dla uświetnienia tego zwycięstwa.
W tym czasie ryży chłopiec, zapewne pomocnik, odnalazł Pomonę i Eileen i wręczył im ciepłe kakao, mamrocząc pod nosem przeprosiny i prośby, żeby nie zgłaszały niewygodnego faktu znikania kakao nigdzie wyżej.
Nikt nie zgłosił się po pomarańczowy, różowy, zielony ani niebieski kubek, należą do was!
Nagrodą pocieszenia dla uczestników sań były kanarki; uczestnicy dostali jednego kanarka na sanie. Kanarki były zaczarowane i wygwizdywały na okrągło jedną melodię popularnej piosenki popularnej Celestyny Warbeck. Każda z par została pouczona, że powinna zajmować się kanarkiem z miłością, na jakie to zwierzę zasługuje. Przypomnieli również, że jest zimno - i jeżeli wypuścicie je na wolność, to zginą i że jesteście ich jedyną nadzieją na przetrwanie.
Kiedy już się dogadacie, u kogo zamieszka kanarek, zgłoście ten fakt w aktualizacjach, żeby został dopisany do waszego wyposażenia.
Możecie dodać post kończący lub kontynuować wątek samodzielnie, ale nie musicie (za wyjątkiem zwycięzców wyprowadzonych na podium), wyścig dobiegł końca.
W tym czasie ryży chłopiec, zapewne pomocnik, odnalazł Pomonę i Eileen i wręczył im ciepłe kakao, mamrocząc pod nosem przeprosiny i prośby, żeby nie zgłaszały niewygodnego faktu znikania kakao nigdzie wyżej.
Nikt nie zgłosił się po pomarańczowy, różowy, zielony ani niebieski kubek, należą do was!
Nagrodą pocieszenia dla uczestników sań były kanarki; uczestnicy dostali jednego kanarka na sanie. Kanarki były zaczarowane i wygwizdywały na okrągło jedną melodię popularnej piosenki popularnej Celestyny Warbeck. Każda z par została pouczona, że powinna zajmować się kanarkiem z miłością, na jakie to zwierzę zasługuje. Przypomnieli również, że jest zimno - i jeżeli wypuścicie je na wolność, to zginą i że jesteście ich jedyną nadzieją na przetrwanie.
Kiedy już się dogadacie, u kogo zamieszka kanarek, zgłoście ten fakt w aktualizacjach, żeby został dopisany do waszego wyposażenia.
Możecie dodać post kończący lub kontynuować wątek samodzielnie, ale nie musicie (za wyjątkiem zwycięzców wyprowadzonych na podium), wyścig dobiegł końca.
L.p. | Nazwa | Pkt | Dodatkowe |
1. | Lisy z Highlands | 255 (+20) | - |
2. | Gwiazdozbiór | 220 (+10 +15) | - |
3. | Śnieżne Koty | 210 (+10, +30) | pusty niebieski kubek |
4. | Demibombozy | 205 (+10, +20) | skradzione czapki |
5. | Naukowcy | 195 (-20, +20, +5) | |
6. | Kościane Koniki | 185 (-20) | pusty zielony kubek |
7. | Wilki Morskie | 165 (-10, +5) | - |
8. | Przyczajacze | 160 (-20 +20 +20) | różowy kubek z kakao |
8. | Zawierucha | 160 (+10, +10) | Marchewka |
9. | Mandragory | 140 (-10 ) | - |
10. | Biedronkowóz | 45 (-20, -30) | pomarańczowy kubek (1 łyk) |
Zaniemówiłem, zaskoczony i jednocześnie przerażony piosenką, którą Rowle i jego córka tak radośnie podśpiewywali - choć dźwięki wydawane przez Magnusa to właściwie obok śpiewu nawet nie stały. Nie zwracałem już uwagi na chochliki, ani na wuprzedzane przez nas kolejne drużyny. Ta arogancja, całkowity brak poszanowania dla życia drugiego człowieka i koszmarne wartości wpajane dziecku od maleńkości sprawiły, że skrzywiłem się z odrazą. Jakim popaprańcem trzeba było być, by uczyć swoją córkę przyśpiewki o rozkładających się na słońcu trupach?
Kiedy przekroczyliśmy inię mety wyskoczyłem z sanek jak oparzony, kiedy te jeszcze nie do końca się zatrzymały. Próbując złapać oddech i opanować narastającą we mnie złość, musiałem wciąż przypominać sobie, że wkoło były dzieci. Coś się działo, Fox, Oscar i mały Malfoy zostali zaciągnięci na podium, ktoś coś mówił, wkoło rozlegał się ptasi trel i szum ludzkich głosów. To wszystko nie miało jednak znaczenia, skupiłem się całkowicie na tej nędznej podróbce człowieka, która znajdowała się przede mną.
- To żałosne - wysyczałem, piorunując Magnusa wzrokiem. - Jesteś nędzną podróbką człowieka, Rowle. Pierzecie sobie mózgi od pokoleń, zatracając się w tej swojej niby wyższości - wyrzucałem z siebie słowa czując, że zaraz mogę nie wytrzymać i zacząć wrzeszczeć. Teraz jednak jeszcze trzymałem się w ryzach. Jeszcze. - Myślisz, że to pozwala ci decydować o tym, kto ma prawo żyć, a kto nie? Nic nikogo nie uprawnia do bezkarnego mordowania ludzi - warknąłem, zaciskając pięści. - Krwawisz tak samo jak oni, Rowle, nie ma żadnej różnicy między nami a nimi! - podniosłem głos, prawdopodobnie zwracając tym samym na siebie uwagę kilku stojących bliżej osób. - Jest mi was całkowicie żal, jesteście zaślepieni rozdmuchanymi obietnicami wielkości, które tak naprawdę są pustymi słowami - wyplułem z siebie wręcz czując, jak ze złości moje włosy powoli zaczynają przybierać rudy odcień dorównujący temu, jaki na co dzień pokazywał światu Archibald. - Jesteś skończonym głupcem, Rowle - fuknąłem i pokręciłem głową, wykrzywiając usta w grymasie. Gardziłem tym człowiekiem do cna.
Kiedy przekroczyliśmy inię mety wyskoczyłem z sanek jak oparzony, kiedy te jeszcze nie do końca się zatrzymały. Próbując złapać oddech i opanować narastającą we mnie złość, musiałem wciąż przypominać sobie, że wkoło były dzieci. Coś się działo, Fox, Oscar i mały Malfoy zostali zaciągnięci na podium, ktoś coś mówił, wkoło rozlegał się ptasi trel i szum ludzkich głosów. To wszystko nie miało jednak znaczenia, skupiłem się całkowicie na tej nędznej podróbce człowieka, która znajdowała się przede mną.
- To żałosne - wysyczałem, piorunując Magnusa wzrokiem. - Jesteś nędzną podróbką człowieka, Rowle. Pierzecie sobie mózgi od pokoleń, zatracając się w tej swojej niby wyższości - wyrzucałem z siebie słowa czując, że zaraz mogę nie wytrzymać i zacząć wrzeszczeć. Teraz jednak jeszcze trzymałem się w ryzach. Jeszcze. - Myślisz, że to pozwala ci decydować o tym, kto ma prawo żyć, a kto nie? Nic nikogo nie uprawnia do bezkarnego mordowania ludzi - warknąłem, zaciskając pięści. - Krwawisz tak samo jak oni, Rowle, nie ma żadnej różnicy między nami a nimi! - podniosłem głos, prawdopodobnie zwracając tym samym na siebie uwagę kilku stojących bliżej osób. - Jest mi was całkowicie żal, jesteście zaślepieni rozdmuchanymi obietnicami wielkości, które tak naprawdę są pustymi słowami - wyplułem z siebie wręcz czując, jak ze złości moje włosy powoli zaczynają przybierać rudy odcień dorównujący temu, jaki na co dzień pokazywał światu Archibald. - Jesteś skończonym głupcem, Rowle - fuknąłem i pokręciłem głową, wykrzywiając usta w grymasie. Gardziłem tym człowiekiem do cna.
Miał powody do zadowolenia. Helene zgrabnie pociągnęła nutę, którą on nieudolnie starał się wyciągać; głos Magnusa brzmiał przyjemnie, póki ten nie próbował śpiewać. Aksamitny baryton ścierał się zgrzytliwie w każdym słowie, lecz to przecież tekst królował w ich piosence, odganiającej od nich chochliki zapewne skuteczniej, aniżeli uczyniło to francuskie szczebiotanie Selwyna. Zdążył powtórzyć refren dwa razy, zanim przekroczyli linię mety, drudzy - więc ciągle na podium, tuż za saniami, w jakich jechał Brutus w dość niepokojącym towarzystwie.
-Świetnie się spisałaś, moja droga - pochwalił Helene, przypisując jej całą zasługę ich doskonałego wyniku. Gdy zamienił się miejscem z Alexandrem - lub raczej brutalnie przepchnął go w tył sań, jego córka sprawnie pomagała mu w kierowaniu pojazdem, nie raz ratując ich sanie przed kryzysowym upadkiem. Bluzganie pod nosem było zajmującym zajęciem. Wysiadłszy z sani, kurtuazyjnie podał dłoń Helene, by pomóc jej wydostać się ze środka, nie ryzykując podarcie sukni. Pochwycenie jej na ręce nie wchodziło w grę, była już przecież damą, więc Magnus z lekkim uśmiechem posłużył swym ramieniem i kiwnął z przyzwoleniem głową, kiedy otrzymała klatkę z kanarkiem, inkantującym co prawda irytującą melodię, zdolną wywołać co najwyżej ból głowy, ale... Należał się jej, choćby za niewychowawczą wymianę zdań, jakiej była świadkiem. Jak bardzo złe skutki mogło przynieść obliviate rzucone na dziecko?
Odwrócił się z zamiarem odejścia, gdy nagle usłyszał podniesiony głos Selwyna, zwracającego się do niego tak poufale, jakby znali się od lat. I jakby miał prawo wrzeszczeć na niego w obecności gromady ludzi oraz Helene, wyraźnie zaniepokojonej. Rowle ścisnął lekko jej rączkę, wszystko będzie dobrze, córeczko. Tata nie pozwoli sobą pomiatać. Odwrócił się powoli, nie wypuszczając dziewczynki ze swych objęć. Idealny czas i miejsce Selwyn - pogratulować. A ponoć to Magnus nie znał umiaru.
-Znajdź odwagę chłopcze, by powiedzieć mi to w twarz, a nie, kiedy jestem odwrócony plecami - warknął ostrzegawczo, acz cicho, świadom, że każde słowo i każdy gest w tej sytuacji może go wiele kosztować. Wściekłość rozlewała się po ciele niby wrzątek, ale masochistycznie godził się na oparzenia, kurczowo zaciskając i lewą rękę na pole szaty, by przypadkiem nie zaszarżować na Alexandra - jeśli masz zamiar jutro świecić oczami w Czarownicy, a następnego dnia przed Wizengamotem, śmiało - syknął, tak, by jedynie Selwyn mógł go usłyszeć - albo możemy załatwić to we dwoje, jeśli nie boisz się zaryzykować swojej buźki dla godności tych podludzi - zakpił, jasno rzucając mu rękawicą w twarz, która zapłonęła rumieńcem... równie silnym, jak włosy, przypominające ryżą czuprynę Archibalda. Metamorfomag?
-Idziemy, Helene. Miłego dnia - zakończył ostro, kiwając głową Selwynowi - będzie pamiętać - i jak najszybciej ewakuując się z córką z tego miejsca. Zanim zmieni zdanie i postanowi sprać go natychmiast, kupno nowej sukienki, w jakiej Helene zaprezentuje się podczas najbliższego bankietu pociągała Magnusa jakoś bardziej niż w chwili, kiedy proponował to, by ugłaskać dziewczęce niezadowolenie.
zt
-Świetnie się spisałaś, moja droga - pochwalił Helene, przypisując jej całą zasługę ich doskonałego wyniku. Gdy zamienił się miejscem z Alexandrem - lub raczej brutalnie przepchnął go w tył sań, jego córka sprawnie pomagała mu w kierowaniu pojazdem, nie raz ratując ich sanie przed kryzysowym upadkiem. Bluzganie pod nosem było zajmującym zajęciem. Wysiadłszy z sani, kurtuazyjnie podał dłoń Helene, by pomóc jej wydostać się ze środka, nie ryzykując podarcie sukni. Pochwycenie jej na ręce nie wchodziło w grę, była już przecież damą, więc Magnus z lekkim uśmiechem posłużył swym ramieniem i kiwnął z przyzwoleniem głową, kiedy otrzymała klatkę z kanarkiem, inkantującym co prawda irytującą melodię, zdolną wywołać co najwyżej ból głowy, ale... Należał się jej, choćby za niewychowawczą wymianę zdań, jakiej była świadkiem. Jak bardzo złe skutki mogło przynieść obliviate rzucone na dziecko?
Odwrócił się z zamiarem odejścia, gdy nagle usłyszał podniesiony głos Selwyna, zwracającego się do niego tak poufale, jakby znali się od lat. I jakby miał prawo wrzeszczeć na niego w obecności gromady ludzi oraz Helene, wyraźnie zaniepokojonej. Rowle ścisnął lekko jej rączkę, wszystko będzie dobrze, córeczko. Tata nie pozwoli sobą pomiatać. Odwrócił się powoli, nie wypuszczając dziewczynki ze swych objęć. Idealny czas i miejsce Selwyn - pogratulować. A ponoć to Magnus nie znał umiaru.
-Znajdź odwagę chłopcze, by powiedzieć mi to w twarz, a nie, kiedy jestem odwrócony plecami - warknął ostrzegawczo, acz cicho, świadom, że każde słowo i każdy gest w tej sytuacji może go wiele kosztować. Wściekłość rozlewała się po ciele niby wrzątek, ale masochistycznie godził się na oparzenia, kurczowo zaciskając i lewą rękę na pole szaty, by przypadkiem nie zaszarżować na Alexandra - jeśli masz zamiar jutro świecić oczami w Czarownicy, a następnego dnia przed Wizengamotem, śmiało - syknął, tak, by jedynie Selwyn mógł go usłyszeć - albo możemy załatwić to we dwoje, jeśli nie boisz się zaryzykować swojej buźki dla godności tych podludzi - zakpił, jasno rzucając mu rękawicą w twarz, która zapłonęła rumieńcem... równie silnym, jak włosy, przypominające ryżą czuprynę Archibalda. Metamorfomag?
-Idziemy, Helene. Miłego dnia - zakończył ostro, kiwając głową Selwynowi - będzie pamiętać - i jak najszybciej ewakuując się z córką z tego miejsca. Zanim zmieni zdanie i postanowi sprać go natychmiast, kupno nowej sukienki, w jakiej Helene zaprezentuje się podczas najbliższego bankietu pociągała Magnusa jakoś bardziej niż w chwili, kiedy proponował to, by ugłaskać dziewczęce niezadowolenie.
zt
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Charlie zaśmiała się cicho, ale osłoniła twarz szalikiem, tak, że wystawały jej zza niego tylko jasnozielone oczy i trochę włosów. Tak było chyba lepiej, choć i tak była zziębnięta i będzie mogła się ogrzać dopiero kiedy saneczki zahamują za metą, do której zmierzały naprawdę szybko nawet mimo chwilowego problemu ze żmijoptakiem. Dzięki naprawdę dużej wiedzy Lunary o zwierzętach udało im się wręcz obrócić pojawienie się żmijoptaka na swoją korzyść. Ich sanie, uniesione przez stworzenie, pomknęły szybciej. Charlie pisnęła z zachwytu, kiedy kawałek drogi pokonały w powietrzu niesione przez niezwykłe stworzenie.
- To było naprawdę niesamowite! – ucieszyła się, patrząc, jak żmijoptak odlatuje. Miała nadzieję, że uda mu się przetrwać w tym zimnie, chyba że organizatorzy wyścigu po jego zakończeniu wyłapią wypuszczone stworzenia i zabiorą je w cieplejsze miejsce.
Ich sanie niedługo później przekroczyły linię mety. Były trzecie; dwie drużyny ich wyprzedziły, ale trzecie miejsce to nadal bardzo dobry wynik, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że w którymś momencie były na samiutkim końcu.
Wstała z saneczek, prostując ciało zziębnięte nieco nawet mimo ciepłych ubrań. Otrzepała się ze śniegu i odwróciła w stronę Lunary.
- Dziękuję za niezwykłą wspólną zabawę. Cieszę się, że znalazłyśmy się w jednej drużynie – powiedziała do niej. Naprawdę się cieszyła że udało im się spotkać ponownie. Tym razem bez nieoczekiwanego porywania, ale za to z innymi przygodami. – Jak twoje wrażenia?
Po chwili okazało się, że mogą zatrzymać pusty niebieski kubek po kakao, wręczono im także kanarka. Był tylko jeden, więc mogła go zabrać jedna z nich. Ptaszek wygwizdywał melodię, która chyba brzmiała jak utwór Celestyny Warbeck. Charlie naprawdę chętnie by go przygarnęła, ale nie była pewna, czy miałaby wystarczająco dużo czasu, by przesiadywać z ptaszkiem. Tym bardziej, że miała jednego kota na stałe a w pobliżu domu błąkało się sporo innych. I czasem sama zmieniała się w kota, choć nad zwierzęcym instynktem postaci animagicznej panowała coraz lepiej.
- Więc która z nas go przygarnia? – zapytała, spoglądając to na Lunarę, to na ptaka.
- To było naprawdę niesamowite! – ucieszyła się, patrząc, jak żmijoptak odlatuje. Miała nadzieję, że uda mu się przetrwać w tym zimnie, chyba że organizatorzy wyścigu po jego zakończeniu wyłapią wypuszczone stworzenia i zabiorą je w cieplejsze miejsce.
Ich sanie niedługo później przekroczyły linię mety. Były trzecie; dwie drużyny ich wyprzedziły, ale trzecie miejsce to nadal bardzo dobry wynik, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że w którymś momencie były na samiutkim końcu.
Wstała z saneczek, prostując ciało zziębnięte nieco nawet mimo ciepłych ubrań. Otrzepała się ze śniegu i odwróciła w stronę Lunary.
- Dziękuję za niezwykłą wspólną zabawę. Cieszę się, że znalazłyśmy się w jednej drużynie – powiedziała do niej. Naprawdę się cieszyła że udało im się spotkać ponownie. Tym razem bez nieoczekiwanego porywania, ale za to z innymi przygodami. – Jak twoje wrażenia?
Po chwili okazało się, że mogą zatrzymać pusty niebieski kubek po kakao, wręczono im także kanarka. Był tylko jeden, więc mogła go zabrać jedna z nich. Ptaszek wygwizdywał melodię, która chyba brzmiała jak utwór Celestyny Warbeck. Charlie naprawdę chętnie by go przygarnęła, ale nie była pewna, czy miałaby wystarczająco dużo czasu, by przesiadywać z ptaszkiem. Tym bardziej, że miała jednego kota na stałe a w pobliżu domu błąkało się sporo innych. I czasem sama zmieniała się w kota, choć nad zwierzęcym instynktem postaci animagicznej panowała coraz lepiej.
- Więc która z nas go przygarnia? – zapytała, spoglądając to na Lunarę, to na ptaka.
Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Lunara aż sapnęła i ponownie klapnęła mocno na siedzenie, kiedy żmijoptak postanowił przenieść je kawałek w powietrzu. Szczerze powiedziawszy to nie spodziewała się takiej reakcji! Nie miała jednak zamiaru narzekać, więc tylko złapała się mocniej sanek, uważając by nie wypaść. Kiedy zaś ponownie stanęły na twardym gruncie i sunęły z mocą dalej, kobieta odprowadziła wzrokiem zwierzę, które odleciało w swoim kierunku. Zdecydowanie organizatorzy powinni te stworzenia później wyłapać, w końcu pochodziły one z dużo cieplejszych klimatów! Pozostawione same sobie prawdopodobnie narobią niezłych szkód w tutejszych gospodarstwach, kiedy będą szukać schronienia!
Nie miała jednak czasu się nad tym dłużej zastanawiać, bo oto przecięły linię mety - Lunara szczerze się zdziwiła, że wylądowały w czołówce, nawet nie liczyła ile drużyn zostawiły w tyle, kiedy były przenoszone w powietrzu! Inni musieli mieć niezły widok - fruwające sanki, ściskane przez żmijoptaka! Ona na pewno nie zapomni takich wrażeń. Cieszyła się jednak, że mogła wyjść z sanek i w końcu stanąć na twardym gruncie. Żadnych więcej niespodzianek w postaci wyłażących na drogę trolli czy wyrastających tuż przed nosem zasp!
- Cieszę się, że znalazłyśmy się w jednej drużynie - Lunara mrugnęła do Charlene w odpowiedzi - Miło było latać z tobą sankami zaprzęgniętymi w żmijoptaka!
Nagrody były w pewnym sensie dwie - wszystko dlatego że w końcówce wyścigu niebieski kubek pozostał w ich drużynie. Trzeba się było więc tym jakoś podzielić. Lunara spojrzała na kanarka i westchnęła cicho. Szczerze mówiąc, wiedziała, że Charlene na pewno zaopiekowałaby się nim odpowiednio, jednakże trochę się martwiła o te kocie zapędy - nawet jeśli nie samej dziewczyny, to podejrzewała, że ma ona w domu lub okolicach jakieś kocie towarzystwo.
- Ja go wezmę, jeśli nie masz nic przeciwko. Będzie miał u mnie jak w raju - powiedziała, spoglądając na klateczkę z ptakiem. Opiekowała się w końcu zwierzętami, Ćwirek będzie więc w dobrych rękach - Ty zachowaj kubek. Na pewno ilekroć będziesz z niego pić, będziesz wspominać ten wyścig, co ty na to?
To też była bardzo fajna pamiątka!
Lunara uśmiechnęła się do Charlene lekko przepraszająco - chociaż podział nagród wydawał jej się sprawiedliwy - a potem poszła jeszcze pogratulować zwycięzcom, nie szczędząc słów pochwał dwóm małym Lisom. Ostatniemu, dużemu pokiwała też z uznaniem głową. Została jeszcze na tyle długo, by wysłuchać przemowy zwycięzców... A potem pożegnała się z każdą znajomą osobą z towarzystwa i udała się do domu - Ćwirek nie mógł długo przebywać na mrozie!
zt x2 (z Charlene)
Nie miała jednak czasu się nad tym dłużej zastanawiać, bo oto przecięły linię mety - Lunara szczerze się zdziwiła, że wylądowały w czołówce, nawet nie liczyła ile drużyn zostawiły w tyle, kiedy były przenoszone w powietrzu! Inni musieli mieć niezły widok - fruwające sanki, ściskane przez żmijoptaka! Ona na pewno nie zapomni takich wrażeń. Cieszyła się jednak, że mogła wyjść z sanek i w końcu stanąć na twardym gruncie. Żadnych więcej niespodzianek w postaci wyłażących na drogę trolli czy wyrastających tuż przed nosem zasp!
- Cieszę się, że znalazłyśmy się w jednej drużynie - Lunara mrugnęła do Charlene w odpowiedzi - Miło było latać z tobą sankami zaprzęgniętymi w żmijoptaka!
Nagrody były w pewnym sensie dwie - wszystko dlatego że w końcówce wyścigu niebieski kubek pozostał w ich drużynie. Trzeba się było więc tym jakoś podzielić. Lunara spojrzała na kanarka i westchnęła cicho. Szczerze mówiąc, wiedziała, że Charlene na pewno zaopiekowałaby się nim odpowiednio, jednakże trochę się martwiła o te kocie zapędy - nawet jeśli nie samej dziewczyny, to podejrzewała, że ma ona w domu lub okolicach jakieś kocie towarzystwo.
- Ja go wezmę, jeśli nie masz nic przeciwko. Będzie miał u mnie jak w raju - powiedziała, spoglądając na klateczkę z ptakiem. Opiekowała się w końcu zwierzętami, Ćwirek będzie więc w dobrych rękach - Ty zachowaj kubek. Na pewno ilekroć będziesz z niego pić, będziesz wspominać ten wyścig, co ty na to?
To też była bardzo fajna pamiątka!
Lunara uśmiechnęła się do Charlene lekko przepraszająco - chociaż podział nagród wydawał jej się sprawiedliwy - a potem poszła jeszcze pogratulować zwycięzcom, nie szczędząc słów pochwał dwóm małym Lisom. Ostatniemu, dużemu pokiwała też z uznaniem głową. Została jeszcze na tyle długo, by wysłuchać przemowy zwycięzców... A potem pożegnała się z każdą znajomą osobą z towarzystwa i udała się do domu - Ćwirek nie mógł długo przebywać na mrozie!
zt x2 (z Charlene)
You know that hiding ain't gonna keep you safe,
Because the tears on your face,
They leak and leave a trace,
So just when you think the true love's begun, run!
Because the tears on your face,
They leak and leave a trace,
So just when you think the true love's begun, run!
Lunara Greyback
Zawód : Opiekunka hipogryfów
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Bycie stałym punktem we wciąż zmieniającym się świecie, jest największym wyczynem wojownika.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
Meta była niedaleko, lecz Cyrus jak na złość wykrakał w złą godzinę ich rychłą porażkę. Nie dość, że zapewnił Leanne, że więcej tańczącego bałwana nie ujrzy, to jeszcze mówił o szybkim zakończeniu wyścigu. Nie tak prędko udało im się jednak pokonać wyznaczoną trasę, bowiem zagapił się na cierpiącą czarownicę do tego stopnia, że z impetem wjechał w zaspę. Pięknie. Cały zdenerwowany wstał z tych przeklętych sanek, z niewiarygodną wręcz siłą wypychając je ze zbitego puchu i znów wsiadając za ster. Nie odzywał się już wcale, zmęczony oraz wykończony. Płacząca blondynka z tyłu także nie przyczyniła się do poprawy jego fatalnego nastroju, wręcz przeciwnie. Kiedy więc ta się przed nim otwierała, to Snape wydawał z siebie jedynie gardłowe pomruki mające świadczyć o tym, że słucha. Niestety brakło mu opanowania, żeby należycie, a przede wszystkim spokojnie, odpowiedzieć jego towarzyszce.
Z ulgą przyjął ostatni zjazd w dół wspomagany przez zaklęcie z dziedziny transmutacji. Wyjechali wprost na metę, będąc na piątym miejscu. Ni to na początku, ni to na końcu, po prostu w środku stawki. Mogło być zarówno lepiej jak i gorzej, lecz alchemik nie był zadowolony w ogóle, nie mówiąc już o całkiem niezłej pozycji w stawce saneczkowego wyścigu. Dotarłszy na metę wręcz wybiegł z sań, pomagając Tonks wygramolić się z tyłu naukowego wehikułu. Zamarzł niemal całkowicie.
- Nie umiem robić zupy, kakao pewnie spaliłbym na popiół - rzucił wreszcie, po długich minutach zaciętej ciszy. Nie mógł być nawet pewien czy Leanne jeszcze pamiętała o swoich słowach rzuconych podczas przejażdżki po śniegu. Cyrus nie dbał o to, nadal będąc nie w sosie.
Na pewno pogratulowałby zwycięzcom, gdyby ci nie okazali się być podłymi donosicielami. Spojrzał na nich jedynie przelotnie, wzrokiem powracając do kanarka wręczonego im jako nagroda pocieszenia. Jeden na parę, coś takiego.
- Chcesz go? - spytał Snape rzeczowo, trzymając za niewielką klatkę z żółtym ptakiem. Nie potrafił cieszyć się z prezentu kiedy zamieniał się powoli w wielki sopel lodu. Oddałby cały dobytek za coś ciepłego do picia i jedzenia. Chyba nawet zaczęło mu burczeć w brzuchu.
Z ulgą przyjął ostatni zjazd w dół wspomagany przez zaklęcie z dziedziny transmutacji. Wyjechali wprost na metę, będąc na piątym miejscu. Ni to na początku, ni to na końcu, po prostu w środku stawki. Mogło być zarówno lepiej jak i gorzej, lecz alchemik nie był zadowolony w ogóle, nie mówiąc już o całkiem niezłej pozycji w stawce saneczkowego wyścigu. Dotarłszy na metę wręcz wybiegł z sań, pomagając Tonks wygramolić się z tyłu naukowego wehikułu. Zamarzł niemal całkowicie.
- Nie umiem robić zupy, kakao pewnie spaliłbym na popiół - rzucił wreszcie, po długich minutach zaciętej ciszy. Nie mógł być nawet pewien czy Leanne jeszcze pamiętała o swoich słowach rzuconych podczas przejażdżki po śniegu. Cyrus nie dbał o to, nadal będąc nie w sosie.
Na pewno pogratulowałby zwycięzcom, gdyby ci nie okazali się być podłymi donosicielami. Spojrzał na nich jedynie przelotnie, wzrokiem powracając do kanarka wręczonego im jako nagroda pocieszenia. Jeden na parę, coś takiego.
- Chcesz go? - spytał Snape rzeczowo, trzymając za niewielką klatkę z żółtym ptakiem. Nie potrafił cieszyć się z prezentu kiedy zamieniał się powoli w wielki sopel lodu. Oddałby cały dobytek za coś ciepłego do picia i jedzenia. Chyba nawet zaczęło mu burczeć w brzuchu.
Love ain't simple
Promise me no promises
Promise me no promises
Cyrus Snape
Zawód : Alchemik
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I wish
we could take it
back in time,
before we crossed the line,
no now, baby
we see a storm is closing in,
I reach out for your hand.
we could take it
back in time,
before we crossed the line,
no now, baby
we see a storm is closing in,
I reach out for your hand.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Highlands
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja