Sala numer jeden
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Sala numer jeden
Wszyscy wiemy, jak ma się rzeczywistość w Mungu i że nie jest ona lepsza od tej poza jego murami. Niedawna wojna zrobiła swoje - znaczna większość pomieszczeń potrzebuje remontu dosłownie na gwałt. Pociemniała biała farba na sufitach, którą bardziej określić można jako szaro-żółtą lub zwyczajnie szarą, w zależności od oświetlenia, parapety pomalowane paskudną olejną farbą, wszelkiego rodzaju rysy, obdrapania, ślady po stuknięciach... Chybotliwe łóżka, pod których nogi częstokroć podstawiane są drewniane klocki lub kawałki gazet, by jakoś je ustabilizować, z lekka nieszczelne okna, na które niby rzucane są wszelkiego rodzaju zaklęcia, lecz raczej z dosyć marnym skutkiem... Długo by wymieniać wszelkie mankamenty.
The member 'Lupus Black' has done the following action : rzut kością
'k100' : 9
'k100' : 9
Stan kobiety, którą Marianna się zajmowała uległ polepszeniu. Noga już tak nie krwawiła, póki co więc nie było obawy, że się im wykrwawi na stole. Panna Goshawk już miała zabierać się za dalsze czynności, gdy nagle poczuła na sobie spojrzenie. Obejrzała się i widząc wzrok Lupusa od razu do niego podeszła. Nawet nie musiał prosić o pomoc, od razu dał jej dyspozycje, a Marianna bez słowa zaczęła je spełniać. Zaraz obok niej pojawiły się misy pełne chłodnych opatrunków. Trzeba było jak najszybciej zbić jego wysoką temperaturę, mężczyzna parzył przy każdym dotyku, jego twarz była zaczerwieniona i najprawdopodobniej gdyby był przytomny nie obyłoby się bez majaczeń. Teraz to nie jego noga, czy już ustabilizowany oddech był problemem, a właśnie niesamowicie wysoka temperatura, której należało się pozbyć.
- Na brodę Merlina, on cały dygocze - stwierdziła.
Starannie układała zimne okłady na jego głowie, klatce piersiowej i pod pachami. Wszędzie tam, gdzie biegły duże naczynia krwionośne i gdzie krew mogła mieć największą styczność z zimnymi okładami. Trzeba było jeszcze zadbać o to, aby te nie nagrzały się od razu, bo przy takiej temperaturze musieliby zmieniać je co kilka minut. W międzyczasie kobieta, która leżała na łóżku obok zapytała się, kiedy będzie mogła wyjść. Odpowiedział jej Lupus, ale Mari miała wrażenie, że jest dość zdenerwowany i zniecierpliwiony takimi pytaniami. Noga nie była zdrowa, nadal miała połamane kości, a takie złamania leczy się dość długo i boleśnie. Niewykluczone, że będzie musiała tutaj zostać, ale lepiej jej teraz o tym nie informować. Ani Marianna, ani Lupus nie mieli teraz czasu na dyskusje.
- Opanujemy stan lorda Burke i wrócę do pani by dalej zająć się nogą - poinformowała ją. - Stracił dużo krwi, nie powinniśmy mu jej przetoczyć? - Zapytała, zwracając się już w kierunku magomedyka.
Już ostatnie zimne okłady ułożyła na ciele mężczyzny. Teraz wystarczyło rzucić zaklęcie, które unieruchomi i utrzyma ich stałą temperaturę. A potem pozostanie im walczyć dalej. Nie wiadomo właściwie skąd ta wysoka temperatura, czy to powód petryfikacji, utraty zbyt dużej ilości krwi, a może do jego organizmu została się jakaś trucizna? Ona tego nie wiedziała, nadal była w dość dużym szoku, że trafili na samego bazyliszka. Co w gruncie rzeczy było mało.. realne? Ale czemu kobieta miałaby kłamać? A i przecież na własne oczy widzieli spetryfikowanego człowieka.
- Ingelacidus - rzuciła w końcu.
- Na brodę Merlina, on cały dygocze - stwierdziła.
Starannie układała zimne okłady na jego głowie, klatce piersiowej i pod pachami. Wszędzie tam, gdzie biegły duże naczynia krwionośne i gdzie krew mogła mieć największą styczność z zimnymi okładami. Trzeba było jeszcze zadbać o to, aby te nie nagrzały się od razu, bo przy takiej temperaturze musieliby zmieniać je co kilka minut. W międzyczasie kobieta, która leżała na łóżku obok zapytała się, kiedy będzie mogła wyjść. Odpowiedział jej Lupus, ale Mari miała wrażenie, że jest dość zdenerwowany i zniecierpliwiony takimi pytaniami. Noga nie była zdrowa, nadal miała połamane kości, a takie złamania leczy się dość długo i boleśnie. Niewykluczone, że będzie musiała tutaj zostać, ale lepiej jej teraz o tym nie informować. Ani Marianna, ani Lupus nie mieli teraz czasu na dyskusje.
- Opanujemy stan lorda Burke i wrócę do pani by dalej zająć się nogą - poinformowała ją. - Stracił dużo krwi, nie powinniśmy mu jej przetoczyć? - Zapytała, zwracając się już w kierunku magomedyka.
Już ostatnie zimne okłady ułożyła na ciele mężczyzny. Teraz wystarczyło rzucić zaklęcie, które unieruchomi i utrzyma ich stałą temperaturę. A potem pozostanie im walczyć dalej. Nie wiadomo właściwie skąd ta wysoka temperatura, czy to powód petryfikacji, utraty zbyt dużej ilości krwi, a może do jego organizmu została się jakaś trucizna? Ona tego nie wiedziała, nadal była w dość dużym szoku, że trafili na samego bazyliszka. Co w gruncie rzeczy było mało.. realne? Ale czemu kobieta miałaby kłamać? A i przecież na własne oczy widzieli spetryfikowanego człowieka.
- Ingelacidus - rzuciła w końcu.
A ty? Czy ty? Już rozumiesz też
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Marianna Goshawk
Zawód : Uzdrowicielka rodziny Burke, pomocnica Cassandry
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Marianna Goshawk' has done the following action : rzut kością
'k100' : 5
'k100' : 5
Smutek. Złość. Żal. Niedowierzanie - cała paleta emocji wybuchająca znienacka, burząca cały dotychczasowy spokój. Normalną, codzienną pracę u Borgina&Burke’a, w pracowni alchemicznej oraz przygotowania do ślubu. Wszystko układało się jak najlepiej. Do momentu sowy pukającej twardym dziobem w szybę. Uporczywie, natarczywie. Siedzę właśnie przy biurku ślęcząc nad pewnymi dokumentami. Niechętnie ją wpuszczam do środka, w mig orientując się, że to ptaszysko należy do Zivy. Z automatu rzucam mu sowi smakołyk wiedząc, że zbyt mocno cenię swoje palce, żeby ryzykować ich podziobanie. Zamykam okno, znudzony rozwijając niewielki zwój pergaminu. Nie spodziewam się przecież najgorszego. Informacji wywracającej wnętrzności do góry nogami, a następnie zawiązując je w trwały supeł. Wstrzymuję oddech nie wierząc, że mojemu bratu mogłoby się coś stać. Atak zwierzęcia? Niemożliwe. Przełykam głośno ślinę, sięgając szybko do szuflady. Jest, eliksir wzmacniający. Czuję, że potrzebuję go teraz w zwiększonej ilości.
Przebieram się szybko, chociaż może trochę jakbym był skostniały - częściowo sparaliżowany? Ostatnie spojrzenie w lustro - krótkie, prawie nic nieznaczące. Powiadamiam szybko Wynonnę o całym zajściu. Następnie teleportacja w kłębach dymu oraz cichy stukot podeszw o szpitalny korytarz. Przemierzam kolejne odległości w celu znalezienia się na oddziale urazów magizoologicznych. Nie rozumiem co Edgar tu robi. Dlaczego jego stan jest p o w a ż n y. Dlaczego spotyka to właśnie rodzinę Burke zamiast jakiejś parszywej szlamy. Dlaczego wszystko się psuje kiedy wierzysz, że może być już tylko lepiej?
Dotarłszy pod salę widzę strapioną, prawie mdlejącą bratową. Podchodzę do ciebie ostrożnie, z niepokojem malującym się w spojrzeniu przyglądając się twojej twarzy. Słowa chwilowo zamierają mi w gardle, toteż odzywam się dopiero po paru chwilach.
- Zivo - witam cię nerwowym głosem. Zdradzam się ze swoimi emocjami i nawet zakładanie rąk za plecy tego nie zatuszuje. Wbijam palce we wnętrze dłoni, niespokojnie zerkając na wejście do sali, przy której stoimy. Myśli wirują jak opętane w mojej głowie nie potrafiąc się wyprostować, a mnie naprostować na odrobinę rozsądku. - Będzie dobrze - wyrzucam z siebie nagle, najprawdopodobniej pretendując do tytułu najlepszego pocieszyciela świata. Wręcz zająłbym trzy pierwsze miejsca w kategoriach styl, emocje oraz kreatywność.
Jak dobrze, że nie wiem co się dzieje za drzwiami.
Przebieram się szybko, chociaż może trochę jakbym był skostniały - częściowo sparaliżowany? Ostatnie spojrzenie w lustro - krótkie, prawie nic nieznaczące. Powiadamiam szybko Wynonnę o całym zajściu. Następnie teleportacja w kłębach dymu oraz cichy stukot podeszw o szpitalny korytarz. Przemierzam kolejne odległości w celu znalezienia się na oddziale urazów magizoologicznych. Nie rozumiem co Edgar tu robi. Dlaczego jego stan jest p o w a ż n y. Dlaczego spotyka to właśnie rodzinę Burke zamiast jakiejś parszywej szlamy. Dlaczego wszystko się psuje kiedy wierzysz, że może być już tylko lepiej?
Dotarłszy pod salę widzę strapioną, prawie mdlejącą bratową. Podchodzę do ciebie ostrożnie, z niepokojem malującym się w spojrzeniu przyglądając się twojej twarzy. Słowa chwilowo zamierają mi w gardle, toteż odzywam się dopiero po paru chwilach.
- Zivo - witam cię nerwowym głosem. Zdradzam się ze swoimi emocjami i nawet zakładanie rąk za plecy tego nie zatuszuje. Wbijam palce we wnętrze dłoni, niespokojnie zerkając na wejście do sali, przy której stoimy. Myśli wirują jak opętane w mojej głowie nie potrafiąc się wyprostować, a mnie naprostować na odrobinę rozsądku. - Będzie dobrze - wyrzucam z siebie nagle, najprawdopodobniej pretendując do tytułu najlepszego pocieszyciela świata. Wręcz zająłbym trzy pierwsze miejsca w kategoriach styl, emocje oraz kreatywność.
Jak dobrze, że nie wiem co się dzieje za drzwiami.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Krew przestała sączyć się z ran, ale ból wcale się nie zmniejszył. Brew jej zadrgała, gdy pozostawiono ją samą, ale i w tym wypadku swoje gniewne zapędy musiała uciszyć. Czy to jakaś lekcja silnej woli? cierpliwości? I gdyby nie fakt, że dół jej nogi był strzaskany, spróbowałaby się zwyczajnie podnieść i wyjść z nadzieją, że Cass zdoła poskładać wszystko w całość. Ale Vablatsky tu nie było, nie było jej chłodnych dłoni i spokoju, nawet przy wierzgających z bólu pacjentach (a widywała takich).
Suchy, zniecierpliwiony ton wcale jej nie pomagał, a odpowiedź nie dała jej żadnych oczekiwanych konkretów. Bezwiednie zagryzła wargi, które już wcześniej zdołała rozedrzeć, zapiekły paskudnie. Nerwowe napięcie prawdopodobnie nie pomagał nikomu, ale ekstremalna sytuacja wyciskała emocje, których zapewne codziennie się nie pojawiają. Chyba - A pozwolicie mi chociaż zemdleć? - ...by nie czuć bólu, który bezskutecznie próbowała ignorować. Była silna, to prawda i potrafiła znieść wiele, ale na wszystkie bachanki, czy i oni testowali progi bólu?
Przymknęła powieki próbując zmusić ciało, by przestało telepać się z bólu. Skupiła się za to na stażyście, który do niej podszedł. Utkwiła w nim szatę tęczówki odpowiadając tym samym na słaby uśmiech zdobiący jego usta - Kiedy uzdrowiciele zdecydują kiedy będę mogła wyjść, wyślij proszę do Biura Aurorów o tym notę - oddychała przez zęby - Mia Mulciber - dodała personalia, czekając, aż stażysta zanotuje...cokolwiek - dziękuję - dopowiedziała na koniec, chociaż na uśmiech nie było jej stać. Tej formy relacyjnej dopiero się uczyła. Tak...jak prosić o pomoc, chociaż miała z tym paskudny problem nadal. Miała do tego prawo, prawda?
Suchy, zniecierpliwiony ton wcale jej nie pomagał, a odpowiedź nie dała jej żadnych oczekiwanych konkretów. Bezwiednie zagryzła wargi, które już wcześniej zdołała rozedrzeć, zapiekły paskudnie. Nerwowe napięcie prawdopodobnie nie pomagał nikomu, ale ekstremalna sytuacja wyciskała emocje, których zapewne codziennie się nie pojawiają. Chyba - A pozwolicie mi chociaż zemdleć? - ...by nie czuć bólu, który bezskutecznie próbowała ignorować. Była silna, to prawda i potrafiła znieść wiele, ale na wszystkie bachanki, czy i oni testowali progi bólu?
Przymknęła powieki próbując zmusić ciało, by przestało telepać się z bólu. Skupiła się za to na stażyście, który do niej podszedł. Utkwiła w nim szatę tęczówki odpowiadając tym samym na słaby uśmiech zdobiący jego usta - Kiedy uzdrowiciele zdecydują kiedy będę mogła wyjść, wyślij proszę do Biura Aurorów o tym notę - oddychała przez zęby - Mia Mulciber - dodała personalia, czekając, aż stażysta zanotuje...cokolwiek - dziękuję - dopowiedziała na koniec, chociaż na uśmiech nie było jej stać. Tej formy relacyjnej dopiero się uczyła. Tak...jak prosić o pomoc, chociaż miała z tym paskudny problem nadal. Miała do tego prawo, prawda?
Mia Mulciber
Zawód : byłam
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And I find it kinda funny, I find it kinda sad
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nie była pewna ile sekund minęło od momentu jej wtargnięcia do sali numer jeden. Łapczywie łapała powietrze, odwracając wzrok od zakrwawionej podłogi. Nie zwróciła uwagi na rozkaz uzdrowiciela. Całkowicie nie przejęła się jego słowami. Wejście do sal oddziałowych powinno być zamknięte dla osób postronnych bez otrzymania wcześniejszej zgody. Wtedy można byłoby uniknąć takich sytuacji. Kiedy głębokimi wdechami powietrza dostarczyła wystarczającą ilość tlenu do mózgu, zdecydowała się na równie szybkie opuszczenie pomieszczenia. Poczuła jak czyjaś dłoń zaciska się wokół jej ramienia i pomaga podnieść się do pozycji pionowej. Do dnia dzisiejszego uważała się za dosyć silną kobietę, która na wiele rzeczy może pozostać niewzruszona. Cóż, poza sytuacjami, w których cierpią jej najbliżsi.
Wyszła na korytarz wraz ze stażystą, który zaraz wrócił do środka. Czarownica ruchem różdżki otworzyła na oścież okno. Oparta o chłodną ścianę szpitala z przymkniętymi oczami, wdychała wieczorne powietrze, licząc że zaraz odzyska trzeźwość myślenia. Dalej było jej niedobrze na samo wspomnienie widoku Edgara całego w konwulsjach, takiej ilości krwi, która plamiła szkarłatem jasną pościel i kamienną posadzkę. Co mu się przydarzyło? Przecież to był zwykły dzień, taki sam jak ich wiele. Nic nie zwiastowało takiego obrotu zdarzeń. Mogła nie dowierzać po przeczytaniu samego listu, ale stan Edgara mówił sam za siebie. Czy zaatakowało go jakieś magiczne stworzenie? Czy może pojedynkował się z drugim czarodziejem? Tak wiele myśli napływało do jej głowy. Tak wiele spekulacji i pytań bez odpowiedzi.
Otworzyła oczy, słysząc znajomy głos szwagra, wypowiadający jej imię. Zacisnęła tak mocno usta, że aż zbielały. Pokręciła przecząco głową.
- Nie widziałeś go. - odezwała się wreszcie. - Krew była wszędzie. - dodała, chociaż pragnęła odgnić od siebie tamto wspomnienie. Najchętniej wymazałaby jej całkowicie z pamięci. Mimo całej beznadziei tej sytuacji, cieszyła się że Edgar ma takich bliskich, na których można było liczyć. Samo przybycie Quentina dodało lady Burke odrobinę otuchy, że nie jest w tym wszystkim sama.
Wyszła na korytarz wraz ze stażystą, który zaraz wrócił do środka. Czarownica ruchem różdżki otworzyła na oścież okno. Oparta o chłodną ścianę szpitala z przymkniętymi oczami, wdychała wieczorne powietrze, licząc że zaraz odzyska trzeźwość myślenia. Dalej było jej niedobrze na samo wspomnienie widoku Edgara całego w konwulsjach, takiej ilości krwi, która plamiła szkarłatem jasną pościel i kamienną posadzkę. Co mu się przydarzyło? Przecież to był zwykły dzień, taki sam jak ich wiele. Nic nie zwiastowało takiego obrotu zdarzeń. Mogła nie dowierzać po przeczytaniu samego listu, ale stan Edgara mówił sam za siebie. Czy zaatakowało go jakieś magiczne stworzenie? Czy może pojedynkował się z drugim czarodziejem? Tak wiele myśli napływało do jej głowy. Tak wiele spekulacji i pytań bez odpowiedzi.
Otworzyła oczy, słysząc znajomy głos szwagra, wypowiadający jej imię. Zacisnęła tak mocno usta, że aż zbielały. Pokręciła przecząco głową.
- Nie widziałeś go. - odezwała się wreszcie. - Krew była wszędzie. - dodała, chociaż pragnęła odgnić od siebie tamto wspomnienie. Najchętniej wymazałaby jej całkowicie z pamięci. Mimo całej beznadziei tej sytuacji, cieszyła się że Edgar ma takich bliskich, na których można było liczyć. Samo przybycie Quentina dodało lady Burke odrobinę otuchy, że nie jest w tym wszystkim sama.
So when you're restless, I will calm the ocean for you
In your sorrow, I will dry your tears
When you need me,
I will be the love beside you☙ ❧
In your sorrow, I will dry your tears
When you need me,
I will be the love beside you☙ ❧
Ziva Burke
Zawód : Badacz Historii Magii i autorka podręczników szkolnych
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Sen
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zaklęcie, które pomknęło z różdżki Lupusa, pomogło Edgarowi złapać pierwszy, głębszy wdech i powoli, stopniowo ustabilizować jego rytmikę, dzięki czemu uduszenie lordowi już nie groziło. Zimne okłady również pomogły, a zaklęcie rzucone przez Mariannę pozwoliło utrzymanie się ich na ciele mężczyzny. Edgar odzyskiwał świadomość – jego ciało atakował ból, promieniował od nogi, aż po sam czubek głowy, czuł mocne osłabienie. Lupus mógł już bez paniki wrócić do składania złamanej kończyny lorda (i podjąć decyzję o tym, czy krew należy przetoczyć czy nie), a Marianna do złamanej kończyny Mii. Gorączka i osłabienie nie opuszczały kobiety, dreszcze przechodzi falami po całym jej ciele.
Stażysta kiwnął głową Mii i stanął obok, bo być może jeszcze będzie potrzebny.
| Jedno z was może skorzystać w tej kolejce z pomocy stażysty (po wydaniu odpowiedniego nakazu, Mistrz Gry wspomoże jednym zaklęciem – prostym, pamiętajmy, że chłopak to młody stażysta, do ST=30). Na odpis macie 48h.
Stażysta kiwnął głową Mii i stanął obok, bo być może jeszcze będzie potrzebny.
| Jedno z was może skorzystać w tej kolejce z pomocy stażysty (po wydaniu odpowiedniego nakazu, Mistrz Gry wspomoże jednym zaklęciem – prostym, pamiętajmy, że chłopak to młody stażysta, do ST=30). Na odpis macie 48h.
Wszystko działo się szybko, a jakby w zwolnionym tempie. Serce mi dygotało, bo zależało mi na jak najlepszym przeprowadzeniu rekonwalescencji lorda Burke. Na szczęście byłem względnie przyzwyczajony do nagłych wypadków, dzięki czemu nie musiałem obawiać się drżenia rąk. Jedynie mój głos mógł brzmieć nieprzyjemnie, w końcu walczyliśmy z czasem, a czas był trudnym oraz wymagającym przeciwnikiem. Pragnąłem mu dorównać. Dobrze, że przynajmniej Marianna nie sprawiała problemów, ale pretendowała do bycia pełnoprawną uzdrowicielką, stąd wiedziała, że profesjonalizm powinien stać na przedzie hierarchii każdego magomedyka.
Wraz z głębokim oddechem pacjenta, odetchnąłem i ja. Powoli czułem, jak wielki ciężar osuwa się z moich barków, a my odzyskujemy kontrolę nad sytuacją. Także moja współpracownica świetnie sobie poradziła, posłałem jej więc pełne uznania spojrzenie mające być swego rodzaju podziękowaniem. Nie wiem tylko czy je uchwyciła. To nie był jeszcze koniec, dlatego nie poświęcałem tych cennych chwil na pochlebstwa. Musiałem działać dalej. Przebiegłem skupionym wzrokiem po całej sylwetce mężczyzny. Oddychał już prawidłowo, krew zakrzepła, gorączka spadała. Najgorsze było za nami. Pozostała sprawa nogi. Niestety wiedziałem już, że palców nie da się odratować.
- Nie, nie ma takiej potrzeby – odparłem rzeczowo, choć sam z początku o tym myślałem. Uznałem jednak, że zatamowanie krwotoku poszło na tyle sprawnie, że nie trzeba przetaczać jej dodatkowej ilości. Zerknąłem krótko na niezadowoloną pacjentkę starając się zrozumieć jej ból, ale niestety nie bywałem empatyczny. – Lepiej, żeby pani nie mdlała – rzuciłem jedynie, nie wdając się w dalsze dyskusje. Jedni ludzie są mądrzy i wiedzą, że każdy potrzebuje czasem pomocy, nawet największy twardziel. Inni są głupi i uważają, że poradzą sobie sami. Być może kobieta należała do tej drugiej kategorii. Niestety nie miałem czasu ani ochoty na użeranie się z nią.
- Możesz się zająć panią – dodałem do Goshawk, po czym skinąłem na stażystę, by się do mnie zbliżył. – Przynieś mi eliksir wzmacniający, eliksir wzmacniający krew oraz wywar wzmacniający – zażądałem. Widziałem, że poszkodowany powoli odzyskuje świadomość, a teraz na pewno będzie mu potrzeba wiele siły, by przezwyciężyć wszystkie urazy, których doznał.
- Lordzie Burke, jeżeli mnie pan słyszy, to jest pan w szpitalu. Proszę się niczym nie denerwować, najgorsze już minęło. Teraz zajmę się lorda nogą. Zacznę od znieczulenia jej, potem postaram się poskładać złamaną kość. Najważniejsze, by zachował lord spokój i oddychał głęboko. Za drzwiami jest pańska rodzina, jak skończymy, będziecie mogli się zobaczyć – powiedziałem do mężczyzny mając nadzieję, że naprawdę zachowa spokój. I na przykład nie będzie wierzgał nogą. Lub nie wpadnie w panikę utrudniając leczenie, które bym musiał zastąpić próbami uziemienia go.
- Attrequio – rzuciłem zaklęcie, kierując różdżkę na poszkodowaną kończynę. Nie chciałem, by pacjent musiał cierpieć podczas zrastania kości. Nie było to niczym przyjemnym, poza tym na pewno odczuwał już dość bólu, nie potrzebował kolejnego. Nie byłem co prawda pewien, czy mi się to uda, ale trzeba było działać. W końcu różnie się losy układają, oby ten ułożył się jak najlepiej.
Wraz z głębokim oddechem pacjenta, odetchnąłem i ja. Powoli czułem, jak wielki ciężar osuwa się z moich barków, a my odzyskujemy kontrolę nad sytuacją. Także moja współpracownica świetnie sobie poradziła, posłałem jej więc pełne uznania spojrzenie mające być swego rodzaju podziękowaniem. Nie wiem tylko czy je uchwyciła. To nie był jeszcze koniec, dlatego nie poświęcałem tych cennych chwil na pochlebstwa. Musiałem działać dalej. Przebiegłem skupionym wzrokiem po całej sylwetce mężczyzny. Oddychał już prawidłowo, krew zakrzepła, gorączka spadała. Najgorsze było za nami. Pozostała sprawa nogi. Niestety wiedziałem już, że palców nie da się odratować.
- Nie, nie ma takiej potrzeby – odparłem rzeczowo, choć sam z początku o tym myślałem. Uznałem jednak, że zatamowanie krwotoku poszło na tyle sprawnie, że nie trzeba przetaczać jej dodatkowej ilości. Zerknąłem krótko na niezadowoloną pacjentkę starając się zrozumieć jej ból, ale niestety nie bywałem empatyczny. – Lepiej, żeby pani nie mdlała – rzuciłem jedynie, nie wdając się w dalsze dyskusje. Jedni ludzie są mądrzy i wiedzą, że każdy potrzebuje czasem pomocy, nawet największy twardziel. Inni są głupi i uważają, że poradzą sobie sami. Być może kobieta należała do tej drugiej kategorii. Niestety nie miałem czasu ani ochoty na użeranie się z nią.
- Możesz się zająć panią – dodałem do Goshawk, po czym skinąłem na stażystę, by się do mnie zbliżył. – Przynieś mi eliksir wzmacniający, eliksir wzmacniający krew oraz wywar wzmacniający – zażądałem. Widziałem, że poszkodowany powoli odzyskuje świadomość, a teraz na pewno będzie mu potrzeba wiele siły, by przezwyciężyć wszystkie urazy, których doznał.
- Lordzie Burke, jeżeli mnie pan słyszy, to jest pan w szpitalu. Proszę się niczym nie denerwować, najgorsze już minęło. Teraz zajmę się lorda nogą. Zacznę od znieczulenia jej, potem postaram się poskładać złamaną kość. Najważniejsze, by zachował lord spokój i oddychał głęboko. Za drzwiami jest pańska rodzina, jak skończymy, będziecie mogli się zobaczyć – powiedziałem do mężczyzny mając nadzieję, że naprawdę zachowa spokój. I na przykład nie będzie wierzgał nogą. Lub nie wpadnie w panikę utrudniając leczenie, które bym musiał zastąpić próbami uziemienia go.
- Attrequio – rzuciłem zaklęcie, kierując różdżkę na poszkodowaną kończynę. Nie chciałem, by pacjent musiał cierpieć podczas zrastania kości. Nie było to niczym przyjemnym, poza tym na pewno odczuwał już dość bólu, nie potrzebował kolejnego. Nie byłem co prawda pewien, czy mi się to uda, ale trzeba było działać. W końcu różnie się losy układają, oby ten ułożył się jak najlepiej.
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Lupus Black' has done the following action : rzut kością
'k100' : 9
'k100' : 9
Wziął głęboki wdech jakby ostatnie minuty spędził pod wodą i dosłownie przed chwilą się wynurztł. Otworzył oczy. Oświetliło go światło. Nie wiedział co się dzieje ani gdzie się znajduje. Bazyliszek? Wciąż tu jest? Zaczął się rozglądać, a wykonany ruch wywołał jedynie falę bólu. Skrzywił się, odruchowo próbując wstać, jednak to spowodowało jeszcze większe rwanie w całym ciele. Chciał coś powiedzieć, jednak osłabionemu ciału nie udało się wypowiedzieć ani jednego słowa. Jedynie jego spierzchnięte usta podjęły tą próbę. Pomału dotarły do niego słowa uzdrowiciela, a raczej ich urywki, ale to wystarczyło, żeby trochę się uspokoił. - To ten... bazyliszek - wydukał tylko, odnosząc wrażenie, że to ważna informacja. A potem znowu zamknął oczy, to przez to światło.
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Pomogła Lupusowi. Sprawiła, że na ciele mężczyzny zostały ułożone zimne okłady, co powinno ustabilizować jego temperaturę i powoli ją zbić. Dzięki temu, że sytuacja Burke’a została opanowana, ona mogła zająć się swoim pacjentem. Nie trzeba było przetaczać krwi, tak jak myślała na początku. Jak widać nadal musiała się sporo nauczyć i to naprawdę dobrze, że miała okazję wziąć udział w czymś takim. Mogła przypomnieć sobie zaklęcia, których codziennie nie używa, powtórzyć sobie informacje ze stażu, który przecież wcale nie skończył się tak dawno. Dobrze, że tu razem z nią był magomedyk, bo gdyby była sama, to byłaby szansa na to, żeby sobie nie poradziła. Ogarnąć dwóch pacjentów, nie wiedziałaby w co ręce włożyć. A nie chciała, aby albo Burke albo Mulciber była poszkodowani.
Słysząc nazwisko Mulciber uniosła na chwilę brwi do góry, zastanawiając się, czy ma do czynienia z bliską rodziną Ramsey’a typu siostra, czy może kimś dalszym? Nie orientowała się w jego rodzinie, ale poczuła dziwnego rodzaju napięcie i presje, powinna się bardziej postarać.
Odeszła od mężczyzny, od jego łóżka i podeszła do Mii, bo tak miała na imię. Stanęła przy niej, zastanawiając się cóż teraz powinna począć z jej nogą. Trzeba było poskładać kości, wzmocnić jej organizm, prawdę mówiąc proces leczenia miał wyglądać bardzo podobnie do tego, jaki zaproponował Lupus.
- Panno Mulciber, złożymy pannie kość, a potem zaleczymy rany. Proszę się nie denerwować, postaram się, aby leczenie nie trwało zbyt długo i by nie musiała panna leżeć u nas dłużej, niż to konieczne - zwróciła się do niej, a zaraz potem do wychodzącego stażystę. - Proszę przynieść eliksiry wzmacniające również i dla mnie.
Zbliżyła się do jej nogi i obejrzała ją jeszcze raz dokładnie. Nie wyglądało to najlepiej, ale pewnie z powodu krwi, opuchnięcia i zasinienia. Jednak zanim zajmie się łączeniem kości, również wpadła na to, aby uśmierzyć jej ból.
- Attrequio - rzuciła również, tak jak Lupus.
Miała nadzieję, że kobiecie to pomoże i będzie mogła zająć się składaniem kości, nie martwiąc się tym, że będzie ją to boleć.
Słysząc nazwisko Mulciber uniosła na chwilę brwi do góry, zastanawiając się, czy ma do czynienia z bliską rodziną Ramsey’a typu siostra, czy może kimś dalszym? Nie orientowała się w jego rodzinie, ale poczuła dziwnego rodzaju napięcie i presje, powinna się bardziej postarać.
Odeszła od mężczyzny, od jego łóżka i podeszła do Mii, bo tak miała na imię. Stanęła przy niej, zastanawiając się cóż teraz powinna począć z jej nogą. Trzeba było poskładać kości, wzmocnić jej organizm, prawdę mówiąc proces leczenia miał wyglądać bardzo podobnie do tego, jaki zaproponował Lupus.
- Panno Mulciber, złożymy pannie kość, a potem zaleczymy rany. Proszę się nie denerwować, postaram się, aby leczenie nie trwało zbyt długo i by nie musiała panna leżeć u nas dłużej, niż to konieczne - zwróciła się do niej, a zaraz potem do wychodzącego stażystę. - Proszę przynieść eliksiry wzmacniające również i dla mnie.
Zbliżyła się do jej nogi i obejrzała ją jeszcze raz dokładnie. Nie wyglądało to najlepiej, ale pewnie z powodu krwi, opuchnięcia i zasinienia. Jednak zanim zajmie się łączeniem kości, również wpadła na to, aby uśmierzyć jej ból.
- Attrequio - rzuciła również, tak jak Lupus.
Miała nadzieję, że kobiecie to pomoże i będzie mogła zająć się składaniem kości, nie martwiąc się tym, że będzie ją to boleć.
A ty? Czy ty? Już rozumiesz też
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Marianna Goshawk
Zawód : Uzdrowicielka rodziny Burke, pomocnica Cassandry
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Marianna Goshawk' has done the following action : rzut kością
'k100' : 8
'k100' : 8
Stażysta bezzwłocznie wykonał polecenie Lupusa i już po chwili przyniósł mu w rękach potrzebne szklane buteleczki z eliksirami, które miały pomóc, przynosząc również ich zdublowane sztuki, gdy wcześniej poprosiła o to panna Goshawk.
Zaklęcie rzucone przez Lupusa uśpiło czucie w jego nodze, jednak było słabe – umożliwiało wyprowadzenie kolejnego zaklęcia składającego nogę lorda, ale nie ominie go (Edgara) odczuwanie bólu z tym związanego. To samo tyczyło się panny Goshawk – zaklęcie było na tyle słabe, że Mia mogła czuć zdecydowanie za wiele podczas dalszego leczenia.
| Na odpis macie 48h.
Zaklęcie rzucone przez Lupusa uśpiło czucie w jego nodze, jednak było słabe – umożliwiało wyprowadzenie kolejnego zaklęcia składającego nogę lorda, ale nie ominie go (Edgara) odczuwanie bólu z tym związanego. To samo tyczyło się panny Goshawk – zaklęcie było na tyle słabe, że Mia mogła czuć zdecydowanie za wiele podczas dalszego leczenia.
| Na odpis macie 48h.
Niestety po fali szczęśliwych diagnoz oraz zaklęć, nadszedł czas na spadek formy. Który skwitowałem ściągniętymi brwiami spowodowanych niezadowoleniem. Widziałem, jak zaklęcie wchłania się w nogę, ale widziałem też, że nie było ono dostatecznie silne, żeby znieczulić pacjenta w tym miejscu. Żachnąłem się pod nosem na swoją niekompetencję, tylko chwilowo zerkając w stronę Marianny. Jej chyba też nie szło zbyt dobrze. Stałem więc teraz przed trudnym wyborem powtórzenia znieczulenia lub pójścia za ciosem i składania nogi bez niego. Wolałbym uniknąć tego drugiego jako znaczny dyskomfort oraz możliwe komplikacje kiedy pacjent z bólu będzie poruszał kończyną. Moje krótkie rozmyślania przerwał jednak sam lord Burke, który chyba zaczął majaczyć. Znów ten bazyliszek. Zastanawiające, że oboje mieli podobne halucynacje, jednak z drugiej strony nie miałem pojęcia czym inaczej można było wytłumaczyć petryfikację. Patrzyłem na mężczyznę wzrokiem, jak gdybym chciał go przewiercić nim na wskroś oraz odtworzyć jego pamięć, ale oczywiście nie odniosło to skutków. Zamiast tego upewniłem się, że okłady są nadal zimne i trzymają się na ciele, którego nie trawiła już gorączka. Nie wiedziałem więc skąd podobne przemowy. Być może ból odebrał mu trzeźwość umysłu.
- Attrequio – ponowiłem zaklęcie, znów kierując różdżkę na nogę poszkodowanego. Nie chciałem bardziej komplikować sprawy. Jednocześnie wiedząc, że czas działa na moją niekorzyść. Dlatego za tymi myślami przyplątała się następna, traktująca o ostateczności tej próby. Jeżeli i to zaklęcie się nie powiedzie, będę musiał spróbować spalać kość nogi bez znieczulenia. Naprawdę wolałem tego uniknąć nie chcąc wywoływać paniki na korytarzu prawdopodobnymi okrzykami cierpienia. Panikująca rodzina pacjentów jest ostatnim, czego pragnąłem. Jednocześnie skinąłem głową stażyście, by podał mi te eliksiry w zasięgu ręki. Bieg wydarzeń pozwoli na ocenę, czy muszę je podać w trakcie leczenia czy będę mógł to zrobić już po poskładanej kończynie.
- Attrequio – ponowiłem zaklęcie, znów kierując różdżkę na nogę poszkodowanego. Nie chciałem bardziej komplikować sprawy. Jednocześnie wiedząc, że czas działa na moją niekorzyść. Dlatego za tymi myślami przyplątała się następna, traktująca o ostateczności tej próby. Jeżeli i to zaklęcie się nie powiedzie, będę musiał spróbować spalać kość nogi bez znieczulenia. Naprawdę wolałem tego uniknąć nie chcąc wywoływać paniki na korytarzu prawdopodobnymi okrzykami cierpienia. Panikująca rodzina pacjentów jest ostatnim, czego pragnąłem. Jednocześnie skinąłem głową stażyście, by podał mi te eliksiry w zasięgu ręki. Bieg wydarzeń pozwoli na ocenę, czy muszę je podać w trakcie leczenia czy będę mógł to zrobić już po poskładanej kończynie.
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Lupus Black' has done the following action : rzut kością
'k100' : 58
'k100' : 58
Sala numer jeden
Szybka odpowiedź