Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Nottinghamshire
Sherwood [II]
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Sherwood
Tajemnicze, pełne magii lasy Sherwood przynależą do hrabstwa Nottinghamshire. Od stuleci znajdują się one pod opieką Nottów, którzy dbają o bezpieczeństwo na jego granicach oraz pilnują, by nikt niepowołany nie zakłócał spokoju żyjącym tam istotom ani nie niepokoił driad zamieszkujących osławiony dąb Major Oak. Czyjakolwiek obecność bez uzyskania pozwolenia ze strony opiekunów Sherwood skończy się tragedią, bowiem lasy te same potrafią się obronić przed niepotrzebną ingerencją. Każdy nieupoważniony zabłądzi w gęstwinach i nie znajdzie drogi powrotnej, dlatego lepiej uważać, czy rzeczywiście pragnie się móc podziwiać to piękno po raz ostatni.
| 01.07?
Minęły prawie dwa tygodnie, odkąd wróciła do domu z Hogwartu. Cudownie było budzić się we własnej sypialni, jasnej i urządzonej w rodowych barwach, tak wspaniałej po siedmiu latach w ponurych komnatach Slytherinu dzielonych z innymi dziewczętami. Cudownie było przebywać w dworskich komnatach i sycić się myślą, że już nie musi wracać do Hogwartu ani przywdziewać tych paskudnych szat, takich samych, jakie musieli nosić wszyscy bez względu na urodzenie, także mugolacy. Kilka dni po powrocie zalśniła na debiutanckim sabacie, prezentując się towarzystwu jako już dorosła dama, panna na wydaniu czekająca na to, by kawalerowie z dobrych rodów ustawiali się do jej ojca w kolejce, pytając czy mogą prosić o jej rękę. Och, tyle lat czekała na ten piękny dzień, będący dla niej prawdziwym wejściem w dorosłość, ważniejszym niż jakiekolwiek szkolne egzaminy. Na salonach nie liczyło się to, jakie miała oceny, a to, z jakiego pochodziła rodu i jak się prezentowała. Może było to płytkie podejście, ale rozpieszczanie przez matkę dość mocno zepsuło Elise i uczyniło dość płytką osóbką, zapatrzoną w rodowe tradycje i bogactwa i patrzącą z góry na tych, którzy nie mogli się poszczycić podobnym rodowodem.
Nawet te okropne anomalie nie mogły całkowicie przyćmić wymarzonego debiutu, choć kładły długi cień na początku jej dorosłego życia. Oczywiście, że się ich bała – a kto by się nie bał? Przez anomalie, problemy z transportem i pożar w ministerstwie, o którym słyszała w rozmowach dorosłych została niejako uziemiona w rodowej posiadłości, której od czasu sabatu nie opuszczała. I o ile cieszyła się, że jest tu, a nie w Hogwarcie, skrycie marzyły jej się częstsze wyjścia w miejsca odpowiednie dla wyższych sfer, skoro nie była już uczennicą, a dorosłą czarownicą. Matka chuchała na nią i dmuchała, uważając, żeby nic jej się nie stało i przestrzegając przed korzystaniem z różdżki.
Dobrze było też zobaczyć rodzinę. W Hogwarcie towarzyszyła jej Marine, ale całą resztę krewnych spotykała jedynie w wakacje, w ciągu roku szkolnego mogąc co najwyżej liczyć na listy. Cieszyła ją możliwość spotkania innych Nottów, starszej siostry, rodziców, kuzynostwa i innych, czekała też na możliwość odwiedzin u rodziny matki, bo przez te dwa tygodnie stęskniła się już za Marine, a i Flaviena dawno nie widziała.
Ale tego dnia krążąca po dworku Elise napotkała Eddarda; mimo dużej różnicy wieku w pewnym sensie traktowała go jako kogoś w rodzaju przyszywanego brata, na którego w dzieciństwie spoglądała z ciekawością. Wydawał jej się wtedy taki dorosły i zaradny, podczas gdy jej wielu rzeczy nie wolno było robić, bo matka i guwernantki twierdziły, że jest za mała. Bardzo szybko przyswoiła jednak, że dziewczętom i chłopcom przystoją zupełnie różne rzeczy i podczas gdy on często wyjeżdżał, jej pisane było zostanie damą.
Zgodziła się jednak z ciekawością na perspektywę udania się do pobliskich lasów Sherwood.
- Bardzo dawno tu nie byłam – wyznała, kiedy stanęli na skraju lasu, na pograniczu między terenami wokół dworu Nottów a lasem. – Mam nadzieję, że nie zmienił się zbyt wiele od ubiegłych wakacji. – Przerażała ją myśl, że miejsce jej znane i bliskie też mogłoby w jakiś sposób ucierpieć. Elise kurczowo trzymała się bowiem swojego ochronnego klosza i przekonania, że pod nim będzie bezpieczna.
Minęły prawie dwa tygodnie, odkąd wróciła do domu z Hogwartu. Cudownie było budzić się we własnej sypialni, jasnej i urządzonej w rodowych barwach, tak wspaniałej po siedmiu latach w ponurych komnatach Slytherinu dzielonych z innymi dziewczętami. Cudownie było przebywać w dworskich komnatach i sycić się myślą, że już nie musi wracać do Hogwartu ani przywdziewać tych paskudnych szat, takich samych, jakie musieli nosić wszyscy bez względu na urodzenie, także mugolacy. Kilka dni po powrocie zalśniła na debiutanckim sabacie, prezentując się towarzystwu jako już dorosła dama, panna na wydaniu czekająca na to, by kawalerowie z dobrych rodów ustawiali się do jej ojca w kolejce, pytając czy mogą prosić o jej rękę. Och, tyle lat czekała na ten piękny dzień, będący dla niej prawdziwym wejściem w dorosłość, ważniejszym niż jakiekolwiek szkolne egzaminy. Na salonach nie liczyło się to, jakie miała oceny, a to, z jakiego pochodziła rodu i jak się prezentowała. Może było to płytkie podejście, ale rozpieszczanie przez matkę dość mocno zepsuło Elise i uczyniło dość płytką osóbką, zapatrzoną w rodowe tradycje i bogactwa i patrzącą z góry na tych, którzy nie mogli się poszczycić podobnym rodowodem.
Nawet te okropne anomalie nie mogły całkowicie przyćmić wymarzonego debiutu, choć kładły długi cień na początku jej dorosłego życia. Oczywiście, że się ich bała – a kto by się nie bał? Przez anomalie, problemy z transportem i pożar w ministerstwie, o którym słyszała w rozmowach dorosłych została niejako uziemiona w rodowej posiadłości, której od czasu sabatu nie opuszczała. I o ile cieszyła się, że jest tu, a nie w Hogwarcie, skrycie marzyły jej się częstsze wyjścia w miejsca odpowiednie dla wyższych sfer, skoro nie była już uczennicą, a dorosłą czarownicą. Matka chuchała na nią i dmuchała, uważając, żeby nic jej się nie stało i przestrzegając przed korzystaniem z różdżki.
Dobrze było też zobaczyć rodzinę. W Hogwarcie towarzyszyła jej Marine, ale całą resztę krewnych spotykała jedynie w wakacje, w ciągu roku szkolnego mogąc co najwyżej liczyć na listy. Cieszyła ją możliwość spotkania innych Nottów, starszej siostry, rodziców, kuzynostwa i innych, czekała też na możliwość odwiedzin u rodziny matki, bo przez te dwa tygodnie stęskniła się już za Marine, a i Flaviena dawno nie widziała.
Ale tego dnia krążąca po dworku Elise napotkała Eddarda; mimo dużej różnicy wieku w pewnym sensie traktowała go jako kogoś w rodzaju przyszywanego brata, na którego w dzieciństwie spoglądała z ciekawością. Wydawał jej się wtedy taki dorosły i zaradny, podczas gdy jej wielu rzeczy nie wolno było robić, bo matka i guwernantki twierdziły, że jest za mała. Bardzo szybko przyswoiła jednak, że dziewczętom i chłopcom przystoją zupełnie różne rzeczy i podczas gdy on często wyjeżdżał, jej pisane było zostanie damą.
Zgodziła się jednak z ciekawością na perspektywę udania się do pobliskich lasów Sherwood.
- Bardzo dawno tu nie byłam – wyznała, kiedy stanęli na skraju lasu, na pograniczu między terenami wokół dworu Nottów a lasem. – Mam nadzieję, że nie zmienił się zbyt wiele od ubiegłych wakacji. – Przerażała ją myśl, że miejsce jej znane i bliskie też mogłoby w jakiś sposób ucierpieć. Elise kurczowo trzymała się bowiem swojego ochronnego klosza i przekonania, że pod nim będzie bezpieczna.
[01.07]
Lasy Sherwood od zawsze nęciły szmaragdowym odcieniem; kusiły obietnicą przygody. Tak jako dziecko postrzegał go Eddard. Niegdyś też czuł się wolny, mogąc spacerować wśród drzew z daleka oglądając majestatyczny dwór. Teraz? Było mu mało, jak miał zachwycać się monumentalnością budowli, gdy w głowie nadal miał wspomnienie norweskich gór, które zdawały się sięgać samego nieba; być bramą do niebios. Czy mogły zachwycać go gwiazdy skrzące się na niebie, gdy miał zaszczyt podziwiania, rozdzieranego przez kolorowe światło zorzy polarnej, nieba. Jednakże nic nie trwało wiecznie, a obowiązki wobec rodu w końcu dały o sobie znać. Takim sposobem znalazł się tutaj, obierając sobie inny cel. I chociaż jego serce wyrywało się w dalekie strony, do przygody, to powoli odnajdywał spokój w rodzinnych stronach. Coraz bardziej zaczynał odczuwać zadowolenie z zaistniałej sytuacji; toujours pour, nieprawdaż? Jakże mogłoby być inaczej, rodzina pełniła bardzo ważną rolę w życiu każdego szlachcica. Eddard był jednak szczególnie związany ze swoim rodzeństwem, a także z najbliższym kuzynostwem; tak jak z Elise.
Można powiedzieć, że to zmiany, które nie pozwoliły Elise opuszczać bezpiecznych murów Nottighamshire, zatrzymały tu Eddarda. Był dużo bardziej swiadomy sytuacji niżeli jego kuzynka, którą pomimo osiągniętego wieku dorosłości, nadal uważał za dziecko, w pewnym sensie. Elise była dla niego jak młodsza siostra, a jak wiadomo - co by się nie działo, zawsze będziemy uważać młodsze rodzeństwo za to wiecznie niedojrzałe i niezdolne do podejmowania rozsądnych decyzji. Szczególnie, gdy przepaść wiekowa była tak widoczna, jak w przypadku Elise i Eddarda. Jako, że w życiu dziewczyny nigdy nie pojawił się żaden brat, który mógłby trzymać nad nią pieczę, Ned - jakże szlachetnie - wziął ten obowiązek na swoje barki; zapewne to on towarzyszyłby jej na pierwszym wielkim sabacie, gdyby nie fakt, że decyzją ojca oraz nestora został spętany więzami narzeczeństwa. Złożył obietnicę, a on, Eddard Nott, dotrzymywał danego wcześniej słowa. Gdy spotkał na korytarzach kuzynkę, nie mógł nie zaproponować wspólnego wyjścia do lasów, które oboje tak dobrze znali.
- Aż tak obawiasz się zmian moja droga kuzynko? - zagadnął, powolnie i dostojnie stawiając kolejne kroki w stronę ściany lasu, zaoferował jednocześnie swoje ramie młodej damie - skoro stała się pełnoprawną lady należało traktować ją z szacunkiem. Musiała to zapamiętać; nikt nie miał prawa podważać jej majestatu. - Dawno nie mieliśmy okazji porozmawiać, Elise - zwrócił się do niej, nakłaniając do rozmowy.
Eddard Nott
Zawód : quia nominor leo
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
So crawl on my belly 'til the sun goes down
I'll never wear your broken crown
I'll never wear your broken crown
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Duża różnica wieku sprawiała, że nie dane im było spędzić dzieciństwa wspólnie. Kiedy przyszła na świat, on miał już dwanaście lat i przygotowywał się do wyjazdu do Hogwartu. Później, kiedy nieco podrosła, pamiętała mgliście jego przyjazdy na letnie wakacje. Pewnie irytowała go czasem, snując się za nim jako mała dziewczynka. Los poskąpił jej braci, więc swoją uwagę skierowała na kuzynów. Choć chłopięce zabawy nie były jej ulubionymi, bo wolała tańce, lalki i zabawy w podwieczorki, czasem lubiła siadać przy Eddardzie i słuchać jego opowieści. Jako dorosły często wyjeżdżał i zawsze przywoził ciekawe historie. Może wielu z nich niekoniecznie chciałaby przeżyć na własnej skórze, ale lubiła słuchać i wyobrażać sobie miejsca, które widział. O tak, zdecydowanie była typem osoby, która lubiła o przygodach czytać lub słuchać, ale niekoniecznie poszukiwała ich w rzeczywistości. Kobiecie nie uchodziło samotnie podróżować i szukać niebezpieczeństw.
Zdawała sobie sprawę, że pewnie nadal widział w niej dziecko, nie dorosłą czarownicę, która za pięć tygodni skończy osiemnaście lat. A ona wciąż widziała w nim kogoś bardzo dorosłego, nie dało się zapomnieć o tych dwunastu latach przepaści w doświadczeniach i o tym, jak patrzyła na niego przez te wszystkie lata.
Cieszyło ją, że Eddard wrócił. Niewątpliwie spędzał niezwykły czas na zagranicznych wyprawach, ale był potrzebny także rodzinie. Elise była pewna, że wkrótce czekają go zaręczyny i była bardzo ciekawa, jaka dama wkrótce zostanie nową lady Nott i zamieszka z nimi w Ashfield.
Znudzona tkwieniem w murach dworu od dnia sabatu od razu zgodziła się na wyjście do lasu. Jak każdy Nott została z nim zapoznana. Nieważne, czy kobieta, czy mężczyzna – wszyscy musieli poznać ten fragment rodowego dziedzictwa. To w lesie Sherwood Elise uczyła się jazdy konnej oraz podstaw zielarstwa i opieki nad magicznymi stworzeniami – do której zresztą zapałała sympatią, bo choć wobec ludzi często była kapryśna, tak zwierzęta budziły w niej pewne zainteresowanie i ciekawość, szczególnie te magiczne i szczególnie te ładne. Nauczono ją też, którymi ścieżkami można się bezpiecznie poruszać, a których miejsc unikać. Las Sherwood nie był bezpieczny, choć Nottowie mogli liczyć na swego rodzaju przychylność jego mieszkańców. Samotnie nigdy nie zapuszczała się bardzo głęboko, ale bliższe, bezpieczniejsze części lasu często były miejscem zabaw młodych Nottów.
- Rzeczywiście, długo już się nie widzieliśmy, Eddardzie – zaczęła; ostatnie dziesięć miesięcy spędziła w Hogwarcie. A dokładając jego wyjazdy, w ostatnich latach naprawdę nie mieli dla siebie odpowiedniej ilości czasu, czego żałowała. Czasem jednak pisała do niego listy, dopytując o podróże i opowiadając o Hogwarcie i swoim oczekiwaniu na opuszczenie go. – Nie chcę zmian. Zwłaszcza tych na gorsze – rzekła, lekko się krzywiąc. Gdy szli w stronę lasu, uchwyciła się jego ramienia. Wolałaby, żeby jej problemem zawsze już pozostały dylematy pokroju wyboru sukni na sabat. Może było to nieco płytkie, i dla kogoś tyle starszego na pewno brzmiałoby niedorzecznie i naiwnie, ale Elise była młoda i nieświadoma pełnej powagi sytuacji, dopiero co skończyła szkołę. Nie interesowała się polityką, a dorośli też nie zdradzali jej zbyt wiele, konsekwentnie trzymając pod kloszem. Coś tam jednak słyszała i wcale jej się to nie podobało, a anomalie miała okazję widzieć na własne oczy. Kto nie miał? – Te anomalie... Widziałam je w Hogwarcie. To przez nie w czerwcu spadł śnieg, prawda? Ale mam nadzieję, że nasz dwór i lasy nie ucierpiały. I wy... Będąc w Hogwarcie, zastanawiałam się często, czy wszystko tutaj w porządku. Ostatnie tygodnie dłużyły mi się w nieskończoność i to nie tylko z powodu oczekiwania na debiutancki sabat.
Spojrzała na niego. Właściwie nie pamiętała, kiedy dokładnie wrócił i co miał okazję widzieć.
- Dawno temu wróciłeś? – zapytała po chwili. – Jak było na ostatniej wyprawie?
Na pewno miał dużo do opowiedzenia, musieli nadrobić wiele czasu. A Elise zamieniła się w słuch, wyraźnie zaciekawiona.
Zdawała sobie sprawę, że pewnie nadal widział w niej dziecko, nie dorosłą czarownicę, która za pięć tygodni skończy osiemnaście lat. A ona wciąż widziała w nim kogoś bardzo dorosłego, nie dało się zapomnieć o tych dwunastu latach przepaści w doświadczeniach i o tym, jak patrzyła na niego przez te wszystkie lata.
Cieszyło ją, że Eddard wrócił. Niewątpliwie spędzał niezwykły czas na zagranicznych wyprawach, ale był potrzebny także rodzinie. Elise była pewna, że wkrótce czekają go zaręczyny i była bardzo ciekawa, jaka dama wkrótce zostanie nową lady Nott i zamieszka z nimi w Ashfield.
Znudzona tkwieniem w murach dworu od dnia sabatu od razu zgodziła się na wyjście do lasu. Jak każdy Nott została z nim zapoznana. Nieważne, czy kobieta, czy mężczyzna – wszyscy musieli poznać ten fragment rodowego dziedzictwa. To w lesie Sherwood Elise uczyła się jazdy konnej oraz podstaw zielarstwa i opieki nad magicznymi stworzeniami – do której zresztą zapałała sympatią, bo choć wobec ludzi często była kapryśna, tak zwierzęta budziły w niej pewne zainteresowanie i ciekawość, szczególnie te magiczne i szczególnie te ładne. Nauczono ją też, którymi ścieżkami można się bezpiecznie poruszać, a których miejsc unikać. Las Sherwood nie był bezpieczny, choć Nottowie mogli liczyć na swego rodzaju przychylność jego mieszkańców. Samotnie nigdy nie zapuszczała się bardzo głęboko, ale bliższe, bezpieczniejsze części lasu często były miejscem zabaw młodych Nottów.
- Rzeczywiście, długo już się nie widzieliśmy, Eddardzie – zaczęła; ostatnie dziesięć miesięcy spędziła w Hogwarcie. A dokładając jego wyjazdy, w ostatnich latach naprawdę nie mieli dla siebie odpowiedniej ilości czasu, czego żałowała. Czasem jednak pisała do niego listy, dopytując o podróże i opowiadając o Hogwarcie i swoim oczekiwaniu na opuszczenie go. – Nie chcę zmian. Zwłaszcza tych na gorsze – rzekła, lekko się krzywiąc. Gdy szli w stronę lasu, uchwyciła się jego ramienia. Wolałaby, żeby jej problemem zawsze już pozostały dylematy pokroju wyboru sukni na sabat. Może było to nieco płytkie, i dla kogoś tyle starszego na pewno brzmiałoby niedorzecznie i naiwnie, ale Elise była młoda i nieświadoma pełnej powagi sytuacji, dopiero co skończyła szkołę. Nie interesowała się polityką, a dorośli też nie zdradzali jej zbyt wiele, konsekwentnie trzymając pod kloszem. Coś tam jednak słyszała i wcale jej się to nie podobało, a anomalie miała okazję widzieć na własne oczy. Kto nie miał? – Te anomalie... Widziałam je w Hogwarcie. To przez nie w czerwcu spadł śnieg, prawda? Ale mam nadzieję, że nasz dwór i lasy nie ucierpiały. I wy... Będąc w Hogwarcie, zastanawiałam się często, czy wszystko tutaj w porządku. Ostatnie tygodnie dłużyły mi się w nieskończoność i to nie tylko z powodu oczekiwania na debiutancki sabat.
Spojrzała na niego. Właściwie nie pamiętała, kiedy dokładnie wrócił i co miał okazję widzieć.
- Dawno temu wróciłeś? – zapytała po chwili. – Jak było na ostatniej wyprawie?
Na pewno miał dużo do opowiedzenia, musieli nadrobić wiele czasu. A Elise zamieniła się w słuch, wyraźnie zaciekawiona.
Różnica wieku nie zatarła jednak więzów krwi; Eddard powszechnie mógł być uznawany za człowieka gruboskórnego, to w stosunku do rodziny okazywał względnie ciepłe uczucia. Wszakże trudno w tym przypadku mówić o przesadnie wylewnych zapewnieniach o wielkości swojego oddania rodzinie. Okazywał je czynami, zainteresowaniem i poświęconym czasem. Nigdy nie byłby w stanie odmówić bratu rozmowy, chętnie użyczy ramienia siostrze, czy kuzynce, gdy te stawiają swoje pierwsze kroki w dorosłym świecie, a także pokornie spełnia obowiązki wobec rodu; oświadczył się młodej damie, której porcelanową twarz ledwie kojarzył z sabatów i innych podobnych uroczystości, wyprawianych przez konserwatywną w swoich poglądach szlachtę. Porzucił na czas nieokreślony dalekie podróże, aby wspierać rodową politykę i dołożyć symboliczną cegiełkę do budowania świetności idei Czarnego Pana. Czy zazdrościł Elise tejże beztroski i nieświadomości powagi sytuacji? Chyba nie, lubił mieć kontrolę co nie było tajemnicą dla bliskich lorda, a jednocześnie był jedną z tych osób, które najchętniej trzymał młodsze kuzynki oraz ukochaną siostrę pod ochronnym kloszem. Dla nich sprawiał wrażenie milczącego, potrafiącego słuchać starszego brata, który gdy zapadnie zmrok wyciągnie odpowiednie konsekwencje od tych, którzy ośmielili się znieważyć nazwisko szlachetnego rodu Nottów. Dbał o swoich, mówiąc najprościej i troszeczkę kolokwialnie. Aczkolwiek, nie wykluczał wyjścia poza bezpieczne mury rodowej posiadłości, jeżeli któraś z pięknych dam chciałaby skorzystać z obecności kuzyna, który swoją osobą i różdżką broniłby ich życia i honoru! i ktoś tu mówi, że zieloni nie mają honoru,pfff
Las Sherwood przyciągał wszystkich członków rodu, niezależnie od ich wieku. Kiedy był małym chłopcem, często uciekał myślami do szmaragdowej zieleni. Teraz, chcąc na chwilę odetchnąć od ciągłej gonitwy myśli, chętnie wybrał się na spacer w dobrze znane miejsce, razem z Elise.
Uśmiechnął się pod nosem, nie zaprzestając swojej wędrówki. Spojrzenie czarnych oczu utkwiło gdzieś w ścianie lasu. - A może są to jedynie pozornie złe zmiany, moja droga - rozpoczął niejako dyskusję, na temat, na który zdanie miał już dawno wyrobione. Czy chciał poszerzyć światopogląd Elise? Trudno powiedzieć; starał się nie sterować życiem kuzynki, nie narzucał żadnej z nich śledzenia politycznych poczynań, ale gdy chętnie słuchały snuł opowieści czy to o dalekich wyprawach, czy wielkiej polityce. W końcu, jak każdy Nott miał dar malowania słowem barwnych obrazów, wpływających na wyobraźnię słuchacza. Starannie mamił ludzi, karmił tym co chciał, aby usłyszeli; sam chował swoje myśli za tajemniczym spojrzeniem i czarnymi niczym węgiel oczami.
- Na szczęście Nottighamshire zostało nietknięte i możemy odetchnąć z ulgą - zapewnił ją, gdyby miała co do tego jeszcze jakieś wątpliwości. Sam Eddard ochoczo zabrał się do naprawiania anomalii; razem z Ramseyem dosyć szybko udało im się uporać z magią. - Wróciłem na ślub Percivala i od tego momentu jestem na stałe tutaj - wyjaśnił. Nieznacznie uniósł kącik ust ku górze, gdy spytała o ostatnią wyprawę. - Owocnie; ponownie odwiedziłem Norwegię, widoki jak zwykle zachwycające. Udało nam się znaleźć bardzo długo poszukiwany artefakt w Górach Skandynawskich - nie sądził, aby na razie musiał wgłębiać się w szczegóły. Chociaż chętnie opowiedziałby więcej, jednakże zdawał sobie sprawę, że o pewnych rzeczach nie mógł mówić z Elise. - Mam nadzieję, że kiedyś będzie ci dane zobaczyć te cudowne szczyty gór, wiecznie okryte białym puchem - dodał. Oczywiście, według ich niepisanej tradycji, w komnacie Eddarda spoczywał drobny upominek dla ulubionej kuzynki.
Las Sherwood przyciągał wszystkich członków rodu, niezależnie od ich wieku. Kiedy był małym chłopcem, często uciekał myślami do szmaragdowej zieleni. Teraz, chcąc na chwilę odetchnąć od ciągłej gonitwy myśli, chętnie wybrał się na spacer w dobrze znane miejsce, razem z Elise.
Uśmiechnął się pod nosem, nie zaprzestając swojej wędrówki. Spojrzenie czarnych oczu utkwiło gdzieś w ścianie lasu. - A może są to jedynie pozornie złe zmiany, moja droga - rozpoczął niejako dyskusję, na temat, na który zdanie miał już dawno wyrobione. Czy chciał poszerzyć światopogląd Elise? Trudno powiedzieć; starał się nie sterować życiem kuzynki, nie narzucał żadnej z nich śledzenia politycznych poczynań, ale gdy chętnie słuchały snuł opowieści czy to o dalekich wyprawach, czy wielkiej polityce. W końcu, jak każdy Nott miał dar malowania słowem barwnych obrazów, wpływających na wyobraźnię słuchacza. Starannie mamił ludzi, karmił tym co chciał, aby usłyszeli; sam chował swoje myśli za tajemniczym spojrzeniem i czarnymi niczym węgiel oczami.
- Na szczęście Nottighamshire zostało nietknięte i możemy odetchnąć z ulgą - zapewnił ją, gdyby miała co do tego jeszcze jakieś wątpliwości. Sam Eddard ochoczo zabrał się do naprawiania anomalii; razem z Ramseyem dosyć szybko udało im się uporać z magią. - Wróciłem na ślub Percivala i od tego momentu jestem na stałe tutaj - wyjaśnił. Nieznacznie uniósł kącik ust ku górze, gdy spytała o ostatnią wyprawę. - Owocnie; ponownie odwiedziłem Norwegię, widoki jak zwykle zachwycające. Udało nam się znaleźć bardzo długo poszukiwany artefakt w Górach Skandynawskich - nie sądził, aby na razie musiał wgłębiać się w szczegóły. Chociaż chętnie opowiedziałby więcej, jednakże zdawał sobie sprawę, że o pewnych rzeczach nie mógł mówić z Elise. - Mam nadzieję, że kiedyś będzie ci dane zobaczyć te cudowne szczyty gór, wiecznie okryte białym puchem - dodał. Oczywiście, według ich niepisanej tradycji, w komnacie Eddarda spoczywał drobny upominek dla ulubionej kuzynki.
Eddard Nott
Zawód : quia nominor leo
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
So crawl on my belly 'til the sun goes down
I'll never wear your broken crown
I'll never wear your broken crown
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Chociaż Elise była rozpieszczona i egoistyczna, starannie wpojono jej szacunek i przywiązanie do więzów krwi. Już jako dziecko starannie przedstawiono jej rodzinne zawiłości i koligacje, jako kilkulatka potrafiła już narysować drzewo powiązań najbliższej rodziny. Byli Nottami, powszechnie znanymi z wydania Skorowidzu Czystości Krwi, a więc, co za tym idzie, pielęgnowali rodowe więzi i pamiętali o nich. O ile rzadko kiedy przejmowała się obcymi ludźmi, tak rodzina była jej droga. Może spędziła ostatnie siedem lat w Hogwarcie, ale nie mogło to sprawić, by zapomniała o tym, co łączyło ją z rodziną. Mieszkali wszyscy pod jednym dachem, chodzili tymi samymi korytarzami i niekiedy na siebie wpadali – czy to na posiłkach, czy w bibliotece, ogrodach lub innych miejscach. Cieszyło ją, że znowu jest z nimi, i że Eddard także osiadł na powrót w rodzinnych stronach. Nie wiedziała, że istniało więcej powodów niż ślub Percivala czy prawdopodobne plany rodziny względem jego osoby. Nie wiedziała, że w ogóle było coś więcej, w co angażowali się także niektórzy jej krewni.
Szmaragdowa zieleń lasu Sherwood miała w sobie coś magicznego i kuszącego także dla Elise, choć zawsze była idealną młodą damą i daleko jej było od chłopięcych harców. Ale choć lubiła błyszczeć w towarzystwie, czasem i ona potrzebowała spokoju i wyciszenia. Las stanowił pewien kontrast dla pełnej przepychu rezydencji oraz mocno salonowego stylu życia Nottów. Był dziki i tajemniczy, daleko było mu do blichtru eleganckich komnat. W pewien sposób niepokoił, ale zarazem miała naiwną świadomość, że jest Nottem i nic naprawdę groźnego nie powinno jej tu spotkać.
- Te anomalie są straszne. I to, że przez nie nie mogę korzystać z różdżki. Ani opuszczać dworu bez pozwolenia. Co może być w nich dobrego? – powiedziała ze smutkiem, bo nie była stworzona do tkwienia w zamknięciu, potrzebowała towarzyskich wyjść, obcowania z kulturą i sztuką. Teraz była niczym ptak w złotej klatce, bo po awarii teleportacji i sieci Fiuu, oraz w obliczu działających anomalii i innych niebezpieczeństw mogących czyhać na osiemnastoletnią młódkę, mogła zapomnieć o samotnym opuszczaniu dworu.
Weszli do lasu. Zieleń zdawała się nieco mniej soczysta, może przez te wszystkie pogodowe zawirowania z maja i czerwca, ale las budził się do życia. Był silny i istniał tu od wieków, więc musiała wierzyć, że przetrwa i szybko wróci do dawnego blasku.
- Oby tak zostało – rzekła, przerażona myślą, że jej rodzina i rodowe tereny mogliby ucierpieć w jakikolwiek sposób. – Żałuję, że nie mogłam być na ślubie Percivala. Przez Hogwart tyle ciekawych rzeczy mnie ominęło! – westchnęła, ale niestety w Hogwarcie wszyscy teoretycznie byli równi, i nie było mowy o opuszczeniu szkoły by pojawić się na weselu, co zdaniem Elise było naganne, bo jako szlachcianka zasługiwała na wyjątkowe traktowanie. – Na pewno był piękny, prawda? – zapytała, ciekawa jak wyglądała uroczystość. – Jeszcze nawet nie zdążyłam dobrze poznać Inary. – Była jednak ciekawa małżonki kuzyna, więc czekała na sposobność, żeby móc porozmawiać z nią dłużej niż tylko wymiana uprzejmości podczas rodzinnych posiłków.
Zaciekawiła się wzmiankami o pobycie w Norwegii, o której słyszała tylko z opowieści.
- To cudownie! Norwegia musi być piękna. Czy bardzo różni się od Anglii? – zapytała z ciekawością; kto wie, może kiedyś zobaczy to miejsce, jeśli będzie mieć męża lubiącego podróże, który by ją tam zabrał? Absolutnie nie brała pod uwagę samotnych dalekich wypraw, była przecież kobietą, więc nie uchodziłoby jej coś takiego, jak podróżowanie bez męża lub przynajmniej członka rodziny.
- Pewnie trudno było ci się z powrotem przyzwyczaić do codzienności, prawda? Ale podejrzewam, że to było ciekawsze niż Hogwart. Nawet nie masz pojęcia, jak się cieszę, że nie będę musiała tam wracać – powiedziała. Wolała być tutaj, w Ashfield, to oczywiste. Wolała być lady Nott niż jedną z wielu uczennic w takich samych zgrzebnych szatach, którą dotyczyły te same zasady, co mugolaków. Tutaj mogła być sobą. – Przez ostatnie miesiące prawie odliczałam czas do swojego powrotu. Chciałam znów ujrzeć was wszystkich. – I rzecz jasna przeżyć debiutancki sabat. – I po powrocie zastałam śnieg, żonatego Percivala, ciebie... Właśnie, kiedy twoja kolej, drogi Eddardzie? – zapytała nagle pchana wyraźną ciekawością. Szli ścieżką; od czasu do czasu słyszała ptaki przemykające w koronach drzew, a opadła ściółka szeleściła pod jej stopami, kiedy stawiała kolejne kroki. Powietrze było przesycone rozkoszną, balsamiczną wonią.
Szmaragdowa zieleń lasu Sherwood miała w sobie coś magicznego i kuszącego także dla Elise, choć zawsze była idealną młodą damą i daleko jej było od chłopięcych harców. Ale choć lubiła błyszczeć w towarzystwie, czasem i ona potrzebowała spokoju i wyciszenia. Las stanowił pewien kontrast dla pełnej przepychu rezydencji oraz mocno salonowego stylu życia Nottów. Był dziki i tajemniczy, daleko było mu do blichtru eleganckich komnat. W pewien sposób niepokoił, ale zarazem miała naiwną świadomość, że jest Nottem i nic naprawdę groźnego nie powinno jej tu spotkać.
- Te anomalie są straszne. I to, że przez nie nie mogę korzystać z różdżki. Ani opuszczać dworu bez pozwolenia. Co może być w nich dobrego? – powiedziała ze smutkiem, bo nie była stworzona do tkwienia w zamknięciu, potrzebowała towarzyskich wyjść, obcowania z kulturą i sztuką. Teraz była niczym ptak w złotej klatce, bo po awarii teleportacji i sieci Fiuu, oraz w obliczu działających anomalii i innych niebezpieczeństw mogących czyhać na osiemnastoletnią młódkę, mogła zapomnieć o samotnym opuszczaniu dworu.
Weszli do lasu. Zieleń zdawała się nieco mniej soczysta, może przez te wszystkie pogodowe zawirowania z maja i czerwca, ale las budził się do życia. Był silny i istniał tu od wieków, więc musiała wierzyć, że przetrwa i szybko wróci do dawnego blasku.
- Oby tak zostało – rzekła, przerażona myślą, że jej rodzina i rodowe tereny mogliby ucierpieć w jakikolwiek sposób. – Żałuję, że nie mogłam być na ślubie Percivala. Przez Hogwart tyle ciekawych rzeczy mnie ominęło! – westchnęła, ale niestety w Hogwarcie wszyscy teoretycznie byli równi, i nie było mowy o opuszczeniu szkoły by pojawić się na weselu, co zdaniem Elise było naganne, bo jako szlachcianka zasługiwała na wyjątkowe traktowanie. – Na pewno był piękny, prawda? – zapytała, ciekawa jak wyglądała uroczystość. – Jeszcze nawet nie zdążyłam dobrze poznać Inary. – Była jednak ciekawa małżonki kuzyna, więc czekała na sposobność, żeby móc porozmawiać z nią dłużej niż tylko wymiana uprzejmości podczas rodzinnych posiłków.
Zaciekawiła się wzmiankami o pobycie w Norwegii, o której słyszała tylko z opowieści.
- To cudownie! Norwegia musi być piękna. Czy bardzo różni się od Anglii? – zapytała z ciekawością; kto wie, może kiedyś zobaczy to miejsce, jeśli będzie mieć męża lubiącego podróże, który by ją tam zabrał? Absolutnie nie brała pod uwagę samotnych dalekich wypraw, była przecież kobietą, więc nie uchodziłoby jej coś takiego, jak podróżowanie bez męża lub przynajmniej członka rodziny.
- Pewnie trudno było ci się z powrotem przyzwyczaić do codzienności, prawda? Ale podejrzewam, że to było ciekawsze niż Hogwart. Nawet nie masz pojęcia, jak się cieszę, że nie będę musiała tam wracać – powiedziała. Wolała być tutaj, w Ashfield, to oczywiste. Wolała być lady Nott niż jedną z wielu uczennic w takich samych zgrzebnych szatach, którą dotyczyły te same zasady, co mugolaków. Tutaj mogła być sobą. – Przez ostatnie miesiące prawie odliczałam czas do swojego powrotu. Chciałam znów ujrzeć was wszystkich. – I rzecz jasna przeżyć debiutancki sabat. – I po powrocie zastałam śnieg, żonatego Percivala, ciebie... Właśnie, kiedy twoja kolej, drogi Eddardzie? – zapytała nagle pchana wyraźną ciekawością. Szli ścieżką; od czasu do czasu słyszała ptaki przemykające w koronach drzew, a opadła ściółka szeleściła pod jej stopami, kiedy stawiała kolejne kroki. Powietrze było przesycone rozkoszną, balsamiczną wonią.
Cóż za paradoks szlacheckiego wychowania; pogardzając słabszymi, uczyli się szacunku do siebie nawzajem i pielęgnowania wartości takich, jak chociażby rodzina. I to nie jedynie w wymiarze słownym, członkowie rodów zabiegali o bezpieczeństwo innych krewnych, szczególnie tych, którzy razem z nimi mieszkali w rodowej posiadłości. Tak też było w przypadku Neda i Elise. Pomimo dzielącej ich przepaści wiekowej oraz ogromnej różnicy w postrzeganiu świata, spędzali wspólnie czas i pielęgnowali swoją relację. Opiekowali się sobą nawzajem; każde na swój sposób, rzecz jasna diametralnie się do siebie różniący. Ich ścieżki krzyżowały się, nawet jeżeli sami specjalnie o to nie zabiegali.
Eddard mimo swego zamiłowania do dalekich podróży i balansowania na granicy niebezpieczeństwa, czasem wracał myślami do wtedy spokojnej jeszcze ojczyzny, tęskniąc za korytarzami, które na dobre zapisały się w pamięci. Czasem porównywał otaczające go leśne tereny do szmaragdowego lasu Sherwood, utwierdzając się, że nigdzie zieleń nie przybiera tak głębokiej barwy, jak właśnie Sherwood. Zastanawiał się, jak radzą sobie członkowie rodziny, dlatego niewyobrażalnym ciosem była wieść o zaginięciu brata.
Niezależnie od wieku czy płci, Nottowie byli zgodnie co do wspaniałości i niezwykłości lasu. Jako młody lord lubił wymykać się spod czujnego spojrzenia guwernera, aby w towarzystwie Percivala pognać ile sił w dziecięcych nóżkach w stronę lasu. Jako młody szlachcic interesował się tym, jak las funkcjonuje; sen z powiek spędzało mu rozmyślanie na temat zachodzących w lesie procesów. Jednakże od lat, niezmiennie las przyciągał swoją tajemniczością. I to ona wabiła Neda, nieprzerwanie od kiedy nauczył się chodzić.
- Jeżeli tak bardzo uwierają cię mury naszej rodowej posiadłości, chętnie bym ci towarzyszył, jestem pewien, że otrzymamy pozwolenie na opuszczenie Nottinghamshire - zmienił temat, wiedząc, że dalsza dyskusja na temat anomalii nie miała większego sensu. Zdecydował się skupić na tym, co jego zdaniem, było istotne dla Elise. Zamknięta w złotej klatce dama, która pragnęła zabłyszczeć na szlacheckiej scenie, czuła frustracje; przynajmniej tak odbierał obecną sytuację Elise, Ned. Jako odpowiedzialny, ale i ulubiony kuzyn nie mógł pozwolić, aby lady Nott kojarzyła swój salonowy debiut wyłącznie z anomaliami, uniemożliwiającymi jej wychodzenie poza mury.
Ku jego uldze las się naprawdę nie zmienił, nadal przyciągał swoją tajemniczością, a oczy mogły nasyć się widokiem soczystej zieleni. - Również ubolewaliśmy nad twoją nieobecnością - połechtał nieco jej ego, kimże byłby Nott bez wydumanego ego? Chociaż w ocenie Eddarda skromność nie powinna leżeć w gestii arystokratów, czasem jedynie fałszywa skromność między damami była względnie dopuszczalna i naturalna. - Tak, ślub był naprawdę piękny, a Inara wydaje się być najlepszą kandydatką na żonę dla Percivala, jestem pewien, że obdarzysz ją sympatią - zapewnił. On jako mężczyzna nie rozumiał, że czasem w relacje między kobietami wkradała się niczym nieuzasadniona zazdrość, która mogła mocno wpływać na relacje między kobietami.
- To zupełnie inne miejsce, gdzie nie spojrzysz malownicze góry, śnieg przykrywa ziemię, niczym kołdra- odparł, chcąc jak najbardziej obrazowo, ale i rzeczowo przedstawić jej norweski krajobraz, w którym on osobiście się zakochał bezgranicznie. Być może, kiedyś zabierze tam swoją małżonkę, na razie jednak przygotowywał się do zaręczyn, które wraz z ojcem zaczęli już planować. Wszakże jeszcze w tym miesiącu miał odwiedzić Wiltshire.
- Faktycznie, życie w Anglii jest inne, ale wiążę się z pobytem w rodzinnym gronie. I nie bądź tak surowa dla szkoły, mimo braku należytego traktowania osób o wyższej pozycji społecznej, wynosisz stamtąd fundamentalną wiedzę, droga kuzynko - upomniał ją, chciał, aby była świadoma istoty wiedzy nabytej w Hogwarcie, nie był człowiekiem, który pochwalał zabranianie szlachciankom dostępu do nauki. Owszem, powinny skupić się na roli małżonki i wybornej damy, ale jednocześnie powinna być choć trochę oczytana i posiadać fundamentalną wiedzę w podstawowych dziedzinach magii i życia społecznego.
- Nestor niecierpliwiąc się moim stanem kawalerskim zaczął planować kolejny ślub. Jeszcze w tym miesiącu mam się udać do Wiltshire - wyjaśnił kuzynce, informując o swoich rychłych zaręczynach.
Eddard mimo swego zamiłowania do dalekich podróży i balansowania na granicy niebezpieczeństwa, czasem wracał myślami do wtedy spokojnej jeszcze ojczyzny, tęskniąc za korytarzami, które na dobre zapisały się w pamięci. Czasem porównywał otaczające go leśne tereny do szmaragdowego lasu Sherwood, utwierdzając się, że nigdzie zieleń nie przybiera tak głębokiej barwy, jak właśnie Sherwood. Zastanawiał się, jak radzą sobie członkowie rodziny, dlatego niewyobrażalnym ciosem była wieść o zaginięciu brata.
Niezależnie od wieku czy płci, Nottowie byli zgodnie co do wspaniałości i niezwykłości lasu. Jako młody lord lubił wymykać się spod czujnego spojrzenia guwernera, aby w towarzystwie Percivala pognać ile sił w dziecięcych nóżkach w stronę lasu. Jako młody szlachcic interesował się tym, jak las funkcjonuje; sen z powiek spędzało mu rozmyślanie na temat zachodzących w lesie procesów. Jednakże od lat, niezmiennie las przyciągał swoją tajemniczością. I to ona wabiła Neda, nieprzerwanie od kiedy nauczył się chodzić.
- Jeżeli tak bardzo uwierają cię mury naszej rodowej posiadłości, chętnie bym ci towarzyszył, jestem pewien, że otrzymamy pozwolenie na opuszczenie Nottinghamshire - zmienił temat, wiedząc, że dalsza dyskusja na temat anomalii nie miała większego sensu. Zdecydował się skupić na tym, co jego zdaniem, było istotne dla Elise. Zamknięta w złotej klatce dama, która pragnęła zabłyszczeć na szlacheckiej scenie, czuła frustracje; przynajmniej tak odbierał obecną sytuację Elise, Ned. Jako odpowiedzialny, ale i ulubiony kuzyn nie mógł pozwolić, aby lady Nott kojarzyła swój salonowy debiut wyłącznie z anomaliami, uniemożliwiającymi jej wychodzenie poza mury.
Ku jego uldze las się naprawdę nie zmienił, nadal przyciągał swoją tajemniczością, a oczy mogły nasyć się widokiem soczystej zieleni. - Również ubolewaliśmy nad twoją nieobecnością - połechtał nieco jej ego, kimże byłby Nott bez wydumanego ego? Chociaż w ocenie Eddarda skromność nie powinna leżeć w gestii arystokratów, czasem jedynie fałszywa skromność między damami była względnie dopuszczalna i naturalna. - Tak, ślub był naprawdę piękny, a Inara wydaje się być najlepszą kandydatką na żonę dla Percivala, jestem pewien, że obdarzysz ją sympatią - zapewnił. On jako mężczyzna nie rozumiał, że czasem w relacje między kobietami wkradała się niczym nieuzasadniona zazdrość, która mogła mocno wpływać na relacje między kobietami.
- To zupełnie inne miejsce, gdzie nie spojrzysz malownicze góry, śnieg przykrywa ziemię, niczym kołdra- odparł, chcąc jak najbardziej obrazowo, ale i rzeczowo przedstawić jej norweski krajobraz, w którym on osobiście się zakochał bezgranicznie. Być może, kiedyś zabierze tam swoją małżonkę, na razie jednak przygotowywał się do zaręczyn, które wraz z ojcem zaczęli już planować. Wszakże jeszcze w tym miesiącu miał odwiedzić Wiltshire.
- Faktycznie, życie w Anglii jest inne, ale wiążę się z pobytem w rodzinnym gronie. I nie bądź tak surowa dla szkoły, mimo braku należytego traktowania osób o wyższej pozycji społecznej, wynosisz stamtąd fundamentalną wiedzę, droga kuzynko - upomniał ją, chciał, aby była świadoma istoty wiedzy nabytej w Hogwarcie, nie był człowiekiem, który pochwalał zabranianie szlachciankom dostępu do nauki. Owszem, powinny skupić się na roli małżonki i wybornej damy, ale jednocześnie powinna być choć trochę oczytana i posiadać fundamentalną wiedzę w podstawowych dziedzinach magii i życia społecznego.
- Nestor niecierpliwiąc się moim stanem kawalerskim zaczął planować kolejny ślub. Jeszcze w tym miesiącu mam się udać do Wiltshire - wyjaśnił kuzynce, informując o swoich rychłych zaręczynach.
Eddard Nott
Zawód : quia nominor leo
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
So crawl on my belly 'til the sun goes down
I'll never wear your broken crown
I'll never wear your broken crown
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Biorąc pod uwagę niechęć do ludzi spoza swojego stanu oraz poczucie wyższości i odrębności od nich, nic w tym dziwnego, że rody trzymały się razem i relacje pomiędzy ich członkami pozostawały silne, zwłaszcza w konserwatywnych rodzinach pokroju Nottów. W życiu Elise zawsze panował silny podział na „my”, czyli rodzina oraz szlachecki stan w ogóle i „oni”, czyli obcy, którym nie warto było poświęcać zbyt wiele uwagi. Nie byli sobie równi i nigdy nie będą. Nie dla Elise, która respektowała wytyczne skorowidzu i przez całą swoją szkolną edukację traktowała go jako wyrocznię w kwestii swoich relacji z otoczeniem. My i oni, zawsze. Rodzice mogli być z niej dumni, że tak dobrze przyswoiła wpojone jej za młodu lekcje i nie próbowała łamać zasad ani smakować zakazanych znajomości, bo nawet w Hogwarcie, z dala od rodziców nie pozwoliła sobie na zapomnienie o tym, kim była.
Rodzina była ważna, więc przeżywała radości i smutki wraz z nią. Rozpaczała po śmierci swojej siostry i w miesiącach bezpośrednio po niej była dla otoczenia wyjątkowo nieznośna. Dotarły do niej i wieści o zaginięciu brata Eddarda, ale nie wiedziała o tej sprawie zbyt wiele, dorośli skąpili jej szczegółów i mogła tylko się zastanawiać, co się stało. I chociaż nie mogła tu wtedy być, cieszyła się ze ślubu Percivala i tamtego dnia myślami była z rodziną, z jeszcze większym niż zwykle lekceważeniem podchodząc do szkolnych obowiązków.
- To nie tak, że mnie uwierają, wiesz, że to mój dom i jest mi niezwykle drogi, ale... Nie wyobrażam sobie przez całe lato nie wychodzić. Chciałabym pójść na jakiś koncert lub do galerii, gdziekolwiek – powiedziała. Jak większość młodych dziewcząt chciała mieć jakieś życie towarzyskie i kulturalne, była przecież Nottem, nie była stworzona do egzystowania w izolacji. Marzyły jej się bale i koncerty dla elit, albo chociaż podwieczorki z przyjaciółkami. To były jednak dopiero pierwsze dni po tych wszystkich komplikacjach z transportem, więc jej matka była ostrożna i wolała póki co zatrzymać Elise w posiadłości. – Ale matka obiecała mi, że za kilka dni udamy się w odwiedziny na wyspę Wight, już nie mogę się doczekać spotkania z Marine i Flavienem – dodała, wiedząc, że jej matka nie wytrzymałaby zbyt długo bez odwiedzin u swojej rodziny.
- Więc gdzie mógłbyś mnie zabrać? – Podejrzewała, że Cassiopeia dużo przychylniej spojrzałaby na pomysł z wyprawą do jakiegoś miejsca poza Nottinghamshire, gdyby miała obok takie towarzystwo jak Eddard.
Łechtanie jej ego dobrze na nią działało, bo lubiła czuć się zauważona i ważna, dlatego uważała, że to ogromna strata, że nie mogło jej tam być razem z resztą bliskich.
- Też mam taką nadzieję – rzekła, zastanawiając się, jak dogada się z Inarą. Zastanawiało ją, że tak piękna kobieta tak późno wyszła za mąż, i miała nadzieję, że ona mając dwadzieścia sześć lat dawno już będzie mężatką, bo staropanieństwo byłoby dla niej skazą na wizerunku. – Musimy się poznać.
Było to pierwsze od powrotu z Hogwartu dłuższe wyjście do lasu Sherwood. Była ciekawa, jaki plan miał Eddard. Zerknęła na niego ukradkiem.
- To tam chyba musi być bardzo zimno? – zapytała, wzdrygając się na myśl o śniegu, bo nie przepadała za zimą, a ostatnio w czerwcu musiała znosić trzy tygodnie takiego śniegu, jakiego nie widywała nawet w styczniu. Chyba wolała nieco cieplejsze miejsca, podobało jej się we Francji, gdzie kiedyś, w młodszym wieku była z matką i siostrami.
- Wolałabym nabywać ją w domu, nie wśród... mugolaków – powiedziała, marszcząc z niechęcią nosek. Miał trochę racji, bo każda szanująca się czarownica musiała umieć czarować. Wiedziała o tym, dlatego przykładała się do praktycznej nauki zaklęć, czego nie można było powiedzieć o teorii, która często ją nudziła. – Nadal uważam, że to skandal, że traktowali nas tam jak równych sobie i nie okazywali nam, lepiej urodzonym, należytego szacunku. Gdyby nie Marine to dużo trudniej byłoby mi znieść te siedem lat.
Elise często narzekała na Hogwart. Niektóre aspekty szkoły lubiła, ale negatywnych niestety widziała więcej. Choćby pleniący się szlam, pozbawione przywilejów traktowanie i izolację od dworskiego życia. Szczególnie bolesny był pierwszy rok. Przez pierwsze tygodnie dała się poznać nauczycielom i uczniom jako osoba niezwykle rozkapryszona i roszczeniowa, która nie chciała nawet siedzieć w jednej ławce z mugolakami lub biedotą. Dopiero z czasem nauczyła się dużo lepiej ukrywać swoje niezadowolenie i być nieco milszą dla otoczenia.
- A jak ty pamiętałeś te czasy? – zapytała nagle; kiedy ona zaczęła Hogwart on już dawno go skończył, więc nigdy nie spotkali się w szkolnych murach. Była ciekawa, jak wiele pamiętał po upływie tylu lat, bo z jej obecnej perspektywy jedenaście lat brzmiało jak bardzo długi czas, więcej niż połowa jej życia.
- Do Wiltshire? – uniosła brwi. – Która z panien Malfoy zostanie twoją narzeczoną? – Jak przystało na Nottównę wiedziała, jaki ród zamieszkiwał jakie ziemie. Na hogwarckiej historii magii często przysypiała, jak większość klasy znużona wykładami o wojnach olbrzymów czy goblinów, ale w rodowej posiadłości z wielką pasją słuchała o dziejach rodów. Była ciekawa, czy panna, którą wybrano dla Eddarda była jej znana, czy też nie. – Już nie mogę się doczekać twojego ślubu, cieszę się, że chociaż na nim będę mogła się bawić.
Dotarli właśnie do niewielkiego strumyka, gdzie kiedyś przychodziła z siostrami i bawiły się lalkami lub wylegiwały na kocu i jadły przysmaki przygotowane przez domowego skrzata. Zwykle o tej porze roku otoczenie było bardziej barwne, ale roślinność ucierpiała przez kaprysy pogody i wydawała jej się mniej zielona niż zwykle. Za strumykiem było też widać dwa przewrócone drzewa, których w ubiegłe wakacje nie było. Podeszła jednak do wody, ostrożnie mocząc dłoń w przejrzystym i zimnym strumyku. Jako dziecko lubiła zdejmować buciki i wchodzić do wody, kiedyś nawet potknęła się na omszałym kamieniu, później, dorastając, stała się bardziej powściągliwa.
Rodzina była ważna, więc przeżywała radości i smutki wraz z nią. Rozpaczała po śmierci swojej siostry i w miesiącach bezpośrednio po niej była dla otoczenia wyjątkowo nieznośna. Dotarły do niej i wieści o zaginięciu brata Eddarda, ale nie wiedziała o tej sprawie zbyt wiele, dorośli skąpili jej szczegółów i mogła tylko się zastanawiać, co się stało. I chociaż nie mogła tu wtedy być, cieszyła się ze ślubu Percivala i tamtego dnia myślami była z rodziną, z jeszcze większym niż zwykle lekceważeniem podchodząc do szkolnych obowiązków.
- To nie tak, że mnie uwierają, wiesz, że to mój dom i jest mi niezwykle drogi, ale... Nie wyobrażam sobie przez całe lato nie wychodzić. Chciałabym pójść na jakiś koncert lub do galerii, gdziekolwiek – powiedziała. Jak większość młodych dziewcząt chciała mieć jakieś życie towarzyskie i kulturalne, była przecież Nottem, nie była stworzona do egzystowania w izolacji. Marzyły jej się bale i koncerty dla elit, albo chociaż podwieczorki z przyjaciółkami. To były jednak dopiero pierwsze dni po tych wszystkich komplikacjach z transportem, więc jej matka była ostrożna i wolała póki co zatrzymać Elise w posiadłości. – Ale matka obiecała mi, że za kilka dni udamy się w odwiedziny na wyspę Wight, już nie mogę się doczekać spotkania z Marine i Flavienem – dodała, wiedząc, że jej matka nie wytrzymałaby zbyt długo bez odwiedzin u swojej rodziny.
- Więc gdzie mógłbyś mnie zabrać? – Podejrzewała, że Cassiopeia dużo przychylniej spojrzałaby na pomysł z wyprawą do jakiegoś miejsca poza Nottinghamshire, gdyby miała obok takie towarzystwo jak Eddard.
Łechtanie jej ego dobrze na nią działało, bo lubiła czuć się zauważona i ważna, dlatego uważała, że to ogromna strata, że nie mogło jej tam być razem z resztą bliskich.
- Też mam taką nadzieję – rzekła, zastanawiając się, jak dogada się z Inarą. Zastanawiało ją, że tak piękna kobieta tak późno wyszła za mąż, i miała nadzieję, że ona mając dwadzieścia sześć lat dawno już będzie mężatką, bo staropanieństwo byłoby dla niej skazą na wizerunku. – Musimy się poznać.
Było to pierwsze od powrotu z Hogwartu dłuższe wyjście do lasu Sherwood. Była ciekawa, jaki plan miał Eddard. Zerknęła na niego ukradkiem.
- To tam chyba musi być bardzo zimno? – zapytała, wzdrygając się na myśl o śniegu, bo nie przepadała za zimą, a ostatnio w czerwcu musiała znosić trzy tygodnie takiego śniegu, jakiego nie widywała nawet w styczniu. Chyba wolała nieco cieplejsze miejsca, podobało jej się we Francji, gdzie kiedyś, w młodszym wieku była z matką i siostrami.
- Wolałabym nabywać ją w domu, nie wśród... mugolaków – powiedziała, marszcząc z niechęcią nosek. Miał trochę racji, bo każda szanująca się czarownica musiała umieć czarować. Wiedziała o tym, dlatego przykładała się do praktycznej nauki zaklęć, czego nie można było powiedzieć o teorii, która często ją nudziła. – Nadal uważam, że to skandal, że traktowali nas tam jak równych sobie i nie okazywali nam, lepiej urodzonym, należytego szacunku. Gdyby nie Marine to dużo trudniej byłoby mi znieść te siedem lat.
Elise często narzekała na Hogwart. Niektóre aspekty szkoły lubiła, ale negatywnych niestety widziała więcej. Choćby pleniący się szlam, pozbawione przywilejów traktowanie i izolację od dworskiego życia. Szczególnie bolesny był pierwszy rok. Przez pierwsze tygodnie dała się poznać nauczycielom i uczniom jako osoba niezwykle rozkapryszona i roszczeniowa, która nie chciała nawet siedzieć w jednej ławce z mugolakami lub biedotą. Dopiero z czasem nauczyła się dużo lepiej ukrywać swoje niezadowolenie i być nieco milszą dla otoczenia.
- A jak ty pamiętałeś te czasy? – zapytała nagle; kiedy ona zaczęła Hogwart on już dawno go skończył, więc nigdy nie spotkali się w szkolnych murach. Była ciekawa, jak wiele pamiętał po upływie tylu lat, bo z jej obecnej perspektywy jedenaście lat brzmiało jak bardzo długi czas, więcej niż połowa jej życia.
- Do Wiltshire? – uniosła brwi. – Która z panien Malfoy zostanie twoją narzeczoną? – Jak przystało na Nottównę wiedziała, jaki ród zamieszkiwał jakie ziemie. Na hogwarckiej historii magii często przysypiała, jak większość klasy znużona wykładami o wojnach olbrzymów czy goblinów, ale w rodowej posiadłości z wielką pasją słuchała o dziejach rodów. Była ciekawa, czy panna, którą wybrano dla Eddarda była jej znana, czy też nie. – Już nie mogę się doczekać twojego ślubu, cieszę się, że chociaż na nim będę mogła się bawić.
Dotarli właśnie do niewielkiego strumyka, gdzie kiedyś przychodziła z siostrami i bawiły się lalkami lub wylegiwały na kocu i jadły przysmaki przygotowane przez domowego skrzata. Zwykle o tej porze roku otoczenie było bardziej barwne, ale roślinność ucierpiała przez kaprysy pogody i wydawała jej się mniej zielona niż zwykle. Za strumykiem było też widać dwa przewrócone drzewa, których w ubiegłe wakacje nie było. Podeszła jednak do wody, ostrożnie mocząc dłoń w przejrzystym i zimnym strumyku. Jako dziecko lubiła zdejmować buciki i wchodzić do wody, kiedyś nawet potknęła się na omszałym kamieniu, później, dorastając, stała się bardziej powściągliwa.
Owszem, wychowani w wąskim i konserwatywnym gronie nauczyli się dbać o siebie nawzajem. I chociaż Eddard czuł się związany z rodziną, nie potrafił w spektakularny sposób okazywać swoich uczuć, ani tym bardziej pięknie o nich mówić. Często mówił kwieciście o tym, co powinien odczuwać, a nie o faktycznym stanie emocjonalnym. Był dosyć powściągliwy jeżeli chodzi o pokazywania prawdziwego siebie. Krył się raczej za delikatnym uśmiechem, którego faktyczny charakter było ciężko określić. Bardzo znaczną część szlachty trzymał na dystans, pozwalając sobie na bliższe relacje jedynie z członkami rodziny. Dlatego w przypadku Eddarda nie było mowy o płomiennym uczuciu, które prowadziłoby do cudownego wesela z lady Malfoy. Planowane zaręczyny w Wiltshire miały być jedynie czysto politycznym zagraniem; w końcu nie znał Callisto i nie miał pojęcia jaka jest młoda arystokratka. To co potrafiło wywołać prawdziwe emocje w Nedzie to zaginiecie brata i jak się okazało śmierć. Nie spocznie, póki nie znajdzie tego, który śmiał odebrać życie Juliusowi. Jednakże i wtedy na jego twarzy nie zmieniło się kompletnie nic; trwał jako opoka dla bliskich, aby w zaciszu własnych komnat zagłuszyć emocje za pomocą mocniejszego alkoholu, lub zatapiając się w pracy; wszystko, aby odciągnąć myśli od ponurego faktu. Z uśmiechem wysłuchiwał słów kuzynki; nie mógł pozbyć się wrażenia, że roszczenia dziewczyny są trochę infantylne. A raczej jej podejście, jakby całkowicie bagatelizowała powagę sytuacji. Z drugiej strony skąd miała wiedzieć, co dzieje się w wielkim świecie? Z reguły panny nie interesowały się polityką, czy generalnie sytuacją w państwie póki nie dotyczy ich w jakiś sposób. Czy za sprawą najbliższej rodziny, czy też małżonka bądź bezpośrednio samej lady. - Zatem prześlij lady i lordowi Lestrange najserdeczniejsze pozdrowienia - oczywiście było to kolejne grzecznościowe zagrania; w rzeczywistości Eddard niezbyt wiele miał wspólnego z Marine czy Flavienem, ponieważ przepaść wiekowa była zdecydowanie zbyt duża, a Lestrange nie byli bezpośrednio spokrewnieni z Nedem, także kontakt był ograniczony. Oczywiście, kojarzył o kim mówiła Elise, nie był ignorantem.
- A gdzie zechciałabyś się udać? To twoje wyjście, moja droga – odparł, uśmiechnąwszy się do kuzynki. Chciał, aby była w pełni zadowolona z ich wspólnego wyjścia, ponieważ to ona zamknięta była w złotej klatce, a nie Eddard. Śmiało można powiedzieć, że lord Nott cieszył się większą swobodą niżeli jego starsi bracia. Obecnie zmieniło się to w wyniku tragicznego wypadku, ale także wieku Eddarda, który chooć nie był ponaglający to jednak sugerował ustatkowanie się, a przynajmniej znalezienie odpowiedniej partnerki na przyszłą lady Nott. Miał nadzieję, że nestor nie postradał zmysłów, nie miał zamiaru ślubować wierności niegodnej siebie szlachciance. Jednakże o lady Callisto mówiono w samych superlatywach.
- Z pewnością znajdzie się ku temu sposobność - posiadłość nie była aż tak duża, aby mijać się w nieskończoność, poza tym skoro Elise większość czasu musiała spędzać w posiadłości to spotkanie z Inarą wydawało się być dobrym sposobem na umilenie sobie czasu w posiadłości.
- Tak, przez większość czasu jest tam zimno. Myślę, że dużo bardziej spodobałby ci się Egipt – stwierdził chociaż nie wiedział, czy intensywnie świecące słońce nie podrażniłoby delikatnej skóry Elise. Wydawała się być w końcu tak delikatna, zupełnie jakby pierwszy silniejszy podmuch wiatru miał ją przewrócić. Nedowi bardziej odpowiadał zimowy klimat Norwegii.
- Zdaję sobie z tego sprawę, jednakże nie zawsze możemy mieć to co chcemy. W Hogwarcie mogłaś utwierdzić siebie oraz innych w tym, że szlachetna krew góruje nad brudną krwią mugoli - prawdopodobnie brzmiałby jak fanatyk, gdyby nie fakt, że cała szlachta, a przynajmniej jej znaczna większość wyznawała właśnie taki system wartości, trzymając się określonego światopoglądu. - Zgodzę się z tobą, równouprawnienie, które ma miejsce w Hogwarcie jest niedopuszczalne, ale nadal jest to jedna z najlepszych szkół magicznych; pozostaje jedynie unikać mugolaków, liczyć na to, że któryś z następnych dyrektorów zmądrzeje I coś z tym zrobi - sam Eddard ubolewał nad tym, że musiał dzielić dormitorium z czarodziejami półkrwi, a co dopiero gdyby przyszło mu żyć w jednym pomieszczeniu z mugolem, który miał wyjątkowe szczęście, objawiając swoje magiczne zdolności. - Niestety, wyglądało to w ten sposób, jednakże mając ten zaszczyt bycia wychowankiem Salazara Slytherina, nie musiałem wchodzić w interakcje z mugolakami, nie zwracając na nich uwagi, miałem to szczęście dzielić dormitorium z zacnymi lordami jak na przykład lord Cygnus Black - dobrze wspominał te czasy, gdy nie ciążyło na nim zbyt wiele obowiązków, a jednocześnie mógł zgłębiać tajniki czarnomagicznej wiedzy z działu ksiąg zakazanych. Tym jednak nie chciał chwalić się młodszej kuzynce, która pewnie nie zrozumiałaby tego, co kierowało Eddardem. Rozmowy o czarnej magii oraz naukowe rozprawy postanowił zostawił dla innego rozmówcy, bardziej obytego w emacie.
- Owszem, do Wiltshire. Już pod koniec lipca rodowy pierścionek zabłyśnie na dłoni lady Callisto Malfoy – odparł, wypowiadając imię przyszłej narzeczonej niezwykle dokładnie – jakby poprzez wysmakowanie jej imienia chciał bliżej poznać przeznaczoną mu szlachiankę. Bez emocji podchodził jednak do sprawy swoich oświadczyn. - Nie widzę innej możliwości, Elise- po raz kolejny odwołał się do ego lady Nott, ale jego słowa były nade wszystko szczere. - A czy tobie kuzynko wpadł w oko godny ciebie lord? - zagadnął, uśmiechajac się nieco prowokująco I jakby zadziornie. Zdawał sobie sprawę, że może nie być skora do zwierzeń ze swoich miłosnych uniesień, ale zrobił to po to, aby chociaż spróbować wywołać uroczy rumieniec na jej bladych policzkach. Rozejrzał się dookoła, widać, że pogoda wpłynęła także na las Sherwood, który jednak nadal mamił swoją urodą. Przykucnął tuż obok kuzynki, mocząc czubki palców w wodzie. - Chcesz wejść do wody? - zagadnął, unosząc prowokująco jedną brew ku górze.
- A gdzie zechciałabyś się udać? To twoje wyjście, moja droga – odparł, uśmiechnąwszy się do kuzynki. Chciał, aby była w pełni zadowolona z ich wspólnego wyjścia, ponieważ to ona zamknięta była w złotej klatce, a nie Eddard. Śmiało można powiedzieć, że lord Nott cieszył się większą swobodą niżeli jego starsi bracia. Obecnie zmieniło się to w wyniku tragicznego wypadku, ale także wieku Eddarda, który chooć nie był ponaglający to jednak sugerował ustatkowanie się, a przynajmniej znalezienie odpowiedniej partnerki na przyszłą lady Nott. Miał nadzieję, że nestor nie postradał zmysłów, nie miał zamiaru ślubować wierności niegodnej siebie szlachciance. Jednakże o lady Callisto mówiono w samych superlatywach.
- Z pewnością znajdzie się ku temu sposobność - posiadłość nie była aż tak duża, aby mijać się w nieskończoność, poza tym skoro Elise większość czasu musiała spędzać w posiadłości to spotkanie z Inarą wydawało się być dobrym sposobem na umilenie sobie czasu w posiadłości.
- Tak, przez większość czasu jest tam zimno. Myślę, że dużo bardziej spodobałby ci się Egipt – stwierdził chociaż nie wiedział, czy intensywnie świecące słońce nie podrażniłoby delikatnej skóry Elise. Wydawała się być w końcu tak delikatna, zupełnie jakby pierwszy silniejszy podmuch wiatru miał ją przewrócić. Nedowi bardziej odpowiadał zimowy klimat Norwegii.
- Zdaję sobie z tego sprawę, jednakże nie zawsze możemy mieć to co chcemy. W Hogwarcie mogłaś utwierdzić siebie oraz innych w tym, że szlachetna krew góruje nad brudną krwią mugoli - prawdopodobnie brzmiałby jak fanatyk, gdyby nie fakt, że cała szlachta, a przynajmniej jej znaczna większość wyznawała właśnie taki system wartości, trzymając się określonego światopoglądu. - Zgodzę się z tobą, równouprawnienie, które ma miejsce w Hogwarcie jest niedopuszczalne, ale nadal jest to jedna z najlepszych szkół magicznych; pozostaje jedynie unikać mugolaków, liczyć na to, że któryś z następnych dyrektorów zmądrzeje I coś z tym zrobi - sam Eddard ubolewał nad tym, że musiał dzielić dormitorium z czarodziejami półkrwi, a co dopiero gdyby przyszło mu żyć w jednym pomieszczeniu z mugolem, który miał wyjątkowe szczęście, objawiając swoje magiczne zdolności. - Niestety, wyglądało to w ten sposób, jednakże mając ten zaszczyt bycia wychowankiem Salazara Slytherina, nie musiałem wchodzić w interakcje z mugolakami, nie zwracając na nich uwagi, miałem to szczęście dzielić dormitorium z zacnymi lordami jak na przykład lord Cygnus Black - dobrze wspominał te czasy, gdy nie ciążyło na nim zbyt wiele obowiązków, a jednocześnie mógł zgłębiać tajniki czarnomagicznej wiedzy z działu ksiąg zakazanych. Tym jednak nie chciał chwalić się młodszej kuzynce, która pewnie nie zrozumiałaby tego, co kierowało Eddardem. Rozmowy o czarnej magii oraz naukowe rozprawy postanowił zostawił dla innego rozmówcy, bardziej obytego w emacie.
- Owszem, do Wiltshire. Już pod koniec lipca rodowy pierścionek zabłyśnie na dłoni lady Callisto Malfoy – odparł, wypowiadając imię przyszłej narzeczonej niezwykle dokładnie – jakby poprzez wysmakowanie jej imienia chciał bliżej poznać przeznaczoną mu szlachiankę. Bez emocji podchodził jednak do sprawy swoich oświadczyn. - Nie widzę innej możliwości, Elise- po raz kolejny odwołał się do ego lady Nott, ale jego słowa były nade wszystko szczere. - A czy tobie kuzynko wpadł w oko godny ciebie lord? - zagadnął, uśmiechajac się nieco prowokująco I jakby zadziornie. Zdawał sobie sprawę, że może nie być skora do zwierzeń ze swoich miłosnych uniesień, ale zrobił to po to, aby chociaż spróbować wywołać uroczy rumieniec na jej bladych policzkach. Rozejrzał się dookoła, widać, że pogoda wpłynęła także na las Sherwood, który jednak nadal mamił swoją urodą. Przykucnął tuż obok kuzynki, mocząc czubki palców w wodzie. - Chcesz wejść do wody? - zagadnął, unosząc prowokująco jedną brew ku górze.
Eddard Nott
Zawód : quia nominor leo
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
So crawl on my belly 'til the sun goes down
I'll never wear your broken crown
I'll never wear your broken crown
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Elise była osobą dość otwartą – ale wobec osób, które uważała za sobie bliskie. Była raczej zamknięta na ludzi spoza swojego kręgu, więc w kwestii doboru przyjaciół miała dość ograniczony wybór. A rodzina – mimo zdarzających się czasem sporów musiała być jej wierna, nawet jeśli czasem czuła się odrobinę osamotniona wśród dużo starszego kuzynostwa ze strony Nottów, zwłaszcza w dzieciństwie, kiedy oni wszyscy wyjeżdżali do Hogwartu, a ona zostawała praktycznie sama wśród dorosłych, nie licząc Ophelii, która później w końcu też wyjechała do szkoły.
Ale z dziewczętami sprawy wyglądały też o tyle inaczej, że odbierały inne wzorce wychowania. U mężczyzn pewna lakoniczność i powściągliwość była widziana dużo lepiej, prawdę mówiąc Elise często miała problem dociec, co naprawdę czuł Eddard, nie był zbyt wylewny. Właśnie z powodu odebranego wychowania i przekazanych wzorców Elise miała dość płytkie i infantylne zapatrywania na wiele spraw. Biorąc pod uwagę, że miała niecałe osiemnaście lat, dopiero skończyła szkołę i nie miała doświadczenia życiowego, nie było to niczym dziwnym, tym bardziej, że w damach nie pielęgnowano zainteresowania polityką i wiele spraw przed nimi przemilczano. W końcu to było zajęcie dla mężczyzn, jej matka uważała wręcz, że kobiety nie powinny próbować być zbyt mądre i obeznane w świecie, bo to nie ich rola. Te tematy były jej obce, wolała rozmyślać o balach, sukniach i podwieczorkach niż o tym, co się działo, i rodzice sami ją do tego zachęcali, nigdy nie ucząc wrażliwości na innych. Zwyczajnie bała się anomalii, ale bardziej niż cierpiącymi bezimiennymi ludźmi przejmowała się własnymi niedogodnościami. Przynajmniej dla niej, bo przejmowała się jedynie tym, co mogło dotyczyć jej lub jej bliskich. Chciała tylko się bawić i zażywać przyjemności, nie chciała się bać.
- Oczywiście, zrobię to – zapewniła, choć wiedziała, że Eddarda nic nie łączy z jej rodziną ze strony matki. Choć ich ojcowie byli braćmi, matki pochodziły z różnych rodów, więc każde z nich miało część rodziny wspólną i część odrębną. A Cassiopeia bardzo dbała o więzi córek ze swoją rodziną. – Właściwie chętnie udam się gdziekolwiek, byle było to miejsce stosowne dla damy takiej jak ja – zaznaczyła, ale była pewna, że Eddard dokona dobrego wyboru i nie zabierze jej w żadne plebejskie miejsce. – Chętnie poszłabym na koncert muzyki klasycznej lub do galerii sztuki – dodała. Były to dobre miejsca dla młodej damy, sprzyjające spotkaniu odpowiedniego towarzystwa.
Rzeczywiście przebywanie w dworze sprzyjało temu, by częściej napotykać innych jego mieszkańców, było więc pewne, że w końcu uda się natrafić na Inarę. Póki co z niewiadomego powodu wahała się nad tym, żeby po prostu pójść do jej komnat i spróbować wciągnąć ją w dłuższą rozmowę. Ale jak inni Nottowie chciała, by małżonka Percivala czuła się tu dobrze.
- W Egipcie chyba z kolei jest bardzo gorąco oraz dużo słońca i piasku? – zapytała z ciekawością. Jak przystało na damę unikała nadmiaru słońca, by jej blada skóra nie pokryła się poparzeniami czy plebejską opalenizną, choć w brytyjskim klimacie raczej to nie groziło. A już na pewno nie w tym roku, kiedy przez te mgły, deszcze i chłód wręcz marzyła o jakimkolwiek promieniu słońca muskającym skórę.
- O tak, w tym masz rację – stwierdziła. Niestety prawda była taka, że często mugolacy radzili sobie na zajęciach lepiej od niej, ale uparcie nie uważała tego za żaden dowód na to, że pochodzenie nie świadczy o umiejętnościach. Wolała myśleć, że po prostu mieli więcej szczęścia i że gdyby tylko chciało jej się pilnie uczyć z łatwością by ich wszystkich wyprzedziła. – Unikałam ich, jakżeby inaczej? Ich oraz sympatyzujących z nimi Gryfonów. – Poza Slytherinem chyba tylko w Ravenclawie napotykała jeszcze ludzi wyznających odpowiednie wartości, choć często nie rozumiała ich głodu wiedzy. Sama wolała raczej wierzyć w moc nazwiska i koneksji. I nie rozumiała, jak niektórzy z nich mogli tak po prostu wierzyć w równość i bratać się ze szlamem. – Ubolewałam nad tym, że niektórzy nauczyciele zdawali się nie rozumieć, że wcale nie jesteśmy sobie równi i często traktowali mnie tak samo, jak mieszańców i mugolaków. – To do tej pory bolało jej dumę, choć czasy nastania Grindelwalda miały chociaż tę jedną zaletę, że mugolakom było trudniej. Elise może nie odczuwała żadnej fascynacji czarną magią i nie pociągała jej przemoc, ale pragnęła wyjątkowego traktowania i przywilejów, chciała czuć się lepszą od innych. Lubiła też, kiedy ludziom, których nie lubiła wiodło się gorzej.
Rzeczywiście, mgliście kojarzyła nazwisko Callisto.
- Była parę klas wyżej ode mnie – zauważyła, próbując sobie przypomnieć coś więcej. Niestety na etapie szkolnym te cztery lata różnicy to było na tyle sporo, że nie zaznajomiły się bliżej. – Mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze i że wkrótce będę mogła lepiej poznać nową przyszłą lady Nott. Koniecznie musisz nas sobie przedstawić, gdy kiedyś ją tu zaprosisz – poprosiła. – Niestety nie. Ale to chyba i tak nie ma znaczenia, biorąc pod uwagę, że to ojciec wybierze mi męża, prawda?
Debiut nie przyniósł żadnej szczególnie obiecującej relacji z żadnym mężczyzną, ale jeszcze nie wszystko stracone. Pomijając fakt, że i tak to nie do niej należała decyzja, z kim spędzić resztę życia. To ojciec i nestor ją podejmą, a ona będzie musiała to zaakceptować, tak, jak Eddard musiał zaakceptować wybór Callisto na jego narzeczoną – choć jako mężczyzna pewnie mógłby się postawić, gdyby zechciał. Ale był w na tyle naglącym wieku że ciążyła nad nim silna presja.
Słysząc kolejne pytanie zawahała się.
- W tym wieku chyba już mi nie przystoi? – westchnęła. Może gdyby była sama i gdyby było cieplej odważyłaby się zdjąć buciki i zamoczyć stopy w płytkim strumyku, ale w towarzystwie Eddarda mimowolnie się zawahała, bo w końcu nie była już dzieckiem ani nastolatką, a teoretycznie dorosłą kobietą, która niespełna 2 tygodnie temu skończyła szkołę. Czy dorosłej kobiecie uchodziłoby takie zachowanie? Spojrzała na Eddarda z ciekawością, choć była pewna, że nie był tak drętwy jak niektórzy mężczyźni i wcale nie czułby się zgorszeni, gdyby tak zdjęła butki i na bosaka przeskoczyła po kamieniach na drugą stronę niedużej rzeczki.
Ale z dziewczętami sprawy wyglądały też o tyle inaczej, że odbierały inne wzorce wychowania. U mężczyzn pewna lakoniczność i powściągliwość była widziana dużo lepiej, prawdę mówiąc Elise często miała problem dociec, co naprawdę czuł Eddard, nie był zbyt wylewny. Właśnie z powodu odebranego wychowania i przekazanych wzorców Elise miała dość płytkie i infantylne zapatrywania na wiele spraw. Biorąc pod uwagę, że miała niecałe osiemnaście lat, dopiero skończyła szkołę i nie miała doświadczenia życiowego, nie było to niczym dziwnym, tym bardziej, że w damach nie pielęgnowano zainteresowania polityką i wiele spraw przed nimi przemilczano. W końcu to było zajęcie dla mężczyzn, jej matka uważała wręcz, że kobiety nie powinny próbować być zbyt mądre i obeznane w świecie, bo to nie ich rola. Te tematy były jej obce, wolała rozmyślać o balach, sukniach i podwieczorkach niż o tym, co się działo, i rodzice sami ją do tego zachęcali, nigdy nie ucząc wrażliwości na innych. Zwyczajnie bała się anomalii, ale bardziej niż cierpiącymi bezimiennymi ludźmi przejmowała się własnymi niedogodnościami. Przynajmniej dla niej, bo przejmowała się jedynie tym, co mogło dotyczyć jej lub jej bliskich. Chciała tylko się bawić i zażywać przyjemności, nie chciała się bać.
- Oczywiście, zrobię to – zapewniła, choć wiedziała, że Eddarda nic nie łączy z jej rodziną ze strony matki. Choć ich ojcowie byli braćmi, matki pochodziły z różnych rodów, więc każde z nich miało część rodziny wspólną i część odrębną. A Cassiopeia bardzo dbała o więzi córek ze swoją rodziną. – Właściwie chętnie udam się gdziekolwiek, byle było to miejsce stosowne dla damy takiej jak ja – zaznaczyła, ale była pewna, że Eddard dokona dobrego wyboru i nie zabierze jej w żadne plebejskie miejsce. – Chętnie poszłabym na koncert muzyki klasycznej lub do galerii sztuki – dodała. Były to dobre miejsca dla młodej damy, sprzyjające spotkaniu odpowiedniego towarzystwa.
Rzeczywiście przebywanie w dworze sprzyjało temu, by częściej napotykać innych jego mieszkańców, było więc pewne, że w końcu uda się natrafić na Inarę. Póki co z niewiadomego powodu wahała się nad tym, żeby po prostu pójść do jej komnat i spróbować wciągnąć ją w dłuższą rozmowę. Ale jak inni Nottowie chciała, by małżonka Percivala czuła się tu dobrze.
- W Egipcie chyba z kolei jest bardzo gorąco oraz dużo słońca i piasku? – zapytała z ciekawością. Jak przystało na damę unikała nadmiaru słońca, by jej blada skóra nie pokryła się poparzeniami czy plebejską opalenizną, choć w brytyjskim klimacie raczej to nie groziło. A już na pewno nie w tym roku, kiedy przez te mgły, deszcze i chłód wręcz marzyła o jakimkolwiek promieniu słońca muskającym skórę.
- O tak, w tym masz rację – stwierdziła. Niestety prawda była taka, że często mugolacy radzili sobie na zajęciach lepiej od niej, ale uparcie nie uważała tego za żaden dowód na to, że pochodzenie nie świadczy o umiejętnościach. Wolała myśleć, że po prostu mieli więcej szczęścia i że gdyby tylko chciało jej się pilnie uczyć z łatwością by ich wszystkich wyprzedziła. – Unikałam ich, jakżeby inaczej? Ich oraz sympatyzujących z nimi Gryfonów. – Poza Slytherinem chyba tylko w Ravenclawie napotykała jeszcze ludzi wyznających odpowiednie wartości, choć często nie rozumiała ich głodu wiedzy. Sama wolała raczej wierzyć w moc nazwiska i koneksji. I nie rozumiała, jak niektórzy z nich mogli tak po prostu wierzyć w równość i bratać się ze szlamem. – Ubolewałam nad tym, że niektórzy nauczyciele zdawali się nie rozumieć, że wcale nie jesteśmy sobie równi i często traktowali mnie tak samo, jak mieszańców i mugolaków. – To do tej pory bolało jej dumę, choć czasy nastania Grindelwalda miały chociaż tę jedną zaletę, że mugolakom było trudniej. Elise może nie odczuwała żadnej fascynacji czarną magią i nie pociągała jej przemoc, ale pragnęła wyjątkowego traktowania i przywilejów, chciała czuć się lepszą od innych. Lubiła też, kiedy ludziom, których nie lubiła wiodło się gorzej.
Rzeczywiście, mgliście kojarzyła nazwisko Callisto.
- Była parę klas wyżej ode mnie – zauważyła, próbując sobie przypomnieć coś więcej. Niestety na etapie szkolnym te cztery lata różnicy to było na tyle sporo, że nie zaznajomiły się bliżej. – Mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze i że wkrótce będę mogła lepiej poznać nową przyszłą lady Nott. Koniecznie musisz nas sobie przedstawić, gdy kiedyś ją tu zaprosisz – poprosiła. – Niestety nie. Ale to chyba i tak nie ma znaczenia, biorąc pod uwagę, że to ojciec wybierze mi męża, prawda?
Debiut nie przyniósł żadnej szczególnie obiecującej relacji z żadnym mężczyzną, ale jeszcze nie wszystko stracone. Pomijając fakt, że i tak to nie do niej należała decyzja, z kim spędzić resztę życia. To ojciec i nestor ją podejmą, a ona będzie musiała to zaakceptować, tak, jak Eddard musiał zaakceptować wybór Callisto na jego narzeczoną – choć jako mężczyzna pewnie mógłby się postawić, gdyby zechciał. Ale był w na tyle naglącym wieku że ciążyła nad nim silna presja.
Słysząc kolejne pytanie zawahała się.
- W tym wieku chyba już mi nie przystoi? – westchnęła. Może gdyby była sama i gdyby było cieplej odważyłaby się zdjąć buciki i zamoczyć stopy w płytkim strumyku, ale w towarzystwie Eddarda mimowolnie się zawahała, bo w końcu nie była już dzieckiem ani nastolatką, a teoretycznie dorosłą kobietą, która niespełna 2 tygodnie temu skończyła szkołę. Czy dorosłej kobiecie uchodziłoby takie zachowanie? Spojrzała na Eddarda z ciekawością, choć była pewna, że nie był tak drętwy jak niektórzy mężczyźni i wcale nie czułby się zgorszeni, gdyby tak zdjęła butki i na bosaka przeskoczyła po kamieniach na drugą stronę niedużej rzeczki.
Można powiedzieć, że jego wylewność nawet, jak na lorda była mocno ograniczona. Pokuszenie się o stwierdzenie, że brak mu wylewności nie byłoby przesadą. Ciężko było wywołać jakieś zmiany w mimice twarzy. Sam kiedy trzeba trzymał obojętny wyraz twarzy, a gdy wymagała tego od niego sytuacja, jego usta wyginały się w delikatny uśmiech, którego jeszcze nikt nie rozpracował. Czasem, w chwilach tak swobodnych, jak te pozwalał sobie na rozluźnienie i czasem obdarzył Elise szerszym uśmiechem, bądź zmarszczył czoło w geście zastanowienia. Czasem krótki śmiech wydobywał się spomiędzy jego warg. Jednakże to wszystko; nie było mowy o ekspresyjnym okazywaniu swoich emocji, których często on sam nie potrafił zinterpretować w odpowiedni sposób. A co dopiero mówić o nich i dzielić się nimi z drugą osobą? To zdecydowanie nie w stylu Eddarda. Potrafił odróżnić suche fakt od emocjonalnych zawiłości. Był zdania, że to damom przypadała egzaltacja uczuć. Lordowie powinni zachowywać spokój nawet w najbardziej emocjonalnych momentach - przynajmniej tak uczony był Eddard. A może sam narzucił sobie taki obowiązek, chcąc zdobyć uznanie ojca, o które niegdyś tak mocno zabiegał?
- Ależ oczywiście, nie śmiałbym zabrać cię w miejsce niegodne tak szlachetnej damy - Ned mimo swojej swobody i delikatnej odmienności z powodu umiłowania do przygód, nadal był wzorowym Nottem i takie faux pas nie miało miejsca. Za coś podobnego kochana przez wszystkich cioteczka Adelaide doprowadziłaby do wydziedziczenia Eddarda w trybie natychmiastowym. Biada tym Nottom, którzy w jakikolwiek sposób podpadli ciotce Adelaide. - Niech będzie, w najbliższym czasie udajmy się na koncert - jeżeli z jakąkolwiek dziedziną sztuki miał coś wspólnego to właśnie z muzyką. Czasem oddawał się tej przyjemności, palcami sunąć po białych klawiszach, a spod jego palców wychodziły dobrze znane melodie, skomponowane przez znacznie od niego bieglejszych w muzycznej sztuce.
Sam bardzo szybko dał się oczarować urokowi bratowej, nie miał oporów przed pełnym zaakceptowaniem jej w rodzinnym gronie i chociaż nie był tak śmiały w jej towarzystwie, jak chociażby teraz przy Elise, to także nad nią roztoczył swoją opiekę. Miał nadzieję, że dał to do zrozumienia nowej lady Nott. Prawdopodobnie było to też spowodowane dosyć silną więzią z Percivalem; kompanem dziecięcych zabaw, druhem podczas szkolnych trudności i wiernym towarzyszem ideałów.
- Zgadza się, jednakże chłodniejszą porą w tym kraju, mogłoby ci się spodobać - wyjaśnił. Jednakże jego serce i tak wyrywało się ku szczytom skandynawskich gór. - Chociaż, Norwegia letnią porą jest równie zachwycająca - dodał po chwili, dosłownie na moment uciekając wspomnieniami do właśnie tych widoków. Chciałby jeszcze raz odetchnąć zimnym powietrzem, które zdawało się wbijać lodowe igiełki w jego płuca, za każdym razem, gdy brał kolejny oddech.
W takim razie Eddard miał już w przeświadczeniu iż jego kuzynka skutecznie udowadniała każdym swoim postępowaniem wyższością magiczną nad szlamami. Nie w jego gestii było rozliczanie jej z edukacyjnych sukcesów; nigdy nie starał się nadmiernie pouczać żadnej z dziewcząt. Ten obowiązek należał do rodziców i guwernantek. On mógł być wsparciem i tak, jak teraz towarzyszem rozmowy. Jednakże nie starał się przesadnie moralizować i upominać o lekko zgarbione plecy, czy kosmyk, który jakimś cudem wyswobodził się z ciasno upiętej plątaniny. - I słusznie, moja droga, nigdy nie potrafiłem zrozumieć ich zażyłości względem mugoli. No, ale czegóż można się spodziewać po uczniach Gryffindoru, skoro od pokoleń trafiają tam Weasleyowie - wymawiając nazwisko jednego z najbiedniejszych rodów jego twarz nieznacznie wykrzywiła się w grymas niezadowolenia, który jednak tak szybko jak się pojawił, tak szybko zniknął. Faktycznie, Slytherin był jednym z najbardziej zamkniętych domów w Hogwarcie, sympatyzowali jedynie z nielicznymi Krukonami, ponieważ rzadko się zdarzało, aby przedstawiciel domu lwa, bądź wychowanek Hufflepuffu wykazywał się odpowiednimi przekonaniami. Dlatego, Ned nie sympatyzował z uczniami spoza ścisłego, ślizgońskiego kręgu znajomych arystokratów. Na mieszańców także patrzył niechętnie - wyjątkiem od reguły był Tom, jednakże Riddle zawsze był inny. - Postępowali tak ci, których pochodzenie było wątpliwe, nie powinnaś przejmować się ich opinią, moja droga - starał się uspokoić jej wzburzenie, które naturalnie rozumiał. Jednakże nie mogli nic poradzić na tolerancyjne zapędy grona pedagogicznego w Hogwarcie. Póki Grindelwald trzymał kadrę mocną ręką, hierarchia pozostawała przestrzegana. Niestety, zmiana dyrektora równała się powrotowi do braku respektowania oczywistego podziału w świecie czarodziejów na lepszych i gorszych.
- Z przyjemnością przedstawię wam lady Malfoy, to grzech nie pokazać narzeczonej dworu, w którym przyjdzie jej niedługo zamieszkać - chociaż sam nie wiedział, kiedy to niedługo ma nastąpić to jednak powinien przedstawić najbliższej rodzinie narzeczoną, a także lady Callisto powinna poznać swoją nową rodzinę, nim faktycznie stanie się członkinią szlachetnego rodu Nottów. - Owszem, jednak kto wie, gdyby znalazł się odpowiedni dla ciebie i rodu lord, to istnieje cień szansy na szczęśliwsze zakończenie - czy podsycał jej nadzieję? Być może, ponieważ małżeństwa zawierane z miłości to wśród tej konserwatywnej szlachty rzadkie zjawisko; niczym znalezienie czterolistnej koniczyny. Ciężko było o pełną miłości i zrozumienia rodzinę, z reguły miłość przychodziła z czasem Było to uczucie raczej dojrzałe i może poniekąd wymuszone wspólnie spędzonymi latami?
- A czy ktoś musi się dowiedzieć? - zapytał, uśmiechając się zachęcająco. Sam przysiadł na jednym z pobliskich pni i rozsiadł się wygodnie. Jego sylwetka nie przypominała sztywnej postury lorda.
- Ależ oczywiście, nie śmiałbym zabrać cię w miejsce niegodne tak szlachetnej damy - Ned mimo swojej swobody i delikatnej odmienności z powodu umiłowania do przygód, nadal był wzorowym Nottem i takie faux pas nie miało miejsca. Za coś podobnego kochana przez wszystkich cioteczka Adelaide doprowadziłaby do wydziedziczenia Eddarda w trybie natychmiastowym. Biada tym Nottom, którzy w jakikolwiek sposób podpadli ciotce Adelaide. - Niech będzie, w najbliższym czasie udajmy się na koncert - jeżeli z jakąkolwiek dziedziną sztuki miał coś wspólnego to właśnie z muzyką. Czasem oddawał się tej przyjemności, palcami sunąć po białych klawiszach, a spod jego palców wychodziły dobrze znane melodie, skomponowane przez znacznie od niego bieglejszych w muzycznej sztuce.
Sam bardzo szybko dał się oczarować urokowi bratowej, nie miał oporów przed pełnym zaakceptowaniem jej w rodzinnym gronie i chociaż nie był tak śmiały w jej towarzystwie, jak chociażby teraz przy Elise, to także nad nią roztoczył swoją opiekę. Miał nadzieję, że dał to do zrozumienia nowej lady Nott. Prawdopodobnie było to też spowodowane dosyć silną więzią z Percivalem; kompanem dziecięcych zabaw, druhem podczas szkolnych trudności i wiernym towarzyszem ideałów.
- Zgadza się, jednakże chłodniejszą porą w tym kraju, mogłoby ci się spodobać - wyjaśnił. Jednakże jego serce i tak wyrywało się ku szczytom skandynawskich gór. - Chociaż, Norwegia letnią porą jest równie zachwycająca - dodał po chwili, dosłownie na moment uciekając wspomnieniami do właśnie tych widoków. Chciałby jeszcze raz odetchnąć zimnym powietrzem, które zdawało się wbijać lodowe igiełki w jego płuca, za każdym razem, gdy brał kolejny oddech.
W takim razie Eddard miał już w przeświadczeniu iż jego kuzynka skutecznie udowadniała każdym swoim postępowaniem wyższością magiczną nad szlamami. Nie w jego gestii było rozliczanie jej z edukacyjnych sukcesów; nigdy nie starał się nadmiernie pouczać żadnej z dziewcząt. Ten obowiązek należał do rodziców i guwernantek. On mógł być wsparciem i tak, jak teraz towarzyszem rozmowy. Jednakże nie starał się przesadnie moralizować i upominać o lekko zgarbione plecy, czy kosmyk, który jakimś cudem wyswobodził się z ciasno upiętej plątaniny. - I słusznie, moja droga, nigdy nie potrafiłem zrozumieć ich zażyłości względem mugoli. No, ale czegóż można się spodziewać po uczniach Gryffindoru, skoro od pokoleń trafiają tam Weasleyowie - wymawiając nazwisko jednego z najbiedniejszych rodów jego twarz nieznacznie wykrzywiła się w grymas niezadowolenia, który jednak tak szybko jak się pojawił, tak szybko zniknął. Faktycznie, Slytherin był jednym z najbardziej zamkniętych domów w Hogwarcie, sympatyzowali jedynie z nielicznymi Krukonami, ponieważ rzadko się zdarzało, aby przedstawiciel domu lwa, bądź wychowanek Hufflepuffu wykazywał się odpowiednimi przekonaniami. Dlatego, Ned nie sympatyzował z uczniami spoza ścisłego, ślizgońskiego kręgu znajomych arystokratów. Na mieszańców także patrzył niechętnie - wyjątkiem od reguły był Tom, jednakże Riddle zawsze był inny. - Postępowali tak ci, których pochodzenie było wątpliwe, nie powinnaś przejmować się ich opinią, moja droga - starał się uspokoić jej wzburzenie, które naturalnie rozumiał. Jednakże nie mogli nic poradzić na tolerancyjne zapędy grona pedagogicznego w Hogwarcie. Póki Grindelwald trzymał kadrę mocną ręką, hierarchia pozostawała przestrzegana. Niestety, zmiana dyrektora równała się powrotowi do braku respektowania oczywistego podziału w świecie czarodziejów na lepszych i gorszych.
- Z przyjemnością przedstawię wam lady Malfoy, to grzech nie pokazać narzeczonej dworu, w którym przyjdzie jej niedługo zamieszkać - chociaż sam nie wiedział, kiedy to niedługo ma nastąpić to jednak powinien przedstawić najbliższej rodzinie narzeczoną, a także lady Callisto powinna poznać swoją nową rodzinę, nim faktycznie stanie się członkinią szlachetnego rodu Nottów. - Owszem, jednak kto wie, gdyby znalazł się odpowiedni dla ciebie i rodu lord, to istnieje cień szansy na szczęśliwsze zakończenie - czy podsycał jej nadzieję? Być może, ponieważ małżeństwa zawierane z miłości to wśród tej konserwatywnej szlachty rzadkie zjawisko; niczym znalezienie czterolistnej koniczyny. Ciężko było o pełną miłości i zrozumienia rodzinę, z reguły miłość przychodziła z czasem Było to uczucie raczej dojrzałe i może poniekąd wymuszone wspólnie spędzonymi latami?
- A czy ktoś musi się dowiedzieć? - zapytał, uśmiechając się zachęcająco. Sam przysiadł na jednym z pobliskich pni i rozsiadł się wygodnie. Jego sylwetka nie przypominała sztywnej postury lorda.
Eddard Nott
Zawód : quia nominor leo
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
So crawl on my belly 'til the sun goes down
I'll never wear your broken crown
I'll never wear your broken crown
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Mimo tych cech zawsze lubiła jego towarzystwo. Nie musiał być wcale wylewny i emocjonalny. Przebywając z nim mogła sobie wyobrażać, jakby naprawdę miała starszego brata, który mimo tej dużej różnicy wieku miał do niej cierpliwość, nawet jeśli przez to, że najpierw on był w Hogwarcie, a potem ona, a w międzyczasie jeszcze podróżował, ich spotkania w minionych latach nie były częste. Niemniej jednak za każdym razem gdy Eddard powracał w rodzinne strony, a Elise akurat nie była w Hogwarcie, witała go z entuzjazmem i szukała jego towarzystwa, a z Hogwartu pisała do niego listy, w pierwszych latach pewnie zamęczając go długimi litaniami narzekań na szkołę i ludzi oraz tęsknotę za domem i rodziną, oraz, oczywiście, wypytując o to, co robił w wielkim świecie.
- Wiem, że nie – powiedziała z uśmiechem, wierząc, że Ned, mimo pewnego zamiłowania do przygód, był Nottem z krwi i kości, doskonale wiedzącym, co uchodzi, a co nie, i zapewne znającym miejsca, których Elise z racji wieku jeszcze nie zdążyła poznać, bo jedyne momenty, kiedy mogła obcować ze światem kultury i sztuki, to były letnie wakacje. I na wszelkie wyjścia zazwyczaj zabierała ją matka. Pójście z Eddardem na pewno będzie inne, bardziej dorosłe, co ją cieszyło. – Na pewno mi się spodoba. Powrót do domu ma kolejną dobrą zaletę: znów mogę grać. – W Hogwarcie niestety nie mogła tego robić. Jedyną możliwością rozwoju artystycznych umiejętności był chór, na który Elise przez parę lat chodziła, choć gdyby miała lepszą opcję na pewno by tego nie robiła, jako że były tam też osoby o nieczystej krwi, co bardzo ją gorszyło. Czasem zazdrościła swojej kuzynce Evandrze posłania do Beauxbatons, gdzie mogła znacznie lepiej rozwinąć się muzycznie niż Elise w Hogwarcie, która mogła intensywnie uczyć się gry na fortepianie jedynie w wakacje.
- Więc jeśli kiedyś mąż mój postanowi wziąć mnie w podróż, muszę pamiętać, by Norwegię odwiedzać latem, a Egipt zimą – rzekła z rozbawieniem, choć tak naprawdę nie miała pojęcia, kim będzie jej mąż i czy w ogóle będzie chciał zabierać małżonkę gdzieś dalej niż do opery czy galerii sztuki. Samotne podróżowanie nie wchodziło w grę, gdyż kobietom to nie uchodziło, było też niebezpieczne dla samotnej niewiasty pozbawionej męskiej opieki.
Dobrze było tak porozmawiać z kimś, kto ją rozumiał, bo kiedyś mógł przeżywać podobne bolączki. Jak pewnie wielu innych im podobnych młodych ludzi.
Słysząc o Weasleyach natychmiast się skrzywiła, jakby właśnie nadepnęła na coś wyjątkowo odrażającego. Szczerze gardziła tym rodem, dla niej byli równie źli jak szlamy. A może nawet gorsi, bo jawnie i bezczelnie pluli na wartości czarodziejskiego świata i jeszcze byli z tego dumni. Zastanawiała się, dlaczego ich przodek w ogóle umieścił ich w skorowidzu.
- Weasleyowie byli prawdziwą zakałą Hogwartu – westchnęła, przypominając sobie pewną królową żebraków którą miała nieszczęście poznać w Hogwarcie. – Czy za twoich czasów też pałętali się po szkole? – Pewnie tak. Zawsze był w Hogwarcie co najmniej jeden z nich, a dało się ich rozpoznać po rudych włosach i wyświechtanych szatach, które nadawały się tylko do wycierania podłogi, bo na pewno nie do zakładania wśród ludzi, ale czego spodziewać się po biedocie? A oprócz nich wiele im podobnych idealistów z Gryffindoru i Hufflepuffu, którzy stawali w obronie uciśnionych i nie pozwalali Ślizgonom demonstrować swojej wyższości. – I racja, pochodzenie wielu z nich było wątpliwe, tak mi się wydaje. Może dlatego sympatyzowali z sobie podobnymi i nie potrafili zrozumieć wartości szlachetnej krwi – dodała, przypominając sobie, co zawsze mówił jej ojciec: „Ty się nazywasz lew, a lwa nie obchodzi zdanie owiec”. Nie powinno jej więc obchodzić, już nie. I właściwie nigdy szczególnie nie obchodziło, poza tym, że czasem lubiła się poskarżyć bliskim na traktowanie niegodne damy.
Szybko jednak dała się ponieść ekscytacji na myśl o tym, że Eddard wkrótce się żeni, a przedtem na pewno przyprowadzi do dworu swoją narzeczoną.
- Już nie mogę się doczekać – rzekła, przekonana że lady Malfoy na pewno jest godną, dobrze wychowaną damą z którą znalazłaby wspólny język. I to w miarę bliską jej wiekiem, co ją cieszyło, bo była spragniona towarzystwa ludzi w podobnym wieku i trochę starszych. Ale kolejne jego słowa nieco ją skonsternowały; matka zawsze przygotowywała ją na małżeństwo aranżowane, więc nawet nie wyobrażała sobie, że mogłoby być inaczej, że jej zdanie miałoby jakieś znaczenie. Nigdy nie pozwalała sobie poczuć czegoś więcej do żadnego młodzieńca. Nigdy nie była zakochana ani nie interesowała się chłopcami, zresztą ci w Hogwarcie wydawali się nudni i wciąż zbyt dziecinni. Liczyła raczej na kogoś starszego, oby tylko nie w wieku jej ojca. – Kto wie? To był dopiero mój pierwszy sabat, na pewno będą kolejne, na których lepiej poznam towarzystwo. I może będę mieć więcej szczęścia do tanecznych kompanów.
Ale czy do kogokolwiek z nich mocniej zabije jej serce? Nie miała pojęcia, nie wiedziała w ogóle, jak to jest, choć matka opowiadała kiedyś, że była zakochana, ale jej ojciec nie wziął tego pod uwagę i wydał ją za Notta, przedkładając względy polityczne nad uczucia córki. Uczucia były czymś, co kojarzyło jej się raczej z kartami romansideł niż prawdziwym życiem. Jej rodzice nie kochali się. Z czasem nauczyli się żyć razem i szanowali się wzajemnie, ale nie było między nimi miłości, jedynie obowiązek, może nawet pewne przywiązane wyrobione spędzeniem dwudziestu sześciu lat razem. Nie potrafiła też o nich rozmawiać, mimo że była Nottem i zwykle nie miała trudności z doborem odpowiednich słów.
- Nie musi – przyznała w końcu, stając na brzegu rzeczki. Kiedyś, przed laty, bardzo lubiła się tu bawić, choć strumyk był na tyle płytki, że nie sposób było zanurzyć się głębiej niż do połowy łydki. To na wyspie Wight miała okazję zanurzać się w morzu wraz z rodziną ze strony matki, a nawet uczyć jeździć na hipokampusach z Flavienem, więc taka rzeczka nie była jej straszna. Ostrożnie zdjęła buciki i zanurzyła drobne stópki, by po chwili szybko wyskoczyć z powrotem na trawiasty brzeg. – Brr, zimna! – wzdrygnęła się. Strumyk był znacznie zimniejszy niż zwykle na początku lipca.
- Wiem, że nie – powiedziała z uśmiechem, wierząc, że Ned, mimo pewnego zamiłowania do przygód, był Nottem z krwi i kości, doskonale wiedzącym, co uchodzi, a co nie, i zapewne znającym miejsca, których Elise z racji wieku jeszcze nie zdążyła poznać, bo jedyne momenty, kiedy mogła obcować ze światem kultury i sztuki, to były letnie wakacje. I na wszelkie wyjścia zazwyczaj zabierała ją matka. Pójście z Eddardem na pewno będzie inne, bardziej dorosłe, co ją cieszyło. – Na pewno mi się spodoba. Powrót do domu ma kolejną dobrą zaletę: znów mogę grać. – W Hogwarcie niestety nie mogła tego robić. Jedyną możliwością rozwoju artystycznych umiejętności był chór, na który Elise przez parę lat chodziła, choć gdyby miała lepszą opcję na pewno by tego nie robiła, jako że były tam też osoby o nieczystej krwi, co bardzo ją gorszyło. Czasem zazdrościła swojej kuzynce Evandrze posłania do Beauxbatons, gdzie mogła znacznie lepiej rozwinąć się muzycznie niż Elise w Hogwarcie, która mogła intensywnie uczyć się gry na fortepianie jedynie w wakacje.
- Więc jeśli kiedyś mąż mój postanowi wziąć mnie w podróż, muszę pamiętać, by Norwegię odwiedzać latem, a Egipt zimą – rzekła z rozbawieniem, choć tak naprawdę nie miała pojęcia, kim będzie jej mąż i czy w ogóle będzie chciał zabierać małżonkę gdzieś dalej niż do opery czy galerii sztuki. Samotne podróżowanie nie wchodziło w grę, gdyż kobietom to nie uchodziło, było też niebezpieczne dla samotnej niewiasty pozbawionej męskiej opieki.
Dobrze było tak porozmawiać z kimś, kto ją rozumiał, bo kiedyś mógł przeżywać podobne bolączki. Jak pewnie wielu innych im podobnych młodych ludzi.
Słysząc o Weasleyach natychmiast się skrzywiła, jakby właśnie nadepnęła na coś wyjątkowo odrażającego. Szczerze gardziła tym rodem, dla niej byli równie źli jak szlamy. A może nawet gorsi, bo jawnie i bezczelnie pluli na wartości czarodziejskiego świata i jeszcze byli z tego dumni. Zastanawiała się, dlaczego ich przodek w ogóle umieścił ich w skorowidzu.
- Weasleyowie byli prawdziwą zakałą Hogwartu – westchnęła, przypominając sobie pewną królową żebraków którą miała nieszczęście poznać w Hogwarcie. – Czy za twoich czasów też pałętali się po szkole? – Pewnie tak. Zawsze był w Hogwarcie co najmniej jeden z nich, a dało się ich rozpoznać po rudych włosach i wyświechtanych szatach, które nadawały się tylko do wycierania podłogi, bo na pewno nie do zakładania wśród ludzi, ale czego spodziewać się po biedocie? A oprócz nich wiele im podobnych idealistów z Gryffindoru i Hufflepuffu, którzy stawali w obronie uciśnionych i nie pozwalali Ślizgonom demonstrować swojej wyższości. – I racja, pochodzenie wielu z nich było wątpliwe, tak mi się wydaje. Może dlatego sympatyzowali z sobie podobnymi i nie potrafili zrozumieć wartości szlachetnej krwi – dodała, przypominając sobie, co zawsze mówił jej ojciec: „Ty się nazywasz lew, a lwa nie obchodzi zdanie owiec”. Nie powinno jej więc obchodzić, już nie. I właściwie nigdy szczególnie nie obchodziło, poza tym, że czasem lubiła się poskarżyć bliskim na traktowanie niegodne damy.
Szybko jednak dała się ponieść ekscytacji na myśl o tym, że Eddard wkrótce się żeni, a przedtem na pewno przyprowadzi do dworu swoją narzeczoną.
- Już nie mogę się doczekać – rzekła, przekonana że lady Malfoy na pewno jest godną, dobrze wychowaną damą z którą znalazłaby wspólny język. I to w miarę bliską jej wiekiem, co ją cieszyło, bo była spragniona towarzystwa ludzi w podobnym wieku i trochę starszych. Ale kolejne jego słowa nieco ją skonsternowały; matka zawsze przygotowywała ją na małżeństwo aranżowane, więc nawet nie wyobrażała sobie, że mogłoby być inaczej, że jej zdanie miałoby jakieś znaczenie. Nigdy nie pozwalała sobie poczuć czegoś więcej do żadnego młodzieńca. Nigdy nie była zakochana ani nie interesowała się chłopcami, zresztą ci w Hogwarcie wydawali się nudni i wciąż zbyt dziecinni. Liczyła raczej na kogoś starszego, oby tylko nie w wieku jej ojca. – Kto wie? To był dopiero mój pierwszy sabat, na pewno będą kolejne, na których lepiej poznam towarzystwo. I może będę mieć więcej szczęścia do tanecznych kompanów.
Ale czy do kogokolwiek z nich mocniej zabije jej serce? Nie miała pojęcia, nie wiedziała w ogóle, jak to jest, choć matka opowiadała kiedyś, że była zakochana, ale jej ojciec nie wziął tego pod uwagę i wydał ją za Notta, przedkładając względy polityczne nad uczucia córki. Uczucia były czymś, co kojarzyło jej się raczej z kartami romansideł niż prawdziwym życiem. Jej rodzice nie kochali się. Z czasem nauczyli się żyć razem i szanowali się wzajemnie, ale nie było między nimi miłości, jedynie obowiązek, może nawet pewne przywiązane wyrobione spędzeniem dwudziestu sześciu lat razem. Nie potrafiła też o nich rozmawiać, mimo że była Nottem i zwykle nie miała trudności z doborem odpowiednich słów.
- Nie musi – przyznała w końcu, stając na brzegu rzeczki. Kiedyś, przed laty, bardzo lubiła się tu bawić, choć strumyk był na tyle płytki, że nie sposób było zanurzyć się głębiej niż do połowy łydki. To na wyspie Wight miała okazję zanurzać się w morzu wraz z rodziną ze strony matki, a nawet uczyć jeździć na hipokampusach z Flavienem, więc taka rzeczka nie była jej straszna. Ostrożnie zdjęła buciki i zanurzyła drobne stópki, by po chwili szybko wyskoczyć z powrotem na trawiasty brzeg. – Brr, zimna! – wzdrygnęła się. Strumyk był znacznie zimniejszy niż zwykle na początku lipca.
- Ich zawsze było pełno - skomentował. Zupełnie nie rozumiał tego po co oni się rozmnażają. Weasleyowie byli biedniejsi niż niejedni czarodzieje półkrwi zapewne, a mimo to mogli się poszczycić całkiem okazałą liczebnością. Nie ma szlachcica, który w trakcie swojej edukacji nie spotkał w szkolę Weasleya. Nie zamierzał jednak poświęcać zbyt dużo czasu, nawet jeżeli rozważania na ich temat toczyły się wyłącznie w jego głowie i nikt nie mógł tego w tej chwili zweryfikować. On był lwem - drapieżnikiem i nie bratał się ze swoimi ofiarami o czym mogli się przekonać już uczniowie w Hogwarcie, mający niewątpliwy zaszczyt spotkać Eddarda na swojej drodze w tym okresie. Już wtedy zadzierał nosa, chociaż oprócz nazwiska nie miał nic. Teraz stały za nim sukcesy zawodowe i doświadczenie, jakiego nabrał w trakcie edukacji szkolnej.
Sam nie wiedział, czym Elise się tak ekscytuje, kiedy on podchodził do samych zaręczyn raczej obojętnie i nie przywiązywał do tego większej wagi. Może z czasem jego obojętność minie, co jest raczej wątpliwe. Przynajmniej w przypadku Eddarda, który bez emocji przyjął wieść o wybraniu mu narzeczonej i rychłych zaręczynach, na które miał się przygotować do końca lipca, ponieważ w takim terminie wraz z ojcem miał pojawić się na dworze Malftoyów.
- Mam nadzieję, że następny sabat będzie bardziej owocny w satysfakcjonujące cię znajomości -odparł, naprawdę zależało mu na szczęściu kuzynki, a jeżeli odczuwała je poprzez sabaty i brylowanie na salonach to nie miał zamiaru jej odmawiać tej jedynej przyjemności. Zdawał sobie sprawę z tego, że panny nie miały tak dużej swobody jak on - lordowie - ale chciał dać jej chociaż złudzenie chwilowej swobody, dlatego z chęcią zabrał kuzynkę na spacer. Nie musiała udawać i bez konsekwencji mogła zanurzyć stopni w chłodnej wodzie. Sam pewnie po chwili rozsznurował buty i podwinąwszy nogawki, dołączył do niej, zanurzając stopy w lodowatej wodzie. Przez chwilę też mógł odpocząć i po prostu oddać się tej nieco dziecięcej przyjemności.
/ zt x 2
Sam nie wiedział, czym Elise się tak ekscytuje, kiedy on podchodził do samych zaręczyn raczej obojętnie i nie przywiązywał do tego większej wagi. Może z czasem jego obojętność minie, co jest raczej wątpliwe. Przynajmniej w przypadku Eddarda, który bez emocji przyjął wieść o wybraniu mu narzeczonej i rychłych zaręczynach, na które miał się przygotować do końca lipca, ponieważ w takim terminie wraz z ojcem miał pojawić się na dworze Malftoyów.
- Mam nadzieję, że następny sabat będzie bardziej owocny w satysfakcjonujące cię znajomości -odparł, naprawdę zależało mu na szczęściu kuzynki, a jeżeli odczuwała je poprzez sabaty i brylowanie na salonach to nie miał zamiaru jej odmawiać tej jedynej przyjemności. Zdawał sobie sprawę z tego, że panny nie miały tak dużej swobody jak on - lordowie - ale chciał dać jej chociaż złudzenie chwilowej swobody, dlatego z chęcią zabrał kuzynkę na spacer. Nie musiała udawać i bez konsekwencji mogła zanurzyć stopni w chłodnej wodzie. Sam pewnie po chwili rozsznurował buty i podwinąwszy nogawki, dołączył do niej, zanurzając stopy w lodowatej wodzie. Przez chwilę też mógł odpocząć i po prostu oddać się tej nieco dziecięcej przyjemności.
/ zt x 2
Eddard Nott
Zawód : quia nominor leo
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
So crawl on my belly 'til the sun goes down
I'll never wear your broken crown
I'll never wear your broken crown
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Miękki mech zapadł się, gdy tylko oficerki zetknęły się z ziemią. Morgoth rozejrzał się dokoła, nie dostrzegając niczego, co mogło zakłócać spokój spotkania, które miał odbyć z Inarą. Jego spojrzenie po raz setny powędrowało do czarownicy, sprawdzając jej stan i samopoczucie. Towarzysząca mu kobieta wciąż siedziała dumnie na swoim wierzchowcu i wyglądała zupełnie jakby nie przeszkadzał jej okrągły brzuch, chociaż ich wyprawa nie była prostą. Yaxley skrzywił się lekko na ten widok - wcześniej ostro protestował przeciwko takiemu pomysłowi, jednak ciężarna nie zamierzała mu ulec i twardo stała przy swoim, za nic mając męskie decyzje czy zmartwienia. Morgoth był jednak u niej w domu i w żaden sposób nie mógł wpłynąć na to, co sobie postanowiła. Nie chciał też sprawiać jej przykrości, ale zastrzegł, że gdy tylko dostrzeże jakiekolwiek objawy złego samopoczucia lady Nott, od razu zawrócą. Na to już musiała się zgodzić, więc wędrowali dalej, udając, że ów kompromis zadowalał oboje. Początkowo wyjątkowo milczący, jednak w jakiś sposób dało się wyczuć, że potrzebowali tego spotkania. I nie na salonach, gdzie po chwili ktoś mógłby im przeszkodzić - mieli być sami we dwójkę, by nie nakładać żadnych z masek zwanych etykietą i dobrym wychowaniem. Śmierciożerca nie zamierzał ukrywać swoich zmartwień przed córką kuzyna, chociaż ich relacja od najmłodszych lat przypominała bardziej kuzynostwo niż inny, bardziej oficjalny ton pokrewieństwa. Młodszy od niej wciąż pamiętał w przebłyskach wspólne kuligi, które organizował małym dzieciom Adrien. Czy właśnie wtedy śmiał się po raz ostatni szczerze i bez zmartwień, które przytłoczyły go w późniejszym okresie? Czy Inara była tak samo szczęśliwa jak wtedy? Pomagając jej zejść z wielkiego aetonana, Morgoth obserwował jej twarz, lecz oboje znali odpowiedź na to pytanie, nie musząc zabierać głosu. Puszczając talię kobiety, miał ochotę przygarnąć ją do siebie i dać jej trochę swojego własnego ciepła, a przy okazji egoistycznie zabrać coś dla siebie od niej. Ostatnie wydarzenia brutalnie sprowadziły go na ziemię, przypominając o tym, że droga, którą podążał nie miała zamiaru ułatwiać mu podróży, a wręcz przeciwnie. Kroczenie nowym traktem w zastępach Rycerzy Walpurgii sprawiało mu wiele cierpienia; szlacheckie urodzenie wystawiało go na próbę poznania samego siebie, a narzeczeństwo zamiast pomagać mu utrzymać się na powierzchni, ciągnęło go w dół. Nie zamierzał narzekać - wiedział, że jego życie było naznaczone samotnością i nie miało się w tej kwestii nic zmienić. To dla siebie wybrał i nie mógł oczekiwać, by inni to akceptowali. Nie oznaczało to jednak, że pozostałych miał zostawić samych sobie. Stąd ten list do Inary. Stąd popędzające ją słowa. Stąd tak wczesna data. Stąd wyraźne zmartwienie w jego głosie.
- Chcesz wyjechać - powiedział nagle, odnosząc się do treści listu, który dostarczyła mu jej sowa. Jego obawa o córkę Adriena była bardziej niż oczywista i chyba najbardziej szczera ze wszystkich reakcji w ostatnim czasie. Przybity sprawami w rezerwacie, zamknął się jeszcze bardziej, dostrzegając, że jakakolwiek próba otwarcia się, była błędem. Nott mógł jednak zaufać na tej płaszczyźnie, co wcale nie oznaczało, że mówił jej wszystko i podawał jak na tacy. Każdy miał swoje sekrety - on w szczególności. Uchylenie rąbka jednej z nich miało nadejść szybciej. Inara nie była mu obojętna, jej obawy były rzeczywiste, a zbliżający się szczyt jedynie miał podsycić napięcie, o którym wspominała. W jej stanie nie powinna znajdować się w tamtym momencie w Wielkiej Brytanii i gdyby to zależało od Morgotha, posłałby na obczyznę każdego, na którym mu zależało. To jednak było niemożliwe, co nie znaczyło, że miał przestać się starać. Zebranie w Stonehedge zbliżało się wielkimi krokami, a zmiany, które miały nadejść, podskórnie działały na niego jak gęsia skórka. Nawet jeśli zdymisjonowaliby Longbottoma, świat stanie w płomieniach i pochłonie wszystko na swojej drodze. Co do samego zjazdu nestorów miał się odnieść jeszcze później, lecz teraz chciał wysłuchać czarownicy. I poczuć tę więź, która pozwalała im niegdyś na wspólne, nielegalne wyprawy aetonanami ze stajni Carrowów.
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Cisza odsłaniała się w wielu odcieniach. Doświadczała ich na tyle wiele, że potrafiła bezbłędnie odróżnić jej zwrotne punkty. te, w których sama tkwiła i te, które otulały najbliższych. Ta bardziej bolesna strona zagnieździła się w piersi Inary, nie pozwalając na pełny oddech. Tonęła. I milczała, widząc jak opada gdzieś niżej. I nawet jeśli boleśnie zdawała sobie sprawę, że powinna się poruszyć i chwycić migające w górze światło - opadała, w zamazanych obrazach, widząc jego twarz.
Oddech otrzymała w nieznośnej ciszy. Słowa kreślone na pergaminie i nagła tęsknota za powrotem. Za migotliwym ciepłem, które towarzyszyło obecności. Za ulgą, która przeciskała się przez skórę, lokując się na dłużej na wargach w postaci lekkiego uśmiechu. Potrafiła. Niezmordowana, naiwna tak często wiara, że w końcu będzie dobrze, że sięgnie źrenic, które dla wielu zdawały się odległe, chłodne.
Dzieliła z Morgothem więcej, niż pokrewieństwo, nieme porozumienie, cienka nić, która napinała się nieznośnie, gdy zbyt długo pozostawali nieobecni. I milczący, milczeniem, które nie miało nic wspólnego ze spokojem, który rozlewał się nawet wtedy, gdy żadne słowo nie padało. Wystarczyła świadomość, że był.
Potrafiła być uparta. Dumą wyrosłą z krwi Carrow. Tęsknotą za wolnością skrzydeł, które dzierżyły aetonany. Nadzieją, które niosły, gdy tylko wiatr chwytał jej włosy w niewidzialne palce. Nie pozwoliła odebrać sobie iskry. Tej samej, którą ofiarowała sercu pod jej własnym sercem. Tej samej, którą przyjął Yaxley. Dlatego pozwoliła sobie na rozluźnienie mięśni, które zbyt długo napięte, pulsowały bólem, przypominając o własnej niepamięci. Nie kryła się też z drgającym w oczach smutkiem i zmęczeniem, które malowało cienie wokół powiek. Maska zdjęta.
Ruch i ciepło bijące od wierzchowca przypominało kołysankę. Życie, które ostatnimi czasy tak niespokojnie budziło jej zmysły, uspokoiło się, zsyłając kojąca ulgę do samej Inary. Był bezpieczny. Jej syn. Na jak długo?
Poruszenie obok i zatrzymanie. Wypuściła z dłoni wodze, przez moment opuszczając palce niżej, muskając szyję zwierzęcia. odwróciła się dopiero, gdy sylwetka mężczyzny pojawiła się obok, wyciągając w jej stronę ręce. Przychyliła się lekko i oparła dłonie na barkach Morgotha, tym samym, pozwalając się zdjąć z wierzchowca. Odetchnęła cicho, gdy opadała na ziemię i na sekundę oparła czoło o męskie ramię. Gest ledwie zauważalny, nieświadomie szukający światła. To samo, próbując przekazać.
Mimowolnie, poprawiła materie sukienki i podwiniętego płaszcza, który uniósł się pod naporem powietrza - Myślę o tym - nim odpowiedziała, podniosła głowę wyżej, lokując ciemne źrenice dużo wyżej, niż twarz arystokraty - Nie ma tu dla mnie miejsca - dodała ciszej, opuszczając wzrok i zamykając go w swoich oczach. Szukała w nich niewidzialnej odpowiedzi. Jestestwa, które przysłaniały głębokie cienie, które ścigały się w zieleni tęczówek, niby... młode wilki.
Nie kłamała. Czuła się bezsilna wobec chaosu i szaleństwa, który zataczał wokół niej coraz szersze kręgi. Nie była bohaterką. Alchemiczka, którą na wojnie rozniósłby każdy czarodziej. Była słabością. Naiwnością. A te ginęły w zawierusze pierwsze, mordowane na oczach samych właścicieli. Jeśli jeszcze kiedyś łudziła się, że była w stanie ofiarować cokolwiek, została brutalnie sprowadzona na ziemię. I nawet nie wiedziała jeszcze, że był to ledwie początek trzęsienia, które miało wywrócić jej życie do góry nogami, pogrążając w szaleństwie.
Absurdalnie, blade wargi wygięły się ku górze, obdarzając Morgotha nieodgadnioną wersją uśmiechu.
Oddech otrzymała w nieznośnej ciszy. Słowa kreślone na pergaminie i nagła tęsknota za powrotem. Za migotliwym ciepłem, które towarzyszyło obecności. Za ulgą, która przeciskała się przez skórę, lokując się na dłużej na wargach w postaci lekkiego uśmiechu. Potrafiła. Niezmordowana, naiwna tak często wiara, że w końcu będzie dobrze, że sięgnie źrenic, które dla wielu zdawały się odległe, chłodne.
Dzieliła z Morgothem więcej, niż pokrewieństwo, nieme porozumienie, cienka nić, która napinała się nieznośnie, gdy zbyt długo pozostawali nieobecni. I milczący, milczeniem, które nie miało nic wspólnego ze spokojem, który rozlewał się nawet wtedy, gdy żadne słowo nie padało. Wystarczyła świadomość, że był.
Potrafiła być uparta. Dumą wyrosłą z krwi Carrow. Tęsknotą za wolnością skrzydeł, które dzierżyły aetonany. Nadzieją, które niosły, gdy tylko wiatr chwytał jej włosy w niewidzialne palce. Nie pozwoliła odebrać sobie iskry. Tej samej, którą ofiarowała sercu pod jej własnym sercem. Tej samej, którą przyjął Yaxley. Dlatego pozwoliła sobie na rozluźnienie mięśni, które zbyt długo napięte, pulsowały bólem, przypominając o własnej niepamięci. Nie kryła się też z drgającym w oczach smutkiem i zmęczeniem, które malowało cienie wokół powiek. Maska zdjęta.
Ruch i ciepło bijące od wierzchowca przypominało kołysankę. Życie, które ostatnimi czasy tak niespokojnie budziło jej zmysły, uspokoiło się, zsyłając kojąca ulgę do samej Inary. Był bezpieczny. Jej syn. Na jak długo?
Poruszenie obok i zatrzymanie. Wypuściła z dłoni wodze, przez moment opuszczając palce niżej, muskając szyję zwierzęcia. odwróciła się dopiero, gdy sylwetka mężczyzny pojawiła się obok, wyciągając w jej stronę ręce. Przychyliła się lekko i oparła dłonie na barkach Morgotha, tym samym, pozwalając się zdjąć z wierzchowca. Odetchnęła cicho, gdy opadała na ziemię i na sekundę oparła czoło o męskie ramię. Gest ledwie zauważalny, nieświadomie szukający światła. To samo, próbując przekazać.
Mimowolnie, poprawiła materie sukienki i podwiniętego płaszcza, który uniósł się pod naporem powietrza - Myślę o tym - nim odpowiedziała, podniosła głowę wyżej, lokując ciemne źrenice dużo wyżej, niż twarz arystokraty - Nie ma tu dla mnie miejsca - dodała ciszej, opuszczając wzrok i zamykając go w swoich oczach. Szukała w nich niewidzialnej odpowiedzi. Jestestwa, które przysłaniały głębokie cienie, które ścigały się w zieleni tęczówek, niby... młode wilki.
Nie kłamała. Czuła się bezsilna wobec chaosu i szaleństwa, który zataczał wokół niej coraz szersze kręgi. Nie była bohaterką. Alchemiczka, którą na wojnie rozniósłby każdy czarodziej. Była słabością. Naiwnością. A te ginęły w zawierusze pierwsze, mordowane na oczach samych właścicieli. Jeśli jeszcze kiedyś łudziła się, że była w stanie ofiarować cokolwiek, została brutalnie sprowadzona na ziemię. I nawet nie wiedziała jeszcze, że był to ledwie początek trzęsienia, które miało wywrócić jej życie do góry nogami, pogrążając w szaleństwie.
Absurdalnie, blade wargi wygięły się ku górze, obdarzając Morgotha nieodgadnioną wersją uśmiechu.
The knife that has pierced my heart, I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped
Potrzebował jej spokoju. Równowagi, którą ze sobą niosła. Zdawać by się mogło, że niepokorna niegdyś teraz stała się doroślejsza, dojrzalsza. Że wraz z nowym stanem, zmieniła sposób patrzenia na świat. Jego siostra czy kuzynki nie posiadały jeszcze własnych dzieci, ale wkrótce miało się to zmienić. Być może sam niedługo miał zostać rodzicem, dlatego kolejny etap w życiu, poszerzenie wiedzy miało dać mu nowy pogląd na wizję świata, który Inara już osiągnęła. I chociaż mogła oszukiwać, nauczył się ją odczytywać, zdając sobie sprawę, że opuszczała przy nim gardę i pozwalała sobie na wszelkie oznaki własnej słabości i trosk. Już dawno temu zakończyło się dzieciństwo, które wiedli bez trosk, myśląc jedynie o tym, by nie zawieść rodziców, by trzymać wyprostowaną sylwetkę i nie przejęzyczyć się podczas lekcji dykcji. Zdawało się to istnieć w innym życiu; życiu, które nie należało do nich, a jednak nie działo się to tak dawno. Morgoth zaledwie kilka lat wcześniej zakończył naukę w Hogwarcie, a od dnia, w którym przekroczył po raz ostatni mury szkockiej akademii, tak wiele uległo zmianie. On uległ zmianie, chociaż niektórym mogłoby się wydawać, że pozostał taki sam. Niezmienny. Zdystansowany. Niedostępny. Przerażało go to, co zdążyło się wydarzyć, a kolejne niewiadome czekały tuż za rogiem, by tylko postąpić ku nim krok i dać się porwać braku kontroli. Nie cierpiał tego - bycia od kogoś zależny, lecz sprzedał wszystko, by mieć wszystko. Potrzebował siły, by wesprzeć rodzinę i całe dziedzictwo, któremu hołdował. Jego przodkowie poświęcali tak wiele dla nazwiska; dla tego, by on mógł swobodnie poruszać się po świecie i z godnością patrzeć innym bez strachu w oczy. Obowiązkiem było zadbanie o to, by i następne pokolenia żyły w wolnej od obaw rzeczywistości. Dlatego pozwolił, by czarny wąż wślizgiwał się do czaszki, pulsując bólem na lordowskim przedramieniu. Nie chciał, by Cyneric lub Arthyen szli jego śladami - czy niewystarczająco już poświęcili? Kiedyś to oni sprawowali pieczę nad nim; teraz on miał zaopiekować się nimi i ich rodzinami, przekraczając granicę, za którą nie było odwrotu. Jednak nie tylko oni byli tymi, którym chciał się oddać. Gdyby tak nie było, nie pojawiłby się tutaj. Nie wyczułby drobnych gestów, którymi go obdarzała.
- Zawsze znajdziesz miejsce przy mnie - zapewnił i chociaż oboje doskonale zdawali sobie z tego sprawę, musiał to powiedzieć. Oszczędny w słowach, nie mógł jednak milczeć cały czas, gdy dialog był potrzebny. Zapewnienie musiało wybrzmieć niczym obietnica, którą jej składał. Bez względu na wszystko, wciąż posiadała jego wsparcie, jego obecność, jego osobę, na której mogła się wesprzeć, gdy tylko chciała. Bo nawet jeśli czuła się słaba, potrzebował jej, bo swoją delikatnością podpierała również i jego samego. Pozornie niemożliwe stawało się realnością silną i nierozerwalną. Nie wiedział, ile czasu minęło, odkąd mieli czas tylko dla siebie. Czy jednym z ich ostatnich spotkań nie był błahy moment na balkonie podczas grudniowego sabatu? Czy nie stali wtedy tuż obok Barryego Weasleya? Czy kiedykolwiek mogliby powiedzieć, że jedno rozszarpie drugie? Dzieci z niewinnymi uśmiechami i błahymi rozmowami... - Nadchodzi coś złego. Nie chcę, żeby coś wam się stało - powiedział po dłuższej chwili, czując się jak oszust, nie mogąc odkryć przed nią całej prawdy. Wkrótce jednak wszystko miało ujrzeć światło dzienne, lecz nie mógł o tym wiedzieć. Pozostawał wierny swoim prywatnym zasadom, które kazały mu trzymać najbliższych z daleka od własnych grzechów. Kobiety miały być chronione, podczas gdy ich ojcowie, mężowie, bracia ruszali Morgoth czuł się odpowiedzialny nie tylko za tych, którzy nosili to samo nazwisko - więzy krwi i porozumienia sprawiały, że nie mógł tak po prostu zapomnieć. Jej blady uśmiech sprawił, że po plecach przebiegł dreszcz. Nieświadomie zacisnął dłoń na materiale jej szaty, zupełnie jakby niemo błagał, by tego nie robiła. Brutalność rzeczywistości uderzyła w niego z nieposkromioną siłą, a nowy strach padł cieniem na jego serce. Jeśli to prawda, że Percival nie pojawił się na spotkaniu z powodów wykraczających poza rozsądek, oznaczało to, że polowanie się rozpoczęło. Jednak wilki nie miały brać w nim udziału. Miały strzec zbiegów ze wszystkich swoich sił.
- Zawsze znajdziesz miejsce przy mnie - zapewnił i chociaż oboje doskonale zdawali sobie z tego sprawę, musiał to powiedzieć. Oszczędny w słowach, nie mógł jednak milczeć cały czas, gdy dialog był potrzebny. Zapewnienie musiało wybrzmieć niczym obietnica, którą jej składał. Bez względu na wszystko, wciąż posiadała jego wsparcie, jego obecność, jego osobę, na której mogła się wesprzeć, gdy tylko chciała. Bo nawet jeśli czuła się słaba, potrzebował jej, bo swoją delikatnością podpierała również i jego samego. Pozornie niemożliwe stawało się realnością silną i nierozerwalną. Nie wiedział, ile czasu minęło, odkąd mieli czas tylko dla siebie. Czy jednym z ich ostatnich spotkań nie był błahy moment na balkonie podczas grudniowego sabatu? Czy nie stali wtedy tuż obok Barryego Weasleya? Czy kiedykolwiek mogliby powiedzieć, że jedno rozszarpie drugie? Dzieci z niewinnymi uśmiechami i błahymi rozmowami... - Nadchodzi coś złego. Nie chcę, żeby coś wam się stało - powiedział po dłuższej chwili, czując się jak oszust, nie mogąc odkryć przed nią całej prawdy. Wkrótce jednak wszystko miało ujrzeć światło dzienne, lecz nie mógł o tym wiedzieć. Pozostawał wierny swoim prywatnym zasadom, które kazały mu trzymać najbliższych z daleka od własnych grzechów. Kobiety miały być chronione, podczas gdy ich ojcowie, mężowie, bracia ruszali Morgoth czuł się odpowiedzialny nie tylko za tych, którzy nosili to samo nazwisko - więzy krwi i porozumienia sprawiały, że nie mógł tak po prostu zapomnieć. Jej blady uśmiech sprawił, że po plecach przebiegł dreszcz. Nieświadomie zacisnął dłoń na materiale jej szaty, zupełnie jakby niemo błagał, by tego nie robiła. Brutalność rzeczywistości uderzyła w niego z nieposkromioną siłą, a nowy strach padł cieniem na jego serce. Jeśli to prawda, że Percival nie pojawił się na spotkaniu z powodów wykraczających poza rozsądek, oznaczało to, że polowanie się rozpoczęło. Jednak wilki nie miały brać w nim udziału. Miały strzec zbiegów ze wszystkich swoich sił.
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Sherwood [II]
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Nottinghamshire