Bedford Square
Burroughs porzucił pracę scyzorykiem na rzecz wyciągnięcia różdżki. Jeden z zamków wciąż pozostawał zamknięty, kiedy dwie inkantacje zaklęć rozbrzmiały po sobie. Zarówno Keat, jak i Lucinda od razu poczuli odpowiedź z wnętrza mieszkania. Czarodziej wyczuł cztery czary ochronne rzucone na mieszkanie, jednak rozpoznał tylko jeden z nich: Tenebris, jedno z najprostszych zabezpieczeń polegających na zapadnięciu ciemności w momencie, w którym zostaje przekroczony próg domostwa. Lady Selwyn również rozpoznała to zabezpieczenie, a także jeszcze dwa: Cave Inimicum, którego natura leżała w powiadamianiu właściciela o wtargnięciu intruzów do mieszkania oraz zaklęcie Duna rzucone na podłogę tuż za drzwiami wejściowymi - miało ono za zadanie unieruchomić wszelkich nieproszonych gości, pogrążając ich w ruchomych piaskach.
Ostatnie z zaklęć było jednak bardziej zaawansowane i żadne z dwójki czarodziejów nie było w stanie go rozpoznać.
| Rozpoznane zaklęcia jesteście w stanie zakończyć przy pomocy inkantacji Finite Incantatem (niewerbalne).
Tenebris, ST 15
Cave Inimicum, ST 25
Duna, ST 40
Nie mógł wiedzieć, jak bardzo się mylił; wydawało mu się, że magia buzująca w jego różdżce była na tyle silna, iż czar pomoże mu zdobyć wyczerpujące informacje na temat skrytych za framugą zabezpieczeń, lecz zapomniał o tym, że o ile jego wiedzę o niemagicznych pułapkach można nazwać dość rozległą, to jednak te niemugolskie pozostawały najczarniejszą magią. - Poradzimy sobie z tym bez trudu - wtrącił jeszcze, a choć brzmiał pewnie, nie przeszkadzało mu to poszukać w jej oczach potwierdzenia tej śmiałej tezy.
Zaraz potem jego wzrok prześlizgnął się po najbliższym otoczeniu, wypatrując jakichś oznak zainteresowaniach ich dwójką - kręcili się już przy drzwiach dostatecznie długo, by zwrócić na siebie czyjąś uwagę nawet w miejscu takim jak to - powleczonym senną mgłą, rozlewającą się ciszą po idealnych chodnikach i zaplątującą się w powyginane ozdobnie uliczne lampy.
- Wiadomo... lady coś więcej o sprawie tego Howella? Jakie czarnomagiczne mienie zostało mu podrzucone przez Borginów? - jako klątwołamaczka miała pewnie w tym półświatku odpowiednie kontakty i być może dotarły do niej jakieś informacje, o których oficjalnie nigdzie się nie mówiło. - Jedno trzeba mu przyznać, ten facet ma ja... jakże spore pokłady odwagi, żeby ich pozwać w... takich czasach - nikt nie mógł liczyć na uczciwy proces, najlepszym przykładem było przecież to, co stało się z Bones.
- Spróbuję sforsować to ostatnie zabezpieczenie f zmku - dokończył już z różdżką pomiędzy zębami (ponoć jakiś wesoły czarodziej wysadził sobie w ten sposób głowę, wybuchła jak rozsadzany bombardą arbuz, Bojczuk mu to opowiadał, więc pewnie było to nieprawdą, ale za to jakże malowniczą i łatwą do wyobrażenia sobie szczególnie wtedy, kiedy samego trzymało się różdżkę w ustach), prawą ręką natomiast sięgnął po scyzoryk, by powrócić do wyławiania dźwięków, które świadczyć mogły o tym, że nacisnął na czułe miejsce konstrukcji.
to jeszcze raz, na zręczne dłonie [II]
'k100' : 83
Blondynka zdawała sobie sprawę z tego, że Keat może nie mieć takiego doświadczenia w obronie przed czarną magią jak ona. W końcu już wiele misji za nią. Dlatego też postanowiła rzucić zaklęcie zaraz po nim pomimo tego, że jego okazało się być udane. Zaklęcia ochronne były tą częścią magii, która wymaga od czarodziei dużych umiejętności i skupienia. Tak samo w wykrywaniu jak i w łamaniu owych zaklęć. – To nie wszystko – odparła rozpoznając kolejne zaklęcia. - Tenebris, Cave Inimicum, Duna i jeszcze jedno, którego nie mogę rozpoznać. – odparła. Cztery zaklęcia to już całkiem sporo. Stracą na tym wystarczająco dużo czasu. Musieli się pośpieszyć.
- Odpuśćmy sobie tą lady, naprawdę Lucinda wystarczy – odpowiedziała na jego słowa. – A jeżeli chodzi o czarnomagiczny przedmiot to szczerze nie mam pojęcia. Ostatnio jest ich tak wiele, wojna dała wielu przyzwolenie na czarną magię i klątwy. Absurdów ciąg dalszy jak to mówią. – dodała ze wzruszeniem ramion. W innym wypadku nie narzekałaby na ilość zleceń, ale to nie świadczyło o niczym dobrym. Niestety.
Ministerstwo się zmieniło. Ich świat się zmienił. Teraz wszystko było łatwiejsze dla tych co prawo mieli za nic. – To nie odwaga, wiesz? To chyba odgórne przyzwolenie Ministerstwa na to by urzędnicy robili to na co mają ochotę. Ministerstwo nie jest już tym samym miejscem. Każdemu zdarzyło się żyć ponad prawem, ale teraz każdy ma przecież prawo za nic. To w końcu musi wybuchnąć. – odparła. To były tylko jej przepuszczenia. To co zdążyła zaobserwować w ostatnim czasie i to jak bardzo sama zdążyła się zmienić.
- Może spróbuj zdjąć przy użyciu Finite tenerbis? Ja skupię się na dunie i cave inimicum. Jak się pozbędziemy tych zaklęć pomyślimy co z tym, o którym nic nie wiemy? – zapytała i zaraz wyciągnęła różdżkę by rzucić Finite Incantatem i pozbyć się cave inimicum.
'k100' : 29
Jego ręce pracowały z niezwykłą wprawą, a metal pod jego palcami wręcz śpiewał. W trymiga Burroughs rozprawił się z drugim z zamków - jedynym, co zatrzymywało je przed stanięciem otworem była gotowa do naciśnięcia klamka.
W tym samym czasie Lucinda sięgnęła po białą magię, bezgłośnie i bezproblemowo pozbywając się jednego z ochraniających mieszkanie czarów. Oboje czarodziejów poczuło drżenie magii w powietrzu, a lady Selwyn mogła wyczuć, jak w powietrzu coś pęka niczym mydlana bańka. Zabezpieczenie zostało zdjęte.
W tej samej chwili do uszu włamywaczy dotarły głosy - wpierw odległe, lecz z każdą sekundą coraz bliższe miejscu, w którym stali. Jakaś grupka ludzi musiała zbliżać się do najbliższego rogu. Jeżeli by zza niego wyszli to dostrzegliby dwie gmerające przy drzwiach postaci stojące na schodkach zaraz przy niskim żywopłocie. Keat i Lucinda mogli zaraz zostać przyłapani na gorącym uczynku i musieli coś z tym faktem zrobić.
Uszy uniosły się. Zgrzyt zgrzyt. Klik. Klik klik klik. Ciemność zamarła. Ciemność zafalowała. Ciemność znieruchomiała. Uszy też.
| Rozpoznane zaklęcia jesteście w stanie zakończyć przy pomocy inkantacji Finite Incantatem (niewerbalne).
Tenebris, ST 15
Duna, ST 40
- Już wybuchło, to wszystko, co dzieje się od miesięcy... - żyli w kalejdoskopie zmieniającej się rzeczywistości, magiczny Londyn przeobrażał się każdego dnia, codziennie słyszało się o wydarzeniu, które nie powinno było mieć miejsca, codziennie... - Żałuję, że nie wiedziałem o Zakonie wcześniej - dodał jeszcze, obserwując, jak Lucinda zdejmuje zaklęcie ochronne.
Sam, natomiast, niedługo później skoncentrował się na ingerowaniu w mechanizm zabezpieczenia, szczęśliwie też przynajmniej to mu się udało i drzwi stanęły przed nimi otworem - czysto teoretycznie, klamkę wciąż trzeba było poruszyć, aby dostać się do środka, lecz pomny na słowa już-nie-lady, ani myślał czegoś takiego robić.
A przynajmniej nie pomyślałby, gdyby nie to, że w tym samym momencie usłyszał zbliżających się w ich stronę ludzi, a adrenalina zaczęła szybciej krążyć w jego żyłach; na obślinione gumochłony, stracili tu już zbyt dużo czasu, gmerał niepotrzebnie tak długo przy tym zamku, a mógł już wcześniej zainteresować się tym, jakimi magicznymi zaklęciami obwarowane jest to mieszkanie...
Gdyby tak... po prostu tam weszli, schowali się za drzwiami, zmierzyli z resztą zabezpieczeń już w środku? Jeszcze chwilę wcześniej zrobiłby to bez wahania, ale teraz... z jakiegoś powodu jego wzrok powędrował w stronę towarzyszącej mu kobiety, szukał w nich odpowiedzi, podpowiedzi, jakiejś wskazówki? Czegoś, co pozwoliłoby mu zrozumieć, co w tym momencie jest najlepszym wyborem.
Życie to przecież ich sztuka; nie wiedział, czy podjął właściwą decyzję, to pewnie okaże się dopiero za chwilę. - Spróbujmy rzucić jeszcze jedno zaklęcie... - wyrwało mu się, nadając tempa ich działaniom, po czym pomyślał Finite Incantatem, chcąc zdjąć Tenebris. Dopiero po chwili pochwycił Lucindę za przedramię, kierując się z nią w stronę niskiego żywopłotu, za którym być może mieli szansę zdążyć się schować.
/nie jestem pewna, czy zaklęcie i schowanie się za żywopłotem przejdą - jeśli to o jedną akcję za dużo, Keat przemieszcza się z Lucindą w stronę żywopłotu, by w następnej kolejce spróbować się za nim schować
'k100' : 47
Blondynka chciałaby wierzyć, że to co aktualnie mają jest najgorszym. Nadzieja pozwalała jej wierzyć, że mają szansę na to by wszystko było już prostsze. W ciągu ostatnich miesięcy zrobili wiele dobrego. Ich misje były niebezpieczne, kosztowały ich naprawdę wiele, ale finalnie zdobywali potrzebną im przewagę. Jednak czuła, że jeszcze daleko im do końca wojny, a apogeum wciąż było przed nimi. Teraz nie chciała już tego mówić. Mieli mieszkanie do przeszukania.
- Wiele osób nie wie. Wbrew wszystkiemu jest nas wciąż zbyt mało. – odpowiedziała. W głównej mierze chodziło o zaufanie. Takich ludzi niemalże od razu wprowadza się w towarzystwo Zakonników. Ludzie, którym ufamy niekoniecznie na to zaufanie zasługują.
Blondynka usłyszała odgłosy zbliżających się kroków niemal w tym samym momencie co Keat. Zanim jednak mężczyzna pociągnął ją w stronę kryjówki rzuciła jeszcze Finite Incantatem chcąc zdjąć chroniącą mieszkanie Dunę. Musiało się udać. Byli już tak blisko.
Bez względu na to czy jej się udało czy nie kobieta ruszyła za mężczyzną by się ukryć. Nie wiedziała czy to bezpieczna kryjówka, ale wejście do mieszkania nie było bezpieczne. Prawdopodobnie duna znajdowała się tuż za drzwiami. Wciąż nie wiedzieli też jakie zaklęcie ochronne jeszcze na nich czeka.
'k100' : 25
Keat i Lynn nie zostali dostrzeżeni, jednak stracili kilka kolejnych jakże cennych minut. Czas zaczynał nie być po ich stronie.
Uszy nie ruszały się, czekając. Co to? Co to za hałasy? Hałasy na zewnątrz? To na zewnątrz hałasy. Uszy drgnęły, przesunęły. Uszy zamarły i uszy nasłuchiwały. Uszy poruszyły się znów, nasłuchując jak przedtem. Uszy nie dadzą się nabrać. Uszy wiedzą.
| Tutaj miał miejsce test sporny na ukrywanie się.
Udało Wam się zdjąć wszystkie znane Wam zaklęcia ochronne, a Keat z powodzeniem otworzył zamek.
Wiele osób nie wie.
Takich, które mogłyby pomóc i coś zmienić; takich, które mogłyby zaakcentować swój udział w tym wszystkim jedną czynnością, bez konieczności stawania się oficjalnie członkami Zakonu.
- To chyba kwestia jedynie minimum zaufania, ostatecznie na samym początku nikt zapewne nie dowiaduje się niczego więcej, niż to absolutnie koniecznie, ja sam niewiele tak naprawdę na ten moment wiem i nie mam z tym najmniejszego problemu - na zaufanie trzeba sobie zasłużyć powiedziała mu wtedy Tonks, tamtej nocy, gdy po raz pierwszy usłyszał o Zakonie Feniksa - wiedział, że to proces długotrwały - to racjonalne, a przecież, żeby pomóc, nie potrzebujemy wiedzy o wszystkim - w tym momencie koncentruje się na zadaniu, które dostałem, szerszy obraz nie jest mi potrzebny, żeby wiedzieć, iż jest ono z jakiegoś powodu ważne... ludzie widzą, co się dzieje, ci z sercem po właściwej stronie chcą coś zrobić, ale czasem z różnych względów nie mogą robić tego oficjalnie, angażując się w pełni... powinniście chyba otworzyć się bardziej na to, by nie bać się przyjmować pomocy w takiej formie, zagrożenia zdradą nie da się nigdy wyeliminować - nie miał pojęcia o mechanizmach obronnych Zakonu ani o tym, w jaki sposób magia chroni jego tajemnice. I choć niekoniecznie potrafił zaufać ludziom, paradoksalnie nie przeszkadzało mu to wierzyć w to, że większość z nich zrobi to, co właściwe, gdy przyjdzie na to pora.
Jeden, szybki ruch nadgarstkiem; jedno zaklęcie - i musieli się ukryć.
Z twarzą przylepioną do mokrej ziemi wstrzymał oddech, nasłuchując treści rozmowy prowadzonej przez zbliżających się przechodniów; wolałby nie musieć się tłumaczyć przed nikim - niezależnie od tego, kim byli posługujący się jakimiś abstrakcyjnymi terminami podpici osobnicy. Odetchnął z ulgą, gdy się oddalili i pospiesznie dźwignął się do pionu, otrzepując ubranie z liści, a błoto z podeszwy czyszcząc o trawę, żeby nie zostawić żadnych śladów, kiedy wejdą już do środka.
- Chyba czas najwyższy zobaczyć, co czeka na nas w środku... - kątem oka zerknął na Lucindę, nim ruszył do drzwi i wszedł do budynku pierwszy, z różdżką przygotowaną w dłoni.
- To minimum zaufania otrzymało wiele osób – zaczęła. Odkąd zaczęli pozyskiwać sojuszników Zakonu Feniksa ich szeregi troszkę się wzmocniły, ale nadal nie była to liczba mogąca dać im jakąkolwiek przewagę. Nadal pozostawał zbyt wiele osób działających w sposób jedynie neutralny. – Rozumiem twój punkt widzenia. Jest w nim wiele słuszności, ale pamiętajmy, że każdy jest inny. Owszem, żeby działać, czynić dobro wystarczy mieć serce po dobrej stronie, ale nie każdemu wystarczy powierzchowna wiedza. Niektórzy chcą pomagać z boku, po cichu, ale są też tacy co działać potrafią jedynie jawnie. Uwierz, że nie chowamy się w cieniu bez powodu. – dodała jeszcze. Może gdyby naprawdę wyszli z cienia to zdążyliby przejąć przewagę choć na chwile, ale przecież nie o to im tutaj chodziło. Liczyło się to by skończyć to wszystko raz a dobrze. Naprawdę chciałaby, żeby tym razem poszło to wszystko w odpowiednią stronę. Zaprowadziło do odpowiednich rezultatów.
Kiedy ludzie obok nich przeszli nieświadomi ich obecności Lucinda jeszcze raz spojrzała na drzwi mieszkania. Wiedziała, że prócz niesfornego obrońcy znajdą tam też jeszcze jedno zaklęcie mogące utrudnić im albo całkowicie przeszkodzić w misji. Zanim ruszyła do przodu rzuciła jeszcze – Divirgento – zawsze warto próbować. Po czym skierowała swoje kroki za towarzyszącym jej czarodziejem.
/zt x2
'k100' : 23
Bedford Square to ulica umiejscowiona w pobliżu wielu bogatych mugolskich domów, opanowanie jej przez zwolenników Lorda Voldemorta odetnie całkowicie dostęp do domów tychże i ułatwi kontrolowanie spowinowaconych z nimi czarodziejów. Mieszka tu - lub mieszkało - kilku wpływowych ludzi niemagicznego świata, być może część z nich wciąż ukrywa się w pobliżu lub będzie pragnęło wrócić do swoich domów bo pozostawione kosztowności. Może być istotnym punktem Londynu.
Postać rozpatruje wszelkie zabezpieczenia pozostawione przez poprzednią grupę (najpierw pułapki oraz klątwy, później ew. strażników pozostawionych przez przeciwną organizację). Jeżeli grupa jest pierwszą, która zdobywa dany teren, należy pominąć ten etap.
Zakon Feniksa: W pobliżu wieży przechodzą patrole Ministerstwa Magii - dwóch czarodziejów - którzy najwyraźniej noszą się z zamiarem zaprowadzenia porządków w okolicy. Możecie ich zaatakować zanim opanują wieżę widokową i zanim przywołają na miejsce posiłki - tym samym uwalniając od ich ulicę.
Rycerze Walpurgii: Na wieży widokowej zabarykadowało się dwoje czarodziejów będących zapewne bliższymi lub dalszymi rodzinami mieszkających nieopodal mugoli - a może buntownikami wspierającymi samego Longbottoma, którzy zechcieli wystąpić w obronie pokrzywdzonych. Jeśli się ich pozbędziecie, mugolskie domy pozostaną bez ochrony.
Walka: Walka: Postać, która napisze jako pierwsza, kieruje czarodziejem A, postać, która napisze jako druga, kieruje czarodziejem B.
Czarodziej A (OPCM 15, uroki 15, żywotność 80) będzie atakował kolejno zaklęciami: ignitio, orcumiano, commotio oraz bronił się zawsze wtedy, kiedy wymagać będzie tego od niego sytuacja.
Czarodziej B (OPCM 10, uroki 20, żywotność 70) będzie atakował kolejno zaklęciami: lamino, deprimo, drętwota oraz bronił się zawsze wtedy, kiedy wymagać będzie tego od niego sytuacja.
Gracz nie ma prawa zmienić woli postaci broniącej lokacji, jedyne, co robi, to rzuca za nią kością i opisuje jej działania w sposób fabularny.
Aby przejść do etapu III należy odczekać 48 godzin, w trakcie których para (grupa) może zostać zaatakowana przez przeciwną organizację.
Postaci mają 2 tury na nałożenie zabezpieczeń, pułapek lub klątw oraz wydanie dyspozycji strażnikom należącym do organizacji.