Pokój Sophii
Strona 1 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
Pokój Sophii
Sypialnia Sophii znajduje się na piętrze i może nie jest największym pomieszczeniem, ale jest urządzona bardzo przytulnie. Nie brakuje tu kolorowych akcentów czy różnych drobiazgów, niektóre pochodzą z czasów mieszkania w Ameryce, inne zgromadziła wcześniej lub później, buszując w mugolskich lub czarodziejskich sklepach ze starociami. Okna wychodzą na podwórze; pomieszczenie jest jasne i wydaje się większe, niż w rzeczywistości. Sophia mieszka tutaj od dzieciństwa, ale od tamtego czasu pokój sporo się zmienił.
Raiden nie chciał zasypiać. Tak po prostu położył się na kanapie na popołudniową drzemkę, by później w razie czego szybko się obudzić i złapać młodszą siostrę. Nie udało się jednak. Poległ i po prostu zasnął. Sam nie wiedział, kiedy ocknął się na kanapie w biblioteczce i szukał spojrzeniem Sophii zupełnie jakby siedziała obok i dlatego się obudził.
- Wcale nie spałem! - rzucił zaspany, przejeżdżając dłonią po oczach. Dopiero po chwili zrozumiał, że był sam. A przynajmniej na parterze, bo z góry dochodziły odgłosy krzątania. - Artis? - spytał, chociaż zaraz przypomniał sobie, że blondynka już wyszła. Podniósł się do pozycji siedzącej i przeciągnął się, ziewając potężnie. Skoro to nie była Macmillan, musiała to być Sophia. No, właśnie... Musiał z nią porozmawiać. I to teraz. Zaraz! Nie był do tego przekonany, ale Artis dzisiaj miała... Może w tej właśnie chwili rozmawiała ze swoimi rodzicami, a on nie potrafił pójść do swojej siostry i jej o tym powiedzieć? Niedoczekanie. Raiden wstał, momentalnie wyzbywając się zmęczenia. Spokojnie. Przecież nie było czego się bać. To Sophia. Nie jakiś potwór, który rzuci się na niego i go pożre w całości. Ale czy na pewno nie zamierzała zareagować dość... Gwałtownie? Trudno. Musiał jej o tym powiedzieć! Z motywacją jak nigdy wbiegł po schodach na piętro i skierował się w stronę pokoju rudowłosej panny Carter. Zanim sięgnął po klamkę, zatrzymał się. Coś mówiło mu, że będzie to jedna z ważniejszych rozmów w jego życiu. Zależało mu na zrozumieniu z drugiej strony i braku osądzania. Szczególnie, że nie zamierzał mówić jej jeszcze wszystkiego. Może nie miało być tak źle. Odetchnął cicho i ruszył naprzód.
- Hej. Masz chwilę? - spytał, zaglądając przez uchylone drzwi do pokoju siostry. Zupełnie jak wtedy gdy miał dziesięć lat, a ona była jeszcze małym brzdącem, który bał się zasypiać w pojedynkę i najczęściej padała w ramionach starszego brata. - Chciałbym porozmawiać. Mam nadzieję, że nie szłaś spać czy coś.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Tego dnia wróciła do domu późno, więc ominęło ją wszystko to, co działo się tutaj wcześniej. Nieświadoma tego, co wydarzyło się pomiędzy jej bratem a przyjaciółką, najpierw poszła do kuchni, żeby przygotować sobie parę kanapek i gorącą herbatę. Widziała, że Raiden drzemał na kanapie w salonie, więc nie chciała mu przeszkadzać i od razu udała się do swojego pokoju. Może też był zmęczony po pracy? Tak przynajmniej myślała w tej chwili.
W pokoju otuliła się kocem, by choć trochę rozgrzać zziębnięte ciało. Chociaż wiosna zbliżała się wielkimi krokami, na dworze wciąż było zimno, mokro i niezbyt przyjemnie. Miała zamiar przed snem trochę poczytać przy świetle świecy, ale ledwie przeczytała kilka stron, nagle usłyszała kroki, a potem pukanie.
- Raiden? – zawołała, a brat po chwili nieśmiało zajrzał do środka. Także pomyślała przelotnie o dzieciństwie, chociaż wtedy to zwykle ona zakradała się do pokoju brata. Nawet wtedy, kiedy wyjechał już do Hogwartu, mała Sophia lubiła wchodzić do środka choćby po to, by rozejrzeć się czy ułożyć na jego łóżku. Była wtedy zaledwie kilkuletnim brzdącem, który nagle został sam, bo brat uczył się w magicznej szkole na drugim końcu kraju, a rodzice mówili, że była za mała, żeby ją tam posłać razem z nim.
- Jasne, wejdź – powiedziała szybko, odkładając książkę na bok i marszcząc brwi, bo zastanawiała się, o czym chciał z nią porozmawiać. Miał problemy w pracy? A może dowiedział się czegoś ważnego w sprawie rodziców? Na myśl o tej drugiej ewentualności mimowolnie poczuła dreszcz w okolicach kręgosłupa. – Coś się stało? – zapytała więc, czując, że jej brat ma jakiś powód, dla którego tu do niej przyszedł, i wcale nie była to tylko zwykła chęć porozmawiania po nie widzeniu się przez cały dzień.
W pokoju otuliła się kocem, by choć trochę rozgrzać zziębnięte ciało. Chociaż wiosna zbliżała się wielkimi krokami, na dworze wciąż było zimno, mokro i niezbyt przyjemnie. Miała zamiar przed snem trochę poczytać przy świetle świecy, ale ledwie przeczytała kilka stron, nagle usłyszała kroki, a potem pukanie.
- Raiden? – zawołała, a brat po chwili nieśmiało zajrzał do środka. Także pomyślała przelotnie o dzieciństwie, chociaż wtedy to zwykle ona zakradała się do pokoju brata. Nawet wtedy, kiedy wyjechał już do Hogwartu, mała Sophia lubiła wchodzić do środka choćby po to, by rozejrzeć się czy ułożyć na jego łóżku. Była wtedy zaledwie kilkuletnim brzdącem, który nagle został sam, bo brat uczył się w magicznej szkole na drugim końcu kraju, a rodzice mówili, że była za mała, żeby ją tam posłać razem z nim.
- Jasne, wejdź – powiedziała szybko, odkładając książkę na bok i marszcząc brwi, bo zastanawiała się, o czym chciał z nią porozmawiać. Miał problemy w pracy? A może dowiedział się czegoś ważnego w sprawie rodziców? Na myśl o tej drugiej ewentualności mimowolnie poczuła dreszcz w okolicach kręgosłupa. – Coś się stało? – zapytała więc, czując, że jej brat ma jakiś powód, dla którego tu do niej przyszedł, i wcale nie była to tylko zwykła chęć porozmawiania po nie widzeniu się przez cały dzień.
Wszedł, gdy tylko usłyszał jej zawołanie. Może faktycznie początkowo się trochę zmieszał przed wejściem, ale kto by się nie stresował w takiej chwili? Przecież to nie była jakaś współlokatorka, a jego siostra. Wiadome, że chciał jej akceptacji nawet jeśli w tym momencie nie potrafili się dogadać tak jak kiedyś. Uśmiechnął się do Sophii nieśmiało, chociaż wiedział, że za chwilę przestanie tak na nią patrzeć, a zacznie tłumaczyć coś, co jeszcze dzisiejszego ranka w ogóle nie przyszło by mu do głowy. A co dopiero jej? On miał chwilę na otrzaskanie się z tym faktem. To było wyzwanie... Dlatego gdy wszedł do pokoju, poszukał spojrzeniem jakiegoś wolnego krzesła. Wyglądało to całkiem dziwacznie, bo kiedyś zwyczajnie usiadłby obok niej na łóżku. Teraz jeszcze tego nie potrafił. Zresztą wolał znajdować się poza zasięgiem jej małych ramion. Wziął krzesło i postawił naprzeciwko łóżka rudowłosej. Rzucił jej szybkie spojrzenie z nieśmiałym jakby pocieszającym uśmiechem i znowu odwrócił spojrzenie, by przejechać nim po wnętrzu pokoju. Dawno tu nie był... Na jej pytanie lekko się pochylił, by przetrzeć dłonie i przejechać nimi we włosach. No to zaczęło się.
- Nigdy nie mówiłem ci o moim życiu osobistym - zaczął prosto z mostu bez obejścia. Chociaż nie ukrywał, że chciał jakoś wprowadzić ją w temat zanim miał przejść do sedna. Kilka słów. Nie więcej. Musiała zrozumieć i on też potrzebował chwili, by to przetrawić. Artis mówiła mu o tym w dość sporym szoku, a on prócz niepewności był spokojny. Dlatego kontynuował:
- Nie widziałem powodu, bo żadna z tych kobiet nie miała specjalnego wpływu na moje życie. Zresztą znasz mnie - Spojrzał na siostrę z lekko uniesionymi brwiami. - Nie szukałem nikogo na stałe. Miałem pewien okres w Chicago, o którym ci nie wspomniałem - Bardzo bolesny dlatego nic ci nie powiedziałem. - Ale nic z tego nie wyszło, więc milczałem.
Urwał, patrząc na siostrę przez chwilę, kontrolując jej reakcję. Widząc, że na razie nie miała specjalnie niepewnej miny, kontynuował:
- Ostatnio poznałem kogoś i skończyło się jak się skończyło. Przyszła do mnie dzisiaj i powiedziała, że...
Wyprostował się, a chwilę kryjąc twarz w dłoniach i przejeżdżając nimi po niej jakby to miało w czymś pomóc.
- Dobra. Jest w ciąży i zamieszka z nami - wypalił, patrząc siostrze prosto w oczy i czekając na to co miało nastąpić.
- Nigdy nie mówiłem ci o moim życiu osobistym - zaczął prosto z mostu bez obejścia. Chociaż nie ukrywał, że chciał jakoś wprowadzić ją w temat zanim miał przejść do sedna. Kilka słów. Nie więcej. Musiała zrozumieć i on też potrzebował chwili, by to przetrawić. Artis mówiła mu o tym w dość sporym szoku, a on prócz niepewności był spokojny. Dlatego kontynuował:
- Nie widziałem powodu, bo żadna z tych kobiet nie miała specjalnego wpływu na moje życie. Zresztą znasz mnie - Spojrzał na siostrę z lekko uniesionymi brwiami. - Nie szukałem nikogo na stałe. Miałem pewien okres w Chicago, o którym ci nie wspomniałem - Bardzo bolesny dlatego nic ci nie powiedziałem. - Ale nic z tego nie wyszło, więc milczałem.
Urwał, patrząc na siostrę przez chwilę, kontrolując jej reakcję. Widząc, że na razie nie miała specjalnie niepewnej miny, kontynuował:
- Ostatnio poznałem kogoś i skończyło się jak się skończyło. Przyszła do mnie dzisiaj i powiedziała, że...
Wyprostował się, a chwilę kryjąc twarz w dłoniach i przejeżdżając nimi po niej jakby to miało w czymś pomóc.
- Dobra. Jest w ciąży i zamieszka z nami - wypalił, patrząc siostrze prosto w oczy i czekając na to co miało nastąpić.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Chociaż, jeśli nie liczyć tego ostatniego okresu, Raiden i Sophia mieli bardzo dobry kontakt, były tematy, o których rozmawiali mało lub nawet wcale. Do takich tematów należało ich życie osobiste, szczególnie uczuciowe. Nawet mieszkając z nim przez dwa lata w Chicago, nie miała wielkiego pojęcia o tym, czy kogoś wtedy miał, nie mówiąc o tych okresach, kiedy kontaktowali się tylko listownie. Przez te lata, które minęły od jego wyjazdu z kraju do momentu, kiedy Sophia ukończyła Hogwart i do niego dołączyła, mógł mieć całe mnóstwo kobiet, a nawet o tym nie wiedziała. Raiden wiedział o tym, że Sophia zaczęła się spotykać z Jamesem, ale także nie opowiadała szczegółów ich związku, wiedząc, że jej brat nie przepadał za nim i był do Jamesa nastawiony nieufnie.
Ale do czego zmierzał teraz? Słysząc jego słowa, poprawiła się na łóżku i spojrzała na niego uważniej. Miał jakąś kobietę, chciał powiedzieć o niej siostrze?
- Masz kogoś? Dlaczego nic o tym nie wiedziałam? Kto to jest? – Była tak zaciekawiona, że aż weszła mu w słowo... Ale wtedy Raiden dokończył i wypowiedział słowa o ciąży. – Cooo...? – Tak ją tym zaskoczył, że aż podskoczyła, straciła równowagę i spadła z łóżka na podłogę. Szybko jednak podniosła się znowu, wygrzebując się ze zrolowanego koca i wypluwając z ust włosy. Złote oczy, pełne niedowierzania, spoczęły na twarzy Raidena, zastanawiając się, czy przypadkiem sobie nie żartował.
- Mówisz poważnie? Nie tylko kogoś masz, ale ta kobieta na dodatek urodzi twoje dziecko i będzie z nami mieszkać? – zapytała szybko. Nie, nie była na niego zła, nic z tych rzeczy. Może tylko o to, że nie powiedział, że ma kobietę, bo uznała, że skoro doszło już nawet do ciąży i planów wspólnego zamieszkania, musieli spotykać się od dłuższego czasu. Robili to potajemnie, żeby nie wiedziała? A może po prostu Raiden nie ufał jej przez to wszystko, co się wydarzyło między nimi, i dlatego zataił fakt, że miał kogoś? W dodatku, jak miało się wkrótce okazać, tą kobietą była jej przyjaciółka?
- Och, dlaczego nie powiedziałeś mi nic wcześniej, Raidenie... – westchnęła, bardziej przeżywając w tym momencie ten brak zaufania z jego strony (co mylnie podejrzewała). – Chcę ją poznać.
Musiała przecież poznać kobietę swojego brata. W tej chwili, nie znając jeszcze jej tożsamości, zastanawiała się intensywnie, kto to mógł być. Później na pewno przyjdzie czas na jeszcze więcej pytań, na razie potrzebowała jakoś oswoić się z nieoczekiwaną wieścią i w pełni przyjąć do wiadomości myśl, że jej brat kogoś miał i w dodatku zostanie ojcem.
Ale do czego zmierzał teraz? Słysząc jego słowa, poprawiła się na łóżku i spojrzała na niego uważniej. Miał jakąś kobietę, chciał powiedzieć o niej siostrze?
- Masz kogoś? Dlaczego nic o tym nie wiedziałam? Kto to jest? – Była tak zaciekawiona, że aż weszła mu w słowo... Ale wtedy Raiden dokończył i wypowiedział słowa o ciąży. – Cooo...? – Tak ją tym zaskoczył, że aż podskoczyła, straciła równowagę i spadła z łóżka na podłogę. Szybko jednak podniosła się znowu, wygrzebując się ze zrolowanego koca i wypluwając z ust włosy. Złote oczy, pełne niedowierzania, spoczęły na twarzy Raidena, zastanawiając się, czy przypadkiem sobie nie żartował.
- Mówisz poważnie? Nie tylko kogoś masz, ale ta kobieta na dodatek urodzi twoje dziecko i będzie z nami mieszkać? – zapytała szybko. Nie, nie była na niego zła, nic z tych rzeczy. Może tylko o to, że nie powiedział, że ma kobietę, bo uznała, że skoro doszło już nawet do ciąży i planów wspólnego zamieszkania, musieli spotykać się od dłuższego czasu. Robili to potajemnie, żeby nie wiedziała? A może po prostu Raiden nie ufał jej przez to wszystko, co się wydarzyło między nimi, i dlatego zataił fakt, że miał kogoś? W dodatku, jak miało się wkrótce okazać, tą kobietą była jej przyjaciółka?
- Och, dlaczego nie powiedziałeś mi nic wcześniej, Raidenie... – westchnęła, bardziej przeżywając w tym momencie ten brak zaufania z jego strony (co mylnie podejrzewała). – Chcę ją poznać.
Musiała przecież poznać kobietę swojego brata. W tej chwili, nie znając jeszcze jej tożsamości, zastanawiała się intensywnie, kto to mógł być. Później na pewno przyjdzie czas na jeszcze więcej pytań, na razie potrzebowała jakoś oswoić się z nieoczekiwaną wieścią i w pełni przyjąć do wiadomości myśl, że jej brat kogoś miał i w dodatku zostanie ojcem.
Nie mówili o swoim życiu uczuciowy, bo nie musieli o nim rozmawiać. Oboje znali się na tyle, by wiedzieć jakie każde z nich miało podejście do takich spraw. Sophia nie pałała rządzą poznawania nowych mężczyzn, co szczerze mówiąc Raidenowi było bardzo na rękę. On natomiast lubił kręcić się dookoła kobiet, jednak nie szukał nikogo na stałe. W Chicago miał pewną osobę, jednak było to zbyt bolesne i nie widział sensu mówienia o tym siostrze. Miała zdecydowanie za dużo zmartwień. Nigdy nie przepadał za Jamesem, traktując go jako sępa czyhające na niewinność jego siotry. I może kiedyś by się do niego przekonał, jednak ich związek trwał na tyle krótko i skończył się paskudnie, nie miał takiej możliwości. Sophia szukała wsparcia. Raidenowi za to przeszkadzał tryb pracy jak i styl życia, który zdecydowanie działał na niekorzyść stałego związku. Dodatkowo sam charakter przemawiał za czym innym niż ustatkowanie się.
Uśmiechnął się lekko, widząc jej chęć wiedzy i ciekawość. Gdy weszła mu w słowo, zwolnił, ale nie pozwolił mówić dalej. Kontynuował, a wtedy drgnął zaskoczony tym spektakularnym ukazaniem zaskoczenia na jego słowa. Podniósł się, by pomóc Sophii wstać i ponownie usiąść na łóżko. Wyglądało to tak groteskowo, że zaśmiałby się, gdyby nie powaga sytuacji. Chciał coś powiedzieć, ale został zbombardowany gradem pytań.
- Tak. Mówię poważnie. Poznałem ją dopiero po powrocie do domu. Nie znam jej długo, dlatego też nic ci nie mówiłem - tłumaczył, chcąc jak najlepiej przedstawić siostrze sytuację jego i tej kobiety. - To nieco bardziej skomplikowane niż się wydaje.
Odetchnął, przykładając rękę do twarzy i wpatrując się intensywnie w siostrę. Słysząc jej słowa, zaoponował:
- Sam dowiedziałem się dziś rano! Nie myśl, że specjalnie to przed tobą ukrywałem - dodał. - Nie sądziłem, że to się tak skończy, ale... - urwał, wbijając spojrzenie w podłogę. - Chyba nigdy nie byłem tak szczęśliwy, Su - zakończył, podnosząc wzrok i czując jak uśmiech na jego twarzy rośnie.
Uśmiechnął się lekko, widząc jej chęć wiedzy i ciekawość. Gdy weszła mu w słowo, zwolnił, ale nie pozwolił mówić dalej. Kontynuował, a wtedy drgnął zaskoczony tym spektakularnym ukazaniem zaskoczenia na jego słowa. Podniósł się, by pomóc Sophii wstać i ponownie usiąść na łóżko. Wyglądało to tak groteskowo, że zaśmiałby się, gdyby nie powaga sytuacji. Chciał coś powiedzieć, ale został zbombardowany gradem pytań.
- Tak. Mówię poważnie. Poznałem ją dopiero po powrocie do domu. Nie znam jej długo, dlatego też nic ci nie mówiłem - tłumaczył, chcąc jak najlepiej przedstawić siostrze sytuację jego i tej kobiety. - To nieco bardziej skomplikowane niż się wydaje.
Odetchnął, przykładając rękę do twarzy i wpatrując się intensywnie w siostrę. Słysząc jej słowa, zaoponował:
- Sam dowiedziałem się dziś rano! Nie myśl, że specjalnie to przed tobą ukrywałem - dodał. - Nie sądziłem, że to się tak skończy, ale... - urwał, wbijając spojrzenie w podłogę. - Chyba nigdy nie byłem tak szczęśliwy, Su - zakończył, podnosząc wzrok i czując jak uśmiech na jego twarzy rośnie.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Sophia nie co dzień dowiadywała się takich rzeczy. Nic dziwnego, że była w takim szoku. Przecież tu chodziło o jej brata! Co do którego była całkowicie pewna, że jest zajęty pracą i nie ma czasu na żadne związki. A tu proszę, nie tylko spotykał się z kimś, ale zdążył nawet spłodzić dziecko. Chociaż związek jej i Jamesa trwał wcale nie tak krótko, bo prawie rok, i zdążyli się nawet zaręczyć, to jednak u Raidena mocno ją to zszokowało, pewnie dlatego, że dowiedziała się o tym tak nagle, i w dodatku od razu padło tak poważne wyznanie, które dosłownie zwaliło ją z nóg, a raczej, z łóżka, którego spadła prosto na podłogę, zaplątując się w koc. Raiden pomógł jej się wyplątać, więc po chwili usiadła z powrotem, przesuwając dłońmi po rozczochranych włosach i próbując poukładać sobie to wszystko w głowie.
- Więc to raczej krótka znajomość? – zapytała po chwili, nadal intensywnie zastanawiając się, kto to mógł być. Raiden przez ostatnie lata przebywał za granicą, wrócił niedawno... Więc ta znajomość także musiała być stosunkowo nowa. – Skomplikowane? Co to znaczy?
Och, była ciekawa, i to bardzo! Ich mała rodzina, która tak ucierpiała parę miesięcy temu, miała się powiększyć. Dla Raidena zapewne był to najwyższy czas, żeby się ustatkować i założyć rodzinę. Ona być może miałaby swoją, gdyby James nie umarł. Być może byłaby dziś panią Westwood, nadal mieszkałaby w Chicago, może miałaby własne dziecko... Nie wiadomo. Niestety po ukochanym pozostały tylko wspomnienia, trochę zdjęć, drobiazgów które jej podarował i pierścionek zaręczynowy ukryty głęboko na dnie małej szkatułki, spoczywającej na samym końcu jej szafy. Nie potrafiła ani się go pozbyć, ani nosić go na palcu.
- Naprawdę dowiedziałeś się dopiero dzisiaj? Że też ominął mnie ten moment – westchnęła, zastanawiając się, czy wybranka Raidena pojawiła się na ich progu z zaskakującą nowiną, którą brat przekazywał teraz jej. Ale może nawet lepiej, że jej nie było, bo to musiał być niezręczny moment nawet bez ciekawskiej siostry zaglądającej mu przez ramię.
- Pobierzecie się? Skoro macie razem zamieszkać... – wypaliła nagle. Bo przecież czasy były jakie były, więc nawet postępowej Sophii trudno sobie było wyobrazić mieszkanie i wychowywanie dziecka bez ślubu. Ale na pewno nie zamierzała Raidena potępiać ani zmuszać do niczego, chociaż dla niego, jego tajemniczej kobiety i przyszłego dziecka zapewne lepiej byłoby, gdyby wszystko odbyło się jak należy. Chociaż, jak się miało okazać, dla niej było to jeszcze bardziej skomplikowane, ale na ten moment nie wiedziała nic więcej. – Kiedy ona się tu pojawi? Naprawdę koniecznie chcę ją poznać!
Zarzucała go pytaniami, zupełnie zapomniała o swoim zmęczeniu. Jak tu być sennym, kiedy słyszała takie informacje?
- Więc to raczej krótka znajomość? – zapytała po chwili, nadal intensywnie zastanawiając się, kto to mógł być. Raiden przez ostatnie lata przebywał za granicą, wrócił niedawno... Więc ta znajomość także musiała być stosunkowo nowa. – Skomplikowane? Co to znaczy?
Och, była ciekawa, i to bardzo! Ich mała rodzina, która tak ucierpiała parę miesięcy temu, miała się powiększyć. Dla Raidena zapewne był to najwyższy czas, żeby się ustatkować i założyć rodzinę. Ona być może miałaby swoją, gdyby James nie umarł. Być może byłaby dziś panią Westwood, nadal mieszkałaby w Chicago, może miałaby własne dziecko... Nie wiadomo. Niestety po ukochanym pozostały tylko wspomnienia, trochę zdjęć, drobiazgów które jej podarował i pierścionek zaręczynowy ukryty głęboko na dnie małej szkatułki, spoczywającej na samym końcu jej szafy. Nie potrafiła ani się go pozbyć, ani nosić go na palcu.
- Naprawdę dowiedziałeś się dopiero dzisiaj? Że też ominął mnie ten moment – westchnęła, zastanawiając się, czy wybranka Raidena pojawiła się na ich progu z zaskakującą nowiną, którą brat przekazywał teraz jej. Ale może nawet lepiej, że jej nie było, bo to musiał być niezręczny moment nawet bez ciekawskiej siostry zaglądającej mu przez ramię.
- Pobierzecie się? Skoro macie razem zamieszkać... – wypaliła nagle. Bo przecież czasy były jakie były, więc nawet postępowej Sophii trudno sobie było wyobrazić mieszkanie i wychowywanie dziecka bez ślubu. Ale na pewno nie zamierzała Raidena potępiać ani zmuszać do niczego, chociaż dla niego, jego tajemniczej kobiety i przyszłego dziecka zapewne lepiej byłoby, gdyby wszystko odbyło się jak należy. Chociaż, jak się miało okazać, dla niej było to jeszcze bardziej skomplikowane, ale na ten moment nie wiedziała nic więcej. – Kiedy ona się tu pojawi? Naprawdę koniecznie chcę ją poznać!
Zarzucała go pytaniami, zupełnie zapomniała o swoim zmęczeniu. Jak tu być sennym, kiedy słyszała takie informacje?
Raiden był w nie mniejszym szoku ranka tego dnia, chociaż nie zleciał z krzesłą, łóżka czy pierwszego piętra, chociaż o mało co nie połknął łyżki, którą jadł wtedy płątki. I na pewno nie był tak otwarcie nastwaiony jak jego ukochana siostrzyczka... A przynajmniej przez pierwsze nanosekundy, gdy spytał jak kompletny kretyn czy to było jego dziecko. I wtedy się zaczęło... Nie uważał przecież wtedy Artis za puszczalską, a jedynie zauważył fakt, że była atrakcyjną kobieta i powinna korzystać z życia. Może i w granicach rozsądku, ale on posiadał takie podejście i zapewne nie miało się tak szybko zmienić. Chociaż wiadomo, że sytuacja która nastała wymagała nieco innego ugryzienia sprawy, ale nie oznaczało to zmiany jego światopoglądu. Zresztą Raiden nie musiał tego zmieniać. Po prosu chciał.
- Z lutego, więc krótka, chociaż jak na mnie to... - zaczął, posyłając Sophii nieco rozbawione spojrzenie, wiedząc, że rudowłosa zna podejście brata. Miesiąc to u niego naprawdę wyczyn i nie sądził, by kiedykolwiek uda mu się to osiągnąć. No, dobra. Raz. Co było jednak zabawne między rodzeństwem Carter to ich zupełnie inne podejście do spraw uczuciowych. Młodsza część szukała miłości na całe życie, gdy starsza po prostu lawirowała w eterze, nie martwiąc się specjalnie o nic. Raiden miał swoją pracę, Sofi teraz również, chociaż im obojgu miało się wywrócić życie o sto osiemdziesiąt stopni. Carterównie mocniej niż sądziła... Odchrząknął, próbując wytłumaczyć to skomplikowane siostrze. Nie chciał jej mówić wprost, że kobietą była szlachcianka i w dodatku jej przyjaciółka. Co było równie niepojęte dla niego i dziś rano i teraz. Postanowił jednak to przemilczeć i spytał kontrolnie, nieco nie dowierzając w jej ekscytację:
- Ale naprawdę nie masz nic przeciwko?
Zawsze był pewny, że to właśnie ruda główka ustatkuje się przed nim. To było wręcz oczywiste i nigdy nie rywalizowali na tym podłożu. Bo w końcu po co i o co? Dzieliło ich siedem lat i grupa wiekowa również była inna. Najwyraźniej jednak Raiden lubił wybierać sobie trudne partnerki. Artis do takich należała nie tylko ze względu na status społeczny, charakter, ale również jej powiązanie z młodszą Carter.
- Ano - mruknął, kiwając jedynie głową, wspominając wydarzenia z godziny ósmej i późniejszych, gdy dowiadywał się tylu informacji. I dużo się przecież działo. - Ciesz się, że cię ominął. Naprawdę - zaśmiał się szczerze, prostując się na krześle i opierając się o jego tył. Położył but na kolanie i nie wiedział w sumie co miał powiedzieć. Gdy Sophia go zaskoczyła. Otworzył szerzej oczy i usta jakby miał coś mówić, ale po chwili je zamknął i znowu otworzył zbyt zszokowany, by zareagować inaczej. - Ja... - zaczął, mając totalną pustkę w głowie. - To dla mnie jeszcze za wcześnie na myślenie o tym, Su. Muszę się oswoić z jedną rzeczą - dodał wymijająco. Wiadomo, że nie chciał skazywać ani dziecka ani Artis na życie poza społeczeństwem, chociaż miał podejście do własnych związków takie jakie miał. Nie zamierzał jednak obarczać swoimi decyzjami innych. Nie wiedzieli co czują do siebie z Macmillan i pewnie jeszcze przez długi czas mieli spoczywać w pewnym radosnym uniesieniu. Ale mini Carter nie mógł być pretekstem do zawierania związku małżeńskiego. Dodatkowe pytania siostry nie dały mu odpocząć. - Mam nadzieję, że jak najszybciej. Musi jeszcze pozałatwiać parę spraw z rodziną, ale nie wiem kiedy dokładnie przyjedzie...
Urwał na chwilę, wpatrując się w nieznany sobie punkt. Panowała cisza, którą sam przerwał.
- Jeśli to jest to co czuli nasi rodzice do nas, to nie mam pojęcia jak bardzo musieli za mną tęsknić.
- Z lutego, więc krótka, chociaż jak na mnie to... - zaczął, posyłając Sophii nieco rozbawione spojrzenie, wiedząc, że rudowłosa zna podejście brata. Miesiąc to u niego naprawdę wyczyn i nie sądził, by kiedykolwiek uda mu się to osiągnąć. No, dobra. Raz. Co było jednak zabawne między rodzeństwem Carter to ich zupełnie inne podejście do spraw uczuciowych. Młodsza część szukała miłości na całe życie, gdy starsza po prostu lawirowała w eterze, nie martwiąc się specjalnie o nic. Raiden miał swoją pracę, Sofi teraz również, chociaż im obojgu miało się wywrócić życie o sto osiemdziesiąt stopni. Carterównie mocniej niż sądziła... Odchrząknął, próbując wytłumaczyć to skomplikowane siostrze. Nie chciał jej mówić wprost, że kobietą była szlachcianka i w dodatku jej przyjaciółka. Co było równie niepojęte dla niego i dziś rano i teraz. Postanowił jednak to przemilczeć i spytał kontrolnie, nieco nie dowierzając w jej ekscytację:
- Ale naprawdę nie masz nic przeciwko?
Zawsze był pewny, że to właśnie ruda główka ustatkuje się przed nim. To było wręcz oczywiste i nigdy nie rywalizowali na tym podłożu. Bo w końcu po co i o co? Dzieliło ich siedem lat i grupa wiekowa również była inna. Najwyraźniej jednak Raiden lubił wybierać sobie trudne partnerki. Artis do takich należała nie tylko ze względu na status społeczny, charakter, ale również jej powiązanie z młodszą Carter.
- Ano - mruknął, kiwając jedynie głową, wspominając wydarzenia z godziny ósmej i późniejszych, gdy dowiadywał się tylu informacji. I dużo się przecież działo. - Ciesz się, że cię ominął. Naprawdę - zaśmiał się szczerze, prostując się na krześle i opierając się o jego tył. Położył but na kolanie i nie wiedział w sumie co miał powiedzieć. Gdy Sophia go zaskoczyła. Otworzył szerzej oczy i usta jakby miał coś mówić, ale po chwili je zamknął i znowu otworzył zbyt zszokowany, by zareagować inaczej. - Ja... - zaczął, mając totalną pustkę w głowie. - To dla mnie jeszcze za wcześnie na myślenie o tym, Su. Muszę się oswoić z jedną rzeczą - dodał wymijająco. Wiadomo, że nie chciał skazywać ani dziecka ani Artis na życie poza społeczeństwem, chociaż miał podejście do własnych związków takie jakie miał. Nie zamierzał jednak obarczać swoimi decyzjami innych. Nie wiedzieli co czują do siebie z Macmillan i pewnie jeszcze przez długi czas mieli spoczywać w pewnym radosnym uniesieniu. Ale mini Carter nie mógł być pretekstem do zawierania związku małżeńskiego. Dodatkowe pytania siostry nie dały mu odpocząć. - Mam nadzieję, że jak najszybciej. Musi jeszcze pozałatwiać parę spraw z rodziną, ale nie wiem kiedy dokładnie przyjedzie...
Urwał na chwilę, wpatrując się w nieznany sobie punkt. Panowała cisza, którą sam przerwał.
- Jeśli to jest to co czuli nasi rodzice do nas, to nie mam pojęcia jak bardzo musieli za mną tęsknić.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Każdy by był. Nawet ona była, a co dopiero sam zainteresowany. To Raidena życie zmieni się mocniej niż życie Sophii. Będzie musiał się ustatkować i zadbać o swoją kobietę, a później także o dziecko, które za kilka miesięcy się pojawi. Już nie będzie mógł skupiać się wyłącznie na pracy, skoro będzie mieć rodzinę. A Sophia? Oczywiście, miała zamiar mu pomagać w miarę możliwości, bo na pewno nie chciała zostawiać go samego z tym wszystkim. Jego wybrance także spróbuje pomóc, o ile ta oczywiście będzie tego chciała. Miała nadzieję, że uda im się znaleźć wspólny język, skoro miały mieszkać pod jednym dachem i niejako stać się w przyszłości rodziną. Trudno byłoby jej znieść myśl o złych relacjach z partnerką swojego brata.
- Rzeczywiście, to bardzo krótki czas. I bardzo szybka znajomość – zauważyła, chociaż wiedziała, że Raiden raczej unikał długich związków, zwykle traktując swoje znajomości z kobietami jako przelotną przygodę. Był pod tym względem przeciwieństwem Sophii, która marzyła o stabilności i prawdziwym uczuciu. Miała wystarczająco dużo urozmaiceń w pracy, w życiu prywatnym chciała czuć spokój i bezpieczeństwo. Przy Jamesie właśnie tak się czuła, oboje szukali ciepła i stabilizacji i nie spieszyli się z niczym, na pewno nie tak.
- Nie mam. Byłam... i nadal jestem zaskoczona, i to bardzo, ale wiesz, że chciałabym twojego szczęścia. Jeśli ty będziesz szczęśliwy, to i ja będę się cieszyć razem z tobą – zapewniła go. Byłoby gorzej, gdyby to się później okazało jakimś toksycznym układem, w którym kobieta próbowałaby niecnie uwieść go i wykorzystywać, posługując się w tym celu dzieckiem. Ale miała nadzieję, że tak nie będzie, i mimo, że wyglądało to wszystko na klasyczną wpadkę (zwłaszcza biorąc pod uwagę krótki czas znajomości i to, że nie byli w związku), to liczyła na to, że wszystko się jakoś ułoży.
Mieli jeszcze czas, żeby zalegalizować swój związek. Nikt nie powiedział, że muszą to robić natychmiast i na siłę, wbrew sobie, tylko dlatego, że otoczenie tego oczekuje. Z nich dwojga to kobieta byłaby gorzej postrzegana przez społeczeństwo, gdyby urodziła nieślubne dziecko. Sophia przeczuwała to, nawet nie mając jeszcze wiedzy o tym, że ta kobieta jest w dodatku szlachcianką, której ród z pewnością nie przyjmie dobrze wieści o romansie z czarodziejem nieczystej krwi. Sophia na pewno będzie bacznie obserwować sytuację i rozwój relacji między bratem i jego wybranką. Na pewno będzie mieć ku temu wiele okazji. Kto wie, może za kilka miesięcy przyjdzie im wszystkim bawić się na ślubie? Chociaż, także wolałaby, żeby nie doszło do niego tylko i wyłącznie z przymusu.
- Więc pozostaje nam czekać – westchnęła. Bo chciałaby wiedzieć już, dosłownie roznosiło ją z tej ciekawości. Ale teraz mogła sobie wyobrażać tę tajemniczą nieznajomą i zastanawiać się, jakie miała relacje z Raidenem, i jakie będzie mieć z nią.
- Zawsze tęsknili. Ale chcieli twojego szczęścia i nie zamierzali cię do niczego zmuszać – powiedziała cicho, gdy temat zszedł na rodziców. Jednocześnie poczuła smutne ukłucie żalu, że nie doczekali tego momentu, że nigdy nie wezmą w ramiona wnuków, o których tak marzyli. Sophia była pewna, że i oni po początkowym szoku ucieszyliby się z ustatkowania się Raidena oraz powiększenia rodziny. Matka czasami zwierzała jej się, że czeka na jakieś wieści od syna, na list, w którym ten napisze, że zakochał się i ma zamiar założyć rodzinę.
- Rzeczywiście, to bardzo krótki czas. I bardzo szybka znajomość – zauważyła, chociaż wiedziała, że Raiden raczej unikał długich związków, zwykle traktując swoje znajomości z kobietami jako przelotną przygodę. Był pod tym względem przeciwieństwem Sophii, która marzyła o stabilności i prawdziwym uczuciu. Miała wystarczająco dużo urozmaiceń w pracy, w życiu prywatnym chciała czuć spokój i bezpieczeństwo. Przy Jamesie właśnie tak się czuła, oboje szukali ciepła i stabilizacji i nie spieszyli się z niczym, na pewno nie tak.
- Nie mam. Byłam... i nadal jestem zaskoczona, i to bardzo, ale wiesz, że chciałabym twojego szczęścia. Jeśli ty będziesz szczęśliwy, to i ja będę się cieszyć razem z tobą – zapewniła go. Byłoby gorzej, gdyby to się później okazało jakimś toksycznym układem, w którym kobieta próbowałaby niecnie uwieść go i wykorzystywać, posługując się w tym celu dzieckiem. Ale miała nadzieję, że tak nie będzie, i mimo, że wyglądało to wszystko na klasyczną wpadkę (zwłaszcza biorąc pod uwagę krótki czas znajomości i to, że nie byli w związku), to liczyła na to, że wszystko się jakoś ułoży.
Mieli jeszcze czas, żeby zalegalizować swój związek. Nikt nie powiedział, że muszą to robić natychmiast i na siłę, wbrew sobie, tylko dlatego, że otoczenie tego oczekuje. Z nich dwojga to kobieta byłaby gorzej postrzegana przez społeczeństwo, gdyby urodziła nieślubne dziecko. Sophia przeczuwała to, nawet nie mając jeszcze wiedzy o tym, że ta kobieta jest w dodatku szlachcianką, której ród z pewnością nie przyjmie dobrze wieści o romansie z czarodziejem nieczystej krwi. Sophia na pewno będzie bacznie obserwować sytuację i rozwój relacji między bratem i jego wybranką. Na pewno będzie mieć ku temu wiele okazji. Kto wie, może za kilka miesięcy przyjdzie im wszystkim bawić się na ślubie? Chociaż, także wolałaby, żeby nie doszło do niego tylko i wyłącznie z przymusu.
- Więc pozostaje nam czekać – westchnęła. Bo chciałaby wiedzieć już, dosłownie roznosiło ją z tej ciekawości. Ale teraz mogła sobie wyobrażać tę tajemniczą nieznajomą i zastanawiać się, jakie miała relacje z Raidenem, i jakie będzie mieć z nią.
- Zawsze tęsknili. Ale chcieli twojego szczęścia i nie zamierzali cię do niczego zmuszać – powiedziała cicho, gdy temat zszedł na rodziców. Jednocześnie poczuła smutne ukłucie żalu, że nie doczekali tego momentu, że nigdy nie wezmą w ramiona wnuków, o których tak marzyli. Sophia była pewna, że i oni po początkowym szoku ucieszyliby się z ustatkowania się Raidena oraz powiększenia rodziny. Matka czasami zwierzała jej się, że czeka na jakieś wieści od syna, na list, w którym ten napisze, że zakochał się i ma zamiar założyć rodzinę.
Jeśli ty będziesz szczęśliwy, to i ja będę się cieszyć razem z tobą. To było takie niepewne. Niedługo Sophia miała się dowiedzieć, kto miał być tą nieznajomą kobietą, która nosiła jego dziecko, a to mogło jedynie zrujnować ich relacje lub wręcz przeciwnie. Wszystko zależało od tego jak zareaguje na to wszystko Sophia. Bo pomimo tego że nie byli pewnie siebie z Artis, wiedzieli, że nie zamierzali żyć oddzielnie, a przynajmniej do czasu, aż nie ułożą sobie życia. Co prawda wszystko działo się w zastraszająco szybkim tempie, Raiden nie zamierzał jednak pozwolić Macmillan odejść. A na pewno nie w najbliższych, długoterminowym czasie. Lubił, gdy była blisko i nie tylko ze względu na przekorę lub fakt, że nosiła dziecko pod sercem, chociaż było to szalenie ważne. Po prostu czuł w pewien sposób się spokojniejszy, bardziej pewny i w jakimś stopniu na pewno na miejscu. Bo prócz niej nie spotkał żadnej innej kobiety po powrocie z Chicago. No, spotykał na swojej drodze już kilka przedstawicielek płci pięknej, jednak nie traktował ich w żaden sposób, który mógłby wskazywać na coś więcej. U Artis przełamał tę barierę i mimo że później najwyraźniej było jej z tym źle, nie zahamowała się. A jej decyzja przyniosła im coś, co miało im towarzyszyć całe życie. Chcąc nie chcąc stała się częścią małej rodziny Carterów i musiała się liczyć z innymi jej członkami. Co nieco tragiczne Raiden nie musiał tego robić w związku z jej familią, chociaż dla niego nie była to wielka strata. Miał takie a nie inne zdanie o dziadkach i reszcie Macmillanów, chociaż ze względu na Artis nie mówił tego wprost. Albo nie aż tak okrutnie wprost jakby zamierzał.
Sophia została za to potraktowana tym samym okrutnym sposobem mówienia przez niego prawdy. Jednak oszczędził jej drugi co do ważności fakt związany z tą sytuacją. Ale postanowili z blondynką powiedzieć jej o tym wspólnie i tego się trzymał. Wszystko po kolei. Uśmiechnął się pod nosem, gdy wspomniała o czekaniu. Najwyraźniej wszyscy czekali. Ona na poznanie prawdy, on na przybycie Artis i mini Cartera. Pewnie pod tą rudą czupryną tworzyły się niesamowite wyobrażenia, które na pewno były bardzo ciekawe, jednak Raiden miał głowę gdzie indziej.
- Wiesz, Sofi... - zaczął, odchrząkając. - Nigdy cię nie przeprosiłem za to, co się wydarzyło w Chicago. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe.
Czy traktował tę chwilę szczerości jako możliwość pojednania? Cóż... Za bardzo mu zależało, żeby z niej nie skorzystać, a w dodatku czułby się nieszczerze, gdyby jej o tym nie powiedział. Jak nie teraz to nigdy.
Sophia została za to potraktowana tym samym okrutnym sposobem mówienia przez niego prawdy. Jednak oszczędził jej drugi co do ważności fakt związany z tą sytuacją. Ale postanowili z blondynką powiedzieć jej o tym wspólnie i tego się trzymał. Wszystko po kolei. Uśmiechnął się pod nosem, gdy wspomniała o czekaniu. Najwyraźniej wszyscy czekali. Ona na poznanie prawdy, on na przybycie Artis i mini Cartera. Pewnie pod tą rudą czupryną tworzyły się niesamowite wyobrażenia, które na pewno były bardzo ciekawe, jednak Raiden miał głowę gdzie indziej.
- Wiesz, Sofi... - zaczął, odchrząkając. - Nigdy cię nie przeprosiłem za to, co się wydarzyło w Chicago. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe.
Czy traktował tę chwilę szczerości jako możliwość pojednania? Cóż... Za bardzo mu zależało, żeby z niej nie skorzystać, a w dodatku czułby się nieszczerze, gdyby jej o tym nie powiedział. Jak nie teraz to nigdy.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Sophia jeszcze nie wiedziała, jak zareaguje. Gdyby teraz ktoś jej powiedział, co ją czeka niedługo, uznałaby, że to żart. A jej reakcja? Na pewno pojawi się szok. Będzie potrzebowała czasu, żeby oswoić się z dodatkowymi rewelacjami, które jeszcze dojdą do tych, które poznała przed chwilą. To wszystko było pokręcone, trudne dla każdego z nich, i na pewno jeszcze przez dłuższy czas będzie trudne, zwłaszcza że obecny okres i tak nie należał do najłatwiejszych. Utrata rodziców, zawirowania w ministerstwie, wisząca nad ich światem groźba niepożądanych zmian... Mieli sporo tych zmartwień. Ale w związku z nimi tym bardziej powinni trzymać się razem i Sophia nie chciała, żeby nowy członek rodziny to zepsuł. Oby więc jego dołączenie do nich przebiegło jak najbardziej bezproblemowo i gładko. Właściwie to chciała mieć już to za sobą, wiedzieć, na czym stali. Po tym, jak już przyswoiła jego słowa i zaakceptowała perspektywę zmian, ta niepewność co do ich przebiegu była chyba najgorsza.
Westchnęła, zerkając na brata i żałując, że nie było tu z nimi rodziców. Oni dobrze wiedzieliby, jak pomóc Raidenowi i byliby szczęśliwi, że wreszcie kogoś znalazł. Sophia nie posiadała ich życiowego doświadczenia, ale też chciała uczestniczyć w tym wszystkim i nie chciała niczego bratu utrudniać.
Kiedy jednak zmienił temat, uniosła lekko brwi. Nie spodziewała się tego nagłego wyznania, tym bardziej podczas takiej rozmowy. Zaskoczył ją, więc przez dłuższą chwilę po prostu milczała, jedynie go obserwując... I nagle uświadomiła sobie, że przecież już dawno zrozumiała, że nie miał na to wszystko wpływu, że obwinianie go o to, że nie zrobił nic w sprawie Jamesa, było niesprawiedliwe, skoro nawet nie miał żadnej władzy, żeby wpłynąć na aurorów prowadzących dochodzenie. Wtedy, w Chicago, działała pod wpływem impulsu, kłócąc się z nim, a potem wracając do Anglii. Była wypełniona mnóstwem negatywnych emocji po tragicznej utracie narzeczonego, którego przecież kochała. Ale minęły ponad trzy lata, więc i emocje zdążyły opaść, miała czas, żeby przemyśleć pewne sprawy, oswoić się z nimi i ochłonąć.
Wyciągnęła rękę do brata, ściskając lekko jego dłoń.
- Nie mam. Już nie – powiedziała cicho. – Wiem, że nie mogłeś wtedy nic zrobić. Obwiniałam cię... Bo czułam się kompletnie bezsilna i pragnęłam czuć, że robię cokolwiek. Chciałam wiedzieć... Kto mu to zrobił, a aurorzy wydawali się tym kompletnie nie przejmować!
Wolną dłoń zacisnęła w piąstkę i pokręciła lekko głową.
- Ja też zareagowałam wtedy zbyt ostro, tak nagle wyjeżdżając i zrywając kontakt na tak długo. Teraz wiem, że to wszystko było bez sensu, bo żadne z nas nie mogło nic zrobić.
Chociaż o tym nie wiedziała, tak naprawdę od dawna pragnęła tej rozmowy. Chciała wyjaśnić z bratem tamto dawne niedopowiedzenie, które tak mocno wpłynęło na ich późniejsze relacje.
- Właściwie to też powinnam cię przeprosić, braciszku – dodała jeszcze, po chwili cofając rękę.
Westchnęła, zerkając na brata i żałując, że nie było tu z nimi rodziców. Oni dobrze wiedzieliby, jak pomóc Raidenowi i byliby szczęśliwi, że wreszcie kogoś znalazł. Sophia nie posiadała ich życiowego doświadczenia, ale też chciała uczestniczyć w tym wszystkim i nie chciała niczego bratu utrudniać.
Kiedy jednak zmienił temat, uniosła lekko brwi. Nie spodziewała się tego nagłego wyznania, tym bardziej podczas takiej rozmowy. Zaskoczył ją, więc przez dłuższą chwilę po prostu milczała, jedynie go obserwując... I nagle uświadomiła sobie, że przecież już dawno zrozumiała, że nie miał na to wszystko wpływu, że obwinianie go o to, że nie zrobił nic w sprawie Jamesa, było niesprawiedliwe, skoro nawet nie miał żadnej władzy, żeby wpłynąć na aurorów prowadzących dochodzenie. Wtedy, w Chicago, działała pod wpływem impulsu, kłócąc się z nim, a potem wracając do Anglii. Była wypełniona mnóstwem negatywnych emocji po tragicznej utracie narzeczonego, którego przecież kochała. Ale minęły ponad trzy lata, więc i emocje zdążyły opaść, miała czas, żeby przemyśleć pewne sprawy, oswoić się z nimi i ochłonąć.
Wyciągnęła rękę do brata, ściskając lekko jego dłoń.
- Nie mam. Już nie – powiedziała cicho. – Wiem, że nie mogłeś wtedy nic zrobić. Obwiniałam cię... Bo czułam się kompletnie bezsilna i pragnęłam czuć, że robię cokolwiek. Chciałam wiedzieć... Kto mu to zrobił, a aurorzy wydawali się tym kompletnie nie przejmować!
Wolną dłoń zacisnęła w piąstkę i pokręciła lekko głową.
- Ja też zareagowałam wtedy zbyt ostro, tak nagle wyjeżdżając i zrywając kontakt na tak długo. Teraz wiem, że to wszystko było bez sensu, bo żadne z nas nie mogło nic zrobić.
Chociaż o tym nie wiedziała, tak naprawdę od dawna pragnęła tej rozmowy. Chciała wyjaśnić z bratem tamto dawne niedopowiedzenie, które tak mocno wpłynęło na ich późniejsze relacje.
- Właściwie to też powinnam cię przeprosić, braciszku – dodała jeszcze, po chwili cofając rękę.
Zmienił temat, ale wiedział, że była to odpowiednia chwila. Na poważne tematy, na przyznawanie się do błędów, na przeprosiny, na początek pojednania i powrotów do dawnych relacji. Do właściwych relacji. Kochał swoją młodszą, malutką siostrę całym sercem. Nie wiedział jak wyglądało ta sprawa między nią a rodzicami, gdy nie było go w kraju. Nie wiedział nic o tych listach, chociaż o ich istnieniu miał pojęcie. Sam takie pisał, więc dziwne gdyby Sophia tego nie robiła. Jednak nie znał jej treści. Raczej dostawał część odpowiedzi o mamy, a resztę od ojca. Marlene Carter nie poruszała z nim takich tematów, chociaż pytała się jak mu się żyje. Po prostu jak to matka czuła, że jej pierworodny musi sam stanąć na nogi i jest już dorosły - nie potrzebował jej opieki, co pewnie było o wiele większym ciosem niż mogła sobie początkowo wyobrażać. Gdy zaczęłam mówić, poczuł, że postąpił dobrze, wspominając o tym. Potrzebował tego i najwidoczniej ona również, chociaż chwila mogła jej się wydać nieodpowiednia.
- Widząc cię w takim stanie, oddałbym wszystko, żeby móc ci pomóc. I wierz mi... Starałem się czegoś dowiedzieć, ale nie miałem takiego stopnia. No i aurorzy nie byli tam skorzy do pomocy - tłumaczył się po raz kolejny. Zupełnie jak wtedy, ale bez wściekłej Sophii, bez krzyków, po prostu rozmowa o tym co było. O tym co nie mogło się stać. Nie spodziewał się, że wyciągnie rękę, ale nie drgnął i nie cofnął się. Po prostu odchylił swoją, by móc wpleść palce w dłoń siostry. Poczuł jej przyjemne ciepło i w pewien sposób wróciły wspomnienia dawnych lat, gdy takie gesty były codziennością. Teraz mogły się wydawać obce, ale wcale nie były. Odżywały w nim powoli, aby w końcu znowu wrócić do tego co było. - Nie powinienem był ci dać wyjechać. Albo powinienem z tobą wrócić. Wtedy wszystko byłoby inaczej, a rodzice... - urwał. - Czasem zapominam, że już ich nie ma.
Gdy odsunęła rękę, powędrował jej śladem i chwycił ją, nie pozwalając się oddalić.
- Kocham cię, Su i nigdy nie czułem, że powinnaś mnie przepraszać.
Uśmiechnął się delikatnie, po czym wstał i pocałował ją w czubek głowy.
- A teraz idź już spać - mruknął jak za dawnych lat i odwrócił się, by wyjść z pokoju i poczuć, że wszystko powoli wychodziło na prostą.
|zt
- Widząc cię w takim stanie, oddałbym wszystko, żeby móc ci pomóc. I wierz mi... Starałem się czegoś dowiedzieć, ale nie miałem takiego stopnia. No i aurorzy nie byli tam skorzy do pomocy - tłumaczył się po raz kolejny. Zupełnie jak wtedy, ale bez wściekłej Sophii, bez krzyków, po prostu rozmowa o tym co było. O tym co nie mogło się stać. Nie spodziewał się, że wyciągnie rękę, ale nie drgnął i nie cofnął się. Po prostu odchylił swoją, by móc wpleść palce w dłoń siostry. Poczuł jej przyjemne ciepło i w pewien sposób wróciły wspomnienia dawnych lat, gdy takie gesty były codziennością. Teraz mogły się wydawać obce, ale wcale nie były. Odżywały w nim powoli, aby w końcu znowu wrócić do tego co było. - Nie powinienem był ci dać wyjechać. Albo powinienem z tobą wrócić. Wtedy wszystko byłoby inaczej, a rodzice... - urwał. - Czasem zapominam, że już ich nie ma.
Gdy odsunęła rękę, powędrował jej śladem i chwycił ją, nie pozwalając się oddalić.
- Kocham cię, Su i nigdy nie czułem, że powinnaś mnie przepraszać.
Uśmiechnął się delikatnie, po czym wstał i pocałował ją w czubek głowy.
- A teraz idź już spać - mruknął jak za dawnych lat i odwrócił się, by wyjść z pokoju i poczuć, że wszystko powoli wychodziło na prostą.
|zt
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
| 9 maja
Sophia nigdy nie była dobra z eliksirów, ale musiała znać przynajmniej podstawy, żeby zdać sumy i owutemy, oraz poradzić sobie na kursie. Od aurorów wymagano nie tylko znajomości obrony przed czarną magią i zaklęć; musieli też umieć rozpoznawać i warzyć podstawowe mikstury. Pewne było, że to nie jest i nigdy nie będzie ulubione zajęcie Sophii, ale musiała pielęgnować odpowiednią wiedzę, przynajmniej tą najbardziej fundamentalną. Nigdy nie wiadomo, kiedy będzie potrzebna, nawet jeśli w przypadku eliksirowych potrzeb wolała korzystać z usług kogoś, kto naprawdę znał się na rzeczy, zamiast samej zaglądać do kociołka. W zasadzie nie używała go od czasu ukończenia kursu i zajęć wymagających przygotowywania jakichkolwiek mikstur. Jej noty z nich nigdy nie były zbyt wysokie, ale na szczęście wystarczające, by zaliczyć tę część i nauczyć się absolutnych podstaw. O wiele lepiej radziła sobie z zaklęciami i obroną przed czarną magią, a zajęcia z alchemii były jej największą zmorą. Chyba była zbyt niecierpliwą osobą, by umieć odnaleźć przyjemność w warzeniu eliksirów.
Ustawiła kociołek nad niewielkim palnikiem, uprzednio sprawdzając, czy wciąż działał. Miała nadzieję, że niechcący nie wysadzi pokoju, próbując przygotować w gruncie rzeczy prostą maść żywokostową, której zapasik jej się skończył, a której nie udało jej się kupić w aptece; być może anomaliowe zamieszanie zwiększyło zapotrzebowanie na podstawowe medykamenty. Po pracy często wracała do domu posiniaczona i potrzebowała podstawowego środka zaradczego.
Otworzyła swój stary podręcznik, znajdując przepis na maść. Wcześniej zaopatrzyła się już w odpowiednie składniki, które teraz zaczęła przygotowywać zgodnie z opisem w książce. Najpierw dodała do kociołka ślaz, a następnie doprawiła miętą, po czym zamieszała odpowiednią ilość razy, by po kilku minutach wrzucić do środka posiekany żywokost. Wywar przybrał jasny kolor, ale przed dodaniem ostatnich składników dodatkowych, pióra memortka i pancerzyka chropianka, musiała odczekać dziesięć minut, podczas których spoglądała niespokojnie na zegarek. Mimo że wywar należał do najprostszych, takich, z którymi nawet ona mimo mizernych umiejętności umiała sobie poradzić, to i tak obawiała się pomyłki. W końcu dawno nie pochylała się nad kociołkiem.
Gdy jednak minął odpowiedni czas, dodała ostatnie składniki i znowu zamieszała wywar najpierw w jedną stronę, potem w drugą. Zmniejszyła płomień pod kociołkiem; teraz pozostawało czekać, aż wywar zgęstnieje i nabierze odpowiedniej konsystencji maści.
Składniki: ślaz, żywokost, mięta, pióro memortka, pancerzyk chropianka
Sophia nigdy nie była dobra z eliksirów, ale musiała znać przynajmniej podstawy, żeby zdać sumy i owutemy, oraz poradzić sobie na kursie. Od aurorów wymagano nie tylko znajomości obrony przed czarną magią i zaklęć; musieli też umieć rozpoznawać i warzyć podstawowe mikstury. Pewne było, że to nie jest i nigdy nie będzie ulubione zajęcie Sophii, ale musiała pielęgnować odpowiednią wiedzę, przynajmniej tą najbardziej fundamentalną. Nigdy nie wiadomo, kiedy będzie potrzebna, nawet jeśli w przypadku eliksirowych potrzeb wolała korzystać z usług kogoś, kto naprawdę znał się na rzeczy, zamiast samej zaglądać do kociołka. W zasadzie nie używała go od czasu ukończenia kursu i zajęć wymagających przygotowywania jakichkolwiek mikstur. Jej noty z nich nigdy nie były zbyt wysokie, ale na szczęście wystarczające, by zaliczyć tę część i nauczyć się absolutnych podstaw. O wiele lepiej radziła sobie z zaklęciami i obroną przed czarną magią, a zajęcia z alchemii były jej największą zmorą. Chyba była zbyt niecierpliwą osobą, by umieć odnaleźć przyjemność w warzeniu eliksirów.
Ustawiła kociołek nad niewielkim palnikiem, uprzednio sprawdzając, czy wciąż działał. Miała nadzieję, że niechcący nie wysadzi pokoju, próbując przygotować w gruncie rzeczy prostą maść żywokostową, której zapasik jej się skończył, a której nie udało jej się kupić w aptece; być może anomaliowe zamieszanie zwiększyło zapotrzebowanie na podstawowe medykamenty. Po pracy często wracała do domu posiniaczona i potrzebowała podstawowego środka zaradczego.
Otworzyła swój stary podręcznik, znajdując przepis na maść. Wcześniej zaopatrzyła się już w odpowiednie składniki, które teraz zaczęła przygotowywać zgodnie z opisem w książce. Najpierw dodała do kociołka ślaz, a następnie doprawiła miętą, po czym zamieszała odpowiednią ilość razy, by po kilku minutach wrzucić do środka posiekany żywokost. Wywar przybrał jasny kolor, ale przed dodaniem ostatnich składników dodatkowych, pióra memortka i pancerzyka chropianka, musiała odczekać dziesięć minut, podczas których spoglądała niespokojnie na zegarek. Mimo że wywar należał do najprostszych, takich, z którymi nawet ona mimo mizernych umiejętności umiała sobie poradzić, to i tak obawiała się pomyłki. W końcu dawno nie pochylała się nad kociołkiem.
Gdy jednak minął odpowiedni czas, dodała ostatnie składniki i znowu zamieszała wywar najpierw w jedną stronę, potem w drugą. Zmniejszyła płomień pod kociołkiem; teraz pozostawało czekać, aż wywar zgęstnieje i nabierze odpowiedniej konsystencji maści.
Składniki: ślaz, żywokost, mięta, pióro memortka, pancerzyk chropianka
Never fear
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
The member 'Sophia Carter' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 3
'k100' : 3
Niestety, jak się okazało, nawet tak prosta maść okazała się przerosnąć mizerne umiejętności Sophii. Wywar zgęstniał, owszem, ale konsystencją i wyglądem przypominał bardziej smołę niż maść, a i jego zapach odbiegał od tego, co pamiętała. Zdecydowanie nie można było tego eliksiru nazwać udanym, choć miała nadzieję, że pamięta cokolwiek z kursu i da radę przyrządzić tę maść sama. Przecież już to kiedyś robiła. Najwyraźniej nie miało jej wyjść na dobre zignorowanie kwestii eliksirów, gdy już zakończyły się zajęcia z ich zakresu. No cóż, na szczęście znała lepszych alchemików i z czymś trudniejszym na pewno zwróciłaby się do kogoś innego, ale że była uparta, chciała spróbować raz jeszcze. Może wykonała źle jakiś ruch, dodała jakiś składnik zbyt szybko lub zbyt mało razy pomieszczała wywar?
Wyczyściła kociołek, pozbywając się resztek śmierdzącej, ciemnej brei. Na szczęście kupiła trochę więcej składników niż potrzebowała, więc mogła dokonać drugiej próby. Najpierw jednak, po doprowadzeniu kociołka do pierwotnego stanu, poszła zrobić sobie kanapki i herbatę, by chwilę odetchnąć przed kolejnym podejściem. Jego dokonanie było bardziej kwestią dumy, uporu i przekorności niż faktycznych potrzeb, bo eliksir nie był jej potrzebny aż tak pilnie. Po prostu chciała udowodnić samej sobie, że jednak coś pamięta i nie przerastają jej tak proste zadania. Uparła się, że zrobi to sama, bez pomocy innych, więc zamierzała tak zrobić.
Tym razem pójdzie lepiej. Musiało pójść, wiedziała już, czego nie robić, więc gdy wróciła do pokoju, ponownie rozpaliła palnik pod kociołkiem i zabrała się do pracy nad maścią żywokostową z jeszcze większą zawziętością i starannością, bardziej bacząc na każdy swój ruch. Użyła tych samych składników – ślazu, mięty, żywokostu, pióra memortka i pancerzyka chropianka. Trzy składniki roślinne, dwa zwierzęce, dodane do kociołka w odpowiedniej kolejności zgodnie z przepisem w książce. Bardziej baczyła na odpowiednie odstępy czasowe, starając się nie dodawać niczego ani zbyt szybko, ani za późno. W trudniejszych eliksirach z pewnością trzymanie się czasu i odstępów miało większe znaczenie, ona przyrządzała jedną z najprostszych maści... ale wcześniej i tak zaliczyła potknięcie.
Mieszała zawartość kociołka wyjątkowo starannie, licząc w myślach obroty. Miała nadzieję, że tym razem zrobiła wszystko jak należy i wyeliminowała ewentualne błędy.
Drugie podejście do maści żywokostowej. Składniki: ślaz, żywokost, mięta, pióro memortka, pancerzyk chropianka
Wyczyściła kociołek, pozbywając się resztek śmierdzącej, ciemnej brei. Na szczęście kupiła trochę więcej składników niż potrzebowała, więc mogła dokonać drugiej próby. Najpierw jednak, po doprowadzeniu kociołka do pierwotnego stanu, poszła zrobić sobie kanapki i herbatę, by chwilę odetchnąć przed kolejnym podejściem. Jego dokonanie było bardziej kwestią dumy, uporu i przekorności niż faktycznych potrzeb, bo eliksir nie był jej potrzebny aż tak pilnie. Po prostu chciała udowodnić samej sobie, że jednak coś pamięta i nie przerastają jej tak proste zadania. Uparła się, że zrobi to sama, bez pomocy innych, więc zamierzała tak zrobić.
Tym razem pójdzie lepiej. Musiało pójść, wiedziała już, czego nie robić, więc gdy wróciła do pokoju, ponownie rozpaliła palnik pod kociołkiem i zabrała się do pracy nad maścią żywokostową z jeszcze większą zawziętością i starannością, bardziej bacząc na każdy swój ruch. Użyła tych samych składników – ślazu, mięty, żywokostu, pióra memortka i pancerzyka chropianka. Trzy składniki roślinne, dwa zwierzęce, dodane do kociołka w odpowiedniej kolejności zgodnie z przepisem w książce. Bardziej baczyła na odpowiednie odstępy czasowe, starając się nie dodawać niczego ani zbyt szybko, ani za późno. W trudniejszych eliksirach z pewnością trzymanie się czasu i odstępów miało większe znaczenie, ona przyrządzała jedną z najprostszych maści... ale wcześniej i tak zaliczyła potknięcie.
Mieszała zawartość kociołka wyjątkowo starannie, licząc w myślach obroty. Miała nadzieję, że tym razem zrobiła wszystko jak należy i wyeliminowała ewentualne błędy.
Drugie podejście do maści żywokostowej. Składniki: ślaz, żywokost, mięta, pióro memortka, pancerzyk chropianka
Never fear
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
Strona 1 z 2 • 1, 2
Pokój Sophii
Szybka odpowiedź