Sypialnia Victorii
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Sypialnia Victorii
Sypialnia Victorii, do której wstęp ma tylko ona, służba, jej matka oraz osoby, które osobiście zaprosi. To tutaj spędza swój wolny czas, odpoczywa, uczy się, pisze listy czy uzupełnia kartki swojego pamiętnika. Sypialnia jest dosyć dziewczęca, a zarazem pełna klasy i stylu. Utrzymana w jasnych zielonych odcieniach, na ścianach wiszą tapety przedstawiające drzewa, na których siedzą piękne małe ptaszki. Łóżko duże, niezwykle wygodne. W pomieszczeniu znajduje się również biurko, wygodne siedzenia, dodatkowo komody i toaletka. Z samego pokoju można przejść do prywatnej toalety i garderoby oraz, otwierając wielkie, przeszklone drzwi, wyjść na mały balkon, z którego widok pada na ogród.
Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze
Ostatnio zmieniony przez Victoria Parkinson dnia 05.11.16 21:55, w całości zmieniany 1 raz
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Było mi tak bardzo wstyd o tym mówić, zdawałam sobie sprawę z tego, że nie tylko ja czułam zakłopotanie całą tą sytuacją. Na szczęście Liliana starała się być dla mnie dobrą przyjaciółką, od razu zrozumiała o co mi chodzi i nie zadawała dodatkowych pytań, albo wręcz nie komentowała mojego położenia. Nie miałam pojęcia kto i dlaczego mógłby mi to zrobić, czymże się naraziłam. Dlaczego ktoś próbował ukarać mnie w tak okropny sposób? Westchnęłam cicho, wzruszając lekko ramionami.
- Nie wiem i nie chcę wiedzieć, jak już pozbędziemy się tego futra, to pójdę z tym do ojca. Niech on się tym zajmie - odpowiedziałam z wyczuwalną złością w głosie, chociaż ta złość wcale nie była skierowana na Lilianę.
Obserwowałam ją, jak sięga po nożyczki i po żyletki i patrzyłam na to ze strachem równym jej. Jedna z tych żyletek była taka duża, wyglądała jak narzędzie, którym mężczyźni golili brody. Nie wiem, czy tak się to fachowo nazywało, ale skrzat chyba sam domyślił się, że potrzebujemy czegoś większego i ostrego. Z drugiej strony bałam się trochę, że Lili może zrobić mi krzywdę. Ale zaufałam jej, bo tylko ona mogła mu pomóc. Posłusznie usiadłam więc na fotelu i wyciągnęłam w jej stronę swoją rękę. Rękę, która skrywała się pod różowym futerkiem. Wyglądałam jak yeti albo zarośniętym psidwak i moja przyjaciółka miała rację, że nie chciałam teraz co chwilę spoglądać w lustro.
Liliana wzięła część włosów, chwyciła je w swoje palce i ucięła krótko, jednym ruchem. Zaciskałam mocno palce i usta z niepokojem patrząc na jej poczynania. Ale te nożyczki wcale nie bolały i póki co nie działo mi się nic złego. Wpatrywałyśmy się obie w to miejsce, w którym ucięła mi trochę włosów. Nie wiem ile to trwało, pół minuty, minuta, może dwie? Po użyciu magii już dawno owe włosy mi odrosły, a teraz, póki co nic się nie działo. Spojrzałam na Lilianę, ponownie na swoją rękę, na garść włosów w jej dłoni i ponownie na jej twarz. Uniosłam lekko brwi, a moje kąciki drgnęły ku górze.
- To działa - zauważyłam.
Z częścią swojego ciała, przed lustrem, byłam w stanie poradzić sobie sama. Mogłam ogolić sobie ręce, piersi, brzuch, nogi i pozbyć się różowego futerka, ale były niektóre miejsca, takie jak plecy na przykład, gdzie za żadne skarby świata bym nie sięgnęła. Odetchnęłam lekko, ale rumieńce nie opuszczały mojej twarzy. O, z twarzą na pewno będę potrzebowała pomocy!
- Pozbędziesz mi się tego z twarzy? - zapytałam niemal błagalnie.
W tym miejscu najbardziej mnie to denerwowało, łaskotało i sprawiało, że czułam się bardzo źle. Jeśli pozbędę się tego ze swojego czoła, policzków, nosa i brody, na pewno poczuję się lepiej. A komfort psychiczny był chyba najważniejszy w tym momencie. Szybko więc odgarnęłam blond włosy, które na całe szczęście nadal pozostawały blond i, zamykając oczy, skierowałam twarz w stronę przyjaciółki czekając, aż zacznie działać.
- Nie wiem i nie chcę wiedzieć, jak już pozbędziemy się tego futra, to pójdę z tym do ojca. Niech on się tym zajmie - odpowiedziałam z wyczuwalną złością w głosie, chociaż ta złość wcale nie była skierowana na Lilianę.
Obserwowałam ją, jak sięga po nożyczki i po żyletki i patrzyłam na to ze strachem równym jej. Jedna z tych żyletek była taka duża, wyglądała jak narzędzie, którym mężczyźni golili brody. Nie wiem, czy tak się to fachowo nazywało, ale skrzat chyba sam domyślił się, że potrzebujemy czegoś większego i ostrego. Z drugiej strony bałam się trochę, że Lili może zrobić mi krzywdę. Ale zaufałam jej, bo tylko ona mogła mu pomóc. Posłusznie usiadłam więc na fotelu i wyciągnęłam w jej stronę swoją rękę. Rękę, która skrywała się pod różowym futerkiem. Wyglądałam jak yeti albo zarośniętym psidwak i moja przyjaciółka miała rację, że nie chciałam teraz co chwilę spoglądać w lustro.
Liliana wzięła część włosów, chwyciła je w swoje palce i ucięła krótko, jednym ruchem. Zaciskałam mocno palce i usta z niepokojem patrząc na jej poczynania. Ale te nożyczki wcale nie bolały i póki co nie działo mi się nic złego. Wpatrywałyśmy się obie w to miejsce, w którym ucięła mi trochę włosów. Nie wiem ile to trwało, pół minuty, minuta, może dwie? Po użyciu magii już dawno owe włosy mi odrosły, a teraz, póki co nic się nie działo. Spojrzałam na Lilianę, ponownie na swoją rękę, na garść włosów w jej dłoni i ponownie na jej twarz. Uniosłam lekko brwi, a moje kąciki drgnęły ku górze.
- To działa - zauważyłam.
Z częścią swojego ciała, przed lustrem, byłam w stanie poradzić sobie sama. Mogłam ogolić sobie ręce, piersi, brzuch, nogi i pozbyć się różowego futerka, ale były niektóre miejsca, takie jak plecy na przykład, gdzie za żadne skarby świata bym nie sięgnęła. Odetchnęłam lekko, ale rumieńce nie opuszczały mojej twarzy. O, z twarzą na pewno będę potrzebowała pomocy!
- Pozbędziesz mi się tego z twarzy? - zapytałam niemal błagalnie.
W tym miejscu najbardziej mnie to denerwowało, łaskotało i sprawiało, że czułam się bardzo źle. Jeśli pozbędę się tego ze swojego czoła, policzków, nosa i brody, na pewno poczuję się lepiej. A komfort psychiczny był chyba najważniejszy w tym momencie. Szybko więc odgarnęłam blond włosy, które na całe szczęście nadal pozostawały blond i, zamykając oczy, skierowałam twarz w stronę przyjaciółki czekając, aż zacznie działać.
Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Nie dziwiłam się wcale złości Victorii, mogłam sobie tylko wyobrazić, że na jej miejscu również byłabym zdenerwowana. Właściwie, byłam nawet pewne, że oburzyłabym się znacznie bardziej. Jakimś sposobem wykryłabym tego nikczemnego żartownisia, a potem postarała się, żeby nie tylko stracił pracę, ale i nie znalazł kolejnej. Oczywiście łatwo było sobie teraz tak myśleć, kiedy nie było się obrośniętym śmiesznym futerkiem. Takie przebranie miało to do siebie, że można było się złościć, a wcale nie wyglądało się poważnie. Victoria miała rację, że służba zaraz by gadała. Ja nie śmiałam się tylko dlatego, że strasznie jej współczułam i wiedziałam jak okropnie musi się czuć.
- Masz rację, nie ma co się teraz tym zajmować - przytaknęłam więc, nie wątpiąc, że lord Parkinson zrobi co trzeba.
Przyjaciółka nie powinna tak ufać w moje umiejętności, skoro sama tego nie robiłam. Ta brzytwa wydawała się mi się straszna i zupełnie nieporęczna. Czy mężczyźni nie golili się zaklęciami? A nawet jeśli używali takich dziwnych narzędzi, jakim cudem nie podcinali sobie gardła? To ostrze prędzej wyglądało jak jakaś gilotyna dla palców, niż obcinacz włosów na delikatnej skórze twarzy. Nie mówiłam o tych wszystkich obawach Victorii, bo tylko bardziej bym ją nastraszyła. Już chyba dostatecznie obawiała się, że futra nie uda się pozbyć. Nożyczki w ręku trzęsły mi się tylko odrobinę - to wcale nie było trudne. Odetchnęłam, kiedy cisza pełna wyczekiwania została przerwana. A więc działało - z jednej strony się cieszyłam, a z drugiej okazało się, że naprawdę miałam to zrobić.
- Dobrze - odetchnęłam, opuszczając na chwilę rękę z nożycami i przyglądając się zarośniętej twarzy. - Najpierw przytnę jak najkrócej, a potem spróbuję z tym ostrzem... - wyjaśniłam i zabrałam się do pracy. Jedną rękę oparłam na ramieniu Vic, a drugą ostrożnie ujęłam nożyczki. Starałam się trzymać ostre zakończenia jak najdalej, żeby nie dźgnąć nimi przypadkiem. Kolejne różowe włosy upadały na podłogę kiedy je przycinałam, wciąż coraz bardziej je skracałam. W końcu były tak krótkie, że musiałam użyć brzytwy, bo dalsze posługiwanie się nożyczkami nie miało już sensu. Otworzyłam ją, wyglądała bardzo elegancko, ale na pewno nie jak coś, czym powinna się posługiwać dama. Przyglądając się, dostrzegłam, że w jednym miejscu była zdecydowanie ostrzejsza, to na pewno tamta część służyła do golenia. Miałam już bez większego myślenia, które na pewno jeszcze bardziej by mnie wystraszyło, przyłożyć ją do policzka Vic, ale było to chyba niemożliwe. Tylko bym ją pokaleczyła - tym razem ręką mi się naprawdę trzęsła, a to była tak delikatna sprawa!
- Może... jednak najpierw gdzie indziej? Plecy? Z nimi też na pewno potrzebujesz pomocy - powiedziałam starając się ukryć rezygnację w głosie. Plecy nie były tak wrażliwe, może Victoria nawet nie zauważy jeśli ją skaleczę i niepostrzeżenie wyszepczę zaklęcie leczące? Na pewno pomoże mi to nabrać wprawy, by potem zająć się tak ważną częścią, jaką byłą twarz.
- Masz rację, nie ma co się teraz tym zajmować - przytaknęłam więc, nie wątpiąc, że lord Parkinson zrobi co trzeba.
Przyjaciółka nie powinna tak ufać w moje umiejętności, skoro sama tego nie robiłam. Ta brzytwa wydawała się mi się straszna i zupełnie nieporęczna. Czy mężczyźni nie golili się zaklęciami? A nawet jeśli używali takich dziwnych narzędzi, jakim cudem nie podcinali sobie gardła? To ostrze prędzej wyglądało jak jakaś gilotyna dla palców, niż obcinacz włosów na delikatnej skórze twarzy. Nie mówiłam o tych wszystkich obawach Victorii, bo tylko bardziej bym ją nastraszyła. Już chyba dostatecznie obawiała się, że futra nie uda się pozbyć. Nożyczki w ręku trzęsły mi się tylko odrobinę - to wcale nie było trudne. Odetchnęłam, kiedy cisza pełna wyczekiwania została przerwana. A więc działało - z jednej strony się cieszyłam, a z drugiej okazało się, że naprawdę miałam to zrobić.
- Dobrze - odetchnęłam, opuszczając na chwilę rękę z nożycami i przyglądając się zarośniętej twarzy. - Najpierw przytnę jak najkrócej, a potem spróbuję z tym ostrzem... - wyjaśniłam i zabrałam się do pracy. Jedną rękę oparłam na ramieniu Vic, a drugą ostrożnie ujęłam nożyczki. Starałam się trzymać ostre zakończenia jak najdalej, żeby nie dźgnąć nimi przypadkiem. Kolejne różowe włosy upadały na podłogę kiedy je przycinałam, wciąż coraz bardziej je skracałam. W końcu były tak krótkie, że musiałam użyć brzytwy, bo dalsze posługiwanie się nożyczkami nie miało już sensu. Otworzyłam ją, wyglądała bardzo elegancko, ale na pewno nie jak coś, czym powinna się posługiwać dama. Przyglądając się, dostrzegłam, że w jednym miejscu była zdecydowanie ostrzejsza, to na pewno tamta część służyła do golenia. Miałam już bez większego myślenia, które na pewno jeszcze bardziej by mnie wystraszyło, przyłożyć ją do policzka Vic, ale było to chyba niemożliwe. Tylko bym ją pokaleczyła - tym razem ręką mi się naprawdę trzęsła, a to była tak delikatna sprawa!
- Może... jednak najpierw gdzie indziej? Plecy? Z nimi też na pewno potrzebujesz pomocy - powiedziałam starając się ukryć rezygnację w głosie. Plecy nie były tak wrażliwe, może Victoria nawet nie zauważy jeśli ją skaleczę i niepostrzeżenie wyszepczę zaklęcie leczące? Na pewno pomoże mi to nabrać wprawy, by potem zająć się tak ważną częścią, jaką byłą twarz.
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Ja również bardzo się bałam. Że mnie Liliana pokaleczy, że zostanę potem z brzydkimi bliznami na całym ciele. Może jednak trzeba było poprosić o to kogoś bardziej doświadczonego? Ale kogo? Służby nie chciałam, mogłam matkę albo ojca, ale było mi tak bardzo wstyd stanąć naprzeciwko ich. Liliana była idealnym wyborem, cudowną przyjaciółką, która nie zostawiłaby mnie w potrzebie. Teraz to ona dzierżyła ostrze, którym mogła mnie skrzywdzić, ale tylko przez krótką chwilę miałam wątpliwości. Zaufałam jej w stu procentach wierząc, że dzięki temu doświadczeniu nasza przyjaźń stanie się mocniejsza. Tak przynajmniej być powinno. Nie mówiłam nic gdy zbliżała się nożyczkami do mojej twarzy, ucinała włosy, a ja starałam się jej przyglądać robiąc nienaturalnego zeza. Moim odruchem bezwarunkowym było to, że zaczęłam się oddalać chociaż bardzo tego nie chciałam. Z całych sił powstrzymywałam się, aby pozostać na miejscu, chociaż byłam pewna, że mimo moich starań trochę się przesunęłam. Ja również nie chciałam, aby Liliana zaczynała od twarzy, dlatego prawie że odetchnęłam, gdy moja przyjaciółka zaproponowała jednak plecy.
- Tak, tak, plecy - przytaknęłam szybko.
Odwróciłam się przez chwile siedząc do niej plecamy i dopiero po chwili zrozumiałam, że przecież mam na sobie swoją koszulę nocną. Wzięłam głębszy wdech i powoli, naprawdę powoli uniosłam ręce i dotknęłam nimi ramion. Zaczęłam z nich zsuwać materiał, gdyby nie moje futerko, to Liliana mogłaby zobaczyć moją skórę. Gdy tylko całe plecy zostały odsłonięte, a koszula zatrzymała się na biodrach, ja szybko ukryłam piersi w ramionach, chociaż pod tym futerkiem wcale nie było ich widać. Zarumieniłam się mocno, aż zrobiło mi się gorąco.
- Tak bardzo cię przepraszam, że pokazuję ci się w takim stanie - jęknęłam.
Słyszałam dźwięk obcinania, w niektórych miejscach robiło mi się lżej, bo im więcej futra mi ubywało, tym mi było przyjemniej. Byłam pewna, że panna Yaxley utnie je bardzo krótko, aby łatwiej było jej ogolić resztę. Nie chciałam nadwyrężać jej dobrego serca, niech mi pomoże tylko z tymi miejscami, z którymi naprawdę nie byłam w stanie dać sobie rady sama, z resztą sobie jakoś poradzę. Wzięłam głębszy wdech i odwróciłam się lekko w stronę przyjaciółki.
- Nie przejmuj się jeśli mnie zranisz, w domu na pewno mamy maść na zranienia - poinformowałam ją.
Zacisnęłam mocno zęby i usta, aby w razie czego nie pokazać, że skaleczenie które mi zrobiła, a zrobi mi na pewno, odczułam w jakiś mocniejszy sposób. Wolałam by trenowała na moich plecach i na nich wyrobiła sobie odpowiedni ruch, bo jak przejdzie do innych części ciała to wolałabym nie patrzeć na to, jak krwawią mi, na przykład, policzki.
- No już, odwagi Liliano. Po prostu to zrób - jęknęłam.
Chciałam by już zaczęła, chciałabym mieć to za sobą i móc w końcu spojrzeć w lustro i zobaczyć siebie, a nie różowego potworka.
- Tak, tak, plecy - przytaknęłam szybko.
Odwróciłam się przez chwile siedząc do niej plecamy i dopiero po chwili zrozumiałam, że przecież mam na sobie swoją koszulę nocną. Wzięłam głębszy wdech i powoli, naprawdę powoli uniosłam ręce i dotknęłam nimi ramion. Zaczęłam z nich zsuwać materiał, gdyby nie moje futerko, to Liliana mogłaby zobaczyć moją skórę. Gdy tylko całe plecy zostały odsłonięte, a koszula zatrzymała się na biodrach, ja szybko ukryłam piersi w ramionach, chociaż pod tym futerkiem wcale nie było ich widać. Zarumieniłam się mocno, aż zrobiło mi się gorąco.
- Tak bardzo cię przepraszam, że pokazuję ci się w takim stanie - jęknęłam.
Słyszałam dźwięk obcinania, w niektórych miejscach robiło mi się lżej, bo im więcej futra mi ubywało, tym mi było przyjemniej. Byłam pewna, że panna Yaxley utnie je bardzo krótko, aby łatwiej było jej ogolić resztę. Nie chciałam nadwyrężać jej dobrego serca, niech mi pomoże tylko z tymi miejscami, z którymi naprawdę nie byłam w stanie dać sobie rady sama, z resztą sobie jakoś poradzę. Wzięłam głębszy wdech i odwróciłam się lekko w stronę przyjaciółki.
- Nie przejmuj się jeśli mnie zranisz, w domu na pewno mamy maść na zranienia - poinformowałam ją.
Zacisnęłam mocno zęby i usta, aby w razie czego nie pokazać, że skaleczenie które mi zrobiła, a zrobi mi na pewno, odczułam w jakiś mocniejszy sposób. Wolałam by trenowała na moich plecach i na nich wyrobiła sobie odpowiedni ruch, bo jak przejdzie do innych części ciała to wolałabym nie patrzeć na to, jak krwawią mi, na przykład, policzki.
- No już, odwagi Liliano. Po prostu to zrób - jęknęłam.
Chciałam by już zaczęła, chciałabym mieć to za sobą i móc w końcu spojrzeć w lustro i zobaczyć siebie, a nie różowego potworka.
Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Nie mogłam mieć pretensji do Victorii, że to mnie poprosiła o tę przysługę. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że byłam do tego najlepszą osobą, tak samo jak wiedziałam, że gdyby coś podobnego spotkało mnie, ona również nie miałaby wątpliwości. Dopiero kiedy stanęłam za nią z zamiarem zabrania się za plecy, zdałam sobie sprawę, że rzeczywiście musiała się rozebrać. Całe szczęście sama się tego domyśliła i nie musiałam mówić okropnie krępujących słów typu "Victorio, zsuń koszulę". Starałam się opanować to okropne zakłopotanie, co prawda byłyśmy przyjaciółkami, ale to zaraz nie znaczyło, że mogłyśmy bezwstydnie pokazywać się sobie nago! Musiałam skupić się na zadaniu. Miałam zająć się włosami, a nie myśleć o takich niepotrzebnych, wstydliwych sprawach. Przycinałam więc włosy, a kiedy tak samo jak na twarzy, tutaj również nie mogłam nożycami skrócić ich bardziej, sięgnęłam po brzytwę. Parę głębokich wdechów, nic to jednak nie pomagało na niepewne dłonie, chociaż trzeba było przyznać, że nie trzęsły się tak jak przy twarzy. Przejechałam brzytwą raz i drugi, krótkie różowe włoski odpadały, a pod spodem pojawiała się gładka skóra. Niedługo trzeba było czekać, aż przez nieumiejętne posługiwanie się tym narzędziem pokazało się również parę maleńkich kropelek krwi.
- Och - Ze zdenerwowania aż wypuściłam brzytwę, chociaż jeszcze nic takiego się nie działo. Wzięłam jakąś chustkę, żeby móc wytrzeć krew. - Curatio Vulnera - wyszeptałam chwilę potem i z ulgą zobaczyłam, że zadziałało tak jak trzeba. - Wszytko dobrze - uspokoiłam Victorię, starając się, żeby na mojej twarzy widoczny był uśmiech.
Potem szło już lepiej. Nie dało się co prawda powiedzieć, bym doszła do wprawy, ale udawało mi się nie kaleczyć skóry już aż tak często. Przynajmniej wiedziałam, że mogłam sobie bez problemu poradzić z tym zaklęciem. Najciężej było na przykład na ramionach, ponieważ brzytwa wydawała się zupełnie nie pasować do ich zaokrąglonego kształtu.
Nie wiem ile czasu minęło, ale na pewno sporo. Ciężko było pozbyć się takich włosów w chwilę. Udało się jednak już niemal całkowicie, zostało tylko parę miejsc z którymi Victoria miała poradzić sobie sama, no i twarz. Nic dziwnego, że wolała bym ja się tym zajęła, posługiwałam się już brzytwą na pewno trochę lepiej niż ona, a z delikatną skórą buzi trzeba było być wyjątkowo ostrożnym.
- Zacznę od policzka - poinformowałam ją, stając po jej lewej stronie. - Ale nie możesz wcale się ruszać, bo wtedy może... nie wyjść mi idealnie. - Uśmiechnęłam się lekko, tym razem już szczerze. Sytuacja była niemal całkowicie opanowana i chyba można było już z niej żartować? Byłam pewna, że kiedyś będziemy to wszystko wspominać całkiem rozbawione. - Oprzyj może głowę o oparcie? Gotowa? - I przejechałam brzytwą po policzku. Gdybym tylko nie była szlachcianką, mogłabym poważnie rozważyć karierę golibrody.
- Och - Ze zdenerwowania aż wypuściłam brzytwę, chociaż jeszcze nic takiego się nie działo. Wzięłam jakąś chustkę, żeby móc wytrzeć krew. - Curatio Vulnera - wyszeptałam chwilę potem i z ulgą zobaczyłam, że zadziałało tak jak trzeba. - Wszytko dobrze - uspokoiłam Victorię, starając się, żeby na mojej twarzy widoczny był uśmiech.
Potem szło już lepiej. Nie dało się co prawda powiedzieć, bym doszła do wprawy, ale udawało mi się nie kaleczyć skóry już aż tak często. Przynajmniej wiedziałam, że mogłam sobie bez problemu poradzić z tym zaklęciem. Najciężej było na przykład na ramionach, ponieważ brzytwa wydawała się zupełnie nie pasować do ich zaokrąglonego kształtu.
Nie wiem ile czasu minęło, ale na pewno sporo. Ciężko było pozbyć się takich włosów w chwilę. Udało się jednak już niemal całkowicie, zostało tylko parę miejsc z którymi Victoria miała poradzić sobie sama, no i twarz. Nic dziwnego, że wolała bym ja się tym zajęła, posługiwałam się już brzytwą na pewno trochę lepiej niż ona, a z delikatną skórą buzi trzeba było być wyjątkowo ostrożnym.
- Zacznę od policzka - poinformowałam ją, stając po jej lewej stronie. - Ale nie możesz wcale się ruszać, bo wtedy może... nie wyjść mi idealnie. - Uśmiechnęłam się lekko, tym razem już szczerze. Sytuacja była niemal całkowicie opanowana i chyba można było już z niej żartować? Byłam pewna, że kiedyś będziemy to wszystko wspominać całkiem rozbawione. - Oprzyj może głowę o oparcie? Gotowa? - I przejechałam brzytwą po policzku. Gdybym tylko nie była szlachcianką, mogłabym poważnie rozważyć karierę golibrody.
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Bałam się strasznie, ale dażyłam ją ogromnym zaufaniem i wiedziałam, że nigdy specjalnie nie zrobiłaby mi krzywdy. Dlatego nie obawiałam się gdy przystawiała do mojej skóry ostrze, spodziewałam się tego, że mnie skaleczy i to nie raz, ale wiedziałam, że posiada umiejętności magiczne, a przynajmniej takie, które pozwolą zaleczyć te niewielkie rany, które mi zrobi podczas golenia tego różowego futra. Za każdym razem gdy ostrze dotykało mojej skóry, a ja czułam, że pojawia się na niej rozcięcie, cichy jęk wydobywał się z moich ust a dłonie zaciskały się mocno w pięść. Na szczęście szybko przechodziło pod wpływem zaklęć mojej przyjaciółki. Uśmiechałam się do niej za każdym razem zapewniając, że nic się nie stało, chociaż po którymś z kolei razie miałam już dość. Musiałam jednak wytrzymać, aby pozbyć się tego okropieństwa ze swojego ciała. Nie daruję osobie, która mnie tak urządziła, absolutnie nie daruję. Aby zająć czymś swoje myśli wymyślałam to o jaką będę żądać karę dla osoby, która zrobiła mi takie okropieństwo. Skupiając się na czymś innym nie zauważałam płynącego czasu ani ilości różowych włosów opadających na ziemię. Ocknęłam się z rozmyślań dopiero wtedy, gdy Liliana zdecydowała się zabrać za moją twarz. Gdy przystawiała ostrze do policzka mimowolnie się odsunęłam, ale udało mi się jakoś zahamować przed dalszym odsuwaniem się. Zacisnęłam mocno oczy i zaciskając mocno kciuki, aby jej się udało, pozwoliłam jej działać.
- Postaram się - odparłam.
Zgodnie z jej prośbą oparłam głowę o oparcie, wystawiłam policzek i czekałam, aż zacznie. Uczucie to było zdecydowanie inne niż gdy operowała brzytwą po moim ciele. Twarz jednak była najbardziej reprezentatywną częścią mojej osoby i nie mogłam sobie pozwolić na blizny czy rany, ale Liliana chyba nabyła już pewnego rodzaju doświadczenia. W każdym razie szło jej bardzo dobrze, a ja starałam się zastygnąć jak kamień, aby nie przeszkadzać jej swoim najmniejszym ruchem. Gdy przejeżdżała po szyi spięłam się, co było przecież oczywiste, jeden ruch i mogła mnie zabić. Nic więc dziwnego, że poczułam się nieswojo, ale minęło kilka chwil i moja twarz była już pozbawiona różowego futerka, za to przyozdobiona różowym rumieńcem. Nagle zrobiło mi się tak lżej. Chociaż było jeszcze parę miejsc, z których powinnam pozbyć się tej sierści, to z nimi musiałam poradzić już sobie sama gdy Liliana opuści mój pokój. Bo przecież nie przy niej. Wsunęłam ponownie koszulę nocną na swoje ramiona i uradowana wstałam. Podeszłam do lustra i nie mogłam nacieszyć się widokiem gładkiej, jasnej i niczym nie oszpeconej skóry. Tak szeroki uśmiech pojawił się na mojej twarzy, że aż rozbolały mnie policzki. A może, jeśli się uda, to zdążę nawet na to spotkanie, które dzisiaj miałam umówione? Podeszłam do Liliany, chwyciłam ją za dłonie i bardzo mocno ścisnęłam.
- Dziękuje, dziękuje, nawet nie wiesz jak bardzo jestem ci wdzięczna - powiedziałam szczerze. - Bez ciebie bym sobie nie poradziła, wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć.
Prawdziwa przyjaźń to było coś, co należało pielęgnować. Wiedziałam, że Liliana jest tą jedną z niewielu osób, której naprawdę mogłam zaufać i której mogłam wierzyć oraz prosić o pomoc wiedząc, że ta pomoc zostanie mi udzielona. Nie mogłam trafić na lepszą przyjaciółkę.
- Postaram się - odparłam.
Zgodnie z jej prośbą oparłam głowę o oparcie, wystawiłam policzek i czekałam, aż zacznie. Uczucie to było zdecydowanie inne niż gdy operowała brzytwą po moim ciele. Twarz jednak była najbardziej reprezentatywną częścią mojej osoby i nie mogłam sobie pozwolić na blizny czy rany, ale Liliana chyba nabyła już pewnego rodzaju doświadczenia. W każdym razie szło jej bardzo dobrze, a ja starałam się zastygnąć jak kamień, aby nie przeszkadzać jej swoim najmniejszym ruchem. Gdy przejeżdżała po szyi spięłam się, co było przecież oczywiste, jeden ruch i mogła mnie zabić. Nic więc dziwnego, że poczułam się nieswojo, ale minęło kilka chwil i moja twarz była już pozbawiona różowego futerka, za to przyozdobiona różowym rumieńcem. Nagle zrobiło mi się tak lżej. Chociaż było jeszcze parę miejsc, z których powinnam pozbyć się tej sierści, to z nimi musiałam poradzić już sobie sama gdy Liliana opuści mój pokój. Bo przecież nie przy niej. Wsunęłam ponownie koszulę nocną na swoje ramiona i uradowana wstałam. Podeszłam do lustra i nie mogłam nacieszyć się widokiem gładkiej, jasnej i niczym nie oszpeconej skóry. Tak szeroki uśmiech pojawił się na mojej twarzy, że aż rozbolały mnie policzki. A może, jeśli się uda, to zdążę nawet na to spotkanie, które dzisiaj miałam umówione? Podeszłam do Liliany, chwyciłam ją za dłonie i bardzo mocno ścisnęłam.
- Dziękuje, dziękuje, nawet nie wiesz jak bardzo jestem ci wdzięczna - powiedziałam szczerze. - Bez ciebie bym sobie nie poradziła, wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć.
Prawdziwa przyjaźń to było coś, co należało pielęgnować. Wiedziałam, że Liliana jest tą jedną z niewielu osób, której naprawdę mogłam zaufać i której mogłam wierzyć oraz prosić o pomoc wiedząc, że ta pomoc zostanie mi udzielona. Nie mogłam trafić na lepszą przyjaciółkę.
Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Z początku minuty, a wraz z nimi kolejne znikające włosy, mijały okropnie wolno. Być może wolałabym rozmawiać, wtedy na pewno byłoby milej, ale z drugiej strony, mogłabym nie być w stanie skupić się na czynności, którą musiałam wykonywać z wielką ostrożnością. Spinałam się w sobie z każdym jękiem Vic, mając wrażenie, że robię jej krzywdę, chociaż nie mogłam tego uniknąć, a starałam się przecież jak mogłam najbardziej.
- Nie możesz uciekać - przypomniałam, kiedy odchyliła głowę. Wolałam nie myśleć za dużo o tym, że nieuważny ruch mógłby spowodować jakiś okropny krwotok. Znałam się na medycynie jednak na tyle, że wiedziałam, że od małego skaleczenia człowiek nie mógł umrzeć. Sprawne i dosyć szybkie ruchy sprawiły, że z twarzą i szyją poradziłam sobie bez ani jednego zadrapania. Spojrzałam na to swoje dzieło trochę z dumą, szybko jednak oprzytomniałam i odłożyłam narzędzie na toaletkę, szczęśliwa, że w końcu się to skończyło. Widok różowego futerka i brzytwy na pewno będzie mnie jeszcze nękać przez pewien czas.
- W końcu przypominasz człowieka, Victorio - spojrzałam na przyjaciółkę z rozbawieniem, nie dało się nie zauważyć jej zaróżowionych policzków. Z dwojga złego już wolałam uczyć się posługiwania brzytwą niż być porośnięta futerkiem, chociaż i tak miałam nadzieję, że dzisiejsze zdarzenia nie wyjdą z tego pokoju. Uściskałam Victorię, znacznie milej było jej dotknąć w tej wersji bez sierści.
- Wiesz, że zawsze ci pomogę - zapewniłam ją. Dobrze było mieć przyjaciółkę, robiłam dla niej te dziwne rzeczy zupełnie bezinteresownie i wiedziałam, że gdyby zaszła taka potrzeba, również nie miałaby oporów. - Teraz jednak muszę już iść. - Mój wzrok zatrzymał się na zegarze. Nie minęło co prawda pół dnia, jednak pora był już zdecydowanie zbyt późno jak na to, że nadal nie znajdowałam się w Ministerstwie. Nie zaniedbałam jeszcze żadnego ważnego spotkania, ale mogło do tego dojść, jeśli dłużej będę się ociągać. Teraz już nie trzymała mnie tutaj potrzeba pomocy Victorii, zresztą na pewno chciała sama doprowadzić się do porządku jak najszybciej. - Niesamowite jak długo nam to zajęło. Na pewno dalej już sobie poradzisz? - upewniłam się jeszcze, a potem się pożegnałyśmy i zostawiłam Vic w sypialni. Na pewno nie chciała jeszcze wychodzić ze swojego pokoju. Przefiukałam się od razu do Ministerstwa, a tam moje myśli w zupełności pochłonęły już codzienne sprawy, spotkania do zaplanowania i dokumenty do wypełnienia.
zt x2
- Nie możesz uciekać - przypomniałam, kiedy odchyliła głowę. Wolałam nie myśleć za dużo o tym, że nieuważny ruch mógłby spowodować jakiś okropny krwotok. Znałam się na medycynie jednak na tyle, że wiedziałam, że od małego skaleczenia człowiek nie mógł umrzeć. Sprawne i dosyć szybkie ruchy sprawiły, że z twarzą i szyją poradziłam sobie bez ani jednego zadrapania. Spojrzałam na to swoje dzieło trochę z dumą, szybko jednak oprzytomniałam i odłożyłam narzędzie na toaletkę, szczęśliwa, że w końcu się to skończyło. Widok różowego futerka i brzytwy na pewno będzie mnie jeszcze nękać przez pewien czas.
- W końcu przypominasz człowieka, Victorio - spojrzałam na przyjaciółkę z rozbawieniem, nie dało się nie zauważyć jej zaróżowionych policzków. Z dwojga złego już wolałam uczyć się posługiwania brzytwą niż być porośnięta futerkiem, chociaż i tak miałam nadzieję, że dzisiejsze zdarzenia nie wyjdą z tego pokoju. Uściskałam Victorię, znacznie milej było jej dotknąć w tej wersji bez sierści.
- Wiesz, że zawsze ci pomogę - zapewniłam ją. Dobrze było mieć przyjaciółkę, robiłam dla niej te dziwne rzeczy zupełnie bezinteresownie i wiedziałam, że gdyby zaszła taka potrzeba, również nie miałaby oporów. - Teraz jednak muszę już iść. - Mój wzrok zatrzymał się na zegarze. Nie minęło co prawda pół dnia, jednak pora był już zdecydowanie zbyt późno jak na to, że nadal nie znajdowałam się w Ministerstwie. Nie zaniedbałam jeszcze żadnego ważnego spotkania, ale mogło do tego dojść, jeśli dłużej będę się ociągać. Teraz już nie trzymała mnie tutaj potrzeba pomocy Victorii, zresztą na pewno chciała sama doprowadzić się do porządku jak najszybciej. - Niesamowite jak długo nam to zajęło. Na pewno dalej już sobie poradzisz? - upewniłam się jeszcze, a potem się pożegnałyśmy i zostawiłam Vic w sypialni. Na pewno nie chciała jeszcze wychodzić ze swojego pokoju. Przefiukałam się od razu do Ministerstwa, a tam moje myśli w zupełności pochłonęły już codzienne sprawy, spotkania do zaplanowania i dokumenty do wypełnienia.
zt x2
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Strona 2 z 2 • 1, 2
Sypialnia Victorii
Szybka odpowiedź