Most nad Tamizą
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Most nad Tamizą
Długi i prosty most nad Tamizą, po którym przebiega trasa londyńskiej kolei. Podróżujący pociągiem mugole są często nieświadomi wyprzedzającego ich z prędkością błyskawicy Błędnego Rycerza. Nie zauważają także, że na ulicach przy moście podróżują magicznie powiększone auta, za sprawą sprytnych zaklęć wypełnione zarówno dziesiątkami bagaży, jak i pasażerów.
Gdzieś w oddali majaczy Big Ben, nieopodal zaś znajduje się port, do którego suną niezliczone statki, pozostawiając za sobą sznury piany. Londyn najpiękniej wygląda stąd o zachodzie słońca, mieniąc się w czerwieni i pomarańczy, ukazując swój czar, powab i wdzięk. A dla takich widoków warto zatrzymać się choć na moment.
Gdzieś w oddali majaczy Big Ben, nieopodal zaś znajduje się port, do którego suną niezliczone statki, pozostawiając za sobą sznury piany. Londyn najpiękniej wygląda stąd o zachodzie słońca, mieniąc się w czerwieni i pomarańczy, ukazując swój czar, powab i wdzięk. A dla takich widoków warto zatrzymać się choć na moment.
Niepewne spojrzenie zawiesiło się na mnie, było koloru piwa i musiałem mocno pilnować mięśni twarzy by się nie skrzywić na myśl o tym, że przyjdzie mi rozmawiać z tą imitacją człowieka myślącego, bowiem jak śmiał nazywać siebie i jemu podobnych, ludźmi, jednostkami rozumnymi, które potrafią coś osiągnąć? A co osiągnęli oni? Poza bzdurnymi wojnami, które właściwie uważałem za dobre - wybijali sami siebie, oszczędzając nam roboty.
Barman w końcu zaszczycił nas swoją obecnością, poprosiłem o butelkę trunku i dwa kieliszki, mój rozmówca o czarnej czuprynie wypił już trochę, jednak przechodziło mnie przeświadczenie, że należy wlać w niego jeszcze alkoholu, by całkowicie rozsupłać mu język.
Jego spojrzenie badawczo prześlizgiwało się po mnie, gdy ja sam zajmowałem się płatnością - dobrze, że Sulckerbery powiedział mi o tym, że mugole mając całkiem inną jednostkę monetarną. Wyciągnąłem z kieszeni płaszcza mugolskie pieniądze kładąc je na ladzie, pozwalając by obsługujący nas mężczyzna wybrał odpowiednią kwotę, choć sądząc po jego wzroku wziął więcej niż powinien. Nie powiedziałem na to jednak nic. Napełniając kieliszki alkoholem, podsuwając jeden w kierunku mężczyzny obok, który nadal patrzył w moją stronę dość niepewnie. Uśmiechnąłem się, unosząc dłoń i poprawiając oprawki złotych okularów. Musiałem być ostrożny i taktyczny, jeden zły ruch, złe słowo, mogło sprawić że całkowicie zmieni do mnie podejście, a co za tym idzie, nie powie mi tego, co potrzebuje.
- Napij się przyjacielu. - powiedziałem w jego kierunku, uśmiech nie schodził mi z ust. - Pozwól, że się trochę wytłumaczę. - dodałem, najpierw unosząc kieliszek i wypijając jego zawartość. Usta wykrzywiły się od smaku alkoholu, odczekałem chwilę, gardło rozogniło się pod płynem. Musiałem znaleźć słowa, nierzeczywistą historię, która zrobi ze mnie człowieka wiarygodnego jak i takiego, z którym ten może się utożsamić, a nawet się przed nim pochwalić. Potrzebował tego, widziałem to w jego spojrzeniu, niecierpliwych ruchach nogą. Chciał się pławić w morzu podziwu dla jego i jego osiągnięć, choć po pierwszym spojrzeniu odnosiłem wrażenie, że i nie zdziałał w życiu wiele i niewiele też potrafił. - Przyjechałem do Londynu zobaczyć elektrownię. - wyjaśniłem spokojnie, ta chwila, którą spożytkowałem na wypicie trunku pozwoliła mi na zastanowienie się i obranie drogi. Musiałem kłamać, naginać prawdę, a potem, gdy już zyskam jego przychylność pociągnąć za język. Na razie jednak musiałem pozbyć się tego badawczego spojrzenia i niepewności ze wzroku. Musiałem go przekonać, że jestem niegroźny, a na domiar wszystkiego jestem odpowiednią osobą do rozmowy. - Niestety, nie dane było mi być w środku. Ale muszą przyznać, że zewnętrznie robi wrażenie. - rzuciłem dalej, spokojnie, udając zainteresowanie dla niego i zakładu, chociaż sama elektrownia zdawała mi się dziełem jakiegoś kompletnego bezguścia. Wielka, architektonicznie nijaka i oni śmieli nazywać ją swoim osiągnięciem. Żałowałem, że nie mogę podyskutować na ten temat, powiedzieć dokładnie, co myślę o tym ich przedsięwzięciu, które odcina się na horyzoncie panoramy miasta kiczem i bezcześci je swoją obecnością. Ale nie mogłem, musiałem pohamować ten odruch, nie chcąc by mi przeszkodził. Musiałem zamknąć myśli, odciąć wnioski które do mnie napływały i skupić się na tym co miałam zrobić. - To musi być niesamowita sprawa, tworzyć historię. - powiedziałem mu, obserwując z zadowoleniem jak sięga po kieliszek. Tak, przyjacielu, pij i pozwól się ze sobą rozmówić. Może nawet nie zauważysz kiedy dasz mi to, czego potrzebuję. Jego dłoń uniosła kieliszek i przytknęła go do ust Skrzywił się, gdy alkohol rozgrzał jego gardło, a ja uniosłem kącik ust ku górze. Widziałem, wiedziałem nawet, że w końcu z jego ust padną słowa. Nie dostrzegałem już w oczach niepewności. Trafiłem w dobrą nutę w odpowiednią nutę, teraz musiałem tylko pokierować rozmową tak, by wejść na temat, który mi odpowiadał i po który tu przyszedłem.
Barman w końcu zaszczycił nas swoją obecnością, poprosiłem o butelkę trunku i dwa kieliszki, mój rozmówca o czarnej czuprynie wypił już trochę, jednak przechodziło mnie przeświadczenie, że należy wlać w niego jeszcze alkoholu, by całkowicie rozsupłać mu język.
Jego spojrzenie badawczo prześlizgiwało się po mnie, gdy ja sam zajmowałem się płatnością - dobrze, że Sulckerbery powiedział mi o tym, że mugole mając całkiem inną jednostkę monetarną. Wyciągnąłem z kieszeni płaszcza mugolskie pieniądze kładąc je na ladzie, pozwalając by obsługujący nas mężczyzna wybrał odpowiednią kwotę, choć sądząc po jego wzroku wziął więcej niż powinien. Nie powiedziałem na to jednak nic. Napełniając kieliszki alkoholem, podsuwając jeden w kierunku mężczyzny obok, który nadal patrzył w moją stronę dość niepewnie. Uśmiechnąłem się, unosząc dłoń i poprawiając oprawki złotych okularów. Musiałem być ostrożny i taktyczny, jeden zły ruch, złe słowo, mogło sprawić że całkowicie zmieni do mnie podejście, a co za tym idzie, nie powie mi tego, co potrzebuje.
- Napij się przyjacielu. - powiedziałem w jego kierunku, uśmiech nie schodził mi z ust. - Pozwól, że się trochę wytłumaczę. - dodałem, najpierw unosząc kieliszek i wypijając jego zawartość. Usta wykrzywiły się od smaku alkoholu, odczekałem chwilę, gardło rozogniło się pod płynem. Musiałem znaleźć słowa, nierzeczywistą historię, która zrobi ze mnie człowieka wiarygodnego jak i takiego, z którym ten może się utożsamić, a nawet się przed nim pochwalić. Potrzebował tego, widziałem to w jego spojrzeniu, niecierpliwych ruchach nogą. Chciał się pławić w morzu podziwu dla jego i jego osiągnięć, choć po pierwszym spojrzeniu odnosiłem wrażenie, że i nie zdziałał w życiu wiele i niewiele też potrafił. - Przyjechałem do Londynu zobaczyć elektrownię. - wyjaśniłem spokojnie, ta chwila, którą spożytkowałem na wypicie trunku pozwoliła mi na zastanowienie się i obranie drogi. Musiałem kłamać, naginać prawdę, a potem, gdy już zyskam jego przychylność pociągnąć za język. Na razie jednak musiałem pozbyć się tego badawczego spojrzenia i niepewności ze wzroku. Musiałem go przekonać, że jestem niegroźny, a na domiar wszystkiego jestem odpowiednią osobą do rozmowy. - Niestety, nie dane było mi być w środku. Ale muszą przyznać, że zewnętrznie robi wrażenie. - rzuciłem dalej, spokojnie, udając zainteresowanie dla niego i zakładu, chociaż sama elektrownia zdawała mi się dziełem jakiegoś kompletnego bezguścia. Wielka, architektonicznie nijaka i oni śmieli nazywać ją swoim osiągnięciem. Żałowałem, że nie mogę podyskutować na ten temat, powiedzieć dokładnie, co myślę o tym ich przedsięwzięciu, które odcina się na horyzoncie panoramy miasta kiczem i bezcześci je swoją obecnością. Ale nie mogłem, musiałem pohamować ten odruch, nie chcąc by mi przeszkodził. Musiałem zamknąć myśli, odciąć wnioski które do mnie napływały i skupić się na tym co miałam zrobić. - To musi być niesamowita sprawa, tworzyć historię. - powiedziałem mu, obserwując z zadowoleniem jak sięga po kieliszek. Tak, przyjacielu, pij i pozwól się ze sobą rozmówić. Może nawet nie zauważysz kiedy dasz mi to, czego potrzebuję. Jego dłoń uniosła kieliszek i przytknęła go do ust Skrzywił się, gdy alkohol rozgrzał jego gardło, a ja uniosłem kącik ust ku górze. Widziałem, wiedziałem nawet, że w końcu z jego ust padną słowa. Nie dostrzegałem już w oczach niepewności. Trafiłem w dobrą nutę w odpowiednią nutę, teraz musiałem tylko pokierować rozmową tak, by wejść na temat, który mi odpowiadał i po który tu przyszedłem.
Just wait and see, what am I capable of
Apollinare Sauveterre
Zawód : artysta, krytyk, dyrektor Galerii Sztuki
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Sztuka zawsze, nieustannie zajmuje się dwiema sprawami: wiecznie rozmyśla o śmierci i dzięki temu wiecznie tworzy życie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Apollinare Sauveterre' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 86
'k100' : 86
Zaczął mówić i mówił dużo, głównie o sobie, a ja uśmiechałem się i przytakiwałem głową, by potem polać nam kolejny kieliszek, a potem jeszcze następny w pewnym momencie pił już tylko sam, coraz mocniej się rozochocając i coraz więcej mi mówiąc. A ja słuchałem uważnie, głowę miałem trzeźwą - wypiłem zdecydowanie mniej. Każde jedno słowo, zdanie, informacja, które mogło mi pomóc, kierowałem rozmową, nawet nie musząc zadawać konkretnych pytań, a jedynie sygnalizując coś pobocznie przy okazji chwaląc jego. Tak jak myślałem, potrzebował tego. Pożegnałem się z nim, gdy ledwo stał na nogach, a ja zdobyłem to, po co przyszedłem.
/zt
/zt
Just wait and see, what am I capable of
Apollinare Sauveterre
Zawód : artysta, krytyk, dyrektor Galerii Sztuki
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Sztuka zawsze, nieustannie zajmuje się dwiema sprawami: wiecznie rozmyśla o śmierci i dzięki temu wiecznie tworzy życie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
| 16.07
Zasnuwająca Londyn mgła w okolicy Tamizy była jeszcze bardziej intensywna. Powietrze tuż nad rzeką zdawało się gęste i białe jak mleko; spośród mgły wyłaniały się zarysy jednego z wielu mostów przecinających rzekę, a nieco dalej prześwitywały zarysy budynków. W bardziej pogodnych warunkach miejsce to na pewno wyglądało pięknie, roztaczając widoki na miasto i Tamizę. Teraz aura była bardzo mglista nawet jak na angielskie warunki. Pogoda nie była zbyt lipcowa, ale mgły miały jedną, jedyną zaletę – można było łatwiej przemykać po mieście na miotle bez straszenia mugoli i łamania zasad tajności, które najprawdopodobniej i tak ledwie się trzymały, biorąc pod uwagę to, że anomalie dotykały również niemagicznej części społeczeństwa. I mijał kolejny miesiąc, a nadal nikomu nie udało się nic z tym zrobić. Sama Sophia wciąż czuła wyrzuty sumienia, że dotychczas nie podołała próbie naprawy magii w żadnym z zaburzonych obszarów, które odwiedziła w maju i czerwcu.
Był jeszcze poranek. Krótko po zjawieniu się w obecnej siedzibie Biura Aurorów została przydzielona do zbadania nowej sprawy: z rzeki w okolicach tego mostu wyłowiono ciało czarodzieja, które, jak się okazało, nosiło na sobie wyraźne znamiona użycia czarnomagicznych inkantacji. Patrol czarodziejskiej policji, który pierwotnie zabezpieczał miejsce znalezienia zwłok po wezwaniu przez świadka, niezwłocznie powiadomił aurorów. Nie była to jedyna tego typu sprawa; w ostatnich miesiącach wzrosła liczba spraw zahaczających o używanie czarnej magii, ludzie znikali i ginęli, a ci, którzy dokonywali występków, czuli się bezkarnie, zwłaszcza teraz, kiedy Ministerstwo Magii spłonęło i chaos tylko wzrósł.
Wylądowała w osłoniętym miejscu, zostawiając miotłę opartą o murek, gdzie stało już parę innych mioteł zapewne należących do czarodziejów, którzy przybyli wcześniej. Miejsce zostało już wcześniej obłożone zaklęciami nie dopuszczającymi w pobliże nadbrzeża mugoli. Znajdowali się blisko mostu, dzieliło ją od niego może parędziesiąt metrów. Rozejrzała się uważniej, by po chwili ruszyć w stronę paru czarodziejów. Dwóch właśnie wyciągało na brzeg mokre od wody ciało ubrane w czarodziejską szatę; stąd rozpoznano, że ofiara była czarodziejem i zainteresowały się nią magiczne służby. Kawałek dalej inny czarodziej stał obok mężczyzny, który najwyraźniej zauważył ciało, bo wyglądał na przejętego i gestykulował zawzięcie, wskazując na most i rzekę.
- Sophia Carter, Biuro Aurorów – przedstawiła się. Lada chwila miał się tu pojawić auror oddelegowany jej do pomocy, tak przynajmniej powiedziano jej w Biurze: że za chwilę przyślą drugiego aurora, z którym będzie miała współpracować. Niestety kilkoro współpracowników zginęło, a spraw było więcej niż w spokojnych miesiącach. Sama była ciekawa, komu miała dziś towarzyszyć. Póki co przecierała szlaki, zapoznając się z miejscem zdarzenia, by nie stać bezczynnie czekając na współpracownika.
Szpakowaty czarodziej w drucianych okularach spojrzał na nią ukradkiem, taksując uważnym wzrokiem jej płeć oraz młody wygląd, ale po chwili się odezwał.
- Jeszcze nie znamy tożsamości ofiary, ale mamy powody podejrzewać, że obrażenia na ciele denata są dziełem czarnej magii. Proszę spojrzeć – powiedział, odsuwając się na bok i zachęcając Sophię, by podeszła bliżej i sama spojrzała na ofiarę i oceniła obrażenia okiem aurora, bardziej obeznanego ze sprawami zahaczającymi o czarną magię niż ktoś, kto na co dzień zajmował się głównie bardziej trywialnymi sprawami. Spojrzał na nią tak, jakby zakładał, że podobny widok przerazi młodą kobietę, ale Sophia widywała gorsze rzeczy, dlatego idąc w stronę ciała nawet się nie zawahała, skupiając się na zadaniu, które miała wykonać.
Zasnuwająca Londyn mgła w okolicy Tamizy była jeszcze bardziej intensywna. Powietrze tuż nad rzeką zdawało się gęste i białe jak mleko; spośród mgły wyłaniały się zarysy jednego z wielu mostów przecinających rzekę, a nieco dalej prześwitywały zarysy budynków. W bardziej pogodnych warunkach miejsce to na pewno wyglądało pięknie, roztaczając widoki na miasto i Tamizę. Teraz aura była bardzo mglista nawet jak na angielskie warunki. Pogoda nie była zbyt lipcowa, ale mgły miały jedną, jedyną zaletę – można było łatwiej przemykać po mieście na miotle bez straszenia mugoli i łamania zasad tajności, które najprawdopodobniej i tak ledwie się trzymały, biorąc pod uwagę to, że anomalie dotykały również niemagicznej części społeczeństwa. I mijał kolejny miesiąc, a nadal nikomu nie udało się nic z tym zrobić. Sama Sophia wciąż czuła wyrzuty sumienia, że dotychczas nie podołała próbie naprawy magii w żadnym z zaburzonych obszarów, które odwiedziła w maju i czerwcu.
Był jeszcze poranek. Krótko po zjawieniu się w obecnej siedzibie Biura Aurorów została przydzielona do zbadania nowej sprawy: z rzeki w okolicach tego mostu wyłowiono ciało czarodzieja, które, jak się okazało, nosiło na sobie wyraźne znamiona użycia czarnomagicznych inkantacji. Patrol czarodziejskiej policji, który pierwotnie zabezpieczał miejsce znalezienia zwłok po wezwaniu przez świadka, niezwłocznie powiadomił aurorów. Nie była to jedyna tego typu sprawa; w ostatnich miesiącach wzrosła liczba spraw zahaczających o używanie czarnej magii, ludzie znikali i ginęli, a ci, którzy dokonywali występków, czuli się bezkarnie, zwłaszcza teraz, kiedy Ministerstwo Magii spłonęło i chaos tylko wzrósł.
Wylądowała w osłoniętym miejscu, zostawiając miotłę opartą o murek, gdzie stało już parę innych mioteł zapewne należących do czarodziejów, którzy przybyli wcześniej. Miejsce zostało już wcześniej obłożone zaklęciami nie dopuszczającymi w pobliże nadbrzeża mugoli. Znajdowali się blisko mostu, dzieliło ją od niego może parędziesiąt metrów. Rozejrzała się uważniej, by po chwili ruszyć w stronę paru czarodziejów. Dwóch właśnie wyciągało na brzeg mokre od wody ciało ubrane w czarodziejską szatę; stąd rozpoznano, że ofiara była czarodziejem i zainteresowały się nią magiczne służby. Kawałek dalej inny czarodziej stał obok mężczyzny, który najwyraźniej zauważył ciało, bo wyglądał na przejętego i gestykulował zawzięcie, wskazując na most i rzekę.
- Sophia Carter, Biuro Aurorów – przedstawiła się. Lada chwila miał się tu pojawić auror oddelegowany jej do pomocy, tak przynajmniej powiedziano jej w Biurze: że za chwilę przyślą drugiego aurora, z którym będzie miała współpracować. Niestety kilkoro współpracowników zginęło, a spraw było więcej niż w spokojnych miesiącach. Sama była ciekawa, komu miała dziś towarzyszyć. Póki co przecierała szlaki, zapoznając się z miejscem zdarzenia, by nie stać bezczynnie czekając na współpracownika.
Szpakowaty czarodziej w drucianych okularach spojrzał na nią ukradkiem, taksując uważnym wzrokiem jej płeć oraz młody wygląd, ale po chwili się odezwał.
- Jeszcze nie znamy tożsamości ofiary, ale mamy powody podejrzewać, że obrażenia na ciele denata są dziełem czarnej magii. Proszę spojrzeć – powiedział, odsuwając się na bok i zachęcając Sophię, by podeszła bliżej i sama spojrzała na ofiarę i oceniła obrażenia okiem aurora, bardziej obeznanego ze sprawami zahaczającymi o czarną magię niż ktoś, kto na co dzień zajmował się głównie bardziej trywialnymi sprawami. Spojrzał na nią tak, jakby zakładał, że podobny widok przerazi młodą kobietę, ale Sophia widywała gorsze rzeczy, dlatego idąc w stronę ciała nawet się nie zawahała, skupiając się na zadaniu, które miała wykonać.
Never fear
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
[16.07]
Wiatr smagał twarz Gabriela, gdy tego ranka leciał nad Londynem. Siedział zagrzebany w papierkowej robocie, kiedy przy jego biurku pojawił się jeden z pracowników, przekazując mu wiadomość, jakoby miał dołączyć do młodej aurorki nad Tamizą. Informacji miał na ten moment niewiele; ciało zmarłego nosiło na sobie wyraźne znaki czarnej magii, dlatego właśnie od razu wezwano aurorów. Sam Tonks dosyć ochoczo zebrał się, aby wesprzeć koleżankę i zobaczyć miejsce zbrodni. Czarnoksiężnicy stali się coraz bardziej śmiali, a ich poczynania coraz bardziej dotykały społeczność nie tylko czarodziejską, ale także niekiedy mugolską. Tonks miał jedynie nadzieję, że ta ich śmiałość wkrótce obróci się przeciwko nim i pozwoli wyspecjalizowanym jednostkom na skuteczniejsze powstrzymanie ich. Niestety, przyszłość wcale nie malowała się w jaśniejszych barwach. Nawet pogoda zdawała się wyczuwać widmo nadchodzącej wojny, ponieważ niebo spowite było chmurami. Skryty pomiędzy nimi leciał na miotle, kierując się w podane miejsce.
Na miejscu pojawił się chyba jedynie przed medykami, którzy po wstępnej analizie zabiorą ciało na dokładniejszą sekcję. Miotłę zostawił obok paru innych mioteł, a następnie ruszył w stronę brzegu rzeki, gdzie czarodzieje już krzątali się po miejscu zbrodni. Na szczęście zaklęcia uniemożliwiające mugolom dostrzeżenie zbiegowiska zostały już nałożone. Charakterystycznie dla siebie, pełen pozornego optymizmu i bez wahania dołączył do rudowłosej aurorki, którą oczywiście znał.
- Carter, Jenkins - zwrócił się do dwójki stojącej najbliżej ciała w ramach przywitania; zapewne zdążył dobrze poznać funkcjonariuszy czarodziejskiej policji. Uśmiech starł się z twarzy Tonksa, który ukucnął obok zmoczonego ciała czarodzieja. Skupił się na obrażeniach na ciele ofiary; nie miał już najmniejszych wątpliwości, że mieli do czynienia z czarną magią. Mógł jedynie domyślać się jakie dokładnie uroki doprowadziły go do stanu, w którym obecnie się znajdował. Szukał jakichś wskazówek. Z dotykaniem denata wolał poczekać do przybycia patologa. - Co do tego, że został potraktowany czarnomagicznym zaklęciem nie ma wątpliwości; zawołaj mnie kiedy pojawi się patolog. Chcę wiedzieć od jak dawna nie żyje, które rany powstały po śmierci i jak długo był w wodzie. No i niech go przeszukają, może trafiliśmy na amatora i zostawił coś co naprowadzi nas na tożsamość denata - zwrócił się bardziej do Jenkinsa, bo razem z Sophią mieli dużo ważniejsze zadanie na teraz; przesłuchanie pierwsze świadka było kluczowym elementem śledztwa i punktem wyjścia. - Panie przodem - zwrócił się do towarzyszki.
Wiatr smagał twarz Gabriela, gdy tego ranka leciał nad Londynem. Siedział zagrzebany w papierkowej robocie, kiedy przy jego biurku pojawił się jeden z pracowników, przekazując mu wiadomość, jakoby miał dołączyć do młodej aurorki nad Tamizą. Informacji miał na ten moment niewiele; ciało zmarłego nosiło na sobie wyraźne znaki czarnej magii, dlatego właśnie od razu wezwano aurorów. Sam Tonks dosyć ochoczo zebrał się, aby wesprzeć koleżankę i zobaczyć miejsce zbrodni. Czarnoksiężnicy stali się coraz bardziej śmiali, a ich poczynania coraz bardziej dotykały społeczność nie tylko czarodziejską, ale także niekiedy mugolską. Tonks miał jedynie nadzieję, że ta ich śmiałość wkrótce obróci się przeciwko nim i pozwoli wyspecjalizowanym jednostkom na skuteczniejsze powstrzymanie ich. Niestety, przyszłość wcale nie malowała się w jaśniejszych barwach. Nawet pogoda zdawała się wyczuwać widmo nadchodzącej wojny, ponieważ niebo spowite było chmurami. Skryty pomiędzy nimi leciał na miotle, kierując się w podane miejsce.
Na miejscu pojawił się chyba jedynie przed medykami, którzy po wstępnej analizie zabiorą ciało na dokładniejszą sekcję. Miotłę zostawił obok paru innych mioteł, a następnie ruszył w stronę brzegu rzeki, gdzie czarodzieje już krzątali się po miejscu zbrodni. Na szczęście zaklęcia uniemożliwiające mugolom dostrzeżenie zbiegowiska zostały już nałożone. Charakterystycznie dla siebie, pełen pozornego optymizmu i bez wahania dołączył do rudowłosej aurorki, którą oczywiście znał.
- Carter, Jenkins - zwrócił się do dwójki stojącej najbliżej ciała w ramach przywitania; zapewne zdążył dobrze poznać funkcjonariuszy czarodziejskiej policji. Uśmiech starł się z twarzy Tonksa, który ukucnął obok zmoczonego ciała czarodzieja. Skupił się na obrażeniach na ciele ofiary; nie miał już najmniejszych wątpliwości, że mieli do czynienia z czarną magią. Mógł jedynie domyślać się jakie dokładnie uroki doprowadziły go do stanu, w którym obecnie się znajdował. Szukał jakichś wskazówek. Z dotykaniem denata wolał poczekać do przybycia patologa. - Co do tego, że został potraktowany czarnomagicznym zaklęciem nie ma wątpliwości; zawołaj mnie kiedy pojawi się patolog. Chcę wiedzieć od jak dawna nie żyje, które rany powstały po śmierci i jak długo był w wodzie. No i niech go przeszukają, może trafiliśmy na amatora i zostawił coś co naprowadzi nas na tożsamość denata - zwrócił się bardziej do Jenkinsa, bo razem z Sophią mieli dużo ważniejsze zadanie na teraz; przesłuchanie pierwsze świadka było kluczowym elementem śledztwa i punktem wyjścia. - Panie przodem - zwrócił się do towarzyszki.
Gabriel X. Tonks
Zawód : zagubiony w wojennej zawierusze
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I've got a message that you can't ignore
Maybe I'm just not the man I was before
Maybe I'm just not the man I was before
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Aurorzy mieli pełne ręce roboty. Nic dziwnego, że Sophia większość czasu spędzała w pracy. Jak nie wychodziła w teren, to pomagała w kompletowaniu na nowo dokumentacji, choć większość akt spłonęła w ministerstwie i nie było to zadaniem łatwym. Przez to wiele spraw na pewno na dłużej utknie w miejscu, a niektórzy poszukiwani wywiną się sprawiedliwości. Przynajmniej na razie. Niestety nawet najlepsi aurorzy nie mogli przeskoczyć pewnych rzeczy. Należało na nowo odtwarzać sieci powiązań między śledztwami i podejrzanymi i spisywać wszystko, co mogło wydawać się istotne, a oprócz starych, naglących spraw na bieżąco dochodziły nowe. Niektórzy czuli się coraz bardziej bezkarni, do tego dochodziły anomalie i trzeba było umieć odróżnić, co jest działaniem z premedytacją, a co tylko nieszczęśliwym wypadkiem spowodowanym właśnie jakąś anomalią wypaczającą zaklęcie i zmieniającą nieszkodliwy czar w coś groźnego i złowieszczego.
Właśnie pochylała się ostrożnie nad ciałem, lustrując wzrokiem obrażenia ofiary bez dotykania ciała. Należało obchodzić się z nim ostrożnie póki nie trafi w ręce specjalisty, który dużo precyzyjniej określi pochodzenie ran. Ale nawet bez takiej zaawansowanej wiedzy widziała, że w tym przypadku na pewno nie wchodziło w grę jedno przypadkowo użyte zaklęcie. Ofiara miała obcięte uszy, jej ręce leżały na ziemi pod bardzo dziwnym i z pewnością nienaturalnym kątem jakby zostały złamane w co najmniej dwóch miejscach, brakowało mu też dwóch palców, a szata na klatce piersiowej była przesiąknięta krwią i w kilku miejscach rozdarta. Przez dziury w materiale widziała głębokie rany, choć rzeczna woda zapewne spłukała większość krwi. Kolejną głęboką, przechodzącą niemal na wylot ranę zauważyła na udzie denata. Niestety by wiedzieć więcej musieli czekać na patologa.
Ale w tym samym momencie usłyszała znajomy głos wypowiadający jej nazwisko i odwróciła się w tamtą stronę, zauważając charakterystyczną sylwetkę Gabriela Tonksa. Nie znali się długo, właściwie dopiero odkąd Tonks wrócił do kraju. Sophia kojarzyła jednak jego młodsze siostry, z Leanne była na tym samym roku w Hogwarcie, tylko w różnych domach, i wiedziała też, że cała trójka Tonksów jest w Zakonie Feniksa.
Skinęła mu głową, domyślając się, że to właśnie z nim miała dziś współpracować. Była z tego zadowolona, wiedząc, że stoją po tej samej stronie barykady, pamiętała go ze spotkania.
- Tonks – powiedziała, wstając. Mężczyzna szybko i sprawnie wydał dyspozycje Jenkinsowi. – Zacznijcie też sprawdzać okolice mostu i brzegu w poszukiwaniu śladów oraz przedmiotów, które mogły należeć do ofiary. Dobrze byłoby znaleźć jego różdżkę, jeśli, oczywiście, nie zabrał jej sprawca – uzupełniła jego słowa. Było wysoce prawdopodobne, że ktoś zrzucił ofiarę z mostu, być może pod osłoną nocy, lub zepchnął ciało z nadbrzeża. Jeszcze nie wiadomym było, czy zmarły żył w momencie znalezienia się w rzece, ale tego też wkrótce się dowiedzą. Gdzieś jednak mogły zachować się ślady, a po przesłuchaniu świadka, który znalazł ciało, mogli dołączyć do przeszukiwania okolicy i wymienić wysnute wnioski.
Podeszła do świadka, na początku przyglądając mu się uważnie. Był to starszy mężczyzna o posiwiałych włosach. Miał na sobie nieco wymięty strój mający zapewne udawać mugolski i wydawał się wyraźnie przejęty. Stojący obok magiczny policjant poinformował ich, że świadek nazywał się Thaddeus Waffling i wybrał się na poranny spacer.
- Jesteśmy z Biura Aurorów – zaczęła. – Proszę nam opowiedzieć, co pan zobaczył, panie Waffling. O której pan znalazł ciało i gdzie się wówczas znajdowało?
Pan Waffling zerknął nerwowo w stronę rzeki.
- Wyszedłem z domu wcześnie rano. Przed śniadaniem lubię spacerować wzdłuż brzegu, to pomaga mi się rozbudzić – zaczął starszy czarodziej. – W pewnym momencie spojrzałem na rzekę... I zobaczyłem ludzką rękę. Na początku myślałem że to tylko oszukuje mnie mój stary wzrok, ale potem zuważyłem resztę ciała ubranego w szatę. Od razu pobiegłem do domu i wysłałem moją biedną starą sowę z wiadomością. To było może... jakąś godzinę temu?
Sophia skinęła głową.
- Widział pan kogoś podejrzanego? I gdzie dokładnie płynęło ciało? – zapytała jeszcze, przesuwając się tak, by mężczyzna miał dobry widok na rzekę i mógł wskazać, gdzie dostrzegł ciało. – Znał pan ofiarę?
Świat czarodziejów nie był rozległy, więc nie było to nieprawdopodobne, choć denat wyglądał na młodszego. Na ile mogła to ocenić biorąc pod uwagę stan ciała, zmarły mógł mieć około czterdziestu pięciu lat.
Mężczyzna jednak pokręcił głową, drżącą dłonią wskazując tylko w stronę rzeki kawałek od mostu.
Właśnie pochylała się ostrożnie nad ciałem, lustrując wzrokiem obrażenia ofiary bez dotykania ciała. Należało obchodzić się z nim ostrożnie póki nie trafi w ręce specjalisty, który dużo precyzyjniej określi pochodzenie ran. Ale nawet bez takiej zaawansowanej wiedzy widziała, że w tym przypadku na pewno nie wchodziło w grę jedno przypadkowo użyte zaklęcie. Ofiara miała obcięte uszy, jej ręce leżały na ziemi pod bardzo dziwnym i z pewnością nienaturalnym kątem jakby zostały złamane w co najmniej dwóch miejscach, brakowało mu też dwóch palców, a szata na klatce piersiowej była przesiąknięta krwią i w kilku miejscach rozdarta. Przez dziury w materiale widziała głębokie rany, choć rzeczna woda zapewne spłukała większość krwi. Kolejną głęboką, przechodzącą niemal na wylot ranę zauważyła na udzie denata. Niestety by wiedzieć więcej musieli czekać na patologa.
Ale w tym samym momencie usłyszała znajomy głos wypowiadający jej nazwisko i odwróciła się w tamtą stronę, zauważając charakterystyczną sylwetkę Gabriela Tonksa. Nie znali się długo, właściwie dopiero odkąd Tonks wrócił do kraju. Sophia kojarzyła jednak jego młodsze siostry, z Leanne była na tym samym roku w Hogwarcie, tylko w różnych domach, i wiedziała też, że cała trójka Tonksów jest w Zakonie Feniksa.
Skinęła mu głową, domyślając się, że to właśnie z nim miała dziś współpracować. Była z tego zadowolona, wiedząc, że stoją po tej samej stronie barykady, pamiętała go ze spotkania.
- Tonks – powiedziała, wstając. Mężczyzna szybko i sprawnie wydał dyspozycje Jenkinsowi. – Zacznijcie też sprawdzać okolice mostu i brzegu w poszukiwaniu śladów oraz przedmiotów, które mogły należeć do ofiary. Dobrze byłoby znaleźć jego różdżkę, jeśli, oczywiście, nie zabrał jej sprawca – uzupełniła jego słowa. Było wysoce prawdopodobne, że ktoś zrzucił ofiarę z mostu, być może pod osłoną nocy, lub zepchnął ciało z nadbrzeża. Jeszcze nie wiadomym było, czy zmarły żył w momencie znalezienia się w rzece, ale tego też wkrótce się dowiedzą. Gdzieś jednak mogły zachować się ślady, a po przesłuchaniu świadka, który znalazł ciało, mogli dołączyć do przeszukiwania okolicy i wymienić wysnute wnioski.
Podeszła do świadka, na początku przyglądając mu się uważnie. Był to starszy mężczyzna o posiwiałych włosach. Miał na sobie nieco wymięty strój mający zapewne udawać mugolski i wydawał się wyraźnie przejęty. Stojący obok magiczny policjant poinformował ich, że świadek nazywał się Thaddeus Waffling i wybrał się na poranny spacer.
- Jesteśmy z Biura Aurorów – zaczęła. – Proszę nam opowiedzieć, co pan zobaczył, panie Waffling. O której pan znalazł ciało i gdzie się wówczas znajdowało?
Pan Waffling zerknął nerwowo w stronę rzeki.
- Wyszedłem z domu wcześnie rano. Przed śniadaniem lubię spacerować wzdłuż brzegu, to pomaga mi się rozbudzić – zaczął starszy czarodziej. – W pewnym momencie spojrzałem na rzekę... I zobaczyłem ludzką rękę. Na początku myślałem że to tylko oszukuje mnie mój stary wzrok, ale potem zuważyłem resztę ciała ubranego w szatę. Od razu pobiegłem do domu i wysłałem moją biedną starą sowę z wiadomością. To było może... jakąś godzinę temu?
Sophia skinęła głową.
- Widział pan kogoś podejrzanego? I gdzie dokładnie płynęło ciało? – zapytała jeszcze, przesuwając się tak, by mężczyzna miał dobry widok na rzekę i mógł wskazać, gdzie dostrzegł ciało. – Znał pan ofiarę?
Świat czarodziejów nie był rozległy, więc nie było to nieprawdopodobne, choć denat wyglądał na młodszego. Na ile mogła to ocenić biorąc pod uwagę stan ciała, zmarły mógł mieć około czterdziestu pięciu lat.
Mężczyzna jednak pokręcił głową, drżącą dłonią wskazując tylko w stronę rzeki kawałek od mostu.
Never fear
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
Anomalie oraz pożar w Ministerstwie zdecydowanie utrudniły pracę aurorów. Na nowo trzeba było odtwarzać wszystkie możliwe powiązania między sprawami jedynie na postawę strzępków akt oraz pamięci aurorów. Niewątpliwie wielu kryminalistom uda się uciec od wymiaru sprawiedliwości, jednakże Gabriel był - a jakże - dobrej myśli. W końcu dobro zawsze zwycięża, prawda? Przynajmniej tak twierdziła każda historia, którą mama opowiadała mu do snu, gdy był jeszcze małym chłopcem. I chociaż teraz znacznie wyrósł to wartości i sposób myślenia, jaki ukształtowali w nim rodzice wcale się nie zmienił. Nawet w obliczu śmierci matki. Wiedział, że wierząc w przedstawiane przez nią wartości uczci jej pamięć.
Jednakże teraz musiał odsunąć od siebie wszelkie myśli, które mogłyby go rozproszyć i całkowicie skupić się na miejscu zbrodni. Nie chciał ryzykować rzucania zaklęć, kiedy w powietrzu magia wciąż była kapryśna i mogła narobić jeszcze większych szkód niżeli korzyści, a chciał, aby miejsce zbrodni było możliwie jak najmniej naruszone. Patolodzy odpowiednio zajmą się ciałem, gdy zbiorą wszystkie ślady z okolicy. W każdym razie, na pierwszy rzut oka było widać, że zmasakrowane ciało czarodzieja nie padło ofiarą anomalii, a było działaniem z premedytacją. - A Jenkins, jeszcze dzisiaj na biurku chcę listę ewentualnych osób, które zgłosiły policji zaginięcie czarodzieja, który może być naszym denatem - polecił. W końcu jeżeli nie było podejrzenia zabójstwa to sprawy zaginięć filtrowano przez policję, aby odróżnić zbuntowane nastolatki od faktycznych porwań czy też tajemniczych zniknięć. Fakt, musieli rozważyć wszystkie możliwości. Musieli także sprawdzić czy mugolska policja nie miała ostatnio dziwnych doniesień pasujących do przypadku, który właśnie mieli przed sobą. Trzeba jednak było zadać kilka podstawowych pytań świadkowi; na razie jedynie tych związanych z odnalezieniem ciała. Nie znali czasu zgonu, więc trudno było zadać pytania o ewentualne alibi. Chociaż, jak na jego oko to pan Waffling nie miał zbyt wiele wspólnego z brutalnymi klątwami czarnomagicznymi, a jego przejęcie i zdenerwowanie wydawało się być naprawdę autentyczne.
Skinął głową, uważnie słuchając słów świadka. - Dobrze, panie Waffling, a czy wcześniej podczas pańskich spacerów dostrzegł pan coś, co teraz wydaje się panu podejrzane? - spytał, może teraz przez pryzmat znaleziska przypomni sobie coś istotnego.
Jednakże teraz musiał odsunąć od siebie wszelkie myśli, które mogłyby go rozproszyć i całkowicie skupić się na miejscu zbrodni. Nie chciał ryzykować rzucania zaklęć, kiedy w powietrzu magia wciąż była kapryśna i mogła narobić jeszcze większych szkód niżeli korzyści, a chciał, aby miejsce zbrodni było możliwie jak najmniej naruszone. Patolodzy odpowiednio zajmą się ciałem, gdy zbiorą wszystkie ślady z okolicy. W każdym razie, na pierwszy rzut oka było widać, że zmasakrowane ciało czarodzieja nie padło ofiarą anomalii, a było działaniem z premedytacją. - A Jenkins, jeszcze dzisiaj na biurku chcę listę ewentualnych osób, które zgłosiły policji zaginięcie czarodzieja, który może być naszym denatem - polecił. W końcu jeżeli nie było podejrzenia zabójstwa to sprawy zaginięć filtrowano przez policję, aby odróżnić zbuntowane nastolatki od faktycznych porwań czy też tajemniczych zniknięć. Fakt, musieli rozważyć wszystkie możliwości. Musieli także sprawdzić czy mugolska policja nie miała ostatnio dziwnych doniesień pasujących do przypadku, który właśnie mieli przed sobą. Trzeba jednak było zadać kilka podstawowych pytań świadkowi; na razie jedynie tych związanych z odnalezieniem ciała. Nie znali czasu zgonu, więc trudno było zadać pytania o ewentualne alibi. Chociaż, jak na jego oko to pan Waffling nie miał zbyt wiele wspólnego z brutalnymi klątwami czarnomagicznymi, a jego przejęcie i zdenerwowanie wydawało się być naprawdę autentyczne.
Skinął głową, uważnie słuchając słów świadka. - Dobrze, panie Waffling, a czy wcześniej podczas pańskich spacerów dostrzegł pan coś, co teraz wydaje się panu podejrzane? - spytał, może teraz przez pryzmat znaleziska przypomni sobie coś istotnego.
Gabriel X. Tonks
Zawód : zagubiony w wojennej zawierusze
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I've got a message that you can't ignore
Maybe I'm just not the man I was before
Maybe I'm just not the man I was before
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Sophia mimo trudnych czasów też starała się być dobrej myśli. Była aurorem, była w Zakonie, starała się postępować słusznie i nieść przez życie słuszne wartości wpojone jej w rodzinnym domu. Chciała wierzyć, że działając razem ponad podziałami mieli szansę coś zdziałać i myśl o tym, że jest coś więcej, że nie musi polegać tylko na zdestabilizowanym i pogrążonym w chaosie ministerstwie podnosiła ją na duchu.
Teraz oboje musieli skupić się na bieżącej sprawie znalezionego w rzece ciała. Na tym etapie trudno było ustalić możliwe powiązania z innymi sprawami, póki co należało zebrać dowody – przesłuchać świadka, który znalazł ciało, dokonać oględzin okolic miejsca znalezienia ciała oraz poczekać na szczegółowy raport sekcji zwłok, która dokładnie ustali wszystkie obrażenia, także te niewidoczne na pierwszy rzut oka. Później należało przysiąść nad tym wszystkim i spróbować ustalić tożsamość ofiary i możliwe motywy sprawcy. Ich ofiara mogła zostać wybrana przypadkowo, a może ktoś chciał dorwać właśnie tego mężczyznę, którego ciało właśnie zabezpieczano. W ostatnich miesiącach nie brakowało rozmaitych niewyjaśnionych zbrodni, do których trudno było przypisać sprawcę i konkretny motyw. Nie zawsze w grę wchodziły pobudki osobiste, czasem niektóre ofiary miały pecha znaleźć się w złym miejscu i czasie.
Skupiła się póki co na świadku, licząc na to, że będzie miał do przekazania jakieś ważne informacje na temat tego, co widział. Ale niestety okazało się, że mężczyzna nie widział wiele. Tylko ciało, żadnej podejrzanej sylwetki kręcącej się w okolicy. Spacerując widział może jedynie kilku mugoli, tak twierdził, mówiąc też, że teraz ludzie są ostrożniejsi, jeśli chodzi o takie przechadzki. Sophia zadała mu jeszcze kilka pytań, ale wyglądało na to, że mężczyzna nie pamięta nic więcej poza tym, że dostrzegł ciało w wodzie podczas spaceru wzdłuż brzegu. Przynajmniej nie w tej chwili, ale czasem bywało i tak, że istotne szczegóły przypominały się po pewnym czasie.
- Gdyby jednak później przypomniał sobie pan coś więcej, proszę o kontakt – powiedziała, zanim odeszli od świadka.
Po oddaleniu się kawałek Sophia zwróciła się do Gabriela.
- Więc tak: mamy ciało ze śladami po czarnej magii. Po jakich zaklęciach dokładnie dowiemy się po sekcji. Skoro nasz świadek nie widział nikogo podejrzanego na moście ani nadbrzeżu, to znaczy, że ciało mogło zostać wrzucone do wody pod osłoną nocy, mogło też zostać zepchnięte zupełnie gdzieś indziej i rzeka przyniosła je tutaj. Nie mamy różdżki ani nie znamy tożsamości ofiary, ani motywów sprawcy. Nie wiemy jeszcze, gdzie nasz zmarły zginął i czy był już martwy w momencie wrzucenia do wody – usystematyzowała dotychczasowe wiadomości zdobyte w tym krótkim czasie od ich przybycia w tę okolicę. – A ty? Co o tym myślisz? – zapytała ciekawa jego przemyśleń po rozmowie ze świadkiem i pobieżnych oględzinach ciała. – Może przejdziemy się na most zobaczyć, czy nie ma tam jakichś śladów? Jeśli został zepchnięty górą, mogły zachować się tam ślady krwi, strzępki materiału lub jakieś przedmioty, choć z drugiej strony... nie wiem, czy nasz sprawca kłopotałby się aż tak, mogąc go zrzucić po prostu stąd, przez któryś z tych murków. – Wskazała w stronę murków okalających nadbrzeże, zapobiegających wpadnięciu do wody nieuważnych spacerowiczów. – Sprawdźmy je najpierw – rzuciła więc i zaczęła iść wzdłuż nadbrzeża, uważnie obserwując murki, podczas gdy inni pakowali ciało i sprawdzali teren przy moście.
Teraz oboje musieli skupić się na bieżącej sprawie znalezionego w rzece ciała. Na tym etapie trudno było ustalić możliwe powiązania z innymi sprawami, póki co należało zebrać dowody – przesłuchać świadka, który znalazł ciało, dokonać oględzin okolic miejsca znalezienia ciała oraz poczekać na szczegółowy raport sekcji zwłok, która dokładnie ustali wszystkie obrażenia, także te niewidoczne na pierwszy rzut oka. Później należało przysiąść nad tym wszystkim i spróbować ustalić tożsamość ofiary i możliwe motywy sprawcy. Ich ofiara mogła zostać wybrana przypadkowo, a może ktoś chciał dorwać właśnie tego mężczyznę, którego ciało właśnie zabezpieczano. W ostatnich miesiącach nie brakowało rozmaitych niewyjaśnionych zbrodni, do których trudno było przypisać sprawcę i konkretny motyw. Nie zawsze w grę wchodziły pobudki osobiste, czasem niektóre ofiary miały pecha znaleźć się w złym miejscu i czasie.
Skupiła się póki co na świadku, licząc na to, że będzie miał do przekazania jakieś ważne informacje na temat tego, co widział. Ale niestety okazało się, że mężczyzna nie widział wiele. Tylko ciało, żadnej podejrzanej sylwetki kręcącej się w okolicy. Spacerując widział może jedynie kilku mugoli, tak twierdził, mówiąc też, że teraz ludzie są ostrożniejsi, jeśli chodzi o takie przechadzki. Sophia zadała mu jeszcze kilka pytań, ale wyglądało na to, że mężczyzna nie pamięta nic więcej poza tym, że dostrzegł ciało w wodzie podczas spaceru wzdłuż brzegu. Przynajmniej nie w tej chwili, ale czasem bywało i tak, że istotne szczegóły przypominały się po pewnym czasie.
- Gdyby jednak później przypomniał sobie pan coś więcej, proszę o kontakt – powiedziała, zanim odeszli od świadka.
Po oddaleniu się kawałek Sophia zwróciła się do Gabriela.
- Więc tak: mamy ciało ze śladami po czarnej magii. Po jakich zaklęciach dokładnie dowiemy się po sekcji. Skoro nasz świadek nie widział nikogo podejrzanego na moście ani nadbrzeżu, to znaczy, że ciało mogło zostać wrzucone do wody pod osłoną nocy, mogło też zostać zepchnięte zupełnie gdzieś indziej i rzeka przyniosła je tutaj. Nie mamy różdżki ani nie znamy tożsamości ofiary, ani motywów sprawcy. Nie wiemy jeszcze, gdzie nasz zmarły zginął i czy był już martwy w momencie wrzucenia do wody – usystematyzowała dotychczasowe wiadomości zdobyte w tym krótkim czasie od ich przybycia w tę okolicę. – A ty? Co o tym myślisz? – zapytała ciekawa jego przemyśleń po rozmowie ze świadkiem i pobieżnych oględzinach ciała. – Może przejdziemy się na most zobaczyć, czy nie ma tam jakichś śladów? Jeśli został zepchnięty górą, mogły zachować się tam ślady krwi, strzępki materiału lub jakieś przedmioty, choć z drugiej strony... nie wiem, czy nasz sprawca kłopotałby się aż tak, mogąc go zrzucić po prostu stąd, przez któryś z tych murków. – Wskazała w stronę murków okalających nadbrzeże, zapobiegających wpadnięciu do wody nieuważnych spacerowiczów. – Sprawdźmy je najpierw – rzuciła więc i zaczęła iść wzdłuż nadbrzeża, uważnie obserwując murki, podczas gdy inni pakowali ciało i sprawdzali teren przy moście.
Never fear
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
Przed nimi najbardziej żmudna część każdej sprawy; zbieranie dowodów i zeznań świadków. Zaczynali praktycznie od zera i musieli cierpliwie czekać aż strzępki poszlak i dowodów złożą się w logiczną całość, która doprowadzi ich prosto do odpowiedzialnego za te zbrodnie czarnoksiężnika. Czekały ich wspólnie spędzone nad aktami godziny, łamigłówki i próba odnalezienia właściwego tropu, a potem już po sznurku do kłębka. Naprawdę łatwo było o tym powiedzieć, ale zdecydowanie trudniej zrobić. Tak naprawdę bez sekcji zwłok i kompletnego materiału dowodowego mogli jedyne gdybać nad prawdopodobnymi scenariuszami z nieboszczykiem w roli głównej. Przy sobie nie miał nic, co mogłoby naprowadzić na tożsamość zmarłego. Dlatego ważne było szczegółowe i skrupulatne przeszukanie miejsca zbrodni, które mogłoby dać im właśnie kluczowe poszlaki, naprowadzające na tożsamość ofiary, a może nawet i sprawcy? Tego nigdy nie mogli przewidzieć, Gabriel przekonał się, że w tej robocie nie ma rzeczy niemożliwych i na miejscu zbrodni można znaleźć dosłownie wszystko.
Naprawdę chciałby, aby świadek był zdecydowanie bardziej rozmowny, jednakże mężczyzna był przerażony i nie miał pojęcia o niczym - był jedynie czarodziejem, który trafił na ciało innego zamordowanego czarodzieja, przed mugolskimi funkcjonariuszami. Tonks zatem uśmiechnął się do mężczyzny - grunt to zostawić dobre pierwsze wrażenie - a następnie skupił się już na Carter, w głowie analizując garstkę informacji, jaką udało się im zebrać. Jeszcze raz zrobiła to Sophia, a Tonks zadumał się chwilę. - Przede wszystkim, nie wiemy czy został zabity nad rzeką i czy żył w trakcie wrzucania do Tamizy. Tego dowiemy się dopiero po sekcji, ale póki nie mamy pewności powinniśmy sprawdzić zarówno nabrzeże, jak i most. Pamiętaj, nie możesz uznać, że sprawcy się nie chciało. Owszem, mogło się chcieć, umysł człowieka w takich sytuacjach działa w dosyć nieracjonalny sposób. Nie możemy wiedzieć, jak zachowywał się nasz sprawca. Być może działał z zimną krwią, a może w pewnym momencie spanikował, popełniając takie błędy, jak zostawienie śladów na przykład na moście - była młodszym aurorem, dlatego Gabriel niejako czuł się w obowiązku w zwracaniu jej uwagi na takie szczegóły. Nie mogli zakładać niczego, dopóki nie było ku temu przesłanek - na przykład potwierdzających to obrażeń na ciele, czy też strzępków poszlak w konkretnym miejscu. Nie mniej jednak ruszył w ślad za nią, uważnie obserwując murki z drugiej strony. Szukał dosłownie wszystkiego.
Naprawdę chciałby, aby świadek był zdecydowanie bardziej rozmowny, jednakże mężczyzna był przerażony i nie miał pojęcia o niczym - był jedynie czarodziejem, który trafił na ciało innego zamordowanego czarodzieja, przed mugolskimi funkcjonariuszami. Tonks zatem uśmiechnął się do mężczyzny - grunt to zostawić dobre pierwsze wrażenie - a następnie skupił się już na Carter, w głowie analizując garstkę informacji, jaką udało się im zebrać. Jeszcze raz zrobiła to Sophia, a Tonks zadumał się chwilę. - Przede wszystkim, nie wiemy czy został zabity nad rzeką i czy żył w trakcie wrzucania do Tamizy. Tego dowiemy się dopiero po sekcji, ale póki nie mamy pewności powinniśmy sprawdzić zarówno nabrzeże, jak i most. Pamiętaj, nie możesz uznać, że sprawcy się nie chciało. Owszem, mogło się chcieć, umysł człowieka w takich sytuacjach działa w dosyć nieracjonalny sposób. Nie możemy wiedzieć, jak zachowywał się nasz sprawca. Być może działał z zimną krwią, a może w pewnym momencie spanikował, popełniając takie błędy, jak zostawienie śladów na przykład na moście - była młodszym aurorem, dlatego Gabriel niejako czuł się w obowiązku w zwracaniu jej uwagi na takie szczegóły. Nie mogli zakładać niczego, dopóki nie było ku temu przesłanek - na przykład potwierdzających to obrażeń na ciele, czy też strzępków poszlak w konkretnym miejscu. Nie mniej jednak ruszył w ślad za nią, uważnie obserwując murki z drugiej strony. Szukał dosłownie wszystkiego.
Gabriel X. Tonks
Zawód : zagubiony w wojennej zawierusze
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I've got a message that you can't ignore
Maybe I'm just not the man I was before
Maybe I'm just not the man I was before
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Niestety zawsze należało przebrnąć przez tę część, ilekroć znajdowali tylko ciało, a nie nakrywali sprawcy na gorącym uczynku. Póki nie zbadają poszlak nie było jeszcze mowy o ściganiu kogokolwiek, nie była nawet pewna, czy w ogóle uda się namierzyć konkretnego sprawcę. To wcale nie było łatwe, zwłaszcza teraz, kiedy przepadły dokumentacje, a anomalie często zakrzywiały obraz sytuacji. Będą mieć nad czym myśleć, kiedy już otrzymają raport z oględzin zwłok, choć bardzo pomocna byłaby też różdżka i każda inna poszlaka mogąca odkryć przed nimi tożsamość ofiary oraz sprawcy.
Świadek nie był zbyt rozmowny, ale jeśli wszystko rozegrało się nocą, mógł nie widzieć nic ponad to, co mówił – że zobaczył ciało już pływające w wodzie. To było prawdopodobne, więc Sophia nie doszukiwała się drugiego dna. Musieliby mieć niesamowite szczęście, by trafić na kogoś, kto widział akurat ten moment, kiedy sprawca wrzucał ciało do rzeki. Rzadko się tak zdarzało, zwykle ciała były znajdowane już po wszystkim, czasem nawet po upływie kilku dni lub niekiedy tygodni, jeśli porzucano je w okolicy, gdzie rzadko ktoś bywał. A czasem na zwłoki natrafiały służby mugolskie i dreptały w kółko, nie wiedząc, że te wszystkie obrażenia spowodowała magia. I tak pozostawało się cieszyć, że był tu jakiś czarodziej i powiadomił ich, przez co ciało nie trafiło w ręce służb mugolskich, a do nich.
To oczywiste, nie wiedzieli jeszcze, czy ofiara jeszcze żyła, czy już nie, i tego dowiedzą się po sekcji. Nie wiedzieli też, gdzie mężczyzna został ranny, bo niekoniecznie musiało dojść do tego w najbliższej okolicy, choć było to możliwe i musieli sprawdzić otoczenie rzeki i przyległe tereny, bo mogło się okazać, że mężczyzna został napadnięty pod osłoną nocy w którejś z niedalekich uliczek lub zaułków i później przeniesiony do rzeki.
- Niczego nie uznaję, nie musisz urządzać mi powtórki z kursu i mówić do mnie jak do kogoś, kto nie ma pojęcia o pracy w terenie. Próbuję jedynie zastanowić się, jak mógł postąpić i nie bagatelizuję żadnej możliwości, nawet takiej, która wydaje się zbyt oczywista – rzekła, nieco urażona jego protekcjonalnym, pouczającym tonem, który nie przypadł jej do gustu, bo nie lubiła być traktowana jak żółtodziób, który nie wie oczywistości, dlatego jasno powiedziała, co o tym myśli. Czy on w ogóle słuchał, co mówiła? Wcale nie mówiła, by nie sprawdzać mostu, nie mówiła też, że wie na pewno, co zrobiłby sprawca, a opierała się na przypuszczeniach i próbach racjonalizacji jego działania. Z całą pewnością musieli go obejrzeć, ale skoro teraz byli tutaj, warto było sprawdzać po kolei. Nie zakładała niczego z góry, bo nie wiedzieli o sprawcy i jego metodach postępowania zupełnie nic, próbowała po prostu postawić się w sytuacji kogoś, kto wlecze czyjeś martwe bądź dogorywające ciało i szuka sposobu, by jak najszybciej zrzucić je do rzeki bez robienia sobie pod górę i zwiększania szansy, że ktoś to zobaczy. Sporo zależało od tego, którędy sprawca tu dotarł: czy mostem, czy nadbrzeżem, czy może jedną z alejek prowadzących dalej, między zabudowania. Gdyby to Sophia była sprawcą, wybrałaby miejsce, do którego byłoby najbliżej i jednocześnie byłoby najmniejsze prawdopodobieństwo, że ktoś zauważy, jak gimnastykuje się próbując przerzucić do wody coś dużego, jak to ciało. Sprawca mógł działać racjonalnie bądź nie, tego jeszcze nie wiedzieli, dlatego musieli sprawdzać wszystko po kolei. Murki wcale nie wydawały się mniej prawdopodobne, nawet jeśli uwaga Gabriela koncentrowała się na moście. – Wiem jednak, że ludzie często wybierają prostszą i bezpieczniejszą dla nich drogę, gdy tylko mają taką możliwość i odrobinę trzeźwego pomyślunku, dlatego nie należy o niej zapominać. Dla mnie to, że ktoś wyrzucił ciało tutaj może, choć oczywiście nie musi świadczyć o lenistwie, desperacji lub nadmiernej pewności siebie, lub też o niemożności szybkiego i skutecznego przetransportowania go w inne miejsce. Nie dowiemy się, póki go nie złapiemy i nie zapytamy, dlaczego to zrobił – Przecenianie przeciwnika bywało równie wielkim błędem jak niedocenianie. Tak czy inaczej należało sprawdzić wszystko, i nadbrzeże i most, i Sophia doskonale o tym wiedziała nawet bez pouczeń. – Jeśli tylko nie przyleciał z ciałem na miotle i nie zrzucił go z góry, to gdzieś mogą istnieć ślady. – Ale Sophia na jego miejscu nie przylatywałaby z ciałem na miotle w takie miejsce. Mając miotłę i zwłoki do ukrycia poleciałaby z nimi gdzieś dalej od skupisk ludzkich, nie pozwoliłaby sobie na niedbalstwo i nieostrożność; chyba że byłby naprawdę nieracjonalny, albo nie dbał o to, czy ktoś może znaleźć ciało lub wręcz tego chciał. Większość przestępców próbowała jednak kryć owoce swej działalności by uchodzić bezkarnie. Ci bardziej inteligentni doskonale zacierali po sobie ślady, ale poza nimi była też cała masa opryszków nieudolnych, którzy nie przewidywali wszystkiego z wyprzedzeniem a po prostu działali. Podejrzewała też, że bardziej prawdopodobne jest, że do ataku doszło w najbliższej okolicy, bo znowu – po co ktoś będący poza Londynem miałby dostarczać ciało do miasta, mogąc pozbyć się go znacznie dyskretniej i szybciej, i mając do wyboru całe mnóstwo rozmaitych miejsc dużo lepszych od tego? Chyba że zależało mu na zwróceniu na siebie uwagi, ale nadal nie zakładała niczego na sto procent, jedynie rozważając różne drogi i próbując wypatrzeć tą najbardziej prawdopodobną.
Szła wzdłuż murka obserwując go, ale spoglądała także na budynki za sobą, próbując analizować obszary widziane z okien i szukając martwych punktów, miejsc, na które nie wychodziły okna zamieszkałych budynków i które znajdowały się poza zasięgiem światła latarni. I w końcu wypatrzyła takie; opuszczone domostwo z oknami pozabijanymi deskami.
A gdy znowu spojrzała w stronę murka, obok jego podstawy dostrzegła kilka rdzawych plamek. Pochyliła się nad nimi, dotykając ich palcem.
- Wygląda na krew – rzekła, pokazując je Gabrielowi. Obejrzała też górną część murka, dostrzegając nieco rozmazaną brązowawą smugę. Czyżby to było właśnie to miejsce? Najbliższa latarnia była stłuczona, z pewnością nie świeciła w nocy i to miejsce musiało pozostawać skąpane w ciemności. Idealny ciemny punkt.
- Ten dom za nami też uwzględniłabym na liście miejsc do sprawdzenia – dodała, wskazując na najwyraźniej opuszczony budynek. – I te alejki, które wchodzą między budynki.
Może znów próbowała myśleć w sposób prosty, ale najprostsze rozwiązania czasem okazywały się najlepsze.
Świadek nie był zbyt rozmowny, ale jeśli wszystko rozegrało się nocą, mógł nie widzieć nic ponad to, co mówił – że zobaczył ciało już pływające w wodzie. To było prawdopodobne, więc Sophia nie doszukiwała się drugiego dna. Musieliby mieć niesamowite szczęście, by trafić na kogoś, kto widział akurat ten moment, kiedy sprawca wrzucał ciało do rzeki. Rzadko się tak zdarzało, zwykle ciała były znajdowane już po wszystkim, czasem nawet po upływie kilku dni lub niekiedy tygodni, jeśli porzucano je w okolicy, gdzie rzadko ktoś bywał. A czasem na zwłoki natrafiały służby mugolskie i dreptały w kółko, nie wiedząc, że te wszystkie obrażenia spowodowała magia. I tak pozostawało się cieszyć, że był tu jakiś czarodziej i powiadomił ich, przez co ciało nie trafiło w ręce służb mugolskich, a do nich.
To oczywiste, nie wiedzieli jeszcze, czy ofiara jeszcze żyła, czy już nie, i tego dowiedzą się po sekcji. Nie wiedzieli też, gdzie mężczyzna został ranny, bo niekoniecznie musiało dojść do tego w najbliższej okolicy, choć było to możliwe i musieli sprawdzić otoczenie rzeki i przyległe tereny, bo mogło się okazać, że mężczyzna został napadnięty pod osłoną nocy w którejś z niedalekich uliczek lub zaułków i później przeniesiony do rzeki.
- Niczego nie uznaję, nie musisz urządzać mi powtórki z kursu i mówić do mnie jak do kogoś, kto nie ma pojęcia o pracy w terenie. Próbuję jedynie zastanowić się, jak mógł postąpić i nie bagatelizuję żadnej możliwości, nawet takiej, która wydaje się zbyt oczywista – rzekła, nieco urażona jego protekcjonalnym, pouczającym tonem, który nie przypadł jej do gustu, bo nie lubiła być traktowana jak żółtodziób, który nie wie oczywistości, dlatego jasno powiedziała, co o tym myśli. Czy on w ogóle słuchał, co mówiła? Wcale nie mówiła, by nie sprawdzać mostu, nie mówiła też, że wie na pewno, co zrobiłby sprawca, a opierała się na przypuszczeniach i próbach racjonalizacji jego działania. Z całą pewnością musieli go obejrzeć, ale skoro teraz byli tutaj, warto było sprawdzać po kolei. Nie zakładała niczego z góry, bo nie wiedzieli o sprawcy i jego metodach postępowania zupełnie nic, próbowała po prostu postawić się w sytuacji kogoś, kto wlecze czyjeś martwe bądź dogorywające ciało i szuka sposobu, by jak najszybciej zrzucić je do rzeki bez robienia sobie pod górę i zwiększania szansy, że ktoś to zobaczy. Sporo zależało od tego, którędy sprawca tu dotarł: czy mostem, czy nadbrzeżem, czy może jedną z alejek prowadzących dalej, między zabudowania. Gdyby to Sophia była sprawcą, wybrałaby miejsce, do którego byłoby najbliżej i jednocześnie byłoby najmniejsze prawdopodobieństwo, że ktoś zauważy, jak gimnastykuje się próbując przerzucić do wody coś dużego, jak to ciało. Sprawca mógł działać racjonalnie bądź nie, tego jeszcze nie wiedzieli, dlatego musieli sprawdzać wszystko po kolei. Murki wcale nie wydawały się mniej prawdopodobne, nawet jeśli uwaga Gabriela koncentrowała się na moście. – Wiem jednak, że ludzie często wybierają prostszą i bezpieczniejszą dla nich drogę, gdy tylko mają taką możliwość i odrobinę trzeźwego pomyślunku, dlatego nie należy o niej zapominać. Dla mnie to, że ktoś wyrzucił ciało tutaj może, choć oczywiście nie musi świadczyć o lenistwie, desperacji lub nadmiernej pewności siebie, lub też o niemożności szybkiego i skutecznego przetransportowania go w inne miejsce. Nie dowiemy się, póki go nie złapiemy i nie zapytamy, dlaczego to zrobił – Przecenianie przeciwnika bywało równie wielkim błędem jak niedocenianie. Tak czy inaczej należało sprawdzić wszystko, i nadbrzeże i most, i Sophia doskonale o tym wiedziała nawet bez pouczeń. – Jeśli tylko nie przyleciał z ciałem na miotle i nie zrzucił go z góry, to gdzieś mogą istnieć ślady. – Ale Sophia na jego miejscu nie przylatywałaby z ciałem na miotle w takie miejsce. Mając miotłę i zwłoki do ukrycia poleciałaby z nimi gdzieś dalej od skupisk ludzkich, nie pozwoliłaby sobie na niedbalstwo i nieostrożność; chyba że byłby naprawdę nieracjonalny, albo nie dbał o to, czy ktoś może znaleźć ciało lub wręcz tego chciał. Większość przestępców próbowała jednak kryć owoce swej działalności by uchodzić bezkarnie. Ci bardziej inteligentni doskonale zacierali po sobie ślady, ale poza nimi była też cała masa opryszków nieudolnych, którzy nie przewidywali wszystkiego z wyprzedzeniem a po prostu działali. Podejrzewała też, że bardziej prawdopodobne jest, że do ataku doszło w najbliższej okolicy, bo znowu – po co ktoś będący poza Londynem miałby dostarczać ciało do miasta, mogąc pozbyć się go znacznie dyskretniej i szybciej, i mając do wyboru całe mnóstwo rozmaitych miejsc dużo lepszych od tego? Chyba że zależało mu na zwróceniu na siebie uwagi, ale nadal nie zakładała niczego na sto procent, jedynie rozważając różne drogi i próbując wypatrzeć tą najbardziej prawdopodobną.
Szła wzdłuż murka obserwując go, ale spoglądała także na budynki za sobą, próbując analizować obszary widziane z okien i szukając martwych punktów, miejsc, na które nie wychodziły okna zamieszkałych budynków i które znajdowały się poza zasięgiem światła latarni. I w końcu wypatrzyła takie; opuszczone domostwo z oknami pozabijanymi deskami.
A gdy znowu spojrzała w stronę murka, obok jego podstawy dostrzegła kilka rdzawych plamek. Pochyliła się nad nimi, dotykając ich palcem.
- Wygląda na krew – rzekła, pokazując je Gabrielowi. Obejrzała też górną część murka, dostrzegając nieco rozmazaną brązowawą smugę. Czyżby to było właśnie to miejsce? Najbliższa latarnia była stłuczona, z pewnością nie świeciła w nocy i to miejsce musiało pozostawać skąpane w ciemności. Idealny ciemny punkt.
- Ten dom za nami też uwzględniłabym na liście miejsc do sprawdzenia – dodała, wskazując na najwyraźniej opuszczony budynek. – I te alejki, które wchodzą między budynki.
Może znów próbowała myśleć w sposób prosty, ale najprostsze rozwiązania czasem okazywały się najlepsze.
Never fear
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
Spokojnym krokiem szedł wzdłuż Tamizy, starając się wypatrzeć jak najwięcej szczegółów, jednak nie dostrzegł nic specyficznego. Przy brzegu kręcili się również inni funkcjonariusze, reprezentanci Czarodziejskiej Policji, najwidoczniej pogonieni do roboty przez aurorów. Mogli sobie myśleć, co tylko chcieli, jednak w hierarchii wciąż stali niżej niż przedstawiciele Kwatery Głównej Aurorów. Widział w ich oczach cień niechęci, u niektórych rozczarowania. Sprawa z automatu przeszła pod jurysdykcję aurorów, gdy wystąpiło prawdopodobieństwo użycia czarnej magii na ofierze. To właśnie do ofiary w końcu przeszedł powoli.
Koroner już sporządzał protokół z oględzin zwłok na miejscu ich znalezienia, choć więcej będzie mógł powiedzieć, jak zawsze zresztą, dopiero po dokładnej sekcji przeprowadzonej w sterylnych warunkach prosektorium znajdującego się w podziemiach Munga. Rineheart nauczył się nie zadawać pytań przedwcześnie, spoglądał jedynie na ciało, chcąc wyrobić sobie własną opinię. Wiedział, że trupa wyłowiono z wody po przybyciu służb, więc uważano na to, aby nie zatrzeć żadnych śladów, o ile jakieś się zachowały. Denat miał na sobie prostą szatę, która nawet na wykończeniach nie miała bardziej zdobnych nici. I rzecz jasna nie znaleziono przy nim nic. Jeśli chce się zatrzeć trop, to oczywistym jest, że nie pozbywasz się ciała w rzece, a przynajmniej nie bez odpowiedniego obciążenia, które zapewni pozostanie kłopotliwego dowodu zbrodni na samym dnie na długie lata. Wolał jednak nie wychodzić zbyt daleko z domysłami.
Postanowił dołączyć do oględzin miejsca, gdy dostrzegł wreszcie Carter i Tonksa. Sami swoi – pomyślał niezbyt wesoło. Gdyby mógł, uniknąłby wchodzenia im w paradę. Nie wypowiedział nazwisk w ramach powitania, nie skinął głową, jedynie spojrzał na nich z powagą, jakby mając nadzieję, że ugną się pod mocą spojrzenia i skapitulują natychmiast, darując sobie wrogą postawę. Kręcący się tuż obok bardziej doświadczony auror nigdy nie był dobrym znakiem, raczej odbierano to jako sugestię, że ktoś patrzy uważnie wszystkim na ręce i szuka dziury w całym.
– Przysłał mnie Hopkirk – wyrzucił z siebie szybko i stanowczo, bez owijania w bawełnę, powołując się na autorytet starszego aurora, tym samym ucinając też wszelkie ewentualne dyskusje na temat zasadności jego obecności na miejscu znalezienia zwłok. Sam przecież nie znosił, kiedy ktoś wtrącał się do prowadzonych przez niego spraw, a najbardziej nienawidził sytuacji, w których sprawę mu znienacka odbierano. Jednak w tym przypadku musiał się zaangażować, nie tylko dlatego, że takie polecenie dostał z góry, po prostu oba przypadki były podobne i nie należało tego ignorować. – Dwa tygodnie temu w okolicach Southwark Bridge wyłowiono ciało noszące ślady czarnej magii – wyjaśnił im łaskawie. Inna część miasta, ale profil ofiary całkiem podobny. Mężczyzna w średnim wieku, niepozbawiony po śmierci odzienia, choć tamto było mniej zadbane niż te należące do dzisiejszej ofiary. – Istnieje podejrzenie, że te sprawy mogą być powiązane, więc mam się razem z wami rozejrzeć, a potem, w miarę możliwości, przeanalizować już wspólnie materiał dowodowy.
Zerknął na murek, w który wcześniej tak uparcie wpatrywała się Sophia. Szybko dostrzegł co też przyciągnęło jej uwagę – ślady krwi. Mimowolnie skinął jej głową z uznaniem. Wreszcie jakieś konkrety. Ale trop prowadził ich między budynki, gdzie nie wychodziły żadne okna. I na pewno nikt nic nie widział i nie słyszał.
Koroner już sporządzał protokół z oględzin zwłok na miejscu ich znalezienia, choć więcej będzie mógł powiedzieć, jak zawsze zresztą, dopiero po dokładnej sekcji przeprowadzonej w sterylnych warunkach prosektorium znajdującego się w podziemiach Munga. Rineheart nauczył się nie zadawać pytań przedwcześnie, spoglądał jedynie na ciało, chcąc wyrobić sobie własną opinię. Wiedział, że trupa wyłowiono z wody po przybyciu służb, więc uważano na to, aby nie zatrzeć żadnych śladów, o ile jakieś się zachowały. Denat miał na sobie prostą szatę, która nawet na wykończeniach nie miała bardziej zdobnych nici. I rzecz jasna nie znaleziono przy nim nic. Jeśli chce się zatrzeć trop, to oczywistym jest, że nie pozbywasz się ciała w rzece, a przynajmniej nie bez odpowiedniego obciążenia, które zapewni pozostanie kłopotliwego dowodu zbrodni na samym dnie na długie lata. Wolał jednak nie wychodzić zbyt daleko z domysłami.
Postanowił dołączyć do oględzin miejsca, gdy dostrzegł wreszcie Carter i Tonksa. Sami swoi – pomyślał niezbyt wesoło. Gdyby mógł, uniknąłby wchodzenia im w paradę. Nie wypowiedział nazwisk w ramach powitania, nie skinął głową, jedynie spojrzał na nich z powagą, jakby mając nadzieję, że ugną się pod mocą spojrzenia i skapitulują natychmiast, darując sobie wrogą postawę. Kręcący się tuż obok bardziej doświadczony auror nigdy nie był dobrym znakiem, raczej odbierano to jako sugestię, że ktoś patrzy uważnie wszystkim na ręce i szuka dziury w całym.
– Przysłał mnie Hopkirk – wyrzucił z siebie szybko i stanowczo, bez owijania w bawełnę, powołując się na autorytet starszego aurora, tym samym ucinając też wszelkie ewentualne dyskusje na temat zasadności jego obecności na miejscu znalezienia zwłok. Sam przecież nie znosił, kiedy ktoś wtrącał się do prowadzonych przez niego spraw, a najbardziej nienawidził sytuacji, w których sprawę mu znienacka odbierano. Jednak w tym przypadku musiał się zaangażować, nie tylko dlatego, że takie polecenie dostał z góry, po prostu oba przypadki były podobne i nie należało tego ignorować. – Dwa tygodnie temu w okolicach Southwark Bridge wyłowiono ciało noszące ślady czarnej magii – wyjaśnił im łaskawie. Inna część miasta, ale profil ofiary całkiem podobny. Mężczyzna w średnim wieku, niepozbawiony po śmierci odzienia, choć tamto było mniej zadbane niż te należące do dzisiejszej ofiary. – Istnieje podejrzenie, że te sprawy mogą być powiązane, więc mam się razem z wami rozejrzeć, a potem, w miarę możliwości, przeanalizować już wspólnie materiał dowodowy.
Zerknął na murek, w który wcześniej tak uparcie wpatrywała się Sophia. Szybko dostrzegł co też przyciągnęło jej uwagę – ślady krwi. Mimowolnie skinął jej głową z uznaniem. Wreszcie jakieś konkrety. Ale trop prowadził ich między budynki, gdzie nie wychodziły żadne okna. I na pewno nikt nic nie widział i nie słyszał.
We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Wyglądało na to, że to ona miała rację. Tak jak przypuszczała, sprawca mógł przerzucić ciało przez murek, nie kłopocząc się niesieniem go aż na most. Sama przynajmniej by tak zrobiła, gdyby była przestępcą niosącym zwłoki – zrzuciłaby je w możliwie najdogodniejszym miejscu, nie ryzykując tego, że ktoś to zobaczy, a na moście zawsze panował większy ruch, jeździły mugolskie samochody i był oświetlony latarniami. Duża część sprawców w gruncie rzeczy szła po linii najmniejszego oporu i przez to przeoczała ważne ślady, które potem znajdowali aurorzy, ale najbardziej należało się obawiać tych kreatywnych, którzy byli zdolni do naprawdę popapranych czynów i potrafili się lepiej maskować. Miała też wrażenie, że do zabójstwa z dużym prawdopodobieństwem doszło w okolicy – bo poza miastem istniało znacznie więcej dogodnych miejsc ukrycia zwłok, i kto normalny spoza miasta dostarczałby ciało właśnie tutaj, zwłaszcza w czasie, kiedy nie można było tak po prostu się teleportować, co znacząco utrudniało takie kwestie, jak na przykład dyskretne przenoszenie zwłok dalej od miejsca zbrodni. Łatwiej byłoby za pomocą magii zmusić jeszcze żywą ofiarę do podążenia za sprawcą na wybrane przez niego miejsce. Próbowała myśleć logicznie i przewidzieć możliwe sposoby postępowania sprawcy niezależnie od jego jeszcze nieznanych motywów. Po nitce do kłębka musieli do nich dotrzeć, a na końcu i do samego sprawcy.
To miejsce wydawało się idealne – nieoświetlone, ciemne, za nim znajdował się pusty dom z zabitymi oknami. I okazało się, że przeczucie jej nie pomyliło, znalazła ślady krwi na murku i u jego podnóża. Obejrzała je uważnie, analizując ich rozmieszczenie. Nie ulegało wątpliwości, że to tutaj mogło zostać przerzucone zakrwawione ciało.
Spojrzała znowu na aurora; jak dotąd pierwsze wrażenie, które na niej wywarł, nie było najlepsze, bo nie lubiła, gdy ktoś wkładał jej w usta słowa, których nie powiedziała, i traktował ją protekcjonalnie, jakby była uczniakiem, któremu należy tłumaczyć fundamentalne zasady. Zupełnie jakby ich nie znała, jakby to było pierwsze miejsce zbrodni, które widziała.
Ale chwilę później, zanim między nimi zdążyło dojść do dalszej sprzeczki, nagle zauważyła zmierzającą w jej stronę znajomą sylwetkę należącą do starszego Rinehearta. Darzyła go szacunkiem za jego doświadczenie, wiedziała też, że należał do Zakonu, a więc był kimś godnym zaufania. Nie była jednak pewna, co tu robił; miał przejąć sprawę? Czy może ktoś uznał, że dwójka młodzików potrzebowała bardziej doświadczonego przewodnictwa?
Wyprostowała się i skinęła mu głową, respektując jego autorytet na pewno bardziej niż Tonksa i nie kwestionując jego obecności w tym miejscu, zwłaszcza kiedy powiedział o podobnej sprawie, również mężczyzny wyłowionego z rzeki. Nie wiadomo, czy sprawy miały związek, ale musieli to sprawdzić.
- Dobrze, wobec tego chętnie zapoznamy się też z aktami tamtej sprawy. Być może istnieją w nich punkty wspólne, i może coś, co odnajdziemy tutaj lub co zostanie odkryte podczas sekcji zwłok, pozwoli stwierdzić, czy oba zabójstwa są ze sobą powiązane – powiedziała. Tak, zdecydowanie musieli obejrzeć akta tamtej sprawy i porównać materiał dowodowy i poszlaki. – Chwilę temu znalazłam tutaj ślady krwi, proszę spojrzeć – rzekła, wskazując aurorowi krople zaschniętej krwi u stóp murka, i smugę na jego górnej części. – Bardzo możliwe, że to właśnie tutaj ciało zostało wrzucone do wody, może niedługo przed jego znalezieniem, skoro nie zdążyło odpłynąć daleko, a znajdowało się stosunkowo blisko nadbrzeża, gdzie zauważył je świadek.
Tonks tymczasem został zawołany przez kogoś z zespołu zabezpieczającego właśnie ciało, które miało trafić do prosektorium w Mungu. Sophia została sama z Rineheartem.
- Przed pańskim przyjściem zdążyłam wysnuć teorię, że do zabójstwa mogło, choć oczywiście nie musiało dojść stosunkowo blisko, może w którymś z okolicznych budynków lub zaułków mogą znajdować się cenne poszlaki – dodała po chwili. – Sprawca wrzucił ciało do rzeki kiedy nasza ofiara była już martwa lub umierająca, tego jeszcze nie wiemy, ale to prawdopodobnie zahaczyło o coś i nie odpłynęło z prądem. Z Tonksem mieliśmy właśnie sprawdzać najbliższe zaułki i ten dom – wskazała na budynek za ich plecami, który wyglądał na opuszczony. Być może denat spacerował w tej okolicy lub wracał nocą z pracy i został przypadkiem wciągnięty w zaułek lub do budynku? Może ktoś porwał go z innego miejsca? A może był ofiarą jakichś porachunków, może sam nie miał czystego sumienia i padł ofiarą zemsty? Niestety nie poznali jeszcze jego tożsamości, a więc nie mogli zorientować się w jego życiorysie i sieci powiązań. Zawsze jednak należało sprawdzać okolice miejsca znalezienia zwłok, bo czasem najciemniej było pod latarnią i nie zawsze trzeba było szukać bardzo daleko.
To miejsce wydawało się idealne – nieoświetlone, ciemne, za nim znajdował się pusty dom z zabitymi oknami. I okazało się, że przeczucie jej nie pomyliło, znalazła ślady krwi na murku i u jego podnóża. Obejrzała je uważnie, analizując ich rozmieszczenie. Nie ulegało wątpliwości, że to tutaj mogło zostać przerzucone zakrwawione ciało.
Spojrzała znowu na aurora; jak dotąd pierwsze wrażenie, które na niej wywarł, nie było najlepsze, bo nie lubiła, gdy ktoś wkładał jej w usta słowa, których nie powiedziała, i traktował ją protekcjonalnie, jakby była uczniakiem, któremu należy tłumaczyć fundamentalne zasady. Zupełnie jakby ich nie znała, jakby to było pierwsze miejsce zbrodni, które widziała.
Ale chwilę później, zanim między nimi zdążyło dojść do dalszej sprzeczki, nagle zauważyła zmierzającą w jej stronę znajomą sylwetkę należącą do starszego Rinehearta. Darzyła go szacunkiem za jego doświadczenie, wiedziała też, że należał do Zakonu, a więc był kimś godnym zaufania. Nie była jednak pewna, co tu robił; miał przejąć sprawę? Czy może ktoś uznał, że dwójka młodzików potrzebowała bardziej doświadczonego przewodnictwa?
Wyprostowała się i skinęła mu głową, respektując jego autorytet na pewno bardziej niż Tonksa i nie kwestionując jego obecności w tym miejscu, zwłaszcza kiedy powiedział o podobnej sprawie, również mężczyzny wyłowionego z rzeki. Nie wiadomo, czy sprawy miały związek, ale musieli to sprawdzić.
- Dobrze, wobec tego chętnie zapoznamy się też z aktami tamtej sprawy. Być może istnieją w nich punkty wspólne, i może coś, co odnajdziemy tutaj lub co zostanie odkryte podczas sekcji zwłok, pozwoli stwierdzić, czy oba zabójstwa są ze sobą powiązane – powiedziała. Tak, zdecydowanie musieli obejrzeć akta tamtej sprawy i porównać materiał dowodowy i poszlaki. – Chwilę temu znalazłam tutaj ślady krwi, proszę spojrzeć – rzekła, wskazując aurorowi krople zaschniętej krwi u stóp murka, i smugę na jego górnej części. – Bardzo możliwe, że to właśnie tutaj ciało zostało wrzucone do wody, może niedługo przed jego znalezieniem, skoro nie zdążyło odpłynąć daleko, a znajdowało się stosunkowo blisko nadbrzeża, gdzie zauważył je świadek.
Tonks tymczasem został zawołany przez kogoś z zespołu zabezpieczającego właśnie ciało, które miało trafić do prosektorium w Mungu. Sophia została sama z Rineheartem.
- Przed pańskim przyjściem zdążyłam wysnuć teorię, że do zabójstwa mogło, choć oczywiście nie musiało dojść stosunkowo blisko, może w którymś z okolicznych budynków lub zaułków mogą znajdować się cenne poszlaki – dodała po chwili. – Sprawca wrzucił ciało do rzeki kiedy nasza ofiara była już martwa lub umierająca, tego jeszcze nie wiemy, ale to prawdopodobnie zahaczyło o coś i nie odpłynęło z prądem. Z Tonksem mieliśmy właśnie sprawdzać najbliższe zaułki i ten dom – wskazała na budynek za ich plecami, który wyglądał na opuszczony. Być może denat spacerował w tej okolicy lub wracał nocą z pracy i został przypadkiem wciągnięty w zaułek lub do budynku? Może ktoś porwał go z innego miejsca? A może był ofiarą jakichś porachunków, może sam nie miał czystego sumienia i padł ofiarą zemsty? Niestety nie poznali jeszcze jego tożsamości, a więc nie mogli zorientować się w jego życiorysie i sieci powiązań. Zawsze jednak należało sprawdzać okolice miejsca znalezienia zwłok, bo czasem najciemniej było pod latarnią i nie zawsze trzeba było szukać bardzo daleko.
Never fear
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
– Dobrze – odrzekł krótko, jedynie podsumowując pomysł przeszukania najbliższej okolicy, samemu uważnie przyglądając się wąskiej uliczce pomiędzy najbliższymi dwoma budynkami. Nie chciał swoją osobą ingerować w działania dwójki aurorów, którym przydzielono tę sprawę. Znał już Carter na tyle, aby wiedzieć, że jest rozumną osobą i spokojnie sobie poradzi. Działała zgodnie ze schematem: zebranie materiału dowodowego, analiza dowodów, wyciąganie wniosków. Wysnuwanie hipotez roboczych po drodze też nie było niczym złym, na oficjalne wnioski zawsze przychodził czas dopiero przy składaniu oficjalnych raportów. Tok rozumowania Sophii wydawał się całkiem słuszny, po prostu logiczny, jednak Kieran uparcie nie przyjmował go za swój, nawet jeśli jego rozważania szły w podobnym kierunku. Sugerowanie się jednym scenariuszem może doprowadzić do serii błędów.
– Za kilka godzin powinny już być gotowe wstępne wyniki sekcji – stwierdził beznamiętnie, zbyt mocno obeznany ze wszelkimi procedurami, aby czuć więcej niż poczucie obowiązku podczas wypowiadania tych słów. Wciąż było w nim wiele zapału, jednak z upływem czasu był on coraz mniej widoczny gołym okiem, ot, silna wewnętrzna motywacja nie wypływała na zewnątrz. Zbyt wiele lat minęło, aby czuł jeszcze podekscytowanie perspektywą prowadzenia takiej sprawy. Chęć złapania zbrodniarza nieustannie pozostawała taka sama, lecz czyhające z tego powodu procedury, powtarzane obowiązkowo raz za razem, stały się nużące. Nigdy nie sądził, że po blisko trzydziestoletniej karierze aurora kiedykolwiek będzie mógł narzekać na powtarzalność pewnych aspektów swej pracy. Wiele trupów wyłowiono na jego oczach z Tamizy, wiele nosiło ślady po czarno magicznych zaklęciach i niejednokrotnie sporządzał lub sporządzano przy nim protokół z oględzin miejsca znalezienia zwłok. – Zgarnijcie protokół sekcji z Tonksem, to potem pochylimy się nad porównaniem obu spraw.
Było zbyt wcześnie, aby mógł wysnuwać już pewne wnioski, jednak ślady krwi na murze i niezbyt umiejętne zepchnięcie ciała do rzeki, którego nie porwał nurt, nijak nie pasowało do prowadzonej przez niego sprawy. Ten przypadek wydawał mu się bardziej niechlujny, jakby rozgorączkowany sprawca chciał pozbyć się ciała i o rzece pomyślał tylko dlatego, bo zwyczajnie była w pobliżu. Ale tak właściwie nie miał zbyt wielkiego materiału dowodowego w prowadzonej przez siebie sprawie, ponieważ ciało wyłowione z rzeki dwa tygodnie temu nie miało na sobie zbyt wiele śladów, które mogłyby powiedzieć cokolwiek o sprawcy. Uważne prześledzenie obu brzegów Tamizy w poszukiwaniu jakichkolwiek dowodów nie miało racji bytu. Przyzwyczajony już był do wielkiej ilości spraw nierozwiązanych i na początku kariery naprawdę ciężko było mu odpuszczać podobne śledztwa, uznawać je wręcz za niebyłe. Myśl, że po świecie chodzą mordercy, którzy nie odpowiedzieli za swoje zbrodnie, była trudna, niewygodna i boleśnie naruszała poczucie sprawiedliwości Rinehearta.
– Spotkamy się potem w naszych lochach – dodał na odchodne, jawnie kpiąc sobie z warunków, w jakich obecnie przyszło pracować całemu Departamentowi Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Rozejrzał się jeszcze po okolicy, kierując się w stronę mostu, jednak w pewnym momencie oddalił się od Tamizy i ruszył dalej, z dala od tej sprawy, pozwalając sobie zapoznać się z nią pobieżnie.
| z tematu x 2
– Za kilka godzin powinny już być gotowe wstępne wyniki sekcji – stwierdził beznamiętnie, zbyt mocno obeznany ze wszelkimi procedurami, aby czuć więcej niż poczucie obowiązku podczas wypowiadania tych słów. Wciąż było w nim wiele zapału, jednak z upływem czasu był on coraz mniej widoczny gołym okiem, ot, silna wewnętrzna motywacja nie wypływała na zewnątrz. Zbyt wiele lat minęło, aby czuł jeszcze podekscytowanie perspektywą prowadzenia takiej sprawy. Chęć złapania zbrodniarza nieustannie pozostawała taka sama, lecz czyhające z tego powodu procedury, powtarzane obowiązkowo raz za razem, stały się nużące. Nigdy nie sądził, że po blisko trzydziestoletniej karierze aurora kiedykolwiek będzie mógł narzekać na powtarzalność pewnych aspektów swej pracy. Wiele trupów wyłowiono na jego oczach z Tamizy, wiele nosiło ślady po czarno magicznych zaklęciach i niejednokrotnie sporządzał lub sporządzano przy nim protokół z oględzin miejsca znalezienia zwłok. – Zgarnijcie protokół sekcji z Tonksem, to potem pochylimy się nad porównaniem obu spraw.
Było zbyt wcześnie, aby mógł wysnuwać już pewne wnioski, jednak ślady krwi na murze i niezbyt umiejętne zepchnięcie ciała do rzeki, którego nie porwał nurt, nijak nie pasowało do prowadzonej przez niego sprawy. Ten przypadek wydawał mu się bardziej niechlujny, jakby rozgorączkowany sprawca chciał pozbyć się ciała i o rzece pomyślał tylko dlatego, bo zwyczajnie była w pobliżu. Ale tak właściwie nie miał zbyt wielkiego materiału dowodowego w prowadzonej przez siebie sprawie, ponieważ ciało wyłowione z rzeki dwa tygodnie temu nie miało na sobie zbyt wiele śladów, które mogłyby powiedzieć cokolwiek o sprawcy. Uważne prześledzenie obu brzegów Tamizy w poszukiwaniu jakichkolwiek dowodów nie miało racji bytu. Przyzwyczajony już był do wielkiej ilości spraw nierozwiązanych i na początku kariery naprawdę ciężko było mu odpuszczać podobne śledztwa, uznawać je wręcz za niebyłe. Myśl, że po świecie chodzą mordercy, którzy nie odpowiedzieli za swoje zbrodnie, była trudna, niewygodna i boleśnie naruszała poczucie sprawiedliwości Rinehearta.
– Spotkamy się potem w naszych lochach – dodał na odchodne, jawnie kpiąc sobie z warunków, w jakich obecnie przyszło pracować całemu Departamentowi Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Rozejrzał się jeszcze po okolicy, kierując się w stronę mostu, jednak w pewnym momencie oddalił się od Tamizy i ruszył dalej, z dala od tej sprawy, pozwalając sobie zapoznać się z nią pobieżnie.
| z tematu x 2
We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
5 listopada
Huxley nie codziennie sięgała po gazety. Musiała mieć jakiś konkretny powód, szukać czegoś szczególnego i wiedzieć, że w danym wydaniu znajdzie pożądaną informację. Jednak obok numeru z trzeciego listopada przejść obojętnie nie mogła. Tym bardziej, że przez ostatnie dni rozmowy w Parszywym Pasażerze toczyły się tylko i wyłącznie na ten temat. Rain miała wrażenie, że cały świat czarodziei żyje tymi wydarzeniami ze Stonehenge, szczytem politycznym, który zamienił się w totalne zniszczenie. Żałowała. Lubiła to miejsce. Chociaż może niektórym trudno było w to uwierzyć, to jednak czasami opuszczała dzielnicę portową, aby połazić jak kot swoimi ścieżkami tam, gdzie nie specjalnie ktokolwiek będzie wiedział, że można ją znaleźć. Teraz w jednym z takich miejsc były ruiny, które niespecjalnie miała ochotę oglądać. Szkoda.
Huxley z początku niespecjalnie przejęła się tym co tam się wydarzyło. I już po kilku godzinach była pewna swojego wrażenia, jakby ona jedyna w całym tym pieprzonym Pasażerze miała w dupie polityczne sprawy i krew ją zalewała gdy nawet zwykli marynarze, którzy wrócili po rocznej nieobecności i zaraz znowu mieli wypłynąć w świat, ekscytowali się szczytem i udawali wielkich ekspertów.
Przerzuciła stronę. Trzymała kartki mocno zaciskając je w dłoniach, ponieważ chłodny wiatr wiał z taką siłą, jakby specjalnie chciał wyrwać jej gazetę z ręki. Latarnia słabo oświetlała napisy na pożółkłym papierze, ale na tyle, że mimo ciemności była w stanie odczytać litery. Obok niej nie było żywej duszy, jedynie raz po raz przejeżdżały samochody te mniej i bardziej magiczne. Dlatego ze spokojem wczytywała się w kolejne akapity Walczącego Maga. Same szanowane rody, bogacze, którzy jak myślała, spali w złotych łożach i kąpali się w galeonach. Już dawno przestała im zazdrościć, bardziej narzekała na niesprawiedliwość tego świata. Niektórzy na każdego sykla musieli sobie sami zapracować. Tylko czasami ją to denerwowało, najczęściej gdy dochodziło właśnie do takich wydarzeń podczas których wszyscy dookoła ekscytowali się tym, jakby to było ich własne życie. Czy naprawdę nie mieli nic ciekawszego do roboty? Co ten szczyt znaczy dla normalnego czarodzieja? Złodzieja? Dziwki? Nic.
- Obrady w Stonehenge dostarczyły całemu magicznemu światu wielu przeżyć - prychnęła pod nosem. - Szczury w ściekach już się tym ekscytują...
Czytała dalej. Mało była zainteresowana tym kto kogo chciał wydać za żonę i jakiemu lordowi z jakiego rodu, w momencie jednak gdy doszła do wzmianki o nijakim Lordzie Voldemorcie - wtedy dopiero się zaciekawiła. Uniosła wyżej brwi pochłaniając kolejne słowa i próbując sobie jakoś w głowie ułożyć to co się teraz działo w magicznym świecie.
- Nowy minister, Lord Voldemort, jakiś dzieciak zostaje nestorem… Na Merlina. Widzisz i nie grzmisz? - pokręciła głową z dezaprobatą.
Jej światem był port. Była królową ulicy. Czy nowy minister wpłynie jakoś na to miejsce i jej życie? Wątpiła. Czy jakiś Lord Voldemort był osobą, którą powinna się zainteresować? Wątpiła jeszcze bardziej. Kolejny, który połasił się na korzyści, które może posiąść dzięki kontaktom z wielkimi szlachcicami. W kompetencję nowych nestorów nawet nie wierzyła.
Huxley zaczęła głęboko zastanawiać się po co zmarnowała swój cenny czas na czytanie tych bzdur. To znaczy, wiedziała, żeby w końcu móc wtrącić się w rozmowy w Parszywym Pasażerze i spróbować je zgrabnie przenieść na inne tory, bo tego się już słychać nie dawało. Ale po co się tym tak ekscytować, to nie rozumiała zupełnie.
Oparła się o balustradę i trzymając nadal rozłożoną gazetę wpatrywała się przed siebie. Tamiza także nocą wyglądała czarująco. Specyficzny zapach dotarł do jej nozdrzy przypominając czasy dzieciństwa, kiedy to nad wodą spędzała każdą wolną chwile. Dzisiejsza noc miała być cicha i spokojna, bez żadnych pijanych gęb, wyzwisk i czekania aż gruba rybka złapie zapuszczony haczyk. Huxley dzisiaj odpoczywała.
Huxley nie codziennie sięgała po gazety. Musiała mieć jakiś konkretny powód, szukać czegoś szczególnego i wiedzieć, że w danym wydaniu znajdzie pożądaną informację. Jednak obok numeru z trzeciego listopada przejść obojętnie nie mogła. Tym bardziej, że przez ostatnie dni rozmowy w Parszywym Pasażerze toczyły się tylko i wyłącznie na ten temat. Rain miała wrażenie, że cały świat czarodziei żyje tymi wydarzeniami ze Stonehenge, szczytem politycznym, który zamienił się w totalne zniszczenie. Żałowała. Lubiła to miejsce. Chociaż może niektórym trudno było w to uwierzyć, to jednak czasami opuszczała dzielnicę portową, aby połazić jak kot swoimi ścieżkami tam, gdzie nie specjalnie ktokolwiek będzie wiedział, że można ją znaleźć. Teraz w jednym z takich miejsc były ruiny, które niespecjalnie miała ochotę oglądać. Szkoda.
Huxley z początku niespecjalnie przejęła się tym co tam się wydarzyło. I już po kilku godzinach była pewna swojego wrażenia, jakby ona jedyna w całym tym pieprzonym Pasażerze miała w dupie polityczne sprawy i krew ją zalewała gdy nawet zwykli marynarze, którzy wrócili po rocznej nieobecności i zaraz znowu mieli wypłynąć w świat, ekscytowali się szczytem i udawali wielkich ekspertów.
Przerzuciła stronę. Trzymała kartki mocno zaciskając je w dłoniach, ponieważ chłodny wiatr wiał z taką siłą, jakby specjalnie chciał wyrwać jej gazetę z ręki. Latarnia słabo oświetlała napisy na pożółkłym papierze, ale na tyle, że mimo ciemności była w stanie odczytać litery. Obok niej nie było żywej duszy, jedynie raz po raz przejeżdżały samochody te mniej i bardziej magiczne. Dlatego ze spokojem wczytywała się w kolejne akapity Walczącego Maga. Same szanowane rody, bogacze, którzy jak myślała, spali w złotych łożach i kąpali się w galeonach. Już dawno przestała im zazdrościć, bardziej narzekała na niesprawiedliwość tego świata. Niektórzy na każdego sykla musieli sobie sami zapracować. Tylko czasami ją to denerwowało, najczęściej gdy dochodziło właśnie do takich wydarzeń podczas których wszyscy dookoła ekscytowali się tym, jakby to było ich własne życie. Czy naprawdę nie mieli nic ciekawszego do roboty? Co ten szczyt znaczy dla normalnego czarodzieja? Złodzieja? Dziwki? Nic.
- Obrady w Stonehenge dostarczyły całemu magicznemu światu wielu przeżyć - prychnęła pod nosem. - Szczury w ściekach już się tym ekscytują...
Czytała dalej. Mało była zainteresowana tym kto kogo chciał wydać za żonę i jakiemu lordowi z jakiego rodu, w momencie jednak gdy doszła do wzmianki o nijakim Lordzie Voldemorcie - wtedy dopiero się zaciekawiła. Uniosła wyżej brwi pochłaniając kolejne słowa i próbując sobie jakoś w głowie ułożyć to co się teraz działo w magicznym świecie.
- Nowy minister, Lord Voldemort, jakiś dzieciak zostaje nestorem… Na Merlina. Widzisz i nie grzmisz? - pokręciła głową z dezaprobatą.
Jej światem był port. Była królową ulicy. Czy nowy minister wpłynie jakoś na to miejsce i jej życie? Wątpiła. Czy jakiś Lord Voldemort był osobą, którą powinna się zainteresować? Wątpiła jeszcze bardziej. Kolejny, który połasił się na korzyści, które może posiąść dzięki kontaktom z wielkimi szlachcicami. W kompetencję nowych nestorów nawet nie wierzyła.
Huxley zaczęła głęboko zastanawiać się po co zmarnowała swój cenny czas na czytanie tych bzdur. To znaczy, wiedziała, żeby w końcu móc wtrącić się w rozmowy w Parszywym Pasażerze i spróbować je zgrabnie przenieść na inne tory, bo tego się już słychać nie dawało. Ale po co się tym tak ekscytować, to nie rozumiała zupełnie.
Oparła się o balustradę i trzymając nadal rozłożoną gazetę wpatrywała się przed siebie. Tamiza także nocą wyglądała czarująco. Specyficzny zapach dotarł do jej nozdrzy przypominając czasy dzieciństwa, kiedy to nad wodą spędzała każdą wolną chwile. Dzisiejsza noc miała być cicha i spokojna, bez żadnych pijanych gęb, wyzwisk i czekania aż gruba rybka złapie zapuszczony haczyk. Huxley dzisiaj odpoczywała.
Why you think that 'bout nude?
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
Rain Huxley
Zawód : Portowa dziwka, informatorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Królowa nigdy nie opuszcza swojego królestwa i płonie razem z nim.
OPCM : 9 +1
UROKI : 21 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Brakowało guzika. Zauważył to dopiero teraz; nie zgadzało mu się to, kiedy zapinał koszulę. Jeden, drugi, trzeci, szedł od dołu, jak zawsze, dzięki temu nigdy nie wsuwał go do niewłaściwej dziurki. Ten trzeci od góry był urwany. Z czarnej koszuli odstawało tylko kilka nitek, po reszcie nie było śladu. Wciąż był to tylko guzik, nieważny, już nieistniejący element, którego brak został ukryty pod czarnym płaszczem, który po chwili narzucił na ramiona, zapinając go skórzaną klamrą na piersi. Koszulę włożył w spodnie, poprawił, by nie wystawała z żadnej strony, różdżkę wsadził za pas i ruszył w kierunku drzwi, nie odwracając się za siebie. Mógłby przypomnieć sobie jej imię, to niewiele go kosztowało, ale ta informacja nie miała dla niego żadnego znaczenia. Podejrzewał, że nie spotkają się nigdy więcej. A nawet jeśli, to obdarzą się nieznaczącymi spojrzeniami, które nie zwolnią ich — jego na pewno nie — kroków, nie sprowokują do odwrócenia głowy. Wiele myśli krążyło po jego głowie, wiele z nich uciążliwie powracały, wzburzając w nim niedosyt i złość. Nie lubił nie mieć, nie posiadać, nie sprawować kontroli. Nie zależało mu, by była jawna i prostacka. Wystarczyło, aby trzymał rękę na pulsie, by był blisko, stając się świadkiem i prowodyrem wyboru kierunku, w którym wszystko ruszy. Słodkie, krągłe ciało rozgrzane w namiętności i niezaspokojeniu przynosiło ulgę i zapomnienie. Pot już dawno wsiąkł w pozgniatane prześcieradło, ale zapach tytoniu i mieszanki piżma, cytrusów i skóry wciąż unosił się w powietrzu.
Kiedy tylko zamknął za sobą drzwi mieszkania, do którego nie pamiętał nawet numeru, wiatr szarpnął jego płaszczem, wymagając od niego silniejszego zaparcia się na nogach. Niebo było ciemne i groźne, raz po raz ciemniejąca przestrzeń przecinały błyskawice. Wszystko wkoło było mokre, ale deszcz jakby na chwilę ustał. Na chwilę — wiedział, że to było złudne. Za moment wszystko znów lunie, nie pozostawiając na nim ani jednej suchej nitki. Korzystając z okazji wyciągnął papierosy i ruszył żwawym krokiem w kierunku Nokturnu. Pociągnięć nie liczył, ale były głębokie i pełne, jakby próbował wyssać z tytoniu owiniętego bibułą wszystko, czego potrzebował. To była cisza przed burzą, tak mógłby nazwać ten krótki moment, który następował przed tym porażającym zjawiskiem, ale burza trwała od pięciu dni nieprzerwanie. Deszcz zacinał ze wszystkich stron, niebo atakowało gradem. Przez większość czasu nie było sensu wychodzić z domu, o spacerach nie było mowy. Ale ten krótki moment to była chwila na spacer, w którym pozbędzie się z siebie zapachu kobiecego ciała, słodkich, drażniących perfum, zastąpi to dymem Stibbonsów, które zaczynały się niebezpiecznie kończyć z metalowej papierośnicy.
Do Tamizy doszedł szybko. Zdążył już odrzucić niedopałek. Wkraczając na most zaczął przeobrażać się w kłęby czarnej mgły — ale przy balustradzie mignął mu znany profil. Zaniechał przemiany, obejrzał się za siebie, by sprawdzić czy i ewentualnie jakie towarzystwo miał wokół siebie. Nie zakładał, aby był obserwowany przez kogokolwiek, lecz po tym wszystkim, co zaszło wolał zachować ostrożność. Zbliżył się do kobiety tak, jakby nagle ujrzał coś po drugiej stronie, jakby coś przykuło tam jego uwagę, w wodzie, której nurt niebezpieczni przyspieszał od kilku ostatnich dni. Pierwsza kropla odkąd opuścił mieszkanie w dokach spadła mu na kaptur. Nie poczułby tego, gdyby nie spłynęła do przodu opadając mu na koniuszek nosa.
Rain, o, ironio, po prostu Rain. Nie potrafił przywołać z pamięci jej nazwiska, nie był pewien, czy kiedykolwiek mu się nim przedstawiła. Lubiła zachowywać anonimowość, choć wątpił, by w każdym miejscu i każdej sytuacji potrafiła zachowywać się ciuchutko, jak myszka. Przystanął przy barierce, oparł się przedramionami o nią i wyciągnął papierosy. Jednego wziął do ust, drugim ją poczęstował, nie mówiąc jeszcze nic. Kolejna kropla spadła na kaptur.
— Zaszyłaś się w jakiejś ciepłej norze? — spytał w końcu cicho, wydmuchując powietrze wraz z dymem. — Masz coś ciekawego?— nowe, interesujące informacje, które mogłyby go zaciekawić, za które mógłby jej zapłacić. — Ja mam coś dla ciebie. Ale nie tutaj. Zaprowadź mnie do siebie — rozkazał, zerkając na nią spod ciemnego kaptura. Zaczynało mżyć. Lada moment całe niebo znów runie im na głowę, w akompaniamencie gradu i Salazar sam wie czego jeszcze. Jeśli mieli porozmawiać musieli znaleźć spokojne miejsce, tu wiatr zagłuszy lub poniesie dalej każde ich słowo.
Kiedy tylko zamknął za sobą drzwi mieszkania, do którego nie pamiętał nawet numeru, wiatr szarpnął jego płaszczem, wymagając od niego silniejszego zaparcia się na nogach. Niebo było ciemne i groźne, raz po raz ciemniejąca przestrzeń przecinały błyskawice. Wszystko wkoło było mokre, ale deszcz jakby na chwilę ustał. Na chwilę — wiedział, że to było złudne. Za moment wszystko znów lunie, nie pozostawiając na nim ani jednej suchej nitki. Korzystając z okazji wyciągnął papierosy i ruszył żwawym krokiem w kierunku Nokturnu. Pociągnięć nie liczył, ale były głębokie i pełne, jakby próbował wyssać z tytoniu owiniętego bibułą wszystko, czego potrzebował. To była cisza przed burzą, tak mógłby nazwać ten krótki moment, który następował przed tym porażającym zjawiskiem, ale burza trwała od pięciu dni nieprzerwanie. Deszcz zacinał ze wszystkich stron, niebo atakowało gradem. Przez większość czasu nie było sensu wychodzić z domu, o spacerach nie było mowy. Ale ten krótki moment to była chwila na spacer, w którym pozbędzie się z siebie zapachu kobiecego ciała, słodkich, drażniących perfum, zastąpi to dymem Stibbonsów, które zaczynały się niebezpiecznie kończyć z metalowej papierośnicy.
Do Tamizy doszedł szybko. Zdążył już odrzucić niedopałek. Wkraczając na most zaczął przeobrażać się w kłęby czarnej mgły — ale przy balustradzie mignął mu znany profil. Zaniechał przemiany, obejrzał się za siebie, by sprawdzić czy i ewentualnie jakie towarzystwo miał wokół siebie. Nie zakładał, aby był obserwowany przez kogokolwiek, lecz po tym wszystkim, co zaszło wolał zachować ostrożność. Zbliżył się do kobiety tak, jakby nagle ujrzał coś po drugiej stronie, jakby coś przykuło tam jego uwagę, w wodzie, której nurt niebezpieczni przyspieszał od kilku ostatnich dni. Pierwsza kropla odkąd opuścił mieszkanie w dokach spadła mu na kaptur. Nie poczułby tego, gdyby nie spłynęła do przodu opadając mu na koniuszek nosa.
Rain, o, ironio, po prostu Rain. Nie potrafił przywołać z pamięci jej nazwiska, nie był pewien, czy kiedykolwiek mu się nim przedstawiła. Lubiła zachowywać anonimowość, choć wątpił, by w każdym miejscu i każdej sytuacji potrafiła zachowywać się ciuchutko, jak myszka. Przystanął przy barierce, oparł się przedramionami o nią i wyciągnął papierosy. Jednego wziął do ust, drugim ją poczęstował, nie mówiąc jeszcze nic. Kolejna kropla spadła na kaptur.
— Zaszyłaś się w jakiejś ciepłej norze? — spytał w końcu cicho, wydmuchując powietrze wraz z dymem. — Masz coś ciekawego?— nowe, interesujące informacje, które mogłyby go zaciekawić, za które mógłby jej zapłacić. — Ja mam coś dla ciebie. Ale nie tutaj. Zaprowadź mnie do siebie — rozkazał, zerkając na nią spod ciemnego kaptura. Zaczynało mżyć. Lada moment całe niebo znów runie im na głowę, w akompaniamencie gradu i Salazar sam wie czego jeszcze. Jeśli mieli porozmawiać musieli znaleźć spokojne miejsce, tu wiatr zagłuszy lub poniesie dalej każde ich słowo.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Most nad Tamizą
Szybka odpowiedź