Archiwum
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
First topic message reminder :
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.[bylobrzydkobedzieladnie]
Archiwum
Archiwum mieści w sobie magazyn ksiąg nieużywanych oraz starych, wymagających specjalnych warunków przetrzymywania. Aby dostać się do tych woluminów, należy najpierw wypełnić rewers, będący pokwitowaniem wypożyczonej książki. Na rewersie składany jest podpis wypożyczającego, w celach zapewnienia większego bezpieczeństwa dla tych zbiorów. Tomy wypożyczane z archiwum przeglądać można jedynie w przeznaczonej do tego strefie. Nie można ich wynosić poza określony obszar. Władze instytucji zapewniają jednak względnie komfortową przestrzeń, która ułatwia zapoznanie się z interesującą gościa biblioteki lekturą.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 21:07, w całości zmieniany 2 razy
Też nie rozumiałam dlaczego Cyrus w ogóle się mną przejmował i zamiast po prostu zrobić to, po co tu przyszedł, wyrósł ponownie przede mną. Zdziwiłam się zresztą na początku, chociaż od dłuższej chwili moja mina prawie wcale się nie zmieniała, jak i zachowanie - nagła wybuchowość ustąpiła miejsca opanowaniu i ponurej aurze, tak rzadko u mnie spotykanej. Zdecydowanie nie lubiłam być poważna, a każda osoba, która znała mnie dłużej zdawała sobie z tego sprawę i wiedziała, że takie zachowania są nieodłączną częścią mojej egzystencji. Wiedziała również, że gdy sytuacja tego wymaga potrafiłam się zachować, bo jeszcze jakieś resztki odruchów samozachowawczych posiadałam.
Uniosłam wzrok z trzymanej księgi na twarz mężczyzny, uśmiechając się dość pobłażliwie.
- Spokojnie, Cyrus. Nie masz się czym przejmować. Przecież nie powiedziałeś nic, co by mnie uraziło. - Odparłam, zwracając uwagę na jego zarumienione policzki. Wyglądał dość uroczo, chociaż nie wiedziałam z czego to wynika. W końcu nie zrobiłam nic, co mogłoby wywołać taką reakcję, a nie sądziłam, że moja bliskość tak na niego podziałała. Nie chciałam jednak być złośliwa, przynajmniej w teorii. W praktyce nim zdążyłam się ugryźć w język, słowa popłynęły z moich ust szybciej:
- Ładnie się rumienisz. - Sama zresztą po tej uwadze poczułam jak moje policzki zapiekły, przybierając lekko różową barwę, aż wreszcie wyminęłam Snape'a i usiadłam przy jednym ze stolików. Na szczęście głowa przestawała mnie boleć, czego nie mogłam powiedzieć o pulsującym rozcięciu na czole, które zdążyło zaschnąć w przeciągu ostatnich kilku minut.
Nie zamierzałam przeszkadzać Cyrusowi w pracy, ale jego obecność w pobliżu powodowała, że to on przeszkadzał mnie. Świadomość, że znajdował się niedaleko rozproszyła mnie dość mocno, przez co już od kilku sekund wgapiałam się bezsensownie w okładkę księgi. - Regały z książkami dotyczącymi alchemii są tam. Zaprowadzić cię? - Wskazałam ruchem dłoni, gdy odwróciłam się przez ramię w kierunku mężczyzny.
Uniosłam wzrok z trzymanej księgi na twarz mężczyzny, uśmiechając się dość pobłażliwie.
- Spokojnie, Cyrus. Nie masz się czym przejmować. Przecież nie powiedziałeś nic, co by mnie uraziło. - Odparłam, zwracając uwagę na jego zarumienione policzki. Wyglądał dość uroczo, chociaż nie wiedziałam z czego to wynika. W końcu nie zrobiłam nic, co mogłoby wywołać taką reakcję, a nie sądziłam, że moja bliskość tak na niego podziałała. Nie chciałam jednak być złośliwa, przynajmniej w teorii. W praktyce nim zdążyłam się ugryźć w język, słowa popłynęły z moich ust szybciej:
- Ładnie się rumienisz. - Sama zresztą po tej uwadze poczułam jak moje policzki zapiekły, przybierając lekko różową barwę, aż wreszcie wyminęłam Snape'a i usiadłam przy jednym ze stolików. Na szczęście głowa przestawała mnie boleć, czego nie mogłam powiedzieć o pulsującym rozcięciu na czole, które zdążyło zaschnąć w przeciągu ostatnich kilku minut.
Nie zamierzałam przeszkadzać Cyrusowi w pracy, ale jego obecność w pobliżu powodowała, że to on przeszkadzał mnie. Świadomość, że znajdował się niedaleko rozproszyła mnie dość mocno, przez co już od kilku sekund wgapiałam się bezsensownie w okładkę księgi. - Regały z książkami dotyczącymi alchemii są tam. Zaprowadzić cię? - Wskazałam ruchem dłoni, gdy odwróciłam się przez ramię w kierunku mężczyzny.
Nie lubił niedokończonych spraw, tak jak tych niewyjaśnionych oraz rozstawania się w gniewie. Cokolwiek zamierzała mu powiedzieć Tonks, on to nawet nie próbowałby jej uwierzyć. Nie zachowywała się jak Lea, którą pamiętał. Nadal co prawda była irytująca, wraz ze swoimi nieskoordynowanymi ruchami oraz brakiem instynktu samozachowawczego, lecz brakowało u niej typowej wesołości, którą zwykle peszyła biednego Cyrusa. W ogóle nie potrafił zachować się w obecności kobiet - do tej pory nie miał świadomości jakim cudem został prawie mężem, a później jeszcze spotykał się z Iris. Dobra, ta druga sprawa była wymysłem jedynie jego chorych wyobrażeń, lecz mimo wszystko nabrał przy czarownicy śmiałości, co samo w sobie było dziwne. Jeszcze namówił ją na staż alchemiczny we Francji, gdzie zamierzał zabrać ją własnym samochodem. Szczyt szaleństwa, tak mocno niepodobnego do obecnego Snape’a. Gdyby to miało miejsce w Hogwarcie, być może nawet nie mogłoby wzbudzić niczyjego zdziwienia, tak zaś sprawiało wrażenie karykaturalnej sytuacji zakrawającej o absurd. Nieważne, nie zamierzał teraz o tym myśleć - a najlepiej to nigdy nie cofać się pamięcią do tamtych przykrych chwil.
Naprawdę jej nie uwierzył. Uniósł sceptycznie jedną z brwi, wpatrując się w Leanne z niedowierzaniem, wybitnie odbijającym się na twarzy alchemika. Ledwie powstrzymał się od wywrócenia oczami - jeszcze zanim się zarumienił.
- Nie? To dlaczego wyglądasz na urażoną? To błąd w systemie? - spytał, może znów odrobinę zbyt ironicznie, lecz nie mógł się powstrzymać. Po prostu prosiła się o podobny ton. Gdyby powiedziała wprost co leżało jej na sercu, Cyrus w życiu nie brnąłby dalej w podobne odzywki. Niestety kobiety lubiły, kiedy mężczyźni się domyślali, zaś mężczyźni za nic w świecie nie potrafili czytać w myślach. O ile nie byli legilimentami.
Zamierzał powiedzieć nawet coś więcej, jednakże wtedy nastąpił rumieniec oraz kąśliwa uwaga dotycząca czerwieńszych policzków czarodzieja. Zakłopotany uciekł wzrokiem w bok, zastygając niczym woskowa figura w tym samym miejscu. Lica zapiekły mu jeszcze mocniej - dzięki temu wszystkiemu nie dostrzegł podobnych objawów u blondynki.
- Nieprawda - bąknął, próbując brzmieć odważnie oraz wojowniczo, lecz efekt był chyba dość mizerny. Zacisnął palce w pięści, zamierzając się uspokoić. To nic takiego, to znów Lea, powinieneś przywyknąć. - Tak, za rączkę - burknął już niemal obrażony. Oboje zachowywali się jak dzieci w pierwszym roku nauki w Hogwarcie, lecz Snape udawał, że tego nie widział. Zamiast tego obrócił się oraz odszedł od stolika Tonks. Skoro go tu nie chciała, to on tym bardziej nie zamierzał się narzucać. Poszedł do działu traktującego o alchemii.
Naprawdę jej nie uwierzył. Uniósł sceptycznie jedną z brwi, wpatrując się w Leanne z niedowierzaniem, wybitnie odbijającym się na twarzy alchemika. Ledwie powstrzymał się od wywrócenia oczami - jeszcze zanim się zarumienił.
- Nie? To dlaczego wyglądasz na urażoną? To błąd w systemie? - spytał, może znów odrobinę zbyt ironicznie, lecz nie mógł się powstrzymać. Po prostu prosiła się o podobny ton. Gdyby powiedziała wprost co leżało jej na sercu, Cyrus w życiu nie brnąłby dalej w podobne odzywki. Niestety kobiety lubiły, kiedy mężczyźni się domyślali, zaś mężczyźni za nic w świecie nie potrafili czytać w myślach. O ile nie byli legilimentami.
Zamierzał powiedzieć nawet coś więcej, jednakże wtedy nastąpił rumieniec oraz kąśliwa uwaga dotycząca czerwieńszych policzków czarodzieja. Zakłopotany uciekł wzrokiem w bok, zastygając niczym woskowa figura w tym samym miejscu. Lica zapiekły mu jeszcze mocniej - dzięki temu wszystkiemu nie dostrzegł podobnych objawów u blondynki.
- Nieprawda - bąknął, próbując brzmieć odważnie oraz wojowniczo, lecz efekt był chyba dość mizerny. Zacisnął palce w pięści, zamierzając się uspokoić. To nic takiego, to znów Lea, powinieneś przywyknąć. - Tak, za rączkę - burknął już niemal obrażony. Oboje zachowywali się jak dzieci w pierwszym roku nauki w Hogwarcie, lecz Snape udawał, że tego nie widział. Zamiast tego obrócił się oraz odszedł od stolika Tonks. Skoro go tu nie chciała, to on tym bardziej nie zamierzał się narzucać. Poszedł do działu traktującego o alchemii.
Love ain't simple
Promise me no promises
Promise me no promises
Cyrus Snape
Zawód : Alchemik
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I wish
we could take it
back in time,
before we crossed the line,
no now, baby
we see a storm is closing in,
I reach out for your hand.
we could take it
back in time,
before we crossed the line,
no now, baby
we see a storm is closing in,
I reach out for your hand.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Czułam się cholernie zirytowana tym spotkaniem i nie rozumiałam dlaczego. Obecność Cyrusa była mi w tym momencie w ogóle nie na rękę, co było dla mnie nowością. Dotychczas byłam osobą w miarę towarzyską, odnajdującą się wśród ludzi, nawet wśród tych, którzy za mną niespecjalnie przepadają, ale teraz miałam ochotę udusić siebie, potem jego, a potem znowu siebie. Ot, dla pewności. Spoglądałam na niego siląc się na spokój, jednak ten ton, grymas i całokształt zachowania mnie zaskakiwał z każdą kolejną sekundą. Nie znałam go od tej strony, a teraz - nie wiedzieć czemu - czułam się winna. Odnosiłam też wrażenie, że nie znosił mnie z całego serca, zaś wrodzona grzeczność jeszcze kazała mu tu stać. Dopóki faktycznie nie zniknął z pola widzenia.
Jeszcze chwilę próbowałam się skupić na starym woluminie, co nie wyszło mi w ogóle. Wzrokiem chyba podświadomie wiodłam w kierunku działu dotyczącego alchemii i zastanawiałam się, w którym momencie Cyrus ponownie pojawi się na widoku. Ale im dłużej czekałam i im dłużej się nie pokazywał, tym większe zdenerwowanie czułam. Wspaniałomyślnie postanowiłam pójść tam, by powiedzieć mu w końcu co leży mi na sercu, bo - niestety - nie byłam typową kobietą, która działała zgodnie z zasadą domyśl się. Wiedziałam, że bez nakierowania albo nawet wykrzyczenia wprost, nikt nie był w stanie zorientować się skąd takie, a nie inne zachowanie, z kolei ten małpi rozum sprzed kilku chwil zaskoczył również i mnie. Nigdy się tak nie zachowywałam, jedynie w towarzystwie tego okropnego uparciucha... z hukiem zamknęłam księgę i uchwyciłam ją pod pachę, po czym wstałam i skierowałam się szybkim krokiem w stronę alejki.
- Powiedziałeś, że się nie stęskniłeś. To nie było miłe. To było cholernie przykre, Cyrus. Czym ja ci zawiniłam? Nie rozumiem dlaczego mnie tak nie znosisz. - Uśmiechnęłam się ponuro, jednak moja wypowiedź była szczera a ukłucie zawodu natchnęło mnie do kolejnej, ostatecznej ucieczki. Nie dałam mu dojść do słowa, zamiast tego wspięłam się na palce i ucałowałam go niewinnie na do widzenia w policzek, by potem ruszyć szybko do wyjścia z biblioteki. Po drodze odłożyłam księgę i pożegnałam się z zaskoczonym całym zamieszaniem pracownikiem archiwum.
zt
Jeszcze chwilę próbowałam się skupić na starym woluminie, co nie wyszło mi w ogóle. Wzrokiem chyba podświadomie wiodłam w kierunku działu dotyczącego alchemii i zastanawiałam się, w którym momencie Cyrus ponownie pojawi się na widoku. Ale im dłużej czekałam i im dłużej się nie pokazywał, tym większe zdenerwowanie czułam. Wspaniałomyślnie postanowiłam pójść tam, by powiedzieć mu w końcu co leży mi na sercu, bo - niestety - nie byłam typową kobietą, która działała zgodnie z zasadą domyśl się. Wiedziałam, że bez nakierowania albo nawet wykrzyczenia wprost, nikt nie był w stanie zorientować się skąd takie, a nie inne zachowanie, z kolei ten małpi rozum sprzed kilku chwil zaskoczył również i mnie. Nigdy się tak nie zachowywałam, jedynie w towarzystwie tego okropnego uparciucha... z hukiem zamknęłam księgę i uchwyciłam ją pod pachę, po czym wstałam i skierowałam się szybkim krokiem w stronę alejki.
- Powiedziałeś, że się nie stęskniłeś. To nie było miłe. To było cholernie przykre, Cyrus. Czym ja ci zawiniłam? Nie rozumiem dlaczego mnie tak nie znosisz. - Uśmiechnęłam się ponuro, jednak moja wypowiedź była szczera a ukłucie zawodu natchnęło mnie do kolejnej, ostatecznej ucieczki. Nie dałam mu dojść do słowa, zamiast tego wspięłam się na palce i ucałowałam go niewinnie na do widzenia w policzek, by potem ruszyć szybko do wyjścia z biblioteki. Po drodze odłożyłam księgę i pożegnałam się z zaskoczonym całym zamieszaniem pracownikiem archiwum.
zt
To spotkanie niosło znamiona dziwacznych. Takich, które na samo wspomnienie wywołują w człowieku nieznośne wypieki zawstydzenia. Cyrus przez cały czas sprawiał wrażenie skrępowanego, w dodatku nie posądzał Leanne o brak poczucia humoru - a jednak. Nie wiedział skąd u niej branie wszystkiego na poważnie, wszakże nie wiedział co się przydarzyło niedawno Tonksom. Nie było go na spotkaniu Zakonu Feniksa, Jayden nie uznał tych informacji za tak cenne, żeby pochwalić się nimi przed przyjacielem. Dlatego Snape żył w poczuciu nieświadomości, samemu zaś ignorując wszelkie objawy hipokryzji u siebie. Nie uważał, żeby zachowywał się niewłaściwie, przecież żartował, zaś Lea na pewno mówiła poważnie! Niby dorosły mężczyzna, lecz zdarzało mu się zachowywać jakby był rozwydrzonym dzieciakiem rodziców, którzy go rozpuścili do granic możliwości. Kiedyś, kiedy faktycznie był małym brzdącem, marzył o tym. O kochających rodzicach spełniających jego każdą zachciankę, o szczęśliwym rodzeństwie równie rozpieszczonym co ich brat. Później dorósł i zrozumiał, że nie tędy droga. Dziś zapragnął zagarnąć dla siebie wszystko, nie dając od siebie absolutnie nic - ta sytuacja musiała wprowadzić go w kłopoty.
Zachował się bezsensownie, lecz nienawidził kiedy ktoś przyłapywał go na paleniu buraka, na dodatek przeganiając ze swojego towarzystwa. Skoro Leanne zamierzała się nań boczyć już do końca życia, to trudno. Niech tak robi, jego to przecież wcale nie obchodziło. Nic, a nic. Właśnie dlatego urażony odszedł do działu alchemicznego. Szukał rozwiązań mugolskich na magiczne zagadnienia poruszane kilka dni temu z Jay'em i miał szczerą nadzieję je w tym miejscu odnaleźć. Największym problemem była koncentracja na czytanym tekście. Brał do rąk kolejne tomiszcza, wertował kartki zaczytując się w druku i nie potrafił zrozumieć żadnej treści. Wciąż myślami wracał do swojego zachowania oraz do pozostawionej blondynki. Zaczął odczuwać wyrzuty sumienia - nie rozumiejąc skąd się one wzięły, wszakże nie zrobił niczego złego? Czyżby? - trawiące go od środka, denerwujące równie mocno co nieporozumienie. Postanowił nie przeszkadzać Tonks, skoro nie chciała jego obecności, jednocześnie postanawiając napisać do niej list.
Pogrążony w zamyśleniu, zastygnięty nad kolejną książką, której już nie czytał, nie zauważył obecności blondynki. Odnalazła go, nie było to trudne, jednakże po co przyszła? Spojrzał na nią nieprzytomnie, oderwany od rzeczywistości. Jej słowa dotarły do niego z opóźnieniem, lecz zanim zdołał się odezwać - otworzył jedynie usta. Wtem poczuł na policzku ciepły, mokry ślad cmoknięcia i poczuł się jeszcze gorzej. Niemal zapłonął z zawstydzenia tą bezpośredniością, ponownie nie podołając żadnej reakcji. Po blondynce został jedynie jeszcze chwilę unoszący się, ulotny zapach i nic poza tym. Cyrus przełknął ślinę, odłożył trzymany tom na regał, z wciśniętymi dłońmi w kieszenie opuścił bibliotekę. Musiał koniecznie zapalić.
zt
Zachował się bezsensownie, lecz nienawidził kiedy ktoś przyłapywał go na paleniu buraka, na dodatek przeganiając ze swojego towarzystwa. Skoro Leanne zamierzała się nań boczyć już do końca życia, to trudno. Niech tak robi, jego to przecież wcale nie obchodziło. Nic, a nic. Właśnie dlatego urażony odszedł do działu alchemicznego. Szukał rozwiązań mugolskich na magiczne zagadnienia poruszane kilka dni temu z Jay'em i miał szczerą nadzieję je w tym miejscu odnaleźć. Największym problemem była koncentracja na czytanym tekście. Brał do rąk kolejne tomiszcza, wertował kartki zaczytując się w druku i nie potrafił zrozumieć żadnej treści. Wciąż myślami wracał do swojego zachowania oraz do pozostawionej blondynki. Zaczął odczuwać wyrzuty sumienia - nie rozumiejąc skąd się one wzięły, wszakże nie zrobił niczego złego? Czyżby? - trawiące go od środka, denerwujące równie mocno co nieporozumienie. Postanowił nie przeszkadzać Tonks, skoro nie chciała jego obecności, jednocześnie postanawiając napisać do niej list.
Pogrążony w zamyśleniu, zastygnięty nad kolejną książką, której już nie czytał, nie zauważył obecności blondynki. Odnalazła go, nie było to trudne, jednakże po co przyszła? Spojrzał na nią nieprzytomnie, oderwany od rzeczywistości. Jej słowa dotarły do niego z opóźnieniem, lecz zanim zdołał się odezwać - otworzył jedynie usta. Wtem poczuł na policzku ciepły, mokry ślad cmoknięcia i poczuł się jeszcze gorzej. Niemal zapłonął z zawstydzenia tą bezpośredniością, ponownie nie podołając żadnej reakcji. Po blondynce został jedynie jeszcze chwilę unoszący się, ulotny zapach i nic poza tym. Cyrus przełknął ślinę, odłożył trzymany tom na regał, z wciśniętymi dłońmi w kieszenie opuścił bibliotekę. Musiał koniecznie zapalić.
zt
Love ain't simple
Promise me no promises
Promise me no promises
Cyrus Snape
Zawód : Alchemik
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I wish
we could take it
back in time,
before we crossed the line,
no now, baby
we see a storm is closing in,
I reach out for your hand.
we could take it
back in time,
before we crossed the line,
no now, baby
we see a storm is closing in,
I reach out for your hand.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Tu także w wyniku magicznych wyładowań i szalejącej nad Wielką Brytanią burzy, pojawiły się anomalie destabilizujące energię otoczenia. Ministerstwo Magii było jednak zbyt zajęte reorganizacją służb w nowo wybudowanej siedzibie, aby to miejsce zabezpieczyć i zamknąć. Niestabilna magicznie lokacja pozostawała niestrzeżona przez żadną ze służb. Okolica wciąż była niebezpieczna, a przebywanie w pobliżu groziło śmiercią lub zapadnięciem na sinicę, złapanie na gorącym uczynku posadzeniem w celi Tower, ale póki co — wszyscy śmiałkowie mogli działać.
Do czasu uspokojenia się magii nie można rozgrywać tu wątków innych niż te polegające na jej naprawie.
Burza nie doprowadziła do zalania biblioteki, a wiatr nie mógł przedostać się do archiwum. Chociaż pogoda na dworze zupełnie oszalała, wewnątrz panowała prawdziwa cisza i spokój. Czarodzieje rzadko odwiedzali to miejsce, prawdopodobnie dlatego długo nie dostrzeżono kłaczków, które walały się po podłodze pomiędzy rozerwanymi kartkami. Nim zorientowano się, co jest powodem dziwnych i nietypowych śmieci, na drewnianych regałach pojawiły się zadrapania o szczelinach głębokich i wyraźnie postrzępionych. Czarodzieje, którzy przeszukiwali ciemne zakamarki twierdzili, że coś przygląda im się z ciemności, warczy z ukrycia, mlaska, ale nikt nigdy nie widział bestii, która czyhała na Merlina ducha winnych naukowców.
Źródło anomalii znajdowało się w głębi archiwum, w miejscu prawie nie odwiedzanym przez nikogo. By do niego dotrzeć należało wcześniej przemierzyć labirynt wysokich regałów. Już po kilku krokach dało się słyszeć gardłowe pomruki i choć istota stąpała bezszelestnie, wcale nie ukrywała swojej obecności. Delikatne skrzypienie przypominające tarcie metalu o kamień zapowiedziało atak matagota.
Wymaganie: Zaklęcie tarczy mogło chronić czarodziejów, ale było nieskuteczne na dłuższą metę w walce z kotami, które szybko wyszły z ukrycia. Wielkie stworzenia szykowały się do skoków, więc jedyną szansą na pozostanie tutaj było odwiedzenie ich uwagi od siebie. Poprawnie rzucone zaklęcie Avis przez obu czarodziejów powinno przegnać i zająć kociaki na chwilę.
Niepowodzenie poskutkuje atakiem bestii, które chwilę zabawią się z czarodziejami, gryząc ich i drapiąc, a później znudzone leniwą i skomlącą zabawką porzucą ją gdzieś w kącie. Ofiara matagotów straci 50 punktów żywotności. Jeśli obu czarodziejom nie uda się odwrócić ich uwagi, zwierzęta przepędzą ich z archiwum.
Przed rozpoczęciem kolejnego etapu należy odczekać co najmniej 24h. W tym czasie do lokacji może przybyć kolejna (wyłącznie jedna) grupa chcąca ją przejąć, by naprawić magię na sposób inny, niż miała być naprawiona dotychczas.
Walka odbywa się zgodnie z forumową mechaniką oraz z arbitrażem mistrza gry do momentu, w którym któraś z grup zdecyduje się na ucieczkę bądź nie będzie w stanie prowadzić dalszej walki.
Wymaganie: ST ujarzmienia magii jest równe 130, a sposób obliczania otrzymanego wyniku zależny jest od wybranej metody naprawiania magii.
Uwaga - jeżeli postać posiada zerowy poziom biegłości organizacji, mnoży statystykę nie razy ½, a razy 1.
W metodzie neutralnej każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+Z; wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
W metodzie Rycerzy Walpurgii każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+(CM * poziom biegłości organizacji); wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
W metodzie Zakonu Feniksa każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+(OPCM * poziom biegłości organizacji); wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
Zajęte zabawą z ptaszkami matagoty pozwoliły na naprawienie anomalii i unormowanie magii w tym miejscu. Otoczenie wciąż było niestabilne i dopóki całkowicie wszystko nie ustało nie należało korzystać z magii — nie wiedziały o tym koty, które pożarłszy wszystkie ptaszki powróciły do czarodziejów rozochocone, ale na szczęście pojedzone.
Wymaganie: Matagoty pozwolą czarodziejom opuścić archiwum tylko wtedy, kiedy się z nimi pobawią. Najlepszą zabawką dla tych istot był oczywiście kłębek włóczki, który musieli sobie zorganizować. Niewinna zabawa z magicznymi istotami dawała szanse na zbliżenie się do wyjścia i ucieczkę w jednym kawałku. ST zajmującej i ciekawej zabawy z matagotami nitką lub szybko robioną wędką wynosi 50. Do rzutu należy doliczyć bonus z biegłości ONMS.
Porażka obu czarodziejów rozjuszy stworzenia, które ostatecznie zaatakują. Ich pazury były ostre, część z blizn pozostanie na skórze czarodziejów już zawsze, z ran popłynie krew. Śmiałkowie, którzy postanowili uregulować to miejsce zostaną źle potraktowani i będą musieli szybko się ewakuować, jeśli cenią swoje życie.
20.11.
W okolicę dotarli ponownie Titusowym samochodem. Tym razem jednak całkiem zgodnie z prawem, bo po mugolsku, po jezdni. Wycieraczki pracowały jak szalone, widoczność była beznadziejna, ale przynajmniej siedzieli w suchym wnętrzu przez całą podróż. W środku Bertie jak zwykle paplał po swojemu o rzeczach bardziej lub mniej ważnych. Nadal chyba był w lekkim szoku po tym co się zdarzyło w dzielnicy portowej. Pamiętał doskonale moment wybudzenia i to, jak zaczął się śmiać mimo że ten śmiech zadawał dodatkowy ból podduszonym płucom. Cieszył się, że obaj to przeżyli. Cholernie kochał swoje życie. Więc czemu znowu się w to pcha?
W sumie to chyba właśnie dlatego.
- Wyczerpaliśmy już chyba limit w jakiejś porażkowej skali, nie sądzisz? - odezwał się kiedy parkował pod budynkiem. Dalej niestety trzeba było samochód opuścić. Zarzucił kaptur na głowę, przekręcił kluczyk w stacyjce i ruszył.
Przedarcie się na teren anomalii jak zawsze było dość proste. Aż za proste jeśli się nad tym głębiej zastanowić, ale Bertie nie miał natury osoby która mędziłaby na podobne tematy.
- Jestem pewien że jako trzynastolatek próbowałbym włazić na tereny anomalii z jakimś kumplem czy kuzynem. - stwierdził i uśmiechnął się pod nosem, choć było w nim trochę niepokoju. Właśnie o to, że jakiś dzieciak się o taką zabawę pokusi i kiepsko przy tym skończy. Może nawet gorzej niż oni ostatnim razem.
Szli jednak, rozglądając się uważnie, aż do ich uszu nie dobiegł charakterystyczny szelest. Bertie zatrzymał się w jednej chwili i zmarszczył brwi, lekko unosząc różdżkę.
Po chwili ich oczom ukazały się matagoty.
Bertie na prawdę lubił zwierzęta, jednak akurat koty, w dodatku tak agresywne nie wzbudzały w nim wielkiej miłości. Duże czworołapy szły w ich kierunku, Bertie nie chciał z nimi walczyć, przez chwilę wahał się nad unieruchomieniem, jednak co kiedy zwierzęta dojdą do siebie i zaatakują ich w najgorszym momencie? Jedyne co przyszło mu do głowy to jak kot ciotki w kółko polował na kanarka jej córki i w sumie to to ma nawet sens. Są intruzami, dadzą kotom innych, bardziej ruchliwych intruzów.
- Avis.
Wypowiedział zaklęcie, jedno z najłatwiejszych jakie znał w nadziei iż wielkie koty także skuszą się na polowanie na ptaszki, a im dadzą spokój.
|mam broszkę z alabastrowym jednorożcem
W okolicę dotarli ponownie Titusowym samochodem. Tym razem jednak całkiem zgodnie z prawem, bo po mugolsku, po jezdni. Wycieraczki pracowały jak szalone, widoczność była beznadziejna, ale przynajmniej siedzieli w suchym wnętrzu przez całą podróż. W środku Bertie jak zwykle paplał po swojemu o rzeczach bardziej lub mniej ważnych. Nadal chyba był w lekkim szoku po tym co się zdarzyło w dzielnicy portowej. Pamiętał doskonale moment wybudzenia i to, jak zaczął się śmiać mimo że ten śmiech zadawał dodatkowy ból podduszonym płucom. Cieszył się, że obaj to przeżyli. Cholernie kochał swoje życie. Więc czemu znowu się w to pcha?
W sumie to chyba właśnie dlatego.
- Wyczerpaliśmy już chyba limit w jakiejś porażkowej skali, nie sądzisz? - odezwał się kiedy parkował pod budynkiem. Dalej niestety trzeba było samochód opuścić. Zarzucił kaptur na głowę, przekręcił kluczyk w stacyjce i ruszył.
Przedarcie się na teren anomalii jak zawsze było dość proste. Aż za proste jeśli się nad tym głębiej zastanowić, ale Bertie nie miał natury osoby która mędziłaby na podobne tematy.
- Jestem pewien że jako trzynastolatek próbowałbym włazić na tereny anomalii z jakimś kumplem czy kuzynem. - stwierdził i uśmiechnął się pod nosem, choć było w nim trochę niepokoju. Właśnie o to, że jakiś dzieciak się o taką zabawę pokusi i kiepsko przy tym skończy. Może nawet gorzej niż oni ostatnim razem.
Szli jednak, rozglądając się uważnie, aż do ich uszu nie dobiegł charakterystyczny szelest. Bertie zatrzymał się w jednej chwili i zmarszczył brwi, lekko unosząc różdżkę.
Po chwili ich oczom ukazały się matagoty.
Bertie na prawdę lubił zwierzęta, jednak akurat koty, w dodatku tak agresywne nie wzbudzały w nim wielkiej miłości. Duże czworołapy szły w ich kierunku, Bertie nie chciał z nimi walczyć, przez chwilę wahał się nad unieruchomieniem, jednak co kiedy zwierzęta dojdą do siebie i zaatakują ich w najgorszym momencie? Jedyne co przyszło mu do głowy to jak kot ciotki w kółko polował na kanarka jej córki i w sumie to to ma nawet sens. Są intruzami, dadzą kotom innych, bardziej ruchliwych intruzów.
- Avis.
Wypowiedział zaklęcie, jedno z najłatwiejszych jakie znał w nadziei iż wielkie koty także skuszą się na polowanie na ptaszki, a im dadzą spokój.
|mam broszkę z alabastrowym jednorożcem
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bertie Bott' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 55
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 55
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
| Tutaj Bertie przerzuca kość z anomalią
Nadal nie czułem się tak całkowicie swobodnie siedząc na fotelu pasażera w Miętusie. I to nie dlatego, że powątpiewałem w umiejętności Berta w kwestii prowadzenia samochodu: po prostu jechanie w środku metalowej, warczącej puszki nie znajdowało się na liście rzeczy, do których byłem w stanie łatwo przywyknąć. Oderwałem jednak wzrok od jezdni - tak jak gdyby moje próby czujnego obserwowania drogi miały cokolwiek pomóc w kwestii naszego bezpieczeństwa - przenosząc go na Bertiego.
- Ja bym nie mówił hop. Nie wiem czy pamiętasz, ale dzieliłem się z tobą ostatnio taką interesującą teorią, że ściągam pecha - powiedziałem całkiem poważnie, głęboko wierząc w swoje słowa. Jak na razie jedyna anomalia, którą udało mi się okiełznać była ta w Bushy Park, na którą wybrałem się razem z Susanne. Ostatnia próba z Bertiem zaowocowała poturbowaniem przez wściekłe fale i nowym przeziębieniem - miałem jednak szczerą nadzieję na to, że tym razem uda nam się nie skończyć na łasce żywiołu. Westchnąłem ciężko, bo może i nie przywykłem jeszcze do jazdy samochodem, ale niezwykle przyjemnym było siedzieć w jego całkiem ciepłym wnętrzu w czasie kiedy na zewnątrz w pogodzie panował jakiś Meksyk. Postawiłem kołnierz i przemknąłem razem z Bertiem przez kawałek chodnika dzielący nas od gmachu Biblioteki Londyńskiej. Zarknąłem na niego, zdobywając się na niewielki uśmiech.
- Też sobie jestem w stanie wyobrazić takiego trzynastoletniego Botta pchającego się tam, gdzie nie powinien. I właśnie dlatego pchamy się tu mając lat dwadzieścia jeden - uśmiechnąłem się trochę szerzej, odrywając wzrok od przyjaciela. Rozglądałem się uważnie dookoła, kiedy prześlizgiwaliśmy się przez kolejne korytarze starając się nie zwrócić na siebie niczyjej uwagi. Przedostaliśmy się w końcu do archiwum, w którym panowała absolutna cisza - całkiem zwodnicza, ponieważ nie byliśmy w obszernym pomieszczeniu sami. Wyciągnąłem przed siebie różdżkę rozważając, co tak właściwie należało robić. Bertie jednak przyszedł na ratunek. Uniosłem do góry brwi słysząc, jakie zaklęcie wybrał. Mimo wszystko miało to jednak sens, dlatego nie namyślając się zbyt długo powtórzyłem za nim dokładnie to samo:
- Avis.
| Wyposażenie: różdżka, fluoryt, czerwony kryształ, bransoleta z włosów syreny, eliksiry:
- marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 23)
- eliksir przeciwbólowy (1 porcja, stat. 5)
- eliksir przeciwbólowy (2 porcje, stat. 7)
- wywar ze szczuroszczeta (2 porcje, stat. 5)
- eliksir ożywiający (1 porcja, stat. 5)
- eliksir ochrony (1 porcja, stat. 23, moc = 117)
Nadal nie czułem się tak całkowicie swobodnie siedząc na fotelu pasażera w Miętusie. I to nie dlatego, że powątpiewałem w umiejętności Berta w kwestii prowadzenia samochodu: po prostu jechanie w środku metalowej, warczącej puszki nie znajdowało się na liście rzeczy, do których byłem w stanie łatwo przywyknąć. Oderwałem jednak wzrok od jezdni - tak jak gdyby moje próby czujnego obserwowania drogi miały cokolwiek pomóc w kwestii naszego bezpieczeństwa - przenosząc go na Bertiego.
- Ja bym nie mówił hop. Nie wiem czy pamiętasz, ale dzieliłem się z tobą ostatnio taką interesującą teorią, że ściągam pecha - powiedziałem całkiem poważnie, głęboko wierząc w swoje słowa. Jak na razie jedyna anomalia, którą udało mi się okiełznać była ta w Bushy Park, na którą wybrałem się razem z Susanne. Ostatnia próba z Bertiem zaowocowała poturbowaniem przez wściekłe fale i nowym przeziębieniem - miałem jednak szczerą nadzieję na to, że tym razem uda nam się nie skończyć na łasce żywiołu. Westchnąłem ciężko, bo może i nie przywykłem jeszcze do jazdy samochodem, ale niezwykle przyjemnym było siedzieć w jego całkiem ciepłym wnętrzu w czasie kiedy na zewnątrz w pogodzie panował jakiś Meksyk. Postawiłem kołnierz i przemknąłem razem z Bertiem przez kawałek chodnika dzielący nas od gmachu Biblioteki Londyńskiej. Zarknąłem na niego, zdobywając się na niewielki uśmiech.
- Też sobie jestem w stanie wyobrazić takiego trzynastoletniego Botta pchającego się tam, gdzie nie powinien. I właśnie dlatego pchamy się tu mając lat dwadzieścia jeden - uśmiechnąłem się trochę szerzej, odrywając wzrok od przyjaciela. Rozglądałem się uważnie dookoła, kiedy prześlizgiwaliśmy się przez kolejne korytarze starając się nie zwrócić na siebie niczyjej uwagi. Przedostaliśmy się w końcu do archiwum, w którym panowała absolutna cisza - całkiem zwodnicza, ponieważ nie byliśmy w obszernym pomieszczeniu sami. Wyciągnąłem przed siebie różdżkę rozważając, co tak właściwie należało robić. Bertie jednak przyszedł na ratunek. Uniosłem do góry brwi słysząc, jakie zaklęcie wybrał. Mimo wszystko miało to jednak sens, dlatego nie namyślając się zbyt długo powtórzyłem za nim dokładnie to samo:
- Avis.
| Wyposażenie: różdżka, fluoryt, czerwony kryształ, bransoleta z włosów syreny, eliksiry:
- marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 23)
- eliksir przeciwbólowy (1 porcja, stat. 5)
- eliksir przeciwbólowy (2 porcje, stat. 7)
- wywar ze szczuroszczeta (2 porcje, stat. 5)
- eliksir ożywiający (1 porcja, stat. 5)
- eliksir ochrony (1 porcja, stat. 23, moc = 117)
The member 'Alexander Farley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 33
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 33
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Metoda Zakonu
Bertie: 20x2=40
Alex: 40x3=120
- Ja przyciągam szczęście. - stwierdził. - Pokrętne i nietypowe ale szczęście.
Dodał, unosząc palec na wypadek gdyby Farley chciał marudzić cośtam o uciętych stopach i innych całkowicie w skali życia nieistotnych pierdołach. Ostatecznie w końcu przeżył ten koszmar. Przeżył dwadzieścia jeden cholernych lat więc chyba można mówić o szczęściu jeśli jest się Bertim Bottem.
- Więc po prostu pora żebyś wypuścił mnie na piedestał czy coś.
Wzruszył jeszcze ramionami, zaraz przechodząc do budynku i tam przez kolejne zabezpieczenia, jeśli w ogóle można tak to nazwać. W sumie to nadal dziwnie mu się posiadało stopę. Z tego powodu chwilami ostrożniej stawiał nogę, jakby miał się na niej wywalić, noale nie ważne, nawet z takim małym mankamentem przeszedł bez trudu.
- Prawda. - uśmiechnął się pod nosem na słowa Alexa. Im więcej oni naprawią na czas tym mniej głupich dzieciaków ulegnie tu wypadkowi. - Oby wszyscy głupi trzynastolatkowie opili nasze zdrowie jak podrosną. - stwierdził jeszcze, w archiwum jednak zamilkł i nasłuchiwał. Zaciskał palce na różdżce i wraz z Alexandrem po prostu czekał na to, co nadejdzie. Zaraz jednak jego skuteczne zaklęcie rozproszyło magiczne koty, a kiedy Alex do niego dołączył, wszystkie czterołapy zaczęły skakać i polować na ptaki, im dając spokój.
Bott odetchnął przy tym z ulgą.
- Jeden problem z głowy. - uśmiechnął się szerzej na uniesione brwi Farleya, który i tak nie nazwie go geniuszem, ale Bertie wie swoje. Oby tylko koty nie znudziły się zabawą z ptaszkami bo jednak okaże się że Bertie genialny nie jest. Narazie jednak nastał czas na poszukiwanie centrum anomalii. Co w sumie nie było trudne. Magia praktycznie sama prowadziła ich w odpowiednie miejsce albo po to by dać się ujarzmić albo - by zaraz z nimi wybuchnąć. W sumie to obie opcje były realne przy tak sprzecznym duecie jak FarleyBott, Bertie jednak z wiarą w powodzenie uniósł swoją różdżkę, starając się skoncentrować na centrum oszalałej magii, na tym by ją uspokoić, poskromić.
Bertie: 20x2=40
Alex: 40x3=120
- Ja przyciągam szczęście. - stwierdził. - Pokrętne i nietypowe ale szczęście.
Dodał, unosząc palec na wypadek gdyby Farley chciał marudzić cośtam o uciętych stopach i innych całkowicie w skali życia nieistotnych pierdołach. Ostatecznie w końcu przeżył ten koszmar. Przeżył dwadzieścia jeden cholernych lat więc chyba można mówić o szczęściu jeśli jest się Bertim Bottem.
- Więc po prostu pora żebyś wypuścił mnie na piedestał czy coś.
Wzruszył jeszcze ramionami, zaraz przechodząc do budynku i tam przez kolejne zabezpieczenia, jeśli w ogóle można tak to nazwać. W sumie to nadal dziwnie mu się posiadało stopę. Z tego powodu chwilami ostrożniej stawiał nogę, jakby miał się na niej wywalić, noale nie ważne, nawet z takim małym mankamentem przeszedł bez trudu.
- Prawda. - uśmiechnął się pod nosem na słowa Alexa. Im więcej oni naprawią na czas tym mniej głupich dzieciaków ulegnie tu wypadkowi. - Oby wszyscy głupi trzynastolatkowie opili nasze zdrowie jak podrosną. - stwierdził jeszcze, w archiwum jednak zamilkł i nasłuchiwał. Zaciskał palce na różdżce i wraz z Alexandrem po prostu czekał na to, co nadejdzie. Zaraz jednak jego skuteczne zaklęcie rozproszyło magiczne koty, a kiedy Alex do niego dołączył, wszystkie czterołapy zaczęły skakać i polować na ptaki, im dając spokój.
Bott odetchnął przy tym z ulgą.
- Jeden problem z głowy. - uśmiechnął się szerzej na uniesione brwi Farleya, który i tak nie nazwie go geniuszem, ale Bertie wie swoje. Oby tylko koty nie znudziły się zabawą z ptaszkami bo jednak okaże się że Bertie genialny nie jest. Narazie jednak nastał czas na poszukiwanie centrum anomalii. Co w sumie nie było trudne. Magia praktycznie sama prowadziła ich w odpowiednie miejsce albo po to by dać się ujarzmić albo - by zaraz z nimi wybuchnąć. W sumie to obie opcje były realne przy tak sprzecznym duecie jak FarleyBott, Bertie jednak z wiarą w powodzenie uniósł swoją różdżkę, starając się skoncentrować na centrum oszalałej magii, na tym by ją uspokoić, poskromić.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bertie Bott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 70
'k100' : 70
Uniosłem do góry jedną brew, starając się jakoś w miarę tajemniczo uśmiechnąć.
- Pokrętne i nietypowe to słowa, które bez przeszkód można by uznać za jakieś twoje przezwiska - odparłem, szturchając Bertiego lekko w ramię. Ten jednak zaczął mówić coś o jakichś piedestałach, co wywołało z mojej strony jedynie westchnięcie. I drugie, kiedy wspomniał coś o opijaniu naszego zdrowia.
- Chyba prędzej wiecznego odpoczynku, jeżeli pójdzie nam tak samo fenomenalnie jak ostatnio - rzuciłem z przekąsem. Nie raz i nie dwa przekonałem się już o tym, że anomalie są niezwykle zabójcze i nie wybaczają błędów. Albo one, albo Rycerze Walpurgii, którzy również na nie polowali, samodzielnie wygaszając - czy też raczej, jak zostaliśmy ostatnio uświadomieni jedynie wyciszają przy pomocy czarnej magii. To, co Percival zdradził Gwardzistom kilka tygodni temu było niezwykle istotne i pozwalało zdecydowanie inaczej spojrzeć na fanatycznych sługów Lorda Voldemorta.
Żarty zostawiliśmy jednak prędko na zewnątrz. Nie widziałem jeszcze wcześniej żadnego matagota na żywo, jednak wyglądały tak charakterystycznie i zarazem z lekka wzbudzały we mnie niechęć, że wspomnienia z lekcji opieki nad magicznymi stworzeniami powróciły do mnie głośnym echem. Nie pamiętałem zbyt wiele o tych stworzeniach, może poza tym, że to koty i dopóki się ich nie sprowokuje są tak właściwie nieszkodliwe. Cóż, nasze wejście tutaj mogło być jawną prowokacją, jednak wymyślony przez Bertiego sposób poradzenia sobie ze zwierzętami okazał się skuteczny. Wyczarowana chmara ptaszków zajęła je dostatecznie, abyśmy mogli przejść obok i skierować się dalej w odmęty archiwum.
- Miej oczy dookoła głowy - mruknąłem do Botta, uważnie rozglądając się na boki. Nie dużo czasu zajęło nam wyczucie charakterystycznego wibrowania magii, które niczym nitka do kłębka doprowadziła nas do źródła anomalii bez nieprzyjemnych przygód czy też przeszkód po drodze. Wyciągnąłem przed siebie różdżkę, razem z Bertiem rozpoczynając proces poskramiania anomalii przy pomocy zakonnej metody wykorzystującej obronę przed czarną magią.
| 130 - (70+20x2) = 20
III poziom Zakonu: k100 + 40x3
- Pokrętne i nietypowe to słowa, które bez przeszkód można by uznać za jakieś twoje przezwiska - odparłem, szturchając Bertiego lekko w ramię. Ten jednak zaczął mówić coś o jakichś piedestałach, co wywołało z mojej strony jedynie westchnięcie. I drugie, kiedy wspomniał coś o opijaniu naszego zdrowia.
- Chyba prędzej wiecznego odpoczynku, jeżeli pójdzie nam tak samo fenomenalnie jak ostatnio - rzuciłem z przekąsem. Nie raz i nie dwa przekonałem się już o tym, że anomalie są niezwykle zabójcze i nie wybaczają błędów. Albo one, albo Rycerze Walpurgii, którzy również na nie polowali, samodzielnie wygaszając - czy też raczej, jak zostaliśmy ostatnio uświadomieni jedynie wyciszają przy pomocy czarnej magii. To, co Percival zdradził Gwardzistom kilka tygodni temu było niezwykle istotne i pozwalało zdecydowanie inaczej spojrzeć na fanatycznych sługów Lorda Voldemorta.
Żarty zostawiliśmy jednak prędko na zewnątrz. Nie widziałem jeszcze wcześniej żadnego matagota na żywo, jednak wyglądały tak charakterystycznie i zarazem z lekka wzbudzały we mnie niechęć, że wspomnienia z lekcji opieki nad magicznymi stworzeniami powróciły do mnie głośnym echem. Nie pamiętałem zbyt wiele o tych stworzeniach, może poza tym, że to koty i dopóki się ich nie sprowokuje są tak właściwie nieszkodliwe. Cóż, nasze wejście tutaj mogło być jawną prowokacją, jednak wymyślony przez Bertiego sposób poradzenia sobie ze zwierzętami okazał się skuteczny. Wyczarowana chmara ptaszków zajęła je dostatecznie, abyśmy mogli przejść obok i skierować się dalej w odmęty archiwum.
- Miej oczy dookoła głowy - mruknąłem do Botta, uważnie rozglądając się na boki. Nie dużo czasu zajęło nam wyczucie charakterystycznego wibrowania magii, które niczym nitka do kłębka doprowadziła nas do źródła anomalii bez nieprzyjemnych przygód czy też przeszkód po drodze. Wyciągnąłem przed siebie różdżkę, razem z Bertiem rozpoczynając proces poskramiania anomalii przy pomocy zakonnej metody wykorzystującej obronę przed czarną magią.
| 130 - (70+20x2) = 20
III poziom Zakonu: k100 + 40x3
The member 'Alexander Farley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 41
'k100' : 41
Udało się - i dało się to łatwo wyczuć. W powietrzu zapanowała jakaś taka charakterystyczna ulga, jakby się trochę przerzedziło, stało się lżejsze. Bertie obrócił się powoli, rozglądając przy tym dookoła. Pytanie tylko czy na prawdę wszystko jest już w porządku. Bertie nauczył się już, że samo uspokojenie, stłumienie anomalii to zwykle nie wszystko. Anomalie lubią pozostawiać po sobie ślady trudne do zatarcia, które jednak zatrzeć trzeba.
I kiedy tak się rozglądał, zauważył, że ich magicznym kotkom znudziło się już ganianie za ptaszkami niestety. Cóż, i tak zadziałało całkiem nieźle i Bertie był całkiem zadowolony. Acz bardziej zadowolony będzie jeśli zwierzęta pozwolą im w spokoju opuścić to miejsce.
- Nie lubisz kotowatych?
Odezwał się przykucając. Bertie rzecz jasna wolał psy - bardziej energiczne, bardziej emocjonalne, szczere jak otwarta księga, hałaśliwe i zwyczajnie odpowiadające jego temperamentowi. Z kotami było ciężej, te wydawały się wybitnie mało sympatyczne, choć nie odrzucały go jakoś mocno.
W pierwszej chwili Bott chciał posłać im jeszcze kilka ptaszków do zjedzenia, by wyjść w spokoju, odruchowo nawet już unosił różdżkę, by po chwili schować ją do kieszeni. Zerknął przy tym na Selwyna. Magia była uspokojona, a jednak chyba obaj czuli, że to miejsce potrzebowało odpoczynku od zaklęć tym bardziej kiedy te wiązały się z ryzykiem występowania nowych anomalii.
Nie podnosząc się i obserwując koty, Bertie powoli zaczął szukać czegokolwiek czym mógłby je zainteresować, zająć jakoś.
- Widzisz cokolwiek czym mogłyby się zająć? - mruknął, z braku laku podnosząc z podłogi długą linijkę jaką ktoś tu porzucił najpewniej przy okazji wybuchu anomalii. Z buta wyjął sobie także sznurówkę by tę zawiązać na końcu linijki, tworząc tym samym wędkę dla kotów. Te wydawały się całkiem zabawą zainteresowane - pytanie czy zabawą nim czy z nim.
Na końcówce zaczepił jeszcze długopis który leżał niedaleko linijki, żeby coś na dole wędki energicznie dyndało i ledwo zdążył bo matagoty już były obok. Cofnął się o krok i na wyciągniętej ręce starał się pozaczepiać koty by zainteresować je zabawką. Unosił swoją wędkę z długopisem by zachęcić je do polowania na niego.
ONMS na I.
I kiedy tak się rozglądał, zauważył, że ich magicznym kotkom znudziło się już ganianie za ptaszkami niestety. Cóż, i tak zadziałało całkiem nieźle i Bertie był całkiem zadowolony. Acz bardziej zadowolony będzie jeśli zwierzęta pozwolą im w spokoju opuścić to miejsce.
- Nie lubisz kotowatych?
Odezwał się przykucając. Bertie rzecz jasna wolał psy - bardziej energiczne, bardziej emocjonalne, szczere jak otwarta księga, hałaśliwe i zwyczajnie odpowiadające jego temperamentowi. Z kotami było ciężej, te wydawały się wybitnie mało sympatyczne, choć nie odrzucały go jakoś mocno.
W pierwszej chwili Bott chciał posłać im jeszcze kilka ptaszków do zjedzenia, by wyjść w spokoju, odruchowo nawet już unosił różdżkę, by po chwili schować ją do kieszeni. Zerknął przy tym na Selwyna. Magia była uspokojona, a jednak chyba obaj czuli, że to miejsce potrzebowało odpoczynku od zaklęć tym bardziej kiedy te wiązały się z ryzykiem występowania nowych anomalii.
Nie podnosząc się i obserwując koty, Bertie powoli zaczął szukać czegokolwiek czym mógłby je zainteresować, zająć jakoś.
- Widzisz cokolwiek czym mogłyby się zająć? - mruknął, z braku laku podnosząc z podłogi długą linijkę jaką ktoś tu porzucił najpewniej przy okazji wybuchu anomalii. Z buta wyjął sobie także sznurówkę by tę zawiązać na końcu linijki, tworząc tym samym wędkę dla kotów. Te wydawały się całkiem zabawą zainteresowane - pytanie czy zabawą nim czy z nim.
Na końcówce zaczepił jeszcze długopis który leżał niedaleko linijki, żeby coś na dole wędki energicznie dyndało i ledwo zdążył bo matagoty już były obok. Cofnął się o krok i na wyciągniętej ręce starał się pozaczepiać koty by zainteresować je zabawką. Unosił swoją wędkę z długopisem by zachęcić je do polowania na niego.
ONMS na I.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bertie Bott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 25
'k100' : 25
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
Archiwum
Szybka odpowiedź