Archiwum
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
First topic message reminder :
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.[bylobrzydkobedzieladnie]
Archiwum
Archiwum mieści w sobie magazyn ksiąg nieużywanych oraz starych, wymagających specjalnych warunków przetrzymywania. Aby dostać się do tych woluminów, należy najpierw wypełnić rewers, będący pokwitowaniem wypożyczonej książki. Na rewersie składany jest podpis wypożyczającego, w celach zapewnienia większego bezpieczeństwa dla tych zbiorów. Tomy wypożyczane z archiwum przeglądać można jedynie w przeznaczonej do tego strefie. Nie można ich wynosić poza określony obszar. Władze instytucji zapewniają jednak względnie komfortową przestrzeń, która ułatwia zapoznanie się z interesującą gościa biblioteki lekturą.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 21:07, w całości zmieniany 2 razy
Wydawała mu się zabawna, właściwie od zawsze, podobnie jak irytująca, choć nie swoim sposobem bycia, ani charakterem, wdziękiem, czy raczej jego brakiem. Tym, że była — pomimo wszelakich przeszkód, chodziła, oddychała tym samym świeżym powietrzem. Dawniej po prostu szlama wzbudzająca racjonalnie niezbyt olbrzymie obrzydzenie, niechęć. Rzucała się w oczy, zwracała na siebie uwagę mimochodem. Trochę jak uciążliwa mucha na końskim zadzie. Można było odpędzać się od niej ogonem, a ona nieustępliwie próbowała usiąść na skórze. Bywała też zabawna, szczególnie w takich chwilach, jak ta, kiedy zadzierała brodę wyżej i pokazywała światu, że jest wielka pomimo swej maleńkości, silna i niezłomna. Może było to zasadne, tylko on uparcie nie chciał tego dostrzec lub na przekór wszystkiemu udawał, że jest zupełnie inaczej — lecz przecież zawsze czynił na przekór, mniej lub bardziej ostentacyjnie. Stalowe tęczówki utkwione były w niej bez ustanku, a on nie mrugał, nie przymykał powiek ani na chwilę, jakby czas zamroził go na moment, lód spowił jego ciało.
— Przeceniasz się — odpowiedział jej łagodnie i powoli, bez cienia złości. Nie dał po sobie zdradzić, że miała rację. Była wyjątkowa, bo jako jedna z niewielu działała mu na nerwy, tak po prostu. Tak zwyczajnie niesympatycznie, jak gdy jeden człowiek nie lubi drugiego. Jemu nie zdarzało się to często, wszak miał do większości stosunek ambiwalentny, rozpatrywał relacje pod kątem korzyści, jakie mógł z nich wyciągnąć. Ale ona… Ona była inna, przez co zapisywała się na kartach pisanych przez los dla niego historii. — Jednakże doceniam twoją dobrą wolę i szczególną dbałość o zapewnienie mi odpowiedniego poziomu rozrywki, Tonks. Naprawdę, przemiły gest — skinął lekko głową, zatrzymując na niej wzrok na dłużej. Zupełnie tak, jakby w tej jednej chwili, patrząc na nią w ten sposób oczami własnej wyobraźni rozczłonkowywał ją tu, w bibliotecznym archiwum, pomimo sympatycznego i uprzejmego uśmiechu jaki pozostawał na jego twarzy. — O nas?— spytał zdziwionym tonem nielubiącego zobowiązań kochanka. Przechylił głowę w przeciwną stronę niż jej i zlustrował ją wzrokiem, oczekując rozwinięcia myśli. Nim to jednak nastąpiło, przyjął własną interpretację:— Myślałem, że właśnie o nas rozmawiamy, Tonks. Chciałbym cię lepiej poznać. Was. Zrozumieć, co wami kieruje, jakie są wasze… marzenia. Jestem pewien, że mogę pomóc — kiedy skończył, uśmiechnął się czarująco, ukazując zęby, nie po to by ją zwieść. Stopa ich relacji nie pozwalała na podobne manewry. Nie było w jego twarzy jednak za grosz fałszu, naprawdę czerpał z tej rozmowy przyjemność. Chorą, niepoprawną. Pochylił się w jej kierunku i ściszył głos, choć ciągle rozmawiali cicho, tak, że oni sami mogli jedynie zrozumieć kierowane względem siebie słowa. — Co czujesz w tej chwili? Prawdziwą, niewysłowioną radość, że mnie widzisz? Nienawidzisz mnie, czy może zdegradowałaś mnie do poziomu nieznajomego, który jest całkiem obojętny? Zacznijmy może od tego, co nas łączy. — Zmrużył oczy i spoważniał na moment. — Brak mi jej czasem. A tobie?— Brak ci swojej wyimaginowanej przyjaciółki, Tonks? Ducha, zjawy, zmory, który nękał cię w najgorszych momentach i podsuwał okrutne pomysły? — Kim bez niej jesteś, hm? Wciąż sobą? A może zgubiłaś drogę bez niej?— Kiedyś to ona wskazywała ci kierunek, robiłaś co chciałaś. A teraz? Odwrócił wzrok na jej dłoń, kiedy trzymaj ją w swojej własnej, szorstkiej o długich, smukłych palcach.— Widzę w twoich oczach, jak bardzo próbujesz udowodnić wszystkim, gdzie jest twoje miejsce. Jak sobie próbujesz udowodnić, że jest właściwe. Twoja silna wola jest nawet imponująca.
Patrzył na jej dłoń krótko, szybko ją zabrała — co mógł w niej ujrzeć, nie mogła nawet przypuszczać. Na jego twarzy, przypominającej raczej twarz wyciosaną z kamienia niż ludzkiej, nie odmalowało się ani zaciekawienie ani szczególne zaskoczenie. Oczy sunęły po naznaczonych przez los liniach, które zdradzały skąpe, choć z góry zapisane ścieżki jej przeznaczenia.
— Nie masz pojęcia, prawda?— O tym, ile informacji o nas samych, a nie o przyszłych zdarzeniach nosimy na własnych rękach? Zerknął na nią z dołu, gdy zbyt pospiesznie cofnęła dłoń, nie dając mu wyczytać o niej wszystkiego co chciał. —Taka informacja kosztuje — odpowiedział figlarnie i odchylił się, aż na oparcie krzesła. Ludzie od wieków płacili wróżbitom za podobne informacje, za odpowiedzi malujące się na tajemniczych kartach tarota, w mglistej szklanej kuli… — Byłaś u mnie w domu. Mam?— Uniósł brew, która nagle i na chwilę zburzyła jego nieskazitelny i sympatyczny wyraz.
— Przeceniasz się — odpowiedział jej łagodnie i powoli, bez cienia złości. Nie dał po sobie zdradzić, że miała rację. Była wyjątkowa, bo jako jedna z niewielu działała mu na nerwy, tak po prostu. Tak zwyczajnie niesympatycznie, jak gdy jeden człowiek nie lubi drugiego. Jemu nie zdarzało się to często, wszak miał do większości stosunek ambiwalentny, rozpatrywał relacje pod kątem korzyści, jakie mógł z nich wyciągnąć. Ale ona… Ona była inna, przez co zapisywała się na kartach pisanych przez los dla niego historii. — Jednakże doceniam twoją dobrą wolę i szczególną dbałość o zapewnienie mi odpowiedniego poziomu rozrywki, Tonks. Naprawdę, przemiły gest — skinął lekko głową, zatrzymując na niej wzrok na dłużej. Zupełnie tak, jakby w tej jednej chwili, patrząc na nią w ten sposób oczami własnej wyobraźni rozczłonkowywał ją tu, w bibliotecznym archiwum, pomimo sympatycznego i uprzejmego uśmiechu jaki pozostawał na jego twarzy. — O nas?— spytał zdziwionym tonem nielubiącego zobowiązań kochanka. Przechylił głowę w przeciwną stronę niż jej i zlustrował ją wzrokiem, oczekując rozwinięcia myśli. Nim to jednak nastąpiło, przyjął własną interpretację:— Myślałem, że właśnie o nas rozmawiamy, Tonks. Chciałbym cię lepiej poznać. Was. Zrozumieć, co wami kieruje, jakie są wasze… marzenia. Jestem pewien, że mogę pomóc — kiedy skończył, uśmiechnął się czarująco, ukazując zęby, nie po to by ją zwieść. Stopa ich relacji nie pozwalała na podobne manewry. Nie było w jego twarzy jednak za grosz fałszu, naprawdę czerpał z tej rozmowy przyjemność. Chorą, niepoprawną. Pochylił się w jej kierunku i ściszył głos, choć ciągle rozmawiali cicho, tak, że oni sami mogli jedynie zrozumieć kierowane względem siebie słowa. — Co czujesz w tej chwili? Prawdziwą, niewysłowioną radość, że mnie widzisz? Nienawidzisz mnie, czy może zdegradowałaś mnie do poziomu nieznajomego, który jest całkiem obojętny? Zacznijmy może od tego, co nas łączy. — Zmrużył oczy i spoważniał na moment. — Brak mi jej czasem. A tobie?— Brak ci swojej wyimaginowanej przyjaciółki, Tonks? Ducha, zjawy, zmory, który nękał cię w najgorszych momentach i podsuwał okrutne pomysły? — Kim bez niej jesteś, hm? Wciąż sobą? A może zgubiłaś drogę bez niej?— Kiedyś to ona wskazywała ci kierunek, robiłaś co chciałaś. A teraz? Odwrócił wzrok na jej dłoń, kiedy trzymaj ją w swojej własnej, szorstkiej o długich, smukłych palcach.— Widzę w twoich oczach, jak bardzo próbujesz udowodnić wszystkim, gdzie jest twoje miejsce. Jak sobie próbujesz udowodnić, że jest właściwe. Twoja silna wola jest nawet imponująca.
Patrzył na jej dłoń krótko, szybko ją zabrała — co mógł w niej ujrzeć, nie mogła nawet przypuszczać. Na jego twarzy, przypominającej raczej twarz wyciosaną z kamienia niż ludzkiej, nie odmalowało się ani zaciekawienie ani szczególne zaskoczenie. Oczy sunęły po naznaczonych przez los liniach, które zdradzały skąpe, choć z góry zapisane ścieżki jej przeznaczenia.
— Nie masz pojęcia, prawda?— O tym, ile informacji o nas samych, a nie o przyszłych zdarzeniach nosimy na własnych rękach? Zerknął na nią z dołu, gdy zbyt pospiesznie cofnęła dłoń, nie dając mu wyczytać o niej wszystkiego co chciał. —Taka informacja kosztuje — odpowiedział figlarnie i odchylił się, aż na oparcie krzesła. Ludzie od wieków płacili wróżbitom za podobne informacje, za odpowiedzi malujące się na tajemniczych kartach tarota, w mglistej szklanej kuli… — Byłaś u mnie w domu. Mam?— Uniósł brew, która nagle i na chwilę zburzyła jego nieskazitelny i sympatyczny wyraz.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Połączyło ich to, co przewrotnie najmocniej ich różniło. Przekonania, pochodzenie wszystko to, było z początku jedynie przyczyną. Ale jej charakter i kolejne poczynania pozwoliły wymknąć się przed szereg innych uczniów - w tej chwili bezimiennych, a kolejne spotkania i przeżycia budowały znajomość, która zdecydowanie różniła się od innych. Do groma przewin, które jego zdaniem nosiła na ramionach dochodziła metamorfomagia o której wspomniał wcześniej. Słyszała, nie tylko od niego, że to umiejętność, którą skradła niczym złodziej. Nic bardziej mylnego, choć żadne z nich nie zadało sobie trudu by spytać, jak do czarownicy mugolskiego pochodzenia dotarł tak rzadki gen. Obserwowała go z uwagą nie siląc się na udawanie, że jest inaczej. Pokręciła przecząco głową.
- Wręcz przeciwnie. - wypłynęło z jej ust z spokojem i czymś w rodzaju pewności. W końcu wiedziała kim była. W końcu wiedziała na co ją stać. W końcu przestała bać się być sobą. Pamiętała też wyraz jego twarzy, kiedy zmusiła go do zaprzestania zagłębiania noża w rękę Tildy. Pamiętała też dokładnie obietnicę, którą wtedy jej złożył. Wytrzymała spojrzenie, które zaserwował jej po kolejnych słowach, choć nie należało do przyjemnych. Przynosił zimno które zakuło. Nie poruszyła się jednak, dźwigając lekko kącik ust ku górze, by skinąć mu głową. - Do usług. - zapewniła go. Była pewna, że przyjdzie im się jeszcze spotkać. Ale wtedy, wtedy sprawa prawdopodobnie będzie miała się zgoła inaczej. Przytaknęła jeszcze raz głową na zadane pytanie. Uchyliła wargi, by powiedzieć coś jeszcze, ale on uprzedził ją. Przymknęła więc je wysłuchując słów, które powiedział. Jednak w czasie kiedy kolejne zdania padały, jej usta wydęły się, a nos zmarszczył w niezadowoleniu. - Widzisz, Ramsey. Mówisz cię, jednak za chwilę mówisz was. Robię się trochę zazdrosna. - wyznała z niezadowoleniem, któremu niezmiennie towarzyszył zmarszczony w złości nos, obserwując jak częstuje ją czarującym uśmiechem. I gdyby go nie znała - a może bardziej nie wiedziała, jakim diabłem w ludzkiej skórze jest - dałaby się na niego nabrać. Czuł napięcie każdej chwili, powietrze, które zdawało się zatrzymać, czas, który oczekiwał na kolejne reakcje i słowa. - W tej konkretnej? Że naruszasz moją strefę komfortu. - odpowiedziała marszcząc odrobinę brwi, zaraz uniosła kącik ust ku górze. Na pytanie, które się pojawiło pozwoliła by na jej twarzy wykwitło zastanowienie. Bo naprawdę poważnie zastanowiła się nad wypowiedzianymi słowami. Nie czuła radości. Na pewno nie był jej już nieznajomym. Nim jednak zdążyła finalnie wybrać odpowiedź poruszył inny temat. Spojrzała na niego, zmarszczka na czole pogłębiła się. Wiedziała dokładnie do kogo się odnosi.
- Nie. - odpowiedziała więc zgodnie z prawdą. Nie brakowało jej Nits. Nie potrzebowała jej. - Nigdy nie byłam bardziej sobą. - dodała jeszcze i było to stwierdzenie zgodne z prawdą. Kolejne słowa, wzrok skierowany na jej dłoń sprawiły, że na kilka sekund zamarła. - Nie tylko silną wolą potrafię zaimponować. - odpowiedziała, zabierając dłoń. Miał rację w pewnych momentach, aspektach, ale nie był tym z którym zamierzała się tym dzielić.
Zacisnęła wargi na kolejne z pytań. Bo tym razem, mógł mieć całkowitą prawdę. Nie znała się na wróżbiarstwie. Nie wybrała go w Hogwarcie nie zawierzając wizjom w fusach czy kryształowych kulach. Jej brew drgnęła unosząc się do góry.
- Ile? - zapytała więc wątpiąc, że zdradziłby jej cokolwiek. Ostatnie z pytań sprawiło, że przesunęła spojrzeniem po jego twarzy lustrując zmarszczki wokół oczu, krzywiznę nosa, plamki na tęczówkach. Nie odpowiedziała nic, pozwalając, by odpowiedzią była jedynie uśmiech, który posłała w jego kierunku.
- Wręcz przeciwnie. - wypłynęło z jej ust z spokojem i czymś w rodzaju pewności. W końcu wiedziała kim była. W końcu wiedziała na co ją stać. W końcu przestała bać się być sobą. Pamiętała też wyraz jego twarzy, kiedy zmusiła go do zaprzestania zagłębiania noża w rękę Tildy. Pamiętała też dokładnie obietnicę, którą wtedy jej złożył. Wytrzymała spojrzenie, które zaserwował jej po kolejnych słowach, choć nie należało do przyjemnych. Przynosił zimno które zakuło. Nie poruszyła się jednak, dźwigając lekko kącik ust ku górze, by skinąć mu głową. - Do usług. - zapewniła go. Była pewna, że przyjdzie im się jeszcze spotkać. Ale wtedy, wtedy sprawa prawdopodobnie będzie miała się zgoła inaczej. Przytaknęła jeszcze raz głową na zadane pytanie. Uchyliła wargi, by powiedzieć coś jeszcze, ale on uprzedził ją. Przymknęła więc je wysłuchując słów, które powiedział. Jednak w czasie kiedy kolejne zdania padały, jej usta wydęły się, a nos zmarszczył w niezadowoleniu. - Widzisz, Ramsey. Mówisz cię, jednak za chwilę mówisz was. Robię się trochę zazdrosna. - wyznała z niezadowoleniem, któremu niezmiennie towarzyszył zmarszczony w złości nos, obserwując jak częstuje ją czarującym uśmiechem. I gdyby go nie znała - a może bardziej nie wiedziała, jakim diabłem w ludzkiej skórze jest - dałaby się na niego nabrać. Czuł napięcie każdej chwili, powietrze, które zdawało się zatrzymać, czas, który oczekiwał na kolejne reakcje i słowa. - W tej konkretnej? Że naruszasz moją strefę komfortu. - odpowiedziała marszcząc odrobinę brwi, zaraz uniosła kącik ust ku górze. Na pytanie, które się pojawiło pozwoliła by na jej twarzy wykwitło zastanowienie. Bo naprawdę poważnie zastanowiła się nad wypowiedzianymi słowami. Nie czuła radości. Na pewno nie był jej już nieznajomym. Nim jednak zdążyła finalnie wybrać odpowiedź poruszył inny temat. Spojrzała na niego, zmarszczka na czole pogłębiła się. Wiedziała dokładnie do kogo się odnosi.
- Nie. - odpowiedziała więc zgodnie z prawdą. Nie brakowało jej Nits. Nie potrzebowała jej. - Nigdy nie byłam bardziej sobą. - dodała jeszcze i było to stwierdzenie zgodne z prawdą. Kolejne słowa, wzrok skierowany na jej dłoń sprawiły, że na kilka sekund zamarła. - Nie tylko silną wolą potrafię zaimponować. - odpowiedziała, zabierając dłoń. Miał rację w pewnych momentach, aspektach, ale nie był tym z którym zamierzała się tym dzielić.
Zacisnęła wargi na kolejne z pytań. Bo tym razem, mógł mieć całkowitą prawdę. Nie znała się na wróżbiarstwie. Nie wybrała go w Hogwarcie nie zawierzając wizjom w fusach czy kryształowych kulach. Jej brew drgnęła unosząc się do góry.
- Ile? - zapytała więc wątpiąc, że zdradziłby jej cokolwiek. Ostatnie z pytań sprawiło, że przesunęła spojrzeniem po jego twarzy lustrując zmarszczki wokół oczu, krzywiznę nosa, plamki na tęczówkach. Nie odpowiedziała nic, pozwalając, by odpowiedzią była jedynie uśmiech, który posłała w jego kierunku.
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
Przyglądał jej się, kiedy się uśmiechała, tak po prostu — podobnie, jak i on, kiedy marszczyła nos w grymasie i niezadowoleniu, ściągała brwi ku sobie, zastanawiając się nad jego słowami — analizując i rozważając wypowiadane przez niego zdania. Ta obserwacja pozwalała mu myśleć, że znał ją. I znał ją dobrze, choć cała ta sfera przeznaczona wyjątkowo dla jej przyjaciół była mu zupełnie obca. Widywał ją jednak na tyle często w przeciągu całego swojego życia, że skolekcjonował wszystkie jej gesty, miny, słowa, frazy i sposób mówienia. Być może ktoś inny na jego miejscu nigdy nie przywiązywałby do tego wagi — jego to jednak ciekawiło najbardziej. Wiedział bowiem, że o cokolwiek spyta będzie kłamać, będzie go zbywać. Chciał więc ujrzeć ją przybierającą rozmaite maski, odgrywającą role, aby nauczyć się jej zachowań i poznać sposób działania. Bo gdy przyjdzie co do czego, kiedy zmieni twarz i stanie przed nim, wyglądając jak ktoś inny — będzie wiedział. Poczuje się tak, jakby obcą osobę znał tyle lat i w końcu zrozumie, że oczy jak zwykle, ułomne narzędzie, mylą.
Na jej niezadowolenie odpowiedział wpierw ruchem. Przysunął się bliżej, zmniejszając bez problemu odległość. Łatwo było poczuć zapach jej perfum. Głos zniżył do szeptu, puste oczy ulokował prosto w jej twarzy. Czy z zewnątrz nie wyglądaliby jak flirtująca para ukryta w bibliotece, spoglądająca sobie namiętnie w oczy pomiędzy ludźmi, którzy czujnie spoglądali na nich raz za razem? Ktoś mógłby wziąć ich za tajemniczych kochanków. Gra w pozory trwała w najlepsze.
– Zazdrość to okropne uczucie, wyzbądź się jej. Wywoła tylko chaos w twojej głowie i sprawi, że stracisz pewność, które decyzję są twoimi własnymi, a które jedynie aktami słodkiej zemsty — poradził jej życzliwie, uśmiechając się przyjemnie. — Musisz chyba przywyknąć do takiego stanu rzeczy. Zakładam, że więcej osób się mną interesuje, nie możesz mieć mnie na wyłączność, skarbie — szepnął cicho. Potem odchylił się do tyłu i przyjrzał jej z dystansu, przechylając głowę i rozsiadając na krześle jak panisko. Przelotnie spojrzał na mijającą ich stolik dziewczynę, powoli tracąc zainteresowanie swoją rozmówczynią.— Nie możesz mnie obwiniać za własne, błędne decyzje.— Uniósł obie dłonie w geście poddania, a następnie splótł je na piersi. W końcu to ona sama usiadła przy jego stoliku, nie musiał tego nawet proponować. Sama zaoferowała swoją pomoc, sama podała mu swoją dłoń. Jeśli naruszał jej strefę komfortu to tylko na jej własne życzenie. W tym uśmiechu, który cały czas utrzymywał się na jego twarzy pojawił się perfidny wyraz.
— Pięć tysięcy galeonów — odpowiedział bez ogródek. To była kwota, za którą mógł zdradzić jej to, co chciałaby wiedzieć. Wyglądał na otwartego na propozycje i ewentualne negocjacje. Kilka pikantnych tajemnic, zdradzających nadchodzącą przyszłość warte było horrendalnie wysokiej kwoty. O ile chciała wiedzieć. Spodziewał się, że jednak postawi na niespodziankę. Tym lepiej dla niej, przyszłość miała przybrać odcienie szarości i czerni. Miała tonąć w smutku wielu ludzi, złocie nielicznych, elity dumnie wznoszącej się na wyżyny. Ale do tego nie potrzebował ani dłoni ani magicznej kuli.
Na jej niezadowolenie odpowiedział wpierw ruchem. Przysunął się bliżej, zmniejszając bez problemu odległość. Łatwo było poczuć zapach jej perfum. Głos zniżył do szeptu, puste oczy ulokował prosto w jej twarzy. Czy z zewnątrz nie wyglądaliby jak flirtująca para ukryta w bibliotece, spoglądająca sobie namiętnie w oczy pomiędzy ludźmi, którzy czujnie spoglądali na nich raz za razem? Ktoś mógłby wziąć ich za tajemniczych kochanków. Gra w pozory trwała w najlepsze.
– Zazdrość to okropne uczucie, wyzbądź się jej. Wywoła tylko chaos w twojej głowie i sprawi, że stracisz pewność, które decyzję są twoimi własnymi, a które jedynie aktami słodkiej zemsty — poradził jej życzliwie, uśmiechając się przyjemnie. — Musisz chyba przywyknąć do takiego stanu rzeczy. Zakładam, że więcej osób się mną interesuje, nie możesz mieć mnie na wyłączność, skarbie — szepnął cicho. Potem odchylił się do tyłu i przyjrzał jej z dystansu, przechylając głowę i rozsiadając na krześle jak panisko. Przelotnie spojrzał na mijającą ich stolik dziewczynę, powoli tracąc zainteresowanie swoją rozmówczynią.— Nie możesz mnie obwiniać za własne, błędne decyzje.— Uniósł obie dłonie w geście poddania, a następnie splótł je na piersi. W końcu to ona sama usiadła przy jego stoliku, nie musiał tego nawet proponować. Sama zaoferowała swoją pomoc, sama podała mu swoją dłoń. Jeśli naruszał jej strefę komfortu to tylko na jej własne życzenie. W tym uśmiechu, który cały czas utrzymywał się na jego twarzy pojawił się perfidny wyraz.
— Pięć tysięcy galeonów — odpowiedział bez ogródek. To była kwota, za którą mógł zdradzić jej to, co chciałaby wiedzieć. Wyglądał na otwartego na propozycje i ewentualne negocjacje. Kilka pikantnych tajemnic, zdradzających nadchodzącą przyszłość warte było horrendalnie wysokiej kwoty. O ile chciała wiedzieć. Spodziewał się, że jednak postawi na niespodziankę. Tym lepiej dla niej, przyszłość miała przybrać odcienie szarości i czerni. Miała tonąć w smutku wielu ludzi, złocie nielicznych, elity dumnie wznoszącej się na wyżyny. Ale do tego nie potrzebował ani dłoni ani magicznej kuli.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Nie znosiła go. Już od czasu, kiedy po raz pierwszy stanęli naprzeciw siebie na szkolnym korytarzu. Minęło wiele lat, każde z nich przeżyło swoje własne historie, które splatały się ze sobą co jakiś czas, odbijały od siebie i przyciągały ponownie, jakby los niezmiennie postanawiał stawiać ich na tej samej ścieżce, jednak jako dwa przeciwne dla siebie siły, próbując dając światu możliwość wyrównania szans. Co nie zmieniało, że lubiła go spotykać. Nie chciała, był arogancki i wykorzystywał ludzi dla własnej korzyści. Krzywdził ich dla własnej satysfakcji. Był egoistą, którym nie patrzył na krzywdę którą wyrządzał innym, jeśli zbliżało go to do obranego przez niego celu.
Tak, zdecydowanie go nie znosiła.
Prowokował ją umyślnie. Wiedziała dokładnie, co poświadczał jeszcze fakt, że na jej słowa przysunął się bliżej. Oddychała powoli wpatrując się na niego spod zmarszczonych powiek. Jasne, błękitne tęczówki lustrowały jego twarz. Na ich dnie skrzyła się lodowata złość. Skrzyżowała z nim spojrzenie nie przejmując się spojrzeniami, które wędrowały w ich kierunku. Czuła ja na sobie, ale nie zaprzątały one jej głowy. Skupiała się na tym, co znajdowało się jej bliżej. Zdecydowanie za blisko.
- Mówisz z doświadczenia? - zapytała zniżając również głośność własnych słów. Przyjemny uśmiech na jego twarzy jedynie mocniej ją rozsierdzał. Pogłębiał zmarszczenie na czole. Irytował. Miała ochotę zmyć mu z twarzy ten uśmieszek, którym pewnie nabrał niejedną, nieświadomą zagrożenia kobietę. Jego bliskość mimo wszystko była w jakiś sposób przytłaczająca. Ale nie w ten przyjemny, słodki sposób. Bardziej przypominało to coś innego. Coś na co mimowolnie miała ochotę się wzdrygnąć, były trudne do opisania uczucie zrzucić z ramion. Bliżej temu było do mknących ku jej szyi dłoni, oblepiającym, brudnym, smolistym czymś, co próbowało ją zamknąć, albo pozbawić pewności. Ta, mimo wszystko pozostała niezachwiana, pozwalając panować nad własnymi ruchami. Mimo wszystko, powinna mu podziękować. Nieświadomie pomagał jej w okiełznaniu własnych odruchów. Zrozumieniu tych, którym chciała się poddać. Tych, po które sięgała jako pierwsze. Tych, które składały się na nią i które musiała zmienić, jeśli chciała skorzystać ze swojej umiejętności odpowiednio. - Nie można odmówić ci popularność. - zgodziła się z nim, nie odwracając od niego spojrzenia nawet gdy się odsunął, czy spojrzał na kogoś, kto przechodził za nimi. Jej dłoń uniosła się, by założyć kosmyki jasnych włosów za ucho. Na kolejne słowa westchnęła, wywracając teatralnie oczami. - Niestety w tym wypadku masz rację. - wzruszyła ramionami, ignorując perfidny wyraz twarzy, który jedynie prowokował ją mocniej. Kiedy usłyszała kwotę uniosła brwi ku górze przekrzywiając głowę na bok, jakby próbując rozpoznać, czy mówi poważnie, czy rzuca kwota całkowicie w ciemno. Kilka krótkich sekund próbowała rozwikłać to, jednocześnie zastanawiając się, na ile prawdziwe mogłoby być jego informacje. Szczerze wątpiła, by powiedział jej prawdę. A ona sama, byłaby głupia, gdyby zaufała słowom wychodzącym z jego ust. Podniosła się, zbierając swoje książki ze stolika. Odeszła kilka kroków by odwrócić się na pięcie.
- Przemyślę to. - przyznała posyłając uśmiech w jego kierunku. - Jak się zdecyduję.. - jak, nie jeśli, czy kiedy. - … to wpadnę na kawę. W końcu wiem, gdzie mieszkasz. - stwierdziła, w pożegnalnym geście unosząc jedną z dłonie ku górze. - Do później, Mulciber. - powiedziała nie ściągając z twarzy uśmiechu, przynajmniej do czasu, kiedy odwróciła się by odejść. Do później, bo to, że jeszcze się spotkają nie było w jej odczuciu oczywiste. Los spychał ich ku sobie, nie miała wątpliwości, że ujrzy jeszcze ten irytujący wyraz twarzy.
| zt
Tak, zdecydowanie go nie znosiła.
Prowokował ją umyślnie. Wiedziała dokładnie, co poświadczał jeszcze fakt, że na jej słowa przysunął się bliżej. Oddychała powoli wpatrując się na niego spod zmarszczonych powiek. Jasne, błękitne tęczówki lustrowały jego twarz. Na ich dnie skrzyła się lodowata złość. Skrzyżowała z nim spojrzenie nie przejmując się spojrzeniami, które wędrowały w ich kierunku. Czuła ja na sobie, ale nie zaprzątały one jej głowy. Skupiała się na tym, co znajdowało się jej bliżej. Zdecydowanie za blisko.
- Mówisz z doświadczenia? - zapytała zniżając również głośność własnych słów. Przyjemny uśmiech na jego twarzy jedynie mocniej ją rozsierdzał. Pogłębiał zmarszczenie na czole. Irytował. Miała ochotę zmyć mu z twarzy ten uśmieszek, którym pewnie nabrał niejedną, nieświadomą zagrożenia kobietę. Jego bliskość mimo wszystko była w jakiś sposób przytłaczająca. Ale nie w ten przyjemny, słodki sposób. Bardziej przypominało to coś innego. Coś na co mimowolnie miała ochotę się wzdrygnąć, były trudne do opisania uczucie zrzucić z ramion. Bliżej temu było do mknących ku jej szyi dłoni, oblepiającym, brudnym, smolistym czymś, co próbowało ją zamknąć, albo pozbawić pewności. Ta, mimo wszystko pozostała niezachwiana, pozwalając panować nad własnymi ruchami. Mimo wszystko, powinna mu podziękować. Nieświadomie pomagał jej w okiełznaniu własnych odruchów. Zrozumieniu tych, którym chciała się poddać. Tych, po które sięgała jako pierwsze. Tych, które składały się na nią i które musiała zmienić, jeśli chciała skorzystać ze swojej umiejętności odpowiednio. - Nie można odmówić ci popularność. - zgodziła się z nim, nie odwracając od niego spojrzenia nawet gdy się odsunął, czy spojrzał na kogoś, kto przechodził za nimi. Jej dłoń uniosła się, by założyć kosmyki jasnych włosów za ucho. Na kolejne słowa westchnęła, wywracając teatralnie oczami. - Niestety w tym wypadku masz rację. - wzruszyła ramionami, ignorując perfidny wyraz twarzy, który jedynie prowokował ją mocniej. Kiedy usłyszała kwotę uniosła brwi ku górze przekrzywiając głowę na bok, jakby próbując rozpoznać, czy mówi poważnie, czy rzuca kwota całkowicie w ciemno. Kilka krótkich sekund próbowała rozwikłać to, jednocześnie zastanawiając się, na ile prawdziwe mogłoby być jego informacje. Szczerze wątpiła, by powiedział jej prawdę. A ona sama, byłaby głupia, gdyby zaufała słowom wychodzącym z jego ust. Podniosła się, zbierając swoje książki ze stolika. Odeszła kilka kroków by odwrócić się na pięcie.
- Przemyślę to. - przyznała posyłając uśmiech w jego kierunku. - Jak się zdecyduję.. - jak, nie jeśli, czy kiedy. - … to wpadnę na kawę. W końcu wiem, gdzie mieszkasz. - stwierdziła, w pożegnalnym geście unosząc jedną z dłonie ku górze. - Do później, Mulciber. - powiedziała nie ściągając z twarzy uśmiechu, przynajmniej do czasu, kiedy odwróciła się by odejść. Do później, bo to, że jeszcze się spotkają nie było w jej odczuciu oczywiste. Los spychał ich ku sobie, nie miała wątpliwości, że ujrzy jeszcze ten irytujący wyraz twarzy.
| zt
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
Archiwum
Szybka odpowiedź