Sala główna
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★
[bylobrzydkobedzieladnie]
Sala główna
Wnętrze "Białej Wiwerny" nie odbiega od wyglądu przeciętnej, niezbyt szanowanej knajpy. Sala główna, która znajduje się na parterze kamienicy, na pierwszy rzut oka wydaje się niezbyt pokaźna, lecz to tylko złudzenie - po przekroczeniu progu widać jedynie jej niewielką część, tę, w której znajdują się dobrze zaopatrzony bar oraz schody prowadzące na piętro. Odnogi izby prowadzą do kilku odrębnych skupisk stolików, gdzie można w spokoju przeprowadzać niezbyt legalne interesy czy rozmawiać w kameralnej, prywatnej atmosferze. Cały lokal oświetlany jest światłem licznych magicznych świec, zaś podniszczone blaty są regularnie czyszczone przez kilka zatrudnionych tam dziewczyn, toteż "Biała Wywerna" nie odstrasza potencjalnych klientów swym stanem, a przynajmniej nie wszystkich.
Możliwość gry w kościanego pokera
Usłyszała beznamiętny głos niemrawej suki do którego dołączył kolejno kobiecy, jak męski. Sama jednak wytężała swoje zmysły starając się zarejestrować przyczynę. Było to nieuniknione - w końcu była naukowcem, a ci w zwyczaju mają doszukiwać się powodów, prawda? Tym bardziej jeżeli te mogły zagrażać Jemu. Tylko skąd? Drzwi którymi przybyli były zamknięte.
Zmrużyła ślepia widząc bladą poświatę jasności lumosa wywołanego przez Mariannę. To co ją jednak zastanowiło to fakt, że jego blask, który sprawnie powinien rozświetlić w normalnych warunkach pomieszczenie ginął w mroku ograniczając widoczność. Przywodziło jej to na myśl jedno z zaklęć ochronnych...tenebris, a być może była to jakaś permutacja nox?
Przyłożyła do ust palec w geście niemego nakazu ciszy. Znów to usłyszała. Nie wydawało się jej. Spojrzała w tamtym kierunku w sposób jednoznaczny, niczym kot do którego uszu doszedł dźwięk harcującej myszy. Skinęła głową w stronę Marianny - tam - mówiły jej brązowe ślepia, które zawiesiła przelotnie to na Mariannie, to na Daphne, która zachowywała się co najmniej podejrzanie. Może sytuacja ją przytłaczała? Kto wie. Alisa nie roztrząsała się nad tym tylko podążyła za akustyczną anomalią krokiem w którym na próżno było szukać wahania. Nie zdecydowała się na wywołanie światła uznając ciemność za sojuszniczkę, jednak jeśli Marianna miała zamiar podążyć za nią ze swoim światłem Aisa gotowa była przedzierać szlak wysuwając się na pierwszą linię ognia. Była w końcu Mulciberem.
|spostrzegawczość
Zmrużyła ślepia widząc bladą poświatę jasności lumosa wywołanego przez Mariannę. To co ją jednak zastanowiło to fakt, że jego blask, który sprawnie powinien rozświetlić w normalnych warunkach pomieszczenie ginął w mroku ograniczając widoczność. Przywodziło jej to na myśl jedno z zaklęć ochronnych...tenebris, a być może była to jakaś permutacja nox?
Przyłożyła do ust palec w geście niemego nakazu ciszy. Znów to usłyszała. Nie wydawało się jej. Spojrzała w tamtym kierunku w sposób jednoznaczny, niczym kot do którego uszu doszedł dźwięk harcującej myszy. Skinęła głową w stronę Marianny - tam - mówiły jej brązowe ślepia, które zawiesiła przelotnie to na Mariannie, to na Daphne, która zachowywała się co najmniej podejrzanie. Może sytuacja ją przytłaczała? Kto wie. Alisa nie roztrząsała się nad tym tylko podążyła za akustyczną anomalią krokiem w którym na próżno było szukać wahania. Nie zdecydowała się na wywołanie światła uznając ciemność za sojuszniczkę, jednak jeśli Marianna miała zamiar podążyć za nią ze swoim światłem Aisa gotowa była przedzierać szlak wysuwając się na pierwszą linię ognia. Była w końcu Mulciberem.
|spostrzegawczość
The member 'Alisa Mulciber' has done the following action : rzut kością
'k100' : 41
'k100' : 41
Światło z jej różdżki nie było zbyt silne, co ją nieco zdziwiło. Z tego co wiedziała, jego promień powinien spokojnie rozświetlić jeszcze trochę pomieszczenia, a nie tylko odległość do jej stóp i dwie osoby stojące obok. Reszta nadal ukrywała się w ciemnościach.
Docierały do niej głosy, część osób chciało iść chyba poinformować Czarnego Pana o całym zajściu, reszta natomiast miała tu pozostać i poszukać winowajcy. Ktoś musiał być sprawcą całego zamieszania, owa Daphne stała z niewyraźną miną, jakby coś miało jej się zaraz stać, a ciemność była co najmniej dziwna. Marianna więc skupiła się na jedynej osobie w swoim otoczeniu, która była w jakiś sposób ogarnięta, czyli na Alisie, przy okazji całkowicie tracąc zainteresowanie Daphne. Świeciła w kierunku młodej kobiety, dzięki czemu była w stanie dostrzec fakt, że odwróciła ona w jednym kierunku swoją głowę, a zaraz, odpowiednim gestem, wskazała mniej więcej kierunek, w którym chciała zmierzać. Goshawk nie sądząc, aby poruszanie się samej było zbyt mądrym posunięciem, postanowiła pójść za nią. Może się do czegoś przyda, a od zawsze wiadomo, że co dwie głowy to nie jedna… czy też w tym przypadku, co dwie różdżki.
Dziewczyna przytknęła palec do ust, aby zachowały ciszę. Marianna więc skierowała swoją różdżkę w stronę, w którą zaczęła iść jej towarzyszka chcąc jej oświetlić drogę na tyle, na ile była w stanie, a sama wytężyła swój słuch, mając nadzieję, że uda jej się coś usłyszeć. Jakiś głos, szmer, cokolwiek co doprowadziłoby je na odpowiednią drogę do sprawcy.
|rzucam na spostrzegawczość
Docierały do niej głosy, część osób chciało iść chyba poinformować Czarnego Pana o całym zajściu, reszta natomiast miała tu pozostać i poszukać winowajcy. Ktoś musiał być sprawcą całego zamieszania, owa Daphne stała z niewyraźną miną, jakby coś miało jej się zaraz stać, a ciemność była co najmniej dziwna. Marianna więc skupiła się na jedynej osobie w swoim otoczeniu, która była w jakiś sposób ogarnięta, czyli na Alisie, przy okazji całkowicie tracąc zainteresowanie Daphne. Świeciła w kierunku młodej kobiety, dzięki czemu była w stanie dostrzec fakt, że odwróciła ona w jednym kierunku swoją głowę, a zaraz, odpowiednim gestem, wskazała mniej więcej kierunek, w którym chciała zmierzać. Goshawk nie sądząc, aby poruszanie się samej było zbyt mądrym posunięciem, postanowiła pójść za nią. Może się do czegoś przyda, a od zawsze wiadomo, że co dwie głowy to nie jedna… czy też w tym przypadku, co dwie różdżki.
Dziewczyna przytknęła palec do ust, aby zachowały ciszę. Marianna więc skierowała swoją różdżkę w stronę, w którą zaczęła iść jej towarzyszka chcąc jej oświetlić drogę na tyle, na ile była w stanie, a sama wytężyła swój słuch, mając nadzieję, że uda jej się coś usłyszeć. Jakiś głos, szmer, cokolwiek co doprowadziłoby je na odpowiednią drogę do sprawcy.
|rzucam na spostrzegawczość
A ty? Czy ty? Już rozumiesz też
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Marianna Goshawk
Zawód : Uzdrowicielka rodziny Burke, pomocnica Cassandry
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Marianna Goshawk' has done the following action : rzut kością
'k100' : 83
'k100' : 83
Samantha na początku kroczyła w ciemności, a jej wilcze zmysły zawiodły - idąc, potknęła się i wpadła na ścianę, uderzając się w głowę; niedotkliwie, ale zdołało ją to na chwilę zdezorientować, a jej czoło zaczęło miarowo pulsować bólem. Dopiero wtedy, gdy rozbłysło światło wyczarowane przez innych Rycerzy, Samantha widziała wyraźnie, w którą stronę powinna się udać - dostrzegła też, że na drodze do komnaty wyprzedziła ją Giovanna. Włoszka bez większych problemów ruszyła w kierunku ukrytej komnaty, nie napotykając w ciemności żadnych przeszkód. Gdy rozbłysło światło, dostrzegła, że kieruje się w stronę kamiennych schodów jako pierwsza, a podąża za nią Samantha. Jeżeli kobiety - bądź chociaż jedna z nich - zdecydują się pójść dalej, zejdą po kamiennych schodach i trafią do długiego, ciemnego korytarza. Na jego końcu znajdą obraz przedstawiający atakującego węża.
Zaklęcie rzucone przez Quentina niczego nie zmieniło; nie znając się jednak na obronie przed czarną magią, Quentin nie mógł być pewien, czy powodem był zakończony fiaskiem urok czy faktycznie w pobliżu nienałożone były żadne klątwy. Podobny efekt przyniósł czar rzucony przez Edgara - łamacz klątw zdawał sobie jednak sprawę, że jego próba nie powiodła się.
Zaklęcia Apollinare i Cynerika rzucone zostały z sukcesem; z końców ich różdżek wydobyły się kule światła i zawisły nad ich głowami, umożliwiając Samancie, Giovannie, Alisie i Mariannie bezproblemowe dotarcie do celu. Mężczyźni zdołali oświetlić całe pomieszczenie, przywracając niemalże pełną widoczność; wszystkie ruchy Rycerzy sprawiały jednak, że po ścianach tańczyły cienie. Mogły sprawiać niepokojące wrażenie, że ktoś - ktoś obcy, ktoś groźny, ktoś nieprzyjazny - czaił się o krok, gotów do ataku.
Daphne wciąż nie zdołała pokonać pętającej jej bezsilności; dopóki towarzyszyło jej to uczucie, nie mogła nikogo zaatakować, ale nie uniemożliwiało to podejmowania innych, dowolnych działań.
Alisa i Marianna bezbłędnie podążały za narastającym dzwonieniem, najpierw przy delikatnym świetle padającym z różdżki drugiej z kobiet, a potem ich drogę oświetlał już pełny blask dwóch rzuconych Lumos Maxima. Po chwili natrafiły na wąski korytarz, który zaczął się rozwidlać. Odgłosy czyjejś (czy na pewno ludzkiej?) obecności dobiegały z lewej odnogi - na samym końcu znajdowały się zaś drzwi. Jeśli któraś z kobiet zdecyduje się spróbować je otworzyć bez magii, okaże się, że są zamknięte. Ale dzwonienie łańcuchów zza nich dochodzące nie ustanie.
---
A potem z przeraźliwym hukiem otworzyły się drzwi wejściowe do Białej Wywerny - w tym samym momencie w zapomnienie odeszła całkowita ciemność i znów zapaliły się wcześniej zgaszone świecie. Gdyby nie dwie kule światła, w pomieszczeniu wciąż panowałby jednak półmrok. Zaklęcie rzucone przez barmana na drzwi w widoczny sposób straciło swoją moc - co mogło mieć na to wpływ?
Za szeroko otwartymi, wejściowymi drzwiami stały cztery ciemne, na pierwszy rzut oka zakapturzone postacie - mogli dostrzec je wszyscy zgromadzeni w sali głównej, ale nie zdołali jeszcze rozpoznać ich twarzy. Samantha i Giovanna usłyszały tylko bliżej nieokreślony, przytłumiony huk - nie wiedziały, co mogło być jego źródłem. Alisa i Marianna dosłyszały dobiegający z sali głównej huk i mogły domyślić się, że wywołały go otwierające się, wejściowe drzwi.
Mia i Aspen, stojący ramię w ramię z dwoma rosłymi aurorami, dostrzegli rozciągające się przed nimi pomieszczenie. Nad głowami dwóch mężczyzn znajdowały się kule światła. Oprócz tego nieopodal stało dwóch kolejnych nieznajomych i jasnowłosa kobieta - czy rzeczywiście wszyscy byli czarnoksiężnikami zgromadzonymi na tajnym spotkaniu? Jeżeli Mia lub Aspen znali którąkolwiek ze zgromadzonych w przybytku osób, byli w stanie rozpoznać jej twarz. Nie minęła chwila, gdy obaj rośli aurorzy unieśli różdżki.
- Pavor veneno! - jeden z nich wypowiedział inkantację i zaraz z końca jego różdżki wydobyła się jasna mgła: zaczęła wypełniać pomieszczenie, budząc we wciąż znajdujących się w sali głównej Rycerzach słabość, poczucie niemocy, strach...
| Samantha, Giovanna, Alisa, Marianna - możecie powrócić na salę główną (będzie to jedyna akcja, jaką będziecie mogły wtedy wykonać w tej turze) bądź kontynuować to, co zaczęłyście. Efekt działania zaklęcia Pavor veneno aktualnie może dosięgnąć wyłącznie Apollinare, Cynerika, Daphne, Edgara i Quentina. Będzie utrzymywał się przez trzy tury.
Daphne, jeśli zdecydujesz się przełamać pierwotną słabość, to ST przełamania wynosi 60. Do wyniku rzutu dodaje się bonus za biegłość siły woli. Dopóki działa pętające cię zaklęcie, nie jesteś w stanie podjąć żadnej ofensywnej akcji.
Przypominam, że wciąż korzystamy ze starych biegłości - w przypadku posiadania biegłości koncentracja można teleportować się w chwili zagrożenia, ST=60. Niepowodzenie skutkuje rozszczepieniem, teleportować się można wyłącznie z różdżką.
Kary do rzutów: Aspen: brak (-2), Edgar: -5, Mia: brak (-8), Samantha: brak (-2)
(Quentin, drobna uwaga na przyszłość - post mg wyraźnie wskazał, że tylko Edgar odczuł efekt rzuconego przez siebie zaklęcia: tylko on wiedział, że w pobliżu nie ma nikogo niewidzialnego. Twoja postać nie wie o tym tak długo, aż Edgar jej tego nie przekaże.)
UWAGA, przez pierwsze 24h pierwszeństwo w napisaniu posta mają Mia i Aspen; pominąć ich można dopiero po upływie tego czasu. Alisa, Giovanna, Marianna i Samantha mogą pisać niezależnie od Mii i Aspena.
Następny post mistrza gry pojawi się za 48h.
Zaklęcie rzucone przez Quentina niczego nie zmieniło; nie znając się jednak na obronie przed czarną magią, Quentin nie mógł być pewien, czy powodem był zakończony fiaskiem urok czy faktycznie w pobliżu nienałożone były żadne klątwy. Podobny efekt przyniósł czar rzucony przez Edgara - łamacz klątw zdawał sobie jednak sprawę, że jego próba nie powiodła się.
Zaklęcia Apollinare i Cynerika rzucone zostały z sukcesem; z końców ich różdżek wydobyły się kule światła i zawisły nad ich głowami, umożliwiając Samancie, Giovannie, Alisie i Mariannie bezproblemowe dotarcie do celu. Mężczyźni zdołali oświetlić całe pomieszczenie, przywracając niemalże pełną widoczność; wszystkie ruchy Rycerzy sprawiały jednak, że po ścianach tańczyły cienie. Mogły sprawiać niepokojące wrażenie, że ktoś - ktoś obcy, ktoś groźny, ktoś nieprzyjazny - czaił się o krok, gotów do ataku.
Daphne wciąż nie zdołała pokonać pętającej jej bezsilności; dopóki towarzyszyło jej to uczucie, nie mogła nikogo zaatakować, ale nie uniemożliwiało to podejmowania innych, dowolnych działań.
Alisa i Marianna bezbłędnie podążały za narastającym dzwonieniem, najpierw przy delikatnym świetle padającym z różdżki drugiej z kobiet, a potem ich drogę oświetlał już pełny blask dwóch rzuconych Lumos Maxima. Po chwili natrafiły na wąski korytarz, który zaczął się rozwidlać. Odgłosy czyjejś (czy na pewno ludzkiej?) obecności dobiegały z lewej odnogi - na samym końcu znajdowały się zaś drzwi. Jeśli któraś z kobiet zdecyduje się spróbować je otworzyć bez magii, okaże się, że są zamknięte. Ale dzwonienie łańcuchów zza nich dochodzące nie ustanie.
---
A potem z przeraźliwym hukiem otworzyły się drzwi wejściowe do Białej Wywerny - w tym samym momencie w zapomnienie odeszła całkowita ciemność i znów zapaliły się wcześniej zgaszone świecie. Gdyby nie dwie kule światła, w pomieszczeniu wciąż panowałby jednak półmrok. Zaklęcie rzucone przez barmana na drzwi w widoczny sposób straciło swoją moc - co mogło mieć na to wpływ?
Za szeroko otwartymi, wejściowymi drzwiami stały cztery ciemne, na pierwszy rzut oka zakapturzone postacie - mogli dostrzec je wszyscy zgromadzeni w sali głównej, ale nie zdołali jeszcze rozpoznać ich twarzy. Samantha i Giovanna usłyszały tylko bliżej nieokreślony, przytłumiony huk - nie wiedziały, co mogło być jego źródłem. Alisa i Marianna dosłyszały dobiegający z sali głównej huk i mogły domyślić się, że wywołały go otwierające się, wejściowe drzwi.
Mia i Aspen, stojący ramię w ramię z dwoma rosłymi aurorami, dostrzegli rozciągające się przed nimi pomieszczenie. Nad głowami dwóch mężczyzn znajdowały się kule światła. Oprócz tego nieopodal stało dwóch kolejnych nieznajomych i jasnowłosa kobieta - czy rzeczywiście wszyscy byli czarnoksiężnikami zgromadzonymi na tajnym spotkaniu? Jeżeli Mia lub Aspen znali którąkolwiek ze zgromadzonych w przybytku osób, byli w stanie rozpoznać jej twarz. Nie minęła chwila, gdy obaj rośli aurorzy unieśli różdżki.
- Pavor veneno! - jeden z nich wypowiedział inkantację i zaraz z końca jego różdżki wydobyła się jasna mgła: zaczęła wypełniać pomieszczenie, budząc we wciąż znajdujących się w sali głównej Rycerzach słabość, poczucie niemocy, strach...
| Samantha, Giovanna, Alisa, Marianna - możecie powrócić na salę główną (będzie to jedyna akcja, jaką będziecie mogły wtedy wykonać w tej turze) bądź kontynuować to, co zaczęłyście. Efekt działania zaklęcia Pavor veneno aktualnie może dosięgnąć wyłącznie Apollinare, Cynerika, Daphne, Edgara i Quentina. Będzie utrzymywał się przez trzy tury.
Daphne, jeśli zdecydujesz się przełamać pierwotną słabość, to ST przełamania wynosi 60. Do wyniku rzutu dodaje się bonus za biegłość siły woli. Dopóki działa pętające cię zaklęcie, nie jesteś w stanie podjąć żadnej ofensywnej akcji.
Przypominam, że wciąż korzystamy ze starych biegłości - w przypadku posiadania biegłości koncentracja można teleportować się w chwili zagrożenia, ST=60. Niepowodzenie skutkuje rozszczepieniem, teleportować się można wyłącznie z różdżką.
Kary do rzutów: Aspen: brak (-2), Edgar: -5, Mia: brak (-8), Samantha: brak (-2)
(Quentin, drobna uwaga na przyszłość - post mg wyraźnie wskazał, że tylko Edgar odczuł efekt rzuconego przez siebie zaklęcia: tylko on wiedział, że w pobliżu nie ma nikogo niewidzialnego. Twoja postać nie wie o tym tak długo, aż Edgar jej tego nie przekaże.)
UWAGA, przez pierwsze 24h pierwszeństwo w napisaniu posta mają Mia i Aspen; pominąć ich można dopiero po upływie tego czasu. Alisa, Giovanna, Marianna i Samantha mogą pisać niezależnie od Mii i Aspena.
Następny post mistrza gry pojawi się za 48h.
Wcale nie czuła się źle, gdy otulała ja ciemność. Czuła się po prostu ukryta, chociaż nie mogła zwolnić szaleńczego galopu serca i napięcia mięśni, która nadawało jej obraz kota szykującego się do skoku.
Pierwsza misja - kołatało się w jej głowie i ta sama duma, płynąca we krwi krzyczała, że musi się wykazać, nie zawieść, podołać zaufaniu i udowodnić, że...jest warta więcej, niż większość uważa. Przecież wybrała. Tak?
I chociaż swego kompana w postaci Aspena, poznała ledwie przed godziną (ile czasu minęło od spotkania w sali świstoklików?) w jakiś sposób traktowała go jako towarzysza broni. Ta sama emocja, która z takim trudem ujawniała się podczas treningów, ta sama niechęć burząca naukę współgrania, teraz zbladła. Miała przed sobą zadanie i nie mogła przecież pozwolić, by przez nią coś się posypało. Prawda?
Była uparta, a zaciśnięta w pięść wolna dłoń miarowo poruszała się, jakby chciała rozbić otulający ją niepokój. Nieświadomie też zaciskała zęby i poczuła to dopiero, gdy w końcu uchyliły się przed nimi drzwi, a ciemność w jednej chwili opadła odsłaniając kilka stojących w sali sylwetek. Jedno spojrzenie nie wystarczało, by przyjrzeć się dokładnie wszystkim, ale wśród znajomych twarzy rozpoznała Edgara, ten sam czarodziej, który trafił z nią kilka dni temu do baśniowej? enklawy i walki z bazyliszkiem. Czy to na pewno nie był sen?
Nie zastanawiała się jednak długo. Aurorzy przed nimi już czarowali, porywając mgielnym zniechęceniem zgromadzonych czarodziei, czy może...czarnoksiężników? Kim byli i co tu robili?
- Expelliarmus - wycelowała różdżkę w bok, mając nadzieję, że zaklęcie rozbroi stojącego mężczyznę (Cynerica). Na Nokturnie mało kto nie miał nic na sumieniu (jeśli to było możliwe), a zapobiegawcze pozbycie się różdżek z dłoni, było najsensowniejszym rozwiązaniem. Przeciwników było więcej i nadal nie byli pewni, czy trafili na właściwy ślad i zgromadzenie czarnoksiężnik, o których mówił Szef. Czas miał zapewne to zweryfikować.
Pierwsza misja - kołatało się w jej głowie i ta sama duma, płynąca we krwi krzyczała, że musi się wykazać, nie zawieść, podołać zaufaniu i udowodnić, że...jest warta więcej, niż większość uważa. Przecież wybrała. Tak?
I chociaż swego kompana w postaci Aspena, poznała ledwie przed godziną (ile czasu minęło od spotkania w sali świstoklików?) w jakiś sposób traktowała go jako towarzysza broni. Ta sama emocja, która z takim trudem ujawniała się podczas treningów, ta sama niechęć burząca naukę współgrania, teraz zbladła. Miała przed sobą zadanie i nie mogła przecież pozwolić, by przez nią coś się posypało. Prawda?
Była uparta, a zaciśnięta w pięść wolna dłoń miarowo poruszała się, jakby chciała rozbić otulający ją niepokój. Nieświadomie też zaciskała zęby i poczuła to dopiero, gdy w końcu uchyliły się przed nimi drzwi, a ciemność w jednej chwili opadła odsłaniając kilka stojących w sali sylwetek. Jedno spojrzenie nie wystarczało, by przyjrzeć się dokładnie wszystkim, ale wśród znajomych twarzy rozpoznała Edgara, ten sam czarodziej, który trafił z nią kilka dni temu do baśniowej? enklawy i walki z bazyliszkiem. Czy to na pewno nie był sen?
Nie zastanawiała się jednak długo. Aurorzy przed nimi już czarowali, porywając mgielnym zniechęceniem zgromadzonych czarodziei, czy może...czarnoksiężników? Kim byli i co tu robili?
- Expelliarmus - wycelowała różdżkę w bok, mając nadzieję, że zaklęcie rozbroi stojącego mężczyznę (Cynerica). Na Nokturnie mało kto nie miał nic na sumieniu (jeśli to było możliwe), a zapobiegawcze pozbycie się różdżek z dłoni, było najsensowniejszym rozwiązaniem. Przeciwników było więcej i nadal nie byli pewni, czy trafili na właściwy ślad i zgromadzenie czarnoksiężnik, o których mówił Szef. Czas miał zapewne to zweryfikować.
Mia Mulciber
Zawód : byłam
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And I find it kinda funny, I find it kinda sad
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Mia Mulciber' has done the following action : rzut kością
'k100' : 63
'k100' : 63
Nie można od razu wypływać na głęboką wodę i czoło Sam dobrze się o tym przekonało. Żałowała tylko, że nie poczekała, aż reszta oświetli salę. Cóż, pozostało jej mieć nadzieję, że nikt nie widział jej zderzenia ze ścianą. Na szczęście, mimo lekkiego bólu głowy, chwilę później była już obok Giovanny, która widocznie też postanowiła poinformować o zajściu Czarnego Pana. Na szczęście, bo gdy tylko zniknęły za rogiem, do sali głównej ktoś wparował, czemu towarzyszył głośny huk. Nie zamierzała tam wracać, nie ze strachu, raczej przez zdrowy rozsądek. Bezbronna i tak w niczym by nie pomogła - rzuciłaby co najwyżej butem. Znikome efekty tego czynu łatwo jest przewidzieć.
- Dobra, chodź. - szepnęła do Borgii i pomknęła wzdłuż korytarza prowadzącego do ukrytej komnaty.
Zdrowy rozsądek nie pozwalał jej wrócić do sali głównej, za to uważał za normalne wchodzenie do komnaty pełnej Śmierciożerców z Czarnym Panem na ich czele i ostrzeżenie ich przed... No właśnie czym? Ale nie było czasu na rozpoznawanie sytuacji. Riddle w dość niekonwencjonalny sposób uczył ich zasad gry zespołowej i współpracy, ale chyba zaczęło w końcu działać. Znała swoje możliwości nie mając różdżki przy boku i wiedziała, że w sali głównej tylko by przeszkadzała, a Czarny Pan i Śmierciożercy musieli zostać powiadomieni.
W końcu miała dojść do obrazu z wężem.
Jak wejść? Co powiedzieć, żeby nie wzbudzić Jego gniewu?
- Dobra, chodź. - szepnęła do Borgii i pomknęła wzdłuż korytarza prowadzącego do ukrytej komnaty.
Zdrowy rozsądek nie pozwalał jej wrócić do sali głównej, za to uważał za normalne wchodzenie do komnaty pełnej Śmierciożerców z Czarnym Panem na ich czele i ostrzeżenie ich przed... No właśnie czym? Ale nie było czasu na rozpoznawanie sytuacji. Riddle w dość niekonwencjonalny sposób uczył ich zasad gry zespołowej i współpracy, ale chyba zaczęło w końcu działać. Znała swoje możliwości nie mając różdżki przy boku i wiedziała, że w sali głównej tylko by przeszkadzała, a Czarny Pan i Śmierciożercy musieli zostać powiadomieni.
W końcu miała dojść do obrazu z wężem.
Jak wejść? Co powiedzieć, żeby nie wzbudzić Jego gniewu?
The member 'Samantha Weasley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 65
'k100' : 65
Wbrew temu co przydarzyło mu się lata temu nie żałował powrotu do pracy jako funkcjonariusz policji. Czuł, że jest na swoim miejscu, choć oczywistym było, że wolał unikać wszelkich starć z czarnoksiężnikami i niezbyt udanych czarnomagicznych zaklęć. Niestety nie dało się tego aspektu w żaden sposób obejść. Praca to obowiązki i wyzwania. A ta misja na pewno miała nim dla niego być.
Gdy tylko pomieszczenie ponownie rozjaśniało mogli ujrzeć znajdujące się w nim osoby. Jego wzrok sprawnie przeskakiwał z jednej twarzy do drugiej.
Wśród obecnych tu osób rozpoznał jednak jedynie niedawno przesłuchiwanego przez siebie Edgara. Wiadomo, że wiele osób plotkowało o ich domniemanych powiązaniach z czarną magią, ale przynależność do czegoś w rodzaju sekty to zupełnie co innego. Nie myślał nad tym jednak zbyt długo próbując ogarnąć wzrokiem resztę towarzystwa. Grupka miała przewagę liczebną, co nijak mu się podobało. Muszą wykorzystać mądrze przewagę jaką mają, bo w innym wypadku może być naprawdę źle.
Gdzie jesteś do cholery Raiden? Co jeśli przeciwników było więcej i to właśnie oni zatrzymali jego i Diggorego?
To prawda, że nie mieli pewności, czy obecne tu osoby faktycznie zebrały się na "zlocie czarnoksiężników", nie było jednak czasu na zastanawianie się nad tym. Jeśli mieliby wierzyć słowom szefa Biura Aurorów to właśnie znaleźli się w samym środku legowiska węży. Po wszystkim będą się zastanawiać, czy robią dobrze, czy źle.
- Commotio - Wskazał różdżką na jednego z mężczyzn (Apollinare) wypowiadając inkarnację. Nikt całkiem niewinny nie mógł znajdować się w tym pokoju, a zresztą, jak często Szef jakiegoś Departamentu się myli, a już tym bardziej jeśli chodzi o życie wielu osób? Później będzie najwyżej walczył ze swoimi wyrzutami sumienia, teraz najważniejsze było bezpieczeństwo jego, Mii i pozostałych aurorów.
Gdy tylko pomieszczenie ponownie rozjaśniało mogli ujrzeć znajdujące się w nim osoby. Jego wzrok sprawnie przeskakiwał z jednej twarzy do drugiej.
Wśród obecnych tu osób rozpoznał jednak jedynie niedawno przesłuchiwanego przez siebie Edgara. Wiadomo, że wiele osób plotkowało o ich domniemanych powiązaniach z czarną magią, ale przynależność do czegoś w rodzaju sekty to zupełnie co innego. Nie myślał nad tym jednak zbyt długo próbując ogarnąć wzrokiem resztę towarzystwa. Grupka miała przewagę liczebną, co nijak mu się podobało. Muszą wykorzystać mądrze przewagę jaką mają, bo w innym wypadku może być naprawdę źle.
Gdzie jesteś do cholery Raiden? Co jeśli przeciwników było więcej i to właśnie oni zatrzymali jego i Diggorego?
To prawda, że nie mieli pewności, czy obecne tu osoby faktycznie zebrały się na "zlocie czarnoksiężników", nie było jednak czasu na zastanawianie się nad tym. Jeśli mieliby wierzyć słowom szefa Biura Aurorów to właśnie znaleźli się w samym środku legowiska węży. Po wszystkim będą się zastanawiać, czy robią dobrze, czy źle.
- Commotio - Wskazał różdżką na jednego z mężczyzn (Apollinare) wypowiadając inkarnację. Nikt całkiem niewinny nie mógł znajdować się w tym pokoju, a zresztą, jak często Szef jakiegoś Departamentu się myli, a już tym bardziej jeśli chodzi o życie wielu osób? Później będzie najwyżej walczył ze swoimi wyrzutami sumienia, teraz najważniejsze było bezpieczeństwo jego, Mii i pozostałych aurorów.
Aspen Sprout
Zawód : Funkcjonariusz policji
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
"Every Night & every Morn
Some to Misery are Born
Every Morn & every Night
Some are Born to sweet delight"
Some to Misery are Born
Every Morn & every Night
Some are Born to sweet delight"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Aspen Sprout' has done the following action : rzut kością
'k100' : 21
'k100' : 21
Z uwagą podążała za dźwiękiem odcinając się od reszty świata. Przyświecał jej cel rozwikłania zagadki i być może znalezienia powodu zmieszania. Naturalnie przyświecała jej też różdżka towarzyszki i to dzięki temu udało im się sprawnie znaleźć przed drzwiami.
Alisa zmierzyła je od dołu do góry, by następne nacisnąć klamkę jedną dłonią gdy to w drugiej trzymała w pogotowiu różdżkę. Drzwi okazały się jednak zamknięte. Nie było to zaskakujące - jak zawsze podejrzane dźwięki trzymano pod kluczem. Sama Mulciberowa stosowała ten patent na kilku istotkach trzymanych w piwnicy.
Niemniej cmoknęła z dezaprobatą powietrze, a następnie uniosła różdżkę na wysokość zamka, gdy...rozległ się huk. Uniosła brew.
- Nasza spóźnialska ma jakiegoś brata czy kuzynów? - fuknęła niedowierzająco, lecz wyraźnie zapaliła jej się w głowie ostrzegawcza lampka. Spóźniony okazałby raczej więcej pokory i raczej nie wyważałby drzwi, a to co dobiegło do jej uszu tak właśnie brzmiało. Co tu się wyprawiało?
- Alohomora - poruszyła nadgarstkiem. Po kolei...
Alisa zmierzyła je od dołu do góry, by następne nacisnąć klamkę jedną dłonią gdy to w drugiej trzymała w pogotowiu różdżkę. Drzwi okazały się jednak zamknięte. Nie było to zaskakujące - jak zawsze podejrzane dźwięki trzymano pod kluczem. Sama Mulciberowa stosowała ten patent na kilku istotkach trzymanych w piwnicy.
Niemniej cmoknęła z dezaprobatą powietrze, a następnie uniosła różdżkę na wysokość zamka, gdy...rozległ się huk. Uniosła brew.
- Nasza spóźnialska ma jakiegoś brata czy kuzynów? - fuknęła niedowierzająco, lecz wyraźnie zapaliła jej się w głowie ostrzegawcza lampka. Spóźniony okazałby raczej więcej pokory i raczej nie wyważałby drzwi, a to co dobiegło do jej uszu tak właśnie brzmiało. Co tu się wyprawiało?
- Alohomora - poruszyła nadgarstkiem. Po kolei...
The member 'Alisa Mulciber' has done the following action : rzut kością
'k100' : 92
'k100' : 92
Nie mogła oprzeć się wrażeniu, jakby zawisło nadeń fatum.
Być może wszystko było winą przeklętego Paryża? Jeśli tylko nie zdecydowałaby się na wyjazd, na spotkaniu Rycerzy zasiadłaby przy stole na równi z nimi, nie straciłaby różdżki próbując się tu dostać, nie byłaby teraz bezbronna jak ranna łania.
-Nie mam różdżki. Straciłam ją, napadnięto mnie, było ich kilku… – wyrzekła w końcu, czując, że winna się do tego przyznać reszcie. W głębi ducha czuła, że coś jest nie tak.
Czy mogła liczyć na ich pomoc? Czuła się niczym żebrak, bądź mugol, robak, którym dotąd gardziła. Uczucie wstydu było potężne, lecz jeszcze silniejsza była wola, by uwolnić się spod pęt dziwnego uczucia, które pozbawiało ją możliwości ataku. Zaczęła kroczyć ku schodom prowadzącym na górę, a huk sprawił, że niemal podskoczyła w miejscu.
Wzdłuż kręgosłupa przebiegł jej zimny dreszcz.
Daphne Rowle z rzadka traciła nad sobą panowanie. Zawsze zdawała się przypominać zimą rzeźbę bez uczuć i emocji, lecz teraz, gdy straciła jakby swą prawą rękę, widocznie się denerwowała. Umknęła jak najdalej od drzwi, naciągając obszerny kaptur na głowę i ukrywając twarz, próbując skryć się za mężczyznami, co winni wszak zrozumieć – jak miała im pomóc bez różdżki?
[bylobrzydkobedzieladnie]
Być może wszystko było winą przeklętego Paryża? Jeśli tylko nie zdecydowałaby się na wyjazd, na spotkaniu Rycerzy zasiadłaby przy stole na równi z nimi, nie straciłaby różdżki próbując się tu dostać, nie byłaby teraz bezbronna jak ranna łania.
-Nie mam różdżki. Straciłam ją, napadnięto mnie, było ich kilku… – wyrzekła w końcu, czując, że winna się do tego przyznać reszcie. W głębi ducha czuła, że coś jest nie tak.
Czy mogła liczyć na ich pomoc? Czuła się niczym żebrak, bądź mugol, robak, którym dotąd gardziła. Uczucie wstydu było potężne, lecz jeszcze silniejsza była wola, by uwolnić się spod pęt dziwnego uczucia, które pozbawiało ją możliwości ataku. Zaczęła kroczyć ku schodom prowadzącym na górę, a huk sprawił, że niemal podskoczyła w miejscu.
Wzdłuż kręgosłupa przebiegł jej zimny dreszcz.
Daphne Rowle z rzadka traciła nad sobą panowanie. Zawsze zdawała się przypominać zimą rzeźbę bez uczuć i emocji, lecz teraz, gdy straciła jakby swą prawą rękę, widocznie się denerwowała. Umknęła jak najdalej od drzwi, naciągając obszerny kaptur na głowę i ukrywając twarz, próbując skryć się za mężczyznami, co winni wszak zrozumieć – jak miała im pomóc bez różdżki?
[bylobrzydkobedzieladnie]
here in the forest, dark and deep,
I offer you eternal sleep
I offer you eternal sleep
Ostatnio zmieniony przez Daphne Rowle dnia 29.03.17 19:56, w całości zmieniany 2 razy
Daphne Rowle
Zawód : Niewymowna, alchemiczka i trucicielka
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
jeśli przeżyje choć jeden wilk,
owce nigdy nie będą bezpieczne
owce nigdy nie będą bezpieczne
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Daphne Rowle' has done the following action : rzut kością
'k100' : 92
'k100' : 92
Sala główna
Szybka odpowiedź