Wydarzenia


Ekipa forum
Kuchnia
AutorWiadomość
Kuchnia [odnośnik]25.09.16 15:24
First topic message reminder :

Kuchnia

Bardzo przytulna francuska kuchnia nawiązująca do wiejskiego klimatu wygląda bardzo naturalnie. Wszystko ma swoje miejsce w pozornym nieładzie. Gdzieniegdzie przebijają się staroświeckie elementy, nie brak drewna i poskręcanych sosnowych umocnień. Kolorystyka nawiązuje do uroczej i bogatej natury prowincji. Na przykład, można zobaczyć następujące kolory: fioletowy kolor jak pola lawendy, żółty i zielony jak letnie słońca. W kuchni znajduje się też wiele innych elementów dekoracyjnych i atrybutów związanych z wiejskim życiem.

[bylobrzydkobedzieladnie]


Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again



Ostatnio zmieniony przez Raiden Carter dnia 29.07.18 13:27, w całości zmieniany 3 razy
Raiden Carter
Raiden Carter
Zawód : dzień dobry
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I don't know but I been told
A big legged woman ain't got no
s o u l
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia - Page 3 Tumblr_nd9k6t8Tpx1rjxr81o8_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3256-raiden-carter#55069 https://www.morsmordre.net/t3274-tales#55392 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3526-skrytka-bankowa-nr-834#61585 https://www.morsmordre.net/t3275-raiden-carter#117377

Re: Kuchnia [odnośnik]12.01.17 21:26
Raiden próbował jakoś się uspokoić. Jakoś nie przywoływać wspomnień ze spotkania na cmentarzu, gdzie dosłownie musiał się uspokajać, by nie zrobić niczego głupiego. Czy uderzenie mężczyzny coś by dało? Może wyładowałby swoją złość, ale czy pomogłoby to w jakikolwiek ich rodzinie? Nie, na pewno nie. Carter jedynie wiedziałby, że pokazał swoją pogardę i złość na samą myśl o przywróceniu tego sukinsyna z powrotem, lub właściwie po raz pierwszy, do ich relacji. Nie chciał, by ktokolwiek stawał między nią a Sophią, a podobieństwo do ojca mogło sprawić, że John mógł stać się kimś niezwykle ważnym dla jego siostry. I tego właśnie się obawiał. Że tęsknota za rodzicem zostanie obrócona przeciwko niej. Że stary Carter to wykorzysta i znowu zostawi ich z bolesną pustką po utracie najbliższych. Dlatego nawet nie dopuszczał myśli do siebie, by zmienić nastawienie do tego człowieka. Był to obcy facet, który wyglądał jak ich ojciec. To wszystko. Nie był nikim więcej. A to że przypadkowo był ich stryjem, niczego nie zmieniało. Dla niego po prostu porzucił swoją rodzinę i tak. Był tchórzem, gdy nie potrafił nawet pojawić się na pogrzebie brata. Przyznał się do tego i jak ostatni nic nie warty śmieć oznajmił, że szukał go w jego domu. W jego własnym domu!
- Nie chcę o nim rozmawiać - odparł twardo, krojąc dalej warzywa w jakimś opętańczym szale. - Mógł to zrobić wiele lat temu, Sofi - dodał już nieco łagodniej, chociaż i tak niczego to nie zmieniało. Nie chciał jedynie naskakiwać na siostrę. W końcu wciąż był poruszony po ostatniej kłótni z Artis i nie zamierzał tego powtarzać. Zwolnił, by spojrzeć na siostrę. - Gdyby wyglądał inaczej niż nasz ojciec, przejęłabyś się? - spytał retorycznie. - Nie chcę, żeby tu przychodził. Nie zabronię też ci się z nim spotykać, ale lepiej się zastanów - zakończył. On już postanowił jak będą wyglądały jego relacje z tym facetem.


Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again

Raiden Carter
Raiden Carter
Zawód : dzień dobry
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I don't know but I been told
A big legged woman ain't got no
s o u l
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia - Page 3 Tumblr_nd9k6t8Tpx1rjxr81o8_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3256-raiden-carter#55069 https://www.morsmordre.net/t3274-tales#55392 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3526-skrytka-bankowa-nr-834#61585 https://www.morsmordre.net/t3275-raiden-carter#117377
Re: Kuchnia [odnośnik]12.01.17 22:22
Sophia nigdy wcześniej nie spotkała Johna. Pamiętała mgliście, że ojciec kiedyś wspominał o posiadaniu brata, i to wszystko. Mogła tylko podejrzewać, że mieli kiepskie relacje, skoro mówił o nim tak rzadko i niechętnie, i że ów mężczyzna za jej życia nigdy się u nich nie pojawił. Co takiego wydarzyło się w przeszłości, że bracia Carter zerwali ze sobą kontakt? Sophia chciała się tego dowiedzieć, a wiedziała już, że ojca nigdy o to nie zapyta. Nigdy już nie zapyta go o nic, bo był martwy.
Sylwetka Cartera może też dlatego tak ją zaintrygowała. Był nie tylko kopią ojca, ale też tajemnicą z przeszłości, tajemnicą, którą jej dociekliwy umysł chciał poznać, nawet, jeśli ostatecznie nie przyniosłoby jej to ukojenia, którego pragnęła. Była jednak ostrożna. Raiden nie musiał wcale jej ostrzegać, ona sama również panicznie bała się kolejnej straty. Nie chciała się przywiązywać ani robić sobie wielkich nadziei. John Carter mógł zniknąć z ich życia równie nagle, jak się w nim pojawił, dlatego nie oczekiwała, że skoro pojawił się na progu ich domu, to już w ich życiu pozostanie.
- Mógł. Chcę poznać powód, dla którego tego nie zrobił. Dlaczego odwrócił się od taty i nawet nie chciał nas poznać przez tyle lat – powiedziała cicho. – I wiem, że to nie jest tata, nawet jeśli wygląda tak jak on. – Pozostawało jednak faktem, że sam jego wygląd podziałał na nią wyjątkowo mocno, kiedy otworzyła drzwi i zobaczyła podobiznę zmarłego ojca. Nie mogła tego zignorować, ale głos rozsądku mówił jej, że to tylko podobieństwo, nic więcej. Przynajmniej z wyglądu, bo kto wie, jak wyglądała sprawa z charakterem? Wątpiła jednak, żeby bracia byli podobni pod tym względem, bo gdyby tak było, John Carter nie zniknąłby z życia rodziny.
- Obiecuję, że będę uważała. Nie zamierzam robić sobie nadziei. Nie jestem tak naiwna, że wierzyć, że wszystko będzie dobrze ot tak, jak za jednym dotknięciem różdżki.
Świat tak nie działał. Już się o tym przekonała. Chciała jednak poznać Johna, dowiedzieć się czegoś o nim i jego przeszłości. Nawet jeśli ostatecznie i tak nie stanie się członkiem ich rodziny w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie powiedziała jednak tego na głos, nie chcąc wszczynać żadnej kłótni z bratem, który na samą wzmiankę o Johnie reagował tak nerwowo. Mogła tylko podejrzewać, że spotkali się i spotkanie to przebiegło w konfliktowej atmosferze. Wolała więc zamilknąć i zająć się sprzątaniem ze stołu talerzyków po kanapkach, żeby zająć czymś ręce, a potem, kiedy już zjedli, udała się do siebie.

| zt. x 2
Sophia Carter
Sophia Carter
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Świat nie jest czarno-biały. Jest szary i pomieszany.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3633-sophia-carter https://www.morsmordre.net/t3648-listy-do-sophii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3765-skrytka-bankowa-nr-925 https://www.morsmordre.net/t3647-sophia-carter
Re: Kuchnia [odnośnik]28.03.17 11:35
|z holu

Raiden nie zastanawiał się nad tym, dlaczego dziewczyna zdecydowała się podbić do jego siostry. Po prostu był zadowolony, że Sophia zupełnie nie odcięła się od ludzi. Miała przyjaciół, chociaż nie wiedział czy akurat to było takie trafne z jego strony, żeby ich poznawać. Uśmiechnął się pod nosem, odwracając się do Sally plecami i pokręcił głową. No, cóż. Zdarzało się najlepszym, ale nie mógł powiedzieć, że źle na tym wyszedł. Absolutnie. Lubił swoje życie takie jakie było teraz, chociaż niczego takiego nie planował. Ciekawe czy miał się stać zatroskanym tatusiem, bo wcześniej ani trochę nie widział się w tej roli. Artis jednak dość wymownie dawała mu do zrozumienia, że jeśli za kilka miesięcy będzie ją nawet wnosił po schodach w obawie przed jej stanem zdrowia, gorzko tego pożałuje. Dobrze że już się pogodzili... Te kilkanaście dni wcale nie były takie proste jak się wydawały. Napięcie w domu Carterów było czymś zupełnie obcym i w pewien sposób nawet uwłaczającym. Przejechał dłonią po karku, gdy poczuł w tym miejscu dyskomfort. Słyszał za plecami głos dziewczyny, która najwidoczniej poczuła się już nieco swobodniej. I dobrze. Chociaż na jej słowa o zaszczycie, roześmiał się lekko.
- To dobrze, rycerzyku. Chodź - mruknął, odwracając się w jej stronę i widząc jak zdejmuje buty, pokręcił głową. - U nas w domu chodzi się w butach, więc... - nie dokończył do Moore już chciała iść dalej i opowiadała coś o kuchni w wykonaniu swoich braci. Ich liczba była niezwykła, chociaż Raiden zasmakował w pewnym sensie o wiele większej ilości dzieci. Dziesiątka Sproutów z którymi regularnie się spotykali Carterowie jak na rodzinę przystało była hałaśliwa, tak zmienna i tak inna, że gliniarz był przekonany, że była tam setka latających bachorów. Ale dobrze się bawili z kuzynostwem. Aspen był jego najlepszym przyjacielem, Pomona stała się towarzyszką jedzenia, a Peony... No, tak. Peony była po prostu sobą - wredną dziewuchą, która wszędzie chciała wtykać swój dziewczęcy nosek. - Nie martw się. W tym domu jedynym człowiekiem, który jest wpuszczany do kuchni jestem ja. Niezwykle przystojny kucharz. Kłaniam się - odparł, uśmiechając się szeroko, gdy skończyła swoją opowieść. Każda familia miała podobne perypetie i miło było słuchać, gdy inni o niej wspominali. Weszli do kuchni, a Raiden rzucił, żeby się rozgościła. Każde miejsce było dobre do przyjmowania gości. A kuchnia już w szczególności. Gdy usiadła, podrzucił jej talerz i sztućce, nie kryjąc się z tym, że dość łakomie zaglądał do wnętrza jej koszyka. - Teraz to spróbujesz tego - mruknął, po czym nałożył jej dość sporą ilość obiadu. Zresztą wychodziła jak wygłodzona surykatka. Potrzebowała jedzenia! Zrzucił z głowy fartuch i odwiesił go na miejsce, by zabrać się za swoją porcję. Tym razem jednak stał z talerzem, obserwując Moore. Gdy zaczęła mówić o prawdziwym powodzie tej wizyty, na chwilę zesztywniał, a widelec zatrzymał się w połowie drogi do ust. - Cholerne bojówki - zaklął pod nosem, poważniejąc. Spojrzał ponownie na Sally, zastanawiając się jak bardzo niewiadomą okazał się temat, który poruszyła. Z chęcią by ją zapewnił, że nie ma się czym martwić, ale nie był kłamcą. Do tego... Nie dostał żadnego wezwania, ale bał się tych przesłuchań i tego co za sobą mogły nieść. Przez moment panowała cisza, którą postanowił przerwać. - Masz ten list ze sobą? Jeśli pochodzi z tych pieprzonych antymugolskich to chyba wiem, o jakie przesłuchania chodzi. Po referendum niczego już nie jestem pewny, ale... Uwierz mi... Lepiej żebyś nie trafiła do Tower, bo nie wszyscy są tam tacy mili jak ja.
Posłał jej blady uśmiech. Nie powiedział za wiele, ale jeszcze czekał. Może treść listu powie mu coś więcej niż słowa dziewczyny?


Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again

Raiden Carter
Raiden Carter
Zawód : dzień dobry
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I don't know but I been told
A big legged woman ain't got no
s o u l
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia - Page 3 Tumblr_nd9k6t8Tpx1rjxr81o8_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3256-raiden-carter#55069 https://www.morsmordre.net/t3274-tales#55392 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3526-skrytka-bankowa-nr-834#61585 https://www.morsmordre.net/t3275-raiden-carter#117377
Re: Kuchnia [odnośnik]28.03.17 12:51
Na pewno jedną z moich mocnych stron było odwracanie własnej uwagi. Czując niewygodę łatwym było mi najzwyklej w świecie zmienić po prostu galop mych myśli, tym bardziej, że Raiden nijak nie krępował mojej swobody w tej materii. W końcu jedyną osobą, która myślała o moim zażenowaniu w tym momencie byłam ja sama więc - puf! Należało to zmienić.
- Oj tam, jak już chodzę po płaskim to lubię to czuć - co prawda jakbym wyszła na miasto bez trzewików to by było dziwne, lecz jeśli już bywałam w miejscu w którym mogłam sobie pozwolić na komfortową dla siebie swobodę to sobie jej nie lubiłam odmawiać. Kiedy jeszcze byłam szkrabem to od wiosny do jesieni potrafiłam przebiegać na boska te wszystkie miesiące. Naturalnie nie raz kończyło się to płaczem, tak samo jak próba wmuszenia we mnie sandałków. Do tej pory mi to zostało - ta potrzeba czucia stopą gruntu bez konieczności oddzielania mnie od niego materiałem podeszwy. To mnie uspokajało, a ja bardzo tego ostatnio potrzebowałam.
- Przy tym niezwykle skromny - dodałam figlarnie, czując się trochę jakbym przekomarzała się z jednym z własnych braci. Taki urok bycia przysłowiowym rodzynkiem w rodzinie, prawda?
Podsunęłam do siebie talerz, wlepiając w niego ślepia. Pachniało bardzo dobrze, żołądek jednak jak na złość zdał mi się skurczyć na myśl o tych wszystkich przesłuchaniach, a przecież tak rzadko miewałam okazję zjedzenia czegoś nie przygotowanego przez samą siebie, że było to trochę przykre. Uśmiechnęłam się blado słuchając jego słów.
- Poczekaj chwilkę...- odłożyłam sztućca, by sięgnąć po różdżkę i w skazać nią na koszyk. No bo ten...on gdzieś tam był...gdzieś - Accio list - wyinkantowałam prostą formułę, a wiklinowy twór zaczął się kołysać, potem coś stuknęło (prawdopodobnie korespondencja przeciskała się przez słoiczki z konfiturami) i ostatecznie już po chwili można było podziwiać zwitek pergaminu. Ujęłam go w rękę i naprostowałam na kolanie by następnie podać go Raidenowi.
- Najbardziej martwię się o chłopaków. Mam dwóch starszych braci, są aurorami...Ja wiem, że teoretycznie powinnam się ich może pytać, lecz z drugiej strony może to tylko jakaś błaha sprawa w stylu, no wiesz, może czegoś brakuje w mojej dokumentacji o ile jakąkolwiek posiadam. Nigdy nie miałam styczności z MM. Po Hogwardzie to na trochę wycofałam się z magicznego świata. Może nie ma się czym niepokoić, a i jeszcze nie chcę by się martwili lub mieli w pracy jakieś kłopoty z mojego powodu. Wiesz, to Tower. - mówiłam szczerze wszystko o czym myślałam przez ostatnie dni. Oczywiście do głowy mi nie przyszło, że oni również mogli dostać podobne zawiadomienia. Zwłaszcza ta dwójka - w końcu byli aurorami
Sally Moore
Sally Moore
Zawód : Asystentka Julii Prewett
Wiek : 23
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Silly Sally
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3629-sally-moore https://www.morsmordre.net/t3806-sroka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f152-winchester-street-45-4 https://www.morsmordre.net/t4370-sally-moore#93745
Re: Kuchnia [odnośnik]29.03.17 10:09
- Co poradzę? Takie są fakty - odpowiedział dziewczynie, zerkając na nią i posyłając jej oczko. Najwyraźniej nie była już aż tak bardzo spięta jak przy wejściu, więc o tyle dobrze, że mogli swobodnie rozmawiać i wymieniać się uwagami. Raiden nigdy nie miał z tym problemu, a jego otwartość mogła budzić sprzeczne uczucia. Na szczęście panna Moore nie odebrała tego jako coś ograniczającego i poddała się temu torowi myślenia jak i zachowania, co bardzo zadowoliło pana domu. Zaraz jednak zaczęły się bardziej poważne tematy, a gliniarz wrócił myślami do ostatniej rozmowy tutaj z Sophią. Też rozmawiali o referendum... Wyłożył jej dość długie kazanie na ten temat, ale było mu to potrzebne. Było jej potrzebne, żeby w końcu otwarcie o tym pomówić bez ograniczeń. Jak wiele niespodziewanych skutków wywołało to głupie postanowienie Minister Magii, ile ludzi straciło pracę, ile kolejnych jeszcze straci, o życiu nawet nie wspominając. To że wyniki były ustawione wiedział już chyba każdy kto miał odrobinę oleju w głowie. Raiden nie dość, że musiał walczyć z zasługującymi na więzienie to jeszcze musiał prowadzić bitwę na drugim froncie z innymi pracownikami Ministerstwa. Na przykład z bojówkami, o których wspominała Sally. Policja antymugolska... No, pewnie. Co jeszcze? Nie mieli prawa nazywać się policją, uwłaczało to magicznej policji i jej funkcjonariuszom. Ci zasłużyli sobie na to miano, ci pierwsi nie. Nie musieli przechodzić kursów, nie byli wykwalifikowani, szli jedynie za pieniędzmi. Wyrwał się z tej spirali myśli dopiero gdy Moore podała mu list. Wziął go i zaczął czytać. Na mocy dekretu z dnia 6.04.56 r. nr 55 i 56 o kontaktach czarodziejów z mugolami wezwana Sally Moore ma obowiązek stawić się na przesłuchanie w Ministerstwie Magii, na piętrze trzecim, w Departamencie Kontroli Magicznej, w sali 104, dnia dwudziestego piątego kwietnia. Niestawiennictwo będzie skutkowało karą pozbawienia wolności na okres miesiąca. Z wyrazami szacunku, Albert Dippet. Raiden zmarszczył nos, czytając coś co chyba chciało być notką oficjalną, a wyszło... I kim do cholery był ten cały Dippet?
- Skoro są aurorami nie powinnaś się zbytnio martwić - odpowiedział jej, na chwilę odrywając spojrzenie od listu. - Młot na czarownice jest potrzebny. A szczególnie jeśli są dobrymi pracownikami - dodał na uspokojenie, ale równocześnie był pewny swoich słów. Nie zamierzał wciskać jej kitu, żeby się nie denerwowała. W takich sprawach nie mogło się kłamać, zresztą Carter nigdy nie kłamał, żeby kogoś uspokoić. To się mijało z celem - prawda i tak w końcu wyjdzie na jaw. - A co do listu... Nie masz wyjścia. Stawisz się i dowiesz się, co będzie dalej, ale obiecuję ci. Spytam się w kilku miejscach, może ktoś będzie wiedział coś więcej na ten temat.


Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again

Raiden Carter
Raiden Carter
Zawód : dzień dobry
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I don't know but I been told
A big legged woman ain't got no
s o u l
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia - Page 3 Tumblr_nd9k6t8Tpx1rjxr81o8_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3256-raiden-carter#55069 https://www.morsmordre.net/t3274-tales#55392 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3526-skrytka-bankowa-nr-834#61585 https://www.morsmordre.net/t3275-raiden-carter#117377
Re: Kuchnia [odnośnik]16.04.17 20:01
List niczym talizman i klątwa zarazem towarzyszył mi wszędzie. Prześladował moje myśli i sny w których naprzemiennie sprowadzał to katastrofę, to okazywał się powodować błahe zamieszanie rozchodzące się po kościach. Pergamin na którym go nakreślono był więc sfatygowany, przypominał już bardziej kawałek sukna, niż sztywny i szorstki pergamin - jednak ministralne pismo wciąż straszyło ostrymi, czytelnymi krawędziami, zupełnie nic sobie nie robiąc z prób jakim je poddawałam.
- O to się właśnie martwię. Może trochę przesadzam, niby są starsi i na pewno potrafią, muszą chociażby przez wzgląd na zawód myśleć... - chociaż ja ich zawsze postrzegała raczej jako nierozgarniętych żartownisiów, wybiegających myślami w przód dopiero kiedy już coś spsocili. Tak ich zapamiętałam i taki ich obraz utarłam w głowie już chyba na stałe - to jednak nie jestem taka pewna, czy byliby takimi dobrymi pracownikami, gdybym dała im powód do zmartwień. Sam zresztą pewnie wiesz o co chodzi - byli starszymi braćmi, a ja nie mogłam powiedzieć, że nie odczuwałam ich protekcji. Gdyby wiedzieli, że mam kłopoty zapewne poszliby już teraz z marszu w stronę ministerstwa żądając wyjaśnień - z drugiej strony nie wiem, może już za długo o tym myślę i popadam w jakąś paranoję -
westchnęłam, a moje ciało z rozluźnieniem zaczeło wygodniej zagnieżdżać się w siedzisku. Zupełnie jakbym była dmuchaną piłką z której uszło powietrze. Wbiłam jednocześnie sztuciec w danie mieszając w nim leniwie - Czułabym się lepiej, gdyby ten list przyszedł do mnie na trzy dni przed terminem, a nie z początkiem miesiąca. Źle radzę sobie ze stresem. Odbija mi. Nie tak dosłownie, lecz to...znasz pewnie ten stan dłużącego wyczekiwania? Człowiek łapie się wówczas każdego zajęcia w nadziei, że czas szybciej zleci. Mój współlokator ma powoli dość mojej nad-produktywności... - poskarżyłam się, pożaliłam, gadałam...bo tak, gadanie takie bezsensowne było również jedną z licznych przykładów mojej linii obrony. Włożyłam w usta porcję. Chciałam do pracy...Może wezmę nadgodziny?
- Dziękuję - Naprawdę byłam mu wdzięczna za tą drobną wzmiankę o wybadanie sprawy.
Sally Moore
Sally Moore
Zawód : Asystentka Julii Prewett
Wiek : 23
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Silly Sally
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3629-sally-moore https://www.morsmordre.net/t3806-sroka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f152-winchester-street-45-4 https://www.morsmordre.net/t4370-sally-moore#93745
Re: Kuchnia [odnośnik]18.04.17 8:15
- Są dorosłymi facetami, prawda? - spytał tylko Raiden, chociaż zostawiał swoją wypowiedź jako pytanie retoryczne. Wiadomo, że kobiety bardziej się zamartwiały, ale on nie zamierzał się przejmować tym czy to, co zrobi Sophia wpłynie na jego pracę lub jakość. To że przełożeni traktowali go po tych kilku miesiącach z powagą było tylko i wyłącznie jego zasługą. Każdy dobry pracownik musiał walczyć o swoje stanowisko, ale na pewno nie zabiegać o względy pracodawców. A przynajmniej takie podejście miał właśnie najstarszy i jedyny syn państwa Carter. Gdyby jednak ktokolwiek zakwestionował jego oddanie pracy lub podważył umiejętności Sofi, odszedłby. Nie miał zamiaru udowadniać innym na siłę i się im przypodobać. To nie był on i nigdy nie miał zamiaru tego robić. Nie znał jednak braci tej dziewczyny, w sumie to mało aurorów znał. Pracował w angielskim Ministerstwie Magii przecież dopiero od połowy stycznia. Zadziwiające, że potrafił się wszędzie wpasować, chociaż on nie widział w tym nic wielkiego. Praca jak każda inna, sprawy podobne, chociaż Raiden cieszył się w jakimś stopniu z tego, że mógł się rozwijać jako jeden z pracowników czarodziejskiej policji. Pytanie zasadnicze, które kręciło się po jego głowie od dłuższego czasu - czy wciąż pracował dla tych dobrych? Ale póki mógł rozwiązywać sprawy i pomagać obywatelom każdego stanu krwi zamierzał jeszcze dłużej nad tym nie siedzieć. Wiedział, że Minister Magii była osobą, która podlegała komuś innemu i nie działała dla dobra obywateli. Była to większa sprawa, której jeszcze chyba nie pojmował. Miał dużo roboty i to na tych morderstwach, porwaniach zamierzał się skupić. - Sypiasz w ogóle? - kolejne pytanie, ale bardzo ważne. Jeśli Sally nie sypiała za dobrze, wiadomym było, że jej stres i paranoja miały jedynie wzrosnąć. - Słuchaj... Możesz poczekać na Sofi, jeść, rób co chcesz. Ja muszę trochę się przekimać, więc... - urwał, patrząc na dziewczynę. - Trzymaj się i dam ci znać - dodał, przechodząc obok i uśmiechając się pokrzepiająco. Nie uspokoił jej, bo oboje zdawali sobie sprawę, że to coś poważnego. Raiden jednak wiedział nieco więcej i ta wiedza go przerażała.

|zt x2


Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again

Raiden Carter
Raiden Carter
Zawód : dzień dobry
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I don't know but I been told
A big legged woman ain't got no
s o u l
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia - Page 3 Tumblr_nd9k6t8Tpx1rjxr81o8_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3256-raiden-carter#55069 https://www.morsmordre.net/t3274-tales#55392 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3526-skrytka-bankowa-nr-834#61585 https://www.morsmordre.net/t3275-raiden-carter#117377
Re: Kuchnia [odnośnik]17.08.18 2:20
| z holu

Nieszczęścia w jej życiu wręcz motywowały ją do tego, by działać. Jej ojciec nie potrafiłby biernie patrzeć na krzywdę innych i za swoje dobre chęci zapłacił najwyższą cenę, ale Sophia starała się być ostrożniejsza, bo miała zbyt wiele do zrobienia, żeby dać się zabić w taki sposób. Była ambitna, choć czasem sama gubiła się w tym wszystkim i dawała ponieść emocjom, brakowało jej chłodnego dystansu, którym mogli pochwalić się aurorzy o dłuższym stażu. Była utalentowanym żółtodziobem o wysokich umiejętnościach w zakresie magii obronnej – ale wciąż żółtodziobem, który nadal się uczył. Tydzień temu skończyła dwadzieścia cztery lata, niedawno minął też rok od ukończenia przez nią aurorskiego kursu. Ale musiała przestać się obwiniać o to, że nie zapobiegła tamtej tragedii, ani tej z Jamesem. Ostatnio rzadko w ogóle myślała o Jamesie. Jakby to naprawdę było inne życie jakiejś innej Sophii, bardziej egoistycznej, która była skupiona na zabawie i przeżywaniu przyjemności, nie na pracy, jak teraz. Jej życie towarzyskie zostało nadwątlone, a uczuciowe nie istniało – i wcale za nim nie tęskniła. Już nie. Jakżeby mogła teraz utkwić w pułapce, jaką była miłość i związek, kiedy na świecie tak źle się działo? Poza tym nie widziała siebie w typowo kobiecych rolach, a brytyjscy mężczyźni byli znacznie bardziej skostniali niż postępowy James. Czasem sama sobie jednak wyrzucała, że z takiego powodu naraziła na szwank relacje z bratem. Żałowała tego, do czego między nimi doszło w momencie jej wyjazdu z Ameryki i powrotu do kraju, ale była wtedy wściekła na cały świat, że James zginął, a amerykańscy aurorzy nie kwapili się, by znaleźć sprawcę. Ale była młoda i głupia – teraz nie popełniłaby podobnego błędu. Była dojrzalsza niż wtedy, dlatego przyjęła dziś brata z otwartymi ramionami (nie licząc tego ataku na początku, kiedy uznała go za włamywacza i rzuciła się na niego), nie zamierzając stroić dziecinnych fochów ani unosić się dumą, jak zrobiła wtedy, zamiast posłuchać głosu rozsądku ze strony starszego i mądrzejszego życiowo z Carterów. To był jej brat i zawsze nim będzie. A teraz wrócił i musiała go odpowiednio przyjąć. Nie wiadomo, ile jeszcze mieli przed sobą czasu, więc nie w głowie jej było robienie mu wyrzutów za ten wyjazd.
Nie wiedziała nawet, ile wiedział o niedawnych wydarzeniach i od czego powinna zacząć wtajemniczanie go w nie, oczywiście ze starannym pominięciem faktu, że oprócz narażania się jako auror dodatkowo narażała się w tajnej organizacji walczącej z tymi, którzy szerzyli obecny chaos.
- Jestem aurorem, muszę umieć sobie poradzić. Byłam pewna, że to włamywacz i próbowałam go zaskoczyć, by wiedział, że nie napadł łatwej ofiary – rzekła. Była zaradniejsza niż większość kobiet w jej wieku. Musiała być, żeby przeżyć w takiej pracy. Aurorstwo zmuszało też do większej czujności i ostrożności, dlatego nie mogła pozostawić podejrzanych dźwięków bez reakcji ze swojej strony. Ale, jak się okazało, paranoja była niepotrzebna, bo intruzem był nie kto inny jak Raiden. Gdyby to był prawdziwy włamywacz, też musiałaby umieć sobie z nim poradzić i zapewne umiałaby – chyba że trafiłaby na kogoś przewyższającego ją umiejętnościami.
Przeszli do kuchni. Wciąż wyglądała tak samo, jak dawniej, może jedynie była bardziej zapuszczona i pozbawiona smakowitych zapachów wypieków mamy. Teraz w powietrzu można było wyczuć co najwyżej zapach taniego, odgrzewanego jedzenia i spalenizny – bo takiemu antytalentowi kulinarnemu jak Sophia często zdarzyło się coś przypalić. W zlewie piętrzył się stos brudnych naczyń, których nie chciało jej się na bieżąco myć. Wygląd kuchni jasno sugerował, że Sophia nie potrafi odpowiednio dbać o to miejsce, podczas gdy pod władaniem Marlene Carter wszystko tutaj błyszczało i pachniało. Bywała w domu w zasadzie głównie po to, by się przespać i czasem zjeść coś na szybko – choć i tak w miarę możliwości jadała poza domem.
- Rzeczywiście, mamy sobie dużo do opowiedzenia. I tak – najprawdopodobniej prędko nie zasnę – rzekła, rozpalając ogień w kuchennym piecu, żeby zagrzać wodę w starym czajniku. Odkąd wybuchły anomalie w domu funkcjonowała praktycznie jak mugolka, ograniczając magię do minimum, ale było to cenną lekcją życia oraz szacunku do niemagicznych. – Jakich długów? Może ty zacznij, a później ja opowiem ci wszystko, czego jeszcze nie wiesz. Choć podejrzewam, że wieści o ministerstwie dotarły i za ocean? – zapytała, przyglądając mu się uważnie. Mimo wszystko była szczęśliwa, widząc go naprzeciw siebie, choć z drugiej strony martwiła się, zwłaszcza znając jego skłonność do wpadania w tarapaty. – Pewnie jednak pozwolą ci wrócić do pracy, a nawet ucieszą się na twój widok. Każda sprawna para rąk jest teraz szczególnie cenna. – Ministerstwo cierpiało na pewne braki w kadrze po tym, jak część pracowników zginęła w pożarze lub została ranna. Była więc przekonana, że dawny szef przyjmie Raidena z otwartymi ramionami. – Choć nasz departament zmienił siedzibę. Teraz urzędujemy w Tower – na jej twarzy na moment zaigrał uśmiech; dawniej rozbawiłaby ją podobna myśl, ale teraz kryła się za tym wielka tragedia. Ale ministerstwo i jego pracownicy musieli sobie jakoś poradzić i działać dalej, szczególnie aurorzy. Wiele akt spłonęło, ale musieli dążyć do tego, by wciąż niestrudzenie tropić czarnoksiężników.
Przez ten czas woda na herbatę zagotowała się, więc zaparzyła dwie: dla niego i dla siebie. Postawiła kubki na stole i usiadła naprzeciwko niego. Oczy barwy płynnego złota utkwiły się w jego własnych. Pragnęła nadrobić te dwa miesiące rozłąki.



Ne­ver fear
sha­dows, for
sha­dows on­ly
mean the­re is
a light shi­ning
so­mewhe­re near by.

Sophia Carter
Sophia Carter
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Świat nie jest czarno-biały. Jest szary i pomieszany.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3633-sophia-carter https://www.morsmordre.net/t3648-listy-do-sophii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3765-skrytka-bankowa-nr-925 https://www.morsmordre.net/t3647-sophia-carter
Re: Kuchnia [odnośnik]17.08.18 9:26
Rodzice nauczyli ich, że tylko świat oparty na wartościach moralnych mógł przetrwać i był jedynym miejscem, w którym można było czuć się prawdziwie bezpiecznie. Raiden kiedyś był w nich zapatrzony i wierzył ślepo w każde słowo, nie zdając sobie do końca sprawy z tego, że nie wszystko było prawdopodobne - teraz wiedział jednak, że ta idylla nie istniała. Ułudna i nie do zdobycia, bo na świecie było za dużo zła, by w jakikolwiek sposób zaprowadzić pokój. A siłą nie można było nic uzyskać - trzymanie pod pantoflem ludności w historii nigdy się nie sprawdzało. W końcu ktoś mówił dość i wybuchały zamieszki, bunty, rebelie. Czy i w Wielkiej Brytanii czekało ich to samo? Jeszcze nikt nie wiedział, że już za kilka dni miał być ogłoszony stan wojenny, a wraz z nim wiele rzeczy miało się zmienić - również i świadomość ludzi o tym, co naprawdę działo się w ich państwie. Że nie mieszkali w Edenie. Że Anglia nigdy nie była upragnioną Idyllą. Nie oznaczało to jednak, że Carter przestał do niej dążyć, bo byłoby to zaprzeczeniem jego jestestwa. Utrzymanie chaosu w ryzach było tym po co istniał, po co się urodził i za co miał umrzeć. Teraz inaczej, lepiej rozumiał słowa rodziców. Wcale nie chodziło o to, by świat bez wojny kiedykolwiek zapanował; mówili o życiu człowieka i o tym, że powinien był naprawiać siebie oraz innych w swoim otoczeniu, a wtedy rzeczywistość miała stać się chociaż odrobinę lepsza. I mimo że nie była to zmiana na wielką skalę, było warto się temu poświęcić. Nie widział innej drogi dla siebie i zamierzał się tego trzymać ponad wszystko, będąc pewnym, że nic nie mogło sprawić mu większej satysfakcji od ratowania czyjegoś życia. Zresztą czy powrót do największego chaosu nie był wystarczającym dowodem na jego silne przywiązanie do obowiązku i faktu, że tego potrzebował? Albo do głupoty... W zależności od tego, gdzie kto siedział i jak na to patrzył. Raiden może i postępował źle, ale właściwie ze swoim sumieniem, a to sprawiało, że decyzja była tylko i wyłącznie właściwa. Wiedział, że Artis nie chciała by wyjeżdżał, ale rozumiała. Mogła się nie zgadzać, ale chociaż nie chciała się do tego przyznać - znała prawdę, że powrót nie był wyborem, lecz powinnością. Nazwała go kretynem tyle razy, że już odwracał się na to słowo zupełnie jakby zmienili mu imię. Patrząc na podenerwowaną całym zajściem Sophię, nie miał wątpliwości. Jego powrót był potrzebny i jeśli nie jej, to jemu samemu do właściwego funkcjonowania i spokojnego snu. Czy ktoś mógłby się spodziewać, że Raiden Carter zostanie pracoholikiem? Ale jeśli on nie pracował, kto miał dbać o bezpieczeństwo miasta i jego obywateli? Uśmiechnął się do siebie w myślach, zdając sobie sprawę, że tęsknił, a wizja nadchodzącej pracy jedynie go elektryzowała i sprawiała, że najchętniej wskoczyłby do auta i pojechał, gdzie mu wskazali. Pomimo świetnych umiejętności swojej siostry sam nie umiał latać na miotle, a lekki lęk wysokości zdecydowanie trzymał go przy ziemi. Może i zajmowało mu to więcej czasu, ale czuł się bezpieczniej i miał z tego całkiem sporo frajdy. W Ameryce niekiedy urządzali sobie z Sophią wyścigi - ona na miotle, on w samochodzie. Może musieli to powtórzyć i sprawdzić kto tym razem miał wygrać?
Jakich długów?
- Pamiętasz jak opowiadałem ci o tym uroczym panu, który mnie rozgrzał? - rzucił prześmiewczym tonem, siadając po drugiej stronie wyspy stojącej na samym środku kuchni. Blizny po oparzeniach zostały. Co prawda były o wiele mniejsze niż kiedykolwiek mógł się spodziewać, ale patrząc na nie przypominał sobie tamtą chwilę. Najwyraźniej zbierał blizny, by wyciągnąć lekcję z grzechów, które popełnił. Czasem czuł mrowienie na skórze, zupełnie jakby znów się paliła. Umysł najwidoczniej nie zamierzał mu tego odpuścić tak łatwo - przeżył szatańską pożogę, ale czy nie było w tym ironii losu? Wszak języki ognia tego piekielnego zaklęcia strawiły Ministerstwo podczas jego nieobecności. Urząd nie wstał jednak jak feniks z popiołów. Został z niego po prostu pył u kurz. Mimo że przed momentem uśmiechał się krzywo, zaraz spoważniał. - Gdyby go złapali, całe Ministerstwo by trąbiło o swoim sukcesie. A skoro tak się nie stało, oznacza nie mniej nie więcej, że wciąż stoimy w miejscu. -Stoimy. Nie stoicie czy stoją. Wciąż był pracownikiem tej instytucji, nieważne jak wiele błędnych decyzji było podejmowanych i z iloma przełożonymi się nie zgadzał. Dopiero gdy przyjął kubek herbaty, odezwał się ponownie. - O pracę się nie martwię. Skoro trafiliśmy do Tower to najwłaściwsze miejsce dla poniektórych. A to co wiem... Wiem o tym, że ostatnio Ministrowie Magii padają jak muchy. Podobnie jak urzędnicy czy zwykli obywatele. Pożar Ministerstwa... Był dość spektakularny. Z Artis widzieliśmy przerażone nagłówki amerykańskich gazet. Nawet niemagowie wiedzą, że coś jest nie tak. Anomalie też dotykają i ich. To... - urwał, spuszczając głowę i oddychając ciężko. Chaos. Wrócił do niego i mimo, że go zwalczał, nie potrafił bez niego funkcjonować. Potrzebował go równie silnie co nienawidził. Wierzył jednak, że nie tylko on tak czuł, a prawdziwe kłopoty dopiero nadchodziły. - To popieprzone, Soph - dodał, podnosząc spojrzenie na siostrę i trafiając na złote tęczówki.


Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again

Raiden Carter
Raiden Carter
Zawód : dzień dobry
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I don't know but I been told
A big legged woman ain't got no
s o u l
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia - Page 3 Tumblr_nd9k6t8Tpx1rjxr81o8_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3256-raiden-carter#55069 https://www.morsmordre.net/t3274-tales#55392 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3526-skrytka-bankowa-nr-834#61585 https://www.morsmordre.net/t3275-raiden-carter#117377
Re: Kuchnia [odnośnik]17.08.18 13:00
Niestety nie wszyscy żyli zgodnie z wartościami, które wpojono młodym Carterom. Gdzie byli ludzie tam były konflikty i podziały i nie dało się ich zażegnać ot tak. Byli i tacy, którzy potrafili żyć w zgodzie i działać ponad podziałami, czego miała przykład w Zakonie Feniksa, ale na świecie nie brakowało też zgnilizny i mętów pławiących się w czarnej magii. Było źle i wiedziała o tym. Dlatego tak nerwowo zareagowała na niepokojące dźwięki z dołu – bo wiedziała, że działo się naprawdę źle i spodziewała się możliwego zagrożenia. Wiedziała o wszystkich wydarzeniach więcej niż przeciętni pracownicy ministerstwa, ale nie mogła wyjawić bratu wszystkiego, musiała starannie strzec sekret Zakonu i swojej przynależności do niego.
Znaleźli się w kuchni, która kiedyś była swego rodzaju centrum rodzinnego życia. Mama, jak przystało na prawdziwą gospodynię domową gotowała i piekła cudowne rzeczy, przy stole tata czytał gazetę, a Sophia w dzieciństwie kombinowała, jak podkraść stąd jakiś smakołyk. Spotykali się też tu na posiłkach, przynajmniej do czasu póki Raiden i Sophia nie wyjechali do szkoły i nie znikali z domu na długie miesiące – najpierw jedno, a potem drugie, bo nie dane im było uczyć się w jednym czasie. Zawsze panowała tu swojska i przyjemna atmosfera, ale teraz to wszystko umarło, odkąd zabrakło rodziców. Kiedy już ich nie było nie potrafiła więcej poczuć tego samego, co czuła, kiedy żyli, kiedy słyszała odgłosy ich codziennego życia i wiedziała, że zawsze tu są, kiedy wracała z męczącego kursu, a potem z pierwszych dni pracy.
Oboje mogli to wyczuć – że dusza tego domu odeszła wraz z rodzicami i już nie było tak samo jak kiedyś. Dopiero powrót Raidena na chwilę rozjaśnił samotność i pustkę tego miejsca, a później znów wyjechał, a Sophia znowu została sama i w pewnym sensie się z tym pogodziła, choć w domu bywała rzadko i wolała oddawać się pracy. Jej życie osobiste dogorywało, a rodzinne już w szczególności – ale może powrót brata był zapowiedzią, że coś drgnie.
Spojrzała na niego znacząco.
- Pamiętam – rzekła. Niewątpliwie wiedziała już więcej niż wtedy. Wiedziała co nieco o tajemniczej trzeciej sile, na czele której stał wciąż nieznany z nazwiska czarnoksiężnik, a którego popierało wielu innych, i że to oni stali za spaleniem ministerstwa i wieloma innymi tragediami. Nawet Zakon póki co postępował ostrożnie w związku z nimi, zwłaszcza że niewątpliwie byli wśród nich wysoko urodzeni, dlatego nie podobała jej się myśl o samotnie działającym Raidenie, porywającym się z motyką na słońce, bez niczyjego wsparcia u boku. Sophia wiedziała, że to byłoby samobójstwo, dlatego nie wyrywała się brawurowo przed szereg i cierpliwie czekała na decyzję Zakonu. Była częścią większej całości i musiała respektować określoną hierarchię, wiedziała też, że samodzielne działanie bez porozumienia z nikim stojącym wyżej mogłoby przynieść więcej szkód niż korzyści, więc zamierzała walczyć ramię w ramię z innymi, ale nie biegać samotnie po Nokturnie.
- Nie złapali go – przytaknęła. – Ale i tobie odradzam samotne szukanie go, to pewne samobójstwo. Nie porywaj się z motyką na słońce, braciszku. – Rozumiała, że wrzała w nim gorąca krew i chęć działania, zwłaszcza po tym jak prawie zginął, ale to nie był pierwszy lepszy opryszek. Niewykluczone, że był ktoś równie potężny i groźny jak Grindelwald, z kim żadne z nich nie miałoby szans. Z łatwością pokonał nawet jej byłego szefa, bardzo doświadczonego aurora. – Mnie też prawie rozgrzali w ministerstwie, byłam tam tego dnia. Ale zdążyłam uciec na powierzchnię zanim wszystko się zapadło. To było... najstraszniejsze, czego doświadczyłam, a przecież jako auror często widuję efekty plugawej magii. Ale nic nie mogło równać się z rozmiarem tej tragedii. Ogień po kolei pochłaniał wszystkie piętra – mówiła, nie odrywając wzroku od brata. – W tamtej chwili cieszyłam się jednak, że ciebie tam nie ma, że nie ujrzę twojego nazwiska na liście ofiar.
Teraz w tym miejscu ziała dziura, cały podziemny kompleks ministerialnych korytarzy przestał istnieć, i nie wiadomo, kiedy uda się go odbudować. Pamiętała buchające gorąco, płomienie dążące do zniszczenia wszystkiego na swej drodze, gryzący dym i ciała zabitych. Po ucieczce z podziemi robiła co mogła, żeby pomóc innym uciekającym oraz zabezpieczyć obszar wraz z innymi aurorami. Przeżyła, najwyraźniej jej czas na tym świecie jeszcze się nie skończył i mogła zrobić więcej.
- Anomalie wciąż trwają i mam wrażenie, że są coraz gorsze. W Ameryce miałeś od nich spokój, ale tutaj... no cóż, trzeba uważać – powiedziała. Inne kraje były bezpieczne, anomalie objęły tylko Wyspy, i dotykały każdego, i czarodziejów i mugoli. Nie było dobrze. – Teraz mamy nowego ministra. Longbottoma. To były auror, próbuje działać... ale co z tego wyjdzie? Nie wiadomo, po pożarze zapanował chaos. W dodatku z nieznanego powodu przestała działać teleportacja i szaleje sieć Fiuu – dodała; jej zaufanie do ministerialnych instytucji pozostawało nadwątlone, choć Longbottom na miejscu Tuftów niewątpliwie był krokiem w dobrą stronę. W dobie chaosu ministerstwo potrzebowało silnej i pewnej ręki, by scalić to, co z niego zostało i opanować zamęt. – Masz rację, to wszystko jest popieprzone. I choć z jednej strony wolałam myśl, że jesteś bezpieczny w Ameryce, to... cieszę się, że cię widzę – dodała. Oby tylko Raiden nie wpakował się w tarapaty, samotnie szukając sprawiedliwości. Pewnie byłby do tego zdolny, choć teoretycznie to on powinien być tym starszym i bardziej odpowiedzialnym. Ale przez swoje przeżycia i bycie w Zakonie Sophia nabrała pokory i wiedziała, że brawura i samowolka nie są najlepszym rozwiązaniem, nie z takimi przeciwnikami, którzy zdawali się ich wyprzedzać o kilka kroków i mieć w zanadrzu potężniejsze moce, niż podrzędni czarnoksiężnicy z którymi stykała się do tej pory. Ale nie mogła powiedzieć bratu prawdy o tym, że byli ludzie, którzy już działali, a ona była jedną z nich.



Ne­ver fear
sha­dows, for
sha­dows on­ly
mean the­re is
a light shi­ning
so­mewhe­re near by.

Sophia Carter
Sophia Carter
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Świat nie jest czarno-biały. Jest szary i pomieszany.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3633-sophia-carter https://www.morsmordre.net/t3648-listy-do-sophii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3765-skrytka-bankowa-nr-925 https://www.morsmordre.net/t3647-sophia-carter
Re: Kuchnia [odnośnik]23.03.19 14:46
8.11

Deszcz nieprzerwanie siąpił z nieba, co rusz podświetlony kolejną wstęgą pioruna. Grzmoty przecinały powietrze, sprawiając, że dreszcz biegł wzdłuż kręgosłupa, tuż za zimną kroplą, spływającą po plecach. Byłem już cały mokry, bo od przeszło godziny koczowałem na znajomym ganku należącym do domostwa panny Carter, która... która nie miałem pojęcia gdzie się podziewa, ale na pewno nie we własnej chacie. Dobijałem się do wrót z pół godziny, już nawet miałem zacząć rozbrajać zamki, ale przecież Sophia była aurorem - na sto procent podjęła wszelkie środki bezpieczeństwa by nikt nieproszony nie mógł sobie ot tak wejść do środka. Wolałem więc nie ryzykować, w zamian po prostu przysiadając na schodkach. Od czasu do czasu moim ciałem wstrząsał dreszcz, chłód atakował każdy odsłonięty kawałek skóry, więc postawiłem kołnierz płaszcza, rękawy zaś naciągnąłem na dłonie, starając się skryć palce w miękkim materiale swetra; czułem jednak jak kostnieją z każdą minutą. Właściwie w tym momencie żałowałem, że się nie zapowiedziałem; przecież mogłem wysłać list - będę u ciebie wtedy i wtedy, albo czy mogę się pojawić tego i tego dnia... Ale nie! Musiało mi się zachcieć robić niespodzianki... Ech, westchnąłem przeciągle, zerkając w czarne niebo, w gęste, ciemne chmury nie przepuszczające ani jednego promienia słońca. Co z tą pogodą? Świat naprawdę oszalał! Obejmuję rękami kolana i opieram nań brodę. Przez chwilę zastanawiam się czy w ogóle opłaca mi się tu siedzieć i czy Sophia wróci kiedykolwiek, ale oto, jak na zawołanie, dostrzegam znajomą sylwetę, zmierzającą w moją stronę. Więc unoszę łeb, a później wspieram dłoń na schodach, unosząc także moje zacne cztery litery.
- Sophia!... - krzyczę już z daleka, machając energicznie jedną ręką i uśmiechając się szeroko. Dobrze było widzieć ją całą i zdrową, o czym nie omieszkałem wspomnieć jak tylko znalazła się obok mnie - Dobrze cię widzieć w jednym kawałku. Wybacz, że bez zapowiedzi, chciałem ci zrobić niespodziankę. Zmarzłem trochę, zaprosisz mnie do środka? - pytam, wskazując ruchem głowy na drzwi i pociągam głośno nosem, bo serio zdążyłem już przemarznąć na tych schodach... Ale to tylko i wyłącznie moja wina, ostatecznie mogłem się spodziewać, że jej nie zastanę; to i tak cud, że wróciła przed północą.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Kuchnia [odnośnik]23.03.19 15:53
Sophia jak zwykle wracała z pracy późno. Aurorstwo nie było ciepłą urzędniczą posadką, w której wracało się do domu po odbębnieniu ośmiu godzin w biurze. To była praca wymagająca licznych wyrzeczeń i poświęceń, zwłaszcza teraz, kiedy wojna rozpoczęła się już na dobre, a ministerstwem władali ludzie tak przeżarci złem i wspierający czarnoksiężników. Starała się jednak nie wychylać i robić swoje, tak jak inni członkowie Zakonu Feniksa.
Nie spodziewała się gościa. Bardzo rzadko kogoś zapraszała do siebie, dom traktując jako miejsce, w którym wyłącznie nocowała. Opuszczała go wcześnie rano i wracała wieczorem, bo przesiadywanie w domowych pieleszach i leniwe wylegiwanie się nie było w jej stylu. A odkąd mieszkała sama, tym bardziej nie miała motywacji do wcześniejszych powrotów. Nikt tu na nią nie czekał poza samotnością, ciszą i rosnącą warstwą kurzu.
Nosiła się coraz poważniej z planami sprzedania rodzinnego domu i tym samym odcięcia się od dawnych sentymentów, ruszenia dalej. Im mniej będzie ją trzymać, tym łatwiej będzie jej w całości skupić się na swojej misji i poświęceniu życia w imię walki o lepsze jutro. Jej rodzice nie żyli, już nigdy nie wrócą. Z domem tym wiązało się wiele pięknych wspomnień, ale życie nie polegało na nurzaniu się w przeszłości. Czasem trzeba było się odciąć, i mimo zachowania jej w pamięci ruszyć do przodu, skupić się na tym, co naprawdę ważne. Może gdyby była inną osobą chciałaby tu zbudować swoją ciepłą, rodzinną ostoję, ale wiedziała już, że nie była taka jak jej rodzice. Jej nie było pisane rodzinne ciepło, nie zamierzała nigdy zostać kapłanką domowego ogniska jak jej matka, a im była starsza, tym większy narastał w niej bunt przeciwko kobiecym rolom, pogłębiała się niechęć do stereotypowego myślenia niektórych, że miejsce kobiety jest w domu i że walkę powinny zostawić mężczyznom. Sophia nie zamierzała siedzieć w domu, a działać. Czuła w sercu, że jej przeznaczone było umrzeć młodo i samotnie, poświęcić się dla większego dobra.
Wielkie było jej zdziwienie, kiedy z cichym plaśnięciem w błocie zsiadła przed domem z miotły i zobaczyła siedzącego na schodach przemokniętego Johnatana. Rozpoznała go od razu mimo że było już ciemnawo, była naprawdę spostrzegawcza.
- Nie spodziewałam się, że przyjdziesz! – rzekła, idąc w jego stronę przez rozmokłą ścieżkę. Jej buty i dolne brzegi spodni oraz szaty nosiły na sobie ślady brudu, bo od kilku dni lało, a ciemniejące chmury były przecinane zygzakami błyskawic. Musiała latać nisko i bardzo uważac. – Co cóż, aktualnie jestem w jednym kawałku – podsumowała; dwa tygodnie temu prawie umarła, ale dziś niemal już nie było widać śladów po tamtej akcji, bo została uleczona. Była jednak blada i miała podkrążone oczy, co było oznaką przepracowania. – Ale jak wiesz, dużo pracuję, więc trudno mnie tu zastać. Nigdy nie lubiłam wylegiwać się w domu – mówiła dalej, otwierając drzwi i wpuszczając go do środka. – Jak chcesz, możesz zostać. I tak jestem sama, więc nie pogardzę odrobiną towarzystwa. Mam nadzieję, że ty miewasz się dobrze?
Zamknęła starannie drzwi, a później zdjęła z siebie mokrą szatę oraz buty, zostawiając je w przedpokoju do wyschnięcia. Zachęciła Johnatana by zrobił to samo i zdjął z siebie mokre wierzchnie ciuchy. Poprowadziła go przez ciemny przedpokój do kuchni, gdzie zapaliła kilka świec, a oczom Johnny’ego mógł ukazać się obraz postępującego zapuszczenia. Stosy brudnych naczyń w zlewie, brud, kurz i woń spalenizny oraz nieświeżego jedzenia, choć tu i tak nie było kurzu aż tak dużo jak w pomieszczeniach których nie używała. Dom był dla niej samej i jej braku wolnego czasu po prostu za duży, więc korzystała tylko ze swojej sypialni, kuchni, łazienki i czasem salonu. Resztę rzadko nawet odwiedzała. Opadła na jedno z krzeseł przy stole, przesuwając na bok egzemplarz Proroka codziennego sprzed kilku dni.
- No cóż, nie wygląda to tak dobrze, jak za czasów kiedy żyli moi rodzice. – Niedługo, za półtora miesiąca, miał minąć rok od ich śmierci. – Ale nie mam czasu na takie bzdety jak sprzątanie. Mam jednak nadzieję, że ci to nie przeszkadza. – Johnatan pewnie widywał dużo gorsze miejsca. I pewnie też nie należał do tych drętwych bubków, którzy uważali, że kobieta powinna dbać o swoje otoczenie. Sophia miała ważniejsze priorytety, ktoś musiał ratować świat.



Ne­ver fear
sha­dows, for
sha­dows on­ly
mean the­re is
a light shi­ning
so­mewhe­re near by.

Sophia Carter
Sophia Carter
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Świat nie jest czarno-biały. Jest szary i pomieszany.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3633-sophia-carter https://www.morsmordre.net/t3648-listy-do-sophii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3765-skrytka-bankowa-nr-925 https://www.morsmordre.net/t3647-sophia-carter
Re: Kuchnia [odnośnik]23.03.19 17:29
Spoglądam na Sophię z wysoko uniesionymi brwiami i zakładam ręce na pierś, przesuwając dłońmi wzdłuż ramion, by troszkę się ogrzać - niestety, niewiele to daje.
- Co to znaczy, że aktualnie jesteś w jednym? - pytam, bo to brzmi przynajmniej groźnie. Chociaż wokół panował mrok, nie trzeba było być nader spostrzegawczym żeby dostrzec jej podkrążone oczy i bladą skórę. Chciałbym móc powiedzieć, że wygląda dobrze, ale nie wyglądała. Właściwie miałem wrażenie, że od naszego ostatniego spotkania pracuje jeszcze więcej, bo i owe niedoskonałości były tego śladami, a czego innego? Chociaż na usta cisnęło mi się, że powinna trochę zluzować, ugryzłem się w język - wiedziałem, że takie spostrzeżenie może doprowadzić tylko do kłótni, a nie chciałem się z nią kłócić już na wstępie. Ostatnio trochę się od siebie oddaliliśmy, fakt, ale mimo tego Sophia wciąż była mi bardzo bliska.
- Ta, wszystko u mnie porządku. A mogę zostać... na kilka dni? - pytam, przekraczając próg - To znaczy... z Ruderą wszystko w porządku, żeby nie było, że znowu wpakowałem się w jakieś bagno i nie mam gdzie mieszkać, tylko znasz mnie, jak gdzieś za długo siedzę to zaczynam się nudzić. - wzruszyłem lekko ramionami, od razu zrzucając z ramion ciężki, przemoczony płaszcz i równie mokre buty. Ruszam za Sophią, zostawiając za sobą wilgotne ślady stóp. Wodzę wzrokiem dookoła - rzeczywiście, wyglądało to zupełnie inaczej niż za życia państwa Carter, ale ostatecznie wcale się nie dziwiłem. Zajmuję miejsce na przeciw, po czym przesuwam dłonią po mokrych włosach, tym samym odrzucając je w tył.
- Nie przeszkadza mi, uwierz, że widziałem znacznie gorsze wnętrza. - macham ręką - Podobno tylko ludzie inteligentni odnajdują się w chaosie. - mrugam doń jednym okiem, po czym opieram się ciężko o blat - Bycie aurorem jest znacznie trudniejsze w ostatnim czasie, co? W ogóle życie zdaje się być jakieś takie... cięższe ostatnio. - wzdycham - Wiesz, skończyłem remontować swój pokój, Gwen mi w tym pomogła. - kiwam głową - Dużo czasu spędzamy ostatnio razem, planujemy wspólną wystawę. - mówię, bo takie rewelacje powinny jej się spodobać, w końcu jak się zajmę czymś porządnym, to może nie starczy mi czasu na nic nielegalnego.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Kuchnia [odnośnik]23.03.19 19:05
- Wiesz jak to jest w pracy aurora – powiedziała wymijająco. Dobrze się składało, że aurorstwo było powszechnie znane jako zawód w którym łatwo o ciężkie rany, bo nikt niczego nie podejrzewał, kiedy często zjawiała się w Mungu z jakimiś obrażeniami. Zawsze mogła zrzucić winę na pracę, nawet jeśli w rzeczywistości robiła coś dla Zakonu, tak jak wtedy, dwa tygodnie temu. – Zwłaszcza teraz, kiedy szaleją anomalie. Siłą rzeczy odwiedzam Munga częściej niż dawnej.
Teraz nawet głupia próba usunięcia gromadzącego się w domu kurzu mogłaby się skończyć poważnym wypadkiem. Nie musiałaby nawet walczyć z żadnym czarnoksiężnikiem, żeby się uszkodzić. Dlatego była ostrożna, nie z tchórzostwa, a zwykłego pragmatyzmu. Nie mogła sobie pozwolić na zwolnienia. Nawet świece w kuchni zapaliła zwykłymi mugolskimi zapałkami, a nie różdżką. Była ostrożna, bo wiedziała że anomalii nie można lekceważyć.
Słysząc jego propozycję uniosła brwi.
- Jeśli chcesz, to możesz, ale uprzedzam, że mam pracę i nie będę tu z tobą za dnia przesiadywać, więc pewnie szybko ci się tu znudzi. Nie jest tak ciekawie jak w Ruderze. I wolałabym, żebyś nie sprowadzał podejrzanych koleżków – zaznaczyła, wiedząc doskonale, w jakim towarzystwie często obracał się Johnny. Nie chciała pod swoim dachem złodziei i typów spod ciemnej gwiazdy, zwłaszcza w tych czasach, kiedy była podwójnie zagrożona, jako auror i jako członkini Zakonu, i musiała bardziej niż kiedyś uważać na to, kogo wpuszczała do domu. Wystarczyło, że sam Johnatan miał lepkie ręce, nie chciała by przez te kilka dni zmienił jej dom w melinę korzystając z jej nieobecności. Myśląc o tym uświadomiła sobie, jak w ostatnich miesiącach zaczęła się stawać coraz bardziej nieufna, nawet wobec kogoś, kogo w Hogwarcie mogła nazywać przyjacielem. I poczuła do siebie wstręt, ale musiała być ostrożna i nieufna, taki mieli teraz świat. – Co prawda planuję wkrótce sprzedać ten dom i kupić sobie małe mieszkanie bliżej centrum, ale to nadal dom po rodzicach, więc wolałabym, żeby nie został doprowadzony do ruiny, bo nikt go wtedy nie kupi.
Oczywiście, że czuła pewien żal i miała tęsknić za czasami dzieciństwa i młodości, ale mieszkanie tutaj tym dobitnie przypominało o tym, co straciła i czego nie odzyska. Bez rodziny budynek był tylko pustą skorupą wypełnioną po brzegi ciszą i sentymentami.
- Właściwie to będziesz mógł mi trochę pomóc w pakowaniu szpargałów – odezwała się po chwili. Zamierzała pozabierać zdjęcia i ważne pamiątki, a także część mebli. Miała już nawet wypatrzone malutkie mieszkanko w spokojnej okolicy, w sam raz dla kobiety, która planowała spędzić resztę życia samotnie. Może jakaś inna rodzina będzie tutaj szczęśliwa tak jak ona kiedyś. Jednak jej brat wyjechał na stałe do Ameryki, a ona nie planowała zakładać rodziny – ani teraz, ani nigdy. Nie chciała wpuszczać do swojego życia mężczyzn. Nie potrzebowała niczyjej opieki.
Ale Johnatana w zasadzie nie postrzegała jako typowego mężczyznę. Był dawnym kumplem z lat młodości, ale teraz sama nie wiedziała, co o nim myśleć. Zbyt wiele się między nimi zmieniło przez ostatnich parę lat, a zwłaszcza w ostatnich miesiącach.
- Wierzę – rzekła. Pewnie często plątał się po różnych melinach, był wolnym duchem, do którego nie pasowało osiąść w jednym miejscu i oddać się jednemu zajęciu. On potrzebował wrażeń i przygód. – Ten chaos jest spowodowany w znacznej mierze brakiem czasu i chęci na ogarnięcie go. Kiedy żyła moja mama, wszystko tutaj błyszczało, a jedzenie było palce lizać. – A teraz i bez niczyjej pomocy powoli zmieniało się w melinę. Jej matka prawdopodobnie zemdlałaby na widok tego, co czego Sophia doprowadziła tę kuchnię, ale już za młodu była bardzo oporna i zbuntowana, kiedy matka próbowała ją nauczyć domowych obowiązków. Chciała wychować ją na prawdziwą kobietę, co zupełnie jej nie wyszło, a Sophia podejrzewała, że miała urodzić się mężczyzną, ale przez zupełną pomyłkę natura wepchnęła jej duszę w kobiece ciało.
- Jest trudniejsze, nie tylko przez wzgląd na anomalie. Nie wiem, ile wiesz o tym, co się dzieje, ale nie jest dobrze – zaczęła. Johnny jako mugolak mógł odczuć to na własnej skórze, dlatego miała nadzieję, że był ostrożny i nie szukał guza. Może się między nimi popsuło, ale nie chciałaby dowiedzieć, że coś mu się stało. – Musisz uważać bardziej niż zwykle, rozumiesz? – zapytała całkiem poważnie, bo wiedziała, że istnieli ludzie, którzy nie potrzebowali pretekstu, żeby go wsadzić za kratki, lub nawet zabić tylko dlatego, że nie miał czystej krwi. Dlatego dla swojego własnego dobra powinien być ostrożniejszy. – Kim jest Gwen? Ale cieszę się, że dokończyłeś remont i planujesz wystawę. – Cóż, dobrze było usłyszeć, że Johnny planował coś, co nie nosiło znamion nielegalności. Może ta Gwen, kimkolwiek była, miała na niego dobry wpływ?



Ne­ver fear
sha­dows, for
sha­dows on­ly
mean the­re is
a light shi­ning
so­mewhe­re near by.

Sophia Carter
Sophia Carter
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Świat nie jest czarno-biały. Jest szary i pomieszany.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3633-sophia-carter https://www.morsmordre.net/t3648-listy-do-sophii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3765-skrytka-bankowa-nr-925 https://www.morsmordre.net/t3647-sophia-carter
Re: Kuchnia [odnośnik]24.03.19 16:43
Wzdycham tylko, bo to żadne dobre wieści, a nawet wręcz przeciwnie. Postawienie sprawy jasno, zupełnie nagle daje mi do zrozumienia jak wiele Sopia ryzykuje i jakim jestem egoistycznym frajerem, że zaglądam do niej tylko od święta, już nie mówiąc o jakiejkolwiek poczcie. No dobra, może nie zawsze miałem czas, a przede wszystkim to ona zwykle go nie miała, ale napisanie krótkiego listu z pytaniem czy wszystko gra nie kosztowało więcej niż kilka minut. Wstyd mi za siebie. Czasy były przecież takie niepewne, szczególnie wśród organów prawa, i właśnie ta myśl sprawiła, że moje serce napełniło się lękiem o stojącą obok dziewczynę.
- Wiesz, może po prostu potrzebuję odrobiny spokoju, więc myślę, że pozorna nuda nawet dobrze mi zrobi. Poogarniam ci tu trochę, będę gotować obiady, a wieczorem zasiądziemy razem przy herbacie z miodem i sokiem malinowym. Będzie świetnie. - kiwam głową. Nie lubiłem sprzątać ani nie umiałem gotować, ale może właśnie była to odpowiednia okazja, żeby się nauczyć tudzież polubić? Na jej kolejne słowa macham obiema dłońmi i wydaję z siebie ciche parsknięcie - Daj spokój, obiecuję nikogo tu nie sprowadzać. Skończyłem z tym. - tak jej mówię, uśmiechając się lekko i puszczając do dziewczyny oczko. Było w tym trochę prawdy, ale tak nie do końca... No w każdym razie nie zamierzałem tu nikogo sprowadzać, nawet panienek, bo robi się niebezpiecznie jak wiedzą gdzie mieszkasz.
- Przeprowadzki są świetne! Myślę, że to bardzo dobry pomysł, nowe miejsce, nowe emocje, nowa ty. Mam już tyle przeprowadzek za sobą, że pakuję rzeczy jak zawodowiec, ze mną uwiniesz się ze wszystkim w tydzień, mówię ci! - lubiłem takie zmiany. Tyle ciekawych rzeczy można było znaleźć w różnych domach przy pakowaniu! Miliony nieużywanych skarbów, w większości co prawda bezwartościowych, ale ile było przy tym zabawy - Rozglądałaś się już za jakimś nowym lokum? - dopytuję, wbijając w Sophię spojrzenie. To nawet bardziej do niej pasowało - mieszkanie w centrum, niewielkie ale przytulne, urządzone raczej praktycznie, pozbawione wszelkich bibelotów i pierdół. Naprawdę podobała mi się ta decyzja.
- Pamiętam. - uśmiecham się lekko. Kiedyś odwiedzałem Carterów dosyć często. Będąc jeszcze uczniem Hogwartu wpadałem czasem podczas wakacji. Raz nawet pani Carter myślała, że jestem Sophii chłopakiem, więc przyglądała mi się bardzo uważnie, a pan Carter łypał trochę złowrogo, ale ostatecznie udało im się to wybić z głowy, co dla mnie było zwyczajnie zabawne i nawet mi trochę schlebiało, a dla Sophii pewnie bardziej żenujące. Ech, słodkie, beztroskie czasy!
- Co masz na myśli? - pytam, a uśmiech znika z mojego oblicza - Zawsze uważam. - co było bzdurą, bo prawda wyglądała zgoła inaczej. Zawsze pakowałem się w jakieś bagno, ale miałem w tym wszystkim trochę szczęścia, bo mimo tego często wychodziłem z opresji bez szwanku. Johny - Życie, 1 - 0.
- Gwen to taka znajoma jeszcze z Hogwartu, mała ruda puchonka, malowaliśmy czasem razem, nie wiem czy ją kojarzysz. Po szkole straciliśmy kontakt, ale ostatnio trafiliśmy na siebie przypadkiem i jakoś tak się zgadaliśmy. Okazało się, że ona też jest wciąż zajawiona na sztukę i tak jakoś wyszło, że planujemy wspólny projekt. Przyjdziesz na wernisaż, jeśli to się uda? - pytam, a zaraz sięgam po plecak, żeby wyciągnąć z niego niewielki pakunek - Mam coś dla ciebie, ciasteczka, Bertie je robił, pomyślałem, że nieładnie tak wpadać z pustymi rękami. - odwijam kolorowy papier, układając na stole okrągłe, kruche ciastka z kawałkami czekolady - Zajebiste, mówię ci. Bert to jednak ma zdolności kulinarne jak nikt inny.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Kuchnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach