Wydarzenia


Ekipa forum
Pracownia alchemika
AutorWiadomość
Pracownia alchemika [odnośnik]03.04.15 22:12

Pracownia alchemika

Obszerne, skryte w półmroku pomieszczenie, w którym pracuje jeden z zatrudnianych przez Munga alchemików. Znajdujące się w nim obszerne, strzeliste regały mieszczą niezliczone zakurzone woluminy, słoje czy buteleczki różnych kształtów i kolorów. Na mocnym, dębowym stole ustawionym w centrum ulokowane zostały kociołki mniejszych rozmiarów, stojaki na drobne, kryształowe fiolki czy moździerze i niewielkie, służące do krojenia ingrediencji nożyki. Z boku, nad dużym, okrągłym palnikiem, zawieszony jest miedziany kocioł numer pięć – przydatny do masowej produkcji antidotów czy lekarstw.
Okna zostały przesłonięte ciężkimi materiałowymi zasłonami, gdyż niektóre z przygotowywanych tutaj specyfików muszą dojrzewać w ciemnościach. Alchemicy pracują przy blasku świec, zazwyczaj samotnie, spędzając całe dnie w oparach bulgoczących cicho wywarów.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pracownia alchemika Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pracownia alchemika [odnośnik]01.02.16 22:18
31 października 1955

Po zamknięciu w celi bałam się wychodzić sama na ulicę. Wiedziałam, że zaniedbałam już swoje obowiązki. Musiałam tłumaczyć się przed szefostwem i dodatkowo zapewniać o swojej niewinności. Praca guwernantki wiązała się z wielkim obciążeniem. Musiałam zasłaniać sine nadgarstki, kłamać o swoim rzekomym przepracowaniu i wypadku w Szpitalu. Chciałam wynagrodzić słodkiemu Charliemu swoją nieobecność więc wczesnym rankiem odpaliłam piec. Czasami bałam się, że naprawdę go rozpieszczam. Nie mogłam pozwolić, aby był niemiły dla innych. Nawet jeśli ktoś mi donosił o paskudnym zachowaniu podopiecznego, nie byłam w stanie im uwierzyć. Charlie by się tak nie zachował, czyż nie? Wierzyłam w jego dobre, słodkie serduszko. Uwielbiał smoki, czasami nawet w pracy wymyślałam bajki, które opowiadałam mu każdego wieczora. Czas mnie naglił. Wszystkie słodkości zostawiłam widoczne na blacie, z dopiskiem dla Harriett, które babeczki są na śniadanie, a które te deserowe.
W szpitalu czułam się jak w domu. Dla innych współpracowników to było naprawdę dziwne, ale to miejsce było wypełnione absurdalnym spokojem. Chociaż na oddziale urazów pozaklęciowych każdego dnia walczyliśmy o życie pacjentów, lecz nie o to miałam na myśli. Tu w dziwnym uniformie alchemika czułam się potrzebna światu. Potrzebowałam tego. O moje eliksiry walczyli pacjenci, nawet jeśli pukali do moich drzwi i błagali o pomoc, nie potrafiłam im odmówić. Czy miałam za dobre serce? Nie. Było bardzo trudno przyznać się do słabości. Nawet jeśli każdy z nich miał dokładną receptę na eliksir, wiedziałam, że uderza to w ich godność. W szczególności szlachcice niechętnie przyznawali się do korzystania z usług magipsychiatry. Samael wciąż posyłał do mnie swoich pacjentów, a ja nawet przestałam się o to denerwować. W zasadzie lubiłam z nimi rozmawiać. Tak też było dzisiaj.
Odwiedziła mnie bardzo młoda osóbka. Ledwo skończyła Hogwart, a miała już okropne problemy ze snem. Oczywiście musiałam wcisnąć w nos w nie swoje sprawy. Samael na pewno nie raz i nie dwa mówił mi, że to on jest od analizowania, ale o czym miałam z nimi rozmawiać podczas warzenia eliksiru? Zawsze byli tacy speszeni, stremowani. Niekiedy opowiadałam im naprawdę o głupotach.
- Och, a jakie masz plany na weekend? – rzucałam luźno i może to właśnie był mój sekret? Zazwyczaj miałam zapas eliksirów, ale przez pobyt w celi musiałam wiele robić na nowo. Nie chciałam nikomu dać przeterminowanej fiolki. W mojej pracowni łatwo zgubić się w oparach. Nie zwalniałam z produkcją, a przecież część z kociołków musiała dojrzewać kilka dni. Rozmowa zawsze potrafiła rozluźnić pacjenta. Może właśnie dlatego nauczyłam się piec? Częstowałam ich wtedy babeczkami, gorącą herbatą i słuchałam. Uwielbiałam swoich pacjentów, nawet jeśli patrzyli mi na dłonie jak przyklejam pergamin do fiolki z fioletowym atramentem z nazwą eliksiru, dawkowaniem i swoim nazwiskiem. Denerwowałam się wtedy bardziej, że coś mi nie wyjdzie albo obleje rozmówcę eliksirem, ale wbrew pozorom byłam pewna swoich umiejętności. Eliksiry jak i ludzie, a w zasadzie pomoc im, były moim i pasjami. Chciałam uratować świat z bólu, cierpienia i smutku, bo wiedziałam, że moja rzeczywistość z Dotykiem Meduzy jest nieodwracalna. Chciałam oczywiście wynaleźć eliksir, lecz to nie była taka prosta sprawa. Słuchając o wspomnieniach z Hogwartu, przeczytałam szybko receptę wypisaną przez Samaela.
Eliksir słodkiego snu nie był szczególnie trudnym eliksirem w porównaniu z tym uspokajającym. Tego drugiego na szczęście miałam jeszcze zapas. Nie chcąc przedłużać całego spotkania, wzięłam się za robotę. Wciąż wesoło zagadywałam swoją pacjentkę, wypytując nawet jaką sukienkę miała na balu w siódmej klasie. Czasami chciałam sama podkradać ten eliksir, jednak zdrowy rozsądek mówił mi, że nie bez kozery potrzebne są recepty na nie. Po celi miałam naprawdę paskudne koszmary. Nie chciałam się a nie skarżyć, w końcu byli ludzie, którzy mieli większe problemy. Na przykład ta dziewczyna! Spłonął jej dom, wraz z rodzicami i została na świecie całkowicie sama. Wzięłam piołun, przyzwyczajając się już do używania jego zwyczajowej nazwy. Zawsze zastanawiała mnie ta roślina. Odkręcenie słoiczka spowodowało uwolnienie się gorzko - cierpkiego zapachu. Och, naprawdę go nie lubiłam. Tyle lat już robię ten sam eliksir, a wciąż się krzywiłam. Jak tak cuchnąca roślina mogła mieć tyle zastosowań? Czasami nawet myślałam, że jego zapach jest tak powalający, że pacjent szybko zasypia. Bałam się go wydawać w większym stężeniu niż zalecane. A co jeśli ta osoba piłaby go tak często, że przespałaby cały tydzień albo i dwa? Dlatego dawki i często odwiedziny alchemika były tak ważne! Zmielenie nasion piołunu w moździerzu trochę trwało. Niektórzy podobno dodawali swoją ślinę, aby tłuczek pracował z lepszym efektem. Dla mnie było to zbyt obrzydliwe. Proszek o gorzkim zapachu przesypałam do kociołka, gdzie już gotowała się woda. Czasami na specjalne zamówienie robiłam eliksir na wodzie różanej, aby lepiej smakował! Dwa obroty w prawo, trzy obroty w lewo i dokładnie po dziesięciu minutach gotowania zabrałam się za dokładnie krojenie tasakiem kwiatostanów krwawnika. Ten na szczęście nie miał już tak okropnego zapachu. Dla lepszego efektu zawsze miażdżyłam dodatkowo tasakiem kwiaty. Nie wiem, gdzie o tym przeczytałam, ale zauważyłam, że dzięki temu pacjenci nie czuli takiego otumanienia. A może to było tylko moje dziwne filozofie? Każdy alchemik miał jakieś swoje wierzenia. Może byłam dziwna, ale próbowałam już wielu sposobów, żeby tylko moi pacjenci czuli się lepiej. Nie mogłam oczywiście rzucić żadnej dodatkowej diagnozy, ale jeśli tylko eliksiry mogą pomóc…
Zmniejszyłam ogień, aby utrzymywać stałą temperaturę wywaru. Gdy ten przestał wrzeć, wrzuciłam posiekane kwiatostany krwawnika. Eliksir powoli zaczął przyjmować różową bartwę, przez co mogłam wywnioskować, że czynności zostały wykonane poprawnie. Zostało mi zaledwie dodanie kichawca, który o dziwo często podczas mojego stażu mylił mi się z krwawnikiem.
- Wiedziałaś, że ta roślina jest całkowicie wytrzymała na mrozy? – wypaliłam, przerywając opowieść o lekcjach z eliksirów z legendarnych nauczycielem. Och, jak uwielbiałam eliksiry. Może to właśnie dzięki niemu się do nich przekonałam? Perseus tylko otworzył mi oczy. Przeprosiłam ją za swoją uwagę. Chyba czasami powinnam się wstrzymać z takimi nowinkami. Może zaczną się mnie ludzie bać? Nie chciałam, aby traktowali mnie jak chodzącej encyklopedii. Zacisnęłam wargi, zajmując się dalej eliksirem. Chwyciłam kłącze kichawca i pokroiłam je w drobne kawałki. Te z powrotem przeniosłam do uprzednio używanego moździerza.
- Och, jak masz ochotę, to weź drugą babeczkę, to zajmie jeszcze kilka chwil, nie spieszy ci się nigdzie, prawda, skarbie? – powiedziałam ciepłym głosem, miażdżąc wysuszone kłącza na drobny mak. Czułam lekkie mrowienie w nadgarstkach. Dotyk Meduzy zawsze budził się, gdy używałam moździerza, ale nie dałam po sobie znać. Zapewne osoby, które nazywały siebie moimi przyjaciółmi, zauważyliby moje skrzywienie się, ale nie nieznani mi pacjenci. Zawartość ponownie wsypałam do wywaru, a część z płynu również przemyłam moździerz. Tak najlepiej byłoby pozbyć się resztek. Z każdym kolejnym zamieszaniem i użyciem różdżki, eliksir powoli nabierał ślicznego fioletowego koloru. Pachniał dokładnie tak jak ciepłe mleko z miodem, które dawała mi mama tuż przed snem. Kojarzył mi się właśnie z takim domowym ogniskiem. Gdy byłam już pewna, że eliksir jest gotowy, klasnęłam zadowolona w dłonie. Sięgnęłam po fiolkę. Prędko wypisałam „Eliksir Słodkiego Snu”, a następnie dawkowanie i zamaszystym ruchem swoje nazwisko. Czasami zastanawiałam się, czy w ogóle istnieje jakaś szansa, żebym przyzwyczaiła się do nowego? Kiedyś pewnie wyjdę za mąż, a teraz nawet z opaską na oczach opisałabym poprawnie zawartość fiolki. Zapakowałam ją w mały woreczek i podałam pacjentce.
- Och, Sylvia, już nie będą cię męczyć żadne paskudne sny. Gdybyś czegoś jeszcze potrzebowała, to śmiało napisz od mnie sowę – powiedziałam ciepło, ściskając jej dłoń i puszczając oczko. Pacjentka serdecznie mi podziękowała, a nawet przytuliła na pożegnanie. Kolejni pacjenci wymijali się w drzwiach, a ja wcale nie czułam zmęczenia. Czy pasja w ogóle może być męcząca? Z uśmiechem na twarzy zamknęłam drzwi do pracowni alchemika tuż po osiemnastej i prędko musiałam znaleźć się w domu, aby przygotować się na przyjęcie. Och, to był cudowny dzień! Jutro napiszę do Sylvii, jak się jej spało.



self destruction is such a pretty little thing



Eilis Avery
Eilis Avery
Zawód : alchemik w szpitalu Świętego Munga
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
więc pogrzebałam moją miłość w głowie
i pytali ludzie
dlaczego moja głowa ma kształt kwiatu
i dlaczego moje oczy świecą jak dwie gwiazdy
i dlaczego moje wargi czerwieńsze są niż świt
chwyciłam miłość aby ją połamać
lecz giętka była oplotła mi ręce
i moje ręce związane miłością
pytają ludzie czyim jestem więźniem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1783-eilis-sykes http://morsmordre.forumpolish.com/t1792-dziob#21925 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/t1853-pokoj-eilis#24478 http://morsmordre.forumpolish.com/t1793-eilis-sykes#21929
Re: Pracownia alchemika [odnośnik]04.10.16 16:28
1 marzec
Cassian zakupił sobie kociołek miedziany. Poważnie podchodził do tematu pracy nad eliksirami. Nie stać go było na luksus posiadania złotego kociołka, który byłby się w jego wykonaniu okazał na pewno rzeczą bardzo pomocną. W dobie, kiedy ludzie pomagali sobie coraz mniej, zajęci własnym życiem i własnymi sprawami, a Cassian zdany sam na siebie zsyłał na siebie nieszczęścia, robienie eliksirów na własną rękę dla Morissona było niemalże jak prośba o spalenie sobie ręki, twarzy, podpalenie rzęs czy inne bardzo feralne zagrożenie. Cass nie był doświadczonym alchemikiem, a mimo to, aby zająć myśli od swoich obecnych zmartwień, zdecydował się odpowiedzieć na zlecenie Szpitala Świętego Munga. Nie rzutowało to dobrze dla niego, czy jego i tak już uszczuplonego dodatkowymi dyżurami wolnego czasu, ale Cassian słynął z braku dbania o siebie i przepracowywania się. Uzdrawianie i alchemia były jedynymi rzeczami, które jeszcze trzymały go przy ziemi, na stałym gruncie. Ostatnio podobnym czynnikiem był też Zakon Feniksa, ale Cassian nie zaskarbił sobie swoim ostatnim zachowaniem zaufania Garretta, który postanowił odsunąć go od trwających misji Zakonu. Morisson, chociaż przychodziło mu to ciężko, próbował naprawiać swój autorytet w oczach zakonników. Zaczął od większego zaangażowania w pracę, udziału w pojedynkach, ograniczenia spożywanego alkoholu, jak i teraz, zainteresowaniem społecznym. Tym samym był ostatnio chodzącą bombą zegarową, gorszą niż magiczny kociołek, który właśnie bulgotał pod jego rękoma.
Mieszał wywar z sercem z kruszonego kamienia księżycowego i rogu jednorożca bardzo wnikliwie, ale jego myśli uciekały do żony, dziecka, zemsty na ich śmierci, do innych, co bardziej zaprzątających jego głowę osób. Jego rozdrażnienie było na tyle angażujące umysł, że wydawało się istotne w przebiegu tworzonego wywaru. Cassian, chociaż podręcznikowo wykonywał polecenia i każdy kolejny etap dobierania składników roślinnych czy zwierzęcych do tworzonego eliksiru, nie był skupiony na tej czynności. Odsunął się od kociołka, widząc w swoim rozkojarzeniu zagrożenie, nie tyle dla siebie, co dla osób znajdujących się na tym samym piętrze co on. Nie było mu ich szkoda, gdyby jego kociołek miał zaraz wybuchnąć. On po prostu był świadomy konsekwencji, jakimi by to dla niego skutkowało. Praca jeszcze w jakimś stopniu przynosiła mu ukojenie.
Wrzucił do moździeża więcej używanego kruszca, ścierając go na proszek, bardzo gładki, bo przyłożył do tego dużo brutalnej siły, jaką kumulował w sobie ostatnimi czasy, nie mogąc nikomu dać w pysk, bo praca, bo Zakon, bo Minnie, bo Inara. Te małe istotki z jakiegoś powodu wchodziły mu na sumienie i chociaż chciałby beznamiętnie postępować jak zawsze - jak pozbawiona zahamowań, niekontrolowana, chwiejna maszyna, ostatnio odkrył ciekawą rzecz. Cassian Morisson miał w sobie jeszcze jakieś resztki samokontroli. Te, które teraz pomagały mu z wyczuciem i alchemiczną precyją wrzucać ingrediencje do kotła, które następnie ze sobą wymieszał, obserwując zmiany kolorytu substancji, jaka powstała. Sprawdził jej konsystencję, rozrzedził ją z wodą, nastawił na odpowiednią temperaturę i... czekał. Co przyniesie los i czy będzie to fiola eliksiru uspokajającego jaką będzie mógł zanieść do recepcji szpitala. Później mogąc się pochwalić działaniami na rzecz magicznej społeczności w Zakonie. Chciał się ubiegać o poważniejsze zadania niż odśnieżenie podwórka przed kolacją wigilijną w Zakonie Feniksa.


I don't want to understand this horror
There's a weight in your eyes

I can't admit

Everybody ends up here in bottles



Cassian Morisson
Cassian Morisson
Zawód : UZDROWICIEL ODDZ. URAZÓW POZAKLĘCIOWYCH
Wiek : 33 LATA
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
I will not budge for no man’s pleasure, I
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t2183-cassian-t-morisson#33199 https://www.morsmordre.net/t2797-whisky#45280 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f225-blackhorse-lane-13-5 https://www.morsmordre.net/t3257-skrytka-bankowa-nr-618#55081 https://www.morsmordre.net/t2795-cassian-tobias-morisson#45256
Re: Pracownia alchemika [odnośnik]04.10.16 16:28
The member 'Cassian Morisson' has done the following action : rzut kością


'k100' : 25
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pracownia alchemika Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pracownia alchemika [odnośnik]04.10.16 17:41
2 maja
Dnia poprzedniego eliksir co prawda nie wybuchł mu w kociołku, ale nie wyszedł mu taki jak powinien. Uczony doświadczeniem z poprzedniej próby warzenia eliksirów, próbował nie powtarzać wczorajszych błędów. Tym razem nie korzystał z zapisów z podręcznika, jaki znalazł w zasobach ksiąg w Szpitalu. Składniki spróbował dobrać na logikę. Lektura jaką znalazł wcześniej być może była zbyt archaiczna i korzystała z magicznej medycyny już dawno przestarzałej i nie przynoszącej efektów w obecnie tworzonych eliksirach. Zdecydował się na wykorzystanie do ważenia eliksiru składników takich, jak rogate ślimaki, pijawki, walerianę i mirrę.
Być może wymieszanie dzień wcześniej ingrediencji szlachetnych z neutralnymi spowodowało porażkę w tworzonej substancji, która nie niosła ze sobą wcale właściwości uspokajających, a wręcz wprowadzała człowieka w nerwowy stan. O tym Cassian mógł się przekonać testując eliksir na sobie dzień wcześniej. Dzisiaj przygotował się do tematu lepiej. Długo sprawdzał zastosowanie składników jakie wybrał w historii magii, jak i zastosowanie dzisiejsze. Rogate ślimaki, jak i pijawki w obecnej medycynie służyły leczniczo na prawie wszystkie schorzenia, łagodząco. Miały one nadać eliksirowi odpowiedni, delikatny ton. Waleriana, wykorzystywana wszędzie jako środek nasenny i uspokajający, obok sproszkowanego rogu jednorożca i sproszkowanego kamienia księżycowego stanowiła bazę dla wywaru. Całość doprawiona mirą, łagodzącą ból i przynoszącą ukojenie każdemu spożywającemu tą substancję - w rozumowaniu Cassiana, nie mogła go zawieść. Teraz nie było już mowy o złym dobraniu składników. Przebieg warzenia eliksirów zależał już tylko o dobrania temperatury i długości warzenia substancji. Cassian do ostatecznej formuły dochodził metodą prób i błędów, jedynie wspomagając się tym razem dodatkową lekturą.
Zmiany obserwował i zapisywał w dzienniku raportowym. Chociaż niechętnie, wiedział, że tym samym uniknie przyszłych błędów. Pozostało mu czekać na zmiany i testować eliksir do upadłego. Tym razem jednak był pewien swojego alchemicznego dzieła bardziej niż wcześniej.


I don't want to understand this horror
There's a weight in your eyes

I can't admit

Everybody ends up here in bottles



Cassian Morisson
Cassian Morisson
Zawód : UZDROWICIEL ODDZ. URAZÓW POZAKLĘCIOWYCH
Wiek : 33 LATA
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
I will not budge for no man’s pleasure, I
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t2183-cassian-t-morisson#33199 https://www.morsmordre.net/t2797-whisky#45280 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f225-blackhorse-lane-13-5 https://www.morsmordre.net/t3257-skrytka-bankowa-nr-618#55081 https://www.morsmordre.net/t2795-cassian-tobias-morisson#45256
Re: Pracownia alchemika [odnośnik]04.10.16 17:41
The member 'Cassian Morisson' has done the following action : rzut kością


'k100' : 31
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pracownia alchemika Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pracownia alchemika [odnośnik]15.11.17 22:37
10 maja, wieczór
Miał dosyć. Dopiero co się wybudził, a już zaczęto faszerować go różnymi specyfikami, które smakowały gorzej niż zepsuty sok z kapusty. Nie żeby kiedykolwiek próbował, ale jeśli było coś paskudniejszego to chyba jedynie te medykamenty. Do tego zapach odchodów trolla przyprawiał go o mdłości już podczas otwierania się drzwi do sali, na której go ułożyli. Jakiś stary czarodziej z ubytkami w zębach zawsze śmiał się z policjanta, bo jak to mówił nie ucieknie przed swoim przeznaczeniem. Pomylony staruch... Powinien znajdować się na innym oddziale, tam gdzie wsadzają czubków. I o ile Raiden się właśnie tam nie znajdował, o tyle wiedział, że ten poroniony lunatyk miał swoje miejsce zupełnie w innej części Szpitala Świętego Munga. Najgorsze ekscesy miał w nocy, gdy jak gdyby nigdy nic, łaził po całej sali i rechotał ze swoich kiepskich żartów sprzed najazdu Rzymian na ziemie Gotów. Carter nie raz próbował jakkolwiek wzywać pomocy, bo przytwierdzony do łóżka nie był w stanie się poruszyć, a gadanie tego pomyleńca sprawiało, że sam przestawał czuć się normalny. Jednymi momentami, gdy zdejmowano z niego zaklęcia unieruchamiające było właśnie podawanie leków. Służby medyczne nauczyły się już tego, gdy kilkakrotnie policjantowi udawało się opuścić salę wbrew ich zastrzeżeniom. Nawet osłabionego ciężko było powstrzymać przed eskapadami w celu dowiedzenia się czegokolwiek o innych uczestnikach katastrofy lub by wymknąć się z tego koszmaru wcześniej niż planowano. Normalnie nie stosowano podobnych praktyk, ale Raiden próbował naprawdę wielu sposobów, by uniknąć dalszego trwania przy swojej salce i szpitalu. Zdecydowanie to było ponad jego siły. Mógł przeżyć doszczętne spalenie jak chleb na nieudanym barbecue, a potem zwalenie się budynku na łeb. Na pewno jeszcze wiele rzeczy mógł zwyczajnie przetrwać, ale nie kolejnego dawkowania lekarstw. Słyszał już z daleka ten stukot znajomych butów swojego uzdrowiciela, który chyba ze szczerą, chorą satysfakcją wlewał w niego następne porcje. Chociaż bardzo często oddawał ten zaszczyt pielęgniarkom. Było to okrutne z jego strony, bo większość z nich była niczego sobie, a uciekanie przed atrakcyjną dziewczyną raczej nie leżało w charakterze Cartera. Nic dziwnego że przy nich zachowywał się spokojniej, jednak dzisiaj jego prześladowca miał się pojawić osobiście. W wymuskanym kitlu z wąsem pod nosem przywitał się serdecznie z pacjentem, jednak to nie jego pogodne (upiorne?) oblicze przyciągało uwagę policjanta. Uzdrowiciel miał w kieszeniach pełno fiolek i opakowań, w których kryły się eliksiry i maści. Raiden miał już do końca życia nienawidzić tych małych cholerstw, a sam Mung zapewne miał mu się śnić w nocnych koszmarach jeszcze długo po jego wyjściu z tego miejsca. Magomedyk zniósł zaklęcia, po czym wyszedł jeszcze poza salę, bo zapomniał karty pacjenta, a to dawało wspaniałą okazję do opuszczenia sali. Nic więc dziwnego, że po kilku chwilach osamotniony pacjent szwendał się po korytarzach oddziału urazów pozaklęciowych w celu znalezienia odpowiedniej kryjówki na przeczekanie reszty nocy. Wszędzie byle nie tam - byle nie bycie naćpanym przywiązanym do łóżka z wariatem za sąsiada. Niestety większość drzwi, które mijał, były pozamykane dość mocno. Tylko jedne okazały się być otwarte i puściły, gdy tylko przekręcił klamkę. Nie miał czasu na rozeznanie, bo za plecami usłyszał czyjeś głosy, więc wślizgnął się do środka najciszej jak potrafił w tym stanie, a następnie zamknął je za sobą. Oby już nic go nie spotkało...


Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again

Raiden Carter
Raiden Carter
Zawód : dzień dobry
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I don't know but I been told
A big legged woman ain't got no
s o u l
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pracownia alchemika Tumblr_nd9k6t8Tpx1rjxr81o8_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3256-raiden-carter#55069 https://www.morsmordre.net/t3274-tales#55392 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3526-skrytka-bankowa-nr-834#61585 https://www.morsmordre.net/t3275-raiden-carter#117377
Re: Pracownia alchemika [odnośnik]16.11.17 0:40
Choć już dawno powinna wrócić do domu, wciąż pochylała się nad kociołkiem, warząc ostatnią dzisiaj porcję medykamentów. Była sama; pomagającą jej wcześniej stażystkę już parę godzin temu odesłała do domu, samotnie mierząc się z resztą obowiązków. I tak w ostatnich dniach prawie nie miała życia poza pracą. Dużo obowiązków spadło na pracowników Munga, nie tylko na uzdrowicieli ale też na alchemików. W końcu leczenie bardzo często wymagało wspomagania eliksirami i nie można było dopuścić do całkowitego skończenia się zapasów najważniejszych środków, gdy każdego dnia trafiały tu nowe ofiary anomalii. Dzisiejszy dzień także był w nie obfity po okropnej nawałnicy, która przetoczyła się nad krajem.
Po dodaniu ostatniego składnika zamieszała wywar i odczekała odpowiednią ilość czasu, po czym wygasiła płomyk pod kociołkiem i ostrożnie przelała miksturę do fiolek. Był to eliksir kurczący, którego z reguły nie warzyło się w Mungu, ale jak się okazało, był potrzebny w kilku przypadkach ofiar anomalii i poproszono ją o zrobienie paru porcji. Obecne czasy i skutki niektórych anomalii niekiedy wymagały naprawdę zaskakujących rozwiązań, więc alchemicy mieli okazję przygotowywać dość szeroki wachlarz rozmaitych specyfików.
Ułożyła fiolki na tacce. Wtedy jednak, ledwie podniosła tackę z blatu stolika i ruszyła z nią w stronę szafek na już przygotowane wywary, kiedy usłyszała nagłe i niespodziewane skrzypnięcie drzwi, słyszalne w panującej w pracowni ciszy. O tej godzinie praktycznie nikt tu nie przychodził, nie licząc uzdrowicieli, ale na pierwszy rzut oka było widać, że to nie jeden z nich. Przede wszystkim, uzdrowiciel nie czaiłby się jak uczniak przyłapany na gorącym uczynku, a od wejścia zacząłby ją zasypywać pytaniami lub poleceniami dotyczącymi eliksirów. Uzdrowiciele niemal zawsze wpadali tu w biegu, z konkretną sprawą i potrzebami.
Wydawało jej się oczywiste, że to pacjent, który prawdopodobnie wymknął się z sali. Było za późno na godziny odwiedzin, zresztą po chwili zauważyła wdzianko w jakim paradowała większość leżących na oddziale chorych.
- Co pan tutaj robi? – zapytała, wciąż ściskając w dłoniach tackę z fiolkami z eliksirem kurczącym. – Nie powinien pan leżeć teraz w swojej sali?
Jej palce nieco mocniej zacisnęły się na tacce. Raczej rzadko jej się zdarzało, by pacjenci wybierali na kryjówkę właśnie alchemiczną pracownię. Bardziej musiała na to uważać na trzecim piętrze; tamtejszym lokatorom często przychodziły do głowy różne dziwne pomysły i trzeba było podwójnie uważać na eliksiry i ingrediencje. Nie była też drętwą sztywniarą która nie rozumiała przytłoczenia pacjentów długim tkwieniem w łóżku, ale musiała troszczyć się przede wszystkim o ich dobry stan, nawet jeśli nie umiała rzucać zaklęć leczniczych.
Spojrzała na drzwi, zastanawiając się nad odprowadzeniem mężczyzny do miejsca gdzie powinien być. Nie wyglądał za dobrze; nie była tego pewna, ale niewykluczone, że właśnie miała do czynienia z poparzonym w końcówce kwietnia policjantem, który ponoć bardzo lubił wymykać się z sali i uciekać przed nowymi dawkami eliksirów.
- Powinnam pana odprowadzić. Uzdrowiciele na pewno zaraz zauważą, że pan wyszedł – powiedziała do niego, z wrażenia zapominając że miała odstawić tackę.

[bylobrzydkobedzieladnie]




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?


Ostatnio zmieniony przez Charlene Leighton dnia 26.11.17 18:51, w całości zmieniany 1 raz
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Pracownia alchemika [odnośnik]25.11.17 21:38
Czasami zachowywał się jak dzieciak. I cóż... Czasami zamieniało się w często, a to często również niekiedy nie miało swoich typowych granic. Uciekanie przed uzdrowicielem, by nie dostać kolejnego eliksiru raczej nie wliczało się w zachowania dorosłego mężczyzny, ale Raiden nie sądził, że każdy dorosły mężczyzna przeżył to, co on. I nie chodziło wcale o niemalże spłonięcie żywcem oraz przetrwanie zwalenie na głowę całego budynku, ale o leżenie bezczynnie, bezradnie, zdanym na łaskę innych i przyjmowanie tych paskudnych mikstur. Wiedział, że ratowały mu życie, ale zdecydowanie bardziej wolał być nieświadomy tych zabiegów niż później musieć znosić to całe przedstawienie. Nic więc dziwnego, że nie wytrzymał w towarzystwie jakiegoś dziwaka i zdezerterował. Chciał się wydostać z tego cholernego labiryntu korytarzy, zaułków i zamkniętych drzwi. Czy gdzieś widział schody? Albo windy? Albo otwarte okno. Byle tylko uciec i nigdy nie wracać. Najwyraźniej jednak się przeliczył, a jedyne otwarte drzwi, za którymi paliło się światło było, o ironio, pracownią przeznaczoną dla alchemików. W takim też układzie mógł poznać tego szarlatana, który warzył dla niego trucizny. Nie spodziewał się jednak jakiegoś tam dzieciaka w śmiesznym ubranku, który wyglądał dziwnie znajomo, chociaż może kiedyś spotykał się z jakąś jej siostrą i dlatego? Kto go tam wie. W każdym razie nie zamierzał dać w żaden sposób się wyrzucić, tylko od razu skupił się na odgłosach dochodzących z korytarza, które, na jego szczęście, zaczęły cichnąć. A więc uzdrowiciel poszedł w inną stronę, a Raiden tymczasowo był bezpieczny. Ignorował obecność kogoś jeszcze w pomieszczeniu tak długo jak długo nasłuchiwał, aż w końcu odsunął się od drzwi, żeby wejść bardziej w głąb pokoju i rozejrzał się na prawo i lewo.
- Ugh. Świetnie. Z deszczu pod rynnę... - mruknął pod nosem, wyraźnie niezadowolony z faktu, że znajdował się w wylęgarni mikstur. Niejedna ratowała już życie, jednak on z chęcią by spasował za to leczenie. Wędrował spojrzeniem po ścianach, suficie i dopiero wtedy trafił z powrotem na pannicę, która wpatrywała się w niego jakby czekała na odpowiedź. Zupełnie nie zarejestrował tego, co powiedziała, nie skupiając się na tym lub w ogóle temat ignorując. Na jedno wychodziło. Odezwała się znowu i już się domyślił o co chodziło. - Wiele rzeczy powinienem, ale nie oznacza to, że ich przestrzegam - odparł, wzruszając ramionami jakby było to coś naturalnego. Cóż. Dla niego było, chociaż dla innych może niekoniecznie. Pod tym względem był raczej nieobliczalnym, zapatrzonym we własne widzimisię sukinsynem, ale nigdy się tego nie wypierał i nie miał zamiaru tego robić. Zaraz jednak parsknięcie wydobyło się z jego gardła, gdy dziewczyna zasugerowała, że go odprowadzi. Wizja prowadzenia go przez tę drobinkę była równie komiczna co niedorzeczna. - Mam nadzieję, że zauważyli - odparł z ciągłym uśmiechem na twarzy, aż nie znieruchomiał, sądząc, że usłyszał coś jeszcze. Na szczęście było to jedynie skrzypienie podłóg pod ich własnymi stopami, dlatego znowu wrócił do tej samej postawy co wcześniej. Wycofał się w stronę drzwi i oparł się plecami o ścianę obok, obserwując swoją towarzyszkę. - Nie przejmuj się. Pracuj, pracuj - powiedział, nie przejmując się faktem, że najwyraźniej trafił na nadgorliwą panią alchemik. Chciał jedynie posiedzieć tu parę chwil i poszedłby dalej. Nic wielkiego. A przynajmniej miał nadzieję, że to nic wielkiego...


Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again

Raiden Carter
Raiden Carter
Zawód : dzień dobry
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I don't know but I been told
A big legged woman ain't got no
s o u l
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pracownia alchemika Tumblr_nd9k6t8Tpx1rjxr81o8_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3256-raiden-carter#55069 https://www.morsmordre.net/t3274-tales#55392 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3526-skrytka-bankowa-nr-834#61585 https://www.morsmordre.net/t3275-raiden-carter#117377
Re: Pracownia alchemika [odnośnik]25.11.17 23:42
Raczej nie była przyzwyczajona do tego typu sytuacji, choć oczywiście parę razy zdarzało jej się, by jakiś pacjent przypadkiem lub celowo wszedł do pracowni. Takie sytuacje były jednak niepożądane, nie należało dopuszczać, by ktoś kradł eliksiry lub narażał je na zniszczenie, lub siebie samego na obrażenia wskutek niewłaściwego obchodzenia się z nimi. Gdy wychodziła z pracowni i nie zostawiała w środku innego alchemika bądź stażysty, zawsze zamykała drzwi. Większość pacjentów co prawda nie lubiła mikstur i przyjmowała je z niechęcią, ale byli i tacy, którzy gdyby tylko mogli, jeszcze chętniej odurzaliby się uspokajającymi i przeciwbólowymi specyfikami by uciec od cierpienia lub problemów natury psychicznej. Choć niewiele osób o tym wiedziało, sama po pracy lubiła zaciągać się wonią kocimiętki, która działała na nią niezwykle relaksująco odkąd została animagiem kotem, i to nawet w ludzkiej postaci.
Swoim wyglądem raczej nie wzbudzała respektu. Może co najwyżej dziecko mogłoby się przestraszyć w przypadku nakrycia przez nią. Nie była wysoka, a jej rysy twarzy były na tyle młodzieńcze, że wyglądała na parę lat młodszą niż była w rzeczywistości. Mężczyźnie, który nieoczekiwanie wszedł do pracowni, ledwie sięgała do ramienia i musiała mocno zadrzeć głowę, by na niego spojrzeć. Wydawało jej się, że widziała jego twarz, dlatego też przywołał nikłe skojarzenia z tym policjantem, na którego czasami skarżyli się uzdrowiciele. Nawet w szpitalnej koszuli wyglądał na kogoś postawnego, kto mógłby ją jedną ręką podnieść i przestawić jak niesfornego kota. Ale jako pracownik tej placówki musiała dbać o przestrzeganie pewnych zasad, dlatego pałętanie się tu pacjentów, zwłaszcza uciekinierów wymykających się z sal, nie było dopuszczalne.
Wciąż ściskając tackę, obserwowała go uważnie. Mężczyzna mógł dostrzec szatę noszoną przez tutejszych alchemików, jasne włosy upięte w warkocz, bladą, lekko piegowatą buzię oraz oczy o intensywnie zielonym kolorze, które lustrowały go z uwagą i wyczekująco. Czekała na jego wyjaśnienie tego nagłego najścia, na które z pewnością nie pozwolił żaden uzdrowiciel.
- Niestety ja muszę ich przestrzegać i nie mogę udawać, że wcale tu pana nie ma – powiedziała cicho. – Zdaję sobie sprawę, że raczej nikt nie lubi tu leżeć i łykać tych wszystkich lekarstw, ale uzdrowiciele z jakiegoś powodu zdecydowali o zatrzymaniu pana na dłużej. Do tego dochodzi oczywisty fakt, że pacjentom nie wolno tu wchodzić.
Nie mogła tak po prostu wrócić do pracy z pacjentem ukrywającym się w pracowni, który mógł coś rozbić i doznać uszczerbku na zdrowiu. Mężczyzna musiał stąd zniknąć, najlepiej udając się wprost do swojej sali, bo naprawdę nie chciała mieć go na sumieniu, gdyby podczas tego spaceru coś mu się stało. Jako pracownik Munga miała obowiązek się tym zająć, nawet jeśli nie była uzdrowicielem.
- Proszę nie robić problemów – powiedziała, biorąc tackę z fiolkami do jednej ręki i odstawiła ją na stolik, a drugą wyciągając w stronę mężczyzny. Nie była zupełnie wolna od obaw, bo nie była pewna, czego się spodziewać. Spokojnej reakcji, czy może nagłej agresji? Słyszała jego parsknięcie; cóż, pewnie bardzo bawiła go wizja bycia odprowadzanym przez drobną, bladą alchemiczkę która wyglądała jakby niedawno skończyła Hogwart. Sama Charlie też prawie się roześmiała na tę myśl, na samo wyobrażenie siebie prowadzącej kogoś dużo wyższego i szerszego od siebie.
- Któremu z uzdrowicieli się pan wymknął tym razem? – zapytała jeszcze, próbując otworzyć drzwi.

[bylobrzydkobedzieladnie]




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?


Ostatnio zmieniony przez Charlene Leighton dnia 26.11.17 18:50, w całości zmieniany 1 raz
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Pracownia alchemika [odnośnik]26.11.17 15:02
Gdyby chciało mu się uczyć czegoś tak skomplikowanego jak animagia to pewnie wykorzystałby swoją formę, żeby zwiać z tego miejsca. Praktycznie nie myślał o niczym innym, byle tylko dotrwać do tego czternastego maja i móc się wypisać, zabrać swoje rzeczy i poczuć śmierdzące powietrze Londynu. Pognałby też do domu i walnął się na swoje łóżko, chociaż pewnie mieszkał tam już Smurt, który pod nieobecność właściciela na pewno świetnie się zadomowił. Oby mały buldog tylko nie zeżarł mu mebli czy ubrań to będzie się cieszył z jego posiadania. Na samą myśl o domu zrobiło mu się zwyczajnie przykro, że jeszcze te długo cztery dni, a właściwie trzy i tę noc spędzi w murach Świętego Munga. Tęsknił za tym charakterystycznym zapachem pasty do drewna, z którego wszak był zbudowany ich dom, a także za tupotem nóg Artis i Sophii, które słychać było z parteru, gdy krzątały się na piętrze. Czasami ciężko było przywyknąć do ponownego mieszkania z siostrą, jednak przystosował się szybciej niż myślał. To nie chodziło wcale o małego rudzielca przy jego boku, ale o brak rodziców. To ich widmo dawało mu się we znaki za każdym razem, gdy wchodził po schodach i kierował w stronę gabinetu, chciał rzucić Tato na wejściu i za każdym razem, gdy otwierał drzwi, zastawał pusty pokój. Było to przecież oczywiste, ale w podświadomości liczył na coś innego. Gdy ręka dotykała klamki, ten ułamek sekundy nim dostrzegł ciche wnętrze było czasem, w którym był pewien, że ojciec spokojnie zajmuje miejsce za biurkiem. A później zdawał sobie sprawę, że wcale tak nie było. Że nie szedł do gabinetu, żeby porozmawiać, przywitać się z rodzicem, a szedł tam, bo to było teraz jego miejsce. Raiden nigdy nie chciał zastępować ojca i wiedział, że nie byłby w stanie, bo William Carter był niepowtarzalną osobowością. I nie chodziło o posiadanie tej samej fizjonomii - wszak był jednym z bliźniaków. Posiadał niespotykaną wiarę w ludzi, a także dar ich rozpoznania. Nigdy nikogo nie skreślał i umiał rozmawiać z nawet największym zwyrolem w sposób w jaki jego syn nigdy by nie potrafił. Policjant znał jedynie rozwiązanie polegające na dosłownym wyciśnięciu z przesłuchiwanego informacji. Ojciec zrobiłby to zupełnie inaczej. Na samą myśl o nim Raiden potrząsnął głową, nie chcąc się nad tym rozwodzić. Nie mógł sobie pozwolić na powrót tych niepowodzeń przy dochodzeniu nad prawdziwością przyczyny śmierci rodziców.
Gdy dziewczyna upierała się przy tym, że zaraz go odprowadzi, Carter zauważył, że niedaleko stały jakieś specyfiki z nazwiskiem jego uzdrowiciela. Skrzywił się na sam widok, ale co innego przykuło jego uwagę. Zaraz obok koło najwyraźniej dzbanka z herbatą, stało kilka szklanek do złudzenia przypominających te, które były w domu Peony. Strasznie chciało mu się pić, a zresztą widok alchemicznych przyrządów sprawił, że ścisnęło mu paskudnie żołądek. Musiał wypić coś normalnego. Rzucił jedynie dziewczynie Chwila i podszedł do stolika. Powąchał coś, co wydawało mu się naprawdę ładnym zapachem o dziwo w tym smrodzie mikstur i wywarów. Wyglądało i pachniało jak sok z dyni - nawet było wlane do zwyczajnej szklanki. Dlaczego wiec nie miało nim być? Zaraz też wziął to do ręki i wypił mały łyk, czując na języku znajomy, słodki smak. Jak można było się domyślać, skutki nie były zupełnie normalne, a eliksir nie był sokiem z dyni. Po kilku sekundach naprzeciwko Charlene stał mały chłopiec najwyżej sześcioletni w zdecydowanie za dużej szpitalnej piżamce.


Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again

Raiden Carter
Raiden Carter
Zawód : dzień dobry
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I don't know but I been told
A big legged woman ain't got no
s o u l
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pracownia alchemika Tumblr_nd9k6t8Tpx1rjxr81o8_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3256-raiden-carter#55069 https://www.morsmordre.net/t3274-tales#55392 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3526-skrytka-bankowa-nr-834#61585 https://www.morsmordre.net/t3275-raiden-carter#117377
Re: Pracownia alchemika [odnośnik]26.11.17 18:47
Gdyby była pacjentką pewnie też marzyłaby o tym, by się wyrwać. Była osobą o raczej spokojnym temperamencie, ale wolała coś robić niż leżeć i patrzeć w sufit. Jej umysł potrzebował bodźców i intelektualnych rozrywek. Wizja leżenia w łóżku mogłaby brzmieć zachęcająco tylko gdyby wokół piętrzyły się sterty książek, które mogłaby czytać podczas swojego uziemienia, ale w salach Munga próżno było szukać takich atrakcji. Były tylko obskurne ściany, twarde łóżka, szorstka pościel i jęki innych pacjentów. I uzdrowiciele z eliksirami, które wlewali chorym do gardła.
Charlie z pewnością nie spodziewała się, że mężczyzna sięgnie do tacki, którą przed chwilą postawiła na stoliku tuż przed próbą otworzenia drzwi i wyprowadzenia mężczyzny na zewnątrz. O ile udałoby jej się zmusić go do drgnięcia. Mogło jej się wydawać, że ten nawet nie poczuł, kiedy go dotknęła i próbowała nakłonić do wyjścia. Gdyby wiedziała, że ktokolwiek może wpaść na tak głupi pomysł, jak picie czegokolwiek w pracowni alchemika, odniosłaby tackę na dużo dalsze miejsce, nie kładąc jej gdzieś, gdzie mężczyzna mógł łatwo sięgnąć po eliksir. Nie pomyślała o tym, naiwnie wierząc w rozsądek mężczyzny i będąc pewną, że jeśli będą z nim problemy, to na pewno nie takie. Już prędzej spodziewałaby się, że mężczyzna ją odepchnie lub uderzy, lub rozbije coś w pracowni. Sama od dziecka była uczona, by pod żadnym pozorem nie spożywać w takich miejscach niczego, jeśli nie była całkowicie pewna, co to jest. Co prawda w dorosłości umiała już dobrze rozpoznawać eliksiry (zwłaszcza gdy sama je warzyła i wiedziała, co gdzie się tutaj znajduje), ale dla kogoś nieobeznanego było to wysoce niewskazane. Niektóre wywary dla niedoświadczonego oka rzeczywiście mogły wyglądać jak niewinny sok.
- Co pan wyprawia?! Tam są eli... – krzyknęła, urywając nagle, gdy nagle wyminął ją i podszedł do stolika. Oprócz eliksiru kurczącego który tam odstawiła znajdowało się tam też trochę innych opisanych flakoników czekających na odebranie przez uzdrowicieli. Eliksiru kurczącego nie zdążyła jeszcze opisać, bo pojawienie się mężczyzny przeszkodziło jej w dokończeniu czynności przy tej miksturze.
Rzuciła się w jego kierunku, próbując złapać go za rękę, ale zanim swoją wątłą siłą ściągnęła jego dłoń w dół, ten pochwycił jedną z fiolek, której jeszcze nie zakorkowała, i wypił jej zawartość. Trwało to raptem parę sekund i było po wszystkim.
- Czy tamten pożar wypalił panu resztki rozumu? To był eliksir kurczący! – jęknęła, wiedząc, że jest za późno i eliksir lada chwila zacznie działać.
I tak się stało – chwilę później wysoki mężczyzna raptownie się skurczył i po chwili przed Charlie stał mały chłopiec w stanowczo za dużej piżamie, która wisiała na nim smętnie. A Charlie była w tak wielkim szoku, że dopiero po chwili się odezwała.
- Ma pan szczęście, że w Mungu nie warzy się trucizn, ale to i tak było nieskończenie głupie. Pić cokolwiek, co leży w pracowni alchemika! – westchnęła, załamując ręce. Przedawkowanie niektórych medykamentów też mogło się skończyć nie najlepiej, nie bez powodu dawkowali je uzdrowiciele, którzy znali się na tym i wiedzieli, jaki eliksir był niezbędny do jakiej dolegliwości. Zdała sobie też sprawę, że dziwnie było zwracać się „pan” do chłopca, który wyglądał mniej więcej na sześć lat. I być może jego psychika też była sześcioletnia; wypił stanowczo zbyt dużą dawkę i skurczył się do poziomu dziecka. – Nie ruszaj się stąd, muszę uwarzyć antidotum – burknęła, bardzo niezadowolona z tej sytuacji i poważnie zaniepokojona tym, że w ogóle do niej doszło. Ale to ona będzie za to odpowiedzialna i uzdrowiciele do niej będą mieć pretensje, że dopuściła do takiej sytuacji. Och, następnym razem nie będzie tak ufać rozsądkowi pacjentów; naprawdę myślała, że każdy czarodziej ma wystarczająco dużą wiedzę o świecie magii, by nie wlewać do ust wszystkiego co znajdą, nie wiedząc co to jest. Oby tylko mężczyzna-chłopiec stąd nie uciekł, zanim poda mu eliksir, który przywróci go do odpowiedniego rozmiaru i wieku.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Pracownia alchemika [odnośnik]07.02.18 17:51
Rhiseart Doge rześkim krokiem szedł korytarzem, rozglądając się po salach. Z nieodłącznym uśmiechem na twarzy nucił cztery pory roku Vivaldiego, wzbudzając tym samym zainteresowanie mijających go osób. Co jakiś czas dłonią gładził siwą brodę w geście zastanowienia, próbując domyślić się, dokąd mógł udać się jego pacjent. Nie lubił, gdy jego podopieczni włóczyli się bez celu po budynku nawet wówczas, gdy nie było przeciwko temu żadnych przeciwwskazań. Ponadto nadchodził czas, by pan Carter zażył swoje leki. Starszy uzdrowiciel od kilku minut więc szukał go. I choć dla wielu mogło być to wydanie żmudne, to on nawet w tym potrafił odnaleźć pewną radość. Był wszak uzdrowicielem z powołania i bez względu na wszystko miłował swój zawód, gotowy poświęcić mu ostatni swój oddech. Wszyscy pracujący w Mungu znali jego osobę, toteż dla nikogo nie było zdziwieniem, iż nie przeszedł jeszcze na emeryturę. Choć wesoły, był również osobom oddaną pracy, co prawdopodobnie miał po matce - Szkotce.
Przystanął na chwilę, rozglądając się po korytarzu. Jego wzrok padł na jedne z drzwi prowadzących do pracowni alchemicznej. Coś podpowiadało mu, iż powinien wejść do środka i zapytać o swojego podopiecznego, choć nie do końca był pewny co do tego. Co policjant mógłby chcieć szukać w takim miejscu?
Z zamyśloną miną, podrapał się po czubku głowy. Jeszcze chwilę rozglądał się dookoła siebie, aż w końcu postanowił sprawdzić w pomieszczeniu. Zdecydowanym ruchem zapukał w drzwi i, nie czekając na odpowiedź, wszedł do środka.
- Dzień dobry miłej pani - powiedział, dostrzegając młodą alchemiczkę. - Czy nie mogłaby mi pani pomóc? Szukam jednego z pacjentów, który postanowił udać się na spacer o dość nieodpowiedniej porze.
Delikatnym ruchem zamknął za sobą drzwi, dopiero wówczas dostrzegając chłopca. Wyraźnie zaskoczony patrzył na młodego, by po chwili przenieść wzrok na kobietę.
- Czyżby pani syn? - spytał, starając się brzmieć przy tym pogodnie. Nie zwykł oceniać ludzi, choć kobieta wydawała się być nieco za młoda na podobne wybryki. A jednak jego własna matka również urodziła jego starszą siostrę w dość młodym wieku, dlatego tym bardziej zrozumiałby.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Pracownia alchemika 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pracownia alchemika [odnośnik]07.02.18 18:50
Sytuacja była mocno niezręczna i dziwaczna. Charlie przeklinała w duchu; ale skąd mogła przewidzieć, że pewnego dnia może trafić się ktoś tak głupi by jednym haustem wypić nieznany sobie eliksir w pracowni alchemika? Nie dało się tego określić inaczej niż jako głupotę i bezmyślność, nie zetknęła się nigdy z takim przypadkiem. Z próbami podkradania eliksirów pod nieobecność alchemika owszem, ale nie z czymś takim. Szczęście w nieszczęściu że skutki tego eliksiru dało się odwrócić i mężczyzna nie dozna uszczerbku na zdrowiu, ale mogłoby do tego dojść, gdyby wychylił cały flakon eliksiru który należy zażywać w ściśle określonych dawkach. Na drugi raz musiała pamiętać, by stawiać wszelkie flakoniki dużo dalej od drzwi, by żaden zabłąkany „gość” nie postanowił zapoznać się z ich zawartością bliżej.
Niestety mleko już się rozlało i można było tylko spróbować naprawić skutki bezmyślności Cartera. Charlene wolała żeby nikt o tym nie wiedział, nie chciała, żeby to jej się oberwało za to że nie zainterweniowała w porę. Oczywiście próbowała, ale Carter był szybszy i silniejszy, wypił eliksir zanim zdążyła wyrwać mu fiolkę. Tylko czy ktoś uwierzy w jej argumentację? Musiała możliwie szybko przeciwdziałać, więc posadziła zmniejszonego Raidena na krześle, kategorycznie zabraniając mu dotykania czegokolwiek pod groźbą że potraktuje go Petryficusem (co zapewne w jej ustach nie zabrzmiało ani trochę groźnie, biorąc pod uwagę jej niewinny i młody wygląd) i zabrała się do pracy nad antidotum.
Dodawała kolejne składniki i mieszała w kociołku, co jakiś czas zerkając ukradkiem na Cartera-chłopca. Dla swojego własnego dobra powinien pozostać w miejscu, ale jeśli rozumował teraz jak dziecko, to czy zrozumie, że chciała mu pomóc i że ruszanie tutaj czegoś może mu zrobić krzywdę?
Nagle jednak, gdy była już bliska końca pracy nad eliksirem, usłyszała głośne pukanie i po chwili do środka wsunął się starszy uzdrowiciel.
- Dzień dobry. O-oczywiście, chętnie panu pomogę – przywitała go z konsternacją, zerkając na niego niepewnie, zastanawiając się, co robić, bo chyba domyślała się, jakiego pacjenta szukał. – Jaki to pacjent? Jeśli to pan Carter, to obawiam się, że właśnie go pan znalazł... – zaczęła, na gorąco podejmując decyzję że lepiej wyznać prawdę od razu niż czekać, aż wyjdzie na jaw w zniekształconej formie, ale słysząc jego kolejne pytanie zaczerwieniła się mocno. – Nie, to nie mój syn – zaprzeczyła stanowczo, była dobrze wychowaną panną i z całą pewnością nie miała żadnego nieślubnego dziecka. – To właśnie pańska zguba, która, próbując się tu przed panem ukryć, bezmyślnie wypiła porcję eliksiru kurczącego, który uwarzyłam dla ofiary anomalii. Właśnie warzę dla niego antidotum; może zechce go pan przypilnować i po wszystkim zabrać z powrotem do sali? Bardzo nie chciałabym, żeby w tym stanie uszkodził się jeszcze bardziej.
Miała nadzieję, że uzdrowiciel zrozumie, że alchemiczka mimo starań naprawdę nie zdołała temu zapobiec, i że jej pomoże zamiast ją pogrążyć. To Carter zasługiwał teraz na reprymendę i zapewne ją dostanie, skoro wybrał się na taki spacer i wdarł się bez upoważnienia do pracowni alchemika.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Pracownia alchemika [odnośnik]07.02.18 19:35
Z uwagą, lecz brakiem powagi tak często goszczącej na twarzach w szpitalu, słuchał młodej kobiety. Z każdym słowem uśmiech powoli zanikał, a zamiast niego pojawiło się szczere zaskoczenie. Wzrok przenosił z kobiety na małego chłopca, który - na brodę Merlina! - okazał się być jego zgubą, którą tak wytrwale szukał. W końcu w pomieszczeniu zapanowała cisza, a on chwilę nie odpowiadał. Zmarszczył jedynie brwi, a dłoń automatycznie powędrowała w kierunku siwej brody, którą gładził w zastanowieniu. W końcu, po chwili pełnego napięcia (którą w pewien sposób sam wywołał) wybuchnął śmiechem nieco głośniej niż by sobie tego życzył. Nie mógł jednak się powstrzymać, czując szczere rozbawienie poczynaniami Cartera, których efekt był dość ciekawą nauczką od losu.
- Proszę mi wybaczyć to nagłe rozbawienie - powiedział w końcu, a uśmiech ponownie rozpogodził jego twarz. - Muszę przyznać, iż nie spodziewałem się takich przygód na ten dzień, a i nigdy jeszcze - a dość długo tutaj pracuję - nie spotkałem się z taką historią!
Rhisearta cechowała doskonała pamięć - nie przypominał sobie, by któryś z jego pacjentów wypił eliksir kurczący. Eliksir z włosodębu - owszem, a nawet Rosno-Włos. Były to jednak przypadki, w których pacjenci znali jego skutki, a lekkomyślność popchnęła ich do czynu (w ich mniemaniu) śmiesznego. Efekt jednak był odwrotny, ale czy było warto wracać do tak odległych wydarzeń?
- Naturalnie będę miał oko na tego szkraba - dodał po chwili, stając obok swojego pacjenta. - Czeka go reprymenda kiedy tylko wróci do swojego stanu. A tymczasem...
Zachichotał ponownie, gładząc się po brodzie. Z kieszeni fartucha wyciągnął cytrynowego cukierka, które zawsze nosił przy sobie dla siebie czy też innych pacjentów. Podał go małemu, by choć na chwilę się czymś zajął, co gwarantował papierek po cukierku. Osoby, które się w nim przeglądały widziały wówczas różne wersje siebie - z wąsami, okularami czy uszami psa. Drugiego cukierka położył niedaleko kobiety, puszczając do niej oko. Sam póki co postanowił darować sobie słodkości - musiał wszak dbać o formę, skoro wciąż trafiali mu się tacy żywi pacjenci.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Pracownia alchemika 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Pracownia alchemika
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach