Salon
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Salon
Ciasny, ale własny. I pełen muzyki. Pan i władca tego miejsca, gramofon, pracuje prawie przez cały czas, oczywiście, jeśli jakimś cudem Tara jest w mieszkaniu, a nie na włóczęgach.
Ostatnio zmieniony przez Tara Debonheur dnia 25.11.16 17:18, w całości zmieniany 6 razy
Gość
Gość
Trafił swój na swego najwyraźniej - mnie też zazwyczaj ciężko było utrzymać w ciszy. Czasami byłem gorszy niż przekupka. Ponoć. Teraz zapewne tylko to udowodniłem tym swoim gadaniem.
Czy faktycznie miałem fajne życie w Birmingham? Tak, chyba tak. Chociaż nie byłem pewny czy potrafiłem to przekazać tak, jakbym chciał. Tam nam się układało - mi i ojcu... no, a potem... potem...
- Chętnie bym ci je całe pokazał - wypaliłem momentalnie. - Birmingham może się nie podobać tak na pierwszy rzut oka... chyba, że wie się dokąd iść - uśmiechnąłem się przekornie. Oj tak, kto jak kto, ale ja znałem najfajniejsze zakamarki mojego miasta. Mojego. Zawsze je tak nazywałem, choć prawda była taka, że zwykły ze mnie wieśniak, a nie mieszczuch. Oj taam...
Dla niej jestem wyjątkowy? Uśmiechnąłem się jeszcze odrobinę szerzej.
Dopiero kiedy o tym wspomniała zauważyłem, że gramofon przestał grać. Moje palce wciąż bezwiednie przesuwały się po strunach gitary wygrywając delikatną, cichą, niesprecyzowaną melodię. Przerwałem i odłożywszy instrument na bok, wstałem, coby przejrzeć po raz kolejny płyty. Przy okazji słuchałem dialogu Tary samej ze sobą... i tylko marszczyłem coraz bardziej brwi i spoglądałem na nią przez ramię z wyrazem niezrozumienia na twarzy.
- Nie jesteś pewna czy jesteś oficjalnie czy nieoficjalnie martwa? - powtórzyłem za nią. - To może po prostu jesteś żywa? - spróbowałem - tak przynajmniej wyglądasz. Na moje oko - dodałem. Nic nie zrozumiałem z tej jej konwersacji, ale za to zdołałem wybrać kolejny winyl i z głośników znów popłynęła muzyka. Wróciłem na swoje miejsce i z rozbawieniem obserwowałem wyczyny Taro-nietoperzycy.
- Nie uwierzę, że nie masz przyjaciół - energicznie pokręciłem głową. - Nawet gdybyś miała być oficjalnie albo nieoficjalnie martwa - dodałem. - Nie sprawiasz wrażenia samotniczki - stwierdziwszy to przekręciłem głowę, żeby chociaż spróbować zobaczyć jej twarzy normalnie. Marnie wyszło.
Czy faktycznie miałem fajne życie w Birmingham? Tak, chyba tak. Chociaż nie byłem pewny czy potrafiłem to przekazać tak, jakbym chciał. Tam nam się układało - mi i ojcu... no, a potem... potem...
- Chętnie bym ci je całe pokazał - wypaliłem momentalnie. - Birmingham może się nie podobać tak na pierwszy rzut oka... chyba, że wie się dokąd iść - uśmiechnąłem się przekornie. Oj tak, kto jak kto, ale ja znałem najfajniejsze zakamarki mojego miasta. Mojego. Zawsze je tak nazywałem, choć prawda była taka, że zwykły ze mnie wieśniak, a nie mieszczuch. Oj taam...
Dla niej jestem wyjątkowy? Uśmiechnąłem się jeszcze odrobinę szerzej.
Dopiero kiedy o tym wspomniała zauważyłem, że gramofon przestał grać. Moje palce wciąż bezwiednie przesuwały się po strunach gitary wygrywając delikatną, cichą, niesprecyzowaną melodię. Przerwałem i odłożywszy instrument na bok, wstałem, coby przejrzeć po raz kolejny płyty. Przy okazji słuchałem dialogu Tary samej ze sobą... i tylko marszczyłem coraz bardziej brwi i spoglądałem na nią przez ramię z wyrazem niezrozumienia na twarzy.
- Nie jesteś pewna czy jesteś oficjalnie czy nieoficjalnie martwa? - powtórzyłem za nią. - To może po prostu jesteś żywa? - spróbowałem - tak przynajmniej wyglądasz. Na moje oko - dodałem. Nic nie zrozumiałem z tej jej konwersacji, ale za to zdołałem wybrać kolejny winyl i z głośników znów popłynęła muzyka. Wróciłem na swoje miejsce i z rozbawieniem obserwowałem wyczyny Taro-nietoperzycy.
- Nie uwierzę, że nie masz przyjaciół - energicznie pokręciłem głową. - Nawet gdybyś miała być oficjalnie albo nieoficjalnie martwa - dodałem. - Nie sprawiasz wrażenia samotniczki - stwierdziwszy to przekręciłem głowę, żeby chociaż spróbować zobaczyć jej twarzy normalnie. Marnie wyszło.
Make love music
Not war.
Not war.
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
Nieaktywni
Tara w końcu zdecydowała się usiąść jak człowiek - gdzieś mniej więcej w tym momencie, w którym zaczęła czuć tę napływającą do jej głowy krew. Oparła się wygodnie o oparcie przykurzonej kanapy i zaczęła gibać na boki w rytm lecącej muzyki. Jej oczy rozjarzyły się jakby przyszło jej do głowy coś niesamowicie radosnego. No bo tak właśnie było, nie mogła inaczej nazwać wyobrażenia tego, że obchodzi razem z Louisem całe Birmingham. Śpiewając, tańcząc, grając... Byłoby świetnie.
- Jestem za - pokiwała energicznie głową. - Jak tylko będziesz mógł to się odezwij, bo ja w sumie mogę w każdej chwili rzucić wszystko i iść na wyprawę - uśmiechnęła się, pokazując ładnie białe zęby.
Chwilę później przyłożyła w zastanowieniu rękę do własnej szyi i zmarszczyła brwi.
- No nie wiem, nie wiem. Chyba rzeczywiście czuć tu jakiś puls. To może jestem nieoficjalnie żywa, ale oficjalnie martwa. Brzmi genialnie. Mogłabym wkręcać ludzi, żeby myśleli, że jestem tylko duchem, którym im się z jakiegoś powodu pokazał, a potem zniknął. - zrobiła poważną minę i pokiwała głową, ale już chwilę później znów wybuchnęła śmiechem. - Nie no żartuję, to by było głupie - kolejne pytanie Louisa sprawiło, że na chwilę zamilkła, przechylając w zamyśleniu głowę. - To nie tak, że nie mam przyjaciół. Po prostu nie mam takich przyjaciół, którym chciałoby się włóczyć ze mną bez "konkretnego celu" - wzruszyła ramionami.
- Jestem za - pokiwała energicznie głową. - Jak tylko będziesz mógł to się odezwij, bo ja w sumie mogę w każdej chwili rzucić wszystko i iść na wyprawę - uśmiechnęła się, pokazując ładnie białe zęby.
Chwilę później przyłożyła w zastanowieniu rękę do własnej szyi i zmarszczyła brwi.
- No nie wiem, nie wiem. Chyba rzeczywiście czuć tu jakiś puls. To może jestem nieoficjalnie żywa, ale oficjalnie martwa. Brzmi genialnie. Mogłabym wkręcać ludzi, żeby myśleli, że jestem tylko duchem, którym im się z jakiegoś powodu pokazał, a potem zniknął. - zrobiła poważną minę i pokiwała głową, ale już chwilę później znów wybuchnęła śmiechem. - Nie no żartuję, to by było głupie - kolejne pytanie Louisa sprawiło, że na chwilę zamilkła, przechylając w zamyśleniu głowę. - To nie tak, że nie mam przyjaciół. Po prostu nie mam takich przyjaciół, którym chciałoby się włóczyć ze mną bez "konkretnego celu" - wzruszyła ramionami.
Gość
Gość
Nie powstrzymałem uśmiechu, kiedy powiedziała, że w każdej chwili może rzucić wszystko i pojechać ze mną do Birmingham. Szkoda, że ja tak za bardzo nie mogłem.
- W takim razie wybierzemy się w któryś weekend - obiecałem. Szczerze? Już się nie mogłem doczekać.
Przyglądałem jej się, gdy mierzyła sobie puls i mówiła o tej swoim oficjalnym i nieoficjalnym życiu i śmierci.
- Nie chciałbym, żebyś nagle znikła - wyrwało mi się, a kiedy zdałem sobie sprawę z własnych słów, szybko napiłem się herbaty, parząc sobie przy okazji język. Nieważne. Po prostu się speszyłem i musiałem coś zrobić. Dobrze, że temat w mig przeszedł na inne tory.
- Włóczenie się z konkretnym celem, to nie włóczenie się - oświadczyłem z powagą. Przecież wszyscy to wiedzieli, nie? Właśnie w tym był cały urok włóczenia się - że szło się dla samego chodzenia, ot co. Serio nie miała nikogo, kto by to doceniał?
- Wiesz, ja tam lubię się włóczyć po mieście - dodałem niezobowiązująco. Ot tak, żeby wiedziała. Może kiedyś będzie chciała się powłóczyć z kimś, czy coś...
Nagle podniosłem się i jednym susem dostałem pod gramofon. Muzyka urwała się w połowie i w pomieszczeniu zrobiło się cicho.
- No więc? - spojrzałem na Tarę. - Teraz twoja kolej. Ja znalazłem twoje mieszkanie, teraz powinnaś w końcu zaśpiewać swoje piosenki - zauważyłem i uśmiechnąłem się przebiegle. Najwyższy czas - strasznie byłem ciekaw jej twórczości, a miałem wrażenie, że blondynka chce odwlec tą chwilę. Zupełnie niepotrzebnie.
- W takim razie wybierzemy się w któryś weekend - obiecałem. Szczerze? Już się nie mogłem doczekać.
Przyglądałem jej się, gdy mierzyła sobie puls i mówiła o tej swoim oficjalnym i nieoficjalnym życiu i śmierci.
- Nie chciałbym, żebyś nagle znikła - wyrwało mi się, a kiedy zdałem sobie sprawę z własnych słów, szybko napiłem się herbaty, parząc sobie przy okazji język. Nieważne. Po prostu się speszyłem i musiałem coś zrobić. Dobrze, że temat w mig przeszedł na inne tory.
- Włóczenie się z konkretnym celem, to nie włóczenie się - oświadczyłem z powagą. Przecież wszyscy to wiedzieli, nie? Właśnie w tym był cały urok włóczenia się - że szło się dla samego chodzenia, ot co. Serio nie miała nikogo, kto by to doceniał?
- Wiesz, ja tam lubię się włóczyć po mieście - dodałem niezobowiązująco. Ot tak, żeby wiedziała. Może kiedyś będzie chciała się powłóczyć z kimś, czy coś...
Nagle podniosłem się i jednym susem dostałem pod gramofon. Muzyka urwała się w połowie i w pomieszczeniu zrobiło się cicho.
- No więc? - spojrzałem na Tarę. - Teraz twoja kolej. Ja znalazłem twoje mieszkanie, teraz powinnaś w końcu zaśpiewać swoje piosenki - zauważyłem i uśmiechnąłem się przebiegle. Najwyższy czas - strasznie byłem ciekaw jej twórczości, a miałem wrażenie, że blondynka chce odwlec tą chwilę. Zupełnie niepotrzebnie.
Make love music
Not war.
Not war.
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
Nieaktywni
Oczywiście, że włóczenie się z konkretnym celem nie było włóczeniem się. Niestety niektórzy nie rozumieli tego tak, jak Louis i Tara. Całe piękno tkwiło właśnie w tym, że człowiek nie przejmował się tym, gdzie idzie, która godzina i co ma jeszcze do zrobienia. Po prostu żył i obserwował świat. Dziewczyna uniosła do góry kubek z herbatą i zakryła nim usta, żeby ukryć uśmieszek. Czy on naprawdę myślał, że tym nagłym masochistycznym atakiem na własną jamę ustną z użyciem gorącego napoju, sprawi, że nagle zapomni o tym, co przed chwilą powiedział? Odczuła całkiem przyjemne wrażenie posiadania nowego przyjaciela, ale zamiast zastanawiać się nad tym głębiej machinalnie upiła łyk z kubka, a chwilę później parsknęła gwałtownie, śmiejąc się w myślach z własnej głupoty, no i przy okazji sycząc też z bólu. Przed chwilą naśmiewała się z Louisa, a teraz sama złapała się w pułapkę nie odbierającego wszystkich sygnałów rzeczywistości umysłu.
Kiedy jednak usłyszała słowa chłopaka odstawiła szybko herbatę i wyskoczyła nagle z kanapy biegnąc w stronę jakiegoś pokoju, który do tej pory był zamknięty. Przez uchylone drzwi można było zobaczyć coś wyglądające jak łóżko przykryte dwudziestoma kocami na raz, ale chwilę później Tara wróciła ściskając w rękach wyświechtany dziennik.
- Już śpiewam, już! - powiedziała, w podskokach zbliżając się znowu do wersalki. Tak naprawdę to niczego nie odwlekała, czekała po prostu, aż Louis sam o tym wspomni. - Mam też chwyty, których używają ci w pubie, możesz potem spróbować zagrać. Na razie zrobię a capella - usiadła tym razem na oparciu, kładąc stopy w kapciach na kanapie. Może było to mało kulturalne i w ogóle, ale to jej mieszkanie, prawda? Przekartkowała dzienniczek, chociaż znała przecież te piosenki na pamięć. No ale wiadomo - dla efektu. Wzięła głębszy oddech i zaczęła śpiewać. Jej głos był czysty i mimo braku muzyki można było poznać, że jest to piosenka energiczna, wpasowująca się trochę w klimat rock'n'rolla, nawet jeśli mimo wszystko miała w sobie tę "inność", jako jej własny utwór.
- ...like a glaring, zestful stars,
we're gonna sing an' dance an' run,
like a children full of hope,
we're gonna reach the edge of world
So go with us, an' feel it, babe
feel what life is truly mean,
So go with us an' feel it, babe
feel what life wan' give to you...
Kiedy tylko Tara skończyła podwinęła kolana bliżej siebie i zapytała energicznie:
- I jak? To taka bardzo pubowa piosenka, ale ludzie ją tam naprawdę lubią.
Kiedy jednak usłyszała słowa chłopaka odstawiła szybko herbatę i wyskoczyła nagle z kanapy biegnąc w stronę jakiegoś pokoju, który do tej pory był zamknięty. Przez uchylone drzwi można było zobaczyć coś wyglądające jak łóżko przykryte dwudziestoma kocami na raz, ale chwilę później Tara wróciła ściskając w rękach wyświechtany dziennik.
- Już śpiewam, już! - powiedziała, w podskokach zbliżając się znowu do wersalki. Tak naprawdę to niczego nie odwlekała, czekała po prostu, aż Louis sam o tym wspomni. - Mam też chwyty, których używają ci w pubie, możesz potem spróbować zagrać. Na razie zrobię a capella - usiadła tym razem na oparciu, kładąc stopy w kapciach na kanapie. Może było to mało kulturalne i w ogóle, ale to jej mieszkanie, prawda? Przekartkowała dzienniczek, chociaż znała przecież te piosenki na pamięć. No ale wiadomo - dla efektu. Wzięła głębszy oddech i zaczęła śpiewać. Jej głos był czysty i mimo braku muzyki można było poznać, że jest to piosenka energiczna, wpasowująca się trochę w klimat rock'n'rolla, nawet jeśli mimo wszystko miała w sobie tę "inność", jako jej własny utwór.
- ...like a glaring, zestful stars,
we're gonna sing an' dance an' run,
like a children full of hope,
we're gonna reach the edge of world
So go with us, an' feel it, babe
feel what life is truly mean,
So go with us an' feel it, babe
feel what life wan' give to you...
Kiedy tylko Tara skończyła podwinęła kolana bliżej siebie i zapytała energicznie:
- I jak? To taka bardzo pubowa piosenka, ale ludzie ją tam naprawdę lubią.
Gość
Gość
No i cóż ona robi? Miałem taki genialny plan, żeby teraz zaśpiewała, a ona co? Tak po prostu uciekła do innego pokoju? Zmarszczyłem brwi i przechyliłem się, żeby za nią spojrzeć. Wow, musiało jej być naprawdę zimno, skoro spała pod tyloma kocami, przemknęło mi przez myśl na widok - jak sądziłem - jej łóżka.
- Przyznaj się, kradniesz koce z całego Londynu - odezwałem się z uśmiechem, kiedy wróciła w podskokach z powrotem, trzymając coś w rękach. No, najważniejsze, że nie zamierzała już dłużej odwlekać śpiewania. Doskonale.
Tylko te "chwyty"... Powinienem jej powiedzieć...? Nieee... nie chciałem jej teraz przerywać, kiedy tak się zapaliła do całego przedsięwzięcia. Oparłem się tylko o jakiś mebel i z zaintrygowaniem przyglądałem jej się czekając aż zacznie. Z zeszytu? Przecież chyba go nie potrzebowała, nie? Nie zastanawiałem się nad tym jednak dłużej, tylko wsłuchałem w piosenkę.
Wiedziałem, że potrafi śpiewać, w końcu nie słyszałem jej po raz pierwszy, prawda? A jednak i tak udało jej się zrobić na mnie wrażenie. Po pierwsze: to jej własna piosenka, czyli coś, co dla mnie było nieosiągalne. Po drugie: to już nie durne wygłupianie się na ulicy, tylko śpiewanie-śpiewanie. I to a capella, a wiadomo, że trudniej się śpiewa bez muzyki.
Kiedy skończyła, nie wahałem się - momentalnie zacząłem klaskać z uśmiechem. Zasłużyła na brawa bez dwóch zdań. I w ogóle czy musiałem jej naprawdę mówić o tym, że szczególnie do knajpy ta piosenka była naprawdę dobra? I melodię miała fajną, wpadającą w ucho.
Odbiłem się tyłkiem od mebla i ruszyłem w stronę Tary... a właściwie swojej gitary. Zaraz złapałem za instrument.
Zanuciłem pod nosem starając się powtórzyć melodię piosenki z pamięci.
- Tak to leciało? - zerknąłem na blondynkę na chwilę odrywając spojrzenie od gitary.
Szczerze mówiąc nigdy nie lubiłem rozpisanych na kartce chwytów. Jasne, umiałem je czytać (może nie po mistrzowsku, ale jednak), bo Kingsley na mnie straszliwie naciskał. I miał rację - powinno się umieć zapisywać i odczytywać nuty, jeśli chciało się być muzykiem i być może w przyszłości komponować własne piosenki... problem w tym, że jeśli nie musiałem, to nie uciekałem się do tej całej bazgraniny na papierze. O wiele bardziej wolałem improwizację i naukę ze słuchu. O tak, to był mój żywioł.
Zagrałem to, co właśnie zanuciłem. Skrzywiłem się, kiedy nie zabrzmiało tak, jak chciałem. Poprawiłem się, zagrałem ten fragment jeszcze raz.
- Tak bym to słyszał... hm? - zerknąłem na nią, żeby sprawdzić co o tym myśli. - Mogłoby być? Jak leci dalej? - zapytałem i uśmiechnąłem się lekko.
Nie wiedziałem jak ona, ale ja to uwielbiałem - mogłem się w takie granie ze słuchu "bawić" godzinami i wcale by mi się to nie znudziło, serio.
- Przyznaj się, kradniesz koce z całego Londynu - odezwałem się z uśmiechem, kiedy wróciła w podskokach z powrotem, trzymając coś w rękach. No, najważniejsze, że nie zamierzała już dłużej odwlekać śpiewania. Doskonale.
Tylko te "chwyty"... Powinienem jej powiedzieć...? Nieee... nie chciałem jej teraz przerywać, kiedy tak się zapaliła do całego przedsięwzięcia. Oparłem się tylko o jakiś mebel i z zaintrygowaniem przyglądałem jej się czekając aż zacznie. Z zeszytu? Przecież chyba go nie potrzebowała, nie? Nie zastanawiałem się nad tym jednak dłużej, tylko wsłuchałem w piosenkę.
Wiedziałem, że potrafi śpiewać, w końcu nie słyszałem jej po raz pierwszy, prawda? A jednak i tak udało jej się zrobić na mnie wrażenie. Po pierwsze: to jej własna piosenka, czyli coś, co dla mnie było nieosiągalne. Po drugie: to już nie durne wygłupianie się na ulicy, tylko śpiewanie-śpiewanie. I to a capella, a wiadomo, że trudniej się śpiewa bez muzyki.
Kiedy skończyła, nie wahałem się - momentalnie zacząłem klaskać z uśmiechem. Zasłużyła na brawa bez dwóch zdań. I w ogóle czy musiałem jej naprawdę mówić o tym, że szczególnie do knajpy ta piosenka była naprawdę dobra? I melodię miała fajną, wpadającą w ucho.
Odbiłem się tyłkiem od mebla i ruszyłem w stronę Tary... a właściwie swojej gitary. Zaraz złapałem za instrument.
Zanuciłem pod nosem starając się powtórzyć melodię piosenki z pamięci.
- Tak to leciało? - zerknąłem na blondynkę na chwilę odrywając spojrzenie od gitary.
Szczerze mówiąc nigdy nie lubiłem rozpisanych na kartce chwytów. Jasne, umiałem je czytać (może nie po mistrzowsku, ale jednak), bo Kingsley na mnie straszliwie naciskał. I miał rację - powinno się umieć zapisywać i odczytywać nuty, jeśli chciało się być muzykiem i być może w przyszłości komponować własne piosenki... problem w tym, że jeśli nie musiałem, to nie uciekałem się do tej całej bazgraniny na papierze. O wiele bardziej wolałem improwizację i naukę ze słuchu. O tak, to był mój żywioł.
Zagrałem to, co właśnie zanuciłem. Skrzywiłem się, kiedy nie zabrzmiało tak, jak chciałem. Poprawiłem się, zagrałem ten fragment jeszcze raz.
- Tak bym to słyszał... hm? - zerknąłem na nią, żeby sprawdzić co o tym myśli. - Mogłoby być? Jak leci dalej? - zapytałem i uśmiechnąłem się lekko.
Nie wiedziałem jak ona, ale ja to uwielbiałem - mogłem się w takie granie ze słuchu "bawić" godzinami i wcale by mi się to nie znudziło, serio.
Make love music
Not war.
Not war.
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
Nieaktywni
Tara była tak mocno podekscytowana tym, że będzie mogła przedstawić Louisowi swoje piosenki(cóż, aktualnie przedstawiła tylko jedną, ale ciii, na wszystko przyjdzie czas), że ani myślała zbaczać wcześniej z tematu. Dopiero teraz odpowiedziała więc na jego wcześniejszy zarzut.
- Nie tylko koce, ale też pierzyny i poduszki. Tylko nikomu nie mów - pokręciła głową z poważną miną. Nie była to oczywiście prawda, Tara nic nie kradła. Po prostu można powiedzieć, że kolekcjonowała wszelkiego rodzaju pościel, bo przecież nie było nic tak przyjemnego, jak zawinięcie się w wielki, ciepły kokon po powrocie ze spaceru. Najczęściej włączała sobie wtedy jakąś dobrą płytę i robiła herbatę albo ciepłe mleko. Miała też swoje książki, które zajmowały praktycznie wszystkiego półki w jej sypialni. Ale nie zamierzała ich Louisowi pokazywać, bo jeszcze spojrzy na tytuły i pomyśli, że należy do jakiejś sekty.
Chwilę później chłopak złapał za swoją gitarę i próbował zagrać ze słuchu jej piosenkę. Szczerze? Tara podskoczyła lekko na swoim miejscu i rzuciła swój dziennik obok, na kanapę. Skoro Louis nie potrzebował chwytów, to znaczyło... że czeka ich mnóstwo zabawy!
- Świetnie - uśmiechnęła się szczerze. - Nie wiedziałam, że potrafisz grać ze słuchu! Robisz na mnie coraz większe wrażenie. Jeszcze trochę i moja propozycja odnośnie wspólnej pracy przestanie być propozycją - podeszła do tego bardzo entuzjastycznie i zaraz zaczęła śpiewać po kolei dalsze części piosenki, robiąc przerwy i dając Louisowi szansę na oswojenie się z melodią. Tara dawno nie spotkała kogoś z kim by się tak dobrze bawiła.
- Nie tylko koce, ale też pierzyny i poduszki. Tylko nikomu nie mów - pokręciła głową z poważną miną. Nie była to oczywiście prawda, Tara nic nie kradła. Po prostu można powiedzieć, że kolekcjonowała wszelkiego rodzaju pościel, bo przecież nie było nic tak przyjemnego, jak zawinięcie się w wielki, ciepły kokon po powrocie ze spaceru. Najczęściej włączała sobie wtedy jakąś dobrą płytę i robiła herbatę albo ciepłe mleko. Miała też swoje książki, które zajmowały praktycznie wszystkiego półki w jej sypialni. Ale nie zamierzała ich Louisowi pokazywać, bo jeszcze spojrzy na tytuły i pomyśli, że należy do jakiejś sekty.
Chwilę później chłopak złapał za swoją gitarę i próbował zagrać ze słuchu jej piosenkę. Szczerze? Tara podskoczyła lekko na swoim miejscu i rzuciła swój dziennik obok, na kanapę. Skoro Louis nie potrzebował chwytów, to znaczyło... że czeka ich mnóstwo zabawy!
- Świetnie - uśmiechnęła się szczerze. - Nie wiedziałam, że potrafisz grać ze słuchu! Robisz na mnie coraz większe wrażenie. Jeszcze trochę i moja propozycja odnośnie wspólnej pracy przestanie być propozycją - podeszła do tego bardzo entuzjastycznie i zaraz zaczęła śpiewać po kolei dalsze części piosenki, robiąc przerwy i dając Louisowi szansę na oswojenie się z melodią. Tara dawno nie spotkała kogoś z kim by się tak dobrze bawiła.
Gość
Gość
Strona 2 z 2 • 1, 2
Salon
Szybka odpowiedź