Wydarzenia


Ekipa forum
Gospoda "Pod Bazyliszkiem"
AutorWiadomość
Gospoda "Pod Bazyliszkiem" [odnośnik]10.03.12 23:05

Gospoda "Pod Bazyliszkiem"

-
Wbrew swej nazwie jest to gospoda nie tylko dla czarodziejów - bywają w niej również mugole. Zaniedbany i zapuszczony budynek gospody znajduje się już w odleglejszej części wioski, tej mniej uczęszczanej, stąd też o wiele mniejsze zainteresowanie odwiedzających Salisbury. Lokal ten nijak nie może poszczycić się dobrej opinią, większość mieszkańców omija go szerokim łukiem - a to pewnikiem z racji podejrzanej klienteli nawiedzającej jej progi, dobijanych tam ciemnych interesów czy samej nieprzyjemnej obsługi. Przy wejściu zawieszony został brelok złożony z małych, szpetnych buziek, lubujących się w wulgaryzmach i odstraszaniu młodziaków chcących w sposób całkowicie nielegalny napić się trochę trunków dlań nieprzeznaczonych.
Po wejściu do środka pierwsze wrażenie nie ulega zmianie - izba jest zaniedbana, zakurzona, zwyczajnie zapuszczona. Blaty nielicznych stolików są wyszczerbione, a ich nogi chwiejne. Kontuar znajdujący się naprzeciw wejścia sprawia wrażenie, jakby nie sprzątano go od dawien dawna; podobnie jak i zapuszczona podłoga skrzypiąca przy każdym kroku. Naczynia, by nie odstawać od reszty, są brudne i poobtłukiwane, nijak nie zachęcające do licznych wizyt. Chyba, iż w poszukiwaniu nielegalnego hazardu czy handlu kradzionymi rzeczami.


Lokal zamknięty

Podchodzicie do drzwi wejściowych i dostrzegacie panującą wewnątrz pustkę. Dopiero po chwili odszukujecie spojrzeniem brzydki napis spisany w pośpiechu zamknięte. Domyślacie się, że wojna musiała zmusić właścicieli do wycofania się z prowadzenia biznesu. I kto wie? Może również ucieczki?


Lokal został zamknięty do odwołania. Można jednak prowadzić rozgrywki mające miejsce przed budynkiem.

Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Gospoda "Pod Bazyliszkiem" Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Gospoda "Pod Bazyliszkiem" [odnośnik]04.12.15 13:54
Nie mógł zbyt długo siedzieć pośród swych włości pogrążonych w mroku. Zupełnie, jak jego dusza. Denerwowało go dosłownie wszystko, od nierówno ułożonej sterty pergaminów do głuchej ciszy, jaka panowała w całej rezydencji. Dudniła w uszach, męczyła, pukała w czaszkę i wywiercała się tędy na zewnątrz. Julius siedział tam, przy tym mahoniowym biurku, marszczył czoło, brwi, wiercił się niespokojnie na siedzeniu, zerkając na czyste rolki pergaminu. Na pióro, atrament, które mogły posłużyć jako broń. Broń przeciwko nakazom i zakazom, które chciał zniweczyć w pył. Przygarbił się, nie wiedząc, jak odnaleźć słowa. Wyczuł, że najprawdopodobniej są na końcu języka, ale mimo to nie chciały z niego zejść. Wreszcie sięgnął zamaszystym ruchem po narzędzia do pisania, rozwinął papier i w szaleńczym tempie napisał wszystko, co wydawało mu się, że chciał napisać. Zdania płynęły rozlewając się po szorstkiej powierzchni kartki, płynąc atramentową strugą. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, c o dokładnie napisał, ale pisał. Niczym natchniony poeta, chcący wszystko dokładnie i szybko uchwycić. Przywołał swoją sowę, by ukończone dzieło przywiązać do jej cienkiej nóżki, a potem wypuścić ją na zewnątrz. Oczekiwał odpowiedzi, najlepiej twierdzącej, w przeciwnym razie wpadłby w jeszcze większy szał.
Minuty mijały nieubłaganie, a on, miętosząc w rękach chustę przechadzał się, tym razem po salonie. W głowie wirowały mu myśli, w sercu czuł niepokój. Wreszcie upragniona wiadomość nadeszła, a jej treść, choć pozostawiała wiele do życzenia, tchnęła w niego nową nadzieję. Co zaowocowało skrupulatnymi przygotowaniami do wyjścia, rozmycia się w chmurze teleportacyjnej i cichym trzasku jej towarzyszącym.
Znalazł się w pobliżu Salisbury, gdzie prawdopodobieństwo spotkania kogoś znajomego oscylowała wokół zera. Nott wyglądał zgoła normalnie, nawet, jeżeli nie pasował do wystroju ciemnych uliczek, które przemierzał. Nie wykazywał żadnych emocji, ciesząc się jedynie w duchu. I ta radość ze spotkania przysłoniła lęk i frustrację spowodowaną faktem zaręczyn, na które powiedzieć, że nie miał ochoty było zbytnim eufemizmem. Teraz liczyło się jedynie to, iż ją zobaczy, że będą mogli spokojnie (aby na pewno?) porozmawiać, będzie mógł dotknąć jeszcze raz jej dłoni i spróbować wszystko naprawić. Tylko te myśli pchnęły go do tego, aby otworzył ciężkie drzwi gospody i wejść do zatęchłego środka. Pełnego smrodu i brudu, a także typków łypiących na niego spode łba. Zignorował ich zupełnie i przysiadł się do jednego z wolnych stolików. Takiego, którego blat nie wyglądał na lep na muchy. Ponieważ oparł na nim ręce, w której wciąż trzymał chustę. Bacznie patrzył w kierunku wejścia, oczekując, że już za chwilę jego serce na nowo zabije szybciej.


♣️ The devil's in his hole

Julius Nott
Julius Nott
Zawód : łamacz klątw
Wiek : 33
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Into the sun the south the north, at last the birds have flown
The shackles of commitment fell, In pieces on the ground
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1529-julius-nott http://morsmordre.forumpolish.com/t1537-adalbert#14515 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f176-nottingham-maun-ave-13 http://morsmordre.forumpolish.com/t1538-julius-nott#14522
Re: Gospoda "Pod Bazyliszkiem" [odnośnik]04.12.15 18:15
Skłamałyby mówiąc, że nie spodziewała się tego listu. Nie wiedziała tylko kiedy przyjdzie jej się z tym zmierzyć, a raczej z nim. Siedząc w pracy przy biurku, zajmując się od kilku godzin raportem i jakoś próbując ignorować ponurą ciszę jaka panowała, którą przerywały tylko dźwięki piszących piór. Nie tak wyobrażała sobie atmosferę w pracy, ale z drugiej strony śmierć jednego z nich musiała jakoś na nich wpłynąć. Właśnie wtedy podleciała do niej dobrze znajoma sowa, na której widok wypuściła głośno powietrze z rezygnacją. Sam list wręcz krzyczał od emocji i tak bardzo nie chciała mieć z nimi do czynienia w rzeczywistości – nigdy za dobrze sobie nie radziła z ludzkimi emocjami. Sama była zbyt wyważona i spokojna, by do końca pojąć ich ogrom. Wiedziała jednak, że nie może odmówić tego spotkania z powodu całej ich przeszłości, wspomnień i głupiego sentymentu, który zawsze odzywał się w najmniej odpowiednich momentach. Dodajmy do tego tęsknotę, która była jej dobrze znana, gdyż zbyt wiele osób ją opuściło, ale nadal czasami nie umiała sobie z nią radzić. Odpisała zwięźle, wręcz jakby było to pismo urzędowe. Owy list wytrącił ją lekko z równowagi, zakłócił codzienność przez co nie mogła w pełni skupić się na powierzonych jej zadaniach. Zapewne, duży wpływ na to miał również fakt, że po prostu były one nudne i każdy czasem musi sobie odpuścić. Minuty mijały jednak zbyt szybko jakby specjalnie chciały jej zrobić na złość – gdy powinny się zatrzymać ubawy momentalnie. Powrót do domu i przebranie się w mniej przyciągające uwagę ubrania – wszystko robiła z nadmiernym spokojem. Gdyby udała się tam w aurorskim stroju to nie uniknęłaby nieufnych spojrzeń – ludzie mają niebywałe zdolność do rozliczania się ze wszystkich grzechów na widok oficjalnych strojów aurorów. Miejsce ich spotkania – jakaś daleko położona od Londynu miejscowość jasno świadczyła o ich relacji – tajnej, nieodpowiedniej i ukrytej przed wzrokiem co poniektórych. To było wręcz śmieszne, że dwoje dorosłych ludzi musi spotykać się w takich warunkach, bo obawiają się reprymendy starszych – wręcz nastoletnie zachowanie jakby byli zbyt głupi, by decydować o sobie. Weszła do gospody, bardziej speluny, którą gdyby nie to spotkania od razu, by opuściła. Mimo, że często bywała w różnych pijalniach to unikała takich miejsc, nie wiadomo czego tu można się było zarazić. Od razu odnalazła swego dzisiejszego towarzysza – zupełnie nie pasującego do tego miejsca i sprawne oko, które wie czego szukać nie ma żadnego problemu z wypatrzeniem jego sylwetki. Nadal ma na sobie kaptur, gdy podchodzi powoli do stolika. Czarna peleryna, którą nałożyła zakrywa mugolskie spodnie i koszule jaką ma na sobie. Siada naprzeciwko niego i jest bardziej zdenerwowana niż powinna po tylu latach znajomości.
- Zastanawiałam się kiedy napiszesz. – powiedziała ściągając kaptur i patrząc na niego uważnie. Mimo, że jego twarz była jej znajoma to zauważała różnice jaka zaszła od pewnego czasu – głównie w oczach. – Jak się czujesz? – zapytała, gdyż mimo różnic jakie obecnie ich dzielą był jej bliski albo jest – na razie lepiej zostawić ten temat.
Elizabeth Fawley
Elizabeth Fawley
Zawód : Auror
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
"Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny" W. Szekspir.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wszechświat się cały czas rozrasta.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t745-elizabeth-fawley https://www.morsmordre.net/t773-odyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f155-baker-street-223a https://www.morsmordre.net/t1058-elizabeth-fawley
Re: Gospoda "Pod Bazyliszkiem" [odnośnik]11.01.16 14:35
Czuł palącą potrzebę zobaczenia jej po tak długim czasie. Potrzebę spojrzenia jej w oczy i ujrzenia tego, co oboje zatracili już dawno temu. Czy zostały w nich jakieś wspomnienia? Niknący blask podczas chwil, w których mogli być zwyczajnie szczęśliwi? Głęboko wierzył w tę idylliczną wizję, że ujrzy ją, ona jego i wszystko się odmieni. To było takie naiwne, takie głupie, że gdyby tylko mógł spojrzeć na siebie z dystansu, dostrzegłby ten ogrom głupoty, jaka mu towarzyszyła. Był przekonany o swojej nieomylności. Wiedział, że to będzie spotkanie emocjonujące dla niego i dla niej. Wiedział, że coś dla niej znaczy, że nie potrafiła o nim zapomnieć. Pełen nieokreślonej, bezbrzeżnej pychy, napuchniętego ego, pełen wizji wydarzeń, które nigdy nie będą jawą. Tylko snem, majakiem ledwie unoszącym się gdzieś ponad nieboskłon. Czy klątwa dodawała mu brawury, lekkomyślności i beznadziei jednocześnie? Dlaczego tak ochoczo trzymał w dłoniach chustę z myślą, że będzie ona tylko i wyłącznie dla niej, dla nikogo innego? Dlaczego potrzebował otulić się wonią jej perfum, jak kiedyś, jak zawsze? Było tak dużo pytań, tak mało odpowiedzi. Nie potrafił się w nich odnaleźć, płynąc crawlem pośród pękających myśli, a każda z nich była gorsza od drugiej. I to pytanie: zachował człowieczeństwo, tę marną namiastkę, której nie wypaliła czarna magia świętej ziemi Grecji? Niecierpliwość, rozglądanie się wokół w poszukiwaniu znajomej sylwetki, memłanie w rękach jedwabiu i nerwowe zerkanie na zegarek... jakie to było do niego niepodobne! Oddalone od serca o milion kilometrów, nawet nie stało obok przyzwyczajeń. Czy Elizabeth była jego łącznikiem ze światem żywych, w którym obecnie wcale się nie poruszał?
Usłyszał dźwięk otwieranych drzwi, a potem zobaczył zakapturzoną postać. Kierującą się do jego stolika, do i c h stolika. Zgodnie z przewidywaniami zastygłe serce zabiło mocniej, ukuło wręcz boleśnie od dawien dawna przypominając właścicielowi o swoim jestestwie. To wprawiło go w nieme zdziwienie, zatuszowane ledwo widocznym uśmiechem pełnym arogancji. Był przecież Nottem.
- Witaj - powiedział, tylko po to, by sytuacji stało się za dość. Wstał, zostawiając chustę na stole. Po to, by móc zrobić ten jeden ruch ręką zapraszający do wspólnej posiadówki. W tak niesamowicie ohydnym miejscu. Pocieszał się, że nie było innego wyjścia, tylko czy aby na pewno?
- Dobrze - skłamał gładko. Bo co miał jej powiedzieć? Że nie czuje nic, żadnych emocji, chyba, że niesamowitą złość, z którą trudno walczyć? Banał. Zdradzała go tylko ziejąca z oczu pustka. - Mam nadzieję, że u ciebie w porządku? - zdobył się na to pytanie, by uprzejmości stało się zadość. - To dla ciebie - wysunął rękę z chustą w jej kierunku. Lekko pogniecioną z powodu targających nim nerwów. - Tak na zgodę - dopowiedział. Sam nie był pewien czy powinien w ten sposób rozpatrywać ich znajomość.


♣️ The devil's in his hole

Julius Nott
Julius Nott
Zawód : łamacz klątw
Wiek : 33
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Into the sun the south the north, at last the birds have flown
The shackles of commitment fell, In pieces on the ground
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1529-julius-nott http://morsmordre.forumpolish.com/t1537-adalbert#14515 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f176-nottingham-maun-ave-13 http://morsmordre.forumpolish.com/t1538-julius-nott#14522
Re: Gospoda "Pod Bazyliszkiem" [odnośnik]16.01.16 21:59
To co razem przeżyli, a było tego sporo, powoli nikło w odmętach pamięci, lecz zostawało wspomnienie emocji jakie wtedy czuła. To tak samo jak z bólem, nie pamięta się jaki on był, ale wie, że nie chce się go ponownie przeżyć i się go boi. Zdawała sobie sprawę, że był czas kiedy była szczęśliwa, mimo że nigdy nie wierzyła w przyszłość tego wszystkiego, lecz to ich ostatnie spotkania- tak smutne, emocjonalne i nie pasujące do układanki jaka między nimi była miała przed oczami myśląc o nim. Może to i dobrze, że ich drogi się rozeszły, gdy nie było jeszcze żadnej trzeciej osoby poszkodowanej tym wszystkim. Pozostawała jednak złość,  a serce czasem zbyt mocno biło na jego widok jak obecnie. Miała żal do niego za to jak się to wszystko skończyło, że stał się takim gnojkiem i nie dane im było po ludzku się pożegnać. Za to kłótnie, wypominanie sobie głupot i niechęć do naprawienia tego wszystkiego. Żadne uczucie nie jest dane na wieczność- trzeba je pielęgnować, a między nimi zaczęło się psuć. Czasami ludzie do siebie nie pasują i miłość nie wystarczy- tylko głupiec sądzi, że da się dzięki niej wygrać wszystko. Może między nimi tak było, ale nie chcieli tego widzieć? W pewnym momencie na pewno już tak było- od tej wyprawy do Grecji, z której wrócił obcy człowiek, który w żaden sposób nie potrafił się z nią dogadać. Nie rozumiała tego, ale nie miała też sił i chęci, by godzić się na jego stosunek do niej i do świata.  
Zobaczyła ten jego uśmiech, który bardziej należał do tego dawnego Juliusa niż obecnego. Kiedy zaczęła ich rozgraniczać? Może to z powodu chęci idealizacji tamtych lat i tamtego Notta, to na pewno było to. Jak bardzo by chciała nie mogła pozbyć się obaw- nie ufała mu. Teraz ciężko będzie mu odbudować zaufanie, zapewne nigdy mu się to nie uda- niech nie ma złudzeń. Ona też się w jakiś sposób zmieniła tylko nie potrafiła jeszcze określić jaki zasięg miały te modyfikacje. Każdy człowiek miał wpływ na innych i ona nie była samotną wyspą. Była zależna od innych i oddziaływali oni na nią, choć najbardziej odczuwalne było to gdy miała naście lat i problemy ze wybraniem drogi, którą powinna obrać.
- Cieszy mnie, że dobrze Ci się wiedzie. – stwierdziła zupełnie mu nie wierząc. Może to oznaka arogancji, ale uważała, że trochę go jeszcze znała. Dobra, powinno zmienić zdanie, bo obecnie go nie znała ani nie rozumiała. Nie miała żadnego prawa tak osądzać jego wypowiedzi – w końcu był dla niej prawie obcym człowiekiem obecnie. – Tak, wszystko jest w najlepszym porządku. – odpowiedziała mu zdając sobie sprawę jak bardzo mało go to obchodzi. Zadał to pytanie tylko z przyzwoitości i wyuczonych regułek od dziecka. Kiedy stali się wobec siebie tak sztuczni? W chwili rozstania czy już związek był farsą, z której powinna się śmiać? Patrzy na chustkę, którą jej prezentuje i nie do końca wie czy powinna ją przyjąć. – Wiesz, że nie powinnam jej przyjąć. Nie teraz. A może chciałbyś, bym ją wzięła, zawiązała oczy i udawała, że nie widzę problemów i wszystko jest w porządku?- zapytała a w jej głosie pobrzmiewał smutek, gdyż ciężko było jej mu odmówić. Czuła jednak, że chustka była formą przekupstwa jakby mógł kupić jej przebaczenie. – Dlaczego chciałeś się ze mną spotkać? Mam nadzieje, że w twoich intencjach było coś więcej od podarowania mi prezentu. -  pozwoliła sobie nawet na uśmiech w jego stronę.
Elizabeth Fawley
Elizabeth Fawley
Zawód : Auror
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
"Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny" W. Szekspir.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wszechświat się cały czas rozrasta.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t745-elizabeth-fawley https://www.morsmordre.net/t773-odyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f155-baker-street-223a https://www.morsmordre.net/t1058-elizabeth-fawley
Re: Gospoda "Pod Bazyliszkiem" [odnośnik]18.01.16 22:18
Być może podświadomie lgnął do Lizzy, która była namiastką uczuć, które niegdyś zwykł odczuwać. Przecież był z niego całkiem w porządku mężczyzna, owszem, pogubiony w życiu i przemaglowany z każdej strony przez swoją rodzinę, ale nie zatracał swojego człowieczeństwa. Nie zamykał się w szczelnej skorupie dopuszczając do serca jedynie mroczne cienie. Czuł obawę, troszczył się o niewielką garstkę osób, w tym właśnie o nią. Boleśnie pragmatyczną, niekiedy niedorzecznie poważną, ale także i pełną emocji, które mogli razem współdzielić. Może nie wyrzucali z siebie kompulsywnie wszystkich większych lub mniejszych sekretów, nie dzielili się sobą na wyłączność, do końca, ale było w tym coś prawdziwego, humanitarnego i po prostu przyjemnego. Julius lubił wracać do tych chwil bagatelizując zupełnie coraz trudniejszą otoczkę tego wszystkiego. Puszczając w niepamięć te liczne kłótnie, gorzkie słowa, cisnące się do oczu łzy. To wszystko zdawało się nie mieć najmniejszego znaczenia kiedy siedział w Gospodzie Pod Bazyliszkiem czekając właśnie na nią. I na kolejne drżenie skutego lodem serca, którego gruba otoczka zdawała się nigdy nie topnieć. Gdzieś podświadomie czuł, że mogła być ona dla niego wybawieniem, tratwą na środku oceanu, przyrzeczeniem, że skoro mogło być dobrze, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby znów takie było. Pragnął odzyskać dawne życie nawet, jeżeli dalekie ono było od ideału. Ponoć ideały nie istnieją, nie chciał zmieniać rzeczywistości, nie chciał zmienić jej. Chciał zmienić siebie, tylko nie wiedział jak sobie pomóc. Oślepiająca złość wyzierająca niczym głucha pustka skutecznie zasłaniała wszelakie ewentualne drogi ucieczki uznając je za bezwartościowe lub poniżające. Coś, co się zalęgło na dnie duszy broniło się wszelkimi możliwymi sposobami przed atakiem z zewnątrz nie dopuszczając nikogo bliżej. Najpewniej to właśnie obecność lady Fawley była tą kojącą i rozstrajającą jednocześnie. To stanowiło wręcz namacalny podział na dawnego i obecnego Juliusa, dawny czuł niezmącony spokój, obecny nieokreślone bliżej rozdygotanie. Co dziwne, obaj tkwili w tym samym ciele, przy brudnym stoliku, w ciemnym kącie i jeden z nich uśmiechał się do kobiety jakoś tak ciepło. Z nostalgią? Rozrzewnieniem? Trudno to było dokładnie zdefiniować.
Miał ochotę parsknąć śmiechem kiedy tylko usłyszał, że dobrze mu się wiedzie. Wybornie. Był więźniem samego siebie, własnego rodu i cudzych przekonań. Wiodło mu się wręcz wyśmienicie w tej zimnej celi z równie chłodnymi kratami, aczkolwiek nie mówił nic. Być może jego twarz się nieco wykrzywiła w lekko kpiącym uśmiechu, ale nic ponadto.
Obchodziło go i to bardzo, tylko czy potrafił to należycie okazać? Czy chciał? Czy powinien? Przyjął jej odpowiedź oszczędnym skinieniem głowy, przynajmniej do momentu, kiedy nie wypowiedziała się o chuście. Tym razem nie mógł powstrzymać uśmiechu błąkającego się po twarzy.
- To tylko chusta, zwykły prezent, nie dopatruj się w tym wszystkim podstępu i drugiego dna. Po prostu nie chcę, aby się marnowała, skoro możesz jej swoją urodą dodać nieco blasku - odpowiedział wreszcie, wciąż trzymając ją wyciągniętą ku Elizabeth. W geście poddańczym? Zachęcającym? Proszącym?
- Naprawdę chcesz przechodzić do sedna? - spytał, wyraźnie niezadowolony. Nie chciał przynosić t r a g i c z n y c h wieści w ogóle, a już na pewno nie tak od razu. - Może najpierw się napijmy - zaproponował niemrawo, popędzając kręcącą się wokół wyraźnie niezadowoloną kelnerkę, która chyba bardzo nie chciała do nich podchodzić.


♣️ The devil's in his hole

Julius Nott
Julius Nott
Zawód : łamacz klątw
Wiek : 33
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Into the sun the south the north, at last the birds have flown
The shackles of commitment fell, In pieces on the ground
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1529-julius-nott http://morsmordre.forumpolish.com/t1537-adalbert#14515 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f176-nottingham-maun-ave-13 http://morsmordre.forumpolish.com/t1538-julius-nott#14522
Re: Gospoda "Pod Bazyliszkiem" [odnośnik]06.02.16 21:49
Gdy była z nim wszystko odczuwała mocniej: emocje, dotyk czy pragnienia. Zawsze była osobą, która stawiała rozum na pierwszym miejscu i daleka była od krótkotrwałych uczuciowych uniesień. Chyba, że do sztuki. Przy Juliusie wszystko wydawało się żywsze, a raczej jej system percepcyjny działał lepiej. Ale chyba było tak zawsze z osobą, którą darzyło się silnym uczuciem i nie powinna robić z tego wyjątkowego stanu, bo to było aż zbyt banalne. Nie mogła twierdzić, że byli niezwykli i ich związek był czymś niesamowitym. Właśnie jego piękno polegało na tym, że był całkowicie normalny. Nie był on założeniem ich rodów, raczej było to wbrew ich woli, a tym bardziej nie była to chłodna kalkulacja polityczna. Poznali się, od słowa do słowa dowiadywali się o sobie i całkiem naturalnie ich rozmowy stawały się coraz dłuższe. To nie była żadna miłość od pierwszego spojrzenia czy wielkie niespełnione uczucia- takie rzeczy to tylko w książkach i wśród idealistów. Również tylko wśród nich są wieczne szczęśliwe zakończenia, ale takiego nie było między nimi. Nigdy nie miała złudzeń, ale potrafiła o tym nie myśleć: o przyszłości, obowiązkach, rodzinie. Te wszystkie tematy w czasie ich spotkań nie istniały dla niej. Dopiero później przychodziły refleksje, brutalna prawda, że tak naprawdę to jest droga donikąd. Tylko nikt nie powinien osądzać drogi człowieka jaką wybiera szukając szczęścia. Czy zaznała tego uczucia? Owszem. Tu powinna w utopijnym świecie zakończyć się dyskusja, ale ona była zbyt pragmatyczna, by uciekać w krainę marzeń. Zastanawiała się jak to wygląda z jego strony- również pogodzony jest porażką ich buntu czy może nadal odczuwa jakieś iskry? Patrząc jednak na niego wydawał się jej chłodną skorupą, do której wnętrza nie potrafiła zajrzeć. Nie przyrzekali sobie wieczności, nawet nie mieli długoterminowych planów, ale była to pewna stała w jej życiu. Wiedziała, że Julius pracuje obecnie w jakimś zakątku świata, wyślę jej później sowę i umówią się na kolejne spotkanie. A przecież on cały czas prawie pracował! I ona też nie była lepsza, nie widywali się oni codziennie, więc to nie była jakaś kategoryczna zmiana jej rozkładu dnia. Po prostu kolejna osoba ją opuściła, ale może lepiej powiedzieć, że to ona mu na to pozwoliła.
Wysłuchała jego tłumaczenia, nadal nieprzekonana do przyjęcia podarunku, ale w końcu zezwoliła sobie na ten czyn. Nadal miała do niego słabość, jak łatwo dała sobie wcisnąć owy podarunek.
- Oh, Juliusie. Zawsze potrafiłeś prawić pięknie komplementy. – stwierdziła biorąc od niego chustkę na znak zgody. Przecież gdy zburzyli to co było między nimi w przyszłości to może powinni z tych kamieni zbudować coś innego? Mniej intensywnego, romantycznego, ale przecież nadal istotnego. – Ale nadal uważam, że ta chustka z łatwością mogłaby znaleźć lepszą właścicielkę. I wolę nawet nie myśleć kto wcześniej nosił ją przy sobie. – zażartowała sobie nawet co rozluźniło trochę atmosferę. Przecież wiedziała trochę o nim (nie wszystko się w nim zmieniło), umiała z nim rozmawiać (a przynajmniej kiedyś), więc może powinni do pewnych rzeczy wrócić. – Masz w sobie tyle odwagi, że chcesz pić w tym miejscu? – zapytała się go sceptycznie patrząc dookoła po tej spelunie. – Niech będzie piwo, chyba będzie to najbardziej bezpieczna opcja. – zauważyła nadal niepewna czy to dobry pomysł, by czegokolwiek tu próbować. Wróciła wzrokiem do jego osoby i uśmiechnęła się szeroko. – Uważasz, że powinnam się znieczulić przed tą rozmową? Coś aż tak poważnego? – zapytała chcąc jednak uciec chwilę od powagi, bo nie czuła się zbyt pewnie w jego towarzystwie obecnie. Obawiała się jego dalszych słów i chyba nawet wolałaby, by jednak nie przechodzili do tych istotnych, dorosłych spraw.
Elizabeth Fawley
Elizabeth Fawley
Zawód : Auror
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
"Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny" W. Szekspir.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wszechświat się cały czas rozrasta.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t745-elizabeth-fawley https://www.morsmordre.net/t773-odyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f155-baker-street-223a https://www.morsmordre.net/t1058-elizabeth-fawley
Re: Gospoda "Pod Bazyliszkiem" [odnośnik]21.02.16 1:33
Chłód. Czuł chłód kiedy był tutaj z nią teraz. Ale czuł coś przynajmniej. Zapomniał już trochę jak to jest nie obrastać jedynie kpiną i okrucieństwem, być wrażliwym na inne bodźce. Myśląc o Lizzy znów sobie o tym przypominał, na nowo i na nowo, wciąż, bez ustanku. Pamiętał, że kiedyś było lepiej. Karuzela emocji, feeria uczuć, wszystko to, czego nie dostawał nigdzie indziej. I nic innego nie było mu potrzebne, prócz zgody rodziny do tego, aby to trwało wiecznie. Niestety konflikty były ponad to, ponad szczęście, które mógł dostać, bo było na wyciągnięcie ręki. Miał wrażenie, że teraz to jedyne, co mu pozostanie. Ta głupia świadomość tego ile stracił. Okazjonalne spotkania z nią, być może listy. Nie chciał tego. Chciał walczyć wbrew wszystkiemu, tylko nie wiedział jak się do tego zabrać. Jak jej powiedzieć, że chce tego wszystkiego znów i że jednocześnie ma narzeczoną? Wybraną przez rodziców, jakżeby inaczej. Nott i Carrow, to podobno idealna transakcja, zwłaszcza jeżeli chodzi o ziemie. Tylko co go to interesowało?
Nic.
Musiał jej jednak wszystko powiedzieć, dusił się już we własnym strachu, niepewności i bezradności. Same złe odczucia, które chciał od siebie odepchnąć. Chciał wrócić do przeszłości, zmienić ją i przekonać Fawley, że jest gotów na to, by olać ich wszystkich. Teraz nie miał wcale pewności czy ona chciałaby to ciągnąć. Co jeśli dla niej to jedynie mgliste wspomnienie? Coś, co było i nigdy nie wróci? Co jeśli jedynym jej marzeniem jest to, by zapomnieć? Siedział jak na szpilkach zastanawiając się nad tą kwestią. A kiedy przyszła, całość wcale się nie rozjaśniła. Był zadowolony, że przyszła. Tyle i nic poza tym. Starał się zdobyć na coś więcej, na coś, co dałoby jej do zrozumienia, że mu wciąż zależy pomimo błędów jakie popełnił. Teraz chciał je naprawić. Nie, nie za pomocą chusty.
- Wolę nazywać to prawdą. Dla mnie zawsze byłaś wyjątkowa, nieważne czy w to wierzysz czy nie, dalej tak jest - powiedział spokojnie. Kąciki jego ust drgnęły, a rozpogodził się bardziej w momencie, kiedy przyjęła jego skromny prezent. - Tylko ja ją miałem przy sobie - sprostował krótko. Nie chciał rozwodzić się nad przedmiotem kiedy cudem zdołał ją namówić na spotkanie. Chociaż może lepiej byłoby to odłożyć na jak najpóźniej.
Nie, Lizzy. To desperacja.
- Najwyżej zginiemy razem. Romantycznie - mruknął bez większego przekonania. I zamówił dwa piwa. Niebezpiecznie. - Trzeba w życiu ryzykować... a co do znieczulania... nie wiem. To znaczy, chciałbym z tobą porozmawiać. Na poważnie. To chyba wymaga alkoholu - dodał. Ostatnio go nawet nadużywał.


♣️ The devil's in his hole

Julius Nott
Julius Nott
Zawód : łamacz klątw
Wiek : 33
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Into the sun the south the north, at last the birds have flown
The shackles of commitment fell, In pieces on the ground
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1529-julius-nott http://morsmordre.forumpolish.com/t1537-adalbert#14515 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f176-nottingham-maun-ave-13 http://morsmordre.forumpolish.com/t1538-julius-nott#14522
Re: Gospoda "Pod Bazyliszkiem" [odnośnik]07.03.16 13:55
Czy gdyby nie zaszły między nimi takie zmiany jakie miały miejsce to ich związek by przetrwał? Wątpiła. Mimo, że wolałaby okłamywać i siebie i jego, że nic nie stało im na przeszkodzie to teraz nie było sensu żyć w tej ułudzie. Ich rodziny nie pozwoliłby na ten związek, a ona jak bardzo nie miała respektu wobec zasad panujących wśród arystokracji to rodzinę zawsze szanowała i wskoczyłaby za nią w ogień. Przynajmniej za tą jej część, która była tego warta. Może powinna sobie cały czas o tym przypominać to łatwiej jej będzie pogodzić się z nową rzeczywistością bez Juliusa, ukrywania się i ryzyka jakie oboje ponosili. Mimo tych wszystkich krzywdzących dla ich przeszłości faktów potrafiła dostrzec piękno lat przeszłych, gdy oboje byli zbyt pochłonięci sobą, pracą i życiem, by przejmować się opiniami innych. Nie wiedziała jak powinna teraz wyglądać ich relacja. Tylko kontakt listowny, by nie sprawiać sobie więcej bólu czy sporadyczne spotkania, które będą  przypominały im dobre czasy. Ale nie dadzą one również zapomnieć tym złym i Lizzie  ma zbyt dobrą pamięć, by wypchnąć z głowy ostatnie miesiące. Na czym w ogóle teraz stali? Nigdy nie byli bliskimi przyjaciółmi, od razu było to coś więcej a przecież te różnice, które było między nimi nie zniknęły. Miała mętlik w głowie, choć całkiem klarowne wyjaśnioną sytuacje, że nie wrócą już nigdy do tego co było kiedyś.
- Nie kwestionuje tego. Tylko czy cokolwiek to zmienia? – zapytała go opierając się wygodnie o oparcie krzesła i przyglądając mu się uważnie. Stanowił bardzo istotny element jej życia, który towarzyszył jej w czasie lepszych i gorszych dni. Tak, był wyjątkowy, bo takiego go w swojej głowie stworzyła, ale musiała się pogodzić z ich rozstaniem. Nie oznacza to, że stracił on na ważności, bo nadal zależało jej na nim i nie można tak szybko pozamiatać bałaganu w sercu. Chciałaby mu powiedzieć, by ruszył dalej i zapomniał, bo tak byłoby dla niego o wiele lepiej. Chciała jego szczęścia, a nie mógł tego znaleźć w tym miejscu, bo ona mu na to nie pozwoli. – Będę o tym pamiętać, gdy będą ją nosić. – zapewniła go pocierając między palcami tkaninę chustki. Była to naprawdę ładna ozdoba i na pewno będzie miała okazje, by ją założyć, choć nie była pewna czy wytrzyma z duchem Juliusa na ramieniu, bo na pewno wtedy o nim nie zapomni. – Nie jestem ani romantyczką ani samobójczynią, a śmierć z powodu zatrucia alkoholem byłaby żałosna. Musisz to przyznać. – stwierdziła patrząc na postawione przed nimi piwna nie mogąc się pozbyć złego przeczucia. Teraz czekał ich jeszcze „poważny” temat. Nie chciała tego, ale i tak to nadejdzie. – Albo wymaga to stalowych nerwów. – odpowiedziała mu czekając, gdy w końcu przemówi. – Dobra, czas mówić. Julius, co się dzieje? – zapytała go poważnie, nie uśmiechając się i nie zachęcając by sam to zrobił. Byli dorośli, niech tak się zachowują.
Elizabeth Fawley
Elizabeth Fawley
Zawód : Auror
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
"Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny" W. Szekspir.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wszechświat się cały czas rozrasta.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t745-elizabeth-fawley https://www.morsmordre.net/t773-odyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f155-baker-street-223a https://www.morsmordre.net/t1058-elizabeth-fawley
Re: Gospoda "Pod Bazyliszkiem" [odnośnik]22.04.18 23:38
Para nr 6

Obojętnie co by się nie działo, zwykle znajdą się tacy, którzy wręcz uwielbiają igrać z ogniem; cała czarodziejska Anglia żyła w cieniu strachu przed zaburzeniami magii, które nie tylko utrudniały wszystkim życie, uniemożliwiając bezpieczne korzystanie z magii, lecz narażały życie i zdrowie. Codziennością na Pokątnej stał się widok czarodziejów i czarownic wycierających chusteczkami krew spod nosa, bądź osuwających się na kolana przez nagłe osłabienie, spowodowane przez anomalię. Byli jednak także tacy śmiałkowie, którzy nawet w obliczu zagrożenia potrafili stroić sobie żarty.

Blisko Gospody "Pod Bazyliszkiem" stała stara, kamienna studnia. Do końca kwietnia używano jej wciąż do czerpania zeń wody, lecz od momentu wybuchu magii podczas nocy pierwszego jest to zwyczajnie niemożliwe. Nieustannie słychać z niej przedziwne wycie, jęki i zawodzenie, a ponadto przy każdej próbie zbliżenia się - wypluwa z siebie obficie glutowatą, zieloną substancję, która rani skórę i sprawia, że pojawiają się na niej gęsto bolące bąble jak po poparzeniach. Obrastające studnię pnącze pod wpływem magii atakowało każdego, kto się zbliżał i próbowało go wciągnąć do środka. Pracownicy Ministerstwa nie zdołali się z nią uporać, odpuścili po kilku próbach, twierdząc, że i tak ma niską szkodliwość społeczną, a oni muszą się zająć terenami objętymi przez dużo groźniejsze anomalie.

Był późny wieczór, nad dachami budynków błąkały się gdzieś lśniące gwiazdy Wielkiego Wozu. Goście pubu "Pod Bazyliszkiem" z pewnością nie pogrążyli się jednak w spokojnym śnie, wprost przeciwnie, wszyscy byli niezwykle ożywieni. Alkohol lał się strumieniami, a pod jego wpływem wszyscy wpadali na coraz głupsze pomysły. Śmiałkowie po kolei stawali w szranki ze studnią, na którą właściciel przybytku przelewitował swoje złote trofeum za wygraną w jedynym międzymiastowym turnieju Wybuchającego Durnia, nagrodą za zdobycie go miał być darmowy alkohol przez resztę nocy. Nikt jednak nie zdołał przechytrzyć studni, która zdawała się coraz bardziej rozwścieczona, a żrąca substancja zadawała coraz dotkliwsze rany.
- Ty i ty, nie siedźcie tak, spróbujcie! - zawołała wyjątkowo ładna czarownica w tiarze z wyszytymi gwiazdkami, dłonią wskazując najpierw na Matthew, potem na Johnatana; tonem głosu i spojrzeniem wyraźnie rzucała im wyzwanie, by nie siedzieli tak dalej nad swoimi kuflami, a spróbowali swoich sił.

Etap 1 - zdobycie trofeum:
 
Radosną atmosferę przy stolikach przed pubem i stojącej kilkanaście metrów dalej studni przerywa pojawienie się kilku mężczyzn o aparycji mętów i typów spod ciemnej gwiazdy; łypią na wszystkich groźnie i w kilku gości z tłumu posyłają złośliwe uroki. Niektórzy umykają do środka zupełnie tak, jakby ich znali i woleli nie mieć z nimi do czynienia.
- Gdzie jest szlama Bojczuk? Słyszałem, że się tu pojawił - ryknął najwyższy z nich, barczysty mężczyzna o gęstej, czarnej brodzie. Johnatan miał wrażenie jakby widział go już wcześniej, lecz nie potrafił do tej twarzy przypasować żadnego nazwiska. Przywódca bandy powiódł spojrzeniem po zebranych, lecz zatrzymał się dopiero na twarzy Matthew. - To ty?

Etap 2 - typy spod ciemnej gwiazdy:
 
Etap 3a:
 
Etap 3b:
 
Etap 3c:
 
Datę spotkania możecie założyć sami. Czara Ognia nie kontynuuje z Wami rozgrywki. Wszystko jest w Waszych rękach.
Miłej zabawy!


Czara Ognia
Czara Ognia
Zawód : n/d
Wiek : 0
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Konta specjalne
Konta specjalne
https://www.morsmordre.net/t437-szukam-towarzystwa#1153 https://www.morsmordre.net/u731contact https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t437-szukam-towarzystwa#1153 https://www.morsmordre.net/t437-szukam-towarzystwa#1153
Re: Gospoda "Pod Bazyliszkiem" [odnośnik]26.04.18 23:45
/12.06

Dzień zaczął się jak każdy inny - kac, ból głowy, klin na kreskę w lokalnej knajpie, krótka rozmowa z barmanem i ciąg dalszy, w zdecydowanie lepszym humorze. Lubiłem takie dni, czas leciał wtedy w zastraszającym tempie, bo zanim się obejrzałem lałem w siebie kolejne porcje alkoholu, śpiewałem ze zgromadzonym wewnątrz towarzystwem i w akompaniamencie głośnych śmiechów wytańczyłem z jednym równie pijanym gościem iście rock'n'rollową choreografię. Co prawda walnąłem na podłogę przy pierwszym podnoszeniu, ale ktoś inny postawił mi za to kolejny kufel bursztynowego piwa, więc nie narzekałem. Zaczynało już zmierzchać, co zauważyłem dopiero kiedy wyszedłem przed drzwi by zapalić papierosa i nieco się przewietrzyć. Krzywo skręcona szluga z tytoniu najgorszej jakości zostawiła po sobie nieprzyjemny smak, więc przepiłem go trunkiem wracając do gospody i wtedy zobaczyłem wycelowaną we mnie dłoń. Właściwie w moim krwiobiegu krążyło już tyle procentów, że owa niewiasta wydała mi się najpiękniejszą na świecie, a jeśli najcudowniejsze stworzenie w okolicy chciało bym i ja spróbował swoich sił, to jakże mógłbym odmówić, szczególnie, że... BOTT, patrzę na tego typa i się krzywię, bo znam przecież doskonale tę mordę. Już w Hogwarcie rywalizowaliśmy o... w zasadzie o wszystko i to dosłownie. Więc nic dziwnego, że jak tylko go zobaczyłem, to aż mnie zgrzało od środka! A jeśli dodatkowo w grę wchodził darmowy alkohol przez całą noc i ten wspaniały puchar, który być może miał nawet jakąś wartość, a do tego wieczna chwała i uwielbienie tutejszych kelnerek to ja w to wchodzę i to bez żadnych nawilżaczy!
- Pffff! Już możecie mi lać kolejny kufel! - mówię i mrugam do Matta jednym okiem, żeby go troszkę podkurwić w tym wszystkim. Wychylam na hejnał to co mam, po czym podciągam gacie i obmyślam plan. No cóż, do najprostszych to nie należało może, ale styl pijanego mistrza, który opanowałem do perfekcji mógł mnie zaprowadzić do celu, trzeba było tylko tutaj się trochę zgiąć, tu przyspieszyć, tam odskoczyć, nóżka w prawo, nóżka w lewo, takie rzeczy. Strzelam sobie jeszcze plaskacza na ożywienie i machając dłońmi zachęcam tłum do skandowania, a później ruszam biegiem prosto przed siebie, do tej całej studni, starając się po drodze omijać wszelkie toksyczne splunięcia i dzikie pnącza. Wbrew pozorom ten puchar nie był przecież tak daleko! Albo tak mi się wydawało przez zaburzone postrzeganie rzeczywistości. W każdym razie Godryku uchowaj swoje dziecię od wszelkich nieszczęść, dej się nawalić za darmoszkę.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Gospoda "Pod Bazyliszkiem" [odnośnik]26.04.18 23:45
The member 'Johnatan Bojczuk' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 38
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Gospoda "Pod Bazyliszkiem" Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Gospoda "Pod Bazyliszkiem" [odnośnik]27.04.18 22:38
Dobrze zrobiłem, że tamtego dnia dałem się wyciągnąć Bertiemu do ludzi na te głupie śnieżki. Dodało mi to nieco odwagi, przekonało do tego, że tak właściwie nie wiele się zmieniło, że przecież wciąż mogłem przebywać wśród ludzi. Nie miałem przecież na czole żadnego znamienia bądź innej neonowej notatki pozwalającej dostrzec to, że nie byłem tak do końca już człowiekiem - to sobie powtarzałem wielokrotnie, jeszcze nim przekroczyłem próg mieszkania udając się na miasto. Zwątpienie w tą myśl minęła już po trzech kolejkach, a po kolejnych pojawiła się żarliwa wiara. Do tego biesiadujące przy barze parszywe gęby okazały się być tymi dla mnie znajomymi. Dobrze było ich widzieć do tego stopnia że pozwoliłem George'owi wierzyć w to, że mnie ograł dwa razy z rzędu i że wcale nie widzę jak szturcha łokciem swoją żonę by się pokładała na stole swoim dekoltem.
- Jebany... - prychnąłem pod nosem z rozbawieniem kiwając z politowaniem głową na boki. Stałem na zewnątrz lokalu podpierając ciężko całym sobą fasadę budynku. Zabrałem się za to po co tu przeszedłem - wypalenia papierosa lub nawet kilku. Niewiele mi zostało i choć towarzyszące mi mendy lubię to nie zamierzałem się dzielić zwitkami nikotyny. Przecierałem kciukiem końcówkę papierosa zdając sobie dopiero po chwili sprawę, że ten jest niemagiczny i w ten sposób go nie odpalę. Mało zgrabnie zabrałem się za przetrzepanie kieszeni w poszukiwaniu zapalniczki. Patrzyłem jednocześnie na to jak idioci nieporadnie lgnęli do rzygającej i smagających pejczami studni. Chwila... Rozejrzałem się dookoła zdając sobie sprawę, że nie jestem raczej już w centrum Londynu. Moje zagubione spojrzenie przyciągnęła ona - chodzący grzech, a nie czarownica. Snuła przede mną zuchwale wyzwanie i cóż, podskoczyłem brwiami dając niemo do zrozumienia, że nie takie rzeczy gotowy jestem dla niej zrobić. Hehe. Moje nastawienie zmieniło się diametralnie, gdy na horyzoncie musiał pojawić się on - Bojczuk. Skrzywiłem się zupełnie tak, jakbym na talerzu zobaczył brukselkę. Tyle spelun w Anglii (byliśmy ciągle w Anglii?), a on musiał pojawić się akurat tu. Jakoś nie docierało do mnie, że to był przypadek. No kurde, mały był ten kraj?! Na pewno wyczuł, że mogę mieć lepiej niż on i teraz zamierzał mi to wyszarpać - zainteresowanie tej dziuni, trofeum i noc pełną najlepszego (bo darmowego!) alkoholu. Pięść mnie aż zaswędziała więc zacisnąłem ją mocniej. Patrzyłem wilkiem na ten szajs co odwalał, a potem, no cóż - chyba byłem jednym z tych którzy ryknęli ze śmiechu najgłośniej gdy ten se polazł i ta studnia ten tą głupia twarz mu obiła. Zamierzałem mu pokazać jak tu się wygrywa więc wyrwałem się po trofeum pękając z pewności siebie.


I'll survive
somehow i always do


Matthew Bott
Matthew Bott
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : 8+2
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 3
ZWINNOŚĆ : 17+3
SPRAWNOŚĆ : 24+6
Genetyka : Wilkołak

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t3558-matt-w-budowie#62851 https://www.morsmordre.net/t4002-poczta-matta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f136-smiertelny-nokturn-36-5 https://www.morsmordre.net/t4772-skrytka-bankowa-nr-901 https://www.morsmordre.net/t3713-matthew-bott
Re: Gospoda "Pod Bazyliszkiem" [odnośnik]27.04.18 22:38
The member 'Matthew Bott' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 9
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Gospoda "Pod Bazyliszkiem" Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Gospoda "Pod Bazyliszkiem" [odnośnik]06.05.18 19:33
Udało mi się uniknąć pierwszych dwóch smagnięć, oraz toksycznego splunięcia i gdy już czułem chłód metalu pod palcami to zrobiłem najgłupszy błąd na świecie! Zwyczajnie poplątały mi się nogi i wtedy łup! Walnąłem jak długi, co studnia sprytnie wykorzystała okładając mnie dzikimi pnączami. Wszyscy ryknęli ze śmiechu, a ten Bott to najgłośniej, bo on zawsze się uśmiechał tylko wtedy, jak upadałem i sobie głupi ryj rozwalałem, dokładnie tak jak teraz. Zbieram się czym prędzej z ziemi i oddalam w blasku klęski. Normalnie spacer wstydu! Zerkam jeszcze na Matta spod byka, jak tak pęka z dumy i siadam na jakimś krzesełku, a kelnerka mi mówi, że mogło być gorzej. Tak się do mnie uśmiecha, że łapię ją zaraz za rękę, później w pasie i ją ciągnę na swoje kolana prosząc, żeby została moją nagrodą pocieszenia, a ona się śmieje i mnie odpycha jak ją próbuję całować, ale na moment przestaje się wierzgać, więc mogę sobie pomacać jej lewą pierś, kiedy obydwoje wbijamy spojrzenie w Botta. Zaciskam zęby w myślach powtarzając - skuś, skuś, skuś - i ryczę ze śmiechu, kiedy i jemu się nie udaje. A masz za swoje! Kilkukrotnie uderzam dłonią o dłoń, chichrając się jeszcze głośniej. Ogólnie atmosfera bardzo miła, wesoło, fajnie, ale jak zwykle do czasu! Nagle w okolicy pojawia się jakaś dziwna banda, a powietrze przecinają pierwsze zaklęcia - ludzie kulą się i kłębią przy drzwiach, a ja mam wrażenie, że znam skądś te parszywe mordy. I oni najwyraźniej znają mnie, skoro z ust jednego z nich pada moje nazwisko. Na galopujące gargulce! Pech jednak mnie nie opuszczał... Poważnieję i klepię kelnerkę po udzie, szepcząc do niej że pogadamy innym razem, bo na mnie właśnie przyszła pora, chociaż w gruncie rzeczy nie sądziłem, żeby faktycznie chciała kiedykolwiek ze mną rozmawiać. Również odklejam tyłek od siedziska i właściwie mam już cichcem się wymykać do rynsztoku albo jakiegoś kanału, ale coś mnie jednak tknęło, kiedy banda goryli zwróciła się do Matta. Nie wiem, chyba się upiłem za bardzo, bo aż mnie żołądek ścisnął i chociaż Bott był rosłym mężczyzną, który poradziłby sobie zapewne z całym tym stadem, a nawet jeśli nie, to jego by później bolała skóra, nie mnie, to się zatrzymuję i stawiam kołnierz płaszcza, tym samym zakrywając pół twarzy. Właściwie mieliśmy niewielką przewagę, skoro nawet nie wiedzieli jak wyglądam!
- Hej, gbury, to nie on! Bojczuka już tu dawno nie ma, zerzygał się przy barze i zniknął gdzieś w mroku, spóźniliście się. Ale może go jeszcze dogonicie, bo poruszał się slalomem. - tak do nich mówię, wciskając dłonie za pazuchę, coby zacisnąć jedną z nich na różdżce - warto było mieć ją w gotowości, ostatecznie nie wiedziałem na ile wiarygodnie to brzmiało, chociaż ja bym uwierzył! Często rzygałem i zawsze chodziłem slalomem.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk

Strona 1 z 5 1, 2, 3, 4, 5  Next

Gospoda "Pod Bazyliszkiem"
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach