Oranżeria
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Oranżeria
Niezależnie od pory roku w tym pomieszczeniu zawsze coś kwitnie. Z pomiędzy zieleni liści zawsze gdzieś wybija się jakiś mniej lub bardziej egzotyczne kwiat o jasnych płatkach - głównie w kolorze bieli lub pastelowych odcieniach różu i błękitu. Powietrze tu ma przyjemny, kojący nerwy zapach, a w sadzawce można spotkać karpie koi, które w niej zimują.
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Melody ceniła swój status. Wiedziała, że szlacheckie życie przeraża niektórych ludzi urodzonych w niższych strefach. Myślą, że wiedzą o nich wszystko, a tak naprawdę pozwalali szlachcicom na zachowywanie się w taki sposób. Melody wierzyła, że ludzie potrzebowali arystokracji nad sobą. Kobieta nie chciała unikać szpitali wiedząc, że czas, który uzdrowiciel mógł stracić na odwiedzenie jej w posiadłości był dla niektórych święty. A ona i tak była w taki sposób traktowana? To raniło nie tylko jej tytuł, ale także uczucia, których naprawdę miała w sobie dużo. Była ciepłą, ufną i sympatyczną osobą. Lubiła ludzi i miała nadzieje, że ludzie lubią ją, a nawet jeśli nie to nigdy nie dopuszczała do siebie myśli, że jest inaczej. Westchnęła przeciągle. Potrzebowała by ktoś wziął ją na poważnie tak jak ona zawsze brała problemy innych. Jest zdolność do przesadzania nie brała się z niczego. Znała swoje liche zdrowie i wolała niczego nie bagatelizować w końcu miała jeszcze tyle do zrobienia. Kobieta westchnęła przeciągle. - Chciałabym wiedzieć kochana co mogłoby mi pomóc. Jeżeli uważasz, że silniejsza odmiana wywaru mogłaby na dłuższy czas mi pomóc to możemy spróbować takiego rozwiązania. - mruknęła do kobiety uśmiechając się do niej delikatnie. - Wiesz, że ci ufam Inarko. Tylko tobie i twojemu ojcu ufam w sprawie mego zdrowia. - dodała ściskając mocniej dłoń młodej lady Carrow. Szlachcianka chociaż młoda była dobrą towarzyszką i Melody wiedziała, że jak nikt inny mogła pomóc jej w uldze. - Ah właśnie, a gdzie to się podziewa lord Carrow? Nie miałam przyjemności spotkać go dzisiaj w szpitalu chociaż oczywiście to całkiem naturalne w końcu na pewno ma ręce pełne roboty. Nie chcemy go martwić, ale na pewno przy najbliżej okazji chętnie go o to zapytam. - dodała kiwając głową z przekonaniem. Tak, na pewno miała zamiar to zrobić. - Mam nadzieje, że nie gniewasz się, że to właśnie tobie zajmuje czas. Po prostu wiedziałam, że możesz mi pomóc. - powiedziała. Jej rodzice też tak dużo chorowali gdy była jeszcze mała i może to było tylko hipochondryczne zachowanie, ale nie mogła nic na to poradzić. - Dobrze. To może poślę po niego syna ewentualnie wyślesz mi go kochana Inarko sową? Obawiam się, że będę już wtedy musiała zająć się przygotowaniami do przyszłej herbatki arystokratek. To wszystko zajmuje tak wiele czasu. - westchnęła jakby ze zmęczeniem, ale na następne słowa kobiety uśmiechnęła się szeroko. - Prowadź kochana. Są dwie rzeczy, których nigdy nie odmawiam. Szarlotki i cudownego towarzystwa. - dodała gdy ruszyły. To był bardzo dobry wybór, że właśnie tutaj przyszła.
z.t
z.t
I show not your face but your heart's desire
Było coś takiego w starszych ludziach, że potrzebowali uwagi. A Inara, nim się obejrzała, swoja uwagę przeniosła z nieoczekiwanej sytuacji, którą zastała w Oranżerii, na dobrotliwa cioteczkę Melody. Właściwie, nie była jej bliską rodziną, ale starsze doświadczeniem damy często określano tym mianem. Tym bardziej jeśli dbały o szlacheckie wartości wśród młodych panien. Inara znała lady Melody już wcześniej, a uwagi przyjmowała z uwagą, chociaż...nie ze wszystkimi się zgadzała.
- Jeśli jest to długotrwałe osłabienie, to mocniejsza wersja mogłaby być pomocna. Ewentualnie lżejsza, ale podawana częściej - myślała na głos, starając się przypomnieć wcześniejsze spotkania w podobnej kwestii - Mój tato powinien to dokładniej wiedzieć, a ja już odpowiednie dawki przygotuję - odpowiedziała uśmiechem - przy osobach pokroju ciotki, można było się też wiele nauczyć. I nie chodziło tylko o słane ku niej ewentualne nauki. Przez kontakt uczyła się pokory. I nie tej mylnie branej za służalstwo. Znajomość jednak swoich wad i zalet, świadomość własnej wartości (ani nie zawyżonej, ani zaniżonej) potrafiła ukształtować człowieka w kogoś niezwykle fascynującego. Tym bardziej w świecie tak podzielonym jak ich - Proszę się nie martwić, na pewno zaradzimy kłopotom - dodała jeszcze, czując delikatne ściśniecie na dłoni. Kąciki ust popłynęły do góry, kiedy zdała sobie sprawę, że obie miały zimne ręce.
- Tato miał dziś dobową zmianę...ale ciężko go złapać w jednym miejscu. Możliwe, że niedługo do nas dołączy - przyzwyczaiła się do nieobecności Adriena i jego poświęceniu pracy. Kochała go i tak. niezmiennie - Gdybym była zajęta, po prostu musiałabyś mnie znaleźć w pracowni - pokręciła głową - nie musisz przepraszać, wyszłam na krótki spacer - chociaż nie spodziewałam się "atrakcji", jakie zastałam - I sowa będzie jak najbardziej dobrym wyborem. Mój Smok trochę rozbudzi swoje skrzydła, bo w zimie trochę przysypiał - zamrugała, by podnieść się z ławeczki - Przygotowania na pewno będą udane, tak jak spotkanie - mimo faktu, ze alchemiczka nigdy nie pałała wielką miłością do arystokratycznych spotkań, ale dla wielu było to ważne wydarzenie. I nie miała zamiaru tego podważać. Upodobania do zajęć nie powinny być narzucane. I tylko takim mogła się sprzeciwiać - Oczywiście ciociu - odpowiedziała, w końcu kierując ich kroki w stronę dworku.
| zt
- Jeśli jest to długotrwałe osłabienie, to mocniejsza wersja mogłaby być pomocna. Ewentualnie lżejsza, ale podawana częściej - myślała na głos, starając się przypomnieć wcześniejsze spotkania w podobnej kwestii - Mój tato powinien to dokładniej wiedzieć, a ja już odpowiednie dawki przygotuję - odpowiedziała uśmiechem - przy osobach pokroju ciotki, można było się też wiele nauczyć. I nie chodziło tylko o słane ku niej ewentualne nauki. Przez kontakt uczyła się pokory. I nie tej mylnie branej za służalstwo. Znajomość jednak swoich wad i zalet, świadomość własnej wartości (ani nie zawyżonej, ani zaniżonej) potrafiła ukształtować człowieka w kogoś niezwykle fascynującego. Tym bardziej w świecie tak podzielonym jak ich - Proszę się nie martwić, na pewno zaradzimy kłopotom - dodała jeszcze, czując delikatne ściśniecie na dłoni. Kąciki ust popłynęły do góry, kiedy zdała sobie sprawę, że obie miały zimne ręce.
- Tato miał dziś dobową zmianę...ale ciężko go złapać w jednym miejscu. Możliwe, że niedługo do nas dołączy - przyzwyczaiła się do nieobecności Adriena i jego poświęceniu pracy. Kochała go i tak. niezmiennie - Gdybym była zajęta, po prostu musiałabyś mnie znaleźć w pracowni - pokręciła głową - nie musisz przepraszać, wyszłam na krótki spacer - chociaż nie spodziewałam się "atrakcji", jakie zastałam - I sowa będzie jak najbardziej dobrym wyborem. Mój Smok trochę rozbudzi swoje skrzydła, bo w zimie trochę przysypiał - zamrugała, by podnieść się z ławeczki - Przygotowania na pewno będą udane, tak jak spotkanie - mimo faktu, ze alchemiczka nigdy nie pałała wielką miłością do arystokratycznych spotkań, ale dla wielu było to ważne wydarzenie. I nie miała zamiaru tego podważać. Upodobania do zajęć nie powinny być narzucane. I tylko takim mogła się sprzeciwiać - Oczywiście ciociu - odpowiedziała, w końcu kierując ich kroki w stronę dworku.
| zt
The knife that has pierced my heart, I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped
Strona 2 z 2 • 1, 2
Oranżeria
Szybka odpowiedź