Long Acre
Tego dnia Rowan nie przypisało zbyt wiele szczęścia; wczorajszy wieczorny mróz mocno jej dokuczył, wskutek czego od samego rana coś drapało ją nieznośnie w gardle. Nie mając jednak pod ręką eliksiru pieprzowego, nie marnowała czasu na wycieczki do apteki - zamiast tego udała się prosto do pracy do Ministerstwa, gdzie spędziła resztę dnia. Nieznośne przeziębienie (kto wie, a może alergia? - trudno było się domyślić, co dolegało kobiecie) dawało jej się we znaki na każdym kroku; to kaszlała, to prychała, kręciło jej się w głowie i na koniec była już niemalże pewna, że rozgrzewała ją lekka gorączka. Apogeum nieszczęścia osiągnęła jednak dopiero w momencie, kiedy, próbując powrócić do domu za pomocą sieci Fiuu, kichnęła dokładnie w momencie wypowiadania nazwy docelowego miejsca podróży. Nie do końca wiedziała, co działo się potem: coś szarpnęło, coś łupnęło i znikąd wylądowała na pośladkach w ciemnym, małym, śmierdzącym pomieszczeniu, w którym z tajemniczego powodu znalazł się podłączony do sieci kominek. Rowan była zbyt skołowana, by móc bezpiecznie użyć teleportacji. Gdy wydostała się z dziwnego pokoiku, znalazła się bezpośrednio na ulicy. Otoczyła ją feeria barw i kakofonia nieznanych dźwięków - czy ci ludzie spieszący wokół niej nie byli mugolami? Czy przedziwne pojazdy pędzące po ulicach nie nosiły miana... samochodów? I kim były te dzieci wpatrujące się w nią wielkimi ze zdziwienia oczami?
Od rana Lily kilkakrotnie zmieniała miejsce swoich "magicznych" pokazów: w jednym żaden z obserwujących ją przechodniów nie zdecydował się sypnąć groszem, gdzie indziej stara, konserwatywna mugolka pogoniła ją miotłą i nazwała pomiotem szatana, w jeszcze innym zaułku zakapturzeni mężczyźni próbowali wykraść dziewczynie ciężko zarobione pieniądze. W końcu udało jej się znaleźć idealny zakątek: róg ruchliwej ulicy, nieopodal której często przechadzały się rodziny z małymi dziećmi. Dźwięczały monety, Lily mogła się spodziewać, że ten dzień pracy będzie udany. Wtem, w trakcie wykonywania jednego ze swoich popisowych numerów, czarodziejka kątem oka dostrzegła dziwną kobiecą postać wyłaniającą się z bramy znajdującej się tuż za jej plecami. Drzwi musiały być z jakiegoś powodu obłożone zaklęciami i przez to pozostawały niewidoczne dla kręcących się w okolicy mugoli. Widzieli więc oni dziwną, osmoloną kobietę ubraną w czarodziejskie szaty jak z innej epoki, która wyłoniła się znikąd, jak po przywołaniu za pomocą magicznej różdżki. Nieznajoma niechybnie była czarownicą i niechybnie potrzebowała pomocnej dłoni. W jaki sposób Lily zdoła wybrnąć z tej sytuacji bez wyjścia?
Datę spotkania możecie założyć sami. O skończonym wątku z rozwiązaną sytuacją możecie poinformować w doświadczeniu. Czara Ognia nie kontynuuje z Wami rozgrywki. Wszystko jest w Waszych rękach.
Miłej zabawy!
W ten sposób ćwiczyła też do spektaklu, jaki już niedługo będzie miał przecież miejsce.
I w momencie, kiedy miała pokazać, że przedmiot, który zniknął pojawia się na nowo, w jego miejsce pojawiła się bardzo osmolona czarownica. Już po stroju widać, że szlachcianka.
W pierwsze chwili MacDonald zbladła, bo wystraszyła się, że szlachcianka przyszła dać jej nauczkę za robienie z magii zabawy dla mugoli. Stała tak przez chwilę, wlepiając w nią przerażone spojrzenie i minęło kilka sekund, zanim się z tej myśli otrząsnęła. Tutaj nikt nie wie. Nie mają prawa wiedzieć, to inne miejsce.
Kobieta najpewniej ma ją za mugola. I ma teraz większy problem, niż zawód MacDonald, który być może kompletnie jej nie obchodzi. Lily przyglądała jej się tylko chwilkę, żeby zaraz wyciągnąć rękę w jej stronę i znów uśmiechnąć się do publiczności.
- Jak widać, nawet magicy czasami pomylą zaklęcia. - rzuciła wesoło w stronę publiczności. Może dobrze się stało. Może ci ludzie pomyślą, że zrobiła tutaj sztuczkę z teleportacją, może zyska kilku więcej fanów, bo i jest to bardziej efektowne, niż proste sztuczki iluzjonistyczne, jakie może robić tutaj, na małym pokazie. Niech tylko czarownica zgodzi się grać w jej grę.
W myśl zasady: powiedz mugolom, że widzą czary, a nigdy w magię nie uwierzą.
- Ale to dobrze, bardzo dobrze, czyżbym przypadkiem wyczarowała sobie asystentkę? - kontynuowała w nadziei, że nieznajoma się nie oburzy. Tak, czy inaczej ci mugole pewnie uwierzą, że to wszystko tylko sztuczka Lily, tylko jeszcze trzeba coś zrobić, żeby MacDonald na tym nie straciła: żeby ci ludzie nie pomyśleli, że ukryta za jej plecami kobieta cały czas pomagała rudej iluzjonistce oszukiwać ich oczy.
any other person.
No pięknie... jeszcze tego jej brakowało. Zszokowana rozejrzała się po pomieszczeniu, co i tak niewiele jej dało gdyż było w nim całkowicie ciemno. Nie myśląc wtedy nawet o użyciu różdżki postąpiła kilka kroków do przodu jeszcze dodatkowo potykając się o jakiś przedmiot leżący na podłodze, przez co z hukiem opadła na Niech Merlinowi będą dzięki drzwi. Zamaszyście nacisnęła klamkę aby wydostać się jak najszybciej z jej mini lochów. Ostatecznie tego pożałowała, a przez jej umysł przeszła nawet myśl co do wycofania się ponownie do ciemnego, małego pokoiku. Na początku światło oślepiło ją na krótką chwilę, a do niej dochodziły jedynie dźwięki. Uliczny huk, samochody i kilka zdziwionych westchnień. Zamrugała kilka razy odzyskując zdolność widzenia i zamarła. Naprawdę nie chciałaby w tamtym momencie widzieć swojej miny, gdyż zapewne wyglądała jak ryba wyjęta z wody. Widząc zdziwione twarze dorosłych i dzieci wpatrzone w nią nie wiedziała co ze sobą zrobić. Byli to mugole co do tego nie miała wątpliwości, a to musiała być jakaś mugolska ulica. Pozostaje tylko pytanie: Co ona tu robi? Czy przez to przeklęte przeziębienie nie będzie mogła na siebie rzucić nawet teraz zaklęcia czyszczącego, gdyż groziłoby to wypowiedzeniem formuły zaklęcia zabijającego? Zresztą ani jednego ani tym bardziej drugiego zaklęcia i tak nie mogłaby tu rzucić. Niech piekło pochłonie mugoli i przymus zachowania poufności. Słysząc głos zaraz obok siebie szybko przekręciła głowę w tamtą stronę niemal nie dostając zawału. Zdecydowanie za dużo atrakcji jak na jeden dzień. Przyglądała się teraz z konsternacją młodej rudowłosej dziewczynie. Widać było, że była ona równie zdziwiona, choć w porównaniu do Rowan na jej twarzy widniało coś w rodzaju zrozumienia. Najwidoczniej dziewczyna wiedziała więcej od niej. Zaciekawiona podeszła bliżej dziewczyny otrzepując jak najlepiej potrafiła swoją sukienkę. Na słowa rudowłosej zbladła. Asystentka... chyba kpi. Rozejrzała się po najwidoczniej mugolskiej publiczności wpatrującej się w nie obie. Czuła się jak zwierzyna na wybiegu.
-Asystentkę do czego?-zapytała z nieukrywaną ciekawością. Nie interesowały jej głupie propozycje mugoli, ale co zaszkodzi zapytać? Raczej jej nie zjedzą, prędzej to już ona ich. Przecież jej rodzina ma w zwyczaju pożerać niewinne istotki. Zaśmiała się w myślach na to stwierdzenie. Co ciekawe naprawdę nie zdziwiłby jej fakt gdyby okazało się, że ktoś tak uważa. W końcu zwróciła swój wzrok ponownie na nieznaną jej dziewczynę oczekując odpowiedzi.
Won't look down, won't open my eyes
'Cause I'm just holding on for tonight
when the fires are consuming you
And your sacred stars
won't be guiding you
I got blood, I got blood,
blood on my name
- Iluzje. Jedna sztuczka i kończę, a ciebie nikt nie oskarży o ujawnianie magii.
Odpowiedziała cicho, bo i lepiej, żeby nikt nie usłyszał tej krótkiej wymiany zdań i, kiedy tylko oklaski ucichły, uśmiechnęła się znów szeroko do publiczności, na nowo wchodząc w swoją rolę. Bała się cały czas, że nieznajoma teraz ją wystawi. Przerażała ją jej postawa, ale jakoś z tej sytuacji wybrnąć musiała. Czując się obserwowana teraz dosłownie z każdej strony, sięgnęła po rekwizyty do ostatniej już dziś sztuczki. Miała ich zrobić jeszcze kilka, jednak w tej chwili chciała kończyć jak najszybciej. Ten pokaz i tak jest już dość... emocjonujący. Przynajmniej w tej chwili się stał.
- Spektakl powoli dobiega końca. Mieliście dziś przed własnymi oczami wiele dowodów na istnienie magii. A może nie? - uśmiechnęła się wyzywająco, rozglądając się po publiczności. Zawsze na widowni było kilku sceptyków, którzy próbowali jej pokazy rozpracować i kilka osób, które pozwalały jej oszukać swoje spojrzenia i dawały wiarę w magię nawet tam, gdzie na prawdę jej nie było.
- To, ile może unieść dany materiał może być zależne wyłącznie od niego. - wyjęła z kieszeni dość długą, zwiniętą nić. Zaczęła ją powoli rozwijać. Wahała się, czy nie dać jakiegoś zadania "swojej asystentce", jednak za bardzo się bała, że lady oburzyłaby się na takie traktowanie. Wolała więc, by stała z boku jako żywy dowód powodzenia poprzedniej sztuczki. - Na pewno?
Dodała jak zwykle wyzywająco. Pociągnęła za dwa końce sznurka i naprężyła go. Jedną część wysunęła w stronę jednej osoby z widowni. Kolejnej wręczyła nożyczki i poprosiła o przecięcie sznurka na pół.
- A może wszystko jest zależne od tego, czego oczekujemy. - zawiązała u dołu obu sznurków po pierścionku i wręczyła ich końce swojej asystentce. Była ładna i ładnie ubrana. Swoim strojem, który mugolom zapewne wydawał się czymś dziwnym nadawała całemu pokazowi odpowiedniego nastroju. Sama wyjęła zapałki i poprosiła kobietę, żeby sznurki trzymała dość wysoko i puściła, kiedy ogień pójdzie ku górze.
Podpaliła jeden z nich.
Nitka spłonęła bardzo szybko. Ogień nawet nie poszedł zbytnio ku górze, ale pierścionek spadł. Publika zawiedziona?
- Coś mi chyba dzisiaj czarowanie nie idzie. Pomożesz? - wskazała na dziewczynkę z widowni. Ta uradowana podeszła, zabierając jej paczkę zapałek. Podpaliła sznurek, wszyscy zobaczyli ogień, który się zjawił i szybko wypalił. A jednak pierścionek nie spadał.
Lily uśmiechnęła się wesoło, kiedy dziewczynka spróbowała znowu.
Zaraz po tym jednak pożegnała się z widownią, która zaczęła się rozchodzić do stolików usłyszawszy, że więcej już dziś nie będzie.
Odetchnęła głęboko.
- Nie martw się, żadna magia.
Powiedziała tylko w stronę nieznajomej, kiedy już zostały same i zaczęła zbierać swoje rzeczy. Chciała, żeby było jasne, że żadna nie może drugiej nic zarzucić. Jasne, że się bała. Kiedy ostatnim razem szlachetnie urodzeni czarodzieje odkryli, że czarownica jest klaunem między mugolami i robi z magii zabawę dla tego robactwa, nie skończyło się to dobrze. A jednak... chyba liczyła na to, że jej asystentka doceni fakt, że nie musi się tłumaczyć z ujawniania magii.
- A jednak wolałabym nie mieć problemów. - dodała, spoglądając na nią uważnie. Bała się. Nie miała czego, jednak Lily strach miała w naturze. Dlatego jeszcze w ogóle się odzywała, chciała wiedzieć, że może być spokojna.
Zaczęła pakować swoje rzeczy z małego stolika do torby.
any other person.
Dobrze więc... do momentu, aż uzna, że występ tej dziewczyny poszedł o krok za daleko niż powinien weźmie udział w tej farsie. Niby mogła teraz po prostu ją zignorować i odejść, ale jakby nie patrzeć to ona nieświadomie przyczyniła się do zmiany planów w spektaklu dziewczyny, a jeśli było to jej źródło utrzymania, a sądząc po jej wyglądzie i samym fakcie występów przed mugolską publiką tak właśnie było, to nie mogła od tak tego zostawić.
Musiała przyznać, że dziewczyna potrafiła zbudzić ciekawość wśród obserwującej jej publiki. Takie sztuczki oczywiście nie dałyby żadnego skutku wśród czarodziejów, ale mugole... to całkiem inna bajka.
"Zależne od tego, czego oczekujemy". Czyż nie tym właśnie jest iluzja? Wzdychając jedynie pochwyciła końce sznurków niecierpliwie czekając aż ta cała farsa się skończy. Może i by się nawet zainteresowała tym całym show gdyby tylko nie czuła mocnego dudnienia w głowie i ciągłej chęci kichania, które i tak jak na złość nie chciało teraz dać o sobie znać. Czekało na lepszy moment, na przykład ponownie na transport przy pomocy kominka.
Słuchała uważnie słów dziewczyny robiąc to co jej kazała i choć wcale jej się to nie podobało to co jak co chciała wyjaśnić tą całą sytuacje. Zdziwiona zmarszczyła brwi widząc jak pierścionek spada na ziemie. Chyba nie tak miało to wyglądać?
Na jej słowa uniosła wzrok do góry i przypatrywała się teraz czujnie każdemu ruchowi czarownicy oraz dziewczynki, która właśnie przystanęła obok niej. Dziecko z uporem podpalało sznurek, na którym co prawda pojawiał się ogień, ale równie szybko znikał, a sam pierścionek tak jak przewidywała nie upadł tym razem na ziemię.
Zaraz później czarownica pożegnała się z tłumem dziękując im za przybycie, a ten rozszedł się jakby nigdy nic.
-Skąd mam mieć niby pewność?-Widziała lęk na twarzy dziewczyny, która zajmowała się teraz zbieraniem swoich rzeczy.
-Jeśli jednak faktycznie nie używasz magii, to możesz być spokojna. To nie moja sprawa co robisz, a muszę przyznać, że zaprzeczanie istnieniu magii jawnie ujawniając ją ludziom i podając ją im jak na tacy jest dość sprytnym rozwiązaniem.-To musiała dziewczynie przyznać. Ludzie nie wierzą w to czego nie widzą, ale gdy już to zobaczą tym bardziej nie chcą w to uwierzyć. Taki paradoks... Podasz komuś coś na tacy, a on będzie szukał na to racjonalnego wyjaśnienia. Jeśli ludzie nie uwierzą w iluzje, nie uwierzą też w magię, a skoleji jeśli uwierzą w iluzje, nie będą wierzyć w magię, bo będzie im się wydawać, że to kolejna sztuczka. Sprytnie.
-Długo się już tym zajmujesz?-Zapytała wskazując ręką miejsce gdzie jeszcze niedawno obydwie stały.
Jeszcze raz przepraszam, że zlamiłam ;___;
when the fires are consuming you
And your sacred stars
won't be guiding you
I got blood, I got blood,
blood on my name
- Cały czas miałam schowaną różdżkę, a ty widziałaś, że za mną nie było nikogo, kto mógłby pomóc. - odpowiedziała więc. Bo i miejsce w którym zjawiła się rudowłosa było jedynym, w którym możnaby ukryć ewentualną pomoc w postaci jakiegoś czarodzieja. Nikogo jednak tam nie było. Kompletnie nikogo. Lily uchyliła swoją torebkę, żeby pokazać, gdzie różdżka cały czas bezpiecznie spoczywała.
Skinęła lekko głową, kiedy usłyszała, że może być spokojna i miała olbrzymią nadzieję, że może ufać tej kobiecie. Nie znała jej, ale też za mocno nie ufała. Wydawała jej się trochę... przerażająca? Choć nie trzeba wiele, żeby w oczach Lily wyglądać przerażająco. Tak na prawdę o wiele trudniej od pierwszej chwili zostać uznanym za kogoś, kogo nie powinno się obawiać.
- W Hogwarcie zaczęłam to przygotowywać. - w jej głosie pobrzmiała drobna nuta sentymentu. Lily nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Nie miała na siebie pomysłu i była beznadziejna właściwie ze wszystkiego. Kiepsko czarowała, bronić się nie umiała, magicznych zwierząt w większości się bała, z zielarstwem radziła sobie trochę lepiej, ale też nie szczególnie, do historii też pamięci nie miała, a na eliksirach zazwyczaj jej dzieła wychodziły jakby bez mocy. W takich chwilach była w stanie uwierzyć, że mugolaki po prostu mają w sobie mniej magii. Ale nie przeszkadzało jej to, nie miała potrzeby bycia we wszystkim świetna, problem był tylko w tym, że coś robić musiała, a nie miała na siebie pomysłu. I wtedy pojawił się ten pomysł. Była świetna w zwyczajnym, mugolskim majsterkowaniu. Zaczęła zaraz próbować, robić małe, pierwsze rekwizyty, testować swoje sztuczki na kolegach. Oczywiście później, po Hogwarcie była jeszcze masa przygotowań, ale iluzja i oszukiwanie ludzkich oczu stało się po prostu częścią jej życia.
- Pierwszy duży występ miałam siedem lat temu.
Uśmiechnęła się lekko. Na prawdę bardzo to lubiła. I świetnie wspominała te początki.
- Co się właściwie stało? - spytała, patrząc na kominek. - Dałabym głowę, że takie miejsca nie powinny być podłączone...
Nie miała też zamiaru na nią donosić. Jedyne czego się obawiała to fakt, że mogła być przez kogoś zauważona. Ostatnim czego teraz potrzebowała to choćby głupie plotki na jej temat. Jej osoba musiała być teraz symbolem nieskazitelności. Typowa szlachcianka o konserwatywnych poglądach. Troszczyła się o takową renomę jak tylko mogła, byleby nie sprowadzić na siebie gniewu nestora rodu Yaxley, przez którego była uważnie cały czas obserwowana. Oby nigdy się nie dowiedział o jej znikomym uczestnictwie w spektaklu dla mugoli.
-Wybacz, masz rację. Po postu nigdy wcześniej nie widziałam czegoś takiego.
Więc robi to praktycznie całe życie. Nie jej było oceniać czym zajmuję się dziewczyna. Ona sama również postanowiła pójść własną ścieżką i pracować w zawodzie jaki jej się podobał, a nie w takim, którego ktoś oczekiwał. Praca to nasz drugi dom, spędzamy w tych miejscach niemal tyle samo czasu. Czy przez pół życia chcemy robić coś czego nawet nie lubimy? Co nie przynosi nam satysfakcji? Dlatego też czuła lekki szacunek do dziewczyny stojącej przed nią. Szczerze wątpiła aby był to zawód wybrany przez jej rodziców, a właśnie jej własny, osobliwy wybór.
-Mały...-Przerwała w połowie zdania gdyż ponownie zaskoczyło ją jej kichnięcie. Bo dlaczego by nie w tym momencie?- ...wypadek.-Co miała niby powiedzieć? Że w trakcie wypowiadania nazwy miejsca, do którego chciała się dostać kichnęła? To nawet w jej myślach brzmiało idiotycznie dla niej samej, a co dopiero dla kogoś postronnego? Pech ostatnio mocno jej "dopisuje" i niestety jak na złość nie chce wypuścić ją ze swoich sideł.
-Ja również, ale jak widać obie się myliłyśmy.-Skrzywiła się lekko na swoje słowa. Chciałaby aby ten feralny dzień nareszcie się skończył. Jednakże jeszcze jedna kwestia cały czas nie dawała jej spokoju.
-Jak to robisz? W sensie te wszystkie sztuczki bez użycia magii?-Zapytała z nieukrywanym zaciekawieniem. Było to dla niej niepojęte i nigdy czegoś takiego wcześniej nie widziała. Znała tylko czarodziei, a oni z oczywistych względów używali magii, nie potrzebowali sztuczek ją imitujących, a i nie było to dla nich formą rozrywki, gdyż oni sami potrafili robić takie rzeczy, a nawet i lepsze. Inaczej jednak sprawa wyglądała z mugolami...
when the fires are consuming you
And your sacred stars
won't be guiding you
I got blood, I got blood,
blood on my name
- Ktoś tego bardzo nie przemyślał.
Jak to w ogóle możliwe, że mugolski pub w mugolskiej okolicy ma w sobie jakikolwiek magiczny element? Może powinny o tym komuś powiedzieć? To niebezpieczne, grozi niemałymi kłopotami. Ujawnienie magii... cóż, po prostu nie chciałaby być podejrzaną o coś takiego. A jednak pewnie Lil nie będzie miała ochoty o tym myśleć, jak stąd wyjdzie. Czyli właściwie za chwilę. Ostatnie pytanie, jakie usłyszała ją zdziwiło. Uśmiechnęła się lekko mimo to.
- Kwestia szybkich rąk, odrobina fizyki, chemii i majsterkowania. To w głównej mierze po prostu oszukiwanie oka. Wydaje ci się, że czegoś nie widzisz. Albo patrzysz zbyt ogólnie, żeby zobaczyć rozwiązanie. Jeśli coś nie ma prawa lewitować to musi na czymś wisieć, albo stać.
Po chwili namysłu złapała sznurek pierścionkiem i w palcach lekko skruszyła sól z jego końcówki. - Im prostsza sztuczka, tym lepiej wychodzi.
Była już właściwie gotowa do wyjścia. Nadal bardzo skrępowana, ale już spokojniejsza dzięki uprzejmej postawie swojej rozmówczyni. Jej rzeczy były już spakowane, narzuciła więc swój płaszcz i gruby, kaszmirowy szal w kratę, który spięła ładną broszką.
- Będę już szła. Dowidzenia.
Uśmiechnęła się niepewnie. Mimo wszystko chciała już opuścić to miejsce. I chętnie się napije czegoś mocniejszego na rozluźnienie.
any other person.
Chyba na dość długi czas zrezygnuje z używania go. Już wolałaby podróż Błędnym Rycerzem. Sama zastanawiała się co w miejscu takim jak to robił kominek? Ale skoro już tu był to na pewno nie bez powodu. Przecież nikt ot tak nie może sobie podłączyć go do sieci Fiuu. Do tego potrzebna jest interwencja odpowiednich służb.
-Rozumiem...-Obserwowała cały czas dziewczynę krzątającą się przed nią i widząc jak ta się ubiera sama opatuliła się mocniej płaszczem. Było dziś naprawdę, wyjątkowo nawet jak na marzec zimno. Ciekawe jak długo trwał ten pokaz? I czy rzucała wcześniej na siebie jakieś zaklęcia? Westchnęła jednak dochodząc do wniosku, że mało ją to interesuje.
Widząc niepewność dziewczyny uśmiechnęła się jedynie do niej lekko mając nadzieje, że ta zrozumie, że nie ma złych zamiarów. Bo jaki interes miałaby w zgłoszeniu tego co robi? I o ile by jej nie wyśmiano to osoba, która tak naprawdę nie robi nic złego musiałaby ponieść tego konsekwencje. A nawet ona sama miałaby do siebie żal, że pozbawiłaby kogoś źródła utrzymania.
-W porządku, ja również. Do widzenia.-Dopiero teraz uświadomiła sobie, że się nawet sobie nie przedstawiły, ale było to raczej niepotrzebne. Szczerze wątpiła w to, że spotkają się ponownie. Zresztą dziewczyna stojąca naprzeciw niej zapewne prowizorycznie wolałaby zachować anonimowość. Ona zresztą również.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Won't look down, won't open my eyes
'Cause I'm just holding on for tonight
when the fires are consuming you
And your sacred stars
won't be guiding you
I got blood, I got blood,
blood on my name
Pożegnały się, więc zabrała swoje rzeczy, ostatni raz poprawiła swoje ubranie i ruszyła do wyjścia, nie oglądając się za siebie. Spotkanie nie okazało się nieprzyjemne, choć na pewno stresogenne. Można powiedzieć, że wszystko dzisiaj dobrze się ułożyło.
zt
any other person.
Westchnęła i mocniej opatuliła się płaszczem. Teraz marzy jedynie o powrocie do domu, wypiciu herbaty i oczywiście kilku eliksirów oraz o położeniu się spać. Chciała jedynie wypocząć po tak koszmarnym dniu jak ten.
Do tego diabelskiego kominka na pewno nie wróci! Nie ma szans! Nie miała ochoty na kolejną wyprawę w nieznane jej miejsce i tym bardziej na wylądowanie w środku jakiegoś kolejnego przedstawienia dla mugoli.
Rozejrzała się czy aby nie ma w pobliżu jakiś gapiów, ale widząc kilka osób idących ulicą powiedziała jedynie kilka niewyraźnych słów pod nosem i wróciła ponownie do swojej klitki, w której pojawiła się kilkanaście minut wcześniej. Oczywiście nie miała zamiaru skorzystać tam z sieci Fiuu, której miała dzisiejszego dnia powyżej uszu. Dlatego też zamknęła oczy i z cichym pyknięciem przeteleportowała się do Fenland mając jedynie nadzieję, że przynajmniej tym razem trafi tam gdzie chce.
|zt
when the fires are consuming you
And your sacred stars
won't be guiding you
I got blood, I got blood,
blood on my name
Sowa miała przelatywać tędy. Biały puchacz niosący zieloną kopertę winien być dość charakterystyczny, żeby nie pomylić go z żadnym innym ptakiem - a przynajmniej dość, żeby Archibald nie pomylił go z innym. Brendan nieszczególnie sowy rozróżniał. Miał nieść informacje, które w świetle mijających wydarzeń mogły okazać się bezcenne: nie mieli wszakże pojęcia, czy w związku z wybuchem magii - nie do końca niekontrolowanym, od początku tego spaceru nie miał odwagi spojrzeć Archibaldowi w oczy - plany zostaną odwołane, czy też nie. Wilhelmina Tuft była absolutnie szalona, wiedzieli to już na pewno - czy magia pożerająca świat wokół nich mogła stanąć jej na drodze? Czy ta baba w ogóle ją dostrzegała? ... czy ona jeszcze widziała cokolwiek? Zagadkowy wydawał mu się fakt, że wiadomość ta - według ich źródeł - miała zmierzać do samego Grindelwalda. Czarnoksiężnik zniknął, za sprawą tajemnej skrzyni miał umrzeć. Ale nikt przecież nie widział jego martwego ciała. Czy to możliwe - że to wszystko zrobili na darmo? Że zniszczyli wszystko i nie pomogli w niczym? Przechodził kryzys, nie rozumiał - jak mogli do tego dopuścić. Jak mogli być tak lekkomyślni. Jak mogli zawieźć tak bardzo, wtedy, na odsieczach i wcześniej.
Szedł więc obok Archibalda w milczeniu, z różdżką trzymanej w lewej zdrowej dłoni, nie posługiwał się nią na co dzień. Zawsze korzystał z prawej - ale tej już nie miał. Świeży opatrunek na kikucie ręki jedynie gorzko przypominał o popełnionych błędach i zbyt nieprzemyślanej decyzji. Trzymał tę skrzynię, kiedy to wydostało się z niej na zewnątrz. Trzymał i poniósł tego konsekwencje - żałosne konsekwencje. Nie był pewien, czy w ogóle będzie miał w dłoni władzę oszołomić tę sowę - liczył na Archiego, nie omijając gniewem własnej bezradności i bezużyteczności. Nafaszerowany eliksirami przeciwbólowymi prawie już go nie odczuwał.
- To miało być gdzieś tutaj - zwrócił się do Prewetta, unosząc wzrok na zachmurzone niebo. Było dopiero przed południem, ale robiło się coraz ciemniej; zaczynało zbierać się na deszcz. Miał nadzieję, że tylko deszcz - burze bywały teraz naprawdę nieprzewidywalne. Chmury dawały jednak nadzieję na to, że sowa znajdzie się w zasięgu ich wzroku - przynajmniej tak mu się wydawało. - Widzisz coś? - Kraniec ulicy nie był tak zatłuczony, choć minęło ich kilku mugoli; to już bez znaczenia. Cienkie granicy między ich światami pękły, istnienie magii nie było dla nich tajemnicą.
and began again in the morning
Liczył na Antonię w kwestii pomysłów. Sam mógł wypatrzeć na jasnym niebie ciemniejszą plamę - choć nie wiedział, czy jego oczy są na tyle rozruszane po chwilowej ciemnocie, by wykazały się wychwyceniem drobnego ptaka na tle chmur. Mierziła go mugolska ulica, otoczenie wypełnione gwarem, kanty dachów mugolskich domów, żelazne smoki, o ileż mniejsze i bardziej pokraczne od tych prawdziwych, stojące jakby na straży przy domach, ale dających bez przeszkód się podjeść. Prychnął. Głupcy.
-Jak już ją wypatrzymy - rzucił cicho, podchodząc do czekającej w cieniu kobiety, spluwając na rytaulne przywitania - wiesz, jak powinniśmy ją zwabić? Może prościej by było po prostu ją [i]zestrzelić? - spytał, obnażając zęby w krzywym uśmiechu. Ciemny kaptur ocieniał twarz Magnusa, musiała go rozpoznać po intencjach - czy dałaby radę na podstawie samego głosu, słyszanego tylko raz?
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
Strona 1 z 19 • 1, 2, 3 ... 10 ... 19