Long Acre
Strona 2 z 19 • 1, 2, 3 ... 10 ... 19
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Long Acre
Long Acre jest wiecznie zatłoczoną ulicą znajdującą się w samym sercu dzielnicy Covent Garden; mimo że łatwo można trafić stąd na ulicę Pokątną, znaczną większość przechodniów stanowią pochłonięci codziennymi obowiązkami mugole. Przy 10-12 Long Acre od przeszło pięćdziesięciu lat można znaleźć Stanford's, przepełniony wszelkiego rodzaju mapami sklep. Nieco dalej umiejscowione są budynki należące do jednego z najbardziej popularnych mugolskich wydawnictw. Chociaż wśród gwaru Long Acre nie sposób odnaleźć spokój, z jakiegoś powodu często ta ulica staje się miejscem spacerów dla niezliczonych niemagicznych rodzin.
Nie istniały zadanie proste, nie istniały też trudne. Istniały tylko te, które musieli wykonać bez względu na cenę jaką mogli za to zapłacić. Antonia doskonale wiedziała na co się pisze gdy pierwszy raz przekroczyła próg sali, gdy pierwszy raz udała się na spotkanie Rycerzy. Właściwie doskonale zdawała sobie już z tego sprawę gdy pierwsze pogłoski uderzyły do jej uszu i tkwiły odbijając się w nich echem czekając aż zrobi krok ku temu co teraz traktowała jako swoje przeznaczenie. Świat zwariował i potrafiła to stwierdzić już po kilku dniach tego magicznego szaleństwa. Musiało tak być skoro nawet ona; ta zwykle oddana szaleństwu zauważyła dziwactwo ich świata. Nic dziwnego więc, że jej zewnętrzny spokój zupełnie nie przekładał się na ten wewnątrz niej. Chciała wykonać to zadanie najszybciej jak tylko się dało, najlepiej jak tylko było można. Oparła się o konar drzewa czekając na swojego towarzysza. Ciemny płacz, którego tak bardzo jej brakowało w noc zapoczątkowującą to szaleństwo, teraz skrywał kawałek jej policzka. Różdżkę wsuniętą w kieszeń zacisnęła mocno w ręku. Ostrożnie zaczęła się rozglądać bo choć starała się by zwracać na siebie uwagi to w takim miejscu jak to nie było to zbyt proste. Nie ufała nikomu. Nawet mężczyzna, z którym miała zająć się tą misją był dla niej wielką niewiadomą. Oczywiście mogła ich wszystkich cenić. Za krew płynącą w ich żyłach, za magię, którą ukochali, za idee, które wyznawali. Mogła cenić ich za inteligencje i spryt. Za to, że byli lepsi od tych znajdujących się po drugiej stronie barykady. Jednak to, że ich ceniła nie znaczyło, że im ufała, a wręcz przeciwnie. Jeszcze ostrożniej stawiała kroki i jeszcze ostrożnie działała. Dzisiaj jednak intuicja podpowiadała jej, że działanie nie będzie miało nic wspólnego z rozsądkiem, a jedynie z czystą determinacją by dostać to czego potrzebują. Słysząc głos mężczyzny uniosła podbródek dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego na jak długo się zamyśliła. Uniosła brew niepewna czy mężczyzna pyta ją o to poważnie. Ustrzelenie sowy wydawało się być rozsądne. Teraz gdy tak naprawdę nikt nie mógł posądzić ich o magię bo nikt tak naprawdę już jej nie ukrywał. - Najpierw spróbujemy ją zwabić. Trafić w nią gdy będzie pomykać po niebie może być trudne, a tym samym możemy ją wystraszyć i sprawić, że ucieknie. Najlepiej będzie najpierw ją do nas zwabić, a dopiero później dla pewności… - urwała odsuwając się od drzewa i rozglądając się po okolicy. To był czas, a ona musiała gdzieś tu być. Prawdopodobnie na wyciągnięcie ręki, ale wciąż jakby za daleko.
Udziel mi więc tych cierpień
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
Antonia Borgin
Zawód : pracownik urzędu niewłaściwego użycia czarów & znawca run
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
ognistych nocy głodne przebudzenia
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
OPCM : 7 +2
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 15 +1
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Dziennie niebo przysłaniały chmury, leniwie przewijając się po londyńskim niebie. Powietrze nadal zdawało się wibrować od niestałej magii, ale ona nie przeszkadzała zwierzętom. Biała puchata sowa należąca do Minister dumnie dzierżyła zieloną zalakowaną kopertę z listem, którego treść miały znać tylko dwie osoby. Nie leciała nisko, ale nie leciała też wysoko, czasem zdawała się niknąć, gdy znajdowała się obok chmury kolorem podobnej do jej upierzenia. Jedno było pewne, nie spodziewała się, że dzisiaj wypatruje ją więcej niż jedna para oczu. Tak samo, jak dwie pary szukające na niebie posłańca z listem, nie zdawały sobie jeszcze sprawy, że o przejęcie listu przyjdzie im walczyć nie tylko z samą sową, ale i z sobą nawzajem. O wszystkim miały zadecydować umiejętności i szybkość działania.
ST dostrzeżenia sowy wynosi 65(do rzutu liczone są biegłości: spostrzegawczość i onms).
|Mistrz Gry wita, przy okazji uprzejmie prosi Archibalda o uzupełnienie tabelki z żywotnością
Na odpis macie 48h
ST dostrzeżenia sowy wynosi 65(do rzutu liczone są biegłości: spostrzegawczość i onms).
|Mistrz Gry wita, przy okazji uprzejmie prosi Archibalda o uzupełnienie tabelki z żywotnością
Na odpis macie 48h
Zatrzymał się, zadzierając głowę do góry, by móc łatwiej dostrzec lecące ptaszysko. Teoretycznie to zadanie nie powinno być trudne; białe puchacze nie należały do najpopularniejszych osobników, częściej można było dostrzec na brytyjskim niebie zwykłe sowy o szaroburym umaszczeniu. Z tym że nie stał teraz na środku swojego zadbanego ogrodu, zatem jego obserwacje były nieco gorsze przez wiele różnych czynników. Chmury, równie białe co oczekiwana sowa, i zwykły strach, nie pozwalający się skupić tak jak by tego chciał. Pomijając już charakterystyczną wibrację magii, którą można było wyczuć w powietrzu. Ciężką, duszącą. Od jej pojawienia się minęły zaledwie niecałe trzy dni, a Archibald już zdążył do niej przywyknąć. Jakby tak było od dłuższego czasu, a marzenia o powrocie do normalności były czymś wyniesionym z odległych czasów dzieciństwa niczym powrót do ukochanego domu po wieloletniej przeprowadzce. Wciąż nie był pewien jak tą sowę złapią - trafienie w nią zaklęciem byłoby skomplikowane, przywołanie jej do siebie wydaje się wręcz nierealne. - Myślisz, że dałoby się przywołać sam list? - Zapytał, po prostu głośno myśląc. Przez majowe zawirowania nie mieli nawet czasu zastanowić się nad taktyką działania, musieli to szybko nadrobić tu i teraz. Chociaż znając życie wszystko i tak skończy się na czystej improwizacji, jak to miało w zwyczaju. Może to i lepiej nie posiadać planu? Wtedy improwizacja przychodziła szybciej, w przeciwnym wypadku człowiek zbytnio skupiał się na powrocie do ustalonego wcześniej punktu. - Czekaj... - powiedział nagle, zapominając na moment o ich krótkiej wymianie zdań. Zmrużył oczy i czoło, spoglądając uważniej na zachmurzone niebo. Ta biała plama to chmura, sowa czy jedynie wzrokowe omamy? - Wydaje mi się... - im dłużej się przyglądał tym więcej doznawał wątpliwości. Przez chwilę był przekonany, że to właśnie ona - długo wyczekiwana sowa pani minister - po chwili plama znikała i wraz z nią cała jego nadzieja. - Nie jestem pewny, ale to może być ona - dodał, wskazując palcem na wciąż nie do końca zidentyfikowaną plamę. Jeżeli to ona - wspaniale, jeżeli nie - trudno, może Brendan potwierdzi lub obali jego podejrzenia.
onms (I), spostrzegawczość (I)
onms (I), spostrzegawczość (I)
Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning
and began again in the morning
The member 'Archibald Prewett' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 8
'k100' : 8
Skinął głową, przytakując; Archibald miał rację, przyzwyczajenie się do mijających ich mugoli było... niewiarygodne. Ogromna katastrofa z wczoraj zburzyła mury, mugole sięgnęli po magię, nad którą nie panowali. Chaos. Chaos panował wszędzie - a minął dopiero jeden dzień. Niektórzy wciąż nie wiedzieli, co się wydarzyło, a zdecydowana większość nie znała całej prawdy - o której, zgodnie z zaleceniami Bathildy Bagshot, milczał.
- Rozsądnie byłoby spróbować - przytaknął uzdrowicielowi, sowy wszem i wobec znane były ze swojego oddania, zwierzę z całą pewnością nie odda im koperty dobrowolnie, ale zawsze mogli spróbować ją wyszarpnąć. Małe accio pewnie porani papier, ale przecięty na pół - lub więcej części - wciąż będzie przecież możliwy do rozszyfrowania. Gorzej, jeśli w szponach ptaka zostaną fragmenty istotne dla rozczytania treści tegoż. - Jeśli nie, po prostu ją spetryfikujmy. Może uda się ją złapać... zanim zrobi sobie krzywdę. - Może i należała do Pani Minister, może i zmierzała do samego Grindelwalda, ale trudno obwiniać o współpracę biedne zwierzę. Z cała pewnością zostało do tego przymuszone i nie kolaborowało z własnej woli. Brendan nie był szczególnie wrażliwy na zwierzęta, ale też nie miał zwyczaju rozlewać niewinnej krwi. Spojrzał na niego pytająco, kiedy go zatrzymał, dopiero po chwili podążając wzrokiem za jego spojrzeniem ku usianemu jasnymi obłokami niebu. - Widzisz coś? - starał się patrzyć w przestrzeń, którą odgrywał Archibald; czy rzeczywiście błądziła tam sowa, której nie mogli dać stąd odfrunąć? - Mówisz o tym kształcie po lewej? - Rzeczywiście, dostrzegał tam ruch, poruszenie, ale tylko kątem oka. Nie miał pojęcia, czy były to obłoki, czy może jednak - rzeczywiście - ich zguba. - Mogliśmy spróbować wziąć jej jakiś przysmak - stwierdził z zażenowaniem, nie zdając sobie sprawy z tego, że przysmak nie wystarczyłby, żeby sowa zmieniła tor lotu. Sowy pocztowe naprawdę były bardzo oddane, martwa mysz to z całą pewnością za mało, żeby przekabacić ją na swoją stronę.
- Rozsądnie byłoby spróbować - przytaknął uzdrowicielowi, sowy wszem i wobec znane były ze swojego oddania, zwierzę z całą pewnością nie odda im koperty dobrowolnie, ale zawsze mogli spróbować ją wyszarpnąć. Małe accio pewnie porani papier, ale przecięty na pół - lub więcej części - wciąż będzie przecież możliwy do rozszyfrowania. Gorzej, jeśli w szponach ptaka zostaną fragmenty istotne dla rozczytania treści tegoż. - Jeśli nie, po prostu ją spetryfikujmy. Może uda się ją złapać... zanim zrobi sobie krzywdę. - Może i należała do Pani Minister, może i zmierzała do samego Grindelwalda, ale trudno obwiniać o współpracę biedne zwierzę. Z cała pewnością zostało do tego przymuszone i nie kolaborowało z własnej woli. Brendan nie był szczególnie wrażliwy na zwierzęta, ale też nie miał zwyczaju rozlewać niewinnej krwi. Spojrzał na niego pytająco, kiedy go zatrzymał, dopiero po chwili podążając wzrokiem za jego spojrzeniem ku usianemu jasnymi obłokami niebu. - Widzisz coś? - starał się patrzyć w przestrzeń, którą odgrywał Archibald; czy rzeczywiście błądziła tam sowa, której nie mogli dać stąd odfrunąć? - Mówisz o tym kształcie po lewej? - Rzeczywiście, dostrzegał tam ruch, poruszenie, ale tylko kątem oka. Nie miał pojęcia, czy były to obłoki, czy może jednak - rzeczywiście - ich zguba. - Mogliśmy spróbować wziąć jej jakiś przysmak - stwierdził z zażenowaniem, nie zdając sobie sprawy z tego, że przysmak nie wystarczyłby, żeby sowa zmieniła tor lotu. Sowy pocztowe naprawdę były bardzo oddane, martwa mysz to z całą pewnością za mało, żeby przekabacić ją na swoją stronę.
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Brendan Weasley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 45
'k100' : 45
Nonszalancko oparł się bokiem o wykusz kamienicy, lekko zadzierając głowę w górę, przeczesując spojrzeniem popołudniowe, zachmurzone - typowo londyńskie - niebo. W tej pozycji mógł wyglądać na marzyciela, z kształtów puszystych obłoków układającego niesamowite historie, ewentualnie na ćpuna, przeżywającego swój pierwszy, prawdziwy odlot. Był jednak skupiony, bacznie penetrując bezkres ciemniejącego nieba uważnym, czujnym wzrokiem, wciąż nieznacznie wyczulonym na światło. Rozproszone promienie słońca przebijające się w kilku strategicznych punktach wygrywały mglisty festiwal kolorów, barwny spektakl, który dla kogoś, kto kocha naturę, mógłby stać się pułapką, trudniejszą do pokonania niż utknięcie w gęstej, smoliste, unieruchamiające mazi. Kiwnął głową Antonii, by podeszła - miał do niej kilka pytań, na które dla własnego (a właściwie: dla ich) dobra, powinna znać odpowiedzi.
-Jak chcesz ją zwabić? - spytał krótko, treściwie, pokładając ogromną nadzieję nie tyle w inteligencji Borgin, ile w rozsądku sowich zwyczajów. Nie uśmiechało mu się wydawanie z siebie puchaczych odgłosów godowych, niemniej jednak, gdyby nie było innego wyjścia (Pan każe, sługa musi) i to zadanie by wykonał, nie przejmując się zupełnie pozorną irracjonalnością - Możesz liczyć na moją różdżkę, ale nie mam kompletnego pojęcia, jak ją do nas przywołać - powiedział, jasno deklarując podział obowiązków. Jemu, naturalnie przypadały te ważniejsze; nie zwrócił uwagi, że gdyby ptak nie został wprowadzony w odpowiednią pułapkę, nie miałby w co rzucać swoich zaklęć. Zacisnął palce na wspomnianej różdżce, uspokajająco gładząc wypolerowane drewno długimi palcami: wolałby nie bawić się w podchody i od razu załatwić sprawę. Szybki pronień Avady i list należałby do nich - do Niego - okupiony nawet nie życiem, a istnieniem jednej sowy. Żałosny bilans strat w porównaniu so mnożących się zysków, ale wyjątkowo powściągał te swoje mordercze skłonności, pozwalając dojść do głosu logice.
-Widzisz? - spytał nagle, rozentuzjazmowany dostrzsżeniem czegoś na niebie. Nieforemna kształt mógł być tak naprawdę wszystkim, także figle, majakiem, przewidzeniem - na wschód od wieży tego wysokiego budynku - uściślił kierunek, by Antonina mogła go w tych przypuszczeniach utwierdzić.
-Jak chcesz ją zwabić? - spytał krótko, treściwie, pokładając ogromną nadzieję nie tyle w inteligencji Borgin, ile w rozsądku sowich zwyczajów. Nie uśmiechało mu się wydawanie z siebie puchaczych odgłosów godowych, niemniej jednak, gdyby nie było innego wyjścia (Pan każe, sługa musi) i to zadanie by wykonał, nie przejmując się zupełnie pozorną irracjonalnością - Możesz liczyć na moją różdżkę, ale nie mam kompletnego pojęcia, jak ją do nas przywołać - powiedział, jasno deklarując podział obowiązków. Jemu, naturalnie przypadały te ważniejsze; nie zwrócił uwagi, że gdyby ptak nie został wprowadzony w odpowiednią pułapkę, nie miałby w co rzucać swoich zaklęć. Zacisnął palce na wspomnianej różdżce, uspokajająco gładząc wypolerowane drewno długimi palcami: wolałby nie bawić się w podchody i od razu załatwić sprawę. Szybki pronień Avady i list należałby do nich - do Niego - okupiony nawet nie życiem, a istnieniem jednej sowy. Żałosny bilans strat w porównaniu so mnożących się zysków, ale wyjątkowo powściągał te swoje mordercze skłonności, pozwalając dojść do głosu logice.
-Widzisz? - spytał nagle, rozentuzjazmowany dostrzsżeniem czegoś na niebie. Nieforemna kształt mógł być tak naprawdę wszystkim, także figle, majakiem, przewidzeniem - na wschód od wieży tego wysokiego budynku - uściślił kierunek, by Antonina mogła go w tych przypuszczeniach utwierdzić.
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Magnus Rowle' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 98
'k100' : 98
Wiedza Borgin dotycząca zwierząt magicznych jak i niemagicznych była raczej średnia. Nie znała wszystkich istniejących gatunków, bo nigdy nie uważała, że mogłoby się jej to do czegoś przydać. W końcu od zawsze wiedziała, że jej życie będzie związane bardziej z ludźmi niż ze zwierzętami. O sowach też wiedziała tyle co przeczytała w księgach bo przecież sama posiada jastrzębia i prawdopodobnie gdyby to właśnie na niego przyszło jej zapolować dokładnie wiedziałaby jak sobie z nim poradzić. Jednak nie istnieją rzeczy niemożliwe, a ona wewnętrznie wierzyła, że im się uda nie przewidując jak skomplikowana ta misja może być. Na pytanie mężczyzny nie odpowiedziała wracając do przeszukiwania nieba. To, że nie była to zwykła sowa utrudniało im sprawę. Nikt nie przesyłałby tajnych listów przez sowę, którą da się zwabić imieniem, przekąską czy też bez walki pozwolić by list trafił w niepowołane jakby nie patrzeć ich ręce. To nie potrzebowało komentarza. - Najpierw ją znajdźmy, sprawdźmy w jakiej odległości się od nas znajduje i jak wygląda list. - mruknęła w końcu nie odwracając spojrzenia od nieba. Nie mogli sobie pozwolić na błąd. Nie mogli też od razu zdecydować się na strategię jaką przyjmą bo to nie był stały przedmiot, który niczym by ich nie zaskoczył, a żywa istota. Byliby głupcami myśląc, że sowa nie będzie walczyć. A może do Minister Magii nim była jeśli wysyłałaby wiadomość niewyszkoloną sową, która za kawałek polnej myszki oddałaby informacje, których ich Pan pragnął. Skupiona podążyła spojrzeniem do miejsca wskazywanego przez Rowle’a. Światło utrudniało zobaczenie jasnego kształtu. Zrobiła krok do przodu jakby mogło jej w jakiś sposób pomóc dojrzeć puchacza. - Tutaj… - zaczęła nie będąc pewną czy to aby na pewno jest sowa, a jeśli tak to czy na pewno ich. Ta konkretna, której przyszło im szukać.
onms (I), spostrzegawczość (I)
onms (I), spostrzegawczość (I)
Udziel mi więc tych cierpień
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
Antonia Borgin
Zawód : pracownik urzędu niewłaściwego użycia czarów & znawca run
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
ognistych nocy głodne przebudzenia
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
OPCM : 7 +2
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 15 +1
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Antonia Borgin' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 39
'k100' : 39
Sowa zleciała odrobinę niżej, kierując się wprost nad Long Acre, na razie leciała nad dachami niedalekich kamienic. Wszyscy zdawaliście sobie sprawę, że macie jedynie krótką chwilę - moment w którym sowa będzie przelatywać nad ulicą - na przeprowadzenie działań, nim zniknie bezpowrotnie niknąc za budynkami mieszkalnymi. Wy zaś znajdowaliście się z dwóch różnych stron ulicy, nadal nie zdając sobie sprawy z obecności drugiej pary.
Jako pierwszy – i jedyny – sowę dostrzegł Magnus. Zielona koperta znajdowała się w pyszczku białej sowy, która przelatywała właśnie koło komina z czerwonej cegły zbliżając się do Long Acre. Antonina, mimo że skierowała spojrzenie w odpowiednim kierunku nie trafiła spojrzeniem na ptaka.
Arczibald zdawał się coś dostrzegać o czym poinformował głośno Brendana, obaj patrzyli we wskazanym przez niego kierunku. Dopiero po chwili Archibald uświadomił sobie, że to na co patrzą to nie sowa, a biały gołąb, zresztą nie tylko on, Brendan – choć nie widział dawno gołębi – zauważył brak zielonej koperty – jasny sygnał ich pomyłki.
W chwili obecnej tylko Magnus wiedział w którym miejscu na niebie jest sowa, nie spuszczał jej ze wzroku. Jako jedyny mógł próbować przechwycić sowę. Jeśli wskaże Antoninie położenie mknącego po niebie ptaka i ona będzie wiedziała gdzie znajduje się sowa i będzie mogła wyprowadzić akcje.
Archibald i Brendan nadal muszą zlokalizować ptaka z zieloną kopertą – wystarczy by jedna osoba z pary zlokalizowała zwierzę, musi ona jednak pamiętać, by wskazać położenie kompanowi.
ST dostrzeżenia sowy wynosi 60(do rzutu doliczane są biegłości: spostrzegawczość i onms)
Zrzucenie zaklęcia skutkuje powiadomieniem przeciwników o swojej obecności.
Na odpis macie 48h, kolejność dowolna
Jako pierwszy – i jedyny – sowę dostrzegł Magnus. Zielona koperta znajdowała się w pyszczku białej sowy, która przelatywała właśnie koło komina z czerwonej cegły zbliżając się do Long Acre. Antonina, mimo że skierowała spojrzenie w odpowiednim kierunku nie trafiła spojrzeniem na ptaka.
Arczibald zdawał się coś dostrzegać o czym poinformował głośno Brendana, obaj patrzyli we wskazanym przez niego kierunku. Dopiero po chwili Archibald uświadomił sobie, że to na co patrzą to nie sowa, a biały gołąb, zresztą nie tylko on, Brendan – choć nie widział dawno gołębi – zauważył brak zielonej koperty – jasny sygnał ich pomyłki.
W chwili obecnej tylko Magnus wiedział w którym miejscu na niebie jest sowa, nie spuszczał jej ze wzroku. Jako jedyny mógł próbować przechwycić sowę. Jeśli wskaże Antoninie położenie mknącego po niebie ptaka i ona będzie wiedziała gdzie znajduje się sowa i będzie mogła wyprowadzić akcje.
Archibald i Brendan nadal muszą zlokalizować ptaka z zieloną kopertą – wystarczy by jedna osoba z pary zlokalizowała zwierzę, musi ona jednak pamiętać, by wskazać położenie kompanowi.
ST dostrzeżenia sowy wynosi 60(do rzutu doliczane są biegłości: spostrzegawczość i onms)
Zrzucenie zaklęcia skutkuje powiadomieniem przeciwników o swojej obecności.
Na odpis macie 48h, kolejność dowolna
Przyglądał się białej plamie na niebie, chcąc upewnić się w swoim podejrzeniu. Wolał nie rzucać zaklęciami na prawo i lewo, kiedy nie było ku temu żadnej konkretnej przesłanki - magia robiła im ostatnio zbyt wiele psikusów, by można było jej stuprocentowo zaufać. Swoją drogą, do czego to doszło, by nie pokładać wiary we własną różdżkę i obawiać się jej odpowiedzi na rzucaną inkantację. To autentycznie mogło przypominać czarodziejom koniec świata, bo w co wierzyć jeżeli nie w magię? - To tylko gołąb - powiedział niezadowolony, wzdychając przy tym cicho, ale nie spuszczał wzroku z zachmurzonego nieba. Ta sowa musiała tędy w końcu przelecieć i Archibald nie wierzył, że mogłoby im się nie udać jej zauważyć. To charakterystyczne i w miarę duże ptaszysko, dość egzotyczne jak na ten kraj i panujący w nim klimat. Może nie była ona kolorową papugą, ale wciąż wyróżniała się na tle reszty ptaków. - Najprościej byłoby trafić ją zaklęciem - zgodził się, zerkając w stronę Brendana. Najprościej wcale nie oznaczało, że prosto, ale petryfikacja wydawała się Archibaldowi o wiele rozsądniejszym planem niż smakołyk. - Wątpię, żeby smakołyk ją zwabił. Myślisz, że minister wysyłałaby list jakąś zwykłą łakomą sową? To chyba byłoby za proste - powiedział cicho, przecierając oczy, które zaczęło lekko łzawić od ciągłego wpatrywania się w jeden punkt na jasnym niebie. Zerknął przelotnie na swój zegarek, kontrolując godzinę, choć na dobrą sprawę on nie miał już większego znaczenia. Ponownie uniósł głowę i wlepił wzrok w niebo, próbując wyłapać tę przeklętą sowę, która zapewne nie zdawała sobie nawet sprawy z ważności swojej przesyłki. Wtem, jak na zawołanie, Archibald ponownie odniósł wrażenie, że obecny biały punkt na niebie to tak wyczekiwana przez nich sowa. - A tam? - Zapytał, pokazując mu palcem zauważoną plamę. - Nad tym dziwnym budynkiem, o, tutaj - dodał, precyzując swoje wcześniejsze słowa. Zmarszczył brwi, zawsze tak robił jak próbował się mocno skupić, i patrzył dalej.
Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning
and began again in the morning
The member 'Archibald Prewett' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 49
'k100' : 49
-Zielona koperta - rzekł sucho, zdawkowo, nie przestając gorączkowo wodzić wzrokiem po niebie, pod niecodziennym kątem oparty o zmurszały budynek. Tylko tyle wiedział: tylko i aż tyle, bowiem nie potrzebował właściwie innych wskazówek. Ile pocztowych sów wałęsało się po londyńskich dzielnicach z grubym listem uwiązanym do nóżki, ukrytym w charakterystycznej, groszkowej kopercie? Magnus posiłkował się właściwie tylko tym kolorem, potrafił odróżniać od siebie barwy - sów niekoniecznie. Gatunki były mu obce, prawdopodobnie byłby w stanie pomylić także ich posłańca ze zwykłym, paskudnym gołębiem. Wolał się jednak nie chwalić swoją ignorancją przed Antoniną; półkrwi czarownica, która cudem znalazła się na służbie u Czarnego Pana nie powinna widzieć najmniejszych jego potknięć.
-Spójrz, na ten wysoki komin - rozkazał stanowczo, zniecierpliwiony. Mieli mało czasu, a pocztowa sowa, niezwykle zwrotna, gotowa była zaraz zniknąć mu z oczu. Nie przestawał wodzić za nią wzrokiem, kontrolując, jak porusza się po niebie, czy zmierza skręcić w lewo, czy zanurkować w dół, między ciasno stłoczonymi kamienicami - teraz odbiła nieco w bok, leci zygzakiem - uniósł dłoń w górę, nakreślając tor jej lotu, by przybliżyć Antonii lokalizację ich celu. Więcej zrobić nie mógł, liczył więc, że Borgin tym razem dojrzy ptaka, a tym samym okaże się na scenie przydatnym rekwizytem, a nie tylko zawadzającym balastem.
-Spróbuję przywołać list - oznajmił - wspomagaj mnie, może przyda się też unieszkodliwić to ptaszysko - rzucił, sięgając za pazuchę po różdżkę. Przyjemne ciepło sięgnęło koniuszków palców Rowle'a, kiedy starannie wycelował nią w niebo, powoli przesuwając na linii trajektorii lotu ptaka. Nie śpieszył się, skupiał, by precyzyjnie ugodzić sowę i wyrwać z jej dzioba upragniony list.
-Accio list - wypowiedział miękko, melodyjnie, wykonując płynny ruch nadgarstkiem. Skryty w cieniu nie mógł paść ofiarą zbłąkanego spojrzenia mugoli (armatniego mięsa?), czuł się pewnie, na swoim miejscu. Magia zaczynała wychodzić na ulice Londynu - od początku, ku chwale idei czystej krwi i dla Czarnego Pana. Mrowienie w koniuszkach palców powiadomiło o przepływie magii - czy list wpadnie już w jego ręce?
-Spójrz, na ten wysoki komin - rozkazał stanowczo, zniecierpliwiony. Mieli mało czasu, a pocztowa sowa, niezwykle zwrotna, gotowa była zaraz zniknąć mu z oczu. Nie przestawał wodzić za nią wzrokiem, kontrolując, jak porusza się po niebie, czy zmierza skręcić w lewo, czy zanurkować w dół, między ciasno stłoczonymi kamienicami - teraz odbiła nieco w bok, leci zygzakiem - uniósł dłoń w górę, nakreślając tor jej lotu, by przybliżyć Antonii lokalizację ich celu. Więcej zrobić nie mógł, liczył więc, że Borgin tym razem dojrzy ptaka, a tym samym okaże się na scenie przydatnym rekwizytem, a nie tylko zawadzającym balastem.
-Spróbuję przywołać list - oznajmił - wspomagaj mnie, może przyda się też unieszkodliwić to ptaszysko - rzucił, sięgając za pazuchę po różdżkę. Przyjemne ciepło sięgnęło koniuszków palców Rowle'a, kiedy starannie wycelował nią w niebo, powoli przesuwając na linii trajektorii lotu ptaka. Nie śpieszył się, skupiał, by precyzyjnie ugodzić sowę i wyrwać z jej dzioba upragniony list.
-Accio list - wypowiedział miękko, melodyjnie, wykonując płynny ruch nadgarstkiem. Skryty w cieniu nie mógł paść ofiarą zbłąkanego spojrzenia mugoli (armatniego mięsa?), czuł się pewnie, na swoim miejscu. Magia zaczynała wychodzić na ulice Londynu - od początku, ku chwale idei czystej krwi i dla Czarnego Pana. Mrowienie w koniuszkach palców powiadomiło o przepływie magii - czy list wpadnie już w jego ręce?
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Magnus Rowle' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 77
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 77
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Strona 2 z 19 • 1, 2, 3 ... 10 ... 19
Long Acre
Szybka odpowiedź