Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja
Głębia lasu
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Głębia lasu
W południowej części Szkocji znajduje się osnuty dziwną aurą las - wydaje się, że aż pulsuje on magią. Mieszkający w pobliżu czarodzieje doskonale wiedzą, że na zarośnięty niebosiężnymi drzewami teren nałożona jest niezliczona ilość zaklęć ochronnych, nikt nie ma jednak pojęcia, z jakiego powodu. Pewne jest jedno: zaklęcia są zbyt silne, by je złamać i tak stare, że wyłącznie legendy opowiadają o ich źródle.
Powietrze w lesie zawsze jest świeże, jakby na podobieństwo tego towarzyszącego burzy. Wśród gęsto rosnących drzew nie mieszkają jednak żadne zwierzęta - w koronach drzew nie świergolą ptaki, przy grubych korzeniach nie wylegują się jeże, a na horyzoncie nie skaczą nawet wiewiórki. Niekiedy tylko pomiędzy nogami przybyszów przemykają żądne magii chropianki.
Powietrze w lesie zawsze jest świeże, jakby na podobieństwo tego towarzyszącego burzy. Wśród gęsto rosnących drzew nie mieszkają jednak żadne zwierzęta - w koronach drzew nie świergolą ptaki, przy grubych korzeniach nie wylegują się jeże, a na horyzoncie nie skaczą nawet wiewiórki. Niekiedy tylko pomiędzy nogami przybyszów przemykają żądne magii chropianki.
The member 'Cassian Morisson' has done the following action : rzut kością
'k100' : 52
'k100' : 52
Przez krótką, ulotną chwilę miała nadzieję, że zza krawędzi klifu wychylą się kamienne stopnie, albo przynajmniej coś w rodzaju drabiny – choćby równie lichej, co ta, która doprowadziła ich do jaskini – ale niestety, nie mogli liczyć nawet na to. Na dnie urwiska migotała woda; połyskująca równie niepokojąco, co oświetlające grotę ogniki, mętna, znikająca gdzieś pod skalną półką, prowadząca merlin-wie-gdzie.
Zmarszczyła brwi, zastanawiając się intensywnie i bezwiednie przygryzając wewnętrzną stronę policzka. W milczeniu słuchała słów Bena, wiedząc doskonale, że żadne z nich nie miało przy sobie liny; niespecjalnie wierzyła też w powodzenie próby wyżłobienia zejścia w wysokim na kilka metrów, skalnym urwisku. – Chyba mamy tylko dwa wyjścia – powiedziała powoli, jakby słowa nie chciały wydostać się z jej ust. – Albo skaczemy, licząc na to, że woda złagodzi upadek i że nie żyje w niej nic paskudnego, albo wracamy sprawdzić drugi korytarz. – Pajęczy. Nie wiedziała, która opcja brzmiała dla niej gorzej. Otworzyła usta, chcąc dodać coś jeszcze, ale po chwili zmieniła zdanie, uznając, że to nie był najlepszy moment na przyznanie się, że nie umiała pływać. – Zaklęcie coś pokazało? – zapytała z nadzieją, zerkając na Jaimiego, ale zanim zdążył jej odpowiedzieć, sama machnęła różdżką. Na wszelki wypadek. – Veritas Claro – mruknęła, nie licząc na żaden spektakularny efekt, ale czując się źle z własną bezczynnością.
Zmarszczyła brwi, zastanawiając się intensywnie i bezwiednie przygryzając wewnętrzną stronę policzka. W milczeniu słuchała słów Bena, wiedząc doskonale, że żadne z nich nie miało przy sobie liny; niespecjalnie wierzyła też w powodzenie próby wyżłobienia zejścia w wysokim na kilka metrów, skalnym urwisku. – Chyba mamy tylko dwa wyjścia – powiedziała powoli, jakby słowa nie chciały wydostać się z jej ust. – Albo skaczemy, licząc na to, że woda złagodzi upadek i że nie żyje w niej nic paskudnego, albo wracamy sprawdzić drugi korytarz. – Pajęczy. Nie wiedziała, która opcja brzmiała dla niej gorzej. Otworzyła usta, chcąc dodać coś jeszcze, ale po chwili zmieniła zdanie, uznając, że to nie był najlepszy moment na przyznanie się, że nie umiała pływać. – Zaklęcie coś pokazało? – zapytała z nadzieją, zerkając na Jaimiego, ale zanim zdążył jej odpowiedzieć, sama machnęła różdżką. Na wszelki wypadek. – Veritas Claro – mruknęła, nie licząc na żaden spektakularny efekt, ale czując się źle z własną bezczynnością.
sorrow weighs my shoulders down
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
Margaux Vance
Zawód : starszy ratownik magicznego pogotowia ratunkowego
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
all those layers
of silence
upon silence
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Margaux Vance' has done the following action : rzut kością
'k100' : 16
'k100' : 16
zapomniałam o evencie
- Liny to nie mam niestety, a coś tam widać? - podchodzi nieco bliżej i Margo mówi, że jakaś woda. No to Robert pociąga nosem i stwierdza: - Nie bedziemy tam skakać, to jest pewne. Znacie zaklęcie na drabinę? - ale racja, droga była też druga. W tył.
- Jeżeli pójdziemy do przodu nie będziemy mieć łatwego powrotu, ale ta rzeka nie wydaje się być normalną - zawyrokował, bo już wyjrzał zza pleców towarzyszy i dojrzał tę dziwną poświatę. -Veritas Claro - mówi równoczesnie z Margo, bo chyba oboje pomyśleli o tym samymym. Co Benjamin.
- Liny to nie mam niestety, a coś tam widać? - podchodzi nieco bliżej i Margo mówi, że jakaś woda. No to Robert pociąga nosem i stwierdza: - Nie bedziemy tam skakać, to jest pewne. Znacie zaklęcie na drabinę? - ale racja, droga była też druga. W tył.
- Jeżeli pójdziemy do przodu nie będziemy mieć łatwego powrotu, ale ta rzeka nie wydaje się być normalną - zawyrokował, bo już wyjrzał zza pleców towarzyszy i dojrzał tę dziwną poświatę. -Veritas Claro - mówi równoczesnie z Margo, bo chyba oboje pomyśleli o tym samymym. Co Benjamin.
+smoke rings of my mind+If you missed the train I'm on You will know that I am gone You can hear the whistle blow a hundred miles
Robert Lupin
Zawód : magiczny policjant
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
For somethin' that he never done.
Put in a prison cell, but one time he could-a been
The champion of the world.
Put in a prison cell, but one time he could-a been
The champion of the world.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Robert Lupin' has done the following action : rzut kością
'k100' : 50
'k100' : 50
Benjamin, Margaux, Robert, żadnemu z was nie udało się rzucić poprawnie zaklęcia. Jednocześnie przerwaliście użyte wcześniej Lumos, wskutek czego w jaskini znów nastała całkowita ciemność. Ale wyłącznie z pozoru. Dopiero teraz mogliście dostrzec, że płynąca korytem umieszczonym pomiędzy kilkumetrowymi klifami rzeka mieniła się jakby... fluorescencyjnie. Zielonkawa poświata rozbijała mrok, ale wydawała się chłodna, niepokojąca. Woda była zbyt mętna, żebyście potrafili ocenić jej głębokość. Płynęła leniwym strumieniem.
---
Cassian, rzucone przez ciebie zaklęcie nie było idealne, ale zdołało dość poradnie opatrzyć większą część Twoich ran.
Hereward, gdy zdecydowałeś się nacisnąć klamkę, mogłeś usłyszeć przytłumiony warkot i coś na kształt pomrukiwań. Było już jednak za późno na zmianę decyzji, klamka zapadła (dość dosłownie!); stare drzwi żałośnie stęknęły i, prawdopodobnie ku twojemu zaskoczeniu, stanęły otworem. Ledwie jednak zdążyłeś uchylić je na tyle, by dostrzec, że w środku kolejnego pomieszczenia panuje całkowita ciemność, gdy zasłyszane wcześniej warkoty stały się głośniejsze. I jeszcze głośniejsze, coraz głośniejsze, coraz bliższe. Tak bliskie, że w ciągu ułamka sekundy to, co najpewniej było źródłem tych niepokojących odgłosów, z impetem wpadło w otwierane drzwi, wyrywając je z ram i przewracając prosto na ciebie. Dość ciężkie drzwi boleśnie przygniotły cię do ziemi, uderzyłeś głową o posadzkę i cała otaczająca cię rzeczywistość zaczęła powoli się rozmywać.
ST wydostania się spod drzwi wynosi 70, liczbę oczek sumuje się z punktami statystyki sprawności. Masz wyłącznie dwie kolejki, by spróbować uwolnić się samemu, potem całkiem stracisz przytomność. Jesteś otępiały, nie do końca świadomy, co przed chwilą się stało.
Cassian, z twojej perspektywy sytuacja wyglądała absurdalnie - w jednej chwili Hereward położył dłoń na klamce, w drugiej rozległo się dziwne warczenie, a w trzeciej drzwi wypadły z zawiasów i przygwoździły twojego towarzysza do ziemi. Mogłeś dostrzec, że w otworze, który jeszcze niedawno zasłaniały drzwi, stoi wielkie stworzenie - sporo większe od mugolskiego nosorożca. Miało fioletowawą barwę, duży garb i dwa wyjątkowo ostre rogi po bokach łba. Najwyraźniej nie uważałeś na lekcjach opieki nad magicznymi stworzeniami, bo nie miałeś pojęcia, czym był ten stwór. Jedno było pewne. Nie wyglądał przyjaźnie, wręcz przeciwnie; szykował się do ataku. Zupełnie jakby sytuacja nie była wystarczająco tragiczna, pomiędzy tobą a stworzeniem leżał przykryty drzwiami Hereward. Gdyby stwór zdecydował się na ciebie zaszarżować, bez zwątpienia zgniótłby twojego towarzysza.
Kara do rzutów Cassiana to -1, a Herewarda to -1. Niweluje ją biegłość silna wola.
---
| Na odpis macie 48h.
[bylobrzydkobedzieladnie]
---
Cassian, rzucone przez ciebie zaklęcie nie było idealne, ale zdołało dość poradnie opatrzyć większą część Twoich ran.
Hereward, gdy zdecydowałeś się nacisnąć klamkę, mogłeś usłyszeć przytłumiony warkot i coś na kształt pomrukiwań. Było już jednak za późno na zmianę decyzji, klamka zapadła (dość dosłownie!); stare drzwi żałośnie stęknęły i, prawdopodobnie ku twojemu zaskoczeniu, stanęły otworem. Ledwie jednak zdążyłeś uchylić je na tyle, by dostrzec, że w środku kolejnego pomieszczenia panuje całkowita ciemność, gdy zasłyszane wcześniej warkoty stały się głośniejsze. I jeszcze głośniejsze, coraz głośniejsze, coraz bliższe. Tak bliskie, że w ciągu ułamka sekundy to, co najpewniej było źródłem tych niepokojących odgłosów, z impetem wpadło w otwierane drzwi, wyrywając je z ram i przewracając prosto na ciebie. Dość ciężkie drzwi boleśnie przygniotły cię do ziemi, uderzyłeś głową o posadzkę i cała otaczająca cię rzeczywistość zaczęła powoli się rozmywać.
ST wydostania się spod drzwi wynosi 70, liczbę oczek sumuje się z punktami statystyki sprawności. Masz wyłącznie dwie kolejki, by spróbować uwolnić się samemu, potem całkiem stracisz przytomność. Jesteś otępiały, nie do końca świadomy, co przed chwilą się stało.
Cassian, z twojej perspektywy sytuacja wyglądała absurdalnie - w jednej chwili Hereward położył dłoń na klamce, w drugiej rozległo się dziwne warczenie, a w trzeciej drzwi wypadły z zawiasów i przygwoździły twojego towarzysza do ziemi. Mogłeś dostrzec, że w otworze, który jeszcze niedawno zasłaniały drzwi, stoi wielkie stworzenie - sporo większe od mugolskiego nosorożca. Miało fioletowawą barwę, duży garb i dwa wyjątkowo ostre rogi po bokach łba. Najwyraźniej nie uważałeś na lekcjach opieki nad magicznymi stworzeniami, bo nie miałeś pojęcia, czym był ten stwór. Jedno było pewne. Nie wyglądał przyjaźnie, wręcz przeciwnie; szykował się do ataku. Zupełnie jakby sytuacja nie była wystarczająco tragiczna, pomiędzy tobą a stworzeniem leżał przykryty drzwiami Hereward. Gdyby stwór zdecydował się na ciebie zaszarżować, bez zwątpienia zgniótłby twojego towarzysza.
Kara do rzutów Cassiana to -1, a Herewarda to -1. Niweluje ją biegłość silna wola.
---
| Na odpis macie 48h.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 06.11.16 11:34, w całości zmieniany 1 raz
Wszystko stało się zdecydowanie za szybko jak dla Herewarda. W jednej chwili stał, w drugiej nie. W jednej wiedział, co się dzieje, w drugiej nie miał zielonego pojęcia. W jednej chwili myślał, że najgorsze za nimi, w drugiej całe życie przelatywało mu przed oczami. A może to były gwiazdy? Skąd się wzięły gwiazdy? Czy nie był pod ziemią? Skąd w jaskini niebo? W zasadzie to on leżał, stał czy latał? Nie był pewien, bo czuł coś twardego zarówno pod plecami jak i na brzuchu. I coś mu podpowiadało, że to wcale nie książka o transmutacji utrudniała mu oddychanie. Barty chciał coś powiedzieć, ale język mu się zaplątał od natłoku myśli i jedynie westchnął. Nie miał pojęcia, co się dzieje, a próby racjonalnego myślenia spełzały na niczym. Zaczął więc działać instynktownie. Gramolił się pod ciężarem robiąc cokolwiek, by się spod niego wydostać i złapać powietrze, dowiedzieć, co właśnie się stało.
Ocalałeś, bo byłeś pierwszy
Ocalałeś, bo byłeś
Ocalałeś, bo byłeś
ostatni
Hereward Bartius
Zawód : Profesor w Hogwarcie
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Na szczęście był tam las.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Hereward Bartius' has done the following action : rzut kością
'k100' : 85
'k100' : 85
Niedorzeczność wydarzeń, które miały właśnie miejsce, zaskoczyła Cassiana. Nie miał nawet czasu do namysłu, bo zanim pokonał odpowiednią drogę do przekroczenia drzwi, które Hereward chciał otworzyć, te wyrzuciło w powietrze, a razem z nimi Barty'ego, który teraz leżał pod nimi całkowicie unieruchomiony. Nie jednak to bylo najgorsze, a widok śmiesznego, tylko z wyglądu, nosorożca, który stal od razu za progiem, buchając na Morissona parą z nozdrzy. To było tak niemożliwe, że Cassian zdążył zamrugać dwa razy, zanim pomyślał, że jedyne, co mogłoby ich teraz uratować to zatrzymanie czasu. Wtedy dopiero przypomniał sobie, że jest przecież czarodziejem. Jak śmiesznie, że na chwilę o tym zapomniał. Znał również formułę zaklęcia, która mogłaby spowolnić napastnika, dając Herewardowi czas na pozbieranie się spod drzwi, a przy dobrych wiatrach, zapewniając im obojgu bezpieczne przejście obok stwora na drugą stronę pokoju, o ile zaklęcie zdoła unieruchomić opasłego bydlaka. Cassian miał obawy, że sama Drętwota w przypadku tylu kilogramów wagi mogłaby nie zadziałać.
— Arresto Momentum! — słowa wykrzyczał, kontrolnie zerkając na Herewarda. Łupnąl o ziemię z taką siłą, że Cassian przez chwilę myślał, ze mężczyzna stracił przytomność.
Cokolwiek nie byłoby trzymane w tej kryjówce, nawet jeśli nie jest to to, po co tu przyszli, dla Grindelwalda musiało mieć wielką wartość, skoro postawił taką ilość przeszkód na drodze zakonników.
— Arresto Momentum! — słowa wykrzyczał, kontrolnie zerkając na Herewarda. Łupnąl o ziemię z taką siłą, że Cassian przez chwilę myślał, ze mężczyzna stracił przytomność.
Cokolwiek nie byłoby trzymane w tej kryjówce, nawet jeśli nie jest to to, po co tu przyszli, dla Grindelwalda musiało mieć wielką wartość, skoro postawił taką ilość przeszkód na drodze zakonników.
I don't want to understand this horror
Everybody ends up here in bottles
There's a weight in your eyes
I can't admit
Everybody ends up here in bottles
Cassian Morisson
Zawód : UZDROWICIEL ODDZ. URAZÓW POZAKLĘCIOWYCH
Wiek : 33 LATA
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
I will not budge for no man’s pleasure, I
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Cassian Morisson' has done the following action : rzut kością
'k100' : 7
'k100' : 7
Nagła przeszkoda, rozpościerająca się przed ich oczami malowniczą krainą ściekiem i fluorescencją płynącą, mocno sfrustrowała Benjamina. Gdyby przybył tutaj sam, na pewno lekkomyślnie postanowiłby sprawdzić swe szczęście, skacząc w kilkumetrową przepaść lub próbując zejść po jej stromych ścianach, ale nie mógł narażać na niebezpieczeństwo współtowarzyszy niedoli. Mruknął więc tylko pod nosem ciche przekleństwo i łypnął groźnie w dół kanionu, jakby rzucając leniwemu strumieniowi wyzwanie. Nie uśmiechało mu się wracać przez ciąg korytarzy i ponownie natrafiać na śmierdzące zwłoki pająka, który zapewne pobiegł prosto do swoich koleżków. Z drugiej strony, w odmętach wody mogły czyhać na nich gorsze niebezpieczeństwa. A i do niej musieli się jakość dostać.
Nieudane zaklęcia nie poprawiały nastroju i Wright zmarkotniał, odwracając się powoli w stronę Margaux. - Rozumiem niechęć do samobójczego skoku prosto do tego bagna - powiedział wspaniałomyślnie, aczkolwiek zerknął niemalże tęsknie przez ramię, czując samczą chęć brnięcia do przodu tej przygody niezależnie od podszeptów zdrowego rozsądku. Na szczęście nie on był tutaj od myślenia: ponownie przesunął spojrzenie od Margaux do Roberta. - Może w drugim korytarzu - o ile tam wrócimy, nie gubiąc się w plątaninie mijanych odnóg - znajdziemy jakąś wspaniałą drabinę. I łódkę. I mapę. I ciasteczka upieczone przez wielkiego, niezwyciężonego Grindelwalda - westchnął z całkowitą rezygnacją, na razie nie kierując się w stronę wyjścia z jaskini. Czekał aż podejmą demokratyczną decyzję.
Nieudane zaklęcia nie poprawiały nastroju i Wright zmarkotniał, odwracając się powoli w stronę Margaux. - Rozumiem niechęć do samobójczego skoku prosto do tego bagna - powiedział wspaniałomyślnie, aczkolwiek zerknął niemalże tęsknie przez ramię, czując samczą chęć brnięcia do przodu tej przygody niezależnie od podszeptów zdrowego rozsądku. Na szczęście nie on był tutaj od myślenia: ponownie przesunął spojrzenie od Margaux do Roberta. - Może w drugim korytarzu - o ile tam wrócimy, nie gubiąc się w plątaninie mijanych odnóg - znajdziemy jakąś wspaniałą drabinę. I łódkę. I mapę. I ciasteczka upieczone przez wielkiego, niezwyciężonego Grindelwalda - westchnął z całkowitą rezygnacją, na razie nie kierując się w stronę wyjścia z jaskini. Czekał aż podejmą demokratyczną decyzję.
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Hereward, intuicyjnie udało ci się wyczołgać spod przygniatających cię drzwi. Głowa pulsowała ci niewyobrażalnym bólem, przed oczami tańczyły niezliczone mroczki, wszystkie dobiegające cię dźwięki wydawały się jednocześnie oddalone i spotęgowane przez pogłos. Byłeś niezwykle skołowany, ale gdy tylko twoje błądzące, niewyraźne spojrzenie zatrzymało się na fioletowo-szarym stworzeniu, które właśnie szarżowało na ciebie i twojego towarzysza, mimowolnie przypomniały ci się dawne notatki z opieki nad magicznymi stworzeniami - dzięki temu mogłeś rozpoznać (choć marne to pocieszenie), że tym, co zaraz cię rozgniecie, jest stosunkowo niewielki jak na standardy gatunku garboróg. Niestety, wciąż był wystarczająco olbrzymi, by zmienić was swoim ciężarem w dyniowe placki.
Chyba powinieneś uciekać.
ST uniku wynosi 13, liczbę oczek sumuje się z punktami statystyki sprawności. Z każdą chwilą garboróg jest coraz bardziej rozsierdzony, nietrudno zgadnąć, że będzie atakował do ostatków sił - aż do momentu, kiedy zostanie unieszkodliwiony. Wykonanie uniku nie powstrzyma go na długo.
Cassian, twoje zaklęcie okazało się wyjątkowo niecelne - przeleciało dobre dwa metry obok atakującego was stworzenia i trafiło w kamienną ścianę korytarza. W miejscu zetknięcia się uroku z kamieniem w powietrze wzniósł się obłok dymu, a kilka fragmentów skały nie większych niż pięść opadło z hukiem na ziemię. Nagły dźwięk na chwilę rozproszył garboroga, dając wam krótką chwilę na reakcję, ale stwór szybko się opamiętał; natychmiast rozpoczął szarżę, mając zamiar stratować najpierw Herewarda, a potem ciebie, bo jakimś cudem ustawiliście się na linii prostej.
ST uniku wynosi 6, liczbę oczek sumuje się z punktami statystyki sprawności. Z każdą chwilą garboróg jest coraz bardziej rozsierdzony, nietrudno zgadnąć, że będzie atakował do ostatków sił - aż do momentu, kiedy zostanie unieszkodliwiony. Wykonanie uniku nie powstrzyma go na długo.
Kara do rzutów Cassiana to -1, a Herewarda to -1. Niweluje ją biegłość silna wola.
---
Benjamin, nawet nie spostrzegliście, jak długo debatowaliście nad możliwościami dalszej wędrówki; zdawała się to spostrzec za to grota, w której się znajdowaliście. Promieniejąca jaskrawą zielenią rzeka nagle przyspieszyła, meandrując teraz z o wiele większym impetem - gdy jęzory wody wylewały się na zakrętach z koryta, fale syczały mocno i pieniły się w kontakcie z gołymi skałami. Gdy piana opadała, na kamieniach można było dostrzec spopielenie i wydrążone dziury.
Jama zatrzęsła się lekko, zatrząsł się też klif, a z sufitu posypał się pył i większe kamienie. Jeden z nich miał nieszczęście trafić Roberta w sam czubek głowy, z zaskoczenia przewracając go i wywołując falę promieniująco-pulsującego bólu.
Jama trzęsła się coraz mocniej, utrudniając wam utrzymanie równowagi. W końcu klif wyglądał, jakby miał pęknąć; tak też się stało, półka skalna lada moment miała osunąć się w fluorescencyjną, niepokojącą rzekę. Była to dosłownie ostatnia chwila, żeby podjąć decyzję, co dalej.
W poście w tej kolejce każde z was musi określić, jakie dalsze działanie podejmują wasze postaci i w którą stronę decydują się ruszyć. Ruszenie dalej - z powrotem w korytarz lub skok do rzeki - uznane jest za akcję ciągłą, a tylko jedną taką akcję można wykonać w pojedynczym poście.
Rzut kością nie jest wymagany.
W związku z obrażeniami Robert otrzymuje karę -5 do wszystkich kolejnych rzutów. Karę możesz zlikwidować, opatrując rany. Pamiętaj, że biegłość siła woli niweluje karę do kości za odniesione obrażenia lub zmęczenie.
---
| Na odpis macie 48 h. Robert, Margaux, przypominam, że nieudzielanie się na evencie niesie za sobą poważne konsekwencje fabularne.
Chyba powinieneś uciekać.
ST uniku wynosi 13, liczbę oczek sumuje się z punktami statystyki sprawności. Z każdą chwilą garboróg jest coraz bardziej rozsierdzony, nietrudno zgadnąć, że będzie atakował do ostatków sił - aż do momentu, kiedy zostanie unieszkodliwiony. Wykonanie uniku nie powstrzyma go na długo.
Cassian, twoje zaklęcie okazało się wyjątkowo niecelne - przeleciało dobre dwa metry obok atakującego was stworzenia i trafiło w kamienną ścianę korytarza. W miejscu zetknięcia się uroku z kamieniem w powietrze wzniósł się obłok dymu, a kilka fragmentów skały nie większych niż pięść opadło z hukiem na ziemię. Nagły dźwięk na chwilę rozproszył garboroga, dając wam krótką chwilę na reakcję, ale stwór szybko się opamiętał; natychmiast rozpoczął szarżę, mając zamiar stratować najpierw Herewarda, a potem ciebie, bo jakimś cudem ustawiliście się na linii prostej.
ST uniku wynosi 6, liczbę oczek sumuje się z punktami statystyki sprawności. Z każdą chwilą garboróg jest coraz bardziej rozsierdzony, nietrudno zgadnąć, że będzie atakował do ostatków sił - aż do momentu, kiedy zostanie unieszkodliwiony. Wykonanie uniku nie powstrzyma go na długo.
Kara do rzutów Cassiana to -1, a Herewarda to -1. Niweluje ją biegłość silna wola.
---
Benjamin, nawet nie spostrzegliście, jak długo debatowaliście nad możliwościami dalszej wędrówki; zdawała się to spostrzec za to grota, w której się znajdowaliście. Promieniejąca jaskrawą zielenią rzeka nagle przyspieszyła, meandrując teraz z o wiele większym impetem - gdy jęzory wody wylewały się na zakrętach z koryta, fale syczały mocno i pieniły się w kontakcie z gołymi skałami. Gdy piana opadała, na kamieniach można było dostrzec spopielenie i wydrążone dziury.
Jama zatrzęsła się lekko, zatrząsł się też klif, a z sufitu posypał się pył i większe kamienie. Jeden z nich miał nieszczęście trafić Roberta w sam czubek głowy, z zaskoczenia przewracając go i wywołując falę promieniująco-pulsującego bólu.
Jama trzęsła się coraz mocniej, utrudniając wam utrzymanie równowagi. W końcu klif wyglądał, jakby miał pęknąć; tak też się stało, półka skalna lada moment miała osunąć się w fluorescencyjną, niepokojącą rzekę. Była to dosłownie ostatnia chwila, żeby podjąć decyzję, co dalej.
W poście w tej kolejce każde z was musi określić, jakie dalsze działanie podejmują wasze postaci i w którą stronę decydują się ruszyć. Ruszenie dalej - z powrotem w korytarz lub skok do rzeki - uznane jest za akcję ciągłą, a tylko jedną taką akcję można wykonać w pojedynczym poście.
Rzut kością nie jest wymagany.
W związku z obrażeniami Robert otrzymuje karę -5 do wszystkich kolejnych rzutów. Karę możesz zlikwidować, opatrując rany. Pamiętaj, że biegłość siła woli niweluje karę do kości za odniesione obrażenia lub zmęczenie.
---
| Na odpis macie 48 h. Robert, Margaux, przypominam, że nieudzielanie się na evencie niesie za sobą poważne konsekwencje fabularne.
Jeżeli Margaux liczyła na to, że mijające we względnej ciszy minuty, wypełnione głównie intensywnym myśleniem, przyniosą ze sobą jakiś wspaniały i przełomowy pomysł na pokonanie przeszkody, to srogo się przeliczyła; oświecenia nie zapewniła ani nagła, wywołana nieudanymi zaklęciami ciemność, ani przyspieszające dziwnie odmęty połyskującej wody. Nie, nie straciła jeszcze spokoju całkowicie, ale powoli zaczynała ogarniać ją frustracja, objawiająca się poczuciem bezsilności i stłumionym, tępym pulsowaniem w skroniach. Wiedziona chwilową lekkomyślnością, ledwie powstrzymała irracjonalny impuls zeskoczenia ze stromego klifu prosto w rzeczne odmęty; jak się okazało, zdrowy rozsądek zainterweniował w ostatniej chwili – a może to czuwająca nad nimi opatrzność sprawiła, że nurt przyspieszył nagle, obmywając suche do tej pory skały i ukazując dodatkowe, mało obiecujące właściwości przeklętej substancji.
– Cóż, to chyba przekreśla ewentualną kąpiel – mruknęła bez żalu, gdy w powietrzu rozległo się głośne syczenie, z którym woda przedarła się przez kamienną barierę. Niestety, nie była to jedyna nowa atrakcja; w następnej sekundzie grunt dosłownie zatrząsnął im się pod nogami, sprawiając, że utrzymanie równowagi stało się znacznie trudniejsze, a Margaux zamarła na dwie długie sekundy, dopiero teraz z przestrachem uświadamiając sobie, że nad ich głowami znajdowały się tony ciężkich, oddzielających ich od powierzchni skał. Z odrętwienia wyrwał ją dźwięk pękania i widok upadającego na posadzkę Roberta; nie mieli czasu do stracenia. – Wracamy – zawyrokowała, odważając się wreszcie na zwerbalizowanie myśli, krążącej jej po głowie już od jakiegoś czasu. Schyliła się, chwytając Lupina pod ramię i pomagając mu się podnieść, po czym pociągnęła ich oboje w stronę prowadzącego do pajęczej groty korytarza, tylko raz oglądając się za siebie, żeby upewnić się, że Ben również ruszył się z miejsca.
– Cóż, to chyba przekreśla ewentualną kąpiel – mruknęła bez żalu, gdy w powietrzu rozległo się głośne syczenie, z którym woda przedarła się przez kamienną barierę. Niestety, nie była to jedyna nowa atrakcja; w następnej sekundzie grunt dosłownie zatrząsnął im się pod nogami, sprawiając, że utrzymanie równowagi stało się znacznie trudniejsze, a Margaux zamarła na dwie długie sekundy, dopiero teraz z przestrachem uświadamiając sobie, że nad ich głowami znajdowały się tony ciężkich, oddzielających ich od powierzchni skał. Z odrętwienia wyrwał ją dźwięk pękania i widok upadającego na posadzkę Roberta; nie mieli czasu do stracenia. – Wracamy – zawyrokowała, odważając się wreszcie na zwerbalizowanie myśli, krążącej jej po głowie już od jakiegoś czasu. Schyliła się, chwytając Lupina pod ramię i pomagając mu się podnieść, po czym pociągnęła ich oboje w stronę prowadzącego do pajęczej groty korytarza, tylko raz oglądając się za siebie, żeby upewnić się, że Ben również ruszył się z miejsca.
sorrow weighs my shoulders down
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
Margaux Vance
Zawód : starszy ratownik magicznego pogotowia ratunkowego
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
all those layers
of silence
upon silence
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
świat cały czas wydawał się być dziwnie daleko i jakby nie na swoim miejscu. Hereward dalej nie wiedział, co dokładnie się dzieje. Ciężar na jego płucach jednak zmalał i to dość znacznie i nabranie pełnego wdechu pozwoliło zebrać myśli.
- Graboróg - mruknął z niedowierzaniem. Pamiętał o nim, z lekcji opieki nad magicznymi stworzeniami, ale bardziej jeszcze z kliniki i opowieści ojca. Szkoda tylko, że nie kryła się w nich odpowiedź, jak sobie z nim radzić, a jedynie świadomość, że jest to niezwykle trudne. Skóra grubsza od smoczej nie napawała optymizmem. Trzeba było coś wymyślić, i to szybko.
- Inanimatus Conjurus - zdecydował wreszcie celując w drzwi, które zgodnie z Herewardowym zamysłem pomknąć miały na szarżujące zwierzę i zająć je na tyle długo, by Barty i Cassian mieli czas uciec jak najdalej stąd.
- Graboróg - mruknął z niedowierzaniem. Pamiętał o nim, z lekcji opieki nad magicznymi stworzeniami, ale bardziej jeszcze z kliniki i opowieści ojca. Szkoda tylko, że nie kryła się w nich odpowiedź, jak sobie z nim radzić, a jedynie świadomość, że jest to niezwykle trudne. Skóra grubsza od smoczej nie napawała optymizmem. Trzeba było coś wymyślić, i to szybko.
- Inanimatus Conjurus - zdecydował wreszcie celując w drzwi, które zgodnie z Herewardowym zamysłem pomknąć miały na szarżujące zwierzę i zająć je na tyle długo, by Barty i Cassian mieli czas uciec jak najdalej stąd.
Ocalałeś, bo byłeś pierwszy
Ocalałeś, bo byłeś
Ocalałeś, bo byłeś
ostatni
Hereward Bartius
Zawód : Profesor w Hogwarcie
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Na szczęście był tam las.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Hereward Bartius' has done the following action : rzut kością
'k100' : 6
'k100' : 6
Głębia lasu
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja