Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Kornwalia
Trybuny
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Trybuny
Część boiska przeznaczona dla publiczności. Najbardziej zapaleni fani Quidditcha rezerwują z wielomiesięcznym wyprzedzeniem najlepsze miejsca. Pomimo to czarodzieje, którzy na mecze przychodzą wyłącznie z ciekawości lub dla bliskich sobie osób, wciąż mogą cieszyć się podziwianiem mniej lub bardziej pasjonujących rozgrywek. Trybuny chronione są przed oczyma mugoli, a odpowiednie zaklęcia sprawiają, że dostosowują się do ilości widzów.
Trybuny przeznaczone są dla widowni podczas meczów Quidditcha.
- Jak bym mógł przegapić mecz? - roześmiał się, zerkając jednak w kierunku blondynki, którą Lyra mu przedstawiła - fakt, pewnie kojarzyli się z czasów szkolnych, w końcu dzieliło ich tylko kilka lat. Skłonił przed nią głowę - Bardzo mi miło, lady Travers. Mam nadzieję, że Lyra przedstawiła mnie w dobrym świetle. - ukłonił się raz jeszcze, a zaraz parsknął głośniejszym śmiechem - nie spodziewał się, że obie tak entuzjastycznie zareagują na jego słowa.
- Ktoś tu lubi hazard. - stwierdził, kiwnąwszy głową, by już za moment utkwić wzrok w zawodnikach - Coś czuję, że wyjdę stąd bogaty jak nigdy. - raz jeszcze jego śmiech przeszył powietrze. Zacisnął dłonie na barierkach, co rusz jednak zerkając to na jedną to na drugą niewiastę.
- Racja, jak tak dalej pójdzie to nawet ognista nie wystarczy. - drgnął jak na zawołanie, na krótką chwilę obejmując dłońmi ramiona. Zaraz jednak powrócił do ściskania barierki i wychylania się w stronę boiska. Zakrzyknął kilka razy do boju Gobliny! albo Gobliny górą!, dopiero po dłuższej chwili powracając spojrzeniem do swoich towarzyszek.
- Co zamierzacie robić po meczu, drogie panie? Bo wiem już, że na piwku kremowym raczej się nie skończy. - rzucił, posyłając Cressidzie radosny uśmiech. Właściwie zrobiła na nim dobre wrażenie - była ładna, a przy tym wydawała się naprawdę miłą osobą. Chciałby usiąść z nią przy kufelku czegoś ciepłego i żywił nadzieję, że będzie miał taką okazję. Stęsknił się także za przyjaciółką, więc całym sercem pragnął i jej towarzystwa, choć mniemał, że po skończonej grze ta całkowicie poświęci swój czas mężowi. Wielka szkoda!
- Ktoś tu lubi hazard. - stwierdził, kiwnąwszy głową, by już za moment utkwić wzrok w zawodnikach - Coś czuję, że wyjdę stąd bogaty jak nigdy. - raz jeszcze jego śmiech przeszył powietrze. Zacisnął dłonie na barierkach, co rusz jednak zerkając to na jedną to na drugą niewiastę.
- Racja, jak tak dalej pójdzie to nawet ognista nie wystarczy. - drgnął jak na zawołanie, na krótką chwilę obejmując dłońmi ramiona. Zaraz jednak powrócił do ściskania barierki i wychylania się w stronę boiska. Zakrzyknął kilka razy do boju Gobliny! albo Gobliny górą!, dopiero po dłuższej chwili powracając spojrzeniem do swoich towarzyszek.
- Co zamierzacie robić po meczu, drogie panie? Bo wiem już, że na piwku kremowym raczej się nie skończy. - rzucił, posyłając Cressidzie radosny uśmiech. Właściwie zrobiła na nim dobre wrażenie - była ładna, a przy tym wydawała się naprawdę miłą osobą. Chciałby usiąść z nią przy kufelku czegoś ciepłego i żywił nadzieję, że będzie miał taką okazję. Stęsknił się także za przyjaciółką, więc całym sercem pragnął i jej towarzystwa, choć mniemał, że po skończonej grze ta całkowicie poświęci swój czas mężowi. Wielka szkoda!
Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,
why not us?
If they can do it,
why not us?
Roześmiała się słysząc ostrzeżenia Peony, chciała jej odpowiedzieć, że w razie czego pomoże jej kiedyś odganiać nieodpowiednie kandydatki, ale wiedziała, że to zabrzmi raczej dziwnie, skoro poznały się niewiele wcześniej. Ona wiedziała, że z ich rodziną będzie związana na wiele lat, ale przecież kuzynka Cartera nie miała na razie o tym zielonego pojęcia. Przemilczała więc, tylko uśmiechając się wesoło.
Zauważyła zdziwione spojrzenie Raidena, ale nie było chyba sensu tłumaczyć, ile lepiej radziła sobie kiedy miała go blisko. Nie spodziewała się jednak, że ten wykorzysta chwilowe zamieszanie, by publicznie ją pocałować. I to nawet nie jakoś subtelnie. Nie miała jednak jak się nawet oburzyć, ponieważ odebrało jej oddech i zdolność do logicznego myślenia. Nie potrafiła się odsunąć, choć czuła jak bardzo jest to niewłaściwe zachowanie i za nic nie zamierzała go popierać. Miała wrażenie, że przeklęty Carter dobrze wiedział jakie miała odczucia wobec tak entuzjastycznego okazywania sobie uczuć w miejscu publicznym, ale nie zamierzał się nimi zupełnie przejmować. Westchnęła cicho, kiedy się odsunął i dłuższą chwilę zajęło jej odzyskanie oddechu, o czystym umyśle nie wspominając.
- Bardzo dobry - mruknęła, wciąż nieco zamroczona. W końcu pozbierała się i odsunęła, by zaraz lekko trzepnąć go w ramie.
- Oszalałeś. Nie myśl, że to ci ujdzie na sucho - tak naprawdę nie była zła i oboje wiedzieli, że tylko dobrze udaje, nie mogła jednak puścić mu płazem robienia jej takich rzeczy. Nie była otwarta, nie była pewna siebie i nie była wystarczająco szalona by degustować ludzi całując się w miejscach publicznych.
- Wiesz, że mogą nas stąd wyrzucić? - spytała go zestresowana, oszołomienie spowodowane jego bliskością mijało, a z nim wracała jej niepewność i sztywność. Sama nie wiedziała co myśleć. Oczywiste, ze cieszyła się z jego uwagi, po prostu jej wychowanie uważało to za wysoce niewłaściwe. Właściwie większość ludzi zgodziłaby się z nią, choć pewnie przymknęli by oko ze względu na wykorzystanie zamieszania wokół. Nikt raczej nic nie zauważył, może Peony.
Zauważyła zdziwione spojrzenie Raidena, ale nie było chyba sensu tłumaczyć, ile lepiej radziła sobie kiedy miała go blisko. Nie spodziewała się jednak, że ten wykorzysta chwilowe zamieszanie, by publicznie ją pocałować. I to nawet nie jakoś subtelnie. Nie miała jednak jak się nawet oburzyć, ponieważ odebrało jej oddech i zdolność do logicznego myślenia. Nie potrafiła się odsunąć, choć czuła jak bardzo jest to niewłaściwe zachowanie i za nic nie zamierzała go popierać. Miała wrażenie, że przeklęty Carter dobrze wiedział jakie miała odczucia wobec tak entuzjastycznego okazywania sobie uczuć w miejscu publicznym, ale nie zamierzał się nimi zupełnie przejmować. Westchnęła cicho, kiedy się odsunął i dłuższą chwilę zajęło jej odzyskanie oddechu, o czystym umyśle nie wspominając.
- Bardzo dobry - mruknęła, wciąż nieco zamroczona. W końcu pozbierała się i odsunęła, by zaraz lekko trzepnąć go w ramie.
- Oszalałeś. Nie myśl, że to ci ujdzie na sucho - tak naprawdę nie była zła i oboje wiedzieli, że tylko dobrze udaje, nie mogła jednak puścić mu płazem robienia jej takich rzeczy. Nie była otwarta, nie była pewna siebie i nie była wystarczająco szalona by degustować ludzi całując się w miejscach publicznych.
- Wiesz, że mogą nas stąd wyrzucić? - spytała go zestresowana, oszołomienie spowodowane jego bliskością mijało, a z nim wracała jej niepewność i sztywność. Sama nie wiedziała co myśleć. Oczywiste, ze cieszyła się z jego uwagi, po prostu jej wychowanie uważało to za wysoce niewłaściwe. Właściwie większość ludzi zgodziłaby się z nią, choć pewnie przymknęli by oko ze względu na wykorzystanie zamieszania wokół. Nikt raczej nic nie zauważył, może Peony.
Artis Finnleigh
Zawód : Auror
Wiek : 25
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Panna
I'm gonna trust you, babe
I'm gonna look in your eyes
And if you say, "Be alright"
I'll follow you into the light
I'm gonna look in your eyes
And if you say, "Be alright"
I'll follow you into the light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Lyrze także się to podobało. Lubiła spędzać czas z rodziną... nawet, jeśli teraz należała do nowej rodziny, a ta stara nie chciała już dzielić z nią czasu. Czuła się jednak bardzo dobrze w towarzystwie Cressidy, a odkąd dołączył do nich także Titus, było jeszcze lepiej. Do pełni szczęścia brakowało tylko Glaucusa, ale ten w tej chwili śmigał na miotle po boisku, całkiem dobrze sobie poczynając. Czuła, jak Cressida ściskała jej rękę; odwzajemniała jej uścisk, obie w tej chwili odczuwały napięcie i ekscytację, ilekroć Glaucus przejmował kafla i wykonywał celne podania do pętli lub do graczy ze swojej drużyny. Zwłaszcza przy takiej pogodzie to musiało nie być wcale takie proste.
- Pobiegniemy po meczu – zapewniła na wzmiankę o cieście. – I koniecznie podzielimy się z Glaucusem. Myślę że nam nie odmówi.
Obie dziewczęta przyjęły zakład Titusa. Lyra nigdy wcześniej nie zakładała się o taką sumę; w czasach Hogwartu dziesięć galeonów było dla niej naprawdę dużą kwotą. Teraz jednak chyba mogła sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa w tej euforii kibicowania.
- Glaucusie, nie zawiedź nas! – powiedziała w kierunku nieba, patrząc na sylwetki zawodników drużyny Trolli, po czym także się zaśmiała. – Robi wrażenie, prawda?
Glaucus właśnie popisał się kolejnym widowiskowym przejęciem kafla. Och, Lyra sama miała ochotę kiedyś tak wskoczyć na miotłę i nauczyć się grać, oczywiście przy jakiejś lepszej pogodzie, bo przy obecnej, gdyby nie chęć kibicowania mężowi, raczej wolałaby zakopać się pod kocem przy kominku z gorącą herbatą i mruczącym kotem na kolanach.
- Miałyśmy w planach wrócić do naszego dworku razem z Glaucusem, usiąść wspólnie przy kominku i starannie omówić przebieg meczu – odpowiedziała na pytanie przyjaciela. – Jeśli chcesz i nic pilnego nie wzywa cię do twojego domu, możesz lecieć z nami. – Glaucus pewnie nie będzie miał nic przeciwko obecności Titusa, oboje mieliby okazję wreszcie się poznać. Lyra nie zdawała sobie jednak sprawy, że dla jej przyjaciela to mogło być tak niezręczne. – Porozmawiamy i napijemy się czegoś. Zgódź się, Titusie! – bez większego sprzeciwu zgodziła się na propozycję sięgnięcia po coś mocniejszego. Jak tyle wymarzną i zmokną, chyba będą tego potrzebować.
- Pobiegniemy po meczu – zapewniła na wzmiankę o cieście. – I koniecznie podzielimy się z Glaucusem. Myślę że nam nie odmówi.
Obie dziewczęta przyjęły zakład Titusa. Lyra nigdy wcześniej nie zakładała się o taką sumę; w czasach Hogwartu dziesięć galeonów było dla niej naprawdę dużą kwotą. Teraz jednak chyba mogła sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa w tej euforii kibicowania.
- Glaucusie, nie zawiedź nas! – powiedziała w kierunku nieba, patrząc na sylwetki zawodników drużyny Trolli, po czym także się zaśmiała. – Robi wrażenie, prawda?
Glaucus właśnie popisał się kolejnym widowiskowym przejęciem kafla. Och, Lyra sama miała ochotę kiedyś tak wskoczyć na miotłę i nauczyć się grać, oczywiście przy jakiejś lepszej pogodzie, bo przy obecnej, gdyby nie chęć kibicowania mężowi, raczej wolałaby zakopać się pod kocem przy kominku z gorącą herbatą i mruczącym kotem na kolanach.
- Miałyśmy w planach wrócić do naszego dworku razem z Glaucusem, usiąść wspólnie przy kominku i starannie omówić przebieg meczu – odpowiedziała na pytanie przyjaciela. – Jeśli chcesz i nic pilnego nie wzywa cię do twojego domu, możesz lecieć z nami. – Glaucus pewnie nie będzie miał nic przeciwko obecności Titusa, oboje mieliby okazję wreszcie się poznać. Lyra nie zdawała sobie jednak sprawy, że dla jej przyjaciela to mogło być tak niezręczne. – Porozmawiamy i napijemy się czegoś. Zgódź się, Titusie! – bez większego sprzeciwu zgodziła się na propozycję sięgnięcia po coś mocniejszego. Jak tyle wymarzną i zmokną, chyba będą tego potrzebować.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Roześmiała się widząc przepychankę małego Sprouta z wujkiem. Kiedy ten uciekł od Artis całkowicie skołowany przygarnęła go i ucałowała w czoło. Co młodemu raczej niezbyt się spodobało bo obruszony wytarł czoło i poprawił czapkę. - Mógłbyś chociaż udawać, że mnie kochasz. No chociaż w miejscu publicznym. - słysząc jednak żartobliwy ton w głosie Peony chłopiec uśmiechnął się szeroko i zajął miejsce obok niej. Peony skupiła się na latające po boisku Sophi i starała się rozpoznać w tym całym szale jeszcze kogoś znajomego, ale nie było jej to dane przez bardzo dużą szybkość rozgrywania. Zagadnęła syna by ten trochę jej potłumaczył. Chociaż nie miała pojęcia o tej grze i właściwie wcale ją ona nie ciekawiła to jednak widząc uśmiech na twarzy syna nie mogła się oprzeć. To z jednej strony było całkowicie naturalne, ale z drugiej naprawdę straszne. Fakt, że dla uśmiechu dziecka jest się w stanie zrobić niemalże wszystko. Kobieta uśmiechnęła się widząc pasję z jaką ten opowiada o meczu. Gdzieś obok ktoś bardzo głośno krzyczał imię swojego ulubionego zawodnika, a rząd niżej jakiś mężczyzna głośno wyrażał swoje zdanie na temat zawodnika, którego nie lubi wcale. - Ej! - szturchnęła ramię mężczyzny słysząc to jak się wyraża. - Tu są dzieci. Trochę więcej przyzwoitości. - mężczyzna spojrzał najpierw na nią, potem na chłopca, a po chwili przeleciał wzrokiem po siedzących obok gołąbeczkach. - Się robi, Paniusiu. - odpowiedział mężczyzna. Peony przewróciła oczami. Dlatego właśnie nie lubiła takich miejsc. Źle jej się to kojarzyło. Takie wykrzykiwania, takie głośne piski, takie spojrzenia. Zniesmaczona spróbowała przenieść całą swoją uwagę na syna. Uśmiechnęła się do niego lekko pokazując ręką by kontynuował to o czym mówił przed chwilą.
do not cry because it is over
smile because it happened
smile because it happened
Peony Sprout
Zawód : własna hodowla Mandragor & warzenie eliksirów
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
nie widziałam cię już od miesiąca. nic.
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Wiedziała, że tego meczu nie może opuścić, chociaż od dawna już nie była nawet pewna tego, czy faktycznie lubi Quidditcha. Śmieszne, można by rzecz, podobne wątpliwości u osoby, która niegdyś dosłownie żyła tym sportem, miała swoje stałe miejsce na trybunach, znała na pamięć składy wszystkich drużyn biorących udziały w mistrzostwach, była w stanie recytować tabele wyników rozgrywek i dorównać kroku w technicznej dyskusji każdemu, kto zamierzał udowodnić, że kobieta taka jak ona nie może się znać na niczym, oprócz robienia dobrego wrażenia. A potem opadły klapki z oczu, by na miejscu chwalebnych wygranych pojawiły się pyrrusowe zwycięstwa okupione bezsensowną brutalnością, by adrenalina została zastąpiona niepokojem, a przyjemność poczuciem obowiązku. Jakim byłaby człowiekiem, gdyby nie przyszła kibicować kuzynce i przyjaciołom, którzy tak licznie występowali tego wieczoru na boisku? Wdzięczna za półmrok, nie musiała skrywać policzków za kurtyną złotych loków, gdy poczuła jak jej lica oblewają się rumieńcem na widok pewnego, bardzo konkretnego przyjaciela. Znów miała kilkanaście lat, znów lazurowymi tęczówkami śledziła trajektorię lotu przedstawiciela Rodu Róż i znów wmawiała samej sobie, że barwy na jej już nie tak bladej skórze to efekt szczypiącego mrozu, którego praktycznie nie czuła. Harriett odruchowo ścisnęła smukłą dłoń Inary, sama już nie wiedząc czy próbuje ją wesprzeć, czy uzyskać od niej wsparcie. Może oba jednocześnie? W jej gardle pojawiła się dziwna gula uniemożliwiająca przełknięcie śliny, gdy pomiędzy przemykającymi w świetle ognisk i lampionów sylwetkami graczy rozpoznawała kolejne osoby.
- Cieszę się, że mimo wszystko siedzisz tu ze mną, zamiast szybować w przestworzach - i uciekać przed tłuczkami Jonesa czy Wrighta. Jak to możliwe, że zabójczo skuteczni profesjonaliści zostali dopuszczeni do meczu z amatorami? Jak to możliwe, że na ten jeden mecz dożywotnia dyskwalifikacja pewnego byłego zawodnika Jastrzębi przestała obowiązywać? Oderwała wzrok od rosłego brodacza, przecinającego powietrze z absurdalną łatwością i w braku poszanowania dla własnych gabarytów, które powinny mu to zadanie utrudniać, by przenieść spojrzenie na przyjaciółkę i z kilkusekundowym opóźnieniem zdać sobie sprawę z tego, że pod jej adresem padło pytanie. Zagryzła usta, zbierając myśli. Niektóre tematy pozostawały obojętne na upływ czasu i wciąż paliły równie boleśnie.
- Zawsze, o ile nie kolidowały z koncertami. Oprócz tego ostatniego - odpowiedziała, ściszając głos przy wypowiadaniu trzech ostatnich słów, bezpośrednio nawiązujących do początku końca złotej ery, z której nigdy nie wyleczyła się całkowicie.
- Dlaczego pytasz? - zlepek sylab rozbrzmiał w jej strunach głosowych bezwiednie, gdy wysoko nad ich głowami zafurkotała szata pałkarza Trolli Górskich. Nazwa drużyny pasowała zaskakująco dobrze.
- Cieszę się, że mimo wszystko siedzisz tu ze mną, zamiast szybować w przestworzach - i uciekać przed tłuczkami Jonesa czy Wrighta. Jak to możliwe, że zabójczo skuteczni profesjonaliści zostali dopuszczeni do meczu z amatorami? Jak to możliwe, że na ten jeden mecz dożywotnia dyskwalifikacja pewnego byłego zawodnika Jastrzębi przestała obowiązywać? Oderwała wzrok od rosłego brodacza, przecinającego powietrze z absurdalną łatwością i w braku poszanowania dla własnych gabarytów, które powinny mu to zadanie utrudniać, by przenieść spojrzenie na przyjaciółkę i z kilkusekundowym opóźnieniem zdać sobie sprawę z tego, że pod jej adresem padło pytanie. Zagryzła usta, zbierając myśli. Niektóre tematy pozostawały obojętne na upływ czasu i wciąż paliły równie boleśnie.
- Zawsze, o ile nie kolidowały z koncertami. Oprócz tego ostatniego - odpowiedziała, ściszając głos przy wypowiadaniu trzech ostatnich słów, bezpośrednio nawiązujących do początku końca złotej ery, z której nigdy nie wyleczyła się całkowicie.
- Dlaczego pytasz? - zlepek sylab rozbrzmiał w jej strunach głosowych bezwiednie, gdy wysoko nad ich głowami zafurkotała szata pałkarza Trolli Górskich. Nazwa drużyny pasowała zaskakująco dobrze.
I'm just gonna keep callin' your name
until you come back home
until you come back home
Harriett Lovegood
Zawód : spadająca gwiazda, ponurak
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
stars kiss my palms and whisper ‘take care my love,
all bright things must burn’
all bright things must burn’
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Gdy Artis uderzyła go w ramię, zaśmiał się jedynie, odsuwając lekko w bok, by uciec przez kolejnym wybuchem delikatniej złości. Wiedział, że od niej dostanie, ale czy to było powodem, dla którego miał sobie odmówić przyjemności? I jej również? A on lubił ryzykować i to od najmłodszy lat. Gdyby spytać Peony, na pewno pamiętała multum takich sytuacji z ich dzieciństwa. I mimo że dzieliło ich te kilka lat, raczej nie sposób było trzymać się z dala, skoro ich rodzice byli naprawdę dobrymi przyjaciółmi, a więź rodzinna jedynie to pogłębiała. Okrutnicy...
- Wyrzucić? - powtórzył za nią, nie mogąc powstrzymać śmiechu. - Za co? Chyba za to że któraś sędzina stwierdziłaby, że też chce buziaka i mnie zaaresztowali. Zamknęliby w jej lochu i byś musiała mnie ratować - dodał, dając się ponieść wyobraźni. I to i tak była zdecydowanie ugrzeczniona wersja. Spojrzał Artis prosto w oczy i kontynuował:
- Bo byś przyszła, nie?
Było to pytanie retoryczne, kiedy w międzyczasie dotknął jej poła płaszcza i lekko go odchylił. Oczywiście, że to była gra. Zaraz też się wyprostował i przeniósł uwagę na boisko. Sophia naprawdę radziła sobie całkiem nieźle, a on zastanawiał się ile jeszcze do końca meczu. Podobno nie było to znowu takie proste, ale to była tylko amatorka. A przynajmniej tak mu się wydawało. Bo od kiedy to on wiedział co to kafel, tłuczki? Zerknął na Nate'a, który chyba zakończył rozmowę z mamą i konsumpcję drażetek. Chłopiec szturchnął Raidena i wskazał mu ręką jakąś kobietę na boisku. Całkiem nieźle sobie radziła. Druella Black, a przynajmniej tak zrozumiał małego Sprouta.
- Już sobie upatrzyłeś kolejną? - rzucił Carter, mrugając do chłopca. Zaraz też spojrzał na Peony i przechylił się w jej stronę. - Jak tam praca w domu?
Poczuł jednak dłoń Nate'a, która zaciskała się na jego ramieniu. Otworzył szerzej oczy, obserwując wspomnianą Druellę Black. Chyba nie była w najlepszej sytuacji, ale może uda się jej wyratować...
- Wyrzucić? - powtórzył za nią, nie mogąc powstrzymać śmiechu. - Za co? Chyba za to że któraś sędzina stwierdziłaby, że też chce buziaka i mnie zaaresztowali. Zamknęliby w jej lochu i byś musiała mnie ratować - dodał, dając się ponieść wyobraźni. I to i tak była zdecydowanie ugrzeczniona wersja. Spojrzał Artis prosto w oczy i kontynuował:
- Bo byś przyszła, nie?
Było to pytanie retoryczne, kiedy w międzyczasie dotknął jej poła płaszcza i lekko go odchylił. Oczywiście, że to była gra. Zaraz też się wyprostował i przeniósł uwagę na boisko. Sophia naprawdę radziła sobie całkiem nieźle, a on zastanawiał się ile jeszcze do końca meczu. Podobno nie było to znowu takie proste, ale to była tylko amatorka. A przynajmniej tak mu się wydawało. Bo od kiedy to on wiedział co to kafel, tłuczki? Zerknął na Nate'a, który chyba zakończył rozmowę z mamą i konsumpcję drażetek. Chłopiec szturchnął Raidena i wskazał mu ręką jakąś kobietę na boisku. Całkiem nieźle sobie radziła. Druella Black, a przynajmniej tak zrozumiał małego Sprouta.
- Już sobie upatrzyłeś kolejną? - rzucił Carter, mrugając do chłopca. Zaraz też spojrzał na Peony i przechylił się w jej stronę. - Jak tam praca w domu?
Poczuł jednak dłoń Nate'a, która zaciskała się na jego ramieniu. Otworzył szerzej oczy, obserwując wspomnianą Druellę Black. Chyba nie była w najlepszej sytuacji, ale może uda się jej wyratować...
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Obserwując zmagania zawodników sama miałam ochotę wskoczyć na miotłę i do nich dołączyć, jednak zdecydowanie brakowało mi umiejętności żeby grać w taką pogodę. Swoją energię zamieniłam więc na głośny doping, co i raz wykrzykując pod adresem Trolli hasła zagrzewające ich do boju. Damie nie wypadało używać brzydkich słów, więc na temat Gnomów milczałam.
Bardzo lubiłam hazard, ale do tego też ciężko było przyznać się głośno, dlatego tylko skinęłam głową i już zaczynałam liczyć zwycięskie galeony. Przyjemne uczucie towarzyszyło mi niemal zawsze przy okazji śledzenia jakiejś rywalizacji lub wyścigu, a dlaczego miałabym nie uprzyjemnić sobie tych obserwacji? Glaucus wygra mecz, a my z Lyrą wygramy po małej sumce, byłam tego pewna.
- Jeszcze zobaczymy komu sakiewka lżejszą będzie – oznajmiłam rozbawiona, zadzierając głowę, by dostrzec kolejny niebezpieczny manewr wykonany przez dzielną ścigającą Trolli.
Przez moment czułam się trochę, jak w szkole, za towarzyszy mając osoby w zbliżonym wieku i o podobnym stopniu podekscytowania. Na szczęście jednak byliśmy dorośli i mogliśmy decydować, co chcemy robić po meczu. Zamiast powrotu do dormitorium, czekało nas dalsze świętowanie w dworku Traversów.
- Tak, zapraszamy, dołącz do nas – gorliwie poparłam słowa rudowłosej – Nie zostawiaj mnie na pastwę nowożeńców – zażartowałam jeszcze, uśmiechając się szeroko. Oczywiście, że spędzenie czasu z bratem i jego żoną byłoby dla mnie bardzo miłe, jednak dłuższe przebywanie z nimi we dwójkę mogło nie być dla wszystkich komfortowe. Dlatego przyjaciel Lyry, który wywarł na mnie pozytywne pierwsze wrażenie, był mile widzianym towarzyszem – Jeśli piwo nas nie rozgrzeje, jestem pewna, że zostaniemy poczęstowani rumem przywiezionym z jednej z Glaucusowych wypraw – aż rozmarzyłam się na samą myśl o słodkim trunku.
Bardzo lubiłam hazard, ale do tego też ciężko było przyznać się głośno, dlatego tylko skinęłam głową i już zaczynałam liczyć zwycięskie galeony. Przyjemne uczucie towarzyszyło mi niemal zawsze przy okazji śledzenia jakiejś rywalizacji lub wyścigu, a dlaczego miałabym nie uprzyjemnić sobie tych obserwacji? Glaucus wygra mecz, a my z Lyrą wygramy po małej sumce, byłam tego pewna.
- Jeszcze zobaczymy komu sakiewka lżejszą będzie – oznajmiłam rozbawiona, zadzierając głowę, by dostrzec kolejny niebezpieczny manewr wykonany przez dzielną ścigającą Trolli.
Przez moment czułam się trochę, jak w szkole, za towarzyszy mając osoby w zbliżonym wieku i o podobnym stopniu podekscytowania. Na szczęście jednak byliśmy dorośli i mogliśmy decydować, co chcemy robić po meczu. Zamiast powrotu do dormitorium, czekało nas dalsze świętowanie w dworku Traversów.
- Tak, zapraszamy, dołącz do nas – gorliwie poparłam słowa rudowłosej – Nie zostawiaj mnie na pastwę nowożeńców – zażartowałam jeszcze, uśmiechając się szeroko. Oczywiście, że spędzenie czasu z bratem i jego żoną byłoby dla mnie bardzo miłe, jednak dłuższe przebywanie z nimi we dwójkę mogło nie być dla wszystkich komfortowe. Dlatego przyjaciel Lyry, który wywarł na mnie pozytywne pierwsze wrażenie, był mile widzianym towarzyszem – Jeśli piwo nas nie rozgrzeje, jestem pewna, że zostaniemy poczęstowani rumem przywiezionym z jednej z Glaucusowych wypraw – aż rozmarzyłam się na samą myśl o słodkim trunku.
Gość
Gość
- No mam nadzieje, że jednak nie dla wszystkich - uznała Pola, po czym wzrusza ramionami - Ja narazie kibicuje z tobą Florku, a zobaczymy do kogo przyłączą Bercika - tak się usadowiła wygodnie i ogląda meczyk, podjada i dobija targu z zakładnikami.
- Okej, wiec wygrany bierze pieniążki a przegrany robi coś głupiego. Macie pomysł co? - w sumie to się zwracała do Florka, bo przecież była pewna, że to Lilly przegra. Gorzej, ze jeżeli wygrają oni, to się bedzie musiała dzielić z Florkiem, ale lepiej z nim niż z nią! Oj Pola nie za bardzo polubiła pannę Macdonald!
Tak czy siak, meczyk trwał, a oni bawili się w najlepsze, żartowali i w pewnej chwili nawet Pola się tak wkręciła, że wcale nie patrzała na Bertiego. Ale później znów spojrzała na niego i aż jej smutno się zrobiło.
- Och, kiedy oni go wpuszczą, no! Cholerka. Ide na dół po popkorn chyba - jak pomyślała, tak postanowiła zrobić. I już wstaje i patrzy na Floreana, a on wcale nie patrzy na mecz tylko na czarnulkę, która siedzi dalej. - To twoja znajoma? Nie przywitamy się?
- Okej, wiec wygrany bierze pieniążki a przegrany robi coś głupiego. Macie pomysł co? - w sumie to się zwracała do Florka, bo przecież była pewna, że to Lilly przegra. Gorzej, ze jeżeli wygrają oni, to się bedzie musiała dzielić z Florkiem, ale lepiej z nim niż z nią! Oj Pola nie za bardzo polubiła pannę Macdonald!
Tak czy siak, meczyk trwał, a oni bawili się w najlepsze, żartowali i w pewnej chwili nawet Pola się tak wkręciła, że wcale nie patrzała na Bertiego. Ale później znów spojrzała na niego i aż jej smutno się zrobiło.
- Och, kiedy oni go wpuszczą, no! Cholerka. Ide na dół po popkorn chyba - jak pomyślała, tak postanowiła zrobić. I już wstaje i patrzy na Floreana, a on wcale nie patrzy na mecz tylko na czarnulkę, która siedzi dalej. - To twoja znajoma? Nie przywitamy się?
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
Obserwowali więc czas i minęło całkiem sporo czasu i trochę punktów dla obu drużyn się naliczyło. Lily myślała nad zadaniem, które ona, albo oni będą musieli wykonać, choć ona raczej nie była szalonym człowiekiem i trudno u niej o tego typu fantazje. Co najwyżej mogłaby im kazać wziąć udział w swoim spektaklu, ale nie znała Polly na tyle, żeby jej pokazywać, co się dzieje za kulisami, więc i to odpadało. Więc chyba oni będą musieli coś wymyślić, a jak nie to pomyślą razem.
Znajomy Florka i Polly nadal nie wchodził. Lily tylko wzruszyła ramionami. Cóż, to w sumie dobrze, że nikt nie zleciał z miotły. Uśmiechnęła się tylko lekko, choć w sumie rezerwowy pewnie się nudzi. Z drugiej strony ej, ma najlepsze miejsce do obserwowania meczu!
Kiedy blondynka poszła po popcorn, Lil trzepnęła tylko Flo w ramię.
- Ej, w razie czego nie dasz mi robić z siebie głupka samej, nie? - uśmiechnęła się do niego, bo no przecież jej nie porzuci w zadaniu, jeśli przegra, nie byłby taki! Wie, że Lily jest w gruncie rzeczy bardzo nieśmiała, szczególnie między nieznajomymi.
Polly wróciła ze swoją przekąską. Lil zerknęła na Flo trochę niepewnie, bo miała wrażenie, że jeśli ten by chciał podejść to by to już dawno po prostu zrobił. On był śmiały i otwarty, więc co by stało na drodze? Decyzję zostawiła jednak jemu, w końcu i ona mogła źle sytuację zrozumieć.
Znajomy Florka i Polly nadal nie wchodził. Lily tylko wzruszyła ramionami. Cóż, to w sumie dobrze, że nikt nie zleciał z miotły. Uśmiechnęła się tylko lekko, choć w sumie rezerwowy pewnie się nudzi. Z drugiej strony ej, ma najlepsze miejsce do obserwowania meczu!
Kiedy blondynka poszła po popcorn, Lil trzepnęła tylko Flo w ramię.
- Ej, w razie czego nie dasz mi robić z siebie głupka samej, nie? - uśmiechnęła się do niego, bo no przecież jej nie porzuci w zadaniu, jeśli przegra, nie byłby taki! Wie, że Lily jest w gruncie rzeczy bardzo nieśmiała, szczególnie między nieznajomymi.
Polly wróciła ze swoją przekąską. Lil zerknęła na Flo trochę niepewnie, bo miała wrażenie, że jeśli ten by chciał podejść to by to już dawno po prostu zrobił. On był śmiały i otwarty, więc co by stało na drodze? Decyzję zostawiła jednak jemu, w końcu i ona mogła źle sytuację zrozumieć.
Maybe I'm scared because you mean more to me than
any other person.
any other person.
Uśmiechnął się - nawet jak przegra te dwadzieścia galeonów to trudno! Przynajmniej sam mecz będzie jeszcze bardziej ekscytujący, choć nie mógł powiedzieć, że bez zakładów by taki nie był! Quidditch zawsze na niego działał, jak zapewne na większość czarodziejów, bo czy istniał jakiś inny, równie niesamowity sport? No właśnie! Miło mu było, że dziewczęta zaprosiły go do posiadłości Traversów. Przez chwilę wyglądał tak, jakby się nad tym mocno zastanawiał, ale oczywiście nie miał zamiaru odmawiać... Tym bardziej gdy dotarły doń słowa Cressidy.
- Och, lady Travers! W takim wypadku nie mogę odmówić! Bardzo chętnie dotrzymam ci towarzystwa, to będzie prawdziwa przyjemność. - rzekł, zgodnie zresztą z prawdą. Przestał na chwilę tak energicznie okrzykiwać i oklaskiwać graczy, w zamian chowając dłonie w kieszeniach płaszcza. Usadził tyłek na ławeczce, znowu odwracając głowę w kierunku kobiet.
- Bardzo chętnie posłuchałbym o tych wyprawach. - ale może niekoniecznie od tego tam lorda Traversa - To rodzinne? To znaczy... Panienka też podróżuje czy prowadzi bardziej stateczny tryb życia? - był zwyczajnie ciekawy. Sam należał do tych wolnych duchów, które największą przyjemność czerpały z dalekich wypraw pełnych niesamowitych przygód. Co prawda szkolił się na różdżkarza, a to zwykle kojarzyło się z pracą w warsztacie tudzież rodzinnym sklepie, ale kto powiedział, że jak już zdobędzie tytuł wytwórcy, to nie będzie mógł ruszyć hen daleko za horyzont w poszukiwaniu materiałów na nowe rdzenie? Tyle jeszcze było rzeczy do odkrycia, tyle świata do zobaczenia!
- Och, lady Travers! W takim wypadku nie mogę odmówić! Bardzo chętnie dotrzymam ci towarzystwa, to będzie prawdziwa przyjemność. - rzekł, zgodnie zresztą z prawdą. Przestał na chwilę tak energicznie okrzykiwać i oklaskiwać graczy, w zamian chowając dłonie w kieszeniach płaszcza. Usadził tyłek na ławeczce, znowu odwracając głowę w kierunku kobiet.
- Bardzo chętnie posłuchałbym o tych wyprawach. - ale może niekoniecznie od tego tam lorda Traversa - To rodzinne? To znaczy... Panienka też podróżuje czy prowadzi bardziej stateczny tryb życia? - był zwyczajnie ciekawy. Sam należał do tych wolnych duchów, które największą przyjemność czerpały z dalekich wypraw pełnych niesamowitych przygód. Co prawda szkolił się na różdżkarza, a to zwykle kojarzyło się z pracą w warsztacie tudzież rodzinnym sklepie, ale kto powiedział, że jak już zdobędzie tytuł wytwórcy, to nie będzie mógł ruszyć hen daleko za horyzont w poszukiwaniu materiałów na nowe rdzenie? Tyle jeszcze było rzeczy do odkrycia, tyle świata do zobaczenia!
Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,
why not us?
If they can do it,
why not us?
Mathildo jak mija ci mecz? Czy czujesz spojrzenie Floreana, które ci się w plecy wbija? Starasz sie schować za płomienną czupryną Clementine, jakkolwiek wyobrażasz sobie, że to pomoże, nie pomogło na pewno na innego mężczyznę, który się pojawia.
Matthew niestety usiadł po drugiej stronie, więc chociaż ramiona ma szerokie, to nie zasłoni cię przed Floreanem. Nie podoba ci się to, że tu usiadł, dajesz mu tego sygnał, wiercąc się na siedzisku.
- Tym razem się ciebie nie spodziewałam - a usta twoje tylko na ułamek sekundy są wesołe. - O co znów ci chodzi - zdziwiła się z tym zakładem, wcale nie czuje się skupiona na tej rozmowie, kiedy z tyłu Florian się na nią gapi. Jezu, nie powinna była wychodzić z domu, bo wszędzie go będzie teraz spotykała. Serce jej dudni, aż sięga do torebki podręcznej. Chce stamtąd wyciągnąc papierosa na uspokojenie, tylko że dłonie jej tak drżą niebezpiecznie. Poddaje się na chwile i patrzy na Matthew.
- Wydajesz się być już zdrowy - aż by się chciało powiedzieć, że czemu w takim razie nie pójdzie iść robić coś co bardziej mu się w życiu podoba. - To publiczna zabawa, każdy może tu przyjść - mówi w końcu i powraca do przeszukiwania torebki.
Matthew niestety usiadł po drugiej stronie, więc chociaż ramiona ma szerokie, to nie zasłoni cię przed Floreanem. Nie podoba ci się to, że tu usiadł, dajesz mu tego sygnał, wiercąc się na siedzisku.
- Tym razem się ciebie nie spodziewałam - a usta twoje tylko na ułamek sekundy są wesołe. - O co znów ci chodzi - zdziwiła się z tym zakładem, wcale nie czuje się skupiona na tej rozmowie, kiedy z tyłu Florian się na nią gapi. Jezu, nie powinna była wychodzić z domu, bo wszędzie go będzie teraz spotykała. Serce jej dudni, aż sięga do torebki podręcznej. Chce stamtąd wyciągnąc papierosa na uspokojenie, tylko że dłonie jej tak drżą niebezpiecznie. Poddaje się na chwile i patrzy na Matthew.
- Wydajesz się być już zdrowy - aż by się chciało powiedzieć, że czemu w takim razie nie pójdzie iść robić coś co bardziej mu się w życiu podoba. - To publiczna zabawa, każdy może tu przyjść - mówi w końcu i powraca do przeszukiwania torebki.
If there is a past, i have
forgotten it
forgotten it
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Nieaktywni
Nie patrz na nią, zlekceważ jej obecność, weźmie cię za nierównoważnego psychicznie powtarza w myślach, czując się jak palant. Na siłę wlepia swoje oczy w boisko, choć cały czas go korci, by jeszcze raz spojrzeć na Matyldę. Interesuje go z kim przyszła, czy dobrze się bawi i... z kim przyszła. Czy ze swoim utalentowanym partnerem, niebanalnym malarzem z Francji? Chce go poznać, pewnie podświadomie porównać do siebie. Bo jest pewny, że istnieje. Jest pewny, że jakiś zakochał się w Matyldzie, tak jak on sam parę lat temu. - Nie. Ale na pewno coś wymyślisz, zawsze masz dobre pomysły - mówi do Polki. - Nie idź! Wejdzie na pewno wtedy, kiedy nie będziesz patrzeć - stwierdza, bo przecież pech właśnie tak działa. Sam też zaczyna intensywnie przyglądać się akcjom graczy i musi przyznać, że są naprawdę dobre jak na amatorów. No, jeden gracz nie wygląda na amatora i Florek ma wrażenie, że jakby chciał, to mógłby samą siłą mięśni zrzucić graczy z miotły lepiej niż tłuczek. - Mm... - waha się, spoglądając na Lily. Wzrusza jedynie ramionami, nie odpowiadając na jej prośbę. Bo... Tak, pozwoli jej robić z siebie samej głupka. O to przecież chodzi w tym zakładzie! Uśmiecha się lekko, chcąc załagodzić tą niemą odpowiedź. Zaraz potem jednak przenosi wzrok na Polkę i ostatkiem sił zmusza się, żeby nie spojrzeć za siebie na Matyldę. - Nie - odpowiada trochę za szybko. - Znaczy... Nie. Ja pójdę po ten popcorn - stwierdza, chcąc uciec z tej lekko niezręcznej sytuacji. Wstaje i przeciska się między siedzącymi ludźmi, próbując się dostać do pana sprzedającego przekąski. W końcu udaje mu się do niego dojść i kupuje spore pudełko, ponownie przeciskając się przez siedzących ludzi na swoje miejsce. I dziękuje losowi, że Matylda nie usiadła w tym rzędzie, bo głupio by było ją tak zlekceważyć podczas tego przeciskania. Podaje Polce popcorn, samemu wyjmując ze swojej torby jeszcze jednego cukierka. - Widziałyście to?! - Mówi przejęty, bo jeden ścigający zrobił właśnie piękny manewr, którego on sam pewnie nigdy by nie opanował. - Wyyyygraaamyyy - mówi przeciągle, dając Lily kuksańca.
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Skoro Florean mówi, że nie zna, to nie zna. Ale Pola zna, dlatego nie omieszkała o tym wspomnieć.
- O patrz, a ja znam tego chłopaka. Mattew! - zanim pomyslała to pomachała do Matthew Botta. Kurcze, ta Pola to nie ma mózgu czasami.
Wiecie, co jest zabawne, że zarówno Florian jak i Lili chyba powinni własnie spojrzeć w tamtą część trybun w której siedzi Mathilda, bo przecież obok niej usiał sobie Matthew. Którego z kolei Polcia troche kojarzy, skoro już mowa o tym, bo przecież Matthew podobno z tą byłą dziewczyną Bertiego, co ma tego brata, o, tego co teraz sobie lata na miotle. Pola troche sie zestresowała, jak uświadomiła sobie, że on tu lata, bo co jeżeli znów zrobi jakąśmasakre z Bertiego? Aż spojrzała na swojego ukochanego, ale on bezpiecznie siedział na ławce rzerwowych.
Pola zaraz zwróciła się do Floriana i ścisnęła go za przedramię.
- Słuchaj Florean, ja sie boje, że ten brat tej Judith to zrobi krzywde Bertiemu. Jak się skonczy mecz, to musimy zaraz go zabrać stąd, bo przecież tu się jakieś cyrki znów odwalą! - uprzedza go i wychyla się do Lili, żeby sprawdzić czy ta podsłuchuje, gumowe ucho jedne.
- O patrz, a ja znam tego chłopaka. Mattew! - zanim pomyslała to pomachała do Matthew Botta. Kurcze, ta Pola to nie ma mózgu czasami.
Wiecie, co jest zabawne, że zarówno Florian jak i Lili chyba powinni własnie spojrzeć w tamtą część trybun w której siedzi Mathilda, bo przecież obok niej usiał sobie Matthew. Którego z kolei Polcia troche kojarzy, skoro już mowa o tym, bo przecież Matthew podobno z tą byłą dziewczyną Bertiego, co ma tego brata, o, tego co teraz sobie lata na miotle. Pola troche sie zestresowała, jak uświadomiła sobie, że on tu lata, bo co jeżeli znów zrobi jakąśmasakre z Bertiego? Aż spojrzała na swojego ukochanego, ale on bezpiecznie siedział na ławce rzerwowych.
Pola zaraz zwróciła się do Floriana i ścisnęła go za przedramię.
- Słuchaj Florean, ja sie boje, że ten brat tej Judith to zrobi krzywde Bertiemu. Jak się skonczy mecz, to musimy zaraz go zabrać stąd, bo przecież tu się jakieś cyrki znów odwalą! - uprzedza go i wychyla się do Lili, żeby sprawdzić czy ta podsłuchuje, gumowe ucho jedne.
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
- Yyyyhmpf – wydała z siebie nieartykułowany dźwięk, mający oznaczać koniec cierpliwości i rzuciła mu oburzone spojrzenie, które na pewno powinno go zabić, albo chociaż wywołać żal za grzechy, gdyby miał choć odrobinę wstydu – Gorszenie społeczeństwa w miejscach publicznych – pokręciła głową z dezaprobatą.
- Może bym przyszła, ale głównie po to, żeby dać ci ostatni raz po głowie i zostawić na śmierć – najgorsze było to, że ona naprawdę lubiła to, że nie stosował się do zasad jeśli nie chciał. Właściwie nigdy by nie nawiązali bliższej znajomości, gdyby nie zignorował zupełnie kim ona jest. Może i oszczędziłoby to wiele zachodu, ale raczej nie byliby szczęśliwsi.
- Nie znoszę Cię – dodała na koniec, przytulając się do jego boku i podstępnie zabierając mu rękę, którą przełożyła sobie nad głową, by zostać objętą. Zdecydowanie go nie lubiła. Ani trochę. Skurczybyk zbyt łatwo umiał ją przekabacić na swoją stronę i dobrze o tym wiedziała, wyczuwała wręcz że promienieje samozadowoleniem. Niestety nie umiałaby go zakląć, nikt jednak nie mógł zabronić jej marzyć.
Sama od dłuższego czasu obserwowała Druellę zaskoczona jej umiejętnościami. Owszem, kibicowała Sophii i przede wszystkim szukała jej sylwetki na boisku, łatwo rozpoznawalnej dzięki rudym włosom. Nie potrafiła jednak nie docenić tego, jak dobrze radziła sobie Blackówna. Może i nigdy się nie poznały, matka Macmillan uwielbiała plotki, a Artis nie raz i nie dwa siedziała w tym samym pomieszczeniu, mimowolnie słuchając. Najczęściej wtedy nie mogła uwierzyć jak idiotyczne ludzie mają tematy do plotkowania i jak bardzo lubują się w używaniu wobec innych zupełnie odmiennych miar niż dla siebie. Większość szlachty miała hipokryzję w genach, ciężko było się więc dziwić.
- Oby Sophii udało się zdobyć tego gola – mruknęła widząc jak przyjaciółka przygotowuje się do rzutu. Kątem oka usiłowała też obserwować rozwój sytuacji u Druelli, od której również zależało powodzenie drużyny, której wszyscy kibicowali.
- Może bym przyszła, ale głównie po to, żeby dać ci ostatni raz po głowie i zostawić na śmierć – najgorsze było to, że ona naprawdę lubiła to, że nie stosował się do zasad jeśli nie chciał. Właściwie nigdy by nie nawiązali bliższej znajomości, gdyby nie zignorował zupełnie kim ona jest. Może i oszczędziłoby to wiele zachodu, ale raczej nie byliby szczęśliwsi.
- Nie znoszę Cię – dodała na koniec, przytulając się do jego boku i podstępnie zabierając mu rękę, którą przełożyła sobie nad głową, by zostać objętą. Zdecydowanie go nie lubiła. Ani trochę. Skurczybyk zbyt łatwo umiał ją przekabacić na swoją stronę i dobrze o tym wiedziała, wyczuwała wręcz że promienieje samozadowoleniem. Niestety nie umiałaby go zakląć, nikt jednak nie mógł zabronić jej marzyć.
Sama od dłuższego czasu obserwowała Druellę zaskoczona jej umiejętnościami. Owszem, kibicowała Sophii i przede wszystkim szukała jej sylwetki na boisku, łatwo rozpoznawalnej dzięki rudym włosom. Nie potrafiła jednak nie docenić tego, jak dobrze radziła sobie Blackówna. Może i nigdy się nie poznały, matka Macmillan uwielbiała plotki, a Artis nie raz i nie dwa siedziała w tym samym pomieszczeniu, mimowolnie słuchając. Najczęściej wtedy nie mogła uwierzyć jak idiotyczne ludzie mają tematy do plotkowania i jak bardzo lubują się w używaniu wobec innych zupełnie odmiennych miar niż dla siebie. Większość szlachty miała hipokryzję w genach, ciężko było się więc dziwić.
- Oby Sophii udało się zdobyć tego gola – mruknęła widząc jak przyjaciółka przygotowuje się do rzutu. Kątem oka usiłowała też obserwować rozwój sytuacji u Druelli, od której również zależało powodzenie drużyny, której wszyscy kibicowali.
Artis Finnleigh
Zawód : Auror
Wiek : 25
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Panna
I'm gonna trust you, babe
I'm gonna look in your eyes
And if you say, "Be alright"
I'll follow you into the light
I'm gonna look in your eyes
And if you say, "Be alright"
I'll follow you into the light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Cóż, Flo odmówił jej współpracy, ale wzruszyła ramionami. O ile Polly może chcieć być wredna, o tyle on na pewno by nie przesadził i nawet jeśli Lil będzie musiała zrobić coś głupiego to jakoś to przeżyje. W końcu sama to zaproponowała, więc nie może teraz strugać głupka.
Obserwowała trochę nietypową sytuację, bo Flo ewidentnie coś na sercu siedziało. Trochę zbyt szybka odpowiedź, trochę jakby był poddenerwowany. Lil zerknęła na niego niepewnie, ale nie zadawała pytań, bo i to raczej nie jest najlepsze miejsce na jakiekolwiek szczere rozmowy, jeśli on w ogóle miałby ochotę się wygadać, jeśli w ogóle z nią by o tym gadał. Zaraz z resztą poszedł po popcorn, więc Lil skupiła się bardziej na obserwowaniu latających na boisku zawodników.
Uśmiechnęła się więc na widok całkiem niezłej akcji, choć w sumie nie powinna, bo to nie jej drużyna zaliczyła punkt.
- Jeszcze nic nie jest przesądzone! - oznajmiła, zaciskając kciuki za swoją drużynę, bo przecież jeszcze wszystko może się zmienić, może im pójść świetnie i wygrają, jak nic! W tym momencie Polly zaczęła machać i wołać Matta, więc i Lil zerknęła w tamtą stronę, faktycznie zauważając najbardziej kłopotliwego Botta, jakiego znała. Uśmiechnęła się do niego lekko i skinęła lekko głową, ale nie wstawała. Nikogo więcej tam nie znała, więc nie widziała sensu we wcinaniu mu się w spotkanie.
Obserwowała trochę nietypową sytuację, bo Flo ewidentnie coś na sercu siedziało. Trochę zbyt szybka odpowiedź, trochę jakby był poddenerwowany. Lil zerknęła na niego niepewnie, ale nie zadawała pytań, bo i to raczej nie jest najlepsze miejsce na jakiekolwiek szczere rozmowy, jeśli on w ogóle miałby ochotę się wygadać, jeśli w ogóle z nią by o tym gadał. Zaraz z resztą poszedł po popcorn, więc Lil skupiła się bardziej na obserwowaniu latających na boisku zawodników.
Uśmiechnęła się więc na widok całkiem niezłej akcji, choć w sumie nie powinna, bo to nie jej drużyna zaliczyła punkt.
- Jeszcze nic nie jest przesądzone! - oznajmiła, zaciskając kciuki za swoją drużynę, bo przecież jeszcze wszystko może się zmienić, może im pójść świetnie i wygrają, jak nic! W tym momencie Polly zaczęła machać i wołać Matta, więc i Lil zerknęła w tamtą stronę, faktycznie zauważając najbardziej kłopotliwego Botta, jakiego znała. Uśmiechnęła się do niego lekko i skinęła lekko głową, ale nie wstawała. Nikogo więcej tam nie znała, więc nie widziała sensu we wcinaniu mu się w spotkanie.
Maybe I'm scared because you mean more to me than
any other person.
any other person.
Trybuny
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Kornwalia