Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Hogsmeade
Cmentarz
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.
Szła jednak za nią niezbyt ufnie, to jednak nadal była lepsza opcja niż pozostać samej, sama byłaby całkowicie bezbronna.
- Więc powinien być gdzieś w okolicy kominek.
Zerknęła na nieznajomą. Musiał być w tej wiosce jakiś pub, nie wiedziała tego jednak chyba w każdej mieścinie się zdarzają, prawda? A w pubach zwykle są kominki podłączone do sieci Fiuu. Niech więc Melisande prowadzi, zapewne pamięta tę wioskę, wie gdzie co się znajduje.
Lotta szła słabo, dość mocno otępiała, rozglądając się za bramę w ciemnościach, zdana na kobietę która nagle odwróciła się w jej stronę z różdżką. Zszokowana Moore cofnęła się w pierwszej chwili, usiłując schować za nagrobkiem: nie mogła zrobić nic więcej, a mimo wszystko wyciągnięta w jej stronę różdżka, szczególnie różdżka szlachcianki, w takim miejscu i w takich okolicznościach nie wydawała się być niczym dobrym.
Nie zdążyła się jednak schować, a zaklęcie w nią trafiło i... poczuła się lepiej. Nieznacznie, nabrała jednak trochę sił. Część obtłuczeń zniknęła.
- Dzięki.
Wydukała jedynie cicho, nie wiedząc co innego mogłaby powiedzieć, nie chcąc się też zbytnio tłumaczyć. Po prostu ruszyła dalej, w stronę w której zaczęła powoli majaczyć w ciemnościach brama.
|53/140
Ostatnio zmieniony przez Charlotte Moore dnia 04.11.17 16:47, w całości zmieniany 1 raz
'Anomalie - DN' :
Odwróciła głowę przenosząc na nią spojrzenie i unosząc lekko jedną brew, przez kilka chwil mierzyła ją uważnym spojrzeniem.
- Właściwie rozumowanie. - powiedziała spokojnie Melisande, odnotowując, że to chyba pierwsze takie które udało jej się u niej dostrzec. Pewnie w innych okoliczność nie zamieniłaby nawet zdania, ale sytuacja była inna, niecodzienna. A Rosier musiała dostać się do rodowych włości, sprawdzić, czy reszta rodziny jest cała i bezpieczna. Nie była nad wyraz wylewna, czy też troskliwa. Dziewczyna była dla niej kompletnie obca, ale to ślad po Marie sprawił, że rzuciła zaklęcie nie na siebie, a na nią widząc jak się męczy i jak walczy o każdy z kroków. Zdecydowanie jej upór był godny pochwały, jednak tak długo, jak długo nie zrodzi się z niego ośli upór z którym nie da sobie rady nikt.
Minęły bramy w milczeniu, jedynie brama zaskrzypiała rozcinając ciszę która ponuro otaczała je obie. A potem po krótkim zastanowieniu Melisande skierowała się w prawo. Gdzieś światło jej, że właśnie tą drogą można dotrzeć wprost do jednego z pubów, który posiadał właśnie owy - wspomniany przez dziewczynę - kominek. A jej było śpieszniej. Szła przed sobie, czując jak rany pieką, ale nie zwracała na nie uwagi. Na młodą kobietę idącą za nią nie zerkała, zwalniała odrobinę, gdy dźwięk jej kroków zdawał się cichszy. W końcu znalazły się w lokalu, dość obskurnym, brudnym i ponurym. Z uniesioną wysoko brodą przemaszerowała przez jego środek. Błękitne spojrzenie zawisło na mężczyźnie stojącym za barem.
- Wiesz kim jestem? - zapytała spokojnie, a gdy odpowiedziało jej skinięcie głową odetchnęła lekko ciesząc się ze swojego szczęścia, była świadoma, że nakłonienie do pomocy w tej wersji wydarzeń będzie znacznie łatwiejsze. - Potrzebujemy dostępu do twojego kominka. - powiedziała tylko i już chwilę później obie stały przed kominkiem mieszczącym się dalej, głębiej. Zerknęła za góry na dziewczynę. - Poradzisz sobie dalej? - zapytała, choć przez jej głos nie przebijała się troska, czy zaniepokojenie.
You will crumble for me
like a Rome.
Szła jednak, nie panikując, nie przyspieszała także, zwyczajnie nie mając na to siły i nie chcąc potknąć się po drodze. To kiepski moment, by znów zrobić sobie krzywdę. Udało im się dotrzeć do wioski, tam odnalazły jakiś lokal. Nie robił on na dziewczynie żadnego wrażenia, miał to jedynie być sposób, by się stąd wydostać, przenieść na Nokturn i wrócić do mieszkania Bena: bo co innego mogła zrobić? Nie miała się gdzie podziać, nie miała dla siebie lepszego miejsca, tam było po prostu bezpiecznie. Chwilami myślała, że Nokturn na prawdę jest bezpieczniejszy niż pozostałe części magicznego Londynu.
W tej chwili nawet cieszyło ją, iż nieznajoma należy do szlachty. Bez wątpienia ułatwiło im to w tej chwili życie, bez pieniędzy zdecydowanie nie dostałyby proszku Fiuu gdyby nie... cóż najwidoczniej gdyby nie bardzo wpływowa rodzina Melisande.
Zaraz jednak stały przed kominkiem, wskazano im miskę pełną znajomego proszku.
- Tak. - trochę zdziwiło ją pytanie, choć nie sądziła by miała otrzymać jakąś szczególną pomoc gdyby odpowiedziała inaczej. Były sobie potrzebne tam, na cmentarzu i to wszystko, co je łączyło. - Dzięki.
Dodała jeszcze. Za wsparcie mimo, iż było wymuszone przez sytuację, za choćby nieznaczne leczenie, za to że Lotta nie była tam sama. Bez znaczenia. Bez przeciągania wzięła trochę proszku i wypowiedziała adres jednego z pubów na Nokturnie z którego miała przejść do znajomej kawalerki.
Zaraz zniknęła w zielonych płomieniach.
zt x 2
Tu także w wyniku rozładowania magii zapanował istny chaos - moc magiczna była niestabilna, niebezpieczna. Choć za dnia Ministerstwo nie dopuszczało nikogo w pobliże okolic, w których magia szalała najbardziej, ministerialne próby zaprowadzania porządku kończyły się klęską. Nie minęło parę dni, gdy czarodzieje zaczęli zastanawiać się, czy aby na pewno Ministerstwo chce, aby magia została doprowadzona do porządku - postanowili więc wziąć to w swoje ręce.
Odkąd Ministerstwo Magii oznaczyło to miejsce jako niebezpieczne, pojawienie się w nim mogło grozić aresztowaniem. Do czasu uspokojenia się magii nie można rozgrywać tu wątków innych niż te polegające na jej naprawie.
Po niezwykłym wybuchu magii również i w Hogsmeade dało się odczuć zakłócające spokój czarodziejom anomalie; przede wszystkim tu, w magicznej wiosce, która od początku maja tętniła silną, wymykającą się spod kontroli energią. Większość nagrobków na cmentarzu znajdującym się na uboczu, była doszczętnie zniszczona. Kamienne bloki, ułamane płyty, gruz — wszystko porozrzucane po całym terenie, jakby w jednej chwili wszystko eksplodowało. Nienaruszone pozostawało tylko jedno mauzoleum, umiejscowione w rogu pod wysoką wierzbą. Co zastanawiające, wielkie drzwi zachowały się w stanie nienaruszonym, pomimo otaczających grobowiec zniszczeń, a im bliżej niego tym silniejsze wibracje dało się odczuć. Towarzyszył im również swoisty ucisk, jakby ktoś lub coś napierało na ciało, odpychając je od wrót. Aby się do nich zbliżyć trzeba było się nieźle namęczyć. Wszystko wskazywało na to, że źródło anomalii znajduje się właśnie tam.
Cmentarz został zamknięty, gdy odnaleziono zwłoki pracującego w tym miejscu od dwunastu lat grabarza, charłaka, który okazał się całkowicie bezbronny wobec zabójczej siły lewitujących kamieni. Raz na jakiś czas gruzowisko wznosiło się kilkadziesiąt centymetrów na ziemię. Kamienne odłamki przemieszczały się po cmentarzu wpierw powoli, a później coraz szybciej, aż w końcu zderzały się ze sobą z olbrzymią siłą, powodując rozpad na nieco mniejsze części. Po jakimś czasie sytuacja powtarzała się, co ostatecznie doprowadziło piękny cmentarz do ruiny.
Coś, co wzmaga panujące w tym miejscu anomalie znajduje się w nienaruszonym mauzoleum na samym końcu cmentarza. Bez wątpienia, pod osłoną nocy, kiedy żaden nieproszony świadek nie pojawi się w pobliżu, należy przemknąć się do środka i sprawdzić w czym tkwi problem. Przeszkodą jednak okazują się drzwi, których nie otwiera się ani zaklęciem, ani mechanicznie. Jedyną możliwością jest całkowite zniszczenie wejścia do grobowca.
Wymaganie: Poprawnie rzucone zaklęcie Sezam Materio przez obu czarodziejów jednocześnie. ST zniszczenia wejścia wynosi 35 dla każdego (w sumie 70).
Niepowodzenie jedynie naruszy konstrukcję budynku, a to wzmoże szkodliwe działanie magii. Porozsypywane po terenie kamienie i odłamki błyskawicznie uniosą się w powietrze i zaczną się ze sobą zderzać, atakując przy tym czarodziejów, odbierając im 10 PŻ.
Przed rozpoczęciem kolejnego etapu należy odczekać co najmniej 24h. W tym czasie do lokacji może przybyć kolejna (wyłącznie jedna) grupa chcąca ją przejąć, by naprawić magię na sposób inny, niż miała być naprawiona dotychczas.
Walka odbywa się zgodnie z forumową mechaniką oraz z arbitrażem mistrza gry do momentu, w którym któraś z grup zdecyduje się na ucieczkę bądź nie będzie w stanie prowadzić dalszej walki.
Wymaganie: ST ujarzmienia magii jest równe 160 , a sposób obliczania otrzymanego wyniku zależny jest od wybranej metody naprawiania magii.
Uwaga - jeżeli postać posiada zerowy poziom biegłości organizacji, mnoży statystykę nie razy ½, a razy 1. Postać posiadająca pierwszy poziom biegłości mnoży razy 1½.
W metodzie neutralnej każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+Z; wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
W metodzie Rycerzy Walpurgii każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+(CM * poziom biegłości organizacji); wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
W metodzie Zakonu Feniksa każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+(OPCM * poziom biegłości organizacji); wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
Po uporaniu się z anomalią wszystko miało wrócić do normy. Niestety, grobowiec, w którym znaleźli się czarodzieje obłożony był klątwą, która na ironię losu uniemożliwiała wydostanie się z niego każdemu, kto już wszedł do środka. Niewidzialna blokada nie pozwalała wyjść nikomu. Na kamiennej płycie blokującej wejście do katakumb znajdowała się instrukcja jego otwarcia. I to była jedyna droga wyjścia, póki energia anomalii całkowicie nie opadnie.
WYmaganie: W instrukcji zaszyfrowanej pismem runicznym było napisane, że otwarcie przejścia wymaga ułożenia na płycie w odpowiedniej kolejności leżących w mauzoleum kamieni oznaczonych poszczególnymi runami. ST odczytania runicznych instrukcji i symboli na kamieniach umożliwiających wydostanie się wynosi 60. Do rzutu należy doliczyć bonus biegłości: runy.
Niepowodzenie będzie wiązać się z pozostaniem w krypcie do czasu, aż na miejscu nie zjawi się ktokolwiek inny. Po sześciu dniach na miejsce przybędą pracownicy ministerstwa magii, który was uwolnią, lecz bez jedzenia i picia zdołacie utracić już 200 pż.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Odkąd tylko pamiętała lubiła cmentarze. Ominął ją etap dziecięcych strachów przed duchami, nigdy też nie bała się przemijania i śmierci, traktując koniec jako naturalny etap czarodziejskiej egzystencji. W domu Tsagairtów twardo stąpano po ziemi, obserwując świat, takim jakim był naprawdę, trzymając się faktów i potwierdzonych informacji. Martwi ludzie stanowili ich źródło; nagrobki przypominały młodziutkiej Deirdre okładki starych ksiąg, w których zaczytywał się ojciec. Nie było w nich nic przerażającego, jedynie udokumentowana obecność, ograniczona do szkieletu umieszczonego w konkretnym miejscu w celu uświęcenia pamięci. Nic więc dziwnego, że nocna wizyta na cmentarzu położonym tuż za Hogsmeade nie wzbudzała w niej stereotypowych lęków. Żadnego strachu o zemstę mar za zbezczeszczenie miejsca pochówku, żadnego przejęcia romantyczną, tajemniczą atmosferą tego miejsca. Wibrowało w niej jedynie przejęcie zadaniem, niepokój o to, czy zdołają okiełznać anomalię i wyjść z tego cało. Wierzyła we własne umiejętności, szanowała także talenty Edgara, niezwykle przydatne przy skomplikowanych czarach oraz zagrożeniach, kumulujących się wokół kłębiącej się, czarodziejskiej energii. Teoretycznie nie mogli być lepiej przygotowani, wzajemnie uzupełniali swe brak, jednakże ostatnie tygodnie nauczyły Deirdre pokory.
Zmaterializowała się już na cmentarzu prosto z kłębu czarnej mgły. Miała na sobie męski, czarny płaszcz z głębokim kapturem, utrudniającym dostrzeżenie twarzy. Włosy spięła w ukryty pod materiałem warkocz, w dłoni - ściskała jakarandowe drewno różdżki. Tylko tyle, oni, ich siła, rozkazy Czarnego Pana i anomalia. Udało się jej zmusić do posłuszeństwa dwie, w tym tą potężną, na Moście Westminsterskim, ale nie unosiła głowy z dumą. To, co czaiło się w kamiennym mauzoleum, mogło nieprzyjemnie ich zaskoczyć, zaatakować tak, jak się tego nie spodziewali. Tylko głupcy lekceważyliby tą mroczną, nieznaną siłę, której stawiali czoła tylko dzięki wiedzy Lorda Voldemorta, przekazującego im sposób na okiełznanie czarnej magii według własnej woli. Tsagairt zrobiłaby dla swego Pana wszystko, zjawiła się więc na cmentarzu zdeterminowana, poważna i skupiona, nie dając się rozproszyć żadnym myślom dotyczących spraw prywatnych. Gdy obok niej z mroku wyłonił się Edgar, skinęła mu tylko głową i ramię w ramię ruszyli wgłąb cmentarza, kryjąc się w cieniu nagrobków. Nie zastanawiała się nad tym, jak musi się czuć przebywając pod rozkazami Śmierciożerczyni, jaką nie tak dawno temu widywał w Wenus. Poczucie upokorzenia czaiło się gdzieś daleko w tyle głowy Deirdre, tu nie była Miu, tu była sobą, bez przeszłości, przed sobą mając jedynie potężną anomalię. Do jakiej najpierw należało się dostać. Dostępu do środka mauzoleum chroniły potężne drzwi - za nimi znajdowało się czarnomagiczne jądro, emanowało potężną energią, ściskającą i napierającą na ciało. Tsagairt odetchnęła szybciej i płytko, unosząc różdżkę. - Sezam Materio - spróbowała, wiedząc, że muszą zniszczyć drzwi razem, jednocześnie, wspólnymi siłami, inaczej ich próba spełznie na niczym.
seven deadly sins
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
#1 'k100' : 94
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Anomalie Edgara przerażały i fascynowały za jednym razem. Zdawał sobie sprawę z ich niebezpieczeństwa - nie raz miał już okazję przekonać się o tym na własnej skórze, chociażby doświadczając pierwszych objawów sinicy (notabene parę dni po sfinansowaniu badań Cassandry nad tą nieprzyjemną chorobą) czy obserwując własne dzieci. W zasadzie to właśnie one zmuszały go do głębszych rozmyślań na temat zagadkowych wybuchów magii - miały zaledwie kilka lat, dotychczas ich posługiwanie się magią polegało na sporadycznych incydentach, i nigdy takich niebezpiecznych. Teraz to co robiły było nieraz zaskakująco potężne - skąd brała się w tych małych ciałach taka magiczna siła? Jak to się działo, że były w stanie zwalać z nóg każdego dorosłego wyładowaniami elektrycznymi? To czasem nie mieściło się w głowie. Edgar próbował zbadać ten temat, wszak czarna magia nigdy nie była mu obca, ale nie był w stanie dojść do żadnych satysfakcjonujących wniosków. Tym bardziej zadowoliła go informacja na spotkaniu Rycerzy o tym, że Czarny Pan jest coraz bliższy poznania prawdy. Poza tym ta czarna różdżka... Jakiś czas temu porzucił swoją pasję, nie mając czasu na zajmowanie się legendami, ale mimo to ostatnio coraz częściej o niej myślał.
Ten dzień nie był jednak odpowiedni na bujanie w obłokach. Naprawianie magii nie było prostym zadaniem - zdążył się o tym przekonać podczas akcji z Magnusem. Powiodło im się, owszem, ale nie przypominało to drogi usłanej różami. Podejrzewał, że dzisiaj będzie podobnie - miał jednak nadzieję, że Deirdre okaże się przydatnym kompanem. W zasadzie nie miał powodów, żeby w to wątpić: w końcu była Śmierciożerczynią, Czarny Pan jej zaufał - tym bardziej musiał jej zaufać również Edgar. Nie było to proste ze względu na ich wcześniejszą znajomość, ale mimo to Burke starał się odłożyć na bok ich relację i skupić się na chłodnej kalkulacji: mieli wypełnić zadanie dla Czarnego Pana.
Przybył na miejsce odrobinę później od Dei, również odziany w ciemny płaszcz. Przywitał się z nią na swój mało wylewny sposób - to nie było spotkanie na pogawędki, chciał szybko załatwić sprawę i stąd zniknąć. Ruszył wraz z nią wgłąb cmentarza, zatrzymując się dopiero przed drzwiami mauzoleum. - Sezam materio - powiedział razem z Dei, bo tylko ich wspólne działanie było w stanie dokonać tutaj zmian.
kings and queens
#1 'k100' : 20
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
- To nie będzie przyjemne - ostrzegła lorda Burke'a, przez chwilę patrząc mu w oczy z drobnym zaciekawieniem. Był arystokratą, teoretykiem magii, pasjonatem starożytnych run. Na spotkaniu Rycerzy dowiedziała się o tym, że podołał już jednej anomalii, oby dobra passa utrzymywała się dalej. Deirdre mocno zacisnęła dłoń na różdżce i przekroczyła jako pierwsza próg mauzoleum, śmiało, choć z trudem, podążając ku sercu anomalii. Ciało reagowało instynktowną ucieczką, broniąc się przed kłębiącą się magią, gotową wybuchnąć w każdym momencie - hamowała odruchy sprawnie, myślami będąc przy Lordzie Voldemorcie, przy Jego sile i potędze; przy wiedzy, dzięki której posiedli możliwość czerpania z nieokiełznanej energii tyle korzyści. Przymknęła oczy, skupiając się na przepływie magii, i uniosła różdżkę, wykonując odpowiedni ruch nadgarstkiem. Delikatny acz zdecydowany, płynny, natrafiający na niewidoczną barierę. Oddech kobiety stał się płytszy, ale nie zwracała uwagi na to, co widzialne i zauważalne, składając swój umysł w ofierze czarnej magii, pertraktując z nią, naginając do swej woli. Ciężar anomalii stawał się nie do zniesienia, zagryzła wargi, unosząc wyżej różdżkę - pamiętała każdy detal zwoju Czarnego Pana, każdą wskazówkę, mającą pomóc im w skuciu kajdanami anomalii i wykorzystania jej do swych celów.
| naprawiamy metodą rycerzy walpurgii
seven deadly sins
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
'k100' : 51
O ile im się uda.
Uniósł różdżkę i skupił się na rzucaniu zaklęcia. Doskonale pamiętał wszystko co przekazał im Czarny Pan - w przeciwnym wypadku z pewnością by tutaj nie przyszedł, nie lubił być nieprzygotowany - nigdy nie był zwolennikiem spontaniczności, uważając ją po prostu za głupotę. Zamknął oczy; inaczej nie przestałby zwracać uwagi na otoczenie i możliwe zagrożenia, a tym samym nie dałby rady się skupić. Podczas ostatniego spotkania z Goylem miał poważne problemy z koncentracją, wierzył jednak, że to był tylko jednorazowy wypadek i tym razem pójdzie mu o wiele lepiej. Musiało, bo i stawka była o wiele większa. Czuł siłę czarnej magii, czuł jak na niego napierała, ale przecież nie była w stanie z nimi wygrać. Oboje wiedzieli jak jej się przeciwstawić i wykorzystać ją do swoich celów.
kings and queens
'k100' : 52
Rezonujące drżenie kamieni, składających się na ściany budowli. Brzdęk ciemnych witraży, osadzonych w gęstwinie wygiętych, metalowych prętów. Szum powietrza, napierającego nieznośnym ciśnieniem na każdą powierzchnię wyłożonego marmurem pomieszczenia. Anomalia, która tkwiła w jego sercu, poddała się w ich władanie - przynajmniej na razie lub przynajmniej pozornie. Deirdre poczuła specyficzną lekkość. Przełamanie oporu czarnej magii wyczerpywało, wyraźnie pobladła, nie mieli do czynienia z niewinną igraszką a czymś, czemu nie potrafiły podołać zastępy badaczy z Ministerstwa Magii, lecz tak, przynosiło to ponurą satysfakcję. Powoli opuściła różdżkę, czujna, wiedząc, że kapryśna magia potrafi zadać ostateczny, morderczy cios w sekundę po tym, gdy ogłosiło się zwycięstwo.
Obejrzała się na Edgara, z uznaniem kiwając mu głową. Na werbalne pochwały było jednak za wcześnie, instynkt podpowiadał jej, że coś jest jeszcze nie tak, że drzemiąca w mauzoleum siła tylko pozornie pochyliła łeb w geście szacunku, tak naprawdę szykując się do paskudnej szarży. Tsagairt nieśpiesznie ruszyła w kierunku zatrzaśniętego wyjścia orientując się, że jest zamknięte, że odrzuca ją w dziwny, nieprzyjemny sposób. Podobnie działo się z bocznymi nawami: ciche, chłodne wnętrze grobowca wydawało się grzebać ich żywcem. Anomalia nie dawała za wygraną, musieli się stąd wydostać, złamać ostatni opór. Deirdre rozejrzała się uważnie dookoła, podchodząc do szerokiej płyty nagrobnej, lśniącej w półmroku niepokojącym blaskiem. Widniały na niej runy: wiedza dla niej zupełnie obca, fascynująca i zbyt rozległa, by kiedykolwiek - bez lat praktyki - mogłaby pojąć ją w choć drobnym kawałku. Towarzyszył jej jednak lord Burke, ktoś obeznany z tą dziedziną magii. - Potrafisz to odczytać? - spytała ze spokojem, bez nawet odrobiny paniki. Nie dlatego, że nie przerażała jej wizja utknięcia w tym miejscu na wieczność - po prostu wierzyła w umiejętności Edgara, w jego talent i biegłość w zakresie starożytnych run. Miała przy sobie eksperta, zawierzała mu więc dalsze powodzenie, mające wyswobodzić ich z tego kamiennego więzienia. Dei zadrżała krótko, nie mogąc powstrzymać ciała, odruchowo reagującego na jakiekolwiek powiązanie z Azkabanem.
seven deadly sins
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
Nie pozostało mu nic innego jak kucnąć przed płytą i wziąć się za rozszyfrowanie znaków. Nie posiadali nieskończonego zapasu czasu - powinni zniknąć stąd jak najprędzej dopóki nikt ich nie zauważył. Edgar był tego świadomy, ale mimo to przesuwał powoli palcem centymetr od zimnego kamienia, mrucząc coś niewyraźnie pod nosem. Źle odczytane runy mogły okazać się o wiele niebezpieczniejsze niż ewentualne starcie z innymi czarodziejami.
kings and queens
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Hogsmeade