Bagna
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Bagna
Rozległe bagna otaczają Yaxley's Hall. Łatwo się tutaj zgubić - nie ma wyraźnie zaznaczonych ścieżek, a strach postawić stopę na niepewnie wyglądającym gruncie, bo można zostać wciągniętym. Dodatkowo, pałętają się tutaj trolle, ciężko więc komukolwiek poza Yaxleyami bezpiecznie przejść po tych dzikich terenach, nie mówiąc o znalezieniu zabudowań.
Ci, którzy mają odwagę spacerować po bagnach, mogą podziwiać nienaruszoną ludzką ręką naturę. Tereny porośnięte paprociami i drzewa wyrastające z wody pokrytej rzęsą wodną mają w sobie wyjątkowy urok.
Ci, którzy mają odwagę spacerować po bagnach, mogą podziwiać nienaruszoną ludzką ręką naturę. Tereny porośnięte paprociami i drzewa wyrastające z wody pokrytej rzęsą wodną mają w sobie wyjątkowy urok.
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Jeszcze nie przepadałam specjalnie za dziećmi, ale bywały wyjątki. Chociażby te, które miały na nazwisko Yaxley, lubiłam też wszystkie córeczki Druelli, bo były naprawdę były urocze. Prawdę mówiąc zdarzało mi się zapominać, że matka Tobiasa, a więc przecież Rowan, pochodziła z innego rodu i mogła chcieć, żeby jej syn kontynuował również jego tradycje. Musiałam chyba sama stać się mamą, żeby mój sposób myślenia się zmienił, a to nie zapowiadało się w najbliższej przyszłości.
- Może czasem chciałby poćwiczyć z kimś innym? - zapytałam i nim Rowan zdążyła zastanowić się o kogo mi chodzi, zaraz wyjaśniłam, że ze mną. Uśmiechnęłam się szeroko, wiedziałam, że ten pomysł może wydać się jej śmieszny, ale naprawdę chętnie bym z nim powymachiwała szablą. - Napisz, jakbyś się zdecydowała... i Tobias, oczywiście - dodałam, nie chcąc, żeby musiała od razu wymyślać uprzejme wymówki.
Mogłam zrzucić winę na przyciągający widok czapli, albo po prostu na własną nieuwagę. Naprawdę rzadko już zdarzało mi się tak pobrudzić chodząc po bagnach, po przeważnie wiedziałam, że należy patrzeć pod nogi, żeby rozpoznać gdzie można chodzić, a gdzie nie. Jakieś dziesięć lat temu, widząc podobny wzrok Rowan, pewnie zadbałabym, żeby taplała się w błocie jeszcze bardziej niż ja. Teraz jednak byłam (prawie zupełnie) poważną damą, toteż zrobiłam to, co jeszcze trochę mi wypadało - roześmiałam się i tym razem czapla się przestraszyła i poderwała do lotu, woląc nie dowiadywać się, co to za intruzi mogą wyskoczyć na nią zza krzaków.
- Jeszcze nie wróciłyśmy, dużo może się zdarzyć po drodze - powiedziałam, uśmiechając się jakby podstępnie. Rowan mogła się obawiać, ale nie zamierzałam jej wrzucać do błota. Przytaknęłam na jej propozycję, więc poszłyśmy odnaleźć konie, które stały dalej, przywiązane do drzewa. Czekało nas ciężkie zadanie, bo trzeba było teraz na nie wsiąść. Poradziłyśmy sobie jednak jakoś, znalazłam drzewo, które miało mocny konar jakoś na wysokości połowy uda. Na pewno w ten sposób Rowan było łatwiej wsiąść na niebotycznie wysokiego konia, którego dla niej wybrałam. Kiedy się udało (a błoto jakimś cudem było nie tylko na moich butach, ale również na kolanach i na pewno zamierzało wspinać się dalej), sama wskoczyłam na swoją klacz i nadałam całkiem szybkie tempo w stronę posiadłości.
zt x2
- Może czasem chciałby poćwiczyć z kimś innym? - zapytałam i nim Rowan zdążyła zastanowić się o kogo mi chodzi, zaraz wyjaśniłam, że ze mną. Uśmiechnęłam się szeroko, wiedziałam, że ten pomysł może wydać się jej śmieszny, ale naprawdę chętnie bym z nim powymachiwała szablą. - Napisz, jakbyś się zdecydowała... i Tobias, oczywiście - dodałam, nie chcąc, żeby musiała od razu wymyślać uprzejme wymówki.
Mogłam zrzucić winę na przyciągający widok czapli, albo po prostu na własną nieuwagę. Naprawdę rzadko już zdarzało mi się tak pobrudzić chodząc po bagnach, po przeważnie wiedziałam, że należy patrzeć pod nogi, żeby rozpoznać gdzie można chodzić, a gdzie nie. Jakieś dziesięć lat temu, widząc podobny wzrok Rowan, pewnie zadbałabym, żeby taplała się w błocie jeszcze bardziej niż ja. Teraz jednak byłam (prawie zupełnie) poważną damą, toteż zrobiłam to, co jeszcze trochę mi wypadało - roześmiałam się i tym razem czapla się przestraszyła i poderwała do lotu, woląc nie dowiadywać się, co to za intruzi mogą wyskoczyć na nią zza krzaków.
- Jeszcze nie wróciłyśmy, dużo może się zdarzyć po drodze - powiedziałam, uśmiechając się jakby podstępnie. Rowan mogła się obawiać, ale nie zamierzałam jej wrzucać do błota. Przytaknęłam na jej propozycję, więc poszłyśmy odnaleźć konie, które stały dalej, przywiązane do drzewa. Czekało nas ciężkie zadanie, bo trzeba było teraz na nie wsiąść. Poradziłyśmy sobie jednak jakoś, znalazłam drzewo, które miało mocny konar jakoś na wysokości połowy uda. Na pewno w ten sposób Rowan było łatwiej wsiąść na niebotycznie wysokiego konia, którego dla niej wybrałam. Kiedy się udało (a błoto jakimś cudem było nie tylko na moich butach, ale również na kolanach i na pewno zamierzało wspinać się dalej), sama wskoczyłam na swoją klacz i nadałam całkiem szybkie tempo w stronę posiadłości.
zt x2
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
13 kwietnia
Szalony pomysł zakupienia - lub przynajmniej - oswojenia się z trollami napadł Magnusa spontanicznie, jak złoty strzał, od razu domagając się wprowadzenia idei w czyn. Rowle nie posiadał kompletnie żadnej wiedzy na temat opieki nad magicznymi stworzeniami, do której w szkole nie przykładał się za bardzo, by później całkiem wyrzucić niepotrzebne formuły z pamięci. Był przy tym niesamowicie wymagający, więc próbował samodzielnie nieco się dokształcić: ryciny w starych podręcznikach nie równały się jednak z prawdziwymi okazami tych zwalistych monstrów. Liczył więc na fachową poradę; prośba wystosowana do lorda Yaxleya nie umniejszała godności żadnemu z nich. Rezerwat w Fenland cieszył się dobrą sławą, a tak znakomitej reputacji nie mógł przecież zawdzięczać wyłącznie protekcji nazwiska, chroniących go lordów. Fizyczna praca implikowała wysiłek, a Magnus słusznie podejrzewał, że utrzymanie wielkich połaci terenu oraz poskromienie żyjących tam w niemal naturalnych warunkach trolli wymaga przyłożenia do tego własnych rąk. Darzył szacunkiem szlachciców, którzy nie bali się ubrudzić, pokalać delikatnych dłoni robotą, a przede wszystkim tych, kontynuujących rodzinne tradycje. Dostawiali bowiem cegiełkę do wznoszonego przez arystokrację muru, a ten pozwalał im nie tylko utrzymać się na niestabilnej powierzchni, ale przetrwać nienaruszonymi. Spuścizna, dziedzictwo: święte słowa niestety znikały w gąszczu egoistycznych zachcianek młodych postępowców, plujących na dokonania przodków. Może tym powinien zainteresować się w kolejnym artykule? Ciekawe; zajęcie się tym problemem mogłoby przynieść wymierne skutki dla arystokratycznej socjety... i przerwać monotonny ciąg podobnych sobie informacji kręcących się wokół Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów, pochopnych działań Pani Minister, likwidacji Departamentów i już osławionej Policji Antymugolskiej. Westchnął ciężko, uświadamiając sobie, że ze swymi wartkimi myślami właściwie nigdy nie opuszcza pracy; polityczne zagadnienia frapowały Rowle'a na tyle, że zasypiał mając przed oczami żałosne marcowe referendum.
Miał nadzieję, że Cyneric również jest takim pasjonatem i że oprowadzi go po rezerwacie bez przykrości, znosząc długie litanie pytań o każdy, najdrobniejszy aspekt. Dociekliwość krążyła w żyłach Magnusa - chyba został skazany na żywot eseisty.
-Lordzie Yaxley - przywitał się krótko z postawnym mężczyzną (tężyznę zapewne zawdzięczał właśnie pracy z trollami), uścisnąwszy mu dłoń i od razu sugerując ruszenie wgłąb bagien. Sam nie zapuściłyby się tam za żadne skarby, tak jak i nikomu obcemu nie zalecał błądzenia po magicznych lasach Cheshire - żyje tu tylko jeden gatunek trolli, czy są jakieś eee... odmiany? - spytał, autentycznie zaciekawiony, stawiając ostrożnie stopy na śliskich kamieniach - czy prócz wysokości i siły młode różnią się czymś od dorosłych?
Szalony pomysł zakupienia - lub przynajmniej - oswojenia się z trollami napadł Magnusa spontanicznie, jak złoty strzał, od razu domagając się wprowadzenia idei w czyn. Rowle nie posiadał kompletnie żadnej wiedzy na temat opieki nad magicznymi stworzeniami, do której w szkole nie przykładał się za bardzo, by później całkiem wyrzucić niepotrzebne formuły z pamięci. Był przy tym niesamowicie wymagający, więc próbował samodzielnie nieco się dokształcić: ryciny w starych podręcznikach nie równały się jednak z prawdziwymi okazami tych zwalistych monstrów. Liczył więc na fachową poradę; prośba wystosowana do lorda Yaxleya nie umniejszała godności żadnemu z nich. Rezerwat w Fenland cieszył się dobrą sławą, a tak znakomitej reputacji nie mógł przecież zawdzięczać wyłącznie protekcji nazwiska, chroniących go lordów. Fizyczna praca implikowała wysiłek, a Magnus słusznie podejrzewał, że utrzymanie wielkich połaci terenu oraz poskromienie żyjących tam w niemal naturalnych warunkach trolli wymaga przyłożenia do tego własnych rąk. Darzył szacunkiem szlachciców, którzy nie bali się ubrudzić, pokalać delikatnych dłoni robotą, a przede wszystkim tych, kontynuujących rodzinne tradycje. Dostawiali bowiem cegiełkę do wznoszonego przez arystokrację muru, a ten pozwalał im nie tylko utrzymać się na niestabilnej powierzchni, ale przetrwać nienaruszonymi. Spuścizna, dziedzictwo: święte słowa niestety znikały w gąszczu egoistycznych zachcianek młodych postępowców, plujących na dokonania przodków. Może tym powinien zainteresować się w kolejnym artykule? Ciekawe; zajęcie się tym problemem mogłoby przynieść wymierne skutki dla arystokratycznej socjety... i przerwać monotonny ciąg podobnych sobie informacji kręcących się wokół Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów, pochopnych działań Pani Minister, likwidacji Departamentów i już osławionej Policji Antymugolskiej. Westchnął ciężko, uświadamiając sobie, że ze swymi wartkimi myślami właściwie nigdy nie opuszcza pracy; polityczne zagadnienia frapowały Rowle'a na tyle, że zasypiał mając przed oczami żałosne marcowe referendum.
Miał nadzieję, że Cyneric również jest takim pasjonatem i że oprowadzi go po rezerwacie bez przykrości, znosząc długie litanie pytań o każdy, najdrobniejszy aspekt. Dociekliwość krążyła w żyłach Magnusa - chyba został skazany na żywot eseisty.
-Lordzie Yaxley - przywitał się krótko z postawnym mężczyzną (tężyznę zapewne zawdzięczał właśnie pracy z trollami), uścisnąwszy mu dłoń i od razu sugerując ruszenie wgłąb bagien. Sam nie zapuściłyby się tam za żadne skarby, tak jak i nikomu obcemu nie zalecał błądzenia po magicznych lasach Cheshire - żyje tu tylko jeden gatunek trolli, czy są jakieś eee... odmiany? - spytał, autentycznie zaciekawiony, stawiając ostrożnie stopy na śliskich kamieniach - czy prócz wysokości i siły młode różnią się czymś od dorosłych?
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zdziwił go list od lorda Rowle - zwykle to nie on otrzymywał korespondencję obarczoną chęcią zakupu trolla, raczej to jego wuj był odpowiedzialny za interesy rodowego przemysłu ochroniarskiego - Cyneric po prostu wykonywał jego polecenia. Widocznie miał być to dla niego test lub zwyczajne niedopatrzenie klienta. Nie wnikał. Ostatnie wydarzenia niejako wymusiły na ich rodach wypracowanie neutralności, co Yaxley nawet popierał. W obliczu nadchodzącej wojny każdy sojusznik był na wagę złota, szczególnie o tak mocno konserwatywnych poglądach. Nawet krótszy rodowód władców Cheshire nie stał na przeszkodzie do zawieszenia dawnych niesnasek - skutkiem ubocznym była decyzja o nieutrudnianiu wspólnego handlu, do którego Cyneric zamierzał przyłożyć swoją rękę. Odczuwał zadowolenie na myśl o docenieniu jego pracy, o pewnego rodzaju awansie, skoro część arystokratów zwracała się bezpośrednio do niego o poradę związaną z zakupem. Nie zamierzał nikomu niczego utrudniać, tak jak nie zamierzał milczeć - co zwyczajowo chętnie czynił. Lord Rowle uprzedził go o swojej dociekliwości, a więc treser musiał przygotować się na długie przemowy, nienaturalne względem jego osobowości. Dla dobra rodziny wiedział, że musi przełknąć to poświęcenie. Nie wynikało ono z żadnych prywatnych uprzedzeń, a jedynie z wrodzonej niechęci do strzępienia języka - nawet jeżeli miał wypowiadać się o rodowym dziedzictwie. Rola handlarza tak naprawdę pozostawała dla niego tajemniczą zagadką. Właśnie dziś przyszło mu ją rozwiązać.
Ubrany był po roboczemu - tak, jak powinno się być idąc na spotkanie z bezmózgimi, nieprzewidywalnymi mięśniakami. To znaczy - i tak zamierzał zaprowadzić gościa do rodziny już należycie wytresowanej, lecz wypadki zawsze mogły się zdarzyć. I tak wyglądał dość elegancko - gdyby tylko przyrównać go to zwyczajnego robotnika. Mimo tego mógł wzbudzić mieszane uczucia swoim strojem i gdyby nie był Yaxley’em, najprawdopodobniej bardzo przejąłby się opinią innego arystokraty. Osobiście przedkładał jednak pragmatyzm nad nienaganny wygląd na stanowisku pracy. Dość kontrowersyjnej jak na ich urodzenie - Cyneric był pod tym względem dziwolągiem, nie znosił stagnacji i nie wyobrażał sobie spędzeniu życia na nic nierobieniu objawiającym się w bywaniu na przyjęciach.
- Lordzie Rowle - przywitał się z nim odwzajemniając silny uścisk dłoni. Długie włosy miał spięte, żeby te mu nie przeszkadzały - wystarczyło, że robiła to przydługa broda. - Proszę patrzeć pod nogi. I najlepiej iść za mną - poinstruował mężczyznę od razu. Być może uwłaczało to jego delikatnemu ego, lecz Yaxley wolał narazić się na jego nieprzychylne zdanie niż zatopienie jego osoby w grząskich, podmokłych bagnach. Nietakt można jakoś wytłumaczyć, śmierć niekoniecznie.
Szli dość powoli uważając na grunt, po którym stąpali. Mijali dorodne krzewy oraz drzewa, zbliżając się skrupulatnie do celu. - Naturalnie żyją tu trolle leśne oraz czasem migrują rzeczne z pobliskich ziem. Trolle górskie są łapane z dzikich terenów oraz transportowane do Fenland - zaczął snuć opowieść. - Staramy się oferować klientom każdy rodzaj trolla ze względu na ich specyfikację. Trolle górskie są szczególnie polecane jako ochroniarze ze względu na ich najmasywniejszą budowę oraz ogromną siłę. Trolle rzeczne cechują się krótkimi nogami, lecz są również znakomitymi pływakami - sprawdzają się na podmokłych terenach. Leśni przedstawiciele gatunku potrafią się dobrze ukrywać i są dobrym wyborem jeżeli chodzi o bardziej ułożonych ochroniarzy niż ich górscy odpowiednicy, będącymi agresywnymi - streścił pokrótce. Wreszcie wypadli na ogromną polanę usianą kilkunastoma osobnikami. - Nie, młode nie różnią się niczym więcej od dorosłych - dodał, zerkając za siebie, czy Magnus podąża za nim. Po lewej stronie zauważył wuja, który właśnie tresował jednego z niedawno złapanych trolli. Do ich uszu dotarły dźwięki szamotaniny. - Jeszcze kawałek - poinformował mężczyznę, kierując się w drugą stronę.
Ubrany był po roboczemu - tak, jak powinno się być idąc na spotkanie z bezmózgimi, nieprzewidywalnymi mięśniakami. To znaczy - i tak zamierzał zaprowadzić gościa do rodziny już należycie wytresowanej, lecz wypadki zawsze mogły się zdarzyć. I tak wyglądał dość elegancko - gdyby tylko przyrównać go to zwyczajnego robotnika. Mimo tego mógł wzbudzić mieszane uczucia swoim strojem i gdyby nie był Yaxley’em, najprawdopodobniej bardzo przejąłby się opinią innego arystokraty. Osobiście przedkładał jednak pragmatyzm nad nienaganny wygląd na stanowisku pracy. Dość kontrowersyjnej jak na ich urodzenie - Cyneric był pod tym względem dziwolągiem, nie znosił stagnacji i nie wyobrażał sobie spędzeniu życia na nic nierobieniu objawiającym się w bywaniu na przyjęciach.
- Lordzie Rowle - przywitał się z nim odwzajemniając silny uścisk dłoni. Długie włosy miał spięte, żeby te mu nie przeszkadzały - wystarczyło, że robiła to przydługa broda. - Proszę patrzeć pod nogi. I najlepiej iść za mną - poinstruował mężczyznę od razu. Być może uwłaczało to jego delikatnemu ego, lecz Yaxley wolał narazić się na jego nieprzychylne zdanie niż zatopienie jego osoby w grząskich, podmokłych bagnach. Nietakt można jakoś wytłumaczyć, śmierć niekoniecznie.
Szli dość powoli uważając na grunt, po którym stąpali. Mijali dorodne krzewy oraz drzewa, zbliżając się skrupulatnie do celu. - Naturalnie żyją tu trolle leśne oraz czasem migrują rzeczne z pobliskich ziem. Trolle górskie są łapane z dzikich terenów oraz transportowane do Fenland - zaczął snuć opowieść. - Staramy się oferować klientom każdy rodzaj trolla ze względu na ich specyfikację. Trolle górskie są szczególnie polecane jako ochroniarze ze względu na ich najmasywniejszą budowę oraz ogromną siłę. Trolle rzeczne cechują się krótkimi nogami, lecz są również znakomitymi pływakami - sprawdzają się na podmokłych terenach. Leśni przedstawiciele gatunku potrafią się dobrze ukrywać i są dobrym wyborem jeżeli chodzi o bardziej ułożonych ochroniarzy niż ich górscy odpowiednicy, będącymi agresywnymi - streścił pokrótce. Wreszcie wypadli na ogromną polanę usianą kilkunastoma osobnikami. - Nie, młode nie różnią się niczym więcej od dorosłych - dodał, zerkając za siebie, czy Magnus podąża za nim. Po lewej stronie zauważył wuja, który właśnie tresował jednego z niedawno złapanych trolli. Do ich uszu dotarły dźwięki szamotaniny. - Jeszcze kawałek - poinformował mężczyznę, kierując się w drugą stronę.
Sanguinem et ferrum potentia immitis.
Nie pamiętał podobnych kaprysów: także jako młodzieniec słomiany zapał nigdy się go nie tknął. Działał upór, chorobliwe pragnienie doprowadzenie rzeczy do końca. Niezależnie, czy męczył się z trudnym esejem na nielubiane eliksiry, czy po raz kolejny inkantował formułę niewybaczalnej klątwy, purpurowy z wysiłku i ze złości. Nie rezygnował, nigdy, toteż nie postrzegał ekstrawaganckiej zachcianki za niepokojący sygnał kryzysu osobowości, podpowiadającego mu skupować niepotrzebne przedmioty (stworzenia?) i gromadzenie ich w przestronnym dworze. Wywiad środowiskowy zresztą o niczym nie przesądzał, a Magnus chciwie wysysał każdą kroplę wiedzy, jaką mógł zaczerpnąć niemalże bez wysiłku, w całkiem miłym towarzystwie. Otoczenie natury, wilgotne lasy, ciężki, bagienny zapach - smród trolli? - raźny krok rosłego lorda Yaxleya zapewniał nie najgorsze wrażenia, a zdecydowanie mógł trafić dużo gorzej. Podobało mu się w Fenland, duża, otwarta przestrzeń trafiła w jego gusta, zdecydowanie Cynerica także. Imponował pewnością, z jaką poruszał się po grząskim terenie, łatwością, z jaką wychwytywał ukryte, niewydeptane ścieżki, wybierając boczne odnogi spośród leśnych dróg, wiedzą, którą dzielił się bezwiednie, zupełnie naturalnie przywołując informacje i czyniąc z nich obrazowy ciąg doznań dźwiękowych, zapisujących się drobnym druczkiem w chłonnym umyśl Magnusa.
-Zdarzyło się, że jakiś niedoszły kupiec tu zginął? - spytał lekko, bez idiotycznego sprzeciwu podążając o krok za Yaxleyem, ufając mu w zupełności w kwestii poruszania się po zdradliwym, bagiennym terytorium. Tutaj to on był obcym, on musiał się dostosować, w pełni zgadzał się z zapobiegliwością prezentowaną przez Cynerica. Na jego miejscu także wolałby nie tłumaczyć się z przykrych okoliczności zaginięcia, a choć cenił swe umiejętności i ufał swej różdżce, profilaktycznie trzymał się blisko mężczyzny.
-Yaxleyowie specjalizują się w hodowli trolli leśnych? - dopytał z czystej ciekawości. mógł podejrzewać, że skoro bagna stanowiły ich naturalne środowisko, to panowie Fenland właśnie ten gatunek obrali sobie za produkt sygnowany własną marką - nie trzeba znać trollańskiego, żeby się z nimi porozumieć, prawda? - rzucił, oglądając się przez ramię; z zasłoniętej drzewami polanki doszły go dźwięki jasno wskazujące na walkę - i... nie podważając oczywiście waszych umiejętności tresury, lordzie Yaxley. Jeśli zakupiony egzemplarz postanowi się zbuntować, jak należy sobie z nim radzić? Czy każdy z gatunków jest wrażliwy na coś innego? Należy kiełznać je zaklęciami, czy może istnieje inny sposób na te potwory? - spytał, usiłując sobie wyobrazić jednego z tych śmierdzących, ogrowatych stworów w roli usłużnego ochroniarza. Nie potrafił tego uczynić, bez wizji trolla urywającego głowę petentowi. Pewnie przypadkiem.
-Zdarzyło się, że jakiś niedoszły kupiec tu zginął? - spytał lekko, bez idiotycznego sprzeciwu podążając o krok za Yaxleyem, ufając mu w zupełności w kwestii poruszania się po zdradliwym, bagiennym terytorium. Tutaj to on był obcym, on musiał się dostosować, w pełni zgadzał się z zapobiegliwością prezentowaną przez Cynerica. Na jego miejscu także wolałby nie tłumaczyć się z przykrych okoliczności zaginięcia, a choć cenił swe umiejętności i ufał swej różdżce, profilaktycznie trzymał się blisko mężczyzny.
-Yaxleyowie specjalizują się w hodowli trolli leśnych? - dopytał z czystej ciekawości. mógł podejrzewać, że skoro bagna stanowiły ich naturalne środowisko, to panowie Fenland właśnie ten gatunek obrali sobie za produkt sygnowany własną marką - nie trzeba znać trollańskiego, żeby się z nimi porozumieć, prawda? - rzucił, oglądając się przez ramię; z zasłoniętej drzewami polanki doszły go dźwięki jasno wskazujące na walkę - i... nie podważając oczywiście waszych umiejętności tresury, lordzie Yaxley. Jeśli zakupiony egzemplarz postanowi się zbuntować, jak należy sobie z nim radzić? Czy każdy z gatunków jest wrażliwy na coś innego? Należy kiełznać je zaklęciami, czy może istnieje inny sposób na te potwory? - spytał, usiłując sobie wyobrazić jednego z tych śmierdzących, ogrowatych stworów w roli usłużnego ochroniarza. Nie potrafił tego uczynić, bez wizji trolla urywającego głowę petentowi. Pewnie przypadkiem.
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Kochał Fenland, bagienną atmosferę pełną ciężkiego, ziemistego powietrza, duszności oraz wilgoci osiadającej bezlitośnie na włosach i ubraniach. Uwielbiał zapach lasu zwilżonego poranną rosą, nawet do smrodu trolli zdążył już przywyknąć, nie odrzucając go z obrzydzeniem. Nie, nie uznałby tego za perfumę kojącą zmysł powonienia, lecz nie zaprzątał sobie tą niedogodnością głowy. Funkcjonował w warunkach, w których wielu wypachnionych szlachciców zemdlałoby lub nie potrafiło się skoncentrować na niczym innym niż na odrzucającym ich arystokratyczne noski smrodzie. Nie zamierzał się przed nikim tłumaczyć z terenów, w jakim przyszło żyć Yaxley'om - była to ich rodowa duma, bez względu na opinię osób postronnych. Cyneric nie należał do żadnych wyjątków, nie wstydził się miejsca, w którym się wychował, a teraz pracował. Wręcz odczuwał dumę na myśl, że prawdopodobnie w wielu trudnych warunkach poradziłby sobie, a spotkanie dzikiego trolla skończyłoby się dlań mniej niepomyślnie niż dla innych mężczyzn. Nie zapominał o swoim szlacheckim życiu - wszakże było ono inkubatorem, w którym dorastał tak jak w Cambrigeshire - lecz jednocześnie uważał, że na wojnie przyda się więcej siły oraz wytrwałości aniżeli subtelności bądź ograniczenia - byleby tylko nie ubrudzić sobie rąk. Od zawsze był bezkompromisowy oraz odrobinę brutalny bądź nieokrzesany, zależy jak na to patrzeć. Zadziwiająco gładko przechodził z jednej wersji siebie na drugą, gdzie przypominał cywilizowanego człowieka, z którym można porozmawiać. O ile miało się rzeczowy temat do poruszenia, a takich na liście aprobowanych przez tresera było stosunkowo niewiele.
Kochał również swoją pracę, której nie zamieniłby na nic innego. Będąc zbyt długo na salonach czy kiedyś w Hogwarcie tęsknił za wysiłkiem - spożytkowaniem rozsadzającej doń energii. Nie wierzył, żeby lord Rowle podzielał jego zainteresowania. Oczywiście ciekawiło go w jakim celu naprawdę tutaj przybył - skąd to nagłe zainteresowanie głupimi ochroniarzami? - jednakże nie wypadało o to pytać. Byli tu w celach głównie biznesowych, zatem on, Yaxley, zamierzał dopełnić prośby zapisanej listownie. Wierzył mocno, że spisywał się w tej roli, nawet jeśli nie był zabawnym gawędziarzem sypiącymi anegdotkami jak z rękawa.
Dość zgrabnie - jak na takiego mężczyznę - omijał wszystkie przeszkody jakie pozostawiła dla niego matka natura. Starał się przemierzyć te tereny szybko, lecz i tak musiał zwolnić tempa. Na wszelki wypadek gdyby jego klient nie nadążał z powodu słabszej kondycji bądź pogubienia się w krokach, które stawiał Cyneric. Wreszcie wypadli na polanę; przeszli obok wuja mężczyzny znajdując się teraz na pewniejszym gruncie. Polana była zabłocona, lecz twardsza. Rosła nawet na niej całkiem okazała, zadbana trawa, gdzieniegdzie przeorana błotnistymi wgłębieniami - jak gdyby panowie tych połaci urządzali sobie od czasu do czasu trollańskie zapasy.
Uśmiechnął się na pytanie gościa - czego ten nie mógł zobaczyć z powodu bycia gospodarza tyłem do niego - nie chcąc mimo wszystko podawać takich szczegółów. Tajemnice pozostawały tajemnicami.
- Nie za moim przewodnictwem - odparł więc, zgodnie z prawdą zresztą. Jeszcze kilka kroków i zbliżyli się do zagrody, w której żyły trolle. Wydawało się, że nic ich nie ogranicza - wokoło był las, sadzawki oraz bagna, żadnych ogrodzeń lub barier.
- Tak, głównie tak. Te osobniki, które teraz widzimy, są właśnie w dużej mierze leśnymi gatunkami - wyjaśnił wskazując na część stworzeń. Jedni siedzieli, widocznie ze sobą rozmawiając, jeden oglądał swoją stopę, którą w pewnym momencie uderzył się w oko, inny wspinał się po drzewie, a część zajadała się zebranymi jagodami. Widocznie poczuli głód przed kolacją i dorwali cokolwiek.
- Nie trzeba, chociaż trollański wiele ułatwia. Szczególnie komunikację z tak głupimi stworami. Łatwiej wtedy zinterpretować czy pokazują, że masz pająka na głowie czy że boli ich czoło - powiedział spokojnie. - To sprawa indywidualna. Zwykle istnieje kod, na dźwięk którego można opanować te bestie, chociaż zapewniam, że u nas nie ma takiej potrzeby. Oddajemy gotowy produkt, bez wad. Można je też ujarzmić zaklęciami, najlepiej sprawdza się conjuctivitis oraz magiczne lasso. Trzeba mieć jednak dużo krzepy. Można posłużyć się też kulą ognia ciśniętą w agresora, trolle nie lubią ognia. Ewentualnie rzucić wroga na pożarcie - opowiedział, trochę z przymrużeniem oka, lecz sam byłby pewnie do tego zdolny. - Proces tresury jest dość długi, ale wyniki bardzo wymierne. Chciałby lord porozmawiać z którymś z nich? - spytał, spoglądając to na Magnusa, to na niezainteresowane nimi bestie, nadzwyczaj łagodne.
Kochał również swoją pracę, której nie zamieniłby na nic innego. Będąc zbyt długo na salonach czy kiedyś w Hogwarcie tęsknił za wysiłkiem - spożytkowaniem rozsadzającej doń energii. Nie wierzył, żeby lord Rowle podzielał jego zainteresowania. Oczywiście ciekawiło go w jakim celu naprawdę tutaj przybył - skąd to nagłe zainteresowanie głupimi ochroniarzami? - jednakże nie wypadało o to pytać. Byli tu w celach głównie biznesowych, zatem on, Yaxley, zamierzał dopełnić prośby zapisanej listownie. Wierzył mocno, że spisywał się w tej roli, nawet jeśli nie był zabawnym gawędziarzem sypiącymi anegdotkami jak z rękawa.
Dość zgrabnie - jak na takiego mężczyznę - omijał wszystkie przeszkody jakie pozostawiła dla niego matka natura. Starał się przemierzyć te tereny szybko, lecz i tak musiał zwolnić tempa. Na wszelki wypadek gdyby jego klient nie nadążał z powodu słabszej kondycji bądź pogubienia się w krokach, które stawiał Cyneric. Wreszcie wypadli na polanę; przeszli obok wuja mężczyzny znajdując się teraz na pewniejszym gruncie. Polana była zabłocona, lecz twardsza. Rosła nawet na niej całkiem okazała, zadbana trawa, gdzieniegdzie przeorana błotnistymi wgłębieniami - jak gdyby panowie tych połaci urządzali sobie od czasu do czasu trollańskie zapasy.
Uśmiechnął się na pytanie gościa - czego ten nie mógł zobaczyć z powodu bycia gospodarza tyłem do niego - nie chcąc mimo wszystko podawać takich szczegółów. Tajemnice pozostawały tajemnicami.
- Nie za moim przewodnictwem - odparł więc, zgodnie z prawdą zresztą. Jeszcze kilka kroków i zbliżyli się do zagrody, w której żyły trolle. Wydawało się, że nic ich nie ogranicza - wokoło był las, sadzawki oraz bagna, żadnych ogrodzeń lub barier.
- Tak, głównie tak. Te osobniki, które teraz widzimy, są właśnie w dużej mierze leśnymi gatunkami - wyjaśnił wskazując na część stworzeń. Jedni siedzieli, widocznie ze sobą rozmawiając, jeden oglądał swoją stopę, którą w pewnym momencie uderzył się w oko, inny wspinał się po drzewie, a część zajadała się zebranymi jagodami. Widocznie poczuli głód przed kolacją i dorwali cokolwiek.
- Nie trzeba, chociaż trollański wiele ułatwia. Szczególnie komunikację z tak głupimi stworami. Łatwiej wtedy zinterpretować czy pokazują, że masz pająka na głowie czy że boli ich czoło - powiedział spokojnie. - To sprawa indywidualna. Zwykle istnieje kod, na dźwięk którego można opanować te bestie, chociaż zapewniam, że u nas nie ma takiej potrzeby. Oddajemy gotowy produkt, bez wad. Można je też ujarzmić zaklęciami, najlepiej sprawdza się conjuctivitis oraz magiczne lasso. Trzeba mieć jednak dużo krzepy. Można posłużyć się też kulą ognia ciśniętą w agresora, trolle nie lubią ognia. Ewentualnie rzucić wroga na pożarcie - opowiedział, trochę z przymrużeniem oka, lecz sam byłby pewnie do tego zdolny. - Proces tresury jest dość długi, ale wyniki bardzo wymierne. Chciałby lord porozmawiać z którymś z nich? - spytał, spoglądając to na Magnusa, to na niezainteresowane nimi bestie, nadzwyczaj łagodne.
Sanguinem et ferrum potentia immitis.
Lektura ksiąg traktujących o opiece nad magicznymi stworzeniami, równie pasjonująca, jak wgryzanie się w historyczne woluminy nie miała szans zaprocentowania u Magnusa tak dokładną wiedzą, jak ta, którą spijał prosto z warg Cynerica, pewnie wygłaszającego rzeczowe wywody. Słuchał mężczyzny z przyjemnością, chociaż fantastyczne zwierzęta nie pociągały go zupełnie; ciekawie przedstawiony produkt skupiał jednak na sobie uwagę Rowle'a, starannie rozdzieloną na pochłanianie informacji, lekko rozdzielanych przez Yaxleya i na korygowanie swojej ścieżki, mocno niepewnej na bagiennych rozlewiskach. Patrzył pod nogi, chcąc uniknąć zbędnej kąpieli, patrzył też przed siebie, woląc mieć w bezpiecznej odległości choćby i plecy Cynerica. Zmysł orientacji w terenie mógł okazać się niewystarczający, skoro znajdował się na obcym, nieprzychylnym terytorium, zamieszkanym przez oswojone potwory. Nie śmiał powątpiewać w skuteczność Yaxleyów ani tym bardziej - podważać autorytetu swego przewodnika, ale dmuchał na zimne. Małe móżdżki trolli niekoniecznie musiały dojść do wniosku, że błąkający się po lesie człowiek nie jest wcale przystawką-niespodzianką. Prócz opowieści Cynerica miał więc konkretny powód, by nie oddalać się zanadto i deptać po piętach swemu przewodnikowi, zapuszczającemu się w coraz to głębsze rejony podmokłego lasu. Powietrze trąciło charakterystyczną wilgocią, prócz woni namokłego drewna, rosy, deszczowych chmur unoszących się nad zielonym sklepieniem trącąc też dziwnym, nienazwanym jeszcze przez Rowle'a odorem, najpewniej wydzielanym przez trolle. Rozumiał, że Cyneric mógł to lubić. Ciężką pracę, owocującą pęcherzami na dłoniach, brud za paznokciami, wysiłek, pot spływający po plecach; fizyczne atrybuty zgoła nie pasujące do szlacheckiego tytuły, delikatnej skóry i przyzwyczajenia do opływania w wygody. Magnus nie negował wyboru, zwłaszcza że podobna praca budziła w nim ogromny szacunek. Trud własnych rąk nie wydawał mu się ujmą, a zaletą, byli mężczyznami, więc hartować się winni jak gorące żelazo.
-Każdy tak mówi. A potem znajduje się ciała, obrane z kosztowności, wyskubane z mięsa do nagiej kości. Już czuję się pewniej - odparł, lekko nawiązując do nokturnowych przewodników, acz w tej konkluzji więcej było ograniczonego zaufania. Cicha kpina, żart, na jaki poważyłby się tylko w gronie dobrych znajomych, gdyby nie było mu zupełnie obojętne, co Cyneric sobie o nim pomyśli.
-Czy dostosują się do zmiany środowiska? Nie zaczną wariować w zamknięciu? - spytał, rozglądając się po rozległym terenie, umykającym przed jego czujnym wzrokiem. Wyjątkowo rosły egzemplarz trolla rycząc głośno usiłował wspiąć się na drzewo, w Cheshire musiałby wyzbyć się podobnych przyjemności. Rowle nie sądził, by głupkowate stwory i duchy zamieszkujące ziemię jego przodków weszły w przyjazną komitywę.
-Chrząkanie i wskazywanie palcem wystarczy? - spytał, pukając się w czoło, nieco z powątpieniem, nieco z rozbawieniem przypatrując się wyczynom stworzeń, oddanych swoim codziennym rytuałom. Dwójka siłowała się na ręce, co uznał za wyjątkowo ciekawy sport wśród trolli. Dobra obserwacja trollologiczna? - wiem, że nie wyglądam, ale siły mam sporo - odparł, nie obruszając się bynajmniej i kwitując wywód Yaxley'a dyskretnym ciosem, wymierzonym, a jakże, w samego siebie. Szczupła sylwetka nie odejmowała mu bynajmniej krzepy i sądził, że dałby radę poradzić sobie z takim monstrum. Jednym, nie kilkunastoma, co dawało im jednak znaczną przewagę.
-Porozmawiać. Możemy - zgodził się, śmiało występując na przód i wskazując Yaxleyowi na parkę, którą widział już wcześniej - oni są... razem? - spytał, bo nie był pewny, jak wyglądają kwestie przedłużania gatunku wśród trolli, a ta dwójka jakoś podejrzanie miała się ku sobie.
-Każdy tak mówi. A potem znajduje się ciała, obrane z kosztowności, wyskubane z mięsa do nagiej kości. Już czuję się pewniej - odparł, lekko nawiązując do nokturnowych przewodników, acz w tej konkluzji więcej było ograniczonego zaufania. Cicha kpina, żart, na jaki poważyłby się tylko w gronie dobrych znajomych, gdyby nie było mu zupełnie obojętne, co Cyneric sobie o nim pomyśli.
-Czy dostosują się do zmiany środowiska? Nie zaczną wariować w zamknięciu? - spytał, rozglądając się po rozległym terenie, umykającym przed jego czujnym wzrokiem. Wyjątkowo rosły egzemplarz trolla rycząc głośno usiłował wspiąć się na drzewo, w Cheshire musiałby wyzbyć się podobnych przyjemności. Rowle nie sądził, by głupkowate stwory i duchy zamieszkujące ziemię jego przodków weszły w przyjazną komitywę.
-Chrząkanie i wskazywanie palcem wystarczy? - spytał, pukając się w czoło, nieco z powątpieniem, nieco z rozbawieniem przypatrując się wyczynom stworzeń, oddanych swoim codziennym rytuałom. Dwójka siłowała się na ręce, co uznał za wyjątkowo ciekawy sport wśród trolli. Dobra obserwacja trollologiczna? - wiem, że nie wyglądam, ale siły mam sporo - odparł, nie obruszając się bynajmniej i kwitując wywód Yaxley'a dyskretnym ciosem, wymierzonym, a jakże, w samego siebie. Szczupła sylwetka nie odejmowała mu bynajmniej krzepy i sądził, że dałby radę poradzić sobie z takim monstrum. Jednym, nie kilkunastoma, co dawało im jednak znaczną przewagę.
-Porozmawiać. Możemy - zgodził się, śmiało występując na przód i wskazując Yaxleyowi na parkę, którą widział już wcześniej - oni są... razem? - spytał, bo nie był pewny, jak wyglądają kwestie przedłużania gatunku wśród trolli, a ta dwójka jakoś podejrzanie miała się ku sobie.
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Sam Cyneric również wolał się uczyć w praktyce, a przynajmniej w miejscu, które mógł sobie z nauką skojarzyć poprzez powrót do odpowiednich wspomnień. Siedzenie przed książkami go nudziło - jedynie historia magii potrafiła skoncentrować go na jednostajnej czynności siedzenia oraz wertowania opasłych tomiszczy. Ostatnio zgłębiał także tajniki czarnej magii, teoretycznej rzecz jasna; przesiadywał zatem przy woluminach dużo częściej niż zwyczajowo. Wolał aktywność fizyczną, chociaż nie można było go nazwać głupim. Wszakże był arystokratą, odebrał stosowne wykształcenie, nawet jeśli potrafiłby odnaleźć luki w swojej edukacji. Niestety większość przedmiotów go nie interesowała, nie uznawał je za przydatne w życiu - może to był błąd? Nie zamierzał jednak się teraz nad tym rozckliwiać, miał wszakże zadanie do wykonania. Klient był wymagający, co samemu Yaxley'owi nie przeszkadzało, lecz musiał się mocno koncentrować nie tylko na ścieżce, którą go prowadził, ale zarazem na opowieściach, które możliwie najbardziej wyczerpywałyby temat. I to było zadaniem najtrudniejszym. Nie dlatego, że mężczyzna nie posiadał odpowiedniej wiedzy, a dlatego, że z trudem przychodziły mu dłuższe wypowiedzi. Trochę obawiał się też, że lord Rowle zorientuje się, odczuje niechęć lub załamie się nad stylistyką biednego tresera; starał się jednak ze wszystkich sił dusić podobne absurdalne uczucia oraz myśli jeszcze w zarodku. Poświęcenie dla pracy pozwalało mu odzyskiwać równowagę, zyskiwać pewność siebie - on tutaj był gospodarzem, znajdowali się na jego terenach, stąd kiedy coś poszłoby źle wiadomo, który z nich mógłby znaleźć się w większych tarapatach. Gdyby jeszcze domyślał się, że Magnus nie wie absolutnie nic o magicznych stworzeniach z pewnością poczułby się jeszcze pewniej.
Tymczasem spełniał się w roli przewodnika, handlarza? Nikt nie powiedział, że zainteresowany trollami klient zechce jednego z nich kupić, może wcale nie po to się zjawił? Było zbyt wiele niewiadomych, a nie wypadało o nie wprost pytać. Dlatego Cyneric zwyczajnie udawał… siebie? O ile można było to tak w ogóle ująć.
Uniósł brew słysząc uwagę odnośnie jego odpowiedzi, nawet obejrzał się przez ramię chcąc popatrzeć na Rowle'a.
- Proszę mi wierzyć, że nie czyhamy na lorda skarby - odparł, unosząc kącik ust. Władcy Cambrigeshire nie byli biedni, nie potrzebowali zwodzić biednych kupców na manowce, żeby później ich bez przeszkód okraść. Z drugiej strony to tylko żarty, prawda?
- A gdzie chciałbyś zamknąć tak wielkiego trolla sir? - spytał poważniejąc. Nie wyobrażał sobie podobne bydle trzymać gdzie indziej niż w ogrodzie, tudzież na połaciach magicznie ogrodzonych. - W czterech ścianach faktycznie mogłyby się pogubić. Lasy, łąki, rzeki, góry - to ich naturalne środowisko. Do takiego mogłyby się przyzwyczaić dość szybko, do pomieszczeń nie sądzę. To zawsze będą dzikusy, bez względu na to jak dobrze ich wytresujemy - dodał szybko, obserwując poczynania swoich podopiecznych. - Spróbuj lordzie Rowle - skwitował obserwując poczynania mężczyzny. Wyglądało to całkiem zabawnie. Podeszli ostrożnie bliżej; dwa trolle zaczęły ich obserwować, reszta dalej pochłonięta była swoimi sprawami.
- Razem to zbyt wiele powiedziane. Trolle nie są monogamistami, nie tworzą związków, jak już to duże stada, lecz i to zdarza się sporadycznie. Widocznie po prostu podobają się sobie - wyjaśnił nadzwyczaj spokojnie. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej nie mogąc się doczekać widoku Magnusa próbującego porozumieć się ze stworzeniami.
Tymczasem spełniał się w roli przewodnika, handlarza? Nikt nie powiedział, że zainteresowany trollami klient zechce jednego z nich kupić, może wcale nie po to się zjawił? Było zbyt wiele niewiadomych, a nie wypadało o nie wprost pytać. Dlatego Cyneric zwyczajnie udawał… siebie? O ile można było to tak w ogóle ująć.
Uniósł brew słysząc uwagę odnośnie jego odpowiedzi, nawet obejrzał się przez ramię chcąc popatrzeć na Rowle'a.
- Proszę mi wierzyć, że nie czyhamy na lorda skarby - odparł, unosząc kącik ust. Władcy Cambrigeshire nie byli biedni, nie potrzebowali zwodzić biednych kupców na manowce, żeby później ich bez przeszkód okraść. Z drugiej strony to tylko żarty, prawda?
- A gdzie chciałbyś zamknąć tak wielkiego trolla sir? - spytał poważniejąc. Nie wyobrażał sobie podobne bydle trzymać gdzie indziej niż w ogrodzie, tudzież na połaciach magicznie ogrodzonych. - W czterech ścianach faktycznie mogłyby się pogubić. Lasy, łąki, rzeki, góry - to ich naturalne środowisko. Do takiego mogłyby się przyzwyczaić dość szybko, do pomieszczeń nie sądzę. To zawsze będą dzikusy, bez względu na to jak dobrze ich wytresujemy - dodał szybko, obserwując poczynania swoich podopiecznych. - Spróbuj lordzie Rowle - skwitował obserwując poczynania mężczyzny. Wyglądało to całkiem zabawnie. Podeszli ostrożnie bliżej; dwa trolle zaczęły ich obserwować, reszta dalej pochłonięta była swoimi sprawami.
- Razem to zbyt wiele powiedziane. Trolle nie są monogamistami, nie tworzą związków, jak już to duże stada, lecz i to zdarza się sporadycznie. Widocznie po prostu podobają się sobie - wyjaśnił nadzwyczaj spokojnie. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej nie mogąc się doczekać widoku Magnusa próbującego porozumieć się ze stworzeniami.
Sanguinem et ferrum potentia immitis.
Zadziwiające, ale towarzysząc Cynericowi, a właściwie absolutnie nie lordowsko drepcząc za nim, czuł się jak niewyrośnięty młodzik, knypek nachalnie próbujący wmieszać się między uprzywilejowaną grupę starszych uczniów. Wzrostem przecież przewyższał Yaxleya, a mimo to niedorzeczne wrażenie nieustannie pałętało się gdzieś z tyłu magnusowej głowy. Tarmoszenie przydługich włosów na nic się zdało, więc starał się zacierać ten nieznośny dysonans wyniosłym uśmiechem, jakby to on z dumą oprowadzał drugiego mężczyznę po swych włościach. Głupie, lecz działało, a Rowle z każdym kolejnym krokiem w głąb grząskich bagien odprężał się coraz bardziej, ucząc się powoli oddychać zatęchłym, wilgotnym powietrzem. Grunt już nie umykał spod stóp, buty pewniej utrzymywały się na śliskich, omszałych głazach, a oczy przestały łzawić, przyzwyczajone do duszącego zapachu trolli, jakiego nie była w stanie zamaskować nawet woń torfowiska. Obserwował wielkoludy nawet z pewnym szczerym zainteresowaniem, dyskretnie notując w pamięci nietypowe - jak mu się wydawało - zachowania. Zanurzenie się w prymitywnej kulturze stanowiło doświadczenie intrygujące, chociaż Magnus darowałby sobie kolejne, bliższe obcowanie z tym specyficznym ludem, możliwość dojrzenia ich z niewielkiej odległości w naturalnym środowisku, niemniej była ekscytująca. Opowieści Cynerica nie zastąpiłby wszak żadnym przewodnikiem: autorskie komentarze Yaxleya naprawdę czyniły tę wycieczkę nie tyle znośną, ile całkiem przyjemną, zapisując w pamięci Magnusa należycie przetrawione informacje. Forma prezencji zachęcała do konsumpcji, a łaknienie Rowle'a podobne było zaostrzonemu apetytowi trolli, wątpliwe do zaspokojenia ledwie przystawką. Wycieczka na bagna Fenland okazała się zaskakująco przyjemną atrakcją, pobudzającą kubki smakowe wybrednego arystokraty, nakręcając go do zdobycia wiedzy większej i pełniejszej na tematy, o których myślał, że już zawsze pozostaną mu obce.
-I tak nie noszę ich przy sobie - odparł prawie radośnie, wzruszając lekko ramionami i wprawiając purpurową szatę w lekkie falowanie. Guzik go obchodziła utrata złota - na zachowaniu życia zależało mu ciut bardziej, lecz sarkastyczna rozgrywka między nim, a tym małomównym mężczyzną uprzyjemniała Magnusowi prędki marsz, podczas którego nie życzył sobie samoumartwienia.
-Nie zastanawiałem się nad tym jeszcze - wyznał, nie patrząc na Yaxleya, pochłonięty zapasami dwóch największych trollów z całego stada. Bardzo brutalne widowisko - może te stworzenia są potomkami mugolskich gladiatorów? Równie małe móżdżki, równie mierne geny, to tłumaczyłoby dość dużo - aczkolwiek nie wydaje mi się, że utrzymałyby zdrowe, sąsiedzkie relacje choćby z kotem z Cheshire. A co dopiero z resztą widmowych lokatorów, zamieszkujących lasy mego hrabstwa - wytłumaczył swoje obawy (słuszne?), co do prób zawarcia podobnego przymierza. Czy taka unia zawiązała się już kiedyś w przeszłości? Prócz olbrzymiej biblioteki i dostępu do tysięcy haseł, posiadał również niezgorszą pamięć, lecz związku w takowej konwencji jakoś nie potrafił sobie przypomnieć. Magnus bez przekonania podszedł jeszcze bliżej, wciąż pozostając nieco z tyłu za Yaxleyem, odchrząknął znacząco kilka razy i wykonał prosty gest środkowym palcem. Trolle odlepiły się od siebie, a jeden ryknął głośno, przywdziewając paskudny wyraz już i tak brzydkiego pyska.
-Co właściwie im powiedziałem? Ten tutaj zdaje się być nerwowy - zauważył, niespeszony swoją ignorancją językową - przypuszczał, że trochę go (to?) obraził - za to wykazując się nadzwyczajną spostrzegawczością. Na wszelki wypadek wyjął różdżkę.
-A czym się żywią? Tuzin mugoli wystarczy, żeby nakarmić taką bestyjkę? - dopytał kpiąco. Mógłby dawać im nawet dwa razy tyle.
-I tak nie noszę ich przy sobie - odparł prawie radośnie, wzruszając lekko ramionami i wprawiając purpurową szatę w lekkie falowanie. Guzik go obchodziła utrata złota - na zachowaniu życia zależało mu ciut bardziej, lecz sarkastyczna rozgrywka między nim, a tym małomównym mężczyzną uprzyjemniała Magnusowi prędki marsz, podczas którego nie życzył sobie samoumartwienia.
-Nie zastanawiałem się nad tym jeszcze - wyznał, nie patrząc na Yaxleya, pochłonięty zapasami dwóch największych trollów z całego stada. Bardzo brutalne widowisko - może te stworzenia są potomkami mugolskich gladiatorów? Równie małe móżdżki, równie mierne geny, to tłumaczyłoby dość dużo - aczkolwiek nie wydaje mi się, że utrzymałyby zdrowe, sąsiedzkie relacje choćby z kotem z Cheshire. A co dopiero z resztą widmowych lokatorów, zamieszkujących lasy mego hrabstwa - wytłumaczył swoje obawy (słuszne?), co do prób zawarcia podobnego przymierza. Czy taka unia zawiązała się już kiedyś w przeszłości? Prócz olbrzymiej biblioteki i dostępu do tysięcy haseł, posiadał również niezgorszą pamięć, lecz związku w takowej konwencji jakoś nie potrafił sobie przypomnieć. Magnus bez przekonania podszedł jeszcze bliżej, wciąż pozostając nieco z tyłu za Yaxleyem, odchrząknął znacząco kilka razy i wykonał prosty gest środkowym palcem. Trolle odlepiły się od siebie, a jeden ryknął głośno, przywdziewając paskudny wyraz już i tak brzydkiego pyska.
-Co właściwie im powiedziałem? Ten tutaj zdaje się być nerwowy - zauważył, niespeszony swoją ignorancją językową - przypuszczał, że trochę go (to?) obraził - za to wykazując się nadzwyczajną spostrzegawczością. Na wszelki wypadek wyjął różdżkę.
-A czym się żywią? Tuzin mugoli wystarczy, żeby nakarmić taką bestyjkę? - dopytał kpiąco. Mógłby dawać im nawet dwa razy tyle.
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Mógłby po bagnach chodzić codziennie, całymi dniami - nie znudziłaby mu się ta czynność. Pozornie jednostajna. Żaden ze spacerów nie przypominał tego poprzedniego. Nie tylko przez ogromne tereny Cambrigeshire, lecz również niespodzianki czyhające na każdego amatora pieszych wędrówek. Grząskie tereny, zdradzieckie stawy, śliskie kamienie, wystające konary oraz masa innych, potencjalnie niebezpiecznych elementów krajobrazu zawsze czyniły eksplorację natury ciekawszą, chociaż jednocześnie prawdziwie ryzykowną. Nawet posiadanie swoich sprawdzonych, wydeptanych ścieżek nie gwarantowało całkowitego komfortu oraz spokoju od możliwych tarapatów. Prawdziwa dzikość tutejszego środowiska polegała na ciągłych - nawet jeśli nie rychliwych, to nadal obecnych - zmianach mogących stanowić przeszkodę również dla zaznajomionych przewodników. Na szczęście byli oni - tak jak Cyneric - wyczuleni na wszelkie sygnały czy niepokojące wzmianki widoczne w takich miejscach. Zatem treser mógł być jednocześnie całkiem wiarygodnym gospodarzem, kierującym ich na względnie bezpieczne tereny.
Sam Yaxley miał trudności w jasnym określeniu czy wycieczka przypadła jego gościowi do gustu. Raz, że przez większość czasu miał mężczyznę za plecami, co skutecznie utrudniało spojrzenie na jego mimikę, a dwa, że nadal nie usłyszał żadnych konkretów dotyczących kupna. Być może z powodu niedostatecznych informacji przekazywanych przez blondyna, a być może taka decyzja wymaga większej ilości czasu poświęconego na przemyślenia. Faktycznie - on zrobiłby dokładnie tak samo. Nie był wszakże człowiekiem podejmującym decyzje w sposób chaotyczny, prędki i bez przemyślunku - nawet jeśli zdarzało mu się być nerwowym bądź impulsywnym.
Nie odpowiedział już na słowne żarty, uznając temat za wyczerpany. Zamiast tego skoncentrował się na szybkim marszu oraz krótkich wyjaśnieniach trapiących lordowski umysł kwestii związanych bezpośrednio z przedmiotem ewentualnego zakupu. Wreszcie mogli przystanąć, podziwiając olbrzymie stworzenia o ptasim móżdżku obleczonym w górę sadła. Pod którym paradoksalnie kryło się wiele mięśni i siły, których często przeciwnik nie doceniał. I dlatego umierał. Cyneric aż z nostalgią przypomniał sobie sylwetkę Barabasza Bzika, ginącego z rąk swoich podopiecznych, ponieważ próbował nauczyć ich baletu. Nonsens, lecz jakże żywy. Czy raczej martwy.
- To byłoby cudaczne połączenie - przytaknął odnośnie wzmianki koegzystencji trolli i duchów bądź poltergeistów. - Trzeba byłoby wydzielić polanę z dostępem do wody. Polecałbym wtedy gatunek rzeczny, odradzałbym leśny - bez drzew nie odnalazłyby się tam. Ewentualnie jeśli nie boisz się o zniszczenia sir, można takiego trolla trzymać w jakiejś nieużywanej sali balowej czy czymś podobnym. Warto jednak dodać jakiś mebli - stwierdził po krótkim przemyśleniu sytuacji lorda Rowle.
Być może kontynuowałby wywód gdyby nie to, że znak wykonany przez drugiego z mężczyzn wprawił go w szczere rozbawienie, które zatuszował chrząknięciem w zaciśniętą w pięść dłonią. Szybko pokazał rozsierdzonemu trollowi kilka gestów, zamruczał też donośnie - co dla postronnego obserwatora musiało wyglądać jeszcze śmieszniej lub wręcz bezsensownie, lecz w rzeczywistości był to pokaz zaawansowanego języka trollańskiego.
- Że go nie szanujesz i każesz mu zejść z oczu, sir - odparł na pytanie. - Nie radziłbym tego powtarzać, ponieważ to on się uważa za pana tego terytorium, a lorda za intruza. Nie chcemy przecież go niepotrzebnie złościć - dodał szybko. - Raczej dwa tuziny - odpowiedział Yaxley, nie wiedząc, że nieumyślnie przeczytał myśli Magnusa.
Sam Yaxley miał trudności w jasnym określeniu czy wycieczka przypadła jego gościowi do gustu. Raz, że przez większość czasu miał mężczyznę za plecami, co skutecznie utrudniało spojrzenie na jego mimikę, a dwa, że nadal nie usłyszał żadnych konkretów dotyczących kupna. Być może z powodu niedostatecznych informacji przekazywanych przez blondyna, a być może taka decyzja wymaga większej ilości czasu poświęconego na przemyślenia. Faktycznie - on zrobiłby dokładnie tak samo. Nie był wszakże człowiekiem podejmującym decyzje w sposób chaotyczny, prędki i bez przemyślunku - nawet jeśli zdarzało mu się być nerwowym bądź impulsywnym.
Nie odpowiedział już na słowne żarty, uznając temat za wyczerpany. Zamiast tego skoncentrował się na szybkim marszu oraz krótkich wyjaśnieniach trapiących lordowski umysł kwestii związanych bezpośrednio z przedmiotem ewentualnego zakupu. Wreszcie mogli przystanąć, podziwiając olbrzymie stworzenia o ptasim móżdżku obleczonym w górę sadła. Pod którym paradoksalnie kryło się wiele mięśni i siły, których często przeciwnik nie doceniał. I dlatego umierał. Cyneric aż z nostalgią przypomniał sobie sylwetkę Barabasza Bzika, ginącego z rąk swoich podopiecznych, ponieważ próbował nauczyć ich baletu. Nonsens, lecz jakże żywy. Czy raczej martwy.
- To byłoby cudaczne połączenie - przytaknął odnośnie wzmianki koegzystencji trolli i duchów bądź poltergeistów. - Trzeba byłoby wydzielić polanę z dostępem do wody. Polecałbym wtedy gatunek rzeczny, odradzałbym leśny - bez drzew nie odnalazłyby się tam. Ewentualnie jeśli nie boisz się o zniszczenia sir, można takiego trolla trzymać w jakiejś nieużywanej sali balowej czy czymś podobnym. Warto jednak dodać jakiś mebli - stwierdził po krótkim przemyśleniu sytuacji lorda Rowle.
Być może kontynuowałby wywód gdyby nie to, że znak wykonany przez drugiego z mężczyzn wprawił go w szczere rozbawienie, które zatuszował chrząknięciem w zaciśniętą w pięść dłonią. Szybko pokazał rozsierdzonemu trollowi kilka gestów, zamruczał też donośnie - co dla postronnego obserwatora musiało wyglądać jeszcze śmieszniej lub wręcz bezsensownie, lecz w rzeczywistości był to pokaz zaawansowanego języka trollańskiego.
- Że go nie szanujesz i każesz mu zejść z oczu, sir - odparł na pytanie. - Nie radziłbym tego powtarzać, ponieważ to on się uważa za pana tego terytorium, a lorda za intruza. Nie chcemy przecież go niepotrzebnie złościć - dodał szybko. - Raczej dwa tuziny - odpowiedział Yaxley, nie wiedząc, że nieumyślnie przeczytał myśli Magnusa.
Sanguinem et ferrum potentia immitis.
Zakup trolla pozostawał czynnością odległą: Magnus przede wszystkim zbierał informację o tych potężnych stworach, wiedzę, która później miała szansę zaowocować. Nie był idiotą, nie zabrałby do siebie dwumetrowego potwora, ważącego zapewne cztery razy tyle, ile on sam, bez odpowiedniego rozeznania w jego prymitywnych... zwyczajach. Zebrana teoria nijak miała się do praktycznego podziwiania tych rosłych bestii; postanowił, że urządzi sobie podobne łowy na wszystkie stworzenia, o jakich zaczął namiętnie czytać, nadrabiając braki powstałe za lat młodości. Śmierciotule, kraby ogniste, mantykory, dementory, bardziej zależało mu na osobnikach groźnych, zdolnych skrzywdzić, niż na łagodnych, potrafiących przywiązać się do swego czarodziejskiego pana. Takich miał pod dostatkiem w najbliższych lasach, a jednego kuguchara tuż pod opiekuńczym okiem swej najstarszej córki. Zwyczaje tych kapryśnych kotów pozostawiał sobie jednak na mniej satysfakcjonujący podwieczorek, w ramach dania głównego preferując skonsumować jakiś konkret. Wizyta w rezerwacie trolli utwierdziła Rowle'a w jego niewiedzy, konieczności pracy nad sobą, ale również... zakuła bodźcem ambicji, dotąd zupełnie lekceważonym przez macosze podejście do przedmiotu. Był specem w swojej, wąskiej dziedzinie i to po historycznych meandrach poruszał się z identyczną zwinnością i równie zgrabnie, co Cyneric brodzący wśród bagien. Magnus analizował teksty źródłowe, przywoływał z pamięci daty, wojny i postaci, nadając przeszłości realistyczne tło, ubarwiające wyblakłe już bitewne barwy, a Yaxley wydawał z siebie nieartykułowane dźwięki z takim zaangażowaniem i umiejętnością, iż Rowle nie widząc go, gotów byłby iść o zakład, że gdzieś nieopodal czyha nad wyraz rosłe i niebezpieczne bydlę.
-Meble? Po co im meble? - palnął, nim zdążył się powstrzymać. Podejrzliwie zmierzył wzrokiem siłującą się parkę, jakby oceniał ich przystosowanie do życia w... zaprojektowanej przestrzeni - nie chciałbym ich urazić, lecz nie wyglądają na osobniki, łaknące wygód. Raczej nie śpią w łóżkach i nie czytają książek, prawda? Czy istnieją też trolle-intelektualiści, próbujące wydostać się z konwencjonalnych ram, nałożonych na swoją rasę? - spytał, zaintrygowany, nie będąc w stanie rozpoznać, czy Cyneric aby sobie z niego nie kpi. Bystry troll byłby nawet lepszym nabytkiem, niż pierwszy lepszy rębajło. Przynajmniej Magnus zyskałby pewności, iż nie pomyli swego zleceniodawcy z agresorem.
Z niejakim podziwem wsłuchiwał się w chrząknięcia Yaxleya, łagodzącego prędko sytuację z rozjuszonym trollem; sam najwyraźniej nie miał na tyle giętkiego języka, by umiejętnie posługiwać się tą charczącą mową.
-Raczej i tak nie byłbym w stanie tego powtórzyć - stwierdził, wydymając lekko usta, nieco zły na swój brak taktu, o ile można tak mówić po niegrzecznym potraktowaniu trolla - trzy razy dziennie dwudziestu czterech mugoli? - upewnił się jeszcze, wyliczenie było miłe dla jego uszu. Po co im ta wojna, skoro wystarczyłoby nieco zagłodzić te bestyjki i puścić je samopas w mugolskich dzielnicach - znakomicie - uznał, poprawiając fałdy wzdymającej się na wietrze szaty - dziękuję za oprowadzenie mnie po rezerwacie, lordzie Yaxley. Zaintrygowałeś mnie, sir, lecz zanim podejmę ostateczną decyzję, muszę się jeszcze zastanowić nad tak poważnym zakupem - powiedział, skłaniając krótko głowę i dziękując za towarzystwo mężczyzny. Miał w planach przeczytanie jeszcze wielu ksiąg, choć wiedza wyciągnięta z tresera trolli przypuszczalnie i tak okaże się najrzetelniejsza.
Magnus out
-Meble? Po co im meble? - palnął, nim zdążył się powstrzymać. Podejrzliwie zmierzył wzrokiem siłującą się parkę, jakby oceniał ich przystosowanie do życia w... zaprojektowanej przestrzeni - nie chciałbym ich urazić, lecz nie wyglądają na osobniki, łaknące wygód. Raczej nie śpią w łóżkach i nie czytają książek, prawda? Czy istnieją też trolle-intelektualiści, próbujące wydostać się z konwencjonalnych ram, nałożonych na swoją rasę? - spytał, zaintrygowany, nie będąc w stanie rozpoznać, czy Cyneric aby sobie z niego nie kpi. Bystry troll byłby nawet lepszym nabytkiem, niż pierwszy lepszy rębajło. Przynajmniej Magnus zyskałby pewności, iż nie pomyli swego zleceniodawcy z agresorem.
Z niejakim podziwem wsłuchiwał się w chrząknięcia Yaxleya, łagodzącego prędko sytuację z rozjuszonym trollem; sam najwyraźniej nie miał na tyle giętkiego języka, by umiejętnie posługiwać się tą charczącą mową.
-Raczej i tak nie byłbym w stanie tego powtórzyć - stwierdził, wydymając lekko usta, nieco zły na swój brak taktu, o ile można tak mówić po niegrzecznym potraktowaniu trolla - trzy razy dziennie dwudziestu czterech mugoli? - upewnił się jeszcze, wyliczenie było miłe dla jego uszu. Po co im ta wojna, skoro wystarczyłoby nieco zagłodzić te bestyjki i puścić je samopas w mugolskich dzielnicach - znakomicie - uznał, poprawiając fałdy wzdymającej się na wietrze szaty - dziękuję za oprowadzenie mnie po rezerwacie, lordzie Yaxley. Zaintrygowałeś mnie, sir, lecz zanim podejmę ostateczną decyzję, muszę się jeszcze zastanowić nad tak poważnym zakupem - powiedział, skłaniając krótko głowę i dziękując za towarzystwo mężczyzny. Miał w planach przeczytanie jeszcze wielu ksiąg, choć wiedza wyciągnięta z tresera trolli przypuszczalnie i tak okaże się najrzetelniejsza.
Magnus out
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Cyneric również uwielbiał historię, nawet jeśli nie był w niej takim specjalistą jak Magnus. Z pewnością mogliby sobie porozmawiać i o tym, gdyby nie ścisłe zainteresowanie lorda Rowle sprawą magicznych stworzeń - konkretniej trolli. Większości wydawały się być one absolutnie niewarte uwagi; cóż, daleko im było do pupilów większości czarodziejów. Brudne, śmierdzące, głupie. Zbyt ciężkie, zbyt wysokie, zbyt niezgrabne. I nieułożone. Nie to co powabne kuguchary czy lojalne psidwaki. Posiadały jednakże zalety, które Yaxley doceniał - posiadały siłę, a po odpowiedniej tresurze okazywały się wspaniałymi ochroniarzami. Gdyby tylko dać im szansę. Domyślał się, że był jednym z niewielu zachwycających się czymś tak okropnym, lecz pozostawał mężczyzną - miłość do adrenaliny oraz niebezpieczeństwa posiadał we krwi. Z pewnością porozumieliby się z drugim z arystokratów gdyby tylko zechcieli swe myśli wyjawiać na głos.
Z drugiej strony być może treser przeraziłby się apetytem starszego ze szlachciców - porywanie się na śmierciotule czy dementorów zakrawało już o misję samobójczą. Tego natomiast Cyneric nie przyznałby wprost – z powodu szacunku do swojego wymagającego klienta. Pierwszego i prawdopodobnie ostatniego, którego miał oprowadzić po hodowli. Wszakże nie tym się na co dzień zajmował.
Usłyszawszy pytanie, ewidentnie zbijające lorda z pantałyku, Yaxley uśmiechnął się krótko.
- Do niszczenia, wspinania się i tak dalej. Jak małpki. Wierzę, że widziałeś kiedyś małpy sir? - odpowiedział niemal od razu, kryjąc mimo wszystko rozbawienie. - W pustym pokoju zaczęłyby rozwalać ściany - dodał w ramach wyjaśnienia. Przeszedł też kilka kroków po miękkim trawniku, spojrzał na inne osobniki. Kontrolnie, jakby zaraz miały zrobić coś nieprzewidywalnego.
- Nie, nie ma takich trolli - zaśmiał się. Nie mógł się już powstrzymać - wizja takiego durnego monstrum próbującego czytać książkę wprawiła go w absurdalnie dobry humor. Zupełnie abstrakcyjna wizja. Na tyle, żeby móc się z niej pośmiać. - Chociaż kto wie, może gdzieś w magicznym świecie istnieje niedoceniana czarna owca zaczytująca się w Shakespearze - stwierdził lekko, powoli opanowując humorystyczne emocje cisnące się na pierwszy plan; widoczne w mimice, spojrzeniu oraz słyszalne w głosie. Niestety musiał w ten sposób przekreślić marzenia Magnusa dotyczące mądrego ochroniarza. Na stanie mieli jedynie typowych mięśniaków.
- Tak jest. To bardzo wygłodniałe istoty - przytaknął już z pełną powagą. Zjadłyby ich bez problemu - doprawdy, Cyneric nie potrafił zrozumieć dlaczego właśnie nie mogliby wytresować trolli do zagłady szlamu. Idealny pomysł, szkoda, że nikt go nie doceniał.
- Oczywiście, to zrozumiałe. Nic w bezmyślnym pośpiechu - przytaknął mężczyzna. Skłonił się lekko w ramach pożegnania, następnie odprowadził gościa do miejsca, skąd mógł się bezpiecznie teleportować do swojego domu. Treser wrócił zaś do pracy.
zt
Z drugiej strony być może treser przeraziłby się apetytem starszego ze szlachciców - porywanie się na śmierciotule czy dementorów zakrawało już o misję samobójczą. Tego natomiast Cyneric nie przyznałby wprost – z powodu szacunku do swojego wymagającego klienta. Pierwszego i prawdopodobnie ostatniego, którego miał oprowadzić po hodowli. Wszakże nie tym się na co dzień zajmował.
Usłyszawszy pytanie, ewidentnie zbijające lorda z pantałyku, Yaxley uśmiechnął się krótko.
- Do niszczenia, wspinania się i tak dalej. Jak małpki. Wierzę, że widziałeś kiedyś małpy sir? - odpowiedział niemal od razu, kryjąc mimo wszystko rozbawienie. - W pustym pokoju zaczęłyby rozwalać ściany - dodał w ramach wyjaśnienia. Przeszedł też kilka kroków po miękkim trawniku, spojrzał na inne osobniki. Kontrolnie, jakby zaraz miały zrobić coś nieprzewidywalnego.
- Nie, nie ma takich trolli - zaśmiał się. Nie mógł się już powstrzymać - wizja takiego durnego monstrum próbującego czytać książkę wprawiła go w absurdalnie dobry humor. Zupełnie abstrakcyjna wizja. Na tyle, żeby móc się z niej pośmiać. - Chociaż kto wie, może gdzieś w magicznym świecie istnieje niedoceniana czarna owca zaczytująca się w Shakespearze - stwierdził lekko, powoli opanowując humorystyczne emocje cisnące się na pierwszy plan; widoczne w mimice, spojrzeniu oraz słyszalne w głosie. Niestety musiał w ten sposób przekreślić marzenia Magnusa dotyczące mądrego ochroniarza. Na stanie mieli jedynie typowych mięśniaków.
- Tak jest. To bardzo wygłodniałe istoty - przytaknął już z pełną powagą. Zjadłyby ich bez problemu - doprawdy, Cyneric nie potrafił zrozumieć dlaczego właśnie nie mogliby wytresować trolli do zagłady szlamu. Idealny pomysł, szkoda, że nikt go nie doceniał.
- Oczywiście, to zrozumiałe. Nic w bezmyślnym pośpiechu - przytaknął mężczyzna. Skłonił się lekko w ramach pożegnania, następnie odprowadził gościa do miejsca, skąd mógł się bezpiecznie teleportować do swojego domu. Treser wrócił zaś do pracy.
zt
Sanguinem et ferrum potentia immitis.
Strona 2 z 2 • 1, 2
Bagna
Szybka odpowiedź