Ogród
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Ogród
Rozciągający się wokół posiadłości ogród, będący zdecydowanie bardziej uporządkowanym oraz należycie zagospodarowanym miejscem niż reszta terenów Fenland. W celu jego postawienia wykarczowano najbliższy szpaler drzew; niestety przez podmokłość panujących bagien należało ziemię w zdecydowanej części obłożyć kamieniami oraz zaklęciami hamującymi zapadaniem się terenów. Należy je co jakiś czas odnawiać.
Na środku pozostawiono sporej wielkości staw, codziennie oczyszczany przez skrzaty. Dookoła znajdują się pałki wodne, trzciny, oraz inne wodnolubne rośliny. Nieco dalej zasadzono reprezentatywne drzewka zarówno liściaste jak i iglaste oraz magiczne żywopłoty. W jeszcze większej odległości rosną bujne, kwietne krzewy. Całość posiada liczne wybrukowane alejki, ławki oraz fontanny z ziemi stworzone przez samą matkę naturę.
Na środku pozostawiono sporej wielkości staw, codziennie oczyszczany przez skrzaty. Dookoła znajdują się pałki wodne, trzciny, oraz inne wodnolubne rośliny. Nieco dalej zasadzono reprezentatywne drzewka zarówno liściaste jak i iglaste oraz magiczne żywopłoty. W jeszcze większej odległości rosną bujne, kwietne krzewy. Całość posiada liczne wybrukowane alejki, ławki oraz fontanny z ziemi stworzone przez samą matkę naturę.
Sanguinem et ferrum potentia immitis.
Zdawało się, że już zapomniałam z jak ogromną siłą i niebezpieczeństwem wiązały się trolle. Z za drzewa obserwowałam całe to wydarzenie nie mogąc wyjść z podziwu nad jakimi zwierzętami Yaxley’e mieli władzę. Może i byli głupi, ale mieli siłę, a tej siły wszyscy potrzebowali. Miałam do nich szacunek, bronili nas podczas wojny, pilnowali też naszego bezpieczeństwa i teraz, a dzięki takim działaniom jak Cynerica, te obce, nie występujące na naszym terenie, były nam posłuszne. Nawet nie potrafiłam sobie wyobrazić jaką wielką siłą posługiwał się mój kuzyn, zdolny do ujarzmienia tak wielkiej bestii. Nie wiem pod czego byłam większym wrażeniem - Cynerica czy trolla.
Nie wiedziałam czemu to Cyneric się tym zajmuje, chociaż nie byłam pewna, czy mój ojciec byłby jeszcze w stanie. Po swojej chorobie stracił wiele sił, mógł nie poradzić sobie z tak silnym przeciwnikiem. Cyneric miał młodą krew, krzepę, która była w tym wypadku potrzebna. No i mógł się sprawdzić, ale w jakim celu? Czy już nie udowodnił swoich umiejętności? Czy może chodziło o coś więcej?
Zauważyłam wychylającego się kuzyna, chcącego sprawdzić czy jestem cała i zdrowa. Oprócz ubrudzonej ziemią sukni nic mi nie było, więc nie musiał się niepokoić. Faktycznie, trochę strachu się najadłam, ciągle miałam wrażenie, że moje serce wali jak oszalałe, a dłonie mocno zaciskałam na korze drzewa. To nie, nic mi się nie stało. Zarumieniłam się natomiast, gdy natrafiłam na jego wzrok i szybko bardziej schowałam się za pniem, nie chcąc… czy też bardziej nie mogąc, niż nie chcąc, obserwować go bez koszuli.
- Nic mi nie jest, naprawdę! - zawołałam. - Uporaj się z trollem, ubierz… poczekam na ciebie!
Nie miałabym nic przeciwko gdyby pojawił się obok mnie bez koszuli, ale nie wiem czy ojciec byłby zadowolony widząc mnie ze swojego okna, jak idę obok kuzyna, która prezentował się tak niestosownie. Nie chciałam go denerwować, nie były mi potrzebne kazania na temat mojego zachowania. Mogłam się więc obejść, tym bardziej, że wszystko mogłam obserwować zza drzewa. Gdy tylko Cyneric wrócił do pracy, wychyliłam się ponownie, spokojnie czekając, aż skończy.
Nie wiem czy kiedykolwiek widziałam lorda Yaxley w takim wydaniu. Zazwyczaj umykał gdzieś w pomieszczeniach posiadłości, gdy byliśmy wspólnie, to dbał o to, aby było mi jak najlepiej i nawet gdy unosił głos ze złości, to jego złość była skierowana na niego samego. A teraz byłam świadkiem tego, jak naprawdę krzyczy, jak jest zły, że to stworzenie go nie słucha. Czy był taki tylko w przypadku trolli? Podczas pracy? Czy ten mężczyzna potrafiłby unieść głos na drugiego człowieka? Czarodzieja? Czarodziejkę? Niby mieszkaliśmy razem od zawsze, pod jednym dachem, powinniśmy się znać, ale czy się znaliśmy?
Nie wiedziałam czemu to Cyneric się tym zajmuje, chociaż nie byłam pewna, czy mój ojciec byłby jeszcze w stanie. Po swojej chorobie stracił wiele sił, mógł nie poradzić sobie z tak silnym przeciwnikiem. Cyneric miał młodą krew, krzepę, która była w tym wypadku potrzebna. No i mógł się sprawdzić, ale w jakim celu? Czy już nie udowodnił swoich umiejętności? Czy może chodziło o coś więcej?
Zauważyłam wychylającego się kuzyna, chcącego sprawdzić czy jestem cała i zdrowa. Oprócz ubrudzonej ziemią sukni nic mi nie było, więc nie musiał się niepokoić. Faktycznie, trochę strachu się najadłam, ciągle miałam wrażenie, że moje serce wali jak oszalałe, a dłonie mocno zaciskałam na korze drzewa. To nie, nic mi się nie stało. Zarumieniłam się natomiast, gdy natrafiłam na jego wzrok i szybko bardziej schowałam się za pniem, nie chcąc… czy też bardziej nie mogąc, niż nie chcąc, obserwować go bez koszuli.
- Nic mi nie jest, naprawdę! - zawołałam. - Uporaj się z trollem, ubierz… poczekam na ciebie!
Nie miałabym nic przeciwko gdyby pojawił się obok mnie bez koszuli, ale nie wiem czy ojciec byłby zadowolony widząc mnie ze swojego okna, jak idę obok kuzyna, która prezentował się tak niestosownie. Nie chciałam go denerwować, nie były mi potrzebne kazania na temat mojego zachowania. Mogłam się więc obejść, tym bardziej, że wszystko mogłam obserwować zza drzewa. Gdy tylko Cyneric wrócił do pracy, wychyliłam się ponownie, spokojnie czekając, aż skończy.
Nie wiem czy kiedykolwiek widziałam lorda Yaxley w takim wydaniu. Zazwyczaj umykał gdzieś w pomieszczeniach posiadłości, gdy byliśmy wspólnie, to dbał o to, aby było mi jak najlepiej i nawet gdy unosił głos ze złości, to jego złość była skierowana na niego samego. A teraz byłam świadkiem tego, jak naprawdę krzyczy, jak jest zły, że to stworzenie go nie słucha. Czy był taki tylko w przypadku trolli? Podczas pracy? Czy ten mężczyzna potrafiłby unieść głos na drugiego człowieka? Czarodzieja? Czarodziejkę? Niby mieszkaliśmy razem od zawsze, pod jednym dachem, powinniśmy się znać, ale czy się znaliśmy?
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Oczywiście, że Cynerica - większą trudnością jest ujarzmić kogoś większego oraz silniejszego od siebie niż będąc tym większym i silniejszym kogoś słabszego. Rachunek zatem wydawał się prosty! Jednakże Yaxley o tym nie myślał - nie był świadom swojego półnegliżu oraz obaw Rosalie - całkowicie skoncentrował się na tresurze nieposłusznego stworzenia. Lub raczej uspokojenia go, ponieważ troll nie był ani trochę chętny na ustępstwa względem swojego pana. Wreszcie mężczyzna dopiął swego, bestia padła nie mając siły na nic więcej. Mimo to arystokrata w nieobecnym wzroku zwierzęcia dostrzegł pewną niezłomność, wręcz butę sugerującą, że od tej pory nie będzie wcale lepiej. Jak się później miało okazać, na pierwsze efekty miał się doczekać dopiero po kilku dniach tresury, w zdecydowanej mierze opiewającej w głodówkę niż stricte metody wychowawcze. Teraz oddychając głęboko zawołał jednego ze współpracowników, żeby razem za pomocą magii przenieść stworzenie na bezpieczną odległość - do miejsc, gdzie miał zostać całkowicie odizolowany zarówno od kompanów jak i strawy. Całość nie zajęła dłużej niż kilka minut.
Niespiesznym krokiem zawrócił, po drodze zauważając swoją rozdartą koszulę. Schylił się po nią i wpierw otarł czoło dłonią nieświadomie zostawiając na nim błotniste smugi; dopiero potem postanowił czystymi skrawkami materiału wytrzeć spoconą twarz oraz tors. Nie wyglądał ani trochę szlachetnie w swoim zmęczeniu połączonym z zabrudzeniami tu i ówdzie - buty oraz spodnie nadawały się już tylko do wyrzucenia, tak mocno przesiąknęły błotnistą mazią. Nie przejmował się jednakże swoją aparycją, dużo bardziej zainteresowany był stanem swojej kuzynki.
Stanął zatem przed nią uważnie jej się przyglądając - sukienka faktycznie nosiła znamiona ubrudzenia, lecz poza tym kobieta wydawała się cała i zdrowa. Klatka piersiowa Cynerica unosiła się już coraz wolniej - zmęczenie ustępowało ogólnemu zmartwieniu. Niepotrzebnemu prawdopodobnie.
- Na pewno wszystko w porządku? - spytał w celu upewnienia się. Zmarszczył nawet czoło zmieniając wzrok z zatroskanego na podejrzliwy. - Co tu robiłaś? Nie słyszałaś odgłosów walki? - dopytał, będąc niemal pewnym, że widział ją stojącą za drzewem, a nie dopiero idącą w jego stronę - przypadkiem, rzecz jasna. Zaraz się jednak rozchmurzył, stojąc trochę niepewny, ponieważ zaczął zdawać sobie sprawę ze swojego wyglądu, lecz chwilowo nie mógł na niego nic poradzić. Uśmiechnął się więc ostrożnie, nieporadnie, szybko zresztą chowając uniesione kąciki ust w neutralnym wyrazie twarzy oraz bujnej brodzie. Z jednej strony miał ochotę się do niej zbliżyć, z drugiej wiedział, że nie powinien. Umilknął zatem oczekując, że z dalszych jej słów oraz gestów zrozumie czy Rosalie życzy sobie, żeby odszedł czy może ma ochotę na rozmowę. Nawet jeśli miałaby się odbyć w tak niecodziennych okolicznościach.
Niespiesznym krokiem zawrócił, po drodze zauważając swoją rozdartą koszulę. Schylił się po nią i wpierw otarł czoło dłonią nieświadomie zostawiając na nim błotniste smugi; dopiero potem postanowił czystymi skrawkami materiału wytrzeć spoconą twarz oraz tors. Nie wyglądał ani trochę szlachetnie w swoim zmęczeniu połączonym z zabrudzeniami tu i ówdzie - buty oraz spodnie nadawały się już tylko do wyrzucenia, tak mocno przesiąknęły błotnistą mazią. Nie przejmował się jednakże swoją aparycją, dużo bardziej zainteresowany był stanem swojej kuzynki.
Stanął zatem przed nią uważnie jej się przyglądając - sukienka faktycznie nosiła znamiona ubrudzenia, lecz poza tym kobieta wydawała się cała i zdrowa. Klatka piersiowa Cynerica unosiła się już coraz wolniej - zmęczenie ustępowało ogólnemu zmartwieniu. Niepotrzebnemu prawdopodobnie.
- Na pewno wszystko w porządku? - spytał w celu upewnienia się. Zmarszczył nawet czoło zmieniając wzrok z zatroskanego na podejrzliwy. - Co tu robiłaś? Nie słyszałaś odgłosów walki? - dopytał, będąc niemal pewnym, że widział ją stojącą za drzewem, a nie dopiero idącą w jego stronę - przypadkiem, rzecz jasna. Zaraz się jednak rozchmurzył, stojąc trochę niepewny, ponieważ zaczął zdawać sobie sprawę ze swojego wyglądu, lecz chwilowo nie mógł na niego nic poradzić. Uśmiechnął się więc ostrożnie, nieporadnie, szybko zresztą chowając uniesione kąciki ust w neutralnym wyrazie twarzy oraz bujnej brodzie. Z jednej strony miał ochotę się do niej zbliżyć, z drugiej wiedział, że nie powinien. Umilknął zatem oczekując, że z dalszych jej słów oraz gestów zrozumie czy Rosalie życzy sobie, żeby odszedł czy może ma ochotę na rozmowę. Nawet jeśli miałaby się odbyć w tak niecodziennych okolicznościach.
Sanguinem et ferrum potentia immitis.
W końcu skończył, niesforny troll został w końcu pokonany, a potem przy pomocy dodatkowej pary rąk odprowadzony w bliżej nie znane mi miejsce. Byłam niezwykle dumna z Cynerica, że mu się udało. Wiedziałam, że mu się uda, ponieważ był Yaxley’em z krwi i kości, a władza nad trollami była w naszej naturze, to tak byłam z niego dumna. Niemal klasnęłam w dłonie, gdy stworzenie padło na ziemię, ale nie zrobiłam tego, zaciskając mocniej dłonie na korze drzewa. Przez chwilę zostałam sama, kiedy w końcu mogłam odetchnąć z ulgą, a całe napięcie ze mnie zeszło. Myślałam już, że Cyneric nie wróci, ale mój kuzyn zaraz zaczął kierować się w moją stronę.
Nie wiedziałam gdzie mam podziać swój wzrok. Nie wypadało mi na niego nie patrzeć podczas rozmowy, ale i nie wypadało mi na niego patrzeć w takim stanie. Błądziłam więc wzrokiem raz po jego twarzy zaraz przerzucając go na krzak obok; po jego torsie gdy tylko czułam, że miękną mi kolana, zmusiłam się by przyjrzeć się swoim dłoniom i palcom zaciśniętym na drzewie. Gdy zadał mi pytanie nie było bata, musiałam na niego spojrzeć, a wtedy czułam jak płoną mi policzki. Zapomniałam języka w buzi, dlatego przez chwilę, co przecież dla mnie jest niezwykle dziwne, milczałam. Widząc jego zniecierpliwienie i podejrzliwe spojrzenie, schyliłam głowę.
- Przepraszam, zamyśliłam się i nie zwracałam na to uwagi, nawet nie wiem kiedy zaszłam tak daleko, ocknęłam się dopiero gdy byłam już bardzo blisko - zaczęłam się usprawiedliwiać. - Nie chciałam ci przeszkadzać, dlatego starałam się ukryć i odejść przy najbliższej okazji, ale mnie dostrzegłeś.
Zacisnęłam mocniej usta, ponownie na niego spoglądając. Dostrzegłam brud na jego twarzy, rękach, klatce piersiowej. Był zmęczony, zaczerwieniony, widać było po nim, że przed chwilą jego ciało bardzo ciężko pracowało. Uchyliłam delikatnie usta, nigdy przecież nie widziałam mężczyzny w takim stanie. Nie powinnam. Ale jak to się mówi - o czym ojciec nie wie, to go nie zaboli. Wzięłam głęboki wdech, jakby zbierając się w sobie, aż w końcu wyciągnęłam swoją chusteczkę, skierowałam w nią różdżkę mocząc ją wodą, a potem zrobiłam kilka kroków w stronę Cynerica i przetarłam mu czoło i policzki, nim przekazałam mu ją do jego dłoni.
- Jesteś trochę ubrudzony - wyjaśniłam.
Zrobiłam krok w tył, chociaż był moim kuzynem to takie zachowanie, zbyt długie i zbyt otwarte, nie powinno mieć miejsca. Tym bardziej, że byłam wolną panną na wydaniu i moja reputacja powinna być jak najlepsza.
Czułam, czułam okropnie jak mnie do niego ciągnie. Nie wiedziałam dlaczego, ani skąd to się u mnie wzięło, ale aż czułam głos swojej przyjaciółki w mojej głowie, który szeptał mi do ucha “Rosie się zakochała”. Szybko pokręciłam głową, starając się wyrzucić z myśli te słowa. Były absurdalne. Prawda?
Nie wiedziałam gdzie mam podziać swój wzrok. Nie wypadało mi na niego nie patrzeć podczas rozmowy, ale i nie wypadało mi na niego patrzeć w takim stanie. Błądziłam więc wzrokiem raz po jego twarzy zaraz przerzucając go na krzak obok; po jego torsie gdy tylko czułam, że miękną mi kolana, zmusiłam się by przyjrzeć się swoim dłoniom i palcom zaciśniętym na drzewie. Gdy zadał mi pytanie nie było bata, musiałam na niego spojrzeć, a wtedy czułam jak płoną mi policzki. Zapomniałam języka w buzi, dlatego przez chwilę, co przecież dla mnie jest niezwykle dziwne, milczałam. Widząc jego zniecierpliwienie i podejrzliwe spojrzenie, schyliłam głowę.
- Przepraszam, zamyśliłam się i nie zwracałam na to uwagi, nawet nie wiem kiedy zaszłam tak daleko, ocknęłam się dopiero gdy byłam już bardzo blisko - zaczęłam się usprawiedliwiać. - Nie chciałam ci przeszkadzać, dlatego starałam się ukryć i odejść przy najbliższej okazji, ale mnie dostrzegłeś.
Zacisnęłam mocniej usta, ponownie na niego spoglądając. Dostrzegłam brud na jego twarzy, rękach, klatce piersiowej. Był zmęczony, zaczerwieniony, widać było po nim, że przed chwilą jego ciało bardzo ciężko pracowało. Uchyliłam delikatnie usta, nigdy przecież nie widziałam mężczyzny w takim stanie. Nie powinnam. Ale jak to się mówi - o czym ojciec nie wie, to go nie zaboli. Wzięłam głęboki wdech, jakby zbierając się w sobie, aż w końcu wyciągnęłam swoją chusteczkę, skierowałam w nią różdżkę mocząc ją wodą, a potem zrobiłam kilka kroków w stronę Cynerica i przetarłam mu czoło i policzki, nim przekazałam mu ją do jego dłoni.
- Jesteś trochę ubrudzony - wyjaśniłam.
Zrobiłam krok w tył, chociaż był moim kuzynem to takie zachowanie, zbyt długie i zbyt otwarte, nie powinno mieć miejsca. Tym bardziej, że byłam wolną panną na wydaniu i moja reputacja powinna być jak najlepsza.
Czułam, czułam okropnie jak mnie do niego ciągnie. Nie wiedziałam dlaczego, ani skąd to się u mnie wzięło, ale aż czułam głos swojej przyjaciółki w mojej głowie, który szeptał mi do ucha “Rosie się zakochała”. Szybko pokręciłam głową, starając się wyrzucić z myśli te słowa. Były absurdalne. Prawda?
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Można było powiedzieć, że ujarzmianie trolli było jego pracą - trudno byłoby się temu przeciwstawić, skoro było to najprawdziwszą prawdą. Natomiast pomimo jaśniejącej świadomości tego wyczynu, Cyneric czuł się bardzo dumny ze swojego osiągnięcia. Tak naprawdę gdyby stworzenie nie było w dużej mierze wymęczone, mógłby mieć problem z pokonaniem go w pojedynkę - jednakże sama Rosie nie musiała mieć o tym pojęcia. Mogła naprawdę zachwycić się jego siłą oraz determinacją - i takie próżne myśli przeszły mu przez głowę. Nic dziwnego, że uśmiechał się coraz szerzej, a pomimo widocznego zmęczenia przez jego surowe oblicze przebijała się pewnego rodzaju wesołość. Powoli łączył wszystkie elementy układanki, a pąsowe lico lady Yaxley utwierdziło go w przekonaniu o własnej pozycji. I własnych domysłów. Potarł w zastanowieniu brodę wpatrując się w kobietę dość intensywnie, może nawet nachalnie? Jakby obserwacja miała dostarczyć mu niebywałej ilości informacji na temat stanu jej ducha oraz emocji. Nie ukrywajmy jednak, że mężczyzna - chyba każdy zresztą - nie był mocny w domysłach oraz rozszyfrowywaniu kobiecych zagadek. Jednak się nie poddawał.
Wysłuchał z uwagą historyjki wymyślonej przez półwilę - kiwał głową, zerkał na roślinność dookoła w celu zaniechania peszenia Rosalie, zamierzał się nawet w pewien sposób wytrzeć, lecz w tamtym momencie nie wiedział jeszcze, że k t o ś go wyręczy.
- Ach tak - odparł i widać było po nim, że nie wyglądał na przekonanego. Kąciki ust nadal znajdowały się w górze. Do tego doszło zmarszczenie czoła w rozmyślaniu. - O czym tak myślisz piękna Rosie? - zapytał z ciekawości będąc ciekawym czy namówi ją do zwierzeń. - Dobrze jednak zrobiłaś ukrywając się - pochwalił ją, dlaczego nie miałby? Lepiej późno niż wcale jak mawiają, cieszył się, że zachowała zimną krew pomimo tak intensywnego zamyślenia.
Spokojnie, chociaż z nieukrywanym zdziwieniem obserwował jej dalsze poczynania, a kiedy zbliżyła się tak bardzo, kiedy oplatał go zapach jej perfum, a chusteczka błądziła po jego twarzy, nagle stracił większość animuszu. Stał trochę jak sparaliżowany, biernie przyjmując wszystkie okazywane mu względy. Było mu bardzo miło - na pewno, lecz jednocześnie odczuwał dziwne zakłopotanie.
- Dziękuję - powiedział wreszcie, patrząc jej w oczy, lub przynajmniej usiłując załapać kontakt wzrokowy. - Odprowadzę się do Yaxley's Hall, nie chcę, żeby coś ci się stało - dodał niecodziennie odprężony. Uśmiechnął się delikatnie. Czy wiedziała?
Wysłuchał z uwagą historyjki wymyślonej przez półwilę - kiwał głową, zerkał na roślinność dookoła w celu zaniechania peszenia Rosalie, zamierzał się nawet w pewien sposób wytrzeć, lecz w tamtym momencie nie wiedział jeszcze, że k t o ś go wyręczy.
- Ach tak - odparł i widać było po nim, że nie wyglądał na przekonanego. Kąciki ust nadal znajdowały się w górze. Do tego doszło zmarszczenie czoła w rozmyślaniu. - O czym tak myślisz piękna Rosie? - zapytał z ciekawości będąc ciekawym czy namówi ją do zwierzeń. - Dobrze jednak zrobiłaś ukrywając się - pochwalił ją, dlaczego nie miałby? Lepiej późno niż wcale jak mawiają, cieszył się, że zachowała zimną krew pomimo tak intensywnego zamyślenia.
Spokojnie, chociaż z nieukrywanym zdziwieniem obserwował jej dalsze poczynania, a kiedy zbliżyła się tak bardzo, kiedy oplatał go zapach jej perfum, a chusteczka błądziła po jego twarzy, nagle stracił większość animuszu. Stał trochę jak sparaliżowany, biernie przyjmując wszystkie okazywane mu względy. Było mu bardzo miło - na pewno, lecz jednocześnie odczuwał dziwne zakłopotanie.
- Dziękuję - powiedział wreszcie, patrząc jej w oczy, lub przynajmniej usiłując załapać kontakt wzrokowy. - Odprowadzę się do Yaxley's Hall, nie chcę, żeby coś ci się stało - dodał niecodziennie odprężony. Uśmiechnął się delikatnie. Czy wiedziała?
Sanguinem et ferrum potentia immitis.
Cyneric nie wyglądał na przekonanego moją opowiastką. Nie bardzo wiedziałam jak mam zareagować, więc tylko lekko napuszyłam policzki, zaciskając usta w prostą linię. Tak było przecież, zamyśliłam się i… chciałam wrócić do domu, jak już się naoglądam tego, na co mi nigdy nikt nie pozwolił. Więc w sumie to nie skłamałam aż tak bardzo, czy nie? Zresztą, przecież nic się nie stało, a ja miałam cudowne widowisko, jakiego jeszcze nigdy nie miałam. Nigdy mi nie było wolno być przy tym, gdy mężczyźni pracowali z trollami. Bałam się ich, to fakt, kojarzyły mi się z pierwszym atakiem choroby i strachem, ale równocześnie podziwiałam ich siłę, a teraz również siłę mężczyzn z mojego rodu. Zdecydowanie wolałam Cynerica w postaci rozgrzanego, ubrudzonego i bez koszuli niż wciśniętego w odświętną szatę.
Miał piękny uśmiech, chociaż lekki, skryty pod bujną brodą byłam w stanie go dostrzec. I widząc go, również się uśmiechnęłam, do czasu, aż z jego ust nie padło “piękna Rosie”. Zapomniałam o co mnie pytał. Zapomniałam gdzie jesteśmy i co się stało. Rozchyliłam usta, moja twarz oblała się rumieńcem, a kolana miałam jak z waty, które ledwo utrzymywały ciężar mojego ciała.
- Ja… myślałam.. oh - jęknęłam tylko, odwracając wzrok.
Tak bardzo się speszyłam. Czy ja kiedyś słyszałam od niego takie słowa? Co się między nami działo? Czy jego ciągnęło do mnie równie mocno, co mnie? Czy Morgoth mówiąc mi, abym obserwowała świat z szeroko otwartymi oczami, ponieważ największe sekrety ukryte są w najbardziej nieprawdopodobnych miejscach, czy on już wtedy wiedział? Naprawdę? Czy to tego miałam wyglądać? Cynerica właśnie?
Z czułością ocierałam mu twarz, nie jak kuzynowi, a mężczyźnie o wiele ważniejszym. Chociaż trwało to krótką chwilę, miało, dla nas obojga, ogromne znaczenie. Czułam się dziwnie, jakby coś wleciało mi do brzucha i ruszało się tam w nieokreślony sposób. Dziwne, ale zarazem bardzo przyjemne uczucie.
Spojrzałam mu w oczy, na tę kolejną krótką chwilę pozwoliłam, aby nasze spojrzenie się spotkało. Ponownie oblałam się rumieńcem, szybko stanęłam obok niego i położyłam dłoń na jego ręce, bo nie byłam pewna, czy utrzymam się na nogach.
- Odprowadź, proszę - odpowiedziałam jedynie.
Powinnam się już znaleźć w domu, z dala od Cynerica, nie dlatego, że nie chciałam jego towarzystwa tylko wręcz przeciwnie, dlatego, że pragnęłam go aż za bardzo. Doszliśmy wspólnie do Yaxley’s Hall i rozstaliśmy się w holu, a ja, z szybko bijącym sercem oddaliłam się do swojej sypialni, starając się opanować burzące się we mnie emocje.
zt oboje
Miał piękny uśmiech, chociaż lekki, skryty pod bujną brodą byłam w stanie go dostrzec. I widząc go, również się uśmiechnęłam, do czasu, aż z jego ust nie padło “piękna Rosie”. Zapomniałam o co mnie pytał. Zapomniałam gdzie jesteśmy i co się stało. Rozchyliłam usta, moja twarz oblała się rumieńcem, a kolana miałam jak z waty, które ledwo utrzymywały ciężar mojego ciała.
- Ja… myślałam.. oh - jęknęłam tylko, odwracając wzrok.
Tak bardzo się speszyłam. Czy ja kiedyś słyszałam od niego takie słowa? Co się między nami działo? Czy jego ciągnęło do mnie równie mocno, co mnie? Czy Morgoth mówiąc mi, abym obserwowała świat z szeroko otwartymi oczami, ponieważ największe sekrety ukryte są w najbardziej nieprawdopodobnych miejscach, czy on już wtedy wiedział? Naprawdę? Czy to tego miałam wyglądać? Cynerica właśnie?
Z czułością ocierałam mu twarz, nie jak kuzynowi, a mężczyźnie o wiele ważniejszym. Chociaż trwało to krótką chwilę, miało, dla nas obojga, ogromne znaczenie. Czułam się dziwnie, jakby coś wleciało mi do brzucha i ruszało się tam w nieokreślony sposób. Dziwne, ale zarazem bardzo przyjemne uczucie.
Spojrzałam mu w oczy, na tę kolejną krótką chwilę pozwoliłam, aby nasze spojrzenie się spotkało. Ponownie oblałam się rumieńcem, szybko stanęłam obok niego i położyłam dłoń na jego ręce, bo nie byłam pewna, czy utrzymam się na nogach.
- Odprowadź, proszę - odpowiedziałam jedynie.
Powinnam się już znaleźć w domu, z dala od Cynerica, nie dlatego, że nie chciałam jego towarzystwa tylko wręcz przeciwnie, dlatego, że pragnęłam go aż za bardzo. Doszliśmy wspólnie do Yaxley’s Hall i rozstaliśmy się w holu, a ja, z szybko bijącym sercem oddaliłam się do swojej sypialni, starając się opanować burzące się we mnie emocje.
zt oboje
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Strona 2 z 2 • 1, 2
Ogród
Szybka odpowiedź