Muzeum Figur Woskowych Madame Tussauds
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:16, w całości zmieniany 3 razy
Nad głową, postukując raz po raz o stalowe piony i poziomy, przejechał pociąg. Wzrok idących pod kondygnacją ludzi poszybował ku trzeszczącym, wibrującym odgłosom gnanych wagonów, gwizdów i pary buchającej donośnym „hu-huu!”, spod ciężkiej ciuchci. Dziewczyna obok zaśmiała się, dźgnięta w bok przez młodzieńca, który przemknął między Franzem, a nachmurzoną starszą damulką. Blichtr i filister, tygiel, który według Fouriera powinien zrównać się w jedno, przeplatał się właśnie w tej części Londynu stosując nieprzerwaną wiekami historii symbiozę tego co było, jest i będzie.
Pogoda zapowiadała się, cóż tu dużo mówić, deszczowo. Pochmurne nie tylko niebo, ale również miny przechodniów sprawiały, że rześki dzisiaj Franz zaczął się zastanawiać nad własnym ubiorem. Jako, że ranek był ciepły, przyjął tę wiadomość Westling nadzwyczaj optymistycznie. Przywdział lekki, może niezbyt wyszukany, niezbyt salonowy, ale schludny strój szarego obywatela, szalik i płaszcz. Płaszcz podobny marynarce, cienki, pożałowania godzien, nie ochrony przed srogimi kroplami z szaroburego nieba.
I stało się. Zagrzmiało nad głowami, ludzie, a więc ci wszyscy, którzy jeszcze tego nie zrobili, jak jeden mąż wyciągnęli przed siebie parasole. Jakby szum skrzydeł milionpiórego ptaka rozeszła się fala pierwszych kropel deszczu i wyprężonych pod nieboskłon parasoli.
Skręcił w lewo falanster, czekał na światłach, odbił grupką paru ludzi w prawo. Czekał znów jak jeden mąż, żeby wbić się w kolejny chodnik w następnej przecznicy, kolejnej kałuży i kroku. Franz nastroszył kołnierz, schował głowę tyle ile mógł czując jak mokną mu palce, a w chodzie tym dotarł w końcu na miejsce.
Był to jeden z tych dni, kiedy muzeum mugoli nie wpuszczało. Pożerało za to wszelkiej maści gawiedź magiczną. Nie byłby może Franz świadom, że znalazł się właśnie w okazji dla tej drugiej części poniekąd uprzywilejowanego towarzystwa, kiedy nie zauważył, że stojąca u wejścia, nieruchoma przed chwilą figura porusza wąsami i chrząka z przekonaniem. Po krótkiej rozmowie z przedstawicielką tutejszego przybytku, Francis podszedł do jegomościa.
- Na zdrowie.
- Na twoje i moje. Jakie jest twoje zawołanie?
- Westling.
- Westling, Westling, ach tak. Szukaj śpiewającej czarodziejki. – skinął lekko głową i wskazał w przestrzeń dzielącą policjanta od dalszych komnat. Po krótkim spacerze korytarzem czerwieni i ruszających się figur, trafił do głównej sali. Zdezorientowany.
Naprawdę na to liczyłam. Jeszcze na samym początku mojej artystycznej przygody zdarzyło mi się pracować z woskiem pszczelim i nie ma wdzięczniejszego materiału do tworzenia oraz modelowania rzeźb. Osoby, które podjęły się zadania stworzenia tej wystawy, z pewnością osiągnęły już poziom finezji, o jakim mogę jedynie marzyć - więc i moje oczekiwania są naprawdę wysokie.
Z policzkami muśniętymi pigmentem mrozu oraz ognikami podekscytowania czającymi się w spojrzeniu wchodzę do muzeum, zachłannie przyglądając się eksponatom. I choć figury woskowe nie są może aż tak idealne, bym miała problem z odróżnieniem ich od osób odwiedzających muzeum, to jednak niewiele im do tego brakuje. Przez chwilę po prostu stoję, podziwiając rzeźby z daleka - dopiero po chwili kieruję się w stronę jednej z nich, która - wiem to już teraz - zachwyca najdrobniejszymi detalami. - Wendelin Weird, prawda? - upewniam się, w ferworze ekscytacji nie dostrzegając znajdującej się u jej stóp tabliczki z podpisem. Gdy czarownica kiwa głową, chłonę każdy szczególik, który zmienia się pod wpływem tego gestu - to niesamowite! Ileż czasu zajmuje mi stworzenie nieruchomej rzeźby - a ona... Czuję się znowu jak mała dziewczynka, podglądająca dziadka podczas procesu twórczego. - Ile razy spłonęła... pani na stosie? - zagaduję ją ponownie, by zobaczyć, jak zmienia się jej mimika podczas wypowiadania słów.
in her eyes like she is
constantly killing and
burying people in her
h e a r t.
Tu także w wyniku rozładowania magii zapanował istny chaos - moc magiczna była niestabilna, niebezpieczna. Choć za dnia Ministerstwo nie dopuszczało nikogo w pobliże okolic, w których magia szalała najbardziej, ministerialne próby zaprowadzania porządku kończyły się klęską. Nie minęło parę dni, gdy czarodzieje zaczęli zastanawiać się, czy aby na pewno Ministerstwo chce, aby magia została doprowadzona do porządku - postanowili więc wziąć to w swoje ręce.
Odkąd Ministerstwo Magii oznaczyło to miejsce jako niebezpieczne, pojawienie się w nim mogło grozić aresztowaniem przez Oddział Kontroli Magicznej. Do czasu uspokojenia się magii nie można rozgrywać tu wątków innych niż te polegające na jej naprawie.
Muzeum Figur Woskowych Madame Tussaudus zazwyczaj było miejscem wyjątkowo obleganym przez mugoli, a także części czarodziejskiej społeczności, dla której wystawy po zamknięciu przybierały zupełnie innego charakteru. Niestety, odkąd Londynem wstrząsnął wybuch magii, w muzeum zupełnie opustoszało, a przynajmniej ze strony zwiedzających. Wewnątrz trwało jednak niezwykłe wydarzenie, w którym wszystkie figury woskowe ożyły i urządziły sobie czarodziejskie przyjęcie. Każdy kto ośmielił się bez zaproszenia przekroczyć progi budynku był od razu atakowany przez dosłownie żywe legendy, zarówno mugolskiego jak i czarodziejskiego świata, które tchnięte w jednej chwili życiem zawiązały ze sobą sojusz.
Choć przy samym wejściu do muzeum, gdzie znajdowały się kasy było zupełnie cicho i pusto, tak po przejściu korytarzem w głąb pierwszych sal dało się słyszeć przyjemną melodię.
Choć z początku było zupełnie cicho i niegroźnie, szybko na horyzoncie pojawiły się ożywione figury woskowe. Na czele stał mężczyzna w luźnym, jasnym garniturze, eleganckim kapeluszu, który w rękach trzymał coś długi, trudny do nazwania przez większość czarodziei przedmiot — mugolską broń, karabin (Al Capone). Za jego plecami dało się dostrzec niskiego starca w kitlu o srebrzystych, sterczących we wszystkie strony włosach (Albert Einstein) u boku nikogo innego jak Corneliusa Agrippy i Morgany Le Fay, a także wielu innych.
Wymaganie: Poprawnie rzucone zaklęcie Inanimatus Conjurus (przynajmniej przez jedną osobę), które z powrotem przemieni żywe postaci w woskowe figury.
Jeśli pierwszej rzucającej zaklęcie osobie się nie powiedzie, woskowe figury zaatakują, a obie postaci tracą po 10 punktów żywotności. Jeśli nie uda się również drugiej, dodatkowo tracą po 30 punktów w wyniku odniesionych w fizycznej walce obrażeń.
Przed rozpoczęciem kolejnego etapu należy odczekać co najmniej 24h. W tym czasie do lokacji może przybyć kolejna (wyłącznie jedna) grupa chcąca ją przejąć, by naprawić magię na sposób inny, niż miała być naprawiona dotychczas.
Walka odbywa się zgodnie z forumową mechaniką oraz z arbitrażem mistrza gry do momentu, w którym któraś z grup zdecyduje się na ucieczkę bądź nie będzie w stanie prowadzić dalszej walki.
Wymaganie: Zakończone sukcesem uregulowanie magii zaklęciem Finite Incantatem. ST ujarzmienia magii jest równe 120, a sposób obliczania otrzymanego wyniku zależny jest od wybranej metody naprawiania magii.
Uwaga - jeżeli postać posiada zerowy poziom biegłości organizacji, mnoży statystykę nie razy ½, a razy 1. Postać posiadająca pierwszy poziom biegłości mnoży razy 1½.
W metodzie neutralnej każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+Z; wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
W metodzie Rycerzy Walpurgii każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+(CM * poziom biegłości organizacji); wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
W metodzie Zakonu Feniksa każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+(OPCM * poziom biegłości organizacji); wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
Regulacja zaburzonej magii w tym miejscu przebiegała skutecznie, ale muzyka, którą dało się słyszeć w środku grała coraz głośniej. W końcu dźwięki stały się tak nieznośne, że melodyjne brzmienie zostało zastąpione przez trzeszczenie trudne do wytrzymania. Hałas roznosił się echem po budynku i z całą pewnością odpowiednie służby Oddziału Kontroli Magicznej zostaną błyskawicznie zaalarmowane. Hałas spowodowany był grą jednego z pięciu gramofonów: jako jedyny grał fałszywe nuty.
Wymaganie: ST wyczucia gramofonu grającego sfałszowaną melodię wynosi 50, do rzutu dodaje się biegłość wiedzy o muzyce.
Niepowodzenie akcji skutkuje szybką aportacją służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo tego miejsca, a w efekcie aresztowania czarodziejów, którzy bez uprawnień wkroczyli na zamknięty teren.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 13.05.18 22:32, w całości zmieniany 3 razy
Wszystko powinno z każdym dniem stawać się coraz bardziej zrozumiałe i jasne. Czarodzieje powinni poznać prawdę o tym, co się wydarzyło w nocy przestępującej z kwietnia na maj. Jakiekolwiek strzępki informacji powinny obiec cały magiczny świat, a jednak jedyną wiadomością było wydanie Proroka Codziennego kilka dni temu. Od tego czasu panowała cisza, a ludzie żyli w niepewności. Niektórzy cieszyli się ze zniknięcia byłego już dyrektora Hogwartu, inni z szaleństwa Minister Magii, sądząc, że teraz mogło być już tylko lepiej. To dlaczego Jay miał dziwne wrażenie, że najgorsze miało ich dopiero spotkać? Ten niepokój zaczął się podczas wydarzenia przy ruinach Mer-Akha, a podczas anomaliowej nocy jedynie się pogłębił. Widok martwych znajomych twarzy początkowo była niezwykle kojąca, ale gdy poczuł w sercu pewną nadzieję, wszystko wybuchło, a on stał pośrodku ogromnej eksplozji, która rozszarpała bliskie mu osoby. Czuł ich krew na policzkach, ustach, miał ją nawet we włosach. Ręce dosłownie obciekały mu gęstą, purpurową cieczą. Nic nie mógł zrobić. To on był przyczyną śmierci tych wszystkich ludzi, a potem nastąpiło dziwne przeciążenie i ocknął się w nieznanym sobie miejscu. W Mungu powiedzieli mu, że było to spowodowane obrażeniami psychicznymi podczas niechcianej teleportacji, która wpłynęły na każdego czarodzieja inaczej. I mimo że była to opinia eksperta, od tamtej chwili wątpliwości zamiast się zmniejszać, narastały, a wraz z nimi pytania krążące w głowie astronoma. Obwiniał się za to, że nie był ślepy na działania Grindelwalda i nie wiedział o tym, że część uczniów była przetrzymywana w Hogwarcie. Powinien był się domyślić, że Ministerstwo Magii ułożyło się z dyrektorem by przytrzymał część więźniów pochwyconych podczas czystek. Nie zasługiwał na miano jednego z członków Zakonu Feniksa, skoro pod własnym dachem, siedząc w Wieży Astronomicznej nie pomyślał o tym, by przeszukać lub udać się chociażby do opuszczonych części zamku. Albo do lochów. Wolał zamartwiać się nad losem dzieci niż zacząć działać. Nigdy nie miał sobie tego wybaczyć i przypłacił to śmiercią wielu z nich. Tej jednej nocy pewna część starego Jaydena umarła wraz z nimi. Zajmował się czymś, żeby nie oszaleć. Wpierw sprawa z lordem Carrowem, a teraz naprawa zrujnowanych przez anomalię budynków. Ministerstwo Magii długo ociągało się z porządkami, więc nic dziwnego, że to właśnie zwykli czarodzieje postanowili działać.
Pojawił się przed Muzeum Figur Woskowych Madame Tussaudus, patrząc na pozornie spokojny lokal. Wewnątrz podobno w najlepsze trwało przyjęcie urządzone przez sztuczne postaci z magicznego i niemagicznego świata, które atakowały każdego kto próbował im przeszkodzić. Jay stał w cieniu, gdy z wnętrza zaczęły wychodzić właśnie niektóre ze znanych mu postaci. Czekał jeszcze na kogoś, więc chwilowo powstrzymał się przez rzucaniem zaklęć. Mimo wszystko miał w pogotowiu różdżkę, by w razie czego móc zareagować. Rozejrzał się po ulicy, szukając spojrzeniem znajomej sylwetki. Do tego uważał by nie dać się zaskoczyć sztucznej armii ludzi, których wciąż przybywało.
|223/223
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Spóźniła się lekko przez podjęte kroki, mające zapewnić bezpieczeństwo - jasnej osóbce nie tak łatwo było ukryć się nawet wśród cieni, a po ostatnim występku jej różdżki podczas próby użycia zaklęcia kameleona, obawiała się czarować bez potrzeb - szczególnie uważnie podchodząc do swojego ulubionego czaru. Prześlizgnęła się ostrożnie wzdłuż budynku, poszukując wzrokiem znajomej postaci. Ostrożnie rzuciła kamień pod jego nogi, by zaalarmować, że się zbliża - mimo wszystko miała pewne doświadczenie w ukrywaniu się i choć nie stąpała - jeszcze - bezszelestnie, niełatwo było wyłapać dźwięk jej kroków. Zbliżyła się, posyłając profesorowi blady uśmiech, w którym trudno było doszukać się otuchy. Bała się - że ich złapią, że coś pójdzie nie tak, ale najbardziej bała się przyszłości, tak niepewnej i zmiennej. - Chodźmy - szepnęła krótko, po krótkiej obserwacji woskowych figur, teraz przedstawiających się jak najprawdziwsi ludzie. Odetchnęła, by się uspokoić.
Szli powoli, jakimś cudem wchodząc do budynku niepostrzeżenie - najwyraźniej świetnie udawali figury - choć wyglądały niewinnie, jak ludzie - sławni ludzie - Lovegood wiedziała, że anomalie mogły uczynić je bestiami, których ruchy wcale nie były łatwe do przewidzenia. Przemierzyli główny korytarz we względnym spokoju, ale jego koniec musiał kiedyś nadejść - w tym przypadku z nieprzyjacielskimi postaciami.
- Uważaj - mruknęła śpiewnie, swoim typowo rozmarzonym głosem, który nie nabierał ciężkości nawet wtedy, gdy serce przygniatały ciężary. Uniosła różdżkę, rzucając Vane'owi szybkie spojrzenie. Powinien reagować, jeśli coś pójdzie nie po jej myśli. Nabrała powietrza do płuc, kierując cyprysowe drewno na ścianę woskowych zombie, zaraz wyrzucając z siebie - Inanimatus Conjurus.
| 220/220
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
#1 'k100' : 7
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
- Expulso - rzucił, zamierzając rozrzucić zmierzające w ich stronę ożywione manekiny. Jeszcze tego by brakowało...
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
#1 'k100' : 5
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Chciała być przydatna, pragnęła pomóc Zakonnikom i zaangażować się bardziej niż dotychczas. Wiedziała, z czym się to wiąże - ostatnio aż zanadto poznała smak niebezpieczeństwa i zimne łapy prawdziwego, okrutnego świata. Bez litości zaciskał je wokół szyi, lecz ona cierpiała tylko z dystansu - przez świadomość, że jej bliscy narażają swoje życie, że giną w obronie innych, podczas gdy ona chowała się w małym pokoju, skulona i zalana łzami. Dłużej nie mogła - kumulowane wyrzuty i tłumiona odwaga, naturalna chęć do walki - to wszystko budziło się do życia pod wpływem zagrożenia. Próbowała umknąć przed figurami, ale nie chciała, by zraniły Vane'a, wahanie zaś przypłacała kolejnymi obiciami. Teoretycznie była do nich przyzwyczajona, w praktyce utrudniały wiele. Obawiała się, że wyciągnięcie różdżki w tym momencie może mieć naprawdę opłakane skutki, ale im więcej czasu miała poświęcać na rozmyślania, tym gorszy obrót miała przybierać sytuacja. Wyrwała się z potrzasku, lecz niedostatecznie daleko - woskowa dłoń rozłupała się na jej głowie, co przypłaciła nie tylko bólem, ale i kilkoma wyrwanymi włosami, tylko bardziej drażniącymi obicie. Kucnęła, pozwalając nieznanej sobie postaci zaatakować drugą, sama zaś skorzystała z okazji i wysunęła się spomiędzy ich nóg.
- Inanimatus Conjurus! - spróbowała ponownie, obiecując sobie w duchu, że jeśli nie wyjdzie, kolejnej próby nie będzie. Kto jednak wiedział, co mogło uroić się pod białą czupryną.
| 180/220 (-5)
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
#1 'k100' : 91
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Magia wybuchła, zanim dotarła do was zdążyliście dostrzec potężny błysk światła, który was pochłonął. Obje straciliście przytomność.
Ocknęliście się w miejscu, które nie było wam znane. Dopiero później dowiedzieliście się, że było to miejsce mieszczące Oddział Kontroli Magicznej, który złapał was i zgarnął z miejsca anomalii. Udało wam się przekonać pracowników ODK, że znaleźliście się tam przypadkiem, jednak nie ominęły was konsekwencje wynikające z pozwolenia, by was załapano. W ramach kary musicie odbyć prace społeczne. W przydziale dostaliście mycie szyb w Ministerstwie.
By móc kontynuować fabularne rozgrywki jesteście zobowiązani do odegrania kary, możecie to zrobić na dwa sposoby:
a) Rozegrać wątek ze sobą w trakcie którego myjecie szyby na jednym z pięter Ministerstwa. (5x300 słów)
b) Każdy z was musi napisać post o tym jak wykonuje karę (1x600 słów)
|zt
Czasem jednostronną.
Spojrzała na Sophię, upewniając się, że aurorka wciąż przy niej jest. Ze wszystkch miejsc, w których razem były, to wydawało jej się najstraszniejsze. Rezerwat jednorożców był piękny, dworzec sentymentalny, ale muzeum figur woskowych zawsze przepełnione było dziwną, osobliwą magią, grozą, której powodu tak naprawdę nie potrafiła wytłumaczyć. Czasem zdawało jej się, że ich oczy naprawdę śledzą każdy ruch, może miały w sobie dziwną magię, a może była to magia opowieści poświęconych temu miejscu. Tym razem pokonywała kolejne korytarze budynku w milczeniu, zadumana zatęchłą tutaj ciszą. Dopiero po chwili zacisnęła dłoń mocniej na rękojeści różdżki, dostrzegając naprzeciw nadciągające istoty: ożywione figury. Tak, to było coś, czego można się było tutaj spodziewać. To było coś przerażającego. Zacisnęła usta w wąską kreskę, dostrzegała karabin i już zamierzała ostrzec Sophię, kiedy jednak przypomniała sobie, że wcale robić tego nie musiała. Była przyzwyczajona pełnić wśród czarodziejów rolę przewodniczki po mugolskim świecie, w porę zorientowała się, że tutaj czynić tego wcale nie musiała.
- Inanimatus Conjurus - wypowiedziała, nie zwlekając, formułę zaklęcia, która mogła jej pomóc przejąć kontrolę nad sylwetką gangstera -i finalnie przeobrazić ją ponownie w posąg.
ostatni?
#1 'k100' : 44
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Sophia też pamiętała każde miejsce, które odwiedziła, próbując naprawić zepsutą magię. Plac Piccadilly Circus, zaułek na Pokątnej, londyński cmentarz z którego przepędził ją żmijoptak, rezerwat jednorożców, czy dworzec King’s Cross. Cała długa lista miejsc, w których zawiodła, a w niektórych z nich wskutek pechowych splotów okoliczności nie mogła nawet podjąć próby naprawy magii, bo coś w tym przeszkodziło. Zwykły pech, spryt zwierząt, które stały na drodze do anomalii, czy po prostu same anomalie odzywające się w różdżkach w najmniej odpowiednim momencie.
Ale mimo tych porażek nie gasł w niej wciąż żywy upór. Dlatego tu była, postanawiając wraz z młodą, ale dzielną Minnie odwiedzić kolejne z miejsc ogarniętych anomaliami. Tym razem było to muzeum figur woskowych, w którym parę razy była w letnie wakacje jako nastolatka. Odwiedziła wtedy zarówno tą mugolską, jak i czarodziejską wystawę, oglądając odlane z wosku podobizny sławnych postaci z obu światów. Ale teraz figury nie były już tylko woskowymi podobiznami, anomalie tchnęły w nie życie, przez co muzeum zostało zamknięte dla zwiedzających.
Poruszała się cicho i ostrożnie, trzymając w dłoni różdżkę i rozglądając się; figury nie stały na swoich zwykłych miejscach, gdzieś się ukrywały i mogły zaatakować je w każdej chwili. Kątem oka zerkała na swoją towarzyszkę, wciąż polegając na jej umiejętnościach; transmutacja mogła tu być nieodzowna, żeby odczarować figury i przywrócić je do pierwotnej woskowej formy.
Bystre spojrzenie wyćwiczone aurorskim fachem bardzo szybko dostrzegło ruch. Na przeciwko nich stanęło kilka figur, niektóre z nich Sophia była w stanie rozpoznać. Jej wiedza o mugolskim świecie co prawda nieco zardzewiała przez ostatnich kilka lat i nie była na bieżąco z nowinkami, ale wciąż pamiętała sporo przedmiotów i niektóre postacie, wiedziała też, czym jest karabin, więc od razu rozpoznała ten przedmiot w ręce jednej z figur. W końcu spędziła dwa lata w Ameryce z bratem, który potrafił posługiwać się mugolską bronią.
Ale Minnie zareagowała szybciej niż figury, sprawnie rzucając transmutacyjny czar.
- Dobra robota – pochwaliła ją Sophia. – Teraz trudniejsza część...
Obie musiały skupić całą swoją moc, by zapanować nad magią anomalii i nie pozwolić, by znów pokonała je niestabilna magia. Sophia przypomniała sobie wskazówki poznane za sprawą Zakonu Feniksa, podejmując kolejną już (oby bardziej udaną) próbę użycia tej wiedzy w praktyce.
| naprawiamy sposobem Zakonu
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.