Wyspa Rzeźb
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Wyspa Rzeźb
Ta bardzo mała wyspa mieszcząca tylko jedno niewielkie, czarodziejskie miasteczko oraz zabytkowy zamek na wzgórzu jest wyjątkowo urokliwym miejscem, które bez większego problemu można zwiedzić w kilka godzin. Nie trudno zobaczyć nad wodą ludzi zbierających mule czy też statki rybackie gotowe do wyruszenia. To właśnie rybołówstwo jest głównym środkiem utrzymania tutejszej ludności, nieliczni przyjmują także gości w malutkich pensjonatach. O tym, jak magiczne jest to miejsce, zwiedzający mogą przekonać się dopiero wieczorem, kiedy ciała gospodarzy oraz wszystkich innych mieszkańców wyspy zaczynają twardnieć i przybierać szary odcień - w ciągu kilku minut ludzie nieruchomieją i zmienieni w kamień trwają, aż do życia nie przywrócą ich ponownie promienie wschodzącego słońca. Dotyczy do wszystkich, zarówno niemowląt, dzieci, dorosłych, jak i osób w podeszłym wieku, każda osoba urodzona na wyspie nocą staje się kamienną figurą. Nigdy nie śpią, lecz nie odczuwają zmęczenia. Gdy próbują odejść, tuż na granicy wyspy kamienieją, niezależnie od pory dnia i dochodzą do siebie dopiero po przeniesieniu ich z powrotem w głąb lądu. Podobno dawno temu na wyspę rzucono klątwę, aby zapobiec emigracji do dużych miast i stopniowemu wyludnieniu. Odwiedzającym nie grozi jednak żadne niebezpieczeństwo. Warto wspomnieć także o dość niezwykłej komunikacji z wyspą. Nad ranem, w porze odpływu, można tu dotrzeć pieszo, ścieżką - wieczorem jednak przypływ odcina dostęp do lądu, tworząc z Wyspy Rzeźb faktyczną wyspę i zmuszając odwiedzających do korzystania z magicznych środków transportu lub łodzi.
Zaklęcie zadziałało, a dzięki temu Alexander poczuł się jeszcze odrobinę lepiej. Widział, jak kryształki lodu i szron nikną w oczach, a dłonie trzymających ją mężczyzn zmieniają kolor na bardziej przypominający ludzkie ciało. Zyskali cenne sekundy, jednak zaklęcie za chwilę może zacząć wyrządzać krzywdę zamiast pożytku - był tego boleśnie świadom, że pomoc należała do tych z rodzaju doraźnych. Selwyn nie miał jednak czasu odetchnąć, bowiem w tej samej chwili w pomieszczeniu rozległ się huk. W murze, który przed paroma minutami wyczarowała Josie pojawiła się wyrwa. W niej zaś, gdy już opadł kurz, widoczni stali się czterej mężczyźni odziani w czerń. Alex w pierwszym odruchu uniósł różdżkę, gotów do obrony - atak jednakże nie nastąpił. Mężczyźni wodzili zdezorientowanym spojrzeniem po pomieszczeniu, nie widząc ani Zakonników, ani więźniów. Dopiero wtedy młody uzdrowiciel przypomniał sobie, jak panna Fenwick rzucała jakiś czas temu ochronne Salvio Hexia na pomieszczenie. Miał ochotę w tym momencie ją wyściskać z wdzięczności, jednakże okoliczności na ten gest nie były zbytnio sprzyjające. Musiał z tym trochę poczekać, przynajmniej do czasu aż wydostaną się z tej przeklętej wyspy.
Gestem popędził dwie kobiety (w tym jedną o dość specyficznej urodzie) i nastolatka, wskazując że to teraz ich kolej na skok, po czym sam uniósł różdżkę w kierunku prawej ściany.
- Murusio - wypowiedział inkantację, kreśląc linię od rozwidlenia prawego i środkowego korytarza aż do kawałka ściany znajdującego się z prawej strony kraty. Potrzebowali jeszcze paru minut - wiedział już, że nie uratują wszystkich, jednak nadal mieli szansę zapewnić bezpieczne przejście przynajmniej trzem osobom. Jego wzrok powędrował do leżącej na posadzce dziewczynki i Alexander poczuł bezradność. Nie mógł zostawić tutaj dziecka, po prostu... nigdy sobie tego nie wybaczy. Spojrzał w kierunku przepaści i zaczął rozważać, czy on albo któryś z pozostałych w komnacie mężczyzn dałby radę przeskoczyć przepaść z dziewczynką na plecach.
Gestem popędził dwie kobiety (w tym jedną o dość specyficznej urodzie) i nastolatka, wskazując że to teraz ich kolej na skok, po czym sam uniósł różdżkę w kierunku prawej ściany.
- Murusio - wypowiedział inkantację, kreśląc linię od rozwidlenia prawego i środkowego korytarza aż do kawałka ściany znajdującego się z prawej strony kraty. Potrzebowali jeszcze paru minut - wiedział już, że nie uratują wszystkich, jednak nadal mieli szansę zapewnić bezpieczne przejście przynajmniej trzem osobom. Jego wzrok powędrował do leżącej na posadzce dziewczynki i Alexander poczuł bezradność. Nie mógł zostawić tutaj dziecka, po prostu... nigdy sobie tego nie wybaczy. Spojrzał w kierunku przepaści i zaczął rozważać, czy on albo któryś z pozostałych w komnacie mężczyzn dałby radę przeskoczyć przepaść z dziewczynką na plecach.
The member 'Alexander Selwyn' has done the following action : rzut kością
'k100' : 48
'k100' : 48
Gdy ściana wybuchnęła, odruchowo zasłoniła prawym przedramieniem twarz - nie mogli już nic zrobić, by ich powstrzymać. W głębi ducha liczyła, że wyczarowana ściana wytrzyma dłużej pod naporem zaklęć, umożliwiając bezpieczne przeskoczenie wyrwy jeszcze kilku osobom. Zatrważająca panika, przez nią straciła kilka cennych sekund, tak kluczowych w walce - a więc czterech. Czterech doświadczonych w walce strażników kontra ich trójka: osłabionych, zmęczonych i podtrutych dymem. Podświadomość mówiła jej, że czas na ucieczkę właśnie dobiegł końca - nie zdołają powstrzymać ich zbyt długo, a na pewno nie na tyle, by wszyscy zdołali przeskoczyć nad małą przepaścią. Poza tym... Od świtu dzieliło ich zaledwie kilka chwil. Może nigdy nie powiedziałaby tego na głos, ale nie mogła tutaj zostać, uwięziona już na zawsze. Musiała się stąd wydostać - nie dla samej siebie, nie dla Zakonu, co dla Jamiego; myśl, że zostałby sam, i to przez jej wybory, paraliżowała jej serce. Nie dopuści do tego, nawet kosztem tych dorosłych czarodziejów i dzieci, które wciąż znajdowały się po niewłaściwej stronie wyrwy. - Petrificus Totalus - wymierzyła zaklęcie w jednego z mężczyzn, tego wyglądającego w jej mniemaniu na najgroźniejszego dla ich grupy. Żadne inne zaklęcie, które unieszkodliwiłoby większą ilość strażników, nie cisnęło jej się na język - przynajmniej nie takie, które i z sojuszników nie uczyniłoby ofiar. Zajmą się nimi, powstrzymają ich na tyle długo, by pozostali - albo chociaż ich część - mogli opuścić wyspę. Wiedziała, że rzucenie zaklęcia zdradzi jej pozycję, dlatego po wypowiedzeniu inkantacji, przesunęła się kilka kroków w lewo.
these violent delights have
violent ends...
Josephine Fenwick
Zawód : przyszła aurorka
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
W całym magicznym świecie gasną światła. Nie ujrzymy ich już za naszego życia.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Josephine Fenwick' has done the following action : rzut kością
'k100' : 92
'k100' : 92
Dzieci nieco się uspokoiły - łkanie stawało się coraz cichsze, ale w ich spojrzeniach wciąż czaiła się podejrzliwość. Nie zaśmiały się na słowa o krasnoludkach, zdawały się ich wręcz nie słyszeć; chwile niebezpieczeństwa odbijały się na dzieciach jeszcze silniej niż na dorosłych. Daleko im było do dojrzałości - rozumiały jednak powagę sytuacji. Brunetka, rudy grzybek, piegowata, blondas, bliźniaczki i okularnik patrzyły na Magnolię nieufnie, a potem, gdy zaczęła opowiadać o krasnoludkach i rymować, zdawały się uciekać myślami gdzieś daleko: szły jednak naprzód, zgodnie z poleceniami kobiety trzymając się za ręce.
- Znajdą nas - wyszeptała po chwili ciemnowłosa dziewczynka, kiedy łzy wytaczały na jej bladych policzkach coraz to nowe szlaki. Zaczęła kaszleć - tak mocno, że musiała się raptownie zatrzymać, by złapać oddech. Nieznająca się na tajnikach ludzkiego ciała Magnolia nie mogła mieć pojęcia, co działo się z małą. Zaraz po tym usta dziecka zaczęła wypływać krew; spłynęła jej po brodzie, resztki ciemnej posoki wypluła na własne stopy. Magnolia mogła dostrzec, że wszystkie dzieci posępniały, bladły i słabły w oczach - wciąż szły, czyniły to jednak najpewniej ostatkami sił. Wyglądało na to, że wciąż jej nie ufały: nic dziwnego, skoro jeszcze niedawno trzymano je w celach.
Magnolia musiała zagłębić się w gęstwinę drzew, żeby dostrzec, że znajdujący się niedaleko cypel w rzeczywistości owym cyplem nie jest. W czasie odpływu wyspa była połączona z suchym lądem - domniemany cypel okazał się więc o wiele dłuższy i mógł stanowić drogę ucieczki z Wyspy Rzeźb. Maggie z dziećmi oddaliła się od Zakonników na tyle, że nie byłaby już w stanie przekazać im werbalnie informacji. Dotarcie na cypel zajęłoby jej nie więcej niż parę minut (jedna tura).
Bertie zdecydował się pomóc przeskoczyć trzem osobom - i pozostało mu patrzeć na efekty ich starań.
Benjamin zdołał uchwycić spadającego chłopca i wciągnąć go na stały grunt - zaraz po tym blondas dołączył do idącej Magnolii oraz reszty dzieciaków. Spoglądając w głąb twierdzy przez otwarte wrota, Wright potrafił dostrzec wyłącznie licznie gromadzących się ludzi oraz błysk zaklęć. Widział, że ktoś za pomocą uroku postawił mur - bądź tylko próbował to uczynić.
Pierwszy skoczył nastolatek - uczynił to nieco niezdarnie, uwiesił się na przeciwległej krawędzi, nie mając siły samemu się podciągnąć: potrzebował pomocy Bena. Tuż za nim, niemal jednocześnie, skoczyły dwie kobiety. Pierwsza z nich, ta brzydka, wpadła w wielką panikę - i zadecydowało to o tym, że runęła w przepaść. Benjamin nie był w stanie wciągnąć jej za pomocą siły, mógł jednak uczynić to z użyciem magii - w tym momencie skazałby jednak nastolatka na zsunięcie się z klifu. Ostatni z więźniów, ruda kobieta, okazała się najsprawniejsza; bez większych problemów przeskoczyła wyrwę i stosunkowo zgrabnie wylądowała po drugiej stronie. Wydawała się bardzo oszołomiona.
Jako że Alex i Josephine nie zdecydowali się przerwać działania zaklęcia rozgrzewającego, zaraz powietrze przeszył męski wrzask - mężczyźni o odmrożonych dłoniach w nieopanowanym odruchu opuścili kratę. Ból stanowił zbyt wiele dla ich wyczerpanych ciał i umysłów; Harry osunął się na posadzkę, wykrzywiony w cierpiętniczym grymasie, dwaj pozostali mężczyźni oparli się o ścianę ze łzami bólu i złości gromadzącymi się w oczach. Stało się to tuż po tym, jak dwie kobiety i nastolatek wyskoczyli z twierdzy. Znając powagę sytuacji, do kraty podbiegli wąsacz i staruszek; uchwycili za nią, znów wrzeszcząc, jednak - spodziewając się bólu - nie był on dla nich przeszkodą. Nie odsunęli się, zamiast tego kontynuowali próbę podniesienia kraty - nawet mimo oparzeń rozgrzewających ich dłonie. Niestety okazali się zbyt słabi - krata z głośnym hukiem runęła na dół, zamykając Zakonnikom i więźniom drogę ucieczki. Znów próbowali ją podnieść, jednak wychodziło im to marnie. Na tę chwilę Harry, żwawy staruszek i włochaty, pętani bólem, nie są w stanie pomóc w podniesieniu kraty - będą mogli uczynić to dopiero po krótkim odpoczynku (jedna tura).
Mur wyczarowany przez Alexa nie był idealny, zdawał się jednak spełniać swoją funkcję - połączył dwie ściany, zagradzając drogę intruzom. W pomieszczeniu było jednak głośno - krzyki oparzonych mężczyzn łączyły się z kaszlem zatrutych więźniów - i najpewniej przeciwnicy zdawali już sobie sprawę z tego, co miało miejsce. Słychać było szybkie kroki; któryś z nich musiał się w jakimś celu oddalić. Zanim mur się zamknął, w stronę oponentów pomknęło niezwykle silne zaklęcie petryfikujące. Jeden z nich męskim głosem próbował rzucić Protego Maxima - Josephine usłyszała jeszcze trzask, który na pewno nie powinien towarzyszyć temu zaklęciu, a potem narastający mur zasłonił jej resztę widoku. Nieznajomi nie próżnowali, padła głośna inkantacja. Bombarda Maxima wstrząsnęła całą komnatą, roztrzaskała mur i sprawiła, że z sufitu i ścian osunęły się kamienie. Te w niektórych miejscach utworzyły małe kopce - można było się za nimi schować, aby uniknąć trafienia zaklęciem.
Z dziury powstałej w nowym murze Alexa wkrótce wyszli dwaj mężczyźni; trzeci leżał za nimi, na dany moment nieprzytomny - spetryfikowało go zaklęcie Josephine. Obaj odziani w czerń czarodzieje unosili różdżki, szykując się do walki - przed tym Zakonnicy mieli jednak czas na reakcję.
| Z Magnolią idą: brunetka, rudy grzybek, piegowata, blondas, okularnik, dwie małe bliźniaczki.
Krata jest trzymana z mocą 61. ST uniesienia kraty jest równe 100. Jeżeli któreś z Zakonników pomoże podnieść kratę i otrzyma wynik co najmniej 39 (po dodaniu sprawności x2 i uwzględnieniu kary do rzutu), kolejne osoby w kolejce mogą uwzględniać w postach, że krata została już uniesiona.
Prowadzenie walki zza kopca daje bonus +40 do uników.
Dwóch mężczyzn jest skupionych na więźniach. ST przeskoczenia przepaści wynosi 80 (60+10x2), obowiązują zasady z poprzednich tur. Jeżeli ktoś chce przeskoczyć przez wyrwę, trzymając kogoś na rękach, musi posiadać co najmniej 5 punktów sprawności; ST przeskoczenia w dwie osoby jest wtedy równe ST przeskoczenia samodzielnie przemnożone przez 2 (aktualnie: 160). Przypominam, że do przeskoczenia wyrwy konieczna jest uniesiona krata.
Poglądowa mapka. Kolejka dwudziesta pierwsza (na 23). Dojście do cypla wymaga dwóch kolejek, dobiegnięcie - jednej.
- Znajdą nas - wyszeptała po chwili ciemnowłosa dziewczynka, kiedy łzy wytaczały na jej bladych policzkach coraz to nowe szlaki. Zaczęła kaszleć - tak mocno, że musiała się raptownie zatrzymać, by złapać oddech. Nieznająca się na tajnikach ludzkiego ciała Magnolia nie mogła mieć pojęcia, co działo się z małą. Zaraz po tym usta dziecka zaczęła wypływać krew; spłynęła jej po brodzie, resztki ciemnej posoki wypluła na własne stopy. Magnolia mogła dostrzec, że wszystkie dzieci posępniały, bladły i słabły w oczach - wciąż szły, czyniły to jednak najpewniej ostatkami sił. Wyglądało na to, że wciąż jej nie ufały: nic dziwnego, skoro jeszcze niedawno trzymano je w celach.
Magnolia musiała zagłębić się w gęstwinę drzew, żeby dostrzec, że znajdujący się niedaleko cypel w rzeczywistości owym cyplem nie jest. W czasie odpływu wyspa była połączona z suchym lądem - domniemany cypel okazał się więc o wiele dłuższy i mógł stanowić drogę ucieczki z Wyspy Rzeźb. Maggie z dziećmi oddaliła się od Zakonników na tyle, że nie byłaby już w stanie przekazać im werbalnie informacji. Dotarcie na cypel zajęłoby jej nie więcej niż parę minut (jedna tura).
Bertie zdecydował się pomóc przeskoczyć trzem osobom - i pozostało mu patrzeć na efekty ich starań.
Benjamin zdołał uchwycić spadającego chłopca i wciągnąć go na stały grunt - zaraz po tym blondas dołączył do idącej Magnolii oraz reszty dzieciaków. Spoglądając w głąb twierdzy przez otwarte wrota, Wright potrafił dostrzec wyłącznie licznie gromadzących się ludzi oraz błysk zaklęć. Widział, że ktoś za pomocą uroku postawił mur - bądź tylko próbował to uczynić.
Pierwszy skoczył nastolatek - uczynił to nieco niezdarnie, uwiesił się na przeciwległej krawędzi, nie mając siły samemu się podciągnąć: potrzebował pomocy Bena. Tuż za nim, niemal jednocześnie, skoczyły dwie kobiety. Pierwsza z nich, ta brzydka, wpadła w wielką panikę - i zadecydowało to o tym, że runęła w przepaść. Benjamin nie był w stanie wciągnąć jej za pomocą siły, mógł jednak uczynić to z użyciem magii - w tym momencie skazałby jednak nastolatka na zsunięcie się z klifu. Ostatni z więźniów, ruda kobieta, okazała się najsprawniejsza; bez większych problemów przeskoczyła wyrwę i stosunkowo zgrabnie wylądowała po drugiej stronie. Wydawała się bardzo oszołomiona.
Jako że Alex i Josephine nie zdecydowali się przerwać działania zaklęcia rozgrzewającego, zaraz powietrze przeszył męski wrzask - mężczyźni o odmrożonych dłoniach w nieopanowanym odruchu opuścili kratę. Ból stanowił zbyt wiele dla ich wyczerpanych ciał i umysłów; Harry osunął się na posadzkę, wykrzywiony w cierpiętniczym grymasie, dwaj pozostali mężczyźni oparli się o ścianę ze łzami bólu i złości gromadzącymi się w oczach. Stało się to tuż po tym, jak dwie kobiety i nastolatek wyskoczyli z twierdzy. Znając powagę sytuacji, do kraty podbiegli wąsacz i staruszek; uchwycili za nią, znów wrzeszcząc, jednak - spodziewając się bólu - nie był on dla nich przeszkodą. Nie odsunęli się, zamiast tego kontynuowali próbę podniesienia kraty - nawet mimo oparzeń rozgrzewających ich dłonie. Niestety okazali się zbyt słabi - krata z głośnym hukiem runęła na dół, zamykając Zakonnikom i więźniom drogę ucieczki. Znów próbowali ją podnieść, jednak wychodziło im to marnie. Na tę chwilę Harry, żwawy staruszek i włochaty, pętani bólem, nie są w stanie pomóc w podniesieniu kraty - będą mogli uczynić to dopiero po krótkim odpoczynku (jedna tura).
Mur wyczarowany przez Alexa nie był idealny, zdawał się jednak spełniać swoją funkcję - połączył dwie ściany, zagradzając drogę intruzom. W pomieszczeniu było jednak głośno - krzyki oparzonych mężczyzn łączyły się z kaszlem zatrutych więźniów - i najpewniej przeciwnicy zdawali już sobie sprawę z tego, co miało miejsce. Słychać było szybkie kroki; któryś z nich musiał się w jakimś celu oddalić. Zanim mur się zamknął, w stronę oponentów pomknęło niezwykle silne zaklęcie petryfikujące. Jeden z nich męskim głosem próbował rzucić Protego Maxima - Josephine usłyszała jeszcze trzask, który na pewno nie powinien towarzyszyć temu zaklęciu, a potem narastający mur zasłonił jej resztę widoku. Nieznajomi nie próżnowali, padła głośna inkantacja. Bombarda Maxima wstrząsnęła całą komnatą, roztrzaskała mur i sprawiła, że z sufitu i ścian osunęły się kamienie. Te w niektórych miejscach utworzyły małe kopce - można było się za nimi schować, aby uniknąć trafienia zaklęciem.
Z dziury powstałej w nowym murze Alexa wkrótce wyszli dwaj mężczyźni; trzeci leżał za nimi, na dany moment nieprzytomny - spetryfikowało go zaklęcie Josephine. Obaj odziani w czerń czarodzieje unosili różdżki, szykując się do walki - przed tym Zakonnicy mieli jednak czas na reakcję.
| Z Magnolią idą: brunetka, rudy grzybek, piegowata, blondas, okularnik, dwie małe bliźniaczki.
Krata jest trzymana z mocą 61. ST uniesienia kraty jest równe 100. Jeżeli któreś z Zakonników pomoże podnieść kratę i otrzyma wynik co najmniej 39 (po dodaniu sprawności x2 i uwzględnieniu kary do rzutu), kolejne osoby w kolejce mogą uwzględniać w postach, że krata została już uniesiona.
Prowadzenie walki zza kopca daje bonus +40 do uników.
Dwóch mężczyzn jest skupionych na więźniach. ST przeskoczenia przepaści wynosi 80 (60+10x2), obowiązują zasady z poprzednich tur. Jeżeli ktoś chce przeskoczyć przez wyrwę, trzymając kogoś na rękach, musi posiadać co najmniej 5 punktów sprawności; ST przeskoczenia w dwie osoby jest wtedy równe ST przeskoczenia samodzielnie przemnożone przez 2 (aktualnie: 160). Przypominam, że do przeskoczenia wyrwy konieczna jest uniesiona krata.
Poglądowa mapka. Kolejka dwudziesta pierwsza (na 23). Dojście do cypla wymaga dwóch kolejek, dobiegnięcie - jednej.
- Tabela z żywotnością:
Postać Rodzaj obrażeń PŻ Kara Alex zatrucie (35), odmrożenie (5) 175/215 -5 Ben zatrucie (35), odmrożenia (20), tłuczone (5) 220/280 -10 Bertie zatrucie (70) 154/224 -15 Josie zatrucie (35), odmrożenia (15) 170/220 -10 Magnolia zatrucie ( 40- wyzerowane na 3 tury), osłabienie (10), odmrożenia (15), tłuczone (5)132172/202-15-5
Udało jej się - a przynajmniej się tego domyślała, bo mur postawiony przez Alexandra skutecznie uniemożliwiał zdolność oceny efektów zaklęcia paraliżującego. Czar był silny, poza tym niewidzialność gwarantowała jej element zaskoczenia, wielce ceniony w walce. Ściana okazała się nie tak silna jak poprzednia, tym razem nie zatrzymała atakujących nawet na minutę; co gorsza kolejna bombarda mocno naruszyła konstrukcje już mocno obluzowanych kamieni - nie broniła się przed spadającymi elementami budynku, mogła mieć tylko nadzieje, że żaden z nich nie spadnie jej na głowę. - Expulso - potrzebowała ich unieszkodliwić - obu i to jak najskuteczniej. W skrytości ducha liczyła na to, że zaklęcie okaże się na tyle silne, że pogruchota kości przeciwników, a być może nawet oszołomi.
these violent delights have
violent ends...
Josephine Fenwick
Zawód : przyszła aurorka
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
W całym magicznym świecie gasną światła. Nie ujrzymy ich już za naszego życia.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Josephine Fenwick' has done the following action : rzut kością
'k100' : 51
'k100' : 51
Czy to tylko wrażenie, że z minuty na minutę było coraz gorzej? Mur w wykonaniu Alexandra nie był tak udany, jak ten Josie i jedno zaklęcie wystarczyło, by zmienił się w stertę gruzu. Zresztą to nie była jedyna sterta gruzu, która powstała w pomieszczeniu. Potężna Bombarda sprawiła, że i tak już nadszarpnięty stan konstrukcji zaczął się pogarszać. Wskazał na żwawego staruszka i włochatego.
- Skaczcie. Bert, przenieś dziewczynkę zaklęciem. Nie zostawię tu dziecka - oznajmił, wpijając się w Botta wzrokiem. Na chwilę zniknął w nim młody i nie do końca zdecydowany uzdrowiciel - teraz był Gwardzistą; przywódcą.
- Nie damy rady im wszystkim pomóc - powiedział do Josephine i Bertiego, widząc jak na zewnątrz jest już prawie całkowicie jasno. - Ostatnia trójka Ben i wynoście się stąd! Nie chcę cię tu z nimi widzieć jak wyjdę! - krzyknął do Wrighta, w myślach dodając: jeśli stąd wyjdę. - Jak skończycie to się teleportujecie, natychmiast - mówił wciąż tonem nieznoszącym sprzeciwu, wyprostowany i pewny siebie. Wiedział, że Zakonnicy będą stawiać opory jeżeli ktoś nimi teraz nie pokieruje. Dodatkowo krata zaczęła palić podtrzymujących ją mężczyzn. Alexander nie tracił czasu. Gdy wąsacz i staruszek ruszyli w stronę kraty on również to uczynił. Jego poznaczone bliznami po poparzeniach dłonie chwyciły metal i Selwyn włożył wszystkie swoje siły w to, by unieść kratę do góry.
- Skaczcie. Bert, przenieś dziewczynkę zaklęciem. Nie zostawię tu dziecka - oznajmił, wpijając się w Botta wzrokiem. Na chwilę zniknął w nim młody i nie do końca zdecydowany uzdrowiciel - teraz był Gwardzistą; przywódcą.
- Nie damy rady im wszystkim pomóc - powiedział do Josephine i Bertiego, widząc jak na zewnątrz jest już prawie całkowicie jasno. - Ostatnia trójka Ben i wynoście się stąd! Nie chcę cię tu z nimi widzieć jak wyjdę! - krzyknął do Wrighta, w myślach dodając: jeśli stąd wyjdę. - Jak skończycie to się teleportujecie, natychmiast - mówił wciąż tonem nieznoszącym sprzeciwu, wyprostowany i pewny siebie. Wiedział, że Zakonnicy będą stawiać opory jeżeli ktoś nimi teraz nie pokieruje. Dodatkowo krata zaczęła palić podtrzymujących ją mężczyzn. Alexander nie tracił czasu. Gdy wąsacz i staruszek ruszyli w stronę kraty on również to uczynił. Jego poznaczone bliznami po poparzeniach dłonie chwyciły metal i Selwyn włożył wszystkie swoje siły w to, by unieść kratę do góry.
The member 'Alexander Selwyn' has done the following action : rzut kością
'k100' : 94
'k100' : 94
Trzymała mocno dziecięce dłonie, idąc przed siebie. Było spokojnie. Nie słychać było ludzkich oddechów, innych niż te, które należały do dzieci. Nie widać było obcych sylwetek, które mogły uniemożliwić dotarcie do cypla. Maggie oddychała w skupieniu, nie pozwalając jeszcze jednak płucom, by rozpłynęły się z rozkoszy pod naporem świeżego, jeszcze nocnego powietrza. Gdy dochodzili do linii drzew, obróciła się na mury lochów, w których, jak jeszcze niedawno jej się zdawało, spędzi już resztę swoich dni. Znajome postury dały jej do myślenia – nie wszyscy wiedzieli, w którą stronę szła razem z dziećmi, do których notabene dołączył blondynek, więc musiała wymyślić coś, co wskazałoby im drogę. Oderwała od swojej sukienki pasmo materiału, skoro i tak już była podarta, i zawiązała go na jednej z rosnących przy drzewie gałązek, pospolitych samosiewek.
Już chciała odchrząknąć i wrócić do wiersza, kiedy jedna z dziewczynek się odezwała.
- Nawet jeśli, to nie pozwolę im was zabrać – odparła, podając brunetce i rudemu chłopcu jeszcze raz swoje dłonie. – Jak tylko ktoś do nas dojdzie, musicie go mocno kopać po kostkach. To taki słaby punkt…
Zamarła, gdy dziewczynka zaczęła kaszleć. Krwią. Nie musiała być mistrzem anatomii, żeby wiedzieć, że to zły znak, nawet jeśli nie miała pojęcia, skąd ta krew mogła się wziąć i z jakiego powodu wypływała z jej ust. Rozejrzała się po pozostałych dzieciach, żeby upewnić się, że nie dzieje się z nimi nic podobnego. Były blade i słabe. Psidwacza mać.
Ukucnęła przy nich, zagarniając do siebie kaszlącą brunetkę.
- Posłuchajcie mnie uważnie, bo to bardzo, ale to bardzo ważne – zaczęła poważnie, chociaż nie była zbyt dobra w przemowach motywacyjnych. Wiedziały, w jakiej wszyscy znajdowali się sytuacji. Wskazała im ręką piaskowy most za drzewami. Most pomiędzy ich więzieniem a bezpieczeństwem. – Za drzewami jest piaskowy mostek, cypel, za którym czeka nas suchy ląd, z dala od wyspy i ludzi, którzy mogą nas znaleźć i zrobić coś niedobrego. Musimy tam dojść. Wiem, że nie macie już siły, ale tam już będziemy wszyscy bezpieczni i dostaniemy pomoc, której wszyscy potrzebujemy. Musicie dać z siebie wszystko, dobrze? Chwyćcie się wszyscy za łapki i mocno się trzymajcie. Wezmę na ręce waszą koleżankę, więc nie mogę trzymać też was. No już, idziemy. Lewa, prawa, lewa, prawa!
Musiała zajmować ich rozmową, żeby cały czas utrzymywali swoje skupienie na czymś, co mogło stać się tłem dla ich kroków. Wzięła brunetkę na ręce – ostrożnie, ale pewnie, jedną ręką obejmując ją pod udami. Drugą, wolną dłoń podała rudemu chłopcu.
- Obejmij mnie mocno za szyję i skrzyżuj nóżki za moimi plecami – szepnęła do brunetki. – Chwyć się mojej sukienki. – słowa skierowała jeszcze do piegowatej. - Opowiem wam historię o pewnym dzielnym chłopcu, który podstępem pokonał smoka, co wy na to?
Ruszyła razem z nimi, nadając marszowy ton ich wędrówce między drzewami. Zmęczy się niedługo, dziewczynka nie była lekka jak piórko, ale musiała wytrzymać chociaż do cypla.
(rzucam na niesienie małej, bo jak kratę trzeba trzymać, to i dziecko chyba też, ja nie wiem)
Już chciała odchrząknąć i wrócić do wiersza, kiedy jedna z dziewczynek się odezwała.
- Nawet jeśli, to nie pozwolę im was zabrać – odparła, podając brunetce i rudemu chłopcu jeszcze raz swoje dłonie. – Jak tylko ktoś do nas dojdzie, musicie go mocno kopać po kostkach. To taki słaby punkt…
Zamarła, gdy dziewczynka zaczęła kaszleć. Krwią. Nie musiała być mistrzem anatomii, żeby wiedzieć, że to zły znak, nawet jeśli nie miała pojęcia, skąd ta krew mogła się wziąć i z jakiego powodu wypływała z jej ust. Rozejrzała się po pozostałych dzieciach, żeby upewnić się, że nie dzieje się z nimi nic podobnego. Były blade i słabe. Psidwacza mać.
Ukucnęła przy nich, zagarniając do siebie kaszlącą brunetkę.
- Posłuchajcie mnie uważnie, bo to bardzo, ale to bardzo ważne – zaczęła poważnie, chociaż nie była zbyt dobra w przemowach motywacyjnych. Wiedziały, w jakiej wszyscy znajdowali się sytuacji. Wskazała im ręką piaskowy most za drzewami. Most pomiędzy ich więzieniem a bezpieczeństwem. – Za drzewami jest piaskowy mostek, cypel, za którym czeka nas suchy ląd, z dala od wyspy i ludzi, którzy mogą nas znaleźć i zrobić coś niedobrego. Musimy tam dojść. Wiem, że nie macie już siły, ale tam już będziemy wszyscy bezpieczni i dostaniemy pomoc, której wszyscy potrzebujemy. Musicie dać z siebie wszystko, dobrze? Chwyćcie się wszyscy za łapki i mocno się trzymajcie. Wezmę na ręce waszą koleżankę, więc nie mogę trzymać też was. No już, idziemy. Lewa, prawa, lewa, prawa!
Musiała zajmować ich rozmową, żeby cały czas utrzymywali swoje skupienie na czymś, co mogło stać się tłem dla ich kroków. Wzięła brunetkę na ręce – ostrożnie, ale pewnie, jedną ręką obejmując ją pod udami. Drugą, wolną dłoń podała rudemu chłopcu.
- Obejmij mnie mocno za szyję i skrzyżuj nóżki za moimi plecami – szepnęła do brunetki. – Chwyć się mojej sukienki. – słowa skierowała jeszcze do piegowatej. - Opowiem wam historię o pewnym dzielnym chłopcu, który podstępem pokonał smoka, co wy na to?
Ruszyła razem z nimi, nadając marszowy ton ich wędrówce między drzewami. Zmęczy się niedługo, dziewczynka nie była lekka jak piórko, ale musiała wytrzymać chociaż do cypla.
(rzucam na niesienie małej, bo jak kratę trzeba trzymać, to i dziecko chyba też, ja nie wiem)
Gość
Gość
The member 'Magnolia Cresswell' has done the following action : rzut kością
'k100' : 62
'k100' : 62
Starał się nie myśleć o tym, ile czasu w idiotyczny sposób stracili nie tak dawno, cackając się z otwieraniem drzwi bez uwalniania gazu, który i tak ich dopadł. Jego frustracja rosła, kiedy słyszał (i trochę obserwował, choć bardziej skupiał się na pomocy kolejnym więźniom) co się dzieje zaraz za nim. Kiedy usłyszał głos Selwyna, na sekundę go zmroziło. Nie był pewien, czy jest w stanie porzucić tutaj jeszcze więcej osób. Wiedział, że to rozsądne i, że prawdopodobnie i tak nie zdołają im już pomóc, jednak... być może znów porzucił mózg gdzieś w trakcie myślenia, zapomniał o nim w tej prostej czynności, a może zamiast mózgiem myślał emocjami. To jednak jest problem na inną chwilę, teraz Lex miał na pewno rację co do dziewczynki: jeśli mogą zostawić kogokolwiek to na pewno nie dziecko.
Skierował więc różdżkę w stronę kilkulatki, i z mocno bijącym w piersi sercem rzucił zaklęcie.
- Mobilicorpus. - mruknął, w nadziei że i ją uda mu się przenieść ją bezpiecznie przez przepaść tak, jak nie tak dawno przenosił nieprzytomną kobietę.
Skierował więc różdżkę w stronę kilkulatki, i z mocno bijącym w piersi sercem rzucił zaklęcie.
- Mobilicorpus. - mruknął, w nadziei że i ją uda mu się przenieść ją bezpiecznie przez przepaść tak, jak nie tak dawno przenosił nieprzytomną kobietę.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bertie Bott' has done the following action : rzut kością
'k100' : 96
'k100' : 96
Nigdy wcześniej nie obserwował wschodu słońca z taka uwagą i jednocześnie przerażeniem; w obecnej sytuacji każdy dodatkowy promień, rozjaśniający ciężkie chmury, wiszące nad horyzontem, zdawał się wbijać ostro w siatkówkę, niszcząc wnętrze oka. Po burzy zawsze wychodziło słońce, dając nadzieję na lepsze czasy - w ich przypadku było odwrotnie; chciałby zatrzymać noc na dłużej, sprawić, by złota łuna nad otaczającym zamek lasem zgasła, by znów zalały ich ciemności, poprzetykane jedynie odblaskami gwiazd. Nie miał jednak władzy nad czasem, mógł robić tylko to, co było w zasięgu umięśnionych ramion. Pochylanie się nad przepaścią i sięganie po przerażonych więźniów, wiszących tuż nad otchłanią, zaczynało wchodzić mu w nawyk. Ugięcie kolan, mocny, pewny chwyt, tak ścisły, by drżące ciało nie wyślizgnęło się, podciągnięcie, opuszczenie na wilgotną trawę. W pewien sposób czuł się jak podczas żmudnych, rutynowych treningów sprawnościowych, przygotowujących do ważnego meczu. Ćwiczenia ramion, setki powtórzeń, mających przynieść upragniony efekt. Sądził, że się uda, że będzie w stanie pomóc każdemu, kto zdecyduje się na skok przez wyrwę, ale nawet ta nadzieja została stłumiona. W momencie, w którym pochylał się nad wiszącym nastolatkiem, jedna z kobiet osuwała się w przepaść; nie zdążyłby jej uratować, nie spychając w mrok młodzieńca, który kurczowo trzymał się jego przedramienia. Słyszał przeraźliwy wrzask - tylko słyszał, bowiem natychmiast oderwał wzrok od włosów, trzepoczących w przepaści, skupiając się na nastolatku. I chociaż serce przyśpieszyło rytm a świat zdawał się stężeć w nagłym bólu, działał dalej, wyciągając młodzieńca na brzeg. Popchnął go w bok, na ziemię, samemu powracając nad przepaść - miał złudną nadzieję, że zdoła dojrzeć opadającą kobietę, że jeszcze zdąży przywołać ją zaklęciem, ale nie widział ani poszarpanej sukni ani pasma jasnych włosów. Przymknął na sekundę oczy, słysząc rumor i krzyk Alexandra, dobiegający zza kraty. Opadła, podniosła się; widocznie działo się tam coś złego, coś błysnęło, pewnie zaklęcie. Wright zdrętwiał - wszystko buntowało się przeciwko wypełnieniu rozkazu Selwyna, ale nie śmiał postąpić inaczej, na razie skupiony na wypatrywaniu kolejnej trójki, wyskakującej z sypiącego się pomieszczenia. Żwawy staruszek oraz posiadacz bujnej czupryny skoczyli - co stanie się z łysym? kolejna iskra wyrzutów przemknęła przez drżący układ nerwowy - a za nimi miała podążyć...lewitująca dziewczynka? Wright obserwował jej lot, tak samo jak skoki mężczyzn, mając nadzieję, że zdoła im pomóc i nie będzie już świadkiem niczyjego okrutnego losu, kończącego się gdzieś w zielonkawej otchłani.
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Pierwszy z mężczyzn, słysząc inkantację zaklęcia, szybko wyczarował potężną tarczę - jak się okazało, nie było to potrzebne, bo urok Josephine i tak okazał się zbyt słaby, by dosięgnąć strażników. Drugi z nich także uniósł różdżkę - wyczarował noże, te jednak nie zdawały się mu posłuszne; przemknęły wysoko ponad głowami więźniów, a potem obróciły się w pył. Wkrótce z różdżki jednego z nich wystrzeliła ognista kula; Josephine, dzięki wyczulonym aurorskim zmysłom, mogła bez problemu dostrzec, że płomienie wyminą ją o kilka cali - wszak to nie ona była celem, a jeden ze stojących za nią więźniów. Gdyby wykazała się odpowiednim refleksem, mogłaby uratować nieszczęśnika od poważnych oparzeń.
Odziani w czerń mężczyźni skupiali się na walce - jednak jeśli ta nie będzie kontynuowana, znów zwrócą uwagę na uciekających więźniów.
Podnosząc kratę, Alex odczuł przerażające pieczenie obejmujące całe jego dłonie; jego skóra zdawała się czerwienieć. Mógł mieć wrażenie, że jego palce płoną żywcem - że skóra wkrótce oddzieli się reszty tkanek, a te ulegną zwęgleniu. Ból przeszywał na wskroś - gdyby nie jego determinacja, Alex nie byłby w stanie unieść i utrzymać parzącej kraty. Zdołał jednak to uczynić, otwierając więźniom drogę ucieczki.
Brzydka kobieta - wskutek trudnej decyzji podjętej przez Bena - z przeraźliwym krzykiem runęła w przepaść; dzięki temu jednak nastolatek zachował życie. Ciężko oddychał, był przerażony, drżał - spojrzał w wyrwę śladem kobiety, która spadła, a potem odwrócił głowę. Zaciskał z całych sił powieki, na twarzy miał płaczliwy grymas. Był przerażony.
Bertie bez większych problemów przemieścił półprzytomną dziewczynkę nad przepaścią. Mała miękko wylądowała na trawniku tuż obok Bena; miała otępiałe spojrzenie, wyglądała na wycieńczoną. Uniosła wzrok i z ukosa zerknęła na Bena; czyniła to nadzwyczaj dojrzale, jakby przeżyła więcej niż powinna. Była o wiele bardziej opanowana od nastolatka.
Wkrótce po tym do krawędzi podeszli następni więźniowie - najpierw skoczył żwawy staruszek, tuż za nim włochaty mężczyzna. Im obu nie szło najgorzej, bacząc na ich stan, potrzebowali jednak pomocy w podciągnięciu się na krawędzi; Ben byłby w stanie udzielić jej im obu jednocześnie. Stanowił jednak jedyną osobę, która mogłaby w tej chwili pomóc nastolatkowi i dziewczynce uciec - nie wyglądało na to, że sami z siebie byliby w stanie opuścić wyspę. Czas uciekał - a na Wrighta czekała kolejna trudna decyzja.
Wąsacz i staruszek, najpewniej świadomi swojego nieodległego losu, wciąż trzymali wysoko kratę - dając pozostałym ostatnią możliwość ucieczki. Z ich ust wydzierały się krzyki i jęki bólu, trzymali jednak bramę pewnie - nie potrzebowali nawet pomocy trzeciej osoby.
Gdy dzieci usłyszały słowa Magnolii, w ich wymęczonych spojrzeniach pojawił się błysk determinacji - nie odezwały się jednak słowem, być może dlatego, że zajmował je ciężki kaszel. Szły posłusznie, nie sprawiając większych problemów; wysiłek, jakim było uniesienie dziewczynki, znacznie nadwyrężył Magnolię - uciekał jej oddech, przemęczała się, nie mogła iść tak szybko, jak z pewnością chciała. Zanim jednak zdążyła się obejrzeć, opuściła wraz z dziećmi wyspę, przemierzając cypel sięgający aż do stałego lądu; byli już bezpieczni. Kobieta mogła dostrzec, że na końcu drogi znów znajdował się las, tym razem o wiele gęstszy i rozleglejszy - nie znała go, a pozostała z dziećmi sama, bez niczyjej pomocy. Mogła brnąć w nieznane bądź zaryzykować i zaczekać na pozostałych: nie mogła mieć jednak pewności, czy Zakonnicy w ogóle do niej dołączą. Twierdza, która była im więzieniem, pozostawała w zasięgu wzroku, choć nieco zakrywały ją gęstwiny młodych drzew.
Słońce wzejdzie za mniej niż pięć minut.
| Z Magnolią idą: brunetka, rudy grzybek, piegowata, blondas, okularnik, dwie małe bliźniaczki.
Krata jest trzymana z mocą 126. Prowadzenie walki zza kopca daje bonus +40 do uników. W ostatniej turze mężczyźni skupieni byli na walce - ST przeskoczenia wyrwy wynosiło 60. W tej turze może ulec to zmianie.
Poglądowa mapka. Kolejka dwudziesta druga (na 23). Dojście do cypla wymaga dwóch kolejek, dobiegnięcie - jednej.
Odziani w czerń mężczyźni skupiali się na walce - jednak jeśli ta nie będzie kontynuowana, znów zwrócą uwagę na uciekających więźniów.
Podnosząc kratę, Alex odczuł przerażające pieczenie obejmujące całe jego dłonie; jego skóra zdawała się czerwienieć. Mógł mieć wrażenie, że jego palce płoną żywcem - że skóra wkrótce oddzieli się reszty tkanek, a te ulegną zwęgleniu. Ból przeszywał na wskroś - gdyby nie jego determinacja, Alex nie byłby w stanie unieść i utrzymać parzącej kraty. Zdołał jednak to uczynić, otwierając więźniom drogę ucieczki.
Brzydka kobieta - wskutek trudnej decyzji podjętej przez Bena - z przeraźliwym krzykiem runęła w przepaść; dzięki temu jednak nastolatek zachował życie. Ciężko oddychał, był przerażony, drżał - spojrzał w wyrwę śladem kobiety, która spadła, a potem odwrócił głowę. Zaciskał z całych sił powieki, na twarzy miał płaczliwy grymas. Był przerażony.
Bertie bez większych problemów przemieścił półprzytomną dziewczynkę nad przepaścią. Mała miękko wylądowała na trawniku tuż obok Bena; miała otępiałe spojrzenie, wyglądała na wycieńczoną. Uniosła wzrok i z ukosa zerknęła na Bena; czyniła to nadzwyczaj dojrzale, jakby przeżyła więcej niż powinna. Była o wiele bardziej opanowana od nastolatka.
Wkrótce po tym do krawędzi podeszli następni więźniowie - najpierw skoczył żwawy staruszek, tuż za nim włochaty mężczyzna. Im obu nie szło najgorzej, bacząc na ich stan, potrzebowali jednak pomocy w podciągnięciu się na krawędzi; Ben byłby w stanie udzielić jej im obu jednocześnie. Stanowił jednak jedyną osobę, która mogłaby w tej chwili pomóc nastolatkowi i dziewczynce uciec - nie wyglądało na to, że sami z siebie byliby w stanie opuścić wyspę. Czas uciekał - a na Wrighta czekała kolejna trudna decyzja.
Wąsacz i staruszek, najpewniej świadomi swojego nieodległego losu, wciąż trzymali wysoko kratę - dając pozostałym ostatnią możliwość ucieczki. Z ich ust wydzierały się krzyki i jęki bólu, trzymali jednak bramę pewnie - nie potrzebowali nawet pomocy trzeciej osoby.
Gdy dzieci usłyszały słowa Magnolii, w ich wymęczonych spojrzeniach pojawił się błysk determinacji - nie odezwały się jednak słowem, być może dlatego, że zajmował je ciężki kaszel. Szły posłusznie, nie sprawiając większych problemów; wysiłek, jakim było uniesienie dziewczynki, znacznie nadwyrężył Magnolię - uciekał jej oddech, przemęczała się, nie mogła iść tak szybko, jak z pewnością chciała. Zanim jednak zdążyła się obejrzeć, opuściła wraz z dziećmi wyspę, przemierzając cypel sięgający aż do stałego lądu; byli już bezpieczni. Kobieta mogła dostrzec, że na końcu drogi znów znajdował się las, tym razem o wiele gęstszy i rozleglejszy - nie znała go, a pozostała z dziećmi sama, bez niczyjej pomocy. Mogła brnąć w nieznane bądź zaryzykować i zaczekać na pozostałych: nie mogła mieć jednak pewności, czy Zakonnicy w ogóle do niej dołączą. Twierdza, która była im więzieniem, pozostawała w zasięgu wzroku, choć nieco zakrywały ją gęstwiny młodych drzew.
Słońce wzejdzie za mniej niż pięć minut.
| Z Magnolią idą: brunetka, rudy grzybek, piegowata, blondas, okularnik, dwie małe bliźniaczki.
Krata jest trzymana z mocą 126. Prowadzenie walki zza kopca daje bonus +40 do uników. W ostatniej turze mężczyźni skupieni byli na walce - ST przeskoczenia wyrwy wynosiło 60. W tej turze może ulec to zmianie.
Poglądowa mapka. Kolejka dwudziesta druga (na 23). Dojście do cypla wymaga dwóch kolejek, dobiegnięcie - jednej.
- Tabela z żywotnością:
Postać Rodzaj obrażeń PŻ Kara Alex zatrucie (35), odmrożenie (5), oparzenia (20) 155/215 -10 Ben zatrucie (35), odmrożenia (20), tłuczone (5) 220/280 -10 Bertie zatrucie (70) 154/224 -15 Josie zatrucie (35), odmrożenia (15) 170/220 -10 Magnolia zatrucie ( 40- wyzerowane na 2 tury), osłabienie (10), odmrożenia (15), tłuczone (5)132172/202-15-5
Wyspa Rzeźb
Szybka odpowiedź