Kryjówka pisarzy
AutorWiadomość
First topic message reminder :
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.
Kryjówka pisarzy
W jednej z bocznych uliczek można znaleźć wyjątkowe miejsce, magicznie ukryty pokój, określany mianem kryjówki pisarzy z racji spotykającej się tam grupy artystów szukających natchnienia. Pomieszczenie nie jest duże, wypełnione starymi fotelami i kanapami, w rogu znajduje się kominek i sterta bardzo starych gazet.
Wieść niesie, że natchnienie zbierających się tu osób to nie jedyny powód odwiedzin, a plotki lubią rozchodzić się echem. To duch pięknej śpiewaczki, wili, nawiedzającej dawny dom, stanowi główne źródło weny, tym bardziej, że duch eterycznej istoty lubuje się w udzielaniu przybyłym niezwykłych, artystycznych porad. Czyż można dziwić się młodym mężczyznom, stęsknionym zgubionych ideałów piękna, które ofiaruje im duch? A może i ty się skusisz?
Wieść niesie, że natchnienie zbierających się tu osób to nie jedyny powód odwiedzin, a plotki lubią rozchodzić się echem. To duch pięknej śpiewaczki, wili, nawiedzającej dawny dom, stanowi główne źródło weny, tym bardziej, że duch eterycznej istoty lubuje się w udzielaniu przybyłym niezwykłych, artystycznych porad. Czyż można dziwić się młodym mężczyznom, stęsknionym zgubionych ideałów piękna, które ofiaruje im duch? A może i ty się skusisz?
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 08.01.19 7:42, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Anthony Skamander' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 75
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 75
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
- Przez ducha? - głos, który rozległ się za plecami Skamandera przebrzmiewał raczej zaciekawieniem, niż niepokojem. W tym momencie Lucan był nawet zaintrygowany. Niespecjalnie przepadał za duchami, ale nie dało się ukryć, że fascynowały go związane z nimi historie. Matka często opowiadała mu o duchach zamieszkujących jej rodzinną posiadłość. Raz nawet jedna z owych dusz napędziła mu niezłego stracha.
A co się tyczyło samego miejsca, do którego zmierzali, to podejrzenia Tony'ego były słuszne. Abbott niewiele wiedział o kryjówce pisarzy. Jak to w większości przypadków, gdy w grę wchodziły takie zwykłe-niezwykłe miejsca, do jego uszu dotarło tylko kilka plotek. I o dziwo żadna z nich nie mówiła nic o duchu. Skoro jednak dostał ostrzeżenie, zamierzał mieć się na baczności. W ciszy i skupieniu podążał za przyjacielem, trzymając różdżkę w pogotowiu. Poprzednim razem gdy razem z Jessą wybrali się na naprawę anomalii, poszło im wręcz śpiewająco. Lucan po cichu liczył na to, że los znów się do niego uśmiechnie.
Trzeba przyznać, że pomieszczenie, w którym się znaleźli, wywołało u Abbotta coś w rodzaju nostalgii. Pomimo zaniedbania oraz wszechobecnego bałaganu, miejsce to nosiło w sobie ślady przeszłości, działalności artystycznej. Bez większego trudu mógł sobie wyobrazić, jak młodzi czarodzieje zakradali się tutaj, w skupieniu zasiadając do pisania swoich dzieł, lub omawiając kolejne przeczytane lektury w mini kółku literackim.
- Uwiniemy się szybko - obiecał przyjacielowi. Upał nie sprzyjał przebywaniu na zewnątrz, a i w samej kryjówce temperatura wcale nie należała do najprzyjemniejszych. A im bliżej znajdowali się od źródła anomalii, tym mniej przyjemnie się robiło. Chociaż w tym przypadku to nie temperatura sprawiała, że atmosfera robiła się coraz mniej przyjemna. Robotę jednak należało wykonać.
Zanim zobaczył lecące w ich kierunku pióra, najpierw je usłyszał. Szelest, który rozległ się w powietrzu, przypominał trochę chrzęst suchej trawy. Te wszystkie lotki musiały być bardzo stare.
- Mollio - rozkazał tak samo jak Skamander, unosząc rękę dzierżącą różdżkę, oraz wykonując odpowiedni ruch nadgarstkiem.
A co się tyczyło samego miejsca, do którego zmierzali, to podejrzenia Tony'ego były słuszne. Abbott niewiele wiedział o kryjówce pisarzy. Jak to w większości przypadków, gdy w grę wchodziły takie zwykłe-niezwykłe miejsca, do jego uszu dotarło tylko kilka plotek. I o dziwo żadna z nich nie mówiła nic o duchu. Skoro jednak dostał ostrzeżenie, zamierzał mieć się na baczności. W ciszy i skupieniu podążał za przyjacielem, trzymając różdżkę w pogotowiu. Poprzednim razem gdy razem z Jessą wybrali się na naprawę anomalii, poszło im wręcz śpiewająco. Lucan po cichu liczył na to, że los znów się do niego uśmiechnie.
Trzeba przyznać, że pomieszczenie, w którym się znaleźli, wywołało u Abbotta coś w rodzaju nostalgii. Pomimo zaniedbania oraz wszechobecnego bałaganu, miejsce to nosiło w sobie ślady przeszłości, działalności artystycznej. Bez większego trudu mógł sobie wyobrazić, jak młodzi czarodzieje zakradali się tutaj, w skupieniu zasiadając do pisania swoich dzieł, lub omawiając kolejne przeczytane lektury w mini kółku literackim.
- Uwiniemy się szybko - obiecał przyjacielowi. Upał nie sprzyjał przebywaniu na zewnątrz, a i w samej kryjówce temperatura wcale nie należała do najprzyjemniejszych. A im bliżej znajdowali się od źródła anomalii, tym mniej przyjemnie się robiło. Chociaż w tym przypadku to nie temperatura sprawiała, że atmosfera robiła się coraz mniej przyjemna. Robotę jednak należało wykonać.
Zanim zobaczył lecące w ich kierunku pióra, najpierw je usłyszał. Szelest, który rozległ się w powietrzu, przypominał trochę chrzęst suchej trawy. Te wszystkie lotki musiały być bardzo stare.
- Mollio - rozkazał tak samo jak Skamander, unosząc rękę dzierżącą różdżkę, oraz wykonując odpowiedni ruch nadgarstkiem.
We carry on through the stormTired soldiers in this war
Remember what we're fighting for
Remember what we're fighting for
Lucan Abbott
Zawód : Znawca prawa, pracownik Służb Administracyjnych Wizengamotu
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
If you can't fly, run
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Lucan Abbott' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 5
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 5
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
- Czasem i ludzi: artystów szukających natchnienia - dodał wzruszając ramionami. Nie bardzo trafiał do niego artyzm oraz pomysł poszukiwania natchnienia do pracy. Była to dla niego poniekąd abstrakcja. Chęci zawsze były czymś co się miało. Chcesz pisać - to po prostu pisz. Naprawdę potrzeba było robić sobie wymówki i zmuszać się do kręcenia po zapyziałych, opuszczonych kryjówkach? - Ale tak - głównie przez ducha - potwierdził wracając do rzeczywistości po swojej krótkiej, dygresyjnej wycieczce wśród swych myśli - Ducha wili będącego niegdyś śpiewaczką. Ponoć operową, jednak nigdy nie znalazłem potwierdzenia na te domysły. Jest ponoć całkiem rozmowna, jak na martwą zawiesinę - nie mogło się obyć bez jakiegoś kąśliwego komentarza pod adresem martwej zjawy. Anthony nie przepadał za duchami - nie bał się ich, lecz te niezwykle go irytowały oraz drażniły. Choć posiadał niezłomne pokłady cierpliwości i spokoju te były jedną z tych składowych, które mogły próbować z powodzeniem zaburzać wewnętrzna harmonię Skamandera. Cieszył się zatem, że zjawy tu nie było i nie utrudniała im zadania.
Nie udało im się zajść w głąb kryjówki. Zaraz po minięciu ministralnej blokady i odważnym przekroczeniu progu, po wymianie zdań błahych i tych mobilizujących do działania - ujawniła się przed nimi moc koczującej w pomieszczeniu anomalii. Ta, uniosła pisarskie narzędzia i chcąc bronić się przed czarodziejami posłała je z niezwykłą siłą w ich stronę. Auror mocniej zacisnął dłoń na rękojeści dzierżonej różdżki wymagając od niej ziszczenia się wypowiedzianej inkantacji. udało mu się to w samą porę - pióra odbiły się miękko od jego piersi. Niestety Lucan nie miał tyle szczęścia. Dźwięk przeszywanego niby sztyletami ciała był bardzo charakterystyczny. W pierwszej chwili był bardzo zaskoczony. Lucan dobrze sobie radził z magią transmutacyjną. Po chwili dostrzegł jednak kamienne zlepki anomalii na wiodącej ręce.
- Do wyjścia - nie było opcji by próbowali dalej, zwłaszcza, że momentalnie poruszyły się inne przedmioty. Gdy byli już po bezpiecznej stornie, na zewnątrz, o zamknięte drzwi zadudniły z mocą alarmując tym samym najpewniej kręcących się po okolicy strażników. Stając się podparciem dla Abbotta uszli obaj z portowej dzielnicy.
|zt x2
Nie udało im się zajść w głąb kryjówki. Zaraz po minięciu ministralnej blokady i odważnym przekroczeniu progu, po wymianie zdań błahych i tych mobilizujących do działania - ujawniła się przed nimi moc koczującej w pomieszczeniu anomalii. Ta, uniosła pisarskie narzędzia i chcąc bronić się przed czarodziejami posłała je z niezwykłą siłą w ich stronę. Auror mocniej zacisnął dłoń na rękojeści dzierżonej różdżki wymagając od niej ziszczenia się wypowiedzianej inkantacji. udało mu się to w samą porę - pióra odbiły się miękko od jego piersi. Niestety Lucan nie miał tyle szczęścia. Dźwięk przeszywanego niby sztyletami ciała był bardzo charakterystyczny. W pierwszej chwili był bardzo zaskoczony. Lucan dobrze sobie radził z magią transmutacyjną. Po chwili dostrzegł jednak kamienne zlepki anomalii na wiodącej ręce.
- Do wyjścia - nie było opcji by próbowali dalej, zwłaszcza, że momentalnie poruszyły się inne przedmioty. Gdy byli już po bezpiecznej stornie, na zewnątrz, o zamknięte drzwi zadudniły z mocą alarmując tym samym najpewniej kręcących się po okolicy strażników. Stając się podparciem dla Abbotta uszli obaj z portowej dzielnicy.
|zt x2
Find your wings
| 25 września
Kryjówka pisarzy nie cieszyła się dobrą sławą, zwłaszcza wśród niezbyt oczytanych Wrightów, wolących przygody przeżywać a nie zagłębiać się w opowieściach na ten temat. W normalnych okolicznościach Benjamin ominąłby ją szerokim łukiem, nie zaszczycając spelunki swą skromną osobą, ale oddanie życia Zakonowi Feniksa wymagało pewnych poświęceń. Światły cel uświęcał niewygodne środki, dlatego też bez zawahania zaproponował swej drogiej kuzynce próbę naprawy anomalii właśnie w tym miejscu. Jednym z pozornie bezpiecznych, mieszczących się w dzielnicy portowej, dyskretnych i zarazem pozwalających wykazać się magią z zakresu transmutacji. Słyszał już co nieco o wibrującej tu esencji czarnej magii, ale wiedział, że nie sposób przygotować się do tak chaotycznych wybuchów czarodziejskiej mocy. Zabrał ze sobą wyłącznie różdżkę, narzucił na szerokie plecy skórzaną, mugolską kurtkę i - korzystając z Błędnego Rycerza, szarżującego pod kierownictwem Erniego Pranga - dostał się do zawilgłej, mglistej części Londynu. O tej porze, późnym wieczorem, port był opustoszały; gdzieniegdzie kręciła się tylko podejrzana klientela spelunek oraz panienki niezwykle lekkich i grożących chorobą weneryczną obyczajów. Omijał obydwie te grupki, śmiało podążając przed siebie: miał spotkać się z Charlene przed wejściem do budynku, tuż przy brudnych schodkach prowadzących prosto do Kryjówki pisarzy. Kołnierz kurtki postawił na sztorc, wielkie dłonie włożył w kieszenie; zapalił także papierosa i tak wyposażony, dotarł w końcu do umówionego miejsca.
Nie musiał długo czekać, Leighton nigdy się nie spóźniała. Gdy tylko zauważył zbliżającą się sylwetkę kobiety, pomachał jej wesoło. - Jak się masz, mała? - zagadnął, starając się brzmieć radośnie, chociaż otaczająca ich aura oraz perspektywa starcia z anomalią nie nastrajała zbyt pozytywnie. - Gotowa na wszystko? - dodał, czochrając nieco brudnymi palcami jej fryzurkę, w pieszczotliwym geście nonszalanckiego kuzyna, ciągającego krewną po podejrzanych dzielnicach, by brać udział w nielegalnych i zagrażających życiu i zdrowiu akcjach dywersyjnych. Mama nie byłaby z niego dumna, ale cóż zrobić; wybrali taką a nie inną ścieżkę i podążali nią ze śpiewem Feniksa brzmiącym wyraźnie w głowie.
Wypalił papierosa do końca i rzucił go na wilgotny bruk, gasząc go obcasem zabłoconego buta. Kiwnął głową na Charlene i pierwszy skierował się w stronę drzwi, odważnie przechodząc przez wysoki, wyszczerbiony próg. W pomieszczeniu panował półmrok, ale Benjamin był w stanie zauważyć większość szczegółów: w tym te oczywiste, rzucające się w oczy, także dosłownie. Pomieszczenie wyczuło swych gości, anomalia zareagowała, posyłając w ich stronę naostrzone pióra. Mordercza broń artystów oraz pisarzy; przypominały pikujące, egzotyczne ptaki o potwornie ostrych dziobach i pazurach. Wright zareagował instynktownie, licząc na to, że i Charlie uda się w porę ochronić przed chmurą pisarskich atrybutów, chcących podziurkować ich niczym najnowszą acz nieudaną powieść. - Mollio! - wykrzyknął, unosząc przed siebie różdżkę, by zmiękczyć pióra i uchronić się przed konsekwencjami ich ataku.
Kryjówka pisarzy nie cieszyła się dobrą sławą, zwłaszcza wśród niezbyt oczytanych Wrightów, wolących przygody przeżywać a nie zagłębiać się w opowieściach na ten temat. W normalnych okolicznościach Benjamin ominąłby ją szerokim łukiem, nie zaszczycając spelunki swą skromną osobą, ale oddanie życia Zakonowi Feniksa wymagało pewnych poświęceń. Światły cel uświęcał niewygodne środki, dlatego też bez zawahania zaproponował swej drogiej kuzynce próbę naprawy anomalii właśnie w tym miejscu. Jednym z pozornie bezpiecznych, mieszczących się w dzielnicy portowej, dyskretnych i zarazem pozwalających wykazać się magią z zakresu transmutacji. Słyszał już co nieco o wibrującej tu esencji czarnej magii, ale wiedział, że nie sposób przygotować się do tak chaotycznych wybuchów czarodziejskiej mocy. Zabrał ze sobą wyłącznie różdżkę, narzucił na szerokie plecy skórzaną, mugolską kurtkę i - korzystając z Błędnego Rycerza, szarżującego pod kierownictwem Erniego Pranga - dostał się do zawilgłej, mglistej części Londynu. O tej porze, późnym wieczorem, port był opustoszały; gdzieniegdzie kręciła się tylko podejrzana klientela spelunek oraz panienki niezwykle lekkich i grożących chorobą weneryczną obyczajów. Omijał obydwie te grupki, śmiało podążając przed siebie: miał spotkać się z Charlene przed wejściem do budynku, tuż przy brudnych schodkach prowadzących prosto do Kryjówki pisarzy. Kołnierz kurtki postawił na sztorc, wielkie dłonie włożył w kieszenie; zapalił także papierosa i tak wyposażony, dotarł w końcu do umówionego miejsca.
Nie musiał długo czekać, Leighton nigdy się nie spóźniała. Gdy tylko zauważył zbliżającą się sylwetkę kobiety, pomachał jej wesoło. - Jak się masz, mała? - zagadnął, starając się brzmieć radośnie, chociaż otaczająca ich aura oraz perspektywa starcia z anomalią nie nastrajała zbyt pozytywnie. - Gotowa na wszystko? - dodał, czochrając nieco brudnymi palcami jej fryzurkę, w pieszczotliwym geście nonszalanckiego kuzyna, ciągającego krewną po podejrzanych dzielnicach, by brać udział w nielegalnych i zagrażających życiu i zdrowiu akcjach dywersyjnych. Mama nie byłaby z niego dumna, ale cóż zrobić; wybrali taką a nie inną ścieżkę i podążali nią ze śpiewem Feniksa brzmiącym wyraźnie w głowie.
Wypalił papierosa do końca i rzucił go na wilgotny bruk, gasząc go obcasem zabłoconego buta. Kiwnął głową na Charlene i pierwszy skierował się w stronę drzwi, odważnie przechodząc przez wysoki, wyszczerbiony próg. W pomieszczeniu panował półmrok, ale Benjamin był w stanie zauważyć większość szczegółów: w tym te oczywiste, rzucające się w oczy, także dosłownie. Pomieszczenie wyczuło swych gości, anomalia zareagowała, posyłając w ich stronę naostrzone pióra. Mordercza broń artystów oraz pisarzy; przypominały pikujące, egzotyczne ptaki o potwornie ostrych dziobach i pazurach. Wright zareagował instynktownie, licząc na to, że i Charlie uda się w porę ochronić przed chmurą pisarskich atrybutów, chcących podziurkować ich niczym najnowszą acz nieudaną powieść. - Mollio! - wykrzyknął, unosząc przed siebie różdżkę, by zmiękczyć pióra i uchronić się przed konsekwencjami ich ataku.
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 32
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 32
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Charlie kiedyś słyszała o tym miejscu, już po przeprowadzce do Londynu, ale nie miała okazji tu być, bo nigdy nie interesowała się szczególnie artystycznym pisarstwem; nie miała na to czasu, tak zajęta nauką wymagających dziedzin, jak alchemia, astronomia czy transmutacja. O wiele łatwiej było ją spotkać w miejscach bardziej typowych dla uczących się alchemików.
Nigdy jeszcze nie miała okazji mierzyć się z żadną anomalią. Miał to być jej pierwszy raz, pierwsze spotkanie z tą mocą, o której wiele słyszała od maja. I choć w Mungu robiła co mogła, by warzyć eliksiry dla ofiar anomalii, do tej pory brakowało jej odwagi i umiejętności, by samej próbować pokonać tę moc w którymś z zainfekowanych złą magią miejsc. Wiedziała jednak, że Ben, jako Gwardzista, miał dość sił i umiejętności, by to zrobić, i mimo wahania dała się namówić, by spróbować.
Do tej pory zastanawiała ją ta przemiana kuzyna, niegdyś gwiazdy quidditcha mającej za sobą liczne wzloty i upadki, w kogoś bezwzględnie oddanemu walce za słuszne wartości. Co takiego sprawiło, że tak przewartościował swoje życiowe priorytety i stał się tym, kim był teraz, odważnym, utalentowanym i pokiereszowanym w licznych walkach czarodziejem? Naprawdę go podziwiała, zdając sobie sprawę, że choć sama była coraz lepsza w warzeniu skomplikowanych mikstur, walczyć nie potrafiła.
Dostała się do dzielnicy portowej. Czuła się w tym miejscu nieco niezręcznie, choć zadbała o to, by częściowo zamaskować swoją tożsamość. Założyła długi płaszcz z kapturem, którym okryła swoje jasne włosy zaplecione w warkocz. Miała przy sobie różdżkę, a w wewnętrznej kieszeni przed wyjściem z domu schowała jedną fiolkę eliksiru niezłomności – tak na wszelki wypadek, choć miała nadzieję, że nie napotkają nikogo z przeciwników Zakonu. W walce byłaby dla Bena wyłącznie balastem, jedyne co mogłaby zrobić, to spróbować pozmieniać przeciwników w króliki. Kiedyś uratowała w ten sposób Anthony’ego Macmillana, ale wtedy ich przeciwnicy byli mugolami, nie czarnoksiężnikami zdolnymi rzucać najbardziej odrażające klątwy.
Spojrzała na Bena, gdy okazało się, że dotarł na miejsce pierwszy, i podeszła bliżej, zadzierając głowę do góry, by spojrzeć mu w twarz. A choć w jej oczach czaiła się niepewność, starała się być dzielna. Ktoś musiał zmierzyć się z anomaliami, by ludziom żyło się spokojniej i bezpieczniej.
- To będzie moje pierwsze starcie z anomalią. Jak myślisz, co możemy zastać w środku? – zastanowiła się.
Było wiele pytań, które chciała mu zadać, między innymi o Hannah i jej samopoczucie, ale to mogło chwilę poczekać, najpierw musieli zająć się anomalią. Pozwoliła, by Ben pierwszy wsunął się do środka. Dyskretnie podążyła za nim, stąpając ostrożnie i rozglądając się po wnętrzu. Anomalia natychmiast wyczuła intruzów, a w ich stronę rzuciła się cała chmara piór.
- Mollio! – rzuciła natychmiast, mając nadzieję, że magia jej posłucha i instrumenty pisarskie za chwilę staną się zupełnie niegroźne. Nie chciała przekonywać się, jak bolą ostre stalówki wbijające się w ciało.
Nigdy jeszcze nie miała okazji mierzyć się z żadną anomalią. Miał to być jej pierwszy raz, pierwsze spotkanie z tą mocą, o której wiele słyszała od maja. I choć w Mungu robiła co mogła, by warzyć eliksiry dla ofiar anomalii, do tej pory brakowało jej odwagi i umiejętności, by samej próbować pokonać tę moc w którymś z zainfekowanych złą magią miejsc. Wiedziała jednak, że Ben, jako Gwardzista, miał dość sił i umiejętności, by to zrobić, i mimo wahania dała się namówić, by spróbować.
Do tej pory zastanawiała ją ta przemiana kuzyna, niegdyś gwiazdy quidditcha mającej za sobą liczne wzloty i upadki, w kogoś bezwzględnie oddanemu walce za słuszne wartości. Co takiego sprawiło, że tak przewartościował swoje życiowe priorytety i stał się tym, kim był teraz, odważnym, utalentowanym i pokiereszowanym w licznych walkach czarodziejem? Naprawdę go podziwiała, zdając sobie sprawę, że choć sama była coraz lepsza w warzeniu skomplikowanych mikstur, walczyć nie potrafiła.
Dostała się do dzielnicy portowej. Czuła się w tym miejscu nieco niezręcznie, choć zadbała o to, by częściowo zamaskować swoją tożsamość. Założyła długi płaszcz z kapturem, którym okryła swoje jasne włosy zaplecione w warkocz. Miała przy sobie różdżkę, a w wewnętrznej kieszeni przed wyjściem z domu schowała jedną fiolkę eliksiru niezłomności – tak na wszelki wypadek, choć miała nadzieję, że nie napotkają nikogo z przeciwników Zakonu. W walce byłaby dla Bena wyłącznie balastem, jedyne co mogłaby zrobić, to spróbować pozmieniać przeciwników w króliki. Kiedyś uratowała w ten sposób Anthony’ego Macmillana, ale wtedy ich przeciwnicy byli mugolami, nie czarnoksiężnikami zdolnymi rzucać najbardziej odrażające klątwy.
Spojrzała na Bena, gdy okazało się, że dotarł na miejsce pierwszy, i podeszła bliżej, zadzierając głowę do góry, by spojrzeć mu w twarz. A choć w jej oczach czaiła się niepewność, starała się być dzielna. Ktoś musiał zmierzyć się z anomaliami, by ludziom żyło się spokojniej i bezpieczniej.
- To będzie moje pierwsze starcie z anomalią. Jak myślisz, co możemy zastać w środku? – zastanowiła się.
Było wiele pytań, które chciała mu zadać, między innymi o Hannah i jej samopoczucie, ale to mogło chwilę poczekać, najpierw musieli zająć się anomalią. Pozwoliła, by Ben pierwszy wsunął się do środka. Dyskretnie podążyła za nim, stąpając ostrożnie i rozglądając się po wnętrzu. Anomalia natychmiast wyczuła intruzów, a w ich stronę rzuciła się cała chmara piór.
- Mollio! – rzuciła natychmiast, mając nadzieję, że magia jej posłucha i instrumenty pisarskie za chwilę staną się zupełnie niegroźne. Nie chciała przekonywać się, jak bolą ostre stalówki wbijające się w ciało.
Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
The member 'Charlene Leighton' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 47
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 47
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Wcale nie uważał Charlene za kogoś zbędnego a już na pewno nie za balast - geny Leightonów pozostały w niej niezwykle silne, wygrywając walkę z tymi pochodzącymi ze szkockich rejonów Wrightów. Blondynka nie tylko nie śmigała sprawnie na miotle, ale poświęciła swoje życie nauce, skomplikowanemu warzeniu eliksirów, drobiazgowemu dobieraniu składników. Podziwiał ją za to, za upór w sięganiu po własne marzenia i za talent, który posiadała, przyczyniając się do pomocy innym. Wspierała uzdrowicieli swymi umiejętnościami, zamykała w fiolkach i słoiczkach niezbędne im maści, pomagając także Zakonowi Feniksa. Benjamin sam nie korzystał z dobrodziejstw jednostkowych alchemików, bardziej ufając sile własnych mięśni niż tak kruchemu przedmiotowi, który mógł się stłuc lub zaginąć w ferworze walki, co nie znaczyło, że nie spoglądał na drobną kuzynkę z dumą. Zdawał sobie sprawę, że jest równie delikatna, co warzone przez nią eliksiry, zamierzał więc mieć na nią oko.
- Zapewne coś niebezpiecznego. Może mordercze pióra, może zatrzaskujące się na naszych głowach książki, może jakiegoś nawiedzonego poetę, chcącego poderżnąć nam gardła - odpowiedział beztrosko, nie chcąc ukrywać przed Leighton trudów anomalii. - Poradzisz sobie. Ze mną nic ci nie grozi - dodał, widząc bladą twarz kuzynki, mając nadzieję, że Charlie posiada niezwykle krótką pamięć i nie wspomni o tragicznych obrażeniach, jakich doznała przebywająca pod jego opieką Hannah. On sam starał się wypierać poranioną buzię siostry, zwłaszcza w chwili, w której wkraczali do pomieszczenia zajętego przez anomalię.
Prawie zgadł - w ich stronę natychmiast pomknęły pozostawione przez pisarzy przedmioty, ale szybka reakcja, zarówno jego samego, jak i Charlene, uchroniła ich przed konsekwencjami niezwykle bliskiego spotkania trzeciego stopnia z zaostrzonym piórem. Żadne z nich nie zdołało rozciąć ich skóry a piórka opadły bezwładnie wokół ich nóg. - No, widzisz, jak gładko poszło? - odwrócił się do Leighton, chcąc dodać jej animuszu. Taki optymizm wręcz prosił się o przykry komentarz ze strony urażonej anomalii, dlatego też nie kontynuował sztucznej wesołości, poważniejąc i unosząc różdżkę. To był dopiero początek, ledwie otworzyli wrota mrocznej mocy, zagrażającej wszystkim znajdującym się blisko Kryjówki pisarzy. - Rób to, co ja - polecił cicho, a chwilę później rozpoczął naprawę anomalii. Szeptem wypowiadał odpowiednie inkantacje, a wraz za szmerem formuły, którą znał już na pamięć, podążał nadgarstek wiodącej ręki, zakreślający w powietrzu dokładne półkola. Wright przymknął oczy, walcząc z napierającą na nich mroczną mgłą, wibrującym powietrzem, nie chcącym tak łatwo poddać się ich woli.
| naprawiamy metodą zakonu feniksa
- Zapewne coś niebezpiecznego. Może mordercze pióra, może zatrzaskujące się na naszych głowach książki, może jakiegoś nawiedzonego poetę, chcącego poderżnąć nam gardła - odpowiedział beztrosko, nie chcąc ukrywać przed Leighton trudów anomalii. - Poradzisz sobie. Ze mną nic ci nie grozi - dodał, widząc bladą twarz kuzynki, mając nadzieję, że Charlie posiada niezwykle krótką pamięć i nie wspomni o tragicznych obrażeniach, jakich doznała przebywająca pod jego opieką Hannah. On sam starał się wypierać poranioną buzię siostry, zwłaszcza w chwili, w której wkraczali do pomieszczenia zajętego przez anomalię.
Prawie zgadł - w ich stronę natychmiast pomknęły pozostawione przez pisarzy przedmioty, ale szybka reakcja, zarówno jego samego, jak i Charlene, uchroniła ich przed konsekwencjami niezwykle bliskiego spotkania trzeciego stopnia z zaostrzonym piórem. Żadne z nich nie zdołało rozciąć ich skóry a piórka opadły bezwładnie wokół ich nóg. - No, widzisz, jak gładko poszło? - odwrócił się do Leighton, chcąc dodać jej animuszu. Taki optymizm wręcz prosił się o przykry komentarz ze strony urażonej anomalii, dlatego też nie kontynuował sztucznej wesołości, poważniejąc i unosząc różdżkę. To był dopiero początek, ledwie otworzyli wrota mrocznej mocy, zagrażającej wszystkim znajdującym się blisko Kryjówki pisarzy. - Rób to, co ja - polecił cicho, a chwilę później rozpoczął naprawę anomalii. Szeptem wypowiadał odpowiednie inkantacje, a wraz za szmerem formuły, którą znał już na pamięć, podążał nadgarstek wiodącej ręki, zakreślający w powietrzu dokładne półkola. Wright przymknął oczy, walcząc z napierającą na nich mroczną mgłą, wibrującym powietrzem, nie chcącym tak łatwo poddać się ich woli.
| naprawiamy metodą zakonu feniksa
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 15
'k100' : 15
W Charlie niewątpliwie było więcej genów Leightonów niż Wrightów – choć po nich z pewnością przejęła swoją szczerą, dobrą i prostolinijną naturę. Może nie grała w quidditcha i nie potrafiła wykonać skomplikowanych manewrów miotlarskich, ale nosiła w sobie czyste, dobre serce i pamięć o wartościach, które wpojono jej w rodzinnym domu.
Jej matka, jak przystało na Wrightównę, była dobrą, troskliwą matką i strażniczką domowego ogniska, ale pasjonowała się alchemią, nawet jeśli nie zajmowała się nią zawodowo tak jak jej córka, która już kilka lat temu wyprzedziła zdolnościami swoją rodzicielkę. Mimo braku umiejętności bitewnych dołączyła do Zakonu, pragnęła pomagać innym najlepiej jak potrafiła, oferując Zakonnikom fiolki z miksturami, zarówno tymi leczniczymi, jak i bojowymi. W tej dziedzinie czuła się pewnie, choć z pewnością mogła osiągnąć na tym polu jeszcze więcej, do czego starała się dążyć.
Słysząc jego słowa wzdrygnęła się, ale nie chciała dać po sobie pokazać niepewności i lęku, które towarzyszyły temu pierwszemu spotkaniu ze źródłem anomalii. Miała w pamięci to, co spotkało Bena i Hannah pod koniec sierpnia, choć wiedziała, że przyczyną ich stanu było starcie z czarnoksiężnikami, nie anomalia sama w sobie. Miała nadzieję, że dzisiaj nic takiego się nie stanie. Nie chciała podzielić losu kuzynki, a czuła się żałośnie bezbronna i mogłaby polegać jedynie na umiejętnościach Bena i własnej zdolności do przemiany animagicznej.
Uporali się jednak ze złośliwymi piórami. Żadne z nich nie zostało ranne, więc mogli od razu zabrać się za próbę okiełznania magii. Nie powinni spędzać tu zbyt wiele czasu, na wypadek gdyby anomalią interesowali się inni. Przed przybyciem tutaj Charlie zapoznała się ze sposobem naprawiania magii stworzonym przez profesor Bagshot, więc przynajmniej w teorii wiedziała, co powinna robić. A jak wyjdzie w praktyce?
- Więc mamy rozszalałe, atakujące pióra, zobaczymy, co dalej – rzekła, kiedy przyrządy do pisania, już unieszkodliwione, opadły na ziemię. – Zapoznałam się z teorią i postaram się ciebie naśladować – dodała, starając się patrzeć na to wszystko z optymizmem. Chciała wierzyć, że się uda.
Uniosła różdżkę śladem Bena, starając się skierować swoją moc w stronę anomalii, by naprawić ją zgodnie ze sposobem Zakonu. Skupiła całe swoje magiczne siły, w nadziei że okażą się wystarczające i będzie zdolna wspomóc Bena w starciu z mocą anomalii.
| 15 + 41 x 3 = 138
Jej matka, jak przystało na Wrightównę, była dobrą, troskliwą matką i strażniczką domowego ogniska, ale pasjonowała się alchemią, nawet jeśli nie zajmowała się nią zawodowo tak jak jej córka, która już kilka lat temu wyprzedziła zdolnościami swoją rodzicielkę. Mimo braku umiejętności bitewnych dołączyła do Zakonu, pragnęła pomagać innym najlepiej jak potrafiła, oferując Zakonnikom fiolki z miksturami, zarówno tymi leczniczymi, jak i bojowymi. W tej dziedzinie czuła się pewnie, choć z pewnością mogła osiągnąć na tym polu jeszcze więcej, do czego starała się dążyć.
Słysząc jego słowa wzdrygnęła się, ale nie chciała dać po sobie pokazać niepewności i lęku, które towarzyszyły temu pierwszemu spotkaniu ze źródłem anomalii. Miała w pamięci to, co spotkało Bena i Hannah pod koniec sierpnia, choć wiedziała, że przyczyną ich stanu było starcie z czarnoksiężnikami, nie anomalia sama w sobie. Miała nadzieję, że dzisiaj nic takiego się nie stanie. Nie chciała podzielić losu kuzynki, a czuła się żałośnie bezbronna i mogłaby polegać jedynie na umiejętnościach Bena i własnej zdolności do przemiany animagicznej.
Uporali się jednak ze złośliwymi piórami. Żadne z nich nie zostało ranne, więc mogli od razu zabrać się za próbę okiełznania magii. Nie powinni spędzać tu zbyt wiele czasu, na wypadek gdyby anomalią interesowali się inni. Przed przybyciem tutaj Charlie zapoznała się ze sposobem naprawiania magii stworzonym przez profesor Bagshot, więc przynajmniej w teorii wiedziała, co powinna robić. A jak wyjdzie w praktyce?
- Więc mamy rozszalałe, atakujące pióra, zobaczymy, co dalej – rzekła, kiedy przyrządy do pisania, już unieszkodliwione, opadły na ziemię. – Zapoznałam się z teorią i postaram się ciebie naśladować – dodała, starając się patrzeć na to wszystko z optymizmem. Chciała wierzyć, że się uda.
Uniosła różdżkę śladem Bena, starając się skierować swoją moc w stronę anomalii, by naprawić ją zgodnie ze sposobem Zakonu. Skupiła całe swoje magiczne siły, w nadziei że okażą się wystarczające i będzie zdolna wspomóc Bena w starciu z mocą anomalii.
| 15 + 41 x 3 = 138
Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
The member 'Charlene Leighton' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 25
'k100' : 25
Sukces w okiełznaniu anomalii znajdował się w zasięgu ręki, wystarczyło tylko odpowiednio mocno skupić się na zadaniu i nie popełnić żadnego błędu. Na papierze wyglądało to niezwykle prosto, ale w rzeczywistości wymagało to od Benjamina wszystkich dostępnych sił. Czarna magia pęczniała w tym miejscu wręcz w nieskończoność, dzieliła się, wzmacniała, poruszała pozostawione tutaj przez dawnych odwiedzających przedmioty, czyniąc z Kryjówki pisarzy miejsce niebezpieczne, emanujące mroczną mocą, sprowadzającą na przebywających tu ludzi zniszczenie. Obydwoje z Charlene znajdowali się już na półmetku, osłonili się przed ostrymi przedmiotami, udało im się także względnie ustabilizować nieposłuszną magię. Gdy tylko Leighton dołączyła do inkantacji, poczuł ulgę; szło im całkiem nieźle a Charlie, pomimo debiutu w roli czarownicy ratującej świat, spisywała się naprawdę dobrze. Była cierpliwa i opanowana, nie wycofywała się, nie poddawała lękowi: śmiało unosiła różdżkę, doprowadzając wnętrze pomieszczenia do stanu pierwotnego. Prawie, kilka piór i książek ciągle spadało z półek, tym razem nie robiąc im większej krzywdy.
- To jeszcze nie koniec - ostrzegł Charlene przezornie, gdy opuścił powoli różdżkę. Zazwyczaj to właśnie w tym momencie anomalia atakowała po raz ostatni, szarżując na śmiałków w bardzo brutalny sposób. Benjamin rozejrzał się po pokoju uważnie, ale tylko ślepiec przegapiłby niespodziankę, przygotowaną przez wyrzuconą z równowagi magię. Z jednej ze ścian wychynęła istota; kobieta, może duch, może tylko zjawa. Zawodziła rozpaczliwie, jej płacz zamieniał się jednak w śpiew, z powrotem powracając do melodyjnego wypowiadania kolejnych głosek. Jej postać wprowadzała chaos, utrudniała opanowanie anomalii do końca: na wpół materialna czarownica stała się nieukojoną duszą tego miejsca, kimś, kogo musieli uspokoić, by osiągnąć pełny sukces. Żądała ofiary - z muzyki, z talentu kogoś, kto dorówna jej śpiewnym wyczynom. Jaimie bezradnie rozejrzał się po otoczeniu, nie potrafił śpiewać: jedynym ratunkiem wydawało się sięgnięcie po harmonijkę ustną. Znajdowała się w jego zasięgu, poderwał ją więc z zakurzonego stolika i przyłożył do ust, starając się wygrać odpowiednio piękną melodię: z całych sił starał się nie popełnić błędu, od jego muzycznego talentu zależało powodzenie całej ich wieczornej misji. Wypuścił powietrze i kontynuował grę, trzymając się rytmu i zapamiętanych sprzed lat nut.
| gra na harmonijce ustnej, I poziom +10
- To jeszcze nie koniec - ostrzegł Charlene przezornie, gdy opuścił powoli różdżkę. Zazwyczaj to właśnie w tym momencie anomalia atakowała po raz ostatni, szarżując na śmiałków w bardzo brutalny sposób. Benjamin rozejrzał się po pokoju uważnie, ale tylko ślepiec przegapiłby niespodziankę, przygotowaną przez wyrzuconą z równowagi magię. Z jednej ze ścian wychynęła istota; kobieta, może duch, może tylko zjawa. Zawodziła rozpaczliwie, jej płacz zamieniał się jednak w śpiew, z powrotem powracając do melodyjnego wypowiadania kolejnych głosek. Jej postać wprowadzała chaos, utrudniała opanowanie anomalii do końca: na wpół materialna czarownica stała się nieukojoną duszą tego miejsca, kimś, kogo musieli uspokoić, by osiągnąć pełny sukces. Żądała ofiary - z muzyki, z talentu kogoś, kto dorówna jej śpiewnym wyczynom. Jaimie bezradnie rozejrzał się po otoczeniu, nie potrafił śpiewać: jedynym ratunkiem wydawało się sięgnięcie po harmonijkę ustną. Znajdowała się w jego zasięgu, poderwał ją więc z zakurzonego stolika i przyłożył do ust, starając się wygrać odpowiednio piękną melodię: z całych sił starał się nie popełnić błędu, od jego muzycznego talentu zależało powodzenie całej ich wieczornej misji. Wypuścił powietrze i kontynuował grę, trzymając się rytmu i zapamiętanych sprzed lat nut.
| gra na harmonijce ustnej, I poziom +10
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 31
'k100' : 31
Charlie robiła to pierwszy raz, wcześniej zapoznana jedynie z teorią. Słyszała też opowieści innych Zakonników o naprawianiu magii, dlatego postanowiła sama też spróbować. Bywały momenty, kiedy czuła się niezręcznie z tym, że inni narażali życie, podczas gdy ona jedynie warzyła eliksiry. Poza tym z czysto naukowego punktu widzenia chciała przekonać się, jak wygląda i działa taka anomalia. Mimo całego lęku przed anomaliami i niechęci do tego, ile krzywd wyrządzały ludziom, była ciekawa ich natury. Ostatecznie ktoś musiał dołożyć starań, aby anomalie zostały pokonane, więc dobrze byłoby, gdyby i ci niewalczący, mocniejsi w wiedzy teoretycznej Zakonnicy dowiedzieli się o nich więcej.
Wyglądało jednak na to, że samo ustabilizowanie magii to nie koniec, by dokończyć naprawienie magii musieli pozostać tu jeszcze trochę; wyczuwała to instynktownie i bez słów Bena, choć mężczyzna potwierdził jej przypuszczenia i sprawił, że zachowała czujność, wypatrując potencjalnego zagrożenia lub wyzwania, z którym musieliby się zmierzyć. Jej starszy krewny z pewnością stoczył już niejedną walkę z anomaliami i nie była to dla niego pierwsza próba naprawy niestabilnej mocy.
Wszystko wokół nich zamarło, a później usłyszała śpiew, który przybierał na sile. Także zauważyła ducha pięknej kobiety, która wyłoniła się ze ściany. Z tego, co Charlie mogła zrozumieć wśród rozpaczliwych zawodzeń, wynikało, że kobieta oczekiwała tego, by ktoś dla niej zagrał, próbując dorównać jej talentem. Przez obecność i dźwięki wydawane przez ducha nie mogli skupić się na dalszym naprawianiu magii, więc pozostawało tylko jedno wyjście – musieli spróbować zagrać dla niej na jakimś instrumencie, w nadziei, że to uspokoi zjawę i pozwoli im dokończyć to, co robili.
Ben zaczął jako pierwszy i Charlie naprawdę miała nadzieję, że mu się uda, bo sama nie opanowała gry na żadnym instrumencie. Jej najbliżsi nie byli zbyt muzykalni, a i Charlie nigdy nie uczyła się gry. Teraz by się to przydało, ale niestety. Spodziewała się raczej zadania wymagającego jasności umysłu lub jakiejś konkretnej wiedzy, ale granie na czymkolwiek? Nie, tego zdecydowanie nie brała pod uwagę.
Dusza kobiety nie wyglądała jednak na zbyt usatysfakcjonowaną grą Wrighta. Próbując uratować powodzenie ich misji Charlie wzięła od niego instrument i także próbowała zagrać, naśladując wcześniejsze poczynania kuzyna. Było naprawdę mało prawdopodobne, by jej nieporadna, pozbawiona choć odrobiny talentu gra mogła przypaść duchowi do gustu, ale musiała przynajmniej spróbować. Jeśli poniosą porażkę, to przynajmniej ze świadomością, że oboje dali z siebie wszystko.
| próbuję grać na harmonijce, brak biegłości
Wyglądało jednak na to, że samo ustabilizowanie magii to nie koniec, by dokończyć naprawienie magii musieli pozostać tu jeszcze trochę; wyczuwała to instynktownie i bez słów Bena, choć mężczyzna potwierdził jej przypuszczenia i sprawił, że zachowała czujność, wypatrując potencjalnego zagrożenia lub wyzwania, z którym musieliby się zmierzyć. Jej starszy krewny z pewnością stoczył już niejedną walkę z anomaliami i nie była to dla niego pierwsza próba naprawy niestabilnej mocy.
Wszystko wokół nich zamarło, a później usłyszała śpiew, który przybierał na sile. Także zauważyła ducha pięknej kobiety, która wyłoniła się ze ściany. Z tego, co Charlie mogła zrozumieć wśród rozpaczliwych zawodzeń, wynikało, że kobieta oczekiwała tego, by ktoś dla niej zagrał, próbując dorównać jej talentem. Przez obecność i dźwięki wydawane przez ducha nie mogli skupić się na dalszym naprawianiu magii, więc pozostawało tylko jedno wyjście – musieli spróbować zagrać dla niej na jakimś instrumencie, w nadziei, że to uspokoi zjawę i pozwoli im dokończyć to, co robili.
Ben zaczął jako pierwszy i Charlie naprawdę miała nadzieję, że mu się uda, bo sama nie opanowała gry na żadnym instrumencie. Jej najbliżsi nie byli zbyt muzykalni, a i Charlie nigdy nie uczyła się gry. Teraz by się to przydało, ale niestety. Spodziewała się raczej zadania wymagającego jasności umysłu lub jakiejś konkretnej wiedzy, ale granie na czymkolwiek? Nie, tego zdecydowanie nie brała pod uwagę.
Dusza kobiety nie wyglądała jednak na zbyt usatysfakcjonowaną grą Wrighta. Próbując uratować powodzenie ich misji Charlie wzięła od niego instrument i także próbowała zagrać, naśladując wcześniejsze poczynania kuzyna. Było naprawdę mało prawdopodobne, by jej nieporadna, pozbawiona choć odrobiny talentu gra mogła przypaść duchowi do gustu, ale musiała przynajmniej spróbować. Jeśli poniosą porażkę, to przynajmniej ze świadomością, że oboje dali z siebie wszystko.
| próbuję grać na harmonijce, brak biegłości
Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Kryjówka pisarzy
Szybka odpowiedź