Kryjówka leśnego człowieka
Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
Kryjówka Leśnego Człowieka
Nikt do końca nie wie, kim jest Leśny Człowiek - wielu powątpiewa nawet w jego istnienie. Jedni twierdzą, że jest oswojonym wilkołakiem, który z jakiegoś powodu nigdy nie atakuje czarodziejów, inni mówią, że to czarownica zamieniona dziesiątki lat temu w potwora okrutną klątwą. Jakakolwiek nie byłaby prawda - ludzie twierdzą, że napotykają Leśnego Człowieka. Również mugole - ale tym nikt nie wierzy. Podania są zawsze takie same - wygląda jak przerośnięta małpa o dziwnie ludzkiej twarzy.
Czuwa w miejscu oddalonym od miasta, w głębokiej kniei, na polanie osłoniętej z czterech stron wysokimi drzewami, opodal ciemnej jaskini. Rzuć kością k6:
1: Zza drzew wyłania się Leśny Człowiek, który natychmiast rzuca się do ataku. Musisz uciekać.
2: Spotykasz Leśnego Człowieka, który początkowo się skrada, ale po kilku minutach czuje się pewniej i podchodzi bliżej ciebie. Dotyka twojego ubrania, twoich kieszeni - jeśli znajduje w nich jedzenie, zabiera je i odchodzi, nie jesteś w stanie go wyśledzić.
3-5: Nie spotykasz Leśnego Człowieka.
6: Spotykasz Leśnego Człowieka, który zachowuje się przyjaźnie. Jeśli masz przy sobie aparat, możesz zrobić sobie z nim zdjęcie, do którego zapozuje, uśmiechając się od ucha do ucha.
Lokacja zawiera kości.Czuwa w miejscu oddalonym od miasta, w głębokiej kniei, na polanie osłoniętej z czterech stron wysokimi drzewami, opodal ciemnej jaskini. Rzuć kością k6:
1: Zza drzew wyłania się Leśny Człowiek, który natychmiast rzuca się do ataku. Musisz uciekać.
2: Spotykasz Leśnego Człowieka, który początkowo się skrada, ale po kilku minutach czuje się pewniej i podchodzi bliżej ciebie. Dotyka twojego ubrania, twoich kieszeni - jeśli znajduje w nich jedzenie, zabiera je i odchodzi, nie jesteś w stanie go wyśledzić.
3-5: Nie spotykasz Leśnego Człowieka.
6: Spotykasz Leśnego Człowieka, który zachowuje się przyjaźnie. Jeśli masz przy sobie aparat, możesz zrobić sobie z nim zdjęcie, do którego zapozuje, uśmiechając się od ucha do ucha.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 07.03.19 15:13, w całości zmieniany 1 raz
|03.04.1956r
Lil była poddenerwowana od ogłoszenia wyników referendum. Jeszcze nie spodziewała się, że niedługo do listy jej lęków dojdzie przesłuchanie, a już teraz zdarzało się jeszcze częściej niż przedtem, że jej myśli biegły szybko, o wiele za szybko, że nad nimi nie panowała i nie wiedziała, co ze sobą zrobić. W takich chwilach lekiem na całe zło były jednak bliskie osoby. Florka, jej wulkan szczęścia, Matt - który zawsze był przy niej i zawsze mogła na niego liczyć. Ale też ci odrobinę dalsi znajomi. Bardzo się ucieszyła, kiedy Florean zaproponował wypad do lasu. Ucieczka od miasta, trochę natury za którą często tęskniła. Lil nie znała legendy o Leśnym Człowieku, może to i lepiej, w każdym razie szła po prostu ciesząc się, że pogoda powoli robi się wiosenna, jest coraz cieplej i coraz rzadziej pada.
- Byliście chyba ostatnio z Florką nieźle zagonieni, co?
Zagadnęła. Zerknęła na chłopaka, za którym chyba nawet zdążyła się stęsknić. Szła przed siebie, rozglądając się dookoła. Było jeszcze dość wcześnie, słońce z oddali przebijało się między drzewami. Trzeba przyznać, że okolica była przyjemna, w jakiś sposób uspokajająca.
- Cieszę się, że się odezwałeś. Jestem ostatnio jakaś... nerwowa. A to miejsce jest idealne. No i dawno się nie widzieliśmy. Widziałam cię między ludźmi na pokazie, ale potem nie miałam czasu łapać. - dodała, wspominając przy tym swój pierwszy pokaz w Londynie. Było na nim kilku jej znajomych. Sporo jak na niewielką ilość bliskich osób, jaką miała, ale wystarczająco dużo, żeby serce cieszyło się na ten widok.
Lil była poddenerwowana od ogłoszenia wyników referendum. Jeszcze nie spodziewała się, że niedługo do listy jej lęków dojdzie przesłuchanie, a już teraz zdarzało się jeszcze częściej niż przedtem, że jej myśli biegły szybko, o wiele za szybko, że nad nimi nie panowała i nie wiedziała, co ze sobą zrobić. W takich chwilach lekiem na całe zło były jednak bliskie osoby. Florka, jej wulkan szczęścia, Matt - który zawsze był przy niej i zawsze mogła na niego liczyć. Ale też ci odrobinę dalsi znajomi. Bardzo się ucieszyła, kiedy Florean zaproponował wypad do lasu. Ucieczka od miasta, trochę natury za którą często tęskniła. Lil nie znała legendy o Leśnym Człowieku, może to i lepiej, w każdym razie szła po prostu ciesząc się, że pogoda powoli robi się wiosenna, jest coraz cieplej i coraz rzadziej pada.
- Byliście chyba ostatnio z Florką nieźle zagonieni, co?
Zagadnęła. Zerknęła na chłopaka, za którym chyba nawet zdążyła się stęsknić. Szła przed siebie, rozglądając się dookoła. Było jeszcze dość wcześnie, słońce z oddali przebijało się między drzewami. Trzeba przyznać, że okolica była przyjemna, w jakiś sposób uspokajająca.
- Cieszę się, że się odezwałeś. Jestem ostatnio jakaś... nerwowa. A to miejsce jest idealne. No i dawno się nie widzieliśmy. Widziałam cię między ludźmi na pokazie, ale potem nie miałam czasu łapać. - dodała, wspominając przy tym swój pierwszy pokaz w Londynie. Było na nim kilku jej znajomych. Sporo jak na niewielką ilość bliskich osób, jaką miała, ale wystarczająco dużo, żeby serce cieszyło się na ten widok.
Maybe I'm scared because you mean more to me than
any other person.
any other person.
Florean przez ostatnie dni naraził się na większe niebezpieczeństwo niż przez pół swojego życia. Od pierwszego spotkania Zakonu, w którym przyszło mu uczestniczyć, był trochę nieobecny. Często się zawieszał i myślał o całym bożym świecie. Przychodził wcześnie do lodziarni i późno z niej wychodził, w zasadzie od razu kładąc się do łóżka. Ot, marna egzystencja. Jednak wczorajszego dnia stwierdził, że musi wziąć się w garść. Teraz tak będzie wyglądało jego życie i musiał się z tym pogodzić. Sam podjął decyzję o przystąpieniu do Zakonu - nikt go do niczego nie zmuszał. I tej decyzji nie żałował, po prostu potrzebował jeszcze chwili czasu do ułożenia sobie tego wszystkiego w głowie. Postanowił się z kimś spotkać i jakoś pierwszą osobą, która przyszła mu na myśl, była Lily. Wiele się nie zastanawiał tylko wyjął z klatki swoją sowę i naskrobał krótki liścik z pytaniem o spotkanie. Na szczęście jego ruda znajoma miała czas, co Florean przyjął z westchnięciem ulgi. Inaczej znowu snułby się z kąta w kąt. Tak więc kiedy nadszedł następny dzień, Florean teleportował się prosto do lasu. Bywał tu nie raz i nie dwa, stwierdził, że to będzie dobre miejsce na spotkanie. Miła odskocznia od... wszystkiego. Cisza, spokój, natura. - Tak, trochę tak... Czemu pytasz? - Nagle zapomniał o wszystkich problemach (nareszcie! Terapia w kształcie spaceru dawała szybkie rezultaty) i zaczął się zastanawiać czy przypadkiem któreś z nich chronicznie nie mogło znaleźć dla niej czasu. Miał nadzieję, że to nie dlatego Lily zadała to pytanie - zrobiłoby mu się strasznie głupio. Szczególnie, że starał się nie zaniedbywać relacji z bliskimi ludźmi, a już w szczególności z takimi, których lubił... trochę bardziej. - W takim razie cieszę się, że ci odpowiada - odpowiedział, uśmiechając się lekko. - Jakoś nie miałem dzisiaj ochoty na żadne szaleństwa - dodał, wzruszywszy ramionami. Bo normalnie Florek wolałby udać się gdzie indziej, gdzie coś się dzieje, ale akurat tego dnia wolał spokojnie pospacerować. Uśmiechnął się szerzej, słysząc o pokazie. - Byłem! Podziwiałem! I próbowałem załapać jak to robisz, ale znowu mi się to nie udało - chyba nigdy mu się to nie uda. A przecież poruszał się w obydwu światach równie swobodnie (może w świecie czarodziejskim trochę lepiej!) - Jedną sztuczkę mi zdradzisz - powiedział nagle. - Jedną - powtórzył, wyciągając w jej kierunku jeden palec, coby podkreślić, że to tylko jedna sztuczka i może to zrobić. - A tak poza tym... To jak wrażenia z pierwszego londyńskiego pokazu? - Zapytał, wsadzając obie ręce do kieszeni, bo jednak początek kwietnia nie grzeszył wysoką temperaturą, a Florean nie wziął ze sobą rękawiczek.
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Florean Fortescue' has done the following action : rzut kością
'k6' : 5
'k6' : 5
- Mignąłeś mi kilka razy na Pokątnej, ale wyglądałeś na bardzo zalatanego. - przyznała. Wiedziała, że czasem są takie chwile kiedy każda sekunda się liczy i nie powinno się wtedy wtrącać. Lil miała tak przed prawie każdym pokazem, że na dwa-trzy dni stawała się zwyczajnie niedostępna, większość czasu spędzała na próbach, poprawkach zmianach. Kilka dni, kiedy liczyła się tylko praca, żeby zaraz po pokazie przejść na kilka dni w pełni zasłużonego lenistwa.
- To dobrze. Wiesz, że ze mną trudno szaleć. - uśmiechnęła się trochę rozbawiona. Oto naczelna strachaiła Hogwartu, człowiek który nigdy nie wspinał się po drzewach bo wysoko, zawsze uciekał przed owadami, czy szczurkami. Przy Lily trudno dobierać szaleństwa, choć te małe na które może sobie pozwolić właśnie przez to sprawiają jej znacznie więcej przyjemności.
- Nie wiem, czy nie będę zmuszona zmienić pracy. Myślę o tym, wiesz w związku z tym wszystkim. Może niedługo będę dawała tylko pokazy dla przyjaciół, może będzie ci łatwiej. Choć chyba im bliżej siedzisz, tym łatwiej cię oszukać. - uśmiechnęła się może trochę smutno, na pewno trochę nerwowo. Nerwy zawsze było po niej wyraźnie widać jak i to, że wszystko się dopiero zaczyna, jej myśli jeszcze krążą dość powoli ale trzeba kilku dni żeby zaczęła panicznie czarnowidzić. - Wiesz. Mam monetę w ręce. - wyjęła także pozbawioną rękawiczki dłoń przed siebie i pokazała monetę. Podrzuciła ją i obróciła sprawnie między palcami, po czym zamknęła i odwróciła palcami w dół. - Druga ręka jest pusta. - pokazała i drugą dłoń. Ją też po chwili zamknęła. - Wiesz, co za chwilę się stanie i kombinujesz jak przerzucę monetę z jednej ręki do drugiej albo gdzie chowam drugą, gdzie schowam tę i szukając tego co chcesz zobaczyć nie wiesz, co się dzieje. A co najgorsze - pozwalasz się zagadywać. Gadanie to najsilniejsza broń iluzjonisty.
Tym razem uśmiechnęła się szerzej i odwróciła obie dłonie, żeby pokazać, że moneta faktycznie znajduje się teraz w drugiej ręce. Lubiła oszukiwać. Oszukiwać w drobny sposób, w celu zabawy, oszukiwać oczy i patrzeć na dezorientację swoich ofiar.
- Ah. I rękawy mam luźne. - znów wyjęła ręce z kieszeni żeby pokazać Flo, że nie miała żadnego ściągacza w rękawie, który utrzymałby monetę w trakcie ruchów. Spojrzała na niego z rozbawieniem i po prostu czekała na jego propozycje szczególnie rozbawiona tym, jak prosta jest odpowiedź. Cóż, prosta kiedy się ją już zna najpewniej.
- Już, już przestaję się popisywać. Mogę ci zrobić kiedyś maraton. Ja będę robić sztuczki troszkę wolniej, troszkę dokładniej ci wszystko pokazując, ty spróbujesz odgadnąć co zrobiłam. Jak zgadniesz, punkt dla ciebie, jak nie zgadniesz - dla mnie. - puściła mu oczko. Nie bolało ją ujawnianie sekretów, w każdym razie nie do tak drobnych sztuczek i nie wielu, ale znacznie zabawniej było, kiedy widz sam dochodził do rozwiązania.
- Fajnie było w końcu mówić po angielsku. Choć chciałabym pokazu w Szkocji, Szkoci bardziej się śmieją z żartów o Anglikach. - puściła mu oczko. Jej uśmiechy i wesołość była podszyta nutą nerwowości, jednak towarzystwo Flo zdecydowanie dobrze jej robiło. Drobne wygłupy i miłe tematy po prostu odrywały ją od całej tej rzeczywistości.
- A lodziarnia? To ona cię tak zajęła? - dodała ciekawsko.
- To dobrze. Wiesz, że ze mną trudno szaleć. - uśmiechnęła się trochę rozbawiona. Oto naczelna strachaiła Hogwartu, człowiek który nigdy nie wspinał się po drzewach bo wysoko, zawsze uciekał przed owadami, czy szczurkami. Przy Lily trudno dobierać szaleństwa, choć te małe na które może sobie pozwolić właśnie przez to sprawiają jej znacznie więcej przyjemności.
- Nie wiem, czy nie będę zmuszona zmienić pracy. Myślę o tym, wiesz w związku z tym wszystkim. Może niedługo będę dawała tylko pokazy dla przyjaciół, może będzie ci łatwiej. Choć chyba im bliżej siedzisz, tym łatwiej cię oszukać. - uśmiechnęła się może trochę smutno, na pewno trochę nerwowo. Nerwy zawsze było po niej wyraźnie widać jak i to, że wszystko się dopiero zaczyna, jej myśli jeszcze krążą dość powoli ale trzeba kilku dni żeby zaczęła panicznie czarnowidzić. - Wiesz. Mam monetę w ręce. - wyjęła także pozbawioną rękawiczki dłoń przed siebie i pokazała monetę. Podrzuciła ją i obróciła sprawnie między palcami, po czym zamknęła i odwróciła palcami w dół. - Druga ręka jest pusta. - pokazała i drugą dłoń. Ją też po chwili zamknęła. - Wiesz, co za chwilę się stanie i kombinujesz jak przerzucę monetę z jednej ręki do drugiej albo gdzie chowam drugą, gdzie schowam tę i szukając tego co chcesz zobaczyć nie wiesz, co się dzieje. A co najgorsze - pozwalasz się zagadywać. Gadanie to najsilniejsza broń iluzjonisty.
Tym razem uśmiechnęła się szerzej i odwróciła obie dłonie, żeby pokazać, że moneta faktycznie znajduje się teraz w drugiej ręce. Lubiła oszukiwać. Oszukiwać w drobny sposób, w celu zabawy, oszukiwać oczy i patrzeć na dezorientację swoich ofiar.
- Ah. I rękawy mam luźne. - znów wyjęła ręce z kieszeni żeby pokazać Flo, że nie miała żadnego ściągacza w rękawie, który utrzymałby monetę w trakcie ruchów. Spojrzała na niego z rozbawieniem i po prostu czekała na jego propozycje szczególnie rozbawiona tym, jak prosta jest odpowiedź. Cóż, prosta kiedy się ją już zna najpewniej.
- Już, już przestaję się popisywać. Mogę ci zrobić kiedyś maraton. Ja będę robić sztuczki troszkę wolniej, troszkę dokładniej ci wszystko pokazując, ty spróbujesz odgadnąć co zrobiłam. Jak zgadniesz, punkt dla ciebie, jak nie zgadniesz - dla mnie. - puściła mu oczko. Nie bolało ją ujawnianie sekretów, w każdym razie nie do tak drobnych sztuczek i nie wielu, ale znacznie zabawniej było, kiedy widz sam dochodził do rozwiązania.
- Fajnie było w końcu mówić po angielsku. Choć chciałabym pokazu w Szkocji, Szkoci bardziej się śmieją z żartów o Anglikach. - puściła mu oczko. Jej uśmiechy i wesołość była podszyta nutą nerwowości, jednak towarzystwo Flo zdecydowanie dobrze jej robiło. Drobne wygłupy i miłe tematy po prostu odrywały ją od całej tej rzeczywistości.
- A lodziarnia? To ona cię tak zajęła? - dodała ciekawsko.
Maybe I'm scared because you mean more to me than
any other person.
any other person.
The member 'Lily MacDonald' has done the following action : rzut kością
'k6' : 2
'k6' : 2
Westchnął teatralnie, równie teatralnie wywracając oczami. - Lily! A gdybyś choć raz spróbowała się tak... rozluźnić? - Zapytał, spoglądając na nią z ciekawością. Była śliczną młodą kobietą, przed którą świat stał otworem. Nie mogła bać się nawet swojego cienia! Znaczy Florean rozumiał, że niektórzy mogą mieć taki a nie inny charakter, jednak wciąż wierzył, że Lily może się trochę otworzyć. I to bez zażywania żadnych podejrzanych substancji. Potem przerwał ten temat, ale Lily mogła być pewna, że do niego wróci. - A o jakiej pracy myślisz? - Zapytał, trochę się smucąc, że jest zmuszona zrezygnować z iluzji na większą skalę. Dla niego to powinna zostać w tej branży i zostać najsławniejszą czarownicą w mugolskim świecie. - Tak, widzę, ale stań - powiedział, bo tak idąc to nie byłby w stanie niczego zauważyć. Patrzył na jedną rękę i na drugą, co i rusz kiwał głową, dając znak, że słucha o czym mówi. A i tak dał się zaskoczyć. Uniósł ręce wysoko do góry w geście rezygnacji i zaczął dalej iść przed siebie. - Jesteśmy umówieni - powiedział, jednocześnie zastanawiając się nad jakimś ultimatum, by przemóc jej wszystkofobię. Na pewno nie był za terapią szokową - po ostatniej wizycie na Nokturnie absolutnie nikomu tego nie życzył. - Szkocja... - rozmarzył się. - Byłem tam tylko raz, ale wciąż pamiętam jak było tam pięknie - westchnął i nawet ludzie mu nie przeszkadzali, bo przecież był osobą bardzo komunikatywną i nawet z takim nadętym Szkotem był w stanie znaleźć jakiś wspólny język. - Eee... Tak - odparł, choć wcale nie było to zgodne z prawdą. Znaczy ostatnimi czasy zatapiał się w pracy, ale wcale nie było to spowodowane jakimś nagłym przypływem klientów. Niemniej powiedział - Wiesz, kwiecień, robi się coraz cieplej - i wzruszył ramionami.
Wtedy nastąpiło to. Zza drzewa wyłonił się przedziwny stwór. Florean od razu się zatrzymał i złapał Lily za rękę, by i ona już nie zrobiła żadnego kroku wprzód. - A jednak będą się działy szalone rzeczy - szepnął rozbawiony, choć w głębi duszy sam nie był pewny co do ich bezpieczeństwa! Drugą rękę zacisnął na różdżce, znajdującą się wciąż w kieszeni płaszcza. Po chwili stwór zniknął za innym drzewem, lecz zaraz wyłonił się zza innego. Florean był zestresowany, ale jednocześnie strasznie podekscytowany. Ah, ale żałował, że nie pożyczył od Bertiego aparatu! Zerknął na Lily i cichutko się do niej zbliżył aż dotykał swoim ramieniem jej ramienia. Nie chciał przepłoszyć stwora! Jednak o to chyba nie musiał się bać, bo stwór całkiem pewnym krokiem zaczął iść w ich kierunku. Florean naprawdę przestawał być taki pewny ich sytuacji i zaczął się zastanawiać nad jakąś ucieczką, ale przecież nie mógł tego zrobić przy Lily! Zresztą miał dziwne wrażenie, że ten stwór biega o wiele szybciej niż mogłoby się wydawać. No i spokojnie do nich szedł - gdyby chciał ich zjeść to pewnie by już dawno do nich podbiegł. - Ale czad - mruknął, kiedy stwór w końcu do nich podszedł i zaczął z ciekawością dotykać ubrań.
Wtedy nastąpiło to. Zza drzewa wyłonił się przedziwny stwór. Florean od razu się zatrzymał i złapał Lily za rękę, by i ona już nie zrobiła żadnego kroku wprzód. - A jednak będą się działy szalone rzeczy - szepnął rozbawiony, choć w głębi duszy sam nie był pewny co do ich bezpieczeństwa! Drugą rękę zacisnął na różdżce, znajdującą się wciąż w kieszeni płaszcza. Po chwili stwór zniknął za innym drzewem, lecz zaraz wyłonił się zza innego. Florean był zestresowany, ale jednocześnie strasznie podekscytowany. Ah, ale żałował, że nie pożyczył od Bertiego aparatu! Zerknął na Lily i cichutko się do niej zbliżył aż dotykał swoim ramieniem jej ramienia. Nie chciał przepłoszyć stwora! Jednak o to chyba nie musiał się bać, bo stwór całkiem pewnym krokiem zaczął iść w ich kierunku. Florean naprawdę przestawał być taki pewny ich sytuacji i zaczął się zastanawiać nad jakąś ucieczką, ale przecież nie mógł tego zrobić przy Lily! Zresztą miał dziwne wrażenie, że ten stwór biega o wiele szybciej niż mogłoby się wydawać. No i spokojnie do nich szedł - gdyby chciał ich zjeść to pewnie by już dawno do nich podbiegł. - Ale czad - mruknął, kiedy stwór w końcu do nich podszedł i zaczął z ciekawością dotykać ubrań.
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie odpowiedziała. Z reguły nie ciągnęła tego typu rozmów, bo nie prowadziły one właściwie do niczego. Nie bała się wszystkiego z kaprysu, nie chciała tego, tak po prostu było, ona taka była. I tak była troszkę bardziej otwarta niż lata temu, choć to chyba całkiem normalne, że z wiekiem człowiek staje się odrobinkę bardziej odważny, poznaje świat. Nie chciała się kolejnej osobie tłumaczyć z tego, że jakiekolwiek próby do tej pory nie działały, a podpowiedzi typu "spróbuj się otworzyć" nie bardzo jej w czymkolwiek pomagają. Wzruszyła więc jedynie ramionami, zwyczajnie nie ciągnąc tematu.
- Nie wiem. Szukam czegokolwiek. Wiesz, nie znam się na wielu rzeczach. Znaczy znam i będę próbowała szukać czegoś związanego z majsterkowaniem, może z wytwórstwem mebli. Tata mnie trochę nauczył, to w sumie powinno być nawet łatwiejsze niż to, co czasem trzeba było zorganizować na potrzeby występu. Ale to za jakiś czas, teraz chcę jakiejkolwiek pracy takiej, żeby się nie martwić o finanse i móc szukać w spokoju. - objaśniła swój plan, a kiedy Florek uniósł ręce, pokręciła głową. Przez chwilę myślała nawet, czy nie wyjąć z kieszeni rozwiązania swojego triku, ale zaraz uznała, że nie będzie mu ułatwiać i na umówionym maratonie da mu drugą szansę.
- Możesz kiedyś wpaść do mnie. Rodzice lubią poznawać moich znajomych. Zabrałabym cię na wycieczkę w góry. I zobaczyłbyś, że czasem bywam odważna. - zaproponowała. Szkocja to dla niej jak inny świat, dom. Pewnie Flo miałby duży problem ze zrozumieniem jej rodziny, jednak skoro Matt dał sobie radę, czemu on miałby nie dać? Obaj z resztą mieli bardzo łagodny trening przy Lil, która czasem nadal, choć przez wiele lat zdecydowanie zangielszczyła swoją mogę, od czasu do czasu potrafi brzmieć bardzo... gwarowo.
Zaraz jednak i ten temat dosłownie wyleciał jej z głowy. Czy raczej uciekł, jak i ona miała ochotę uciekać, kiedy tylko Florean pociągnął ją za rękę, żeby wskazać jakiegoś potwora.
- Co to?
Jęknęła cicho, przygryzając mocno wargę i przysunęła się do Florka w nadziei, że ten wie co się dzieje i, jak powinni się zachować. Ona miała spore braki w magicznej wiedzy, może to spokojne, może to niegroźne? Flo nie wydawał jej się przerażony, choć sama aparycja stwora wcale nie działała dobrze na jej nerwy. Wsunęła się za plecy chłopaka, kiedy istota zaczęła dotykać ich ubrać i zacisnęła dłonie na jego ramionach, na moment aż wstrzymując oddech. A co, jeśli zaraz ich zaatakuje? Cofnęła się trochę, istota jednak nie zareagowała nerwowo, za to (!) zwyczajnie wsadziła jej rękę do kieszeni.
Dłonie rudej zaciskały się mocno na ramionach Flo, nie patrzyła już w tamtą stronę, a wcisnęła twarz w jego plecy i jakby czekała na znak, żeby razem z nim uciekać, porządnie się przy tym telepiąc. Gdyby nie to, jak spokojnie zareagował Froteceau, pewnie już byłaby w połowie drogi do Londynu.
Chciała z resztą odsunąć się od stwora jeszcze trochę, ale ten pociągnął za jej płaszcz i dopiero wyciągnął łapę z jej kieszeni - zabierając przy tym trzy karmelkowe cukierki jakie w niej miała i wyrzucając przypadkiem dość szeroką gumkę na nadgarstek - służącą swoją drogą do chowania monet przy kilku trikach.
W tym momencie istota zajęła się bardziej ubraniem Flo, pociągnął nosem jakby chciał wyczuć coś do jedzenia, w jednej ręce miętosząc cukierki, drugą zaczął obmacywać kieszeń chłopaka.
- Nie wiem. Szukam czegokolwiek. Wiesz, nie znam się na wielu rzeczach. Znaczy znam i będę próbowała szukać czegoś związanego z majsterkowaniem, może z wytwórstwem mebli. Tata mnie trochę nauczył, to w sumie powinno być nawet łatwiejsze niż to, co czasem trzeba było zorganizować na potrzeby występu. Ale to za jakiś czas, teraz chcę jakiejkolwiek pracy takiej, żeby się nie martwić o finanse i móc szukać w spokoju. - objaśniła swój plan, a kiedy Florek uniósł ręce, pokręciła głową. Przez chwilę myślała nawet, czy nie wyjąć z kieszeni rozwiązania swojego triku, ale zaraz uznała, że nie będzie mu ułatwiać i na umówionym maratonie da mu drugą szansę.
- Możesz kiedyś wpaść do mnie. Rodzice lubią poznawać moich znajomych. Zabrałabym cię na wycieczkę w góry. I zobaczyłbyś, że czasem bywam odważna. - zaproponowała. Szkocja to dla niej jak inny świat, dom. Pewnie Flo miałby duży problem ze zrozumieniem jej rodziny, jednak skoro Matt dał sobie radę, czemu on miałby nie dać? Obaj z resztą mieli bardzo łagodny trening przy Lil, która czasem nadal, choć przez wiele lat zdecydowanie zangielszczyła swoją mogę, od czasu do czasu potrafi brzmieć bardzo... gwarowo.
Zaraz jednak i ten temat dosłownie wyleciał jej z głowy. Czy raczej uciekł, jak i ona miała ochotę uciekać, kiedy tylko Florean pociągnął ją za rękę, żeby wskazać jakiegoś potwora.
- Co to?
Jęknęła cicho, przygryzając mocno wargę i przysunęła się do Florka w nadziei, że ten wie co się dzieje i, jak powinni się zachować. Ona miała spore braki w magicznej wiedzy, może to spokojne, może to niegroźne? Flo nie wydawał jej się przerażony, choć sama aparycja stwora wcale nie działała dobrze na jej nerwy. Wsunęła się za plecy chłopaka, kiedy istota zaczęła dotykać ich ubrać i zacisnęła dłonie na jego ramionach, na moment aż wstrzymując oddech. A co, jeśli zaraz ich zaatakuje? Cofnęła się trochę, istota jednak nie zareagowała nerwowo, za to (!) zwyczajnie wsadziła jej rękę do kieszeni.
Dłonie rudej zaciskały się mocno na ramionach Flo, nie patrzyła już w tamtą stronę, a wcisnęła twarz w jego plecy i jakby czekała na znak, żeby razem z nim uciekać, porządnie się przy tym telepiąc. Gdyby nie to, jak spokojnie zareagował Froteceau, pewnie już byłaby w połowie drogi do Londynu.
Chciała z resztą odsunąć się od stwora jeszcze trochę, ale ten pociągnął za jej płaszcz i dopiero wyciągnął łapę z jej kieszeni - zabierając przy tym trzy karmelkowe cukierki jakie w niej miała i wyrzucając przypadkiem dość szeroką gumkę na nadgarstek - służącą swoją drogą do chowania monet przy kilku trikach.
W tym momencie istota zajęła się bardziej ubraniem Flo, pociągnął nosem jakby chciał wyczuć coś do jedzenia, w jednej ręce miętosząc cukierki, drugą zaczął obmacywać kieszeń chłopaka.
Maybe I'm scared because you mean more to me than
any other person.
any other person.
Słuchał jej uważnie i zrobiło m się smutno, ponieważ wciąż uważał, że świetnie spisuje się w roli iluzjonistki i nie powinna z niej rezygnować. Może nawet powinna zmienić widownię i pokazywać sztuczki czarodziejom? W końcu nie używała magii, więc dla nich to mogło się wydać jeszcze bardziej niesamowite niż mugolom - którzy o istnieniu magii nie mieli pojęcia, więc nawet nie brali takiej ewentualności pod uwagę. Doskonale wiedzieli, że iluzjonistka jakoś ich oszukuje, a taki czarodziej? Taki czarodziej to już w ogóle byłby zachwycony. Jak to tak.. bez magii zniknęło? Florean już widział oczyma wyobraźni bestsellery w Esach i Floresach: Jak uprawiać magię bez magii? - Powiem ci jak mi się coś obije o uszy - powiedział, bo w końcu znał paru właścicieli lokali na Pokątnej i mógł usłyszeć o wolnej posadzie. Choć i tak będzie przypominał Lilce o iluzji lub, ewentualnie, meblarstwie. Kto jak kto, ale Florek wiedział coś o nielubieniu swojej pracy. - W góry, powiadasz? - Zapytał zdziwiony. - Z chęcią pojadę z tobą w góry - stwierdził zgodnie z prawdą, choć akurat wizja spotykania rodziców była z lekka paraliżująca! No, wiadomo... I już chciał coś na ten temat powiedzieć, kiedy zza drzewa wyłonił się stwór. Czuł, że jak Lily jeszcze dłużej będzie go tak ściskać za ramiona to zrobią mu się siniaki! Ale jej nie winił, bo stworzenie faktycznie wydawało się być trochę przerażające i zapewne gdyby był tu sam to dawno by zwiał. No ale był z kobietą, nie mógł się zachować jak ostatni tchórz! Zresztą dobrze się stało, bo stwór nie miał wobec nich żadnych złych zamiarów. Niemniej Florean jakby wstrzymał oddech, kiedy stworzenie podeszło tak blisko. Poczuł jak wkłada dłonie do kieszeni jego kurtki i intensywnie w nich grzebie, jednak nic w niej nie znajduje. Florek miał nadzieję, że to nie wywoła w nim jakiejś agresji, ale na szczęście wywołało tylko smutek na jego owłosionej twarzy. Florian uśmiechnął się niepewnie w oznace przeprosin i dopiero kiedy stworzenie się odwróciło, chłopak poczuł, jak bardzo mimowolnie się spiął. - Widziałaś to? - Szepnął podekscytowany. - Widziałaś to?! - Powtórzył pewniej, bo stwór zdążył się od nich oddalić. Odwrócił się do Lilki i uśmiech na chwilę mu zrzedł. - Wszystko w porządku? - Zapytał zaniepokojony, kładąc ręce na jej ramionach. Po chwili objął ją ramieniem i ruszył spacerowym krokiem przed siebie. - To był tylko leśny człowiek - uspokoił ją. - Znaczy... To był aż leśny człowiek! To na pewno był on. Mogłem mu się lepiej przyjrzeć - stwierdził zasmucony, bo wątpił, by taka okazja mogła się jeszcze przydarzyć.
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Wtuliła się we Flo, kiedy ten ją objął. Nie odwróciła się jeszcze dłuższą chwilę od miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą był potwór zupełnie jakby bała się, że jednak zmieni zdanie, jej cukierki mu nie wystarczą i postanowi na nich wybiec.
- Czym jest leśny człowiek?
Spytała cicho. Florean nie wyglądał jakby się bał, uspokajało ją to, bo skoro Frotesceau wie, co to było i nie widzi powodu do obaw to znaczy, że pewnie nie jest to groźne. Choć i tak nie chciałaby tu wracać, a tym bardziej spotkać stwora sama. Pewnie wiałaby tak szybko, że bez żadnego środku transportu już byłaby w centrum Londynu, na Fleet Street gdzieś w szafie, albo pod swoim łóżkiem.
- Może wróć tu z jakimś jedzeniem i go wywab. - podsunęła widząc, że Flo widocznie żałuje, że nie mógł lepiej przyjrzeć się istocie. Na pewno by tu z nim nie wróciła, nawet nie ma szans ale była pewna, że właściciel lodziarni bez problemu znajdzie jakiegoś kolegą, czy znajomą znacznie odważniejszą od niej samej i równie ciekawską, co on sam. Wiele osób, już choćby jego siostra na pewno potraktowałoby to jak świetną przygodę i coś, co koniecznie trzeba zrobić.
Ruszyła w końcu z nim, trochę przyspieszając mimo wszystko i zerkając jeszcze za siebie. Nie wysuwała się z ramion, bo jakoś tak było jej w nich przyjemnie i bezpiecznie. Zwolniła z resztą zaraz kroku, kiedy oddalili się od miejsca tajemniczego spotkania, więc nie było tak niewygodnie.
- Czym jest leśny człowiek?
Spytała cicho. Florean nie wyglądał jakby się bał, uspokajało ją to, bo skoro Frotesceau wie, co to było i nie widzi powodu do obaw to znaczy, że pewnie nie jest to groźne. Choć i tak nie chciałaby tu wracać, a tym bardziej spotkać stwora sama. Pewnie wiałaby tak szybko, że bez żadnego środku transportu już byłaby w centrum Londynu, na Fleet Street gdzieś w szafie, albo pod swoim łóżkiem.
- Może wróć tu z jakimś jedzeniem i go wywab. - podsunęła widząc, że Flo widocznie żałuje, że nie mógł lepiej przyjrzeć się istocie. Na pewno by tu z nim nie wróciła, nawet nie ma szans ale była pewna, że właściciel lodziarni bez problemu znajdzie jakiegoś kolegą, czy znajomą znacznie odważniejszą od niej samej i równie ciekawską, co on sam. Wiele osób, już choćby jego siostra na pewno potraktowałoby to jak świetną przygodę i coś, co koniecznie trzeba zrobić.
Ruszyła w końcu z nim, trochę przyspieszając mimo wszystko i zerkając jeszcze za siebie. Nie wysuwała się z ramion, bo jakoś tak było jej w nich przyjemnie i bezpiecznie. Zwolniła z resztą zaraz kroku, kiedy oddalili się od miejsca tajemniczego spotkania, więc nie było tak niewygodnie.
Maybe I'm scared because you mean more to me than
any other person.
any other person.
- Nie wiadomo kim jest leśny człowiek. Niektórzy mówią, że to oswojony wilkołak. Inni, że to czarownica obłożona klątwą - wyjaśnił, a w jego oczach wciąż lśniły się te iskierki zafascynowania. - Tak czy inaczej to jest tylko.. legenda, jakaś opowieść do straszenia dzieci - dodał, bo właśnie to był powód jego ekscytacji. Tak naprawdę nikt nie wierzył w jego istnienie, a Florean w tym wypadku poczuł się niemalże jak jakiś odkrywca! - Nie idź do lasu, bo cię leśny człowiek porwie - powiedział, udając przy tym głos typowy dla rozhisteryzowanej matki. Zaraz potem uśmiechnął się szeroko i głęboko odetchnął. - Hmm? Nie, może lepiej nie. Znaczy nie teraz. Innym razem - stwierdził, bo uważał, że samo spotkanie stwora było w tym momencie czymś niesamowitym. A spróbuje go wybawić innym razem - przynajmniej teraz ma cel ponownego przyjścia na spacer do lasu. Zerknął na Lilkę, uświadamiając sobie, że jest mu z nią tak... komfortowo. Od razu pomyślał też o Matyldzie i zaczął czuć wyrzuty sumienia, które zaraz próbował z siebie wyrzucić. Bo z jakiego powodu miałby je mieć? Matylda zniknęła z jego życia na wiele lat i nagle ponownie postanowiła się w nim pojawić. Spotkali się drugi raz, trzeci, ale... Nigdy otwarcie przed sobą nie powiedzieli, że są razem albo nawet, że chcą być razem. A Florek miał mętlik i wcale nie był pewny, że chce. A teraz chodził sobie z Lilką i miał wyrzuty sumienia. Czy to znaczyło, że jednak to jest to, czego pragnie? Nie, nie, teraz o tym nie myślmy. - Ekhm, wybacz mi tą nadmierną ekscytację - powiedział po chwili, uświadamiając sobie, że w sumie zachował się przed chwilą jak dzieciak. - O, Lily, powiedz mi. A co ty byś chciała zobaczyć? - Zapytał i spojrzał na nią zaciekawiony. On przed chwilą zobaczył legendarnego włochacza, a może jej się też coś marzyło? Znaczy na pewno jej się coś marzyło i Florek chciał się dokładnie dowiedzieć co.
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Cokolwiek to było, zdecydowanie nie wilkołak. - trochę wystraszyła ją podobna sugestia, jednak spłoszenie nie trwało bardzo długo. Oddalili się już od miejsca, gdzie zobaczyli potwora i teraz Flo po prostu mógł próbować jej wyjaśnić, co widzieli. Uśmiechnęła się wesoło widząc, jak żywo opowiada o całej tej legendzie. Byłaby w stanie uwierzyć w czarownicę na którą ktoś nałożył klątwę, ale tak na prawdę mogło być to wszystko. A jeśli to jakaś rzadki, nieznany jeszcze, niezbadany gatunek magicznych istot? Pozostał jedynie legendą, a kiedyś okaże się, że jest ich więcej i czarodzieje się czegoś dowiedzą?
- Mama cię nim straszyła? Pewnie groziła, że zabierze ci słodycze i unikałeś lasów jak się da, co? - spojrzała na niego trochę zaczepnie, ostatni raz zerkając za jedzeniowym złodziejaszkiem. Ciekawe, czym się żywi kiedy akurat na nikogo nie trafi albo, kiedy dłuższy czas nikt na kogo trafia nie ma przy sobie zbyt wiele jedzenia. Choć może jest tu więcej takich zapaleńców jak Frotesceau. Już oczyma wyobraźni widziała, jak chłopak przychodzi tu z torbą pełną kanapek i rozkłada je w różnych częściach lasu.
- Ja? Jej, to dosyć trudne pytanie. - przyznała, bo i wcale nie miała jakichś szczególnie szalonych planów na życie. Czego z resztą znając ją można się było spodziewać. - Małe mam marzenia. Chcę kiedyś iść do muzeum Madame Tussauds, kiedy będzie organizowała pokaz z ruchomymi figurami. Wiesz, porozmawiać z jakąś nieżyjącą już sławą. - marzenia Lily były znacznie bardziej przyziemne i całkiem dostępne. Kiedyś po prostu na taką zabawę się z kimś wybierze. - I może pokaz iluzjonistyczny. Taki wielki, jak u Hudiniego.
Najsłynniejszy z iluzjonistów umarł kilka lat zanim się urodzili, czym więc musiały być jego pokazy, skoro nadal jest pamiętany? Lily chciała zobaczyć coś równie dobrego. Coś, czego nie mogłaby rozgryźć, albo co sprawiłoby jej trudności mimo tego, że zna tę branżę od środka.
- Mama cię nim straszyła? Pewnie groziła, że zabierze ci słodycze i unikałeś lasów jak się da, co? - spojrzała na niego trochę zaczepnie, ostatni raz zerkając za jedzeniowym złodziejaszkiem. Ciekawe, czym się żywi kiedy akurat na nikogo nie trafi albo, kiedy dłuższy czas nikt na kogo trafia nie ma przy sobie zbyt wiele jedzenia. Choć może jest tu więcej takich zapaleńców jak Frotesceau. Już oczyma wyobraźni widziała, jak chłopak przychodzi tu z torbą pełną kanapek i rozkłada je w różnych częściach lasu.
- Ja? Jej, to dosyć trudne pytanie. - przyznała, bo i wcale nie miała jakichś szczególnie szalonych planów na życie. Czego z resztą znając ją można się było spodziewać. - Małe mam marzenia. Chcę kiedyś iść do muzeum Madame Tussauds, kiedy będzie organizowała pokaz z ruchomymi figurami. Wiesz, porozmawiać z jakąś nieżyjącą już sławą. - marzenia Lily były znacznie bardziej przyziemne i całkiem dostępne. Kiedyś po prostu na taką zabawę się z kimś wybierze. - I może pokaz iluzjonistyczny. Taki wielki, jak u Hudiniego.
Najsłynniejszy z iluzjonistów umarł kilka lat zanim się urodzili, czym więc musiały być jego pokazy, skoro nadal jest pamiętany? Lily chciała zobaczyć coś równie dobrego. Coś, czego nie mogłaby rozgryźć, albo co sprawiłoby jej trudności mimo tego, że zna tę branżę od środka.
Maybe I'm scared because you mean more to me than
any other person.
any other person.
- Moja mama była mugolką. Miała inne historie w zanadrzu - odpowiedział, choć na dobrą sprawę nie mógł sobie teraz przypomnieć jakie konkretnie. Mama częściej ich straszyła rzeczami całkiem przyziemnymi, co zresztą dawało o wiele lepszy rezultat niż opowiadanie niestworzonych historii o nadprzyrodzonych stworzeniach. Może wychodziła z założenia, że skoro wychowuje magiczne dzieci to powinna ograniczyć te wszechobecne czary? A może tą część wychowania oddała mężowi? A może to po prostu przez to, że była osobą twardo stąpającą po ziemi. Florence odziedziczyła to po niej w większym stopniu niż Florean. On wolał żyć w świecie marzeń, co nie zawsze wychodziło mu na dobre. - Oh - wymsknęło mu się. - To da się załatwić! - Stwierdził, nie spodziewając się po Lily tak przyziemnych marzeń. Nie uważał ich za nic złego - lepiej dla niego i innych bliskich jej osób! Niemniej on odpowiedziałby na takie pytanie czymś niestworzonym jak chociażby cofnięciem się w czasie. I nawet nie zauważył, kiedy doszli do końca ścieżki. Czas było kończyć ich krótki spacer, choć Florean wcale nie miał na to wielkiej ochoty. Zawsze lubił spędzać czas z Lily, jednak dopiero teraz uświadomił sobie jak bardzo. Może było coś w jej zniknięciu i niedawnym powrocie - najwidoczniej miał słabość do osób, które postanawiają nagle wyjechać i zostawić wszystko za sobą, by po paru miesiącach/latach powrócić, przyjść do florkowej lodziarni i pomieszać we florkowej głowie. Dlatego też przekonał Lily, by jeszcze się nie teleportowała, a poszła z nim z powrotem na początek lasu, z którego tutaj przyszli. Po drodze jeszcze porozmawiali, pośmiali się i poumawiali na kolejne spotkania. To był miły dzień, a z pewnością miła odmiana po ostatnich zawirowaniach w życiu pana Fortescue.
|zt
|zt
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Jayden potrzebował informacji, a gdzie lepiej ich szukać jak nie u starszego, być może nawet najstarszego żyjącego astronoma wszechczasów? Gustav Bartius mieszkał w opuszczonej, rozpadającej się chacie w London Borough of Walthman Forest. A przynajmniej tam go pokierowano, bo mężczyzna preferował samotność i nikt go dawno nie widział. Nie wiadomo więc było czy umarł ze sratości, czy jeszcze serce kochające gwiazdy i wszelkie ciała niebieskie jeszcze biło. Vane musiał to sprawdzić za wszelką cenę, bo jeśli nie rozwieje swoich wątpliwości, będzie miał problem. Chodziło aktualnie o to datę śmierci i narodzin mugolskiego Boga, od którego pojawienia się na świecie liczono aktualny czas. Czy więc oś czasu była prawdziwa, czy zakłamana? Spekulacje nastręczały wiele trudności z racji tego, że cykle słoneczne i księżycowe nie zamykają się pełnymi jednostkami - akurat o tym w starożytności dobrze wiedziano. Ponadto odbywały się w bardzo niedogodnych warunkach: dokładne obliczenia cyklów astronomicznych bez odpowiednich instrumentów było właściwie niemożliwe. Jaka był prawda? Miał nadzieję, że dostanie odopowiedź, gdy odnajdzie wielkiego Bartiusa i dowie się czy rok tysiąc dziewięćset pięćdziesiąty szósty był dobrą datą czy może naukowcy ustalając datę zaczepienia pomyli się o kilka lub nawet kilkadziesiąt lat? Wszystko mogło iść naprawdę dobrze, gdyby nie pewien szczwegół. Że Jayden Vane pozostawał zawsze Jaydenem Vane, dlatego zagubienie się po drodze było czymś tak naturalnym jak woda dla ryb. Gęsto rosnący las, brak ścieżki czy drogowskazów wcale mu nie pomagały, co oznaczało, że mógł krążyć w jednym miejscu od dłuższego czasu albo zupełnie zboczyć z kursu, oddalając się znacznie od swojego celu. Prawda była też taka, że nikt do końca nie wiedział, gdzie leżała ów tajemnicza chatka Gustava i czy w ogóle tam była. Bazując na domysłach i spekulacjach ciężko było uznać coś takiego za pewnik, ale mężczyzna i to o takiej sławie naukowej nie mógł rozpłynąć się w powietrzu! A to co zasłyszał były ostatnimi informacjami na temat astronoma. Mógł zaryzykować, bo przecież nic nie miało go zjeść w lesie, prawda? Nie żeby JJ nie patrzył na to, gdzie się znajduje. Znał swoje położenie dzięki gwiazdom. W końcu to one go prowadziły całe życie. Wystarczyło, że spojrzał w górę na nocne niebo i już wszystko wiedział. Jednak noc musiała być czysta i bez chmur na nieboskłonie. Na szczęście tego dnia również taka była, chociaż było to utrudnione przez korony drzew, a sama noc nie ochroniła go przed wszystkim. Zapatrzony w niebieskie sklepienie i świecące na nim diamenty nie patrzył gdzie idzie. Czasem noga mu się omsknęła na kamieniu, ale podnosił się i szedł dalej, zupełnie zapominając o zadrapaniu na kolanie. I przetarciu na kostce. I siniaku na łydce. I obiciu na nadgarstku. I przeciętej wierzchniej dłoni. I jeszcze kilku takich tam drobnostkach. Przecież czym one były w porównaniu z możliwością dowiedzenia się przełomowej prawdy? O ile w ogóle jej źródło istniało... Vane jednak nie zamierzał się poddawać i kluczył pomiędzy drzewami, szukając swojego domniemanego celu. W głowie układał sobie ścieżkę, którą przebył, ale tak często skręcał i las robił się coraz gęstszy, że w końcu stracił orientację, gdzie był, a gdzie jeszcze nie i przystanął, by to wszystko przemyśleć i przeanalizować.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Ostatnio zmieniony przez Jayden Vane dnia 12.06.17 19:04, w całości zmieniany 1 raz
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
/może lepiej 14 jak patrzę na wsiąkiewkę? 7 byłem na ślubie
Nie znalazłem się tutaj z żadnego konkretnego powodu, tak naprawdę nawet nie chcąc się tutaj znaleźć. Ten dzień miał być dniem jak każdy inny, pomimo nieprzyjemnej przygody związanej z oparzeniem dłoni; wybrałem się nawet na krótki spacer niedaleko Grimmauld Place 12. Podczas stawiania niespiesznych kroków, w świetle ulicznej latarni dostrzegłem błyszczący przedmiot. Niewiele myśląc, mocno nieroztropnie zresztą, schyliłem się w celu jego uchwycenia, chwilę później czując nieprzyjemne ssanie w żołądku widziałem ciemność na zmianę z migotaniem nieznanego pochodzenia światełek. Aż w pewnym momencie dziwne uczucie osiągnęło apogeum, a ja z hukiem opadłem na miękką ściółkę. Chwilę mi zeszło z orientacją w przestrzeni oraz walką z chęcią wypróżnienia treści żołądka, aż wreszcie zorientowałem się, że… byłem po prostu w lesie. Nieznanym mi lesie. Las, jak to las, posiadał dużo drzew i krzewów oraz mało punktów charakterystycznych, po których można byłoby się zorientować w położeniu. Przekląłem pod nosem rozglądając się wokół oraz otrzepując zabrudzoną od roślinności szatę. Złorzeczyłem na siebie w duchu, że nie byłem bardziej rozsądny przed wzięciem nieznanego przedmiotu w dłoń; teraz to i tak nie miało znaczenia, bo nie potrafiłem cofnąć czasu.
Wiał delikatny wiatr, drzewa złowieszczo szumiały, a w pobliskich trawach rozlegało się miarowe dźwięczenie rozbudzonych owadów, co jednak nie dodawało mi otuchy. Bardziej wściekły niż zagubiony bądź wystraszony, zacząłem iść w zupełnie losowym kierunku. Przedzierałem się przez kolejny gąszcz zielska ignorując drobne smagania wystających gałęzi, aż dotarłem do otwartej polany. Na środku której widniała dość sporej wielkości jaskinia. Zmartwiłem się, bo to oznaczało, że dotarłem do miejsca, gdzie las wcale się nie kończył, a wręcz najprawdopodobniej znalazłem się w jego centrum. Chciałem więc zawrócić, ale nagle kiedy się odwróciłem, nie potrafiłem ustalić z którego konkretnie kierunku przybyłem. Mogło to być idealnie prosto, a równie dobrze nieco bardziej w lewo bądź w prawo. Zacisnąłem mocno szczękę wydobywając z kieszeni różdżkę. Spojrzałem w niebo, ale jak na złość w tej chwili nie potrafiłem sobie przypomnieć żadnych wskazówek dotyczących kierunku, co pewnie miało związek z moją irytacją. W końcu zacząłem iść w stronę nieznanej mi jamy, aż w połowie drogi ocknąłem się, że mogę przecież spróbować teleportacji.
Wyciszyłem się całkowicie, mocno koncentrując na celu swojej podróży, ale… nic się nie stało. Nadal tkwiłem w tym samym miejscu; najwidoczniej teren był zabezpieczony przed teleportacją w jakiejkolwiek formie. To napawało mnie lekkim lękiem; jednak na tyle silnym, że w pewnym momencie zagapiłem się i runąłem jak długi na ziemię. – Niech to szlag – wydobyło się z moich ust głośnym sykiem, jeszcze zanim podjąłem próbę wstania na nogi.
Nie znalazłem się tutaj z żadnego konkretnego powodu, tak naprawdę nawet nie chcąc się tutaj znaleźć. Ten dzień miał być dniem jak każdy inny, pomimo nieprzyjemnej przygody związanej z oparzeniem dłoni; wybrałem się nawet na krótki spacer niedaleko Grimmauld Place 12. Podczas stawiania niespiesznych kroków, w świetle ulicznej latarni dostrzegłem błyszczący przedmiot. Niewiele myśląc, mocno nieroztropnie zresztą, schyliłem się w celu jego uchwycenia, chwilę później czując nieprzyjemne ssanie w żołądku widziałem ciemność na zmianę z migotaniem nieznanego pochodzenia światełek. Aż w pewnym momencie dziwne uczucie osiągnęło apogeum, a ja z hukiem opadłem na miękką ściółkę. Chwilę mi zeszło z orientacją w przestrzeni oraz walką z chęcią wypróżnienia treści żołądka, aż wreszcie zorientowałem się, że… byłem po prostu w lesie. Nieznanym mi lesie. Las, jak to las, posiadał dużo drzew i krzewów oraz mało punktów charakterystycznych, po których można byłoby się zorientować w położeniu. Przekląłem pod nosem rozglądając się wokół oraz otrzepując zabrudzoną od roślinności szatę. Złorzeczyłem na siebie w duchu, że nie byłem bardziej rozsądny przed wzięciem nieznanego przedmiotu w dłoń; teraz to i tak nie miało znaczenia, bo nie potrafiłem cofnąć czasu.
Wiał delikatny wiatr, drzewa złowieszczo szumiały, a w pobliskich trawach rozlegało się miarowe dźwięczenie rozbudzonych owadów, co jednak nie dodawało mi otuchy. Bardziej wściekły niż zagubiony bądź wystraszony, zacząłem iść w zupełnie losowym kierunku. Przedzierałem się przez kolejny gąszcz zielska ignorując drobne smagania wystających gałęzi, aż dotarłem do otwartej polany. Na środku której widniała dość sporej wielkości jaskinia. Zmartwiłem się, bo to oznaczało, że dotarłem do miejsca, gdzie las wcale się nie kończył, a wręcz najprawdopodobniej znalazłem się w jego centrum. Chciałem więc zawrócić, ale nagle kiedy się odwróciłem, nie potrafiłem ustalić z którego konkretnie kierunku przybyłem. Mogło to być idealnie prosto, a równie dobrze nieco bardziej w lewo bądź w prawo. Zacisnąłem mocno szczękę wydobywając z kieszeni różdżkę. Spojrzałem w niebo, ale jak na złość w tej chwili nie potrafiłem sobie przypomnieć żadnych wskazówek dotyczących kierunku, co pewnie miało związek z moją irytacją. W końcu zacząłem iść w stronę nieznanej mi jamy, aż w połowie drogi ocknąłem się, że mogę przecież spróbować teleportacji.
Wyciszyłem się całkowicie, mocno koncentrując na celu swojej podróży, ale… nic się nie stało. Nadal tkwiłem w tym samym miejscu; najwidoczniej teren był zabezpieczony przed teleportacją w jakiejkolwiek formie. To napawało mnie lekkim lękiem; jednak na tyle silnym, że w pewnym momencie zagapiłem się i runąłem jak długi na ziemię. – Niech to szlag – wydobyło się z moich ust głośnym sykiem, jeszcze zanim podjąłem próbę wstania na nogi.
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4
Kryjówka leśnego człowieka
Szybka odpowiedź