Wydarzenia


Ekipa forum
Restauracja Czar Par
AutorWiadomość
Restauracja Czar Par [odnośnik]04.12.16 1:05
First topic message reminder :

Restauracja Czar Par

★★★★
Elegancka czarodziejska restauracja, do której wejście jest ukryte w zejściu do mugolskiej piwnicy jednej z kamienic. Ledwie mija się próg, a magia samoistnie ściąga płaszcze z ramion gości, odwieszając je na stojaki, zaś u ich stop słania się długi, czerwony dywan prowadzący do głównej sali. Ta dzieli się na dwie części, w pierwszej znajdują się stoliki, pomiędzy którymi lewitują tace z najlepszym winem wytwarzanym przez tutejsze skrzaty, a zamówienia składa się poprzez machnięcie różdżką i wypowiedzenie zamówionych potraw. Po jakimś czasie talerze materializują się przed gośćmi - brak personalnej obsługi zapewnia maksimum dyskrecji.
Druga część sali to błyszczący parkiet, gdzie orkiestra duchów, na zaczarowanych instrumentach, gra osiemnastowieczną muzykę.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:33, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Restauracja Czar Par - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Restauracja Czar Par [odnośnik]25.12.21 21:50
Oczywiście, że zrobiła to w pełni świadomie, rytmem tkanym rozciągniętymi na przestrzeni sekund dotykami, oddechami, krokami wyznaczając tempo gry, w którą grali. Odebrawszy róże, raz jeszcze przytknęła je do klatki piersiowej, układając przede wszystkim na prawym ramieniu, w geście podobnym do matki usypiającej dziecko. Jasne palce gładziły powoli płatki, gdy przyglądała im się szczerze zachwycona; gdyby prezent pochodził od kogoś innego, od melomana skupującego jej płyty, czy człowieka o gorzkim, niemieckim akcencie, nie okazywałaby kwiatom tyle czułości. Odłożyłaby je na blat, zapomniała o nich tak prędko, jak się pojawiły — wiele miała bowiem okazji do ich odbierania.
Gdy róże wręczał nieodrodny syn Shropshire, nie można było ich ignorować. Stanowiły swoistą przeciwwagę do charakterów, które znała z rodzinnych stron. Karmin złączony z zielenią w perfekcyjnej harmonii sprawiał, że jasne oczy Valerie zaszły na kilka chwil rozmarzoną mgiełką. Usta ułożyły się ciepły uśmiech, zupełnie inny od tego zachowawczego, który posłała widowni ze sceny.
Szorstkie głoski przywołały ją na powierzchnię.
— Niemal trzy tygodnie. Zazwyczaj więdną po czterech dniach — nie znała się na kwiatach żywych, lecz cięte towarzyszyły jej tak długo, że zdawało się, jakby mogła przewidywać ich przyszłą żywotność. Oczywiście takie próby najczęściej kończyły się spektakularną porażką, jednakże pani Vanity ignorowała je z tym samym uporem, z którym w dalszym ciągu kroczyła przez życie. Uporem, który przez skupienie na kwiatach nie pozwolił jej dojrzeć, że jedna z dłoni Corneliusa ginie w kieszeni. Jej własna różdżka znajdowała się w dalszym ciągu na widoku — podobnie jak ostatnio odłożona na stolik, około pięciu kroków od nich.
— Pół roku to wystarczająco długo, by znów nauczyć się oddychać — odpowiedziała melodyjnym szeptem, który pomimo szorstkości akcentu z domu zachował śpiewny charakter. Same słowa, które wypadły z jej ust brzmiały przecież tak, jak można sobie było wyobrażać odpowiedź artystki. Cornelius był jednak człowiekiem tak nieprzeniknionym, co inteligentnym. Wierzyła, że mogła sobie z nim pozwolić na odrobinę więcej finezji i półsłówek niż z innymi mężczyznami. Musiał rozumieć.
Muszę przyznać, że coś nie daje mi spokoju.
Serce Valerie drgnęło w nerwowym impulsie, zaś jasnobłękitne spojrzenie wyzbyło się resztki marzeń. Zostało czujne, jak czujne być musiało, gdy Krueger zjawiał się w małżeńskiej sypialni. Kąciki ust stopniowo opadały, zaś brwi uniosły się w górę w sposób, który dodawał jej wyrazu przeraźliwie niemal smutnego.
— Co to takiego? — spytała ostrożnie, niemal napowietrzonym szeptem. Wolna od róż dłoń odnalazła nadgarstek tej ręki, która wciąż pozostała na widoku. Delikatny, reasekuracyjny uścisk, utrzymany kontakt wzrokowy pomimo piorunującego spojrzenia. Cornelius widział i czuł, jak niepewność drgała w Valerie, jak niemal panicznie szukała odpowiedzi, w jego oczach, w mimice, jakimkolwiek geście.
Aż nadszedł cios i zwierciadło znów pokruszyło się na drobne kawałki.
Nie wytrzymała. Choć mogła kłamać i zarzekać się, że było zupełnie inaczej, coś podpowiadało jej, że musiała być z nim szczera. Nosili wspólnie jeden sekret, teraz mieli przejść do drugiego. Nim opuściła wzrok, kryształki łez pokryły jasne tęczówki skrzącą taflą. Uścisk na dłoni zmalał, aż wreszcie ustąpił, ręka Valerie cofnęła się, dla częściowego ukrycia smutku — podobnie oczom — skupiła się na kwitnących pąkach.
— Twój ojciec nigdy by się na to nie zgodził — było pierwszym, co udało jej się wydostać z zaciśniętego ze smutku gardła. Opuszczenie głowy poruszyło także kosmykami jasnych włosów, które zsunęły się z jej ramion, tworząc swoistą przegrodę, zasłonę, za którą wyraźnie bezbronna Valerie pragnęła się skryć. — Septimus mówił, że gardzi muzykami. Ja... Miałam wyjść za najstarszego syna Anselma Vale. Ale popełniłam błąd, dałam się zhańbić i musiałam ponieść karę... Mój brat... Mój brat był protegowanym Franza, jeszcze za czasów mugolskich wojen. Pojechali do niego z ojcem, gdy ten oznajmił, że nie wyda mnie za kogoś słabego...
Głos drżał niebezpiecznie, choć powinna mieć nad nim zupełną kontrolę. Ale smutek nie był jedynym, co w tej chwili czuła. Wstyd, gorący wstyd, piekący jak skóra po wymierzonym policzku, tętniący podobnie do krwi cieknącej z ciętej rany, palce zsunęły się nieostrożnie po łodydze kwiatów, zakłuły w delikatny opuszek palca.
Trzask.
Czy to klapa fortepianu, czy jej powieki, które zaciśnięte, pozwoliły kilku łzom spłynąć po jasnych policzkach?
— Nawet teraz?
Nawet teraz, gdy wiesz już wszystko? Że nie jestem twą białą różą, kwiatem, który podarowałeś mi jako pierwszy? Czy czerwień będzie kolorem pożegnań? Powinieneś mnie uderzyć, Corneliusie.
Masz prawo być zły, bo jeżeli Septimus namówił cię do tego wszystkiego, musiał kłamać...

Ostrze pytania zawisło między nimi, skierowane wprost w serce kobiety. Cornelius miał wybór — pchnąć jego klingę do przodu, zakończyć farsę, przełknąć gorycz rozczarowania, która buchnie ze śpiewaczki w miejscu krwi, lub cofnąć się, choćby dla odroczenia wyroku.
Drobne ciało zadrżało w wyczekiwaniu.




tradition honor excellence
Valerie Sallow
Valerie Sallow
Zawód : Celebrytka, śpiewaczka
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
sharpen your senses
and turn the knife
i know those
party games too
OPCM : 5 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +3
ZWINNOŚĆ : 16 +3
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t10881-valerie-vanity#331558 https://www.morsmordre.net/t10918-andante#332758 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f452-shropshire-sallow-coppice https://www.morsmordre.net/t10921-skrytka-bankowa-nr-2362#332773 https://www.morsmordre.net/t10919-v-vanity#332759
Re: Restauracja Czar Par [odnośnik]25.12.21 21:53
Wydawała się mieć doskonały humor. Róże, oddychanie, delikatny uścisk na nadgarstku, trzepoczące rzęsy i zbyt bliska odległość. Czyżby z nim pogrywała lub flirtowała, czy to tylko maniera artystek? Wstrzymał oddech, pozwolił miękkim palcom muskać swoją rękę, pozwolił szeptowi otulać swoje uszy, ale starał się zachować nieustanną czujność. Przy kobietach tak trzeba było, słabsza płeć dysponowała innym rodzajem… magii, której kurtynę potrafiła przejrzeć jedynie najwierniejsza kochanka Corneliusa, legilimencja.
Aż zepsuł jej dobry humor, ukrócił grę, zmienił zasady. Jednym pytaniem. Prawdę mówiąc, nie spodziewał się aż tak panicznej reakcji - prędzej politycznej wymówki, wyjaśnień działań swojego ojca. Nie znał interesów rodziny Vanity, nie wiedział, co łączyło ich z Kruegerami - Septimus był zbyt zezłoszczony na Franza (i zbyt pijany), by to porządnie wyjaśnić. Tymczasem nieświadomie nadepnął na czyiś odcisk - knykcie bielały, drewno różdżki pulsowało znajomą magią, ciekawość rozpalała prawą dłoń i skronie. Jeszcze zanim przyzwał na pomoc magię, zdołał dostrzec - oczyma, nie czarami - że jest smutna.
To go zaskoczyło. Smutek nie pasował ani do flirtu ani do politycznych interesów. Była artystką, może potrafiła przywołać łzy na zawołanie - myślał, bezlitośnie nie odrywając oczu od szklistego spojrzenia.
Drgnął lekko na wspomnienie Tiberiusa Sallowa. O ile nie zdziwiła go opinia o jego ojcu, o tyle zdziwiło go to jako pierwszy powód - Vanity mieszkali niemalże po sąsiedzku, byli porządną rodziną o czystokrwistych tradycjach. Może nie byliby pierwszym wyborem, Sallowowie zawsze byli ambitni i sięgali po więcej niż im się należało. Dziewczyna zza miedzy była mniej atrakcyjną perspektywą niż marzenia o wielkości, rozjuszone szlacheckim ożenkiem kuzyna Faustusa. Cornelius nie wątpił jednak, że odpowiednie środki perswazji i odpowiedni posag ugłaskałyby nawet Tiberiusa - szczególnie, jeśli w rolę wchodziłby mniej ceniony młodszy syn.
-Po prostu zakończyłby twoją karierę. - zauważył, wchodząc w jej słowo. Tiberius był do tego zdolny, dopilnowałby tego. Prawda - bolesna, acz prawdziwa. W jej słowach też czuł prawdę, smutek, poruszenie, ale bez znajomej kłamliwej nerwowości. I - co zadziwiające - mówiła dalej. Choć nie musiała, choć nie wiedziała, ile i jak chciał z niej wydusić ani do czego zmierzał. Vale. Zacisnął lekko usta, ich inteligenckie korzenie nie mogły się równać ze starożytną historią Sallowów - choć musiał przyznać, że byli porządną rodziną, szczerze polubił nawet młodszego Ulyssesa o zimnym i ambitnym spojrzeniu.
-Zhańbić? Komu? - zapytał, brzmiąc nieco ostrzej niż zamierzał. A zatem Krueger był dla niej karą? Ktoś słaby - wspomnienia ze Shropshire powracały, powoli układały się w całość, Vale miał wszakże kalekiego syna. -Chyba nie narzeczonemu? - parsknął z instynktowną złością, której zaraz miał pożałować. Rozszerzył lekko oczy, gdy dała mu do zrozumienia, że spodziewa się ciosu. Magia namacalnie pokazała mu jej strach, przeplatany ze smutkiem i niepewnością - nie mógł już tego znieść, więc korzystając z tego, że zacisnęła powieki, pośpiesznie schował różdżkę do kieszeni i cofnął się o krok. Odpowiadając, stwarzając jej przestrzeń, czyniąc coś odwrotnego od uderzenia.
-Nie jestem twoim ojcem, dlaczego o to pytasz? - wycedził ostro, a potem zmusił się do głębokiego wdechu. Nastrój prysł, wszystko szło zupełnie inaczej niż z planem. Planem, który…
…czy miał teraz rację bytu?
Tamten skandal nigdy nie stał się skandalem, był tak dawno, wydano ją za mąż, zmieciono wszystko pod dywan.
-Ktoś jeszcze wie? - westchnął, jakby chcąc oszacować straty. -To nie byłoby dobre dla twojej kariery. Wdowieństwo też nie jest dobre dla twojej kariery. - wyjaśnił łagodniej.


Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Restauracja Czar Par - Page 4 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Restauracja Czar Par [odnośnik]25.12.21 21:59
Cieszyła się na to spotkanie. Wyczekiwała go od momentu, w którym brat podarował jej podobny ozdobny bilecik z zaproszeniem, zapewniając ciepło, że wszystko jest gotowe. Nie pachniał wtedy nawet alkoholem, uśmiechał się całkiem rozkosznie z własnej woli, nie dlatego, że rozluźnienie wlewał w siebie z butelki. Śpiewała przecież — nie tak dawno temu, teraz wydawało się śmiesznie niedawno — również dla niego, piosenkę, którą być może napisała również z nim w myślach. Odkryła się, niebezpiecznie, zbyt prędko.
Amatorski błąd.
Kolejny, za który musiała odpowiedzieć.
Nie miała odwagi unieść wzroku nawet wtedy, gdy wyczuła, że drżał. Był zbyt blisko, by umknęło to jej uwadze, nawet w tak poważnych emocjach. Była przecież doświadczona. Pomimo potencjalnie paraliżującego strachu potrafiła uskakiwać, ciało miała zwinne, a refleksy szybkie. Nie wiedziała, jakie relacje panowały w domu rodzinnym Sallowów. Czy Sallow Manor było miejscem równie głośnym co Vanity Palace? Czy może cisza odbijała się od ścian starych, podupadłych rezydencji, dusząc w zarodku wszystkie zapędy na indywidualność? Jak blisko byli ze sobą bracia, czy spoglądali na ojca z oddaniem i szacunkiem, a może umykali przed karcącym spojrzeniem, pielęgnując w sobie myśli, że jeszcze trochę i pokażą, że nie warto ich lekceważyć?
— Wolałabym być posłuszną żoną, gdybym Tobie miała być oddana — wyznanie było krótkie, przemknęło przez ciszę jak strzała, choć pewność, z jaką je wygłosiła, żal przebijający się z całej jej postaci, że do tego nie doszło, mogły zostać przykryte niespodziewaniem tego wyznania. Bo nie pamiętał zapewne urywków spojrzeń, które słała mu jako dorastająca panna, gdy odwiedzał Vanity Palace i Septimusa. Mógł pamiętać za to, jak jego najlepszy przyjaciel zdawał się przeganiać siostrę sprzed ich oczu, zawsze robił to łagodnie, nie pozwalając sobie na irytację. Czy robił to umyślnie, świadom planów swego ojca, nie chcąc, by w pustej główce pojawiły się marzenia o pierścionku z zielonym oczkiem?
Myśl urwała się w połowie, spytał o zhańbienie. Zrobił to zdecydowanie, mocno, Valerie zadrżała w posadach. Wąskie ramiona uniosły się w górę, mięśnie napięły wyraźnie, a oddech urwał.
Długie palce strachu ponownie sięgnęły jej gardła.
— Nie zdążył nim zostać... — wyszeptała, gdy ciepłe łzy spływały w dół jej policzków. Ale nie zaprzeczyła. Nie było bowiem czemu zaprzeczać, złośliwość i zapalczywość, z jaką Cornelius oddał się własnej pogardzie, zaczęły ją dusić, choć skrzypnięcie podłogi podpowiadało, że się odsunął. Brzydził się jej? Skalanej, brudnej, wdowy z cienką szramą na szyi? Kobiety, która stanowiła piękne rozczarowanie, była kimś idealnym do obserwowania z daleka, a przy bliższym poznaniu pozostawiała na języku tylko odłamki szkła i kwaśną porażkę?
— Narzeczonemu to nie przeszkadzało.
Zagadka rozwiązana.
Valerie instynktownie obawiała się mężczyzn. Jedyną możliwością bycia bezpieczną w relacjach z nimi było bycie wyżej. Uzależnienie ich od siebie, wprawna gra mimiką, ciałem, słowem. Prezenty i przysługi, długie spojrzenia i milczące, acz uśmiechnięte usta. Cornelius zmiażdżył w dłoniach jedyną tarczę, którą miała, pozbawił jedynego środka ochrony, pozostawiając ją na swej łasce, gdy pytał o to, kto wiedział.
— Wiedział ojciec i Septimus, Anselm, Hector i... prawdopodobnie Ulysses Vale — nie wiedziała więc jej matka, ani reszta braci, co dawało wyraźną wskazówkę na temat wagi tajemnicy, którą w sobie trzymała. Dwójka z zaznajomionych już nie żyła. Niepokojąca była jednak niepewność co do wiedzy młodszego z synów Anselma. Pewni nie byli nawet ci, którzy znaleźli się w centrum skandalu.
Dopiero łagodny ton pozwolił jej na pierwszą próbę opanowania płaczu. Mimo tego wszystkiego, co zdołał powiedzieć jej wcześniej, z jakiegoś powodu interesowała go jej kariera. Przede wszystkim kariera, choć było to równie bolesne, co wcześniejsze przytyki. Kariera, nie Valerie Vanity zostały podniesione dwukrotnie, postawione w centrum myśli i zainteresowań Corneliusa Sallowa. Pobladłe lico wreszcie wyłoniło się spomiędzy jasnych pukli kręconych włosów, a przejmująco smutne spojrzenie — niepodobne i nieprzystające do tego, w jaki sposób zdążyli się poznać, wreszcie spróbowało odszukać to zielone.
— Jestem świadoma tego, że moja historia i obecna pozycja mogą być onieśmielające dla potencjalnych kandydatów — wbrew jej słowom chętnych do wzięcia jej ręki było wielu; to Valerie podchodziła do różnych propozycji ostrożnie, korzystając z wdowiej swobody i wygodnej wymówki zachowania wierności nawet po śmierci męża. — Tak samo jak ty musisz być świadomy, że przeciągnięty okres kawalerski nie sprzyja twojej karierze.




tradition honor excellence
Valerie Sallow
Valerie Sallow
Zawód : Celebrytka, śpiewaczka
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
sharpen your senses
and turn the knife
i know those
party games too
OPCM : 5 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +3
ZWINNOŚĆ : 16 +3
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t10881-valerie-vanity#331558 https://www.morsmordre.net/t10918-andante#332758 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f452-shropshire-sallow-coppice https://www.morsmordre.net/t10921-skrytka-bankowa-nr-2362#332773 https://www.morsmordre.net/t10919-v-vanity#332759
Re: Restauracja Czar Par [odnośnik]25.12.21 22:01
Dawno nie oglądał płaczącej kobiety.
No, może to przesada. Oglądał te legilimentowane, te których mężów aresztował, te które zawodziły na Connaught Square. Nie doprowadził jednak kobiety do płaczu jednym słowem. Było mu z tą myślą dziwnie niekomfortowo - chciał się dziś postawić w roli wybawiciela i angielskiego gentlemana, kogoś diametralnie różnego od szorstkiego Niemca.
Może te łzy były konieczne, może były katharsis, spowiedzią. Przywykł do dystyngowanej, mało emocjonalnej Deirdre - w smutku Valerie było zaś coś świeżego, coś co przypominało mu młodzieńczo szczere emocje Layli, choć było dojrzalsze, mniej naiwne. Świadomość własnych błędów pozostała uczuciem, jakie zapamiętał po opuszczeniu różdżki, ostatnim dyktowanym mu przez magię. Emocje każdego wydawały się inne - dziś poznał smak tych Valerie Vanity.
Chciałby móc obiecać jej i sobie, że nie sprawdzi ich już nigdy, nie bez potrzeby, ale wiedział, że nie spełniłby tej obietnicy. Ten smak był zbyt słodki, wiedza zbyt cenna.
Drgnął lekko w odpowiedzi na niespodziewane wyznanie - z jednej strony zapewnienie o gotowości podporządkowania się woli ich ojców, ale z drugiej… Żal dźwięczący w zgłoskach zdawał się zbyt śpiewny, zbyt osobisty. Ocierał się niemalże o pożądanie, a Cornelius Sallow nie przywykł do tego, by ktokolwiek - oprócz pierwszej miłości - go pożądał. Nawet o oddanie byłej narzeczonej musiał zabiegać.
-Nie wątpię. - skwitował sucho, bezbarwnie, jakby samemu bał się zdradzić z emocjami i zamiarami przed wyjaśnieniem wszystkich kwestii. Z tym, że właśnie ten brak wątpliwości sprowadził go dzisiaj do jej garderoby. Im więcej czasu spędził w Londynie, tym bardziej ufał Septimusowi, jedynemu przyjacielowi. Ludziom ze Shropshire, z domu. Ona była zaś nie tylko zaufana, była piękna i elegancka, utalentowana i czystokrwista. Zdolna do rodzenia dzieci, choć to sprawdzi jeszcze uzdrowiciel. Bez syna, bez dziedzica, pasierbica nie stanowiłaby żadnego problemu. Valerie Vanity - w połowie oszlifowany diament, którego nie zamierzał wypuścić z rąk zanim pochwyci go ktoś inny, po który sięgał zaraz po ustaniu żałoby.
-Nie pochwalam tego, ale… rozumiem. - westchnął miękko. I tak była kobietą, którą posiadał ktoś inny - wdową. Jeden mężczyzna, czy dwóch, cnoty jej to nie zwróci. Reputacja - z tym rzecz miała się gorzej, ale grono wtajemniczonych było niewielkie. Mógł mieć Vale’ów w garści, szczególnie Ulyssessa, dumny Anselm zaś już nie żył. Poza tym - do czego nie przyzna się Valerie, wszak nie on się tu spowiadał - postąpił z Deirdre identycznie, jak tamten młodzieniec z nią. Obiecał zaręczyny, odebrał cnotę. Również upadła, również na własne życzenie. A teraz była zapraszana na Sabaty Nottów. Żadnej przeszkody nie da się obejść.
-Jestem tego doskonale świadom. - wycedził bo przecież to go tutaj sprowadzało. -Tak samo jak tego, że możemy sobie sporo zaoferować. - dodał łagodniej, miękko, instynktownie wchodząc w buty polityka, choć przecież instynktownie chciał by w tej relacji tkwiło ziarno prawdy. To dlatego sprawdził jej emocje, nie życząc sobie podobnych niedomówień jak w związku z Deirdre.
-Masz córkę. Ja nie mam syna. - delikatnie ujął w palce jej podbródek, chcąc zachęcić ją do zadarcia główki, do skrzyżowania spojrzeń. -Na salonach zaczynają się już plotki, a samotne wyjście na Sabat Nottów - subtelna autoreklama -nie należało do przyjemności. Pozwól zaprosić się na kolację, Valerie Vanity. Bez gier, bez niedomówień. - nie flirtu oczekiwał, a przyszłości.


Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Restauracja Czar Par - Page 4 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Restauracja Czar Par [odnośnik]25.12.21 22:07
Plany weryfikowały się same. Valerie wiedziała, że najprościej było wyznaczyć sobie jakiś cel i dążyć do niego; prędko, czy powoli — nie miało to większego znaczenia, o ile wciąż poruszali się do przodu. Inną kwestią, znacznie ważniejszą i rzutującą na ich przyszłą relację było to, że plany — jakiekolwiek plany nie pojawiły się w ich głowach — wymagały współpracy drugiej strony. Polityk i artystka byli w tym względzie parą wyjątkowo kapryśną, zdolną do wymykania się z tkanej ostrożnie sieci przyszłych poczynań, a przy tym tak Sallow, jak i Vanity nosili w sobie pewność, że najlepiej wiedzieli, który krok mają podjąć jako następny.
Pozornie suche stwierdzenie Corneliusa było tym, co chciała usłyszeć. Choć jeszcze przed chwilą to on wydawał się panem sytuacji, wraz z kolejnymi długimi sekundami, gdy Valerie przyciskała róże mocniej do swej klatki piersiowej, gdy palce błądziły po całej długości łodyg, instynktownie poszukując kolców, jego partnerka godziła się z własną emocjonalnością. Dobrze pamiętała ostatni raz, gdy płakała równie szczerze. Dźwięk napełnianych i opróżnianych szklanek, jeden z braci przygrywający im na fortepianie, salon muzyczny w Vanity Palace, a jednak ta dziwna lekkość była w niej dopiero dzisiaj. Zupełnie tak, jakby musiała przejść pewną próbę, zatoczyć krąg i dopiero wtedy zdolna była pozwolić sobie na tę obserwację.
Głośniej niż słowa Corneliusa mówiły jego czyny. Nie zjawiłby się w jej garderobie tak prędko, tak niecierpliwie, gdyby pragnął wyłącznie taniej rozrywki jej kosztem. Nie kupiłby tych róż, nie zapłacił boyowi (Valerie widywała ich czasami w podobnych okolicznościach, gdy schodziła ze sceny; twarze zgubionych chłopców rozświetlały się na widok galeonów zdecydowanie zbyt mocno, by umknęło to jej uwadze) by ten im nie przeszkadzał.
Nie mogła powstrzymać satysfakcji — słodkiej satysfakcji, która chwyciła ją za ramiona i otuliła ciepłym płaszczem pewności, że zgadła, przewidziała tok, w którym potoczy się ta rozmowa, choć wytrącił jej grunt spod nóg, przez moment próbował zasiać ziarno wątpliwości i był tak ostry, jak ostrzy potrafią być tylko synowie Shropshire o chmurnych spojrzeniach i uniesionych wysoko podbródkach. Cornelius Sallow nie był człowiekiem łagodnym — o tym wiedziała już wcześniej, lecz dziś przekonała się o tym na własnej skórze. Jasna dłoń przylgnęła na moment do policzków, palce ostrożnie ścierały resztki łez. Gdzieś w środku czuła, że chciała wciąż być piękna. Nie dla siebie, nie dla zaspokojenia próżności, która płynęła w żyłach jej rodziny tak długo, że stała się ich nazwiskiem. Gdy cedził słowa o świadomości starokawalerstwa, gdy skorektował się bez impulsu z zewnątrz, przybierając ton łagodny, niemalże proszący, Valerie chciała, by myślał wtedy o niej. Jaką ulgę przyniesie mu wreszcie kobieca obecność przy boku, ile razy będzie przypatrywać mu się z tym samym oddaniem i zaufaniem, które okazała mu sierpniową nocą, gdy nie pytała o pochodzenie informacji, a ufnie oddawała się orkiestrowanemu przez niego planowi. Że będzie piękna dla niego, zdolna dla niego i jemu posłuszna, gdy tylko wyrazi taką chęć.
Gdy jego palce ujęły podbródek, zachęciły do zadarcia głowy, nie stawiała oporu. Uniosła spojrzenie chętnie i sprawnie, a karminowe wargi raz jeszcze ułożyły się w uśmiechu — nie tym, którym prowokowała go na początku, a w jego spokojniejszej, przy czym bardziej pewnej siebie wersji. I wreszcie, po przeciągniętych sekundach ciszy zapadłej po propozycji, której sensu byli więcej niż świadomi...
— Na co masz dziś apetyt? — pozornie niewinne pytanie zbiegło się w czasie z kolejnym gestem; tym, który powracał do Corneliusa w większej częstotliwości niż ta, w której by sobie tego życzył. Dłoń Valerie raz jeszcze ułożyła się na jego policzku, jakby prosiła go o ostatni ruch w tej grze, nim zgodnie z jego życzeniem pozostawią ją za zamkniętymi drzwiami. Jasnoniebieskie spojrzenie zsunęło się ze skrzącej zieleni spojrzenia, które ciężkie od ocen i planów zdolnych do runięcia w gruzach wbijało się w nią do tej pory; teraz łagodne wejrzenie zatrzymało się na wargach mężczyzny, złoty język, złote usta. — Dam ci coś cenniejszego niż gry i niedomówienia — ciągnęła, gdy kciukiem obrysowała wysokie kości policzkowe szatyna. Sallow znał siłę tych obydwu, na ich gruncie postawili pierwsze fundamenty przyszłości.




tradition honor excellence
Valerie Sallow
Valerie Sallow
Zawód : Celebrytka, śpiewaczka
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
sharpen your senses
and turn the knife
i know those
party games too
OPCM : 5 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +3
ZWINNOŚĆ : 16 +3
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t10881-valerie-vanity#331558 https://www.morsmordre.net/t10918-andante#332758 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f452-shropshire-sallow-coppice https://www.morsmordre.net/t10921-skrytka-bankowa-nr-2362#332773 https://www.morsmordre.net/t10919-v-vanity#332759
Re: Restauracja Czar Par [odnośnik]26.12.21 1:37
Valerie Vanity poznała dziś jego zamiary i rozliczyła z przeszłością, a Cornelius był świadom, że i jego czeka jeszcze jedno rozliczenie. Nie z Laylą i Marceliusem, tych pogrzebał sześć stóp pod ziemią (choć prawdopodobnie nigdy nie mieli pogrzebu) i starał się pogrzebać we własnym sercu. Ten sekret nie wypłynie. W Londynie, niestety, krążyły jednak plotki na temat jego dawnego narzeczeństwa a Deirdre - teraz pewna siebie i złośliwa - kręciła się teraz w irytująco podobnych kręgach. Tak, trzeba będzie oczyścić atmosferę. Chętnie zrobiłby to jak najpóźniej, ale…
…nie lubił domysłów, nierozwiązanych kwestii, nie lubił czekać. Praca wymagała od niego cierpliwości, a to wyczerpywało.
-Byłem niegdyś zaręczony. - zagrajmy w otwarte karty. -Jej cień może się ciągnąć w Londynie, choć jest już nikim… publicznym.- nikim ważnym, chciałby powiedzieć, ale nie, nie będzie dziś kłamał. Na jej przedramieniu widniał Mroczny Znak, Deirdre była ważna. -Po jej zdradzie przestałem być człowiekiem wyrozumiałym ani bawiącym się w niedomówienia. - akcent z rodzinnych stron nadawał tym słowom ich rzeczywistego sensu, dalekiego od politycznych gier, w których Cornelius Sallow udawał człowieka łagodnego i uprzejmego. Postąpił o krok do przodu, nachylając się do jej ucha.
-Domyśliłaś się już, skąd wiem o Twojej bliźnie? - gorący oddech padał na miejsce, w którym - jak pamiętał znajdowała się szrama. Cofnął głowę, by znów spojrzeć jej prosto w oczy, twardo.
-Prosto z jego własnej głowy. - zdradził właśnie przed nią swój atut, element zaskoczenia. Z jednej strony sądził jednak, że mogła już się domyślić albo że kiedyś Septimus wygada się po pijaku. Z drugiej - chciał grać w otwarte karty, chciał by wiedziała. Groźby, nawet te zawoalowane, bywają skuteczniejsze od różdżki przy skroni.
-Tak sobie radzę w przypadku niedomówień. - zawiesił lekko głos, a wymowna pauza dała jej wybór. Nigdy cię nie uderzę, obiecał, ale nie miał zamiaru rezygnować z magii, która da mu możliwość uniknięcia kolejnego sparzenia, kolejnego skandalu. Na te nie miał zamiaru sobie - ani jej pozwolić.
Wiedziała już, kogo miała przed sobą. Maski opadły. Zaufasz legilimencie, Valerie Vanity? Jeśli bała się mężczyzn, to właśnie trafiła na takiego, który strach wzbudzał siłą zupełnie innego rodzaju niż inni; którego obsesja kontroli ujawniła się w zadawanych przed chwilą pytaniach i zakazanym do niedawna talencie.
Na co masz dziś apetyt? - uśmiechnął się, szerzej niż zwykle. Dłoń na jego policzku, ciepły oddech, spojrzenie wymownie zawieszone na ustach. Nie potrzebował dalszej zachęty.
-Na ciebie. - szepnął, skracając ostatnią dzielącą ich odległość. Potrzebował narzeczonej, a dzisiejsza propozycja stanowiła efekt wielomiesięcznych przemyśleń i kalkulacji, ale pożądał Valerie, pragnął jej od pamiętnej rozmowy w przymierzalni. Dziś na kolacji będzie grał idealnego, londyńskiego dżentelmena, a po posiłku odprowadzi z szacunkiem wdowę pod jej dom, ale teraz - z dala od cudzych oczu - mógł pozwolić sobie na pocałunek, chciwy i zachłanny; w surowym nieokrzesaniu podobny do klimatu ich rodzinnych ziem. Córka i syn Shropshire zetknęli się w angielskiej stolicy, w przymierzalni iskrzyło, a nad Londynem zawisły ciężkie, burzowe chmury.

/zt x 2 :pwease:


Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Restauracja Czar Par - Page 4 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Restauracja Czar Par [odnośnik]18.01.22 1:24
Nastrój~

Nie było właściwym powiedzieć, że wnętrze akurat tej restauracji tętniło pełnią życia, jednak nie można było zaprzeczyć, iż właściciel się starał. Czerwone dywany już bardziej żywe być nie mogły, wytworne wnętrze kojarzyło się wyłącznie z ludzką pogonią za przepychem, eleganccy goście...Oh, jacy oni byli eleganccy! Do tego duszny kwartet bez tchu zabawiający gości. W jednej części sali goście smakowali wykwintnych dań o równie wykwintnych porcjach, a w drugiej pląsano do wygrywanej muzyki. Salome nie korzystała z żadnych tych atrakcji ponieważ sama była swego rodzaju wydarzeniem dzisiejszego dnia wieczoru. Jak co środę ożywiała martwą atmosferę kącika muzycznego. Siedziała przy fortepianie ubrana w granatową, wieczorową suknię ciągnącą się od szyi po kostki u stóp. Kreacja miała bufiaste ramion. Materiał od łokci po nadgarstki smukle i ściśle przylegał do jej skóry nie wadząc przy grze na instrumencie. Gorset uwydatniał zbyt wąską talię, która jednak wydawała się przyjemniejsza dla oka w połączeniu z poszerzającymi biodra pilsami rozlewającymi się od pasa. Drobne aplikacje ze sztucznych pereł na rękawach i froncie dodawały romantycznego wyglądu tak jak uciekający z jasnego koka kosmyk. Kołysał się on wraz z pianistka przy terapeutycznych, barokowych nutach. Na wpół przysłonięte rzęsami szare spojrzenie kontrolowało dłonie poruszające się po klawiszach. Dobrze znały wygrywaną melodię. Prelude 1 in C Major z Well-Tempered Clavier Bacha była idealnym dopasowaniem do pory dnia i jej nastroju. Gdy skończyła nie rozpoczęła odgrywania kolejnego, pozwoliła by zastąpił ją na ten czas inny mniej lub bardziej żywy wykonawca. Ku niepocieszeniu niektórych dżentelmenów nie była duchem i nie mogła bez wytchnienia zabawiać oraz zachwycać.
Po zgrabnym usunięciu się z lekkiego podestu skierowała swoje kroki do uszykowanego dla niej stoliczka. Nie była kimś specjalnym ale jednak prócz paru sykli zapewniano jej lekka przekąskę która wyglądała na bardziej drogą niż była w rzeczywistości. Dziś obdarowano ją kilkoma migdałowymi makaronikami. Były trochę bardziej mdłe w smaku niż je zapamiętała w przeszłości wciąż jednak dobrze korelowały z ciepłą kawą cierpiącą na niedomiar cukru. Kiedy ciasteczka się skończyły upijała ją powoli za każdym razem marszcząc w zakłopotaniu jasne brwi i ściskając usta. W jej wyobrażeniu na pewno wyglądała kobiecej pijąc coś tak dorosłego jak kawa, lecz cóż... w głębi serca wciąż wolała smakować w słodyczy. Jej ciało nie mogło tego nie okazywać poprzez te drobne, buntownicze gesty.

*
Salome Lyon
Salome Lyon
Zawód : Artystka
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10917-salome-lyon#332724 https://www.morsmordre.net/t10947-listy-do-salome#333500 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f412-borough-of-bexley-fairy-dream-14 https://www.morsmordre.net/t10945-salome-lyon#333480
Re: Restauracja Czar Par [odnośnik]19.01.22 22:59
Jedzenie było wyborne. Odłożył nóż i widelec, do lewej dłoni wziął śnieżnobiałą serwetkę i przetarł kąciki ust, chociaż ani jeden ani drugi nie były wcale brudne. Odłożywszy ją na obok, lekko zmiętą, bo przecież nie mogła pozostać nietknięta, nieruszona, sięgnął po kieliszek czerwonego wina. Dźwięki muzyki, melodia fortepianu grana przez wprawnego pianistę rozbrzmiewała dookoła, ale nigdy nie doceniał sztuki, nie koncentrował się na idealnym tempie, doskonałej melodii. Czując nadciągające poczucie bezsensu związane z chwilą beznadziejnego marnotrawienia tu czasu, zamierzał dopić wino i opuścić restaurację. Kelner, który przyszedł na sam koniec zaprosił go jednak do obejrzenia jej. Dzisiejszej gwiazdy wieczoru. Ach, więc pianistka. Cóż mogło być w niej szczególnego, kobieta jakich wiele. Artystka, jakich wiele — nie docenił jej gry na tyle, by rozpaliła się w nim chęć poznania gościa. Ale coś podpowiadało mu, że nie pożałuje, a on słuchał swojej intuicji, zupełnie tak, jakby słyszał cichy szept przeznaczenia. Zaryzykował. Kierując się tam, gdzie mógł ją ujrzeć, muzyka go nie interesowała, lecz w słowach mężczyzny — nie jednego, przetoczyła się obok jakaś rozmowa na jej temat, rozbrzmiewały zachwyt i fascynacja. Nie mógł przegapić perły. Ruszył tylko rzucić okiem.
Nie spodziewał się, że ten rzut zmieni się w uporczywe, wpatrujące się w nią przenikliwe spojrzenie. Drobna, elegancka i wykwintna w każdym swoim najmniejszym ruchu. Poruszająca się z gracją, naturalną zmysłowością. Obserwował jak jej paluszki odrywają się od biało czarnych klawiszy, a później udaje się do swojego stoliczka. Stoliczka. Na uboczu. Patrzył jak zasiada w samotności, przyciągając męskie spojrzenia i sylwetki, które chciały zasiąść przed nią i jej potowarzyszyć. Zatrzymał kelnera, proszę go uprzejmie, aby zaprosił ją do jego stolika, ze znacznie lepszym widokiem na całą salę, lepiej prezentującego ją samą, rzekomą gwiazdę wieczoru. Poprosił także, aby przekazał jej, że pragnie jej towarzystwa i tego, by dołączyła do jego kolacji, przemilczając, że już zakończył. Wręczył mu napiwek, wrócił do stolika, prosząc o dolanie wina, które miał dopić i się zmyć. Postanowił jednak poczekać na nieznajomą, wierząc, że nie była zbyt dumna i niegrzeczna i skorzysta z nienachalnego zaproszenia.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Restauracja Czar Par - Page 4 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Restauracja Czar Par [odnośnik]22.01.22 11:46
Zainteresowanie było jak ciepłe, wiosenne powietrze - miękko otulało, orzeźwiało, mimowolnie rysowało uśmiech na delikatnej twarzy. Być może uwaga nieco zelżała, gdy nie była już w centrum, lecz wciąż czuła na sobie palące spojrzenia. Nie chciała by gasły więc podsycała je zakładając niesforny kosmyk za ucho, bawiąc się kolczykami, czy też delikatnie strzepując nieistniejące okruszki z kącików ust. Była usatysfakcjonowana atmosferą wokół. Nawet kawa zaczęła wydawać się nieco słodsza.
Podniosła swoje szare oczy na kelnera. Zatrzepotała jasnymi rzęsami z lekkim zaskoczeniem sprawiając, że ten zapomniał na chwilę dlaczego ją niepokoił. Zaraz potem w kilku eleganckich słowach zaprosił ją do stolika gentelmana, który chciał z nią dzielić wieczór. Poczuła, jak jej ego zostało przyjemnie połechtane. Po chwili zakryła dłonią usta, które wykrzywiły się w lekkim niepokoju. Drugą dyskretnie zachęciła kelnera do tego by się lekko pochylił, chciała zadać mu bardzo istotne pytanie.
- Czy jest przystojny...? - mężczyzna tego się chyba nie spodziewał bo ponownie lekko zamarł. Ułożył na swej twarzy dobrą minę do złej gry.
- Aghm...cóż...tak, madame, jest - mało dyskretnie naprowadził swój i wili wzrok ku Panu Mulciberowi. Wyraźnie nie czuł się komfortowo z wypowiedzianą przez siebie opinią skierowaną ku innemu mężczyźnie, lecz jak miał odpowiedzieć inaczej, kiedy znajdował się miedzy wila, a śmierciożercą...? Opinia ta była odległa od wrażenia Salome, która nie miała żadnego przeciw. Zgodziła się prosząc kelnera by ją poprowadził. Zacisnęła wargi by wydały się bardziej zaróżowione. Chciała sprawić dobre wrażenie. Niedopita filiżankę kawy zostawiła za plecami.
- Dziękuję Panu za zaproszenie. W towarzystwie z atmosfery tego miejsca czerpie się zdecydowanie więcej niż w pojedynkę, prawda? - po tym jak zasiadła wyciągnęła ku niemu rękę by mógł ją ucałować w wierzch. Nie myślała czy tak powinna wyglądać etykieta, wymiana grzeczności. W książkach, poezji i jej głowie wyglądało to pięknie i elegancko. Chciała to wyobrażenie urzeczywistnić - Salome Lyon - przedstawiła się posyłając mu gładki uśmiech i czekając aż się nią zaopiekuje. W końcu zaprosił ją do stolika, a kelner wciąż stał dyskretnie w tle w pogotowiu. Zatrzepotała promiennie jasnymi rzęsami.
Salome Lyon
Salome Lyon
Zawód : Artystka
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10917-salome-lyon#332724 https://www.morsmordre.net/t10947-listy-do-salome#333500 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f412-borough-of-bexley-fairy-dream-14 https://www.morsmordre.net/t10945-salome-lyon#333480
Re: Restauracja Czar Par [odnośnik]22.01.22 14:04
Kiedy jej filigranowa sylwetka pojawiła się przed paroma stolikami dalej, uniósł na nią stalowe spojrzenie. Mimo drobnego ciała, niewielkiego wzrostu przyciągała uwagę wokół, zupełnie tak, jakby rozsiewała sobą przedziwny czar, urok swoją dziewczęcością, świeżością. Mimowolne spojrzenia mężczyzn włóczyły się za nią, niezależnie od tego z kim zasiadali przy stoliku. Dostrzegały to wściekle zazdrosne żony, poirytowane kochanki, obiecujące partnerki. Zupełnie jakby samym swoim przejściem przez salę wprawiło powietrze w drganie, przyjemne, podniecające wibracje. Czuł je także on, choć na pierwszy rzut oka nie była zupełnie w jego typie. Drobna, młoda, niedojrzała, blondynka. Ale utkwione spojrzenie zamarło póki nie stanęła przy nim. Podniósł się z krzesła, wiedząc, że zwrócili tym nieplanowanym spektaklem uwagę całej sali. Ona wzbudzała, zachwycała. Z zazdrością patrzeli już także mężczyźni, bo to właśnie do niego zgodziła się dołączyć.
— To ja dziękuję za przyjemność, którą mi pani uczyniła wspaniałą grą, a teraz, zgodą na dołączenie.— Uśmiechnął się bezbłędnie, czarująco, w pogodnej, dojrzałej twarzy nie zdradzając żadnej, najmniejszej prawdy o sobie. Ujął jej dłoń. Była drobniutka. Miała długie, szczupłe palce, palce pianistki, zakończone idealnymi, błyszczącymi paznokciami. Ujął jej dłoń lekko, ucałował knykcie nie spuszczając wzroku z jej twarzy. — Ramsey Mulciber. Bardzo mi miło, pani? Lyon— Może jednak panno? Dziwna nuta wyczekiwania i nadziei rozbrzmiała w jego głosie, choć na dobrą sprawę, żaden pan Lyon nie stanowił dla niego najmniejszego problemu. Pozbycie się jednego człowieka o tak nijakim i nieznanym nazwisku nie było żadnym wyzwaniem. Ruchem dłoni zaprosił ją, by usiadła, a później osobiście dosunął jej krzesło i zajął własne miejsce. — Dwa kieliszki Barolo Francesco Rinaldi & Figli z 56.— Swoje słowa skierował do kelnera, nie poświęcając mu jednak przy tym zbyt wiele uwagi. Przed sobą miał obiekt o wiele bardziej interesujący. Wytrawne wino mogło się okazać dla niej zbyt cierpkie. Nie był nawet pewien czy była pełnoletnia, ale nie pytał, nie obchodziło go to zupełnie. Wino pachniało luksusem, miało też swoją odpowiednio wysoką cenę. Było więc idealne na ten moment. Kelner skinął głową i podał dwie karty dań, zgodnie z jego prośbą. Swoją na razie zamknął, obserwując jej zachowanie — jej wybór. — Co to był za utwór? Ten ostatni? — spytał, szukając jej spojrzenia. — Przyznam ze wstydem, że jestem potwornym ignorantem wobec muzyki, ale dziś... Dziś w tej grze było coś, co nie zasługiwało nawet na brzdęk talerzy. Gdyby to ode mnie zależało, wokół zapanowałaby całkowita cisza, byle tylko wsłuchać się w tę melodię. — Jego spojrzenie było pewne siebie, a głos melodyjny, niski. — Absolutna wirtuozeria.— Podziw był ogromny, uśmiech szelmowski, a spojrzenie bezwstydnie wpatrzone prosto w nią.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Restauracja Czar Par - Page 4 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Restauracja Czar Par [odnośnik]23.01.22 10:58
- Panna, Panna Lyon, Panie Mulciber - poszerzyła swój uśmiech spoglądając na mężczyznę z góry, kiedy pochylił się nad jej dłonią. Nie można było zaprzeczyć, że moment tego wyznania bardzo dobrze wkomponował się w chwilę. Przyjemny zapach wina owinął się wokół jej szyi gdy wytwornym gestem poruszyła zawartością kryształu. Lubiła ten gest. Upiła go troszeczkę.
- Das Wohltemperirte Clavier Bacha - zaczęła, a końcówki uszy stały się nieco rumiane. Choć lubiła komplementy i była do nich przyzwyczajona to nie oznaczało, że się nie zawstydzała pod ich naporem. Zwłaszcza, gdy brzmiały tak szczerze. Przeniosła spojrzenie na stolik na którym położyła kartę. Nie zasłaniała się nią. Palcem sunęła po kolejnych pozycjach - Dobrze nastrojony Klawesyn. Utwór pochodzi z osiemnastego wieku, z okresu baroku, gdzie właściwie bardziej popularny był właśnie klawesyn niż pianino. W porównaniu do tego drugiego, dźwięki wydobywały się przez szarpanie strun po naciśnięciu klawisza. Nie można było mieć wpływu na jego siłę poprzez nacisk. Wszystko było bardziej jednoznaczne - różnice między wysokimi i niskimi tonami. W tym czasie, muzyka miała też cel, miała uczyć, być pewnym środkiem do celu - na tę myśl nieznacznie spochmurniała - Kiedy Bach skomponował zbiór Dobrze nastrojonego Klawesynu wykorzystał kontrasty by stworzyć harmoniczną całość mającą być podwalina do swego rodzaju uniwersalnego podejścia strojenia instrumentu. Tonacja utworów ze zbioru wznosi się, dopóki wszystkie nie zostaną przedstawione, kończąc się fugą h-moll. Bardzo to wyniosłe, skomplikowanie brzmiące, lecz proste. Ktoś złośliwy lub arogancki mógłby powiedzieć, że tylko stroiłam pianino - chyba nie miała ochoty na kolację. Jej szare oczy wpatrywały się w pozycje deserów. Który brzmiał najcenniej...? - Zdecyduję się na semifreddo z truflowymi wiórkami - podjęła ostatecznie decyzję. Malinowo-śmietanowy lodowy deser ją urzekł. Brzmiał też dumnie i był trzecim najdroższych w karcie (a pozycji było dziesięć!) - Wracając jednak do samego utwory, myślę, że czas i pianino sprawiły, że z tego utworu można wydobyć więcej. Pojawia się więcej pola do jego odmiennej interpretacji, nie musi być już taki jednoznaczny, kontrastowy. Można powiedzieć, że czas uwalnia go z kajdan schematu - nieco nonszalancko podparła brodę na splecionych ze sobą palcach. Łokcie smukle układały się na blacie - Kiedy go wybrałam pomyślałam, że pasuje do tego miejsca, że może opisać i jego harmonię - dwie sale będące częścią tego samego; taniec i przyjemność z bezruchu, kończący się dzień i rozpoczynające się nowe znajomości. Interesuje się Pan sztuką, Panie Mulciber?
Salome Lyon
Salome Lyon
Zawód : Artystka
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10917-salome-lyon#332724 https://www.morsmordre.net/t10947-listy-do-salome#333500 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f412-borough-of-bexley-fairy-dream-14 https://www.morsmordre.net/t10945-salome-lyon#333480
Re: Restauracja Czar Par [odnośnik]24.01.22 0:21
— Panno Lyon — poprawił się od razu, upewniając się, że w jego głosie rozbrzmiała cicha ulga z tego powodu. Chciał, by wiedziała, że to miało dla niego znaczenie. Chciał by myślała, że miało znacznie większe niż naprawdę miało. Czym w obliczu człowieka takiego jak on, był niewygodni partnerzy, ojcowie, mężowie? Nie było przeszkód. Nie było problemów po drodze. Mało kto wiedział, jak wielkie posiadał wpływy i jak dobrze potrafił z nich korzystać. Jak skutecznie wykorzystywał otrzymaną władzę i pozycję. Uśmiechał się, obserwując ją z zainteresowaniem. Było szczere, prawdziwe, bo jej piękno dotykało czegoś więcej niż tylko poczucia estetyki. Wywołało w nim chęć posiadania. Potrzebę kontroli. Zupełnie jakby była cennym artefaktem, który chciał posiąść. Nie potrafił tego wyjaśnić — ani jej, ani tego, co robiła, ale nie zastanawiał się nad tym szczególnie głęboko, przyjmując swoje pragnienia za znaczące. I wystarczająco istotne by je spełnić. Wysłuchał jej z wyraźnym zainteresowaniem, choć znacznie mniej skupiał się na jej słowach, a bardziej na mimice, gestach, ruchach ciała, nawet tych mało zauważalnych. Spoglądał jej w oczy bez mrugnięcia, nie ruszając się na krześle ani trochę.
— W porównaniu z tym, co otrzymaliśmy dziś, historia o klawesynie nadaje temu instrumentowi jakiegoś barbarzyństwa. Jednostajne dźwięki szarpanych strun musiały być strasznie monotonne. Jaką swobodę daje więc komponowane lub odgrywanie takich utworów dziś, kiedy każde muśnięcie palcem o klawisz ma znaczenie. Taka muzyka obnaża, prawda? Gdyby mogła płynąć prosto z serca, zdradziłaby o pianiście wszystko. Mylę się? Nie tylko brzmieniem, melodią, ale i tempem, naciskiem, siłą, mocą dźwięku... — Zadumał się na moment, ujmując kieliszek wina, by w przerwie, pomiędzy rozważaniami i pozorami wewnętrznego monologu odpowiedzieć kelnerowi, że weźmie to samo. Wybrał wino, zrobił pierwszy krok, decydując za nią, teraz pozwalając jej wybrać towarzyszącą trunkowi słodycz, zupełnie jakby oddawał jej na moment stery. — Grywasz spontanicznie, panno Lyon? To, co w danej chwili podpowiada ci serce? — Nie to, czego cię nauczono, nie to, co zasłyszałaś. Interesowało go, czy potrafiła zmienić własne emocje w muzykę. Uśmiechnął się szerze, spoglądając z przyjemnością na jej pozę. Podziwiał ją i wcale się z tym nie krył, spojrzeniem przemykając po jej sylwetce z zachwytem. Wydawała się być idealna. Niewiele tak perfekcyjnych kobiet widział w swoim życiu. Evandra, Solene. I teraz ona. Salome Lyon. Jakże zachwycająca. — To zależy — odparł enigmatycznie, unosząc jedną brew. Upił łyk, na moment zerkając w kierunku kielicha, a kiedy go odłożył znów uniósł na nią spojrzenie. — Za sztukę uważa się jasno określone twory. Nie interesuje mnie w tym standardowym znaczeniu. Ale fascynuje mnie wszystko to, co mogłoby nią być, choć wykracza poza jej standardową definicję. To, co ma znaczenie. Estetyczne, emocjonalne, społeczne.— Migał się od prostej odpowiedzi; był badaczem, dla niego liczyły się fakty i liczby, nie doznania. Lubił obserwować emocje, uczył się ich, analizował, ale niekoniecznie doświadczał. Sztuka wymagała głębi, której nie posiadał, choć nie brakowało mu talentu, by to ukryć. — Dlatego pytam o improwizację. Naprawdę chciałbym usłyszeć, co gra w twojej duszy, panno Lyon – dodał prowokacyjnie, unosząc kielich w jej kierunku w formie niemego toastu.
Kelner przyniósł deser. Odłożył kielich, by chwycić lekko za deserowy widelczyk.
— To był przemyślany wybór, czy przeczucie? — spytał, zanim spróbował kęsa.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Restauracja Czar Par - Page 4 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Restauracja Czar Par [odnośnik]29.01.22 14:25
- Och, nie chciałam by to zabrzmiało jakbym demonizowała muzykę barokową. Ma...swój urok - mruknęła z lekkim zwątpieniem - a przynajmniej obecnie jesteśmy wstanie go z niej wydobyć - tego była już pewna. Uśmiechnęła się miękko - I tak... Jest tyle tonów, melodii różnej treści i wszystkie budzą emocje, potrafią wywołać wśród wielu te same skojarzenia, odczucia. Nacisk klawisza, jak pociągnięcie pióra, czy kruszący serce soprano, gest... - nonszalancko zatoczyła palcem po krawędzi kryształowego kielicha. Wibracje zmarszczyły powierzchnię aromatycznego wina - wszystko jest sztuką, formą ukazania czegoś, a odzwierciedlenie uczuć jest najwyższą jej istotą na jaką możemy się zdobyć, prawdziwie piękną. - w stalowo szarych oczach prócz sylwetki Mulcibera odbijały się ciepło płomyki świec. Dodawały jej spojrzeniu urokliwej głębi - Wprawiony pianista, kompozytor, artysta może więc obnażyć się przed publicznością poprzez utwór, swoje dzieło. Zachwyt, rozpacz, melancholia, figlarna radość, miłość...Ach! - westchnęła z nieskrywaną pasją i zachwytem. Za wachlarzem z palców zaraz jednak nieporadnie skryła perlisty śmiech - Och, chciałabym. Nie mam jeszcze takich umiejętności. Moja spontaniczna improwizacja bywa bałaganem. Brakuje mi jeszcze doświadczenia. Ale można powiedzieć, że tak. Jak mam możliwość to grywam utwory z którymi moje emocje lub nastroje w danej chwili utożsamiają. Zachowanie harmonii i spójności w tej sferze jest dla mnie bardzo istotne. Nie wszyscy się ze mną zgodzą ale dla mnie nawiązanie empatycznej więzi z twórcą, jego natchnieniem które sprowokowało go do stworzenia takiej lub innej kompozycji jest kluczowe. Mam nadzieję, że Pana nie zanudzam... - wyznała z niepokojem. Dużo mówiła, a czy przypadkiem nie wspomniał jej, że był ignorantem wobec muzyki? Do tego niemalże się nie poruszał. Gdyby nie wpatrzone w nią spojrzenie pomyślałaby, że go uśpiła.
- Cóż za nonsens, Panie Mulciber. Sztuka nie jest jednoznaczna, nie posiada sztywnych ram. Nie wiem, kto Panu powiedział inaczej ale musiał być okropnym ignorantem - zmarszczyła nosek w oburzeniu i z tą też towarzyszącą emocją chwyciła nóżkę kielicha z winem. Chciała coś jeszcze dodać, lecz postawiony przed nią deser sprawił, że beztrosko o tym zapomniała. Tym bardziej, kiedy z rozczuleniem przeżywała wyznanie, którym ją uraczył - To... to, hm.. będę miała to w pamięci, Panie Mulciber - zrobiło jej się trochę ciepło. Po stuknięciu się kielichami schowała się we wnętrzu własnego. Czy przed chwilą nie mówili o tym, jak muzyka, improwizacja jest formą obnażenia się artysty? Lekko oszołomiona i zawstydzona ujęła deserowy widelczyk. Dobrze się złożyło, że zamówiła lodowy deser. Potrzebowała schłodzić nieco swoje niepochamowane emocje - Chyba bardziej przeznaczenie - skwitowała bez zastanowienia - Poza tym, jesteśmy dorośli - kto nam może zabronić słodkiej kolacji? - zażartowała sobie smakując kolejnego kąska. Śmietankowe lodowe ciasto słodko rozpływało się jej w buzi. Owoce dodawały świeżości, a truflowe wiórki wytrawności. Całość była bardzo dobrze zbalansowana w smaku. Czarownica była ukontentowana. Przeniosła swoje spojrzenie na salę taneczną. Kwartet smyczkowy duchów odgrywał właśnie jedną z serenad Mozarta - Eine Kline Nachtmusik - Panie Mulciber, chciałabym Panu pokazać sztukę. Myślę, że przypadłaby Panu do gustu - uśmiechnęła się figlarnie - Zaprosiłby mnie Pan do tańca...? - taniec był emocjonalny, społeczny, estetyczny. Był formą ekspresji ciała, pięknem. Smutno jej było, że postrzegał sztukę jako coś co posiadało ramy, jeżeli tylko dałby jej okazję do tego by z nich go wyciągnęła. Czy była zbyt śmiała? Zuchwała? Kompletnie tego nie przemyślała. Po prostu pragnienie ukazania piękna, które widziała ona poruszyło jej wilą naturę. Zatrzepotała niewinnie jasnymi rzęsami. Wino sprawiło, że na nosku i policzkach była oblana powabnym rumieńcem. Zwątpienie rozchyliło jej lekko usta. Czy powinna obrócić to w żart..?

|urok wili, bonus +40(?)
Salome Lyon
Salome Lyon
Zawód : Artystka
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10917-salome-lyon#332724 https://www.morsmordre.net/t10947-listy-do-salome#333500 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f412-borough-of-bexley-fairy-dream-14 https://www.morsmordre.net/t10945-salome-lyon#333480
Re: Restauracja Czar Par [odnośnik]29.01.22 14:25
The member 'Salome Lyon' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 75
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Restauracja Czar Par - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Restauracja Czar Par [odnośnik]31.01.22 19:59
Nie znał się na muzyce. Nie znał się na sztuce, był prawdziwym ignorantem, ale jej obecność, sposób w jaki opowiadała o niej, uczucia, jakie przepływały w jej głosie i te najdrobniejsze gesty sprawiały, że obserwował ją ze szczerym? — napewno? — zaciekawieniem. Śledził uważnie jej ruchy, ucząc się ich na pamięć, zapamiętując każdy skrawek jej sylwetki, odsłoniętej skóry, błysk oczu, ruch warg, chcą podskórnie dowiedzieć się o niej jak najwięcej. Nie tylko tego, co chciała mu powiedzieć o sobie, muzyce, ale przede wszystkim tego jaka i kim była naprawdę, a wszystkie te najdrobniejsze, uznawane za nieistotne gesty zdradzały o ludziach najwięcej. Oczy zawędrowały samoistnie na jej palce przesuwające się po krawędzi kielicha. Zadarł brodę nieco wyżej z chwilą, gdy unosił na nią spojrzenie szarych oczu. Ile mogła mieć lat? Ile mogła być od niego młodsza? Zachowywała się jak podlotek, ale był w tym jakiś urok, którego nie potrafił wyjaśnić, ani to, że sprawiało mu to przyjemność. A może nie jej słowa, a to, co sobą reprezentowała. Jego oczy błysnęły; była niebywale piękna.
Uśmiechnął się słysząc jej zachwyt.
— Słychać w twym głosie prawdziwą pasję, panno Lyon — przyznał, nie odnosząc się do kwestii samej muzyki. Ta interesowała go znacznie mniej od niej. — Za piękną artystką musi kryć się jakaś piękna i smutna historia — zgadywał, przechylając głowę nieco w bok. Skosztował wina, deser pozostawił wciąż nietknięty, koncentrując się na niej. Spojrzenie pomknęło mu w kierunku delikatnych, wąskich ust, z których wydobywał się perlisty głos anielicy. Nie przepadał za takimi kobietami, ale ona... Było w niej coś, co go intrygowało. Co to jest, panno Lyon? — Proszę mi wybaczyć śmiałość, ale jestem z natury bardzo ciekawym człowiekiem. Co to za historia? — Oparł łokieć o blat stołu a na dłoni wsparł delikatnie brodę, nieprzerwanie przyglądając jej się z tą samą, nieprzeniknioną miną. Tylko oczy zdradzały głębokie zainteresowanie, sam pozostawał stonowany, oszczędny w ruchach i gestach, jak na zauroczonego jej wdziękami mężczyznę. — Bałagan jest naturalną koleją rzeczy podczas długiego procesu tworzenia każdego kreatywnego twórcy — skontrował jej skromność i upił łyk wina, by następnie lekkim ruchem języka zebrać ostatnią kroplę drogiego trunku z kącika ust, w którym się zawieruszyła.— Pewien numerolog przed paroma laty spytał jednego ze swoich młodszych kolegów, pedantów: jeżeli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko? Jak myślisz, panno Lyon? — On sam był bałaganiarzem. Pozostawiał rzeczy tam, w chaosie, gdzie powinny leżeć, ale doskonale odnajdował się w całym swoim artystycznym rozgardiaszu. W rozłożonych wiecznie woluminach, opasłych księgach bez trudu znajdował poszukiwane kwestie — nie zamykał tych, które zgłębiał dłuższy czas, bo genialna myśl mogła zaskoczyć go w każdej chwili i w każdej chwili musiał zestawić ją z myślą zapisaną już niegdyś. — Harmonia i ład pozwalają na szybką weryfikacje wiedzy i umiejętności, ale geniusz nie czai się w utartych schematach i powtarzanych nutach tylko błyskotliwej improwizacji niosącej określony przekaz. — Wychodzenie poza ramy, ograniczenia. Nie znosił ich. Przesuwanie granic raz za razem leżało w jego naturze od zawsze. — Skąd, wręcz przeciwnie. Jestem zafascynowany — przyznał uśmiechając się szerzej. Zaśmiał się szczerze, gdy wspomniała o ignorancie. Rzadko kiedy to robił, ale udało jej się go rozbawić. — Owszem. Był. Myślę, że wciąż jest — dodał ciszej, pochylając się bardziej w jej stronę, a ton zmienił się w konspiracyjny szept. Po chwili znów odchylił się na krześle.— Myślisz, że nasze spotkanie też można określić tym mianem? — Przeznaczenia, splątania ścieżek losu. Spytał nieco zuchwale, prowokacyjnie, ale przecież nie bez powodu. Szarpnęła wrażliwą strunę, a jego sylwetka jakby powróciła do życia. Od deseru preferował wino, ale postanowił skosztować kęs, jeden, nic więcej. Nie zachwycał się tym bardziej od wina, delektując jego wytrawnością. Noc będzie długa.— Sceptycy rzeczą, że przeznaczenie jest wyłącznie plonem decyzji całego naszego życia, ale to nieprawda. Rodzimy się z nim. I umieramy, jeśli nie potrafimy go oszukać. — Zerknął w kielich, ale nie upił już łyku. Brew uniosła mu się, na zasłyszaną sugestię. Nie tańczył. Nie lubił znacznie bardziej niż nie potrafił; znał o wiele przyjemniejsze i bardziej interesujące zabawy. — Niestety, obawiam się, że moja kontuzja nie czyni ze mnie godnego towarzysza na parkiecie — odparł, zamierzając kategorycznie odmówić, ale kiedy na nią spojrzał — trzepoczące rzęsy, niewinny uśmiech i rumiane policzki nie był w stanie. Wręcz przeciwnie, jego serce zabiło szybciej, przypominając mu, że w ogóle je miał — nie czuł tego od dawna, może nawet nigdy, nie pamiętał. Przyjemny dreszcz przeszył go od strony pleców, wzmagając w nim prócz romantycznego zauroczenia coś więcej — despotyczne pożądanie, chęć jej posiadania. Bo dlaczego nie? — Oczywiście — odpowiedział, podnosząc się z krzesła, lewą dłonią wygładzając na piersi szatę. Podszedł do niej i ukłonił się uprzejmie, wystawiając dłoń w jej kierunku. — Mógłbym? — Czarujący uśmiech, spojrzenie skoncentrowane tylko na niej; urzeczone, ale także twarde, pełne rosnącego pożądania. Bezwstydne. I wcale się z tym nie krył. Czekał tylko na to, zetknięcie się ich dłoni; upajająca bliskość. Musiał zdać się na nią, ale kłamstwo dawno zagojonej kontuzji musiało chronić go przed przykrą kompromitacją. Zamierzał iść w zaparte, pozwolić jej na chwilowe przejęcie kontroli — choć tego nie znosił. — Mój los spoczywa w twoich rękach.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Restauracja Czar Par - Page 4 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber

Strona 4 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Restauracja Czar Par
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach