Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Zamek Hogwart
Zakazany Las
AutorWiadomość
First topic message reminder :
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów [bylobrzydkobedzieladnie]
Zakazany Las
Zakazany Las opodal Hogwartu jest jednym z jego najbardziej tajemniczych miejsc - zamieszkiwany przez wiele magicznych istot i wypełniony wieloma magicznymi roślinami stanowi ewenement na czarodziejskiej mapie krajobrazu. Gęste zarośla przyciągają wielu ciekawskich czarodziejów, a zwłaszcza młodocianych uczniów Hogwartu, jednak ze względu na grom czających się w nim niebezpieczeństw wstęp jest kategorycznie zabroniony.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 14.01.21 14:43, w całości zmieniany 4 razy
Chciał być bohaterem, ale zapomniał o tym, że lata bez treningów, spędzone na upijaniu się po drugiej stronie Kanału, spowodowały u niego spory zanik mięśni. Zrobił parę nieszczęsnych kroków ku pozostałym towarzyszom, z panną McKinnion na rękach, by zaraz zrozumieć, że niestety, ale nie był takim bohaterem za jakiego się uważał. Postanowił łagodnie opuścić ją na ziemię i nie ryzykować możliwością upadku. Następnie objął ją w pasie lub pod biustem, kilka razy głęboko odetchnął i z wielkim wysiłkiem przeciągnął ją przez krzaki. Wstrzymał przy tym swój oddech, jak gdyby zmierzał się z beczką whisky (z którą nigdy się nie zmierzał), a nie z czarownicą. W głowie zastanawiał się jak kobieta taka jak ona może być jednocześnie szczupła, ale i ciężka. Do głowy mu nie przyszło to, że wina stała tak właściwie po jego stronie. A może? Sytuacja sprawiła, że na chwilę zastanawił się nad tym jak zamierzał wziąć Rię na ręce i przenieść przez próg po ślubie, który przecież zbliżał się wielkimi krokami. Jaki wstyd by to był, gdyby jej nie przeniósł!
Będąc trochę bliżej towarzyszy znowu delikatnie opuścił pannę McKinnion na ziemię. Oparł ją plecami o swoje nogi i odetchnął głęboko. Dostrzegł także na ułamek sekundy poświatę patronusa, znowu wyczarowanego przez Justine.
– Nie urażając naszej koleżanki… Strasznie jest ciężka. Potrzebuję pomocy, jeżeli mamy ją nosić przez las – przyznał w końcu nieśmiało, cicho. Był wyraźnie zrezygnowany, a i wstydził się tego, że nie miał siły na jej noszenie. Zerknął przez ramię w stronę pozostałej dwójki, a przy tym dostrzegł też i to, że centaur poczuł się chyba lepiej. Jego zerwanie na chwilę jednak wyraźnie zaskoczyło i zaalarmowało Macmillana, który na chwilę wstrzymał oddech. Na całe szczęście, sytuacja (jak mu się to zdawało) była względnie opanowana. Zerknął w stronę Keatona, a potem znów w stronę centaura. Spróbował też obrócić Jamie twarzą do towarzyszy, nadal jednak opierając ją o swoje nogi.
– Jestem Macmillan. Nasza nieprzytomna towarzyszka to panna McKinnion – przedstawił siebie i tymczasowo nieobecną w swoim ciele Jamie, idąc w ślad panny Tonks. Odezwał się przy tym ciut głośniej, mając nadzieję, że centaur go usłyszy. Nie chciał jednak, żeby jego głos dotarł do osób, które wcześniej zauważył. Spojrzał znowu na sowę i zastanawiał się nad tym czy czarownica może ze strachu o nich postanowiła, że nie zamierza się ruszać. – A skoro przy nich jesteśmy, – odezwał się, kiedy panna Tonks wspomniała o dwójce osób w kapturach, – towarzystwo się rozeszło. jeden poszedł w tamtą stronę – wskazał skinieniem głowy na północ. – Drugi tam – tu wskazał na południe. – Nic więcej nie dostrzegam… Spróbuję jeszcze raz tego samego zaklęcia obserwacyjnego. Centaurze, jeżeli nie czujesz się pewnie, możesz się do nas przyłączyć, do czasu aż nie znajdziesz swoich towarzyszy. Będzie nam na pewno raźniej, a i bezpieczniej – swoje ostatnie słowa skierował w stronę centaura. Spojrzał przez ramię w stronę Tonks. Nie chciał też, żeby ten wystraszył się zaklęcia, które Anthony zamierzał rzucić. Chwycił znowu swoją różdżkę w dłoń i wycelował gdzieś w stronę drzew: – Oculus.
|Staram się dotargać pannę McKinnion (oby nie miała mi tego za złe) i jeżeli to nie za dużo, to próbuję rzucić Oculus.
Będąc trochę bliżej towarzyszy znowu delikatnie opuścił pannę McKinnion na ziemię. Oparł ją plecami o swoje nogi i odetchnął głęboko. Dostrzegł także na ułamek sekundy poświatę patronusa, znowu wyczarowanego przez Justine.
– Nie urażając naszej koleżanki… Strasznie jest ciężka. Potrzebuję pomocy, jeżeli mamy ją nosić przez las – przyznał w końcu nieśmiało, cicho. Był wyraźnie zrezygnowany, a i wstydził się tego, że nie miał siły na jej noszenie. Zerknął przez ramię w stronę pozostałej dwójki, a przy tym dostrzegł też i to, że centaur poczuł się chyba lepiej. Jego zerwanie na chwilę jednak wyraźnie zaskoczyło i zaalarmowało Macmillana, który na chwilę wstrzymał oddech. Na całe szczęście, sytuacja (jak mu się to zdawało) była względnie opanowana. Zerknął w stronę Keatona, a potem znów w stronę centaura. Spróbował też obrócić Jamie twarzą do towarzyszy, nadal jednak opierając ją o swoje nogi.
– Jestem Macmillan. Nasza nieprzytomna towarzyszka to panna McKinnion – przedstawił siebie i tymczasowo nieobecną w swoim ciele Jamie, idąc w ślad panny Tonks. Odezwał się przy tym ciut głośniej, mając nadzieję, że centaur go usłyszy. Nie chciał jednak, żeby jego głos dotarł do osób, które wcześniej zauważył. Spojrzał znowu na sowę i zastanawiał się nad tym czy czarownica może ze strachu o nich postanowiła, że nie zamierza się ruszać. – A skoro przy nich jesteśmy, – odezwał się, kiedy panna Tonks wspomniała o dwójce osób w kapturach, – towarzystwo się rozeszło. jeden poszedł w tamtą stronę – wskazał skinieniem głowy na północ. – Drugi tam – tu wskazał na południe. – Nic więcej nie dostrzegam… Spróbuję jeszcze raz tego samego zaklęcia obserwacyjnego. Centaurze, jeżeli nie czujesz się pewnie, możesz się do nas przyłączyć, do czasu aż nie znajdziesz swoich towarzyszy. Będzie nam na pewno raźniej, a i bezpieczniej – swoje ostatnie słowa skierował w stronę centaura. Spojrzał przez ramię w stronę Tonks. Nie chciał też, żeby ten wystraszył się zaklęcia, które Anthony zamierzał rzucić. Chwycił znowu swoją różdżkę w dłoń i wycelował gdzieś w stronę drzew: – Oculus.
|Staram się dotargać pannę McKinnion (oby nie miała mi tego za złe) i jeżeli to nie za dużo, to próbuję rzucić Oculus.
Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Anthony Macmillan' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 40
'k100' : 40
Im dłużej wpatrywał się w sowę przytwierdzoną do gałęzi niewzruszeniem, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że Jamie nie udało się przejąć kontroli nad zwierzęciem; ciche pohukiwanie brzmiało jak potwierdzenie jego myśli, ciężkich, poszarpanych niepokojem. To było jedno z tych skomplikowanych zaklęć, rozszczepiających ciało i duszę, która zawędrować miała do innego naczynia - na wielu etapach coś mogło się nie udać. A jeśli dusza Jamie utknęła gdzieś w zawieszeniu, pomiędzy jej ciałem a ciałem sowy? Albo…
- Just, mam cholernie złe przeczucie co do tego zaklęcia, minęło już tyle czasu, a Jamie wciąż nie udało się przejąć kontroli nad sową, ona powinna już wracać - do swojej powłoki? Siebie?
Bezradnie ścisnął w dłoni różdżkę, wiedząc, że nie ma najmniejszych szans, by samemu przerwać działanie zaklęcia, a własna bezsilność wyjątkowo go irytowała; musiał jednak skupić się na tym, co zrobić potrafi.
- Oculus - spróbował powielić zaklęcie Anthony’ego, by wybadać to, co znajduje się jeszcze dalej na wschód; a choć planował, by oko skierowane było w kierunku wschodnim, zamierzał unieść je tak wysoko, jak tylko będzie to możliwe, wyżej niż szpony zaciskających się nad nimi koron drzew. Im wyżej, tym większa szansa, by dostrzec polanę, o której wspomniał świetlisty niedźwiedź.
Obrócił się przez ramię, słysząc - trudno było nie słyszeć - przedzierającego się ku nim z trudem Macmillana, który próbował dotaszczyć do nich Jamie.
- Jeśli zajdzie taka potrzeba, to możemy się zmieniać - wtrącił szybko, nie chcąc za bardzo nadepnąć mu na ego luźno rzuconym stwierdzeniem, iż nie ma problemu, żeby niósł już przytomną Jamie i do polany, o ile w ogóle tam dotrą.
Konieczność zmiany oznaczałaby jednak, że z Jamie jest kiepsko, a o tym wolał chwilowo nie myśleć, kiedy zaabsorbowany w ciszy chłonął widok, który odbiegał od tego, co potrafiłby stworzyć siłą wyobraźni; wypełniona mocą postać koziorożca wbiła się w poranione ciało centaura, a choć z początku Keat nie potrafił zrozumieć, czemu Tonks sięgnęła właśnie po to zaklęcie, w końcu zrozumiał. Rany zasklepiały się, łatane łuną życia.
Gdy tylko oczy otworzyły się, narodził się w nich strach - przed obcymi? Czy ludźmi? Co ludzie zdążyli mu zrobić, że reagował w tak gwałtowny sposób?
Łagodnym ruchem ręki opuścił różdżkę, by wyglądała jak przedłużenie dłoni, a nie drapieżnie zadarty do walki przedmiot, skierowany w stronę stworzenia.
Kojący, kobiecy głos jak plaster łagodności przylepiał się do wypowiadanych przez Tonks słów - z początku nie wtrącał się, słuchając tego, co mówi Zakonniczka, jednocześnie obserwując reakcję na jej słowa (i na eliksir, który chciała podać centaurowi - jego nazwa skojarzyła mu się z duszną salą przeznaczoną do warzelnictwa; nie był pewien, czy skojarzenie jest właściwe, ale czy składniki nie były czasem roślinne, wiggen to chyba drzewo, a więc najpewniej używało się do uwarzenia tego eliksiru kory - czy jednak intensywny, leśny zapach mógł sprawić, że centaur będzie bardziej skłonny, by wypić miksturę? Czy w ogóle pokusi się o to, by świadomie przyjąć od nich jakąkolwiek pomoc?).
Nie przerywał również Anthony'emu; dopiero po chwili odezwał się i on, cicho, tonem przepełnionym powagą oraz smutkiem, a także niepokojem, który wciąż odczuwał.
- Pojawiliśmy się w lesie tylko po to, by spróbować pomóc jednemu z członków naszego stada - powtórzył za Tonks raz jeszcze, by jasnym było, że nie szukają tu niczego więcej; że w innym wypadku nie zakłócaliby spokoju mieszkańców Zakazanego Lasu; nieprzypadkowo nazwał Zakon stadem, które w centaurzej hierarchii było przecież najważniejsze - tylko włosy jednorożca są w stanie go uratować, nic innego nie może mu pomóc - i z jego oczu biła szczerość - można było dostrzec w nich też coś jeszcze; ciężar odpowiedzialności za czyjeś życie. To nie były słowa ułożone na chłodno w strukturę porządku w jego głowie, lecz strumień myśli płynący prosto z serca. Nie przemawiał; mówił.
- Proszę - skrzące się żarliwością słowo spuentowała chwila ciszy; on, człowiek, nie żąda niczego od tej istoty - nie przychodzi tu pełen buty i roszczeń, lecz stoi jak równy z równym, okazując mu pełen szacunek; Keat nie wiedział, jakie doświadczenia z innymi ludźmi miał już wcześniej centaur, lecz domyślał się, iż nie tylko te z dzisiaj mogły nie należeć do najchlubniejszych momentów na kartach historii relacji czarodziejów i centaurów, chciał więc okazać, że nie wszyscy ludzie są tacy, jakimi to stworzenie mogło ich zapamiętać - jego życie jest w naszych rękach - tak jak Twoje jeszcze przed chwilą było w jej.
Zbliżył się o krok - powoli; z cieni wyłoniła się jego twarz, widać było, jak młody wciąż jest, ledwie wyrósł z okresu źrebięctwa, adolescencji. A jeśli centaury nigdy nie skrzywdziłyby dzieci, to czy było to równoznaczne z tym, iż również bardziej ufały tym, których trudno jeszcze nazwać tak naprawdę dorosłymi, skoro rys twarzy wciąż nie okalają piętna czasu?
Ufne spojrzenie spoczęło na centaurze - zawierzył w to, że drzemie w nim dobroć. Że nawet ludzie nie są w stanie obrzydzić go aż tak bardzo, by odmówić pomocy, gdy od tego zależeć miało czyjeś przetrwanie.
- Just, mam cholernie złe przeczucie co do tego zaklęcia, minęło już tyle czasu, a Jamie wciąż nie udało się przejąć kontroli nad sową, ona powinna już wracać - do swojej powłoki? Siebie?
Bezradnie ścisnął w dłoni różdżkę, wiedząc, że nie ma najmniejszych szans, by samemu przerwać działanie zaklęcia, a własna bezsilność wyjątkowo go irytowała; musiał jednak skupić się na tym, co zrobić potrafi.
- Oculus - spróbował powielić zaklęcie Anthony’ego, by wybadać to, co znajduje się jeszcze dalej na wschód; a choć planował, by oko skierowane było w kierunku wschodnim, zamierzał unieść je tak wysoko, jak tylko będzie to możliwe, wyżej niż szpony zaciskających się nad nimi koron drzew. Im wyżej, tym większa szansa, by dostrzec polanę, o której wspomniał świetlisty niedźwiedź.
Obrócił się przez ramię, słysząc - trudno było nie słyszeć - przedzierającego się ku nim z trudem Macmillana, który próbował dotaszczyć do nich Jamie.
- Jeśli zajdzie taka potrzeba, to możemy się zmieniać - wtrącił szybko, nie chcąc za bardzo nadepnąć mu na ego luźno rzuconym stwierdzeniem, iż nie ma problemu, żeby niósł już przytomną Jamie i do polany, o ile w ogóle tam dotrą.
Konieczność zmiany oznaczałaby jednak, że z Jamie jest kiepsko, a o tym wolał chwilowo nie myśleć, kiedy zaabsorbowany w ciszy chłonął widok, który odbiegał od tego, co potrafiłby stworzyć siłą wyobraźni; wypełniona mocą postać koziorożca wbiła się w poranione ciało centaura, a choć z początku Keat nie potrafił zrozumieć, czemu Tonks sięgnęła właśnie po to zaklęcie, w końcu zrozumiał. Rany zasklepiały się, łatane łuną życia.
Gdy tylko oczy otworzyły się, narodził się w nich strach - przed obcymi? Czy ludźmi? Co ludzie zdążyli mu zrobić, że reagował w tak gwałtowny sposób?
Łagodnym ruchem ręki opuścił różdżkę, by wyglądała jak przedłużenie dłoni, a nie drapieżnie zadarty do walki przedmiot, skierowany w stronę stworzenia.
Kojący, kobiecy głos jak plaster łagodności przylepiał się do wypowiadanych przez Tonks słów - z początku nie wtrącał się, słuchając tego, co mówi Zakonniczka, jednocześnie obserwując reakcję na jej słowa (i na eliksir, który chciała podać centaurowi - jego nazwa skojarzyła mu się z duszną salą przeznaczoną do warzelnictwa; nie był pewien, czy skojarzenie jest właściwe, ale czy składniki nie były czasem roślinne, wiggen to chyba drzewo, a więc najpewniej używało się do uwarzenia tego eliksiru kory - czy jednak intensywny, leśny zapach mógł sprawić, że centaur będzie bardziej skłonny, by wypić miksturę? Czy w ogóle pokusi się o to, by świadomie przyjąć od nich jakąkolwiek pomoc?).
Nie przerywał również Anthony'emu; dopiero po chwili odezwał się i on, cicho, tonem przepełnionym powagą oraz smutkiem, a także niepokojem, który wciąż odczuwał.
- Pojawiliśmy się w lesie tylko po to, by spróbować pomóc jednemu z członków naszego stada - powtórzył za Tonks raz jeszcze, by jasnym było, że nie szukają tu niczego więcej; że w innym wypadku nie zakłócaliby spokoju mieszkańców Zakazanego Lasu; nieprzypadkowo nazwał Zakon stadem, które w centaurzej hierarchii było przecież najważniejsze - tylko włosy jednorożca są w stanie go uratować, nic innego nie może mu pomóc - i z jego oczu biła szczerość - można było dostrzec w nich też coś jeszcze; ciężar odpowiedzialności za czyjeś życie. To nie były słowa ułożone na chłodno w strukturę porządku w jego głowie, lecz strumień myśli płynący prosto z serca. Nie przemawiał; mówił.
- Proszę - skrzące się żarliwością słowo spuentowała chwila ciszy; on, człowiek, nie żąda niczego od tej istoty - nie przychodzi tu pełen buty i roszczeń, lecz stoi jak równy z równym, okazując mu pełen szacunek; Keat nie wiedział, jakie doświadczenia z innymi ludźmi miał już wcześniej centaur, lecz domyślał się, iż nie tylko te z dzisiaj mogły nie należeć do najchlubniejszych momentów na kartach historii relacji czarodziejów i centaurów, chciał więc okazać, że nie wszyscy ludzie są tacy, jakimi to stworzenie mogło ich zapamiętać - jego życie jest w naszych rękach - tak jak Twoje jeszcze przed chwilą było w jej.
Zbliżył się o krok - powoli; z cieni wyłoniła się jego twarz, widać było, jak młody wciąż jest, ledwie wyrósł z okresu źrebięctwa, adolescencji. A jeśli centaury nigdy nie skrzywdziłyby dzieci, to czy było to równoznaczne z tym, iż również bardziej ufały tym, których trudno jeszcze nazwać tak naprawdę dorosłymi, skoro rys twarzy wciąż nie okalają piętna czasu?
Ufne spojrzenie spoczęło na centaurze - zawierzył w to, że drzemie w nim dobroć. Że nawet ludzie nie są w stanie obrzydzić go aż tak bardzo, by odmówić pomocy, gdy od tego zależeć miało czyjeś przetrwanie.
from underneath the rubble,
sing the rebel song
sing the rebel song
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Keat Burroughs' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 64
'k100' : 64
Nadal tkwiła w małym ciałku jakiegoś gryzonia i czuła to, co czuł on, nie mając świadomości tego, co w tej chwili działo się z jej ciałem pozostawionym daleko stąd. Doświadczała mieszanki zapachów, dźwięki, a także... głód. Zwierzę najwyraźniej szukało jedzenia, ale jaźń Jamie skupiała się przede wszystkim na odgłosach, które słyszała z bardzo bliska, a także na tym, co widziały zwierzęce oczy. Las w tym miejscu nie był tak gęsty jak tam, gdzie zostawiła swoje prawdziwe ciało, był wyraźnie rzadszy i uniósłszy mały łebek mogła ujrzeć pasmo górskie, z jej perspektywy naprawdę ogromne. Najwyraźniej musiała dotrzeć znacznie dalej, daleko od swoich towarzyszy, i była aż pod górami.
Nagle na jej ciało padł cień tak ogromny, jakby właśnie przesuwała się góra. Choć z jej obecnej perspektywy nawet normalny człowiek byłby wielki jak olbrzym, to to coś, co ujrzała nad sobą, było jeszcze znacznie większe. Nigdy nie widziała olbrzyma na żywo, kojarzyła jedynie obrazki w książce do opieki nad magicznymi stworzeniami. Tym, co dla jej malutkiego ciałka wysuwało się na pierwszy plan, były gigantyczne nogi gotowe lada chwila ją rozdeptać. Olbrzym prawdopodobnie jej nie widział, ale przemieszczał się i groziło jej, że zaraz znajdzie się pod jego stopą i zostanie z niej miazga. Korzystając z tego, że udało jej się zapanować nad zwierzęcym umysłem, próbowała odskoczyć w bok, daleko poza zasięg olbrzymich nóg.
Nabrała też dziwnej pewności, że to właśnie ten dźwięk słyszała wcześniej, dudnienie ogromnych stóp uderzających o podłoże. Pytanie tylko, dlaczego ten olbrzym zszedł z gór? Z tego co pamiętała z lekcji, zwykle tego nie robiły, bo nie miały w tym większego interesu. Próbowała sobie przypomnieć, co jeszcze mogła pamiętać na temat olbrzymów i ich zwyczajów.
Jeśli udało jej się odskoczyć poza zasięg nóg i uniknąć rozdeptania, starała się zmienić kierunek, skoro mogła już przejąć kontrolę nad tym, w którą stronę przemieszczało się zwierzę. Próbowała umknąć w bok i chciała zobaczyć coś więcej w najbliższym otoczeniu. Czy oprócz tego olbrzyma były tu inne, czy może ten samotnie opuścił góry? I czy to właśnie on był niebezpieczeństwem, przed którym ostrzegał Keat?
Chciała zawrócić w kierunku lasu. Choć olbrzym niewątpliwie był bardzo ważną informacją, miała przecież znaleźć jednorożca. Nie mówiąc o tym, że musiała znaleźć sposób, by wrócić do ciała i przekazać reszcie wieści o tym, co zobaczyła. Niestety nie mogła być pewna, czy zaklęcie skończy się samoistnie, skoro rzuciła je błędnie.
| próbuję uniknąć rozdeptania
Nagle na jej ciało padł cień tak ogromny, jakby właśnie przesuwała się góra. Choć z jej obecnej perspektywy nawet normalny człowiek byłby wielki jak olbrzym, to to coś, co ujrzała nad sobą, było jeszcze znacznie większe. Nigdy nie widziała olbrzyma na żywo, kojarzyła jedynie obrazki w książce do opieki nad magicznymi stworzeniami. Tym, co dla jej malutkiego ciałka wysuwało się na pierwszy plan, były gigantyczne nogi gotowe lada chwila ją rozdeptać. Olbrzym prawdopodobnie jej nie widział, ale przemieszczał się i groziło jej, że zaraz znajdzie się pod jego stopą i zostanie z niej miazga. Korzystając z tego, że udało jej się zapanować nad zwierzęcym umysłem, próbowała odskoczyć w bok, daleko poza zasięg olbrzymich nóg.
Nabrała też dziwnej pewności, że to właśnie ten dźwięk słyszała wcześniej, dudnienie ogromnych stóp uderzających o podłoże. Pytanie tylko, dlaczego ten olbrzym zszedł z gór? Z tego co pamiętała z lekcji, zwykle tego nie robiły, bo nie miały w tym większego interesu. Próbowała sobie przypomnieć, co jeszcze mogła pamiętać na temat olbrzymów i ich zwyczajów.
Jeśli udało jej się odskoczyć poza zasięg nóg i uniknąć rozdeptania, starała się zmienić kierunek, skoro mogła już przejąć kontrolę nad tym, w którą stronę przemieszczało się zwierzę. Próbowała umknąć w bok i chciała zobaczyć coś więcej w najbliższym otoczeniu. Czy oprócz tego olbrzyma były tu inne, czy może ten samotnie opuścił góry? I czy to właśnie on był niebezpieczeństwem, przed którym ostrzegał Keat?
Chciała zawrócić w kierunku lasu. Choć olbrzym niewątpliwie był bardzo ważną informacją, miała przecież znaleźć jednorożca. Nie mówiąc o tym, że musiała znaleźć sposób, by wrócić do ciała i przekazać reszcie wieści o tym, co zobaczyła. Niestety nie mogła być pewna, czy zaklęcie skończy się samoistnie, skoro rzuciła je błędnie.
| próbuję uniknąć rozdeptania
The member 'Jamie McKinnon' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 24
'k100' : 24
Pozostawiona sama sobie sowa otrzepała skrzydła i odbiła się od żerdzi, wzbijając się do lotu, kierując się na południe.
Centaur zaś wyglądał, jakby najchętniej zamierzał uczynić to samo - stał na nogach niepewnie, zamierając, gdy wsłuchiwał się w słowa podjęte przez Justine. Początkowo nieufnie - choć jego twarz wyraźnie rozjaśniała, gdy Tonks powołała się na Longbottoma. Uniósł głowę - ledwie stał na nogach, ale to nie mogło odrzeć go z dumy.
- Jeśli nie przyszliście zabijać, trafiliście w złe miejsce, tutaj trwa wojna - odpowiedział na słowa aurorki, czyniąc krok w tył; przetoczył się z kopyta na kopyto, przerzucając ciężar ciała, bezwiednie, w osłabieniu, szukając środka ciężkości osłabionego organizmu. - W lesie dzisiejszej nocy jest znacznie więcej ludzi niż dwoje i znacznie więcej, niż być powinno. Strzeżcie się, przyjaciele Harolda, o ile naprawdę nimi jesteście. - Po lekkim zawahaniu uniósł dłoń po fiolkę z eliksirem, którą przysunął ku swojej twarzy, sprawdzając jej zapach. - Wiggen niesie życie również dla nas - przyznał. - Masz dobre serce - Wpierw wylał na palec ledwie kroplę eliksiru, którą musnął usta, może sprawdzając jego prawdziwość, później przechylił fiolkę do dna, a na jego twarzy zaczęły pojawiać się wyraźniejsze, zdrowsze barwy. Po wyjściu ze stanu tak ciężkiego centaur musiał przede wszystkim odpocząć - jego stan był jednak dość stabilny, by nie budził obaw o życie. Uniósł wzrok na Anthony'ego, gdy wspomniał o rozejściu się czarodziejów, na twarzy istoty objawił się niechętny grymas, gniewnie uderzył ogonem powietrze. - Magorian - zdradził w końcu i własne imię, skinięciem głowy witając Anthony'ego i jego towarzyszkę. - Nie pójdę z wami dalej. Pókim żyw, będę walczył. Niech moją łaską będzie, że was puszczam wolno.
Przez moment przyglądał się Keatowi, czarodziej mógł zauważyć, że rzeczywiście skupiał się na rysach jego twarzy. Na jego własnej - uwidoczniło się jedynie zawahanie. Obrany ton z pewnością pozwolił obłaskawić dumnego centaura.
- Nie jesteście też pierwszymi, którzy szukają w tych stronach jednorożców, ale to, co zrobili z nimi wasi poprzednicy, straszniejsze jest od jakiejkolwiek zbrodni. Wiedzcie, że kto zgładzi tak niewinną istotę, przeklęty będzie na wieki, co gorsze jest od śmierci. Moi bracia są blisko ich stada, strzegą ich przed tym, co pojawiło się w lesie. I zabiją was, jeśli podejdziecie zbyt blisko. Życie za życie, chłopcze, ocaliliście moje, więc ocaliłem wasze. Trzecie musi zostać w rękach losu. Czy chodzi o dziewczynę, którą ze sobą niesiecie? - Twarz centaura wydawała się surowa, lecz przez jego głos przebijała się troska; może rzeczywiście zmartwił go los młodzieńca, może był wdzięczny za ocalenie życia, a może równie wielką rolę grały oba te aspekty.
Anthony zdołał przeciągnąć Jamie do pozostałych, wiedział jednak, że nie mógł ciągnąć jej w ten sposób cały czas. Czarownica powinna już otworzyć oczy - ale wciąż tego nie zrobiła i nic nie wskazywało na to, by w najbliższym czasie miało się to zmienić.
Zaklęcia oculus wybrzmiały dwa razy, raz rzucone przez Anthony'ego - oko rozjaśniało między drzewami - drugi raz przez Keata; poprowadzone wyżej, ponad korony drzew, pozwoliły dostrzec przerzedzenie między koronami - na wschód od was, szacując mało wprawionym okiem może kwadrans marszem. Wyglądało na to, że podpowiedź Eileen rzeczywiście podsunęła wam właściwą drogę.
Tymczasem zdana tylko na siebie Jamie próbowała umknąć w bok, znalazłszy się między stopami ciężkiego olbrzyma nie miała na to wiele miejsce - ledwie wskoczyła przed przód jego stopy, gdy olbrzym, nie zauważywszy jej, kopnął ją. Poczuła, jak jej drobne żeberka przechodzą bólem, została odrzucona, lecz zanim zorientowała się w swojej sytuacji, olbrzym dalej szedł przed siebie - znów znalazłszy się przy niej - cały ten czas mając szansę rozdeptać niewidoczną dla siebie istotę. Wciąż musiała unikać jego nóg. Czuła też, że mysz walczyła z nią o swoje ciało - jednak zbyt słabo, by na moment osłabiona siła woli Jamie ustąpiła jej miejsca. Trudno jednak powiedzieć, jak wiele czasu McKinnon wciąz miała. Z tej pozycji, zepchnięta do obrony i walki o życie, nie miała czasu rozejrzeć się po okolicy. Zasłaniał ją nie tylko cień olbrzyma i jego nogi, ale i wysokie źdźbła trawy, nie miała też w tej formie zbyt dobrego wzroku. Ale hałas - hałas stawał się przytłaczający, coraz głośniejszy, gęstszy, jakby z gór rzeczywiście schodziło więcej istot tej rasy - a może to tylko lęk sprawiał, że odbierała najbliższe bodźce coraz silniej.
Magicus extremos: Keat, Justine +6 do rzutów 3/3
Keaton - Vigilia, Oculus 1/3
Anthony - Oculus 1/3
Justine wykorzystana moc Gwardii 1/4
Centaur zaś wyglądał, jakby najchętniej zamierzał uczynić to samo - stał na nogach niepewnie, zamierając, gdy wsłuchiwał się w słowa podjęte przez Justine. Początkowo nieufnie - choć jego twarz wyraźnie rozjaśniała, gdy Tonks powołała się na Longbottoma. Uniósł głowę - ledwie stał na nogach, ale to nie mogło odrzeć go z dumy.
- Jeśli nie przyszliście zabijać, trafiliście w złe miejsce, tutaj trwa wojna - odpowiedział na słowa aurorki, czyniąc krok w tył; przetoczył się z kopyta na kopyto, przerzucając ciężar ciała, bezwiednie, w osłabieniu, szukając środka ciężkości osłabionego organizmu. - W lesie dzisiejszej nocy jest znacznie więcej ludzi niż dwoje i znacznie więcej, niż być powinno. Strzeżcie się, przyjaciele Harolda, o ile naprawdę nimi jesteście. - Po lekkim zawahaniu uniósł dłoń po fiolkę z eliksirem, którą przysunął ku swojej twarzy, sprawdzając jej zapach. - Wiggen niesie życie również dla nas - przyznał. - Masz dobre serce - Wpierw wylał na palec ledwie kroplę eliksiru, którą musnął usta, może sprawdzając jego prawdziwość, później przechylił fiolkę do dna, a na jego twarzy zaczęły pojawiać się wyraźniejsze, zdrowsze barwy. Po wyjściu ze stanu tak ciężkiego centaur musiał przede wszystkim odpocząć - jego stan był jednak dość stabilny, by nie budził obaw o życie. Uniósł wzrok na Anthony'ego, gdy wspomniał o rozejściu się czarodziejów, na twarzy istoty objawił się niechętny grymas, gniewnie uderzył ogonem powietrze. - Magorian - zdradził w końcu i własne imię, skinięciem głowy witając Anthony'ego i jego towarzyszkę. - Nie pójdę z wami dalej. Pókim żyw, będę walczył. Niech moją łaską będzie, że was puszczam wolno.
Przez moment przyglądał się Keatowi, czarodziej mógł zauważyć, że rzeczywiście skupiał się na rysach jego twarzy. Na jego własnej - uwidoczniło się jedynie zawahanie. Obrany ton z pewnością pozwolił obłaskawić dumnego centaura.
- Nie jesteście też pierwszymi, którzy szukają w tych stronach jednorożców, ale to, co zrobili z nimi wasi poprzednicy, straszniejsze jest od jakiejkolwiek zbrodni. Wiedzcie, że kto zgładzi tak niewinną istotę, przeklęty będzie na wieki, co gorsze jest od śmierci. Moi bracia są blisko ich stada, strzegą ich przed tym, co pojawiło się w lesie. I zabiją was, jeśli podejdziecie zbyt blisko. Życie za życie, chłopcze, ocaliliście moje, więc ocaliłem wasze. Trzecie musi zostać w rękach losu. Czy chodzi o dziewczynę, którą ze sobą niesiecie? - Twarz centaura wydawała się surowa, lecz przez jego głos przebijała się troska; może rzeczywiście zmartwił go los młodzieńca, może był wdzięczny za ocalenie życia, a może równie wielką rolę grały oba te aspekty.
Anthony zdołał przeciągnąć Jamie do pozostałych, wiedział jednak, że nie mógł ciągnąć jej w ten sposób cały czas. Czarownica powinna już otworzyć oczy - ale wciąż tego nie zrobiła i nic nie wskazywało na to, by w najbliższym czasie miało się to zmienić.
Zaklęcia oculus wybrzmiały dwa razy, raz rzucone przez Anthony'ego - oko rozjaśniało między drzewami - drugi raz przez Keata; poprowadzone wyżej, ponad korony drzew, pozwoliły dostrzec przerzedzenie między koronami - na wschód od was, szacując mało wprawionym okiem może kwadrans marszem. Wyglądało na to, że podpowiedź Eileen rzeczywiście podsunęła wam właściwą drogę.
Tymczasem zdana tylko na siebie Jamie próbowała umknąć w bok, znalazłszy się między stopami ciężkiego olbrzyma nie miała na to wiele miejsce - ledwie wskoczyła przed przód jego stopy, gdy olbrzym, nie zauważywszy jej, kopnął ją. Poczuła, jak jej drobne żeberka przechodzą bólem, została odrzucona, lecz zanim zorientowała się w swojej sytuacji, olbrzym dalej szedł przed siebie - znów znalazłszy się przy niej - cały ten czas mając szansę rozdeptać niewidoczną dla siebie istotę. Wciąż musiała unikać jego nóg. Czuła też, że mysz walczyła z nią o swoje ciało - jednak zbyt słabo, by na moment osłabiona siła woli Jamie ustąpiła jej miejsca. Trudno jednak powiedzieć, jak wiele czasu McKinnon wciąz miała. Z tej pozycji, zepchnięta do obrony i walki o życie, nie miała czasu rozejrzeć się po okolicy. Zasłaniał ją nie tylko cień olbrzyma i jego nogi, ale i wysokie źdźbła trawy, nie miała też w tej formie zbyt dobrego wzroku. Ale hałas - hałas stawał się przytłaczający, coraz głośniejszy, gęstszy, jakby z gór rzeczywiście schodziło więcej istot tej rasy - a może to tylko lęk sprawiał, że odbierała najbliższe bodźce coraz silniej.
Magicus extremos: Keat, Justine +6 do rzutów 3/3
Keaton - Vigilia, Oculus 1/3
Anthony - Oculus 1/3
Justine wykorzystana moc Gwardii 1/4
Odprowadził wzrokiem wzbijającą się do lotu sowę, wracaj do domu albo do Hogwartu, przemknęło mu jeszcze przez myśli (wysyłał przecież listy do swojego młodszego brata, Sowa powinna skojarzyć znajomą trasę), nim opuścił zadartą głowę, a jego samego pochłonęły słowa centaura. O jakiej wojnie była mowa? Zamieszki w magicznym świecie nie dotykały jedynie czarodziejów, to oczywiste, lecz w swej naiwności nie przyszłoby mu do głowy, że odwieczny spokój kniei Zakazanego mógł zostać naruszony, a panujący tu ład zburzony.
Po co Ministerstwu nawet ten skrawek ziemi - mało czarodziejom przestrzeni do życia? Czy zawinić mógł poniekąd Zakon, który umieścił tu portal łączący las z Oazą? Nie wiedział przecież, w jaki dokładnie sposób połączenie to zostało utworzone.
- Jesteśmy nimi, jesteśmy tu również w jego imieniu - zapewnił skwapliwie, burzliwe spojrzenie Harolda stanowiło przecież wezwanie do działania. Nietrudno się pod tym wzrokiem ugiąć, ale również łatwo znaleźć w nim oparcie. Musiał okazać je także centaurom, skoro pół mężczyzna zareagował na jego nazwisko w taki sposób.
Jak wielu było w lesie ludzi, o których wspomniał Magorian? Po co Ministerstwo wysłało tu cały tabun - naprawdę chodziło wyłącznie o Zakon? Czego tu szukali - poza Zakonnikami?
- Będę walczył z tobą, jeśli mi na to pozwolisz - zaproponował szybciej, niż tak właściwie pomyślał, nic to nowego; nie po to tu przyszli, nie taki był ich cel, być może reszta Zakonników się z nim nie zgodzi, ale czy istniała inna droga?
Skoro centaury strzegą jednorożców przed aktualnym niebezpieczeństwem, nie mieli najmniejszych szans się obok nich przedrzeć - należało zasłużyć na to, by wcale przedzierać się nie musieli. Być może gdyby pomogli centaurom…
- Nikt z nas nie śmiałby podnieść różdżki w obecności tych stworzeń - chyba że po to, by je bronić - mówił z pełnią przekonania, wiedząc, że każdy z ich czwórki serce ma na miejscu - a ci, którzy gotowi są zakatować tak niewinne istoty, powinny być przeklęci - wydał również osąd, nie mając litości dla tych, którym jej brakuje; rozumiał podłoże nieufności centaura, ale wiedział także, iż istota ta, zdolna do zgłębienia całej galaktyki tajemnic, zdaje sobie doskonale sprawę z tego, iż człowiek człowiekowi nierówny. Ilu ludzi, tyle charakterów - nie wszystkich zaślepia żądza życia za wszelką cenę, bo chyba to ostatecznie popychało człowieka do zamordowania czegoś tak bezbronnego jak jednorożec.
- Przed czym twoi bracia muszą strzec tego stada? Poza ludźmi z nieczystymi zamiarami obawiacie się czegoś jeszcze? - odważył się w końcu zadać to pytanie, przypominając sobie dojmujące uczucie zagrożenia i niepokoju. Ogromnego zagrożenia. - A jeśli pomożemy ocalić więcej żyć? Jeśli do was dołączymy? Nie oczekując niczego w zamian - włosy jednorożca potrzebne do ocalenia życia, o którym wspominaliśmy, muszą zostać podarowane dobrowolnie, by zachowały potrzebne nam właściwości. Muszą być darem. Żaden z jednorożców przez nas nie ucierpi, przyrzekam - dużo próśb i obietnic dziś padło, dużo wielkich słów - jeden wielki czyn również miał już miejsce, ale być może potrzebują więcej niż uzdrowienia, by centaur im zaufał.
- Nie chodzi o Jamie... - zaprzeczył, zerkając niepewnie na Justine; czy wiedziała, jak mogli jej pomóc i co powinni zrobić? On taką wiedzą nie dysponował, a puste spojrzenie bezwładnej kukły zaczęło go przerażać. - Lord Longbottom wysłał nas tutaj, a sam został z osobą, której niezbędna jest pomoc - a przynajmniej tak Keat przypuszczał - to zresztą on potrzebuje włosów jednorożca, by móc zrobić z nich użytek - nie chcą ich dla siebie, tylko dla niego, a przede wszystkim dla gasnącego istnienia.
Ruszył w stronę ciała Jamie, podchodząc na tyle blisko, by móc pochylić się i ująć ją ostrożnie, dźwigając w górę. Niosąc ją na ramionach przemieścił się z powrotem w stronę Tonks, specjalnie stając również blisko centaura, by Magorian mógł dostrzec to, w jakim stanie znajduje się Harpia. To, że oni również walczą - że nie są tu dla siebie.
Niech spojrzy w jej puste oczy.
- Justine… - jej imię zabrzmiało, jak prośba, choć nie wiedział, o co tak naprawdę prosi; liczył na to, że ona sama doskonale wie, co robić; wciąż trzymając Jamie na rękach, stanął tuż obok kobiety, a jednocześnie zaciskał palce na przechylonej pod dziwnym kątem różdżce, której nie chciał wypuszczać z dłoni.
Zaobserwowane przez trzecie oko przerzedzenie znajdowało się dokładnie na wschód od nich - upewnił się jeszcze, zerkając ku gwieździe polarnej i przypominając sobie, co dokładnie mówiła Tonks o mapie nieba.
- Polana jest dokładnie przed nami, naście minut stąd - wtrącił jeszcze lakonicznie, bez rozwodzenia się na temat tego, o czym dokładnie mówił; Anthony sam ją widział, a Justine wiedziała, o co chodzi.
Chciał, żeby oko oddaliło się nieco na lewo od tego wyczarowanego przez Anthony’ego - by gałki miały inne pola widzenia; a także, by oko obniżyło swoją wysokość i potem - już poniżej linii koron drzew - zaczęło sunąć do przodu, na wschód, monitorując drogę oraz sprawdzając, co może na nich czekać w trakcie owego kwadransa marszu.
Muszą w końcu ruszyć w drogę, spędzili tu już zbyt wiele czasu.
Po co Ministerstwu nawet ten skrawek ziemi - mało czarodziejom przestrzeni do życia? Czy zawinić mógł poniekąd Zakon, który umieścił tu portal łączący las z Oazą? Nie wiedział przecież, w jaki dokładnie sposób połączenie to zostało utworzone.
- Jesteśmy nimi, jesteśmy tu również w jego imieniu - zapewnił skwapliwie, burzliwe spojrzenie Harolda stanowiło przecież wezwanie do działania. Nietrudno się pod tym wzrokiem ugiąć, ale również łatwo znaleźć w nim oparcie. Musiał okazać je także centaurom, skoro pół mężczyzna zareagował na jego nazwisko w taki sposób.
Jak wielu było w lesie ludzi, o których wspomniał Magorian? Po co Ministerstwo wysłało tu cały tabun - naprawdę chodziło wyłącznie o Zakon? Czego tu szukali - poza Zakonnikami?
- Będę walczył z tobą, jeśli mi na to pozwolisz - zaproponował szybciej, niż tak właściwie pomyślał, nic to nowego; nie po to tu przyszli, nie taki był ich cel, być może reszta Zakonników się z nim nie zgodzi, ale czy istniała inna droga?
Skoro centaury strzegą jednorożców przed aktualnym niebezpieczeństwem, nie mieli najmniejszych szans się obok nich przedrzeć - należało zasłużyć na to, by wcale przedzierać się nie musieli. Być może gdyby pomogli centaurom…
- Nikt z nas nie śmiałby podnieść różdżki w obecności tych stworzeń - chyba że po to, by je bronić - mówił z pełnią przekonania, wiedząc, że każdy z ich czwórki serce ma na miejscu - a ci, którzy gotowi są zakatować tak niewinne istoty, powinny być przeklęci - wydał również osąd, nie mając litości dla tych, którym jej brakuje; rozumiał podłoże nieufności centaura, ale wiedział także, iż istota ta, zdolna do zgłębienia całej galaktyki tajemnic, zdaje sobie doskonale sprawę z tego, iż człowiek człowiekowi nierówny. Ilu ludzi, tyle charakterów - nie wszystkich zaślepia żądza życia za wszelką cenę, bo chyba to ostatecznie popychało człowieka do zamordowania czegoś tak bezbronnego jak jednorożec.
- Przed czym twoi bracia muszą strzec tego stada? Poza ludźmi z nieczystymi zamiarami obawiacie się czegoś jeszcze? - odważył się w końcu zadać to pytanie, przypominając sobie dojmujące uczucie zagrożenia i niepokoju. Ogromnego zagrożenia. - A jeśli pomożemy ocalić więcej żyć? Jeśli do was dołączymy? Nie oczekując niczego w zamian - włosy jednorożca potrzebne do ocalenia życia, o którym wspominaliśmy, muszą zostać podarowane dobrowolnie, by zachowały potrzebne nam właściwości. Muszą być darem. Żaden z jednorożców przez nas nie ucierpi, przyrzekam - dużo próśb i obietnic dziś padło, dużo wielkich słów - jeden wielki czyn również miał już miejsce, ale być może potrzebują więcej niż uzdrowienia, by centaur im zaufał.
- Nie chodzi o Jamie... - zaprzeczył, zerkając niepewnie na Justine; czy wiedziała, jak mogli jej pomóc i co powinni zrobić? On taką wiedzą nie dysponował, a puste spojrzenie bezwładnej kukły zaczęło go przerażać. - Lord Longbottom wysłał nas tutaj, a sam został z osobą, której niezbędna jest pomoc - a przynajmniej tak Keat przypuszczał - to zresztą on potrzebuje włosów jednorożca, by móc zrobić z nich użytek - nie chcą ich dla siebie, tylko dla niego, a przede wszystkim dla gasnącego istnienia.
Ruszył w stronę ciała Jamie, podchodząc na tyle blisko, by móc pochylić się i ująć ją ostrożnie, dźwigając w górę. Niosąc ją na ramionach przemieścił się z powrotem w stronę Tonks, specjalnie stając również blisko centaura, by Magorian mógł dostrzec to, w jakim stanie znajduje się Harpia. To, że oni również walczą - że nie są tu dla siebie.
Niech spojrzy w jej puste oczy.
- Justine… - jej imię zabrzmiało, jak prośba, choć nie wiedział, o co tak naprawdę prosi; liczył na to, że ona sama doskonale wie, co robić; wciąż trzymając Jamie na rękach, stanął tuż obok kobiety, a jednocześnie zaciskał palce na przechylonej pod dziwnym kątem różdżce, której nie chciał wypuszczać z dłoni.
Zaobserwowane przez trzecie oko przerzedzenie znajdowało się dokładnie na wschód od nich - upewnił się jeszcze, zerkając ku gwieździe polarnej i przypominając sobie, co dokładnie mówiła Tonks o mapie nieba.
- Polana jest dokładnie przed nami, naście minut stąd - wtrącił jeszcze lakonicznie, bez rozwodzenia się na temat tego, o czym dokładnie mówił; Anthony sam ją widział, a Justine wiedziała, o co chodzi.
Chciał, żeby oko oddaliło się nieco na lewo od tego wyczarowanego przez Anthony’ego - by gałki miały inne pola widzenia; a także, by oko obniżyło swoją wysokość i potem - już poniżej linii koron drzew - zaczęło sunąć do przodu, na wschód, monitorując drogę oraz sprawdzając, co może na nich czekać w trakcie owego kwadransa marszu.
Muszą w końcu ruszyć w drogę, spędzili tu już zbyt wiele czasu.
from underneath the rubble,
sing the rebel song
sing the rebel song
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Najpierw spojrzał w stronę sowy, która ruszyła w kierunku innym niż powinna. Czy aby wszystko było w porządku z panną McKinnion? A może nic nie było w porządku? Przecież inaczej się porozumieli... chociaż jednocześnie minęło już tyle czasu, że powinna wrócić do swojej formy. Nie był tego pewien, bo nie znał się na transmutacji.
- Panno McKinnion - delikatnie szturchnął jej ramię, mając nadzieję, że to sprowadzi ją z powrotem do nich. Widząc jednak, że to nie wywołało żadnej reakcji, postanowił poklepać ją po policzku, mając nadzieję, że ta w końcu się wybudzi. Znowu jednak czarownica się nie wybudziła. Martwił się. Nie chciał jednak alarmować pozostałych, bo póty co, musieli porozumieć się z centaurem. To w jego stronę spojrzał następnie spojrzał Anthony, szczególnie, że usłyszał o wojnie.
- Nie przyszliśmy zabijać. Jeżeli jednak lasu zagrażają ludzie Malfoya i czarnoksiężnicy... - tu splunął na dźwięk wypowiadanego przez siebie nazwiska, a następnie spojrzał w stronę Justine. Potem spojrzał na Keatona, który zadeklarował swoją gotowość do walki. Milczał chwilę. - Znaczy, że rzeczywiście szukają czegoś w lesie - skomentował. - Lord Longbottom miał rację - wzdychnął ciężko. Nie podobało mu się to, że właściwie wszędzie mogły krążyć psy zdradzieckiego ministerstwa i że tak właściwie zagrażały każdemu stworzeniu, które w nim przebywało. - Lord Longbottom z kolei pomaga nam, a my jemu - dodał, słysząc niepewność ze strony stworzenia. - W każdym razie nie boimy się niebezpieczeństwa. Lord Longbottom ostrzegł nas, że sytuacja może się okazać nieprzyjemna i że może dojść do walki z tymi, tfu, psami-zdrajcami.
Nie było mu do śmiechu, ale jednak widok centaura, któremu na twarzy wracały kolory sprawiły, że uśmiechnął się. Cieszył się, że mimo wszystko choć trochę im zaufał.
- Miło cię poznać, Magorianie. Czy czujesz się lepiej? - Zapytał jeszcze dla pewności.
Zaraz jednak sposępniał, słysząc dalszą część informacji, których udzielał im centaur. Czy coś się stało jednorożcom? A właściwie czy ktoś z psów Malfoya zrobił im krzywdę?
- Czy próbujesz nam powiedzieć, że ci zdrajcy zabili jednorożca? - Zapytał niepewnie, bo nie był pewien czy dobrze rozumiał jego słowa, a zaraz za tym dodał: - Powiedz mi... Czy widziałeś dwójkę osób w czarnych kapturach? Czy to oni zrobili tobie krzywdę? - Zastanawiała go obecność osób, które dostrzegł wcześniej przez swoje trzecie oko.
Oferta, którą zaproponował Keaton była całkiem rozsądna, pytanie jednak czy centaury rzeczywiście pozwoliłyby im na zbliżenie się do jednorożców. Postanowił z kolei wyjaśnić kwestię Jamie, choć nadal nie rozumiał dlaczego nie ruszyła... ani dlaczego się nie budziła.
- Panna McKinnion miała nam pomóc patrolować okolicę. Rzuciła zaklęcie, które sprawiło, że jest w takim stanie... Powinna już dawno się wybudzić - stwierdził, spoglądając na pozostałych towarzyszy. Oddał też czarownicę pod opiekę Keatona. - Co jeżeli coś się jej stało? - Ale co mogłoby się stać? Co poszło nie tak?, zapytał siebie w myślach. - Może powinniśmy ściągnąć z niej zaklęcie? Mogę spróbować... jeżeli to w ogóle jakkolwiek pomoże... - Dopiero wtedy podszedł bliżej do pozostałych. Swoją różdżkę skierował w stronę panny McKinnion i postanowił rzucić w jej stronę niewerbalne zaklęcie Finite Incantatem. Nie wiedział jednak czy to w ogóle zadziała. Nie był pewny nawet tego czy powinien próbować.
Z kolei swoje trzecie oko postanowił wysłać na przód (w stronę wschodu, gdzie przecież zmieszali), ale przy jednoczesnym trzymaniu go bardziej z prawej strony. Keaton dobrze pomyślał, rzucając własnego Oculusa. W ten sposób mieli większy teren, który podlegał obserwacji. Czarodziej jednak wyprzedził go w stwierdzeniu tego, co dostrzegł.
- Centaurze, musimy się dostać do jednorożców jak najszybciej i spróbować poprosić je o kilka włosów dla lorda Longbottoma. Jeżeli się nie zgodzą, to nic się nie stało. A jeżeli ktoś chce na nie napaść, to naszych kilka dodatkowych par dłoni będzie wam pomocnych do ich obrony, czyż nie? Część z nas już kilka razy zmierzyła się z czarnoksiężnikami... a jeżeli zagraża im coś poważniejszego, to również się z tym zmierzymy. Jeżeli ty i twoi towarzysze dadzą nam szansę na ich obronę. Jeżeli się boisz, to obiecuję, że mogę przysiąc przy pomocy wieczystej przysięgi, że nie zamierzamy im zrobić krzywdy i że jeżeli zajdzie potrzeba to je obronimy - po tym wyciągnął w stronę centaura dłoń.
|Liczę na szczęście i próbuję rzucić mega trudne Finite
- Panno McKinnion - delikatnie szturchnął jej ramię, mając nadzieję, że to sprowadzi ją z powrotem do nich. Widząc jednak, że to nie wywołało żadnej reakcji, postanowił poklepać ją po policzku, mając nadzieję, że ta w końcu się wybudzi. Znowu jednak czarownica się nie wybudziła. Martwił się. Nie chciał jednak alarmować pozostałych, bo póty co, musieli porozumieć się z centaurem. To w jego stronę spojrzał następnie spojrzał Anthony, szczególnie, że usłyszał o wojnie.
- Nie przyszliśmy zabijać. Jeżeli jednak lasu zagrażają ludzie Malfoya i czarnoksiężnicy... - tu splunął na dźwięk wypowiadanego przez siebie nazwiska, a następnie spojrzał w stronę Justine. Potem spojrzał na Keatona, który zadeklarował swoją gotowość do walki. Milczał chwilę. - Znaczy, że rzeczywiście szukają czegoś w lesie - skomentował. - Lord Longbottom miał rację - wzdychnął ciężko. Nie podobało mu się to, że właściwie wszędzie mogły krążyć psy zdradzieckiego ministerstwa i że tak właściwie zagrażały każdemu stworzeniu, które w nim przebywało. - Lord Longbottom z kolei pomaga nam, a my jemu - dodał, słysząc niepewność ze strony stworzenia. - W każdym razie nie boimy się niebezpieczeństwa. Lord Longbottom ostrzegł nas, że sytuacja może się okazać nieprzyjemna i że może dojść do walki z tymi, tfu, psami-zdrajcami.
Nie było mu do śmiechu, ale jednak widok centaura, któremu na twarzy wracały kolory sprawiły, że uśmiechnął się. Cieszył się, że mimo wszystko choć trochę im zaufał.
- Miło cię poznać, Magorianie. Czy czujesz się lepiej? - Zapytał jeszcze dla pewności.
Zaraz jednak sposępniał, słysząc dalszą część informacji, których udzielał im centaur. Czy coś się stało jednorożcom? A właściwie czy ktoś z psów Malfoya zrobił im krzywdę?
- Czy próbujesz nam powiedzieć, że ci zdrajcy zabili jednorożca? - Zapytał niepewnie, bo nie był pewien czy dobrze rozumiał jego słowa, a zaraz za tym dodał: - Powiedz mi... Czy widziałeś dwójkę osób w czarnych kapturach? Czy to oni zrobili tobie krzywdę? - Zastanawiała go obecność osób, które dostrzegł wcześniej przez swoje trzecie oko.
Oferta, którą zaproponował Keaton była całkiem rozsądna, pytanie jednak czy centaury rzeczywiście pozwoliłyby im na zbliżenie się do jednorożców. Postanowił z kolei wyjaśnić kwestię Jamie, choć nadal nie rozumiał dlaczego nie ruszyła... ani dlaczego się nie budziła.
- Panna McKinnion miała nam pomóc patrolować okolicę. Rzuciła zaklęcie, które sprawiło, że jest w takim stanie... Powinna już dawno się wybudzić - stwierdził, spoglądając na pozostałych towarzyszy. Oddał też czarownicę pod opiekę Keatona. - Co jeżeli coś się jej stało? - Ale co mogłoby się stać? Co poszło nie tak?, zapytał siebie w myślach. - Może powinniśmy ściągnąć z niej zaklęcie? Mogę spróbować... jeżeli to w ogóle jakkolwiek pomoże... - Dopiero wtedy podszedł bliżej do pozostałych. Swoją różdżkę skierował w stronę panny McKinnion i postanowił rzucić w jej stronę niewerbalne zaklęcie Finite Incantatem. Nie wiedział jednak czy to w ogóle zadziała. Nie był pewny nawet tego czy powinien próbować.
Z kolei swoje trzecie oko postanowił wysłać na przód (w stronę wschodu, gdzie przecież zmieszali), ale przy jednoczesnym trzymaniu go bardziej z prawej strony. Keaton dobrze pomyślał, rzucając własnego Oculusa. W ten sposób mieli większy teren, który podlegał obserwacji. Czarodziej jednak wyprzedził go w stwierdzeniu tego, co dostrzegł.
- Centaurze, musimy się dostać do jednorożców jak najszybciej i spróbować poprosić je o kilka włosów dla lorda Longbottoma. Jeżeli się nie zgodzą, to nic się nie stało. A jeżeli ktoś chce na nie napaść, to naszych kilka dodatkowych par dłoni będzie wam pomocnych do ich obrony, czyż nie? Część z nas już kilka razy zmierzyła się z czarnoksiężnikami... a jeżeli zagraża im coś poważniejszego, to również się z tym zmierzymy. Jeżeli ty i twoi towarzysze dadzą nam szansę na ich obronę. Jeżeli się boisz, to obiecuję, że mogę przysiąc przy pomocy wieczystej przysięgi, że nie zamierzamy im zrobić krzywdy i że jeżeli zajdzie potrzeba to je obronimy - po tym wyciągnął w stronę centaura dłoń.
|Liczę na szczęście i próbuję rzucić mega trudne Finite
Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Anthony Macmillan' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 50
'k100' : 50
- Wojna trwa już wszędzie. - powiedziała do niego, odrobinę ponuro, ale prawdziwie. Takie były fakty i miało być gorzej, czuła to w kościach. Widziała w nastrojach, widziała w kolejnych działaniach.
- Dzię… - zatrzymała się w pół słowa, słysząc te, wypowiadane przez Keatona, spojrzała na niego, zaciskając wargi. Milczała gdy mówił on, a później odezwał Anthony. Odezwała się dopiero po nich.
- Ci, którzy są najbliżej Voldemorta używają jej, by stworzyć miksturę. - pamiętała jak rozmawiali o nich. Jak mówił o nich Samuel. Wiedzieli, że nagłe ataki na czarodziejów i jednorożce, którymi zajmowało się Biuro nie są przypadkowe, nie byli jednak w stanie ich powiązać ani zrozumieć. Aż do teraz Teraz jednak, kiedy prawo należało do nich nie mieli jak pociągnąć ich do odpowiedzialności. - Robią to, dla mocy. Związują się z nim. Przynajmniej tyle udało nam się dowiedzieć od jednego z nich. - zrelacjonowała krótko to, co przekazał im Anthony z wyciągniętych od Avery’ego wspomnień.
- Zaczekaj… n.. - znów nie zdążyła skończyć. Jej lewa, pusta już dłoń zacisnęła się. Od stycznia straciła wiarę, głównie w siebie. Może we własny wybory, czy siłę. Nie tą magiczną, tą dalej, skrytą wewnątrz niej, obleczoną w charakter. Kilka godzin wcześniej Ria wiele jej poleceń nazywała “nie tak dobrym pomysłem” w środku walki. Teraz inni podejmowali decyzje. Spojrzała na Jamie, którą przyniósł w jej stronę Keaton. Jej wzrok prześlizgnął się po niej. Zmarszczyła lekko brwi. Wzięła wdech w płuca mając nadzieję, że zaklęcie przyniesie odpowiednie skutki. - Finite Incantatem. - pomyślała, wykonując odpowiedni gest różdżką, wskazując nią Jamie. Gdy to zrobiła, odwróciła się w kierunku Magoriana.
- Jak sam słyszysz moi przyjaciele serca mają mężne. - chociaż nie powinni zapominać, co jest naszym priorytetem - pomyślała zawieszając spojrzenie na Keatonie, któremu kilka miesięcy wcześniej powiedziała o Zakonie. Mieli jasne polecenie, misję do wykonania, w której nie powinien podejmować jednostkowych decyzji. - Longbottom wspominał, że znamienny jest czas. Włosy są nam potrzebne, jednak nie możemy odebrać ich siłą. Muszą - jak mówił Keaton - zostać dobrowolnie ofiarowane. - wzrok zawisł na twarzy centaura. - Łączy nas ten sam wróg, choć każde z nas ma swoje cele. Wierzę, że więcej jesteśmy w stanie osiągnąć razem. Musimy się zjednoczyć, przeciw wspólnemu wrogowi. Możemy sobie pomóc, włosy - jeśli uda nam się zdobyć - może dostarczyć jedno z nas, przemykając na miotle. Pozostała trójka może walczyć u waszego boku. Nasze umiejętności staną się waszą siłą. Sam ich doświadczyłeś. W walce, radzę sobie jeszcze lepiej. Jestem im solą w oku, ciągle żywa, choć próbowali zabić mnie nie raz. - zamilkła, biorąc wdech w płuca. - Wdzięczni jesteśmy już za to, co dla nas uczyniłeś. Pomoc będzie długiem, który u ciebie zaciągniemy i który Zakon Feniksa spłaci, odpowiadając na wasze wezwanie - dziś i każdego kolejnego dnia, Magorianie. - stała pewnie, a z oczu biła szczerość. Niewiele wiedziała o ich gatunku, pamiętała jeszcze z czasów szkoły przestrogi nauczycieli i fakt, że to właśnie oni byli strażnikami Zakazanego Lasu. Sam Las, był ważny nie tylko dla nich, ale i dla Zakonu, tutaj znajdowało się przejście do Oazy. Potrzebowali by to miejsce pozostawało takim, jakie było - wolnym, od wpływów Rycerzy Walpurgii. Jednak w czasach takich jak ten musieli się zjednoczyć. Razem stanąć przeciw potężnemu przeciwnikowi, nie pozwolić, by zabrał ten świat.
| rzucam Finite na Jamie
- Dzię… - zatrzymała się w pół słowa, słysząc te, wypowiadane przez Keatona, spojrzała na niego, zaciskając wargi. Milczała gdy mówił on, a później odezwał Anthony. Odezwała się dopiero po nich.
- Ci, którzy są najbliżej Voldemorta używają jej, by stworzyć miksturę. - pamiętała jak rozmawiali o nich. Jak mówił o nich Samuel. Wiedzieli, że nagłe ataki na czarodziejów i jednorożce, którymi zajmowało się Biuro nie są przypadkowe, nie byli jednak w stanie ich powiązać ani zrozumieć. Aż do teraz Teraz jednak, kiedy prawo należało do nich nie mieli jak pociągnąć ich do odpowiedzialności. - Robią to, dla mocy. Związują się z nim. Przynajmniej tyle udało nam się dowiedzieć od jednego z nich. - zrelacjonowała krótko to, co przekazał im Anthony z wyciągniętych od Avery’ego wspomnień.
- Zaczekaj… n.. - znów nie zdążyła skończyć. Jej lewa, pusta już dłoń zacisnęła się. Od stycznia straciła wiarę, głównie w siebie. Może we własny wybory, czy siłę. Nie tą magiczną, tą dalej, skrytą wewnątrz niej, obleczoną w charakter. Kilka godzin wcześniej Ria wiele jej poleceń nazywała “nie tak dobrym pomysłem” w środku walki. Teraz inni podejmowali decyzje. Spojrzała na Jamie, którą przyniósł w jej stronę Keaton. Jej wzrok prześlizgnął się po niej. Zmarszczyła lekko brwi. Wzięła wdech w płuca mając nadzieję, że zaklęcie przyniesie odpowiednie skutki. - Finite Incantatem. - pomyślała, wykonując odpowiedni gest różdżką, wskazując nią Jamie. Gdy to zrobiła, odwróciła się w kierunku Magoriana.
- Jak sam słyszysz moi przyjaciele serca mają mężne. - chociaż nie powinni zapominać, co jest naszym priorytetem - pomyślała zawieszając spojrzenie na Keatonie, któremu kilka miesięcy wcześniej powiedziała o Zakonie. Mieli jasne polecenie, misję do wykonania, w której nie powinien podejmować jednostkowych decyzji. - Longbottom wspominał, że znamienny jest czas. Włosy są nam potrzebne, jednak nie możemy odebrać ich siłą. Muszą - jak mówił Keaton - zostać dobrowolnie ofiarowane. - wzrok zawisł na twarzy centaura. - Łączy nas ten sam wróg, choć każde z nas ma swoje cele. Wierzę, że więcej jesteśmy w stanie osiągnąć razem. Musimy się zjednoczyć, przeciw wspólnemu wrogowi. Możemy sobie pomóc, włosy - jeśli uda nam się zdobyć - może dostarczyć jedno z nas, przemykając na miotle. Pozostała trójka może walczyć u waszego boku. Nasze umiejętności staną się waszą siłą. Sam ich doświadczyłeś. W walce, radzę sobie jeszcze lepiej. Jestem im solą w oku, ciągle żywa, choć próbowali zabić mnie nie raz. - zamilkła, biorąc wdech w płuca. - Wdzięczni jesteśmy już za to, co dla nas uczyniłeś. Pomoc będzie długiem, który u ciebie zaciągniemy i który Zakon Feniksa spłaci, odpowiadając na wasze wezwanie - dziś i każdego kolejnego dnia, Magorianie. - stała pewnie, a z oczu biła szczerość. Niewiele wiedziała o ich gatunku, pamiętała jeszcze z czasów szkoły przestrogi nauczycieli i fakt, że to właśnie oni byli strażnikami Zakazanego Lasu. Sam Las, był ważny nie tylko dla nich, ale i dla Zakonu, tutaj znajdowało się przejście do Oazy. Potrzebowali by to miejsce pozostawało takim, jakie było - wolnym, od wpływów Rycerzy Walpurgii. Jednak w czasach takich jak ten musieli się zjednoczyć. Razem stanąć przeciw potężnemu przeciwnikowi, nie pozwolić, by zabrał ten świat.
| rzucam Finite na Jamie
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 68
'k100' : 68
Mimo tak małego ciała niełatwo było umknąć spod nóg olbrzyma, dobrych kilkadziesiąt razy większych od niej. Nie była przyzwyczajona do bycia tak małą. Do tej pory górowała nad większością koleżanek i nawet niektórymi kolegami, a tymczasem teraz była w ciałku maleńkim i bezbronnym, od którego wyższa była nawet trawa. Groźba rozdeptania i stania się krwawym plackiem była zaś całkiem realna. Zdecydowanie wolałaby być sową, jako sowa wznosiłaby się nad lasem i nie groziłoby jej podeptanie. Ale magia spłatała jej figla i to miało być nauczką, jeśli chodzi o używanie tak zaawansowanej magii nie mając odpowiednich umiejętności.
Udało jej się uniknąć zdeptania, ale olbrzym i tak zawadził ją stopą, zapewne nie widząc czegoś tak maleńkiego. A nawet gdyby widział, to raczej by się tym nie przejął. Została odrzucona, a drobne ciałko przeszył ból. Kosteczki myszy z pewnością były kruche, ale miała nadzieję, że przetrwały.
Mysz próbowała walczyć z nią o ciało, ale Jamie musiała być silniejsza od niej. Nie zamierzała oddawać kontroli, a na pewno nie wtedy, gdy należało uciec spod nóg olbrzyma. Zdała sobie też sprawę, że chyba powinna już się budzić w swoim ciele, a tymczasem nadal tkwiła tu. Co, jeśli nie uda jej się wrócić? Jeśli zaklęcie na zawsze uwięziło ją w ciele myszy? Co zrobią jej towarzysze, którym pozostało tylko jej puste, całkowicie bezużyteczne ciało?
Nie widziała zbyt wiele, widok przysłaniała jej trawa oraz cień olbrzyma, przed którym wciąż próbowała uciec. Chciała uskoczyć w bok, wiedząc, że olbrzym przesuwał się do przodu i uciekając w przód przez cały czas będzie wpadać mu pod nogi i w końcu zostanie rozdeptana. Przyspieszyła, próbując powiększyć dystans od stóp olbrzyma, a potem podjęła próbę odskoczenia na bok. Nie wiedziała jeszcze, co zrobi później, ale naprawdę chciała obudzić się w swoim ciele. Tego pragnęła teraz najbardziej – znów stać się sobą. Myśl o utkwieniu w tym ciele była przerażająca. Nawet gdyby miała dziś stracić życie, wolałaby umrzeć jako człowiek, nie mysz.
Podczas tej próby ucieczki zdała sobie też sprawę, że hałas był coraz głośniejszy. Nie była pewna, czy to po prostu ten olbrzym chodził tak głośno, czy może z gór schodziły też inne, wywołując ten rumor. Jeśli tak, co to oznaczało? Dlaczego preferujące izolację olbrzymy zaczęły opuszczać górskie schronienia? To nie było normalne.
| wciąż próbuję uniknąć rozdeptania
Udało jej się uniknąć zdeptania, ale olbrzym i tak zawadził ją stopą, zapewne nie widząc czegoś tak maleńkiego. A nawet gdyby widział, to raczej by się tym nie przejął. Została odrzucona, a drobne ciałko przeszył ból. Kosteczki myszy z pewnością były kruche, ale miała nadzieję, że przetrwały.
Mysz próbowała walczyć z nią o ciało, ale Jamie musiała być silniejsza od niej. Nie zamierzała oddawać kontroli, a na pewno nie wtedy, gdy należało uciec spod nóg olbrzyma. Zdała sobie też sprawę, że chyba powinna już się budzić w swoim ciele, a tymczasem nadal tkwiła tu. Co, jeśli nie uda jej się wrócić? Jeśli zaklęcie na zawsze uwięziło ją w ciele myszy? Co zrobią jej towarzysze, którym pozostało tylko jej puste, całkowicie bezużyteczne ciało?
Nie widziała zbyt wiele, widok przysłaniała jej trawa oraz cień olbrzyma, przed którym wciąż próbowała uciec. Chciała uskoczyć w bok, wiedząc, że olbrzym przesuwał się do przodu i uciekając w przód przez cały czas będzie wpadać mu pod nogi i w końcu zostanie rozdeptana. Przyspieszyła, próbując powiększyć dystans od stóp olbrzyma, a potem podjęła próbę odskoczenia na bok. Nie wiedziała jeszcze, co zrobi później, ale naprawdę chciała obudzić się w swoim ciele. Tego pragnęła teraz najbardziej – znów stać się sobą. Myśl o utkwieniu w tym ciele była przerażająca. Nawet gdyby miała dziś stracić życie, wolałaby umrzeć jako człowiek, nie mysz.
Podczas tej próby ucieczki zdała sobie też sprawę, że hałas był coraz głośniejszy. Nie była pewna, czy to po prostu ten olbrzym chodził tak głośno, czy może z gór schodziły też inne, wywołując ten rumor. Jeśli tak, co to oznaczało? Dlaczego preferujące izolację olbrzymy zaczęły opuszczać górskie schronienia? To nie było normalne.
| wciąż próbuję uniknąć rozdeptania
The member 'Jamie McKinnon' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 98
'k100' : 98
Centaur uważnie taksował wzrokiem młodą twarz Keata, kiedy ten zabrał głos - nietrudno było zauważyć odmalowujące się na jego twarzy zaskoczenie, gdy ten zapowiedział walkę u jego boku; centaur dumnie zadarł głowę, zapewne chcąc zaprezentować, że tej pomocy nie potrzebował, jednak w tym samym czasie ugięło się pod nim kolano - zatoczył się, ale nie upadł, niepewnie stając na wszystkich czterech nogach. Klątwy mocno go osłabiły, na jego boku wciąż ciągnął się labirynt świeżych blizn i wiele wskazywało na to, że powoli zaczynał zdawać sobie z tego sprawę.
Na pytanie o to, przed czym strzegą jednorożców, jak i późniejszą troskę Anthony'ego o nie, jedynie spojrzał na Justine, z niedowierzaniem kręcąc na jej słowa głową, a na jego twarzy pojawił się smutek.
- Dotąd gdy w lesie działo się źle, chodziło właśnie o nie, więc podjęliśmy decyzję o ochronie najbardziej niewinnych. Ale gwiazdy przestrzegają przed czymś straszniejszym. Nie wiemy, czego ci ludzie tutaj szukają. Nie wiemy, po co tu przyszli. Harold ukrył w lesie coś swojego - wiedzieliście, że centaury zobowiązały się również chronić portal do Oazy, musiał mówić właśnie o nim, nie wiedząc jednak, czy zostaliście przez niego wtajemniczeni w pełni. Wszystko wskazywało na to, że przynajmniej ostatecznie uwierzył, że byliście jego przyjaciółmi. Czoło centaura przecięła zmarszczka wyrażająca zmartwienie.
Wpierw Keat złożył przyrzeczenie, później Anthony zaproponował przysięgę wieczystą. Centaur przez jakiś czas rozważał słowa pierwszego tak jak przez jakiś czas wpatrywał się w wyciągniętą ku niemu dłoń, aż podjął decyzję, zapewne przekonany waszą brawurą:
- Nie. Dowiedliście, że jesteście ludźmi honoru. Ale spróbujcie tylko zawieźć moje zaufanie i udowodnijcie, że nie różnicie się od swojego gatunku - a ja przysięgam wam, że nie opuścicie wtedy tego lasu żywi. Nie wiem... nie wiem, czy Harold spodziewał się tego, co się dzieje. Gwiazdy są niespokojne. Niejasne ale przerażone. - Mimowolnie ściągnął wzrok na ciało, które Keaton przyniósł bliżej. Jeśli wzbudziło w nim emocje, to ich nie okazał.
Szturchnięta przez Anthony'ego nie drgnęła, czarodziej sięgnął po swoją magię, chcąc zerwać zaklęcie, jednak czuł, że jego moc jest za słaba. Inaczej niż Justine, która ponowiła zaklęcie - przerywając więź łączącą Jamie ze zwierzęciem.
- Nie widziałem ich - odparł na pytanie Macmillana. - Zaatakowali mnie od tyłu, bez honoru - Brak honoru zaś wydawał się w jego ustach poważną obelgą.
- To się dopiero zaczyna, dziecko - odparł na słowa Justine. Zogniskował jednak na niej wzrok na dłużej, wysłuchując jej słów do końca - dopiero później przeciągając wzrokiem również po pozostałej dwójce, przenikliwym spojrzeniem przyglądając się każdemu z osobna.
- Śpieszycie się - powtórzył za wami - a jednocześnie marnujecie czas tutaj. Harold złożył nam już wiele próśb, każda bardziej wymagająca od poprzedniej. Dziś to my potrzebujemy pomocy, choć zapewne odpowiedzi, których poszukujemy, potrzebne są i wam. Pójdziemy razem - centaur wciąż był osłabiony, zapewne powierzanie mu większych obowiązków, czy to decyzyjnych, czy walecznych, nie było rozsądnym pomysłem. Wiedzieliście, że w akcji będzie wam bardziej balastem niż pomocą, choć podkreślenie tego na głos zapewne głęboko uraziłoby jego dumę. - I najpierw poszukamy odpowiedzi. Dowiemy się, czego ci ludzie tu szukają. W zamian później przeprowadzę was przez teren strzeżony przez moich braci, gdzie znajdziecie jednorożce. Macie okazję udowodnić szczerość dumnie głoszonych intencji, ale zachowajcie to dla siebie. Nie chcemy tu więcej ludzi z kolejnymi prośbami. - Nic w jego głosie nie wskazywało na to, by zamierzał pertraktować tę propozycję. Centaury bywały trudne w obyciu.
Trzecie oko Anthony'ego na razie nie dostrzegało niczego niepokojącego - las ciągnął się na wschód; oko dotarło do rejonu, w którym poprzednio rozeszli się czarodzieje i sunęło dalej pośród drzew.
Jamie tym razem bardzo zgrabnie uniknęła kolejnego kroku olbrzyma - ledwie jednak czmychnęła spod jego stopy, poczuła, że umysł myszy wypiera ją całkiem; wpierw ogarnęła ją ciemność, później straciła czucie, na końcu usłyszała wysoki pisk w uszach, który z wolna przeobraził się w szmer lasu, już wolny od ciężkich kroków. Powoli mogła otworzyć oczy: znajdując się znów we własnym ciele i wśród swoich przyjaciół. Bolał ją bok, prawdopodobnie żebra, kopnięcie wydawało się realne - jednak jako sportsmenka Jamie przynajmniej wydawało się, że jest w stanie rozróżnić uraz groźny od niegroźnego. Ten groźnym się nie wydawał. Być może pękło któreś z żeber.
Keaton - Vigilia, Oculus 2/3
Anthony - Oculus 2/3
Justine wykorzystana moc Gwardii 1/4
Na pytanie o to, przed czym strzegą jednorożców, jak i późniejszą troskę Anthony'ego o nie, jedynie spojrzał na Justine, z niedowierzaniem kręcąc na jej słowa głową, a na jego twarzy pojawił się smutek.
- Dotąd gdy w lesie działo się źle, chodziło właśnie o nie, więc podjęliśmy decyzję o ochronie najbardziej niewinnych. Ale gwiazdy przestrzegają przed czymś straszniejszym. Nie wiemy, czego ci ludzie tutaj szukają. Nie wiemy, po co tu przyszli. Harold ukrył w lesie coś swojego - wiedzieliście, że centaury zobowiązały się również chronić portal do Oazy, musiał mówić właśnie o nim, nie wiedząc jednak, czy zostaliście przez niego wtajemniczeni w pełni. Wszystko wskazywało na to, że przynajmniej ostatecznie uwierzył, że byliście jego przyjaciółmi. Czoło centaura przecięła zmarszczka wyrażająca zmartwienie.
Wpierw Keat złożył przyrzeczenie, później Anthony zaproponował przysięgę wieczystą. Centaur przez jakiś czas rozważał słowa pierwszego tak jak przez jakiś czas wpatrywał się w wyciągniętą ku niemu dłoń, aż podjął decyzję, zapewne przekonany waszą brawurą:
- Nie. Dowiedliście, że jesteście ludźmi honoru. Ale spróbujcie tylko zawieźć moje zaufanie i udowodnijcie, że nie różnicie się od swojego gatunku - a ja przysięgam wam, że nie opuścicie wtedy tego lasu żywi. Nie wiem... nie wiem, czy Harold spodziewał się tego, co się dzieje. Gwiazdy są niespokojne. Niejasne ale przerażone. - Mimowolnie ściągnął wzrok na ciało, które Keaton przyniósł bliżej. Jeśli wzbudziło w nim emocje, to ich nie okazał.
Szturchnięta przez Anthony'ego nie drgnęła, czarodziej sięgnął po swoją magię, chcąc zerwać zaklęcie, jednak czuł, że jego moc jest za słaba. Inaczej niż Justine, która ponowiła zaklęcie - przerywając więź łączącą Jamie ze zwierzęciem.
- Nie widziałem ich - odparł na pytanie Macmillana. - Zaatakowali mnie od tyłu, bez honoru - Brak honoru zaś wydawał się w jego ustach poważną obelgą.
- To się dopiero zaczyna, dziecko - odparł na słowa Justine. Zogniskował jednak na niej wzrok na dłużej, wysłuchując jej słów do końca - dopiero później przeciągając wzrokiem również po pozostałej dwójce, przenikliwym spojrzeniem przyglądając się każdemu z osobna.
- Śpieszycie się - powtórzył za wami - a jednocześnie marnujecie czas tutaj. Harold złożył nam już wiele próśb, każda bardziej wymagająca od poprzedniej. Dziś to my potrzebujemy pomocy, choć zapewne odpowiedzi, których poszukujemy, potrzebne są i wam. Pójdziemy razem - centaur wciąż był osłabiony, zapewne powierzanie mu większych obowiązków, czy to decyzyjnych, czy walecznych, nie było rozsądnym pomysłem. Wiedzieliście, że w akcji będzie wam bardziej balastem niż pomocą, choć podkreślenie tego na głos zapewne głęboko uraziłoby jego dumę. - I najpierw poszukamy odpowiedzi. Dowiemy się, czego ci ludzie tu szukają. W zamian później przeprowadzę was przez teren strzeżony przez moich braci, gdzie znajdziecie jednorożce. Macie okazję udowodnić szczerość dumnie głoszonych intencji, ale zachowajcie to dla siebie. Nie chcemy tu więcej ludzi z kolejnymi prośbami. - Nic w jego głosie nie wskazywało na to, by zamierzał pertraktować tę propozycję. Centaury bywały trudne w obyciu.
Trzecie oko Anthony'ego na razie nie dostrzegało niczego niepokojącego - las ciągnął się na wschód; oko dotarło do rejonu, w którym poprzednio rozeszli się czarodzieje i sunęło dalej pośród drzew.
Jamie tym razem bardzo zgrabnie uniknęła kolejnego kroku olbrzyma - ledwie jednak czmychnęła spod jego stopy, poczuła, że umysł myszy wypiera ją całkiem; wpierw ogarnęła ją ciemność, później straciła czucie, na końcu usłyszała wysoki pisk w uszach, który z wolna przeobraził się w szmer lasu, już wolny od ciężkich kroków. Powoli mogła otworzyć oczy: znajdując się znów we własnym ciele i wśród swoich przyjaciół. Bolał ją bok, prawdopodobnie żebra, kopnięcie wydawało się realne - jednak jako sportsmenka Jamie przynajmniej wydawało się, że jest w stanie rozróżnić uraz groźny od niegroźnego. Ten groźnym się nie wydawał. Być może pękło któreś z żeber.
Keaton - Vigilia, Oculus 2/3
Anthony - Oculus 2/3
Justine wykorzystana moc Gwardii 1/4
Zakazany Las
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Zamek Hogwart