Wydarzenia


Ekipa forum
Baśniowa puszcza
AutorWiadomość
Baśniowa puszcza [odnośnik]27.12.16 21:54
First topic message reminder :

Baśniowa puszcza

Głusza skąpana w mlecznej mgle i ciszy, nie zapraszająca nikogo do swoich progów. Dokoła znajdują się tylko wysokie, proste jak struny drzewa, posadzone w równych rzędach, odbijające od swoich pni większość dźwięków, co w gruncie rzeczy skutkuje ogromnym, ale też głuchym, tłumiącym echem. Gdy stąpa się po mchu, szalenie miękkim i również szalenie grząskim, coś zmusza do ciągłego uważania na kroki. Woda nie szemrze, ale wciąż płynie, tworząc coś na kształt spokojnego strumienia, płynącego prostą drogą w jednym kierunku - na północ.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Baśniowa puszcza - Page 12 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Baśniowa puszcza [odnośnik]16.07.21 20:13
Miał wrażenie, że mur niedopowiedzeń zbudował już bardzo dawno. Dwa lata temu, już po ugryzieniu. Nie chciał wtedy rozmawiać z nikim i widzieć nikogo - przynajmniej nikogo z rodziny, z dawnych znajomych, z ludzi, którzy mogliby mu współczuć lub porównywać go do dawnego Michaela. Opamiętał się dopiero po śmierci mamy, ale i tak miał wrażenie, że przez jego postawę między nim a rodzeństwem wyrosła jakaś ściana. Teraz ściana stawała się coraz grubsza - bo spraw do ukrywania było coraz więcej. Ukrył przed Justine złość z powodu jej wyprawy na Connaught Square, potrzebowała przecież jego wsparcia. Przemilczał niekontrolowane przemiany w wilkołaka, nie chciał ich przecież martwić. Sekrety się mnożyły, małe i duże - nie przyznał przecież nawet, skąd (a raczej od kogo) miał kawę, którą niedawno przyniósł do domu.
Przynajmniej... przynajmniej było już trochę lepiej, prawda? Czuł się już o wiele stabilniej niż po wyprawie do Azkabanu, Justine dochodziła do siebie, Gabriel wreszcie wrócił.
-Hmm, naprawdę? Siła nawyku. - uśmiechnął się łobuzersko. Miło, że uchodził czasem za autorytet - nawet jeśli brat subtelnie z tego kpił.
-Oj tam, poradzimy sobie z Kerrie. Przynajmniej do mnie ostatnio podchodzi łagodniej. - roześmiał się, ale w połowie zdania ze smutkiem odwrócił wzrok. W końcu Kerrie zaczęła się go trochę bać, gdy na początku października omal nie przemienił się przy niej w wilkołaka za to, że krzyczała, że nie zrobi mu prania.
To znaczy, nie do końca za to, ale o tym już nie wiedziała.
Skinieniem głowy przystał na barter umiejętności i od tej pory uważniej obserwował Gabriela, starając się imitować jego ruchy. Chciał chodzić jak najciszej, choć brakowało mu w tym wprawy - aurorzy działali głównie siłą i autorytetem, choć czasem musieli się ukrywać. Kurs wiedźmiej straży dał jednak Gabrielowi o wiele więcej niż ten aurorski.
Obserwując, wychwycił to uniesienie brwi. Brat milczał, taktownie, ale Mike wiedział przecież, co ustalali wspólnie z Justine. Żadnych gości.
Westchnął ciężko. Nie lubił o tym mówić.
-Jego sekret jest równie duży jak nasz. Nie powinienem ci nawet mówić, że jest wilkołakiem, ale... inaczej nie zrozumielibyście, czemu szafuję bezpieczeństwem domu. - wymamrotał, czując się zobowiązany do wyjaśnień. Miał wrażenie, że nadwyręża zarówno zaufanie rodzeństwa, jak i Castora, a próbował przecież jakoś to pogodzić. -Po pełni... można być w różnym stanie. - dodał ciszej, bo nie lubił o tym mówić. Potrzebować bezpiecznego miejsca i pomocy.
Upolowanie gęsi i komentarz Gabriela trochę poprawiły mu humor. Uśmiechnął się triumfalnie i podbiegł do zdobyczy. Uklęknął obok, tak jak Gabriel, i wyszarpnął bełt z ciała zwierzęcia.
-Wreszcie mięso na obiad. - w sam raz na po pełni, nawet Castora powinni poczęstować. Już miał się zabrać za oprawianie zwierzęcia, gdy Gabriel powiedział coś dziwnie poważnym głosem. Niepodobnym do niego.
Uniósł na brata spojrzenie.
Może... niektórych rzeczy lepiej nie wyjaśniać? Mur milczenia męczył, ale bywał bardzo wygodny. Wtedy Michael też nie musiał mówić o trudnych sprawach.
-Daj spokój. - rzucił na pozór lekko, ale nieco nerwowo. Instynktownie czuł chyba, co Gabriel mógłby chcieć wyjaśnić. Te długie tygodnie milczenia.  -Nie jesteś mi winien żadnych wyjaśnień. - dodał z wymuszonym uśmiechem. Jasne, że był winien - że jego odejście zasmuciło Mike'a, szczególnie gdy wszystko zostało na jego głowie. Tyle, że starannie stłumił te uczucia i żal, bojąc się do nich przyznać nawet przed samym sobą. Chciał i musiał w końcu być twardy. Brać wszystko na klatę. On też zniknął na kilka miesięcy z życia rodzeństwa tuż po ugryzieniu - byłby hipokrytą, gdyby miał o to pretensje do Gabriela.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Baśniowa puszcza - Page 12 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Baśniowa puszcza [odnośnik]20.07.21 15:39
Tajemnice, milczenie, niedopowiedzenia, a nawet kłamstwa...wydawałoby się, że ich życiu były na początku dziennym. Możliwe, że tak było, jednak każdego, nawet tak wprawionego w sztuce byłego strażnika jak Gabriel, czy aurora jak Michael, na pewno z czasem to po prostu przerastało.
Gabs nauczył się, że nie można za długo tłumić w sobie emocji, bo one kiedyś wybuchną...a z doświadczenia wiedział, że to wcale nie jest dobre ani dla samego tłumiącego jak i dla jego otoczenia. Wcześniej sam wszystko w sobie dusił, wszystkie emocje, przeżycia, myśli, które pojawiły się po powrocie do życia, nawet z ojcem nie podzielił się wszystkim. Jednak kiedy raz, totalnie przez przypadek kumulacja emocji była zbyt duża i wybuch przy ojcu, poczuł się zaskakująco dobrze. Staruszek dał mu czas, podczas kiedy on rzucał rzeczami i praktycznie krzyczał wyrzucając z siebie wszystkie żale, a potem go po prostu przytulił jak wtedy gdy był małym chłopcem i spadł z daszku werandy w ich domu.
- Mówisz? No to w razie czego używam ciebie jako swojej tarczy. Na mnie nadal jest trochę cięta...niby najmłodsza, a cholera sieje postrach w domu. - pokręcił głową z lekkim rozbawieniem, a po chwili skupił się na słowach brata odnośnie jego znajomego.
- Ej spokojnie. Ja rozumiem, możesz mi wierzyć. Zdaje sobie sprawę, że to nie przelewki. Cieszę się, że ma w tobie oparcie i nie musi sobie radzić z tym wszystkim sam. - uśmiechnął się do brata łagodnie, by dać mu znać, że nie ma mu za złe tego, że sprowadza kogoś do domu.
Skoro mieli przetrwać wojnę i ciężkie czasy to musieli się wspierać, pomagać tym co tej pomocy potrzebowali. Zwłaszcza, że Michael miał doświadczenie jeśli chodziło o bycie wilkołakiem i Gabriel wierzył, że nikt lepiej by się nie zajął nowym wilkołakiem, nie pokierował go tak jak jego brat.
- Pomogę w miarę moich możliwości. - puścił mu oczko uśmiechając się przy tym lekko, po czym pokręcił głową na kolejne jego słowa - Jestem i dobrze o tym wiesz. Zniknąłem na pół roku, bez słowa bez wyjaśnień. - westchnął, po czym przycupnął sobie na mchu obok martwego ptaka - Za dużo się tego wszystkiego nazbierało żeby to przemilczeć, dobrze wiesz. - spojrzał na niego uważnie, po czym wziął głęboki wdech - Trochę się dziwie, że Just ci nie powiedziała, ale domyślam się, że miałeś wystarczająco dużo na głowie wtedy... widzisz...pół roku temu, w marcu...dokładnie 27 marca razem z Ulyssesem i Lucanem trafiliśmy na zwolenników Voldemorta, oczywiście nie obeszło się bez walki, bardzo zaciętej walki podczas której...- znów musiał wziąć głęboki wdech jakby chcąc jeszcze bardziej odwlec wypowiedzenie tego na głos, nie lubił o tym mówić, nie umiał o tym mówić - Umarłem Michael, dostałem Avadą i puf, nie było mnie. Nie wiem ile czasu to trwało, ale jakimś sposobem, Zakon...Longbottom znalazł sposób na to by przywrócić mnie do życia. Nie wiem jak, nie wnikałem w to nigdy, Just pewnie zna więcej szczegółów, bo brała w tym udział...w każdym razie wróciłem, ale jednak mimo wszystko to wszystko odcisnęło na mnie piętro. Musiałem wyjechać, musiałem ogarnąć to wszystko w samotności...bałem się, że mogę wam w jakiś sposób zagrażać, nie panowałem na sobą w ogóle, magia wymykała się spod kontroli, w mojej głowie kłębiły się różne niepokojące myśli, dziwny głos pojawił się z tyłu głowy...nie chciałem was skrzywdzić więc wyjechałem, by się ogarnąć. - powiedział to wszystko na prawie jednym tchu, chcąc to z siebie wyrzucić, żeby Michael wiedział, żeby był świadomy, że zależało mu na ich bezpieczeństwie, że nie był samolubem.


Between life and death
you will find your true self, you will know what you are and what you never expected to be
Gabriel Tonks
Gabriel Tonks
Zawód : Szpieg
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony - no nie powiedziałbym.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 Ten co martwy chodzi wśród żywych
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9947-gabriel-tonks https://www.morsmordre.net/t9987-pimpek#301926 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10857-skrytka-nr-2261#330979 https://www.morsmordre.net/t9988-gabriel-tonks#301946
Re: Baśniowa puszcza [odnośnik]25.08.21 20:10
Michael nauczył się i swoim zdaniem musiał tłumić wszystkie emocje, równie uparcie jak Gabriel. Tyle, że jemu wybuch wcale nie pomógł, nie mógł pomóc. Gdy wybuchał, kontrolę przejmował wilk, a że Michael nie wiedział, jak sobie z tym radzić, to nie mógł na to pozwolić. Gdy z rozpaczy po pojmaniu Just przemienił się po raz pierwszy - który miał być ostatnim razem, ale nie wyszło - omal nie rozwalił własnej kuchni, omal nie zranił mieszkającej u nich Hannah, strach pomyśleć co by się działo gdyby Kerstin była w domu. Nie umiał sobie tego wybaczyć, więc tłumił emocje dalej.
A im skuteczniej je tłumił, tym gwałtowniej wybuchały. W lasach, w walce, w samotności, bo nauczył się przynajmniej rozpoznawać symptomy utraty kontroli i teleportować na bezpieczne odległości.
Nie wiedział, że brat zmagał się z czymś podobnym. Gabriel był w końcu normalny, przynajmniej w oczach Michaela.
-Nie wiem, kiedy Kerstin tak... dorosła i zrobiła się taka pyskata. - pożalił się z rozbawieniem, choć gdzieś w sercu czuł żal, że tak długo nie było go w rodzinnym domu, że tak długo izolował się od wszystkich jako wilkołak, że na powrót zbliżył się do najmłodszej siostry dopiero, gdy zamieszkali razem z powodu wojny. Ale Gabriela też długo nie było w domu - może faktycznie to u nich rodzinne.
-Dzięki. Zresztą, i tak musimy prosić o zgodę Just. - uśmiechnął się blado, a potem zażartował. Jedna ich młodsza siostra rządziła się w całym domu, druga potrafiła nakładać zaklęcie Fideliusa i rządziła gośćmi...
Obgadując siostry, skutecznie rozluźnili atmosferę, aż...
...Gabriel rozpoczął swoje rewelacje.
Michael słuchał go bez słowa, choć drgnął lekko na wspomnienie daty 27 marca - nie zapomina się wieczorów, w których oberwało się tak mocną czarnomagiczną klątwą, że spędziło się kilka dni nieprzytomnym i pogrążonym w najgorszych koszmarach. Jako auror. Ale zanim zdążył wspomnieć tamtą traumę...
"Umarłem"?!
-Co?! - wypalił, spoglądając na Gabriela z bezbrzeżnym zdumieniem. "Przywrócić do życia"?
Merlinie.
Jego brat oszalał.
No tak, to miało sens.
Dlatego wyjechał.
Dlatego Just mu nie powiedziała - bo to nieprawda i nie chciała go martwić.
Ludzie nie powstają do życia.
Odchrząknął nerwowo, przebierając nogami.
No proszę, może to rodzinne? - podejrzliwa, rozbawiona myśl prześlizgnęła się w głębi czaszki.
Wziął głęboki wdech. Nie miał prawa nic mówić ani go osądzać. Sam był wariatem, który słyszał w głowie wilka.
-Gabriel, ja... - skoro wierzysz w coś takiego, to nie brzmisz na kogoś, kto się ogarnął, ale to nic nie szkodzi. -...jasne, rozumiem. - wybąkał tonem człowieka, który ewidentnie nie zrozumiał, ale ze wszystkich sił stara się pocieszyć obłąkanego brata.





Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Baśniowa puszcza - Page 12 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Baśniowa puszcza [odnośnik]29.08.21 17:25
Patrzył na Michaela niby ze spokojem, ale jednocześnie coś do niego dotarło. Wcale nie było mu lżej, wcale nie było mu lepiej. Nie było mu lżej jak podejrzewał, że będzie. Nie, było gorzej. Dotarło do niego, że zwalił komuś na głowę swój problem. Zrobił coś czego nie robił nigdy, czego nie robił od lat…kiedyś jak najbardziej dzielił się swoimi problemami, pomagało mu to, myślał, że teraz będzie tak samo. Nie było jednak… przypomniał sobie czemu zamykał się tak na wszystkich. Bo tak było lepiej, nie dla niego, ale dla nich. Oni mieli swoje problemy, dodatkowy w postaci jego nie był im potrzebny. Pożałował tego co powiedział w momencie kiedy tylko wypowiedział ostatnie słowa.
Ale Michael mu nie wierzył. Widział to po jego minie, choć usta mówiły coś innego. W zasadzie nie dziwił mu się. gdyby jemu ktoś powiedział, że umarł i wrócił do żywych pewnie wziął by go za wariata. A może był w rzeczywistości wariatem i po prostu nie zdawał sobie z tego sprawy. Dobrze, niech Mike mu nie wierzy, niech nie zaprząta sobie tym głowy, po co dokładać mu dodatkowego kłopotu…nie było sensu.
Uśmiechnął się lekko i machnął ręką, w ten sposób starając się zakamuflować burze uczuć i burdel myślowy w głowie. Aż go zebrało na migrenę, a pod wpływem tych wszystkich uczuć, które tak solidnie starał się teraz ukryć przed bratem, zrobiło mu się niedobrze.
- Przepraszam, nie słuchaj mnie. – pokręcił głową, po czym podniósł się z kucków i wziął głęboki wdech, aby mdłości odeszły, nie koniecznie to pomogło. – Gadam jakieś kocopoły nie wiem co mnie naszło…to pewnie coś w powietrzu. – dodał po chwili odchodząc kilka kroków, jednocześnie zaciskając dłonie w pięści i rozluźniając je.
Tak jeszcze nie miał…znaczy miał podobnie, kiedy pojechał do ojca i tam starał sobie z tym wszystkim poradzić. Ojciec nazywał to atakami paniki, ale on nigdy nie dopuszczał tego do siebie. On i ataki paniki? Nigdy czegoś takiego nie miał. Okey, może nie był specjalnie mocno stabilny emocjonalnie, ale ataki paniki? Chociaż z drugiej strony skoro był wariatem? A może wcale nie umarł, może wcisnęli mu to kłamstwo, może zrobili z nim coś innego? Dlaczego nigdy wcześniej na to nie wpadł? Dlaczego z góry założył, że to co mówią wszyscy w około to prawda?
- Skończmy z tym ptakiem i wracajmy do domu. – powiedział nagle nienaturalnie spokojnym tonem jednocześnie prostując się.
Głowa mu pękała, mdłości nadal go atakowały. Nie chciał jednak by Michael widział go w takim stanie. Wrócił do martwego drobiu i zaczął go na szybko oporządzać, żeby do domu nie przynosić flaków i niepotrzebnych części.



Between life and death
you will find your true self, you will know what you are and what you never expected to be
Gabriel Tonks
Gabriel Tonks
Zawód : Szpieg
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony - no nie powiedziałbym.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 Ten co martwy chodzi wśród żywych
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9947-gabriel-tonks https://www.morsmordre.net/t9987-pimpek#301926 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10857-skrytka-nr-2261#330979 https://www.morsmordre.net/t9988-gabriel-tonks#301946
Re: Baśniowa puszcza [odnośnik]13.09.21 23:32
Spoglądał na brata z wyraźną troską, choć starał się nie robić tego zbyt nachalnie. Byli Tonksami, byli podobni do siebie i Mike wiedział z doświadczenia, że czasem... nie chciał zbyt wiele mówić o własnych problemach. Dlatego, gdy otwierał już usta by jeszcze o coś dopytać, a Gabriel prędko przeprosił i się wycofał... starszy Tonks zamilkł. Nie będzie naciskał, wiedział, jak to bolało.
Nie wiedział, jak bardzo zabolałaby świadomość, że brat naprawdę umarł i że wraz z siostrą i resztą Zakonu Feniksa zataili to przed nim na kilka miesięcy. Że sam dał się pokonać w pojedynku tej samej nocy, że leżał bezczynnie i nieświadomie w szpitalu, gdy Gabriel umierał, gdy reszta poszła mu pomóc. Może - podświadomie - pragnął uchronić samego siebie przed taką realizacją i falą emocji i poczucia winy. Może budował w porę kolejne mury, odgradzające go od wiary i idącego za nią bólu.
Może rozumiał szaleństwo lepiej niż kłamstwa.
-Nie, Gab... - zaprotestował cicho, bo choć odruchowo mu nie uwierzył, to nie mógł znieść jego przeprosin. -Nie przepraszaj. - uśmiechnął się blado.
Nie chciałem was skrzywdzić - to powiedział Gabriel przed chwilą i chociaż to Mike rozumiał. Z doświadczenia.
-Ja... - wziął głęboki wdech, bo mówienie o problemach przychodziło mu równie trudno jak bratu, jeśli nie ciężej. -...nie wiem, czy coś wisi w powietrzu, czy nie, ale od... powrotu z Justine też nie jestem... nie byłem... do końca sobą. - wymamrotał, trochę bardziej do leśniej ściółki niż do Gabriela. -Dobrze... dobrze, że wróciłeś. Po prostu... możemy pilnować się nawzajem i nikt nikogo nie skrzywdzi, hm? - zmusił się do szerszego uśmiechu, próbując uwierzyć we własne słowa. Nie wiedział, jakie konkretnie demony dręczyły Gabriela, ani czy jego własne problemy z likantropią uda się jakoś okiełznać.
Wiedział za to, że cholernie się cieszył, że w domu mieszkała teraz dwójka braci Tonks. Gabriel w razie potrzeby oszołomi nawet wilkołaka. Z Gabrielem i jego uśmiechem i siłą było jakoś raźniej, bezpieczniej.
Przez cokolwiek przechodził... -Nie musisz przechodzić przez to sam, wiesz? - podniósł oczy, mając nadzieję, ze nie brzmi jak cholerny hipokryta. Sam w końcu przechodził przez wszystko sam, a brat doskonale o tym wiedział. Po ugryzieniu przez wilkołaka, Mike nie chciał rozmawiać z rodziną przez niecałe pół roku. Może to naprawdę rodzinne.
-Chodźmy. - przytaknął, kończąc oporządzanie ptaka. W brzuchu mu burczało, puszcza wydawała się dziwnie posępna. Czas wracać, czas na obiad.


/zt x 2



Can I not save one
from the pitiless wave?



Ostatnio zmieniony przez Michael Tonks dnia 08.06.23 18:13, w całości zmieniany 1 raz
Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Baśniowa puszcza - Page 12 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Baśniowa puszcza [odnośnik]20.10.21 5:48
25.01

Nie wiedział, czy to dobry pomysł.
Może najgorszy - Jayden Vane zasługiwał na spokój, jego dzieci zasługiwały na bezpieczeństwo, pamięć o Pomonie na kilka miesięcy zbudowała między nimi mur milczenia. Słyszałem jej krzyk, ale skręciłem w przeciwną stronę, po swoją siostrę. Vane tego nie wiedział (chyba, oby), ale pamięć o własnych czynach i zaniedbaniach była wystarczająco przykra, by paraliżować Michaela, by stać się stałym ciężarem na ramionach i niezmywalną plamą na sumieniu. Próbował sobie wmawiać, że przecież z Billym i Lydią poszedł tam Cedric, równie kompetentny auror. Że Dearborn zrobiłby wszystko, co mógł, że obecność Tonksa niewiele by zmieniła, że dementor rzucił się już na swoją ofiarę i nikt nie mógł zdążyć, nikt nie mógł tego zapobiec. Michael widział tam zresztą pocałunek dementora i nie mógł zapomnieć. W Azkabanie minął sporo ludzi, szalonych lub błagających o pomoc więźniów i musiał zostawić ich wszystkich za sobą. Zignorować ich krzyki, by dotrzeć do młodszej siostry.
Justine to krew z jego krwi. Dziś wybrałby pewnie tak samo - pognał tam, by odnaleźć - ale fakt pozostawał faktem, wina pozostawała winą. Mógł pomóc matce dzieci, którymi przyrzekł się opiekować, żonie kogoś kogo pragnął nazywać przyjacielem - a musiał (chciał? wybrał?) iść w drugą stronę. Zgodnie z sensem misji nakreślonej przez Longbottoma i z poleceniami wydawanymi przez dowodzącego Farleya, zgodnie z miłością do własnej rodziny, ale...
Wciąż pozostawało to ale.
Niewiele pamiętał z pierwszych dni po powrocie z Azkabanu. Ciężko zniósł wyprawę, a choć zaklęcia uzdrowicieli trochę pomogły, to pierwsze tygodnie zdawały się koszmarem na jawie. Nocami przychodziły złe sny i tłumione wspomnienia, za dnia Michaela nawiedzał wilczy głos i wilcze pokusy. Był niebezpieczny. Chyba ulżyło mu, że to Billy poinformował Jaydena o Pomonie i wziął na siebie ciężar konfrontacji. Chyba, bo nie pamiętał. Pamiętał tylko, że spędzał jak najwięcej czasu w lesie i ogrodzie, w samotności, choć cisza zdawała się potęgować upiorne myśli. Raz omal nie przemienił się przy własnej siostrze, raz przemienił się przy Hannah, na pewno nie odwiedziłby w takim stanie ojca trójki dzieci. A potem nadszedł listopad, grudzień, trzeźwiejsze myśli, powrót do zdrowia i przenikliwy wstyd.
Gdy zbyt długo zwleka się z chwyceniem za pióro, później ciężko w ogóle je podnieść. Okienko ucieka, wstyd paraliżuje, przepraszam za milczenie zdaje się błahą frazą. Pojawia się list gończy, pokusa wycofania staje się silniejsza, bo tak przecież będzie lepiej.
Już wcześniej bał się, że niszczy każdego, kogo spotyka na swojej drodze - po tym, gdy wyszło się ze spotkania z wilkołakiem żywym i pamiętało śmierć dwójki aurorów, takie myśli były chyba naturalne, racjonalne czy nie. Teraz dosłownie mógł zagrozić każdemu, z kim go widziano. W najlepszym razie postawiłby znajomych w niewygodnej pozycji - Ministerstwo oczekiwało informacji o poszukiwanych osobach. W najlepszym razie to ich wzięto by za kolaborantów.
Milczał więc dalej - strach, wstyd, troska, wiele było powodów tego milczenia. I milczałby dalej, gdyby nie gazeta znaleziona w jednym z hrabstw poza Półwyspem Kornwalijskim (starał się ścigać stare numery, porzucone w koszu strony, zdobywać nowe wydania od siatki prozakonnych kontaktów. Musiał pozostać na bieżąco z informacjami z ministerialnej Anglii, z oficjalnymi czasopismami. Wiedza mogła zadecydować o przetrwaniu). Sympozjum naukowe. Organizator: profesor Jayden Vane. I, co najgorsze, Pałac Zimowy w Shropshire.
Ziemie Averych, ziemie wroga. Nie Szkocja, nie Irlandia. Shropshire miało jeden wydźwięk, sympozjum daleko do politycznej neutralności - zresztą, nawet gdyby zorganizowano je gdzie indziej, neutralność byłaby niemożliwa. Trwała wojna. Wojna. Wojna. W świecie Michaela istniała już tylko wojna, nie było w nim miejsca na naukę ani na kulturę ani na normalność. Zdawały się obce, dziwne, podejrzane. W sercu aurora zakiełkowały więc straszne podejrzenia - kaskada pochmurnych myśli, oscylujących między jednym i drugim biegunem dramatyzmu.
Vane wspiera wrogów, publicznie, własnym naukowym dorobkiem? - pierwszy biegun.
Dowiedzieli się o Pomonie, szantażują go, brakuje mu pieniędzy i chleba dla siebie i dzieci, robi to z przymusu albo konieczności? - drugi biegun, chyba jeszcze gorszy.
Musiał się przekonać.
Po kilku mozolnych próbował nakreślił w końcu list, który nie brzmiał co prawda satysfakcjonująco, ale lepiej od innych podejść. Aby zachować względy bezpieczeństwa, zorganizował jednorazowy świstoklik na doskonale znaną sobie polanę w irlandzkiej głuszy. Raz spędzał tutaj pełnię, później polował tutaj z bratem.
Pojawił się na miejscu sporo wcześniej, opatulony granatowym szalikiem i ciepłym płaszczem ze skóry smoka.
-Homenum Revelio. - szepnął, natychmiast po teleportowaniu się na miejsce.
Zaklęcie pokazało jakąś niewielką plamę wśród drzew, pewnie wiewiórkę. Nikogo innego. Czysto.
Rzucił na ziemię miotłę, którą zabrał z domu na wszelki wypadek, a potem rozejrzał się starannie. Nie wiedział, czy Jayden w ogóle przyjdzie, ale chciał zabezpieczyć jakoś miejsce ich potencjalnej rozmowy.
-Protecta. - zatoczył różdżką łuk wkoło polany, ale od razu poczuł, że włożył w zaklęcie nieco za mało energii.
Spróbował ponownie, miał czas.
-Protecta.


Homenum & nieudana Protecta &
Protecta - drugie podejście i krytyczny sukces!

ekwipunek we wsiąkiewce (wspomniany w poście płaszcz oddałem Trixie 31.01, więc zakładam że wciąż go mam)



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Baśniowa puszcza - Page 12 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Baśniowa puszcza [odnośnik]20.10.21 17:52
Michael & Jayden

25 stycznia 1958

« Trzeba dokonać wielu dobrych czynów, aby zbudować dobrą reputację, ale wystarczy jeden zły aby ją stracić. »
Ledwo co wrócił ze Szwajcarii, a na profesora czekał już cały stos papierów oraz wiadomości priorytetowych, z którymi musiał się zapoznać. Część z nich tyczyła się zbliżającego sympozjum na terenie Anglii, część była korespondencją z rodzicami uczniów znajdujących się pod opieką Jaydena. Informacja o rezygnacji ze stanowiska opiekuna domu nie dotarła jeszcze do wszystkich i trochę musiało minąć, zanim nowy porządek miał zapanować wśród Krukonów i ich rodzin. Niektórzy rodzice wprost dziękowali za roztaczaną nad ich dzieckiem opiekę, inni potrzebowali poważniejszych rozmów. Tydzień wyłączony z zajęć w Hogwarcie nie był przykrą sprawą dla uczniów, a przynajmniej mogli nie martwić się nocnym zrywaniem się z łóżek w celach zapoznawczych z tematem astronomii, jednak Vane musiał nadrobić techniczne oraz papierologiczne sprawunki. Zdecydowanie łatwiej było być studentem aniżeli nauczycielem w takiej sytuacji. Jeden z wieczorów spędzonych w kuchni nad swoimi obowiązkami był nielicznym z tych, jakie spędzał w towarzystwie nie tylko swoich synów, ale także Melanie i Roselyn. Całą szóstką znajdowali się w jednym pomieszczeniu, czekając na kolację — astronom zajęty jeszcze swoimi sprawami, Wright zaaferowana jedzeniem wraz z córką, a chłopcy... Chłopcy po prostu unosili się w powietrzu, gaworząc i prężąc swoje małe ciałka, śmiejąc się za każdym razem, gdy ich ojciec wypowiadał ich imiona. Po prawicy Jaydena siedziała jeszcze Alannah szydełkująca swoje transparentne robótki, na oparciach krzeseł tkwił Steve wraz z Furię, a im wszystkim towarzyszył jeszcze Śpioszek przygotowujący deser oraz Orion moszczący się w cieple starego pieca. Shelty ani Maeve nie było z nimi — obie młode czarownice zdawały się praktycznie unikać towarzystwa, ale nikt nie zamierzał ich też ścigać czy ściągać na siłę. Były dorosłymi kobietami i chociaż pan domu z wielką przyjemnością widział je częściej, angażujące się w życie domowników, nie oczekiwał od nich podobnego zachowania. Być może powinien, jednak wszystko to było kolejną kwestią do przemyślenia. Do przeanalizowania, a barki profesora już i tak ciążyły od ciężaru, jaki na nie opadł. Co prawda część z niego odeszła, gdy pierwsza ściana dystansu runęła między mężczyzną a Roselyn, jednak pojawiły się kolejne niepewności. Znajdując się w obecności przyjaciółki, czarodziej łapał się na powracaniu do tego myślami, ale musiał dać temu czas. Dajmy sobie trochę czasu. Wrócimy do tego, dobrze?
Pojawienie się nieznanego posłańca, bijącego dziobem w szybę wystraszyło zebranych w kuchni, lecz gdy zauważyli, że była to tylko sowa, gwałtowny strach zelżał. Nikt inny zresztą nie mógł się tam pojawić niezapowiedziany, ale instynkty zawsze brały górę. Przejmując kopertę wraz z małym woreczkiem, Jayden nie wiedział początkowo, że było to skierowane dla niego. Treść mówiła jednak sama za siebie, a pewne napięcie wyraźnie zarysowało się w mimice profesora. Odłożył mimo wszystko na później, chcąc cieszyć się i skupić w stu procentach na kolacji z rodziną — nie było to mimo wszystko takie proste. Zaniepokojone spojrzenie Roselyn spoczęło na mężczyźnie, który — po posprzątaniu po posiłku ze stołu — poprosił, aby poszła spać i o nic się nie martwiła. Nie chciał jej niepokoić ani nie chciał twierdzić tego, co dotykało przecież również czarownicę. Astronom jako ostatni opuścił kuchnię, by udawać się do swojego gabinetu i przywołać domowego skrzata, wciąż nie mogąc pozbyć się dudniących w umyśle słów. Tak bardzo mi przykro z jej powodu. Obietnice złożone w lipcu nadal są dla mnie ważne. Otrzymując list wraz ze świstoklikiem, nie zamierzał momentalnie skoczyć w nieznane, mimo iż autor wiadomości zapewniał, że nic nie miało mu grozić. Wszystko brzmiało w określony sposób, a tożsamość skrywała się pod sugestiami prowadzącymi myśli profesora ku jednej osobie. Czy mógł być jednak stuprocentowo pewny, że chodziło właśnie o Michaela? - Zbadaj miejsce docelowe. Tylko uważaj - zalecił Śpioszkowi, gdy ten znalazł się w gabinecie i przejął guzik. Skinął gospodarzowi głową, zanim nie zniknął w przestrzeni, panując nad magią silniejszą od któregokolwiek czarodzieja. Po kilku chwilach wrócił, informując nie tylko o miejscu, ale także sylwetce czarodzieja. - Tylko jeden? - Jayden upewnił się co do bezpieczeństwa, a gdy skrzat potwierdził, zagarnął ciepły płaszcz i poprosił Śpioszka o teleportację. Mieli znaleźć się również odrobinę dalej poza zasięgiem wzroku drugiego z mężczyzn. Mimo wszystko pojawiając się w puszczy, Vane od razu trzymał w dłoni różdżkę. Nie miał być przesadnie ufny. Bo kto by był? Pedagog z Hogwartu nie miał otwartych wrogów, jednak nie można było odmówić mu wiedzy. Wszak ludzie, których znali, igrali z ogniem i mimo że ich nie wspierał, sam nie pozostawał bierny. I taki pozostać nie miał. Przyuważając sylwetkę przed sobą, Jayden skierował się w jej stronę, nie opuszczając różdżki. W międzyczasie skrzat na powrót użył swoich zdolności, by pozostać niewidzialnym w razie gdyby doszło do kłopotów. Eliksir wielosokowy, metamorfomagia. Nawet jeśli nie był to podstęp, z likantropią nie było żartów. W końcu jednak astronom znalazł się w prześwicie małej polany, pozwalając, by i odwrócona do niego sylwetka, z łatwością mogła go dostrzec. - Zwalniam cię z obietnicy, Michael. - Nie potrzebowali wstępu ani zbędnych słów, jakie miały w zwyczaju pojawiać się w dyskusji znajomych. Potrzebowali sedna, po które też przybył. Na wezwanie.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Baśniowa puszcza [odnośnik]25.10.21 20:50
Być może to pierwsza porażka zdołała rozbudzić w Michaelu pokłady energii i determinacji wystarczające do tego, by nałożyć na otaczający go obszar więcej niż doskonałą barierę chroniącą przed czarną magią. Może odpowiadała za to chęć jak najlepszej ochrony Jaydena, samotnego ojca trójki dzieci, a może wciąż dręczące wilkołaka poczucie winy po wyprawie ratunkowej do Azkabanu. Nie pozostawiało wątpliwości jednak, że Protecta opuszczająca jego bzową różdżkę rozbłysła silniejszym niż zwykle światłem, które po sekundzie rozbiło się w drobny pył, opadający na ziemię i rozpływający się w trawie niczym gwiezdna iluzja. Biała magia okryła spory kawałek puszczy, rozbudzając ciepło w piersiach prawych czarodziejów.

Interwencja Mistrza Gry w związku z wyrzuceniem krytycznego sukcesu. Potężne zaklęcie Protecta rzucone przez Michaela obejmuje 30 pól wokół rzucającego i daje -10 do rzutu k100 na czarną magię; ponadto czar nie przepuści w swój zasięg nikogo posiadającego przy sobie czarnomagiczny przedmiot (w tym różdżkę z rdzeniem dającym bonus do czarnej magii). Mistrz Gry nie kontynuuje rozgrywki.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Baśniowa puszcza - Page 12 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Baśniowa puszcza [odnośnik]27.10.21 22:57
Biała magia rozlała się po polanie, a Tonks aż uśmiechnął się blado na widok świetlistych iskier, opadających na śnieg. To właśnie ten moment wybrał sobie Śpioszek na pojawienie się na miejscu - skutecznie wpasowując się pomiędzy koniec działania Homenum Revelio i chwilowe odwrócenie uwagi aurora. Protecta wydawała się zresztą tak silna, że skutecznie uciszyła na chwilę nawet paranoiczne obawy Michaela. Znał się na białej magii na tyle, by rozumieć, że rzucił czar o wiele lepiej niż zazwyczaj, że moc rozlana na polanie wykracza poza standardowe działanie zaklęcia.
Nigdzie nie było już dla niego bezpiecznie, ale przynajmniej ten skrawek lasu stał się wolny od czarnej magii.
Gdyby dostrzegł skrzata, nie miałby tego zresztą Vane'owi za złe. Przezorny zawsze ubezpieczony. Tonks nadal ściskał różdżkę w dłoni, nie będąc do końca pewnym, czy adresat jego listu pojawi się na polanie. Kto pojawi się na polanie. Ufał Jaydenowi - jeśli nie mógł kłaść wiary w historię ich znajomości, to umiejscowi ją chociaż w kompasie moralnym profesora. Wydawałoby się, niezachwianym - jeśli nie liczyć tych ogłoszeń o sympozjum i tego, o czym Michael chciał porozmawiać z astronomem. Rozsądek podpowiadał jednak, że każdy może użyć przesłanego świstoklika - że list mógł zostać przechwycony, albo uczciwy obywatel po prostu poinformował o nim policję.
Na jego twarzy odmalował się przelotny uśmiech ulgi, gdy przy charakterystycznym trzasku aktywowanego świstoklika zobaczył profesora - i nikogo innego. Uśmiech szybko zbladł, gdy Mike dostrzegł czujność i uniesioną różdzkę swojego rozmówcy - by wreszcie zniknąć całkowicie, gdy Vane zwolnił go z obietnicy.
Tak po prostu.
Przełknął ślinę.
-Złożyłem tą obietnicę twoim synom. - przypomniał łagodnie, choć w pozornie pewny głos wkradła się nuta nieśmiałości. Może Vane miał rację, może tak byłoby prościej...
-Nawet jeśli Ty mnie z niej zwalniasz, nie mogę zwolnić siebie. - wzruszył lekko ramionami. W ciągu ostatnich miesięcy stracił więcej, niż sądził, że posiada. Spokój ducha, spokojny sen, zdolność do spojrzenia sobie w oczy w lustrze, własny rozum. Nie chciał dobrowolnie wyrzekać się kolejnej rzeczy - wagi własnego słowa, resztek honoru.
-List gończy - to on zadecydował? - westchnął. Sądzisz, że nie muszę być już chrzestnym - to z powodu polityki, czy mojego milczenia? Wyrzuty sumienia targały nim już od października, ale to list je zintensyfikował, uświadamiając Michaelowi skalę sprowadzanego na znajomych niebezpieczeństwa i skłaniając do dalszego milczenia.
-Słyszałem, że organizujesz sympozjum. W Shropshire. - zaczął, przechodząc do rzeczy. W głosie pobrzmiała chłodniejsza nuta, gdy wspomniał o antymugolskim hrabstwie, o ziemiach surowych lordów Avery. -Jayden... dlaczego? Czy... wszystko w porządku? Ktoś tobie grozi, ktoś wam grozi? - dlatego to robisz?



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Baśniowa puszcza - Page 12 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Baśniowa puszcza [odnośnik]04.11.21 7:33
« Trzeba dokonać wielu dobrych czynów, aby zbudować dobrą reputację, ale wystarczy jeden zły aby ją stracić. »
Uśmiech, jaki przemknął po twarzy mężczyzny, nie pojawił się w żadnej formie u astronoma. Nie był wszak w nastroju, a niepewność i ostrożność nauczyły go powściągliwości. Został przywołany. Wezwany. Nie wiedział, co o tym sądzić i, czy podobała mu się takowa forma, ale nie zamierzał specjalnie się rozwodzić nad podobną kwestią. Wszak nie ona była centrum spotkania w leśnej głuszy. To dwójka czarodziejów miała grać główną rolę. Różdżka zniknęła jednak w rękawie nauczyciela, gdy słowa okazały się potwierdzać tożsamość nadawcy wiadomości. Nie miał powodów, by obawiać się już podstępu i rozumiał ostrożność Michaela. Jak i Michael winien był rozumieć ostrożność profesora. Początek był na pewno inny od tego, co wyobrażał sobie dawny auror, ale wiele się zmieniło, jak i zmienił się jego towarzysz rozmowy. Figury na szachownicy przesuwały się raz po raz, a oni musieli się dostosować i wpasować w rytm lub ginąć. Nie chodziło o konformizm, lecz o niepozostanie w tyle. Przewidywanie ruchów wroga również było częścią gry o przeżycie, gdzie przegrana nie wchodziła w grę. Szczególnie dla tego, który walczył za kogoś więcej niż samego siebie.
List gończy — to on zadecydował?
- Nie. Zdecydowałem, patrząc na zwłoki ich matki. Ostatnie czego potrzebują to Zakonu. Nie sądzisz, że odebrał im już wystarczająco wiele? - Vane zdecydował się w końcu przemówić, mimo iż wcześniejsze słowa poplecznika Longbottoma uderzyły w niego silnie i gwałtownie. Tonks musiał wiedzieć. Zdawało się, że wszyscy wiedzieli. Tylko nie on sam. Nie ten, który wiedzieć powinien w pierwszej kolejności. Nie ufał Zakonowi. Przez niego nie mógł zaufać swojej żonie. Roselyn. Maeve. Billyemu. Ile jeszcze zaburzonych relacji miało ujrzeć światło dzienne w tym chaosie? Ile kłamstw wiązało się wszak z dotrzymywaniem sekretów? Ile żyć bliskich mu osób miał odebrać Feniks i jak wielkiej ofiary finalnie oczekiwał? Profesor nie był głupcem. Wiedział, że poświęceni sprawie, oddani lojaliści zamierzali trwać do końca. Idąc ślepo za ideą, której nawet nie odważyli się podważać. Czemu? Ze strachu przed okryciem, dostrzeżeniem prawdy? Wiedział, że Pomona miała wątpliwości i odkąd zaczęli być ze sobą, zaczęła patrzeć na sprawy inaczej. Przeszłość jednak dała o sobie znać i wkrótce jej twarz znajdowała się w każdym zakątku Anglii, wykraczając również poza jej granice. Gdy wyszły sekrety, jakie czarownica miała przed mężem, ich związek stał się odrętwiały i przez jakiś czas nie potrafili znaleźć dawnego rytmu. Nie rozmawiali tak swobodnie, nie kochali się, wspólnie rozumiejąc, iż potrzebowali niezbędnego minimum, by ułagodzić otwarte rany. Pogodzili się dopiero w dniu narodzin ich synów, a Jayden sądził, że wszystko poszło w zapomnienie. Jak naiwny był jednak, pozwalajac sobie na wiarę w spokój. Zostali sami — on i chłopcy. Pozbawieni możliwości przynajmniej usłyszenia matczynego głosu. Gdyby nie Zakon, nie odeszłaby. Gdyby nie Zakon, wciąż by żyła. Nie chciał więc tego w pobliżu własnych dzieci. Co mieli zdecydować w przyszłości, zależało od nich. Do momentu poznania, wykształtowania się pełni świadomości zamierzał ich chronić. Jeśli mieli uznać, iż postąpił źle, nie mógł ich zatrzymywać, lecz dopóki dopóty byli jedynie dziećmi, nie miał pozwolić nikomu przekroczyć cienkiej linii, jaką stanowiło bezpieczeństwo jego dzieci. W tym aspekcie nie było go stać na błędy i porażki, gdyż każda pomyłka mogła nieść potężne konsekwencje, z jakimi nie mógłby sobie poradzić. Takie konsekwencje niósł Zakon. I takie konsekwencje nieśli ci, którzy byli jego częścią. I tak już ryzykował, pozwalając, by schronienie znalazły pod jego dachem dwie aktywne działaczki. Czy był pieprzonym hipokrytą, czy naprawdę nie był w stanie patrzeć na ukochane osoby, dające się pochłaniać przez coś, czego nie chciał zrozumieć?
Dalsze słowa aurora sprawiły, że brwi zmarszczyły się, a linia żuchwy wyostrzyła. - Nie potrzebuję twojej opieki, Michael. Nie muszę też ci się tłumaczyć. - Od kiedy ktokolwiek interesował się tym, co robił? Wcześniej nie musiał. Co się zmieniło teraz? Westchnął mimo to w pewnym momencie, kręcąc głową, jakby się poddawał. Co miało mu aktualnie przyjść ze wstrzymywania się z odpowiedzią? Wszak nie musiał kłamać i nie chciał tego robić. Wyłapał więc spojrzenie mężczyzny naprzeciwko, patrząc na niego uważnie. - Jeśli jednak musisz wiedzieć, podjąłem decyzję o sympozjum samodzielnie. Bez przymusu. Bez gróźb. Dlaczego pytasz? Czy ja rozliczam cię z tego, co robisz?


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Baśniowa puszcza [odnośnik]04.11.21 19:35
Nie odrywał od astronoma wzroku, choć w normalnych okolicznościach ludzie raczej nie lubili być pod ostrzałem przenikliwego spojrzenia, choć przed wojną musiał uczyć się odrywać spojrzenie od przyjaciół po tym, gdy instynktownie mierzył nim przestępców. Gesty, dłonie, wreszcie mina - nieprzenikniona, poważna, pozbawiona choćby cienia uśmiechu, czy wcześniejszej sympatii.
Przynajmniej wiedział, na czym stoi. Auror zamrugał prędko, gdy Jayden rzucił mu w twarz oskarżeniem adresowanym do Zakonu, ale gdy zdecydował się odezwać - nie dał po sobie poznać, że zabolało. Spróbował odgonić spod powiek obraz ciała Pomony - ciała, którego nawet nie wydobyliby z Azkabanu gdyby nie samobójczy upór Billy'ego, które być może nie przyniosło nikomu nic dobrego. Pomony już nie było. Jej duszy - już nie było. To najstraszniejsza śmierć i poświęcenie z możliwych, a koszmary o pocałunkach dementorów nawiedzały Michaela regularnie, poczucie winy nie ustępowało, ale - to nie on, nie oni skazali Pomonę na śmierć.
To Ministerstwo. Dementory. Cronus Malfoy. Czarny Pan. Ludzie, którzy ją wydali. Mógłby mu to wyliczyć, ale - gdy otworzył usta - zdecydował się powiedzieć coś zupełnie innego. Prowadził już rozmowy z ludźmi zamkniętymi w swoim żalu, ukształtowanych przez ból i świat przekonaniach. Sam nie zmieniłby zdania po jednym zarzucie i wątpił, że zrobi to Jayden. Zdziwiło go tylko, że Vane przypisał winę jednej organizacji i nie wspomniał o zbrodniach, które doprowadziły Pomonę do więzienia, a Anglię na skraj przepaści, że organizował sympozjum na ziemiach ludzi, którzy pierwsi zabiliby jego żonę. Ale o tym porozmawiają później.
-Nie poprosiłeś na chrzestnych Zakonu Feniksa. Poprosiłeś mnie. Kaia. Sheltę. Maeve. Roselyn. - wyliczył powoli, starając się, by głos nawet mu nie drgnął na wspomnienie dwóch ostatnich kobiet. Czy wiedział, że Maeve walczyła z nimi ramię w ramię, że Roselyn przyjmowała Zakonników w leśnej lecznicy i szła w środek wojny na ich prośbę? To ich sekret, Mike nie zamierzał go zdradzać ani wnikać w to, z kim się tym podzieliły. Większość opiekunów trojaczków stanęła po stronie Zakonu Feniksa, w pewien sposób wiążąc te dzieci z organizacją, ale pozostając jednak przede wszystkim jednostkami. Michaelem, Maeve, Roselyn. W lipcu matka dzieci była zaginiona, teraz straciły ją nieodwracalnie. Czy Vane, w imię własnej żałoby, zrezygnowałby z Michaela lub z całej trójki potencjalnych opiekunów, deklarujących gotowość do ochrony tych dzieci? Wiedział, że nie wybrał ich przypadkowo, że tworzyli skomplikowaną i wybraną przez astronoma konstelację zdolności, cech charakteru, zasobów. Czy polityczna kometa mogła wytrącić pojedyncze gwiazdy z tego gwiazdozbioru?
To jego rodzina. - spróbował sobie przypomnieć. Jego decyzja. Ale to moja odpowiedzialność, moi chrześniacy.
-Nie prosiłeś mnie o opiekę nad sobą, a nad swoją rodziną. - przypomniał łagodnie. -Mnie, Michaela. - nie był tutaj jako auror, ani jako zwolennik Longbottoma. Myśl o sympozjum w Shropshire paliła tępym bólem, ale był tutaj przygotowany na to, że może usłyszeć bardzo wiele - w tym słowa, które go rozczarują.
Może niegdyś podszedłby do tej sprawy z nieco większym fanatyzmem, skupiony na własnych ideałach. We wrześniu, na przykład, był tak wściekły i zrozpaczony po aresztowaniu Just, że zagryzłby cały świat, że ledwo znalazł z Jaydenem odrobinę porozumienia. Ale wcześniej - w tym innym, łagodniejszym życiu, zanim rozpętała się wojna, a wilcze kły rozszarpały mu bark - potrafił uparcie ignorować politykę. Pić piwo z ludźmi, którzy używali słowa "szlama" na porządku dziennym. Kilka miesięcy temu to sobie wyrzucał, usiłował stać się fanatykiem i bojownikiem, którego - zdawało mu się - Zakon potrzebował.
Kilka tygodni temu przekonał się jednak, że nadal w pewnym stopniu pozostał tamtym wycofanym Michaelem - że chociaż z bezwzględnością odbierał życie szmalcownikom, to wciąż potrafił wysłuchać ludzi, na których mu zależało. Nawet, jeśli ich słowa dosłownie łamały mu serce. Potrafił nawet odłożyć na bok własną dumę, by to serce jakoś poskładać.
Podniósł lekko podbródek, odwzajemniając spojrzenie Jaydena. Prosto w oczy. Profesor miał rację - nie musiał mu się tłumaczyć - ale jednak odpowiedział. To już coś.
-Myślałem, że cię zmusili. - przyznał szczerze. -Pytam, bo trwa wojna, a panowie Shropshire zabijają niewinnych, nigdy nie kryli nienawistnych poglądów. Zabiliby tych, których kochaliśmy lub kochamy. Nie znam się na nauce, ale sympozjum na ziemiach Averych, w pałacu, do którego - domyślam się - przyjdą dystyngowani goście z obecnych elit społecznych, nie brzmi jak nauka. To brzmi jak polityka, jak prezent dla Ministerstwa Magii i ich propagandy, a pamiętam, że zawsze trzymałeś się od takich rzeczy z dala. - mówił, jak na siebie, bezbarwnie i spokojnie. Próbował nie osądzać, próbował zrozumieć.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Baśniowa puszcza - Page 12 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Baśniowa puszcza [odnośnik]08.11.21 19:06
« Trzeba dokonać wielu dobrych czynów, aby zbudować dobrą reputację, ale wystarczy jeden zły aby ją stracić. »
Nie pojawił się, aby martwić się o samopoczucie swojego rozmówcy. Dla niego również to spotkanie pobudzało wiele nieprzyjemnych kwestii i był tego w pełni świadomy. Zresztą już dawno przestał w relacjach z ludźmi szukać ciepła. Nie chciał zbędnej nadziei, ale nie na nią odporny — ostatnia takowa interakcja, skończyła się jeszcze większym chaosem myśli oraz emocji, niż mógł przypuszczać. A echo odzywało się do tej pory i odzywać się jeszcze miało, przynosząc kolejne dawki całkowicie niezrozumiałego nieporządku. To, co się stało między nim a Roselyn... Mieszanina uczuć utrudniała trzeźwe myślenie, a jego brak nie polepszał sytuacji, w jakiej znajdował się profesor. Dlatego też nie chciał wplątywać się emocjonalnie w inną relację. Nie chciał przejmować się losem kolejnej osoby. Dorosłego, który wybrał własną ścieżkę. Nie oni potrzebowali jego uwagi, skoro ściągnęli na siebie działania, z którymi musieli się mierzyć. I których kolejną falę przynosili ze sobą.
Nie poprosiłeś na chrzestnych Zakonu Feniksa. Poprosiłeś mnie.
Uśmiechnął się krzywo, pozwalając, by grymas wykrzywił jego usta. - Umiesz się od tego oddzielić? Istnieje Michael Tonks bez Zakonu? A może powiesz tym, którzy wyznaczyli nagrodę za twoją głowę, że bierzesz w tym udział tylko częściowo? Ochronisz kogokolwiek, zapewnisz mu bezpieczeństwo, mimo że nad twoją głową wisi kat? Nie rozśmieszaj mnie. Oszukujesz sam siebie, jeżeli tak myślisz. - Musiał sobie zdawać sprawę z faktu, jak kuriozalnie brzmiały jego słowa. Zresztą jeżeli chciał chronić tych, na których — według niego — mu zależało, najlepszym sposobem była izolacja. Szczególnie że mali Vane'owie nie byli w żaden sposób jego odpowiedzialnością. Już nie. - Wiele się zmieniło od tamtego momentu. Myślałem, że wybieram mądrze, ale cóż. Świat już udowodnił mi, że jest inaczej. Kai jest samolubnym dzieciakiem, którego obchodzi jedynie dobra zabawa. Shelta nie wychodzi z pokoju, Maeve i Roselyn... Bardzo dobrze wiesz, co się z nimi dzieje. Nie. Opieki nad moją rodziną...- Lub co z niej zostało, przemknęło mu przez myśl. - ...Nie będzie sprawował nikt z zewnątrz. Nie wyznaczałem żadnych chrzestnych. Chciałem wiedzieć, czy moje dzieci znajdą bezpieczeństwo. Spójrz mi w oczy i powiedz, że to, co im oferujesz się z tym równa. Że ty się z tym równasz. - Nie spuścił wzroku. Chciał wiedzieć i widzieć odpowiedź czarodzieja naprzeciwko. Doskonale zdawał sobie sprawę, że słowa wylewające się z jego gardła były bolące, lecz dla niego również takowe były. Obaj jednak byli dorosłymi ludźmi. Obaj doświadczyli straty oraz euforii. Obaj znali, czym była odpowiedzialność, jak i porażka wiążąca się z niemożnością stanięcia na wysokości zadania.
Słysząc kolejną wypowiedź mężczyzny, Jayden pokręcił głową, jakby w zupełnym poddaniu się w próbie porozumienia. Obaj wszak mieli swoje zdania, których nie dało się zmienić. Nie była możliwość dialogu. Mogli więc się tylko kłócić? Nie chciał przecież się kłócić. Nie po to tu przyszedł. A mimo to zarzucenie mu pertraktowania z Ministerstwem, które skazało jego żonę na śmierć, wywoływało w nim niesmak. Dokładnie ten sam, jaki czuł wobec siebie, gdy przystał na zapłacenie łapówki tym samym ludziom w Tower, którzy zajmowali się Pomoną. Tym samym, którzy w ten sam sposób traktowali innych schwytanych. - Ziemia jest tylko ziemią, Michael. To ludzie na niej mieszkający o niej stanowią. Myślisz, że całe hrabstwo jest okrutne, bo przypisali ją sobie konkretni szlachcice? Myślisz, że kontrolują każdy, nawet najmniejszy jego element? A co się dzieje na ziemiach Greengrassów? Skoro wspierają mugolską sprawę i zapewne równocześnie Zakon, czy nie powinni móc ochronić tych, którzy tam zginęli? Gdzie byli, gdy to wszystko się działo, Michael? Gdzie był Zakon? Ile jeszcze miast i ludzi spłonie, zanim zrozumiecie, że ludzie nie wybierają stron? Niektórzy po prostu walczą, aby utrzymać się na powierzchni. Chęć przetrwania nie jest zbrodnią. - Czy on robił to samo? Nie wybierał ani Zakonu, ani Rycerzy. Nie wybierał jednak poddaństwa. Przetarł dłonią czoło, milknąc na chwilę, by spojrzeć na ośnieżony las. Zaraz jednak odezwał się ponownie i chociaż jego głos brzmiał cicho, słowa niosły wyraźne zdecydowanie. - Zakon ma tyle samo krwi na rękach co Ministerstwo Magii. Myślisz, że jesteście zbawicielami, a niczego nie rozumiecie. Oceniacie pochopnie i tak samo pochopnie postępujecie. Wtrącacie się tam, gdzie nikt was nie chce. Robisz to także teraz. Bo gdybyś przeczytał moją książkę, nie byłoby cię tutaj. - Błękitne oczy podniosły się, by odszukać wzoru dawnego aurora. - Nie znajdziesz we mnie wroga, Michael. Ale przyjaciela też nie.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Baśniowa puszcza [odnośnik]09.11.21 6:31
Drgnął lekko, gdy rozmówca uderzył w czuły punkt. Nie wiedział, czy istniał Michael Tonks bez Zakonu, ale nie wiedział też, kim był Michael Tonks. Która z jego wersji istniała na stałe, która odejdzie dzięki postępom w terapii, a która przejmie dominację na dobre. Istnieje nas dwóch i nawet nie wiem, który ma więcej krwi na rękach. - mógłby powiedzieć, ale Fenrir pozostawał sekretem i coraz mniej przeszkadzał w utrzymywaniu siebie w tajemnicy.
Twój dawny przyjaciel ma sporo racji. Zawsze myślisz o n a s z y m bezpieczeństwie na samym końcu. - przemknęło przez głowę Michaela ze złośliwym rozbawieniem, ale Tonks szybko przypomniał sobie o skuteczności własnej Protecty i zmarszczył tylko brwi. Et tu, Brute.
-Jesteś mężem zabitej przez Ministerstwo Pomony Vane, samotnym ojcem trójki dzieci. Zakładam, że zatajałeś informacje o miejscu jej pobytu, wbrew rozkazom na listach gończych, a wyprawiasz sympozjum dla arystokratów i pchasz się do Shropshire. Nie rozśmieszajmy się nawzajem. Tak po prostu, zostawili cię w spokoju? Czy liczysz, że się nie dowiedzą? - odciął się, kręcąc lekko głową. Nie wierzył w przyzwoitość Ministerstwa, nauczył się, że świat jest pełen mściwości. Na miejscu Vane'a nie wychylałby nosa z Irlandii ani Szkocji, siedziałby bezpiecznie w domu i w Hogwarcie. Niezależnie od poglądów politycznych. Nie czekałby, aż przeszłość się o niego upomni i nie zakładał, że nauka gwarantuje neutralność i bezpieczeństwo.
Wziął głębszy wdech, zdając sobie sprawę, że własną odzywką jedynie odwleka ważniejszą kwestię. Może i pytanie Jayden'a było retoryczne, ale nie dla niego.
Skrzywił się lekko, gdy z takim rozgoryczeniem i żalem wspomniał o pozostałych chrzestnych - o ludziach, których wybrał sam, którym tak ufał zaledwie pół roku temu. O Maeve, która ryzykowała własnym życiem, by uratować jego siostrę i o Roselyn, która z pełną świadomością ryzyka pomagała Zakonnikom. Co się z tobą stało? Co zrobiła z nami wojna...?
-Wybrałeś pięcioro potencjalnych opiekunów, teraz odtrącasz wszystkich z zewnątrz. Co zatem znajdą twoje dzieci, jeśli zostaniesz kolejną ofiarą tej wojny, jeśli zaatakuje cię zbłąkany olbrzym lub nadgorliwy policjant? - pokręcił lekko głową. Trwała rzeź, nie ginęło się na własne życzenie, nie ginęło się bohatersko - śmierć czaiła się wszędzie, głupia i przypadkowa.
-Masz rację, to Zakon pozwala Michaelowi istnieć. Zanim wyznaczył mi cel, napadały mnie myśli, że powinienem był zginąć dwa lata temu, w szczękach wilkołaka. - przyznał powoli, ale mówiąc te słowa pamiętał o wszystkim innym, co nadawało jego życiu sens przez ostatnie kilka miesięcy. Przyjaciel poprosił go o opiekę nad trójką dzieci. Justine i Vincent wydawali się tacy szczęśliwi. Zakochał się, pozwalając sobie na słabość po raz pierwszy od lat. Opłakał kilka strat, zyskał nowych przyjaciół, dawny przyjaciel powrócił do jego życia. Był potrzebny Castorowi, nie tylko jako mentor w Zakonie, a głównie jako mentor w kwestii likantropii. Wreszcie - Ronja uświadomiła mu, po raz pierwszy od ugryzienia, że czasem powinien pomyśleć o sobie i o tym, co definiuje go poza wojną.
Chęć dotrzymywania obietnic, na przykład.
-Nie, w Anglii i z listem gończym nie zapewnię im bezpieczeństwa. Dlatego spotykam się z tobą na odludziu, dlatego nawet nie zbliżę się do waszego domu. Dlatego pozostała część grupy sprawdzi się lepiej, nad ich głowami nie ciąży nagroda, a Zakon Feniksa mnie potrzebuje. Ale - - zadarł lekko podbródek do góry, nie spuszczając z Jayden'a wzroku. -jeśli te dzieci stracą ciebie, a nikt inny nie będzie mógł zapewnić im bezpieczeństwa, to ja spróbuję to zrobić i wyjadę z nimi z Anglii. Może i nie byłbym świetnym ojcem, ale jestem dobrym aurorem, znajdę bezpieczny sposób. - wzruszył lekko ramionami, jakby dla złagodzenia ciężaru słów, które właśnie padły. Nie chciałby wybierać trójki dzieci ponad dobro wojny, ponad Zakon Feniksa.
Ale w razie konieczności zrobiłby to.
Może, podświadomie, pragnął wyobrazić sobie przyszłość, w której by to zrobił - świat, w którym był zdolny do czegoś innego niż obecna misja, niż krew i śmierć i uciekanie.
-Jestem też człowiekiem, który pamięta o obietnicach. - dodał cicho.
Nie walczyli o bezimienną masę, walczyli o konkretnych ludzi. Nie znał imion dzieci, których śmierci nie zdążył zapobiec w Surrey, dla których matki stanął przed promieniem Crucio - ale nigdy nie zmyje z rąk ich krwi.
Jedynie szacunek wobec dawnego przyjaciela i ciężar obietnicy, która ich wiązała, powstrzymał go przed uniesieniem brwi i parsknięciem w odpowiedzi na jego dalsze słowa. Spodziewał się chłonięcia ich propagandy przez wiele osób, ale nie przez Jayden'a Vane'a - a tak właśnie brzmiały dla zaciętego aurora jego słowa, jak puste usprawiedliwienie, propagandowa wydmuszka.
-Myślisz, że możemy w kilka godzin odeprzeć otwarty atak Ministerstwa, cały ciężar ich sił? - uniósł brew. -Może to dobrze, że przeceniasz nasze siły. Nie zapominamy o Staffordshire, a Ty może nie powinieneś zapominać o tym, że organizujesz imprezy naukowe dla ludzi, którzy gloryfikują przelewanie tam krwi cywili. - urwał, czując, że się zagolopował i że się nie rozumieją. -Nie potępiam twojej pracy naukowej, Jayden - ale zrozumienia dla jej czasu i miejsca też u mnie nie znajdziesz. Może i nikt nie kontroluje wszystkiego na swoich ziemiach, ale ciężko mi uwierzyć, że lordowie Avery nie zainteresują się rozreklamowaną, głośną imprezą naukową, że odbywa się bez ich cichego przyzwolenia lub poparcia. Chyba, że robisz właśnie to, co ludzie, o których wspomniałeś - utrzymujesz się na powierzchni. - westchnął ciężko. Był ostatnim człowiekiem, który piętnowałby chęć czystokrwistych czarodziejów do trzymania się z daleka - samemu doradzał to wiosną Castorowi - ale nie rozumiał pchania się w jądro ciemności, na ziemie zażartych morderców mugoli. Zrozumiałby to może u kogoś innego, ale nie u dawnego przyjaciela - który, jak właśnie ostro wypomniał, nie był już jego przyjacielem.
Zabolało, ale przyzwyczaił się już do bólu.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Baśniowa puszcza - Page 12 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Baśniowa puszcza [odnośnik]22.11.21 17:56
« Trzeba dokonać wielu dobrych czynów, aby zbudować dobrą reputację, ale wystarczy jeden zły aby ją stracić. »
Jayden wiedział, że nie istniał bez swojej rodziny. Bez trójki synów, których chciał bronić i robić wszystko, co tylko było w jego mocy, by ocalić ich przed wszelkim złem. Ta część jego samego istniała w zgodzie z duchem wyznającym Prawdę. Dążenie do niej, stanie na straży Sprawiedliwości i sprzeciwianie się kłamstwom. Mogli wymalować go jako swojego wroga, jednak nie oznaczało to, iż jego czyny pozostawały bez znaczenia. Każdą decyzję, jakiej się podejmował, każdy krok, który postąpił, służył Wartościom. Głównym i niepodważalnym. Ustanowiony przez Wszechświat, przez prawo naturalne, przez coś być może kogoś posiadającego większy plan. Nie po to ludzkość dostała rozum, nie po to rozwijała go przez te wszystkie tysiąclecia, nie po to istniał cud tworzenia życia, aby ich jedynym celem było wyrżnięcie się wzajemne. Argument kosmologiczny udowadniał racjonalność takowej idei, powołując się na czystą logikę. Każdy skutek przynosił swoją przyczynę, a cofając się w łańcuchu przyczynowym, trzeba było dojść do początku. Do Pierwszej Przyczyny. Nie wspominając o fakcie, iż racjonalność przyrody, która dawała się opisywać przy pomocy narzędzi numerologicznych i która decydowała o tym, że Wszechświat był uporządkowanym chaosem tworzącym harmonijną całością, sugerujący istnienie zamysłu jego stworzenia. Była to też tajemnica, jakiej nigdy nie mieli zrozumieć do końca. Jakiej nigdy nie mieli odkryć i udowodnić, lecz czy rozum nie prowadził się sam na odpowiedni tor? Nie naprowadzał na poddanie wątpliwości bezsensowności istnienia? Patrząc na codzienność, Vane nie zamierzał przyznawać, iż właśnie to stworzyło wszystko. Trzymając wszak w ramionach swoich synów, nie czuł nienawiści. Nie czuł bólu, cierpienia. Nie czuł rozpaczy ani strachu. Dostrzegał nadzieję, a w ich oczach widział lepszy świat. Oni byli wszak przyszłością. Mieli ją budować, stając na ramionach własnego ojca i kontynuując to, co zaczął. Pleść stalowy łańcuch z kolejnych ogniw słuszności. Prawdy. Męstwa. Mądrości. Sprawiedliwości. Płynęła w ich żyłach krew Donna i Dagny. Posiadali w sobie geny iryjskich wojowników oraz plemienia potężnych czarodziejów Tuatha Dé Danann. Zrodzeni z grzechu i słabości byli jednak wierni, a ich historia przetrwała wspólnie z zasadami, jakie wyznawali. Coś słabego miało więc prawo przerodzić się w siłę i jedynie potrzeba było dobrej woli, rodziny, aby przetransformować się w coś istotnie wielkiego. To nie była gra. Nie dla nich. Nie dla dzieci Diarmuida, bo chociaż już dawno nie dzierżyli ostrz włóczni, nie stracili na wierze. A mając ją u boku, byli uzbrojeni podwójnie.
Nie należało bagatelizować tego, kim stał się Jayden. Wszak jedno było pewne w całej wojnie — zmieniała ludzi. Niektórych na lepsze, innych na gorsze. Mogła łamać, pozwalać na wyzwolenie nigdy nieodkrytych pokładów nienawiści i gniewu. Wojna, żałoba nagromadziły w profesorze wiele negatywnych emocji, wiele bólu i nigdy niemogącej ujrzeć światła dziennego goryczy. Część z niej, pojawiła się jednak w niebieskich oczach, które ściemniały jak jeszcze nigdy wcześniej; w zmianie mowy napiętego ciała, gdy usłyszał, jak Michael wycierał sobie usta imieniem kobiety astronoma. Nie. Dla Vane'a skończyła się bezpowrotnie gentlemańska rozmowa, w tym konkretnym momencie. To spotkanie, ta dyskusja, ta rozmowa stały się absurdalne do granic możliwości, lecz również były jedynie potwierdzeniem, jak bardzo bezwzględni byli jedni i drudzy. Nie znali umiaru, nie znali granic, gdzie nie mogli sięgać. - Jeśli kiedykolwiek jeszcze wykorzystasz jej imię przeciwko mnie, przestanę być tak wyrozumiały, Tonks. - Oczy astronoma zdawały się pokryć czernią. - Masz prawo mnie osądzać, bo wiesz, co straciłem? Nie znałeś mojej żony. Nie wiedziałbyś o niej nic, gdybym ci nie powiedział, więc nie waż się o niej mówić. Nic nie wiesz o tym, co poświęciłem, a i ja nie wytykam ci twoich bliskich. - Dłonie zacisnęły się w pięści, serce przyspieszyło bicia, a twarz wyostrzyła się. Drwo różdżki zadrgało, ocieplając się, wyczuwając emocje zaczynające wzrastać we właścicielu i jednocząc się z nim w nich. Stojący przed nim czarodziej, nie dawał profesorowi żadnego powodu, aby złagodniał. Aby przekonał się ku organizacji, w której zginęła jego ukochana żona. Matka jego dzieci. Jak więc śmiał się na nią powoływać? Na chłopców? Zamierzał szantażować go dziećmi i zmarłymi?
Co zatem znajdą twoje dzieci, jeśli zostaniesz kolejną ofiarą tej wojny?
Jayden wziął głęboki wdech, nie opuszczając gardy. Wiedział jednak, że musiał znaleźć jakiś balans w tym wszystkim. Nie poddawać się buzujących w nim emocjach, a opanować je. Przybrać dobrze znany sobie chłód, jaki coraz częściej i łatwiej potrafił przyjąć. Przynajmniej pozornie. Odgradzając się od tych, którym nie chciał ukazywać swoich przemyśleń, swoich słabości. Teraz? Teraz Michael wiedział dokładnie gdzie uderzyć, aby zwalić podobny mur i opanowanie przychodziło o wiele ciężej, niż przy jakichkolwiek innych interakcjach. - Nie musisz się martwić. Martw się o siebie - wychrypiał zza zaciśniętego gardła, wciąż pulsującego emocjami. Słuchał, wiedząc, że się pomylił. Pomylił się przy ocenie sytuacji, przy kalkulacji, lecz wtedy — spętany tęsknotą — nie był w stanie myśleć w ten sposób. Nie widział, jak bardzo Zakon wplątał się w jego życie. W życie, w którym go nie chciał w tak silnym impakcie, jaki miał aktualnie. Jaki miał wcześniej. Jaki mógł mieć.
Przejechał dłonią po nieogolony policzku, robiąc krok. Jeden, drugi, aż w końcu stanął przed Michaelem, patrząc mu prosto w oczy. Uczucia wciąż tam były, lecz wytłumione. Zepchnięte na dalszy plan, a pojawiło się w zamian coś zimnego, nieczułego. Czegoś, czego Michael jeszcze nie znał. W końcu jednak astronom przełamał unoszące się między nimi spięcie, jakie sam podsycił. Nie przejmował się tym już tak bardzo, jak wcześniej. Szczególnie po geście wzruszenia ramionami dawnego aurora, dla którego najwidoczniej to wszystko było grą. A skoro tak... - Nie dotkniesz moich dzieci. - To nie była sugestia, a odcięcie się całkowicie od tego co łączyło Vane'a z postacią czarodzieja stojącego naprzeciwko. - Jeszcze tego nie pojmujesz? Gdyby chodziło jedynie o przeżycie, już dawno temu bym z nimi wyjechał. Mogłem to zrobić, a jednak tego nie zrobiłem. Dlaczego? Wolałbym jednak, aby moje dzieci były martwe niż wychowywane przez Zakon. - Dla niego rozmowa się zakończyła. Spojrzał ostatni raz z bliska na twarz mężczyzny, by finalnie odwrócić się do niego i wrócić tam skąd przyszedł, ale kolejne słowa padły, powstrzymując przed odejściem. Szczęk śniegu ustąpił, w momencie, w którym astronom stanął w miejscu i obrócił się przez ramię. Przypomniał mu się ostatnie spotkanie, jakie współdzielili. Na tyłach jego domu. Jayden mówił wówczas niewiele, ale przypomniał sobie to, co podsumowało całą ich rozmowę. Jeśli tego nie rozumiesz, jak możesz zrozumieć cokolwiek, co mówię? Jak mógł zrozumieć teraz?
- Czas się skończył. Zbyt wiele nas dzieli, żebyśmy prowadzili dialog, Michael.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Baśniowa puszcza [odnośnik]13.12.21 15:37
Omal nie uniósł lekko brwi, gdy w głosie astronoma wybrzmiała groźba, ale podarował sobie - ze względu na dawną przyjaźń. Na usta cisnęły się inne słowa - o tym, że choć sam nie znał Pomony, to była przecież przyjaciółką innych Zakonników, to zdecydowała się walczyć za ich sprawę, to Jayden nie był jedyną osobą, którą zabolała jej strata. Pamiętał smutne spojrzenie Castora, gdy ginęli kolejni jego bliscy, gdy nazwisko Sprout stało się wyrokiem z listów gończych, gdy w Staffordshire zabito kolejnego jego krewniaka. Zanim otworzył usta, przeszedł go jednak zimny dreszcz - wspomnienie Azkabanu. Nie wiedzieli, że Pomona tam będzie, ale poszli - poszedł - po Justine. Wyprawa ratunkowa była dla Justine. Gwardzista Alexander zdecydował się iść z aurorem i łamaczem klątw do Justine, a reszta grupy nie zdążyła ochronić Pomony przed pocałunkiem dementora. Ile wiedział o tym wszystkim Jayden i czy Michael mógł się dziwić, że obwinia Zakon Feniksa?
Nie, nie mógł.
Wypuścił powietrze z płuc, choć podświadomie zapamiętał drażliwy temat. I jego mięśnie twarzy drgnęły lekko w grymasie powstrzymywanych emocji, gdy Jayden poruszył temat jego bliskich, ale zdołał się opanować.
-Martwić się o siebie - to teraz twoja dewiza? - westchnął, bardzo, bardzo usiłując powiedzieć to bez oskarżycielskiego brzmienia. Nie wiedział, czy się udało. Nie mógł martwić się o siebie - nie było już przecież Michaela Tonksa, dawnego aurora rozszarpała na strzępy lawina kolejnych nieprzewidzianych wydarzeń. Ugryzienie wilkołaka, utrata pracy w Ministerstwie na rzecz rebelianckiej partyzantki, list gończy uniemożliwiający mu bezpieczną egzystencję i prawdopodobnie odzierający go z jakiejkolwiek przyszłości - to wszystko po kolei uderzało w sedno tożsamości kogoś, kto w wieku siedemnastu lat zdecydował poświęcić się prestiżowej karierze i ochronie prawa. Aby nie zwariować i nie zostać nikim, kurczowo chwytał się więc Pieśni Feniksa, upatrując mglistej nadziei na odkupienie w pomocy innym, zawsze innym. Bezbronnym mugolom, wysiedlanym czarodziejom, nieznajomym i bliskim - za tych ostatnich oddałby zresztą wiele, może nawet własne ideały.
Czy Vane podchodził do tego inaczej, czy organizacja tego sympozjum, czy dialog z wrogami - to było martwienie się o siebie? A jeśli tak, to czy miał prawo dopytywać, czy miał prawo osądzać? Pewnie nie - a narosła przez ostatnie kurtyna niezrozumienia okazała się zbyt ciężka, by mogli o tym porozmawiać. Westchnął ciężko na myśl, że Jayden Vane i jego motywacje pozostaną zagadką, ale przynajmniej profesor i jego rodzina wydawali się bezpieczni - a to głównie dlatego chciał się dzisiaj spotkać, chciał się upewnić. Jeśli astronom był szantażowany, to nie zdradzi tego Tonksowi, ale Michael przyglądał mu się uważnie w ciągu całej rozmowy i nie zauważył oznak fałszu. Powoli zaczynał się godzić z zaistniałą sytuacją, aż...
Wolałbym, by moje dzieci były martwe niż wychowywane przez Zakon.
Czy słowa mogły być jeszcze dobitniejsze, czy kolejnym krokiem byłby już policzek? Drgnął, jakby rzeczywiście poczuł się nimi personalnie dotknięty, a potem pokręcił lekko głową.
-Już pojmuję. - wychrypiał sucho. Może potrzebował tak silnych słów, tej dosłowności, braku pola do domysłów, do zmartwień.
-Jak sobie życzysz, Jayden. - westchnął ciężko, odwracając wzrok. Na smutek po utraconej znajomości pozwoli sobie później - nie przy nim. Tracił wszystkich po kolei, mógł się przyzwyczaić przynajmniej do tłumienia uczuć.
Nie cofnął jednak złożonej obietnicy - ani nie przyjął na głos zwolnienia z niej. Nie skomentował tej kwestii ani słowem, tylko deportował się z polany z cichym trzaskiem.

/zt chlip




Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Baśniowa puszcza - Page 12 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks

Strona 12 z 14 Previous  1 ... 7 ... 11, 12, 13, 14  Next

Baśniowa puszcza
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach