Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Irlandia
Baśniowa puszcza
Strona 14 z 14 • 1 ... 8 ... 12, 13, 14
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Baśniowa puszcza
Głusza skąpana w mlecznej mgle i ciszy, nie zapraszająca nikogo do swoich progów. Dokoła znajdują się tylko wysokie, proste jak struny drzewa, posadzone w równych rzędach, odbijające od swoich pni większość dźwięków, co w gruncie rzeczy skutkuje ogromnym, ale też głuchym, tłumiącym echem. Gdy stąpa się po mchu, szalenie miękkim i również szalenie grząskim, coś zmusza do ciągłego uważania na kroki. Woda nie szemrze, ale wciąż płynie, tworząc coś na kształt spokojnego strumienia, płynącego prostą drogą w jednym kierunku - na północ.
Kiwa głową ze zrozumieniem, nie drążąc tematu rodziny zamieszkałej w Lancashire. Czarodziejów jest tam przecież bez liku - póki co, oczywiście, bo nigdy nie wiadomo w którym kierunku potoczy się wojna i jak tragiczna w skutkach jeszcze będzie. Przytakuje też na pytanie, ciesząc się, że pierwszy sceptycyzm odchodzi gdzieś z wolna na bok, a nie stoi między nimi, paraliżując i hamując rozmowę.
- Moja rodzina zajmuje się tym od pokoleń. Robimy dużo mebli, łóżka, szafy, regały na książki, kredensy, biurka też. No i kufry oraz skrzynie, te umagicznione, oczywiście. - Wypina dumnie pierś, bo z kufrów Sheridanowie słyną przecież na całą Anglię. - A czy trudno? To wszystko zależy - od rodzaju drewna, od stopnia skomplikowania projektu i zdobień. Bywa że jest to dość pracochłonne, niektóre zlecenie zabierają kilka tygodni, a nawet miesięcy. - Sam w meblach siedzi dość sporadycznie. Wykonuje wprawdzie różne, co prostsze zlecenia, zbija deski, maluje i ozdabia, jednak nie jest to jego praca marzeń. Przez długie lata śni przecież o wielkiej sławie, o lotach nad stadionem i tłumem skandujących jego imię kibiców. Marzenia te zostają pogrzebane i odsunięte na nieokreśloną przyszłość - czy kiedykolwiek będzie mieć okazję, by wprowadzić je w życie?
- Konie? Nigdy nie jeździłem konno. To brat uczył mnie latać, już od małego razem się ścigaliśmy, zwykle dawał mi wygrać, ale jego to bym nie przegonił - papla dalej, dopiero po chwili nieznacznie markotniejąc, kiedy dociera do niego, że już nigdy nie będzie mieć okazji, by stanąć z Roderickiem w szranki. Spacer po puszczy nie jest jednak najlepszym momentem do podobnych wspominek, więc prędko porzuca ten temat.
- Czy poznałem? Całą masę! - podłapuje zadane pytanie, niewiele zastanawiając się nad odpowiedzią. Swoje wielkie, wolne podróże zaczyna przecież dopiero kilka miesięcy temu, wcześniej zbyt rozgoryczony i skupiony na rodzinnej tragedii, by czerpać jakąkolwiek przyjemność z wypraw. - Spójrz, choćby ciebie! Jeszcze chwilę temu mierzyłaś do mnie różdżką, myśląc że jestem jakimś upiorem czy innym szmalcownikiem, a teraz sobie spacerujemy i gawędzimy, poznajemy się. Wierz mi, takie przypadkowe spotkania często skutkują przyjaźnią na całe życie, nie można tego bagatelizować. - Nawet jeśli nie ma pewności, że przyjdzie im się jeszcze kiedyś spotkać, woli spoglądać nań z optymizmem. Może i obecnie stanowią jeszcze dwa osobne światy, jakim niekoniecznie do siebie po drodze, a mimo to los ich ze sobą z jakiegoś powodu skrzyżował.
- Eh… to prawda - wzdycha, godząc się z jej słowami. - Dzisiaj jest średnio bezpiecznie, zwłaszcza w Anglii. Tam to się lepiej nie zapuszczać - dodaje nieco ciszej zmarkotniałym tonem, nie wiedząc że dziewczyna o irlandzkim imieniu wcale nie pochodzi z tutejszych ziem, a tych objętych głęboką wojną. - Jakbyś kiedyś chciała wybrać się w nieznane, to możesz do mnie spokojnie pisać. Mam kilka ciekawych miejscówek w zanadrzu, sądzę że ci się spodoba. - Podchodzi do niej z ufnością, zresztą jak do wielu innych dopiero co spotkanych osób, nie zaprzątając sobie głowy zbędną awersją. W dziewczęciu jest coś, co go przekonuje i zachęca do bliższego poznania. Czy to jej postawa, a może tembr głosu? A może to jej chęć zachowania dystansu tym mocniej go przyciąga i zachęca do przełamania lodów, odrzucenia uprzedzeń?
Wraz z biegiem strumienia docierają do przerzedzenia drzew, skąd dociera do nich jaśniejsze światło. Kiedy znajdują się na skraju, Ian zatrzymuje się i poprawia pasek torby na ramieniu.
- No to wyszliśmy z puszczy - rzuca optymistycznie, jakby był to najzwyklejszy w świecie spacer, podczas którego przybiera rolę przewodnika. - Powinienem iść w tamtą stronę, więc muszę cię tu już opuścić. - Macha ręką w bliżej nieokreślonym kierunku, bo przecież nie jest związany żadnym zobowiązaniem, ani nigdzie się specjalnie nie spieszy. Zwraca twarz w stronę dziewczyny i osadza nań czekoladowe tęczówki. - Dzięki za towarzystwo, Neala. Mam nadzieję, że się nie wynudziłaś i jeszcze się kiedyś zobaczymy - częstuje rudowłosą kolejnym żartem, licząc że ta się wreszcie nieco rozchmurzy. Może ich znajomość nie zaczyna się nazbyt szczęśliwie, ani w ogóle normalnie, ale przecież nic nie stoi na przeszkodzie, by zostawić po sobie względnie pozytywne wrażenie. Pożegnawszy się z dziewczyną, wskoczył na miotłę i wzniósł się w powietrze, lecąc na południe.
| zt x2
- Moja rodzina zajmuje się tym od pokoleń. Robimy dużo mebli, łóżka, szafy, regały na książki, kredensy, biurka też. No i kufry oraz skrzynie, te umagicznione, oczywiście. - Wypina dumnie pierś, bo z kufrów Sheridanowie słyną przecież na całą Anglię. - A czy trudno? To wszystko zależy - od rodzaju drewna, od stopnia skomplikowania projektu i zdobień. Bywa że jest to dość pracochłonne, niektóre zlecenie zabierają kilka tygodni, a nawet miesięcy. - Sam w meblach siedzi dość sporadycznie. Wykonuje wprawdzie różne, co prostsze zlecenia, zbija deski, maluje i ozdabia, jednak nie jest to jego praca marzeń. Przez długie lata śni przecież o wielkiej sławie, o lotach nad stadionem i tłumem skandujących jego imię kibiców. Marzenia te zostają pogrzebane i odsunięte na nieokreśloną przyszłość - czy kiedykolwiek będzie mieć okazję, by wprowadzić je w życie?
- Konie? Nigdy nie jeździłem konno. To brat uczył mnie latać, już od małego razem się ścigaliśmy, zwykle dawał mi wygrać, ale jego to bym nie przegonił - papla dalej, dopiero po chwili nieznacznie markotniejąc, kiedy dociera do niego, że już nigdy nie będzie mieć okazji, by stanąć z Roderickiem w szranki. Spacer po puszczy nie jest jednak najlepszym momentem do podobnych wspominek, więc prędko porzuca ten temat.
- Czy poznałem? Całą masę! - podłapuje zadane pytanie, niewiele zastanawiając się nad odpowiedzią. Swoje wielkie, wolne podróże zaczyna przecież dopiero kilka miesięcy temu, wcześniej zbyt rozgoryczony i skupiony na rodzinnej tragedii, by czerpać jakąkolwiek przyjemność z wypraw. - Spójrz, choćby ciebie! Jeszcze chwilę temu mierzyłaś do mnie różdżką, myśląc że jestem jakimś upiorem czy innym szmalcownikiem, a teraz sobie spacerujemy i gawędzimy, poznajemy się. Wierz mi, takie przypadkowe spotkania często skutkują przyjaźnią na całe życie, nie można tego bagatelizować. - Nawet jeśli nie ma pewności, że przyjdzie im się jeszcze kiedyś spotkać, woli spoglądać nań z optymizmem. Może i obecnie stanowią jeszcze dwa osobne światy, jakim niekoniecznie do siebie po drodze, a mimo to los ich ze sobą z jakiegoś powodu skrzyżował.
- Eh… to prawda - wzdycha, godząc się z jej słowami. - Dzisiaj jest średnio bezpiecznie, zwłaszcza w Anglii. Tam to się lepiej nie zapuszczać - dodaje nieco ciszej zmarkotniałym tonem, nie wiedząc że dziewczyna o irlandzkim imieniu wcale nie pochodzi z tutejszych ziem, a tych objętych głęboką wojną. - Jakbyś kiedyś chciała wybrać się w nieznane, to możesz do mnie spokojnie pisać. Mam kilka ciekawych miejscówek w zanadrzu, sądzę że ci się spodoba. - Podchodzi do niej z ufnością, zresztą jak do wielu innych dopiero co spotkanych osób, nie zaprzątając sobie głowy zbędną awersją. W dziewczęciu jest coś, co go przekonuje i zachęca do bliższego poznania. Czy to jej postawa, a może tembr głosu? A może to jej chęć zachowania dystansu tym mocniej go przyciąga i zachęca do przełamania lodów, odrzucenia uprzedzeń?
Wraz z biegiem strumienia docierają do przerzedzenia drzew, skąd dociera do nich jaśniejsze światło. Kiedy znajdują się na skraju, Ian zatrzymuje się i poprawia pasek torby na ramieniu.
- No to wyszliśmy z puszczy - rzuca optymistycznie, jakby był to najzwyklejszy w świecie spacer, podczas którego przybiera rolę przewodnika. - Powinienem iść w tamtą stronę, więc muszę cię tu już opuścić. - Macha ręką w bliżej nieokreślonym kierunku, bo przecież nie jest związany żadnym zobowiązaniem, ani nigdzie się specjalnie nie spieszy. Zwraca twarz w stronę dziewczyny i osadza nań czekoladowe tęczówki. - Dzięki za towarzystwo, Neala. Mam nadzieję, że się nie wynudziłaś i jeszcze się kiedyś zobaczymy - częstuje rudowłosą kolejnym żartem, licząc że ta się wreszcie nieco rozchmurzy. Może ich znajomość nie zaczyna się nazbyt szczęśliwie, ani w ogóle normalnie, ale przecież nic nie stoi na przeszkodzie, by zostawić po sobie względnie pozytywne wrażenie. Pożegnawszy się z dziewczyną, wskoczył na miotłę i wzniósł się w powietrze, lecąc na południe.
| zt x2
Ian Smith
Zawód : stolarz, lotnik w oddziale łączności "Sowa"
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
and the only solution
is to stand and fight
is to stand and fight
OPCM : 10 +2
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 14 z 14 • 1 ... 8 ... 12, 13, 14
Baśniowa puszcza
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Irlandia