Morsmordre :: County of London :: Dalsze dzielnice :: Okolice :: Stara chata :: Próby Zakonników
Alexander Selwyn
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
First topic message reminder :
|Data: 14.04.1956
Alex znalazł w sobie wystarczająco dużo odwagi, by podjąć próbę. Pojawił się w kwaterze w dniu i o godzinie, którą wskazywał pierścień i zgodnie z tym, co na ostatnim spotkaniu zapowiedziała Bathilda — czekała tam na niego. Sędziwa staruszka siedziała w fotelu i wpatrywała się w okno, trzymając w dłoniach filiżankę ze świeżo zaparzoną herbatą. Jej biały kot tkwił u jej stóp i szurał ogonem po podłodze, z zaciekawieniem wpatrując się w drzwi, w których pojawił się młodzieniec. Obecność Alexandra wywołała na jej twarzy czuły, choć subtelny uśmiech, tak jakby przeczuwała, że ponownie się tu spotkają. Dopiero po chwili zwróciła twarz ku niemu.
— Witaj, Alexandrze — powitała go, odkładając filiżankę na spodeczek, który trzymała w drugiej dłoni. Przybył tu, bo i on jej zawierzył, tak jak ona wierzyła w nich za sprawą Dumbledore'a. Nie ukrywała tego, choć to, co odczuwała dalekie było od prawdziwego szczęścia. Czuła między innymi obawę o tych dobrych, młodych ludzi, o ich gotowość do zaakceptowania zmian, pomimo jak najlepszych intencji. — Wiedziałam, że przybędziesz. W Tower wykazałeś się ogromną odwagą, co pozwoliło mi uwierzyć, że naprawdę podołasz próbie. Dlatego tu jesteś. Jeśli ci się powiedzie, jeśli uda ci się ukończyć to niezwykle trudne zadanie będziesz gotów by zmierzyć się z terrorem i grozą jaką sieje Gellert. Lecz wciąż czeka cię wiele pracy, Alexandrze. Twoje umiejętności walki wymagają treningu. Uczyń sobie przysługę, mój drogi, i zadbaj o siebie.
Po tych słowach odłożyła filiżankę na stolik i wstała, oplatając się wełnianym pledem nieco szczelniej, mimo panującego w chacie przyjemnego ciepła.
— Jesteś tu, lecz czy wiesz z czym będziesz musiał się mierzyć podczas tej próby? Niejednokrotnie staniesz w obliczu wyboru, od którego będzie zależeć nie tylko Twój los, mój drogi. Twoje decyzje pociągną za sobą konsekwencje, a obawy, które krążą Ci po głowie są ledwie namiastką tego, z czym się spotkasz. Możesz umrzeć. A jeśli przetrwasz, twój los nierozerwalnie połączy się z Zakonem i będzie od niego zależny. Muszę wiedzieć, czy jesteś świadom, czego się podejmujesz i czy jesteś gotów, by przed walką z Grindelwaldem stanąć do walki z samym sobą? Jeśli masz wątpliwości, jeśli chcesz się wycofać... jeszcze jest taka możliwość. Później nie będzie odwrotu.
Spoglądała na niego z czułością, a na jej pomarszczonej twarzy błąkał się delikatny, troskliwy uśmiech. Nie chciała go ponaglać ani naciskać. Czekała na jego decyzję.
|Pomimo zasług w Tower Bathilda Bagshot zleciła Ci dodatkowe zadanie. W nagjdogodniejszym dla Ciebie terminie musisz odegrać wątek, w którym szkolisz swoje umiejętności bojowe z kimś bardziej doświadczonym od siebie. Tylko w ten sposób uzyskasz w przyszłości wyższy stopień biegłości Zakonu Feniksa. Na odpis masz 48h.
|Data: 14.04.1956
Alex znalazł w sobie wystarczająco dużo odwagi, by podjąć próbę. Pojawił się w kwaterze w dniu i o godzinie, którą wskazywał pierścień i zgodnie z tym, co na ostatnim spotkaniu zapowiedziała Bathilda — czekała tam na niego. Sędziwa staruszka siedziała w fotelu i wpatrywała się w okno, trzymając w dłoniach filiżankę ze świeżo zaparzoną herbatą. Jej biały kot tkwił u jej stóp i szurał ogonem po podłodze, z zaciekawieniem wpatrując się w drzwi, w których pojawił się młodzieniec. Obecność Alexandra wywołała na jej twarzy czuły, choć subtelny uśmiech, tak jakby przeczuwała, że ponownie się tu spotkają. Dopiero po chwili zwróciła twarz ku niemu.
— Witaj, Alexandrze — powitała go, odkładając filiżankę na spodeczek, który trzymała w drugiej dłoni. Przybył tu, bo i on jej zawierzył, tak jak ona wierzyła w nich za sprawą Dumbledore'a. Nie ukrywała tego, choć to, co odczuwała dalekie było od prawdziwego szczęścia. Czuła między innymi obawę o tych dobrych, młodych ludzi, o ich gotowość do zaakceptowania zmian, pomimo jak najlepszych intencji. — Wiedziałam, że przybędziesz. W Tower wykazałeś się ogromną odwagą, co pozwoliło mi uwierzyć, że naprawdę podołasz próbie. Dlatego tu jesteś. Jeśli ci się powiedzie, jeśli uda ci się ukończyć to niezwykle trudne zadanie będziesz gotów by zmierzyć się z terrorem i grozą jaką sieje Gellert. Lecz wciąż czeka cię wiele pracy, Alexandrze. Twoje umiejętności walki wymagają treningu. Uczyń sobie przysługę, mój drogi, i zadbaj o siebie.
Po tych słowach odłożyła filiżankę na stolik i wstała, oplatając się wełnianym pledem nieco szczelniej, mimo panującego w chacie przyjemnego ciepła.
— Jesteś tu, lecz czy wiesz z czym będziesz musiał się mierzyć podczas tej próby? Niejednokrotnie staniesz w obliczu wyboru, od którego będzie zależeć nie tylko Twój los, mój drogi. Twoje decyzje pociągną za sobą konsekwencje, a obawy, które krążą Ci po głowie są ledwie namiastką tego, z czym się spotkasz. Możesz umrzeć. A jeśli przetrwasz, twój los nierozerwalnie połączy się z Zakonem i będzie od niego zależny. Muszę wiedzieć, czy jesteś świadom, czego się podejmujesz i czy jesteś gotów, by przed walką z Grindelwaldem stanąć do walki z samym sobą? Jeśli masz wątpliwości, jeśli chcesz się wycofać... jeszcze jest taka możliwość. Później nie będzie odwrotu.
Spoglądała na niego z czułością, a na jej pomarszczonej twarzy błąkał się delikatny, troskliwy uśmiech. Nie chciała go ponaglać ani naciskać. Czekała na jego decyzję.
|Pomimo zasług w Tower Bathilda Bagshot zleciła Ci dodatkowe zadanie. W nagjdogodniejszym dla Ciebie terminie musisz odegrać wątek, w którym szkolisz swoje umiejętności bojowe z kimś bardziej doświadczonym od siebie. Tylko w ten sposób uzyskasz w przyszłości wyższy stopień biegłości Zakonu Feniksa. Na odpis masz 48h.
The member 'Alexander Selwyn' has done the following action : rzut kością
'k100' : 91
'k100' : 91
Alexander szedł ostrożnie przed siebie, wchodząc coraz głębiej w gęstą mgłę. Z każdym przebytym krokiem czuł, jak jakaś dziwna siła ściągała go w swoją stronę. Mógł nawet odnieść wrażenie, że w otaczającej go mlecznej rzeczywistości jaśnieje jakiś punkt i dokładnie w jego kierunku szedł. Głosy zaczęły powoli cichnąć, ale po kilku krokach Selwyn mógł zrozumieć, że nie dobiegają wyłącznie z jednej strony. Pod jego stopami skrzypiał śnieg. Powierzchnia po której stąpał była idealnie płaska, biała, pokryta zmrożonym puchem.
W pewnym momencie mgła przed nim nieco się rozrzedziła. Dookoła jednak była tylko biel. Mgła i śnieg na ziemi. Na śniegu widniało sporo odcisków butów i podążały w różne strony, jakby ktoś biegał pod wpływem paniki w różne strony. Zamiast punktu bijącego światła dostrzegł ciemny, kanciasty przedmiot. Im bliżej niego się znajdował tym więcej pewności zyskiwał, że to była po prostu skrzynia. Emanowała mocą. Dziwną, nieznaną, pociągającą. Wydawała się Alexandrowi znajoma. Wyglądała jak kufer mieszczący się w komnatach jego ojca.
| Na odpis masz 24h.
W pewnym momencie mgła przed nim nieco się rozrzedziła. Dookoła jednak była tylko biel. Mgła i śnieg na ziemi. Na śniegu widniało sporo odcisków butów i podążały w różne strony, jakby ktoś biegał pod wpływem paniki w różne strony. Zamiast punktu bijącego światła dostrzegł ciemny, kanciasty przedmiot. Im bliżej niego się znajdował tym więcej pewności zyskiwał, że to była po prostu skrzynia. Emanowała mocą. Dziwną, nieznaną, pociągającą. Wydawała się Alexandrowi znajoma. Wyglądała jak kufer mieszczący się w komnatach jego ojca.
| Na odpis masz 24h.
Kiedy ruszył przed siebie, ostrożnie stąpając po zmrożonym śniegu, sytuacja zaczęła się zmieniać. Z każdym krokiem uzyskiwał coraz większą pewność, że nawoływania docierają do jego uszu z kilku różnych stron. Wokół niego było biało - mgła i podłoże zlewały się w jedną jasną plamę, a on czuł coś dziwnego. Jakby zewnętrzny przymus, żeby w dalszym ciągu iść w jednym kierunku, co wydało mu się dość niepokojące. Widoczność trochę się poprawiła. Alexander zmarszczył brwi - na śniegu były odciśnięte ślady. Wiele śladów bez konkretnego wzoru, w całkowitym bezhołowiu, jakby pozostawione w całkowitym pośpiechu, wręcz... panice? I wtedy zobaczył coś jeszcze. Coś, co wydało mu się znajome. A gdy dotarło do niego co tak właściwie stoi pośród bieli wstrzymał oddech.
A następnie całą swoją siłą woli spróbował przezwyciężyć to dziwne przyciągnie, by odwrócić się w przeciwnym kierunku i odejść jak najdalej od tej przeklętej skrzyni. Nie zamierzał dotykać czegokolwiek, co należało do jego pana ojca.
A następnie całą swoją siłą woli spróbował przezwyciężyć to dziwne przyciągnie, by odwrócić się w przeciwnym kierunku i odejść jak najdalej od tej przeklętej skrzyni. Nie zamierzał dotykać czegokolwiek, co należało do jego pana ojca.
The member 'Alexander Selwyn' has done the following action : rzut kością
'k100' : 41
'k100' : 41
Alexander próbował odejść od skrzyni, lecz im dalej od niej próbował odejść tym bliżej niej się znajdował. Mgła przed nim gęstniała. Chociaż szedł w przeciwnym kierunku, jego kroki kierowały się wprost do magicznego kufra, który w końcu otwarł się z łoskotem. W środku tkwiły dwie czaszki: duża i mała oraz pełno kości, również większych i mniejszych. Z dna prześwitywał materiał — kawałek szaty z wytwornymi obszyciami. Była to suknia, w której matka Alexandra odebrała sobie życie. Między pozostałościami po kobiecie i jej dziecku leżała również prywatna biżuteria.
Moc, która promieniowała od kufra była Alexandrowi obca, czarnomagiczna. Emanowała wielką siłą, źle wpływając na kondycję psychiczną młodego Selwyna. Budziła gniew, złość, nienawiść. Tak, jakby chciała, aby Alexander zaczął to czuć to wobec resztek jego rodziny. „To nie twoja wina. Zmusili cię byś tak myślał”, szeptał mu cichy głos do ucha. „Obwiniają cię o to, żałują, że to nie ty. Powinieneś się zemścić.”
Nagle, zielone płomienie buchnęły z wnętrza szkatuły w górę, rozlewając szmaragdowe światło na najbliższe otoczenie. Kufer stanął w płomieniach, które nie przypominały w niczym tych buchających w zwykłych kominkach. Ogień również nie parzył, lecz jego bliskość wzbudzała nieprzyjemne mrowienie na skórze, jakby nagle pod ubraniem Alexandra zaczęło pełzać robactwo.
Gdy zniknęła w zielonkawym blasku, do uszu Alexandra dotarło specyficzne strzelanie. Śnieg pod stopami przestał skrzypieć, lecz każdy ruch młodego Zakonnika wywoływał coraz głośniejsze i bardziej przeszywające dźwięki. To był lód. Alexander stał na zamarzniętej tafli dobrze znanego mu stawu, a teraz powierzchnia, na której stał pękała. Stojąca w płomieniach skrzynia z głośnym trzaskiem zapadła się w wodzie, która chlusnęła wysoko w górę, opryskując przy tym Selwyna. Głęboka szczelina pomknęła w jego stronę, otoczyła go, aż w końcu lód pod jego stopami zapadł się. Alexander wpadł do wody. Była lodowata, przeszywająca na wskroś i przejrzysta do chwili, w której Alexandra nie otoczyła krew. Pojawiła się znikąd, nie należała również do młodego Zakonnika. W oddali mógł dostrzec inne sylwetki, które wpadły do wody w tej samej chwili. One również tonęły. Tak jak Selwyn. Jakaś dziwna siła ściągała go w dół. Robiło się coraz głębiej, coraz ciemniej. Musiał za wszelką cenę wypłynąć na powierzchnię i się uratować.
| ST wypłynięcia wynosi 60. Doliczane są do tego punkty sprawności i biegłości. Na odpis masz 48h.
Moc, która promieniowała od kufra była Alexandrowi obca, czarnomagiczna. Emanowała wielką siłą, źle wpływając na kondycję psychiczną młodego Selwyna. Budziła gniew, złość, nienawiść. Tak, jakby chciała, aby Alexander zaczął to czuć to wobec resztek jego rodziny. „To nie twoja wina. Zmusili cię byś tak myślał”, szeptał mu cichy głos do ucha. „Obwiniają cię o to, żałują, że to nie ty. Powinieneś się zemścić.”
Nagle, zielone płomienie buchnęły z wnętrza szkatuły w górę, rozlewając szmaragdowe światło na najbliższe otoczenie. Kufer stanął w płomieniach, które nie przypominały w niczym tych buchających w zwykłych kominkach. Ogień również nie parzył, lecz jego bliskość wzbudzała nieprzyjemne mrowienie na skórze, jakby nagle pod ubraniem Alexandra zaczęło pełzać robactwo.
Gdy zniknęła w zielonkawym blasku, do uszu Alexandra dotarło specyficzne strzelanie. Śnieg pod stopami przestał skrzypieć, lecz każdy ruch młodego Zakonnika wywoływał coraz głośniejsze i bardziej przeszywające dźwięki. To był lód. Alexander stał na zamarzniętej tafli dobrze znanego mu stawu, a teraz powierzchnia, na której stał pękała. Stojąca w płomieniach skrzynia z głośnym trzaskiem zapadła się w wodzie, która chlusnęła wysoko w górę, opryskując przy tym Selwyna. Głęboka szczelina pomknęła w jego stronę, otoczyła go, aż w końcu lód pod jego stopami zapadł się. Alexander wpadł do wody. Była lodowata, przeszywająca na wskroś i przejrzysta do chwili, w której Alexandra nie otoczyła krew. Pojawiła się znikąd, nie należała również do młodego Zakonnika. W oddali mógł dostrzec inne sylwetki, które wpadły do wody w tej samej chwili. One również tonęły. Tak jak Selwyn. Jakaś dziwna siła ściągała go w dół. Robiło się coraz głębiej, coraz ciemniej. Musiał za wszelką cenę wypłynąć na powierzchnię i się uratować.
| ST wypłynięcia wynosi 60. Doliczane są do tego punkty sprawności i biegłości. Na odpis masz 48h.
Nie ważne jak bardzo się starał, nie wychodziło mu. Czuł się jak w jakimś koszmarnym śnie - jednym z tych, w których z całych sił usiłuje się uciec od zagrożenia, ale drzwi umożliwiające umknięcie od niebezpieczeństwa zamiast się przybliżać z każdym krokiem odsuwają się kawałek dalej. Gdy wieko skrzyni otworzyło się z trzaskiem nie wytrzymał i odwrócił się, spoglądając na jej zawartość.
Natychmiast tego pożałował. Oddech uwiązł mu w gardle, a każdy mięsień wydawał się nagle zmieniać w ołowiany odlew, niezdolny do wykonania jakiegokolwiek ruchu. Nie czuł nic, dopóki nie zaczęła przesiąkać go jakaś dziwna, zewnętrzna moc. Niosła gniew, okropną nienawiść. Zacisnął oczy, nie chcąc już widzieć tego, co znajdowało się tuż obok niego. Próbował odciąć się od jakichkolwiek emocji, wypierał słowa kręcące mu się gdzieś w okolicach świadomości. Potrząsnął głową, wykonał krok w tył.
- Nieprawda - wycedził i wziął głęboki oddech. I właśnie wtedy buchnął płomień. Poczuł na swoim ciele pełzające robactwo - Alexander otworzył natychmiast oczy, w przestrachu wykonując jeszcze jeden krok w tył. Uniósł wolną rękę do piersi, chcąc się otrzepać, ale nic nie wyczuł, żadnych larw czy innych tworów natury. Był za to trzask. Jeden, drugi, trzeci, jeszcze kilka. Skrzynia się zapadła, a młody uzdrowiciel ze zgrozą odkrył, że znajduje się na lodzie - dosłownie i w przenośni. Chwilę ledwie zajęło, by powierzchnia na której stał również się rozstąpiła, a on opadł w dół, prosto w objęcia lodowatej wody. Bał się. Bał się otaczającego go zimna. W prześwitującej zimową bielą toni dostrzegł, jak inne postacie również podzielają jego los. Jak toną. Czy miał szansę pomóc komukolwiek z nich? Nie.
Próbując przezwyciężyć siłę grawitacji, nie puszczając jednocześnie różdżki, podjął próbę wypłynięcia na powierzchnię.
Natychmiast tego pożałował. Oddech uwiązł mu w gardle, a każdy mięsień wydawał się nagle zmieniać w ołowiany odlew, niezdolny do wykonania jakiegokolwiek ruchu. Nie czuł nic, dopóki nie zaczęła przesiąkać go jakaś dziwna, zewnętrzna moc. Niosła gniew, okropną nienawiść. Zacisnął oczy, nie chcąc już widzieć tego, co znajdowało się tuż obok niego. Próbował odciąć się od jakichkolwiek emocji, wypierał słowa kręcące mu się gdzieś w okolicach świadomości. Potrząsnął głową, wykonał krok w tył.
- Nieprawda - wycedził i wziął głęboki oddech. I właśnie wtedy buchnął płomień. Poczuł na swoim ciele pełzające robactwo - Alexander otworzył natychmiast oczy, w przestrachu wykonując jeszcze jeden krok w tył. Uniósł wolną rękę do piersi, chcąc się otrzepać, ale nic nie wyczuł, żadnych larw czy innych tworów natury. Był za to trzask. Jeden, drugi, trzeci, jeszcze kilka. Skrzynia się zapadła, a młody uzdrowiciel ze zgrozą odkrył, że znajduje się na lodzie - dosłownie i w przenośni. Chwilę ledwie zajęło, by powierzchnia na której stał również się rozstąpiła, a on opadł w dół, prosto w objęcia lodowatej wody. Bał się. Bał się otaczającego go zimna. W prześwitującej zimową bielą toni dostrzegł, jak inne postacie również podzielają jego los. Jak toną. Czy miał szansę pomóc komukolwiek z nich? Nie.
Próbując przezwyciężyć siłę grawitacji, nie puszczając jednocześnie różdżki, podjął próbę wypłynięcia na powierzchnię.
The member 'Alexander Selwyn' has done the following action : rzut kością
'k100' : 90
'k100' : 90
Woda w stawie była lodowata, Alexander mógł odnieść wrażenie, że w jego ciało wbijają się setki maleńkich igiełek. Jego próba wypłynięcia na powierzchnię okazała się skuteczna. Udało mu się wynurzyć z wody, ale w tej samej chwili musiał poczuć zimny wiatr, który stopniowo rozwiewał wiszącą nad zamarzniętym jeziorem mgłę. Wciąż jedyne co mógł dostrzec to ośnieżoną taflę wokół siebie, lecz widoczność sięgała już kilkunastu metrów i stale się zwiększała. Głuchym echem po okolicy rozniosły się nawoływania. Kobiety i mężczyzny. Gdzieś dało się też słyszeć płacz dziecka. Zabrzmiał kolejny trzask pękającego lodu, a podążając wzrokiem za źródłem dźwięku Alexander był w stanie dostrzec jakiś wątły zarys dwóch sylwetek. Mgła powoli rozstąpiła się, pojawił się zamarzniętego brzegu, pokrytych śniegiem zarośli, a także niewielki drewniany port i kilka niewyraźnych budynków.
Z drugiej strony zabrzmiał dobrze znany Alexandrowi głos. Wpierw był to okrzyk towarzyszący pluskowi wody i skrzypieniu pękającego lodu. Po chwili nieopodal Alexandra z wody wynurzyła się ręka dzierżąca pierścień Zakonu Feniksa, a zaraz za nią głowa mężczyzny, którego zmoczone rude włosy nie miały już tak intensywnego koloru. To niewątpliwie był Garret Weasley.
Z drugiej strony zabrzmiał dobrze znany Alexandrowi głos. Wpierw był to okrzyk towarzyszący pluskowi wody i skrzypieniu pękającego lodu. Po chwili nieopodal Alexandra z wody wynurzyła się ręka dzierżąca pierścień Zakonu Feniksa, a zaraz za nią głowa mężczyzny, którego zmoczone rude włosy nie miały już tak intensywnego koloru. To niewątpliwie był Garret Weasley.
To było cierpienie. Czuł, jak woda wyciąga z niego ciepło; każdy centymetr jego skóry był niczym poduszka na szpilki, tysiące igiełek mrozu wbijających się w jego ciało powodowało okropne uczucie. Każde uderzenie serca bolało, a oczy wydawały się prawie nie być zdolne do ruchu - nie żeby widział zbyt wiele w tym krwistym rozlewisku. Czuł na języku żelaziany posmak, wiedział, że otaczająca go posoka jest prawdziwa. Mimo wszechogarniającego i otępiającego zimna Alexander wykonywał rytmicznie ruch za ruchem, aż jego głowa nie znalazła się ponad powierzchnią stawu, na zmianę prychając i łapczywie szukając powietrza. I wtedy, jakby nie był już dość zmarznięty, zawiał zimny wiatr. Przebiegł go dreszcz, gdy wyciągnął ponad wodę rękę dzierżącą różdżkę i położył ją na lodowej tafli. Ciekła z niego czerwień, barwiła śnieg leżący na warstwie lodu. Usłyszał ludzi; wytężył wzrok, ujrzał ich wtedy, gdy po okolicy rozległ się też głuchy trzask pękającego lodu. I płacz dziecka. W oddali, w miarę rozrzedzania się mgły, wyłoniły się zarysy jakichś budowli i bliżej nieokreślonego portu. Czy on nadal był w Essex? Dziecko znów zapłakało.
Musiał spróbować się wydostać z tej pułapki, musiał im pomóc, powiedzieć im, musiał... I wtedy usłyszał znajomy głos i plusk wody - odwrócił się natychmiast w stronę dźwięku, w pełnym stanie gotowości, z różdżką lekko uniesioną. Ale postać, która wynurzyła się z krwistej otchłani nie była wrogiem, ludzkim czy w ciele potwora - była przyjacielem.
- Garrett - wychrypiał, a mówienie było niezbyt przyjemnym doznaniem w obecnym stanie. Czy Weasley był tu z nim naprawdę? Czy w ogóle to wszystko było rzeczywistością czy jakąś skomplikowaną półsenną jawą? Nie miał raczej czasu rozważać teraz tego wszystkiego - było mu zimno. Czuł się całkowicie wyprany z emocji, jedynie strach cały czas pozostawał gdzieś na obrzeżach świadomości Alexandra, pompując w jego żyły kolejne dawki adrenaliny. - Wszytko w porządku? Trzeba stąd jak najszybciej wyjść - rozejrzał się, jednak wychodzenie znów na lód nie było raczej dobrym pomysłem. Chociaż... jaką miał inną alternatywę? Najwyżej zostanie w obecnej sytuacji i spróbuje czegoś innego. Starając się jak najbardziej rozłożyć swój ciężar ciała starał się wdrapać na powrót na taflę lodu, byleby tylko wyjść z tej cholernej wody.
Musiał spróbować się wydostać z tej pułapki, musiał im pomóc, powiedzieć im, musiał... I wtedy usłyszał znajomy głos i plusk wody - odwrócił się natychmiast w stronę dźwięku, w pełnym stanie gotowości, z różdżką lekko uniesioną. Ale postać, która wynurzyła się z krwistej otchłani nie była wrogiem, ludzkim czy w ciele potwora - była przyjacielem.
- Garrett - wychrypiał, a mówienie było niezbyt przyjemnym doznaniem w obecnym stanie. Czy Weasley był tu z nim naprawdę? Czy w ogóle to wszystko było rzeczywistością czy jakąś skomplikowaną półsenną jawą? Nie miał raczej czasu rozważać teraz tego wszystkiego - było mu zimno. Czuł się całkowicie wyprany z emocji, jedynie strach cały czas pozostawał gdzieś na obrzeżach świadomości Alexandra, pompując w jego żyły kolejne dawki adrenaliny. - Wszytko w porządku? Trzeba stąd jak najszybciej wyjść - rozejrzał się, jednak wychodzenie znów na lód nie było raczej dobrym pomysłem. Chociaż... jaką miał inną alternatywę? Najwyżej zostanie w obecnej sytuacji i spróbuje czegoś innego. Starając się jak najbardziej rozłożyć swój ciężar ciała starał się wdrapać na powrót na taflę lodu, byleby tylko wyjść z tej cholernej wody.
The member 'Alexander Selwyn' has done the following action : rzut kością
'k100' : 87
'k100' : 87
Zbliżała się burza śnieżna. Wiatr zmagał się z każdą chwilą, niewątpliwie robiło się coraz zimniej. Alexandrowi udało się wciągnąć na gruby lód, który utrzymał ciężar jego ciała, ale jego ubranie momentalnie zaczęło sztywnieć pod wpływem nadciągającej nawałnicy. Pomarszczenia przemoczonego materiału stawały się z każdą chwilą coraz bielsze, twardsze, drażniące mocno wychłodzoną skórę. Do tego wszystkiego zaczął powoli padać śnieg. Tylko po mgle nie było ani śladu.
Kilka metrów od Alexandra Garrett zmagał się z podobnym problemem. Nie szło mu jednak tak dobrze, jak Selwynowi. Za każdym razem gdy próbował wciągnąć się na lód, ten pękał pod jego ciężarem — wokół było bardzo krucho. Jego twarz była biała jak kreda, szczękał zębami, a jego włosy na czubku głowy zaczynały przypominać lodową koronę.
— Nie dam rady... nie dam...— szeptał z trudem, bo każde słowo przychodziło mu z trudem. — Moja próba, Alex... Zawiodłem... Nie dam rady...
Rozpaczliwie próbował wedrzeć się na brzeg, ale ześlizgiwał się z powrotem do lodowatej wody.
Za plecami Alexandra, blisko brzegu inni ludzie również walczyli o życie. To już nie były tylko dwie sylwetki. Było ich więcej. Wpadali do wody pod wpływem pękającego lodu, próbując uciec przed nadciągającą burzą.
| Na odpis masz 48h. Przemarznięty Alexander ma -5 do wszystkich kolejnych rzutów.
Kilka metrów od Alexandra Garrett zmagał się z podobnym problemem. Nie szło mu jednak tak dobrze, jak Selwynowi. Za każdym razem gdy próbował wciągnąć się na lód, ten pękał pod jego ciężarem — wokół było bardzo krucho. Jego twarz była biała jak kreda, szczękał zębami, a jego włosy na czubku głowy zaczynały przypominać lodową koronę.
— Nie dam rady... nie dam...— szeptał z trudem, bo każde słowo przychodziło mu z trudem. — Moja próba, Alex... Zawiodłem... Nie dam rady...
Rozpaczliwie próbował wedrzeć się na brzeg, ale ześlizgiwał się z powrotem do lodowatej wody.
Za plecami Alexandra, blisko brzegu inni ludzie również walczyli o życie. To już nie były tylko dwie sylwetki. Było ich więcej. Wpadali do wody pod wpływem pękającego lodu, próbując uciec przed nadciągającą burzą.
| Na odpis masz 48h. Przemarznięty Alexander ma -5 do wszystkich kolejnych rzutów.
Zaczynał zamarzać. Może nie dokładnie on, ale było to tylko lekkim niedopowiedzeniem. Ubrania zaczęły na nim sztywnieć, skuwane lodem przez wiatr i mróz. Do myśli Alexandra przywędrował obraz, ten który zawsze od siebie odpychał ilekroć tylko przyszło mu znaleźć się w takiej sytuacji, że jego krew była zimna niemetaforycznie. Przejmował go strach, gdy patrzył na tracący giętkość materiał. Z wysiłkiem przełknął ślinę, gdy roztaczający się w jego wyobraźni obraz jego własnej śmierci zawładnął nim całkowicie. Nie był przez chwilę w stanie zrobić czegokolwiek, odezwać się czy ruszyć, a oderwanie wzroku od jego rękawa przyszło mu z wielką trudnością dopiero po chwili, kiedy to usłyszał pierwsze słowa wydobywające się z sinych warg Weasleya. Obaj musieli wyglądać jak żywe trupy, ale Lex nie mógł teraz o tym myśleć. Po prostu nie.
Jego pogrążony w depresji umysł chciał zmusić go, by przyznał Garrettowi rację. Że obaj zawiedli, że zaraz umrą na tym bliżej nieokreślonym pustkowiu z wychłodzenia i tak skończy się ich pieśń, tak naprawdę nim jeszcze na dobre się zaczęła. Nie widział ludzi za sobą, jednak ich słyszał - rozpaczliwe próby ucieknięcia przed nadciągającą nawałnicą kończące się wpadnięciem do lodowatej toni. Dlaczego w ogóle oni wszyscy tu się znajdowali? No i gdzie było to tu?
Zmarzniętą ręką poprawił uścisk na różdżce, sprawdzając jak działają jego mięśnie. Potem zwrócił wzrok ku rudzielcowi, nadal walczącemu kilka metrów od niego z wyjściem z wody. Musiał mu jakoś pomóc.
- Spójrz na mnie, Garrett. Dasz radę, pomogę ci - powiedział, po czym spróbował maksymalnie rozkładając swój ciężar podpełznąć bliżej przyjaciela, z cichym trzeszczeniem pękającej warstewki lodu na jego odzieniu. Gdy udało mu się zmniejszyć dystans na tyle, że mógł mieć pewność, iż auror znajdzie się w obrębie jego zaklęcia, uniósł delikatnie rękę dzierżącą różdżkę, rysując wokół nich okrąg i wymawiając zachrypniętym głosem inkantację.
- Caelum.
| Rzut 1 - powodzenie ruchu pełzakowatego; rzut 2 - zaklęcie.
Jego pogrążony w depresji umysł chciał zmusić go, by przyznał Garrettowi rację. Że obaj zawiedli, że zaraz umrą na tym bliżej nieokreślonym pustkowiu z wychłodzenia i tak skończy się ich pieśń, tak naprawdę nim jeszcze na dobre się zaczęła. Nie widział ludzi za sobą, jednak ich słyszał - rozpaczliwe próby ucieknięcia przed nadciągającą nawałnicą kończące się wpadnięciem do lodowatej toni. Dlaczego w ogóle oni wszyscy tu się znajdowali? No i gdzie było to tu?
Zmarzniętą ręką poprawił uścisk na różdżce, sprawdzając jak działają jego mięśnie. Potem zwrócił wzrok ku rudzielcowi, nadal walczącemu kilka metrów od niego z wyjściem z wody. Musiał mu jakoś pomóc.
- Spójrz na mnie, Garrett. Dasz radę, pomogę ci - powiedział, po czym spróbował maksymalnie rozkładając swój ciężar podpełznąć bliżej przyjaciela, z cichym trzeszczeniem pękającej warstewki lodu na jego odzieniu. Gdy udało mu się zmniejszyć dystans na tyle, że mógł mieć pewność, iż auror znajdzie się w obrębie jego zaklęcia, uniósł delikatnie rękę dzierżącą różdżkę, rysując wokół nich okrąg i wymawiając zachrypniętym głosem inkantację.
- Caelum.
| Rzut 1 - powodzenie ruchu pełzakowatego; rzut 2 - zaklęcie.
The member 'Alexander Selwyn' has done the following action : rzut kością
#1 'k100' : 27
--------------------------------
#2 'k100' : 86
#1 'k100' : 27
--------------------------------
#2 'k100' : 86
— Zawiodłem, Alex...— wychrypiał z trudem Garrett nim po raz kolejny zanurzył się wodzie. Cały. Przez pewną chwilę nie wypływał, aż w końcu jego sylwetka pojawiła się pod lodem, na którym stał Alexander. Pod oszronioną pokrywą widział twarz przyjaciela. Jego zaklęcie mogło przynieść upragnione skutki, gdyby nie to, że Zakonnik znalazł się pod wodą, pod lodem i nie mógł się wydostać. Woda ściągała go w bok, odciągając od miejsca, w którym zatonął. Wyglądał na pogodzonego z losem, świadomego przyczyn i skutków. Wiedział, że to był jego koniec.
Nieopodal rozległ się kolejny trzask, głuchym echem po okolicy rozniósł się kolejny krzyk po. Ktoś wpadł do wody. Jakieś dziecko zaczęło przeraźliwie płakać, głosy zaczęły się przekrzykiwać. Wśród osób znajdujących się na lodzie, a których Alexander nie znał roznosiła się panika. Za plecami młodego Zakonnika o życie walczyła jakaś rodzina, zupełnie jak jego przyjaciel — Weasley. Ojciec, który najwyraźniej był rybakiem próbował wyłowić z lodowatej wody swoje małe dziecko, które wrzeszczało wniebogłosy. Matka krzyczała na swojego męża, a na matkę starszy syn, który sam nie wiedział, co ze sobą począć. Po chwili i pod nim zapadł się lód. Upadł na kolana, rozpaczliwie wciągając się powierzchnię.
Lód zaczął się kruszyć, pękać w coraz to liczniejszych miejscach. Długa szczelina pomknęła od Alexandra w kierunku rodziny i drewnianego portu. Zbliżał się koniec ich wszystkich.
Wiatr zmagał się z każdą chwilą. Twarz Alexandrowi zesztywniała, na włosach pojawiły się sople. Przerażający chłód utrudniał oddychanie, niosąc ze sobą niemożliwy do zniesienia ból. Przemoczone ubranie zamarzło zupełnie, ocierając się o skórę i tworząc na niej pierwsze podrażnienia, których mężczyzna jeszcze nie czuł porażony zimnem, jakie wokół panowało. Do tego wszystkie stracił czucie w kończynach. Powoli odmarzały mu palce u stóp i dłoni. Coraz trudniej mu było trzymać różdżkę. Jeśli szybko nie zdecyduje co winien robić dalej, zamarznie, jak cała reszta.
| Na odpis masz 24h.
Nieopodal rozległ się kolejny trzask, głuchym echem po okolicy rozniósł się kolejny krzyk po. Ktoś wpadł do wody. Jakieś dziecko zaczęło przeraźliwie płakać, głosy zaczęły się przekrzykiwać. Wśród osób znajdujących się na lodzie, a których Alexander nie znał roznosiła się panika. Za plecami młodego Zakonnika o życie walczyła jakaś rodzina, zupełnie jak jego przyjaciel — Weasley. Ojciec, który najwyraźniej był rybakiem próbował wyłowić z lodowatej wody swoje małe dziecko, które wrzeszczało wniebogłosy. Matka krzyczała na swojego męża, a na matkę starszy syn, który sam nie wiedział, co ze sobą począć. Po chwili i pod nim zapadł się lód. Upadł na kolana, rozpaczliwie wciągając się powierzchnię.
Lód zaczął się kruszyć, pękać w coraz to liczniejszych miejscach. Długa szczelina pomknęła od Alexandra w kierunku rodziny i drewnianego portu. Zbliżał się koniec ich wszystkich.
Wiatr zmagał się z każdą chwilą. Twarz Alexandrowi zesztywniała, na włosach pojawiły się sople. Przerażający chłód utrudniał oddychanie, niosąc ze sobą niemożliwy do zniesienia ból. Przemoczone ubranie zamarzło zupełnie, ocierając się o skórę i tworząc na niej pierwsze podrażnienia, których mężczyzna jeszcze nie czuł porażony zimnem, jakie wokół panowało. Do tego wszystkie stracił czucie w kończynach. Powoli odmarzały mu palce u stóp i dłoni. Coraz trudniej mu było trzymać różdżkę. Jeśli szybko nie zdecyduje co winien robić dalej, zamarznie, jak cała reszta.
| Na odpis masz 24h.
- Garrett? - powiedział, gdy głowa Weasleya zniknęła pod wodą. Bał się poruszyć, wypatrywał oznak tego, że auror za chwilę znów się wynurzy. Nic takiego jednak się nie stało. Zamiast tego jego oko wychwyciło ruch tuż pod powerzchnią lodu, na którym się znajdował. Patrzył się na białą twarz Weasleya - taką spokojną... nie szamotał się, nie walczył. Alexander stał jak wryty, z każdą chwilą coraz bardziej przypominający lodową rzeźbę, gdy uderzyła go pewna myśl. Co jeżeli śmierć to po prostu kolejny krok? Garrett odchodził w ciszy, pogodzony z przeszłością i przyszłością, która rozegra się bez niego. Co jeżeli to tylko kwestia stanu umysłu?
Wiódł wzrokiem za odpływającym w ramiona śmierci Garrettem, a każda roztrzepotana myśl zdawała się odpływać wraz z zimnym ciałem przyjaciela. Po chwili dopiero ruszył się, by obejrzeć się za siebie, wciąż w połowie leżąc na lodzie. Wokół rozgrywał się dramat. Jego spojrzenie padło na scenę rozgrywającą się najbliżej - na rodzinę rybaka, jak mężczyzna walczył z żywiołem by wydobyć z rozpadliny dziecko. Selwyn wiedział już, co robić. Uniósł się trochę, ale mięśnie odmawiały mu posłuszeństwa. Uniósł dłonie do ust, starając się choć trochę rozgrzać zgrabiałe palce oddechem. Potrzebował właściwie tylko ich. Zamarznięty materiał zaczynał go ranić, lecz mało co już czuł. Chociaż każdy oddech był agonią, nie zwracał uwagi na ból. Potrzebował jednego dobrze wymierzonwgo chwytu, tylko jednego, z odrobiną szczęścia. Wtedy jednak chłopak trochę młodszy od niego również zachwiał się i wpadł do wody. Alexander musiał się pospieszyć, wydobył z siebie jeszcze kilka chuchnięć i ścigając się z pękającym lodem próbował ustawić się trochę jak biegacz gotowy do startu, z wyciągniętą przed siebie prawą ręką dzierżącą różdżkę. Zgiął i rozprostował palce lewej dłoni. Plan był prosty - złapać dziecko w locie i siłą rozpędu wydostać je z przerębli.
- Ascendio! - wyrzucił z siebie resztką tchu, mierząc trochę ponad głowę dziecka.
Byleby je złapać.
|Rzucam tylko zaklęcie na razie, bo nie wiem czy mi się uda, więc nie ma co na chwyt jeszcze.
Wiódł wzrokiem za odpływającym w ramiona śmierci Garrettem, a każda roztrzepotana myśl zdawała się odpływać wraz z zimnym ciałem przyjaciela. Po chwili dopiero ruszył się, by obejrzeć się za siebie, wciąż w połowie leżąc na lodzie. Wokół rozgrywał się dramat. Jego spojrzenie padło na scenę rozgrywającą się najbliżej - na rodzinę rybaka, jak mężczyzna walczył z żywiołem by wydobyć z rozpadliny dziecko. Selwyn wiedział już, co robić. Uniósł się trochę, ale mięśnie odmawiały mu posłuszeństwa. Uniósł dłonie do ust, starając się choć trochę rozgrzać zgrabiałe palce oddechem. Potrzebował właściwie tylko ich. Zamarznięty materiał zaczynał go ranić, lecz mało co już czuł. Chociaż każdy oddech był agonią, nie zwracał uwagi na ból. Potrzebował jednego dobrze wymierzonwgo chwytu, tylko jednego, z odrobiną szczęścia. Wtedy jednak chłopak trochę młodszy od niego również zachwiał się i wpadł do wody. Alexander musiał się pospieszyć, wydobył z siebie jeszcze kilka chuchnięć i ścigając się z pękającym lodem próbował ustawić się trochę jak biegacz gotowy do startu, z wyciągniętą przed siebie prawą ręką dzierżącą różdżkę. Zgiął i rozprostował palce lewej dłoni. Plan był prosty - złapać dziecko w locie i siłą rozpędu wydostać je z przerębli.
- Ascendio! - wyrzucił z siebie resztką tchu, mierząc trochę ponad głowę dziecka.
Byleby je złapać.
|Rzucam tylko zaklęcie na razie, bo nie wiem czy mi się uda, więc nie ma co na chwyt jeszcze.
Ostatnio zmieniony przez Alexander Selwyn dnia 22.01.17 20:55, w całości zmieniany 2 razy
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
Alexander Selwyn
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: County of London :: Dalsze dzielnice :: Okolice :: Stara chata :: Próby Zakonników