Wydarzenia


Ekipa forum
Pokój 13
AutorWiadomość
Pokój 13 [odnośnik]05.04.15 22:16
First topic message reminder :

Pokój 13

Pokoje w Parszywym Pasażerze wynajmowane są przez osoby, którym nie przeszkadza brak luksusu, chcą oszczędzić ostatnie srebrne monety w sakiewce, czy też schować się przed światem. Najczęściej trafiają tutaj lokalni rybacy po męczącym dniu pracy i podróżni marynarze, którzy przycumowali na jedną noc w pobliskim porcie, a odpoczynek na stałym lądzie jest miłą odmianą od kołyszącego się statku... A może po prostu upojeni ognistą whiskey nie są wstanie trafić z powrotem? Na szczęście lokal oferuje lepsze warunki noclegowe, niż można by się spodziewać po widoku głównej sali. Jeżeli nie przeszkadza ci twardy materac, cienka kołdra, z której wylatują, nawet przy najmniejszym ruchu, pozostałości gęsiego pierza, a także doskonale słyszalne marynarskie pieśni i awantury, bez problemu się tutaj odnajdziesz. Pomimo że pokój nie ujmuje za serce swoim urokiem, właściciel gwarantuje, że na łóżku można wypocząć bez obaw o złapanie wszy.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:28, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój 13 - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Pokój 13 [odnośnik]26.01.21 19:11
The member 'Cornelius Sallow' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 73, 74

--------------------------------

#2 'k100' : 69
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój 13 - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pokój 13 [odnośnik]28.01.21 0:21
Nie mogła nic zrobić, nijak obronić się przed ogromnymi dłońmi przytrzymującymi ją w miejscu; służbiści prędko wykonali rozkaz przewodzącego im mężczyzny i przycisnęli siedzącą Celine do materaca. Jeden z nich przeszedł trochę dalej do boku, by potem ułożyć palce na jej głowie, tak, by nie mogła nią trzepotać, ruszać, jakkolwiek uciekać przed wysuniętą różdżką czarodzieja, którego emocje nagle wybuchły żrącym kwasem, złośliwym płomieniem. W oczach miał tylko zdumiony gniew, a ten sprawiał, że półwila instynktownie skuliła się w sobie i zastygła w bezruchu, z różnokolorowymi oczyma otwartymi szeroko. Nie dostała odpowiedzi, nie miała pojęcia kim byli, jak się nazywali, ani czego tak naprawdę od niej chcieli. Czego oczekiwali. Jej dłonie zadrżały na przepranej pościeli, palce wbiły w chropowaty materiał mocno, knykcie pobladły, paznokcie żłobiły co tylko mogły pod sobą odnaleźć; próbowała się wyswobodzić, ale to nie miało sensu, nawet ktoś tak niemądry jak Celine musiał zadawać sobie z tego sprawę. Jej spojrzenie utkwiło w twarzy złowrogiego, już nie zakapturzonego maga zbliżającego się w jej stronę gwałtownym krokiem. Nie był już młody, nie był też stary, jedyne, co widziała, to fakt, że był wściekły. Dlaczego? Zrobiła mu coś? Wyrządziła krzywdę, obraziła? Przecież to oni wtargnęli do jej pokoju, naruszyli prywatność, o którą w porcie i tak nie było zbyt łatwo...
- Dlaczego?! - powtórzyła pytanie zajmujące jej myśli, głośno, ze strachem, choć podświadomość podpowiadała, że i tak niczego jej nie wyjaśnią. Byli brutalni, pozbawieni morałów, nawet nie pozwolili jej się ubrać; biały trykot eksponował każde zaokrąglenie ciała, każdą jego krzywiznę, uwydatniał wystające kości biodrowe. Pod ciążącym na niej wzrokiem czuła się mdląco bezbronna, Celine nie mogła nawet osłonić się, wytłumaczyć, nie dali jej tej szansy - zamiast tego szpic różdżki przylgnął do jej skroni, a coś wdarło się do środka. Cornelius otwierał bramę czaszki i sięgnął do fałd mózgu, wbijając się w nie całym sobą, bez żadnego oporu, jakim mogłaby potencjalnie odebrać mu przyjemność; a ona - wbrew wszelkiemu zdrowemu rozsądkowi - jęknęła, czując falę srogiego, ostrego bólu rozdzierającego ją od środka. Nigdy po wróżkowym pyle nie czuła podobnej migreny, tego okrutnego bólu wwiercającego się w skronie, opętującego jej wspomnienia. Celine poczuła jakby nagle nie należały do niej. Jakby ktoś bezczelnie otworzył jej prywatną garderobę i zaczął wyrzucać z niej na podłogę wszystkie dokładnie złożone ubrania. To było... prawie jak taniec. Intymny, toksyczny i bolesny, łamiący każdą napotkaną po drodze kość. Półwila zdołała jedynie wygiąć plecy w łuk, ale jej głowa, przytrzymywana przez funkcjonariusza, pozostała w tej samej pozycji, jak życzył sobie tego Sallow.

Tower. Ciemny korytarz prowadzący do drzwi, zza których dobiega żałosne wycie więziennej piosenki, to nieduży chór, ale smutny i chyba pogodzony z nadchodzącą rzeczywistością, ze stryczkiem lub publiczną egzekucją. Przecież tak się teraz robi. Traci złoczyńców ku uciesze tłumu spragnionego krwi jak podczas walk gladiatorów, tylko że tutaj nie ma zwycięzcy. Pośród szarości ścian i kamiennej podłogi porusza się łabędź, biały, o złotych włosach i przerażonych oczach; prowadzą ją do okratowanych drzwi celi, w której na wyrok oczekuje jej ojciec. To nie pierwszy raz, ale ona zawsze boi się tak samo.
- Jestem niewinny, Celine - mówi mężczyzna o chaotycznym zaroście i głęboko zadrapanym policzku. Oboje wiedzą, że znów wdał się w bójkę, pewnie nie ze swojej winy. Jest zaledwie workiem treningowym kolegów spod celi. Córka podejrzewa, że ma połamanych przynajmniej kilka żeber.
- Ale ten człowiek umarł, on... Ktoś musiał zrobić mu krzywdę, tatku, kto? - pyta przestraszona dziewczyna, ucieka dłonią, kiedy ta męska zaciska się na jednym z żelaznych prętów, próbując ją dosięgnąć.
- Nie wiem, na Merlina, nie wiem! Nie było mnie tam. Wiesz o tym. Wierzysz mi, prawda? - domaga się więzień, a ona mechanicznie oddala się o jeden krok więcej. - Celia, wierzysz? - pyta ponownie, lecz czarownica wciąż nie odpowiada. Jedynie drżą jej usta. - Do stu akromantul... Skontaktuj się z Aladorem Potterem, on pomoże ci z domem. Nie mogą nam go zabrać, rozumiesz? Celine... Celia, musisz być teraz dzielna. Poradzisz sobie. Ja... niedługo wyjdę - kłamie, oczywiście, że kłamie, znów - wiedzą to oboje.


Pasmo wspomnienia nagle uległo zmianie, jak kaszmir przesuwany między palcami. Widniały w nim jedynie urywki, ledwo wyraźne, ale dla tak wprawionego legilimenty muszą być rozpoznawalne: dynamiczny taniec oszalałej Giselle, zdradzonej, pozbawionej nadziei, dziewczyna zaraz tam umrze, ale zanim to się stanie, baletowy maestro chwyta ją w talii, unosi ku górze, przesuwa dłoń po udzie. Wodzi nią po talii. Próbuje uspokoić?

- Czemu go nam zabrali? - pyta złotowłosa półwila i prędko chowa twarz w dłoniach; gorące łzy spływają z kącików oczu. Wciąż żywo pamięta dzień, kiedy zawrócono ją na progu domostwa, w którym się wychowała, wyrzucili prywatne własności, rozkazując, by znalazła lokum gdzie indziej. A ona wylądowała na ulicy.
- To... To teraz nieważne, Celia. Znajdź Aladora Pottera, powiedz mu kim jesteś, będzie wiedział jak ci pomóc - instruuje ją mężczyzna, po czym zniża głos do konspiracyjnego szeptu, choć nieopodal nich znajduje się pilnujący spotkania strażnik więzienny. - Pomoże ci się stąd wydostać. Uciekaj i nie oglądaj się w tył - widzi jak czarownica opuszcza dłonie i przygląda mu się w absolutnym przerażeniu, jak rozchyla wargi i próbuje wydobyć z gardła jakikolwiek dźwięk, ale zanim to robi, on mówi pierwszy. - Ja jestem już duchem.


Wspomnienie znów zamigotało. Pokazało Cornelowi dłonie przygotowujące puenty do tańca, wzrok mężczyzny wpatrzony w jej oczy, pióra opadające na scenę w miękkiej, czarnej kaskadzie, splecione dłonie. Rozgrzaną skórę i pot spływający w dół pleców. A potem nicość - Celine spróbowała szarpnąć się w okowach magipolicyjnych dłoni, byle tylko wyswobodzić się od dziwnego, gorącego, namiętnego bólu, który co rusz posyłał w dół jej kręgosłupa kolejne zimne dreszcze. Jak mu umknąć? Jak go stamtąd wyrzucić? W akcie absolutnej desperacji półwila uniosła nogę i spróbowała kopnąć stojącego w pobliżu Corneliusa, dosięgnąć czegokolwiek, byle tylko pozbyć się go z siebie samej.

| 11 urok wili, 49+11 rzut sporny na sprawność przeciw policjantom, 67+11 sprawność na kopnięcie


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Pokój 13 [odnośnik]15.02.21 4:00
Dlaczego?
Czasem o to pytali, nigdy nie rozumieli. Wykrzywił drwiąco wargi.
-Dlatego, że twój ojciec jest oskarżony o morderstwo, a my potrzebujemy więcej informacji. - wyrecytował beznamiętnie, zachowawczo, kierując to wyjaśnienie do uszu przytrzymujących dziewczynę policjantów. Dla niej miał jednak inną odpowiedź. Prawdziwą.
Nachylił się do jej prawego ucha, przyciskając zarazem różdżkę do prawej skroni. Ładnie pachniała. Młodością. Ale zarazem trochę go rozczarowała. Spodziewał się zapachu niezapominajek i frezji, zapachu kogoś innego.
-Dlatego, że mogę. Dlatego, że lubię. Dlatego, że potrzebuję. - wyszeptał wprost do ślicznego dziewczęcia, delikatnie przejeżdżając językiem po jej szyi. Policjanci nie widzieli, pilnował się. -Dlatego, że przypominasz mi kogoś, kogo znałem bardzo dawno i teraz chciałbym was odróżnić. - syknął z nutą pretensji. Jak śmiała, wyglądać jak Layla. Jak śmiała pachnieć i smakować inaczej.
Niektórych upiorów nigdy nie powinno się wskrzeszać.
Odchylił głowę i znów spojrzał jej w oczy, chciwie, zachłannie. Wyszeptał zaklęcie, wprawnie, posiłkując się latami doświadczenia i przedziwnym pożądaniem.
Musisz tego chcieć. Chcieć ich posiąść. Wyobraź sobie, że bierzesz kogoś siłą. - tłumaczył mu kiedyś mentor, sprowadzony przez rodziców z samego Śmiertelnego Nokturnu. Cornelius nie rozumiał wtedy, co to znaczy wziąć kogoś siłą. Był niepoprawnym romantykiem, zapatrzonym w swojego starszego, poczciwego brata, zakochanym w ślicznej mugolce. Nie był wtedy zły, jeszcze nie. Może właśnie wtedy przekroczył pewną granicę? Legilimencja nierozerwalnie powiązała się w jego umyśle z pragnieniem, pożądaniem, chciwością. A teraz pragnął wejść do jej ślicznej główki.
Wtargnął tam siłą, wchodząc swą magią we wspomnienia Celine Lovegood niczym w masło. Wiedział, czego szukać - spraw w gruncie rzeczy nudnych, błahych. Czymże było jedno morderstwo w obliczu całej wojny? Wiedział jednak, że znajdzie więcej, niż oczekiwał od niego komendant. Jej uczucia, myśli, emocje, pragnienia. To go ciekawiło, dlatego przyjął to zlecenie.
Usłyszał jeszcze cichy jęk, samemu poczuł dreszcz podniecenia, a potem zatonął w niej.

Niewinny, nie było go tam, uporczywa nadzieja, personalia człowieka, który może jej pomóc, bla, bla, bla. Nuda. Cornelius czuje jej troskę i smutek i wcale nie chce tego czuć.
Migawka z baletu jest znacznie bardziej interesująca. Obłęd, pożądanie, niewinność, śmierć.
On już umarł. Za życia, w więzieniu. Rozpacz, Alador Potter, strzępy nadziei, zagubienie. Czy Marcelius czuł się tak po śmierci Layli? Żałoba, pustka, poczucie winy. Nie, Cornelius wcale nie chce tego czuć.
Wycofuje się, po drodze zahacza o próbę baletu. Piękno, pożądanie, radość, pragnienie. Tak, tutaj mógłby się zatrzymać. Zdobył już nazwisko dla swojego przełożonego, teraz może beztrosko buszować po jej umyśle, teraz rzutyczas na jego przyjemność. Jest mu gorąco, czuje jej pot na sobie, oddycha ciężko, chciwie rozchyla wargi i...
...ledwo reaguje na kopniaka szarpiącej się dziewczyny. Jakim cudem zdołała odzyskać władzę nad nogami, tkwiąc w okowach jego uroku? Próbuje się odsunąć, ale i tak boli. Przerywa działanie zaklęcia.
-Jak wy ją trzymacie?! - warknął, czując promieniujący ból wzdłuż uda, spoglądając na policjantów z morderczą wściekłością.
-Legilimens. - syczy, przyciskając różdżkę jeszcze mocniej. Proszę bardzo, jeśli tak mają się bawić. Pieprzyć martwego glinę. Tym razem chce zobaczyć balet, jej żądze, jej pragnienia.

obrywam wyważonym ciosem w nogę za 17 (obrażenia 26-9 unik)


1. Legilimens
2,3. sprawność policjantów
Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Pokój 13 - Page 4 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Pokój 13 [odnośnik]15.02.21 4:00
The member 'Cornelius Sallow' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 40

--------------------------------

#2 'k100' : 1, 48
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój 13 - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pokój 13 [odnośnik]16.02.21 19:59
Mogę. Lubię. Potrzebuję. Syczał do jej ucha jak potwór nocą wysuwający swe szpony z dziecięcej szafy, dopadał jak zwierzynę skutą kłusowniczymi sidłami, a język mknący po jej szyi zmusił ciało do szarpnięcia się w pełnej odrazy konwulsji. Żaden z pijanych, nachalnych marynarzy nie budził w Celine podobnego obrzydzenia, chociaż ich ręce niekiedy sięgały po więcej, niż byłaby w stanie zaoferować swoim tańcem... Z tą różnicą, że wtedy miały na nią oko portowe przyjazne dusze odganiające przekraczających granicę mężczyzn, kiedy tylko w powietrzu zaczynały unosić się gęste opary niechcianego absurdu. Teraz była sama. Przytrzymywana przez dwóch rosłych osiłków, wierzgająca ile sił na łóżku, z którego i tak nie dałaby rady uciec; półwila mocno odchyliła głowę w bok, próbowała odsunąć się zarówno od języka Corneliusa, jak i jego różdżki boleśnie wbijającej się w skroń, ale wtedy jej ciałem szarpnęła następna fala doznań, na które nie była przygotowana. Ból zmieszany z rozbudzonym zagubieniem, fizyczność co rusz przecinana pasmami mentalnego cierpienia przypominającego jedną z najgorszych migren, jakich doświadczyła w króciutkim życiu; jęknęła raz, drugi, najpierw cierpiętniczo, a potem goręcej, gdy Sallow odnalazł drogę do czegoś, co na zawsze powinno pozostać tajemnicą. Nie wchodź tam. To na nic - wszedł.
Jego gorąc równał się pożarowi, jaki trawił ją od środka. Skórę plamiły widoczne dreszcze, z rozwartych warg uciekał głośny, ciężki oddech, a przez obolałą wyobraźnię przetaczały się prywatne obrazy baletowych pokazów, do których ćwiczyła wyłącznie pod okiem trenera. Zazwyczaj zostawała po godzinach by doszlifować ćwiczony układ, wsłuchać się w tembr jego głosu gdy opowiadał jej o emocjach jakie miała oddać, często tych zakazanych i zbyt grzesznych, by była w stanie wypowiedzieć je głośno. Nakazywał jej uwodzić, choć nie miała pojęcia w jaki sposób - ale to nic, zapewniał, że potrafiła robić to nieświadomie. Już wtedy. Unosił ją w wysokim piruecie, oparłszy ręce na biodrach, a gdy opuszczał wątłe ciało z powrotem na podłogę, palce zahaczały o rejony, których dotykać nie powinien. Rozbudzał w niej instynkty, musiał to zrobić, żeby była autentyczna. A ona nie oponowała, zbyt młoda, owładnięta pierwszym doświadczeniem silniejszym niż byle pocałunek pod ogrodowym drzewem.
Celine zdołała wyrzucić Corneliusa ze swojej głowy dopiero za sprawą kopnięcia. Celowała na oślep, niemal krztusząc się powietrzem wdychanym do płuc, kiedy mężczyzna wycofał się ze wspomnień i urwał legilimencję. Wygięte w łuk plecy sprawiły, że wręcz przylgnęła do jego torsu gdy znów pochylił się nad nią, opętany złością, stopami jakkolwiek w tym czasie próbując dosięgnąć choćby kolan, żeby móc go od siebie odepchnąć.
- To boli - wydyszała; mógł dać jej już spokój, mógł, ale tego nie zrobił, a kolejna fala miażdżącego ją bólu sprawiła, że w półwili wezbrała złość. Nie wiesz z czym masz do czynienia, Corneliusie, nie wiesz co możesz rozbudzić. On jednak pozostał na to obojętny, wdzierał się w nią z rozochoconą pasją, brał siłą, odkrywając kurtyny coraz to nowych przedstawień. Romeo i Julia. Na Merlina, nigdy nie powinna była godzić się na główną rolę w tym balecie, przecież to prowadziło tylko do piekła...
Namiętny taniec kochanków. Dłoń mknąca wzdłuż wyciągniętej ręki, przez nagie obojczyki, by pochwycić przeciwległą dłoń i obrócić ją wprost w swoją pierś. Duże udo wsuwające się między jej własne, by na moment przechylić ją do boku, blisko podłogi, o którą otarły się krańce rozpuszczonych włosów o miodowej barwie. Rozgorączkowany szept do męskiego ucha, którego nigdy nie powinna była wypowiedzieć. Ciepło mi. Pierwsza i ostatnia noc pasji przed zwieńczeniem historii o nieszczęśliwej miłości, ale to wyobrazić musiała sobie już sama, na szkolnym łóżku, głęboko w nocy, kiedy inne dziewczęta już spały. Pierwsze zetknięcie z własną cielesnością, tak naprawdę.
Wszystko rozproszyło się wtedy, gdy spocone dłonie jednego z policjantów zjechały z jej ramienia, a on przeklął głośno pod nosem, zwracając na siebie uwagę całej galaktyki. To jego wina - i jego zasługa, bo skorzystawszy z dekoncentracji legilimenty Celine znalazła w sobie dostatecznie dużo determinacji, by uwolnioną dłonią raptownie sięgnąć jego włosów, w których zatopiła pięść. Oto co stworzyłeś, Corneliusie. Wściekłą półwilę.
Przyciągnęła go do siebie z całą siłą w mocno drżącym ciele, przycisnąwszy nogę do jego biodra, ucho natomiast muskając rozgrzanymi wargami. Czuła to, co czuł on; pamiętała tamten taniec i tamtą noc, doświadczyła ich podczas tych kilku krótkich minut pośród bólu rozsadzającego czaszkę i strachu jaki wcześniej odrętwiał ją od środka. I chciała, żeby teraz za to zapłacił. Za naruszenie jej prywatności.
- Złam sobie rękę - wyszeptała do jego ucha, wiedziona wyłącznie instynktem zakodowanym we własnych genach. - Bolało mnie, teraz ma boleć ciebie. Zrób to, skrzywdź się, zrób... - nęciła płomiennie, półleżąca, poddająca kontrolę czemuś, co przemawiało przez jej usta i władało ciałem. Może w ten sposób, maskując własny udział w tym okrutnym przesłuchaniu, próbowała obronić delikatną, wciąż niewinną psyche, którą Sallow wystawił na próbę. - Złam sobie rękę, a potem uderz głową o ścianę, uderzaj tak długo, aż stracisz przytomność - tym razem to koniuszek jej własnego języka przesunął się wzdłuż jego małżowiny. No już, Corneliusie. Bolało mnie, teraz ma boleć ciebie. Nigdy wcześniej podobne słowa nie przeszłyby jej przez gardło, nie pragnęłaby skrzywdzić nawet tego, kto podniósł na nią rękę, ale tej nocy mężczyzna zdecydował się igrać z półwilą. A ona musiała stanąć w obronie Celine drzemiącej na dnie współdzielonej świadomości.

| urok wili o wartości 97, dziadzie (8
> krótkotrwałe zauroczenie, ofiara musi wykonywać każde polecenie półwili i jest w stanie mu się przeciwstawić, jeśli przezwycięży test sporny na odporność magiczną (ofiara otrzymuje -20 do rzutu). za każdym razem gdy półwila otrzyma rzut wynoszący 50 lub więcej oczek ofiara zaczyna odczuwać fascynację. nie może spać nocą, ma trudności z łaknieniem, koncentracją, myśli skupiają się wokół postaci, która dokonała zauroczenia.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Pokój 13 [odnośnik]09.03.21 16:58
"Nie wchodź tam." Czy potrzebował lepszej zachęty? Nie odpowiadał już nawet na jej żałosne prośby, po prostu rzucił się w wir legilimencji. Po co im usta i dźwięki, porozmawiają juz w jej głowie.
Wejdę, gdzie chcę. Niech boli. - Celine mogłaby przysiąc, że arogancka riposta rozbrzmiała w jej głowie. Obca obecność wdarła się tam gwałtownie, boleśnie, pulsując w skroniach Celine chciwym gorącem. O ile do poprzedniej próby Cornelius podszedł chłodno i metodycznie, o tyle teraz wdarł się do głowy dziewczyny o wiele zachłanniej. Tym razem działał chaotycznie, brutalnie, dla czystej przyjemności. Potrzebne informacje już znalazł, teraz odbierał zasłużoną i słodką nagrodę. O wiele cenniejszą od galeonów, które wypłaci mu za tą przysługę komendant.
Policjanci obserwowali ten przedziwny spektakl z pewną konsternacją, zbyt posłuszni, by się buntować. Corneliusa nie obchodziło jednak, jak przedziwnie lub żałośnie wyglądają z zewnątrz. Zostawił za sobą cały ten szary świat, całe własne życie i wyrzuty sumienia, zostawił nawet wspomnienia o Layli - byleby zanurzyć się w słodszym i niewinniejszym świecie tej nieznajomej dziewczyny. Nic nie równało się przyjemności wejścia w cudzą skórę. Nawet jeśli te wycieczki bywały ryzykowne i zobaczyło się tam jelita swojej pierwszej miłości - było warto. Szczególnie dzisiaj, szczególnie teraz, gdy spodziewał się od Celine jedynie miłych niespodzianek.
Szybko, coraz szybciej - zachłannie szukał tego, na co chciał trafić. Wiedział w końcu już, że tańczyła. Wiedział, że była w takim wieku - i posiadała taką urodę - by zakosztować już męskiej adoracji. Chciał to zobaczyć, chciał to poczuć, wszystko. Mógłby nawet coś zmienić, chciał coś zmienić, chciał wcisnąć tam własną twarz, ale chyba był zbyt rozkojarzony - po kilku sekundach przestał logicznie myśleć i stał się nią, Celine.
Szept, ciepło, dotyk. Poczuł to wyraźnie, jakby sam tkwił w jej ciele, choć wolałby być w ciele jej partnera do tańca. Może mógłby go kiedyś znaleźć?
Nazwisko, jak on się nazywa? - zażądał, gdy tylko gorące wspomnienie dobiegło końca i spróbował wślizgnąć się głębiej w jej przeszłość aby poznać personalia tego Romea...

...Zatopiony, nie wiedział nawet, że niezdarny policjant, zapatrzony w piękną dziewczynę, tak po prostu ją puścił.
Nagły opór dziewczyny wytrącił go z legilimencji, zostawiając go oszołomionego na sekundę, może dwie. Spodziewał się chyba zresztą, że dziewczyna go od siebie odepchnie, a tymczasem ona niespodziewanie chwyciła go za poły koszuli. Zorientował się, że są w prawdziwym świecie dopiero, gdy poczuł już jej gorące wargi przy swoim uchu.
Co...
Chciał parsknąć śmiechem i wyśmiać tą idiotyczną sugestię, ale zrobiło mu się gorąco, tak strasznie gorąco. Krew uderzyła do głowy i nagle nie było mu już do śmiechu. Chyba po raz pierwszy w życiu… bo przecież nie czuł żalu nawet po legilimentowaniu własnego syna (tak, nadal zjadało go poczucie winy za to, co się stało z Laylą, ale nie żałował, że wdarł się Marceliusowi do głowy - zrobiłby to jeszcze raz, by zobaczyć więcej) … poczuł, że przesadził. Bolało ją. Wdarł się do jej głowy zbyt mocno, zbyt gwałtownie, egoistycznie, niesłusznie.
Bolało ją - dudniło mu w głowie, gdy oszołomiony cofnął się lekko i spojrzał na Celine rozbieganym spojrzeniem. Była taka piękna. Taka niewinna.
Jak jego Layla.
Bolało ją - Laylę, gdy tamten szmalcownik rozpłatał jej brzuch, morderca opłacany z kieszeni tej samej instytucji, co Cornelius.
Bolało ją - Celine, gdy straciła ojca, gdy naszedł ją tutaj z policjantami.
To jego wina, to wszystko była jego wina.
Zostawił ją, na śmierć, w Londynie.
Znalazł ją, po to by sprawić jej ból, w Londynie.
Nagle stały się jednym, a Cornelius zerwał się z łóżka, zatoczył półprzytomnie na ścianę.
Złam sobie rękę - dudniło mu w głowie.
Jeśli ręka prowadzi do zła, utnij ją sobie - polecenie Celine zmieszało się z niewyraźnym wspomnieniem, z jakimś cytatem matki Layli, która wyciągnęła ich w listopadzie na cmentarz. Wtedy, gdy jeszcze starał się wpasować w ich mugolskie życie.
-Panie Sallow? Przepraszamy, już ją… - Policjanci znów spróbowali przytrzymać Celine, skupiając wzrok na niej i podnosząc głowy dopiero, gdy w pokoju głucho łupnęło.
Z całej siły uderzył ręką w ścianę, ale brakowało mu siły, poczuł jedynie tępy ból zwiastujący krwiaka albo siniak (o czym wiedziałby, gdyby znał się lepiej na anatomii - teraz jedynie widział, że kość jest cała). Co…? Jak…? Powinien spróbować znowu, do skutku. Albo może zacząć od głowy? Ale jak wtedy złamie rękę, jeśli najpierw złamie sobie czaszkę? Polecenie było niemożliwe, skomplikowane, straszne. Ze łzami w oczach zamachnął się ponownie, ale wtedy uwaga policjantów była już na nim. Nierozumiejący i przestraszeni, puścili Celine, tym razem łapiąc za ramiona Corneliusa - tak jak przed chwilą ją.
-Panie Sallow! Co pan robi?! - Nie odpowiedział, wierzgnął się tylko, nie, nie, nie, jak on teraz wykona jej polecenie?


moje rzuty kostką zniknęły, ale pamiętamy z Celinką, że Cornelius nie obronił się przed rozkazem i rzucił ok 50 na walenie ręką w ścianę, policjanci wyrzucili za to +90 na podtrzymywanie go

rzucam na sprawność wyrwać się policjantom
Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Pokój 13 - Page 4 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Pokój 13 [odnośnik]09.03.21 16:58
The member 'Cornelius Sallow' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 44
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój 13 - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pokój 13 [odnośnik]09.03.21 19:47
To było jak błyskawica przecinająca czarne niebo, ten głos, ten pełen ognia głos wypełniający jej czaszkę, niosący się echem po całym ciele; jakim cudem był w stanie tak z nią rozmawiać? Odzywać się głęboko w jej wnętrzu, smagać tembrem własnej melodii, manipulując, modelując ją w dłoniach, które przecież wcale nie istniały? Stan, w który ją zakleszczył przypominał nierealną gorączkę: wiła się pod nim w nieporadnych próbach ucieczki, zanim pchnął ponownie, wdzierając się przez rozchylone bramy umysłu wprost do jego środka, a ona ni to jęknęła, ni wrzasnęła, kiedy kolejna fala bólu przecięła jej świadomość. Tym razem był nieugięty, wściekły, spragniony, jak wygłodzone zwierzę, które raz skosztowało ludzkiej padliny, niechętne odejść już od rozkładającego się truchła; niech boli, czuła jak te słowa wędrują w dół szyi, jak łaskoczą opuszki palców i wyginają stopy w bolesnym skurczu, ale nie mogła się uwolnić, nie mogła go wyrzucić.
Tu nie ma mojego ojca, prosiła drżącą myślą. Cornelius nie sięgał już do więziennych spotkań i dłoni zaciśniętych na kratach, nie interesowały go podkrążone, rozbiegane oczy skazańca, a coś intymnego, coś, co do tej pory należało wyłącznie do niej. Jakim prawem chciał jej to zabrać? Oddech Celine przyspieszył, przysłonięta trykotem klatka piersiowa unosiła się i opadała wręcz gwałtownie, ale żaden element ich przedziwnie splecionej fizyczności nie był w stanie zagwarantować jej ukojenia ucieczki.
Ciemne oczy młodzieńca o nienagannie ułożonych, czekoladowych kosmykach. Smukła, idealnie wyciosana sylwetka młodego Adonisa i niepoprawne wyznanie pod jednym z ogrodowych drzew. Błękitne oczy mężczyzny o srebrnych puklach. Apollo zaszczycający sobą planetę śmiertelników i silne, zdecydowane dłonie prowadzące ją wprost do objęcia cielesnej ciekawości. Jeden był księciem, drugi czarnoksiężnikiem, zaklęli ją na jeziorze, jeden kochał ją za dnia, drugi w nocy, jeden w rzeczywistości, drugi jedynie w sennych marzeniach.
Zostaw, z całych sił wrzasnęła Celine, przerażona odkryciem, przerażona skonfrontowaniem się z młodzieńczą słabością, z tym, co winno pozostać wyłącznie jej prywatnością; ale teraz musiała się nią podzielić, obnażyć prawdę przed Corneliusem, który nie cofnął się o krok, niespeszony spektaklem niewinnych pragnień i pierwszych miłostek. Przypominał jej świnię poszukującą trufli. I trufle te odnalazł.
Antonin Heroux, zapłakała, niezdolna obronić się przed sugestią rozdzierającą jej umysł na pół. Znalazłby to nazwisko bez jej pomocy, wiedziała o tym, liczyła jednak, że jeśli poda mu je bez walki, mężczyzna ucieszy się na tyle, że odejdzie z niej sam. Escoffier, nazwisko jej baletniczego mentora. Sebastien Lavigne, nazwisko jej księcia i tanecznego partnera.
Masz już wszystko, wyjdź, wyjdź, wyjdź, błagała go bezsilnie, panicznie, dopóki coś w ich połączeniu nie uległo zmianie i nagle nie pozostała sama w na nowo wznieconej ciszy wzburzonych wspomnień.

Kiedy otworzyła oczy i spojrzała na niego po raz kolejny, nie było w nich współczucia. Cornelius wyswobodził się z jej uścisku i niczym zamroczony transem poddał się truciźnie jej słodkich słów, pozwolił, by tym razem to one zawładnęły nim absolutnie i do końca, a Celine - przyglądała mu się z usatysfakcjonowanym, okrutnym uśmiechem, obserwując jak ten podąża w kierunku ściany i przygląda się swojej ręce, zupełnie jakby widział ją pierwszy raz. Dobrze, Corneliusie, zrób to.
Na jej ramionach pozostały czerwone ślady po upartych palcach policjantów, ale oni rzucili się teraz na pomoc swojemu przełożonemu, w szoku próbując odciągnąć go od ściany pokoju i namówić, by zaprzestał uderzać w nią pięścią; to był jej moment, jej jedyna okazja, by czmychnąć stąd i nigdy nie wrócić do nieszczęśliwego pokoju. Celine odetchnęła gwałtownie, wykorzystała całą swą odwagę i rzuciła się pędem z łóżka, sięgnąwszy jeszcze po torbę rzeczy leżących na krześle nieopodal i niczym strzała wypadła na korytarz; na szczęście policjanci w żaden sposób nie zabezpieczyli drzwi, jedynie wyciszyli zaklęciem pomieszczenie, by w głównej sali nie było słychać jej krzyków.
Nie zauważyła nawet jak na torze jej szaleńczego biegu wyrósł nagle znajomy półolbrzym. Uderzyła w niego z impetem, odbiła się od silnego ciała i aż wylądowała na podłodze - ale to nic, żaden upadek nie był w stanie przezwyciężyć okropnej migreny buzującej w jej głowie. I przeświadczenia, że już nie była w niej sama.
- Hagridzie! Och, Hagridzie... - wychrypiała rozgorączkowana, przerażona, szybko podnosząc się z drewnianych paneli. Torbę przycisnęła wówczas do swojej klatki piersiowej. - Proszę, w pokoju n-numer trzynaście jest ktoś, kto bardzo chciał mnie skrzywdzić, ledwo m-mu uciekłam, proszę, on jest tam z policją... - pisnęła, po czym wyminęła pracownika Parszywego i zbiegła po schodach na parter. Musiała się uspokoić, przebrać, zwymiotować, może wziąć wróżkę... A potem wrócić na Grimmauld Place numer dwanaście i udawać, że do niczego nie doszło.
Bo z pewnością nikogo nie obchodziły lęki byle służki.

zt scared


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Pokój 13 [odnośnik]09.03.21 20:50
Parszywy to był dom i tyle. Nie było się co zastanawiać dłużej. Rodzina prawdziwa, która go pod dach przyjęła jak swojego, chociaż gabarytami odstawał. Pani Boyle dała dach nad głową, co do gara miał włożyć, robota lekka i przyjemna. Żyć, nie umierać, o. Hagrid salę na dole zostawił we względnym spokoju i na wszelki wypadek lazł na górę co by sprawdzić czy wszystko w porządeczku u dziewczyn jest. Z początku myślał, że tam się alchemię odprawia i chyba by nawet wolał tak myśleć, bo jak się okazało, że tam panie się z panami robią, to jakoś dziwnie. Nie żeby oceniał, a gdzie! To rzecz ludzka i można było. Po prostu się nie spodziewał, ot co.
Nagle wpadła na niego jakby w biegu blondyneczka mała. Toż to Celinka, dziecko jeszcze słodkie, co niewiadomo jakim chamstwem losu w takim miejscu lądowało.
- Celinko, spok- - nie skończył, bo dziewczę wpadło na niego i z impetem poleciało na podłogę. Przytrzymał ją za rączki i powoli podniósł do góry, co by sobie dziecko krzywdy nie zrobiło. - Co?! - huknął i szybko głowę odwrócił do pokoju trzynaście. Ot, pechowa liczba. - Celinko, leć na dół do Philippy, ja to załatwię - powiedział krótko i wypuścił dziewczynkę z rąk.
Ruszył jak byk do pokoju numer trzynaście. Co prawda dalej miał śledzia na czole i dalej nie czuł się najlepiej po tym jak mu się noże wbiły w ciało od tamtego patrolu. Zresztą, policji to wolał nie widywać, ale jeśli chodziło o małą Celinkę, albo jakiegokolwiek przyjaciela innego i dobro i zdrowie jego - to trzeba było zareagować.
- Won - otworzył z impetem drzwi do pokoju i spojrzał na policjantów i mężczyznę, który się niezbyt normalny na pierwszy rzut oka wydawał. - Nic tu nie ma i nic się nie dzieje, won - piana zaraz mogła zacząć kapać mu z pyska, ale odpuszczać nie zamierzał. Zlustrował jeszcze ich po gębach i palcem pokazał gdzie są drzwi. - No chyba, że wolicie oknem - jedno słowo i ruszy w ich stronę i osobiście ich przez szybę na ulice wyrzuci. Z pierwszego piętra pewno trochę zaboli, ale za szybkę Pani Boyle zwróci. Pewno się nie obrazi.

zt, chyba, że Cornel coś chcesz od Hagrida



No i idę z tym brzemieniem ku Golgocie
Co ja pieprzę idę przecież w
jasną dal
Rubeus Hagrid
Rubeus Hagrid
Zawód : robol w porcie
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I should NOT have said that...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półolbrzym

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t8954-rubeus-hagrid https://www.morsmordre.net/t8983-gog https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t8982-skrytka-bankowa-nr-2106 https://www.morsmordre.net/t8963-rubeus-hagrid
Re: Pokój 13 [odnośnik]09.03.21 23:10
Miał nazwiska, nawet więcej niż chciał. Jakiegoś współpracownika jej ojca, a teraz tancerzy - ha, może oni wszyscy są przestępcami? Mógłby...

...silna sugestia zupełnie wytrąciła go z rozmyślań o umyśle Celine. Poczuł się okropnie, z jednej strony zauroczony przepiękną dziewczyną, z drugiej strony zniesmaczony sobą. Może, jeśli zrobi sobie krzywdę - to uczucie minie. I wszystkie inne uczucia, w końcu od dwudziestego września chciał zapomnieć o wszystkim, a szczególnie o Layli.
Pomknęła ku drzwiom, zwinna i ulotna, a Cornelius wierzgnął się, przytrzymywany przez policjantów - z każdym jej krokiem, gdy jej czar się oddalał, nabierał upiornej pewności, że to nie jest piękna Celine. Że to jego martwa Layla, zapraszająca go do siebie (powinien się powiesić, tak byłoby szybciej, ale skoro miał tu tylko ścianę...), oferująca mu szansę na odkupienie win, na dołączenie do niej... w jakimś mugolskim niebie?
Merlinie, przecież go tam nie wpuszczą.

Dla policjantów to wszystko wyglądało szokująco - polityk i legilimenta, którego mieli eskortować, odskoczył od dziewczyny jak oparzony, próbował sobie zrobić krzywdę, a teraz (bezskutecznie) się im wyrywał.
-Powinniśmy go uśpić? - bąknął jeden z gliniarzy do drugiego, a Cornelius usłyszał to wszystko jak przez mgłę - choć za kilka godzin te słowa do niego powrócą, z uczuciem potężnego zażenowania. Zanim jednak cokolwiek postanowili, do środka wtargnął... olbrzymi... mężczyzna.
-Co... jak śmiesz, jesteśmy z magicznej policji! - warknął do Hagrida wyższy gliniarz, ale niższy spojrzał na niego znacząco. Nie zdążyli sięgnąć po różdżki, bo podtrzymywali Corneliusa, a ten facet był... wielki.
-Po co te nerwy? Już tu skończyliśmy, prawda panie... - wymamrotał niższy gliniarz, ale urwał w połowie zdania, widząc oszołomioną minę Corneliusa, który nerwowo patrzył za plecy Hagrida, jakby chciał się upewnić, że Celine gdzieś tam jest.
-Zostawcie mnie... gdzie ona... - szarpnął się raz jeszcze, co tylko utwierdziło policjantów w decyzji o posłusznym wyniesieniu polityka z Parszywego Pasażera.

Gdy Sallow zaczerpnął świeżego powietrza, otumanienie minęło - choć blondynka miała mu towarzyszyć jeszcze w snach i na jawie. Pojawiło się za to coś innego - ponad poczucie upokorzenia, szoku i pewnego strachu, wysunął się gniew.
Jak śmiała.
Jak śmiał, ten... wielkolud.
Jak oni wszyscy śmieli.

Jeszcze pokaże tej małej dziwce. Wiedział przecież, gdzie był jej ojciec. I przyjaciele.

/zt
Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Pokój 13 - Page 4 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Pokój 13 [odnośnik]06.06.21 12:35
1 listopada 1957
Ledwie otrzymała list, rozesłała po znajomych wici w poszukiwaniu dwójki młodzieńców ze Wschodu. Znała ich imiona, lecz ostatnie zdjęcia chłopców, które miała w rękach, były sprzed pięciu lub siedmiu lat i ledwie majaczyły w jej pamięci. Musiała podpytać matkę o ich dokładne daty urodzenia, by w gwiazdach poszukać ich szlaków, a w rozłożonych kartach Tarota ich gościny, wróżbiarskie praktyki doprowadziły ją do Londynu, przeczucie do dzielnic, w których zwykle błąkali się zagubieni podróżni, a kontakty do jednej z gospód nad cuchnącą Tamizą, gdzie dwójka gości zdawała się odpowiadać pobieżnemu rysopisowi. W czasach takich jak te jak nigdy więzy miały szczególne znaczenie, a prośba cioci znaczyła dla niej dużo - nie zamierzała pozostawić jej bez echa. Unikała jednocześnie ściągania na nich nadmiernej uwagi, nie chcąc pytać o nich przy barze. Podróżni miewali swoje tajemnice, chłopcy byli dość wyrośnięci, by te tajemnice mogły się okazać problematyczne, a dyskrecja w obejściu niekiedy ważyła złotem. Pozostawali rodziną, ale ona wcale nie wiedziała o nich wiele. Zastanawiało ją, na ile znali język, zmartwiona tym, że jej pamięć o matczyźnie umknęła ze wspomnieniami. Powinna go odświeżyć, ale dziś: przede wszystkim to chłopcy musieli nauczyć się żyć w Anglii.
Szelest ptasich skrzydeł załopotał przy okiennej szybie, kiedy wzleciała nad kolejny parapet, bystrym i zbyt zielonym jak na wronę spojrzeniem zaglądając do środka. Szukała ich po pokojach od zewnątrz, przemierzając kolejne izby, chyba finalnie odnajdując swój cel. Serce zabiło w ptasiej piersi mocniej w poczuciu duchowej więzi z oddaloną o setki mil krewną, niosąc silne poczucie jedności. Przez rozchylone okno słyszała głosy dobiegające ją od środka, rosyjską mowę, z której potrafiła wychwycić zbyt niewiele, by wyłapać sens rozmowy, choć była niemal pewna, że wychwyciła w niej imię Kirilla. Oko z uwagą przyglądało się profilowi jednego i drugiego młodzieńca, wciąż do złudzenia do siebie podobnych, usiłując doszukać się jednak między nimi różnic. Nie ma dwóch tych samych spojrzeń, różnice istnieć musiały: choć dostrzeżenie ich łatwiej przyjdzie pewnie z czasem. Inaczej zdawali się poruszać, pierwszy z nich sprawiał wrażenie pewniejszego siebie, drugi - wycofanego, choć jego gesty pełne pozostawały ekspresyjnej emocji. Upewniła się, że nie mają w rękach różdżek, nim zatrzepotała skrzydłami mocniej, robiąc hałas, który musiał zwrócić na nią uwagę - nie zamierzała ich zaskakiwać, a przynajmniej nie w sposób, który naraziłby ją na krzywdę; chłopcy byli już dość wyrośnięci - po czym wkradła się przez szybę do środka, odmieniając się w ludzką postać tuż pod ścianą.
Spięte w gruby warkocz włosy opadały przez ramię skryte pod purpurową haftowaną chustą, długa wełniana spódnica czarnej barwy, przepasana skórzanym pasem, chroniła przed późnojesiennym chłodem. Twarz wydawała się naturalnie blada, a bladość tę tylko mocniej podkreślały sińce pod obrysowanymi węgielkiem oczami.
- Przybywam w pokoju - zwróciła się do nich po rosyjsku z silnym angielskim akcentem, odszukała ten zwrot przed wyruszeniem z domu, chcąc mieć pewność, że jej zamiary zostaną słusznie odczytane. - Niech mnie przeczucie nie pomyli, jesteście od Kalashnikowów? - Język płynnie przeszedł na tutejszą mowę, okazując, że w niej czuł się znacznie lepiej; w tonie wybrzmiewała niepewność, błysk troski. - Wasza babka zapowiadała wasz przyjazd - dodała, chcąc dookreślić swoje powiązania.




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Pokój 13 [odnośnik]22.06.21 23:27
Nie narzekałem głośno na warunki, w których przyszło nam przebywać. Wiedziałem, że powinienem cieszyć się z dachu nad głową, ze schronienia, które z takim trudem odszukał nam Konstantyn. Powtarzałem sobie, że do wielu rzeczy można się przecież przyzwyczaić, prędzej lub później, za to nasz standard życia nie różni się zbytnio od komunałkowego. Skoro w powietrzu unosił się kwaśny odór potu zmieszanego z wonią ryb, należało wyrobić w sobie odruch oddychania przez usta, a kiedy pijani marynarze przystępowali do rytualnej integracji - konsekwentnie nakrywać głowę rozprutą poduszką. Materac też nie wydawał się taki twardy, gdy odpowiednio zwinęło się ubrania. Natomiast dzisiaj... dzisiaj w Parszywym Pasażerze panowała względna cisza, przerywana jedynie chrapaniem dochodzącym z sąsiedniego pokoju. Żyć, nie umierać.
Dzień, który z wolna dobiegał końca, spędziliśmy raczej pracowicie. Ładna pogoda wygoniła część lokatorów nad wodę, więc żal było nie skorzystać z okoliczności sprzyjających nauce. Obudziłem się wcześniej niż Koka, a samotne chwile spożytkowałem na wertowanie ocalałych z Leningradu notatek. Po wspólnym śniadaniu, podczas którego zdążyłem zaprezentować mu najnowsze wieści dotyczące zastosowania kamienia księżycowego, poprosił mnie o wyjaśnienie zawiłości angielskiej gramatyki. Z chęcią przystałem na ten pomysł, nie mogąc doczekać się momentu, w którym komunikacja w obcym języku przestanie przysparzać mojemu bratu trudności.
Po południu rozłożyliśmy szachownicę na krzywej, skrzypiącej podłodze i usiedliśmy po jej przeciwnych stronach. Dwie przegrane z rzędu zwiększyły moją determinację, by tym razem pokonać Konstantyna. Ułożenie bierek na planszy nie napawało optymizmem, więc kiedy straciłem drugą wieżę, postanowiłem dać sobie więcej czasu do namysłu.
- Jak do tego doszło? - westchnąłem.
W akcie desperacji podniosłem rękę, by sięgnąć w kierunku jedynego ocalałego skoczka i przenieść go w pobliże białego króla. Nagły hałas za oknem sprawił, że moje ramię drgnęło, a trzy figury runęły i potoczyły się po czarnych oraz białych polach.
Żaden z nas zaprzątał sobie głowy naprawianiem szkody. Jak na komendę poderwaliśmy się z miejsc, stając ramię w ramię, kiedy w naszym pokoju znienacka zmaterializowała się obca kobieta. Konstantyn pierwszy wyciągnął różdżkę, a ja natychmiast powtórzyłem jego gest. Zwalczyłem pokusę zerknięcia na niego w poszukiwaniu wskazówki, jak należy dalej postępować.
Mocno zacisnąłem wargi, orientując się, że nieznajoma nie tylko włada rosyjskim, ale przede wszystkim zna nasze nazwisko. Nie odpowiedziałem na jej powitanie, jednocześnie czując silną potrzebę podjęcia jakiegokolwiek działania. Wreszcie uległem głupiemu impulsowi i spojrzałem na brata, gotów podążyć za podjętą przez niego inicjatywą.
Kirill Kalashnikov
Kirill Kalashnikov
Zawód : Alchemik
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
This is our life; there's no use in asking what if.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9819-kirill-kalashnikov https://www.morsmordre.net/t9829-poczta-kirilla#298019 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t9832-skrytka-bankowa-nr-21-084#298023 https://www.morsmordre.net/t9831-kirill-kalashnikov#298022
Re: Pokój 13 [odnośnik]23.06.21 11:49
Naturalny puls dnia wyznaczał każdą z naszych czynności. Zwykle starałem się towarzyszyć bliźniakowi przy porannych pobudkach tym razem pozwoliłem sobie na nieco więcej swobody, kompletnie nieświadom tego, że ktoś zdecydował się nas podsłuchiwać. Mądrzy uczą się na błędach, a my mieliśmy wiele do nauki, nieważne jak bardzo chciałem, aby było inaczej.
Po zawiłościach językowych, które bliźniak starał się przybliżyć mojej osobie w sposób nader Kirylowaty, choć trzeba przyznać, że obyło się bez latających kartek i piór. Dobrze wiedziałem, że nie jest on człowiekiem zbyt powściągliwym, szczególnie kiedy mu zależało, a to bywało częściej niż rzadziej. Zdarzało mi się myśleć, że to właśnie Kiro odziedziczył większość z moich emocji, które potrafiłem utrzymać w ryzach, jakbyśmy zostali podzieleni tym jakoś nierówno. W żadnym stopniu nie próbowałem tego zmieniać, bo przecież cóż za pożytek byłby z nagłych reakcji dyktowanych czymś poza rozsądkiem? Właśnie to pozwalało mi wygrać dwie partie szachów. Trzecia była czystą kurtuazją, którą postanowiłem wykorzystać na swoją korzyść, wychodząc z nietypowym ruchem wyczytanym z jednej ksiąg. Obrona rosyjska miała stać się moim przekleństwem lub wielkim zwycięstwem. Dobrze przestudiowałem analizę Steinitz'a, który to uznawał pewne posunięcie za lepsze, co nie do końca wydawało mi się logiczne. Musiałem to sprawdzić, a z kimże innym starać się o lepszy wynik, jeśli nie z bratem, który pewnie nawet nie miał pojęcia o tym, jak bardzo chciałem doprowadzić tę partię do zugzwangu. Czerń i biel tańczyła na drewnie, a w całym tym dystyngowanym, acz żywym szale nasza dwójka stoicko patrząca znad góry. Właśnie taki sam powinien być świat jak ta szachownica. Chciałem, żeby nawet najmniejszy ruch mojej dłoni był odczuwalny dla reszty robactwa, która mogła przecież tak niefortunnie zginąć, poświęcić się dla kogoś, zwyczajnie głupio dać się zabić - gdyby ktoś pytał mnie o zdanie.
- Kiro... - odpowiedziałem westchnieniem, trochę go naśladując.
Na jego pytanie jedynie pojawił się błysk w oku, bo przecież dobrze wiedziałem, że nie chciał, abym obarczał go odpowiedzią. Podsuwanie mu nieprzychylnych odpowiedzi było czymś, czego zdecydowanie nie lubił, mogłem się dziwić? Chyba nie powinienem. Obserwowałem jego paniczny wręcz ruch, po którym wiedziałem już, że cała ta farsa miała mieć bardzo szybki koniec, jednak instynkt nakazał mi odwrócić wzrok od szachownicy. Czy ponownie ktoś chciał mi przeszkodzić w rozgromieniu przeciwnika? Moje oczy zwęziły się w geście złości, a ręka odnalazła różdżkę przytuloną do szachownicy od wewnętrznej strony wynajmowanego pokoju. Byliśmy pewnego rodzaju koczownikami, jednakże nikt nie miał prawa próbować nas obrobić, nawet jakieś parszywe ptaszysko. Kiro, jak zwykle spuścił tę swoją emocjonalną i niby niezdarną stronę, ponieważ pozwolił, aby kilka z pionków opuściło swoje miejsce, jednak nie to było wtedy w mojej głowie. Wyciągnąłem różdżkę na wyprostowanej dłoni w kierunku głosu, damskiego głosu, który zaskoczył swoimi słowami. Wciąż poirytowany tym nagłym najściem obserwowałem ją spod przymrużonych powiek. Animag, czy zmiennokształtna? Czego chciała? Może nawet lepsze pytanie, jak to zrobiła? Podejrzeń i pytań było co niemiara, szczególnie gdy wypowiedziała słowa w naszym języku.
- Poczekaj - mruknąłem w rodzimym języku do Kiro, wychwytując w tej niespodziewanej wizycie pewną możliwość. Szukała nas? Nie była z ZSRS, jej akcent zdradzał praktycznie wszystko, charakterystyczne zaokrąglenia ust przypominały te brytyjskie, więc mieszkanka wysp. Przeklęte językowe bariery, a jednak pomimo niezrozumienia połowy jej wypowiedzi ani na sekundę nie myślałem opuścić różdżkę.
- Co wie o naszej babci? - spytałem bliźniaka w najukochańszym i najlepiej znanym mi języku. Dobrze wiedziałem, jak niebezpieczne były wszelkie informacje dotyczące naszego pochodzenia, szczególnie w tym czasie, kiedy KGB potrafiło pojawić się nawet za granicami zrusyfikowanych miast i wsi. Wciąż mogli nas szukać... do diaska, na pewno nas szukali! - Kim jest? - rzuciłem ponownie w rosyjskim do brata, cały czas wędrując wzrokiem po nieznajomej, a także nie opuszczając różdżki ani o milimetr. Skoro moje usta musiały być przygotowane na rzucanie zaklęć, on mógł ją wypytać o wszystko. Przez czoło przemknął ślad irytacji od myśli na niemożność dokończenia partyjki, która miała skończyć się tak widowiskowo. Trudno, teraz należało zająć się nieznajomą. Dobrze wiedziałem, jakie zaklęcia rozwiążą jej język, choć odnosiłem dziwne wrażenie, że miała dobre zamiary. Mimo to moja prosta i pewna sylwetka ani na chwilę nie opuszczała różdżki. Najpierw legitymacja.
Kostya Kalashnikov
Kostya Kalashnikov
Zawód : początkujący zaklinacz
Wiek : 19/20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
ваше движение
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9280-konstantyn-kalashnikov#282606 https://www.morsmordre.net/t9617-konstantyn#292314 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t9857-pokoj-konstantyna#298469 https://www.morsmordre.net/t10432-skrytka-bankowa-2144#315296 https://www.morsmordre.net/t9539-konstantyn-kalashnikov#290089
Re: Pokój 13 [odnośnik]01.07.21 0:46
A jednak porwali różdżki - nie dostrzegła skrytej za szachownicą broni, w duchu chwaląc ich przezorność i zaradność; czasy były niespokojne, a nikt o nich nie zadba, jeśli sami nie spróbują tego zrobić. Nie była w tym miejscu zbyt wiele razy, ale z zewnątrz wyglądało na miejsce równie parszywe, co jego nazwa, klientela tego miejsca, rozjuszona trwającą wojną, mogła nie być najprzyjemniejsza. Mimo to, ona po różdżkę nie sięgnęła, nie zamierzając mierzyć się z nimi w podobny sposób - i szczerze wierząc, że podobna konieczność nie zajdzie. Dostrzegła wymienione przez nich gesty, poddając je analizie, jeden z nich zdawał się naśladować ruchy drugiego, czekał na jego znak, a jednak w zadziwiający sposób oboje potrzebni byli sobie wzajemnie. Wciąż szukała różnic na ich twarzach: czym prędzej starając się odnaleźć te subtelne gesty, znamiona, rysy pozwalające odróżnić jednego od drugiego, jeszcze ich nie dostrzegała.
- Opuście te różdżki, chłopcy, nie wstyd wam mierzyć w bezbronną kobietę? Tak groźnie wyglądam? Jak dzisiaj hartują śnieżne zimy, jeśli drżycie na widok przypadkowej czarownicy? Lękacie się, że zrobię wam krzywdę? - zapytała, zakładając ramiona na piersi, podbródek pomknął nieznacznie wyżej, gdy ze zbyt dumnie wyprostowanej sylwetki osunął się kraniec purpurowej chusty, całkowicie ignorując fakt niegrzecznego wtargnięcia w ich prywatną sferę. - Niesłusznie, was jest dwóch, a ja tylko jedna. Liczyć do dwóch chyba potraficie - stwierdziła, nie czekając na ich odpowiedź, a jej ton brzmiał jakby stwierdzała oczywistość - w istocie tak było, nie sądziła, by w razie konfrontacji wyszła z niej bez szwanku. Wyglądali na dość zaradnych - a jednak strachu na jej twarzy również nie dało się dostrzec. - A ty - Przeniosła spojrzenie na tego, który zabrał głos, nie zdradzając się nijak z tym, czy rozumie język. Rozumiał: wychwyciła słowo babka gdzieś między wierszami, a jednak nie odpowiedział jej w języku kraju, w którym się znajdował. - Jeśli chcesz przeżyć tutaj dłużej niż tydzień, musisz nauczyć się mówić tak, żeby ktoś mógł cię zrozumieć. Dawno już przekroczyliście granicę, najwyższy czas się dostosować. Zwracaj się do mnie, przecież tu stoję i doskonale cię słyszę. - Czy potrafił? Nie było to istotne, wyglądało to dla niej, jakby nie potrafił przełamać słownej bariery. Nie była pewna, czy rozumiała sens jego pytań, choć były krótkie i proste. Trudno było odczytać z jej twarzy emocje. Przeniosła wzrok na drugiego z braci, nie odezwał się ani słowem - czy znał język lepiej? Wydawał się bardziej zagubiony, a jednak to do niego drugi zwracał się o pomoc, to we dwoje stanowili jedność. - Mówią mi Cassandra, z domu Vablatsky - przedstawiła się w końcu, nie cofając się ni kroku, ale i nie podchodząc bliżej nich, póki dzierżyli w dłoniach różdżki. Nie prowokowało się psa szczerzącego kły, a przynajmniej nie aż tak - nawet szczeniąt. - Mniemam, że wasza babka zadbała o to, byście usłyszeli jej nazwisko wcześniej. I że go pamiętacie, bo wystarczająco dużo wstydu jej narobiliście tym mało chlubnym popisem braku ogłady. Obiecałam jej, że was znajdę, oto jestem, a teraz wy powiecie mi, który z was jest który. - Skończywszy mówić, wsunęła dłoń między poły spódnicy, by wyjąć z niej dwie matrioszki, które razem z listem przesłała jej ciocia, pierwszą z nich rzuciła w dłonie Kirilla, drugą - w dłonie Konstantyna. Nie bez powodu były dwie. Nic nie dzieje się bez przyczyny, każda wróżbitka przecież o tym wie.




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Pokój 13 [odnośnik]07.07.21 19:30
Nieznajoma wciąż wydawała się niewzruszona naszymi uniesionymi różdżkami. Ani na sekundę nie przepędziła mojej podejrzliwości, a jednak delikatnie skinąłem głową w stronę brata. Mogliśmy nieco obniżyć drewniane patyki, nie w całości, jedynie tak by jej poczucie bezpieczeństwa było zwiększone, a mojej pewności co do ewentualnej interwencji wciąż trwało. Celowałem gdzieś w parszywe podłoże, które z pewnością było sufitem dla bawiących się gości na parterze. Nie przeszkadzały mi odgłosy stukających się kufli, bo przecież lepsze było to niż płacz zagubionych i głodujących dzieci. Obserwowałem ją bez słowa, próbując przy tym zrozumieć cały monolog, który zważywszy na ton, wydawał się jakimś wyrzutem. Niezrozumiałym wyrzutem. Nie zamierzałem odpowiadać, cisza była wystarczającą informacją dla nieznajomej, która używała zwrotów mających wzbudzić naszą ufność.
Zwróciła się do mnie, widziałem to po jej wzroku. Moje oczy zwęziły się, zdradzając moją podejrzliwość, może nawet antypatię. Ponownie przemilczałem jej żądania, tym razem jednak nie ulegając prośbie, która czaiła się za słowami, których nie do końca pojąłem. Jeśli chciała do nas przemówić, powinna się wytłumaczyć jako pierwsza i o dziwo zaczęła to robić.
- Kirill i Konstantyn z domu Kalashnikov. - odpowiedziałem w końcu po angielsku, pozwalając szczęce zacisnąć się w charakterystyczny sposób przy naszych imionach. Żadne brytyjskie akcenty nie były tu potrzebne, byliśmy dumnymi wychowankami ZSRS. Przedstawiłem nas oboje, nawet nie próbując wskazać, który z nas był którym, dopiero po kolejnych jej słowach pozwoliłem sobie na nieco większą frywolność. Złapałem za matrioszkę w wolną rękę. Matrioszka. Poprawiłem ją w dłoni, opuszczając ją z zasięgu wzroku. Znak zaufania? Dłonią z różdżką lekko skinąłem w stronę bliźniaka, przedstawiając go - Kirill - nawet bez znajomości wszystkich słów wiedziałem, o co jej chodzi. Niektóre spośród zwrotów były mi znane. - Konstantyn - głowa drgnęła w grzecznym ukłonie, choć jej nie powinny obchodzić wszystkie zasady dobrego wychowania i prezencji, jakie znałem. Nie zasługiwała na to, przecież wprosiła się bez zapowiedzi...
Nie zamierzałem tak łatwo odpuszczać, bo przecież to ja z naszej dwójki miałem głowę na karku.
- Jaki cel Twojej wizyty.. - spytałem bez zająknięcia, choć z ewidentnym brakiem jakiegoś słowa w całym wyrazie. - Леди... madam Vablatsky? - dokończyłem zaraz, poprawiając się po tym jakże niefortunnym zwrocie w rodzimym języku, znaliśmy jej nazwisko. Jakoś o dziwo nie było mi przykro. Nie czułem nic poza podejrzliwością. Ręka z matrioszką w ręku odczuwała pulsujące gorąco, zbyłem to brakiem głębszego dociekania we własne reakcje fizyczne. Wyprostowana postura oraz ręka z różdżką były w ciągłej gotowości, choć obniżyłem ramie dzierżące drewno o magicznych właściwościach. Z nim czułem się pewnie.
Kostya Kalashnikov
Kostya Kalashnikov
Zawód : początkujący zaklinacz
Wiek : 19/20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
ваше движение
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9280-konstantyn-kalashnikov#282606 https://www.morsmordre.net/t9617-konstantyn#292314 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t9857-pokoj-konstantyna#298469 https://www.morsmordre.net/t10432-skrytka-bankowa-2144#315296 https://www.morsmordre.net/t9539-konstantyn-kalashnikov#290089

Strona 4 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Pokój 13
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach