Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Irlandia
Schody Głuchych
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Schody Głuchych
Niezwykle strome i zdające się nie mieć końca, prowadzące na przemian we wszystkich kierunkach, jakby chciały zwieść podróżników, dając im znak, że gdziekolwiek chcą dojść, nigdy im się to nie uda. Drzewa szumią, szepczą niezrozumiale, ale gdy ktoś wyjątkowo dobrze się wsłucha, usłyszy to, co faktycznie mają do powiedzenia. Wystarczy tylko otworzyć swoje uszy i poprosić. Mgła zdaje się być wszędobylska.
The member 'Marcella Figg' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 51
'k100' : 51
28 luty?
Jakoś lekko było. Odkąd razem z Marcellą okradli statek Shafiqów, Steffen podchodził do zadań dla Zakonu z optymizmem. Oddawanie się szczytnej idei pomagało mu zapomnieć o Isabelli i przynajmniej odnosił na tym polu sukcesy większe niż w kwestiach sercowych. Otrzymanie listu od Gwardii napełniło go entuzjazmem i od razu zdecydował się skontaktować z Marcellą. Była w końcu taka doświadczona, taka spokojna, taka zdolna... i ostatnim razem pracowało im się razem naprawdę dobrze, przynajmniej jego zdaniem! Ze szczerą wdzięcznością przyjął jej zgodę.
Tym razem misja miała wyglądać inaczej. Starożytny artefakt, ukryty w Irlandii (to jego kolejna podróż do Irlandii w ciągu dwóch miesięcy!), był prawdopodobnie strzeżony tylko przez zabezpieczenia i klątwy, a nie przez obstawę arystokratów. Zakon jakimś cudem dowiedział się o jego położeniu, zanim na wieść o zaginionym amulecie natknął się ktokolwiek inny. Ze wstępnych ustaleń wynikało, że w kamieniu była skumulowana biała magia - podobna, jak w białych kryształach, choć prawdopodobnie potężniejsza. Jego dokładne zastosowania ustalą badacze organizacji, do zadań Steffena należało znalezienie i bezpieczne przetransportowanie artefaktu. Był naprawdę podekscytowany, bo misja przypominała pracę dla Gringotta. Gdyby dostał posadę w prestiżowym banku, również podróżowałby po świecie w poszukiwaniu starożytnych skarbów. Co za wspaniały trening!
Natura misji wymagała też, by trzymali się z Marcellą razem. Kto wie, jakie mogą tu być pułapki?
Zgodnie z radą (takiej mądrej!) Marcelli, przylecieli na miejsce na miotłach. Steff radził sobie na miotle, ale dużo gorzej od panny Figg, więc z ulgą zszedł na ziemię - z lekko odmrożonymi policzkami i bardzo obolałą pupą. Uff, dobrze stać na nogach!
-Dobrze radzisz sobie z mapą. A na miotle to w ogóle jesteś mistrzynią! - skomplementował towarzyszkę, podążając za nią na miejsce. Z uznaniem zobaczył, jak szybko rozpoznała i zdjęła zaklęcie Kameleona. Powietrze zadrgało, a przed czarodziejami ukazały się stare, kamienne schody.
Steff dał gestem dłoni znać, by kobieta poczekała w miejscu, a sam ostrożnie podszedł bliżej. Wypatrzył runy na jednym ze stopni - nie były zamaskowane, skoro miejsce i tak było zaklęte.
-To mało skomplikowana, ale dokuczliwa klątwa. Jeśli jej nie zdejmiemy, dopadną nas omamy pająków. - zdiagnozował. Nie bał się pająków, ale był tutaj z nadobną niewiastą, więc wolał nie ryzykować.
Uniósł różdżkę i wykonał staranny gest nadgarstkiem.
Finite Incantatem.
klątwa Pajęcza Sieć - ST 40, więc odczytuję runy bez rzutu kostką (poziom III, +45 do rzutu)
próbuję zdjąć klątwę, ST 40
mam ze sobą miotłę, trzy białe kryształy i wywar wzmacniający
Jakoś lekko było. Odkąd razem z Marcellą okradli statek Shafiqów, Steffen podchodził do zadań dla Zakonu z optymizmem. Oddawanie się szczytnej idei pomagało mu zapomnieć o Isabelli i przynajmniej odnosił na tym polu sukcesy większe niż w kwestiach sercowych. Otrzymanie listu od Gwardii napełniło go entuzjazmem i od razu zdecydował się skontaktować z Marcellą. Była w końcu taka doświadczona, taka spokojna, taka zdolna... i ostatnim razem pracowało im się razem naprawdę dobrze, przynajmniej jego zdaniem! Ze szczerą wdzięcznością przyjął jej zgodę.
Tym razem misja miała wyglądać inaczej. Starożytny artefakt, ukryty w Irlandii (to jego kolejna podróż do Irlandii w ciągu dwóch miesięcy!), był prawdopodobnie strzeżony tylko przez zabezpieczenia i klątwy, a nie przez obstawę arystokratów. Zakon jakimś cudem dowiedział się o jego położeniu, zanim na wieść o zaginionym amulecie natknął się ktokolwiek inny. Ze wstępnych ustaleń wynikało, że w kamieniu była skumulowana biała magia - podobna, jak w białych kryształach, choć prawdopodobnie potężniejsza. Jego dokładne zastosowania ustalą badacze organizacji, do zadań Steffena należało znalezienie i bezpieczne przetransportowanie artefaktu. Był naprawdę podekscytowany, bo misja przypominała pracę dla Gringotta. Gdyby dostał posadę w prestiżowym banku, również podróżowałby po świecie w poszukiwaniu starożytnych skarbów. Co za wspaniały trening!
Natura misji wymagała też, by trzymali się z Marcellą razem. Kto wie, jakie mogą tu być pułapki?
Zgodnie z radą (takiej mądrej!) Marcelli, przylecieli na miejsce na miotłach. Steff radził sobie na miotle, ale dużo gorzej od panny Figg, więc z ulgą zszedł na ziemię - z lekko odmrożonymi policzkami i bardzo obolałą pupą. Uff, dobrze stać na nogach!
-Dobrze radzisz sobie z mapą. A na miotle to w ogóle jesteś mistrzynią! - skomplementował towarzyszkę, podążając za nią na miejsce. Z uznaniem zobaczył, jak szybko rozpoznała i zdjęła zaklęcie Kameleona. Powietrze zadrgało, a przed czarodziejami ukazały się stare, kamienne schody.
Steff dał gestem dłoni znać, by kobieta poczekała w miejscu, a sam ostrożnie podszedł bliżej. Wypatrzył runy na jednym ze stopni - nie były zamaskowane, skoro miejsce i tak było zaklęte.
-To mało skomplikowana, ale dokuczliwa klątwa. Jeśli jej nie zdejmiemy, dopadną nas omamy pająków. - zdiagnozował. Nie bał się pająków, ale był tutaj z nadobną niewiastą, więc wolał nie ryzykować.
Uniósł różdżkę i wykonał staranny gest nadgarstkiem.
Finite Incantatem.
klątwa Pajęcza Sieć - ST 40, więc odczytuję runy bez rzutu kostką (poziom III, +45 do rzutu)
próbuję zdjąć klątwę, ST 40
mam ze sobą miotłę, trzy białe kryształy i wywar wzmacniający
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 78
'k100' : 78
Czuła się lepiej, gdy widziała jego entuzjazm. Był o wiele bardziej motywujący niż chłodne spojrzenia reszty zakonników podczas comiesięcznych spotkań. Miała wrażenie, że chłopak naprawdę chciał coś zdziałać, zmienić, widział jakąś nadzieję w tym kompletnie nieogarniętym świecie. Miała nadzieję, że własnie takie osoby będą potrafiły coś zmienić, wpłynąć na wszystko świat. Czasami świeże spojrzenie jest najlepsze. Dlatego cieszyła się, że Cattermole się stara. Kiedy go obserwowała, sama chciała coś zmienić, trochę odbudować bezpieczeństwo. Widziała w tym jakiś sens.
- Dzięki... - Uśmiechnęła się, jednak powiedziane to było w taki sposób, jakby chciała coś dodać. W ostatniej chwili zorientowała się, że przecież nie musi się tłumaczyć. Nie musiała mówić chłopakowi o swojej przeszłości w Quidditchu, ani o tym, że lubiła astronomię i geografię od dziecka, dlatego radziła sobie z mapą. Praca policjanta również pomagała w zdobyciu nowych umiejętności radzenia sobie.
Wolała nie wspominać chłopakowi, że właściwie strzelała i zaklęcie zostało zdjęte tylko dzięki wskazówce zawartej w liście. Nie było po prostu innego miejsca, które mogłoby skrywać tajemne przejście. I opłaciło się pomyśleć w ten sposób.
Nie bała się pająków, ale przyznać trzeba było, że chyba każdy by się przestraszył, gdyby jego całe nogi obeszły pająki. Co innego pozbyć się jednego, małego wielonoga, a co innego czuć obecność na całym ciele setek takich. Poczekała więc grzecznie, aż chłopak zajmie się swoją pracą. Ona niestety nie znała się na runach. Chyba powinna to zmienić, zdecydowanie mogłaby wtedy zrobić o wiele więcej. Jednak przecież w jej gestii nie powinno leżeć rozpoznawanie czarnomagicznych klątw. Zobaczyła sukces chłopaka - runa zapaliła się mocniej i zniknęła, na co Marcella lekko się uśmiechnęła. - Dobra robota. Jesteś naprawdę świetnym łamaczem klątw. - Uznała, że pochwała się przyda, bo chociaż zupełnie nie czuła się ponad nim, to wiedziała, że pochwała będzie naprawdę ważna dla ich następnych przedsięwzięć. I na pewno sprawi, że będzie chciał pracować lepiej. Skoro schody były bezpieczne, udali się w dalszą drogę. Tym razem mapa była na nic - schody zaprowadziły ich do korytarzy, zupełnie ciemnych. Machnęła różdżką, żeby rzucić niewerbalne Lumos, by choć trochę rozświetlić im drogę. Droga była naprawdę długa, jednak nie liczyła teraz czasu... Na jej końcu jednak nie było właściwie... Nic. Puste, większe, zupełnie kamienne pomieszczenie. - To tyle? - spytała zaskoczona. Stanęła na samym środku sali, by się rozejrzeć, może coś przeoczyli? A może już dawno ktoś zabrał ten amulet, którego szukali?
| rzut na spostrzegawczość, poziom II
- Dzięki... - Uśmiechnęła się, jednak powiedziane to było w taki sposób, jakby chciała coś dodać. W ostatniej chwili zorientowała się, że przecież nie musi się tłumaczyć. Nie musiała mówić chłopakowi o swojej przeszłości w Quidditchu, ani o tym, że lubiła astronomię i geografię od dziecka, dlatego radziła sobie z mapą. Praca policjanta również pomagała w zdobyciu nowych umiejętności radzenia sobie.
Wolała nie wspominać chłopakowi, że właściwie strzelała i zaklęcie zostało zdjęte tylko dzięki wskazówce zawartej w liście. Nie było po prostu innego miejsca, które mogłoby skrywać tajemne przejście. I opłaciło się pomyśleć w ten sposób.
Nie bała się pająków, ale przyznać trzeba było, że chyba każdy by się przestraszył, gdyby jego całe nogi obeszły pająki. Co innego pozbyć się jednego, małego wielonoga, a co innego czuć obecność na całym ciele setek takich. Poczekała więc grzecznie, aż chłopak zajmie się swoją pracą. Ona niestety nie znała się na runach. Chyba powinna to zmienić, zdecydowanie mogłaby wtedy zrobić o wiele więcej. Jednak przecież w jej gestii nie powinno leżeć rozpoznawanie czarnomagicznych klątw. Zobaczyła sukces chłopaka - runa zapaliła się mocniej i zniknęła, na co Marcella lekko się uśmiechnęła. - Dobra robota. Jesteś naprawdę świetnym łamaczem klątw. - Uznała, że pochwała się przyda, bo chociaż zupełnie nie czuła się ponad nim, to wiedziała, że pochwała będzie naprawdę ważna dla ich następnych przedsięwzięć. I na pewno sprawi, że będzie chciał pracować lepiej. Skoro schody były bezpieczne, udali się w dalszą drogę. Tym razem mapa była na nic - schody zaprowadziły ich do korytarzy, zupełnie ciemnych. Machnęła różdżką, żeby rzucić niewerbalne Lumos, by choć trochę rozświetlić im drogę. Droga była naprawdę długa, jednak nie liczyła teraz czasu... Na jej końcu jednak nie było właściwie... Nic. Puste, większe, zupełnie kamienne pomieszczenie. - To tyle? - spytała zaskoczona. Stanęła na samym środku sali, by się rozejrzeć, może coś przeoczyli? A może już dawno ktoś zabrał ten amulet, którego szukali?
| rzut na spostrzegawczość, poziom II
nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
The member 'Marcella Figg' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 9
'k100' : 9
Jasne, że nie musiała mówić Steffenowi o swojej przeszłości w Quidditchu!
On już wszystko wiedział i tylko czekał na pretekst, aby poruszyć przeszłość Marcelli w niezobowiązującej rozmowie! Uwielbiał Quidditcha!
-Dziękuję! - aż podskoczył, szczerze uszczęśliwiony komplementem. Ale potem spoważniał i zaczął ostrożnie wspinać się po schodach. Nie wiedzieli, co może ich tutaj czekać, a poza tym stopnie wydawały się po prostu strome i śliskie. Chłopak był zaś intelektualistą i może był zwinny w postaci szczura, ale w ludzkim ciele jego kondycja była bardzo przeciętna. Korciła go zresztą przemiana, ale postanowił na razie pozostać człowiekiem i pokonwersować z Marcellą. Zresztą, z wysokości ludzkiego wzroku było łatwiej wypatrzeć coś użytecznego niż z poziomu podłogi.
-To... słyszałem, że wcześniej grałaś w Quidditcha? - napoczął nieśmiało, gdy szli ciemnym (ale rozświetlonym, dzięki Marcelli!) korytarzem. Odchrząknął, bo zabrzmiało to tak, jakby umniejszał osiągnięcia panny Figg, a wcale nie miał takiego zamiaru!
-To znaczy, nie słyszałem, tylko ci kibicowałem! - uściślił. -Bo ja uwielbiam Quidditcha, od czasów szkoły! Słyszałem o twojej kontuzji, to dlatego już nie grasz? - dopytał, jakże błyskotliwie i jakże delikatnie. Przynajmniej byli w ciemnej sali w ciemnym tunelu i Marcella nie miała dokąd uciec, bo... właśnie trafili do ślepej uliczki.
Marcella zaczęła się rozglądać, co było wygodnym sposobem na uniknięcie odpowiedzi na pytanie Steffena - choć ten wciąż spoglądał na nią wyczekująco.
Dopiero, gdy z rozczarowaniem skwitowała "to tyle?", chłopak przypomniał sobie o mniej towarzyskich obowiązkach i postanowił zakasać rękawy.
-Strasznie tu ciemno, nawet z Lumos... - pożalił się, mrużąc oczy. Może przegapili po drodze jakiś skręt?
-Poczekaj, jako szczur lepiej widzę i mam lepszy instynkt. - zdecydował. Postąpił kilka kroków do tyłu, w cień i przemienił się w szczura. W zwierzęcej postaci, zaczął natychmiast biegać w te i we wte, usiłując wypatrzeć jakiekolwiek szczeliny, runy, albo wyczuć powiewy powietrza. Artefakt musiał tu gdzieś być, zapewne schowany. Musieli tylko wypatrzyć, gdzie!
spostrzegwczość II (+30)
On już wszystko wiedział i tylko czekał na pretekst, aby poruszyć przeszłość Marcelli w niezobowiązującej rozmowie! Uwielbiał Quidditcha!
-Dziękuję! - aż podskoczył, szczerze uszczęśliwiony komplementem. Ale potem spoważniał i zaczął ostrożnie wspinać się po schodach. Nie wiedzieli, co może ich tutaj czekać, a poza tym stopnie wydawały się po prostu strome i śliskie. Chłopak był zaś intelektualistą i może był zwinny w postaci szczura, ale w ludzkim ciele jego kondycja była bardzo przeciętna. Korciła go zresztą przemiana, ale postanowił na razie pozostać człowiekiem i pokonwersować z Marcellą. Zresztą, z wysokości ludzkiego wzroku było łatwiej wypatrzeć coś użytecznego niż z poziomu podłogi.
-To... słyszałem, że wcześniej grałaś w Quidditcha? - napoczął nieśmiało, gdy szli ciemnym (ale rozświetlonym, dzięki Marcelli!) korytarzem. Odchrząknął, bo zabrzmiało to tak, jakby umniejszał osiągnięcia panny Figg, a wcale nie miał takiego zamiaru!
-To znaczy, nie słyszałem, tylko ci kibicowałem! - uściślił. -Bo ja uwielbiam Quidditcha, od czasów szkoły! Słyszałem o twojej kontuzji, to dlatego już nie grasz? - dopytał, jakże błyskotliwie i jakże delikatnie. Przynajmniej byli w ciemnej sali w ciemnym tunelu i Marcella nie miała dokąd uciec, bo... właśnie trafili do ślepej uliczki.
Marcella zaczęła się rozglądać, co było wygodnym sposobem na uniknięcie odpowiedzi na pytanie Steffena - choć ten wciąż spoglądał na nią wyczekująco.
Dopiero, gdy z rozczarowaniem skwitowała "to tyle?", chłopak przypomniał sobie o mniej towarzyskich obowiązkach i postanowił zakasać rękawy.
-Strasznie tu ciemno, nawet z Lumos... - pożalił się, mrużąc oczy. Może przegapili po drodze jakiś skręt?
-Poczekaj, jako szczur lepiej widzę i mam lepszy instynkt. - zdecydował. Postąpił kilka kroków do tyłu, w cień i przemienił się w szczura. W zwierzęcej postaci, zaczął natychmiast biegać w te i we wte, usiłując wypatrzeć jakiekolwiek szczeliny, runy, albo wyczuć powiewy powietrza. Artefakt musiał tu gdzieś być, zapewne schowany. Musieli tylko wypatrzyć, gdzie!
spostrzegwczość II (+30)
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 56
'k100' : 56
Nie wypatrzyła tutaj zupełnie nic. Może rzeczywiście ktoś ich ubiegł? Łowcy skarbów plątają się teraz praktycznie wszędzie, dziwne wręcz by było, że przegapiliby jakiekolwiek miejsce, które da się w jakichś sposób odnaleźć. Wielu z nich też świetnie łamało klątwy. Dlatego byli tacy okropnie uciążliwi. W końcu właśnie z takimi najczęściej miała do czynienia w swojej pracy. Gdyby nic im się nie udawało, policja w ogóle nie byłaby potrzebna. Albo chociaż miałaby mniej do roboty.
Piękne to by było. Chyba tęskniła za odpoczynkiem. Może powinna zabrać Arabellę na jakąś wycieczkę? Chociaż w ostatnim czasie wypuszczanie siostry z domu w ogóle nie było nijak bezpiecznie.
Aż drgnęła, kiedy zaczął ten temat, sprawne oko rozmówcy zapewne od razu to dostrzegło. Jak i również cień niezadowolonego grymasu na twarzy. Nie chciała jednak angażować w to już emocji, więc szybko się opanowała. Jego spojrzenie było praktycznie osaczające dla osoby, która po prostu nie chciała o tym gadać.
- Czemu pytasz czy to robiłam, skoro już wiesz? - bąknęła z niezadowoleniem. Nigdy nie udało jej się nabrać odpowiedniego dystansu do tego co się stało. I złamanie kości udowej nie było nawet w połowie tak bolesne jak oglądanie kolejnych meczy coraz częściej z ławki rezerwowych... - To chyba nie czas na niewygodne pytania. - Jej ton brzmiał łagodnie. Nie po to zaczynała nowe życie, by wracać do niego myślami. Zwłaszcza to o kibicowaniu, na to aż przymknęła oczy. Wspaniale, więc rozczarowała nie tylko swoją rodzinę, swojego byłego narzeczonego, ale również i Steffena. Niezły początek. - Przykro mi, że zmarnowałeś na to czas. Byli lepsi ode mnie. - To powinna być wystarczająca odpowiedź.
- Masz rację. Może to jest po prostu za mało? - spytała. Miał też naprawdę świetny pomysł z przemianą, ale kiedy to robił odwróciła od razu lekko głowę, bo patrzenie na to było takie odrobinę niekomfortowe. Nie wiedziała dlaczego. Chociaż to naprawdę fajna umiejętność! - Lumos Maxima! - rzuciła w powietrze. Może to coś da?
Piękne to by było. Chyba tęskniła za odpoczynkiem. Może powinna zabrać Arabellę na jakąś wycieczkę? Chociaż w ostatnim czasie wypuszczanie siostry z domu w ogóle nie było nijak bezpiecznie.
Aż drgnęła, kiedy zaczął ten temat, sprawne oko rozmówcy zapewne od razu to dostrzegło. Jak i również cień niezadowolonego grymasu na twarzy. Nie chciała jednak angażować w to już emocji, więc szybko się opanowała. Jego spojrzenie było praktycznie osaczające dla osoby, która po prostu nie chciała o tym gadać.
- Czemu pytasz czy to robiłam, skoro już wiesz? - bąknęła z niezadowoleniem. Nigdy nie udało jej się nabrać odpowiedniego dystansu do tego co się stało. I złamanie kości udowej nie było nawet w połowie tak bolesne jak oglądanie kolejnych meczy coraz częściej z ławki rezerwowych... - To chyba nie czas na niewygodne pytania. - Jej ton brzmiał łagodnie. Nie po to zaczynała nowe życie, by wracać do niego myślami. Zwłaszcza to o kibicowaniu, na to aż przymknęła oczy. Wspaniale, więc rozczarowała nie tylko swoją rodzinę, swojego byłego narzeczonego, ale również i Steffena. Niezły początek. - Przykro mi, że zmarnowałeś na to czas. Byli lepsi ode mnie. - To powinna być wystarczająca odpowiedź.
- Masz rację. Może to jest po prostu za mało? - spytała. Miał też naprawdę świetny pomysł z przemianą, ale kiedy to robił odwróciła od razu lekko głowę, bo patrzenie na to było takie odrobinę niekomfortowe. Nie wiedziała dlaczego. Chociaż to naprawdę fajna umiejętność! - Lumos Maxima! - rzuciła w powietrze. Może to coś da?
nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
The member 'Marcella Figg' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 87
'k100' : 87
Dlaczego Marcella nagle zaczęła wyglądać na niezadowoloną? Myślał, że wspomnienie jej świetnej kariery poprawi jej humor i da im wspólny temat do omówienia.
-Niewygodne? - powtórzył, zaskoczony. Ale co było w tym niewygodnego? -Och, to nie był zmarnowany czas! Uwielbiam Quidditcha i miałaś taaaaaki potencjał! Prawdziwa przyjemność na Ciebie patrzeć... - zarumienił się, ale na szczęście było ciemno -ehem, jak latasz, na przykład jak latałaś nad statkiem Shafiqów... - rozgadał się, ale od Marcelli bił coraz większy dyskomfort.
Zbity z tropu, nie miał pojęcia co zrobił źle, ale na szczęście mógł wygodnie uniknąć dalszej rozmowy - zmieniając się w szczura i oddając się misji. Jeszcze wróci do tematu, o!
Jako mały szczur, bez trudu zauważył malutką dziurę w ścianie i wcisnął się w nią. Okazała się wąskim przejściem, prowadzącym do małej komnaty! Gdy tylko znalazł się w kolejnym pomieszczeniu, zaczął rozglądać się wkoło. Do środka dotarło też (sunąc za Steffem przez mały korytarzyk) światło, więc chłopak mógł zamienić się z powrotem w człowieka, co też uczynił. Wreszcie wszystko widać!
-SŁYSZYSZ MNIE?! DZIĘKI! - krzyknął do Marcelli, rozglądając się wkoło. Jego wzrok padł na ozdobną skrzyneczkę w kącie, oraz na małą dźwignię w ścianie. Nie powinien głupio ryzykować, ale... instynktownie szarpnął za dźwignię, która wyglądała przecież zupełnie normalnie i niemagicznie!
-Ej, patrz! - wstrzymał oddech, bo coś zachrzęściło, zachrobotało i nagle ściana przed Marcellą odsunęła się w bok, odsłaniając ukryte przejście - w sam raz dla człowieka, ale uruchamiane jedynie z wnętrza komnaty.
-Niesamowite! Może projektant tej kryjówki też był animagiem? - szepnął do siebie Steffen z szerokim uśmiechem, a potem odwrócił się ku skrzyneczce. Czy to tutaj może znajdować się amulet?
Może i zbyt spontanicznie uruchamiał tajne przejścia, ale był profesjonalnym łamaczem klątw i znał podstawowe zasady bezpieczeństwa.
-Hexa Revelio. - mruknął, celując w skrzyneczkę. Miał nadzieję, że magia wskaże mu, czy na przedmiot lub całą komnatę nałożone są klątwy i pozwoli poznać ich ewentualny charakter.
st 55
a potem ta sama k100+bonus z run (+60) aby poznać charakter ewentualnych klątw (st 100)
-Niewygodne? - powtórzył, zaskoczony. Ale co było w tym niewygodnego? -Och, to nie był zmarnowany czas! Uwielbiam Quidditcha i miałaś taaaaaki potencjał! Prawdziwa przyjemność na Ciebie patrzeć... - zarumienił się, ale na szczęście było ciemno -ehem, jak latasz, na przykład jak latałaś nad statkiem Shafiqów... - rozgadał się, ale od Marcelli bił coraz większy dyskomfort.
Zbity z tropu, nie miał pojęcia co zrobił źle, ale na szczęście mógł wygodnie uniknąć dalszej rozmowy - zmieniając się w szczura i oddając się misji. Jeszcze wróci do tematu, o!
Jako mały szczur, bez trudu zauważył malutką dziurę w ścianie i wcisnął się w nią. Okazała się wąskim przejściem, prowadzącym do małej komnaty! Gdy tylko znalazł się w kolejnym pomieszczeniu, zaczął rozglądać się wkoło. Do środka dotarło też (sunąc za Steffem przez mały korytarzyk) światło, więc chłopak mógł zamienić się z powrotem w człowieka, co też uczynił. Wreszcie wszystko widać!
-SŁYSZYSZ MNIE?! DZIĘKI! - krzyknął do Marcelli, rozglądając się wkoło. Jego wzrok padł na ozdobną skrzyneczkę w kącie, oraz na małą dźwignię w ścianie. Nie powinien głupio ryzykować, ale... instynktownie szarpnął za dźwignię, która wyglądała przecież zupełnie normalnie i niemagicznie!
-Ej, patrz! - wstrzymał oddech, bo coś zachrzęściło, zachrobotało i nagle ściana przed Marcellą odsunęła się w bok, odsłaniając ukryte przejście - w sam raz dla człowieka, ale uruchamiane jedynie z wnętrza komnaty.
-Niesamowite! Może projektant tej kryjówki też był animagiem? - szepnął do siebie Steffen z szerokim uśmiechem, a potem odwrócił się ku skrzyneczce. Czy to tutaj może znajdować się amulet?
Może i zbyt spontanicznie uruchamiał tajne przejścia, ale był profesjonalnym łamaczem klątw i znał podstawowe zasady bezpieczeństwa.
-Hexa Revelio. - mruknął, celując w skrzyneczkę. Miał nadzieję, że magia wskaże mu, czy na przedmiot lub całą komnatę nałożone są klątwy i pozwoli poznać ich ewentualny charakter.
st 55
a potem ta sama k100+bonus z run (+60) aby poznać charakter ewentualnych klątw (st 100)
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 66
'k100' : 66
Miłym było to, co mówił, jednak ona już przerobiła ten temat i nie chciała do tego wracać. Zawaliła karierę, bardzo długo nie umiała się z tym pogodzić. Tak silne, długie porażki wyciągają z człowieka to co najgorsze, a ona w tym czasie straciła wszystko. Swój mały kąt w Wigtown, narzeczonego, pieniądze, karierę. Musiała odbić się od dna by zrozumieć, że jej niewielka pomoc nadal może się komuś przydać. Może kogoś uratować, zmienić coś w tym świecie. Gdyby nie pomoc rodziny, nie podniosłaby się pewnie w ogóle, zwłaszcza po odejściu Delaneya. To był gwóźdź do trumny, w której leżała praktycznie przez rok swojego życia...
Uśmiechnęła się niezręcznie pod nosem. Tak, było naprawdę dziwnie, ale chłopak radził sobie świetnie. Jeśli dalej tak pójdzie, będą mieli kolejnego bardzo uzdolnionego czarodzieja w swoich szeregach.
Weszła do pomieszczenia niepewnie, rozglądając się instynktownie. Wydawało jej się, że poszło odrobinę za łatwo.
- Nie uważasz, że... Trochę mało jest tutaj zabezpieczeń? - Spytała. Jednak poszło im zbyt gładko, wszystko wydawało jej się bardziej zaliczaniem kolejnych zagadek, ale osoba, która zabezpieczała to miejsce jakby... Wcale nie chciał robić krzywdy ludziom, którzy się tu pojawiali. Było kilka trudnych przejść i to tyle... Tylko tyle. Poza straszakiem na samym początku. - W każdym razie świetna robota.
Jego Hexa Revelio musiało od razu zwariować, kiedy tylko je rzucił. Marcella również zaczęła się czuć jakoś... Dziwnie. Pomieszczenie nagle zaczęło wydawać się jakieś ciemniejsze, trochę bardziej przytłaczające. W jednej chwili zadowolenie przemieniło się w dziwną niepewność, która sprawiła, że serce przyspieszyło. Ręce zaczęły się trząść tak, że musiała bardzo się skupić, by trzymać w niej różdżkę. Rozejrzała się niepewnie po pomieszczeniu, a kiedy jej wzrok spoczął znów na Steffenie zauważyła, że kieruje w nią różdżkę z zamiarem rzucenia w nią zaklęcia. Różdżkę, która zabłyszczała zieloną barwą. - Nie! - Natychmiast się wycofała od razu pod ścianę. Wycelowała różdżkę w chłopaka. Więc to był plan? Zapędzić ją w kozi róg i zaatakować, daleko od wszystkich innych. - Jesteś szpiegiem?! - Krzyknęła drżącym nieco głosem. Nie wiedziała co się dzieje, ale nie potrafiła się uspokoić, zaczęła rozglądać się po ścianach. Nagle zaczęło jej się wydawać, że przejście zniknęło. Musiał je zamknąć.
| stwierdzamy Klątwę Eris!
rzucam na spostrzegawczość, by dostrzec ukrytą runę - 60 st, poziom II
Uśmiechnęła się niezręcznie pod nosem. Tak, było naprawdę dziwnie, ale chłopak radził sobie świetnie. Jeśli dalej tak pójdzie, będą mieli kolejnego bardzo uzdolnionego czarodzieja w swoich szeregach.
Weszła do pomieszczenia niepewnie, rozglądając się instynktownie. Wydawało jej się, że poszło odrobinę za łatwo.
- Nie uważasz, że... Trochę mało jest tutaj zabezpieczeń? - Spytała. Jednak poszło im zbyt gładko, wszystko wydawało jej się bardziej zaliczaniem kolejnych zagadek, ale osoba, która zabezpieczała to miejsce jakby... Wcale nie chciał robić krzywdy ludziom, którzy się tu pojawiali. Było kilka trudnych przejść i to tyle... Tylko tyle. Poza straszakiem na samym początku. - W każdym razie świetna robota.
Jego Hexa Revelio musiało od razu zwariować, kiedy tylko je rzucił. Marcella również zaczęła się czuć jakoś... Dziwnie. Pomieszczenie nagle zaczęło wydawać się jakieś ciemniejsze, trochę bardziej przytłaczające. W jednej chwili zadowolenie przemieniło się w dziwną niepewność, która sprawiła, że serce przyspieszyło. Ręce zaczęły się trząść tak, że musiała bardzo się skupić, by trzymać w niej różdżkę. Rozejrzała się niepewnie po pomieszczeniu, a kiedy jej wzrok spoczął znów na Steffenie zauważyła, że kieruje w nią różdżkę z zamiarem rzucenia w nią zaklęcia. Różdżkę, która zabłyszczała zieloną barwą. - Nie! - Natychmiast się wycofała od razu pod ścianę. Wycelowała różdżkę w chłopaka. Więc to był plan? Zapędzić ją w kozi róg i zaatakować, daleko od wszystkich innych. - Jesteś szpiegiem?! - Krzyknęła drżącym nieco głosem. Nie wiedziała co się dzieje, ale nie potrafiła się uspokoić, zaczęła rozglądać się po ścianach. Nagle zaczęło jej się wydawać, że przejście zniknęło. Musiał je zamknąć.
| stwierdzamy Klątwę Eris!
rzucam na spostrzegawczość, by dostrzec ukrytą runę - 60 st, poziom II
nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
The member 'Marcella Figg' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 53
'k100' : 53
66+60 (runy III) > 100, poznaję dokładny charakter klątwy Eris
Steffen zmarszczył brwi, gdy smuga magii wyklarowała się wokół skrzyneczki - a dzięki swojej wiedzy starożytnych run od razu rozpoznał naturę klątwy, nałożonej nie tylko na sam przedmiot, ale na całą salę. Klątwy, której nie odczuwał gdy wszedł do pomieszczenia sam, jako szczur, bo działała wszak tylko na ludzi - i to na ludzi, którzy pojawiali się tutaj dwójkami.
-Onienie, CZEKAJ NIE WCHODŹ! - ostrzegł Marcellę, korzystając z ostatnich sekund trzeźwego myślenia, niezmąconego przeklętymi emocjami. W momencie, w którym panna Figg przeszła wgłąb pomieszczenia, Steffenowi zrobiło się jakoś niedobrze. Nie chciał jej tu, chciał być sam, sam ze swoim skarbem, który miał mu otworzyć progi do Zakonu Feniksa.
W dodatku, Figg zaczęła szydzić z tego planu, z całej ich misji!
-Co?! - prychnął, nawet nie zauważywszy, że jego ciało zareagowało instynktownie - przesuwając różdżkę ze skrzyni na Marcellę. Zarumienił się gwałtownie, bicie serca mu przyśpieszyło, a w wielkich oczach rozbłysły łzy.
-Więc po to tu przyszłaś, by ze mnie szydzić?! - uświadomił sobie. A co, jeśli to wszystko okrutny dowcip? Jeśli żadnego Zakonu nie ma, a Bertie i Marcella i może jeszcze Will wkręcają go w to wszystko, by finalnie uświadomić mu, że jest zerem?
-A może chcesz ten amulet dla siebie?! - fuknął, zagradzając jej drogę do skrzyneczki. Już miał ją wyzwać od upadłych gwiazd Quidditcha, ale zauważył, że wzrok Marcelli zbłądził gdzieś w dół i kobieta intensywnie wpatruje się w bok skrzyneczki, w której znajdował się amulet. Podążył za jej spojrzeniem i dojrzał runy, które przypomniały mu o rzuconym przed chwilą Hexo Revelio i dokonanym odkryciu.
-No tak, Eris...szybko, musimy rzucić Finite! - wykrzyknął w przypływie trzeźwego milczenia, ale zaraz dopadły go wątpliwości. Może nie powinien mówić wrogowi o tym wszystkim? Co, jeśli Marcella zaraz rzuci w niego Drętwotą? Uniósł różdżkę, łamiąc się. Miał tylko ułamki sekund i mógł, powinien, rzucić zaklęciem w Marcellę, uprzedzając jej niechybnie nadchodzący atak. Natura łamacza klątw jednak wygrała z emocjami i chłopak skierował różdżkę na runy, chcąc rzucić niewerbalne
Finite Incantatem.
st 80
Steffen zmarszczył brwi, gdy smuga magii wyklarowała się wokół skrzyneczki - a dzięki swojej wiedzy starożytnych run od razu rozpoznał naturę klątwy, nałożonej nie tylko na sam przedmiot, ale na całą salę. Klątwy, której nie odczuwał gdy wszedł do pomieszczenia sam, jako szczur, bo działała wszak tylko na ludzi - i to na ludzi, którzy pojawiali się tutaj dwójkami.
-Onienie, CZEKAJ NIE WCHODŹ! - ostrzegł Marcellę, korzystając z ostatnich sekund trzeźwego myślenia, niezmąconego przeklętymi emocjami. W momencie, w którym panna Figg przeszła wgłąb pomieszczenia, Steffenowi zrobiło się jakoś niedobrze. Nie chciał jej tu, chciał być sam, sam ze swoim skarbem, który miał mu otworzyć progi do Zakonu Feniksa.
W dodatku, Figg zaczęła szydzić z tego planu, z całej ich misji!
-Co?! - prychnął, nawet nie zauważywszy, że jego ciało zareagowało instynktownie - przesuwając różdżkę ze skrzyni na Marcellę. Zarumienił się gwałtownie, bicie serca mu przyśpieszyło, a w wielkich oczach rozbłysły łzy.
-Więc po to tu przyszłaś, by ze mnie szydzić?! - uświadomił sobie. A co, jeśli to wszystko okrutny dowcip? Jeśli żadnego Zakonu nie ma, a Bertie i Marcella i może jeszcze Will wkręcają go w to wszystko, by finalnie uświadomić mu, że jest zerem?
-A może chcesz ten amulet dla siebie?! - fuknął, zagradzając jej drogę do skrzyneczki. Już miał ją wyzwać od upadłych gwiazd Quidditcha, ale zauważył, że wzrok Marcelli zbłądził gdzieś w dół i kobieta intensywnie wpatruje się w bok skrzyneczki, w której znajdował się amulet. Podążył za jej spojrzeniem i dojrzał runy, które przypomniały mu o rzuconym przed chwilą Hexo Revelio i dokonanym odkryciu.
-No tak, Eris...szybko, musimy rzucić Finite! - wykrzyknął w przypływie trzeźwego milczenia, ale zaraz dopadły go wątpliwości. Może nie powinien mówić wrogowi o tym wszystkim? Co, jeśli Marcella zaraz rzuci w niego Drętwotą? Uniósł różdżkę, łamiąc się. Miał tylko ułamki sekund i mógł, powinien, rzucić zaklęciem w Marcellę, uprzedzając jej niechybnie nadchodzący atak. Natura łamacza klątw jednak wygrała z emocjami i chłopak skierował różdżkę na runy, chcąc rzucić niewerbalne
Finite Incantatem.
st 80
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 36
'k100' : 36
Schody Głuchych
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Irlandia