Wydarzenia


Ekipa forum
podwórze
AutorWiadomość
podwórze [odnośnik]13.01.17 23:08
First topic message reminder :




Podwórze


Dosyć spory ogród za domem - można wyjść na niego bezpośrednio przez tylne drzwi mieszkania, schodząc po werandzie; jest na niego też widok z balkonu sypialni. Wkoło ogrodzenia rosną drzewa, jest także kilka owocowych, ale niestety większość się marnuje, bo Selina nie wykorzystuje ich owoców w kuchni. W centralnym miejscu rośnie buk, na którego gałęzi zawieszona jest prosta huśtawka. Niedaleko rozstawionych jest kilka krzeseł, które zbierają się wokół niewielkiego paleniska.
Teren jest dosyć surowy, nie widać tu kobiecej ręki - nie rosną tu kwiaty ani krzewy ozdobne, ale nie jest też zarośnięty i zupełnie zapomniany.






I care for myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
Selina Lovegood
Selina Lovegood
Zawód : ścigająca Os, naczelna zołza, bywalczyni kolumn Czarownicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
pride
will be always
the longest distance
between us
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
podwórze - Page 2 ANUtJXt
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t986-selina-lovegood#5480 https://www.morsmordre.net/t1028-alfred-wlasnosc-seliny-lovegood#5823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f133-queen-elisabeth-walk-137-2 https://www.morsmordre.net/t3514-skrytka-bankowa-nr-290#61348 https://www.morsmordre.net/t1131-panna-lovegood

Re: podwórze [odnośnik]14.02.17 22:58
Woda zaś potrzebowała formy, swoistego celu - kierowana była konkretnymi zasadami. Ocean w trakcie dnia się cofał, by w nocy znów zagarnąć odebraną pulę ziemi - wszystko podyktowane było potrzebą. Skupiał się na rutynach, wypracowanych, ciasnych schematach, do których wracał ze względu na ich wysoką użyteczność. Był przewidywalny. Nie lubił zakłóceń, namiętnie lizał skały, by je wyżłobić względem swojego gustu, a nawet by je zniszczyć i utorować sobie tym samym drogę. Stały, niezwykle powolny w swych działaniach, ale konsekwentny. Potrzebował jednak mocy - silnego wiatru lub wewnętrznych poruszeń powierzchni, jaką pokrywał, które mogły wprawić w ruch ciężkie fale i siać gniew. Nie budował tej emocji szybko, co zdawało jej się główną przeszkodą w jej staraniach. Dysponowała kartami leniwie, rzucając je pozornie na oślep. Potrzebowała czasu, ale on ze zbyt dużą świadomością miał okazję się wycofać. Zatrzymanie piasków klepsydry było jedynym wyjściem.
Poruszyła niemrawo ustami, jakby chciała je wygiąć w drwiącym wyrazie, ale nie dokonywała wybitnych czynów w tym kierunku, kiedy stwierdził, że bajki to przywara małych dziewczynek. Zamiast tego zamieniła się w słuch, czekając aż zacznie swoją opowieść.
Historia miała standardowy początek, bez konkretnie sprecyzowanego czasu ani nazwisk - wskazywało więc to jasno na zakończenie z morałem. W bajeczkach, w których najważniejszy był przekaz, nie zajmowano się zbędnymi detalami, bo to nie wokół postaci ani rysu historycznego toczyła się akcja. Utkwiła więc poważne oczy w jego tęczówkach, wpatrując się w ich bezbrzeżną szarość. Zabawne, ale nie wyobrażała go sobie z żadnym innym kolorem - tylko ten odcień posiadał na tyle neutralne nacechowanie, a jednocześnie świetnie nadawał się na tło, które mogło grać w tle, by nagle ostrą stalą lub ciemnym grafitem zmrozić rozmówcę. To właśnie ta barwa zachęcała do odwracania wzroku, a przecież posiadała tyle tonacji...
Wolno rozciągała usta w uśmiechu, dostrzegając te drobne detale, korzystając z tego, że się do niej zbliżył na potrzeby prowadzenia swojej wypowiedzi. W dziwną wesołość wprowadzała go jego tonacja głosu, choć być może był to bardziej podziw nad oddaniem dla sprawy, w której wykonanie się tak wczuwał. Jej gałki oczne drżały delikatnie, kiedy analizowały bieg historii.
Ironia opowiastki była oczywista. Ktoś, uciekając przed śmiercią, sam wpadł pod gilotynę, która miała ściąć mu głowę. Parsknięcie z jej ust wyrwało się więc czysto machinalnie, choć oczy zmrużyły się momentalnie, kiedy dotarła do niej pierwsza refleksja.
-A mógł przeżyć przynajmniej dzień dłużej, gdyby nie pochłonął go strach.-przekręciła głowę na bok, w zbyt figlarnym geście jak na poruszany temat.
-Czy nie wystarczyłoby, by informacja o spotkaniu została przekazana do sługi?-podjęła jednak zaraz i zapytała, wpatrując się w niego intensywniej, jakby swoją naiwną postawą żądała odpowiedzi.-Pytanie: ile by zyskał? Czy wszystko nie sprowadza się do tematu nieuniknioności?-zaśmiała się, ruchami przecząc jednak tej wesołości, nie dając zgody na podobną myśl.-Śmierć musi mieć równy rachunek. Ile można się targować? Ile czasu przetrwać? Czy na tym to się powinno skupiać?-podniosła się, by wsunąć stopę pod pośladki i ponownie nachyliła się do swojego rozmówcy.-Naprawdę wierzysz w nieuchronność przeznaczenia?-wyprostowała się, by spojrzeć na niego z góry, jakby był to jedyny pryzmat, jaki miał jej zagwarantować prawdziwą odpowiedź.
Jego wybór nie był przypadkowy. Wpasowywała się w strzępki informacji, jakie o nim wolno kumulowała, dając jej delikatny zarys jego postaci. Nie posądzałaby go o zamiłowanie metapsychiką, swoistym ezoteryzmem, który skupiałby spoglądanie na jednostkę nie tylko poprzez role w społeczeństwie, ale też we wszechświecie. Nie sądziła, by oddawał swój los w ręce nienazwanej siły, pozwalając z góry określać jego kroki, choć bez wątpienia wierzyła w jego elastyczny kręgosłup moralny. Nie uważała jednak, by potrafił go uginać bez przerwy, ale - faktycznie - głębsze spoglądanie na sprawy dawało mu głębiej zakorzenione motywy i poczucie misji, a także pewną ulotność i nieprzyziemność, której przebłyski przejawiał. Nie był jednak nawiedzonym, eterycznym obłąkańcem i zdawał się zbyt bystro patrzeć na pewne rzeczy, by pozwalać im dryfować swoim rytmem. A to zainteresowanie przeznaczeniem i ostatecznością, jaką nadawała Śmierć... Doprawdy. I czy kiedykolwiek będzie mogła przestać się uśmiechać, skoro okazało się, że kostuchą była kobieta?
Skutecznie jednak zerwał zadowolenie z jej twarzy, wypychając w przepaść absurdu, który kompletnie nią pochłonął, kiedy wypowiadała tamtą inkantację.
Pierwszą reakcją był przestrach. Czyżby źle oceniła sytuację? Czy to nie było wystarczające, by zwrócić jego uwagę? Była przekonana o swojej nieomylności; nie mogła teraz ponieść porażki! Przecież nie skończyła!
Zatrzymał się.
To wystarczyło, by wraz z wydechem wydała z siebie wesołe, drżące westchnięcie, a jej usta wolno rozszerzały się w uśmiechu. Zadowolił ją tym posłuszeństwem wobec jej woli. Słowa nie miały żadnego znaczenia i nie przykładała do nich wagi, oddając się wzruszeniu. Mogła z dumą zakończyć akt, uginając kark w pełnym wdzięku ukłonie, niczym balerina po kolejnym odsłonięciu kurtyny. Zakryła buzię w niemalże wstydliwym geście, gdy z jej krtani wyrwał się nieśmiały śmiech, z kategorii tych kompletnie przejętych i dziewczęcych, jakby oniemiała pod natłokiem braw, jakie rozegrały się chyba tylko w jej głowie. Światła nie gasły, kiedy obce oczy były wpatrzone w jej sylwetkę, oceniając widziany spektakl.
-Ależ panie Mulciber...-zaczęła, jakby chciała uciąć potok onieśmielających komplementów.-Jestem przekonana, że to nie nasze ostatnie spotkanie.-wyrzuciła dłoń z nadgarstka, kiedy wznosiła rękę ku rozświetlającym niebo konstelacjom.-Gwiazdy musiały przepowiedzieć nam nie jedno. I pewnych rzeczy nie da się uniknąć.-jej głos drżał, wstrząsany beztroskim, choć wstrzymywanym śmiechem.
I wtedy reflektory pociemniały. Nie musiała karać zimnym spojrzeniem namolnego fana, widząc, jak jego cień - już zgodnie z jej życzeniem - oddala się, a ona mogła wrócić do swych zajęć.
-Och, Da Vinci, ta popularność czasem nie daje nam spokoju.-poskarżyła się, choć wcale nie brzmiała, jakby jej to bardzo przeszkadzało. Wszak żyła dla sceny i swoich widzów. Złapała kota, przytulając go do swojego policzka, by okręcić się wokół własnej osi w radosnym charakterze, kiedy w uszach wciąż grała jej do niedawna rozbrzmiewana symfonia. Usiadła z pewną nostalgią na swoim miejscu, przez moment z melancholią słuchając jedynie odgłosów świerszczy i mruczenia zwierzęcia, które odpowiadało w ten sposób na pieszczoty.
-Ale od picia samego mleka rosną tylko brzuchy, pamiętaj, Leonardzie. Czas złapać kilka myszy.-przypomniała mu, wypuszczając sierściucha z objęć. Obserwowała, jak odchodzi w ciemność, a jej własne oczy blakły w podobny sposób, dystansując się i wolno odrzucając wszelakie emocje. W końcu wróciła do przerwanego zajęcia, dokończając kilka ostatnich zdań o ułudzie sztucznej formacji, jaką był - godny kpiny - klub dziewcząt, które były zaledwie... tchórzliwymi pszczołami, bojącymi się o stracenie życia wraz z wbiciem żądła, a nie harpiami, jakimi ośmielały się nazywać. Warte pożałowania i drwin próby naśladowania Amazonek, nie posiadając za grosz cech, jakie mogły dawać dumę kobietom.
Kreśliła kolejne niewyraźne słowa, poddając się stopniowo rosnącej złości. Była ogniem, potrzebowała potrawki.

/zt




I care for myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
Selina Lovegood
Selina Lovegood
Zawód : ścigająca Os, naczelna zołza, bywalczyni kolumn Czarownicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
pride
will be always
the longest distance
between us
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
podwórze - Page 2 ANUtJXt
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t986-selina-lovegood#5480 https://www.morsmordre.net/t1028-alfred-wlasnosc-seliny-lovegood#5823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f133-queen-elisabeth-walk-137-2 https://www.morsmordre.net/t3514-skrytka-bankowa-nr-290#61348 https://www.morsmordre.net/t1131-panna-lovegood
Re: podwórze [odnośnik]20.02.17 21:20
Woda bywała jednak zdradziecka w swojej przewidywalności. Im piękniej i spokojniej wyglądała tym lepiej skrywała swą głębie. Gładka tafla ukrywała silne prądy pod powierzchnią, a także potwory żyjące w oceanicznej toni. Ocean był czymś więcej niż małą kałużą po deszczu choć i ta potrafiła być zaskakująco głęboka. Był żywiołem, który wykraczał poza linię horyzontu; poza granice umysłu. Deszcz zmywał brud, gasił płomienie, porywał ze sobą grząską ziemię, a przecież był potrzebny, nawet jeśli jego siła potrafiła niszczyć w jednej chwili.
Nigdy nie zależało mu, aby stać się ściśle określoną postacią. Nigdy nawet nie zastanawiał się nad tym, w jaki sposób jest postrzegany i czy wpasuje się w czyjekolwiek oczekiwania, lecz droga do zaskoczenia była zabawna i sprawiała mu wiele przyjemności. Uwielbiał przecież niespodzianki(przede wszystkim robić), uwielbiał zmiany, choć w oczach niektórych sam wydawał się niereformowalny. Z pasją obserwował ludzi, którzy śledzili jego ruchu i próbowali go wyprzedzić. Zmieniał zdanie w zależności od humoru, a ten potrafił się obrócić w ułamku sekundy pod wpływem błahostki.
Właśnie dlatego szybko podchwycił nastrój Seliny, który i jemu się udzielił. Uśmiechnął się na jej reakcję, słysząc jej dywagacje i pomysły na temat przytoczonej przez niego historii, jednej z tych, których rozwinięte wersje opowiadał kuzynce, gdy nie mogła spać. W końcu nawet zawtórował jej głośnym śmiechem, a jego szare oczy pomimo zapadającej nocy i ciemniejszego w słabym świetle odcienia, błysnęły.
— Kto wie — odpowiedział figlarnie z szerokim uśmiechem, jakby nie znał odpowiedzi na jej pytania. Choć jego twarz spowiły cienie, uwidaczniając każdą mimiczną zmarszczkę, uśmiech odejmował mu lat. Pojawiał się rzadko, jeszcze rzadziej był naprawdę szczery. — W jednym masz rację. Śmierć potrafi doskonale liczyć, każdy plus czeka minus, musi wyjść na czysto.
Jego rola nie sprowadzała się do gawędziarza, który musiał tłumaczyć opowiadane przez siebie przypowiastki. Zostawił jej interpretację, aby wyciągnęła swoje własne wnioski z tego spotkania. Wydawała się intrygująca, ciekawa przez pewien czas, a później sprowadziła się do tego, co już znał, by znów zasiać ziarno niepewności. Była niestała, a to zawsze była dobra wróżba w przypadku kobiet.
Nie miał czego szukać w jej skromnych progach, choć z przyjemnością zostałby dłużej, upił się winem i zajął kanapę, albo wygodniejsze łóżko, gdyby tylko miał pewność, że zaraz po zmrużeniu oczy nie wybudzi go zimnym kubłem wody wylanym prosto na głowę. Był przekonany, że rozwalając się na jej terenie tylko by ją wkurzył i choć wizja wydawała się kusząca postanowił nie drażnić osy. Jej ukłucia mogły wywołać uczulenie. Nim zniknął w jej mieszkaniu, zmierzył ją jeszcze wzrokiem, doceniając te wszystkie wdzięki aktorskiej postawy.
— Jesteś naprawdę dobra — mruknął pod nosem ze śmiertelną powagą. Musiała wiele ćwiczyć przed lustrem, aby wypaść tak wiarygodnie. Prawie sam dał się nabrać, ale jej fałszywie brzmiący śmiech za bardzo kojarzył się ze świergocącymi panienkami. Nie pasował do niej ani trochę. Ale przecież o to właśnie chodziło — udało jej się go wprawić w lepszy humor po raz kolejny tego wieczora, a on sam miał przeczucie, że kiedy spotkają się po raz kolejny będzie jeszcze ciekawiej.
Rozejrzał się jeszcze po pustym mieszkaniu. Brak reakcji z jej strony pozwolił mu na panoszenie się po jej terenie przez pewną chwilą z czego oczywiście zamierzał skorzystać w powolnej drodze w kierunku drzwi, a raczej bardzo krętej drodze przez kuchnię, jadalnię i salon (może to wino sprawiało, że nie mógł iść prostą linią do wyjścia?). Pochwycił czerwonawe jabłko leżące w koszyku, wgryzł się w nie, lecz momentalnie się skrzywił. Było zupełnie niezjadliwe, toteż nadgryzione odłożył obok, ledwie powstrzymując się przed wypluciem tego, co miał w ustach. Przełknął z niesmakiem.
— Obrzydlistwo — mruknął do siebie pod nosem, rozważając zaproponowanie jej zmiany ulubionego sklepu z produktami żywnościowymi. Jeśli wszystko, co miała w kuchni tak smakowało, nie dziwił się, że wolała alkohol. Podszedł do biurka, na którym ułożone były księgi, a ponieważ te wyjatkowo często przykuwały jego uwagę zdecydował się pożyczyć jedną z rodzinnej kolekcji Lovegoodów. Pewnie nawet nie zauważy jej zniknięcia. Przeglądajac jej zawartość udał się w końcu do wyjścia, pogwizdując pod nosem tylko jemu znaną melodię z dziwną wesołością.

|zt :pwease:



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
podwórze - Page 2 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

podwórze
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach