Stoliki [część restauracyjna]
AutorWiadomość
Część restauracyjna
Podłużna sala, w której zależnie od wymagań dyktowanych przez zmieniającą się liczbę gości przybywa bądź ubywa stolików. Wenus swoją ofertą zadowoli najbardziej wymagających gości, niezależnie czy poszukują miejsca na romantyczną kolację, spotkanie w większym gronie czy też oficjalny obiad biznesowy. To właśnie tu odbywają się znane na cały Londyn wieczory z muzyką na żywo, a przestronny parkiet stanowi idealne miejsce do zaprezentowania swoich umiejętności tanecznych. Jedynym mankamentem jest selekcja gości powodowana wysokimi cenami i wcześniejsza rezerwacją miejsc, przez co Wenus stanowi idealne miejsce dla spotkań członków czystokrwistych rodów - wszak krążą niepotwierdzone opinie, że właściciele znani są z nieprzychylnych spojrzeń w kierunku mugolaków.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:49, w całości zmieniany 1 raz
Dzień wcześniej, dostałam od Corneliusa informację o miejscu i czasie spotkania. Bardzo się ekscytowałam na to spotkanie, z tego co napisał w liście, to miał być moim przyszłym narzeczonym. Ojciec jakoś nie kwapił się, aby mi o tym powiedzieć. Czyżby sam nie wiedział? Ubrałam się najlepiej jak mogłam. Ubrałam białą, rozkloszowaną suknię za kolano, do tego korale. Buty i torebkę dobrałam w beżowym odcieniu. Chciałam dla Pana Lestrange wyglądać cudownie. Nie powiedziałam mu więc, gdzie wybywam. Cornelius zarezerwował dla nas stolik w restauracji i kazał powołać się na nazwisko Lestrange. Tak też miałam zamiar zrobić. Kiedy jednak przyszłam, od razu zaprowadzono mnie do odpowiedniego miejca i należycie obsługując, kiedy czekałam na mężczyznę. Spojrzałam na zegarek, byłam troszkę wcześniej.
Rozejrzałam się po restauracji, było tu naprawdę bardzo ładnie. Jasne ściany, piękne dekoracyjne elementy, które wraz z kwiatami dawały bardzo ładny efekt. Z tego co wiedziałam, to restauracja należała do Ceasara Lestrange. Byli kuzynami, więc spotkanie w tej restauracji było całkowicie zaplanowane, czy też w drugą stronę - kompletnie przypadkowe? Nie wiem czy w innych restauracjach zabrakło miejsca, czy może Cornelius lubił to miejsce? W każdym razie mi się tu podobało, a jego intencje w tym momencie mało mnie obchodziły.
- Panno Yaxley? Czy życzy Pani sobie czegoś jeszcze? - usłyszałam głos kelnera.
Spojrzałam na niego i delikatnie uśmiechnęłam się. Kiwnęłam delikatnie głową.
- Poproszę tylko wodę, poczekam na Pana Lestragne - poinformowałam go.
Już po chwili dostałam szklaneczkę, ten sam kelner nalał mi wody, tak jakby był to dla niego jakiś zaszczyt. Czyżby kolejny dorosły mężczyzna, który aż tak reaguje na czar willi? Zupełnie mi to nie przeszkadzało.
Strój KLIK
Rozejrzałam się po restauracji, było tu naprawdę bardzo ładnie. Jasne ściany, piękne dekoracyjne elementy, które wraz z kwiatami dawały bardzo ładny efekt. Z tego co wiedziałam, to restauracja należała do Ceasara Lestrange. Byli kuzynami, więc spotkanie w tej restauracji było całkowicie zaplanowane, czy też w drugą stronę - kompletnie przypadkowe? Nie wiem czy w innych restauracjach zabrakło miejsca, czy może Cornelius lubił to miejsce? W każdym razie mi się tu podobało, a jego intencje w tym momencie mało mnie obchodziły.
- Panno Yaxley? Czy życzy Pani sobie czegoś jeszcze? - usłyszałam głos kelnera.
Spojrzałam na niego i delikatnie uśmiechnęłam się. Kiwnęłam delikatnie głową.
- Poproszę tylko wodę, poczekam na Pana Lestragne - poinformowałam go.
Już po chwili dostałam szklaneczkę, ten sam kelner nalał mi wody, tak jakby był to dla niego jakiś zaszczyt. Czyżby kolejny dorosły mężczyzna, który aż tak reaguje na czar willi? Zupełnie mi to nie przeszkadzało.
Strój KLIK
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
To miał być wielki dzień, Corneliusie.
Czy tego właśnie chciałeś? Czy to jest spełnienie twoich marzeń? Przecież zawsze byłeś wolnym strzelcem, niezwiązanym na dłużej z żadnym miejscem, a teraz? Teraz czeka cię zupełnie inne życie. Mogłeś przecież uciec, istniało takie rozwiązanie, zdawałeś sobie sprawę jednak z jego konsekwencji – tym razem za bardzo bałeś się zaryzykować. Mimo wszystko. Dlatego też potulnie słuchałeś tego, co ci zalecono. Choć raz. Przecież zawsze byłeś na bakier z całym światem, robiłeś, co ci się tylko żywnie podobało; może więc teraz przyszedł czas, by wszystko zmienić? Zaprosiłeś ją do restauracji – to miejsce wydawało ci się w tym momencie najlepsze do okazji. W innych okolicznościach zabrałbyś ją do Marrakeszu, lawirowałbyś wśród miejscowych targów, pokazywał nieznane i zakazane smaki, o których nawet by nie śniła. Chciałbyś, aby okazała się nie tylko twoją żoną. Ty potrzebujesz kogoś więcej. Szukasz towarzysza w zbrodni.
Widzisz, jak siedzi przy jednym z wystawnie zastawionych stolików w restauracji twojego kuzyna. Jest taka eteryczna, delikatna, a ty lubisz przecież porcelanę z najwyższej półki, by z czasem zostawiać na niej kolejne rysy. Rozpoznajesz ją więc od razu, choć tak dawno się nie widzieliście. Ile to już minęło od waszego ostatniego spotkania? Nawet nie pamiętasz, nie lubisz liczyć czasu, nie znosisz, jak ulatuje ci przez palce. Nienawidzisz, gdy nie masz nad czymś władzy. To wprawia cię w złość, a ty nie stronisz od emocji. Masz ich w sobie za wiele, by udawać, choć czasem musisz to robić.
– Witaj, piękna – wlewasz jej piękne słówka na dzień dobry do ucha, hobbystycznie lubisz przecież prawić kobietom komplementy. – Jak zwykle olśniewająca – komentujesz po chwili namysłu, taki dziś jesteś miły i szarmancki, Corneliusie, choć tak naprawdę wcale nie lubisz tej sztucznej otoczki. To nie dla ciebie. Czy jednak zawsze taki będziesz, gdy wasze narzeczeństwo zostanie przypieczętowane? O ile tak się stanie.
Czy tego właśnie chciałeś? Czy to jest spełnienie twoich marzeń? Przecież zawsze byłeś wolnym strzelcem, niezwiązanym na dłużej z żadnym miejscem, a teraz? Teraz czeka cię zupełnie inne życie. Mogłeś przecież uciec, istniało takie rozwiązanie, zdawałeś sobie sprawę jednak z jego konsekwencji – tym razem za bardzo bałeś się zaryzykować. Mimo wszystko. Dlatego też potulnie słuchałeś tego, co ci zalecono. Choć raz. Przecież zawsze byłeś na bakier z całym światem, robiłeś, co ci się tylko żywnie podobało; może więc teraz przyszedł czas, by wszystko zmienić? Zaprosiłeś ją do restauracji – to miejsce wydawało ci się w tym momencie najlepsze do okazji. W innych okolicznościach zabrałbyś ją do Marrakeszu, lawirowałbyś wśród miejscowych targów, pokazywał nieznane i zakazane smaki, o których nawet by nie śniła. Chciałbyś, aby okazała się nie tylko twoją żoną. Ty potrzebujesz kogoś więcej. Szukasz towarzysza w zbrodni.
Widzisz, jak siedzi przy jednym z wystawnie zastawionych stolików w restauracji twojego kuzyna. Jest taka eteryczna, delikatna, a ty lubisz przecież porcelanę z najwyższej półki, by z czasem zostawiać na niej kolejne rysy. Rozpoznajesz ją więc od razu, choć tak dawno się nie widzieliście. Ile to już minęło od waszego ostatniego spotkania? Nawet nie pamiętasz, nie lubisz liczyć czasu, nie znosisz, jak ulatuje ci przez palce. Nienawidzisz, gdy nie masz nad czymś władzy. To wprawia cię w złość, a ty nie stronisz od emocji. Masz ich w sobie za wiele, by udawać, choć czasem musisz to robić.
– Witaj, piękna – wlewasz jej piękne słówka na dzień dobry do ucha, hobbystycznie lubisz przecież prawić kobietom komplementy. – Jak zwykle olśniewająca – komentujesz po chwili namysłu, taki dziś jesteś miły i szarmancki, Corneliusie, choć tak naprawdę wcale nie lubisz tej sztucznej otoczki. To nie dla ciebie. Czy jednak zawsze taki będziesz, gdy wasze narzeczeństwo zostanie przypieczętowane? O ile tak się stanie.
Gość
Gość
Widząc Corneliusa wchodzącego do pomieszczenia, aż serce zabiło mi mocniej. Tak dawno go nie widziałam, bałam się, że zmienił się całkowicie, chociaż on nie stracił ani trochę na wyglądzie. A może nawet zyskał. Był piekielnie przystojny, chociaż czy o kimś z takim wyglądem można nazwać "przystojny"? Był niemalże piękny, jak anioł w blond loczkach. Gdybym stała nogi by mi się ugięły. Pamiętałam go trochę inaczej, jestem jednak miło zaskoczona. Zarumieniłam się, czy powitał mnie swoimi komplementami. Byłam do nich przyzwyczajona, ale rumieniec i tak zawsze pojawiał mi się na twarzy. Nie do końca wiedziałam teraz, czy to z grzeczności czy jego słodkie słówka aż tak na mnie podziałały.
- Witaj, Corneliusie - powitałam go delikatnym głosem. - Dziękuje.
Gdy mężczyzna usiadł przy stoliku, momentalnie pojawił się obok nas kelner podając kartę i dając czas na zastanowienie się nad zamówieniem. Otwierając kartę udawałam, że przyglądam się nazwą potraw, tak na prawdę spoglądając na niego delikatnie.
- Dawno się nie widzieliśmy. Podróżowałeś? - zapytałam z zainteresowaniem, chociaż dobrze wiedziałam taka będzie odpowiedź. - Gdzie byłeś ostatnio?
W tym samym czasie wrócił kelner chcąc zebrać zamówienie. Znów patrzył się na mnie maślanymi oczyma, a mi się śmiać chciało. Gdyby wiedział, że na przeciwko mnie siedzi być może mój przyszły narzeczony?
- Witaj, Corneliusie - powitałam go delikatnym głosem. - Dziękuje.
Gdy mężczyzna usiadł przy stoliku, momentalnie pojawił się obok nas kelner podając kartę i dając czas na zastanowienie się nad zamówieniem. Otwierając kartę udawałam, że przyglądam się nazwą potraw, tak na prawdę spoglądając na niego delikatnie.
- Dawno się nie widzieliśmy. Podróżowałeś? - zapytałam z zainteresowaniem, chociaż dobrze wiedziałam taka będzie odpowiedź. - Gdzie byłeś ostatnio?
W tym samym czasie wrócił kelner chcąc zebrać zamówienie. Znów patrzył się na mnie maślanymi oczyma, a mi się śmiać chciało. Gdyby wiedział, że na przeciwko mnie siedzi być może mój przyszły narzeczony?
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
#1 taka elegancka
Być kobietą, być kobietą oszukiwać, dręczyć, zdradzać, być kobietą, bo kobiety są występne i zdradzieckie. Idealnie to do niej pasowało kiedy poruszała się z elegancją, zauważaną w każdym jej kroku. Od dawna nie zrobiła nic szalonego, kiedyś jeszcze było ją na to stać, pomimo życia w swojej rodowej klatce. Bycie samotną dziewczyną w wielkim mieście otwierało drogę na wiele możliwości. Teoretycznie mogła robić co chciała, nikt nie musiał się o niczym dowiedzieć prawda? Nawet jeśli, to i tak jest już wiele plotek, które krążą na jej temat. Dorzucenie jednej wiele w jej życiu nie zmieni. Jak na razie jednak kontrolowała się. Nie pozwalała sobie na skandale i skupiała się na dokończeniu książki. Trochę sie przez to zamykała w sobie, co chyba było oczywiste skoro mało wychodziła do ludzi. Miała dość tych wszystkich czarodziejskich barów, restauracji czy pubów. Nie można było się tam na spokojnie zabawić, bo zaraz obarczały Cię ciekawskie spojrzenia plotkujących. Jej to nie bawiło. Dlatego wolała spędzać czas w mugolskich lokalizacjach. Tam nikt jej nie znał, nikt nie myślał o niej jak o pannie z wielkiego rodu. Mogła być sobą. Przebywając w takich miejscach wydawało jej się, że jest bliżej swojego martwego ukochanego. W końcu on wychował sie w tych dzielnicach. Pewnie chodził po tych samych barach i kupował w tych samych sklepach. To straszne, że wciąż żyła przeszłością, a najgorsze było w tym wszystkim to, że nie mogła nikomu się o tym wygadać. Nawet najbliższa rodzina nie wiedziała co tak naprawdę działo sie w jej życiu. Nie miała się czym chwalić, w końcu zamordowała własnego męża i dziecko. Ludzie jej jeszcze współczuli, a ona w środku śmiała sie z ich naiwności. Dzisiaj mogła na chwilę oderwać się od fikcyjnego świata, który tworzyła. W końcu miała specjalnego gościa! Rodzina wciąż była dla niej najważniejsza, a z młodszą siostrą nie widziała się już długo. Była ciekawa co u niej i jak sie mają sprawy w domu. Gdy tylko spotkała się z Astorią od razu zaprowadziła ją do jednej z restauracji, w której lubiła jadać. - Co słuchać w domu? - zapytała z zainteresowaniem posyłając młodszej siostrze lekki uśmiech i podała jej menu.
Być kobietą, być kobietą oszukiwać, dręczyć, zdradzać, być kobietą, bo kobiety są występne i zdradzieckie. Idealnie to do niej pasowało kiedy poruszała się z elegancją, zauważaną w każdym jej kroku. Od dawna nie zrobiła nic szalonego, kiedyś jeszcze było ją na to stać, pomimo życia w swojej rodowej klatce. Bycie samotną dziewczyną w wielkim mieście otwierało drogę na wiele możliwości. Teoretycznie mogła robić co chciała, nikt nie musiał się o niczym dowiedzieć prawda? Nawet jeśli, to i tak jest już wiele plotek, które krążą na jej temat. Dorzucenie jednej wiele w jej życiu nie zmieni. Jak na razie jednak kontrolowała się. Nie pozwalała sobie na skandale i skupiała się na dokończeniu książki. Trochę sie przez to zamykała w sobie, co chyba było oczywiste skoro mało wychodziła do ludzi. Miała dość tych wszystkich czarodziejskich barów, restauracji czy pubów. Nie można było się tam na spokojnie zabawić, bo zaraz obarczały Cię ciekawskie spojrzenia plotkujących. Jej to nie bawiło. Dlatego wolała spędzać czas w mugolskich lokalizacjach. Tam nikt jej nie znał, nikt nie myślał o niej jak o pannie z wielkiego rodu. Mogła być sobą. Przebywając w takich miejscach wydawało jej się, że jest bliżej swojego martwego ukochanego. W końcu on wychował sie w tych dzielnicach. Pewnie chodził po tych samych barach i kupował w tych samych sklepach. To straszne, że wciąż żyła przeszłością, a najgorsze było w tym wszystkim to, że nie mogła nikomu się o tym wygadać. Nawet najbliższa rodzina nie wiedziała co tak naprawdę działo sie w jej życiu. Nie miała się czym chwalić, w końcu zamordowała własnego męża i dziecko. Ludzie jej jeszcze współczuli, a ona w środku śmiała sie z ich naiwności. Dzisiaj mogła na chwilę oderwać się od fikcyjnego świata, który tworzyła. W końcu miała specjalnego gościa! Rodzina wciąż była dla niej najważniejsza, a z młodszą siostrą nie widziała się już długo. Była ciekawa co u niej i jak sie mają sprawy w domu. Gdy tylko spotkała się z Astorią od razu zaprowadziła ją do jednej z restauracji, w której lubiła jadać. - Co słuchać w domu? - zapytała z zainteresowaniem posyłając młodszej siostrze lekki uśmiech i podała jej menu.
Gość
Gość
/dama, a co
Los kobiety był strasznie trudny o czym przekonały się chyba obydwie siostry Malfoy. Cece przeszła w życiu zdecydowanie za dużo. Doświadczyła niewyobrażalnego bólu, za to Astoria cierpiała po cichu, nawet nie do końca świadoma swojego cierpienia. Gdzieś w niej tkwiła delikatna, potrzebująca prawdziwego uczucia kobieta, która stała się suką, aby jakoś przetrwać. A teraz sama musiała się męczyć. Nie chciała się do tego przyznać, ale z dziwnym niepokojem czekała na to, aż ojciec, bądź brat przedstawią jej przyszłego narzeczonego. Sama nie wiedziała skąd nagle ten strach, przecież od zawsze wiedziała, że jej rolą jest zostanie żoną, która będzie wspierać swojego męża, która pomoże podejmować mu trudne decyzje, niejako z czasem podejmując je za niego wszystkie istotne decyzje, ale robiąc to w taki umiejętny sposób, aby nie zdawał sobie z tego sprawy. Dzisiaj miała się odprężyć, wychodząc na miasto ze swoją starszą siostrą. Chciała wyrwać Cece z jej książkowego świata, ale ona sama również pragnęła oderwać się od swojej codziennej monotonni, a jak wiadomo nie ma nic lepszego niż ubranie się w elegancką sukienkę, schludne uczesanie i wysokie szpilki. Astoria miała to do siebie, że uwielbiała wyglądać tak, że każdy facet zawiesi na niej swoje spojrzenie. Nie zapominajmy, że miała nadmuchane ego, nawet jak na Malfoya. Może dlatego patrzyła z góry na większość społeczności? Uważała się za lepszą? A może to próbowała sobie wmówić? W końcu przez całe życie starała się komuś przypodobać.
Razem z siostrą weszły do restauracji. Zajęły jeden ze stolików. Słysząc pytanie blondynki uśmiechnęła się lekko.
-Nic co mogłoby cię zaskoczyć. Megara nadal stara się udowodnić, że zaręczyny z Deimosem to nie jest dobry pomysł. Ojciec jest na to głuchy jak zwykle. Niedługo też ma się odbyć jakiś zjazd rodzinny. A co u ciebie?-spytała. Normalnie byłoby to tylko sformułowanie grzecznościowe, ale Astoria naprawdę przejmowała się swoją siostrą. Można powiedzieć, że rodzina miała ten przywilej, że dla nich nie była wredną suką.
Los kobiety był strasznie trudny o czym przekonały się chyba obydwie siostry Malfoy. Cece przeszła w życiu zdecydowanie za dużo. Doświadczyła niewyobrażalnego bólu, za to Astoria cierpiała po cichu, nawet nie do końca świadoma swojego cierpienia. Gdzieś w niej tkwiła delikatna, potrzebująca prawdziwego uczucia kobieta, która stała się suką, aby jakoś przetrwać. A teraz sama musiała się męczyć. Nie chciała się do tego przyznać, ale z dziwnym niepokojem czekała na to, aż ojciec, bądź brat przedstawią jej przyszłego narzeczonego. Sama nie wiedziała skąd nagle ten strach, przecież od zawsze wiedziała, że jej rolą jest zostanie żoną, która będzie wspierać swojego męża, która pomoże podejmować mu trudne decyzje, niejako z czasem podejmując je za niego wszystkie istotne decyzje, ale robiąc to w taki umiejętny sposób, aby nie zdawał sobie z tego sprawy. Dzisiaj miała się odprężyć, wychodząc na miasto ze swoją starszą siostrą. Chciała wyrwać Cece z jej książkowego świata, ale ona sama również pragnęła oderwać się od swojej codziennej monotonni, a jak wiadomo nie ma nic lepszego niż ubranie się w elegancką sukienkę, schludne uczesanie i wysokie szpilki. Astoria miała to do siebie, że uwielbiała wyglądać tak, że każdy facet zawiesi na niej swoje spojrzenie. Nie zapominajmy, że miała nadmuchane ego, nawet jak na Malfoya. Może dlatego patrzyła z góry na większość społeczności? Uważała się za lepszą? A może to próbowała sobie wmówić? W końcu przez całe życie starała się komuś przypodobać.
Razem z siostrą weszły do restauracji. Zajęły jeden ze stolików. Słysząc pytanie blondynki uśmiechnęła się lekko.
-Nic co mogłoby cię zaskoczyć. Megara nadal stara się udowodnić, że zaręczyny z Deimosem to nie jest dobry pomysł. Ojciec jest na to głuchy jak zwykle. Niedługo też ma się odbyć jakiś zjazd rodzinny. A co u ciebie?-spytała. Normalnie byłoby to tylko sformułowanie grzecznościowe, ale Astoria naprawdę przejmowała się swoją siostrą. Można powiedzieć, że rodzina miała ten przywilej, że dla nich nie była wredną suką.
Astoria D. Nott
Zawód : Dama
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
„Hidden feeling of power is sometimes infinitely more delicious
than overt power.”
than overt power.”
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Po wszystkim co blondynka przeszła, nie ma się co dziwić, że teraz tak strasznie się zmieniła. Chociaż przełomowym momentem dla niej, było niechciane małżeństwo. To nie tak, że swojego męża darzyła nienawiścią, przez pewien czas był jej naprawdę obojętny ale gdy złamał jej sece, odbierając osobę, dla której żyła, nie mogła postąpić inaczej. Jego śmierć była dla niej ukojeniem. Smak zemsty bardzo jej smakował, a tym jak pozbyła się jego pierworodnego dziecka, rozkoszowała się podwójnie. To trochę chore, by chcieć mordować własne dziecko ale dla niej był to intruz, który przeszkadzał jej w normalnym funkcjonowaniu. Teraz przynajmniej nie była związana, mogła robić to co uważała za słuszne i nikt nie mógł jej stopować, no może oprócz starszego brata. Cece miała nadzieję, że jej rodzinie nie wpadnie do głowy pomył, by znów ją wydać za mąż. Niezbyt jej taka opcja pasowała, a jeżeli już miałaby mieć męża, to chciała sama go sobie znaleźć. Nie zazdrościła siostrą tego, że są zmuszane do narzeczeństwa, całe szczęście sama miała to już za sobą. Jak trzeba będzie to zawsze mogła im podrzucić kilka rozwiązań jak szybko pozbyć się niechcianego mężczyzny. - Biedna. Wątpię, żeby cokolwiek wskórała, lepiej niech sie przyzwyczai do tej myśli. Ojciec nie zmieni zdania - znała to z autopsji więc dobrze wiedziała o czym mówi. - Zjazd rodzinny? Cała sie palę, żeby tam przyjechać. - rzuciła z ironią biorąc w ręce menu. Jedyne na co miała teraz ochotę to alkohol, który od dłuższego czasu gościł już w jej życiu, w całkiem pokaźnych ilościach. - U mnie w porządku, piszę książkę, prawie nie wychodzę ... ale jest dobrze. Przynajmniej mam spokój.- wzruszyła ramionami, co się będzie rozdrabniać. Oczywiście nie czuła się dobrze w tej całkowitej samotności, to było fajne na dzień czy dwa ale już od kilku miesięcy siedzi zamknięta w mieszkaniu, sam na sam z własnymi myślami. - Co chcesz jeść ? - zapytała, bo sama nie potrafiła sie zdecydować na żadne danie z karty. - Zastanawiam sie od pewnego czasu, czy nie wspomóc młodej Carrow w tej jej całej stadninie, w sumie i tak nie mam nic do roboty, a konie są przepięknymi zwierzętami, nie tak pięknymi jak walenie ale zawsze. - w sumie to byłaby ciekawa robota, zawsze coś innego niż tylko praca z nosem w papierze.
Gość
Gość
Astoria współczuła starszej siostrze, chociaż kiepsko szło jej okazywanie jakichkolwiek ciepłych uczuć, co chyba nikogo nie powinno dziwić, bo jedynym rodzajem miłości jaki znała to miłość rodzeństwa. Tylko, że nikt nie nauczył jej sztuki pocieszania. Matka nie kwapiła się, aby okazać jej czy któremukolwiek z rodzeństwa należytą uwagę. Być może dlatego każde z rodzeństwa Malfoy miało swoje niezbyt ludzkie zachowania, nie do końca liczyli się z ludzkim życiem, czy też ich potrzebami, albo jak w przypadku Meg, buntowali się przeciwko tym, którzy za wszelką cenę próbowali trzymać ją w ryzach. Astoria nie potrafiła się zbuntować. Zbyt długo wmawiała sobie, że jej postawa jest właściwa i nie ma innej drogi. W końcu w to uwierzyła i żyła bez miłości w swoim życiu z trwogą w sercu czekając na tego, za którego rodzina postanowi ją wydać. Brunetka uśmiechnęła się ponuro, patrząc na starszą siostrę.
-Carrow, nie wiedzieć czemu nie przepadam za większością z nich. A na zjeździe ma pojawić się nasz przyszły szwagier.-oznajmiła. Widać było, że Astorii niezbyt podoba się ta sytuacja. Chciałaby jakoś pomóc młodej, ale nie miała jeszcze misternego planu. Uśmiechnęła się do siostry. Dobrze, że jakoś sobie radziła, ale martwiła się o nią. W końcu nikomu nie służyła samotność, a tym bardziej po tym co przeszła Cece. Przyglądała się uważnie menu.
-Co powiesz na numerek 21? Ze słodkim winem do tego?-zagadnęła. Pewnie było to jakieś super wykwintne danie. Była w lekkim szoku, ale w sumie zadowolona.
-To dobry pomysł. Zawsze wyjdziesz z domu. Oderwiesz się trochę od pisania.-zgodziła się. Może w końcu coś się zmieni w życiu Cece? Może chociaż Cece uda się wyjść z dołka. Kobiety rodu Malfoy jak widać nie miały lekko. Megara nie mogła się spełniać, ponieważ rodzina stopowała jej chęć chłonięcia wiedzy. Cece nie mogła być z mężczyzną, którego kochała, a Astoria nigdy nie zaznała prawdziwej miłości. To smutne.
-Carrow, nie wiedzieć czemu nie przepadam za większością z nich. A na zjeździe ma pojawić się nasz przyszły szwagier.-oznajmiła. Widać było, że Astorii niezbyt podoba się ta sytuacja. Chciałaby jakoś pomóc młodej, ale nie miała jeszcze misternego planu. Uśmiechnęła się do siostry. Dobrze, że jakoś sobie radziła, ale martwiła się o nią. W końcu nikomu nie służyła samotność, a tym bardziej po tym co przeszła Cece. Przyglądała się uważnie menu.
-Co powiesz na numerek 21? Ze słodkim winem do tego?-zagadnęła. Pewnie było to jakieś super wykwintne danie. Była w lekkim szoku, ale w sumie zadowolona.
-To dobry pomysł. Zawsze wyjdziesz z domu. Oderwiesz się trochę od pisania.-zgodziła się. Może w końcu coś się zmieni w życiu Cece? Może chociaż Cece uda się wyjść z dołka. Kobiety rodu Malfoy jak widać nie miały lekko. Megara nie mogła się spełniać, ponieważ rodzina stopowała jej chęć chłonięcia wiedzy. Cece nie mogła być z mężczyzną, którego kochała, a Astoria nigdy nie zaznała prawdziwej miłości. To smutne.
Astoria D. Nott
Zawód : Dama
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
„Hidden feeling of power is sometimes infinitely more delicious
than overt power.”
than overt power.”
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Komu z ich rodzeństwa cokolwiek związanego z uczuciami przychodziło łatwo? To chyba nie miało racji bytu, patrząc na to co wszyscy przeżyli. Same złe wspomnienia, nic dziwnego że każde z nich było zamknięte w sobie i nie koniecznie należeli do miłych ludzi. Cece tylko raz spróbowała wziąć własne życie w swoje ręce i przestać oglądać się na rodzinę, niestety źle się to skończyło i teraz jest jaka jest. Podła kobieta, która z zimną krwią umiała zabić nie tylko własnego męża, co nie byłoby jeszcze jakieś dziwne, ale i własne, nienarodzone dziecko. Swojego jedynego potomka nienawidziła tak bardzo, że była w stanie zakończyć jego życie zanim się jeszcze rozpoczęło. Wtedy zdała sobie sprawę, że jest bardziej podobna do swojej matki, niż kiedykolwiek mogła o tym pomyśleć. Chociaż może jednak nie? W końcu nie skazała dzieciaka na wieczną niechęć od strony własnej rodzicielki, zakończyła jego męki i nie pozwoliła, by zniszczył sobie psychikę, życiem bez matczynej miłości. Taka była dobroduszna. - Meg powinna wyjść za mąż za kogoś lepszego. Nie ma już bardziej interesujących kandydatów? Są lepsze rodziny niż oni. Nie jestem przekonana co do tego, by nadawali się na związek z Malfoyami. - powiedziała z wyższością. Nauczyła się już, że jedni są lepsi od drugich i, że zdecydowanie ich ród był z nich wszystkich najlepszy. Trzeba było znać swoją wartość. - Tak bardzo się cieszę, że poznam naszego szwagra... - kolejna porcja ironii. Nie ma to jak bycie zaręczoną z kimś kogo się nawet nie lubiło. Cece powinna podpowiedzieć młodszej siostrze jak wykończyć kogoś kto stoi na jej drodze do "szczęścia", jeżeli tak to można nazwać. - Brzmi apetycznie.. weź sobie wino, a ja się napiję czegoś mocniejszego. - alkohol to była dobra rzecz, po którą blondynka od pewnego czasu zaczęła sięgać całkiem często. Tak samo jak po opium, które Anthony od czasu do czasu jej przynosił. Używki jakoś jej pomagały w funkcjonowaniu. - Uważasz, że powinnam się oderwać od książek ? - zapytała z lekkim uśmiechem - Czyli, że co? Moje książki jednak są tragedią? - uniosła jedną brew i aż się zaśmiała, a to był prawdziwy cud, bo nie miała w zwyczaju się śmiać publicznie. Przy siostrze jednak można było! Załóżmy, że podszedł do nich kelner i Cece zamówiła to co chciały, a po chwili otrzymały swoje trunki, by mogły spokojnie poczekać na danie główne. - Wypijmy za nasz cudny ród - powiedziała z sarkazmem i wzniosła szklankę swojej whisky, bo przecież wina pić nie będzie, w geście toastu.
Gość
Gość
Astoria chyba nie odważyłaby się posunąć tak daleko. Może za bardzo starała się przypodobać bratu? Dlatego stała się wzorem szlachcianki pochodzącej z rodu Malfoy. Za wszelką cenę starała się zamaskować podobieństwo do matki, które i tak było widocznie już na pierwszy rzut oka. Mimo wszystko, Astoria nie potrafiłaby zabić swojego dziecka. Męża? Być może, ale na pewno nie dziecka. Chociaż wie? W końcu każdy człowiek zna siebie na tyle na ile został doświadczony. Nigdy nie wiadomo jak groźne i niebezpieczne zwierze w nas siedzi. Jest to coś, czego nie idzie zmierzyć.
Czyli ród Carrow spotykał się nie tylko z niechęcią ze strony Astorii? W sumie nic dziwnego. Carrowowie to dosyć specyficzny ród, który raczej nie udzielał się na bankietach, co już było dosyć podejrzane. Brunetka nie chciała stracić swojej młodszej siostrzyczki, z która była zżyta, zresztą jak z resztą rodzeństwa. Co z tego, że Abraxas posilił się ich matką, a Cece była dzieciobójczynią? Kto wie, może w przyszłości Astoria zainteresuje się czym o wiele gorszym? Kto wie do czego doprowadzi ją bycie ozdobą swojego męża? Może będzie wychodzić za bogatych szlachciców, zmuszać do przepisania jej majątku i uśmiercać w umiejętny sposób? To całkiem dobry plan na życie.
-Właśnie widzę, że już się do tego palisz. Nie wiem co ojciec, czy też nasz brat mieli w głowie godząc się na takie układy. Mam nadzieję, że mnie wydadzą za kogoś lepszego.-rzuciła. Do swojego zamążpójścia podchodziła trochę jak do podpisania umowy, która miała być korzystna dla obydwóch stron. Proste? Jak budowa cepa.
Uniosła jedną brew ku górze.
-Siostrzyczko, przecież wiesz, że nie oto mi chodziło. Chociaż tak, twoje książki są okropne.-powiedziała wywracając oczami, a jej głos był przepełniony sarkazmem. Oczywiście, że tak nie myślała. Według niej książki Cece były naprawdę dobre. Tylko co ona tam mogła wiedzieć? Znaczy naprawdę wiedziała bardzo dużo, ale przecież jej nie przystoi czytać. Według ojca powinna być ciemną laleczką, którą łatwo wyda za mąż i zrobi na tym świetny interes. Nie tak szybko panie Malfoy. Wzięła w dłoń swoją lampkę z winem. Uwielbiała wino, wszelkiego rodzaju, chociaż te francuskie i włoskie były najlepsze.
-Za nas.-uśmiechnęła się, upijając łyk półwytrawnego wina. Aż korciło, żeby wypić, za następne pokolenie, ale no mieli jedynie Lucjusza, którego Astoria oczywiście uwielbiała.
Czyli ród Carrow spotykał się nie tylko z niechęcią ze strony Astorii? W sumie nic dziwnego. Carrowowie to dosyć specyficzny ród, który raczej nie udzielał się na bankietach, co już było dosyć podejrzane. Brunetka nie chciała stracić swojej młodszej siostrzyczki, z która była zżyta, zresztą jak z resztą rodzeństwa. Co z tego, że Abraxas posilił się ich matką, a Cece była dzieciobójczynią? Kto wie, może w przyszłości Astoria zainteresuje się czym o wiele gorszym? Kto wie do czego doprowadzi ją bycie ozdobą swojego męża? Może będzie wychodzić za bogatych szlachciców, zmuszać do przepisania jej majątku i uśmiercać w umiejętny sposób? To całkiem dobry plan na życie.
-Właśnie widzę, że już się do tego palisz. Nie wiem co ojciec, czy też nasz brat mieli w głowie godząc się na takie układy. Mam nadzieję, że mnie wydadzą za kogoś lepszego.-rzuciła. Do swojego zamążpójścia podchodziła trochę jak do podpisania umowy, która miała być korzystna dla obydwóch stron. Proste? Jak budowa cepa.
Uniosła jedną brew ku górze.
-Siostrzyczko, przecież wiesz, że nie oto mi chodziło. Chociaż tak, twoje książki są okropne.-powiedziała wywracając oczami, a jej głos był przepełniony sarkazmem. Oczywiście, że tak nie myślała. Według niej książki Cece były naprawdę dobre. Tylko co ona tam mogła wiedzieć? Znaczy naprawdę wiedziała bardzo dużo, ale przecież jej nie przystoi czytać. Według ojca powinna być ciemną laleczką, którą łatwo wyda za mąż i zrobi na tym świetny interes. Nie tak szybko panie Malfoy. Wzięła w dłoń swoją lampkę z winem. Uwielbiała wino, wszelkiego rodzaju, chociaż te francuskie i włoskie były najlepsze.
-Za nas.-uśmiechnęła się, upijając łyk półwytrawnego wina. Aż korciło, żeby wypić, za następne pokolenie, ale no mieli jedynie Lucjusza, którego Astoria oczywiście uwielbiała.
Astoria D. Nott
Zawód : Dama
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
„Hidden feeling of power is sometimes infinitely more delicious
than overt power.”
than overt power.”
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nikt nie myśli o tym co złego byłby w stanie zrobić dopóki nie nadchodzi taka chwila w życiu, że trzeba postąpić źle, nawet bardzo źle, by uzyskać to co jest upragnione. Dla blondynki była to zemsta oraz pragnienie wolności. Od zawsze myślała, że nigdy nie stanie się taka jak jej matka. Broniła się przed tym rękami i nogami. Teraz zastanawiała się czy nie jest nawet od niej gorsza. Zabiła swoje własne dziecko, istotę którą powinna kochać nad życie. Na samo wspomnienie tego dnia kiedy dowiedziała się o swojej ciąży, chce jej się wymiotować. Nigdy nie pomyślała, że będzie w stanie przepłakać tyle dni z rozpaczy. Zazwyczaj kobiety cieszą się gdy zajdą w ciążę ( wszystkie moje postacie się z tego nie cieszą! WHAT'S WRONG WITH ME !? ) dla Cece był to jeden z najgorszych dni życia. - Oni zawsze patrzą na dobro naszej rodziny, powinnyśmy to uszanować i być dobrymi żonami, matkami i babciami. - od takiej ilości ironii z którą Cece wypowiedziała te słowa, można było umrzeć, dawka śmiertelna, złoty strzał i te sprawy. - Nie można sie ojcu przeciwstawić, chyba że masz dośc bycia Malfoyem, to wtedy droga wolna. - mruknęła i teraz już było słychać smutek w jej głosie - Czasem mam ochotę się odciąć od tego rodu i mieć święty spokój, nie kusi Cię? - zapytała. Była ciekawa jak siostra widzi to bycie żywym towarem, którym ojciec lub brat może dysponować na prawo i lewo. - Módl się, żeby wcale nie chcieli Cię wydać za mąż, ciężko znaleźć kogoś normalnego - znała to z autopsji. Nie żeby jej mąż był złym człowiekiem, może gdyby nie była zakochana w mugolaku to nawet mogłaby go kiedyś polubić ale niestety nic z tego nie wyszło i teraz sa w takiej, a nie innej sytuacji. - Dzięki, nie ma to jak dobra krytyka - powiedziała i aż się zaśmiała kręcąc przy tym lekko głową. Dobrze, że miała swoje rodzeństwo, bo wtedy pewnie umarłaby z samotności, tak to przynajmniej raz na jakiś czas mogła się do kogoś odezwać i nie spędzać dnia tylko z kotem i sową. Zdaniem Cece, kobiety powinny się dużo uczyć, czytać i rozwijać. To wyszłoby wszystkim na dobre, bo nie każdy pan chciał mieć głupiutką małżonkę u swojego boku. Blondynka się nie opierniczała i swoją porcję alkoholu wypiła na raz. Co z tego, że powinna być damą? Przecież nikt nie zabroni kobiecie się porządnie napić, tym bardziej, że ile można pić taką małą porcję whisky. - Ojciec ostatnio przekazał mi niezwykle szczęśliwą nowinę. - pomyślała, że siostra powinna wiedzieć o tym co w najbliższej przyszłości stanie się w ich rodzinie. - Znalazł mi nowego kandydata na męża - mruknęła posyłając kobiecie wymuszony uśmiech - Niedługo znów będę szczęśliwą panną młodą... jak fajnie. - szkoda, że nie było w jej głosie ani kropli entuzjazmu.
Gość
Gość
Zapewne Astoria nie zrozumiałaby siostry. Ona pragnęła zostać taką matką, jaką powinna być Lamia. Dlatego tak troszczyła się o Cece, mimo iż to ona była starszą siostrą. Dlatego tak często przesiadywała z Megarą, chcąc, aby jej mała siostrzyczka wiedziała, że ma w Astorii wsparcie, którego żaden z nich nie miało w matce.
Astoria słysząc słowa starszej siostry miała ochotę wybuchnąć śmiechem. Podejrzewam, że przy dogadywaniu się co do małżeństwa, żadne z nich nie myślał o dziewczynach. Chodziło wyłącznie o interes. Brunetka chyba łudziła się, że ona wpadnie na swojego księcia podczas jednego z bankietów, zakochają się i będą żyć długo i szczęśliwie. Pytanie Cece było bardzo kłopotliwe, ale zmusiło też Astorię do zastanowienia się nad samą sobą.
-Czasem zastanawiałam się jakby to było. Bez zakazów, nakazów, z mężczyzną, którego kochasz.-powiedziała, a Cece przez chwilę mogła widzieć rozmarzoną romantyczkę. Astorię, której nie widziała nigdy wcześniej i pewnie nigdy więcej nie zobaczy. Chwila zapomnienia minęła, a chłodna maska pojawiła się na twarzy szlachcianki. Wyprostowała się jak struna popijając wino.
-Ale miłość nie istnieje. Małżeństwo to tylko umowa, z której obydwie strony muszą się wywiązać.- brzmiała jak każdy arystokrata i chociaż pragnęła miłości w małżeństwie to niezbyt się na to nastawiała. Spojrzała na blondynkę odgarniając kosmyk włosów za ucho.
-Mam jednak nadzieję, że kogoś znajdą, nie uśmiecha mi się bycie starą panną. Nie lubię kotów.-pożaliła się. No bo matkowanie kotom nie było szczytem jej marzeń. To byłby skandal, gdyby ona, cudowna Astoria została sama. Taka ujma na honorze? Skinęła siostrze głową z niewinnym uśmieszkiem.
-Do usług siostrzyczko.-a co, każda krytyka jest dobra, prawda? Nieważne, dobra czy zła. Kelner łaskawie pojawił się z ich zamówieniem, tak więc, Astoria zabrała się do jedzenie, bo co tu dużo mówić była głodna. Nawet szlachcianki czasem głodnieją. Prawie się zakrztusiła. Nie żeby coś, ale dowiedziała się, że będzie miała kolejnego szwagra.
-Kim jest ten szczęśliwiec?-spytała, gdy przełknęła to co miała w buzi.
Astoria słysząc słowa starszej siostry miała ochotę wybuchnąć śmiechem. Podejrzewam, że przy dogadywaniu się co do małżeństwa, żadne z nich nie myślał o dziewczynach. Chodziło wyłącznie o interes. Brunetka chyba łudziła się, że ona wpadnie na swojego księcia podczas jednego z bankietów, zakochają się i będą żyć długo i szczęśliwie. Pytanie Cece było bardzo kłopotliwe, ale zmusiło też Astorię do zastanowienia się nad samą sobą.
-Czasem zastanawiałam się jakby to było. Bez zakazów, nakazów, z mężczyzną, którego kochasz.-powiedziała, a Cece przez chwilę mogła widzieć rozmarzoną romantyczkę. Astorię, której nie widziała nigdy wcześniej i pewnie nigdy więcej nie zobaczy. Chwila zapomnienia minęła, a chłodna maska pojawiła się na twarzy szlachcianki. Wyprostowała się jak struna popijając wino.
-Ale miłość nie istnieje. Małżeństwo to tylko umowa, z której obydwie strony muszą się wywiązać.- brzmiała jak każdy arystokrata i chociaż pragnęła miłości w małżeństwie to niezbyt się na to nastawiała. Spojrzała na blondynkę odgarniając kosmyk włosów za ucho.
-Mam jednak nadzieję, że kogoś znajdą, nie uśmiecha mi się bycie starą panną. Nie lubię kotów.-pożaliła się. No bo matkowanie kotom nie było szczytem jej marzeń. To byłby skandal, gdyby ona, cudowna Astoria została sama. Taka ujma na honorze? Skinęła siostrze głową z niewinnym uśmieszkiem.
-Do usług siostrzyczko.-a co, każda krytyka jest dobra, prawda? Nieważne, dobra czy zła. Kelner łaskawie pojawił się z ich zamówieniem, tak więc, Astoria zabrała się do jedzenie, bo co tu dużo mówić była głodna. Nawet szlachcianki czasem głodnieją. Prawie się zakrztusiła. Nie żeby coś, ale dowiedziała się, że będzie miała kolejnego szwagra.
-Kim jest ten szczęśliwiec?-spytała, gdy przełknęła to co miała w buzi.
Astoria D. Nott
Zawód : Dama
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
„Hidden feeling of power is sometimes infinitely more delicious
than overt power.”
than overt power.”
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
// ok. 4 miesiące nieodpisywania = przejmuję miejscówkę.
/ po spotkaniu z Elizabeth i po szpitalu, przed spotkaniem z Blair
W pracy jak to w pracy, sytuacje są różne, zwłaszcza jeśli pracuje się w takiej branży jak Thomas. Niebezpieczeństwo czyha na każdym kroku, a on musi iść w sam jego środek, dowiedzieć się jak najwięcej i przekazać to dalej, by aurorzy mieli odpowiednie informacje. Ostatnia akcja była dość intensywna w wydarzenia. Miało się to odbyć tak jak zwykle, ale jego rozmówca okazał się podstawiony, bo spodziewali się szpiegów. Podczas dyskretnego wypytywania, odwróciły się role i to przeciwnik próbował jak najwięcej się dowiedzieć. Od słowa do słowa, wywiązała się walka, której skutkiem była złamana ręka Thomasa. Bolało jak diabli, więc jak najszybciej mógł, udał się do szpitala. Złamanie ręki potrafią wyleczyć bardzo szybko, a na szczęście mężczyzny pomagała mu Cynthia Vanity. Poznał ją kiedyś w szpitalu, gdy tam trafił. Wtedy było z nim gorzej, ale przynajmniej wiedział, że dziewczyna wie co robi. Ufał jej w 100% ze swoim zdrowiem, dlatego ze złamaną ręką poprosił właśnie o nią. Nie chciał, żeby to się rozniosło, bo mogli go powiązać. Chciał załatwić to szybko i dyskretnie, a ona była odpowiednią osobą.
Oczywiście w ramach podziękowania zaprosił ją na kolację w restauracji. Wyszykował się w godzinę, zakładając najlepsze wyjściowe ubrania i układając włosy. Oczywiście jak dżentelmen przyjechał po nią do domu, bo gdzie miałaby podróżować samotnie (nawet jeśli była to kwestia teleportacji). W każdym razie właśnie wchodzili do środka. Restauracja Wenus cieszyła się uznaniem wśród rodzin czystokrwistych, dlatego wiedział, że będzie to udany wieczór. Wystrój sali zachwycał, a obsługa była bardzo pomocna.
Od razu po wejściu do środka, podbiegł do nich kelner i kiedy usłyszał, na jakie nazwisko była rezerwacja, zaczął przy nich skakać. W sensie nadskakiwać. Zabrał ich płaszcze, zaprowadził do najbardziej odosobnionego stoliku dla dwojga, pozwalając oczywiście Thomasowi po dżentelmeńsku odsunąć kobiecie krzesło, by usiadła, po czym gdy i on zajął miejsce podał im karty. Wybór był duży, a Fawley lubił wszystkiego spróbować i choć bywał tu już parę razy, to jednak jeszcze mu się nie udało. Dziś chyba weźmie coś nowego. Co do picia oczywiście nie było wątpliwości. W grę wchodził burbon albo ognista whisky. Ale nie miał pewności, czy dziewczynie będzie łatwo zdecydować. Być może również tu bywała, nie umiał powiedzieć. Znali się bardzo przelotnie (choć nie w tym sensie, nie żeby on nie chciał), bo w szpitalu nie mogli sobie pozwolić na otwarte wymienianie się informacjami.
- Na co masz ochotę? - zapytał, oczywiście w jego stylu, bardzo dwuznacznie. Nie byłby sobą, gdyby ominął takie komentarze. Poza tym podczas leczenia często zdarzało im się flirtować, więc to dla Cynthii żadna nowość.
/ po spotkaniu z Elizabeth i po szpitalu, przed spotkaniem z Blair
W pracy jak to w pracy, sytuacje są różne, zwłaszcza jeśli pracuje się w takiej branży jak Thomas. Niebezpieczeństwo czyha na każdym kroku, a on musi iść w sam jego środek, dowiedzieć się jak najwięcej i przekazać to dalej, by aurorzy mieli odpowiednie informacje. Ostatnia akcja była dość intensywna w wydarzenia. Miało się to odbyć tak jak zwykle, ale jego rozmówca okazał się podstawiony, bo spodziewali się szpiegów. Podczas dyskretnego wypytywania, odwróciły się role i to przeciwnik próbował jak najwięcej się dowiedzieć. Od słowa do słowa, wywiązała się walka, której skutkiem była złamana ręka Thomasa. Bolało jak diabli, więc jak najszybciej mógł, udał się do szpitala. Złamanie ręki potrafią wyleczyć bardzo szybko, a na szczęście mężczyzny pomagała mu Cynthia Vanity. Poznał ją kiedyś w szpitalu, gdy tam trafił. Wtedy było z nim gorzej, ale przynajmniej wiedział, że dziewczyna wie co robi. Ufał jej w 100% ze swoim zdrowiem, dlatego ze złamaną ręką poprosił właśnie o nią. Nie chciał, żeby to się rozniosło, bo mogli go powiązać. Chciał załatwić to szybko i dyskretnie, a ona była odpowiednią osobą.
Oczywiście w ramach podziękowania zaprosił ją na kolację w restauracji. Wyszykował się w godzinę, zakładając najlepsze wyjściowe ubrania i układając włosy. Oczywiście jak dżentelmen przyjechał po nią do domu, bo gdzie miałaby podróżować samotnie (nawet jeśli była to kwestia teleportacji). W każdym razie właśnie wchodzili do środka. Restauracja Wenus cieszyła się uznaniem wśród rodzin czystokrwistych, dlatego wiedział, że będzie to udany wieczór. Wystrój sali zachwycał, a obsługa była bardzo pomocna.
Od razu po wejściu do środka, podbiegł do nich kelner i kiedy usłyszał, na jakie nazwisko była rezerwacja, zaczął przy nich skakać. W sensie nadskakiwać. Zabrał ich płaszcze, zaprowadził do najbardziej odosobnionego stoliku dla dwojga, pozwalając oczywiście Thomasowi po dżentelmeńsku odsunąć kobiecie krzesło, by usiadła, po czym gdy i on zajął miejsce podał im karty. Wybór był duży, a Fawley lubił wszystkiego spróbować i choć bywał tu już parę razy, to jednak jeszcze mu się nie udało. Dziś chyba weźmie coś nowego. Co do picia oczywiście nie było wątpliwości. W grę wchodził burbon albo ognista whisky. Ale nie miał pewności, czy dziewczynie będzie łatwo zdecydować. Być może również tu bywała, nie umiał powiedzieć. Znali się bardzo przelotnie (choć nie w tym sensie, nie żeby on nie chciał), bo w szpitalu nie mogli sobie pozwolić na otwarte wymienianie się informacjami.
- Na co masz ochotę? - zapytał, oczywiście w jego stylu, bardzo dwuznacznie. Nie byłby sobą, gdyby ominął takie komentarze. Poza tym podczas leczenia często zdarzało im się flirtować, więc to dla Cynthii żadna nowość.
Gość
Gość
|jakiś czas po spotkaniu z Michaelem
Spojrzałam z wyrzutem na postać mojego męża. Obserwowała mnie ona z obrazu wiszącego nad stołem w mojej kuchni. Wargi miał udekorowane usatysfakcjonowanym uśmiechem. Tak bardzo podobnym do tego, który pojawiał się na nich za każdym razem, kiedy po powrocie z pracy napotykał na klatce schodowej znajomy sobie doskonale zapach jego ulubionego ciasta czekoladowego. Uwielbiałam te chwile. Władzę nad zmęczonym biurokratą przejmował jego wewnętrzny chłopiec i miałam wtedy wiele śmiechu z całej tej sytuacji, a także satysfakcję z powodu uszczęśliwienia tak bardzo kochanej przeze mnie osoby.
Nie podobało mi się, że z tak wielką chęcią pozbywał się mnie z mojego mieszkania. Wskazałam na niego oskarżycielsko różdżką, by zaraz prychnąć i zacząć wpinać magicznym kijaszkiem miliardy spinek w swoje włosy.
Dzisiejszego dnia nie miały prawa poddać się mini huraganowi, natrafić na lecącą rynnę w trakcie ulewy czy też na pazury Gabrysia. Tym razem miały nie opadać mi na twarz, tworzyć jakąś poukładaną całość i prezentować się godnie. Roztrzepana Cynka znikała na rzecz poukładanej Cynthii, która dziś miała kolację w jednej z najbardziej eleganckich restauracji w Londynie, w której to spotykali się zapewne głównie ci z wyższych sfer. Myślę, że mógł tam wpadać Deimos ze swoją młodziutką żoną.
Mimo iż przyzwyczajona byłam do szlacheckiej kurtuazji, szczególnie przez towarzystwo Deimosa, to przy Thomasie Fawley’u czułam się nieco skrępowana i zawstydzona swoją prostotą. Co prawda sam osobiście również był prostym mężczyzną pracującym w dosyć niebezpiecznych warunkach jak wielu innych mężczyzn, a jego wizyty w szpitalu należały do jak najbardziej normalnych, ale to i tak nie potrafiło wpłynąć na moje spojrzenie na jego osobę.
Co nieco spięta zeszłam po schodach kamienicy, w której to mieszkałam. Nie zachwycała nowością, jednakże opleciona była przyjemnym dla oka zielonym bluszczem, który zaczynał już zmieniać barwę w związku z nadchodzącą jesienią.
Wystrój Wenus sprawił, iż niegrzecznie przeklęłam w swoich myślach. Odkąd żyję, nie przebywałam jeszcze w takim miejscu, w którym otaczałoby mnie bogactwo z każdej strony. Mój ulubiony pub mógł spokojnie przyjmować miano mysiej nory w porównaniu z tym miejscem. Zreflektowałam się i starałam się nie rozdziawiać ust z zachwytu. Kobieta, lat trzydzieści dwa. Moja dusza wojownika nakazywała mi zachowywać pokerową twarz, niewzruszoną na tak błahe rzeczy jak Wenus. Widziałam wiele. Wcale nie jestem zafascy...
Ależ oczywiście, że byłam zafascynowana. Gdybym tylko miała taką możliwość, gdyby mi wypadało, zwiedziłabym każdy zakamarek tego miejsca, trafiając nawet na strych, o ile jakiś tu był. Pozwoliłam sobie czym prędzej usiąść przy stole, by przypadkiem nie odlecieć i nie przepaść w tym miejscu. Z czułością spojrzałam na znajdujące się na stole zastawy, by następnie złapać do rąk menu. Przeleciałam pospiesznie całą listę, poszukując deserów, i następnie spojrzałam na sir Fawley’a z diabelskim błyskiem w oku.
– Oczywiście, że na deser – odparłam, uśmiechając się sugestywnie. Moje spojrzenie prędziutko zniknęło w karcie, gdzie dostrzegłam wzrokiem ciasto, które było dla mnie nie lada wyzwaniem. Ciekawa byłam, jak je podadzą w tak niecodziennym miejscu.
– Nie wiem, czy słyszałeś... – Wzniosłam oczy ku niebu i westchnęłam roześmiana. Niejednokrotnie Thomas bywał w szpitalu, a ja paplałam na prawo i lewo wszelkie rewelacje, więc stwierdziłam, że było to dla niego wiadome. – Na pewno słyszałeś, że mam niemałą obsesję na punkcie pieczenia ciast. Powiedzmy, że rzucam wyzwanie tutejszemu piekarzowi, więęęc... Poproszę Chocolate Moelleux – odparłam zadziornie. Odzywała się we mnie zadziorna bestyjka. Co zrobię, jeśli ciasto nie zostanie przygotowane właściwie? Sama nie wiedziałam.
Spojrzałam z wyrzutem na postać mojego męża. Obserwowała mnie ona z obrazu wiszącego nad stołem w mojej kuchni. Wargi miał udekorowane usatysfakcjonowanym uśmiechem. Tak bardzo podobnym do tego, który pojawiał się na nich za każdym razem, kiedy po powrocie z pracy napotykał na klatce schodowej znajomy sobie doskonale zapach jego ulubionego ciasta czekoladowego. Uwielbiałam te chwile. Władzę nad zmęczonym biurokratą przejmował jego wewnętrzny chłopiec i miałam wtedy wiele śmiechu z całej tej sytuacji, a także satysfakcję z powodu uszczęśliwienia tak bardzo kochanej przeze mnie osoby.
Nie podobało mi się, że z tak wielką chęcią pozbywał się mnie z mojego mieszkania. Wskazałam na niego oskarżycielsko różdżką, by zaraz prychnąć i zacząć wpinać magicznym kijaszkiem miliardy spinek w swoje włosy.
Dzisiejszego dnia nie miały prawa poddać się mini huraganowi, natrafić na lecącą rynnę w trakcie ulewy czy też na pazury Gabrysia. Tym razem miały nie opadać mi na twarz, tworzyć jakąś poukładaną całość i prezentować się godnie. Roztrzepana Cynka znikała na rzecz poukładanej Cynthii, która dziś miała kolację w jednej z najbardziej eleganckich restauracji w Londynie, w której to spotykali się zapewne głównie ci z wyższych sfer. Myślę, że mógł tam wpadać Deimos ze swoją młodziutką żoną.
Mimo iż przyzwyczajona byłam do szlacheckiej kurtuazji, szczególnie przez towarzystwo Deimosa, to przy Thomasie Fawley’u czułam się nieco skrępowana i zawstydzona swoją prostotą. Co prawda sam osobiście również był prostym mężczyzną pracującym w dosyć niebezpiecznych warunkach jak wielu innych mężczyzn, a jego wizyty w szpitalu należały do jak najbardziej normalnych, ale to i tak nie potrafiło wpłynąć na moje spojrzenie na jego osobę.
Co nieco spięta zeszłam po schodach kamienicy, w której to mieszkałam. Nie zachwycała nowością, jednakże opleciona była przyjemnym dla oka zielonym bluszczem, który zaczynał już zmieniać barwę w związku z nadchodzącą jesienią.
Wystrój Wenus sprawił, iż niegrzecznie przeklęłam w swoich myślach. Odkąd żyję, nie przebywałam jeszcze w takim miejscu, w którym otaczałoby mnie bogactwo z każdej strony. Mój ulubiony pub mógł spokojnie przyjmować miano mysiej nory w porównaniu z tym miejscem. Zreflektowałam się i starałam się nie rozdziawiać ust z zachwytu. Kobieta, lat trzydzieści dwa. Moja dusza wojownika nakazywała mi zachowywać pokerową twarz, niewzruszoną na tak błahe rzeczy jak Wenus. Widziałam wiele. Wcale nie jestem zafascy...
Ależ oczywiście, że byłam zafascynowana. Gdybym tylko miała taką możliwość, gdyby mi wypadało, zwiedziłabym każdy zakamarek tego miejsca, trafiając nawet na strych, o ile jakiś tu był. Pozwoliłam sobie czym prędzej usiąść przy stole, by przypadkiem nie odlecieć i nie przepaść w tym miejscu. Z czułością spojrzałam na znajdujące się na stole zastawy, by następnie złapać do rąk menu. Przeleciałam pospiesznie całą listę, poszukując deserów, i następnie spojrzałam na sir Fawley’a z diabelskim błyskiem w oku.
– Oczywiście, że na deser – odparłam, uśmiechając się sugestywnie. Moje spojrzenie prędziutko zniknęło w karcie, gdzie dostrzegłam wzrokiem ciasto, które było dla mnie nie lada wyzwaniem. Ciekawa byłam, jak je podadzą w tak niecodziennym miejscu.
– Nie wiem, czy słyszałeś... – Wzniosłam oczy ku niebu i westchnęłam roześmiana. Niejednokrotnie Thomas bywał w szpitalu, a ja paplałam na prawo i lewo wszelkie rewelacje, więc stwierdziłam, że było to dla niego wiadome. – Na pewno słyszałeś, że mam niemałą obsesję na punkcie pieczenia ciast. Powiedzmy, że rzucam wyzwanie tutejszemu piekarzowi, więęęc... Poproszę Chocolate Moelleux – odparłam zadziornie. Odzywała się we mnie zadziorna bestyjka. Co zrobię, jeśli ciasto nie zostanie przygotowane właściwie? Sama nie wiedziałam.
» Ratujmy Ziemię! «
To jedyna planeta, na której występuje czekolada.
Cynthia Vanity
Zawód : uzdrowicielka na oddziale wypadków przedmiotowych, cukierniczka, właścicielka Słodkiej Próżności
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Dziś rano cały świat kupiłeś,
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłeś,
nad czas i morskie głębie lat.
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłeś,
nad czas i morskie głębie lat.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Fakt, że Cynthia wyglądała przepięknie nie ulegał wątpliwościom. Powiedział jej o tym od razu, gdy ją zobaczył i nie zamierzał na tym poprzestać. Powtórzy jej to jeszcze kilka razy tego wieczoru, oczywiście ubierając w inne słowa. Według niego kobieta powinna czuć się piękna, a żeby tak było to właśnie mężczyzna powinien ją o tym zapewniać. A on był jednym z tych, którzy lubili chwalić kobiety, zwłaszcza jeśli mieli powody, bo były naprawdę śliczne. A pani Vanity należała właśnie do tej kategorii kobiet, dlatego nie mógł oprzeć się pokusie, by jej o tym przypominać.
Co prawda Cynthia dobrze się kryła z tym całym uwielbieniem od wnętrza Wenus. Thomas nie miał pojęcia, że nie była dotychczas w tym lokalu. W każdym razie jednak był spostrzegawczym człowiekiem. Ba, musiał taki być ze względu na swoją pracę. Jeśli pozwoliłby sobie na gapiostwo już dawno by go wylali za zawalanie spraw. Dlatego też zauważył podekscytowaniu, które towarzyszyło kobiecie, kiedy weszli do lokalu. Jakby chłonęła wszystko, co się dookoła znajdowało. Rozglądała się bowiem dyskretnie, ale Thomas zdołał to wyłapać. Wyglądało na to, że podoba jej się to miejsce, a przecież właśnie o to mu chodziło.
Czekał cierpliwie, aż wybierze jedzenie, bo sam już miał przygotowany zestaw. Kiedy usłyszał słowo deser, a po chwili zobaczył jej uśmiech sugerujący... no on już wiedział wszystko. Aczkolwiek jak to tak zaczynać kolację od deseru? Co pomyśli obsługa? Poza tym Thomas był nieco głodny, a deser nie zapełni mu żołądka. Wolałby najpierw zjeść coś normalnego acz wykwintnego, a dopiero później kosztować desery.
- Mm, to może powinniśmy iść od razu do mnie? - zapytał rozbawiony z widocznym uśmiechem, żeby dziewczyna się nie obraziła za te śmiałe słowa. Ale taki już był. Dwuznaczności i bezpośredniość to jego dewiza i przed nikim nie zamierzał udawać. - Jesteś pewna? Nie lepiej zacząć od kolacji?
Spojrzał niepewnie na kelnera, który podniósł delikatnie brwi. Oczywiście niektóre pary przychodziły to tylko i wyłącznie na deser, ale to będzie dziwne, kiedy zjedzą najpierw deser a później zamówią kolację. No nie tak to powinno wyglądać!
- Och, słyszałem. Mówisz o tym za każdym razem, kiedy cię odwiedzam - powiedział, mając oczywiście na myśli jego niedyspozycje, kiedy musi prosić o jej medyczną pomoc, a nie towarzyskie odwiedziny. Tak czy siak, troszkę się nabijał. - Dla mnie to samo.
Wprawdzie już chyba jadł tutaj ten deser i był naprawdę wyborny, ale i tak zamierzał zjeść go ponownie, skoro kobieta rzucała wyzwanie szefowi tutejszej kuchni!
- No no, zobaczymy czy uznasz jego talent. Ja uważam, że robią wyśmienite jedzenie włącznie z deserami - powiedział chwaląc tutejszy personel. To w końcu Wenus. Przychodzą tu najlepsze rodziny i najważniejsi magiczni ludzie. Nie mogą sobie pozwolić na jakiś chłam, nie? - A co do picia? Ja poproszę standardowo Ognistą Whisky.
Oczywiście mogła zamawiać co chciała, a wszelki koszty ponosił on. W końcu ją zaprosił, więc nie oczekiwałby nawet najmniejszego bilonu z jej strony. Pomogła mu, więc chciał się jej odwdzięczyć chociaż w ten sposób.
Co prawda Cynthia dobrze się kryła z tym całym uwielbieniem od wnętrza Wenus. Thomas nie miał pojęcia, że nie była dotychczas w tym lokalu. W każdym razie jednak był spostrzegawczym człowiekiem. Ba, musiał taki być ze względu na swoją pracę. Jeśli pozwoliłby sobie na gapiostwo już dawno by go wylali za zawalanie spraw. Dlatego też zauważył podekscytowaniu, które towarzyszyło kobiecie, kiedy weszli do lokalu. Jakby chłonęła wszystko, co się dookoła znajdowało. Rozglądała się bowiem dyskretnie, ale Thomas zdołał to wyłapać. Wyglądało na to, że podoba jej się to miejsce, a przecież właśnie o to mu chodziło.
Czekał cierpliwie, aż wybierze jedzenie, bo sam już miał przygotowany zestaw. Kiedy usłyszał słowo deser, a po chwili zobaczył jej uśmiech sugerujący... no on już wiedział wszystko. Aczkolwiek jak to tak zaczynać kolację od deseru? Co pomyśli obsługa? Poza tym Thomas był nieco głodny, a deser nie zapełni mu żołądka. Wolałby najpierw zjeść coś normalnego acz wykwintnego, a dopiero później kosztować desery.
- Mm, to może powinniśmy iść od razu do mnie? - zapytał rozbawiony z widocznym uśmiechem, żeby dziewczyna się nie obraziła za te śmiałe słowa. Ale taki już był. Dwuznaczności i bezpośredniość to jego dewiza i przed nikim nie zamierzał udawać. - Jesteś pewna? Nie lepiej zacząć od kolacji?
Spojrzał niepewnie na kelnera, który podniósł delikatnie brwi. Oczywiście niektóre pary przychodziły to tylko i wyłącznie na deser, ale to będzie dziwne, kiedy zjedzą najpierw deser a później zamówią kolację. No nie tak to powinno wyglądać!
- Och, słyszałem. Mówisz o tym za każdym razem, kiedy cię odwiedzam - powiedział, mając oczywiście na myśli jego niedyspozycje, kiedy musi prosić o jej medyczną pomoc, a nie towarzyskie odwiedziny. Tak czy siak, troszkę się nabijał. - Dla mnie to samo.
Wprawdzie już chyba jadł tutaj ten deser i był naprawdę wyborny, ale i tak zamierzał zjeść go ponownie, skoro kobieta rzucała wyzwanie szefowi tutejszej kuchni!
- No no, zobaczymy czy uznasz jego talent. Ja uważam, że robią wyśmienite jedzenie włącznie z deserami - powiedział chwaląc tutejszy personel. To w końcu Wenus. Przychodzą tu najlepsze rodziny i najważniejsi magiczni ludzie. Nie mogą sobie pozwolić na jakiś chłam, nie? - A co do picia? Ja poproszę standardowo Ognistą Whisky.
Oczywiście mogła zamawiać co chciała, a wszelki koszty ponosił on. W końcu ją zaprosił, więc nie oczekiwałby nawet najmniejszego bilonu z jej strony. Pomogła mu, więc chciał się jej odwdzięczyć chociaż w ten sposób.
Gość
Gość
Stoliki [część restauracyjna]
Szybka odpowiedź