Bar za lustrem
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:49, w całości zmieniany 1 raz
Machnęła różdżką i do pomieszczenia zaraz wsunęły się z otwartego na oścież schowka na miotły szmaty do podłogi i wiadro. Jedna z nich wpadła na twarz stojącego przed Evelyn blondyna, zupełnie tak jakby stał jej na drodze do celu, ale tak wcale nie było. To on był jej celem.
- Powinieneś szorować podłogę jęzorem, może wtedy byś nauczył się trzymać go za zębami. – fuknęła. Wiedziała jak to teraz wyglądało z perspektywy pracowników, przyzwyczajonych do obecności jednego szefa. Bo to przyjechała sobie, nie było jej z pół roku i zaczyna się rządzić. Nikt jednak nie odważył się powiedzieć jej tego prosto w twarz, bo miała tu swoje udziały. Zarówno pakowała pieniądze w rozwój firmy jak i pobierała je. Pieniądze dają ogromną władzę, kiedy ktoś wie jak się nimi posługiwać. Na szczęście nadchodził powolny koniec takim zachowaniom jakie dzisiaj zaobserwowała, bo na tę chwilę raczej nie było nowego wyjazdu na horyzoncie. Wszystko z powodu ślubu...
Co jej odwaliło, żeby wybierać datę tak bliską?
- Ręcznie. – mruknęła, wiedząc, że każdy czarodziej z przyzwyczajenia wyciągnąłby różdżkę. Usiadła przy barze i nalała sobie trochę wina porzeczkowego. W pomieszczeniu światła paliły się słabo. Było już zamknięte. - To kara, nie obowiązek.
I am not from your tribe
In the garden, in the garden
I did no crime
- Wystarczającą karą jest widok twojej twarzy – burknął, nawet nie starając się ściszyć głosu. Miał już serdecznie dość takiego traktowania i jeśli postawienie się Evelyn przypłaci utratą posady w Wenus, nie będzie tego żałował. Nachylił się nad wiadrem, aby ukryć mściwy uśmieszek i złośliwe błyski w oczach.
- Aquamenti! – powiedział, celując różdżką w blaszany kubeł. Niby przypadkiem unosząc ją jednak nieco za wysoko – tuż na wprost znienawidzonego oblicza swej przełożonej. Jakoś się przecież z tego wytłumaczy – wypadek przy pracy?
yolo
'k100' : 18
Chłopak stał na tyle blisko, że usłyszała jego słowa bez problemu i nie mógł nawet liczyć, że odbije się to bez echa. Od razu kieliszek przechylił się w dłoni kobiety, a jego zawartość utworzyła na podłodze piękną, czerwoną kałużę.
- Nie zapomnij o wszystkich plamach. – uśmiechnęła się pod nosem, po czym uzupełniła na nowo swój kieliszek i upiła z niego spory łyk wina. - Auribus frequenitius quam lingua utere, Padraig. - nie trzeba wspominać jak zabawnie łacina brzmiała w ustach kogoś z tak wyraźnym akcentem. - Gdyby choć jedno z tych słów było dla ciebie zrozumiałe, może byłbyś teraz kimś więcej, niż pieskiem na posyłki.
Evelyn nie była ślepa, nawet podczas tak krótkiego czasu, jaki tu spędziła widziała jak zmieniło się podejście chłopaka do Lestrange'a. Z czasów szkolnych niemal go nie znała, a jeśli już kojarzyła to z tego, że był wpatrzony w Toma Riddle'a, podobnie jak wielu jej towarzyszy. Użycie zaklęcia Aquamenti w ogóle jej nie zdziwiło... Przecież w taki sposób właśnie zdobywa się wodę. Gorzej, w jaki sposób zostało użyte... Jej ramiona spięły się, kiedy tylko zimna woda dotknęła jej ciała. Nie było tego wiele – raczej tyle, aby wypełnić niepełny kubeł. Mimo to wystarczyło, żeby całą kobietę wypełnić czystą złością... Wstała z miejsca, odstawiając kieliszek na stół. Miała przemoknięte włosy i brązową garsonkę, a granatowa koszula przyległa do ciała. Już odruchowo wyciągnęła różdżkę i wycelowała nią prosto w blondyna. Tu już nie chodziło o pracę, to była jej osobista obraza.
- Furnunculus – wypowiedziała zaklęcie, choć szczerze zastanawiała się nad o wiele gorszymi urokami...
I am not from your tribe
In the garden, in the garden
I did no crime
Ostatnio zmieniony przez Evelyn Burke dnia 27.09.15 22:50, w całości zmieniany 3 razy
'k100' : 91
- Nie masz na co liczyć – warknął, patrząc na nią spode łba i trącając wiadro stopą, byle dalej od siebie. Zgrzyt łaciny w ustach Evelyn mógł zaś co najwyżej wywołać migrenę; Paddy uśmiechnął się krzywo, jakby nagle rozbolał go ząb i pokręcił głową. Nagle tracąc ochotę, żeby popisać się znajomością martwego języka – proszę bardzo, niech go uważa za biednego, niedouczonego, półszlamowatego prostaka. Tym bardziej porażka zaboli ją porażka, jaką przecież wkrótce odniesie z rąk zwykłego kmiotka. Paddy zachichotał złośliwie, kiedy tylko strumień wody wytrysnął z jego różdżki. Kierowany dokładnie w twarz Evelyn, oblał jej lico, niszcząc fryzurę i sprawiając, że mokre ubranie niestosownie przylgnęło do ciała. Blondyn zamierzał już schować różdżkę, ukontentowany swoją małą zemstą, lecz usłyszał urok, rzucony w jego stronę. Nie zdążył się zasłonić; promień ugodził go w twarz, która natychmiast pokryła się swędzącymi bąblami. Fitzgerald wolał się nie zastanawiać, jak w tym momencie wygląda, instynktownie wycelował różdżką w kobietę i niewiele myśląc, rzucił kolejne zaklęcie, z gorącą nadzieją, że Evelyn w końcu zamilknie i nareszcie da mu święty spokój[/b]
- Jęzlep!
'k100' : 54
Z resztą to, czy była damą czy nie, nie było sprawą Pata. Jego sprawą było jedynie to, że jest jego pracodawczynią. Chłopak nie zawsze będzie miał za sobą murem stojącego Caesara. Evelyn w każdej chwili mogła wtrącić swoje trzy grosze, bo o ile Lestrange miał dość oleju w głowie, to mógł się domyślić, że prawdziwa kłótnia z panną Burke będzie kosztowała go znacznie więcej niż pozbycie się jednego pracownika. W dodatku, jak twierdziła sama Evelyn, mógł go zastąpić kimś lepszym. Kimś mniej pyskującym... Nie musiała zmuszać go do wykonywania tej pracy, skoro tak bardzo nie chciał... Nie musiał robić tutaj nic. Ale od tej chwili nie miała zamiaru płacić na niego ni złamanego pensa. Przesadził.
W tej chwili miała już gdzieś swoją fryzurę, która przecież bardzo rzadko była nienaganna. Nie wybaczy mu ani tego wypadku, ani tego, że w odwecie rzucił w nią zaklęciem... W pełni świadomie i z premedytacją. Nawet nie próbował się kryć, bezczelny, splamiony krwią mugoli dzieciak. Oczywiście, że nigdy nie uda mu się pokazać nic Evelyn. To, że udało jej się obronić przed jego zaklęciem tylko pokazywało wyższość jej nad tym kmiotkiem.
- Expelliarmus! - fuknęła. Teraz poza zaklęciem rozbrajającym chciała wypowiedzieć tylko jedno zdanie, bardzo krótkie i jasne w przekazie. - Wynoś się stąd, Fitzgerald... Nie masz tu już czego szukać.
Evelyn nie miała zamiaru tolerować takiego zachowania swoich pracowników i jeszcze dawać im za to pieniędzy. Z wyrażającą bezgraniczną wściekłość miną, opuściła to pomieszczenie, znikając gdzieś na zapleczu. Jeśli chłopak sądził, że uratuje go Lestrange, to był w ogromnym błędzie...
z/t
I am not from your tribe
In the garden, in the garden
I did no crime
Ostatnio zmieniony przez Evelyn Burke dnia 15.10.15 11:55, w całości zmieniany 1 raz
'k100' : 91
Mówili Michaelowi: najpierw w lewo, potem dwa razy w prawo i prosto dopóki… Nie pamiętał. Rozglądał się na boki, lecz okolica była o tyle charakterystyczna, że nie miał zielonego pojęcia, co mogło być dla niego znakiem. Zgubił się i nie widział kogokolwiek, kto mógłby mu pomóc. Zobaczył szyld restauracji Wenus. Nie był głodny, lecz na pewno obsługa powie mu, gdzie się znajduje i jak ma dalej pójść, aby trafić do swojego celu. Tonks wszedł do środka, rozglądając się za przyjazną duszą. Uderzyło w niego piękno pracujących tu kobiet, a jedną z ich, Deidre zaczepił, prosząc o wskazówki dojazdu. Ta jednak nie chciała stracić klienta i namawiała go do wejścia do środka, krótkiego odpoczynku przed dalszą podróżą.
Datę spotkania możecie założyć sami. O skończonym wątku z rozwiązaną sytuacją możecie poinformować w doświadczeniu. Czara Ognia nie kontynuuje z Wami rozgrywki. Wszystko jest w Waszych rękach.
Miłej zabawy! :love:
Przez ostatnie kilka minut szedł prosto, aż napotkał rozwidlenie i nie był pewny, czy teraz znowu ma skręcić w prawo, czy może jednak w lewo. Zamyślił się na moment; mimo ciepłego płaszcza czuł przenikliwy chłód, a lodowaty deszcz ze śniegiem mroził odsłoniętą twarz i dłonie. Zdecydowanie niesprzyjająca pogoda na takie spacery i pożałował, że nie użył teleportacji, choć to raczej na niewiele by się zdało, skoro nie znał dokładnej lokalizacji miejsca, którego poszukiwał.
Ostatecznie wybrał jedną z uliczek i w którymś momencie dostrzegł szyld ze znajomą nazwą. Wenus. Nie pamiętał, żeby tu kiedyś gościł, w każdym razie, nie w ciągu ostatnich kilku lat, ale z całą pewnością słyszał i czytał o tym miejscu, wiedział też, że należało do świata magii. Ba, zapewne tacy jak oni, mugolacy, nie byli tutaj zbyt dobrze widziani, ale mimo to postanowił wstąpić do środka i znaleźć kogoś, kogo mógł zapytać o istnienie w okolicy poszukiwanego sklepu. Niemal natychmiast poczuł się przytłoczony bogatym wystrojem, ale rozejrzał się uważnie, wyławiając sylwetki klientów przy stolikach oraz kilku miłych dla oka kobiet, być może pracujących w tym miejscu.
Postanowił zaczepić jedną z nich, wyróżniającą się nietypową jak na brytyjskie standardy urodą. Przywitał ją uprzejmie, zadając pytanie o poszukiwany przez siebie antykwariat.
- Nie jestem pewien, czy dobrze mnie pokierowano, ale chcę się upewnić, czy w ogóle szukam we właściwym miejscu – mówił dalej, wciąż lekko, uprzejmie uśmiechnięty, ale nie nachalny. – Może pani wie, gdzie w tej okolicy znajduje się antykwariat z magicznymi księgami? Podobno to jakieś niepozorne, łatwe do przeoczenia miejsce, a ja od prawie godziny krążę po okolicy i kompletnie się tutaj pogubiłem.
Podrapał się nieznacznie po policzku pokrytym cieniem jednodniowego zarostu i znowu utkwił bystry wzrok w młodej kobiecie. Właściwie był nieco zmieszany tą sytuacją, niezbyt lubił czuć się jak nierozgarnięty uczniak, który nie potrafi samodzielnie trafić z punktu A do punktu B.
Odkąd rozpoczęła swoją wspaniałą karierę w Wenus nigdy nie nudziła się w miejscu pracy. Mogła być zmęczona, zirytowana, wściekła, osłabiona, rozochocona lub obojętna, ale nigdy znudzona. Działo się zazwyczaj wiele, mocno, szybko, ale teraz przyszedł ten okropny, grudniowy okres wstrzemięźliwości. Marketingowej. Klienci oczekiwali na spotkanie z nią tygodniami - okres ten wydłużał się specjalnie, w końcu owoc zakazany smakował o wiele lepiej i dużo więcej kosztował - i akurat teraz, w przedświątecznej gorączce słodka Miu Ling nie miała co robić przez najbliższe dwa dni, co niepomiernie ją frustrowało. Musiała spełniać swoje pracownicze obowiązki, dlatego też pięknie umalowana i ubrana w czarną, dopasowaną suknię - na tyle skromną, by nikt nie domyślił się jej dziwkarskiego pochodzenia - przesiadywała w wenusjańskim barze, będąc na każde wezwanie Caesara bądź jakiegoś wyjątkowego klienta.
Właściwie chciałaby, żeby ktoś spadł jej z nieba: jej umysł, działający na najwyższych obrotach, źle znosił nudę i nawet konfrontacja z jakimś brzydkim mężczyzną byłaby miłą odmianą. Jej życzenia widocznie zostały wysłuchane, bo do jej wysokiego barowego stołka podszedł nieznajomy. Wyglądał na nieco zdezorientowanego i niepasującego do pełnych przepychu wnętrz, lecz skoro mógł wejść do tego przybytku, to z pewnością było go stać na przyjemności nie tylko kulinarne. Jeszcze zanim zaczął mówić uśmiechnęła się do niego lekko, zmysłowo, przesuwając się na stołku tak, by siedzieć przodem do niego.
- Och, najdroższy, antykwariat? - spytała ze zdziwieniem: nawet nie musiała go udawać. Cóż, mężczyzna był dość przystojny i miał w sobie coś wręcz uroczego. Nie wyglądał na sadystę ani nadętego bufona, dlatego Dei po krótkim namyśle postanowiła wejść całkowicie w swoją rolę. Zaśmiała się leciutko, perliście i powolnym gestem odgarnęła ze swojej twarzy kurtynę ciemnych włosów. - Magiczne księgi...cóż, coś mi się kołacze po głowie...ale nie przypomnę sobie tak od razu. Może usiądzie pan ze mną, wypijemy drinka i spróbuję narysować panu mapę na serwetce? - zaproponowała. Należało postępować powoli i delikatnie. Znów uśmiechnęła się do niego: jednocześnie zalotnie, nieśmiało i prowokująca. Niemożliwa i najbardziej skuteczna mieszanka.
seven deadly sins
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
- Właściwie czemu nie? – powiedział po chwili. W końcu miał czas, nie musiał już teraz dotrzeć do celu, a liczył, że kobieta rzeczywiście może coś wiedzieć. – Będę wdzięczny za udzielenie wskazówek, nie wspominając o szkicu, bo w tych uliczkach naprawdę można się pogubić. A teraz... Cóż, myślę że możemy usiąść i porozmawiać.
Chociaż Michael nie był typem kobieciarza, nie potrafił świadomie uwodzić i zazwyczaj wypowiadał się dosyć niezręcznie w towarzystwie kobiet, których nie znał, to jednak roztaczany przez nią umiejętny urok nie mógł pozostać mu całkowicie obojętny. Tym bardziej, że na co dzień miał do czynienia ze współpracownikami lub uczniami, więc potrzebował jakiejś odmiany. Zgodził się na jej propozycję wyjątkowo łatwo, kierując się wraz z nią do jednego ze stolików, uprzednio składając zamówienie na drinki. Mógł sobie na to pozwolić, jego pensja nauczyciela Hogwartu (choć jej większość przeznaczał na książki oraz wychowywanie córki) pozwalała na tego typu zachcianki. Chociaż ze względu na pracę rzadko sięgał po mocniejsze trunki, w dzień wolny mógł zrobić wyjątek.
- Michael – przedstawił się, gdy usiedli. – Muszę przyznać, że to miejsce wydaje się naprawdę... interesujące, nawet dla takiego ekscentryka jak ja. Pracuje tu pani, czy może jest stałą klientką? – W końcu sprawiała wrażenie czującej się tu znacznie pewniej niż on, ale też nie wyglądała na kelnerkę. Kim więc była?
Powoli ruszyła przed Michaelem, prowadząc go do dyskretnego stolika w kącie sali, skąd tylko kilka rozkołysanych kroków dzieliło ich od przejścia do Wenus. Usiadła na krześle blisko mężczyzny, zakładając nogę na nogę a wysokie rozcięcie jej czarnej sukni odsłoniło bladą, jedwabistą skórę uda, zwieńczoną koronką pończochy.
- Miu - odparła dźwięcznie, podając mu delikatną dłoń. Nie odrywała od niego wzroku i nie przestawała się delikatnie uśmiechać, przytrzymując jego zmarznięte palce znacznie dłużej, niż nakazywały to proste uprzejmości. - Pracuję tutaj - dodała wieloznacznie, krótkim skinieniem głowy przyjmując podającego im drinki kelnera. - Mówisz więc, że jesteś ekscentrykiem, Michaelu...zdradź mi więcej na ten temat - poprosiła szeptem, pochylając się w jego stronę z zainteresowaniem wypisanym na każdym calu ślicznej twarzy. Nie wspominała ani słowem o mapie ani o antykwariacie, pewna, że mężczyzna skupia się raczej na jej głębokim dekolcie, odsłaniającym wyzywającą bieliznę, niż na zmartwieniu dotyczącym jakichś książek. A może się przeliczyła?
proszęmipisaćnaPWopościeboniewidziałamgo:c
seven deadly sins
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦