Wydarzenia


Ekipa forum
Bar [część restauracyjna]
AutorWiadomość
Bar [część restauracyjna] [odnośnik]06.04.15 17:57
First topic message reminder :

Bar za lustrem

★★★★
Okrągły, szlifowany bar z ciemnego drewna oddzielony jest od sali restauracyjnej ciężkimi kolumnami. Częstsi klienci mogą zauważyć, że za każdym razem obsługuje ich brodaty barman o ciepłym spokojnym uśmiechu - nazywa się Ben. Przynajmniej tak się przedstawia i na to wskazuje imienna plakietka wisząca dumnie u jego piersi. Zdawałoby się, że obsługuje bar codziennie, o każdej porze dnia i nocy, stąd przypuszczenia, że to dobrze opłacani rzadko zabierający głos bliźniacy. Prawdę znają jedynie również milczący pracownicy lokalu oraz szefostwo.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:49, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Bar [część restauracyjna] - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Bar [część restauracyjna] [odnośnik]02.04.17 10:07
Gdyby znał historię Raidena, to że wyjechał do Ameryki, że wrócił dopiero na pogrzeb rodziców, wciąż nie śmiałby porównywać swojej sytuacji do jego. Widział to niemal tak samo jak Raiden. Nie miał zamiaru usprawiedliwiać się w żaden sposób.
Słysząc słowa Raidena wzruszył jedynie ramionami.
- Będąc kulturalnym człowiekiem powinienem się wytłumaczyć. - Prowokowanie chłopaka nie było chyba za dobrym pomysłem. Raiden aktualnie przypominał mu bardziej jego samego, aniżeli Willa. On starałby się tą sytuację przyjąć na chłodno, może nawet spróbowałby dojść do pewnego rodzaju konsensusu. Raiden za to wolał dużo bardziej praktyczne rozwiązanie z zachowaniem ciętego języka. Wdał się chłopak w stryja, nie ma co.
- Nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz. - To będzie już jego czwarty raz w Tower? Może to nie była jakoś niesamowicie wielka liczba, no ale trochę czasu już zdążył spędzić będąc zamkniętym w czterech ścianach. Ciekawe, czy spotka tam kogoś znajomego? Prawdopodobnie tak. Przynajmniej będzie miał towarzystwo.
Dlaczego wydaje się mu, że Raidenowi zamknięcie go w Tower przyniesie choć trochę satysfakcji? A niech ma choć tyle rozrywki w życiu. Jeśli w ten sposób będzie wyglądało każde ich spotkanie, to widzi ich relację w raczej ciemnych barwach. Chciał to zmienić, nastawienie Raidena do niego, ale nie miał pojęcia jak. No cóż, będzie miał sporo czasu na przemyślenie sobie niektórych spraw.
Wstał wzdychając cicho ze swojego miejsca i spełnił "prośbę" młodszego Cartera odwracając się do niego plecami. Usłyszał zaklęcie i już po chwili miał na sobie śliczne bransolety. Ciekawe czy łóżka są tam teraz wygodniejsze i czy może w końcu zaczęli podawać tam prawdziwe jedzenie, a nie paciaje, którą tak nazywają. Za niedługo będzie miał osobiście okazję się przekonać.
- Tego pieprzonego tchórza barmana też zapuszkujesz? Oby tylko nie w tej samej celi co mnie. - Oczywistym było, że barmanowi nic nie grozi. Prócz kłócenia się z nim nic nie robił i to przecież John był prowodyrem tej całej sytuacji. Zapytać jednak nie zaszkodzi.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Bar [część restauracyjna] [odnośnik]05.04.17 10:46
- Cóż za poruszająca historia. Aż się wzruszyłem, że chyba mam łzę w oku. Widzisz? - rzucił w odpowiedzi, prychając na słowa Johna o pobycie w Tower of London. Naprawdę było się czym chwalić. Szczególnie że jego brat pracował w Ministerstwie Magii, a teraz Raiden i Sophia również. I to w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Stary Carter wybrał wspaniały czas, żeby zniszczyć pamięć o swoim bracie. Ciekawe co jeszcze chował na niespodziankę na sam koniec. Porzuconą rodzinę? Wątpliwe długi u wierzycieli? Nie zdziwiłby się na żadne z wymienionych i niewymienionych spraw dotyczących jego niechcianego stryja. Raiden przejechał dłonią we włosach, czując wzrastającą irytację. Sam głos tego faceta go denerwował. To nie był jego ojciec. Nie był i nigdy nie będzie. Równocześnie musiał oddzielić te dwie osoby, dwa głosy, dwie twarze. Czuł się jak w potrzasku szalonej schizofrenii. Nie chciał, żeby to wszystko go przydusiło. Raz potrafił sobie z tym radzić, by później być skołowanym i niepewnym. O jednym jednak wiedział - każda ta sytuacja nie czyniła go słabszym, bo wyzwania jedynie dodawały siły. Początkowo było to związane z jego pracą brygadzisty, później policjanta i dalej w nim trwało. Zdawał sobie z tego sprawę i teraz też tak było. Ale... No, właśnie. Łatwiej by było, gdyby nie miał twarzy Williama. Kolejne wyzwanie. Świetnie. Ostatni czas w jego życiu owocował takimi wyzwaniami i niespodziankami, które spadały jak grom z jasnego nieba. Dziecko, śmierć Cilliana, wydziedziczenie Artis, John... Chyba powinien już przywyknąć. Chwilowo pozwolił odpłynąć sobie myślami poza Wenus. Zaraz jednak usłyszał kolejne zdanie od Cartera i zmarszczył brwi. No, tak. Coś sobie przypomniał i wyjątkowo mu się to nie spodobało. Odwrócił go i przygwoździł do ściany, przypierając szyję Johna przedramieniem, a drugą zacisnął na jego kurtce. - Miałeś się trzymać od niej z daleka - warknął, nie musząc wymawiać imienia siostry, by mężczyzna zrozumiał, kogo miał na myśli. - Myślisz, że nie wiem w jakiej norze się schowałeś?
Żałował. Naprawdę żałował, że nie było go tutaj wcześniej i nie mógł skorzystać z okazji, by przywalić temu cholernemu facetowi pięścią prosto w twarz. Odsunął się od Johna, obrócił go i popchnął w przód, by wyszedł z pokoju obok części restauracyjnej. Odszukał spojrzeniem swojego młodszego stażem kolegę, który najwidoczniej dobrze się bawił w towarzystwie jakiejś rudowłosej panny. Raiden machnął na niego, by podszedł i spytał:
- Zebrałeś zeznania od świadków? Zażalenia? Cokolwiek?
Widział, że ten patrzył na niego z krzywym uśmiechem. Carter wywrócił oczami i mruknął jeszcze:
- To to załatw. Za godzinę chcę mieć je na biurku. I nikt nie ma ci pomagać.
Tu spojrzał wymownie na wspomnianą wyżej pannę, by zwrócić się do Johna. Wyciągnął do niego łyżkę kuchenną zrobioną z drewna, która miała ich zabrać prosto do więzienia w Tower of London.
- Łap, księżniczko świstoklik.

|zt


Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again

Raiden Carter
Raiden Carter
Zawód : dzień dobry
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I don't know but I been told
A big legged woman ain't got no
s o u l
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Bar [część restauracyjna] - Page 3 Tumblr_nd9k6t8Tpx1rjxr81o8_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3256-raiden-carter#55069 https://www.morsmordre.net/t3274-tales#55392 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3526-skrytka-bankowa-nr-834#61585 https://www.morsmordre.net/t3275-raiden-carter#117377
Re: Bar [część restauracyjna] [odnośnik]15.04.17 23:27
Może faktycznie gdyby tylko posiadał inną twarz niż ta należąca do Willa byłoby lepiej? Młodszemu Carterowi nie mogło być łatwo patrzeć na obcą mu osobę, a jednocześnie wizualnie tak bliską. Fakt ten niczego nie mógł ułatwić w tej ich całej "relacji".
Nim się obejrzał już przeżywał bliskie chwile z jedną ze ścian. Zagryzł zęby starając się trzymać swoje nerwy w ryzach. Nie próbował się nawet wyrwać. Jeśli chłopak chce się tak bawić, to proszę bardzo. Sophie. Oczywiście, że temat musiał zejść na nią. Raiden w porównaniu do swego stryja dbał o swoją rodzinę. Jest to widoczne niemal na pierwszy rzut oka. Zresztą, to jak Sophie mówi o swoim bracie już samo w sobie daje mu pogląd jak mniej więcej mogą wyglądać ich relacje między sobą. Cieszył go fakt, że może choć oni dobrze się dogadują.
- Jest dorosła. Nie zabronisz jej niczego. - Powinien ugryźć się w język, ale nie mógł sobie odpuścić nawet teraz. Jakby nie patrzeć miał rację. Sophie zrobi jak będzie chciała. Raiden może jest jej starszym bratem, ale dziewczyna jest już dorosła, a co najważniejsze rozsądna. To ona tu decyduje. - Zapraszam. - Burknął słysząc słowa Raidena na temat "nory". Może przy czymś mocniejszym mogliby w końcu normalnie porozmawiać, a nie szarpać się jak dwunastolatki? A dokładnie mówiąc to Raiden nim szarpał, a John starał się zaciskać zęby. Przecież nie zacznie się z nim bić. Wtedy już ostatecznie mógłby skreślić jakiekolwiek szanse na dogadanie się z chłopakiem. O ile oczywiście takie jeszcze istnieją, w co raczej wątpił.
Widząc drugiego "stróża prawa" w takiej, a nie innej sytuacji prychnął rozbawiony. Więc tym się zajmują mundurowi w godzinach pracy.
Słysząc słowa chłopaka prychnął pod nosem spoglądając na niego z nieukrywanym rozbawieniem. chyba w tym momencie nie do końca powinno mu być do śmiechu, prawda? A jednak.
Nie mówiąc już nic, tak jak młodszy Carter mu kazał, tak też zrobił.

|zt
Gość
Anonymous
Gość
Re: Bar [część restauracyjna] [odnośnik]26.05.17 3:11
|21 kwietnia

Ostatnie promienie zachodzącego słońca skąpały w swym uroku londyńskie uliczki z każdą chwilą ustępując miejsca blasku księżyca przebijającemu się przez niewielkich rozmiarów, stalowoszare chmury.  Nadciągająca, chłodna noc wydawała się być niezwykle cicha, bezwietrzna i wyjątkowo tajemnicza, gdyż towarzyszące jej gwiazdy spowiły się mgłą okrywając niebo ciemnym, nieprzeniknionym płaszczem. Aura wydawała się zastygnąć; osiąść na gmachach budynków, otulić swymi ramionami przyległe przecznice oraz barki czarodziejów samotnie błąkających się po zmroku. Kłębiące się macki pomroki nie pozostawiły złudzeń swojej wyższości także i mężczyźnie opierającego plecy o jedno z wielkich, zdobionych ogrodzeń oddzielających przyciągające wzrok posesje od wścibskich oczu przechodniów. Stronił od szukania próżnego piękna, nie marnował czasu na popadnie w zachwyt nad materialnościami zapewniającymi jedynie lepszy byt, nie natchnioną ambicjami pasję. Nie miał zbyt wielu okazji do przebywania w oszałamiającym bogactwie, a tym bardziej nigdy nie mógł być na miejscu kogoś, kto ów majątek roztrwaniał i zapewne wielu podałoby to, jako podstawowy powód owego podejścia, jednak on nie dzierżył w sobie zazdrości w wyniku czego wielkość skrytki u Gringotta była dla niego trywialna. Przeszłość utorowała mu jedną drogę i nie pozostawiając zbyt wielu rozdroży nakreśliła osobowość, której fundamentem było patrzenie wyłącznie na i przed siebie. Mimo początkowych problemów – kolokwialnego raczkowania, szybko stanął na nogi i z czasem małe kroki zamienił w bieg. Był wzorowym uczniem.
Nie wiedział, co tak naprawdę zapragnął znaleźć za murami ekskluzywnej restauracji, o której legendy kilkukrotnie mu przytaczano. Być może stała za tym ciekawość – zwykły ludzki pierwiastek słabości, który wielokrotnie doprowadzał do kłopotów, zaś może jednak wyjątkowe zaintrygowanie słowami towarzysza, który w dniu poprzednim dosadnie zaznaczył mu wartość ów miejsca. Macnair należał do osób cwanych z dewizą egocentryzmu nafaszerowanego bezpardonową ironią drążącą dziurę w skale, dlatego sprawdzał wszystko, co mogło przynieść mu jakiekolwiek korzyści. Miał okazję być tutaj już wcześniej, zatem świadomość, iż rzekomo coś przeoczył dodatkowo nie dawała mu spokoju. Humana non sunt turpia.
Wypuściwszy z ust tytoniowy dym, który szczelnie otulał jego wargi, ruszył wzdłuż ulicy starając się nie przyciągać niczyjego wzroku. Nie był osobą rozpoznawalną chociażby z uwagi na wieloletnią podróż po rosyjskich ziemiach, jednak cechująca go zapobiegawczość momentalnie sprawiła, iż skupił się na wrodzonym darze. Pomyślał o włosach, których ciemnobrązowy odcień wyraźnie rozjaśniał wpadając po chwili w jasny blond, a następnie rysach twarzy mających przybrać o wiele łagodniejsze oblicze. Posturę zmienił na typowo endomorficzną – stał się niższy, bardziej krępy i na pierwszy rzut oka prawdopodobnie otyły. Chciał przypominać jednego z tutejszych wzorowych mężów z kieszenią bez dna oraz honorem opartym o politykę, nie dane słowo. Problematyczny zawsze był jedynie ubiór, któremu daleko było do zamożnej garderoby przepełnionej innymi nakryciami na każdą okazję, ale starał się wybrać najschludniejszy by nie wzbudzać większych podejrzeń.
Przekroczywszy progi lokalu posłał przeciągłe spojrzenie słynnemu obrazowi Wenus, a następnie udał się do baru w restauracyjnej części. Kroki stawiał wolno, jakoby starał się zapamiętywać jak najwięcej z przestronnego, a przede wszystkim bogato zdobionego wnętrza potrafiącego rozkochać w sobie niejednego pasjonata próżności. Oczywiście nie to było jego celem, a szybkie zbadanie otoczenia poprzez wyłapanie charakterystycznych szczegółów i wejść do innych pomieszczeń, albowiem zbyt dużo czasu minęło, aby opierać się tylko na wspomnieniach zagospodarowania ów wnętrza. Zatrzymawszy się przy barze oparł łokcie o długi, ciemnobrązowy blat wykończony złotymi zdobieniami i skinąwszy głową do barmana grzecznie się przywitał. -Podwójną ognistą.- stwierdził miękkim tonem, bo jeśli miał spędzić tutaj dłuższy moment to chociaż w doborowym towarzystwie jego ulubionego trunku, który już po chwili otulił szczelnie palcami.
Odwrócił się w stronę wielkiej sali obserwując zebranych gości oraz obsługę; lustrował ich twarze, starał się czytać z ust, choć nie nachalnie, by nie przyciągnąć ich uwagi. Najwięcej czasu poświęcił kobiecie o długich, czarnych włosach i niespotykanej – z pewnością nie brytyjskiej urodzie. Pamiętał słowa Ramseya i właśnie w oparciu o nie przypuszczał, że to ów niewiastę miał na myśli. Cóż, zatem było w niej takiego niezwykłego? Co poza słodkim uśmiechem?




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Bar [część restauracyjna] [odnośnik]26.12.17 0:52
Alkohol lał się strumieniami. Długo otaczał go owocowy aromat ekstrawaganckiego wina i kwaśny posmak świeżych owoców. Nie mógł sobie przypomnieć kiedy po raz ostatni kąpał się w takim dobrobycie, kiedy najcenniejszy dla niego czas nagle się zatrzymał, a on na dzień, dwa, a może trzy zupełnie wyłączył się z własnego intensywnego życia. Bezsenność stała się bardziej uciążliwa niż zwykle, od wspomnień o minionych zdarzeniach silniej dręczyły go własne myśli — niechciane, drażniące, abstrakcyjne, i najbardziej irytujące; dręczyło go pożądanie i zwierzęcy głód, którego niczym i nikim nie potrafił zaspokoić. Palił ogniem jego trzewia, ze słabych mięśni wyciskał resztki sił. Ujrzane przypadkiem nielubiane odbicie wydało mu się tak samo karykaturalne i nieprawdziwe, a jednak wiedział, że źle wyglądał. Nieco bardziej zapadnięte policzki, sińce pod oczami, które zdążyły się znów uwidocznić po kilku dniach pozbawionych snu, ciężkie, opadające powieki. Czuł się lepiej, wino było doskonałym lekarstwem.
Z gabinetu Giovanny wyszedł znacznie później niż ona. Doprowadził się do ładu, dopiął guziki koszuli, przeczesał włosy palcami i opróżnił kieliszek wybornego, włoskiego wina, którym go częstowała. Nie spieszył się — nawet przejrzał dokumenty, które miała na biurku, nie uważając swoich czynów za niewłaściwe, a nawet gdyby takie były, zapewne uznał, że miał do tego pełne prawo jako jej stały gość. Większość z nich stanowiły jakieś notatki finansowe, nigdy niewystawione rachunki, prognozy, rozliczenia, imiona kobiet, prawdopodobnie obok Deirdre pracujących w Wenus. Miała sporo uwag, a z tych wszystkich zapisków bił chaos i nerwowość, obliczenia były niedokładne, a pismo niechlujne. Nie musiał dogłębnie analizować tego wszystkiego, by wiedzieć, że sypała się, a wraz z nią sypał się przybytek Caesara Lestrange’a, o który wspólniczka próbowała dbać pod jego nieobecność. Ostatnie dni spędzili miło, ale jej wyjazd, a raczej ucieczka do Włoch była kwestią czasu. Dziwny bezsens wyciągał po nią swoje lepkie łapska, a to całe uczucie czyniło ją słabą i bezużyteczną.
Gdy wino się skończyło, zaszedł do restauracji, by utrzymać odpowiedni poziom stężenia we krwi nim dotrze do swojego mieszkania. Był pewien, że tej nocy zaśnie, zadbał o wszystko, by ten wspaniały plan się wreszcie ziścił. Minął Giovannę, której spojrzenie wyłapał i które odwzajemnił bez uśmiechu. Było dostatecznie długie, aby zrozumiała i wystarczająco krótkie, by ktokolwiek poza nimi je dobrze odczytał. Nie zajął miejsca przy barze, przystanął jedynie przy jednym z wolnych krzeseł, tuż obok krępego blondyna i zamówił ognistą. Zamierzał wypić ją szybko, jedną, może dwie, nim wróci do domu wreszcie znużony i gotowy, by odpłynąć na kilka cennych godzin. Nawet nie przypuszczał, że pod postacią tego niewartego uwagi czarodzieja, czai się dawny przyjaciel, ktoś komu zalazł kilka dni wcześniej za skórę, bardzo głęboko i niezwykle dosłownie. Barman się ociągał. Wpierw rozlał typowi, na co Mulciber niecierpliwie postukał palcami, choć na jego twarzy nie pojawił się nawet cień irytacji. Dobrze radził sobie z ukrywaniem emocji — o ile jakiekolwiek przebijały się przez jego wewnętrzny mur obojętnienia do całego świata.
Postawiona szklanka przed Ramseyem niespodziewanie przewróciła się i wylała zawartość na blat, która zaraz potem ciężkimi kroplami skapnęła na szatę towarzysza. Mulciber cofnął rękę odruchowo, ale nie zdążył umknąć przed rozlaną whisky.
— Domowy skrzat ma więcej sprytu— mruknał pod nosem z niezadowoleniem, wycierając dłoń w czarny materiał.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Bar [część restauracyjna] - Page 3 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Bar [część restauracyjna] [odnośnik]06.01.18 0:26
Przyszedł tu po informacje. Odwiedził miejsce, w którym miał zaczerpnąć wiedzy odnośnie wskazówek owianych sarkazmem przekazanych przez jego przyjaciela, któremu miał ochotę skręcić kark i wynieść na pole w ramach prezentu dla padlinożerców. Nie kierowała nim chęć zemsty, a tym bardziej uraza, jednak świadomość, iż pewne znajomości przydają się bardziej niżeli inne, a z opisu można było wywnioskować, że ta winna była uwagi. Powrót ze wschodnich ziem nie był o tyle trudny, że musiał zaczynać od zera, ale poznawać wszystko na nowo włącznie z wpływowymi ludźmi, których hierarchia przez przeszło dekadę z pewnością uległa zmianie.
Brał pod uwagę komplikacje, dlatego nie przyszedł we własnej skórze. W zasadzie nauczył się wykorzystywać swoją genetykę i tylko dzięki temu często przeszedł obok zbrodni niezauważony. Mimo społecznej miernej tolerancji zaczął doceniać własne „dziedzictwo”, które w przeszłości naważyło mu sporo piwa, jednak z czasem zaczął je spijać już nie tylko z przymusu, ale przyjemności. Oczywiście nie był nader doświadczony i znający się na fachu czarodziej mógł go bez trudu rozpracować, ale dla postronnych osób był jedynie wytworem własnej wyobraźni, kimś kto nigdy nie istniał. Ukryta tożsamość dawała wyjątkowe profity, a wyższa sztuka przemienienia się w kogoś znanego, wpływowego była nieoceniona. Może to właśnie zazdrość sprawiała, że metamorfomagów szykanowano?
Obróciwszy w dłoni szkło nadal rozglądał się bacznie po sali, gdy nagle na linii jego wzroku ukazała się znajoma sylwetka. Zmrużywszy oczy starał się nie dać nic po sobie poznać, toteż powrócił do uderzania lekko palcami o blat baru skupiając swą uwagę na bogato wyposażonych w alkohole gablotach. Nie zamierzał się odzywać – sztuka podrabiania czyjegoś głosu nadal była dla niego wyzwaniem, choć już na pewno nie tak wielkim, jak jeszcze kilka lat wcześniej. Dużo obserwował ludzi, to pozwalało mu kopiować pewne mimiki oraz tiki, które posiadał właściwie każdy – bez wyjątku.
Nie odzywał się. Pozostawał szaty, zamknięty w swoim świecie do momentu, kiedy skretyniały barman nie wylał ognistej wprost na jego szatę. Mruknąwszy coś pod nosem uniósł zirytowany wzrok, a następnie w dość ignorancki sposób zatrząsnął skrawkiem mokrej szaty. -Jakie widzimy wyjścia z tej sytuacji?- zapytał rzeczowo, z mocniejszym akcentem. -Nie wyobrażam sobie, aby pozostawić to bez echa.- dodał, choć w zasadzie było mu to kompletnie obojętne – wolał śmierdzieć alkoholem, jak tanią wodą kolońską.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Bar [część restauracyjna] [odnośnik]17.01.18 17:25
Dar metamorfomagii był mu znany, głównie dzięki szkolnemu przyjacielowi, który mniej lub bardziej odważnie z niego korzystał w młodości. Na własne oczy śledził tok nauki opanowywania przemiany coraz to trudniejszych elementów ludzkiego ciała, aż w końcu bez większego trudu był w stanie zmienić nie tylko całą posturę i sylwetkę, ale nawet płeć. Zazdrościł mu umiejętności, niejednokrotnie wyobrażał sobie, co czyniłby i w jaki sposób, gdyby tylko zmiana wyglądu przychodziła mu z taką łatwością jak Macnairowi. Ale on miał inny dar, potrafił widzieć przyszłość. Nie na zawołanie i nie zawsze klarowanie, często w sytuacjach, które nie sprzyjały krótkotrwałej niedyspozycji i wyłączenia świadomości. To był jeden z powodów, dla których nigdy nie sprawdzał się w sportowej rywalizacji. Wystarczył bodziec, dźwięk, by nagle ogarnął go przerażający chłód, po którym wiotczało jego ciało, a on nieprzytomnie pogrążał się w wizji świata wyziewanej zza kurtyny przyszłości.
Nie przypuszczał nawet, że siedzący obok czarodziej był właśnie nim, przyjacielem z dawnych lat, który za jego radą odwiedził sławne Wenus w celu skosztowania uciech, jakie oferuje. Gdyby nie zmęczenie i rzadko spotykane u niego tak silne upojenie alkoholowe, może spojrzałby mu prosto w oczy i doszukał się w nich znajomego spojrzenia, może w gestach lub wypowiadanych słowach odnalazłby wskazówkę. Ale nie uczynił tego. Na krótko jego uwaga skupiła się na rozlanej przez barmana ognistej i mokrym rękawie, z którym w przeciwieństwie do dłoni, nie było co zrobić. W tym przypadku nie mógł tego ukryć, kiepsko radził sobie z zaklęciami czyszczącymi.
— Obciąć jedną rękę, albo obie — mruknął niemrawo, unosząc wzrok na barmana. Nawet gdyby spróbował się uśmiechnąć, patrzący mu w oczy barman pewnie i tak odebrałby to dość poważnie. Na krótko zamarzł niczym lodowy posąg, strzelając oczami to na jednego, to na drugiego. To musiał być żart, wyjątkowo dobry żart, bo po chwili roześmiał się, choć Mulciber mu nie zawtórował. "Najmocniej przepraszam", wydukał nerwowo, lekkim ruchem różdżki sprzątając to, co się rozlało, a później kierując jej kraniec w szaty mężczyzn, które błyskawicznie osuszył.
— Lej — ponaglił go Ramsey, opierając się przedramionami o wyczyszczony do połysku blat. Teraz nie ośmieli się mu odmówić grzecznym "chyba już wystarczy". Nie, nie wystarczyło ani dwa dni temu, gdy odwiedził Giovannę, ani wczoraj ani dziś. Głowę miał ciężką, zawiesił ją na ramionach, pochylając się do przodu. — Albo głowę, uciąć głowę. Nikt by nie zauważył, że barman stracił głowę.— To był o wiele lepszy pomysł, z którego powstała też niezła — w jego mniemaniu— metafora dla barmana, który zamiast profesjonalnie przygotowywać drinki, wodził wzrokiem po sali za pięknymi kobietami. — Jak myślisz? — spytał drugiego poszkodowanego, nie siląc się, by na niego spojrzeć; w gruncie rzeczy nie szukał partnera do rozmowy, chciał tylko uprzykrzyć wieczór barmanowi.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Bar [część restauracyjna] - Page 3 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Bar [część restauracyjna] [odnośnik]20.01.18 22:48
We wczesnych latach metamorfomagia wydawała mu się przekleństwem, niesprawiedliwością i upokorzeniem, o którym nie dali mu zapomnieć zazdrośni rówieśnicy. Nie panował nad swym darem, nie umiał zachować dystansu do pewnych aspektów, a co gorsza nimi władać, więc każdorazowa silna emocja kończyła się zewnętrzną zmianą zupełnie od niego niezależną. Ilekroć zmagał się z długimi, lśniącymi, typowo kobiecymi włosami, delikatnymi rysami, masą blizn tudzież deformacjami – chciał, naprawdę pragnął to poskromić, jednak nauka wymagała czegoś więcej jak sumienności i zawziętości, bowiem uzależniona była od… czasu.
Z biegiem lat myślenie szatyna uległo diametralnej zmianie. Zaczął dostrzegać pozytywy swej genetyki oraz pojmował, jak wiele może dzięki niej zyskać będąc w strefie totalnego incognito. Mógł zamienić się w dyrektora, nauczyciela, woźnego i każdego ślizgona, by wyciąć numer szlamom lub osiągnąć inną, nieco odważniejszą i obarczoną większym ryzykiem korzyść. Nie zliczy w końcu ile razy siedział podczas szlabanu z Ramseyem i pojmował nową wiedzę – dla innych kara równoznaczna była z nudą i dramatem, dla nich była czystą przyjemnością.
Rzuciwszy nonszalanckie, ale wyważone spojrzenie towarzyszowi westchnął teatralnie, jakoby całkiem dobrze przy tym się bawił. Oczywiście nie uzewnętrzniał wewnętrznego śmiechu nie chcąc wydać swej prawdziwej twarzy, więc tylko obrócił nerwowo szklankę, jakoby był naprawdę poruszony zaistniałą sytuacją. Miał totalnie w dupie ufajdaną szatę, ale Mulciber złapał bakcyla, którego Macnair nie chciał przerwać, bowiem nic lepiej nie smakowało jak wykwintna i poniżająca zemsta. To co zrobił mu dzień wcześniej sprawiło, iż musiał choć w minimalnym stopniu dać mu popalić, ale nie wyobrażał sobie być, aż takim sukinsynem, by go uszkodzić.
-W takim miejscu najlepiej uciąć fiuta.- skwitował jego zamiary drobną wstawką starając się jak najlepiej modulować głos. -Jakbym widział te wszystkie panienki i jedyne co mógł zrobić to klepnąć je w tyłek… błagałbym żeby mnie zabili.- wzruszył ramionami – wolno i nieznacznie, zupełnie nie w swoim stylu, a następnie upił do dna zawartość szkła. -Na koszt firmy.- krzyknął do barmana, któremu wskazał palcem szkło, a w drugiej ręce w tej samej chwili zacisną różdżkę znajdującą się pod szatą. Skupienie uwagi na czymś innym było podstawą; wiedział o tym, niejednokrotnie tak działał. -Pierwszy raz Cię tu widzę.- rzucił do Ramseya, na którego mimo ignorancji, wciąż spoglądał. - Ceruus- wypowiedział w myśli kierując różdżkę, będącą wciąż w ukryciu, na przyjaciela, a w głowie szalał mu nadmiar myśli. Nie rozumiał jak mógł, nie rozumiał co tak bardzo namieszało mu pod tym wąskim sufitem, że jedynym wyjściem z sytuacji jakie znalazł to był atak. Ten atak.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Bar [część restauracyjna] [odnośnik]20.01.18 22:48
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 2
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Bar [część restauracyjna] - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Bar [część restauracyjna] [odnośnik]24.01.18 9:09
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością


'Anomalie - CZ' :
Bar [część restauracyjna] - Page 3 HXm0sNX
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Bar [część restauracyjna] - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Bar [część restauracyjna] [odnośnik]24.01.18 9:12
Szum alkoholu zagłuszał znajome wibracje. Nie doszukiwał się dziwnie znajomego brzmienia w głosie przypadkowego towarzysza; nie uświadomiony, znajomy zapach w połączeniu z tanią wodą kolońską i ognistą nie zaalarmował go zawczasu. Był głuchy i ślepy na to, co działo się dookoła niego, niepodobnie do siebie — nieostrożny, pogrążony w silnej potrzebie zaznania snu. Może gdyby Macnair popełnił błąd, nawet by go nie dostrzegł, a może wręcz przeciwnie, w porę, by oprzytomniał. Był dobry, był świetny w tym, co robił, w jaki sposób zmieniał swoją formę, plastycznie dostosowując wygląd do własnych, nikomu nieznanych wyobrażeń. Mógłby w tej chwili stać się każdym i nie zostałby rozpoznany. Nie przez Mulcibera.
Przymknął na moment oczy. Czuł się zmęczony, choć nie aż tak, by zwalczyć bezsenność i po prostu odpłynąć. Zamierzał ją tego wieczora pokonać alkoholem, wysokoprocentową trucizną, która otumani go na tyle, by ciało ogłosiło kapitulację i przestało walczyć ze swoim największym wrogiem. Nie było Rity, znów zniknęła, a przyrządzony przez nią na początku kwietnia eliksir zdążył już zużyć. Zapewniała, że nigdzie się nie wybiera, pozostawiła go bez wywaru słodkiego snu, który pozwalał mu nocą spać. Do uzdrowicielki nie zamierzał zajść z potrzebą. Wciąż myślom o niej towarzyszył gniew — zły, rozpalający, bezwzględny i obezwładniający. Nie pozwalał mu trzeźwo myśleć; przed oczami wciąż miał błysk własnej klątwy, w której promień dobrowolnie weszła. Głupia, beznadziejnie głupia. Przerwała proces, do którego chciała doprowadzić, ukróciła jego zadowolenie, zdeptała satysfakcję, jaka rodziła się kiedy potężny cruciatus mknął w kierunku rodzonego brata. Odebrała mu prawo do odebrania mu życia w katuszach, choć pragnęła tego ponoć bardziej niż wszystkiego innego. A teraz on, przez jedną i przez drugą zmuszony był posiłkować się alkoholem, serwować na śniadanie, obiad i kolację włoszczyznę, w której słodyczy zaznał krótkotrwałego ukojenia.
Wenus. Burdel kryjący się pod przykrywką doskonałej restauracji. W tej części, w której teraz się znajdowali i tak przebywali prawdopodobnie sami bywalcy domu uciech. Choć może niektórzy z obecnych, znaleźli się tu przypadkiem, nie słysząc pogłosek, a sława ciemnej strony lokali do nich nie dotarła. Otworzył powoli oczy, spoglądając wreszcie na siedzącego obok czarodzieja. W milczeniu zawiesił na nim umęczone spojrzenie szarych, choć przekrwionych z braku snu i przepicia oczu. Czuł, że nawet nie ma siły na tą płytką konwersację.
— Jesteś tu stałym bywalcem?— spytał, ignorując poprzednie komentarze; jakiś przejaw świadomości, a może instynkt zreflektował go na tyle, by nie opowiadać byle komu zbyt wiele. Dopiero teraz zmierzył jego sylwetkę wzrokiem, przemykając z góry do samego dołu. Niepozorny wygląd, tak niepasujący do miejsca chętnie odwiedzanego przez możnych arystokratów wymógł na nim dziwną czujność. — Jestem tu pierwszy raz — skłamał, mamrocząc pod nosem. Od dawna nie odwiedzał Wenus w wiadomych celach. Od ostatniego spotkania z Miu, bywał wyłącznie w komnatach Giovanny. — Możesz mi coś... polecić?— Jego głos był stłumiony, wyrazy nie przedzielała pauza spokojnego oddechu, ale jeszcze daleki był od bełkotu.
Spojrzał w swoją szklankę, nie upił z niej już jednak nic.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Bar [część restauracyjna] - Page 3 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Bar [część restauracyjna] [odnośnik]28.02.18 20:31
Błędy pojawiały się zawsze. Żaden metamorfomag nie mógł być idealnym aktorem w przybranej skórze i choć Macnair nauczony autopsyjnymi doświadczeniami unikał wcielania się w konkretne ciała – oczywiście, kiedy nie wymagała tego sytuacja – to zawsze istniała szansa, iż pewne odruchy zdradzą jego prawdziwą twarz. Ryzyko było wyjątkowe jeśli musiał grać przed osobą nierzadko spędzającą wieczory w jego towarzystwie, bądź gdy w grę wchodził alkohol. Takowy iście mocno potrafił  pokrzyżować plany.
Przybierając bliżej nieokreślony wygląd tworzył zlepek mijanych na co dzień osób; sylwetka, włosy oraz ich kolor, osadzenie oczu, wysokość i długość nosa – to wszystko było pierwszą myślą nie mającą żadnego przełożenia na rzeczywistość, co dawało parasol ochronny, bowiem nigdy takiej osoby nie można było ponownie spotkać. Macnair nie kusił losu na siłę. Lubił ryzyko, ale nie podejmował go w tak prozaicznych sytuacjach, których jedynym założeniem pozostawało bycie incognito, a nie wejście w określone ramy. Odpowiednia barwa głosu, odruchy, czy chociażby sposób poruszania nie był sprawą niewymagającą treningu, a wręcz przeciwnie ich wyćwiczenie wiązało się z długim i mozolnym powtarzaniem pewnych schematów pochłaniających nie tylko wiele energii, ale przede wszystkim czasu. Ten był na wagę złota.
Starał się nie obserwować Ramseya. Widział, iż ten wyczulony był na pewne zagrania i choć tego wieczora uśpione zmysły nie działały na tyle prężnie co każdego innego dnia, to sam po sobie wiedział, iż często nawet w najpaskudniejszym stanie mógł wyczuć nieczyste intencje. Właściwie takowe nim nie kierowały, ale pulsujące pragnienie zagrania mu na nerwach nieustannie dawało o sobie znać – chociażby w nieudanej, cholernie spapranej próbie rzucenia zaklęcia. Ręka nie drgnęła pod szatą, miał świadomość cholernych anomalii, więc pozostało mu to skwitować głuchym, niecenzuralnym wyrazem pod nosem.
-Jak małżonka ma ciche dni to nie pozostaje mi nic innego.- odpowiedział na jego pytanie mimowolnie. Nie zastanawiał się na sensem własnych słów – w końcu takowe mogły być prawdą, której nikomu nawet nie chciałoby się sprawdzać. Mulciber był czujny, znał wiele osób, dlatego przybranie takiej, a nie innej postaci było mu na rękę, bo właściwie nie przypominał kompletnie nikogo. Tym samym nie określił jak często się tu pojawiał, a już na pewno nie wówczas, gdy towarzysz zwiedział owe włości. Dlaczego tylko kompletnie zaprzeczył jakimkolwiek wcześniejszym wizytom? Nie lubił rozmów, to szatyn wiedział, ale kompletnie nie rozumiał faktu, dla którego ten miałby zaprzeczyć korzystaniu z atutów owego miejsca w przeszłości.
-Nie wyglądasz na laika, ale co ja tam wiem.- machnął nonszalancko dłonią, a następnie upił sporej ilości trunku praktycznie opróżniając zdobione szkło. Widział, że tego wieczora już nic nie ugra, a tym bardziej nie zdobędzie żadnych satysfakcjonujących informacji i jedyne co mu pozostało to sprawdzenie zasobów wykwintnego baru. Nie miał ochoty się ujawnić – a przecież nic nie stało na drodze – bo wyświadczyłby tylko Ramseyowi przysługi pokazując, iż brał jego ostatnie słowa zupełnie na poważnie. Skrzyżowane drogi budziły wiele wątpliwości i szatyn potrzebował czasu, aby zrozumieć postępowanie kolegi.
Odpuściwszy sobie magiczne próby ułożył wolną dłoń na blacie baru skupiwszy spojrzenie na bursztynowym trunku. -Na dziś? Alkohol.- rzucił, jakoby to było oczywiste, a następnie uniósł nieco szklaneczkę w geście niemego toastu. -Będąc umoczonym po pachy nie mam za dużego wyboru.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Bar [część restauracyjna] [odnośnik]12.03.18 8:20
Kłamstwo przychodziło mu z nadzwyczajną łatwością. Słowa pełne fałszu i obłudy wypływały spomiędzy jego warg bez zająknięcia, niespowite niepewnością i niezdradzone wahaniem. Mówił - jakby otwarcie, bez namysłu, całkiem naturalnie, co tylko ślina mu na język przyniosła, choć w rzeczywistości każdą swoją odpowiedź był w stanie dokładnie przeanalizować, nawet w stanie, w którym się znajdował wówczas. Pewne odruchy można było w sobie zaprogramować; wydzielić schemat działań, określić go jasno i postępować zgodnie z nim bez względu na okoliczności; tym razem warunki stawiał stopień jego pijaństwa, który zwiększał się wprost proporcjonalnie do przesiadywanego w barze czasu. Sprawdzało się to w jego przypadku. Choć jego stan był wskazujący, a umysł zaczynał płatać figle, trzymał się twardo swojej ustalonej wersji zdarzeń, zaprogramowanej na trzeźwo, zawczasu, choć nie wyczekiwał niewinnej zaczepki nieznajomego w barze. Przez większość czasu nie skupiał na nim swej uwagi; wpatrywał się w głąb swojej szklanki, jakby w odmętach bursztynowego sztormu chciał doszukać się skarbu zapijaczonych łajdaków. W końcu jednak podniósł na niego oczy.
- Dżentelmen - mruknął, powracając na chwilę tęsknymi myślami do ognistej whisky, którą miał w szklance. Jej złotawa barwa zmieniała się w zależności od światła wokół, jaśniała lub ciemniała, niezmiennie pozostawała jednak tak samo wyjątkowa. Mimo to, nie odrywał od niego wzroku. - Cóż, jestem - odparł bez większego zastanowienia, rozlewając alkohol po bokach naczynia. - Do tej pory nie miałem większej potrzeby, moja żona nie miewała zbyt wielu cichych dni.
Stworzenie dowolnej rzeczywistości nie było żadnym wyzwaniem, jedna z tych zaprogramowanych myśli podążyła torowo, nasuwając odpowiedź na usta błyskawicznie.
- Ale zmarła.- Uniósł nieco dłoń, w której trzymał szklankę, usprawiedliwiając - choć wciąż od niechcenia - brak obrączki na jakimkolwiek palcu. Nie w smak było mu ani poznawanie towarzysza, ani wyciąganie od niego informacji, choćby okazał się samym szefem jego departamentu. Zbyt wiele miał w głowie, zbyt wiele myśli ciążyło mu na barkach - chciał się tego pozbyć.
Zsunął się ze stołka  i sięgnął do kieszeni szaty, by wyciągnąć z niej kilka monet. Wiedział, że gdyby tylko zechciał, Giovanna uregulowałaby jego rachunek; nie chciał tracić więcej czasu, zamierzał opuścić Wenus nienasycony i zmęczony, przesiąknięty zapachem Włoszki. Nie wzniósł toastu wraz z nim. Nie widział w nim współtowarzysza niedoli, a nawet pospolitego kompana do picia, zwykle pijał w samotności i nie w takich ilościach. Pijany nie był tak czujny, refleks nie był już taki sam, a czarnoksiężnik jego pokroju nie powinien pozwalać sobie na takie chwile słabości, jak ta.
- Miłego wygrzebywania się z bagna - wysilił się na pokrzepiający ton, choć w wyrazie jego twarzy nie było ani trochę życzliwości. Zachwiał się na nogach niestabilnie. Dla zachowania równowagi chwycił się blatu, nie udało mu się uniknąć trącenia obcego mężczyzny w ramię. Nie przeprosił, nigdy nie robił tego szczerze, a teraz nie zamierzał nawet kłamać i udawać, że mu przykro.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Bar [część restauracyjna] - Page 3 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Bar [część restauracyjna] [odnośnik]24.03.18 0:36
Ramsey nie mógł wiedzieć kto naprawdę krył się pod maską otyłego, jasnowłosego mężczyzny o łagodnym wyrazie twarzy i cierpliwym uosobieniu. Szatyn często wchodził w pewne role i nietrudno było mu zmanipulować obce osoby, ale jako że ten do takowych nie należał to musiał uważać na każde słowo oraz gest, które mogły zdradzić prawdziwe oblicze. Nie miał ochoty na kolejne rozmowy, docinki i tłumaczenia stanowiące fundament jego poczynań, bowiem wczorajszy dzień otworzył mu oczy rzuciwszy światło na wiele nowych, ale wielkich spraw. Potrzebował czasu, regeneracji i oczyszczenia umysłu, a nic nie pozwalało odprężyć mu się tak bardzo jak praca – na własnych warunkach.
Od samego początku zorientował się, iż towarzysz w coś grał manewrując informacjami wyciągniętymi z kapelusza. Żona, pierwsza wizyta i totalne zagubienie w ów murach – kłamał jak z nut, czego szatyn do końca nie pojmował, bowiem jaki mógł mieć w tym cel? Co nakłoniło go do zmiany tożsamości i historii w miejscu przyciągającym głównie te same pijackie twarze? Bariera ochronna brzmiała rozsądnie, jednak będąc pod silnym wpływem alkoholu sprawiała wrażenie dobrze uszytej szaty zarzuconej na ramiona jeszcze przed wejściem. Czyżby faktycznie posługiwał się tu zupełnie innym nazwiskiem? -Rzecz jasna.- rzucił w jego stronę sprawiając wrażenie zupełnie nieobecnego, gdyż jego myśli skupione były na analizie własnych teorii, a nie ciągnięciu męczącego dialogu.
Upijając trunku przyglądał się towarzyszowi zapatrzonemu w na wpół pełne szkło. Wyglądał na zamyślonego, zagubionego w labiryncie własnych refleksji i przemyśleń nie mających nic wspólnego z ówczesnymi wydarzeniami. Był mu obojętny – widział to. Znał Ramseya wiele lat i ten nigdy nie przykładał wagi do obcych osób, chyba że finalnie miał poczuć smak ich krwi; wtem sytuacja obracała się o sto osiemdziesiąt stopni i ofiara stawała w centrum uwagi.
Wyrywając się z zamyślenia wzbudził czujność szatyna. Informacja o rzekomej śmierci jego żony o mało nie wywołała salwy śmiechu będącej prawdopodobnym gwoździem do trumny misternego przebrania. Miał ochotę poklepać go po plecach gratulując udanego przedstawienia, jednak był zmuszony do trzymania się ustalonego planu, a on nie obejmował zdejmowania maski i spoufalania się z napotkanymi, znajomymi ludźmi. -To smutne, moje kondolencje.- zwieńczył temat suchą wstawką, choć można było z niej wyczuć fałszywy cień litości. Drew ów uczucie było kompletnie obce – podobnie jak większość innych – ale wiedział, że każdy inny w owej sytuacji współczułby rozmówcy tragicznej historii. -Wypij, ulżyj sobie.- zasugerował luźnym tonem rzucając monety na bar za swoją whisky, bowiem miał świadomość musu ulotnienia się. Z każdą chwilą coraz trudniej było mu grać kogoś innego szczególnie przekonując się o tym w chwili, gdy mało stabilne ciało towarzysza wpadło na niego z impetem. -Kultura nie boli.- wypowiedział ze spokojem zsuwając się z hokera i skinąwszy głową ruszył w swoim kierunku – zapewne w stronę wyjścia. Wiedział, że wróci – pytanie tylko kiedy?

/zt




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Bar [część restauracyjna] [odnośnik]27.03.18 17:46
Nie mógł wiedzieć — nawet nie podejrzewał, że to Macnair stroił sobie z niego żarty. Gdyby się przyznał, lub wyjawił mu prawdę o sobie może wywołałby w nim szczery śmiech; a może doprowadziłby go do złości — że widział go takim; słabym, ledwie przytomnym i kontaktującym. Nie był tego wieczoru sobą, choć kłamstwa wypluwał ze swoich ust z taką samą naturalnością. Obserwacja i analiza towarzystwa wydała mu się ostatnią rzeczą na jaką miał ochotę, nie doszukiwał się w obecnym mężczyźnie znajomych cech, choć pewnie gdyby był trzeźwy intuicja kazałaby mu na niego uważać. Może tej nocy nawet okradziony, nie wymierzyłby sprawiedliwości. Był słaby i chciał osłabić się jeszcze bardziej, urżnąć i zapaść w głęboki sen, gdy tylko przekroczy próg swojego mieszkania. Nie obchodził go los mężczyzny, którego potrącił, a wdanie się z nim w jakąkolwiek konwersację było wyłącznie naturalną formą obrony — wejścia w rolę, którą narzucił mu instynkt, odparcia ewentualnego agresora, przeciwnika, ukrycie chęci rozlewu krwi i wycofanie się. Arogancję przysłoniła pijacka pseudouprzejmość, wyzywające spojrzenie zastapił rozmyty, błądzący po wszystkim wzrok.
Giovanny już nie było. Ale nawet gdyby obserwowała go z ukrycia nie zamierzałby przywracać się do porządku.
— Tak zrobię — mruknął już do siebie, nie do niego, gdyż zdążył go obejść i pójść Merlin-wie-dokąd. Nie obrócił się za nim, nie podążył spojrzeniem, a zapach wody kolońskiej uznał za całkiem obcy. Przystanął chwilę, zachowując równowagę, aby godnie opuścić pełen najprawdziwszych dam przybytek. Droga do wyjścia wydawała się niekończąca i pełna wybojów. Ta myśl rozbawiła go, uśmiechnął się nawet pod nosem, podążając w końcu wzrokiem w stronę drzwi. Kiedy po raz ostatni się tak schlał? Kiedy po raz ostatni był w stanie samodzielnie opuścić lokalu i dotrzeć do domu? Nie pamiętał, musiało to być dawno. Tak stojąc przez chwilę zastanawiał się, co przekazał nieznajomemu przy barze; czy popełnił jakieś faux pa? Czy zdradził zbyt wiele? Czy może nawet alkohol nie zdołał wykurzyć z niego starych, obłudnych nawyków? Głuche "wszystko jedno" rozbrzmiało pod nosem, gdy podrywał się do ruchu w kierunku w miarę prostym. Kilka kroków za drzwiami straci swoją materialną formę i dotrze do swojego łóżka w kilka chwil.



| zt



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Bar [część restauracyjna] - Page 3 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber

Strona 3 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Bar [część restauracyjna]
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach