Wydarzenia


Ekipa forum
Sala bankietowa [ślub]
AutorWiadomość
Sala bankietowa [ślub] [odnośnik]27.01.17 21:07
First topic message reminder :

Sala bankietowa

W sali bankietowej podawane są ciepłe posiłki, przekąski oraz wszelakie trunki. W przestronnym pomieszczeniu rozstawiono okrągłe stoliki, każdy nakryty dla ośmiu osób. Wystrój, tak jak w przypadku reszty przyjęcia, zachowano w barwach charakterystycznych dla obu rodów: dominuje czerwień z elementami szarości i zgaszonej zieleni, zasłony i obrusy mają natomiast barwę kremową (biel na ten wieczór zarezerwowano tylko i wyłącznie dla panny młodej). Pod ścianami rozstawiono stoliki z bardziej wykwintnymi alkoholami. W powietrzu unoszą się ciche dźwięki wygrywanej przez orkiestrę muzyki, dobiegające tu z sąsiadującej sali balowej.

[bylobrzydkobedzieladnie]
Percival Blake
Percival Blake
Zawód : duch Stonehenge
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Duch

Duchy
Duchy
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott

Re: Sala bankietowa [ślub] [odnośnik]03.03.17 21:26
Ziva również nie wierzyła w idee tego typu ceremonii. Jednak była pogodzona z faktem, że prawdziwa miłość zdarza się jedynie w bajkach i w sporadycznych wyjątkach w świecie czarodziejów. Nie chciała też, aby przygnębiające myśli psuły jej nastrój. Przecież wesela są po to, aby razem świętować, bawić się. Zwykle jej zapał był szybko studzony przez męża, ale nie dzisiaj. Podczas uroczystości państwa Nottów każdy mógł znaleźć coś dla siebie, nawet tak wybredni szlachcice jak lordowie Burke.
- Och, wyścig na aetonanach wydaje mi się taki bezpardonowy, że za nic nie wzięłabym w nim udziału. - wzruszyła ramionami i zgrabnie przemilczała fakt, że nie przepadała za odrywaniem nóg od ziemi. Upiła kolejny łyk ze swojego kieliszka i pozwoliła, aby kelner dopełnił ponownie jej szkoło szampanem. - Ma lady rację. Grono szlachty niezbyt liczne, a jakoś nie mogłyśmy na siebie trafić. Pewnie dlatego, że ostatnimi czasy rzadko bywamy z Edgarem na sabatach. Jednak zaproszenia na uroczystość zaślubin zaprzyjaźnionego rodu nie można zwyczajnie zlekceważyć. - ukradkiem zerknęła na szczupłą dłoń kobiety. Nie dostrzegła na niej żadnej pierścionka, który mógłby być zaręczynowym. Czemu nestor rodu Selwyn nie próbuje wydać Lucindy za mąż? Ziva uważała, że sama wzbraniała się długo przed ślubem, a wiek dwudziestu pięciu lat był chyba absolutnym rekordem. Nie zamierzała jednak zaprzątać sobie tym dłużej głowy. - Wszystko w jak najlepszym porządku, dziękuję. - uśmiechnęła się do blondynki. - Ale muszę wykorzystywać każdą wolną chwilę bez dzieci. Małe chochliki z Durham potrafią dać w kość. - westchnęła z ulgą. Zapewne dla Lucindy słowa Zivy były nużące. Kobiety pochodziły z dwóch kompletnie różnych światów. Oddzielały je dwie grube linie o nazwie “małżeństwo” i “macierzyństwo”, lecz lady Selwyn powinna powoli się przyzwyczajać do tego typu rozmów. Przed przeznaczeniem nie ucieknie. Prędzej czy później będzie musiała wypełnić spoczywające na jej barkach, obowiązki. Oczywiście, jeśli zechce zachować nazwisko. - A jak się powodzi lady? - zapytała, odstawiając kieliszek na stół i splotła swoje dłonie na kolanie.


So when you're restless, I will calm the ocean for you
In your sorrow, I will dry your tears
When you need me,
I will be the love beside you
☙ ❧
Ziva Burke
Ziva Burke
Zawód : Badacz Historii Magii i autorka podręczników szkolnych
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Sen
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3515-ziva-burke https://www.morsmordre.net/t3596-karmelek https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f295-durham-barnard-castle
Re: Sala bankietowa [ślub] [odnośnik]04.03.17 12:00
Lucinda nie przywiązywała zbyt dużej wagi do ludzi, których kiedyś tam znała. Przez swoje ciągłe podróże zwykle poświęcała swoją uwagę tym, którzy byli dla niej zawsze. Nie miała czasu na zastanawianie się nad życiem innych, albo uczestniczeniem w uroczystościach, na których można było wiedzę o ich życiu uzyskać. W ich świecie mogłoby się to wydawać za nienaturalne. Wręcz nienormalne. Ludzie lubili wiedzieć i często ta wiedza była dla nich czymś co napędzało ten szlachecki świat. Nie potrafiła stwierdzić czy jest zadowolona z tego, że wycofała się jak tylko mogła z tego świata czy zwyczajnie żałowała tego co ją omijało. Słysząc słowa kobiety uśmiechnęła się delikatnie i pokiwała głową. Lucinda żałowała teraz, że nie wzięła udziału w podniebnej bitwie. To wydawało się być nie tylko sposobem na rywalizację, ale także dość przyjemne spędzenie czasu. To połączenie często budziło adrenalinę w jej żyłach. Sprawiało, że serce biło mocniej. Wyrzuciła to z głowy unosząc kieliszek do ust. Kolejne słowa kobiety zbiły ją całkowicie z pantałyku. Potrzebowała paru sekund by dodać do siebie dwa, całkowicie poplątane fakty. Lucinda wiedziała, że Ziva wyszła za mąż, ale nie miała pojęcia, że wyszła za tak dobrze jej znanego Burke'a. Nie miała pojęcia, że to właśnie siedząca przed nią kobieta jest jednocześnie tą, którą wybrał i tą którą ranił. I chociaż w tej chwili w jej głowie trwała burza z piorunami to i tak musiała zachować zimną krew. Czy mogła się domyślić tego wcześniej? A może wyobrażała ją sobie jako kogoś całkowicie innego? Kogoś kogo mogłaby szczerze obwiniać. Tak naprawdę nie byłaby w stanie obwiniać nikogo prócz siebie. Za bycie naiwną. Zbyt naiwną. - Ja także dość dużo podróżuje dlatego rzadko też bywam na tego typu uroczystościach. Chociaż mam zamiar to nadrobić. - powiedziała nadal się lekko uśmiechając. - Małżeństwo lady naprawdę służy… - zaczęła chociaż nie była do końca pewna co chce powiedzieć. Powinna zamilknąć, skończyć temat, w ogóle się nie odzywać. A jednak… chyba nie potrafiła nic nie powiedzieć. - Miałam okazję poznać lorda Burke bowiem także zajmuje się łamaniem klątw. Tworzycie wraz z lordem prawdziwe… wyjątkową parę. - odparła chociaż nie wiedziała czy to słowo „wyjątkową” było całkowicie pasujące. Na szczęście z kolejnych rozmyślań wyrwał ją kelner dolewający do jej kieliszka szampana. Lucinda na chwile zawiesiła wzrok na lady Burke. Minęło kilka miesięcy od końca ich… znajomości. Powinna już dać sobie spokój, przestać ciągle patrzeć na to wspomnieniami. Jednak nie było jej łatwo wyczyścić pamięć. Była człowiekiem, który pamiętała aż za dużo. - Niestety nie jeszcze nie poznałam uroku macierzyństwa, ale potrafię sobie to wyobrazić. Każdy czasem potrzebuje oddechu. - odparła przejeżdżając palcem po cienkim szkle kieliszka. - Staram się nacieszyć Londynem. Przez to, że przez większość czasu podróżuje zdążyłam zapomnieć jakie to piękne i deszczowe miasto. Chociaż wiosnę mamy i tak w tym roku naprawdę piękną. - tak naprawdę wcale nie cieszyła się z powrotu. Nie miała za to wyjścia.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sala bankietowa [ślub] - Page 2 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Sala bankietowa [ślub] [odnośnik]04.03.17 19:57
Kiwnęła głową słysząc jego odpowiedź. Ona sama była ogromną miłośniczką historii, czego jednak w tej chwili nie okazywała. Było to poniekąd związane z rodziną matki, której miłość do polityki wiązała się z naturalnym zainteresowaniem czasami przeszłymi. Niejednokrotnie przeszłość zataczała krąg, można było wiele się z niej nauczyć. Do tego dochodził nieustający ciąg przyczynowo-skutkowy, stanowiący idealną lekcję wyciągania wniosków.
Ojciec nieżyjącej rodzicielki włożył wiele starań w wychowanie małej lady, bo chociaż na nazwisko nie było jej "Crouch", to w jej żyłach płynęła ich krew. I ta część dość szybko doszła do głosu, ukazując ciotkom Parkinson, że ich krewna nie będzie interesować się tylko i wyłącznie własnym wyglądem. Z początku nie budziło to większych zastrzeżeń - pilne studiowanie przeszłości wydawało się być dla wszystkich czymś uroczym, co później przestało jednak takie być. Naturalnym było jednak, że ani wtedy ani teraz lady ani trochę nie zrażały opinie rodziny na podobne tematy. Nieustannie prosiła o opowieści na temat przodków bądź książki na ich temat, by móc poznawać ich, uczyć się od nich. W taki sposób odnalazła wśród miliona imion tą jedną inspirującą postać, która pomogła w ukierunkowaniu jej planów na przyszłość. Tych wszystkich "marzeń", które tak szybko lubiła spełniać. Ona jednak nie zwykła na co dzień używać tego słowa. Nie do końca je uznawała w swoim prywatnym słowniku. Dla niej oznaczało ono coś niedokonanego, o czym można śnić, ale nie spełniać. Ona zaś dążyła uparcie do tego, by spełniać swoje pragnienia.
- Nie nazwałabym tego dyscypliną - powiedziała, robiąc po tym przerwę na swobodne zebranie myśli. - O wiele trafniejszym wydaje się być dla mnie określenie, iż jest to... rodzaj próby na lordowskich manierach.
Po tych słowach uniosła na chwilę prawą brew ku górze, przez co wyraz jej twarzy mógł wydawać się być nieco wyzywający. Nie trwało to jednak długo, wróciła do poprzedniego stanu, składającego się na delikatnie uniesiony ku górze lewy kącik ust i nieco dumne spojrzenie.


A little learning is a dangerous thing...

Elisabeth Parkinson
Elisabeth Parkinson
Zawód : tłumacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
I'm cold-hearted and evil.
And I'm vengeful.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3102-elisabeth-parkinson https://www.morsmordre.net/t3136-persephone https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t5184-skrytka-bankowa-nr-804 https://www.morsmordre.net/t3276-elisabeth-parkinson
Re: Sala bankietowa [ślub] [odnośnik]05.03.17 22:21
Sformułowanie w komplecie z mimiką kobiety wydało mu się nie tylko wyzywające, lecz również dosyć zabawne, w ten przewrotny, paradoksalny sposób składając obraz nieznajomej coraz efektywniej. Uniósł brwi, skinąwszy lekko głową w geście nieprawdopodobnie, jak na niego, zgodnym - jakby przyjmował przytyk z pokorą, choć w oczach wyraźniej tkwiło rozbawienie, wywołane wnioskami i sposobem, w jaki wyminęła poprzednią nieścisłość. Posłusznie powiódł wzrokiem po sali, krzyżując spojrzenie z kelnerem, co stanowiło znak wystarczająco wyraźny, aby zmusić go do powrotu, czas oczekiwania wypełniając odpowiedzią oraz upiciem ostatniego łyku wina, opróżniając swój kieliszek.
- Próba jak najbardziej pomyślna, proszę wybaczyć moje faux pas - uśmiech przebrzmiewał bardziej w słowach niż malował się na twarzy Ulyssesa. Niemalże zaśmiał się krótkim, ironicznym dźwiękiem. Zawoalowana drwina wciąż pozostawała drwiną, jednak kto przejmowałby się nią przy obranej przez grze? Uniósł nieco głowę, kierując uwagę na kelnera, który właśnie pojawił się przy ich stoliku. Dopiero teraz kąciki ust powędrował ironicznie w górę, lecz ton wrócił do uprzejmej normy, szlacheckiego standardu. - Lady życzy sobie kolejny kieliszek - poprosił, a życzenie, czy raczej pragnienie, zaraz ozdobiło jej szczupłe palce. Ollivander zagarnął także nieco trunku dla siebie, pozbywając się pustego szkła.
- Wygodna forma spełniania marzeń - odpowiedział, znów kontrolując otoczenie. Kilka stolików dalej dostrzegł Zivę i Lucindę, na co uśmiechnął się w duchu. - Minimalny ubytek energii, kiedy szereg lordów staje na baczności, w gotowości do przychylenia nieba - tym razem ciemne lustro alkoholu przyciągnęło jego uwagę, a usta wyciągnęły się w lekko bezczelnym uśmiechu, ale na moment, w planowanej prowokacji, o ile raczyła obserwować go w tej samej chwili. Sugerował jej tym, poniekąd, lenistwo. Być może lubiła wyzyskiwać, choć pozycja zdecydowanie jej na to pozwalała - była w końcu kobietą, to mężczyzna zabiegał o względy. Jednak - nie on. Chłodne tęczówki powróciły do kontaktu wzrokowego, kiedy formułował kolejne pytanie. - Jakie jeszcze pragnienia mogę spełnić, droga lady? Poza zajmującymi konwersacjami i widmem przyszłych interesów, uroczystości to okazje do podbijania serc, czyż nie? - tym razem grał, grał jak cholera i niespecjalnie się z tym krył. Odczekał moment, wciąż utrzymując wokół siebie sarkazm w pełnej krasie, ale miał więcej pytań, a właściwie jedno, ale szalenie istotne. Brnął ze sobą w skrajności, przeinaczając to, czego inni wymagali w kłamstwo o tym, czego sam mógłby pragnąć - gdyby nie ta jedna drobnostka w postaci zajętego serca. - Lecz lady wydaje mi się niewzruszona. Czymże podbić jej serce?


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala bankietowa [ślub] - Page 2 Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Re: Sala bankietowa [ślub] [odnośnik]07.03.17 21:10
Tym razem jej uśmiech nieco się zmienił, a w momencie kiedy jej prośba została spełniona, mogło się wydawać, iż przez jej twarz przebija coś na kształt wdzięczności. Ba, pozwoliła sobie nawet obdarować nim kelnera, kiedy w jej dłoni spoczął kielich napełniony upragnionym winem. Gest ten był z jej strony grą, w normalnych okolicznościach nic podobnego nie miałoby miejsca. Jej usposobienie było dość zmienne, co było naturalnie celowym zabiegiem. Miała być zmienna, bo też nie miała określonej taktyki względem tej gry. Robiła co jej się podobało i kiedy, nawet jeśli oznaczało to zmianę codziennych nawyków, ale czyż nie o to między innymi chodziło? W końcu była to pojedyncza rozmowa, nie dająca gwarancji ponownego spotkania. Kto jednak mógł to wiedzieć.. Świat był mały, jak niejednokrotnie mogła się przekonać, los zaś cechowała przekorność. Wraz z tą myślą mogła szybko zmienić zdanie - mogli trafić na siebie w każdych, nawet najmniej prawdopodobnych okolicznościach. Zastanawiające było tylko, jakie one wówczas będą? Mogła jedynie snuć domysły, żyć dalej zapominając o nieznajomym lordzie, by w końcu ponownie skrzyżować swoje drogi z tymi jego.
Póki co jednak należało myśleć o obecnej chwili, którą umilała rozmowa i wino. Kobieta upiła łyk, ponownie rozkoszując się znajomym już smakiem.
- Rzeczywiście wygodna forma - powiedziała po woli, rozumiejąc przytyk mężczyzny. Postanowiła jednak zachować twarz, nie reagują na tą wyraźną zaczepkę, jedynie uśmiechnęła się w stary sposób. - W jakiś sposób również i schlebiająca, bo w końcu... to miłe gdy robią wszystko, czego się pragnie.
Po tych słowach delikatnie wzruszyła ramionami. Chociaż niegdyś nie pozwalano kobietom osiągać wysokich pozycji, a jedynie nakazywano siedzieć w domu, czego echa wciąż daje się dostrzec w ówczesnej świadomości, to zawsze trzeba było najpierw o względy kobiety zawalczyć. Naturalnie nie we wszystkich przypadkach, lecz ona myśli o tych, w których liczyły się podobne zabiegi. Elisabeth w istocie lubiła czasami wykorzystać swoją pozycję do podobnie "nikczemnych" celów, bo po prostu mogła.
Temat jej myśli jednak został gwałtem oderwany od przysługujących jej przywilejów, zepchnięty zaś na niewygodny temat. Najwyraźniej widmo jej problemów nawet w takich momentach musiało ukazywać jej się w pełnej krasie. Teraz jednak nie była Elisabeth, a zatem carpe diem - trochę zabawy nigdy nie zaszkodzi. Na twarzy jej, chociaż dopiero po zdaniu dotyczącym niewzruszenia, pojawiło się rozbawienie zmieszane z zaciekawieniem. Plecami oparła się o oparcie krzesła, zakładając nogę na nogę.
- Chce lord spróbować podpić moje serce - powiedziała powoli, przechylając głowę delikatnie w bok. - Jeżeli rzeczywiście tak jest, nie powiem lordowi co powinien zrobić, licząc na małą dozę kreatywności. Ostrzegam jednam przed zawodem, wszak jak na razie tylko z tym spotykają się osoby, które próbowały przed lordem...


A little learning is a dangerous thing...

Elisabeth Parkinson
Elisabeth Parkinson
Zawód : tłumacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
I'm cold-hearted and evil.
And I'm vengeful.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3102-elisabeth-parkinson https://www.morsmordre.net/t3136-persephone https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t5184-skrytka-bankowa-nr-804 https://www.morsmordre.net/t3276-elisabeth-parkinson
Re: Sala bankietowa [ślub] [odnośnik]09.03.17 23:38
Przyszłość zostawiał w spokoju. Nie gdybał nad ewentualnościami, oddając karty w ręce losu - mógł rozkładać je jak chciał, a świat był zatrważająco mały - w szczególności ich świat sprzyjał podobnym niespodziankom. Wystarczył pierwszy lepszy bankiet i kolejny stół z wytrawnym alkoholem. Londyńska uliczka albo interesy na Pokątnej. Ministerstwo Magii. Od początku odrzucił zakładanie, że nie przyjdzie im się spotkać poza salą bankietową Czaru Jasnolesia. Nie intrygowały go przyszłe przypadki, lecz ten dzisiejszy, wypełniający lukę i brak partnerki.
- Niewątpliwie. Taka ich rola - przytaknął leniwie, skinieniem głowy akcentując uśmiech. Celowo pominął siebie w ogólnej roli, zostawiając ten grunt na neutralnej pozycji. Był dobrze wychowany, lecz schlebiał wyjątkowo rzadko. Częściej mając interes. Jakiekolwiek formy służalstwa były mu obce, dla kobiet również nie naginał swych zasad zbyt marginalnie. Pozostawał na granicy odpowiednich manier i arogancji, dokładając parę innych elementów, w zależności od nastroju, kaprysu oraz sytuacji. Uniwersalne puzzle. Nie każdy potrafił układać je tak szybko. Obraz, jaki z nich powstawał mógł poruszać się lekko, ledwo zauważalnie przechodząc między kadrami.
Pochlebstwa, jeśli nieco się ich skąpiło, potrafiły działać cuda. Przyzwyczajone do nich kobiety - szlachetne lub mniej szlachetne damy - wyłapywały niezgodność i ubytek. Odcięte źródełka. Wyczekiwały, z początku cierpliwie, z czasem wykazując się żywym zaciekawieniem, niekiedy irytacją i frustracją, zaczynały o komplementy zabiegać - na sposoby w różnym stopniu przewidywalne. Kiedy je dostawały, czuły się spełnione w swojej małej misji. Dlatego komplementów nigdy nie traktował zbyt poważnie, może z przewrażliwienia albo przezorności dopatrując się w nich fałszu, lecz jeśli chciał, potrafił być we własnych wiarygodny.
Oboje lubili wysokie pozycje i dominację. Dodatkowo Ulysses uwielbiał zasiewać niepewność. Grał całe życie. Czym różniła się ta sytuacja? Przyjął gładko rozbawienie, dostosowując się do jej wyobrażenia. Nie wyprowadzając z błędu. Jeszcze nie zmieniał frontu, unosząc brwi z lekkim uznaniem. Nieszczerym, ale wiarygodnym.
- Prawdziwy zaszczyt - mruknął, na znak subtelnego toastu unosząc kieliszek, powoli uszczuplając jego zawartość. W kontraście do jej rozbawienia spoważniał, wyzbywając się kpin i sarkazmu. Łagodniejąc, razem z tonem głosu, miękkim i przyjemnym, choć wciąż charakterystycznie przyciszonym. - Załóżmy więc, że zapraszam lady na wyprawę. Miejsce według uznania, niewiele w nim niespodzianek - pochylił się nieco, odstawiając kieliszek na stół, o który oparł się łokciem, ciężarem drugiej ręki obarczając własne udo. - Może nawet jest lady lepiej znane, niż mnie. Ale jestem sprytny. Proszę sobie wyobrazić, ile jest możliwości - kolejne kiwnięcie, kolejne uniesienie brwi, przy pauzie przyciągające uwagę do twarzy i neutralizujące krótki ruch oraz lekki szelest podczas przekraczania granic, kiedy dłonią odszukał jej własną, chwytając delikatnie, unosząc i przyglądając się z zaciekawieniem biżuterii. Przekręcił niespiesznie pierścionek, krótkim ruchem kciuka, wciąż utrzymując palce Elisabeth we własnych, zanim cofnął się, wyswobadzając dłoń z zaskakująco miękkiego uścisku. Spojrzenie pełne uprzejmej bezczelności przechodziło w lekkie rozbawienie. - Okazuje się, że bardzo interesuje mnie biżuteria. Korzystając z okazji obrabiam. Uciekam. Razem z sercem. Dobrzy ludzie mają je ponoć na dłoni - dystans wrócił do normy, kiedy łopatki zetknęły się z oparciem krzesła, kieliszek ponownie zalśnił w dłoni, a głowę odchylił. - Źli nie mają go wcale.
- Musi się lady starać, by podbijać serca, czy są posłuszne odgórnie? Wygoda a zainteresowanie to dwie zupełnie różne rzeczy.


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala bankietowa [ślub] - Page 2 Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Re: Sala bankietowa [ślub] [odnośnik]14.03.17 20:52
Kłamstwo coraz częściej postrzegane było jako fundament tego świata. Na nim między innymi budowano życie, nim torowano sobie najlepsze ścieżki, drogę do kariery czy szczęścia. Wystarczyły te najdrobniejsze łgarstwa, w które wszyscy naiwnie wierzyli. Prawda była zaś czymś wyjątkowym. Niewielu ją lubiło, bowiem była niewygodna. Tyczyło się to też komplementów, bo jakże najłatwiej zdobyć serce tej najpiękniejszej, tej najzdolniejsze czy tej niedocenianej, szarej myszki? Kilka słodkich słówek pełne wyidealizowanych epitetów często starczyło. Elisabeth zdawała sobie sprawę z tego stanu rzeczy, dlatego była uważna. Naturalnie nie była nieomylna, jej wyroki mogły być błędne. Zdarzały się także momenty, w których z przyjemnością rozpamiętywała przychylne uwagi - taka mała słabostka, lecz któż tego nie potrzebował od czasu do czasu?
Sytuacja była iście bawiąca, ze skrytym zainteresowaniem obserwowała jego kolejne poczynania, oczekując tych kolejnych. Dokąd ta rozmowa zmierzała i jaki miał być jej finał? A co najważniejsze, czy coś z tej rozmowy im pozostanie, czy może jest to jedynie przelotna znajomość? Było to intrygującą tajemnicą, do której odkrycia powoli zmierzali. To oczekiwanie nie było jednak w żaden sposób naginające cierpliwość, po drodze działo się tak wiele, iż upływający powoli czas wydawał się nie mieć znaczenia, bo i nawet nie potrafiła go dokładnie określić. Mogli rozmawiać minuty, może godzinę, może jeszcze więcej. Nie miała jednak zamiaru tego sprawdzać, zbyt pochłonięta przez jego kolejne kroki. O ile niewinne uniesienie kieliszka na znak toastu nie wydawało się aż tak interesujące, o tyle złamanie przez niego granicy i pozwolenie sobie na zbliżenie nie mogło ujść jej uwadze. Jej spojrzenie, wcześniej badające całość jego sylwetki, spoczęła na jego twarzy. Rozbawienie zniknęło, lewy kącik warg lekko uniósł się do góry, nadając całej minie lekko drwiącego charakteru. Chowała za tym brak komfortu, który pojawił się wraz z jego dotykiem. Starała się na co dzień unikać podobnych doświadczeń gdy wiedziała, iż nie ma nad nimi kontroli. Teraz jednak, przezwyciężając naturalne dla jej zachowania odruchy, trwała w tej pozie. Jednakże było coś, czego nie mogła odmówić lordowi - umiejętności budowania napięcia. Mimo wszystko z wewnętrzną ulgą przyjęła jego oddalenie i tym samym powracający do niej spokój. Jej dłoń powędrowała w kierunku spoczywającego na stole kieliszka z alkoholem, który delikatnie przechyliła, mogąc na chwilę oddać się przyjemnemu smakowi. Gdy skończyła, odłożyła naczynie z powrotem.
- A jaką osobą jesteś ty, lordzie? Dobrą czy złą? - wraz z pytaniem, jej lewa brew nieznacznie drgnęła, tym samym dając na chwilę wrażenie lekkiej kpiny przepływającej przez pytanie. Sama od dłuższego czasu nie potrafiła zdefiniować tych dwóch pojęć - dobra i zła. Zdarzało się nawet kwestionować ich istnienie, dostrzegając w osobach miłych, liczne słabostki, które łatwo można wykorzystać przeciw nim. Czy zatem osoby słabe były tymi dobrymi, a potężne i dążące do swoich celów, złe? - Często lord kradnie cudze serca? Z wypowiedzi, którą jeszcze niedawno słyszałam można wywnioskować, że to sposób na zabicie nudy? Nieco okrutne...
Ponowny przebłysk kpiny, który schowała za kieliszkiem z winem, z którego upiła nieznaczny łyk.
- Nie zwykłam starać się o względy innych ludzi - odpowiedziała, pojedynczy kosmyk włosów zakładając za ucho. Poniekąd mijało się to z prawdą, bowiem niejednokrotnie zmuszona była naginać nieco swoje usposobienie, chcąc uzyskać czyjąś przychylność. Nie miało to jednak nic wspólnego z sercem, a z interesami. Tylko to się liczyło.



A little learning is a dangerous thing...

Elisabeth Parkinson
Elisabeth Parkinson
Zawód : tłumacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
I'm cold-hearted and evil.
And I'm vengeful.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3102-elisabeth-parkinson https://www.morsmordre.net/t3136-persephone https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t5184-skrytka-bankowa-nr-804 https://www.morsmordre.net/t3276-elisabeth-parkinson
Re: Sala bankietowa [ślub] [odnośnik]15.03.17 2:12
Ludzie podświadomie lgnęli do tego, co bardziej atrakcyjne, kłamstwo zaś było bardziej plastyczne niż prawda, posiadało więcej możliwości, można było modyfikować je dowolnie i układać prawdy własne, urojone. Było łatwiejsze, a równocześnie bardziej misterne, a jeśli czyniło się je wartością ażurową, przez którą prześwitywała lekko rzeczywistość i faktyczny stan rzeczy, stawało się jeszcze bardziej kuszące i fascynujące. Można było je dopowiedzieć, skonkretyzować - zrobić z nim to, czego tylko dusza śmiała pragnąć. Prawda była jedna, nie miała wersji, była stała i niezmienna - w innym wypadku wpadała w skrajność. Nie była łatwa do modyfikacji - taka stawała się już bujdą.
On znał finał rozmowy. Z pewnością, bardzo dobrze skrytą, ocenił go już wcześniej, na początku rozmowy, stawiając kilka kroków naprzód. Koniec nie miał wyróżniać się niczym specjalnym, poza pozostałym po nim wrażeniem - bo choć prawda była konkretna, a kłamstwo można było kreować dowolnie i wypełniać je po brzegi, Ulysses lubił niedopowiedzenia. Nie nazwałby tego podbijaniem serc - choć w praktyce tym właśnie było - pozostawiając po sobie małą nutę, niewyjaśnioną i niesprecyzowaną w żadnej gamie, ucinał. Nuta cicha, ale uporczywa, charakterystyczna. Wyczuwał momenty, poruszając się w nich z niebywałą gracją - jak w tańcu, lecz taniej miał za mniej przewidywalny, wiele bowiem zależało od partnerki i zgrania, muzyki, zbyt wielu chwiejnych elementów - w momentach poruszał się sam. Przejmował je, dyktując, czym mają się rządzić. Układał w chaotycznej kolejności, zmieniając zasady gry w jej trakcie, ale przecież mało kto się orientował. Zasiewał wątpliwości i burzył obrazy, wcześniej misternie budowane. Odnajdywał się w takich zawiłościach, były bowiem jego specyfiką. Były trafne, bo nie uczestniczyło w nim zawahanie. Każdy gest, słowo, ton, były wyprowadzone ze świadomością. Nie krępował się przekraczaniem granic, nie obawiał się wzburzenia. Ostatecznie był człowiekiem aroganckim, ale kto powiedział, że tej cechy nie dało się dawkować w atrakcyjny sposób? Owijał ją w inne pozory, zmieniając lekko istotę problemu.
Nie przyjęła dotyku naturalnie i wyczuł jej spięcie, czerpiąc z niego nieco satysfakcji. Nie dostrzegł początkowo uśmiechu, zajęty koncentrowaniem spojrzenia na ozdobach, ale właśnie to niedopatrzenie pomogło mu w interpretacji. Podobnie do momentów chwytał emocje, co więcej - potrafiąc uderzać w nie, jak w struny, lecz tu wielką rolę grał odpowiedni czas i miejsce. Towarzyszka pozostawała nieruchoma, utwierdzając go w paru przekonaniach. Powstrzymał się przed uśmieszkiem, kiedy łagodziła sytuację łykiem wina. Uniósł dłoń, kręcąc przy tym głową, w wyrazie znaczącym nie więcej niż nie mam pojęcia.
- Ciężko być obiektywnym w tak spornych kwestiach - przyznał, ze spokojem słuchając kolejnego pytania. Tym razem sprowadzał swoją kreację z powrotem do stonowania, dając jej więcej oddechu. - Nieczęsto. Łatwe serca łapią się same, czyż nie? Nie stawiam pułapek - kpina wyraźnie spłynęła po nim, nie wytrącając z wprawy. Mówił lekko, zaskakująco pogodnie. Z uznaniem kiwnął głową, choć w spojrzeniu mogła dopatrzeć się kolejnej iskierki rozbawienia - delikatnego. Wina w kieliszkach ubywało, dlatego korzystając z bliskości kelnera zapewnił im trzecią porcję, swoją jednak ostawił na stół, po czym splótł palce obydwu dłoni. Mogła zauważyć pierścień na serdecznym palcu prawej - sugerujące, że mógł być wdowcem. Intryga, przed którą nie mógł się powstrzymać, gdy tylko opuścił namiot weselny po złożeniu życzeń. Oszczędzało wielu problemów, teraz zaś stanowiło idealny akcent pozorów. Przypomniał sobie o tym drobnym przekręceniu.
- Godne podziwu. Żadnych wyjątków? - zapytał, unosząc brew, z komicznym niedowierzaniem. - Mnie się zdarzyło - przyznał, ale było to stwierdzenie graniczne - nie był wcale pewien, czy tak było. Prędzej uznałby, że to mało prawdopodobne. - I zostałem dosyć młodym wdowcem - noszę żałobę po zgubnych porywach serca - ale gdybym miał starać się ponownie o jej względy, niewiele uległoby zmianie - w największej prawdzie malowało się największe kłamstwo - była to najbardziej absurdalna rzecz, jaką przyszło mu powiedzieć podczas tej rozmowy, zarazem najbardziej szczera. W oczach na próżno było szukać jej istoty - były tak niewzruszone, że szybciej zarzuciłaby im przekręt. Lecz czy mogła, ulegając wcześniejszym pozorom?


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala bankietowa [ślub] - Page 2 Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Re: Sala bankietowa [ślub] [odnośnik]20.03.17 21:19
Czuła niezadowolenie z wymijającej odpowiedzi rozmówcy. W istocie była ciekawa jego odpowiedzi, czekając na kolejną porcję kłamstw bądź prawdy. Tymczasem musiała jednak zadowolić się dość ubogą w słowa reakcją.
Z początku nie zwracała uwagę na dłonie lorda - dopiero gdy je przed nią niejako wyłożył splatając je, przeniosła na nie wzrok i pierścień, który wiele mógł jej powiedzieć. Mogła snuć dalsze domysły na temat jego tożsamości, lecz czy nie było to zbyt proste? Pozostawiła to pytanie bez odpowiedzi, zwracając uwagę na jego słowa. A jednak absurdalnym było, że chociaż miała tyle dowodów wyłożonych jak na tacy, wątpiła w nie w związku z ich dalszą grą. Była to myśl nieco absurdalna, nie sądziła by nieznajomy specjalnie przygotowywał się do uroczystości po to, by później mylić w rozmowach damy. A może jednak to była jego linia obrony przed hordą samotnych panien, poszukujących męskiego towarzysza na wieczór czy nawet i przyszłego męża. Musiała przyznać, iż byłoby to dość sprytne posunięcie, oszczędzające wiele kłopotów i nieprzyjemności. Sama mogłaby również użyć podobnego podstępu w przeszłości, gdyby nie echo z jaką rozeszła się sprawa śmierci Prewetta i jej prawie narzeczeństwa. Wówczas mogłaby z dumą paradować na salonach z podarowanym przez jego rodziców pierścionkiem, który miał spocząć na jej palcu jako znak obietnicy, później przypieczętowanej uroczystością taką, jak ta dzisiaj. Pozostało jej nosić go na szyi aby pamiętała o tym epizodzie swojego życia. Iście sentymentalny gest, ale i przejawiający w tym jakąś hipokryzję - wszak kpiła sobie z ludzi przejawiających jakikolwiek przejaw sentymentalności. Dzisiaj jednak pierścionek miał posłużyć nieco innej kwestii - kobieta w odpowiedzi na jego pytanie sięgnęła dłonią w stronę szyi, na której zwisał złoty naszyjnik. Za nim zaś, nieco mniej dostrzegalny, dostrzec można było jeszcze jeden łańcuszek jednak o wiele cieńszy, zakończenie jego zaś skrywały górne partie jej sukni. Palcami ujęła go, odsłaniając przed oczyma mężczyźni mały pierścionek, wyglądający jak złota roślinka spleciona w kształt koła, po bokach zaś widniały małe, białe kryształki imitujące liście.
- Zawsze znajdzie się jakiś wyjątek od reguły - odpowiedziała. Chociaż wyraz jej twarzy pozostawał taki sam, to głos brzmiał nieco poważniej, może i smutniej. Nie było to dość szczere z jej strony, jednakże o tym wiedziała już tylko ona. Po chwili biżuteria spoczęła z powrotem na swoim miejscu. - Czyż los nie bywa przewrotny? Ma się przeświadczenie, iż dana osoba będzie z nami przez najbliższe dekady, a tymczasem kolejnego dnia już jej nie ma, a nam pozostaje jedynie biżuteria i trochę wspomnień...
Zaśmiała się krótko, komentując tym samym swoje słowa. W istocie tak właśnie było, lecz czy było jej żal? Nie potrafiła na to odpowiedzieć, kiedyż z pewnością żałowała z przykrego obrotu losu, ale wszystko miało swoje dobre strony. Wolała jednak dzisiejszego dnia być tą, która wolałaby, by jej ukochany nie umarł.


A little learning is a dangerous thing...

Elisabeth Parkinson
Elisabeth Parkinson
Zawód : tłumacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
I'm cold-hearted and evil.
And I'm vengeful.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3102-elisabeth-parkinson https://www.morsmordre.net/t3136-persephone https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t5184-skrytka-bankowa-nr-804 https://www.morsmordre.net/t3276-elisabeth-parkinson
Re: Sala bankietowa [ślub] [odnośnik]21.03.17 17:42
Lady Selwyn padła ofiarą swojej kobiecej naiwności. Zachłysnęła się uczuciem, które w obecnych realiach, zdarzało się raz na milion i nie miało racji bytu. Właściwie Edgar wydawał się pewnie partią idealną. Łączyła ich praca, częste wyprawy, tematy do rozmów oraz szlachetne pochodzenie. Tylko to wszystko, miało jeden malutki mankament. . Wraz z trójką dzieci. Lucinda nie mogła tego przeskoczyć. Chyba, że zależałoby jej na ogromnym skandalu, mogącym prowadzić do jej wydziedziczenia. Niewiele by ugrała takim nierozsądnym postępowaniem. Małżeństwo w gronie szlachty mogła zniszczyć tylko śmierć jednego z partnerów. Chociaż Edgar nigdy nie wybrał Zivy. Jego serce nie zabiło mocniej, kiedy ujrzał ją na wspólnej kolacji przedstawicieli rodów Crouch i Burke. Nie pragnął jej, nie uważał za kogoś, z kim chciałby spędzić resztę życia i założyć rodzinę. Lady Burke doskonale to wiedziała, że nigdy nie była właśnie tą. Nawet nie próbowała się łudzić, iż kiedykolwiek nią zostanie. Szlacheckie zwyczaje obdzierały z marzeń utkanych delikatnymi nićmi za czasów dziecięcych bajek o prawdziwej miłości. Latami uczyła się życia z mężczyzną, któremu ją oddano. Łączyła ich tylko przysięga składająca się z pustych słów i obrączki na palcach. A może aż? Nestorzy gwałtownie obsadzili ich w rolach, do których przecież Ziva i Edgar się nie nadawali, i kazali grać według szlacheckiego scenariusza, rodzinę z prawdziwego zdarzenia. Według opinii publicznej, całkiem zgrabnie im to wychodziło. Plotki omijały ich nazwisko, ponieważ nie dawali ludziom powodów do rozmów.
Słysząc komplement z ust blondynki na temat jej udanego małżeństwa, pomachała lekceważąco dłonią i upiła znowu łyk szampana. Związek z lordem Burke może i był głównej mierze fortunny, ale wiele mu brakowało do ideału.
- Lady pewnie też przypadnie jakiś stateczny mąż, z którym będziecie tworzyć zjawiskowy duet. - Ziva chętnie uczestniczyłaby w ślubie Lucindy. W sumie jak w każdej uroczystości, na którą uda jej się namówić Edgara, a szlachetnemu rodowi nie wypadałoby odmówić ewentualnego zaproszenia. - Niestety. Bycie matką jest pracą na pełen etat. Zwłaszcza przy dwóch rosnących jak na drożdżach, bliźniaczkach. Wie lady, że czasem to one mają więcej do powiedzenia przy swoim ojcu niż ja? - zaśmiała się, pochylając lekko nad stołem. Jej mąż mógł wydawać się chłodny, może nawet trochę sztywny, ale w towarzystwie dziewczynek, zmieniał się o sto osiemdziesiąt stopni. - Proszę korzystać z uroków wolności, bo jak się lady zaobrączkuje, nie będzie odwrotu.


So when you're restless, I will calm the ocean for you
In your sorrow, I will dry your tears
When you need me,
I will be the love beside you
☙ ❧
Ziva Burke
Ziva Burke
Zawód : Badacz Historii Magii i autorka podręczników szkolnych
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Sen
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3515-ziva-burke https://www.morsmordre.net/t3596-karmelek https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f295-durham-barnard-castle
Re: Sala bankietowa [ślub] [odnośnik]28.03.17 8:59
Lucinda znała swoje przeznaczenie. Od dnia narodzin miała świadomość, że kiedyś będzie zmuszona wejścia w związek, który nie będzie dla niej niczym innym jak zamieszkaniem z obcym mężczyzną. Spędzeniem reszty swoich dni z obcym mężczyzną. Kiedy była młodsza potrafiła sobie to wyobrazić i nie miała problemu z pochodzeniem się z tym. Schody zaczęły się jak miała już trochę więcej lat i poznała trochę inne uczucia. To jedno wywracające całe myślenie do góry nogami. Nie mogła narzekać. Prawdopodobnie nie to, że okazało się, że miał żonę tak bardzo ją dotknęło, a to, że to ukrywał. W końcu nie mamy wpływu na to kto zostanie nam przypisany, a w gruncie rzeczy uczucia też nie wybierają. Jednak to nie było niczym innym jak wykorzystaniem serca, które mu podarowała. Zdeptał je i zostawił chociaż tak naprawdę to ona uciekła od niego. Lucinda spoglądała na niczego nieświadomą Zivę i nie potrafiła się na nią wściekać. Nie zrobiła nic złego. To całkowicie naturalny odruch, prawda? Niewściekanie się na ludzi, którzy nie są niczemu winni. A jednak chciałaby móc przenieść gdzieś tą rosnącą w niej złość. Dać jej ujście. Ruszyć do przodu. Pokiwała głową ze zgodą chociaż jej myśli analizowały całkowicie inne rzeczy. - Kto wie? Nie tracę nadziei. - odpowiedziała, a na jej ustach pojawił się uśmiech. Przepuszczała, że lady Ziva doskonale wie, że na takie rzeczy się nie czeka. Nie wygląda się ich przyjścia. Jeżeli się zdarzają… trudno. Trzeba zacząć z tym żyć, ale jeśli się nie zdarzają to najlepiej nie wywoływać wilka z lasu. Nie martwiła się, że zostanie starą panną na zawsze. Jej ojciec by na to nie pozwolił chociaż dziwiła się, że jeszcze nie zrobił nic w tym kierunku skoro już tyle czasu spędza w Londynie. Widocznie ci, których znamy najlepiej czasem też potrafią nas jeszcze czymś zaskoczyć. Uśmiechnęła się słysząc to chociaż znowu ciężka dłoń zacisnęła się na jej sercu zgniatając go. Przecież wiedziała, że ma dwie córki. Nie powinno ją to dziwić. - Myślę, że takie momenty pokazują nam jacy naprawdę są ludzie. Co więcej chyba my nauczyliśmy się postrzegać ich w inny sposób. - w końcu przy dzieciach wszyscy łagodnieją. Nauczyli się być dla siebie lady i lordem zapominając, że po drodze są także mężem i żoną. Lucinda uniosła kieliszek pewną ręką chociaż przez chwile myślała, że nie uda jej się tak mocno go utrzymać. Już widziała jak oczami jej wyobraźni kieliszek pod wpływem jej drżących rąk wpada i rozbija się na kawałki. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca. - Proszę korzystać z tego wieczoru jak tylko lady może. W końcu jak lady mówi bycie matką to praca na cały etat, ale czasami każdy potrzebuje trochę… zabawy. - uśmiechnęła się.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sala bankietowa [ślub] - Page 2 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Sala bankietowa [ślub] [odnośnik]03.04.17 11:18
Zdecydowana większość wiedziała, że Ulysses wciąż nie miał za sobą małżeństwa. W gronie arystokratów ciężko było ukryć takie fakty, szczególnie kiedy budziły zaskoczenie - od ilości przeżytych lat do zdziwienia było niedaleko. Pomimo tego, wciąż pozostawały pojedyncze osoby, z którymi nie zdążył mieć do czynienia, jak choćby lady Parkinson. Może gdyby wytężyli trochę myśli, udałoby im się dokopać do swoich personaliów, idąc drogą skojarzeń, twarzy obserwowanych kiedyś, dawno, a może i miniętych ukradkiem na ostatnich sabatach. Sęk w tym, że nie chcieli oczywistości, dlatego nie serwowali ich sobie, korzystając z okazji.
Pierścień zmienił miejsce pod wpływem chwili, przelotnej myśli, że dziś szczególnie nie ma ochoty na przypadkowe spotkania wciąż-samotnych-panien - skoro tak drobny przekręt mógł oszczędzić kilku podobnych sytuacji, nie zastanawiał się zbyt długo nad jego wykorzystaniem. Nawet jeśli nie każdy by się na to złapał. Przyjrzał się krótko błyskotce zawieszonej na łańcuszku, nie przebijając już fizycznych dystansów - zrobił to z odległości, nie chwytając pokazywanego pierścionka w palce. Dostrzegł połyskujące listki rośliny. Subtelna, delikatna ozdoba, mogła być świadkiem zaręczyn albo zwykłym podarunkiem, może pamiątką po matce albo znalezionym przypadkiem skarbem. Nie wnikał, skupiając się bardziej na tonie słów. Przyjął je jako naturalne, nie chcąc zastanawiać się nad ich szczerością - w ten sposób było mu wygodniej. Uznał, że oboje trafili w sidła niezbyt szczęśliwej miłości, po której teraz mogli nosić tylko pamiątki. Nie miał pojęcia, czy chciał wierzyć w podobne rzeczy - nie miało to żadnego znaczenia, skoro tak było bardziej komfortowo. Tylko jedna nieścisłość zamigotała gdzieś pomiędzy - skoro pierścionek miał świadczyć o staraniach o czyjeś względy, teoretycznie powinny wyjść ze strony, która go podarowała. Nie komentował, nie rozwodząc się też przesadnie przy tych rozmyślaniach.
- Przewrotny los ma swoje zalety - stwierdził, zgodnie z prawdą, choć dosyć niechętnie - przy obecnym temacie nie był sprzyjającym czynnikiem, odbierając szczęście i wyobrażenia - ale na dobrą sprawę, tych nie mógł mieć w sposób, jaki by mu odpowiadał. Przyglądał się chwilę kieliszkowi, stojącemu na stoliku, zanim dopił resztkę jego zawartości. - Być może uda mu się przewrotnie spleść nasze ścieżki ponownie. Kto wie, jak wtedy będą wyglądać nasze role - zasugerował, unosząc brwi. - Dziękuję za umilenie wieczoru, droga lady. Proszę trwać w dobrym zdrowiu. Do zobaczenia - skłonił lekko głowę, zanim wstał z miejsca i, o losie, tak nieuprzejmie zostawił ją przy stoliku samą.

| zt


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala bankietowa [ślub] - Page 2 Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Re: Sala bankietowa [ślub] [odnośnik]05.04.17 16:55
Słowa Zivy z pewnością były dla Lucindy torturą. I ktoś mógłby posądzić lady Burke o bycie sadystką, ale przecież nie wiedziała o niczym. Nie miała świadomości, że coś łączyło lady Selwyn i jej męża, dlatego wesoło opowiadała o byciu żoną i matką, zadając kolejne ciosy w już i tak poturbowane serce blondynki. Niestety, czasem się tak zdarza, że trafiamy na niewłaściwych ludzi w niewłaściwym czasie, albo w niewłaściwym życiu. Szczęściem było dla Lucindy to, że ich rody miał dosyć zdystansowane relacje i nie zależało im, aby je zacieśniać. Oglądać Edgara z żoną będzie musiała tylko podczas wesel i jakiś ważnych sabatów.
Rozejrzała się po sali, która zaczynała pustoszeć. Większy harmider zrobił się na zewnątrz i to przykuło dużą uwagę lady Burke. Już miała wypić kolejny łyk szampana, ale zaciekawiona odstawiła kieliszek na stolik.
- Chyba wyścig się skończył. - stwierdziła, nasłuchując podniesionych głosów. Grupki czarodziejów, ale i czarownic mijały przeszklone drzwi, dyskutując energicznie o wynikach. - Oby tylko Edgar nie był ostatni, bo do końca wieczoru będę się przedstawiać jako Crouch. - jęknęła, obserwując przechodzących ludzi. Zaraz mieli przejść do sali balowej, gdzie odbywała się konkurencja taneczna. Jej partner musiał dotrzeć na ziemię w jednym kawałku i wyglądać przyzwoicie. - Bierze lady udział w tańcach? - zapytała, podnosząc się z krzesła i patrząc na kobietę z uniesionymi brwiami. Rody Nott i Carrow rzeczywiście zadbały nie tylko o zjawiskowy wystrój i smaczny poczęstunek, ale również o ciekawą rozrywkę dla gości. Trzeba było korzystać, bo kolejna taka okazja może się trafić za dziesięć lat.


So when you're restless, I will calm the ocean for you
In your sorrow, I will dry your tears
When you need me,
I will be the love beside you
☙ ❧
Ziva Burke
Ziva Burke
Zawód : Badacz Historii Magii i autorka podręczników szkolnych
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Sen
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3515-ziva-burke https://www.morsmordre.net/t3596-karmelek https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f295-durham-barnard-castle
Re: Sala bankietowa [ślub] [odnośnik]05.04.17 22:59
Lucinda wierzyła w przekorność losu i chociaż zwykle patrzyła na jego optymistyczną formę to doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie tylko taka istnieje. Chciała wierzyć, że na naszej drodze zwykle pojawiają się ludzie, których naprawdę potrzebujemy. Może to tylko przypadek, że właśnie tacy stają na naszej drodze, ale w przypadki wierzyła jeszcze mniej niż w los, a ponoć każdy potrzebuje tego by w coś wierzyć. Lucinda domyślała się, że żona Edgara nic nie wiedziała o ich… zażyłości. Prawdopodobnie gdyby tak było ich rozmowa wyglądałaby całkowicie inaczej i Selwyn nie mogłaby się jej dziwić. Chociaż zwykle małżeństwa były tylko rozsądkiem obu stron to i tak w pewnym momencie zdajemy się żyć ze świadomością, że ta osoba jest jedną z najbliższych w naszym  życiu. Czy to z wymuszenia czy z prawdziwego uczucia. Nie miała okazji dowiedzieć się o tym jak to wyglądało u Burke'ów. Może nawet wiedzieć nie chciała. Czasami niewiedza była lepsza niż zbyt duża wiedza, a przynajmniej w kryzysowych sytuacjach miała czelność sobie to wmawiać. Obie kobiety znały się już wcześniej i blondynka przez całą rozmowę naprawdę starała się utrzymywać uwagę na tej właśnie relacji. Prostej, bez dramatu, bez złamanego serca. Uśmiechnęła się delikatnie słysząc słowa kobiety. - Na pewno lord Burke zajął należyte miejsce. Nie chciałby przecież lady zawieść. - powiedziała i ku zdziwieniu jej samej w głosie dało się usłyszeć szczerość. Znała Burke na tyle by wiedzieć, że duma miała dla niej znaczenie. Czasami zastanawiała się jak wielkie, ale na pewno miała. - Niestety nie. Dzisiaj będę tylko się przyglądać wirującym parom. Rozumiem, że lord i lady się wybierają? W takim razie życzę powodzenia. Na pewno wyjdzie doskonale. - odparła odstawiając kieliszek na tackę kelnera. Na dziś miała zdecydowanie dość. Wstała kiedy i kobieta wstała. - Proszę koniecznie pozdrowić ode mnie męża. Życzę wszystkiego dobrego i zdrowia dla maluszków. - dodała. Jak kobieta odeszła Lucinda patrzyła jeszcze chwile na schodzących się ludzi. Odnalazła wzrokiem parę młodą, a po zamienieniu z nimi kilku słów zniknęła by przenieść się do swojego mieszkania na Pokątną.

z.t


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sala bankietowa [ślub] - Page 2 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Sala bankietowa [ślub] [odnośnik]05.04.17 23:28
Naturalnie wszystko miało swoje dwie strony. Jedynie od danej osoby zależało, którą z nich ujrzy - tą pozytywną czy negatywną. Sama Elisabeth, jak wiele osób, umiała dostrzec i jedną i drugą stroną. Z każdego niepowodzenia potrafiła, chociaż z początku to godziło w jej ambicje, ostatecznie wyciągnąć i korzyści. Co się zaś tyczyło samego niedokonanego narzeczeństwa, z początku pojawił się swego rodzaju żal. Wówczas to jednak miała nieco inny światopogląd, a i jej cele nie miały tak ogromnej mocy, jak w tej chwili. Wtedy nie widziała aż tak dużego problemu w mężczyznach, a przynajmniej nie w lordzie Prewett, który z pewnością nie stałby na drodze jej kariery. Teraz jednak nie musiała się o tą kwestię martwić - jak na razie była stanu wolnego, a zatem w jakiś sposób mogła się pochwalić jako taką swobodą.
Uczuła koniec rozmowy jeszcze przed samymi słowami mężczyzny, które jedynie potwierdziły jej przypuszczenia. Wyprostowała się na miejscu, również skinęła głowa, by potem obserwować jego sylwetkę odchodzącą od stolika. Trudno jej było określić czy czuła się źle z powodu końca rozmowy; nie dało się ukryć iż ta była niezwykle interesująca, a i dość niecodzienna. Wszystko jednak ma swój kres. Istniało też ryzyko, iż przedłużanie konwersacji narazi ich na nagłe pojawienie się nudy, przewidywalności czy odkrycia tożsamości, które w jakiś sposób usiłowali ukryć, podporządkowując się regułom gry. Mogli rozstać się z pokrętnymi wrażeniami, mogącymi być tak różnymi od rzeczywistości bądź wręcz na odwrót - bliskimi prawdzie. Elisabeth mogła w spokoju chwycić kieliszek z winem, by powoli sącząc napój móc myśleć o nieznajomym i o swoich wrażeniach na jego temat. Wcześniejsze jej odczucia były pomieszane co do tej kwestii, teraz jednak odczuwała silne przekonanie, iż jeszcze kiedyś się spotkają. Może nawet prędzej niż później.
Kobieta powoli dopiła swój napój, przez jakiś czas jeszcze obserwując salę. Gdy skończyła, powoli wstała, prostując przy tym dół sukni. Po tym powoli ruszyła w kierunku wyjścia, zostawiając za sobą tą dość nieokreśloną kreację siebie, z którą zaprezentowała się nieznajomemu.

|zt


A little learning is a dangerous thing...

Elisabeth Parkinson
Elisabeth Parkinson
Zawód : tłumacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
I'm cold-hearted and evil.
And I'm vengeful.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3102-elisabeth-parkinson https://www.morsmordre.net/t3136-persephone https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t5184-skrytka-bankowa-nr-804 https://www.morsmordre.net/t3276-elisabeth-parkinson

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Sala bankietowa [ślub]
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach