Morsmordre :: County of London :: Dalsze dzielnice :: Okolice :: Stara chata :: Próby Zakonników
Leonard Masterangelo
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
| 18 kwietnia
Pomimo wiosny, która od kilku tygodni zdążyła się już zadomowić w Londynie, to popołudnie było dość chłodne i pochmurne. Niewątpliwie zbierało się na deszcz. Wieczór nie będzie łaskawy, lecz wciąż pozostało kilka godzin do zmroku.
Kiedy tylko Leonard stanął w progu pokoju Bathilda uniosła na niego wzrok znad księgi, którą miała otwartą na okrytych kocem kolanach. Zakonnik mógł poczuć zapach świeżo parzonej herbaty o ziołowym aromacie. Między jego nogami pojawił się kot, który obwąchał go nim otarł się o lewą łydkę i zamruczał przeciągle w ramach przyjacielskiego powitania.
— Witaj, Leonardzie — powitała go staruszka, a na jej pomarszczonej twarzy pojawił się matczyny uśmiechem. Zamknęła księgę i odłożyła ją na stolik. Zdjąwszy z siebie ciepły, wełniany koc, wstała i ruszyła w jego kierunku, aby mu się uważnie przyjrzeć. — Przyszedłeś, więc podjąłeś decyzję. Powinnam przyznać, że niezmiernie mnie to cieszy.
Dotknęła lekko jego ramion, a następnie lekkim ruchem ręki zaprosiła go dalej, w głąb salonu, gdzie mógł usiąść i odpocząć, choć wszystko było dopiero przed nim.
— Usiądź, proszę. Czy chciałbyś napić się czegoś? Może masz do mnie jakieś pytania? — Poprowadziła go do kanapy i sama na niej usiadła, jednym machnięciem różdżki przywołując dodatkową filiżankę, którą zalała herbatą z parującego imbryka, nie czekając aż odpowie. — Skoro tu jesteś wiesz z pewnością, z jakimi niebezpieczeństwami wiąże się ta Próba, a mimo to pragniesz podjąć wyzwanie. Nim jednak podejmiesz ostateczną decyzję, muszę cię ostrzec. Każde twoje działanie poskutkuje konsekwencjami, od których nie będzie odwrotu. To będzie wymagało od ciebie wiele wysiłku i poświęcenia. Być może nie uda ci się uniknąć bólu, a nawet śmierci, choć... — zawahała się, znów uśmiechając się troskliwie, lecz smutno. Nie mogła go oszukiwać. — Wierzę w ciebie. I zrozumiem, jeśli będziesz chciał się wycofać. Od tego, co wydarzy się po próbie nie będzie odwrotu, a twoja magia złączy się z Zakonem na zawsze. Dobrze się zastanów, czy aby na pewno jesteś gotów się tego wszystkiego podjąć.
| Na odpis masz 24h.
| 18 kwietnia
Pomimo wiosny, która od kilku tygodni zdążyła się już zadomowić w Londynie, to popołudnie było dość chłodne i pochmurne. Niewątpliwie zbierało się na deszcz. Wieczór nie będzie łaskawy, lecz wciąż pozostało kilka godzin do zmroku.
Kiedy tylko Leonard stanął w progu pokoju Bathilda uniosła na niego wzrok znad księgi, którą miała otwartą na okrytych kocem kolanach. Zakonnik mógł poczuć zapach świeżo parzonej herbaty o ziołowym aromacie. Między jego nogami pojawił się kot, który obwąchał go nim otarł się o lewą łydkę i zamruczał przeciągle w ramach przyjacielskiego powitania.
— Witaj, Leonardzie — powitała go staruszka, a na jej pomarszczonej twarzy pojawił się matczyny uśmiechem. Zamknęła księgę i odłożyła ją na stolik. Zdjąwszy z siebie ciepły, wełniany koc, wstała i ruszyła w jego kierunku, aby mu się uważnie przyjrzeć. — Przyszedłeś, więc podjąłeś decyzję. Powinnam przyznać, że niezmiernie mnie to cieszy.
Dotknęła lekko jego ramion, a następnie lekkim ruchem ręki zaprosiła go dalej, w głąb salonu, gdzie mógł usiąść i odpocząć, choć wszystko było dopiero przed nim.
— Usiądź, proszę. Czy chciałbyś napić się czegoś? Może masz do mnie jakieś pytania? — Poprowadziła go do kanapy i sama na niej usiadła, jednym machnięciem różdżki przywołując dodatkową filiżankę, którą zalała herbatą z parującego imbryka, nie czekając aż odpowie. — Skoro tu jesteś wiesz z pewnością, z jakimi niebezpieczeństwami wiąże się ta Próba, a mimo to pragniesz podjąć wyzwanie. Nim jednak podejmiesz ostateczną decyzję, muszę cię ostrzec. Każde twoje działanie poskutkuje konsekwencjami, od których nie będzie odwrotu. To będzie wymagało od ciebie wiele wysiłku i poświęcenia. Być może nie uda ci się uniknąć bólu, a nawet śmierci, choć... — zawahała się, znów uśmiechając się troskliwie, lecz smutno. Nie mogła go oszukiwać. — Wierzę w ciebie. I zrozumiem, jeśli będziesz chciał się wycofać. Od tego, co wydarzy się po próbie nie będzie odwrotu, a twoja magia złączy się z Zakonem na zawsze. Dobrze się zastanów, czy aby na pewno jesteś gotów się tego wszystkiego podjąć.
| Na odpis masz 24h.
Leonardem szargały coraz większe wątpliwości, ale ludzie, w których próbował wierzyć rzucali cień na sprawę, w imię której pragnął się poświęcić. Testosteron kipiał wokół areny, doprowadzając do wrzenia mężczyzn, którzy znaleźli w tym bezprawiu sposób na upust swojej frustracji. Każdy każdego szarpał, ciosy zaczynały lecieć na oślep. Wystarczyło spojrzenie, przypadkowe popchnięcie, chrumknięcie czy jęk, by zwrócić przeciwko sobie któregokolwiek z pseudozawodników. Masterangelo tkwił w samym środku tego zamieszania, lecz jego desperackie szarpnięcie się wyswobodziło go ze wszystkich uścisków. Prześlizgnął się pomiędzy ciałami, które naparzały na siebie. Dzięki temu udało mu się dotrzeć do drzwi, pozostawiając za sobą całą rozszalałą zgraję już-nie-tak-młodych chłopców, którzy odnajdywali frajdę nie w bójce, a w rzeźi na samych sobie.
Lecz za drzwiami była tylko ciemność, która go pochłonęła.
Wszystko momentalnie ucichło, a po krzykach i odgłosach walki nie było już nawet echa buczącego gdzieś w oddali. Dało się za to słyszeć cichy szum wiatru i wody, a z ciemności stopniowo wyłaniały się pojedyncze, jaśniejące jak gwiazdy punkty. Uliczne latarnie wydawały się być coraz wyraźniejsze, a to wszystko, co go otaczało nabierało ostrzejszych, bardziej wyrazistych rysów. Drzwi, przez które wyszedł były już za nim zamknięte. Wyglądały na stare, zniszczone i zaryglowane na dobre, jakby nikt od dawna nie próbował się przedrzeć na drugą stronę.
Kilkanaście metrów dzieliło go do mostu. Mokre ulice błyszczały w coraz intensywniejszym blasku miasta i poza jedną, jedyną sylwetką przy barierce wokół nie było zupełnie nikogo. To była kobieta. Jej włosy falowały na lekkim wietrze, który niósł ze sobą dobrze znany Leonardowi zapach. I choć z tak daleka widział ledwie pozbawiony szczegółów kontur postaci, nie mógł mieć wątpliwości, kto w tej chwili wspinał się na barierkę. Jego niebo miało lada moment runąć w dół, znikając w odmętach Tamizy, zabierając ze sobą wszystkie wspomnienia i akty, w których mu pozowała.
|Na odpis masz 24h od zakończenia nieobecności.
Lecz za drzwiami była tylko ciemność, która go pochłonęła.
Wszystko momentalnie ucichło, a po krzykach i odgłosach walki nie było już nawet echa buczącego gdzieś w oddali. Dało się za to słyszeć cichy szum wiatru i wody, a z ciemności stopniowo wyłaniały się pojedyncze, jaśniejące jak gwiazdy punkty. Uliczne latarnie wydawały się być coraz wyraźniejsze, a to wszystko, co go otaczało nabierało ostrzejszych, bardziej wyrazistych rysów. Drzwi, przez które wyszedł były już za nim zamknięte. Wyglądały na stare, zniszczone i zaryglowane na dobre, jakby nikt od dawna nie próbował się przedrzeć na drugą stronę.
Kilkanaście metrów dzieliło go do mostu. Mokre ulice błyszczały w coraz intensywniejszym blasku miasta i poza jedną, jedyną sylwetką przy barierce wokół nie było zupełnie nikogo. To była kobieta. Jej włosy falowały na lekkim wietrze, który niósł ze sobą dobrze znany Leonardowi zapach. I choć z tak daleka widział ledwie pozbawiony szczegółów kontur postaci, nie mógł mieć wątpliwości, kto w tej chwili wspinał się na barierkę. Jego niebo miało lada moment runąć w dół, znikając w odmętach Tamizy, zabierając ze sobą wszystkie wspomnienia i akty, w których mu pozowała.
|Na odpis masz 24h od zakończenia nieobecności.
Była żona spojrzała na Leonarda, a następnie wspięła się na barierki i rzuciła się w odmęty Tamizy. W tej samej chwili nad głową Zakonnika przeleciał ktoś na miotle. To był Ben. Jego miotła płonęła, mężczyzna spadł z niej i roztrzaskał głowę o bruk. Leonard nie mógł nic zrobić, wszystko wymykało się spod kontroli. Za jego plecami pojawił się ogień. Buchnął z okien i drzwi, powalając mężczyznę na ziemię. Otoczył go zaduch i czarny, duszący dym. Masterangelo czuł jak drapał go w gardle, utrudniał oddychanie, ale chociaż próbował się poruszyć, jego ciało nie chciało go słuchać. Zupełnie tak, jakby nie panował nad sobą. Wszystko zaczęło się powoli rozmazywać, otoczenie zalewały płomienie, aż w końcu mężczyzna stracił przytomność.
Bathilda kucała nad nieprzytomnym Leonardem, patrząc na niego w zatroskaniu. Nie oczekiwała od niego niczego w tej chwili. Wiedziała doskonale, jak wielkie poświęcenie czekało przyszłych Gwardzistów, wiedziała, że nie każdy kto przystąpi do próby ją pomyślnie przejdzie, więc nie czuła żalu. Czule opatrywała drobne rany na ciele pozbawionego świadomości Zakonnika. Kiedy skończyła, przeniosła jego ciało na kanapę i otuliła ciepłym kocem, pozostawiając na stoliku obok filiżankę z gorącą herbatą, aby ugasił pragnienie tuż po przebudzeniu.
Kiedy odzyskał przytomność wciąż był słaby i nieco obolały. Opuchlizna po złamanym nosie powoli schodziła, ale do końca marca będzie odczuwał pewien dyskomfort przy oddychaniu i gwałtownych zmianach klimatu. Leonard nie mógł sobie przypomnieć przebiegu próby, nawet najogólniejszych jej zarysów. Choć wiedział, że do niej przystąpił, nie potrafił z pamięci wygrzebać żadnych faktów. Miał świadomość, że nie udało mu się jej ukończyć, że nie podołał wyzwaniu i nie będzie mógł tego powtórzyć.
Gdy poczuł się lepiej, mógł opuścić starą chatę.
| MG zt. Leonardzie, niestety nie udało Ci się ukończyć próby zakonnika. Na twoim ciele przez tydzień pozostanie kilka siniaków, a do konca kwietnia będziesz odczuwać problemy z oddychaniem nosem. Twoja pozycja w Zakonie Feniksa nie uległa zmianie, lecz drzwi do Gwardii Zakonu zostały zamknięte, a ty nie będziesz mógł podjąć próby po raz kolejny.
Bathilda kucała nad nieprzytomnym Leonardem, patrząc na niego w zatroskaniu. Nie oczekiwała od niego niczego w tej chwili. Wiedziała doskonale, jak wielkie poświęcenie czekało przyszłych Gwardzistów, wiedziała, że nie każdy kto przystąpi do próby ją pomyślnie przejdzie, więc nie czuła żalu. Czule opatrywała drobne rany na ciele pozbawionego świadomości Zakonnika. Kiedy skończyła, przeniosła jego ciało na kanapę i otuliła ciepłym kocem, pozostawiając na stoliku obok filiżankę z gorącą herbatą, aby ugasił pragnienie tuż po przebudzeniu.
Kiedy odzyskał przytomność wciąż był słaby i nieco obolały. Opuchlizna po złamanym nosie powoli schodziła, ale do końca marca będzie odczuwał pewien dyskomfort przy oddychaniu i gwałtownych zmianach klimatu. Leonard nie mógł sobie przypomnieć przebiegu próby, nawet najogólniejszych jej zarysów. Choć wiedział, że do niej przystąpił, nie potrafił z pamięci wygrzebać żadnych faktów. Miał świadomość, że nie udało mu się jej ukończyć, że nie podołał wyzwaniu i nie będzie mógł tego powtórzyć.
Gdy poczuł się lepiej, mógł opuścić starą chatę.
| MG zt. Leonardzie, niestety nie udało Ci się ukończyć próby zakonnika. Na twoim ciele przez tydzień pozostanie kilka siniaków, a do konca kwietnia będziesz odczuwać problemy z oddychaniem nosem. Twoja pozycja w Zakonie Feniksa nie uległa zmianie, lecz drzwi do Gwardii Zakonu zostały zamknięte, a ty nie będziesz mógł podjąć próby po raz kolejny.
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Leonard Masterangelo
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: County of London :: Dalsze dzielnice :: Okolice :: Stara chata :: Próby Zakonników