Gabinet Lupusa
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Gabinet Lupusa
Mieszczący się tuż obok sypialni gabinet jest miejscem, w którym Lupusa można najczęściej zastać. Jeśli aktualnie nie pracuje nad żadną sprawą dotyczącą pacjenta, to na pewno rozrysowuje kolejne drzewa genealogiczne arystokracji. Twarde, hebanowe biurko zawsze jest zawalone mnóstwem ksiąg oraz pergaminów; na ścianach widnieją nieruchome portrety przodków, regały uginają się od różnych tomów, a barek przechowuje najlepsze wersje Toujours Pur.
Na gabinet nałożone jest zaklęcie Muffliato.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Lupus Black dnia 05.09.17 19:46, w całości zmieniany 1 raz
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Szczęście dopisało mi i tym razem, kiedy wiązka promienia zadziałała na organizm Tristana. Teraz powinien być już dużo spokojniejszy, o ile spokój po przeżyciu koszmaru w Azkabanie był w ogóle możliwy. Magia lecznicza, choć potężna, również miała swoje ograniczenia. Nie mogła sprawić, że zapomną o wszystkim, co tam przeżyli. Musieliby w tym celu sięgnąć po dużo silniejsze czary potęgi umysłu, ale takich nie znałem i nie potrafiłem im w ten sposób pomóc.
W ogóle czułem się mocno ograniczony pod kątem uzdrawiania Rycerzy. Mogłem jedynie wspomóc bark Rosiera i choć nie było to naglącym czy rozległym obrażeniem, to warto było się tego pozbyć. Choćby po to, by nie pozwolić do dalszego rozrastania się odmrożenia. Na pierwszy rzut oka wydawało mi się, że ciepłe kompresy załatwiłyby sprawę, ale lepiej dmuchać na zimne, tak.
- Figidu – powiedziałem, kierując różdżkę na prawy bark mężczyzny. Powinno zadziałać, a więc moja rola w tym wszystkim miała dobiec końca. Zastanawiałem się czy czekaliśmy na jeszcze kogoś. Oby nie, bo gabinet zaczął się niebezpiecznie zagęszczać. Jednak Rosierowi nie proponowałem noclegu i tak wiedziałem, że nie skorzysta.
W ogóle czułem się mocno ograniczony pod kątem uzdrawiania Rycerzy. Mogłem jedynie wspomóc bark Rosiera i choć nie było to naglącym czy rozległym obrażeniem, to warto było się tego pozbyć. Choćby po to, by nie pozwolić do dalszego rozrastania się odmrożenia. Na pierwszy rzut oka wydawało mi się, że ciepłe kompresy załatwiłyby sprawę, ale lepiej dmuchać na zimne, tak.
- Figidu – powiedziałem, kierując różdżkę na prawy bark mężczyzny. Powinno zadziałać, a więc moja rola w tym wszystkim miała dobiec końca. Zastanawiałem się czy czekaliśmy na jeszcze kogoś. Oby nie, bo gabinet zaczął się niebezpiecznie zagęszczać. Jednak Rosierowi nie proponowałem noclegu i tak wiedziałem, że nie skorzysta.
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Lupus Black' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 58
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 58
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Nie odzywał się, jedynie czując, że zmęczenie dopadało go z każdą chwilą coraz mocniej. Oczy zamykały mu się, chociaż próbował wciąż zachować trzeźwość umysłu i nie pozwolić sobie na sen. Walczył z samym sobą, chcąc usłyszeć wszystko, co Tristan miał do powiedzenia. W końcu nie spodziewał się, że znów się spotkają. Nie spodziewał się, że opuszczą to przeklęte wiezienie nawet jako skrawki ciała przy nieudanej teleportacji. A jednak znajdowali się właśnie tutaj - gabinet Lupusa okazał się być wręcz zbawiennym miejscem, gdzie można było czuć wewnętrzny spokój i radość z faktu, że wciąż się oddychało. Dementory, Azkaban, czarna magia ich nie pokonały. Ledwo wrócili, ale wrócili. Morgoth zdawał sobie sprawę z tego, że dużą zasługę miał w tym Riddle, który pomógł im jakoś wydostać się z przeklętych murów. Ledwo pamiętał samo Ministerstwo Magię i szatnie, w której zamknęli zwłoki dwóch kobiet i mężczyzny. Zapewne wszystko już strawił ogień, bo skoro ognie pochłonęły jednego z uczestników tej szaleńczej wyprawy, musiały również dosięgnąć pomieszczenie, w którym się znajdowali. A wraz z nim resztę paskudnego budynku, który stał się symbolem uwłaczającej reprezentacji brytyjskich czarodziejów i czarownic. Manipulacja społeczeństwem leżała w ich gestii, a skoro się go pozbyli, może miało to otworzyć oczy co poniektórym. Myśl o Lilianie, Rosalie, siostrze pojawiła się zupełnie przypadkowo, ale nawet i ich skomplikowane relacje nie były problemem. Nie po tym, co się stało tej nocy. Yaxley oddychał ciężko, chociaż już nic go nie bolało. Chciał jednak poczuć w płucach powietrze, które przez jakiś czas było mu odebrane. Pętla, która towarzyszyła mu od urodzenia, zaciskała się coraz bardziej, skracając jego dni, ale na szczęście trafił w odpowiedniej chwili wprost do gabinetu kuzyna. Jedno zaklęcie pomogło mu odetchnąć i chociaż nie bezboleśnie, znów poczuł się bezpieczny. Wyłapał jednak spojrzenie Tristana, gdy wspomniał o patronusie. Skinął jedynie krótko głową, czując, że szybszy ruch wytrąciłby go z chwilowego zawieszenia regeneracji sił. - Udało się... - mruknął i chociaż miało być to pytanie, jego głos stawał się coraz słabszy i niedługo miał dać się porwać zmęczeniu oraz sennym marom. Miał nadzieję, że ta noc będzie bezsenna, jednak musiał się liczyć z koszmarami w ciemnych korytarzach Azkabanu. Odetchnął ciężko i zamknął oczy, nie zamierzając wstawać. Fotel stał się przyjemną wizją spędzenia jeszcze kilku godzin, a stojący w rogu i z daleka od głównej części nie przeszkadzał nikomu. Oparł policzek o wezgłowie i przez chwilę milczał, zostawiając zebranych w gabinecie i zapadając w sen pozbawiony widziadeł. Ale była to jedyna taka chwila.
|zt
|zt
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nie wszyscy dotarli. Tak naprawdę głównie to sprawiało, że jeszcze nie czuł odprężenia należnemu wykonanemu zadaniu. Nie chodziło tu tylko o świadomość niedopilnowania rozkazów Czarnego Pana, raczej o kwestię tego, że coś musiało się stać. Być może kobieta w obłędzie nie była jedyną przykrą niespodzianką sprowadzoną przez Śmierciożerców posłanych na ratunek? Padły nazwiska, wątpliwości, których nie mógł naprostować. Cała akacja działa się zbyt szybko, zbyt wiele było w tym wszystkim chaosu, by mogli w pełni zapanować nad każdym aspektem akcji ratunkowej. Vane w milczeniu przyglądał się poczynaniom uzdrowiciela, a gdy ten prosił o zrobienie czegoś, to zapewne bez szemrania wykonywał polecenia. Sztuka uzdrowicielstwa była mu całkowicie obca, zdawał się zatem na osąd kogoś, kto bez wątpienia miał w tej dziedzinie sporą wiedzę. Dopiero pukanie w szybę odwróciło jego uwagę od ran i zaklęć magii leczniczej; dostrzegłszy sowę, która najpewniej była znana im wszystkim, otworzył okno i odwiązał świstek papieru z jej nóżki. Odczytawszy lakoniczną wiadomość, podniósł wzrok na zebranych.
— Ktoś powinien sprawdzić, co z Goylem. Pójdę — rzucił w przestrzeń, odkładając kawałek pergaminu na biurko. Ktoś i tak powinien tu zostać, a Thomas wiedział dobrze, że tak naprawdę na wiele się tu nie zda. Problemy z komunikacją uniemożliwiały teleportację, a ktoś i tak musiał sprawdzić, co się stało. Zupełnie naturalnie dla siebie postanowił zatem zgłosić się na ochotnika. Włożył płaszcz i zniknął za drzwiami, ruszając w stronę miejsca, gdzie czekał świstoklik dla Cadana.
Wrócił po ponad pół godziny, znów nagle i znów wpadając na mebel, który stał mu na drodze. Stracił równowagę przez wzgląd na ciężar Cadana, który wsparł na sobie, przez co zatoczył się i przewrócił, ale przynajmniej miał ze sobą nieprzytomnego mężczyznę. Z pewnością bywał w lepszym stanie, najważniejsze jednak, że w końcu znalazł się w gabinecie, gdzie powinien był stawić się już dawno temu.
— Dementor ich zaatakował — wyjaśnił krótko, zwracając się do Lupusa i prostując się w końcu, uspokajając rozszalały oddech. Odsunął się od nieprzytomnego ciała pod ścianę, a jeśli nie było już potrzeby, by w dalszym ciągu zostawał, postanowił się zmyć. W gabinecie zrobiło się stanowczo zbyt tłoczno, a odratowani z pewnością potrzebowali teraz raczej spokoju, niźli sztucznego tłumu. Ponadto Blackowi w razie potrzeby miał też kto pomóc. Pożegnał się zatem ze wszystkimi jak należało, po czym ponownie zniknął za drzwiami, udając się w sobie tylko znanym kierunku.
— Ktoś powinien sprawdzić, co z Goylem. Pójdę — rzucił w przestrzeń, odkładając kawałek pergaminu na biurko. Ktoś i tak powinien tu zostać, a Thomas wiedział dobrze, że tak naprawdę na wiele się tu nie zda. Problemy z komunikacją uniemożliwiały teleportację, a ktoś i tak musiał sprawdzić, co się stało. Zupełnie naturalnie dla siebie postanowił zatem zgłosić się na ochotnika. Włożył płaszcz i zniknął za drzwiami, ruszając w stronę miejsca, gdzie czekał świstoklik dla Cadana.
Wrócił po ponad pół godziny, znów nagle i znów wpadając na mebel, który stał mu na drodze. Stracił równowagę przez wzgląd na ciężar Cadana, który wsparł na sobie, przez co zatoczył się i przewrócił, ale przynajmniej miał ze sobą nieprzytomnego mężczyznę. Z pewnością bywał w lepszym stanie, najważniejsze jednak, że w końcu znalazł się w gabinecie, gdzie powinien był stawić się już dawno temu.
— Dementor ich zaatakował — wyjaśnił krótko, zwracając się do Lupusa i prostując się w końcu, uspokajając rozszalały oddech. Odsunął się od nieprzytomnego ciała pod ścianę, a jeśli nie było już potrzeby, by w dalszym ciągu zostawał, postanowił się zmyć. W gabinecie zrobiło się stanowczo zbyt tłoczno, a odratowani z pewnością potrzebowali teraz raczej spokoju, niźli sztucznego tłumu. Ponadto Blackowi w razie potrzeby miał też kto pomóc. Pożegnał się zatem ze wszystkimi jak należało, po czym ponownie zniknął za drzwiami, udając się w sobie tylko znanym kierunku.
- | z/t
I'll tell you my sins and you can sharpen your knife and offer me that deathless death
W gabinecie było coraz więcej ludzi, bo powracający z misji oraz ich pomocnicy czekający przy świstoklikach licznie zatłoczyli posiadłość Blacka. Najwyraźniej organizacja cierpiała na niedostatek uzdrowicieli, Lyanna wiedziała o dwóch, Blacku i Cassandrze leczącej na Nokturnie. Mimo ich niewątpliwych zdolności był to pewien brak, zwłaszcza w takich dniach, kiedy wielu rycerzy wymagało pomocy. Lyanna niestety się na tym nie znała, ale anatomiczne podstawy wystarczyły, by mogła pomóc Blackowi w tych czynnościach które nie wymagały nieznanych jej czarów. Nie lubiła robić za „przynieś, wynieś, pozamiataj”, nie znosiła tego już w czasach pracy w ministerstwie, którą między innymi z tego powodu porzuciła, ale sprawa Czarnego Pana i jego zwolenników była zbyt ważna, by unieść się dumą i pogniewać za sprowadzenie do takiej mało wdzięcznej i przyjemnej roli. Czarny Pan oczekiwał, że pomoże powracającemu z Azkabanu śmierciożercy i dostarczy go do uzdrowiciela, co też zrobiła, po czym pozostała jeszcze do dyspozycji Blacka. Ale w gabinecie z każdą osobą robiło się coraz bardziej tłoczno. To na Blacka głowie będzie spoczywać konieczność rozlokowania gdzieś wszystkich rannych na dalszą rekonwalescencję, zanim będą mogli powrócić do swoich domów. To już nie była jej sprawa, więc kiedy tylko przestała być potrzebna, miała zamiar opuścić to miejsce i wrócić jakoś do siebie, choć łatwe to pewnie nie będzie, skoro coś złego działo się z teleportacją, choć nie wiedziała jeszcze, co dokładnie – ale chyba to miało związek z jedną z misji, która miała odbywać się równolegle z akcją w Azkabanie. Szczegóły tych wydarzeń pewnie pozna na nadchodzącym spotkaniu. Teraz nie było sensu zadawać wielu pytań zmęczonym, poranionym czarodziejom, którzy z pewnością wiele przeszli, przebywając wśród dementorów, w jednym z pewnością najbardziej odrażających i przerażających miejsc na świecie.
Popatrzyła tylko po nich, a potem miała zamiar wziąć przykład z Thomasa Vane i wyjść, by nie przeszkadzać i nie robić sztucznego tłumu w i tak tłocznym gabinecie. Najpoważniejsze rany zostały uleczone, z resztą Black i inni już sobie poradzą. Ona dopełniła swojego zobowiązania i mogła odejść, zamierzając czekać na ewentualne dalsze instrukcje, gdyby któregoś dnia pojawiła się ważna sprawa wymagająca jej udziału.
| zt.
Popatrzyła tylko po nich, a potem miała zamiar wziąć przykład z Thomasa Vane i wyjść, by nie przeszkadzać i nie robić sztucznego tłumu w i tak tłocznym gabinecie. Najpoważniejsze rany zostały uleczone, z resztą Black i inni już sobie poradzą. Ona dopełniła swojego zobowiązania i mogła odejść, zamierzając czekać na ewentualne dalsze instrukcje, gdyby któregoś dnia pojawiła się ważna sprawa wymagająca jej udziału.
| zt.
Burke walczył z sennością. Zdawało mu się, że jeśli pozwoli sobie na sen, na odpoczynek, to gdy tylko się obudzi, znów będzie w Azkabanie. Jakaś część jego osoby bała się, że tylko wyobraził sobie cała tę akcje - przedziwne anomalie w więzieniu, śmierciożerców, którzy przyszli mu na ratunek, no i tę dziwaczną kotwicę w postaci ducha, którego trzeba było "odciąć". No bo czy takie rzeczy mogły wydarzyć się naprawdę? Wszystko to brzmiało zdecydowanie bardziej jak wymysł jakiegoś szaleńca. Pytaniem jednak było, czy Burke faktycznie już tym szaleńcem był?
Wyłączył się. Choć słyszał każde z wypowiadanych przez rycerzy słów, nie wyłapywał sensu. Nie zwrócił też specjalnej uwagi, gdy grono zebranych w gabinecie czarodziejów zaczęło systematycznie maleć. W tym momencie obok mógł pojawić się minister magii na hipogryfie - Burke nawet nie zwrócił by uwagi. Było jednak coś, co niemal natychmiast sprawiło, że do pewnego stopnia oprzytomniał. Jego umysł powrócił do niego, gdy w pokoju rozbrzmiało imię jego kuzyna. Craig podniósł pytający wzrok na Goyle'a - skoro on również brał w tym wszystkim udział, Burke musiał wiedzieć, że z jego rodziną wszystko jest w porządku. Ale chociaż chciał zapytać Caelana o jakieś szczegóły, nie był w stanie wydusić z siebie już słowa. Dwa razy otwierał usta, by zażądać rozwiania swoich wątpliwości, jednak za każdym razem nie wydostawał się z nich żaden dźwięk. Koniec końców, musiał się poddać. Skulił się na podłodze mocniej, jak to miał w zwyczaju w Azkabanie, gdy jeszcze próbował złapać choć kilka godzin snu. Działał instynktownie, zupełnie zapominając, że przecież przygotowano dla niego sypialnię gościnną. Nie zapomniał o tym jednak skrzat Blacków, który widząc co się dzieje, w końcu ruszył się by ulokować gościa we wspomnianym pokoju. Nie było to proste, zważywszy że Burke niemal przelewał się przez palce i nie był specjalnie pomocny, ale finalnie trafił do łóżka - obmyty, napojony niewielką ilością słabej herbaty i nakarmiony jakimś kleikiem. Zaś następnego dnia powrócił tam, gdzie od zawsze było jego miejsce. Do Durham.
zt
Wyłączył się. Choć słyszał każde z wypowiadanych przez rycerzy słów, nie wyłapywał sensu. Nie zwrócił też specjalnej uwagi, gdy grono zebranych w gabinecie czarodziejów zaczęło systematycznie maleć. W tym momencie obok mógł pojawić się minister magii na hipogryfie - Burke nawet nie zwrócił by uwagi. Było jednak coś, co niemal natychmiast sprawiło, że do pewnego stopnia oprzytomniał. Jego umysł powrócił do niego, gdy w pokoju rozbrzmiało imię jego kuzyna. Craig podniósł pytający wzrok na Goyle'a - skoro on również brał w tym wszystkim udział, Burke musiał wiedzieć, że z jego rodziną wszystko jest w porządku. Ale chociaż chciał zapytać Caelana o jakieś szczegóły, nie był w stanie wydusić z siebie już słowa. Dwa razy otwierał usta, by zażądać rozwiania swoich wątpliwości, jednak za każdym razem nie wydostawał się z nich żaden dźwięk. Koniec końców, musiał się poddać. Skulił się na podłodze mocniej, jak to miał w zwyczaju w Azkabanie, gdy jeszcze próbował złapać choć kilka godzin snu. Działał instynktownie, zupełnie zapominając, że przecież przygotowano dla niego sypialnię gościnną. Nie zapomniał o tym jednak skrzat Blacków, który widząc co się dzieje, w końcu ruszył się by ulokować gościa we wspomnianym pokoju. Nie było to proste, zważywszy że Burke niemal przelewał się przez palce i nie był specjalnie pomocny, ale finalnie trafił do łóżka - obmyty, napojony niewielką ilością słabej herbaty i nakarmiony jakimś kleikiem. Zaś następnego dnia powrócił tam, gdzie od zawsze było jego miejsce. Do Durham.
zt
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Spodziewałem się raczej, że to już koniec niespodzianek. Że wszyscy sprzymierzeńcy Czarnego Pana odnaleźli drogę do mnie i do Cassandry. Ale jakiś czas później Vane zostaje wezwany, a wraca już z nieprzytomnym Goylem. Marszczę brwi, ale jestem gotowy na dalszą interwencję związaną z uzdrawianiem. Chyba nadciąga już ranek powodując u mnie ogromne zmęczenie, ale nie mogę się poddać. Skrzat gości wszystkich tych, którzy chcą lub muszą zostać przez tę noc na Grimmauld Place. Reszta odchodzi, robiąc przynajmniej miejsce w gabinecie. Każę skrzatowi ułożyć Cadana na kozetce i postanawiam go na razie nie budzić, bo kiedy będzie nieruchomy, leczenie okaże się łatwiejsze. Nie wiem co ten człowiek przeżył w Azkabanie, ale brak nosa wydaje mi się więcej niż drastyczny. Z tym jednak nie mogę nic zrobić, mógłbym dopiero przeszczepić istniejący organ, ale do tego długa droga.
Skrzat zgodnie z moim poleceniem wylał na rozcięte udo mężczyzny alkohol w celu odkażenia powstałej rany, więc mogłem darować sobie anomalie związane akurat z tym zaklęciem i spróbować poradzić sobie z uszkodzeniem.
- Curatio Vulnera – wypowiedziałem nie bez trudu. Musiałem się mocno skupić, bo pod oczami czułem już piasek, organizm też został niemal całkiem wyprany z energii. Mimo to liczyłem, że uda mi się wszystko naprawić.
Skrzat zgodnie z moim poleceniem wylał na rozcięte udo mężczyzny alkohol w celu odkażenia powstałej rany, więc mogłem darować sobie anomalie związane akurat z tym zaklęciem i spróbować poradzić sobie z uszkodzeniem.
- Curatio Vulnera – wypowiedziałem nie bez trudu. Musiałem się mocno skupić, bo pod oczami czułem już piasek, organizm też został niemal całkiem wyprany z energii. Mimo to liczyłem, że uda mi się wszystko naprawić.
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Lupus Black' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 53
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 53
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Na szczęście nie wydarzyło się nic niespodziewanego. Mogłem odetchnąć z ulgą i zaprzestać wstrzymywania oddechu. Nie o swoje umiejętności się obawiałem, a o nieprzewidywalne skutki używania magii. Każde zaklęcie było stąpaniem po kruchym lodzie, w który można było w każdej chwili spaść. Wolałem tego nie robić, bo nikt by mi nie pomógł. Kilka kolejnych wdechów, ściśnięcie różdżki w dłoni i kontynuacja rozpoczętego procesu leczenia. Nie mogłem dać się zastraszyć, nawet jeśli faktycznie bałem się bardzo pozostając sam na placu boju.
- Figidu Maxima – rzuciłem w następnej kolejności. Promień zaklęcia miał skumulować się na odmrożonych uszach, które nie wyglądały najlepiej. I tak lepiej niż brak organu, ale nie mogłem dłużej czekać z wyleczeniem tej jawnej niedogodności. Rana na udzie to był żart przy tym, co jeszcze mnie czekało.
- Figidu Maxima – rzuciłem w następnej kolejności. Promień zaklęcia miał skumulować się na odmrożonych uszach, które nie wyglądały najlepiej. I tak lepiej niż brak organu, ale nie mogłem dłużej czekać z wyleczeniem tej jawnej niedogodności. Rana na udzie to był żart przy tym, co jeszcze mnie czekało.
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Lupus Black' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 56
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 56
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
I tym razem nie stało się nic niespodziewanego, całe szczęście. To jednak nie był koniec, więc wszystko mogło się jeszcze wydarzyć, ale oby nie. Zasinienie oraz postępujące powoli czernienie tkanek ustąpiło pod wpływem poprawnie rzuconego zaklęcia, odejmując z listy obrażeń kolejną pozycję. Odetchnąłem w duchu, zastanawiając się nad tym co dalej. Zauważyłem jeszcze stłuczenia, na pewno też musiałem zająć się psychiką Cadana pomimo, że leżał nieprzytomny. Na czarną magię czyli zatrucie nie mogłem nic poradzić. Rozbierając nieco mężczyznę zauważyłem zasinienie na klatce piersiowej, a już po chwili mogłem zdiagnozować połamane żebra. Mocno nim poturbowało.
- Paxo Horribilis – spróbowałem jednak, dość dużo ryzykując, ale poprzedni plan się sprawdził. Jeśli teraz się uda, to dobrze, a jeśli nie, to pójdę na około z czarami. Wszystko zależy od przychylności losu oraz od mojej magii. Bo naprawdę leczenie kosztowało mnie teraz wiele skupienia oraz enegii.
- Paxo Horribilis – spróbowałem jednak, dość dużo ryzykując, ale poprzedni plan się sprawdził. Jeśli teraz się uda, to dobrze, a jeśli nie, to pójdę na około z czarami. Wszystko zależy od przychylności losu oraz od mojej magii. Bo naprawdę leczenie kosztowało mnie teraz wiele skupienia oraz enegii.
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Lupus Black' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 57
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 57
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Chwilę oczekiwania oraz obserwowania promienia zaklęcia najpierw stresuje, potem uspokaja, by na nowo zestresować. Owszem, urok okazuje się być udany, widziałem to po jego kolorze oraz sile. Mięśnie Goyla rozluźniły się, oddech ustabilizował i na pewno gdyby był przytomny, doceniłby sprowadzony na niego spokój. Niestety musiało oczywiście zadziać się coś jeszcze. Już to dziś widziałem. Dookoła widać niespokojne pulsowanie powietrza, co sprawiało, że używanie magii było naprawdę ryzykowne. Ale ja nie mogłem przestać, bo pomimo polepszenia się stanu zdrowia mężczyzny, to jeszcze miałem sporo rzeczy do naprawienia u niego. Wziąłem głęboki wdech i pełen nadziei, że uda się przemknąć między destabilizacją czarów, postanowiłem kontynuować.
- Feniterio – powiedziałem tym razem, koniec różdżki niemal przykładając do pękniętego żebra poszkodowanego. Musiałem je najpierw nastawić nim uda się je zrosnąć. Nie było innego sposobu jeśli chciało się uniknąć późniejszych powikłań.
- Feniterio – powiedziałem tym razem, koniec różdżki niemal przykładając do pękniętego żebra poszkodowanego. Musiałem je najpierw nastawić nim uda się je zrosnąć. Nie było innego sposobu jeśli chciało się uniknąć późniejszych powikłań.
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Lupus Black' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 86
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 86
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Jeśli chwilę wcześniej uważałem, że rzucanie zaklęć było stąpaniem po kruchym lodzie, to nie doceniłem siły anomalii. Dopiero teraz używanie magii było naprawdę niebezpiecznym. Powietrze wciąż falowało i pulsowało wprawiając w drżenie mięśni, ale mimo to nie mogłem się poddać. Dalej robiłem swoje. Promień zaklęcia wyglądał prawidłowo, nie miałem więc powodu, by nie wierzyć w jego poprawność. Pozostało więc zrastanie kości. To było zabiegiem trudniejszym niż jej nastawianie, ale wierzyłem, że się uda. Nie wiem skąd we mnie takie pokłady optymizmu, skoro prawie wszystko mówiło mi, że nie powinienem się nastawiać na powodzenie, ale mawiają, że wiara czyni cuda. I tego chciałem się trzymać.
- Fractura Texta – wypowiedziałem nie zmieniając pozycji różdżki. Zamierzałem ostatecznie pozwolić na zrośnięcie się złamanych żeber Cadana, większość pracy była już tak naprawdę na wykończeniu. Gdyby teraz się udało, pozostałaby sprawa stłuczeń oraz przywrócenia przytomności. Jeśli nie, to będę musiał bawić się z kośćmi dalej.
- Fractura Texta – wypowiedziałem nie zmieniając pozycji różdżki. Zamierzałem ostatecznie pozwolić na zrośnięcie się złamanych żeber Cadana, większość pracy była już tak naprawdę na wykończeniu. Gdyby teraz się udało, pozostałaby sprawa stłuczeń oraz przywrócenia przytomności. Jeśli nie, to będę musiał bawić się z kośćmi dalej.
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Gabinet Lupusa
Szybka odpowiedź