Wydarzenia


Ekipa forum
Ogród
AutorWiadomość
Ogród [odnośnik]09.03.17 19:31
First topic message reminder :

Ogród

Stary, zaniedbany, osowiały - dokładnie taki był ogród za Ruderą, gdy po raz pierwszy został odnaleziony przez jej mieszkańców. W nogi kłuły rozrośnięte łodygi dzikich jeżyn, pokrzywy rozrosły się jak szalone, trawa nie stanowiła miękkiego dywanu, a już tylko suchy step. Jednak za tą pustą kopułą, złożoną z pokracznie powykrzywianych roślin, kryła się długa, drewniana kratka, na której poprzedni właściciele musieli posadzić... winogrona.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogród - Page 8 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott

Re: Ogród [odnośnik]03.06.20 15:05
- Nim się obejrzę, Roma się wyprowadzi... nie żeby miała daleko z Rudery do Rudery, ale dzieci tak szybko dorastają - pokręciła głową, wzdychając na te nagłe, starczo-rodzicielskie wnioski. Mieli pod nosem dwóch tajnych agentów, współpracujących z duchem - kto by pomyślał! A przecież sami myśleli, że działając na rzecz Zakonu Feniksa, są największymi skryciuchami pod tym dachem... przewrotność, ot co. Dzięki tak prostej abstrakcji, Lovegood zdołała sobie przypomnieć, że nie tylko oni mogą ukrywać tak ważne tajemnice. Łatwo było o tym zapomnieć, kiedy dbało się o to, by własna nie wyszła na jaw.
- Masz rację. Przyzwyczailiśmy się do iluzji, którą sami nam podsunęli - pokręciła głową. - W sumie nawet pasuje mi ten układ. Mogłabym żyć w tym świecie i zmieniać każdego w królika - żeby mogli poznać prawdziwe twarze królików, podających się za ludzi - wzruszyła ramionami. Robiła to, tak czy siak, mogła więc działać dla dobra tego pokręconego świata. Jednego z wielu, które tworzył jej umysł, pozwalając na odpoczynek i zapomnienie. Bez wojen i nierówności. - Może tak naprawdę wszyscy jesteśmy zmiennokształtni - wysnuła wniosek, na chwilę znów pogrążając się w rozmyślaniach. Kwestię biblioteczki przemilczała, kiwnąwszy tylko krótko głową, wierząc, że kiedyś każda książka będzie świadkiem ciekawych i osobistych wydarzeń. Skupiła się za to na wspomnieniach i przeżywaniu Hogwartu od nowa.
- Zależy, w której rzeczywistości - stwierdziła pewnie, jakby wierzyła, że jest ich kilka. Wierzyła. - Ale powtarzanie tego samego, pamiętając, co się robiło, brzmi jak okropny, okropny sen bez końca - powiedziała z niepewnością, próbując sobie to wyobrazić. Jak choroba, tortura. Wzdrygnęła się nawet. Nie, zdecydowanie wolała iść do przodu niż majstrować przy przeszłości.
Kiwnęła głową na komentarze Bertiego odnośnie zaklęcia, przyjmując je z uwagą. Zgadzałoby się, ich masa pozostawała taka sama, ale zmieniał się ciężar, co znacznie wpływało na możliwości przy poruszaniu się. Gdyby spróbowali podskoczyć, na pewno odczuliby różnicę, ale musiała wiedzieć, jak daleko może posunąć się z zaklęciem. Kiwnęła głową, wyczuwając różnicę nawet w tym geście, gdy siła ciężkości została zwiększona.
- Tak, zmieniam siłę ciężkości, mogę ją zmniejszyć i zwiększyć, ułatwić albo utrudnić poruszanie się - wyjaśniła spokojnie, choć efekty były naprawdę niesamowite - poznanie potęgi zaklęcia na własnej skórze dawało szerszy obraz niż książkowe opisy. W transmutacji była niezwykle dociekliwa, dlatego zbliżyła się do Botta, chcąc, by znalazł się w zasięgu działania czaru. - Spróbuję ją jeszcze zwiększyć, gdyby coś cię niepokoiło, od razu daj mi znać - poprosiła, po zgodzie przyjaciela starając się mocno zwiększyć siłę ciążenia, by sprawdzić, czy w ten sposób zdoła kogoś unieruchomić. Oczywiście nie kosztem zdrowia, wciąż monitorując sytuację.

| podchodzę bliżej Bertiego, by znalazł się w polu działania zaklęcia i jeszcze zwiększam siłę ciążenia



how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?



Susanne Lovegood
Susanne Lovegood
Zawód : pracownica rezerwatu znikaczy
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna

I will be your warrior
I will be your lamb


OPCM : 20 +8
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 31 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Ogród - Page 8 JkJQ6kE
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4789-susanne-echo-lovegood https://www.morsmordre.net/t5182-deszczowa-sowa#113703 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t5129-szuflada-sue#111192 https://www.morsmordre.net/t5133-susanne-echo-lovegood#111350
Re: Ogród [odnośnik]05.06.20 21:30
Dotychczasowe wnioski Susanne były poprawne. Manipulując mocą zaklęcia Defluxio była w stanie kontrolować siłę ciężkości wokół siebie, w konsekwencji czyniąc fizyczne reakcje łatwiejszymi bądź trudniejszymi do wykonania.
Gdy podniosła się z zajmowanego miejsca, było to dla niej nieco cięższe niż zwykle, jakby jej własne ciało stawiało większy opór naturalnym siłom przyrody. Mimo to zdołała stanąć na własnych nogach i ruszyć ku Bertiemu, jednak nie była w stanie wciągnąć go pod obszar działającego zaklęcia. Bott znajdował się zbyt daleko, a dalsza manipulacja Defluxio przyczyniła się do tego, iż Susanne zaczęła zwalniać wraz ze zwiększaniem siły ciążenia. Każdy kolejny krok wymagał coraz więcej wysiłku, a finalne zetknięcie stopy z podłożem wywoływało u Lovegood uczucie tąpnięcia, jakby jej nogi były znacznie większe i cięższe. Dodatkowe zwiększanie siły wokół samej siebie powoli skutkowało tym, że możliwość poruszania się mogła stać się niemożliwa bądź bardzo, bardzo trudna.

| Defluxio 4/5
Czas na odpis 48h
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogród - Page 8 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ogród [odnośnik]08.06.20 20:58
- Nic na to nie poradzimy, trzeba z tym żyć.
Lekki uśmiech malujący się na jego twarzy właściwie jak zawsze, nie znikał ani na moment. Bertie doceniał w spokoju lenistwo tego poranka, jak i jakiś taki spokój jaki czasowo go ogarnął. Ujął w dłoń swój kubek kawy, popijając ją ponownie, choć zdążyła już wystygnąć.
- Miałoby sens biorąc pod uwagę, że podobno każdy może zostać animagiem. - podjął za to kwestię ich zmiennokształtności. - Tylko niektórzy z nas są w tym beznadziejni i nigdy nie osiągną swojej zwierzęcej formy.
W sumie, gdyby iść tym tokiem rozumowania, każdy z czarodziejów miałby też zdolność magii bezróżdżkowej, czy chociażby legilimencji, tylko głęboko ukrytą w sobie. W sumie, kiedy myśleć w ten sposób o takich rzeczach, ich nauka wydawała mu się jakby bardziej dostępna. Choć nawet przez sekundę nie łudził się, że wejdzie kiedyś w psią skórę (doskonale wiedział, jaka byłaby jego animagiczna forma, a tak przynajmniej sądził). A szkoda.
- Mhmm. Najbardziej chyba podobałaby mi się wersja w której nasz wszystkie swoje wspomnienia, ale dalej masz wolną wolę i możesz spróbować tym razem skręcić w lewo zamiast w prawo, zagadać dziewczynę do której się nie odezwałeś, nauczyć na sprawdzian, spróbować innego zaklęcia w klubie pojedynków.
To by było trochę jak mieć po prostu wydłużony czas. Choć to budziło nowe pytania, w końcu nie chciałby zostawić dawnych przyjaciół, a szukając po raz kolejny nowych dróg poznawałby nowe osoby, każdy człowiek ma z kolei jakieś ograniczenie, nie da się przyjaźnić na raz ze stoma osobami.
Trudne te decyzje! Na szczęście abstrakcyjne.
Kiedy Sue zaczęła czarować, poddał się jej magii. Teraz po prostu stał w miejscu bez żadnych obaw, gotów pełnić funkcję królika doświadczalnego tak, jak i ona nie raz próbowała jego cudacznych wynalazków w kuchni. Czekał jednak, widział jak Sue porusza się ku niemu w dziwnie ociężały sposób, jego jednak czar nie obejmował.
- Narazie nic się nie dzieje. Spróbuję sam podejść. - zaproponował, faktycznie ruszając w kierunku Lovegood.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogród - Page 8 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Ogród [odnośnik]09.06.20 17:44
Kiwnęła głową, jakby godząc się z losem. Aktualnie wolała godzić się z dorastaniem podopiecznych niż niesprawiedliwościami świata, a krótka chwila beztroski znacznie to ułatwiała. Chłonęła te chwile, chcąc zapamiętać je jak najlepiej, utrzymać w sercu na zapas, na przykre dni. Rozwijająca listki wiosna, zimna kawa w ulubionych kubkach i przede wszystkim Bertie, z lekkością podejmujący jej wymysły - jak zawsze, uczestniczył czynnie w jej świecie, zabarwiając go własnymi wizjami, które w mig potrafiły ją oczarować.
- Myślę, że to kwestia uporu, pragnienia i wytrwałości - odpowiedziała spokojnie, nie wierząc w czyjąkolwiek beznadziejność. - Chociaż niektórzy nie powinni nigdy dojść do swojej zwierzęcej formy, narobiliby tylko bałaganu - wzruszyła ramionami. Znała zwierzęce instynkty, obecne także u ludzi - gdyby uległy wzmocnieniu... cóż, ludzi było coraz więcej, już i tak nieźle panoszyli się w świecie fauny.
Zastanowiła się chwilę nad odpowiedzią Bertiego, rozważając podsuniętą przez niego opcję. - Najbardziej ciekawiłoby mnie, ile ludzi i sytuacji pozostałoby na swoim miejscu, mimo innych wyborów - uznała, bo wydawało się, że nawet najdrobniejsza różnica mogła pociągnąć za sobą szereg niespodziewanych zmian. Gdyby przez jedną miała stracić swoich przyjaciół - nie byłoby warto. A może byliby zawsze, niezależnie od dróg? - Ciekawe, ile w tym wszystkim przeznaczenia, a ile przypadku - dodała z uśmiechem, unosząc dłonie i próbując złapać parę zaplątanych pyłków, ciągnących w jej stronę wraz z powiewem wiatru. Kilka zniknęło we włosach, a reszta rozmyła się gdzieś wokół.
Wrażenia pochodzące z zaklęcia były doprawdy bardzo dziwne, ale rozwiały parę wątpliwości i Sue miała już szerszy ogląd na jego działanie - utrudniała sobie życie jeszcze przez chwilę, utrzymując czar na tym samym poziomie, który znacznie komplikował poruszanie się. - Uch, to takie dziwne - przyznała, próbując unieść stopę, by zrobić krok. Poddała się jednak i zanim Bott do niej dotarł, postanowiła złagodzić działanie zaklęcia, stopniowo przywracając wszystko do naturalnego stanu - wtedy też zakończyła działanie Defluxio, wiedząc, że i tak mogło działać jeszcze tylko chwilę. Wolała kontrolować ten czas niż dać się zaskoczyć nagłym zmianom.
- Ciekawe, mogłoby się przydać, gdyby chcieć wysoko podskoczyć - wyszczerzyła się do Bertiego, nawiązując do ich wcześniejszych planów odnośnie ukrytych ataków, powodujących całodzienne kicanie. - Ale jest trudne, jedno z najbardziej skomplikowanych zaklęć, jakie znam - przyznała z kontrastującą do słów beztroską. - Chyba dość magii na dziś. Mam ochotę przejść cały las wzdłuż i wszerz bez żadnych udziwnień. Jest takie drzewo, nie wiem czy widziałeś, aż się prosi żeby oglądać z niego Dolinę - przypomniała sobie, już planując wyprawę po tych całych ochronach i zasiedzeniu.

| kończę zaklęcie, pięknie dziękuję MG za czas i wskazówki :pwease:
| zt
[bylobrzydkobedzieladnie]



how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?





Ostatnio zmieniony przez Susanne Lovegood dnia 20.08.20 20:48, w całości zmieniany 1 raz
Susanne Lovegood
Susanne Lovegood
Zawód : pracownica rezerwatu znikaczy
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna

I will be your warrior
I will be your lamb


OPCM : 20 +8
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 31 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Ogród - Page 8 JkJQ6kE
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4789-susanne-echo-lovegood https://www.morsmordre.net/t5182-deszczowa-sowa#113703 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t5129-szuflada-sue#111192 https://www.morsmordre.net/t5133-susanne-echo-lovegood#111350
Re: Ogród [odnośnik]11.06.20 0:50
Pierwsze kroki Bertiego w stronę Sue oraz otaczającego ją pola były normalne. Wymagały tego samego wysiłku, który podejmował każdego dnia, radząc sobie z naturalną siłą ciążenia. Zmianę odczuł dopiero po którymś z kroków, przekraczając granicę. Był w stanie zaznać uczucia, w którym najpierw noga poddaje się znacznie większemu ciężarowi, uderzając o podłoże silniej, a po chwili całe jego ciało znalazło się w zasięgu zaklęcia. Wyraźne uczucie ciężkości towarzyszyło obojgu, przejawiając się nawet w najdrobniejszych ruchach czy gestach. Zaczęło odpuszczać, gdy Susanne zmusiła nadgarstek oraz wolę do działania, stopniowo przywracając poczucie normalności. Zaklęcie przerwała płynnie i tak samo magia zaklęcia Defluxio rozpłynęła się w przestrzeni wokół czarownicy, odbierając jej możliwość manipulowania siłą ciężkości.

|Zaklęcie zostało przerwane.
Mistrzy Gry nie kontynuuje rozgrywki.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogród - Page 8 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ogród [odnośnik]12.11.23 20:50
5 VII 1958

Artemis stanął niedaleko wejścia do Rudery. Spoglądał długo na miejsce, które jeszcze nie tak dawno temu nazywał domem. Domem ukrytym pod ziemią, domem dzisiaj szarpanym i niszczonym, jak wszystko, co było dla niego ważne. Pochłaniał to miejsce spojrzeniem, jak jego samego pochłaniały wspomnienia związane z Ruderą. Byli połączeni historią. Artemis postrzegał często miejsca jak żyjące istoty. W tej chwili czuł, jak wzruszenie mrowi go i gilgocze w okolicach twarzy. Następowało ogromnym ciężarem na jego pierś. Artemis czuł wiele, czego czuć z oczywistych względów nie chciał. Mimo to pozwolił temu swobodnie płynąć. Nie ma innej, zdrowej alternatywy, jak po prostu dać ciału i duszy trwać w naturalnym cyklu przeżywania. Oczy zaszkliły się więc, ale łzy nie popłynęły. Artemis nucił cicho wymyśloną przez siebie ponurą melodię. Raz po raz przestawał, by głęboko odetchnąć. Potem zaczynał znowu. Wystukiwał rytm palcami o materiał spodni.

Dzień wcześniej wymienił z Susanne parę listów i wspólnie zdecydowali, że należy uprzątnąć Ruderę. Chcą na powrót nazwać to miejsce domem i mieć tu swoją, względnie bezpieczną przystań. Z listu Sue pobrzmiewały zwątpienie i smutek. Artemis z całego serca pragnął, by poczuła się lepiej, by na jej twarzy choć na moment zagościł uśmiech, by była sobą, wolną, piękną. Artemis zrobi wszystko, by jego najukochańsza siostra dostała to, na co zasługuje. Dlatego zjawił się przed wejściem do Rudery tak szybko, jak tylko pozwoliła mu na to praca. Ostatnimi czasy ledwie znajdował czas na cokolwiek innego niż kolekcjonowanie prawdy i próba przetrwania.

Artemis nie do końca wiedział, czego może się spodziewać we wnętrzu Rudery. Co tam odnajdą? Pośród bałaganu, strzępów ludzkich historii i walki o życie, czasem niestety zakończonej niepowodzeniem, kryje się niebezpieczeństwo. Zaklęte przedmioty, zawisła w oczekiwaniu magia, zło. Dlatego Artemis docenia, że Sue wciąż jest, nawet jeśli w ostatnim czasie żyli osobno. Dziś, wspólnie na pewno uda im się uprzątnąć to, co niewarte zapamiętania, a także tchnąć w ich dom nowe życie. Artemis pomyślał również o duchy Lany - i nią trzeba będzie się zająć, o ile w ogóle będzie w stanie zaufać im - żyjącym. Myślał również o śmierci Bertiego. Gdy zniknął, spora część Sue podążyła za nim. I na to Artemis nie miał wpływu.


Ostatnio zmieniony przez Artemis Lovegood dnia 07.12.23 9:10, w całości zmieniany 2 razy
Artemis Lovegood
Artemis Lovegood
Zawód : archiwista
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
W skroni szum i tętent
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11947-artemis-lovegood https://www.morsmordre.net/t11998-fado https://www.morsmordre.net/t12220-artemis-lovegood#376218 https://www.morsmordre.net/f304-somerset-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t12046-skrytka-bankowa-2593 https://www.morsmordre.net/t12030-artemis-lovegood
Re: Ogród [odnośnik]13.11.23 17:45
7 VII 1958

Czasem smutek dławił i szklił oczy, niespodziewanie wytrącał z rąk słowa, zatrzymywał w pół kroku, jakby kazał zastanowić się nad tym, co było, a nie jest. Rudera, choć Susanne udało się uprzątnąć dwa pokoje, wydawała się teraz obca - odległa, mimo stąpania po parkiecie. Lovegood uparła się przed sobą, że potrzebuje paru dni na oswojenie się z nowym wcieleniem domu. Była pewna, tak bardzo pewna, że uprzątnie go raz dwa, z werwą i determinacją, ale rzeczywistość miała swój plan.
Zaczęło się od komety, która trzeciego lipca zawisła im nad głowami i za nic nie chciała odejść, męcząc i dręcząc najczarniejszymi myślami, aż się wstawać z łóżka odechciewało. Dodawszy do tego pracę i stres znikaczy - które silnie odczuły niepokojące jaśnienie niezwykłego zjawiska - wątpliwości tylko się napiętrzały, czas zaś nieznośnie kurczył; upór musiał w końcu zelżeć, ukazując choć trochę rozsądku. Gdyby nie Louis, którego spotkała z początkiem lipca, podczas powrotu do Doliny Godryka, może nie zdobyłaby się na list i trwałaby w samotnym postanowieniu, przesiąknięta przemyśleniami ostatnich miesięcy. A jednak - do kogo mogła się zwrócić, jeśli nie do najbliższej sercu osobie?
Spróbowała zignorować kuchenny nieporządek, ogarnęła go na tyle, na ile była w stanie, przygotowując sobie stanowisko do gotowania - po pracy uwijała się prędko, z ukłuciem rozpaczy rozprawiając się ze świeżą rybą, na którą tak bardzo nie chciała patrzeć, a którą dostała, jak zwykle, od pana Russella. W mig użyła zaklęcia Odore mutatio, zmieniając nieprzyjemną woń na zapach powietrza po deszczu, chociaż tym mogła sobie ulżyć, zwłaszcza że nie byłaby w stanie tej biednej ryby zjeść. Nie mogła jej też zmarnować. Wstawiła ziemniaki, krytycznym okiem oceniając ich zapasy, a potem otrzepała ręce, kiwnąwszy sobie głową w niemej gratulacji i wspięła się po schodach, zamierzając rozejrzeć się za bratem na zewnątrz.
Na sam jego widok ciepło rozpływało się po sercu, mimo drgnienia niepewności - nie była ostatnio najlepszą towarzyszką, znikała, uciekała i dystansowała się, jak nigdy wcześniej, przytłoczona ciężarem tęsknoty za Bertim. Nie powinna, teraz powtarzała to sobie codziennie, ale powroty wcale nie były proste. Zakopana w wyrzutach sumienia zamarła w progu, z rozczuleniem wpatrując się w spacerującego Artemisa, dopóki nie zebrała się w sobie na pierwszy krok. Odbudowa Rudery była jedną sprawą, lecz ona musiała mieć pewność, że zdoła odbudować zaufanie brata. Podeszła do niego powoli, choć kiedyś zrobiłaby to energicznie - odszukała znajomą dłoń, zaciskając na niej drobne palce. Witała go uśmiechem, ale w oczach mógł dostrzec przebłyski niepewności.
- Dobrze, że jesteś. Chodź, zanim zaczniemy musimy coś zjeść - pan Russell przyniósł dziś flądrę, on zawsze coś wymyśli - paplała, przewracając oczyma na kochanego sąsiada. Lubiła go, ale tak uporczywie wciskał jej mięso, że czasem musiała westchnąć nad niepożądaną formą troski. - Tylko się nie zdziw, na dole jest naprawdę... no - urwała, przygryzając wargę w zastanowieniu - pobojowisko - stwierdziła na wydechu. Prawdę mówiąc, widok wcale nie był wyjątkowy, wojna ciągnęła się od miesięcy, pozostałości szpitala polowego przywodziły na myśl mnóstwo innych miejsc, ale Sue wciąż nie mogła przywyknąć do tego, że jej kochany brat uczestniczył w codzienności tak samo, jak reszta. Z jakiegoś powodu wydawało jej się to abstrakcyjne, pragnęła dla niego spokojnego świata, nie okropnej wywrotki.
Zawahała się przy drzwiach, ale w końcu pociągnęła brata przez próg, idąc przodem. Wszędzie bandaże, roztrzaskane fiolki po eliksirach, plamy i ślady niepowołanej ludzkiej obecności, dziwne przedmioty, których pochodzenie było Sue nieznane - musieli mieć tu w międzyczasie nieproszonych gości. Mijała te zwaliska, brnąc do kuchni.



how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?



Susanne Lovegood
Susanne Lovegood
Zawód : pracownica rezerwatu znikaczy
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna

I will be your warrior
I will be your lamb


OPCM : 20 +8
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 31 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Ogród - Page 8 JkJQ6kE
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4789-susanne-echo-lovegood https://www.morsmordre.net/t5182-deszczowa-sowa#113703 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t5129-szuflada-sue#111192 https://www.morsmordre.net/t5133-susanne-echo-lovegood#111350
Re: Ogród [odnośnik]13.11.23 23:15
Och, gdyby tylko Susanne wiedziała, że w relacji ze swoim bratem niczego nie będzie musiała odbudowywać. Ta relacja to budowla ukończona, totalna, stojąca pewnie i obojętna na pogodę szalejącą wokół. Zaufanie Artemisa względem Sue pozostawało więc niezachwiane. Susanne jest mu najbliższą osobą, pomimo wszystko. Gdyby jednak zapytała, co czuł, gdy postanowiła zniknąć, gdy zaczęła uciekać od jego wyrozumiałego spojrzenia, odpowiedziałby na pewno, że był rozgoryczony. Właśnie tego słowa by użył. Był to jednak ciekawy tok myślenia, ponieważ Artemis nie czuł tego rozgoryczenia względem Sue, a względem siebie. Wyrzuty sumienia krążyły wokół niego niczym chmara komarów. Tak jak ich skrzydła generują ten irytujący, trudny do zignorowania dźwięk, tak Artemisa trapiły wszędobylskie wyrzuty sumienia. Siadały na nim, szykowały się do żerowania i przyssawszy się do niego, skradały krew i uwagę. Nie potrafił myśleć o niczym innym, jak o tym, że był niewystarczający. Artemis wiedział, że ucieczka Sue paradoksalnie wynikała z miłości. Nie chciała obarczać ludzi, których kocha swoją traumą. Nie potrafiła rozdrabniać swojej żałoby na wielu, postanowiła płynąć na jej wodach zupełnie samotnie. Artemis pozostał w tyle, roztargniony i pełen poczucia winy. Jej samotność łamała mu serce, podobnie jak łamało mu serce poczucie bycia zbędnym. Susanne wolała towarzystwo samotności, a być może innych ludzi, o których Artemis nie miał pojęcia. Silniejszych od niego.
- Nie potrzebuje mnie, nie potrzebuje mnie, nie potrzebuje mnie - powtarzał wiele tygodni wcześniej, stojąc na głowie w domu rodziców, gdzie zatrzymał się po interwencji Ministerstwa i śmierci Bertiego. Gnuśniał tam, pomimo wsparcia matki i ojca. Obrazek bowiem był niepełny. Bez Sue nie było rodziny.
Świadomość, że naprawdę był swojej siostrze zbędny podczas przeżywania czegoś tak strasznego, nie dawała mu spokoju. Przecież to właśnie w takich momentach kierujemy proszące spojrzenia ku innym. Ku miłościom, ku braterstwu, ku przyjaźniom. Krew szumiała Artemisowi w głowie, gdy płynęła niezgodnie ze swym przeznaczeniem. Na jego czerwonej twarzy odznaczały się żyły.
Gdy Sue wyszła mu na spotkanie, dostrzegł te niepewne błyski w jej spojrzeniu. Czy myślała, że Artemis ukarze ją ciszą? Że skonfrontuje w agresywny sposób? Żachnie się i odwróci? To nie ta historia, to nie ci bohaterowie! Przy niej poczuł się spokojny. Wciąż była zdystansowana, gdy uścisnęła mu dłoń. Nie wiedział więc, jak zareagować. Chciał ją unieść, okręcić jej drobnym ciałem, chciał wyszczerzyć zęby w uśmiechu, który tak długo byłzgaszony. Ale nie - nie bądźmy dziecinni. Przywitajmy się z siostrą, jak przystało na rozsądnych ludzi:
- Wiedziałaś, że niektóre z gatunków flądr potrafią zmienić płeć, byle tylko doszło do rozrodu podczas tarła?
Sprzedał Susanne tę najwspanialszą z ciekawostek i rozpromienił się w najczulszym z uśmiechów. Pozwolił odprowadzić się do środka Rudery. Pachniało tam inaczej niż przedtem. Przykre kwaskowate zapachy, wyczuwalny smród chorób, które wnikały w ściany. Na każdej z przestrzeni leżało coś rozrzucone, stłuczone, poplamione. Nic z tego nie robiło na Artemisie tak dużego wrażenia, ponieważ skupiał się na drobnej sylwetce swojej siostry. Zakrywała sobą pełny obraz zniszczeń. Okrywała go swoimi słowami - historią ryby podarowanej od sąsiada. Tak brzmiało szczęście totalne. Pobojowisko, po którym się poruszali musiało poczekać na swoją kolej. Artemis poczuł też, że zaczyna robić się głodny.
Artemis Lovegood
Artemis Lovegood
Zawód : archiwista
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
W skroni szum i tętent
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11947-artemis-lovegood https://www.morsmordre.net/t11998-fado https://www.morsmordre.net/t12220-artemis-lovegood#376218 https://www.morsmordre.net/f304-somerset-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t12046-skrytka-bankowa-2593 https://www.morsmordre.net/t12030-artemis-lovegood
Re: Ogród [odnośnik]18.11.23 15:30
Kiedyś było prościej. Kiedyś miała pewność, która w dzisiejszym świecie - stającym na głowie - niepostrzeżenie się zgubiła, spowita mgłą wątpliwości. W brata nie wątpiła nigdy, wierzyła mu na słowo, ufała bezgranicznie; był bezpieczną przystanią i stałym punktem, najlepszym przyjacielem, lecz czy ona sama zrobiła wszystko, aby mógł postrzegać ją w jednaki sposób? Wątpiła w siebie, uczucie to wykiełkowało już po rodzinnej tragedii, gdy dziadków pochłonęły płomienie, a ona pierwszy raz zetknęła się z sytuacją tak boleśnie godzącą w serce. Cierpienie nigdy nie powinno ich rozdzielić, zawsze rozprawiali się z nim wspólnymi siłami, w ciszy i rozmowie, lecz po śmierci Bertiego coś się zmieniło, coś uciekło sprzed gasnących oczu i zbłądziła na dobrze znanej ścieżce. Mogła się tylko domyślać, jak czuł się Artemis, lecz wyobrażenia te stały się przytłaczające, zbyt trudne, naznaczone poczuciem winy - uciekała od nich, ostatkami silnej woli próbując oszczędzić sobie bólu, przez co egoistycznie pominęła fakt, że wcale nie jest w żałobie odosobniona. Jej brat stracił nie tylko przyjaciela, ale i ją - pojawiającą się sporadycznie, osowiale, z nieobecnym spojrzeniem i nieswoją ciszą. W głębi duszy wiedziała, że Artemis jej nie obwinia i to martwiło jasnowłosą najsilniej - powinien. Powinien, bo zasłużyła, wypierając się najsilniejszych więzi. Teraz była rozdarta w swoich pobudkach, myśli sprzed miesięcy zatarły się nieco, w dodatku wydawały się coraz bardziej absurdalne, a jednak serce uparcie chciało się ich trzymać.
Nie bała się, że brat ją odtrąci - oczywiście bujna wyobraźnia podsuwała różne scenariusze, nawet ten, lecz nie wierzyła w niego - bała się, że nie będzie już tak samo, że po przerwie zawiśnie nad nimi jakiś niepokojący cień, że Artemis zacznie się obawiać powtórki przykrej rozłąki, że ten dystans już nigdy nie zostanie zniwelowany. Bała się rozmowy, choć wiedziała, że jest im potrzebna. Nie mogli udawać, że nic się nie stało. A jednak zaczęła od tego - od paplania o wszystkim innym, byle nie najważniejszej sprawie.
- Czytałeś o flądrach? - zapytała z chichotem, rozczulona zaangażowaniem w temat - mimowolnie uległa znajomemu uśmiechowi - powiew lżejszych, milszych czasów. Zawsze niósł jej otuchę, jak mogła z tego świadomie zrezygnować? - Wiedziałam - przyznała spokojnie. - To znaczy - nie wiedziałam, że flądry - dodała w zamyśleniu, palcem stukając o brodę - ale wiele gatunków ryb potrafi - to kwestia terytorialna i środowiskowa - uzupełniła, nie kryjąc się z wiedzą, do faktów o zwierzętach miała bardzo dobrą pamięć. - Cieszę się, że tu jesteś, Artie - wyznała z naturalną szczerością, zanim przeszli przez próg. Chciałaby, by brat nie znikał, ale nie miała prawa go o to prosić, to była jego decyzja.
Stan Rudery martwił ją za każdym razem, nie inaczej było teraz. Brwi natychmiast zmarszczyły się w skrępowaniu - gdyby to nie był dom, byłoby prościej - ale dobrnęli do kuchni, gdzie Sue natychmiast pochyliła się nad jedzeniem.
- Prawie gotowe - stwierdziła, z zawziętą miną przekładając rybę na patelni - zawsze robiła przy tym dziwne grymasy, jakby miały pomóc jej w zapomnieniu, że rozprawia się właśnie ze wspomnieniem żywego stworzenia. Odwracając się do brata przybrała jednak uśmiech, zastanawiając się chwilę, który moment jest dobry na poważne rozmowy. Żaden, u licha! - Masz ochotę na mrożoną herbatę? - zapytała, tchórząc w ostatniej chwili - ale przecież ryba by się przypaliła, gdyby teraz zaczęła brnąć w przeprosiny... - Udało mi się zdobyć trochę kwiatowej mieszanki, co prawda lepiej smakuje na ciepło, ale w upale to żadna przyjemność - znowu to robiła, znowu uciekała, próbując kryć się pod błahymi szczegółami; powinna wiedzieć, że Artemis widział w niej każdą wątpliwość. I gdzie była ta jej odwaga? Gdzie, kiedy trzeba było przeprosić? Zazwyczaj nie miała z tym problemu, ale więź z bratem była szczególna, musiała upewnić się, że będzie potrafiła mu pokazać, jak bardzo zależy jej na powrocie do dawnego stanu rzeczy. - Możemy zamrozić agrest i dodać do naparu - podsunęła, bo czary dawały im taką możliwość. Szkoda, że czarami nie dało się rozprawić z gryzącym sumieniem. Z miejsca zabrała się do przygotowania napoju, już energicznie sięgała po dzbanek, już rozglądała się za różdżką, ale kiedy znajome drewno znalazło się w dłoni - zamarła, zagryzając zęby. W milczeniu zdjęła z ognia patelnie i garnek. Odsunęła je na bok. Nic, nigdy, przenigdy, nie powinno stawać na drodze w ich relacji. Zwłaszcza ona sama. Odetchnęła głęboko. Framugi uczepiły się dwa nieśmiałki - Abra i Kadabra, zaglądając ciekawsko do kuchni.
- Przywitałybyście się, ależ z was ciekawskie pędraki - westchnęła, a stworzonka umknęły, znikając w korytarzu. Jasne, na pewno siedziały tuz obok! - Tak myślałam - mruknęła. Wyczuły, że teraz nie powinny przeszkadzać. - Tammy - zaczęła, spoglądając na brata, znów z niepewnością i miną zbitego psa. Przepraszające spojrzenie odszukało znajome tęczówki i zatrzymało się na nich dzielnie. Obiecała sobie, że więcej uciekać nie będzie. - Zrobiłam straszne głupstwo, nie wiem co mnie opętało - i natychmiast w gardle gula, stwór potworny, rozpacznik pospolity głos odbiera!



how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?



Susanne Lovegood
Susanne Lovegood
Zawód : pracownica rezerwatu znikaczy
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna

I will be your warrior
I will be your lamb


OPCM : 20 +8
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 31 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Ogród - Page 8 JkJQ6kE
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4789-susanne-echo-lovegood https://www.morsmordre.net/t5182-deszczowa-sowa#113703 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t5129-szuflada-sue#111192 https://www.morsmordre.net/t5133-susanne-echo-lovegood#111350
Re: Ogród [odnośnik]18.11.23 23:25
- Ja też się cieszę, że jesteśmy tu razem - odparł swojej siostrze Artemis, zerkając to na nią, to na smażoną na patelni flądrę. - Mrożona herbata! Zawsze chętnie, dozgonnie jestem ci wdzięczny, kochana siostrzyczko.
Dostrzegał, jak piętrzące się i wciąż niewypowiedziane słowa prawie unosiły Sue kilka milimetrów nad ziemią. Była ich chmara w jej drobnej postaci. Czuł przez to nieprzyjemny ścisk w żołądku. Ta cisza, pomimo wciąż produkowanych słów, była zaraźliwa. Artemis bał się, że słowa, które Sue zaraz do niego skieruje, będą naprawdę raniące - że opuści go, że znowu musi iść gdzieś tam, odkrywać jakieś nowe warstwy siebie, znowu sama, znowu bez niego i tak bez końca. Dlatego przysiadł przy uprzątniętym stole, po czym nieco zgarbiony zaczął stukać opuszkami palców w policzki. Przygryzał też swoje wargi. Zgodził się oczywiście na dodanie agrestu do naparu, brzmiało to pysznie. Następnie zapytał, czy może jej w czymś pomóc. Nie wiedział za bardzo, od czego tu zacząć. Jednocześnie był świadomy, że pytanie, które zadał jest jałowe i tylko dodaje kolejnego zadania Sue. Rozejrzyj się, Artemis, na pewno dostrzeżesz coś, za co można się wziąć, nie polegaj ciągle na swojej siostrze!
W rogu kuchni pełno było szkła po rozbitych słoikach z konfiturami. Duże i drobniuteńkie kawałki musiały zostać uprzątnięte, zanim ktoś się skaleczy. Zaschnięte dżemy poplamiły podłogę, szafki i ścianę. Artemis zaczął sobie wyobrażać, jak ich krew miesza się z jagodowymi przetworami. Jak krzepły, stawały się jedną dziwaczną i cierpką mieszanką. Ocknął się po chwili - jakże nieprzyjemna to była wizja! - i wyjmując różdżkę, skierował ją w stronę szkła:
- Evanesco! - mruknął, a szkło wraz z zaschniętymi plamy wnet zniknęły. Nie zrobiło się o szczególnie czyściej, ale od czegoś trzeba zacząć. Westchnął, zastanawiając się, jak długo zajmie im dwojgu odgruzowywanie Rudery. Nie dostrzegł przez to nieśmiałków, ale nie zdążył się nawet nimi zainteresować, bo nagle zmroziło go całego. Usłyszał bowiem zdrobnienie swojego imienia, ale tonem, na który nie był przygotowany. Nie odezwał się jednak, dał Susanne mówić. Spojrzał jej prosto w oczy i czekał, aż wyrzuci z siebie to, co niewypowiedziane i trujące. Kiedyś łatwiej było im dzielić się trudnymi przeżyciami. Czy poczynili jakiś regres we wspólnej relacji? Czy ich bliźniacza miłość stała się płytka? Z drugiej strony przecież traumy kierują się własnymi prawami, oboje tracili ostatnio więcej, niż zyskiwali.
Mów, kochana Sue, a ja cię oczywiście wysłucham - pomyślał Artemis, nerwowo ruszając kolanem schowanym pod stołem.
Artemis Lovegood
Artemis Lovegood
Zawód : archiwista
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
W skroni szum i tętent
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11947-artemis-lovegood https://www.morsmordre.net/t11998-fado https://www.morsmordre.net/t12220-artemis-lovegood#376218 https://www.morsmordre.net/f304-somerset-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t12046-skrytka-bankowa-2593 https://www.morsmordre.net/t12030-artemis-lovegood
Re: Ogród [odnośnik]21.11.23 22:39
Do orszaku emocji wkradała się złość, podchodziła nagle i niepostrzeżenie, coś z czym Susanne nie potrafiła sobie jeszcze radzić, zbyt zagubiona w świeżym odczuciu - kolejny pierwiastek, jaki odkryła w sobie dopiero po tragediach rozdzierających serce. Nie była to paląca wściekłość, jedynie rozdrażnienie, jakaś trzęsąca posadami irytacja - nie Artemisem, absolutnie nie jego obecnością, a sobą. Tym, że nie mogła przejść nad własnym błędem z dawną odwagą i werwą. Nabrała ostrożności, oddaliła od swojej żywej i wszędobylskiej natury, pogubiła się - a teraz nie była w stanie porozmawiać szczerze z najdroższym bratem? Co to miało znaczyć? Kim niby się stała? Wiedziała, że wojna dyktowała im pewne warunki, zaangażowała się w nią już dawno, zanim na dobre się rozpoczęła, lecz jej brat potrafił pozostać sobą mimo rozgrywających się dramatów - tak sądziła. Wiedziała, że nie jest obojętny, równocześnie miał w sobie coś, co jej wymykało się z rąk, coś czego teraz nie potrafiła nazwać.
Jak przez mgłę zarejestrowała rzucone zaklęcie, na dźwięk inkantacji uciekając z więzienia własnych myśli. Artemis robił dokładnie to, o co go poprosiła - zajmował się Ruderą - działanie tak spodziewane i proste, a jednak zamrugała gwałtownie, jakby przez parę sekund zdążyła zapomnieć, po co w ogóle się tu znaleźli. Czując, jak głos więźnie w gardle ze słowami, usiadła - choć najbardziej miała ochotę zawisnąć głową w dół, odwrócić coś w tym zabałaganionym umyśle. Pozwolić płynąć życiu, jak dawniej, bez analizowania każdego kroku.
- Nie powinnam znikać - powiedziała z zawstydzeniem, kołysząc się lekko na chybotliwym krześle. - Zwłaszcza od ciebie. Nie chciałam, to było... - jakie? Trudne? Miała mu mówić coś, co doskonale wiedział? Przecież znała stan nieobecności bliskich, nagłe zniknięcia, cisze, lakoniczne listy. - ...takie... - ach, takie, właśnie. Zaklęcie przestało działać, powietrze zaczęło przesiąkać zapachem ryby, co wcale a wcale nie pozwalało jej znaleźć odpowiednich słów. - Odore mutatio - wyrzuciła, machnąwszy różdżką, czując jak głos brzmiał rozdrażnieniem, choć i rozpaczliwe nuty były w nim silne. Myślała o lawendzie, o znajomym zapachu domu, może tu była odpowiedź, w bodźcach z przeszłości. Odetchnęła, ale nie mogła znaleźć w sobie spokoju. Czy problemem było to, że uporczywie próbowała znaleźć wszystko wewnątrz, zamiast skorzystać z dobrodziejstw płynących z zaufania i bliskości? - Nie chcę żeby było dziwnie. Między nami i w ogóle - wydusiła w końcu, ujmując istotę problemu trochę prosto, a trochę pokracznie, ale słowa za nic nie chciały układać się w pełne zdania, o których myślała ostatnimi dniami. Nagle wszystko wyparowało z głowy. - Nie chciałam cię zostawiać, przepraszam - nie tak to miało wyglądać, łzy nie miały płynąć po policzkach po paru kanciastych słowach, miała mówić pięknie, wyjaśnić wszystko od początku do końca, powiedzieć, jak się czuje - lecz wstąpiła w mętlik tak ogromny, że sama nie potrafiła się połapać.



how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?



Susanne Lovegood
Susanne Lovegood
Zawód : pracownica rezerwatu znikaczy
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna

I will be your warrior
I will be your lamb


OPCM : 20 +8
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 31 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Ogród - Page 8 JkJQ6kE
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4789-susanne-echo-lovegood https://www.morsmordre.net/t5182-deszczowa-sowa#113703 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t5129-szuflada-sue#111192 https://www.morsmordre.net/t5133-susanne-echo-lovegood#111350
Re: Ogród [odnośnik]22.11.23 15:46
Artemis za pomocą zaklęcia facere wprawił ruch miotłę, by ta w towarzystwie niewielkiej szufelki zajęła się szkłem po konfiturach w kącie kuchni. Patrzył, jak wspólnie zgarniają ostre drobiny. Artemis, pewnie nieświadomie, omijajał spojrzenie Susanne.
Rozmowa z nią była wyjątkowo trudna, szarpana, a słowa, które wypowiadała nie chciały łączyć się w pełnoprawne zdania. Artemis cierpliwie czekał, aż przekaże mu wszystkie swoje myśli.
- Sue - zaczął zniżając głos, a w którym słychać było troskę. - Na pewno miałaś swoje powody, by zniknąć na pewien czas. Najważniejsze teraz jest to, że wróciłaś, wiesz? Pamiętaj, że ja nie potrzebuję żadnych wyjaśnień. Jeśli ciąży ci to na sercu to proszę, mów wszystko, ale ja sam rozumiem przez co przechodzisz. Po tym wszystkim, co spotkało Bertiego...
Nie zdążył ugryźć się w język. Próbował unikać bezpośredniego nawiązania do zmarłego przyjaciela, ale z to właśnie jego śmierć ciążyła Sue najmocniej. Nie dało się tego dłużej ukrywać. Artemis był świadomy, że jego siostra czuła do Bertiego coś więcej niż tylko przyjaźń. Dostrzegał ich wymowne spojrzenia, piękne gesty, które nie mogły być niczym innym niż potwierdzeniem kiełkującego uczucia. To, co chciało zakwitnąć i co rosło ku słońcu, ku szczęśliwemu zakończeniu, zostało brutalnie wyrwane, zmięte w hardych dłoniach wojennych prześladowań.
Dopiero gdy Artemis oderwał wzrok od zaklętej miotły i ponownie spojrzał na swoją drobną siostrę, dostrzegł, że ta zaczęła zupełnie cichutko płakać. Wtedy i jemu zaszkliły się oczy, łzy jak grochy jęły spływać po policzkach, przetarł je szybko rękawem swojeo swetra. Nie znosił ich gilgotania. Artemis podszedł szybko do stołu, przy którym siedziała, uklęknął i ujął ją za kolana. Skrył twarz w materiale jej sukienki i powtarzał, że już jest dobrze, będzie dobrze, będziemy razem..., choć nie był tego pewien. Nie wiedział, czy Susanne nie zostawi go w tyle po raz kolejny i czy kierują się w stronę wolności. Ale ta historia nie była o niepewności Artemisa. To była historia Susanne, jej traum i wyzwań. On zaś był tu postacią zaledwie towarzyszącą.
Artemis, wciąż ściskając siostrę, powstrzymał płacz i zaczął cichutko śpiewać irlandzką piosenkę, którą obaj tak uwielbiali, gdy byli szkrabami. Nosiła tytuł The Moorlough Shore i śpiewała im ją babcia, której wrodzona melancholia wzbogaciła wnuczęta o wrażliwość na muzykę folkową:

Your hills and dales and flowery vales
that lie near the Moorlough Shore
Your winds that blow by borden's grove
will I ever see you more
Artemis Lovegood
Artemis Lovegood
Zawód : archiwista
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
W skroni szum i tętent
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11947-artemis-lovegood https://www.morsmordre.net/t11998-fado https://www.morsmordre.net/t12220-artemis-lovegood#376218 https://www.morsmordre.net/f304-somerset-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t12046-skrytka-bankowa-2593 https://www.morsmordre.net/t12030-artemis-lovegood
Re: Ogród [odnośnik]25.11.23 14:24
Chciała odetchnąć, uspokoić się, wejść w jakikolwiek stan pomiędzy pustką w głowie a gonitwą myśli, próbowała nawet powtarzać sobie, że przy bracie nie musi się wcale stresować i prędko wyjaśnią całe absurdalne zamieszanie, lecz kotłowała się w niej tylko świadomość, że była winna tej sytuacji. Latami obiecywała sobie nie dopuścić do zaniedbania więzi, z Artemisem, z każdą bliską osobą, a teraz za jej sprawą waliło się wszystko, zaniedbała każdego, miała do rozesłania tyle listów, tyle osób do przeproszenia... Bliskość zawsze stanowiła istotną część jej życia, a przez ostatnie miesiące nie troszczyła się o przyjaciół ani rodzinę tak, jak powinna.
- P-powody? - zapytała, przebijając się tym słowem przez słowa Artemisa, zaskoczona, bo teraz sądziła, że każdy powód tracił sens, kiedy odsuwała się od osób, przy których powinna trwać na dobre i na złe. Mimo tego, pozwoliła bratu mówić, poddając się kojącej nucie jego głosu, choć z drugiej strony jego otwarte podejście tylko dodawało jej wyrzutów sumienia - jakim cudem mógł tak beztrosko podejść do okropności, jaką mu wyrządziła? Sądziła, że wszyscy będą na nią wściekli, a on był... był po prostu jej bratem, takim, którego znała, kochanym, wspierającym i najdroższym, jakby nic nie mogło tego zmienić. Słuchała, bijąc się z własnymi myślami, gdy po policzkach płynęły łzy, a on nadal był tak wyrozumiały. W tym jednym momencie nie mogła wejść we własne buty, przecież zachowałaby się dokładnie tak samo - ale sprawa dotyczyła jej i oceniała całokształt z wielką surowością. Wspomnienie Bertiego miesiącami próbowało ułożyć się na miejscu, leczyła je stopniowo, zawieszając na drzewie przy Ruderze pamiątki, robiąc Bottowi swego rodzaju pomnik, ale nadal jego imię wywoływało niepokojące drgnienia serca i nagły ścisk żołądka. Bolało, zwłaszcza tutaj, w Ruderze, w jego domu, z którego został wygnany - wiele razy zastanawiała się, czy gdyby nie ta sytuacja, gdyby nie Ministerstwo... przeżyłby? Byłby tu z nimi dzisiaj?
Zamarła, spuszczając wzrok na własne dłonie, zaciśnięte kurczowo. Musiała się z tym zmierzyć, musiała o tym mówić, wylać cały zgiełk tłumionych uczuć - wiedziała, że tak należało. Było już nieco łatwiej, miesiące temu nie było nawet mowy o tym, że temat pociągnie, ale dzisiaj, kiedy już oswoiła się z faktem, że nie ujrzy go więcej, ta wizja nie wydawała się tak odrealniona. Zaczynała wtapiać się w codzienność. Mimo tego zamiast słów wyrwało się z niej zaledwie rozpaczliwe westchnienie, tęsknota odzywała się nieznośnym kłuciem w klatce piersiowej, a łzy przedarły się przez tamę, kiedy Susanne osunęła się z krzesła, wtulając natychmiast w brata. Nie kontrolowała już łez, łkaniem przebijając się przez dobrze znane słowa piosenki, wyzwalającej więcej widm przeszłości, przytłaczających obrazów. Nie mogła wyłapać z pamięci, kiedy ostatnio pozwoliła sobie na taki wybuch - żal targał ciałem w lamencie, wprawiając je w drżenie. Teraz zalewało ją wszystko, ale w głębi serca wiedziała, że to potrzebne, że przyniesie tylko oczyszczenie - którego bez brata u boku nie mogłaby zaznać. Wtuliła się w niego mocniej, zadręczona obawami. Teraz wiedziała, że powinna się nimi podzielić zamiast trzymać w sekrecie, nie bez powodu strachy urosły, gdy pielęgnowała je w ciszy.
- Znie-znienawidziłb-by m-mnie - wydusiła z siebie, kręcąc głową. - B-Ber-tie, znienawidziłby, g-gdy-by się d-d-do-dowiedzia-ał - paskudny płacz, zawsze utrudniał, za każdą zgłoską pragnął płynąć jeszcze silniej - że-e was z-zosta-wiłam.



how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?



Susanne Lovegood
Susanne Lovegood
Zawód : pracownica rezerwatu znikaczy
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna

I will be your warrior
I will be your lamb


OPCM : 20 +8
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 31 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Ogród - Page 8 JkJQ6kE
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4789-susanne-echo-lovegood https://www.morsmordre.net/t5182-deszczowa-sowa#113703 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t5129-szuflada-sue#111192 https://www.morsmordre.net/t5133-susanne-echo-lovegood#111350
Re: Ogród [odnośnik]28.11.23 14:49
Well perhaps your soldier lad is lost
Sailing over sea of Maine
Or perhaps he is gone with some other one
May I never see him again

Przestał śpiewać, gdy żal Susanne w pełni przejął stery i ta zanosząc się łakiem wyznała, z czym naprawdę się mierzy. Wyrzuciła z siebie tę lepką sieć myśli, w których była uwięziona. Te myśli nie dawały jej chwili wytchnienia, a próby wyswobodzenia się z nich wywoływały drgania, budząc wyrzuty sumienia. Susanne czuła się winna. Czuła, że zawiodła. Brała odpowiedzialność również za wydarzenia, na które nie miała najmniejszego wpływu. Nie dostrzegała, że to prosta droga do szaleństwa - w świecie naszych wyobrażeń zawsze możemy zrobić coś dokładniej, pomóc większej ilości ludzi, podejmować lepsze decyzje. Nie ma to nic wspólnego z rzeczywistym stanem rzeczy i to próbował jej wyjaśnić Artemis. Poszukiwał jak najodpowiedniejszych słów, tych delikatnych jak ona sama, tak aby naprowadzić siostrę na to, ile dobrego do tej pory uczyniła. Nienawiść, o której wspomniała Sue była nienawiścią do siebie samej, Artemis rozumiał to. Bertie czuł wobec niej bardzo wiele, a wszystkie te emocje stały przecież w skrajnej kontrze do uczucia nienawiści.
Artemis mówił to wszystko swej siostrze, nie poluźniajac uścisku. Wtulał się w nią. Niewiele więcej mógł dziś zaoferować poza swoją wątpliwą obecnością. Gdy usłyszał jej płacz i spojrzał w przekrwione od łez oczy, sam począł płakać. Artemis pociągał nosem, wycierając swoje łzy rękawem. Serce rozdzierało się na tysiące części, a każda z nich biła innym tempem, gdy był świadkiem tak ogromnego cierpienia swojej siostry. Na zmianę powtarzał, że to nieprawda, to nieprawda, Sue, nie możesz w to wierzyć. Zapewniał też, że ją kochał, że jest kochana, że nic więcej teraz nie ma znaczenia.
- Zobacz, jesteś tu ze mną. Jesteś tuż obok, bo cię potrzebuję. - szeptał, dalej klęcząc przy Sue. Delikatnie ujął jej dłonie w swoje - Pamiętaj, że cokolwiek się wydarzy, nie jesteś sama. I masz prawo czuć to wszystko, lecz nie ty jesteś powodem jego śmierci.
Wtedy w kuchni pojawiła się Lana, duch nawiedzający Ruderę. Zapewne dosłyszała ich płacz ze swoich kątów, w których się skrywała.
Artemis Lovegood
Artemis Lovegood
Zawód : archiwista
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
W skroni szum i tętent
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11947-artemis-lovegood https://www.morsmordre.net/t11998-fado https://www.morsmordre.net/t12220-artemis-lovegood#376218 https://www.morsmordre.net/f304-somerset-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t12046-skrytka-bankowa-2593 https://www.morsmordre.net/t12030-artemis-lovegood
Re: Ogród [odnośnik]02.12.23 17:36
Nie chciała zawieść. Bertiego również, choć teraz, z dnia na dzień, coraz mocniej starała się myśleć o tych, którzy pozostali w świecie żywych - ich także nie chciałaby rozczarować, dla nich chciała walczyć, szukać rozwiązań w skomplikowanym świecie. Słowa brata powoli przedostawały się do opornego umysłu, musiała stoczyć walkę ze sobą i tym, co miesiącami bezwiednie powtarzała we własnej głowie, wyzbyć się przekonań bez pokrycia. Potrzebowała sporo czasu na uspokojenie, lecz obecność Artemisa znacznie ułatwiała przebrnięcie przez morze łez, nie musiała dryfować po wzburzonych falach sama, miała jego wsparcie i zrozumienie. Razem mogli przeczekać najgorsze, później mogli wiosłować razem, licząc na to, że wiatr wkrótce zadmie w żagle i z siłą pociągnie ich do przodu, ku lepszemu. Ufała bratu, jego słowa były ważne i miały ogromne znaczenie, potrzebowała jednak czasu, by na nowo zaufać sobie - kiedyś wątpiła w zdolności, teraz z kolei w motywacje. Zawsze coś, nigdy nie mogło być zbyt łatwo.
- Hej, Lana - odezwała się w końcu, zerkając na pojawiającą się w kuchni duszę. - Nie patrz na to - zaśmiała się cicho, przecierając oczy dłonią, trochę skrępowana swoim wybuchem - mimo świadomości, że nie wziął się znikąd.
- No, dosyć tego - stwierdziła, pozwalając sobie na nabranie powietrza drżącym wdechem. I ten zatkany nos. Ciekawe, czy waddiwasi mogłoby pomóc - może jednak załatwienie sobie puszków pigmejskich byłoby dobrym rozwiązaniem, powinna o tym pomyśleć zanim zacznie płakać, one pewnie prędko poradziłyby sobie z problemem. - Mieliśmy jeść, a wycieramy podłogi, patrz no - burknęła pod nosem, udając roztargnienie, kiedy zbierała się i otrzepywała materiał spódnicy. - Czas nadrobić i brać się do roboty - stwierdziła, nie widząc lepszego wyjścia. Praca pomagała stanąć na nogi, mogła trochę ukoić rozdygotane serce, potrzebujące jeszcze trochę czasu, choć już teraz trafiło na właściwą ścieżkę dzięki wrażliwej interwencji. Przy Artemisie zawsze łatwiej było się odnaleźć.
Jedzenie nie przyszło jej łatwo, lecz zmusiła się, zachęcając brata do pochłonięcia swojej porcji, a gdy talerze były czyste, rozejrzała się po kuchni. - Zaczęliśmy tutaj, więc stąd ruszymy - stwierdziła, gotowa do działania. Trzeba było uporać się z tym bałaganem, a względnie ogarnięta kuchnia to za mało, by mieszkać tu w spokoju.

| ztx2 :pwease:



how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?



Susanne Lovegood
Susanne Lovegood
Zawód : pracownica rezerwatu znikaczy
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna

I will be your warrior
I will be your lamb


OPCM : 20 +8
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 31 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Ogród - Page 8 JkJQ6kE
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4789-susanne-echo-lovegood https://www.morsmordre.net/t5182-deszczowa-sowa#113703 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t5129-szuflada-sue#111192 https://www.morsmordre.net/t5133-susanne-echo-lovegood#111350

Strona 8 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8

Ogród
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach