Wydarzenia


Ekipa forum
Pokój gościnny
AutorWiadomość
Pokój gościnny [odnośnik]17.03.17 2:05
First topic message reminder :

Pokój gościnny

Niezbyt czysty, wąski i długi pokój z dwoma ustawionymi łóżkami pod ścianą i drewnianą ławą ciągnącą się przez niemalże całą jego długość. W powietrzu unosi się zapach kurzu, stęchlizny i rozlanego piwa. Przez niewielkie, zaklejone brudem okna prawie wcale nie wpada słońce. Jedynym źródłem światła są trzy zawieszone w powietrzu świece. Podłoga ugina się przy każdym kroku, swoim skrzypieniem przypominając ludzkie jęki. Z racji, że znajduje się na poddaszu, skosy sufitu znacząco utrudniają przemieszczanie się. Osoby, które liczą sobie więcej niż 170 centymetrów, muszą schylać głowy, by nie uderzać czołem w pełen pajęczyn sufit. Klucz do pokoju znajduje się u barmana, a ten wydaje go tylko osobom zaufanym.




Na mapie znajdują się miejsca ustawione wokół podłużnego stołu wstawionego do magicznie powiększonego pomieszczenia, kilka dostawionych krzesełek po stronie drzwi oraz dwa łóżka rozstawione wzdłuż przeciwległych, dłuższych ścian, które na stałe znajdowały się w pokoju gościnnym Świńskiego Łba, a na których zasiąść może do trzech osób. Prowadzący spotkanie zostali oznaczeni oddzielnie, natomiast dziwna numeracja jest ćwiczeniem na orientację w terenie.

Krzesełka zajęte:

1 - Adrien

4 - Bertie
5 - Florek

8 - Sophia

10 - Lucan
11 - Anthony

13 - Josephine
14 - Archibald
15 - Frances
16 - Pomona
17 - Justine

19 - Maxine
20 - Artur
21 - Jessa

25 - Åsbjørn

30 - Vera
31 - Roselyn
32 - Susanne
33 - Charlie
34 - Poppy

łóżko Loża 1

37 - Gabriel
38 - Ben
39 - Fred

łóżko Loża 2

40 - Sam
41 - Hannah

ośla ławka Krzesełka pod ścianą

36 - Kieran
35 - Jackie
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 21:01, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój gościnny - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Pokój gościnny [odnośnik]30.08.17 21:26
V maja 1956, wieczór

Wieczór trwał w pełni, gdy pojawiłem się w gospodzie. Nie byłem przekonany co do wyboru miejsca – ale wybuch magii zmiótł starą chatę z powierzchni, zmuszając nas do znalezienia alternatywy. Obskurny lokal nie przyciągał zbyt wielu gości – co najwyżej kilku zbłąkanych uczniów, którzy poszukiwali szczęścia i ugodowego barmana, przymykającego oko na ich wiek. Mimo wszystko nie byłem chętny do ujawniania swojej prawdziwej twarzy. Prosząc o klucz do pokoju przypominałem raczej niewysokiego czarodzieja w średnim wieku, ze szpakowatymi włosami i wąską linią warg. Dopiero na poddaszu mogłem powrócić do swojego rzeczywistego wyglądu – choć szybko tego pożałowałem. Nisko osadzona kalenica uniemożliwiała mi rozprostowanie kręgosłupa, a mocno nachylone połacie dachu sprawiały, że pokój wydawał się jeszcze ciaśniejszy, niż był w rzeczywistości – ale jednocześnie wystarczająco długi, by pomieścić wszystkich Zakonników.
Zapowiadało się iście kameralne spotkanie.
Choć wytyczne Bathildy Bagshot były jasne, zasłona milczenia, za którą miała pozostać skrzynia Grindewalda, ciążyła na moim sercu – podobnie jak ilość złych wieści, które należało przekazać pozostałym Zakonnikom w sposób szczery, ale mądry. Mogłoby się wydawać, że zaopatrzony w estradowy charakter byłem stworzony do podobnych zadań – ale gorzka prawda przychodziła mi na usta ciężej niż nonszalancki uśmiech. Była obca, ciężka. Nie mogłem jednak zawieść na tym polu – i być może nie bez przypadku profesor Bagshot wyznaczyła do tego zadania także Garretta. Był znacznie bardziej pragmatyczny ode mnie, ale przede wszystkim posiadał dar zjednywania dusz.
Informacja o czasie i miejscu spotkania rozniosła się pocztą pantoflową – ta w szeregach Zakonu Feniksa zdawała się działać wyjątkowo sprawnie. I choć przybyłem przed czasem, byłem pewien, że pokój wkrótce wypełni się ludźmi. Potrzebowałem tego spotkania - dla samego siebie. Chciałem ujrzeć twarze przyjaciół gotowych do walki. Gotowych do naprawiania świata. Chciałem odzyskać nadzieję, która rozpierzchła się w  momencie uchylenia wieka przeklętej skrzyni.    

Na odpis macie 48 godzin. Przybywajcie, a w następnej turze ruszamy z konkretami. <3


Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Frederick Fox
Frederick Fox
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 34 (37)
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

fire is catching
and if we burn
you burn with us

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Pokój gościnny - Page 2 Giphy
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2155-frederick-fox#32552 https://www.morsmordre.net/t2178-poczta-fryderyka#33148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f413-devon-lisia-nora https://www.morsmordre.net/t3769-skrytka-bankowa-nr-605#69393 https://www.morsmordre.net/t2332-freddie-fox#35856
Re: Pokój gościnny [odnośnik]30.08.17 22:25
Maj nadal sprawiał, że trwałam w lekkim zawieszeniu. Nawał informacji zdawał docierać się do mnie, a jednak przez większość czasu usilnie ignorowałam niektóre z faktów. Inne z nich, zaś wbijały się ciężkim cierniem prosto w serce, które biło nadal, choć sama odnosiłam wrażenie, że już dawno rozniosło się na zbyt wiele części.
Wiadomość o spotkaniu dotarła i do mnie, tak samo jak o miejscu w którym przyjdzie nam się spotkać. Wybuch magii dokonał wielu zniszczeń. Nadal bałam się poruszania się samotnie, ale jednocześnie przebywanie w towarzystwie kogoś budziło we mnie dziwne uczucie niepasowania. Chciałam być sama, ale jednocześnie obawiałam się tego bardziej, niż czegokolwiek innego. W Gospodzie znalazłam się – jak nigdy – dużo wcześniej, w zmienionej formie, bezosobowej twarzy starszego, chudego jak tyczka mężczyzny, siedziałam przy jednym ze stołów obserwując nieobecnym spojrzeniem wejście, popijając ze szklanki sok jabłkowy. Czy raczej zwilżając nim gardło, gdy zdawało się zaschnąć za mocno.  
Moje myśli oscylowały wokół pogrzebu matki, którego sama wizja brzmiała dla mnie jak absurd. Nadal nie potrafiłam pogodzić się z jej stratą, umiejętnie wypierając ze wspomnień widok jej martwego ciała. Widok, który powracał nocami. Dlatego też spałam niewiele, sińce znaczył się pod oczami nawet w zmienionej formie. Nie potrafiłam ich naprawić a może nie chciałam.
W końcu ruszyłam ku górze do pomieszczenia w którym miało odbyć się spotkanie. Zadziwiając z pewnością innych i siebie tym, że byłam na – a nawet przed – czasem. Powoli wspięłam się po schodach, by w końcu nacisnąć na klamkę i otworzyć drzwi.
Zamknęłam ja zaraz za sobą i dopiero wtedy pozwoliłam opaść ubranemu przebraniu, przywdziewając swoje oblicze – wcale nie lepsze. Wzrok padł na Fredericka, kilka długich sekund patrzyłam na niego niebieskim spojrzeniem przypominając sobie nasze ostatnie spotkanie.
- Oh, Freddie. – szepnęłam pokonując dzieląc nas odległość i korzystając z faktu, że nadal nikogo nie ma. Zacisnęłam ręce wokół jego brzucha tak mocno jak tylko umiałam, chcąc poczuć, że nie mam do czynienia z omamami, że jest prawdziwy – choć szczerze, czasem marzyłam by wiele z ostatnich zdarzeń było jedynie wymysłem mojej chorej głowy. – była taka chwila, w której myślałam że nie uda nam się więcej przeciąć. – powiedziałam unosząc głowę i spoglądając na niego. Puściłam go w końcu cofając się o kilka kroków. Unosząc dłoń i zakładając włosy za ucho. Wiedziałam, że to spotkanie Zakonu, ale nie mogłam nie wypowiedzieć w jego kierunku tych słów. Zdawały mi się mocno na miejscu.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Pokój gościnny - Page 2 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Pokój gościnny [odnośnik]30.08.17 22:27
To nie był dobry czas na spotkania towarzyskie, jednak dobrze, że nie to nim nie było. Jayden nie miał ochoty na długie posiedzenia, szczególnie że sprawy w Hogwarcie pochłonęły go na tyle, że praktycznie zapomniał o pojawieniu się. Jak to zresztą on, a w natłoku zadań nie było to wcale takie niemożliwe. Nawet bez nich JJ był raczej bardziej niż roztrzepany. Brak snu wcale nie ułatwiał sprawy, chociaż profesorowi wydawało się, że to nic takiego. Jeszcze nie dostawał halucynacji, jednak kompletnie nie znał się na medycynie i pewnie przez długi czas nie miał mieć pojęcia, co zaczynało się dziać z jego psychiką. Dzisiejszy pojedynek też nie wydał się taki tragiczny w skutkach i nawet nie był o dziwo zmęczony. Siedząc w Wieży Astronomicznej, przyleciał do niego Steve chyba dopominając się jedzenia. Możliwe że to jego kolor skrzydeł przypomniał mu w dość zaskakujący sposób o tym, że powinien się dziś pojawić w miejscu, o którym wspominali mu Zakonnicy. Dodatkowo świadomość jutrzejszego zadania z lordem Carrowem ugruntowała w nim pewność, że to właśnie ten dzień miał być dniem spotkania. W Hogwarcie było wciąż wiele do zrobienia, ale musiało to poczekać. Mógł sobie odpuścić na jeden wieczór obserwowanie kolejnych spisów uczniów i egzaminów. Nie mógł się jednak powstrzymać, by pierwszej listy nie zabrać ze sobą. Nawet jeśli nie miał jej wyciągać na spotkaniu, zamierzał ją mieć. Może i było to dziwne, ale czuł się dzięki temu w pewien sposób lepiej. Zupełnie jakby tym samym miał pojęcia o tym, co działo się z jego studentami. Nie było to w końcu złe. Lista obrażeń które otrzymali wędrowała do każdego nauczyciela i nie ominęła również Vane'a.
Zjawił się na miejscu spotkania jako jeden z pierwszych dość nieśmiało rozglądając się po wnętrzu jakby bojąc się, że również i teraz pomylił lokal docelowy. Nie widział jednak znajomych twarzy, ale zaraz sobie przypomniał, że wspominano coś o pokoju gościnnym. Po podpytaniu odpowiedniego pracownika poszedł w jego stronę, mając nadzieję, że nie zgubił się tym razem. Chyba by sobie tego nie wybaczył. I inni też raczej też nie. Zapukał przed wejściem nie wiadomo dlaczego, a gdy otworzył drzwi, dostrzegł na szczęście znajome sobie postacie. Uśmiechnął się nikło, nic nie mówiąc. Musiał się pochylić, żeby nie zafundować sobie guza na czole i pajęczyny we włosach. Rozejrzał się jedynie za wolnym miejscem, których na razie nie brakowało i przycupnął w końcu skraju jednego z łóżek. Gdy tylko to zrobił, gromady kurzu wzbiły się w powietrze, na chwilę utrudniając mu oddychanie. Chyba powinien przeprosić, jednak nie mógł nic z siebie wydobyć. Czekał więc jak totalna pierdoła na resztę.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Pokój gościnny [odnośnik]30.08.17 22:52
Także i do Sophii dotarły wieści o spotkaniu, choć była w szeregach Zakonu świeżym nabytkiem, dołączyła do niego zaledwie dwa tygodnie wcześniej. Ale w czasie tym wydarzyło się bardzo wiele, zarówno w sferze rodzinnej, zawodowej jak i ogółem. Anomalie dotyczyły przecież każdego i sprawiły, że świat wydawał się dosłownie stawać na głowie, choć nie miała pojęcia, czym były, i że mogły mieć jakiś związek z Zakonem. Oczywiście była ciekawa, czym są i jak sobie z nimi radzić; zastanawiała się nad tym od tamtej nocy na przełomie miesięcy, gdy niespodziewanie doznała zagadkowej teleportacji.
Przyszła na to spotkanie zdając sobie sprawę z tego, jak niewiele wie o organizacji. Miało to być jej pierwsze spotkanie, oraz pierwsza styczność z innym członkami tajemniczej grupy, w którą niedawno ją wprowadzono. Wiedziała o zaledwie paru z nich, reszta pozostawała niewiadomą. Kto jeszcze z jej krewnych, znajomych i współpracowników się tu znajdzie? Liczyła się z możliwymi zaskoczeniami, chociaż w czasach takich jak te chyba nic już nie powinno jej zadziwić.
Aportowała się nieopodal wskazanego miejsca odziana w zwykłą, ciemną szatę narzuconą na codzienne ubrania. Charakterystyczne rude kosmyki były skryte pod kapturem, zresztą pogoda chyba to usprawiedliwiała, jak na maj było zimno i deszczowo. Zdjęła go dopiero po wejściu do gospody, ponurej i obskurnej, którą pamiętała z lat nauki oraz późniejszej pracy aurora. Kilka razy musiała tu bywać w różnych sprawach, a i wcześniej, jako krnąbrna, ciekawska nastolatka parę razy szukała tu wrażeń. Jej głowę nawiedziło kilka przelotnych wspomnień z tamtych beztroskich czasów; kto by pomyślał, że kiedyś pojawi się tu w tak nietypowym celu? Było to zresztą zaiste dziwne miejsce jak na spotkanie tajnej grupy walczącej ze złem świata.
Gdy weszła do odpowiedniego pomieszczenia, obskurnego, wąskiego i ciemnego pokoju na poddaszu, okazało się, że kilka osób już tu było – w tym jeden z aurorów, niejaki Fox, nieznana jej kobieta i Jayden Vane, mężczyzna od zdjęć, o których rozmawiała z nim tak niedawno. Na jego widok jej brwi powędrowały nieco wyżej, ale skinęła wszystkim uprzejmie i usiadła gdzieś, czekając na pozostałych, którzy zapewne wkrótce się zjawią. Była ciekawa, z kim przyjdzie jej walczyć o lepszy, bezpieczniejszy świat, którego tak pragnęła.



Ne­ver fear
sha­dows, for
sha­dows on­ly
mean the­re is
a light shi­ning
so­mewhe­re near by.

Sophia Carter
Sophia Carter
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Świat nie jest czarno-biały. Jest szary i pomieszany.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3633-sophia-carter https://www.morsmordre.net/t3648-listy-do-sophii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3765-skrytka-bankowa-nr-925 https://www.morsmordre.net/t3647-sophia-carter
Re: Pokój gościnny [odnośnik]30.08.17 23:07
Ostatni raz był w Hogsmeade...właściwie nie potrafił precyzyjnie umieścić tego wydarzenia w czasie. Był wtedy z Inarą. Była zima, a ona nie sięgała mu nieco wyżej niż do łokci. Nie trudno było mu przywołać smak grzanego, kremowego piwa i jej śmiechu. Właściwie w momencie w którym mijał gospodę w której cała scena miała miejsce poczuł na uszach przyjemne łaskotanie w uszach mogąc przysiąc, że dźwięczy on mu w uszach dokładnie tak jak wtedy. Uśmiechnął się do siebie pod nosem dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że jego ręka zaciska się na białym krysztale. Spojrzał na niego z niepewnością i tak jak przypuszczał - był przejrzysty nie zroszony niepojącą skazą. Rozluźniło go to trochę, lecz niesprawiło, że tamten strach przestał się czaić gdzieć pod żebrami, przy sercu. Zawsze będzie.
Minął jednak tą gospodę, minął również swoje myśli. Skromna, nie rzucająca się w oczy szata poruszała się przy każdym jego kroku. Sprawiała, że wyglądał zwyczajnie. Jak każdy inny czarodziej. Dziwna czapka na głowie rzucała na jego twarz cień rozmazując rysy, chroniąc przed deszczem.
Gdy dotarł na miejsce obiegł spojrzeniem wnętrze, a potem udał się do pokoju. Ten okazał się mniejszy niż wydawało mu się, że wyglądać będzie. Po przekroczeniu progu zdjął z głowy szpiczastą czapkę, posyłając przybyłem uprzejme skinienie głowy w geście niemego powitania. Potem...potem wciągając powietrze i brzuch przeciskał się na pierwsze z wolnych miejsc. Niestety nie należał do ludzi drobnych. Nigdy tak nie było. W sposób naturalny zawsze był trochę szerszy krępy. Ostatnio do tego zdarzyło mu się przytyć co wcale nie poprawiało w chwili obecnej komfortu poruszania się. Ostatecznie jednak w końcu się udało. Wypuścił z ulgą powietrze mając nadzieję, że nikomu nie przyjdzie do głowy przeciskać się za jego plecami bo chyba będzie zmuszony ulec transmutacji ze stołem. Usiadł, złapał kilka spojrzeń, uśmiechnął się nieznacznie, pokrzepiająco. Formującą się nad tym zgromadzeniem ponurą atmosferę było czuć.

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Adrien Carrow dnia 14.10.17 3:18, w całości zmieniany 1 raz
Adrien Carrow
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1209-adrien-carrow-budowa https://www.morsmordre.net/t1234-adrien-carrow https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f52-west-yorkshire-wakefield-sandal-castle https://www.morsmordre.net/t3097-skrytka-bankowa-nr-357#50695 https://www.morsmordre.net/t1239-adrien-carrow
Re: Pokój gościnny [odnośnik]31.08.17 0:47
Bał się.
Być może nie powinno być to niczym dziwnym w czasach, w których strach stał się powszechniejszy od radości; nie, kiedy złociste majowe słońce kryło się bojaźliwie za nadciągającą kurtyną czarnych chmur, pozostając ukrytym nawet dla tych, którzy najbardziej starali się je dostrzec. On jednak przysięgał zawsze dostrzegać dobro, niewielkie dobro ukryte w beztroskim trelu ptaków albo kwitnących konwaliach, wstydliwie białych i czystych. Przysięgał dostrzegać to dobro i je pomnażać, a potem rozdawać innym, malować ich twarze uśmiechem, choćby i na krótki moment czyniąc świat lepszym, niż był w rzeczywistości.
A jednak bał się.
Bał się, że kiedy przekroczy próg gospody, zamiast stołu pełnego biesiadników powitają go puste krzesła, jak jątrzące się w ciele otwarte rany. Jak cichy wyrzut; jak przypominajka, żarząca się w półmroku pomieszczenia oskarżycielską czerwienią, mówiąca spójrz, zapomniałeś, zapomniałeś ich pożegnać. Nie widział ich przecież od tak dawna- od zbyt dawna, aby wypowiedziane przy ostatnim spotkaniu słowa do zobaczenia zachowały jakikolwiek sens. Teraz niosły ze sobą tylko słodko-gorzkie wspomnienia beztroskiego śmiechu, przyjaznych spojrzeń i kojących uścisków rąk, które żegnał, nie wiedząc jeszcze, na jak długo przyjdzie mu odejść. Choć ministerialna delegacja w celu objęcia opieki na nad wyraz skomplikowaną sprawą uchroniła go przed kwietniową burzą, nie uchroniła go jednakże przed własnym sumieniem, które głośnym wyrzutem pospieszało jego kroki.
Zjawił się wyjątkowo przed czasem, również wyjątkowo nie potykając się o próg ani nie potrącając żadnego z przechodniów. Choć przechodzili tuż obok, tuż-tuż, zaledwie na wyciągnięcie piegowatej dłoni, wydawali mu się odlegli i dziwnie obcy; o szarych twarzach ściągniętych troską i zmęczeniem, pokrytych przedwczesnymi zmarszczkami lub pobladłymi nadmiernie pod posiwiałymi nagle włosami. Wygasłe gwiazdy Hogsmeade, niegdyś rozjaśniające niewielkie miasteczko ciepłym, łagodnym światłem- teraz ciemniały, migocząc coraz słabiej i słabiej, pozostawiając nieboskłon magicznego świata odrobinę smutniejszym i znacznie bardziej chłodnym.
Odruchowo skłonił głowę, mijając barmana i z nieuważnym rozbawieniem zauważając własne odbicie w tafli właśnie przecieranej szklanicy; dziwnie wypukła głowa, krótkie ręce, zadarty nos wystający spod połów kaptura pocerowanej niedbale ciemnej szaty. Uśmiechnął się- w odbiciu grymas z radosnego przekształcił się w potworny, jednakże Duny ledwo to zauważył, zbyt zajęty dyskretną obserwacją pozostałych bywalców lokalu.
Minął ich jednak bez słowa- cel jego spotkania, jak doniosły szeptane ukradkiem plotki, znajdował się w końcu dopiero za drzwiami, które po krótkim wahaniu zdecydował się otworzyć.
Nie przestał się bać, ale zdołał też w końcu odetchnąć z ulgą.
Uśmiechnął się, ciepło, szczerze, nagle przejęty i dziwnie wzruszony ruszając do przodu, przed siebie, byle bliżej ludzi, dla których był gotów oddać życie.
-Jesteś-Tyle słów wystarczyło, by pochwycić w ramiona drobną Just, bladą Just o smutnych oczach. Jego Just, roześmiane wspomnienie o kolorowych włosach, które wskakiwało mu na ramiona i dramatycznie przewracało oczami w odpowiedzi na jego próby odnalezienia księcia jej bajki. Wciąż tu była; nawet, jeśli jasne usta już nie wyginały się w zwyczajowym uśmiechu, a nogi nie niosły jej po pomieszczeniu w radosnym, niecierpliwym galopie. Uścisnął ją mocno, a potem wypuścił z ramion, tylko po to, aby posłać Freddiemu i Sophii ciepły uśmiech.
-Jesteście- Dodał niemądrze, choć radośnie, po czym skłonił się w stronę Jaydena i Adriena.- I jestem.
Dodał już znacznie ciszej, zajmując miejsce na obrzeżu i bębniąc palcami w blat stołu, starając się nadać światu rytm, jakikolwiek, choćby urywany i nieskładny. Ważne, aby zdołał ponownie wprawić go w ruch.


intertwined
I've pinned each and every hope on you
I hope that you don't bleed with me



Duncan Beckett
Duncan Beckett
Zawód : pracownik Niewidzialnego Oddziału Zadaniowego
Wiek : 26 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
spare me your judgements and spare me your dreams,
don't cover yourself with thistle and weeds
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 xxx
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3098-duncan-beckett#50701 https://www.morsmordre.net/t3184-to-do-pana-panie-beckett#52861 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f312-pokatna-8-5 https://www.morsmordre.net/t3185-duncan-beckett
Re: Pokój gościnny [odnośnik]31.08.17 10:35
Działo się wiele. Zbyt wiele, by można to było z marszu poukładać w równym rządku perfekcyjnego porządku. Walił się świat, dosłownie, i zbierał swoje żniwo. Śmierć Barryego, złe samopoczucie Lyry, wreszcie decyzja o przeprowadzce na stare śmieci. Nic już nie przypominało beztroski sprzed kilku miesięcy, więc i mojemu obliczu daleko było do tamtej wesołości. Kilka tygodni, może nawet dni wystarczyło, by na mojej twarzy pojawiło się piętno zmartwienia ostatnimi wydarzeniami, troską o najbliższych i nie tylko. Nawet morza i oceany wydawały się być wzburzone bardziej niż kiedykolwiek. Czy to oznaczało, że świat miał się zawalić zupełnie?
Nie było mnie na ostatnich spotkaniach Zakonu. Dużo pływałem, terminy nigdy się nie pokrywały z moją obecnością w kraju. Maj był miesiącem innym, poczta pantoflowa wręcz zastała mnie nieprzygotowanym do jakiejkolwiek podróży. Żmudnie, monotonnie starałem się porządkować sprawy na suchym lądzie; usychałem? To były tylko przenosiny, z Norfolk do Norfolk, a jednak cały czas odczuwałem wewnętrzne zgrzyty. Wieść o zniszczonej chacie do mnie dotarła, ale jeszcze nie miałem nawet czasu zastanowić się nad sposobem pomocy. Na pewno pomogę w odbudowie, ale te kilka dni nie były wystarczające do wzięcia sprawy w swoje ręce. Lista rzeczy do zrobienia niebezpiecznie się wydłużała, a ja nie miałem na to najmniejszego wpływu. To wszystko powoli zaczęło mnie przytłaczać, ale wiedziałem, że muszę wziąć się w garść. Nikt tego za mnie nie zrobi.
Do Gospody Pod Świńskim Łbem starałem się dostać możliwie niepostrzeżony, w końcu tłumnie przybywające osobniki do pubu mogły wydawać się co najmniej podejrzane. Zdziwił mnie trochę wybór tego miejsca, tuż obok Hogwartu, ale nie miałem nic do gadania. Miałem się jedynie zjawić i to też uczyniłem.
Wchodzenie po schodach sprawiało mi niemal fizyczny ból kiedy słuchałem skrzypnięć drewna; w dodatku musiałem się trochę wygiąć, by nie wyrżnąć łbem o wystającą krokiew. Smród mi nie przeszkadzał, gorsze wyczuwałem w Parszywym Pasażerze czy innych portowych spelunach, tak samo było z pajęczynami i kurzem.
- Cześć – przywitałem się ze wszystkimi, co musiało dziwnie wyglądać kiedy byłem taki zgarbiony. Uściski dłoni, skinięcia głową, w ostateczności wylądowałem gdzieś obok Jaydena, któremu posłałem krótki, niestety bardziej uprzejmościowy uśmiech, ale nie miałem siły. Wnioskowałem po widoku reszty, że wszystkim brakowało już sił do wesołości.



i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój gościnny - Page 2 5L5woYY
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1231-glaucus-travers https://www.morsmordre.net/t1238-kapitan-morgan#9281 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t4462-skrytka-bankowa-nr-336#95230 https://www.morsmordre.net/t1258-glaucus-travers#9500
Re: Pokój gościnny [odnośnik]31.08.17 11:31
Wydarzenia ostatniego dnia kwietnia nadal odciskały piętno na magicznej społeczności. Chaos. Tylko tym krótkim zlepkiem liter da się określić to, co działo się na ulicach, w Ministerstwie oraz naszych głowach. Nie zdążyłam bowiem jeszcze poukładać wszystkiego w głowie; ilekroć próbowałam poskładać elementy układanki w całość, miałam wrażenie, że brakuje najważniejszego z nich. Coś ewidentnie mi umykało, ale co? Nad tym głowiła się teraz pewnie cała Anglia - jeśli nie reszta świata.
Wiadomość o spotkaniu Zakonu przyniosła swego rodzaju ulgę, choć nie ułatwiła oddychania. Ucisk w żołądku nie minął nawet wtedy, kiedy aportowałam się w jednej z mniejszych uliczek w Hogsmeade, wręcz przeciwnie, wzmógł się. Nasunęłam kaptur ciemnej peleryny na głowę i ruszyłam w kierunku Gospody pod Świńskim Łbem, co jakiś czas zerkając przez ramię. Paranoja czy uzasadniona ostrożność? Miałam wrażenie, że z dnia na dzień zaufanie jakim obdarzałam ludzi, ulatnia się bezpowrotnie.
Przekraczając próg lokalu, skinęłam jedynie w kierunku barmana, kierując się pewnym krokiem w kierunku poddasza. Delikatnie pchnęłam drzwi pokoju, by w następnej sekundzie znaleźć się już po ich drugiej stronie. Ściągnęłam kaptur,  pobieżnie przemykając wzrokiem po twarzach zebranych już zakonników - w paru z nich odnajdując znajome postacie. Kąciki ust drgnęły, tworząc tym samym delikatny uśmiech. Nie był on jednak kierowany do nikogo, raczej miał za zadanie ugościć wszystkich i każdego z osobna. Przemknęłam w stronę Sophii, zajmując miejsce obok drobnej dziewczyny.
- Hej - rzuciłam półszeptem, skupiając swój wzrok na jej osobie odrobinę dłużej. Zaraz jednak ponownie przeniosłam go na twarze innych Zakonników. Na wielu z nich malowało się zmartwienie, radość. Widok ten nasuwał pewne pytania, na które nie trzeba jednak było werbalnej odpowiedzi. Dla uważnego obserwatora, wszystkie były na wyciągnięcie ręki.
Z moich ust wydobył się cichy świst wypuszczanego powietrza. Oparłam brodę o splecione palce dłoni, łokcie dodatkowo wspierając o uda. Nie pozostało nam nic innego jak czekać na pozostałych.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Pokój gościnny [odnośnik]31.08.17 11:39
Nie było im łatwo. Nikomu z nich nie było. W ostatnim czasie każdy z nich musiał coś poświęcić. Nie liczyło się jak wiele bo nie można zmierzyć wielkości tragedii, która zapukała do drzwi każdego z nich. Nie powinno też być tak, że w myślach kalkulują kto z nich oberwał najbardziej, a na kogo jeszcze przyjdzie pora. To wszystko jeszcze w nich rosło i Lorraine jeszcze nie wszystko całkowicie rozumiała. Nie bała się tego powiedzieć. W ostatnim czasie zmieniło się bardzo dużo rzeczy, wszystko urosło do rangi problemu i nawet takie spotkania jak to dzisiejsze naszpikowane były obawami i strachem po same granice wytrzymałości. Jednak właśnie tego spotkania tak wyczekiwała. Przez długi czas nie mogła sobie darować, że nie udało jej się towarzyszyć przyjaciołom w odsieczy. Nie była to łatwa przeprawa, straszliwie ryzykowna i choć zrobiłaby wszystko dla każdego z nich to myśl o tym, że mogłaby nie wrócić, że jej dzieci miałyby wychowywać się bez matki… przytłaczała ją i nie tylko ją. Wyczekiwała tego spotkania chcąc dopasować obraz do tego czego zdążyli się już w ostatnim czasie dowiedzieć. Szlachcianka doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie tylko ona chciałaby być tam na miejscu, działać i im pomagać. Razem z Archibaldem w złości i niepewności czekali na jakieś informacje, ale wiedzieli, że tak musiało tym razem być. Nikt nie powiedział, że uda im się wszystko osiągnąć od razu. To była długa walka, cały proces. Kiedy informacja o spotkaniu w końcu się pojawiła nie mogła ukryć ulgi. W końcu zobaczy ich wszystkich, w końcu będzie pewna, że wrócili i nie jest to tylko wymyślony obraz złodziejskiego umysłu. Przybyła na spotkania chwile przed czasem wiedząc, że reszta także zacznie się gromadzić o podobnej godzinie. To nie było idealne miejsce na obrady, ale przecież nie mogli narzekać. Przez anomalie, które dotknęły wielu z nich ich miejsce schronienia zostało całkowicie zniszczone. To także w pewien sposób ją załamało bo choć jej domem i miejscem na ziemi był West Lulworth to i tak chata w jakimś stopniu łączyła ich ze sobą, dała kawałek wspólnego miejsca. Schody uginały się pod jej niewielkim ciężarem, a kurz unoszący się w powietrzu drażnił jej nozdrza. Nie przywiązywała jednak do tego zbyt dużej wagi, jej myśli zajmowały inne, ważniejsze sprawy. Ponoć to jak rok się zaczyna taki będzie już do końca. Miała nadzieje, że to samo nie tyczy się miesiąca bo ten zrzucił na nich ciężar, który ciężko było unieść. Przed drzwiami do pokoju odrzuciła z głowy kaptur i zdjęła cienkie rękawiczki. Drzwi skrzypnęły gdy pchnęła je do przodu. Przez chwile tylko patrzyła obserwując znajome twarze najdłużej zatrzymując się przy Tonks, która choć wyglądała jak cień własnej osoby dalej tutaj była. Przełknęła gulę w gardle, a uczucie strachu zastąpiła ulga. Prawdziwa ulga. Taka jakiej nie czuła już od dawna i choć miało to trwać tylko chwile to chciała się tym delektować. Dopiero teraz dotarł do niej zapach stęchlizny i piwa. Skrzywiła się. - Zaczęliście imprezę beze mnie? - uniosła brew, ale zaraz uśmiechnęła się delikatnie ustawiając się bliżej ściany. Wiedziała, że po spotkaniu, po usłyszeniu wszystkich złych i lepszych wieści będzie musiała ich wyściskać za te wszystkie ryzykowne rzeczy, które mogły sprawić, że już ich tutaj nie zobaczy. Teraz miało być poważnie.


nie zgłębi umysł - dobrze wiemczemuż dobro w nas przeplata się ze złem? czemuż miast wiecznego dnia - noc między dniem a dniem?
Lorraine Prewett
Lorraine Prewett
Zawód : znawca prawa & działacz na rzecz magicznych zwierząt
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
"Każdy zabija kiedyś to, co kocha -
Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni.
Inny - spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny - ostrzem zimnej stali"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4343-lorraine-prewett https://www.morsmordre.net/t4553-rosca#97075 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4554-lorraine-prewett#97077
Re: Pokój gościnny [odnośnik]31.08.17 12:42
Zazwyczaj spotkania Zakonu wywoływały w Benjaminie radość: snucie bohaterskich planów w towarzystwie przyjaciół, których traktował jak członków rodziny, podnosiło go na duchu, dodawało sił, wzmacniało nadzieję na powodzenie wszelkich działań. Odsiecz, a potem przeklęty wybuch, obracający w popiół cały czarodziejski świat - popiół krwawy, przesiąkający cierpieniem niewinnych, narażonych na niebezpieczeństwa i cierpienia - całkowicie zmieniły podejście i tak depresyjnego Wrighta. Jeśli przedtem sprawiał wrażenie przygaszonego, to wraz z pełnym nadejściem wątpliwej wiosny, dudniącej gromami, zalanej deszczem i poszatkowanej anomaliami, brodacz zapadł się w sobie. Owszem, dalej wyglądał jak prawie dwumetrowy zakapior, ale brak pociesznego uśmiechu i matowość orzechowych oczu łagodziła pozytywne konotacje. Wiecznie zafrasowana, ponura mina także sprzyjała uznaniu go za potencjalną przyczynę kłopotów, przywykł więc do nieco wystraszonych spojrzeń, jakimi obdarzali go przypadkowi przechodnie, śpieszący się do swych domów: nie dziwił im się, magia szalała dalej, kto wie, czy ich mieszkania ciągle znajdowały się na swoim miejscu a bliscy - w jednym kawałku.
Posępne myśli nie opuszczały go nawet w dniu spotkania Zakonu Feniksa, na które wyjątkowo nie wybierał się sam. Przekraczał próg Gospody pod Świńskim Łbem w towarzystwie Seliny, nie kłopocząc się przepuszczaniem jej przodem i zagadywaniem o okropnej pogodzie. Całą drogę milczał, zbywając ewentualne pytania Lovegood, pogrążony we własnych myślach tak głęboko, że gdy przechodzili przez środek knajpy, ledwie uniknął zderzenia trzeciego stopnia z sufitową belką. Uchylił się w ostatniej chwili, jak przed śmigającym tłuczkiem, ale coś nieprzyjemnie strzeliło mu w karku. Zaklął szpetnie - człowiek mógł wyjść z Nokturnu, ale Nokturn z człowieka nigdy - i skręcił w prawo, w stronę znajomych schodów i znajomego pomieszczenia.
Bał się tam wchodzić. To tu zaczęła się ich Odsiecz, to tu pochwycili świstoklik, prowadzący ich na Wyspę Rzeźb, to tu wkroczyli na ścieżkę nieszczęścia, doprowadzającą do tragedii, do śmierci więźniów, których mieli uratować. Wspomnienia przeklętego więzienia, przyćmione nieco wydarzeniami związanymi z wybuchem skrzyni z sercem Gellerta, powróciły z całą mocą i Wright z trudem nacisnął klamkę, wchodząc do pokoju. Znów zrobiło mu się niedobrze, ale był tak blady, że dodatkowa śmiercionośna mgła, przesłaniająca ostre rysy, nie robiła już znaczenia. Słyszał, że tuż za nim wchodzi Selina, dobrze; zerknął na nią kątem oka, kiwając głową w bok: nie proponował jej nielicznych krzeseł, przystanął z boku, tuż przy ścianie, mocno zgarbiony, z głową wciśniętą w ramiona, z rękami w kieszeniach skórzanej kurtki. Widział Tonks, widział Foxa - ciekawe, czy ucieszy go nowe towarzystwo - widział Lorraine i resztę przyjaciół, widział nawet Glaucusa, z którym nie rozmawiał już całe lata: ale nie wykonał żadnego przyjacielskiego gestu. To nie była impreza, to była stypa - tak wiele zmieniło się w ciągu ostatnich miesięcy.
- Mamy nową sojuszniczkę. To Selina - mruknął tylko w ramach zapoznania, wskazując głową na Selinę. Omiótł wzrokiem Foxa, niespecjalnie skupiając się na ewentualnych pochwałach: bo przecież tylko takiej reakcji się spodziewał. Odwalił za niego brudną robotę, wciągnął Osę do pełnego samobójców ula - powinien być zadowolony. Wright otworzył usta, jakby chciał powiedzieć coś jeszcze, ale zamiast tego wymruczał coś niezrozumiałego i ponownie zamilkł, wpatrując się w podłogę, jakby znalazł tam coś szalenie interesującego: choć jego mina sugerowała, że przygląda się odrażającemu i okropnemu potworkowi, niewidocznemu dla reszty towarzystwa.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Pokój gościnny - Page 2 Frank-castle-punisher
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Pokój gościnny [odnośnik]31.08.17 12:48
Wciąż było trudno pogodzić się z tym, co przyszykował im świat. Miała wrażenie, że ktoś jednym pstryczkiem uruchomił cały szereg sytuacji, popchnął pierwszy klocek domina i obserwował własne dzieło - kolejne elementy padające z cichym trzaskiem. Nie miały podnieść się same - jak zatem mieli ustawić je ponownie, gdy dalsza część misternej konstrukcji wciąż i wciąż upadała, z każdą nową informacją? Ciężko było szczęście dostrzec wokół, ciężko było też znaleźć je w sobie, wykrzesać i przenosić na innych. Susanne tęskniła za bardzo, by znaleźć na to energię i zastanawiała się, ile czasu może zająć pogodzenie się ze śmiercią bliskich, czy było to w ogóle możliwe - póki co, wciąż jej nie dostrzegała. Zbyt nierealne, by mogło być prawdziwe. W tym abstrakcyjnym umyśle tak prosta rzecz nie potrafiła zaadaptować się i zakorzenić procesu zrozumienia - bo nie było tu nic, co rozumieć się dało. Jeszcze dziś rano żegnali Barry'ego.
Hogsmeade wydawało się nieprzyjemnie opustoszałe, ciche i pogrążone w smutku, ale czy nie wyglądał tak obecnie cały ich świat? Spostrzegła Lorraine, ale nie miała siły na nawoływanie jej, ani też na krótką pogoń za znajomą postacią. Szła więc lekko, ale wciąż z wyraźnym ciężarem w spojrzeniu. Było chłodno, otuliła się szczelniej ciemną peleryną - ach, ten kolor miał teraz gościć u Zakonników na stałe? - i zerknęła na szyld szemranej gospody. Drzwi skrzypnęły, ale bez słowa kierowała się na górę, kryjąc swoje jasne włosy w cieniu kaptura, pod rękawem chowając różdżkę. Teraz wolała mieć ją w gotowości zawsze. Nie pukała. Uchyliła tylko drzwi i zajrzała do środka - co w normalnych okolicznościach zapewne byłoby odebrane jako zabawne, szczególnie przez tych, którzy ją znali - lecz w obecnej sytuacji powstrzymała się od abstrakcyjnych komentarzy, tylko przeciskając się do środka. Kiwnęła w milczeniu głową na powitanie, zatrzymując się obok lady Prewett, do której bez słowa przytuliła się, sądząc, że właśnie tego potrzebuje w tym momencie. Serce wciąż jej pękało, potrzebowała lekkiej otuchy. W ciągu dwóch tygodni spadło na nią zbyt wiele tragedii. Odsunęła się jednak po chwili z pewniejszym, nawet jeśli wciąż smutnym, uśmiechem. Niezależnie od wieści, jakie mieli usłyszeć, dobrze było widzieć ich wszystkich, zgromadzonych w jednym miejscu.
- Wiecie, jest okropnie - wyznała, przechylając lekko głowę i chwytając Lorraine za rękę. Potrzebowała obecności, czyjejś obecności, by zdobyć się na odwagę i wypowiedzieć dziś te słowa. - ale widzę nadzieję, kiedy wszyscy się tu zbieramy - zwracała się do wszystkich, lecz nikt nie musiał odpowiadać. Wystarczyło to, że byli. W ciasnym pomieszczeniu, wątpliwych warunkach - cóż, wciąż byli. Dumbledore wiedział, co robi.
Drzwi otworzyły się znów, zerknęła więc na wstępujących do środka i była w stanie wydukać z siebie tylko krótkie "O" na widok Seliny. Oooo.

| Ben mi się wciął więc nie zmieniam posta i zakładam że przyszłam przed nim i Seliną!



how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?



Susanne Lovegood
Susanne Lovegood
Zawód : pracownica rezerwatu znikaczy
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna

I will be your warrior
I will be your lamb


OPCM : 20 +8
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 31 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Pokój gościnny - Page 2 JkJQ6kE
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4789-susanne-echo-lovegood https://www.morsmordre.net/t5182-deszczowa-sowa#113703 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t5129-szuflada-sue#111192 https://www.morsmordre.net/t5133-susanne-echo-lovegood#111350
Re: Pokój gościnny [odnośnik]31.08.17 12:58
Wiele złego ostatnio przetoczyło się przez ich organizację – nieporównywalnie więcej do dobrego, które chcieli uczynić albo uczynili. Po odsieczy pasmo porażek ciągnęło się jeszcze do pierwszego maja i ta ciężka, pochłaniająca wszystko woda opadła dopiero dzień później, gdy mogli razem rozejrzeć się po stratach, jakie pokazały się tuż pod nią. Straty nie tylko w miejscach, ale również i w ludziach – w ich liczbie, w ich zachowaniu, w ich wyglądzie, ich usposobieniu. Do tej pory mogła tylko oglądać ogrom zniszczeń. Biernie przypatrywać się temu, co zostało z jej poprzedniego życia – życia sprzed maja. Bo miała wrażenie, że to, co spotkało ich teraz, a to, co przeżywali jeszcze w kwietniu, to były zupełnie dwie różne rzeczywistości.
Pomogła matce przenieść się do domu zaraz po pogrzebie, a potem sama wyruszyła w podróż siecią Fiuu, która zawiodła ją wprost do Rudery. Stamtąd ryzykowała krótkimi skokami teleportacyjnymi między małymi mieścinami Wielkiej Brytanii. Kiedy była całkiem blisko Hogwartu, rozwinęła skrzydła, by w ten sposób niedostrzeżenie dostać się do Świńskiego Łba.
Z mieszaniną sprzecznych uczuć przyjęła w liście akurat tę lokalizację. Westchnęła ze smutkiem, przypominając sobie widok ich chaty, w której przecież już było całemu Zakonowi tak dobrze. Jej odbudowa chwilę potrwa, więc musieli znaleźć jej substytut… ale czy Gospoda pod Świńskim Łbem była bezpieczną opcją? Zawierzyła jednak tę decyzję Gwardzistom i Bathildzie Bagshot, bo komuż innemu?
Zanim przekroczyła próg karczmy, rozejrzała się kilka razy, przepuszczając ludzi w drzwiach. Chciała upewnić się, że okolica jest bezpieczna. Jej wzrok nie natknął się jednak na nic, co mogło być podejrzane. Ludzie byli cisi, przemykali uliczkami szybko, zagarniali dzieci, żeby tylko mieć je jak najbliżej siebie. Wszyscy teraz, jak chłodnej, źródlanej wody, łaknęli pewności nadejścia następnej chwili.
Wzięła głęboki wdech i weszła do środka. Jej spojrzenie instynktownie powędrowało ku stolikowi, teraz zajmowanemu przez dwóch neutralnie wyglądających czarodziejów, rozprawiających na ważne tematy przy kuflach kremowego piwa, przy którym miał miejsce ich wewnętrzny dramat. Jej myśli powędrowały w kierunku sylwetki Barty’ego. Był bezpieczny? Był, teraz na pewno.
Po schodach weszła szybko, ale kiedy stanęła u ich szczytu, obejrzała się na dół. Nikogo za nią nie było. Przed sobą dojrzała tylko ogromne widmo Bena i kogoś, kogo prowadził. Kobieta? Nie znała jej. Gdy wchodziła, chyłkiem umknęła w stronę znajomej twarzy – Jaydena. Skrzyżowała spojrzenie z Justine i Susanne resztę towarzystwa witając w niemym geście, w cichym uśmiechu.
Usiadła obok znajomego nauczyciela, fanatyka nocnego nieba, który teraz nie wyglądał za dobrze. Nie lepiej niż ona sama. Cień przeszłości jeszcze mocno trzymał się jej ciała. Położyła dłoń na jego ramieniu i uśmiechnęła się lekko, w jej mniemaniu pokrzepiająco.
Dobrze cię widzieć – odezwała się szeptem, nie chcąc rozrywać na strzępy tej tajemniczej aury, jaka opadła miękko na pokój. – Kiepski sen?
Rozejrzała się za Pomoną. Gdzie ona była?


Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że

Nasze serca świecą w mroku

Eileen Bartius
Eileen Bartius
Zawód : Magibotanik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
didn't i show i cared?
i do
oh, i do

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Pokój gościnny - Page 2 1hKUbRW
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1515-eileen-wilde https://www.morsmordre.net/t1553-krolicza-poczta#14938 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t3930-skrytka-bankowa-nr-429#74545 https://www.morsmordre.net/t1578-eileen-wilde#15736
Re: Pokój gościnny [odnośnik]31.08.17 19:30
/5 maja

Pierwszy był list. Wright zadziwiająco potrafił w jednej chwili dać jej uwierzyć, że jest całkiem innym człowiekiem, by w drugiej okazywało się, że jest takim samym gówniakiem, jakim był od samego początku. Nie miała pojęcia o co chodziło z tymi gierkami z Harriett, ale nie miało to znaczenia. Nie, gdy skupił jej wzrok na czymś innym i w końcu miała widoczny cel, i mimo że łatwo było rozproszyć jej uwagę bodźcami, na które reagowała impulsywnie, to jednak potrafiła zachować pewien obraz przed oczami i brodzić dalej w ciemności, podążając za wiarą, że gdzieś tam faktycznie było jakieś światło. Przecież od zawsze uwielbiała blask, prawda?
Bywała w gorszych miejscach niż Świński Łeb. O wiele bardziej krzywiła się na milczenie Benjamina, który nie miał zamiaru odpowiedzieć na żadne z jej pytań, nie zaspakajając ani grama jej niecierpliwości. Więc wrzała, zgrzytając zębami. A mimo to szła za nim, na ślepo, czując, jak żołądek się zaciska jakby przez obcą obręcz, gdy myślała o tym, czego dowie się na miejscu.
Nie dbała o delikatność, kiedy wspinała się po schodach, choć nie mogła dorównać waleniu podeszwą tego zaklętego w ciszę półolbrzyma, bo z każdym jego krokiem z desek obsypywał się kurz, ale gubił się gdzieś w nikłym świetle lamp.
Jej przewodnik zapewnił jej iście gwiazdorskie wejście - zanim przesunął swoje szerokie cielsko w bok, zadziałał niemalże jak kotara, która odsłaniała stojącą za nią gwiazdę. A Osa, jakkolwiek jej uniwersalna mina z ciasno zaciśniętymi ustami i nieprzychylnym spojrzeniem, kompletnie nie była gotowa na to, by ujrzeć tu tego cholernego szkodnika. Oczywiście, wiedziała już, że te wszystkie tajemnice są związane z Zakonem (miała nawet zamiar wysłać mu wyjca, ale uznała, że o wiele lepszą karą okaże się milczenie i ignorowanie go), ale nie uważała, by akurat dzisiaj miał stać w samym centrum tłumu. Uniosła więc dumnie głowę, powstrzymując się przed wściekłym parsknięciem, i przysunęła się obok swojego druha, dopiero po chwili pozwalając sobie na to, by przesunąć wzrokiem po zebranych.
Dwie wariatki, przygłupi medyk, wyglądające na delikatne dziewuszki, marynarz całkiem nieźle radzący sobie w Quidditcha, kilka nieznanych jej osób i... I ktoś, komu oddała swoje bezużyteczne serce*. Przetarła oczy, jakby nagle poczuła zmęczenie.
-Nie musisz mnie przedstawiać, Wright.-sarknęła automatycznie - i w sumie tylko do niego, ale zważając na rozmiar pomieszczenia, nie zdziwiłaby się, gdyby usłyszała to większa ilość osób - po bo przecież kto by nie znał Seliny Lovegood, sławnej Osy? Dopiero po chwili zmyła ten wyraz z twarzy, przypominając sobie, że niektórzy są raczej zbyt poważni. Life goes on. I chyba dlatego tutaj byli, prawda?
Przez moment rozważała, czy nie powinna się przedstawić na zasadzie Cześć, jestem Selina, mam 30 lat i w wolnym czasie lubię udawać, że jestem w stanie coś zmienić. Nie, to by chyba nie przeszło. Zamiast tego więc uśmiechnęła się - krzywo, przekornie, z nienawiścią, pretensją, wyrzutem, poczuciem zdrady i wszystkim innym - do Lisa.

*kolejno: Susanne i Justine, Adrien, Eileen i Madeline, i Lorraine, i Sophia, Glaucus, Jayden i Duncan, Frederick




I care for myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
Selina Lovegood
Selina Lovegood
Zawód : ścigająca Os, naczelna zołza, bywalczyni kolumn Czarownicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
pride
will be always
the longest distance
between us
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Pokój gościnny - Page 2 ANUtJXt
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t986-selina-lovegood#5480 https://www.morsmordre.net/t1028-alfred-wlasnosc-seliny-lovegood#5823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f133-queen-elisabeth-walk-137-2 https://www.morsmordre.net/t3514-skrytka-bankowa-nr-290#61348 https://www.morsmordre.net/t1131-panna-lovegood
Re: Pokój gościnny [odnośnik]31.08.17 23:51
Po odsieczy coś się we mnie zmieniło. Nigdy wcześniej nie znalazłem się w podobnym niebezpieczeństwie, nigdy wcześniej nie widziałem tyle brutalności i cierpienia. Tak naprawdę minęło od niej zaledwie parę dni, z których może i dało się stworzyć tydzień czy dwa, ale wciąż liczyłem ten czas w dniach. Nie potrafiłem zapomnieć i zastanawiałem się czy ci bardziej wprawieni Zakonnicy czy Gwardziści opanowali tę umiejętność czy wspomnienia męczyły ich tak samo jak mnie. Co jakiś czas przed moimi oczami stawały obrazy z tamtego dnia. Atak kruków, sala tortur, inferiusy. Samobójstwo strażnika, ruchome ciasteczka, przestraszona dziewczynka. Jednak w moich snach najczęściej pojawiał się tajemniczy kruczoczłowiek, czasem nawet w tych najbardziej wesołych i beztroskich. Dziwnym trafem to właśnie on okazał się najstraszniejszy dla mojej podświadomości, choć na jawie zdecydowanie wybrałbym inferiusy. Nie chcę ich już nigdy więcej spotkać.
Dzisiaj miało odbyć się spotkanie Zakonu. Wreszcie! Czekałem na nie od pierwszomajowych wydarzeń - miałem nadzieję, że dowiem się czegoś więcej na ich temat. Poza tym nie miałem okazji zobaczyć się z resztą ocalałych po odsieczy i w ogóle do tej pory byłem jedynie na jednym zebraniu. To sprawiało, że wcale nie czułem się jeszcze pełnoprawnym Zakonnikiem, a raczej nowicjuszem, wciąż stawiającym swoje niepewne kroki w walce o lepszy świat. Pojawiłem się w Gospodzie pod Świńskim Łbem i niepewnie wszedłem do środka, kierując się do odpowiedniej sali. Zastałem w środku niemalże wszystkich znajomych, kilku twarzy brakowało, ale liczyłem, że niedługo się pojawią. - Witajcie! - Powiedziałem, siląc się na pogodny ton, który chyba mi nawet wyszedł. Stanąłem obok Duncana, posyłając mu niewielki i niezbyt wesoły uśmiech, ale nawet ja nie miałem zawsze nastroju do bycia pogodnym. Starałem się taki być, nawet jeżeli się tak nie czułem - nie lubiłem dołować innych swoimi uczuciami, wolałem je chować za uśmiechem i pstrokatymi ubraniami, które zresztą i dzisiaj miałem na sobie. Spojrzałem na Fredricka, będąc naprawdę ciekawy wszystkich informacji, które chce nam przekazać.


not a perfect soldier
but a good man

Florean Fortescue
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój gościnny - Page 2 F2XZyxO
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3393-florean-fortescue https://www.morsmordre.net/t3438-laverne#59673 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f278-pokatna-5-2 https://www.morsmordre.net/t4591-skrytka-bankowa-nr-854 https://www.morsmordre.net/t3439-florean-fortescue#59674
Re: Pokój gościnny [odnośnik]01.09.17 0:35
W przeciwieństwie do wszystkich tych, którzy tego dnia zadziwili obecnych swoim wyjątkowym przyjściem przed czasem, Garrett pierwszy raz od bardzo dawna (naprawdę bardzo; nie znosił tego równie mocno co wieprzowiny, a to znaczyło wiele - cierpiał przecież na świniowstręt) nie zdołał uniknąć spóźnienia. To był paskudny dzień - czuł się jak w greckiej tragedii, gdy przemykał pieszo przez uliczkę w Hogsmeade, paląc pospiesznie wygrzebanego z kieszeni płaszcza papierosa. Jeszcze rano chował brata; potem w szpony uchwyciły go rodzinne obowiązki, a podtrzymywanie kolejnych nieklejących się rozmów w trakcie stypy zdawało się koszmarem, nocną marą, z której nie potrafił się wybudzić. Po tym wszystkim nie zdążył nawet wrócić do domu, żeby się przebrać; przybywał więc na spotkanie w żałobnych i eleganckich, ciemnych szatach, z włosami, które - o zgrozo - zdawały się jeszcze bardziej rozwichrzone i chaotycznie zakręcone niż zawsze. I o tej skrajnie bladej twarzy, o przemęczonym, jasnym spojrzeniu, sinych kręgach kreślących się pod oczami - przy odpowiedniej grze świateł nawet jego policzki zdawały się zapadać, niemalże turpistycznie upodobniając go do trupa.
Po wejściu do pomieszczenia, które - jak na złość (cholera, czy wspominał już, że nienawidził się spóźniać?) - wypełniało się ludźmi, z bliżej nieokreślonej przyczyny unikał nadmiernego kontaktu wzrokowego. Paru osobom skinął krótką głową w formie niemego, niewylewnego powitania, starając się raczej przemknąć wśród nich tak, aby nikt go nie dostrzegł - po całym tym dniu naprawdę nie miał już siły na kolejne grzeczności i (wymuszone czy też nie) towarzyskie wariacje. Dokonał więc wszelkich starań, by przejść ostrożnie pomiędzy tłumnie zbierającymi się w  chudym pomieszczeniu ludźmi i stanąć koło Freda, którego miał dziś wesprzeć w przeprowadzeniu spotkania; dopiero teraz uświadomił sobie, że wciąż trzymał w palcach niedopalonego papierosa.
- Kto by pomyślał - rzucił cicho w stronę Freda, nachylając się w jego stronę - tak, aby nikt inny nie mógł tego usłyszeć - a potem przeniósł spojrzenie na stojącą gdzieś w tłumie Selinę, aby Fox, podążając za jego wzrokiem, mógł zgadnąć, co Garrett miał na myśli. To twoja sprawka?, chciał dopytać, ale zamiast tego ze skrzyżowanymi na piersi rękoma oparł się plecami o pobliską ścianę i, w oczekiwaniu na pozostałych, zajął się kończeniem papierosa; zachowywał przy tym dziwną ostrożność, bo z jakiegoś powodu nie mógł pozbyć się wrażenia, że przez przypadek puści z dymem całe drewno znajdujące się w pomieszczeniu. Niski sufit zmuszał go przy tym do pochylania głowy - marszczył więc lekko brwi w reakcji na woń zgnilizny wdzierającą się w nozdrza i przeklinał w myślach tego, kto nie uczynił tego pokoju o kilka cali wyższym.


a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych

Garrett Weasley
Garrett Weasley
Zawód : auror
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
żyjąc - pomimo
żyjąc - przeciw
wyrzucam sobie grzech niepamięci
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój gościnny - Page 2 Tumblr_o0qetnbY2m1rob81ao9_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t597-garrett-weasley https://www.morsmordre.net/t627-barney#1770 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f112-st-martin-s-lane-45-3 https://www.morsmordre.net/t2785-skrytka-bankowa-nr-122#44963 https://www.morsmordre.net/t975-garrett-weasley#5311

Strona 2 z 28 Previous  1, 2, 3 ... 15 ... 28  Next

Pokój gościnny
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach