Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Hogsmeade :: Gospoda pod Świńskim Łbem
Pokój gościnny
Strona 28 z 28 • 1 ... 15 ... 26, 27, 28
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★
Na mapie znajdują się miejsca ustawione wokół podłużnego stołu wstawionego do magicznie powiększonego pomieszczenia, kilka dostawionych krzesełek po stronie drzwi oraz dwa łóżka rozstawione wzdłuż przeciwległych, dłuższych ścian, które na stałe znajdowały się w pokoju gościnnym Świńskiego Łba, a na których zasiąść może do trzech osób. Prowadzący spotkanie zostali oznaczeni oddzielnie, natomiast dziwna numeracja jest ćwiczeniem na orientację w terenie.
Krzesełka zajęte:
1 - Adrien
4 - Bertie
5 - Florek
8 - Sophia
10 - Lucan
11 - Anthony
13 - Josephine
14 - Archibald
15 - Frances
16 - Pomona
17 - Justine
19 - Maxine
20 - Artur
21 - Jessa
25 - Åsbjørn
30 - Vera
31 - Roselyn
32 - Susanne
33 - Charlie
34 - Poppy
łóżko Loża 1
37 - Gabriel
38 - Ben
39 - Fred
łóżko Loża 2
40 - Sam
41 - Hannah
ośla ławka Krzesełka pod ścianą
36 - Kieran
35 - Jackie [bylobrzydkobedzieladnie]
Pokój gościnny
Niezbyt czysty, wąski i długi pokój z dwoma ustawionymi łóżkami pod ścianą i drewnianą ławą ciągnącą się przez niemalże całą jego długość. W powietrzu unosi się zapach kurzu, stęchlizny i rozlanego piwa. Przez niewielkie, zaklejone brudem okna prawie wcale nie wpada słońce. Jedynym źródłem światła są trzy zawieszone w powietrzu świece. Podłoga ugina się przy każdym kroku, swoim skrzypieniem przypominając ludzkie jęki. Z racji, że znajduje się na poddaszu, skosy sufitu znacząco utrudniają przemieszczanie się. Osoby, które liczą sobie więcej niż 170 centymetrów, muszą schylać głowy, by nie uderzać czołem w pełen pajęczyn sufit. Klucz do pokoju znajduje się u barmana, a ten wydaje go tylko osobom zaufanym.
Na mapie znajdują się miejsca ustawione wokół podłużnego stołu wstawionego do magicznie powiększonego pomieszczenia, kilka dostawionych krzesełek po stronie drzwi oraz dwa łóżka rozstawione wzdłuż przeciwległych, dłuższych ścian, które na stałe znajdowały się w pokoju gościnnym Świńskiego Łba, a na których zasiąść może do trzech osób. Prowadzący spotkanie zostali oznaczeni oddzielnie, natomiast dziwna numeracja jest ćwiczeniem na orientację w terenie.
Krzesełka zajęte:
1 - Adrien
4 - Bertie
5 - Florek
8 - Sophia
10 - Lucan
11 - Anthony
13 - Josephine
14 - Archibald
15 - Frances
16 - Pomona
17 - Justine
19 - Maxine
20 - Artur
21 - Jessa
25 - Åsbjørn
30 - Vera
31 - Roselyn
32 - Susanne
33 - Charlie
34 - Poppy
37 - Gabriel
38 - Ben
39 - Fred
40 - Sam
41 - Hannah
36 - Kieran
35 - Jackie [bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 21:01, w całości zmieniany 2 razy
Wszystko, o czym usłyszał, a wcześniej nie zdążył się dowiedzieć, budziły w nim mieszane uczucia. Odpowiedzi, jakie usłyszał na temat rewelacji przekazanych przez badaczy, godziły w jego postrzeganie rzeczywistości. Nieprzyjemne echo poprzednich spotkań i deja vu, które oplatało się wokół naiwności niezrozumieniu tego, o czym się słyszało, przykręcając przekaz. Auror odetchnął ciężko, ale jeśli jakieś słowa miały sie pojawić, zniknęły, gdy zaklęcie Jessy wywołało bolesny pisk, który uderzył gwałtownie. Niewidzialna igła wgryzła się w jego umysł, ale trwało to ledwie chwilę. Mimo to, rozejrzał się po zebranych, zerkając także na drzwi, jakby dźwięk miał zwiastować początek niecodziennego ataku. Dłoń zsunęła się, by palcami musnąć różdżki, ale nie stało się nic, co kazałoby mu jej użyć. Wolał jednak po wyjściu upewnić się, że nikogo nie zaalarmowali.
Słów i padających pomysłów było wiele, a wśród nich te, za którymi sam podążał. I było w pomieszczeniu kilka osób, które towarzyszyły mu w tej wędrówce przez pierwszą linię. Bren, Fox, Ben, Alex, Anthony, czy Kieran... i Just. Było ich więcej, ale na tych kilku zatrzymał wzrok, na dłużej pozostając przy Benjaminie i kartce, na której napisał kila słów. Skinieniem głowy potwierdził gotowość do spotkania - Na pewno nie zaszkodzi odpowiednio porozmawiać - skwitował krótko, ucinając podnoszące się głosy. Rozumiał obawy, ale oskarżanie bez podstaw nie powinno wychodzić wychodzić na tym spotkaniu. Za często się to zdarzało. Skinął też głową w stronę Gabriela, niestety doskonale wiedząc, o kim mógł myśleć.
Zacisnął wargi, gdy na słowa Kierana nieco zbyt gwałtownie zareagował Wright. Znał starszego aurora na tyle długo, by wiedzieć, że za jego wypowiedzią nie kryło się oskarżenie, a twardy ton był ledwie podpowiedzią. Nawykł do obycia ze swoim aurorskim mentorem.
Sam był gwardzistą, aktualnie stojąc na równi z Wrightem z niewidzialnej hierarchii, ale ich postrzeganie i podejścia do wielu spraw różniły się. Ważnym jednak było to, że widzieli ten sam cel i znali cenę, którą trzeba było zapłacić za jego osiągniecie. Nikt kto nie przeszedł Próby, nie mógł tego w pełni zrozumieć. I tu - gniew Wrighta miał podstawy - Daj znać - odezwał się cicho, do wychodzącego gwardzisty, podnosząc się do pionu i przepuszczając potężną sylwetkę.
Sam został jeszcze chwilę, by obejrzeć wspomnienie, które udostępniła Jessa, a otrzymawszy od starszego uzdrowiciela tak cenny dar, zatrzymał się, ściskając dłoń Adriena - Dziękuję przyjacielu - przez chwilę, obracał w palcach broszę, ostatecznie, przypinając ją do wewnętrznej strony płaszcza.
Na koniec, zatrzymał sie przy Asbjornie, który rozłożył przygotowane eliksiry, dosyć szybko znikające ze stołu. Skamander zaczekał, aż większość fiolek znajdzie się w rękach zakonników, sam zwrócił się do rudowłosego alchemika - Jakby coś ci zbywało, chętnie przygarnę - uśmiechnął się kącikiem warg, bo wiedział, że ich relacja była dosyć specyficzna. Mimo wszelkim głosom - zaufał mi kiedyś i ufał mu teraz. Nawet, jeśli sposobem bycia mógł sugerować coś innego. Był surowy, oczywiście. Ale tak samo surowo traktował siebie samego.
zt (chyba, że ktoś coś jeszcze chce, to można mnie łapać)
Słów i padających pomysłów było wiele, a wśród nich te, za którymi sam podążał. I było w pomieszczeniu kilka osób, które towarzyszyły mu w tej wędrówce przez pierwszą linię. Bren, Fox, Ben, Alex, Anthony, czy Kieran... i Just. Było ich więcej, ale na tych kilku zatrzymał wzrok, na dłużej pozostając przy Benjaminie i kartce, na której napisał kila słów. Skinieniem głowy potwierdził gotowość do spotkania - Na pewno nie zaszkodzi odpowiednio porozmawiać - skwitował krótko, ucinając podnoszące się głosy. Rozumiał obawy, ale oskarżanie bez podstaw nie powinno wychodzić wychodzić na tym spotkaniu. Za często się to zdarzało. Skinął też głową w stronę Gabriela, niestety doskonale wiedząc, o kim mógł myśleć.
Zacisnął wargi, gdy na słowa Kierana nieco zbyt gwałtownie zareagował Wright. Znał starszego aurora na tyle długo, by wiedzieć, że za jego wypowiedzią nie kryło się oskarżenie, a twardy ton był ledwie podpowiedzią. Nawykł do obycia ze swoim aurorskim mentorem.
Sam był gwardzistą, aktualnie stojąc na równi z Wrightem z niewidzialnej hierarchii, ale ich postrzeganie i podejścia do wielu spraw różniły się. Ważnym jednak było to, że widzieli ten sam cel i znali cenę, którą trzeba było zapłacić za jego osiągniecie. Nikt kto nie przeszedł Próby, nie mógł tego w pełni zrozumieć. I tu - gniew Wrighta miał podstawy - Daj znać - odezwał się cicho, do wychodzącego gwardzisty, podnosząc się do pionu i przepuszczając potężną sylwetkę.
Sam został jeszcze chwilę, by obejrzeć wspomnienie, które udostępniła Jessa, a otrzymawszy od starszego uzdrowiciela tak cenny dar, zatrzymał się, ściskając dłoń Adriena - Dziękuję przyjacielu - przez chwilę, obracał w palcach broszę, ostatecznie, przypinając ją do wewnętrznej strony płaszcza.
Na koniec, zatrzymał sie przy Asbjornie, który rozłożył przygotowane eliksiry, dosyć szybko znikające ze stołu. Skamander zaczekał, aż większość fiolek znajdzie się w rękach zakonników, sam zwrócił się do rudowłosego alchemika - Jakby coś ci zbywało, chętnie przygarnę - uśmiechnął się kącikiem warg, bo wiedział, że ich relacja była dosyć specyficzna. Mimo wszelkim głosom - zaufał mi kiedyś i ufał mu teraz. Nawet, jeśli sposobem bycia mógł sugerować coś innego. Był surowy, oczywiście. Ale tak samo surowo traktował siebie samego.
zt (chyba, że ktoś coś jeszcze chce, to można mnie łapać)
Darkness brings evil things
the reckoning begins
Ingrediencje oraz eliksiry można przekazywać w ramach spotkania do 05.01, godz. 19:00. Po tej dacie prosimy o indywidualne porozumiewanie się w tej kwestii.
Spotkanie dobiegło końca - i chociaż nie obyło się bez małego starcia zdań pod koniec to mogłem z czystym sumieniem stwierdzić, że poszło pod tym względem lepiej niż ostatnio. Nie wiedziałem czy to groźby, czy może po prostu fakt, ze tym razem na spotkanie stawiło się mniej osób co ostatnio. Ta druga kwestia napawała mnie niepokojem. Byliśmy silni, ale tylko razem. Wspólnie mogliśmy przeciwstawiać się Rycerzom, w pojedynkę zaś... cóż, historie moje, Josephine, Benjamina i Hannah mówiły same za siebie. Nie mieliśmy na tyle silnych środków by w improwizowanej walce jeden ne jeden stanowić dla nich tak samo duże zagrożenie, jak oni dla nas. Czarna magia była w końcu tą najbrutalniejszą dziedziną, a fakt że aurorzy będący wśród nas mogli używać zaklęcia uśmiercającego wcale nie był ratunkiem. Każde użycie miało być w końcu dokładnie monitorowane, a bez współpracy z Ministerstwem nie mogliśmy podejmować aż tak drastycznych kroków. Sprawa była delikatna i złożona, ale w przekazanych nam przez Wrighta informacjach widziałem nadzieję. Jej płomień był na razie wątły, lecz jeżeli faktycznie wśród popleczników Czarnego Pana znalazł się zdrajca gotów nawrócić się na drogę dobra i wesprzeć Zakon... Na brodę Merlina, chciałem dowiedzieć się, kto to i co może nam zaoferować. Nie wierzyłem w to, by czekała go w Zakonie pełna akceptacja, niektórzy byli wśród nas nieufni względem samych siebie, co dopiero zaś względem kogoś, kto kiedyś stawał w walce z różdżką skierowaną przeciwko nam? Miałem bardzo wiele pytań i niewiele odpowiedzi, lecz musiałem uszanować wolę Bena. Przyjdzie czas, kiedy wszystkiego się dowiemy, teraz potrzebowaliśmy natomiast odrobiny cierpliwości. Nie, byłem pewien jeszcze jednej rzeczy: nie miałem zamiaru pozostawić tego Per... Per... Peregrina samemu sobie. Ściągnąłem brwi, zastanawiając się nad skreśleniem na kartce. Nie grało mi ono, trąciło fałszywą nutą. Podziękowałem przed wyjściem Brendanowi za pomoc, odebrałem swoją myślodsiewnię. Przed wyjściem wziąłem jeszcze trochę eliksirów, przekazałem Justine kilka galeonów na zakup zakonnej myślodsiewni oraz Charlene parę ingrediencji. Zarzuciłem płaszcz na ramiona i podszedłem do Josephine, uśmiechając się do niej niczym... cóż, z boku dość jasno było to widać, że wyglądałem najzwyczajniej w świecie jak ktoś zakochany. Pożegnałem się ze wszystkimi i łapiąc pannę Fenwick za dłoń ruszyłem w dół schodów.
| zt
Przekazuję Justine 60 PM
Przekazuję Charlene żądło mantykory oraz czułki szczuroszczeta x2
Biorę od Charlene:
- eliksir słodkiego snu (1 porcja)
- eliksir kociego wzroku (2 porcje)
- marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja)
- wężowe usta (2 porcje)
- maść z wodnej gwiazdy (1 porcja)
- złoty eliksir (3 porcje)
- eliksir niezłomności (3 porcje)
- eliksir ochrony (1 porcja)
Biorę od Susanne:
- eliksir przeciwbólowy (2 porcje)
- wywar ze szczuroszczeta (2 porcje)
- eliksir ożywiający (1 porcja)
- eliksir kociego kroku (1 porcja)
Biorę od Archibalda:
- eliksir przeciwbólowy (2 porcje)
- eliksir wzmacniający krew (1 porcja)
| zt
Przekazuję Justine 60 PM
Przekazuję Charlene żądło mantykory oraz czułki szczuroszczeta x2
Biorę od Charlene:
- eliksir słodkiego snu (1 porcja)
- eliksir kociego wzroku (2 porcje)
- marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja)
- wężowe usta (2 porcje)
- maść z wodnej gwiazdy (1 porcja)
- złoty eliksir (3 porcje)
- eliksir niezłomności (3 porcje)
- eliksir ochrony (1 porcja)
Biorę od Susanne:
- eliksir przeciwbólowy (2 porcje)
- wywar ze szczuroszczeta (2 porcje)
- eliksir ożywiający (1 porcja)
- eliksir kociego kroku (1 porcja)
Biorę od Archibalda:
- eliksir przeciwbólowy (2 porcje)
- eliksir wzmacniający krew (1 porcja)
Wcale nie czuła się lepiej, gdy wyrzuciła już z siebie to wszystko, co członkom Zakonu Feniksa przekazać musiała. Nie było żadnej ulgi. Żelazna pięść strachu i poddenerwowanie nie poluzowała uścisku na żołądku. Z wątłych barków nie odjęto ciężaru. Wciąż czuła się z tym wszystkim paskudnie. Przytłoczona i załamana ostatecznością jaka przed nimi stała. Spodziewała się, że członkowie Zakonu Feniksa nie przyjmą tego w milczeniu, zdziwiłaby się gdyby tak było, nie spodziewała się jednak, że oskarżą ją, iż nie sprawdzili innych opcji. Sophia jako jedna z nielicznych starała się podejść do tematu racjonalnie i ze zrozumieniem, wierząc, że sprawdzili wszystkie opcje - bo tak było. Susanne zauważyła, że potrzebowali czasu.
Tyle, że czasu nie mieli.
Było go coraz mniej, a sprawa anomalii ich nagliła. Musieli odwiedzić starożytne kręgi magii jak najszybciej, by jak najprędzej dostać się do Azkabanu. Snuła przypuszczenia, że Rycerze Walpurgii mogą spróbować im to utrudnić, skoro wiedzieli już o dzieciach.
- To naprawdę bardzo ważne. Odwiedzenie tych miejsc i pobudzenie magii w nich. To powinno być dla nas teraz priorytetem - zaznaczyła Poppy, gdy rozmowa wciąż krążyła wokół infiltracji Nokturnu, co było dla niej sprawą drugorzędną - najważniejszym było teraz, by dostać się do Azkabanu.
W milczeniu przysłuchiwała się dalszej dyskusji. Nie potrafiła ukryć wyrazu zaskoczenia, który malował się na twarzy, gdy Benjamin oznajmił, iż jeden z Rycerzy Walpurgii ich zdradził... Żałując za swe winy. Czy mogli mu ufać? Zadrżała na samą myśl. Wiele wątpliwości zostało wypowiedzianych na głos, co spotkało się z zaskakującą reakcją Wrighta - czyżby aż tak wierzył temu człowiekowi? A jeśli tak, to dlaczego? Bez przyczyny nie przystąpił przecież do Rycerzy Walpurgii.
- Mam nadzieję, że jest gotów ponieść prawne konsekwencje swych czynów... - wtrąciła się w pewnym momencie cichutko. Zbrodnie nie mogły obejść się bez kary. Jeśli wyrażał skruchę - naprawdę ją to cieszyło. Wierzyła, że w każdym człowieku jest nieco dobroci, że w każdym sercu jest światło - dobrze, że je odkrył. Pytanie brzmiało, czy wszystko to było szczere. Brendan zaznaczył jednak, iż ów Peregrin zostanie oddany w ręce organów sprawiedliwości - ufała temu i nie odzywała się więcej, dyskusja stała się zbyt gorąca i emocjonalna.
Odwróciła spojrzenie pełne dezaprobaty, gdy Alexander błaznował i żartował. Nie uważała, aby to był czas i miejsce na żarty, zwłaszcza w obliczu słów, które tu padły i zadania jakie ich czekało.
Niedługo później, pożegnawszy się ze wszystkimi, opuściła pokój gościnny Gospody pod Świńskim Łbem i powróciła do Hogwartu, do Skrzydła Szpitalnego.
| zt (mam jeszcze kilka eliksirów w ekwipunku, więc jak ktoś będzie chciał, to niech mi wysle priv)
Tyle, że czasu nie mieli.
Było go coraz mniej, a sprawa anomalii ich nagliła. Musieli odwiedzić starożytne kręgi magii jak najszybciej, by jak najprędzej dostać się do Azkabanu. Snuła przypuszczenia, że Rycerze Walpurgii mogą spróbować im to utrudnić, skoro wiedzieli już o dzieciach.
- To naprawdę bardzo ważne. Odwiedzenie tych miejsc i pobudzenie magii w nich. To powinno być dla nas teraz priorytetem - zaznaczyła Poppy, gdy rozmowa wciąż krążyła wokół infiltracji Nokturnu, co było dla niej sprawą drugorzędną - najważniejszym było teraz, by dostać się do Azkabanu.
W milczeniu przysłuchiwała się dalszej dyskusji. Nie potrafiła ukryć wyrazu zaskoczenia, który malował się na twarzy, gdy Benjamin oznajmił, iż jeden z Rycerzy Walpurgii ich zdradził... Żałując za swe winy. Czy mogli mu ufać? Zadrżała na samą myśl. Wiele wątpliwości zostało wypowiedzianych na głos, co spotkało się z zaskakującą reakcją Wrighta - czyżby aż tak wierzył temu człowiekowi? A jeśli tak, to dlaczego? Bez przyczyny nie przystąpił przecież do Rycerzy Walpurgii.
- Mam nadzieję, że jest gotów ponieść prawne konsekwencje swych czynów... - wtrąciła się w pewnym momencie cichutko. Zbrodnie nie mogły obejść się bez kary. Jeśli wyrażał skruchę - naprawdę ją to cieszyło. Wierzyła, że w każdym człowieku jest nieco dobroci, że w każdym sercu jest światło - dobrze, że je odkrył. Pytanie brzmiało, czy wszystko to było szczere. Brendan zaznaczył jednak, iż ów Peregrin zostanie oddany w ręce organów sprawiedliwości - ufała temu i nie odzywała się więcej, dyskusja stała się zbyt gorąca i emocjonalna.
Odwróciła spojrzenie pełne dezaprobaty, gdy Alexander błaznował i żartował. Nie uważała, aby to był czas i miejsce na żarty, zwłaszcza w obliczu słów, które tu padły i zadania jakie ich czekało.
Niedługo później, pożegnawszy się ze wszystkimi, opuściła pokój gościnny Gospody pod Świńskim Łbem i powróciła do Hogwartu, do Skrzydła Szpitalnego.
| zt (mam jeszcze kilka eliksirów w ekwipunku, więc jak ktoś będzie chciał, to niech mi wysle priv)
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Spotkanie zmierza ku końcowi. Nieuchronnie, metodycznie, chociaż powoli. Staram się nie odbierać przesadnie wszystkich bodźców krążących wokół, a jednak na wrzawę odnośnie tajemniczego Peregrina unoszę wzrok, przyglądając się ludziom dookoła. Wiele jest obaw - i wiele z nich zostaje uciszonych przez Gwardzistów. Mam ochotę westchnąć ociężale, ale to mogłoby być potraktowane jako zbyt jawne okazywanie dezaprobaty. Wszyscy, którzy ją okazywali, robili to ze strachu, z obaw, nie złośliwości, ale tak to jest odbierane. Jakby każdy sprzeciw miał zostać stłumiony w zarodku, zanim ktokolwiek odważy się chociażby mruknąć o innym poglądzie na daną sprawę. To cholernie przykre, że zamiast wyjaśnień oraz złagodzenia konfliktów dążymy do biernego wykonywania rozkazów. Bez przemyślenia, bez żadnej refleksji - ot, po prostu, zrób to i koniec. Milczę jednak, nie chcąc szamotać się z czymś, co nie ma najmniejszej szansy na powodzenie. Ze spotkania na spotkanie moje wątpliwości zamiast maleć to rosną i nie potrafię nad tym zapanować. Czy tak wyobrażałam sobie Zakon kiedy do niego wstępowałam? Chyba nie. Czy Jayden mógł mieć rację? Całkiem możliwe. Myśli uderzają we mnie raz po raz, trochę gubię wątek, chociaż wciąż jest ten sam. Veritaserum można łatwo przełamać, a skoro historia podpowiada, że ufanie zdrajcom nie jest zbyt rozsądne, to nie powinniśmy iść w tym kierunku - ale to nie nasz wybór. Już nigdy nie będzie nasz. Jesteśmy tylko pionkami. Pozostaje się zgodzić lub odejść, nie ma trzeciej alternatywy.
Czuję gorycz pod językiem i dziwne ukłucie w sercu, że coś się we mnie załamuje. Tak jak moja propozycja odnośnie myślodsiewni - pozostaje bez echa. Alex tak jakby w ogóle mnie nie słuchał, a powiedziałam przecież nie za wiele. Chyba każdy jest już nastawiony na swoje cele i swoje racje. Nie powiem jednak tego głośno, gdyż sama mam problem z koncentracją w tym miejscu. Zbyt wiele ponurych wizji nawiedza moją głowę, chociaż nie mogę tego samego powiedzieć o większości zgromadzonych, udających, że to, co mamy zrobić jest normalne. Dałam słowo, że pomogę w aktywacji kręgu i słowa tego dotrzymam, ale nie wiem co będzie dalej. Coraz mniej rozumiem sens działania Zakonu, może lepiej byłoby nie przeszkadzać mu w istnieniu - nie wiem. Muszę to dokładnie przemyśleć. Wtedy, kiedy pozbędę się emocji i siądę do tematu na spokojnie. Decyzje podejmowane pod wpływem uczuć nigdy nie są dobre.
W końcu wstaję, nie doczekawszy się odpowiedzi nie czekam na nią. Zamiast tego wyjmuję z kieszeni zebrane ingrediencje. - Mam nadzieję, że któreś z nich się przydadzą - mówię do ogółu alchemików, chociaż moja ręka wędruje do Ingissona. Potem kiwam wszystkim głową i z paskudnym nastrojem opuszczam Świński Łeb.
zt.
Przekazuję te ingrediencje, nie wiem czemu ich jeszcze nie mam w ekwipunku, ale zakładam, że je dostanę.
Czuję gorycz pod językiem i dziwne ukłucie w sercu, że coś się we mnie załamuje. Tak jak moja propozycja odnośnie myślodsiewni - pozostaje bez echa. Alex tak jakby w ogóle mnie nie słuchał, a powiedziałam przecież nie za wiele. Chyba każdy jest już nastawiony na swoje cele i swoje racje. Nie powiem jednak tego głośno, gdyż sama mam problem z koncentracją w tym miejscu. Zbyt wiele ponurych wizji nawiedza moją głowę, chociaż nie mogę tego samego powiedzieć o większości zgromadzonych, udających, że to, co mamy zrobić jest normalne. Dałam słowo, że pomogę w aktywacji kręgu i słowa tego dotrzymam, ale nie wiem co będzie dalej. Coraz mniej rozumiem sens działania Zakonu, może lepiej byłoby nie przeszkadzać mu w istnieniu - nie wiem. Muszę to dokładnie przemyśleć. Wtedy, kiedy pozbędę się emocji i siądę do tematu na spokojnie. Decyzje podejmowane pod wpływem uczuć nigdy nie są dobre.
W końcu wstaję, nie doczekawszy się odpowiedzi nie czekam na nią. Zamiast tego wyjmuję z kieszeni zebrane ingrediencje. - Mam nadzieję, że któreś z nich się przydadzą - mówię do ogółu alchemików, chociaż moja ręka wędruje do Ingissona. Potem kiwam wszystkim głową i z paskudnym nastrojem opuszczam Świński Łeb.
zt.
Przekazuję te ingrediencje, nie wiem czemu ich jeszcze nie mam w ekwipunku, ale zakładam, że je dostanę.
( i need your teeth )
in me, slow and vicious, to tell me my armor is just skin, bones, only bones
Pomona Vane
Zawód : nauczycielka zielarstwa
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
ty jesteś tym co księżyc
od dawien dawna znaczył
tobą jest co słońce
kiedykolwiek zaśpiewa
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Eliksiry! Już stałem w progu, już witałem się z gąską, kiedy przypomniałem sobie o fiolkach pozostałych na stole. Rzuciłem Frances przepraszające spojrzenie i wróciłem biegiem do pokoju gościnnego. - O, jeszcze ktoś tu jest, cudownie - wysapałem, wpadając do środka jak burza. Przywitałem się oszczędnie z obecnymi, podchodząc do stołu. Cóż, jeżeli jest coś na czym znam się mniej niż eliksiry to nawet nie wiem co to mogłoby być. Cała moja wiedza o nich pochodzi z historycznych ksiąg - znam parę nazw trucizn, które wykorzystywano w walce o tron, i to by było na tyle. Wydaje mi się, że żaden z alchemików nie przyniósł tutaj niczego co mogłoby mi zaszkodzić. Przyglądałem się etykietkom, zabierając parę fiolek do torby, ale wiele z nich nie miało żadnego podpisu. Zacząłem się podpytywać: a to co? a to do czego? a jak to stosować? a kiedy to pić? a jak długo? a na jak długo? Zawsze wolałem zadać za dużo pytań niż za mało i potem mieć wątpliwości. Pewnie w szkole musiałem być utrapieniem dla niektórych profesorów, dopiero teraz to do mnie dotarło. Moje myśli znowu powędrowały do Frances, nic na to nie poradzę, zbyt dużo rzeczy mi się z nią kojarzy. A niektóre kojarzą mi się przez to, że kojarzą się z czymś innym, i wszystko zatacza koło. Jestem stracony, wiem, uświadomiłem to sobie już trochę wcześniej. - W takim razie zabieram te eliksiry - powiedziałem, pokazując na zabrane fiolki. - Dziękuję - szczerze, pomoc alchemików i jednostki badawczej była nieoceniona. Uśmiechnąłem się na pożegnanie i szybko wyszedłem z Gospody pod Świńskim Łbem. Wszak moja wizyta w Hogsmeade jeszcze nie dobiegła końca. Szczerze mówiąc, nie pamiętam kiedy ostatnio spacerowałem po tej magicznej miejscowości. Może wstąpię na chwilę do Miodowego Królestwa? Z chęcią obejrzę najnowsze produkty, a nóż widelec zainspirują mnie do stworzenia czegoś nowego u siebie?
zt
Zabieram od Asbjorna:
- Eliksir wiggenowy (1 porcja, stat. 29)
- Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 29)
- Smocza Łza (1 porcja)
Zabieram od Suzanne:
- Eliksir przeciwbólowy (1 porcja, stat. 5)
- Wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 5)
- Eliksir kociego wzroku (1 porcja, stat. 5)
Zabieram od Charlene:
- Eliksir ochrony (1 porcja, stat. 23, moc = 117)
- Marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 23)
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 23, moc = 106)
zt
Zabieram od Asbjorna:
- Eliksir wiggenowy (1 porcja, stat. 29)
- Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 29)
- Smocza Łza (1 porcja)
Zabieram od Suzanne:
- Eliksir przeciwbólowy (1 porcja, stat. 5)
- Wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 5)
- Eliksir kociego wzroku (1 porcja, stat. 5)
Zabieram od Charlene:
- Eliksir ochrony (1 porcja, stat. 23, moc = 117)
- Marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 23)
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 23, moc = 106)
not a perfect soldier
but a good man
but a good man
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Tym razem chyba odzywała się mniej. A przynajmniej tak jej się wydawało. Nie podjęła już tematu dzieci. Musieli to zrobić i mimo ściskającego się w jej wnętrzu organu wiedziała, że mimo wszystko podejmie się tej parszywej misji. Była Gwardzistką, zgodziła się robić to, co najtrudniejsze. Podejmować decyzje, które nie były proste. Brendan miał rację. Wojna nie była czarno-biała, była bardziej szara.
- Mogę podjąć się sparingu z kimś, jeśli są chętni. - zaoferowała się, wiedziała, że ona nie przestanie ćwiczyć. Jeszcze wiele musiała się nauczyć. To było faktem i nie zamierzała teraz odpuszczać. O jej rozwój miał dbać kurs, ale nie tylko on, musiała mu pomóc najmocniej jak tylko mogła.
Nie podejęła się też dyskusji na temat ducha, o którym rozmawiali dwa miesiące temu i z którym nikt do tej pory nie porozmawiał. Nie zapytała więcej o Hagrida, którego również nikt nie spróbował odnaleźć. Skinęła głową na słowa Alexandra, ale na razie musiała wszystko przemyśleć i zaplanować. Im więcej miało ich tam wejść, tym mocniej podejrzane mogło to być. Choć z drugiej strony, posiadanie towarzysza i pomocy mogło okazać się równie ważne.
Gdy Frederic przeczytał słowa Benjamina zmarszczyła lekko brwi. Milczała, bo mimo wszystko Bren i tak wypowiedział jej myśli - To powinni być gwardziści. - zawyrokowała jej głowa, ale to oni zgodzili się podejmować największe ryzyko. O ich przynależności do Zakonu pewnie już rycerze wiedzieli. Jednak nawet jeśli nie, nawet jeśli informator miał być jedynie zmyłką, to poznanie kilku gwardzistów nie narażało innych. Ale i ci, którzy od lat pracowali w zawodzie aurora mogli być cenni. Ze spokojem obserwowała jak Benjamin kreślił energicznie słowa. Nie ruszyła się z miejsca. Odprowadziła Bena wzrokiem, sznurując usta. Coraz częściej zaczynali się spierać w momentach, kiedy powinni się jednoczyć. Nie zauważyła przemieszczania się Adriena. Dopiero, gdy w jej dłonie trafiła brosza spojrzała na nią zdziwiona. Zamrugała kilka razy a potem uniosła na niego spojrzenie jakby nie będąc pewną, czy wybrał właściwie. Jednak jego wzrok zdawał się odpowiadać na jej pytanie. Skinęła w podziękowaniu głową, próbując powstrzymać łzy. Ale opanowała się, zerknęła na eliksiry w końcu wybrała kilka tych, które zostały. Wiedziała, że jeśli będzie potrzebować czegoś jeszcze, z pewnością ktoś ją wspomoże. Gdy zabrała to, co upatrzyła wyszła, żegnając się krótko ze wszystkimi.
| zt
od charlene:
- Antidotum podstawowe (1 porcja, stat. 20, 115 oczek)
- Eliksir grozy (2 porcje, stat. 22)
- Eliksir niezłomności (2 porcji, stat. 23, moc = 106)
- [?] Eliksir natychmiastowej jasności (2 porcje, stat. 23) – uwaga, eliksir ze znakiem zapytania, opcja tylko dla lubiących ryzyko!
od asa
- Złoty eliksir (2 porcje, stat. 29)
- Eliksir wiggenowy (1 porcje, stat. 29, moc = 103)
- Maść z wodnej gwiazdy (4 2 porcje, stat. 29)
- Wężowe usta (2 porcji, 4 porcje stat. 29)
- Smocza Łza (2 porcje)
- Czuwający strażnik (3 porcji, stat. 29)
jak coś pokickałam to przepraszam
- Mogę podjąć się sparingu z kimś, jeśli są chętni. - zaoferowała się, wiedziała, że ona nie przestanie ćwiczyć. Jeszcze wiele musiała się nauczyć. To było faktem i nie zamierzała teraz odpuszczać. O jej rozwój miał dbać kurs, ale nie tylko on, musiała mu pomóc najmocniej jak tylko mogła.
Nie podejęła się też dyskusji na temat ducha, o którym rozmawiali dwa miesiące temu i z którym nikt do tej pory nie porozmawiał. Nie zapytała więcej o Hagrida, którego również nikt nie spróbował odnaleźć. Skinęła głową na słowa Alexandra, ale na razie musiała wszystko przemyśleć i zaplanować. Im więcej miało ich tam wejść, tym mocniej podejrzane mogło to być. Choć z drugiej strony, posiadanie towarzysza i pomocy mogło okazać się równie ważne.
Gdy Frederic przeczytał słowa Benjamina zmarszczyła lekko brwi. Milczała, bo mimo wszystko Bren i tak wypowiedział jej myśli - To powinni być gwardziści. - zawyrokowała jej głowa, ale to oni zgodzili się podejmować największe ryzyko. O ich przynależności do Zakonu pewnie już rycerze wiedzieli. Jednak nawet jeśli nie, nawet jeśli informator miał być jedynie zmyłką, to poznanie kilku gwardzistów nie narażało innych. Ale i ci, którzy od lat pracowali w zawodzie aurora mogli być cenni. Ze spokojem obserwowała jak Benjamin kreślił energicznie słowa. Nie ruszyła się z miejsca. Odprowadziła Bena wzrokiem, sznurując usta. Coraz częściej zaczynali się spierać w momentach, kiedy powinni się jednoczyć. Nie zauważyła przemieszczania się Adriena. Dopiero, gdy w jej dłonie trafiła brosza spojrzała na nią zdziwiona. Zamrugała kilka razy a potem uniosła na niego spojrzenie jakby nie będąc pewną, czy wybrał właściwie. Jednak jego wzrok zdawał się odpowiadać na jej pytanie. Skinęła w podziękowaniu głową, próbując powstrzymać łzy. Ale opanowała się, zerknęła na eliksiry w końcu wybrała kilka tych, które zostały. Wiedziała, że jeśli będzie potrzebować czegoś jeszcze, z pewnością ktoś ją wspomoże. Gdy zabrała to, co upatrzyła wyszła, żegnając się krótko ze wszystkimi.
| zt
od charlene:
- Antidotum podstawowe (1 porcja, stat. 20, 115 oczek)
- Eliksir grozy (2 porcje, stat. 22)
- Eliksir niezłomności (2 porcji, stat. 23, moc = 106)
- [?] Eliksir natychmiastowej jasności (2 porcje, stat. 23) – uwaga, eliksir ze znakiem zapytania, opcja tylko dla lubiących ryzyko!
od asa
- Złoty eliksir (2 porcje, stat. 29)
- Eliksir wiggenowy (1 porcje, stat. 29, moc = 103)
- Maść z wodnej gwiazdy (4 2 porcje, stat. 29)
- Wężowe usta (2 porcji, 4 porcje stat. 29)
- Smocza Łza (2 porcje)
- Czuwający strażnik (3 porcji, stat. 29)
jak coś pokickałam to przepraszam
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
Większość ważnych spraw została już załatwiona. Zakonnicy wypowiadali ostatnie kwestie i rozchodzili się. Kilku podeszło do alchemików po eliksiry. Charlie cierpliwie wyjaśniła, co jest w fiolkach i dała wskazane eliksiry każdemu, kto o nie poprosił. O tych, które mogły mieć drobną wadę, również starannie uprzedziła, zaznaczając że użycie ich może być obarczone pewnym ryzykiem. Podziękowała też wszystkim, którzy dali jej składniki.
- Dziękuję, z pewnością dobrze je wykorzystam – zapewniła Adriena, Jessę, Kierana, Maxine i Alexa, którzy podarowali jej trochę ingrediencji. Szczególnie cenne były odłamki spadających gwiazd; Charlie nie miała już żadnego, a każdy to dla niej dodatkowa szansa na próbę uwarzenia Felix Felicis lub innego eliksiru o trudnym do zdobycia sercu. Jej poprzednie odłamki zostały zużyte właśnie na próby uwarzenia felixa, z czego jedna zakończyła się sukcesem.
- Więc wybierzemy się tam razem – uśmiechnęła się do Archibalda, który zaoferował, że może wybrać się do Skirzy wraz z nią. Uzdrowiciel mógł być cennym towarzyszem, choć liczyła na to, że nie napotkają tam nikogo ani niczego bardzo niebezpiecznego, bo podejrzewała, że oboje, jako czarodzieje skupieni na bardziej naukowych dziedzinach, nie byli zbyt biegli w magii obronnej. Ktoś jednak musiał wyruszyć na poszukiwania kręgów i ważny był każdy Zakonnik.
Ilość eliksirów stopniowo się zmniejszała. Charlie z pewnością miała dziś wracać do domu z lżejszą torbą. Podnosiła ją na duchu myśl, że choć to niewiele, Zakonnicy wyruszą na misje lepiej wyposażeni i w razie konieczności mogli użyć mikstur. To, czego nie rozdała, miała zamiar zabrać z powrotem; jeśli ktoś będzie potrzebował jeszcze czegoś, czego nie wziął dzisiaj, zawsze mógł napisać do niej list.
Starannie spakowała otrzymane składniki, a kiedy Zakonnicy odeszli, schowała z powrotem nierozdane eliksiry, ostrożnie przekładając je ochronnym papierem, by uniknąć potłuczenia fiolek podczas przenoszenia torby. Wzięła też niezabrane przez nikogo eliksiry, które pozostawił Adrien, aby nie zginęły; mogła wysłać je komuś później. Została jeszcze na chwilę, by porozmawiać z Asbjornem odnośnie planowanych przez niego badań i zapewniła, że gdy alchemik zacznie już pracę, może wysłać jej list, a ona zjawi się, gdy jej udział będzie potrzebny. Charlie naprawdę zależało na zbieraniu badawczych doświadczeń zanim sama zacznie tego typu próby.
A później, już po wszystkim, opuściła pomieszczenie prawdopodobnie jako jedna z ostatnich. Mimo trudnych tematów, które dziś poruszyli, dopisywał jej dobry nastrój, a w sercu lśnił promyk nadziei, że może istniała szansa na zakończenie anomalii. Że może z czasem wszystko zacznie się układać.
| zt.
- Dziękuję, z pewnością dobrze je wykorzystam – zapewniła Adriena, Jessę, Kierana, Maxine i Alexa, którzy podarowali jej trochę ingrediencji. Szczególnie cenne były odłamki spadających gwiazd; Charlie nie miała już żadnego, a każdy to dla niej dodatkowa szansa na próbę uwarzenia Felix Felicis lub innego eliksiru o trudnym do zdobycia sercu. Jej poprzednie odłamki zostały zużyte właśnie na próby uwarzenia felixa, z czego jedna zakończyła się sukcesem.
- Więc wybierzemy się tam razem – uśmiechnęła się do Archibalda, który zaoferował, że może wybrać się do Skirzy wraz z nią. Uzdrowiciel mógł być cennym towarzyszem, choć liczyła na to, że nie napotkają tam nikogo ani niczego bardzo niebezpiecznego, bo podejrzewała, że oboje, jako czarodzieje skupieni na bardziej naukowych dziedzinach, nie byli zbyt biegli w magii obronnej. Ktoś jednak musiał wyruszyć na poszukiwania kręgów i ważny był każdy Zakonnik.
Ilość eliksirów stopniowo się zmniejszała. Charlie z pewnością miała dziś wracać do domu z lżejszą torbą. Podnosiła ją na duchu myśl, że choć to niewiele, Zakonnicy wyruszą na misje lepiej wyposażeni i w razie konieczności mogli użyć mikstur. To, czego nie rozdała, miała zamiar zabrać z powrotem; jeśli ktoś będzie potrzebował jeszcze czegoś, czego nie wziął dzisiaj, zawsze mógł napisać do niej list.
Starannie spakowała otrzymane składniki, a kiedy Zakonnicy odeszli, schowała z powrotem nierozdane eliksiry, ostrożnie przekładając je ochronnym papierem, by uniknąć potłuczenia fiolek podczas przenoszenia torby. Wzięła też niezabrane przez nikogo eliksiry, które pozostawił Adrien, aby nie zginęły; mogła wysłać je komuś później. Została jeszcze na chwilę, by porozmawiać z Asbjornem odnośnie planowanych przez niego badań i zapewniła, że gdy alchemik zacznie już pracę, może wysłać jej list, a ona zjawi się, gdy jej udział będzie potrzebny. Charlie naprawdę zależało na zbieraniu badawczych doświadczeń zanim sama zacznie tego typu próby.
A później, już po wszystkim, opuściła pomieszczenie prawdopodobnie jako jedna z ostatnich. Mimo trudnych tematów, które dziś poruszyli, dopisywał jej dobry nastrój, a w sercu lśnił promyk nadziei, że może istniała szansa na zakończenie anomalii. Że może z czasem wszystko zacznie się układać.
| zt.
Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Propozycja aby wykorzystać transmutację okazała się pomysłem raczej nietrafionym. Lucan mógł tylko westchnąć cicho, wycofując się na chwilę z rozmowy. Nie posiadał żadnych umiejętności, które mogłyby im w obecnej chwili pomóc - nie znał się na przesłuchiwaniu podejrzanych, rzekomo nawróconych wrogów, nie mógł zaproponować wykorzystania któregoś z eliksirów, bo i o nich miał nikłe pojęcie. Nie posiadał też żadnego sposoby na to, aby niepostrzeżenie dostać się na Nokturn by i tam jakoś powęszyć - znów musiał tutaj ustąpić pola aurorom. On najlepiej czuł się przy mównicy, za biurkiem lub podczas prób przemieniania szczura w kubek. Teraz był nieco bezradny, miał jednak nadzieję, że już wkrótce będzie mógł się wykazać - bo przecież zaledwie parę dni temu ogłoszono, że stary Malfoy chce zwołać spęd szlachecki. Na razie niewiele było wiadomo, nie podano nawet oficjalnej daty tego zgromadzenia. Mimo wszystko, Lucan nie miał zbyt dobrych przeczuć - ale planował się tam stawić i w końcu zawalczyć na dogodnym polu.
Westchnął cicho, widząc pełne złościoraz błędów ortograficznych słowa zapisane na kartce Benjamina. Nerwy były im tutaj jak najmniej potrzebne. Abbott nie mógł jednak zignorować wrażenia, jak bardzo gwardziście zależy na tym, aby nawróconemu rycerzowi dać szansę. Skoro aż tak wziął do siebie nieufność, którą wykazała się reszta zakonników... Musiał pokładać w tym swoim Peregrinie naprawdę ogromną wiarę - Lucan miał tylko nadzieję, że ewentualne konsekwencje tego zaufania nie będą katastrofalne w skutkach i nie dosięgną ich wszystkich.
- Jak myślisz, co może nas czekać w Kristiansandzie? - zagaił, przysiadając się do Frances, która także nie opuściła jeszcze pokoju. Miejsce, które wskazała grupa badawcza, było oddalone dość znacznie od Anglii. Było także zdecydowanie chłodniejsze. Musieli się odpowiednio przygotować. Po części Abbott był nawet nieco podekscytowany - bo jednak miał okazję podjąć jakieś działanie! Z drugiej strony - Norwegia brzmiała dość dziko. Nie było więc chyba niczym dziwnym, że na myśl o tak dalekiej wyprawie w nieznane rejony czuł lekki stres.
Westchnął cicho, widząc pełne złości
- Jak myślisz, co może nas czekać w Kristiansandzie? - zagaił, przysiadając się do Frances, która także nie opuściła jeszcze pokoju. Miejsce, które wskazała grupa badawcza, było oddalone dość znacznie od Anglii. Było także zdecydowanie chłodniejsze. Musieli się odpowiednio przygotować. Po części Abbott był nawet nieco podekscytowany - bo jednak miał okazję podjąć jakieś działanie! Z drugiej strony - Norwegia brzmiała dość dziko. Nie było więc chyba niczym dziwnym, że na myśl o tak dalekiej wyprawie w nieznane rejony czuł lekki stres.
We carry on through the stormTired soldiers in this war
Remember what we're fighting for
Remember what we're fighting for
Lucan Abbott
Zawód : Znawca prawa, pracownik Służb Administracyjnych Wizengamotu
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
If you can't fly, run
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Pod koniec spotkania emocje nieco wezbrały, ale nic nie wybuchło. Tym razem obędzie się jednak bez burzy. Frances mimo wszystkiego, co usłyszała, odetchnęła z ulgą. Zanim wstała, by ze wszystkimi opuścić pokój gościnny, podszedł do niej Lucan. Była mu bardzo wdzięczna za zaoferowanie swojej pomocy w wypełnieniu zadania, dlatego też od razu uśmiechnęła się do niego przyjaźnie, nawet jeśli do dziś byli sobie obcy. Nie widywała go nigdzie poza spotkaniami Zakonu, podobnie jak wielu innych członków organizacji. Wciąż robiło na niej wrażenie, jak różne społeczności zrzesza ruch oporu; ta myśl zawsze była choć trochę pocieszająca.
- Nie mam pojęcia. Na pewno jakoś damy sobie radę. – odpowiedziała bez skrępowania. Chyba nikt nie wiedział, a mimo to zgłaszali się szybko i chętnie; Fran nie chciała dłużej odstawać, być może to niespokojne sumienie pokierowało nią bardziej niż wiara, że to właśnie jej zdolności przydadzą się w poszukiwaniach.
- Niedługo się przekonamy, prawda? – rzuciła, nie wiedząc, czy mówić z odrobiną przestrachu czy naiwną ekscytacją turystki. Nigdy nie była za granicą, ale czy misja z polecenia Zakonu miała okazać się krajoznawczą wycieczką? Frances miała wątpliwości, już teraz wcale niemałe, a kto wie, czy do końca dnia nie urosną do kolosalnych rozmiarów. Bardzo chciałaby umieć zignorować je tak jak kiedyś, pójść bez oglądania się przez ramię, ale nadszedł czas, by zrozumiała, że podobną nieuwagę może przypłacić życiem. Zagmatwała się w niebezpieczne przedsięwzięcie, przynależność do Zakonu oddziaływała na coraz więcej elementów jej codzienności. Nie żeby się tego nie spodziewała, ba, przez jakiś czas czekała nawet, aż mocniej to odczuje, ale nie ma co kryć, że robiło się coraz trudniej.
- Najlepiej będzie załatwić to jak najszybciej, nie uważasz? – zapytała, być może niezbyt grzecznie, ale obojgu zapewne spieszyło się do innych spraw, a Lucan był zbyt uprzejmy, by przejść prosto do rzeczy. – Umówmy szczegóły listownie. – zaproponowała, podnosząc się ze swojego krzesła. Gdzieś na zewnątrz pewnie czekał na nią Florean, zrobiło się już późno; jeśli miała jeszcze z nim porozmawiać, ostatnie godziny tego dnia musiała wykraść z gospody pod Świńskim Łbem.
- Zaadresuj do Frances Montgomery, do Hogwartu. – sprecyzowała na wszelki wypadek, po czym pożegnała Abbotta uściśnięciem jego ramienia i opuściła pokój.
zt
- Nie mam pojęcia. Na pewno jakoś damy sobie radę. – odpowiedziała bez skrępowania. Chyba nikt nie wiedział, a mimo to zgłaszali się szybko i chętnie; Fran nie chciała dłużej odstawać, być może to niespokojne sumienie pokierowało nią bardziej niż wiara, że to właśnie jej zdolności przydadzą się w poszukiwaniach.
- Niedługo się przekonamy, prawda? – rzuciła, nie wiedząc, czy mówić z odrobiną przestrachu czy naiwną ekscytacją turystki. Nigdy nie była za granicą, ale czy misja z polecenia Zakonu miała okazać się krajoznawczą wycieczką? Frances miała wątpliwości, już teraz wcale niemałe, a kto wie, czy do końca dnia nie urosną do kolosalnych rozmiarów. Bardzo chciałaby umieć zignorować je tak jak kiedyś, pójść bez oglądania się przez ramię, ale nadszedł czas, by zrozumiała, że podobną nieuwagę może przypłacić życiem. Zagmatwała się w niebezpieczne przedsięwzięcie, przynależność do Zakonu oddziaływała na coraz więcej elementów jej codzienności. Nie żeby się tego nie spodziewała, ba, przez jakiś czas czekała nawet, aż mocniej to odczuje, ale nie ma co kryć, że robiło się coraz trudniej.
- Najlepiej będzie załatwić to jak najszybciej, nie uważasz? – zapytała, być może niezbyt grzecznie, ale obojgu zapewne spieszyło się do innych spraw, a Lucan był zbyt uprzejmy, by przejść prosto do rzeczy. – Umówmy szczegóły listownie. – zaproponowała, podnosząc się ze swojego krzesła. Gdzieś na zewnątrz pewnie czekał na nią Florean, zrobiło się już późno; jeśli miała jeszcze z nim porozmawiać, ostatnie godziny tego dnia musiała wykraść z gospody pod Świńskim Łbem.
- Zaadresuj do Frances Montgomery, do Hogwartu. – sprecyzowała na wszelki wypadek, po czym pożegnała Abbotta uściśnięciem jego ramienia i opuściła pokój.
zt
Frances Montgomery
Zawód : nauczycielka Zaklęć w Hogwarcie
Wiek : 26
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Would it be all right
If we just sat and talked for a little while
If in exchange for your time
I give you this smile?
If we just sat and talked for a little while
If in exchange for your time
I give you this smile?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Na pewno będzie tam zdecydowanie chłodniej niż tutaj. Pamiętaj o tym by przygotować sobie jakiś cieplejszy płaszcz - uprzedził ją. Chociaż dopiero nadszedł wrzesień, Norwegia umiejscowiona zadecydowanie dalej na północ już teraz była dużo chłodniejsza. Chociaż Lucan sam nigdy nie przekonał się, jak dokładnie niska temperatura może tam panować, podobnie jak Frances nigdy jeszcze tam nie był. Odwiedzał różne inne kraje, ale wszystkie znajdował się raczej bardziej na południe, a więc tam, gdzie panował raczej cieplejszy klimat. Lucan planował wyciągnąć z tej podróży jak najwięcej - nie tracąc z oczu oczywiście głównego celu zakonu. Kto jednak powiedział, że nie mogli tego potraktować chociaż częściowo jako wycieczki krajoznawczej? Nikt im przecież nie zabroni popodziwiać widoków, jakie oferowało miasto - tak długo, jak wykonają swoje zadanie.
- Doskonale, wyglądaj zatem z okna mojego jastrzębia - uprzedził ją, postanawiając oszczędzić jej lekkiego szoku, którego mogła doznać widząc, że na jej parapecie zasiadł ptak tak bardzo różniący się od sowy pocztowej.
Pokój niemal zupełnie już opustoszał, Lucan odczekał więc jeszcze kilka chwil, pozwalając, aby poprzedni zakonnicy opuszczający gospodę oddalili się. Wyglądałoby to odrobinę podejrzanie, gdyby nagle z jednego miejsca rozeszło się tyle osób, co więcej, zupełnie niezwiązanych ani z Hogwartem ani nawet z samym Hogsmeade. Abbott pozwolił sobie na zapalenie papierosa przed drzwiami obskurnego lokalu, swój wzrok kierując ku Hogwartowi - zamek znajdował się zbyt daleko, poza tym chroniony był zaklęciami, ale Lucan widział go oczami wyobraźni. Stojąc na zewnątrz i zaciągając się dymem papierosowym, przypominał sobie wszystkie lata beztroski, których sam doświadczył - bieganie po szkolnych błoniach, zakradanie się do kuchni znajdującej się obok pokoju wspólnego puchonów, robienie głupich, niewinnych psikusów nauczycielom. Wtedy zdanie egzaminów i spełnienie oczekiwań rodziców wydawało się najważniejszą i jednocześnie najtrudniejszą rzeczą, której trzeba było sprostać. Och, jakże zazdrościł swojemu przeszłemu ja tej dziecięcej naiwności.
zt
- Doskonale, wyglądaj zatem z okna mojego jastrzębia - uprzedził ją, postanawiając oszczędzić jej lekkiego szoku, którego mogła doznać widząc, że na jej parapecie zasiadł ptak tak bardzo różniący się od sowy pocztowej.
Pokój niemal zupełnie już opustoszał, Lucan odczekał więc jeszcze kilka chwil, pozwalając, aby poprzedni zakonnicy opuszczający gospodę oddalili się. Wyglądałoby to odrobinę podejrzanie, gdyby nagle z jednego miejsca rozeszło się tyle osób, co więcej, zupełnie niezwiązanych ani z Hogwartem ani nawet z samym Hogsmeade. Abbott pozwolił sobie na zapalenie papierosa przed drzwiami obskurnego lokalu, swój wzrok kierując ku Hogwartowi - zamek znajdował się zbyt daleko, poza tym chroniony był zaklęciami, ale Lucan widział go oczami wyobraźni. Stojąc na zewnątrz i zaciągając się dymem papierosowym, przypominał sobie wszystkie lata beztroski, których sam doświadczył - bieganie po szkolnych błoniach, zakradanie się do kuchni znajdującej się obok pokoju wspólnego puchonów, robienie głupich, niewinnych psikusów nauczycielom. Wtedy zdanie egzaminów i spełnienie oczekiwań rodziców wydawało się najważniejszą i jednocześnie najtrudniejszą rzeczą, której trzeba było sprostać. Och, jakże zazdrościł swojemu przeszłemu ja tej dziecięcej naiwności.
zt
We carry on through the stormTired soldiers in this war
Remember what we're fighting for
Remember what we're fighting for
Lucan Abbott
Zawód : Znawca prawa, pracownik Służb Administracyjnych Wizengamotu
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
If you can't fly, run
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Niechętnie skinąłem głową, gdy Alex powstrzymał moje zapędy. Czułem, że powinienem tam być, ale faktem było, iż przeprowadzenie rozmowy z Ministrem należało do zadań równie ważnych - i wcale nie łatwiejszych. Wymagało dyplomacji, ostrożnego dobierania słów, odpowiedniego wyczucia sytuacji, delikatności, a jednocześnie twardej i zdecydowanej ręki.
Prawie jak całe moje życie.
Gdy Ben wręczył mi w dłoń kartkę - zabazgraną nierównym pismem i pełną byków, które przez lata wymieniania ze sobą listów pokochałem całym lisim sercem - żołądek podszedł mi do gardła. Choć na świstku papieru nie pojawiło się konkretne nazwisko, fakt, że to akurat mnie poprosił o przeczytanie tej własnie wiadomości niepokojąco zbiegał się z listem, który niedawno otrzymałem - i który nadal pozostawał bez odpowiedzi.
W lot pojąłem, że chodziło o Percivala.
Nie dałem tego po sobie poznać, uważnie obserwując reakcje Zakonników. Sam nie miałem podstaw, aby mu ufać. Mógł być świetną marionetką w rękach Czarnego Pana, jego nawrócenie się zalatywało puszką Pandory. Mimo wszystko część mnie chciała wierzyć, że to jednak prawda. Że przyjaciel, który wydawał mi się martwy, wrócił zza grobu - czy w świecie porażonym anomaliami piękno tej perspektywy nie wydawało się nazbyt idylliczne?
Powstrzymałem się od komentarzy, przenosząc uwagę na Bena. Wiedziałem, że będzie chciał go chronić - za wszelką cenę. Wiedziałem także, że negatywna reakcja Zakonników - zupełnie naturalna - podziała na niego niczym płachta na byka.
- Musimy być zdolni do podejmowania ryzyka. Ten człowiek może nam pomóc. - Zwróciłem się do Zakonników. - Nie mam podstaw, aby ufać Per...egrinowi, ale ufam Benjaminowi. Na pewno wie, co robi. - Poparłem przyjaciela, zanim ten jeszcze - w nerwach - opuścił salę zebrania. Chciałem z nim porozmawiać. Na osobności. Zrozumieć. A przynajmniej spróbować. Dyskusje na spotkaniu wydłużały się jednak, kradnąc cenny czas; w niedługim czasie musiałem stawić się na służbie, a praktyczny brak możliwości teleportacji skutecznie mnie pozwalał. Kiedy w końcu opuściłem Gospodę, nie miałem już czasu, aby dorwać Wrighta - choć może te rozmowę należało odłożyć do czasu, aż jego głos nie wróci do pełnej sprawności.
zt
Prawie jak całe moje życie.
Gdy Ben wręczył mi w dłoń kartkę - zabazgraną nierównym pismem i pełną byków, które przez lata wymieniania ze sobą listów pokochałem całym lisim sercem - żołądek podszedł mi do gardła. Choć na świstku papieru nie pojawiło się konkretne nazwisko, fakt, że to akurat mnie poprosił o przeczytanie tej własnie wiadomości niepokojąco zbiegał się z listem, który niedawno otrzymałem - i który nadal pozostawał bez odpowiedzi.
W lot pojąłem, że chodziło o Percivala.
Nie dałem tego po sobie poznać, uważnie obserwując reakcje Zakonników. Sam nie miałem podstaw, aby mu ufać. Mógł być świetną marionetką w rękach Czarnego Pana, jego nawrócenie się zalatywało puszką Pandory. Mimo wszystko część mnie chciała wierzyć, że to jednak prawda. Że przyjaciel, który wydawał mi się martwy, wrócił zza grobu - czy w świecie porażonym anomaliami piękno tej perspektywy nie wydawało się nazbyt idylliczne?
Powstrzymałem się od komentarzy, przenosząc uwagę na Bena. Wiedziałem, że będzie chciał go chronić - za wszelką cenę. Wiedziałem także, że negatywna reakcja Zakonników - zupełnie naturalna - podziała na niego niczym płachta na byka.
- Musimy być zdolni do podejmowania ryzyka. Ten człowiek może nam pomóc. - Zwróciłem się do Zakonników. - Nie mam podstaw, aby ufać Per...egrinowi, ale ufam Benjaminowi. Na pewno wie, co robi. - Poparłem przyjaciela, zanim ten jeszcze - w nerwach - opuścił salę zebrania. Chciałem z nim porozmawiać. Na osobności. Zrozumieć. A przynajmniej spróbować. Dyskusje na spotkaniu wydłużały się jednak, kradnąc cenny czas; w niedługim czasie musiałem stawić się na służbie, a praktyczny brak możliwości teleportacji skutecznie mnie pozwalał. Kiedy w końcu opuściłem Gospodę, nie miałem już czasu, aby dorwać Wrighta - choć może te rozmowę należało odłożyć do czasu, aż jego głos nie wróci do pełnej sprawności.
zt
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Eliksiry rozeszły się dość szybko: zupełnie tak, jak ostatnio. Norweg spokojnie zaczął pakować kilka ostatnich fiolek, jednak zatrzymał się w pół ruchu i uniósł spojrzenie, chłodnym wzrokiem siekającym spod rudych brwi wyszukując lisiej sylwetki aurora. Fox składał u niego pewne zamówienie, które miał otrzymać właśnie na spotkaniu Zakonu - nigdzie jednak nie dostrzegł stróża prawa. W myślach wzruszył ramionami i skończył zbieranie swoich zabawek. Nim jednak zdążył przejść do chyba rutynowego już podziału ingrediencji podeszła do niego pewna niska, jasnowłosa istota. Åsbjørn przyglądając się jej uświadomił sobie, skąd ją pamięta - konkurs alchemiczny. Kiedy się przedstawiła zaczął czuć walę gorącego wstydu, która powoli ze środka ciała zaczęła wylewać się na zewnątrz, na pokryte piegami policzki. Napisała do niego list w zeszłym miesiącu, na który tak właściwie nigdy jej nie odpisał. Lecz było jeszcze gorzej. Istota przekazała mu do rąk własnych kilka naprawdę wartościowych ingrediencji. Nie pozostało mu więc nic innego jak podziękować i przeprosić za swoją gburowatość i zapewnić, że jak najbardziej może udzielić jej lekcji. Zwłaszcza, że chciała wraz z nim pracować nad eliksirem. Norweg kiwnął głową i dał parę zdawkowych informacji, tyle ile sam wiedział. Nie miał jeszcze zebranej grupy badawczej i dopóki nie rozwiąże tej kwestii nie mogło być większej mowy o jakichkolwiek działaniach na tym polu. Potrzebował ludzi specjalizujących się w różnych dziedzinach nauki. I drugiego alchemika - którego znalazł zaskakująco szybko. W czasie rozmowy z Charlene czuł się spięty. Może gdyby siedzieli w pracowni, bez tylu ludzi dookoła to poczułby się inaczej. Swobodniej. Tak to do jego uszu docierała wciąż plątanina głosów, brzęk szkła, ludzie przechodzili obok - kakofonia dźwięków uderzała w jego cichy i spokojny świat wewnętrzny. Ilość bodźców wywoływała w nim uczucie osaczenia, dlatego kiedy w końcu uzgodnił wszystkie szczegóły z każdym zainteresowanym czym prędzej opuścił pokój, czując na sobie baczne spojrzenie Skamandera.
| zt
| zt
Asbjorn Ingisson
Zawód : Alchemik na oddziale zatruć w św. Mungu, eks-truciciel
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Wiem dokładnie, Odynie
gdzieś ukrył swe oko
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
19 maja
Nie czuje się jak ona - nie w burym, wypłowiałym płaszczu, którym opatuliła się cała, zupełnie w nim tonąc; w porównaniu z tym, który uszyła sobie ze skrawków kwiecistych resztek materiałów, aktualny wygląda smętnie i nijako. Ale taki ma być - jakby ulepiono go z porannej mgły, szarej, kamuflującej wszystkie barwy; ma rozpłynąć się w nim, zniknąć w otoczeniu. Przecież to właśnie robią, przemykają z samego rana do Świńskiego Łba, nadrabiając drogi i wspinając się na przecinające ich trasę pagórki; łapie zadyszkę już po kilkuset metrach, ale stara się robić długie kroki, żeby jakoś za Hagridem nadążyć.
Milczy.
To niepokojący objaw; od wczoraj nie wypowiedziała zbyt wielu słów, zbyt wiele ich kłębi się w jej głowie, stara się nawlec je na nitkę sensu, uszyć z nich coś, co wyjaśni wszystko to, co działo się w jej życiu. Zamiast dwudziestu minut - godzina dziesięć krążenia po okolicznych łąkach, żeby mieć pewność, że nie natkną się na nikogo w trakcie tej wyprawy.
Uparła się, że chce zobaczyć szafkę zniknięć osobiście, bo skoro mają ten cały misterny plan, to pasowałoby jeszcze, żeby działał. Nie podobało jej się do końca, że Bernie, Hagrid i ich znajomy mieli stać na pierwszej linii frontu, gdyby ktoś dowiedział się o chacie będącej jej własnością. Ale wiedziała, że roszada miejsca zamieszkania jest czymś, z czego Marcy nie zrezygnuje. Musiała się przeprowadzić, jakoś to zniesie. Aczkolwiek - jeśli szafki mają być zabezpieczeniem, to powinni najpierw sprawdzić, czy Hagrid się w nich zmieści.
Milczała naprawdę długo. Ale ile można iść w takiej ciszy?
- Wiesz, ponoć nie rozróżnia się tych nazw, nie ma szafki zniknięć i szafki pojawień, są tylko dwie szafki zniknięć i rzekomo mają być dość... pojemne, jakoś poszerzane w środku magią; Alistair mówił, że ta jego jest ogromna, a że i tak ma ją na zbyciu, to sprzeda ją z małym rabatem - skomunikowali się sowami wczoraj, wstępnie wszystko zostało dogadane. Pozostało tylko wymienić pieniądze na dwie potężne szafy, które ktoś później odbierze i przetransmutuje do wielkości kieszonkowej.
Właściwie każdy - oprócz niej, oczywiście - miał na głowie milion rzeczy do załatwienia przed wieczorną przeprowadzką. Więc zadanie dla siebie wymyśliła sama i choć nie była pewna, czy niezbędne są jej osobiste oględziny, przy Figgach kłóciła się zażarcie, że tak właśnie jest. Byle tylko wyrwać się na chwilę z tego domu. Zanim zamkną ją na krańcu świata na całą wieczność.
- Bo ogólnie to było tak, że pani Spears powiedziała mi kiedyś, że raz jej kot wszedł do takiej szafy i już nie wyszedł, miała taką na strychu, ale nie wiedziała, gdzie jest druga, nigdy tego nie sprawdziła, raz tylko wrzuciła tam list, chcąc nawiązać kontakt z osobą z drugiej strony... szafy, w sumie szkoda, że nie dostała odpowiedzi, bardzo byłam ciekawa, jaka była historia rozdzielenia tych dwóch mebli. W każdym razie, zastanawiałam się, czemu się tak nad tym rozwodzi, a potem wszystko stało się jasne, kiedy zobaczyłam porozwieszane na słupach ogłoszenia od starego Allie'ego, za którym wybitnie nie przepada. Ogłaszał się, że ma w knajpie takie cudo i sprzeda je chętnie, bo to za dużo miejsca zajmuje, a to nawet nie jest jedna szafa, tylko dwie, no i nic się w tym przechowywać nie da... bo nigdy nie wie, czy włożył coś do jednej, czy do tej drugiej, a jak ma wrażenie, że do tej pierwszej, to i tak potem kończy się na zabawie w chowanego... i odkrywa schowaną rzecz w tej drugiej szafie... gracie w chowanego? - powinna mieć zeszyt do notowania takich rzeczy, może kiedyś napisze książkę o różnicach kulturowych pomiędzy mugolami a czarodziejami... myślała nawet o audycji na ten temat, ale teraz... to już chyba nieaktualne. - To znaczy całej tej opowieści nie było na ogłoszeniu, to mi już sam powiedział, jak do niego wpadłam na herbatkę ziołową, piwo ma może dobre, ale nic nie przebije jego herbaty... - zaczerpnęła oddech i zdała sobie sprawę, że nie miała zielonego pojęcia, na czym skończyła, ani co tak właściwie zdołała już wyartykułować. - Ma nas wpuścić od zaplecza, szafy czekają w pokoju, do którego nikt poza nim nie ma dostępu, możemy się tam zamknąć na klucz, sprawdzić te szafy i zawołać go, jak już skończymy... o, o wilkołaku mowa, dzień dobry, Allie, podoba mi się twój dzisiejszy kształt wąsów, to pioruny? - przybliżyła się nieco, sięgając ostrożnie w stronę cudacznego tworu. - To Hagrid, Hagrid, to Allie, chodźmy już lepiej do środka - obiecała Marcelli, że nie będzie się niepotrzebnie narażać - poprawiła kaptur, żeby zasłaniał jej twarz i wślizgnęła się do środka, omijając salę główną i od razu kierując się po schodach na górę.
Nie czuje się jak ona - nie w burym, wypłowiałym płaszczu, którym opatuliła się cała, zupełnie w nim tonąc; w porównaniu z tym, który uszyła sobie ze skrawków kwiecistych resztek materiałów, aktualny wygląda smętnie i nijako. Ale taki ma być - jakby ulepiono go z porannej mgły, szarej, kamuflującej wszystkie barwy; ma rozpłynąć się w nim, zniknąć w otoczeniu. Przecież to właśnie robią, przemykają z samego rana do Świńskiego Łba, nadrabiając drogi i wspinając się na przecinające ich trasę pagórki; łapie zadyszkę już po kilkuset metrach, ale stara się robić długie kroki, żeby jakoś za Hagridem nadążyć.
Milczy.
To niepokojący objaw; od wczoraj nie wypowiedziała zbyt wielu słów, zbyt wiele ich kłębi się w jej głowie, stara się nawlec je na nitkę sensu, uszyć z nich coś, co wyjaśni wszystko to, co działo się w jej życiu. Zamiast dwudziestu minut - godzina dziesięć krążenia po okolicznych łąkach, żeby mieć pewność, że nie natkną się na nikogo w trakcie tej wyprawy.
Uparła się, że chce zobaczyć szafkę zniknięć osobiście, bo skoro mają ten cały misterny plan, to pasowałoby jeszcze, żeby działał. Nie podobało jej się do końca, że Bernie, Hagrid i ich znajomy mieli stać na pierwszej linii frontu, gdyby ktoś dowiedział się o chacie będącej jej własnością. Ale wiedziała, że roszada miejsca zamieszkania jest czymś, z czego Marcy nie zrezygnuje. Musiała się przeprowadzić, jakoś to zniesie. Aczkolwiek - jeśli szafki mają być zabezpieczeniem, to powinni najpierw sprawdzić, czy Hagrid się w nich zmieści.
Milczała naprawdę długo. Ale ile można iść w takiej ciszy?
- Wiesz, ponoć nie rozróżnia się tych nazw, nie ma szafki zniknięć i szafki pojawień, są tylko dwie szafki zniknięć i rzekomo mają być dość... pojemne, jakoś poszerzane w środku magią; Alistair mówił, że ta jego jest ogromna, a że i tak ma ją na zbyciu, to sprzeda ją z małym rabatem - skomunikowali się sowami wczoraj, wstępnie wszystko zostało dogadane. Pozostało tylko wymienić pieniądze na dwie potężne szafy, które ktoś później odbierze i przetransmutuje do wielkości kieszonkowej.
Właściwie każdy - oprócz niej, oczywiście - miał na głowie milion rzeczy do załatwienia przed wieczorną przeprowadzką. Więc zadanie dla siebie wymyśliła sama i choć nie była pewna, czy niezbędne są jej osobiste oględziny, przy Figgach kłóciła się zażarcie, że tak właśnie jest. Byle tylko wyrwać się na chwilę z tego domu. Zanim zamkną ją na krańcu świata na całą wieczność.
- Bo ogólnie to było tak, że pani Spears powiedziała mi kiedyś, że raz jej kot wszedł do takiej szafy i już nie wyszedł, miała taką na strychu, ale nie wiedziała, gdzie jest druga, nigdy tego nie sprawdziła, raz tylko wrzuciła tam list, chcąc nawiązać kontakt z osobą z drugiej strony... szafy, w sumie szkoda, że nie dostała odpowiedzi, bardzo byłam ciekawa, jaka była historia rozdzielenia tych dwóch mebli. W każdym razie, zastanawiałam się, czemu się tak nad tym rozwodzi, a potem wszystko stało się jasne, kiedy zobaczyłam porozwieszane na słupach ogłoszenia od starego Allie'ego, za którym wybitnie nie przepada. Ogłaszał się, że ma w knajpie takie cudo i sprzeda je chętnie, bo to za dużo miejsca zajmuje, a to nawet nie jest jedna szafa, tylko dwie, no i nic się w tym przechowywać nie da... bo nigdy nie wie, czy włożył coś do jednej, czy do tej drugiej, a jak ma wrażenie, że do tej pierwszej, to i tak potem kończy się na zabawie w chowanego... i odkrywa schowaną rzecz w tej drugiej szafie... gracie w chowanego? - powinna mieć zeszyt do notowania takich rzeczy, może kiedyś napisze książkę o różnicach kulturowych pomiędzy mugolami a czarodziejami... myślała nawet o audycji na ten temat, ale teraz... to już chyba nieaktualne. - To znaczy całej tej opowieści nie było na ogłoszeniu, to mi już sam powiedział, jak do niego wpadłam na herbatkę ziołową, piwo ma może dobre, ale nic nie przebije jego herbaty... - zaczerpnęła oddech i zdała sobie sprawę, że nie miała zielonego pojęcia, na czym skończyła, ani co tak właściwie zdołała już wyartykułować. - Ma nas wpuścić od zaplecza, szafy czekają w pokoju, do którego nikt poza nim nie ma dostępu, możemy się tam zamknąć na klucz, sprawdzić te szafy i zawołać go, jak już skończymy... o, o wilkołaku mowa, dzień dobry, Allie, podoba mi się twój dzisiejszy kształt wąsów, to pioruny? - przybliżyła się nieco, sięgając ostrożnie w stronę cudacznego tworu. - To Hagrid, Hagrid, to Allie, chodźmy już lepiej do środka - obiecała Marcelli, że nie będzie się niepotrzebnie narażać - poprawiła kaptur, żeby zasłaniał jej twarz i wślizgnęła się do środka, omijając salę główną i od razu kierując się po schodach na górę.
magnolie chylą na bok ciężar białych twarzy
nie mówmy dziś o śmierci, gdy świat się rozmarzył
nie mówmy dziś o śmierci, gdy świat się rozmarzył
Ella Figg
Zawód : nić widmo
Wiek : 26
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Panna
nie wypełniony tobą
mój pokój się nie kończy
nie ma ścian
ani okien
mój niepokój o ciebie
ogromnieje
mój pokój się nie kończy
nie ma ścian
ani okien
mój niepokój o ciebie
ogromnieje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Charłak
Nieaktywni
Strona 28 z 28 • 1 ... 15 ... 26, 27, 28
Pokój gościnny
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Hogsmeade :: Gospoda pod Świńskim Łbem